A oto kolejny wytwór mojej wyobraźni.
Pierwszy -
href='http://www.harrypotter.org.pl/board/index.php?act=ST&f=3&t=1630'
target='_blank'>When The World Ends, nie został przyjęty ze zbytnim
entuzjazmem. Mam nadzieję, że teraz będzie inaczej...
***
Unnamed
story I, part 1
"Pentagram"
Gorący, letni dzień. W
pokoju gościnnym panowała leniwa atmosfera. Mały wiatraczek równomiernym
ruchem poruszał zastałe powietrze... Ojciec pracował przy komputerze, matka
czytała książkę.
Do pokoju bezszelestnie weszła dziewczyna, na oko 16
lat. Była lekko blada, miała dziwnie zamglone oczy. Bez słowa zbliżyła się
do wiatraczka i bardzo powoli przysunęła dłonie do wirujących skrzydeł
urzšdzenia. Zyt, zyt, zyt... Po rękach dziewczyny pociekła krew. Nie zważała
na to, zbliżyła dłonie jeszcze bardziej...
Rodzice dopiero teraz zdali
sobie sprawę z tego, co właśnie widzieli. Ojciec poderwał się od komputera i
odciągnął córkę. Popatrzył przerażony na jej ręce.
- Boże, córeczko, co
się z tobą stało, dlaczego to zrobiłaś???
- Może to jakiś atak... - matka
była zbyt zszokowana, aby móc kontrolować swoje kończyny i dlatego nadal
siedziała w fotelu.
- Przyniosę wodę utlenioną i bandaże - głos ojca
łamał się, a jego wzrok błądził pomiędzy bladą twarzą żony, okaleczonymi
rękoma córki a okrwawionym wiatraczkiem, nadal śpiewającym tę samą
mechaniczną melodię. - Nie martw się córeczko, wszystko będzie
dobrze...
- Nie trzeba, tato - dziewczyna mówiła cicho, ale bardzo
wyraźnie - Nic się nie stało - spuściła ręce po bokach i wolnym krokiem
udała się do swojego pokoju.
Kiedy przekroczyła drzwi swojego pokoju,
poczuła to... Wiedziała, że już najwyższy czas...
Odsunęła duży, okrągły
dywan ze środka pokoju. Pod spodem karmazynową smugą odznaczał się
niekompletny pentagram. Dziewczyna uklękła przy nim i zakrwawioną ręką
namazała brakujący fragment. Gdy linie z krwi były już dobrze widoczne,
podniosła się z trudem i, słaniając się lekko, weszła w sam środek znaku.
Zegar na ścianie pokazał równo 6:06 po południu i zaczął odliczać sekundy
dzielące świat od 6:07 : 1 sekunda, 2, 3, 4, 5, 6. Kiedy wybiła szósta
sekunda, ciało dziewczyny nagłym ruchem wygięło się niczym napięta struna
instrumentu. Zdawało się niemal, że dziewczyna lewituje kilka centymetrów
nad ziemią.
Jej umysł rozpoczął wędrówkę do celu.
Unosiła się. Martwa,
skrępowana niewidzialnymi więzami dusza wędrowała w niekończącym się
universum. Dookoła niej setki milionów gwiazd odbywało swoją zwykłą
wędrówkę, gdzieś na "horyzoncie" kładł się złowrogi cień
czerwonego nadolbrzyma, gdzie indziej z mgławicy, niczym Wenus z morskiej
piany, wyłaniała się młoda gwiazda. Dusza mogła ogarnąć pustym wzrokiem cały
bezkres wszechświata, jednocześnie dostrzegając każdy jego najdrobniejszy
szczegół...
Zatrzymała się. Zawisła pomiędzy gwiazdami niczym drewniana
kukiełka. Jej półprzymknięte oczy drgnęły mechanicznie i powoli zaczęły się
otwierać...
I nagle wszystkie gwiazdy zmieniły swe odwieczne orbity...
Nieruchome olbrzymy drgnęły... Wszechświat skupił się tylko na niej, otoczył
ją, zanurzył się w martwocie jej oczu i sam stał się martwotą i
pustką...
Ale ona wiedziała, że to nieprawda. Wiedziała, że nie jest
tutaj sama. Wiedziała, że nie tylko ona została skazana na ten los. Wokół
niej było wiele dusz takich jak ona...
Usłyszała głos... Cichy ale każde
z nich go słyszało... Niezrozumiały, a jednak wszyscy znali jego
znaczenie... Owijał się wokół martwych dusz niczym jedwabne płótno... Zimne
i bezduszne, a jednocześnie tak miłe sercu... Dusza dziewczyny powoli
poddawała się temu głosowi, tonęła w tym dziwnym uczuciu...
I nagle
wstrzśs. Podobny do tego przy elektrycznym masarzu umierającego serca. Ale
potężniejszy. Niemal bolesny. Dusza dziewczyny chciała się wyrwać, chciała
krzyczeć, ale wiedziała, że to nie ma sensu. Ból zaćmiewał jej
świadomość...
Dziewczyna nagle opadła na drewnianą podłogę i skuliła się,
niczym zranione zwierzątko. Ostrożnie, jakby z pewną obawą, otworzyła oczy.
Nie były już mętne, wyraźnie widać było czarną śrenicę z okalającą ją
zieloną tęczówką. Dziewczyna podniosła się i szybko pociągnęła dywan na jego
poprzednie miejsce. Rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę.
- Nie
miałabyś ochoty na lody? Tata idzie po papierosy i mógłby po drodze
kupić...
- Oczywiście, mamo. Może wreszcie coś mnie
ochłodzi^^
Roześmiały się obie.
Dziewczyna ukradkiem spojrzała na
swoje dłonie. Nie było śladu po ranach, nie było ani kropli krwi. Znów całe
zdarzenie zostało wymazane... Znów mogła cieszyć się normalnym życiem...
Dopóki nie minie 660 i 6 dni. Dopóki znowu nie będzie musiała podbić karty.