Młodość. Cz.1
Harry leżał w lochach. Wciąż czuł ból po zaklęciu Cruciatus, jakie rzucił na niego Voldemort. Na szczęście w samą porę do lochów wpadł Dumbledore. Lordowi udało się jakimś cudem uciec. Nie był z tego powodu bardzo zmartwiony. Wyglądało to tak jakby specjalnie czekał na Dumbledorea. Jakby chciał go wywabić z gabinetu, odwrócić jego uwagę.
- Co to znaczy? - spytał Harry, wskazując zielonkawy napis na ścianie, który pojawił się wcześniej za sprawą Voldemorta.
- To chyba jakieś zaklęcie. Wypowiedział je a nam zapisał byśmy wiedzieli co zrobił.
- Ale teraz łatwiej będzie znaleźć przeciwzaklęcie. - powiedziała Hermiona wchodząc wraz z Ronem do lochu.
- Racja. - powiedział Dumbledore - Może chce nam udowodnić, że nawet teraz go nie pokonamy. Ma bardzo wysokie mniemanie o sobie.
- Ale co to za zaklęcie? - spytał Ron
- Nie wiem nie znam go. - odpowiedział zamyślony Dumbledore.
Wspomnienia mają nawet najstarsi
Wiedzą ile w młodości byli warci
Niektórzy jednak zapominają
Jakie młodzi głupstwa poczynają
Na starość się ich wypiera każdy
Czy sławny, czy mało ważny
Pamięć im czasem szwankuje
Kolejne pokolenia oszukuje
Niech sobie przypomną właśnie teraz
Jak szalali w młodości nie raz.
- O Jezu!
- Co się stało Hermiono? - spytał dyrektor - Znasz to zaklęcie?
- Profesor Flitwick o tym mówił. Ten wierszyk opisuje zaklęcie Dermisis. Zaklęcie, które wybrane osoby cofa do wieku młodości.
- Kogo on cofnął? - spytał zaskoczony Harry - Przecież uczniowie są młodzi!
- Ale nauczyciele nie. - powiedział Dumbledore.
- I duchy. - powiedziała w zamyśleniu Hermiona - To zaklęcie może z nich uczynić młodych, żywych ludzi!
- O Jezu... Irytek! - jęknął dyrektor - Chodźcie zobaczymy co tam się dzieje.
Wyszli z lochów. Harry nie był zbyt ciężko ranny, tylko trochę poobijany. Szedł więc spokojnie bez niczyjej pomocy. Nagle z jednego z korytarzy po bokach wyszła młoda dziewczyna. Na oko miała z piętnaście, szesnaście lat. Miała długie do ramion ciemnoblond włosy i ciemno brązowe oczy. Hermiona jęknęła cicho. Poznała ją po prostokątnych okularach, ale trudno było jej sobie wyobrazić, że profesor McGonagall ma piętnaście lat i chodzi w niebieskich dżinsach i fioletowej bluzeczce.
- Minerva? - spytał zaskoczony dyrektor
- Panie profesorze! - ucieszyła się Minerva - Może mi pan wyjaśnić, co tu się stało? Dlaczego nie ma nikogo, kogo bym znała? I kim są oni? Nie znam ich nawet z widzenia!
- Profesor McGonagall? - prawie krzyknął zszokowany Ron.
- Profesor? - Minerva McGonagall była równie zaskoczona - Panie profesorze, o co chodzi? - jęknęła
- Minervo idź pod mój gabinet. Zaraz tam przyjdziemy z resztą tobie podobnych. Na razie niech Ci wystarczy, że jesteśmy w przyszłości.
- Fakt, posiwiał pan. - rzekła Minerva z uśmiechem i pobiegła w kierunku gabinetu.
- Mam do was prośbę - odezwał się znów Dumbledore - Idźcie i znajdźcie wszystkich, którzy nie są z czasów obecnych.
- Dobrze. - powiedziała Hermiona i już miała ruszyć gdy nagle Ron zaczął się śmiać.
Padł na podłogę i bijąc pięścią w podłogę śmiał się coraz głośniej.
- Ron dobrze się czujesz? - spytała Hermiona patrząc na niego z politowaniem
- Wręcz świetnie. - wysapał Ron.
- Więc o co chodzi panie Weasley? - spytał zaskoczony dyrektor.
- Po prostu już nie mogę się doczekać kiedy spotkamy Snapea!
- O tak, tego obawiam się najbardziej. - rzekł dyrektor, a cała trójka wbiła w niego ciekawe spojrzenie. Jednak ten nic już nie powiedział tylko ruszył do sowiarni. Posłać po zastępstwa.
Cdn.
Młodość cz. 2
Hermiona i jej przyjaciele sprowadzili pod gabinet sporą grupkę osób. Nie było trudno ich znaleźć, ale mimo to zmęczyli się, bo musieli przeszukać cały Hogwart. Ich "nauczyciele" patrzyli zdziwieni po sobie, niektórzy odnaleźli znajomych i teraz rozmawiali z nimi wesoło. Dyrektor stał po środku i patrzył na swych uczniów.
- Cisza! - zawołał- Chodźmy do gabinetu.
Puścił przodem "nauczycieli" i został z tyłu wraz z trójką przyjaciół.
- Czy wśród nich jest Snape? - spytał Ron z ciekawością
- Nie ma i to mnie najbardziej przeraża, choć brakuje jeszcze kilku nauczycieli.
- Czemu? Był złym uczniem? - spytał Harry z nadzieją
Dumbledore westchnął tylko i nic nie powiedział. Weszli do gabinetu gdzie po kątach poustawiali się byli nauczyciele. Tylko jeden siedział. Na fotelu Dumbledorea i głaskał Fawkes'a, który siedział mu na kolanie.
- Co tu robisz? - spytał dyrektor, a chłopak spojrzał na niego zaskoczony.
- Siedzę. - odpowiedział spokojnie
- Zejdź z mojego fotela. I skąd znałeś hasło?
- Zgadłem. - powiedział wstając z wyraźną niechęcią.
Dumbledore wyczarował małe drewniane krzesła i na nich usiedli nauczyciele, Ron, Hermiona i Harry. Ten nauczyciel zza biurka przyglądał się Harry'emu uważnie. Zresztą Harry jemu też. Zastanawiał się, którym z brakujących nauczycieli jest chłopak. Miał on krótkie, czarne włosy, stojące do góry i czarne jak węgiel oczy. Gdy Dumbledore usiadł chłopak spojrzał na niego i podniósł rękę do góry.
- O co chodzi? - spytał zrezygnowany dyrektor
- Czy ten mały...
- Obecnie jak wszyscy tu obecni jesteś w jego wieku.
- Ale jest niższy.
- Dobrze, o co chodzi?
- Czy on jest synem Śmottera?
- James Potter jest jego ojcem, jeśli o to pytałeś. - odpowiedział z naciskiem ktoś z tyłu. Harry poznał głos swojego ojca chrzestnego, który nauczał obrony przed czarną magią.
- Black! Coś tak się na końcu schował? Boisz się? No chodź nie mam kogo wkurzać.
- Odwal się.
- Oj Blackie! Do nogi!
- Severus ! Syriusz! Spokój! - wrzasnął dyrektor. Gdy zapadła cisza chciał już zacząć mówić ręka Snapea ponownie wystrzeliła w górę.
- O co chodzi? - spytał dyrektor siląc się na spokój.
- Dlaczego syn, sądząc po czuprynie, Molly zrobił minę jak Black na widok chodzącej kości?
- Severusie!
- Chciałem powiedzieć zaskoczoną.
- Bo zdziwił się, że jego nauczyciel eliksirów zachowuje się jak zwykły cham.
- Syriusz uczy eliksirów?
- TY UCZYSZ!!! - wrzasnął Dumbledore
- CO??? - wrzasnął Snape - Ja????? - Syriusz chichotał z tyłu - Jasne, a niby Sybilla uczy wróżbiarstwa.
- Profesor Trelavney uczy wróżbiarstwa. - powiedziała Hermiona z uśmiechem. Snape spojrzał na nią zaskoczony.
- Żartujesz? - Hermiona pokręciła z rozbawieniem głową.
- Ta szkoła schodzi na psy.
- Severusie.
- Przepraszam Black.
Cdn.
3
Hermiona, Ron i Harry chodzili po Hogwarcie w poszukiwaniu osób z listy, którą sporządził Dumbledore. Była to lista uczniów, którzy jako jedyni mieli być wtajemniczeni w to, co się dokładnie stało. Ktoś musiał w końcu pomagać dyrektorowi. Na resztę postanowił rzucić specjalne zaklęcie, by zmodyfikować ich pamięć. Kazał im mianowicie wierzyć, że ci nowi uczniowie, których nie znają przyjechali do Hogwartu w ramach wymiany studentów z innej szkoły, niejakiej Franglifton. Zaklęcie zmuszało ich również do myślenia iż nowi nauczyciele są tu już od dawna i każdego z nich uczą od pierwszej klasy. Na szczęście profesorowie na zastępstwo przybyli już następnego dnia rano i od poniedziałku mogli rozpocząć lekcje. Każdy z nich zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji i dlatego przybył najszybciej jak potrafił. Jednak Dumbledore chciał mieć też kilku "swoich" uczniów, by lepiej pilnować odmłodniałych nauczycieli. W tym celu sporządził ową listę. Po godzinie do sali od historii magii sprowadzono wybranych uczniów. Siedzieli tam już młodzi nauczyciele i szczerze mówiąc nie wszystkim się to podobało. Tak, więc gdy wreszcie pojawiło się jakieś urozmaicenie w postaci wybranych uczniów wszyscy znudzeni się ocknęli i ożywili. Dumbledore siedział na fotelu i poprosił przybył aby usiedli na krzesłach. Usiedli ciekawie patrząc na nieznanych im ludzi. Przynajmniej tak sądzili. Dyrektor wybrał po czwórce z każdego domu, a z Gryffindoru piątkę, gdyż najwięcej nauczycieli było z tego domu. I tak Slytherin: Draco Malfoy (prefekt domu i zarazem prefekt naczelny klasa 5), Pansy Parkinson (klasa 5), Milicjenta Bulstrode (klasa 5) i Jacklin Tomson (klasa 7); Hufflepuff: Hanna Abbot (klasa 5), Justin Finch-Fletchley (klasa 5 prefekt domu), Kornelia Bigness (klasa piąta) i Bill Frotford (klasa siódma); Revanclev Cho Chang (klasa 6 prefekt domu), Terry Boot (klasa 5), Mandy Brocklehurst (klasa 5) i Dana Freedgull (klasa 7); Gryffindor: Hermiona Granger (klasa 5, prefekt domu i prefekt naczelny), Harry Potter (zaskakujące, również 5 klasa!), Ron Weasley (kolejna niespodzianka, 5 klasa!) oraz (gwódź programu) Fred i George Weasley (klasa siódma). Cała siedemnastka siedziała sztywno na krzesłach i zastanawiała się czego chce od nich dyrektor. Prawie cała. Fred i George wpatrywali się z otwartymi ustami w "profesora" Snapea.
- Moi drodzy Ci ludzie, których tu widzicie będą przez jakiś czas uczniami Hogwartu.
- Ale czad.
- Siedź cicho! - powiedział dyrektor, a Severus Snape posłusznie zamilkł. - Wierzcie albo nie, ale są to cofnięci przez Voldemorta do wieku piętnastu lat, wasi nauczyciele....
- ON JEST NAUCZYCIELEM ???!!! - wrzasnęli jednocześnie bliźniacy, pokazując na ex mistrza eliksirów.
- Widzi pan? A wszyscy się na mnie głupio patrzyli jak nie chciałem w to uwierzyć!
- Skąd go znacie? - spytał zaskoczony dyrektor bliźniaków.
- Czytaliśmy kroniki szkolne, bo układaliśmy je w porządku chronologicznym na jakimś szlabanie...
- Już ich lubię! - powiedział Snape z uśmiechem
- ... i znaleźliśmy tam jego opis i zdjęcie.
- Podpis był zamazany, więc nie wiemy kto to, ale...
-... ale po opisie wątpię, żeby go pan zatrudnił.
- Też w to wątpię. - rzekł Snape. - A nawiasem mówiąc ciekawe, kto zamazał podpis. - powiedział Snape, patrząc na Łapę.
- Wiem, że całej waszej trójce będzie w to trudno uwierzyć, ale Severus bardzo się zmienił od czasów szkolnych.
- SEVERUS?????? - wrzasnęli bliźniacy, a wraz z nimi większość zebranych.
- Na gorsze, czy na lepsze? - spytał Severus.
- Według twojego sposobu rozumowania? Na gorsze.
- To on ma w ogóle jakiś sposób rozumowania? Myślałem, że go jeszcze nie odkrył...
- Oj zamknij się Łapa. Ja przynajmniej mam szansę go odkryć.
- Spokój!!! - krzyknął Dumbledore. - Dobrze drodzy uczniowie, to jest profesor Snape. A teraz zapoznam was z moim planem, w którym weźmiecie udział...
Dyrektor zaczął opisywać swój plan spokojnym głosem, odpowiadał na wszystkie pytania bardzo szczegółowo. Mówił jednym tonem w równym rytmie... Severus zasnął, położywszy głowę na ławce. Miał wprawę, jakby nie było, to sala od Historii Magii.
Syriusz po raz pierwszy się z nim zgodził i po chwili chrapali razem, na szczęście na tyle cicho, że nie zagłuszali dyrektora.
4
Severus Snape otworzył jedno oko, budząc się z drzemki. Jednak to, co zobaczył zaskoczyło go całkowicie. Otworzył drugie oko dla porównania obrazu. Nadal był święcie przekonany, że miejsce, w którym się znajduje z całą pewnością nie jest salą lekcyjną. A tym bardziej salą, w której zasnął. Budzenie się w zupełnie odmiennym miejscu od miejsca zaśnięcia nie było dla Severusa czymś nowym. To, że nie pamiętał co się z nim działo i jak tu trafił też. Jednak zdziwiło go, to że nie pamiętał, by coś pił.
To już było dziwne. Spojrzał w sufit i na odsłonięte kotary łóżka, w którym leżał.
-Gdzie ja do diabła jestem? - zapytał dość głośno.
-W łóżku. - padła odkrywcza odpowiedź.
-Czyim?
-No wiesz Sev? - zaśmiał się Łapa z sąsiedniego łóżka
-Inaczej. Gdzie to łóżko stoi?
-Szczerze mówiąc nie wiem dopiero co się obudziłem, ale... zaraz, to moje dormitorium!!! Tylko zgodnie z tym co gadał dyrektor ładnych parę lat później.
Sev rozejrzał się.
-Skoro tak twierdzisz. Nie wiem nigdy nie widziałem chłopięcego dormitorium Gryffindoru.
-A żeńskie widziałeś?- zarechotał Black.
-Przelotnie.
-Hę? Jak to "Przelotnie"?
-Nie skupiałem się na wystroju wnętrza.
Gdy Łapa miał już o coś zapytać do pokoju wpadli Ron i Harry.
-Obudziliście się! - zawołał Ron wyjątkowo jak na niego spostrzegawczo
-Nie Weasley. Jesteśmy iluzją wywołaną przez to co nazywasz własnym mózgiem, na skutek silnego przemęczenia tegoż organu spowodowanego zbyt wieloma nieudanymi próbami myślenia.
-E, co?
-On z ciebie kpił Ron. - olśnił rudzielca Syriusz - Ale masz rację obudziliśmy się. Co teraz?
-Co chcecie jest sobota. - powiedział Harry, a na twarzy Snapea odmalował się dziwny uśmieszek.
-Co chcemy? - spytał, by potwierdzić swoje domyślenia.
-No... tak. - powiedział Ron, a gdy uśmieszek się poszerzył dodał szybko - Ale wy dwaj macie być szczególnie pilnowani i nie dopuszczani do możliwości łamania regulaminu. - wyrecytował formułkę wbitą mu do głowy przez Dumbledorea.
-Eeeee nuda. - podsumował Severus.
-Niekoniecznie. - oczy Łapy zabłysły złowrogo - Czy nie mogliby nas pilnować ci rudzi bliźniacy?
-Właściwie... - zaczął Harry
-MOGLIBY!!! - wrzasnęli bliźniacy stając w drzwiach.
Snape i Syriusz uśmiechnęli się w charakterystyczny dla ich szczeniackich lat uśmiech.
Na widok tego uśmiechu i błysku w oczach wszyscy im podobni cieszyli się i chcieli imprezować, a pani Noris mało nie odstawała zawału.
Była bardzo wrażliwą kotką.
Cdn.
5
Szkolnymi korytarzami zmierzała czwórka uczniów. Na twarzy każdego z nich malował się mściwy uśmieszek. Byli to Fred, George, Severus i Syriusz. Byli bardzo dumni ze swego "przywitania" z panią Noris i Argusem Filchem. Ten ostatni jeszcze nie dowiedział się o prezencie powitalnym i tylko to uchroniło szkołę od wysłuchiwania jego przekleństw. Już dawno ściany tego zamku nie słyszały go w takim nasileniu. Odkąd Huncwoci i paczka Snapea skończyli szkołę. Właśnie pogrążeni w rozmowie łobuziacy szli szerokim szkolnym korytarzem, gdy zza jakiś drzwi doszedł ich podniesiony głos dyrektora. Dumbledore rzadko podnosił głos, nawet na nich. Wzbudziło, więc to zainteresowanie rozbawionej młodzieży. Przyjrzeli się uważniej drzwiom obok, których przeszli. To był pokój nauczycielski. Spojrzeli na siebie i zrozumieli się bez słów. Podeszli na palcach do drzwi i przytknęli uszy.
-Powtarzam ci Alastorze, że wiem o tym, że coś trzeba zrobić! - powiedział podniesionym głosem Dumbledore.- Tylko nie wiem, co. -dodał już cicho i jakoś tak dziwnie. Jak na niego bardzo dziwnie. Jakoś tak smutno, jakby się bał. To z kolei przestraszyło stojących pod drzwiami chłopców.
-Chyba ktoś bardzo chce się dowiedzieć o czym mówimy. - powiedział szalonooki Moody w tym samym momencie otwierając gwałtownie drzwi.
Do pomieszczenia wpadła czwórka uczniów i wylądowała w niezbyt wygodnych pozycjach na podłodze.
-Złazić ze mnie! Czyja to noga?
-AAAA! Moja kretynie! A masz!
-Ała! To nie jego!
-Sorry Fred.
-George.
-Jeden pies.
-Dobrze powiedziane Black.
-CISZA!!! - przerwał wciągającą debatę na temat właścicieli poszczególnych części ciała, Moody.
-Czego tu chcieliście? - spytał dyrektor - Czemu podsłuchiwaliście? - mówił tym samym smutnym głosem. Przestraszonym, w którym pobrzmiewała nuta zmęczenia.
-My? Podsłuchiwaliśmy?
-Snape.
-No dobrze, ale podsłuchiwaliśmy przez pana...
-Co?
-No bo pan krzyczał, a że pan nigdy nie krzyczy, to rozbudził pan naszą ciekawość! - wytłumaczył Black.
Zapadła niezręczna cisza. Dyrektor nie wiedział co powiedzieć, chyba po raz pierwszy w swojej karierze. Pewnie ta sytuacja trwała by dłużej gdyby nie krzyk, który dopiero co podniesionych chłopców znów o mało nie powalił na ziemię.
-CO ONI CI ZROBILI?????????????? ZABIJĘ TYCH DRANI!!!!!!!
Dumbledore spojrzał znacząco na stojących przed nim uczniów. Oni nagle zainteresowali się obrazkami na ścianach i widokiem za oknem.
-Każdy z was traci po 20 punktów dla swojego domu.
-Za co, panie profesorze? - spytał z niewinną minką Severus.
-Za podsłuchiwanie. Za to co zrobiliście woźnemu oberwiecie później.
-Ale pan nie ma dowodów, że to my.
-Syriuszu, a niby kto?
-Potter.
-Severusie, to Harry, a nie James.- powiedział z iskierką rozbawienia dyrektor.
-Ale winę zwalić i tak można. - odparł szybko uczeń.
-To nie był Potter panie profesorze. - odezwał się Fred (George?) smutnym głosem i ze wzrokiem wbitym w podłogę. - My widzieliśmy kto to zrobił, ale nie chcieliśmy go wydać, bo Severus mógłby mieć problemy.
-Zwalasz na mnie? - spytał zaskoczony Snape, a Syriusz zarechotał.
-Nie. - odparł przemawiający bliźniak, po czym kontynuował.- To był Malfoy, ale my nie chcieliśmy, żeby ślizgoni znienawidzili Severusa od razu na początku...
-Całkiem nieźle Fred. - powiedział Moody
-Ale?
-Ale i tak nie uwierzymy, że odżałowaliby sobie przywitanie z Argusem. - dokończył wypowiedź kolegi dyrektor. - A teraz już idźcie. Macie obiad.
Czwórce aniołków (z różkami) nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. W ułamku sekundy wypadli z komnaty. Szli wesoło korytarzem. Śmiali się i żartowali, ale coś nie dawało im spokoju. Ten ton dyrektora. Przeraził ich bardziej niż gdyby zobaczyli Voldemorta na własne oczy. Jeśli bał się dyrektor sprawa musiała być bardzo poważna. Nawet oni, którzy nie przejmowali się niczym za bardzo teraz to odczuli. Wiedzieli, że czekają ich poważne kłopoty. Już niedługo. Bali się Voldemorta i jego ludzi, ale zza rogu wyłoniło się o wiele bliższe zagrożenie i w tej chwili z pewnością o wiele bardziej wściekłe.
- Co zrobiliście mojej kotce?!?! - wydarł się na nich.
Winowajcy spojrzeli po sobie i wyrwali biegiem jak najdalej od Filcha i jego kotki wymalowanej w kwiatki odblaskową farbą. Ona też nie była zbyt mile nastawiona. Ona i jej pazury.