Hmmm slowem wstepu- opowiadanie powstalo

rok temu w celu wziecia udzialu w VII Ogolnopolskim Konkursie Literackim i

zdobylo wyroznienie
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/> wiec chce sie nim pochwalic przed wami, abyscie wy je

ocenili

Burk Witch

Project












~Rozdział

1~

Fascynacja

Do uszu Michała dobiegł dźwięk dzwonka.

Zerwał się na równe nogi i dobiegł do drzwi. Zajrzał przez wizjer - po

drugiej stronie stała ciocia Krysia, wujek Paweł oraz tak oczekiwany gość -

jego starsza o cztery lata kuzynka - Marta. Michał przekręcił zamek i

wpuścił gości do domu, a sam wrócił do swego pokoju, czekając, aż Marta tam

wejdzie. Ta zaś, wchodząc już od progu krzyknęła:
Michał, byłam na

cudownym filmie w kinie!
Puścił tę uwagę mimochodem, ale dziewczyna

wcale nie spodziewała się innej reakcji:
- Chodzi o to, że trójka ludzi

przyjeżdża do miasteczka Burkstville, by nakręcić film dokumentalny o

słynnej wiedźmie, która dawniej zabijała tam dzieci. Rozbijają obóz, ale

wszyscy giną w niewyjaśnionych okolicznościach. A film trzyma w napięciu,

że... Najciekawsze w tym wszystkim jest to, iż jest to podobno film oparty

na faktach...
- Zjawiska paranormalne? To może być ciekawe! -

zainteresował się tym jej kuzyn.
Wysunął spod blatu biurka klawiaturę i

włączył przeglądarkę internetową.
- Jaki jest tytuł tego filmu?
-

„Blair Witch Project”.
Przejrzeli około dziesięciu witryn

internetowych dotyczących Wiedźmy z Blair. Wszystkie - pełne sprzecznych

informacji. Jedne mówiły, iż są to wydarzenia autentyczne, inne, że film to

całkowity wymysł jego twórców.
Michała zżerała ciekawość, nie mógł

wytrzymać tej niepewności, więc ubrał buty i wyszedł z mieszkania. Szedł do

biblioteki mieszczącej się w pobliżu jego domu.
Kurtkę zostawił w szatni

i skierował się do działu popularnonaukowego.
UFO, Psychologia, Zjawiska

Paranormalne, Magia...Są! Wiedźmy! Wreszcie znalazł ten dział.

Wyciągnął interesującą go pozycję- „Mrożące krew w żyłach opowieści o

wiedźmach”. Wyjął z niej kartę książki, w pośpiechu rzucił je

bibliotekarce i wybiegł z budynku.
Był tak podekscytowany, że maszerował,

nie zważając na ulewny deszcz rozbijający mu się o twarz i na wiatr hulający

po podwórku.
Po przybyciu do domu rzucił kurtkę na komodę i wszedł do

swego pokoju.
Grzmoty za oknem, bębniący o szyby deszcz stwarzał

atmosferę sprzyjającą opowieściom grozy.
- Wiedźma z Burkowa, Joanna D`

Arc, Wiedźma Śmierci- Michał czytał na głos tytuły kolejnych rozdziałów.

Jednakże o Wiedźmie z Blair ani słowa.
- Daj ja poszukam! Ty się na

tym nie znasz!- krzyknęła Marta, wyrywając mu tomik z

ręki.
-„Wiedźma z Burkowa zwana polską Elly Kedward...”

zaczęła głośno cytować pierwszy rozdział, kiedy na jej twarzy odmalowało się

wielkie zdziwienie. - Michał!- z czegoś dziwnie się ucieszyła - Elly

Kedward to przecież prawdziwe imię Wiedźmy z Blair! Skoro nie możemy

dowiedzieć się o Wiedźmie z Blair, zbadajmy chociaż sprawę jej polskiej

odpowiedniczki!
Michał otworzył oczy ze zdziwienia. Nagle do ich uszu

dobiegły czyjeś kroki. Do pokoju weszła ciocia Krysia. Na progu, z

delikatnym światłem padającym na jej wychudłą twarz, mogła wyglądać jak

Wiedźma z Bytomia.
- Dobra, słuchajcie bachorki- zaczęła tonem, którym

zwykła „przemawiać im do rozumu”- doszliśmy z twoją matką (tu

wskazała na Michała), że musimy się gdzieś wybrać na weekend. Nie umiemy się

jednak zgodzić, dokąd wybrać się na urlop, więc postanowiłyśmy, że to wy

zadecydujecie.
Michał i Marta spojrzeli na siebie, wymieniając znaczące

uśmiechy, i jednogłośnie odrzekli:
-

...Burkowo.








~Rozdział 2~

Krzyk

pośród nocy


Nie było łatwo namówić rodziców, aby pozwolili im

spędzić jedną noc w burkowskim lesie. Godziny negocjacji, wyjątkowego

podlizywania się opłaciły się, gdyż rodzice, acz niechętnie, wyrazili zgodę.

No i nawet podarowali im namiot.
I teraz Aga (siostra Michała), Marta i

Michał znajdowali się sami na skraju lasu, jedynie z plecakiem pełnym

prowiantu, kompasem oraz paroma innymi przedmiotami niezbędnymi do

przeżycia. No i z mapą lasów wypożyczoną w tutejszej bibliotece.
- I co

teraz?- zapytała Marta, patrząc w stronę bezkresnego lasu.
- Może idźmy

przed siebie?- zaproponował z wahaniem Michał.
Aga rozłożyła mapę i

wskazała palcem jeden z zaznaczonych na niej punktów.
- A może tu? To

Głaz Śmierci. Podobno właśnie tam Hela Edward* składała ofiary z

dzieci.
- Uuuuuuuw, to może być ekscytujące- skomentowała Marta i dała

reszcie grupy znak, aby podążali za nią.
Szli już jakieś trzy godziny,

kiedy pokonali ponad połowę drogi do Głazu Śmierci. Padali ze zmęczenia,

więc rozbili obóz nad jeziorem.

Zegarek Agi

wskazywał
13:34...

Wyciągnęli szeroką karimatę, która miała im

teraz posłużyć za koc, aby nie odmrozić sobie na zimnej trawie tyłków.

Wydobyli z plecaka parę kanapek z serem i szynką. Ze smakiem zaczęli je

zjadać.
- Jak sądzicie, czy ta Hela mogła istnieć naprawdę?- rozmowę

rozpoczęła Aga.
- Istnieć mogła, ale czy była wiedźmą…?- zaczął się

głośno zastanawiać Michał.
- Ale pleciecie głupoty!- oburzyła się

Marta, która do tej pory biernie przysłuchiwała się rozmowie - czy gdybyśmy

w nią nie wierzyli, to znaleźlibyśmy się tutaj?
- Biedne dzieci...- Aga

zręcznie spróbowała zmienić temat.
Michał westchnął. Czuł się jakby sam

był jednym z tych dzieci. Ale po śmierci...
Nie miał zbyt dużo czasu na

rozmyślania, gdyż wkrótce potem znów ruszyli w drogę.
Na miejsce dotarli

około godziny 17. Głaz Śmierci okazał się wielkim kamieniem stojącym

pośrodku rzeki. Otoczony był jedenastoma mniejszymi głazami. Tyloma, ile

było ofiar Heli Edward...
Mniejsze głazy były płaskie, gdyż jak głosiła

legenda, Wiedźma kładła na nich dzieci i w bestialski sposób je

mordowała.
Wszyscy, jakby na rozkaz, przełknęli ślinę. To miejsce

otaczała dziwna, tajemnicza atmosfera, a powietrze przepełniał klimat

śmierci. Gdyby dobrze się wsłuchać, można było usłyszeć jęki maltretowanych

dzieci. Można by wyczuć ich delikatne, niewinne oddechy wypełnione strachem.


Jednakże po chwili Michał, Marta i Aga zgodnie zdecydowali, że trzeba

wejść na słynny Głaz i samemu poczuć atmosferę emanującą z epicentrum

cierpienia.
Rzeka była wyjątkowo spokojna, woda, sięgająca kolan,

delikatnie muskała im nogi.
Głaz pełen był występów, więc wspięcie się na

niego nie stanowiło problemu nawet dla otyłego Michała. Szczyt Głazu był na

tyle płaski i szeroki, że bez problemu zmieścili się na nim wszyscy trzej

przyjaciele.
Nagle przeszedł im dreszcz po plecach. Ogarnęło ich uczucie

arktycznego zimna. W oczach Marty odmalowało się przerażenie:
- Spójrzcie

na to- wyjąkała, wskazując palcem na jeden z punktów na Głazie.
Michał

wychylił się zza pleców Agi- przed nogami Marty ujrzał krew- nie taką

skrzepłą, sprzed wieków, ale krew świeżą, upuszczoną niedawno.
Tego było

za dużo jak na psychikę nastolatków. Szybko zbiegli z Głazu, potykając się o

kamienie leżące na dnie strumienia i co chwilę zachłystując się

wodą.
Zaszło słońce...
Całe szczęście, że plecak z namiotem

pozostawili na brzegu. Marta z Agą miały rozbić namiot, zaś do Michała

należało rozpalenie ogniska z leżących w pobliżu gałęzi.
Po chwili, z

naręczem chrustu, Michał odwrócił się w stronę pracujących dziewczyn. Namiot

był prawie rozbity.
Wieczór przy ognisku minął im na beztroskiej rozmowie

o niczym. Każde próbowało zatrzeć wspomnienia z Głazu

Śmierci...


Nikt tej nocy nie umiał zasnąć, jednakże wcale ze sobą

nie rozmawiali. Nagle do ich uszu dobiegł chichot dziecka. Blond włosy Marty

zjeżyły się na głowie, wbiła swe oczy w Agę. Zamarli z przerażenia.

Usłyszeli przerażający

krzyk...


























~Rozdział

3~

Wiedźma?


„Żaden dzieciak jeszcze nie opuścił tego

lasu- czemu my mamy przeżyć?”- to pytanie od rana nurtowało Michała.

Zaraz o wschodzie słońca opuścili okolice Głazu Śmierci. Dotąd nie

wiedzieli, czym był ten krzyk słyszany ostatniej nocy. Albo nie chcieli

wiedzieć...
Marta próbowała oderwać swe myśli od dramatycznych wydarzeń

poprzedniego dnia. Dopiero teraz zauważyła, jak ładna jest jedenastoletnia

Aga. Mimo chłopięcego stylu ubierania, była bardzo dziewczęca- jej krótkie,

blond włosy delikatnie powiewały na wietrze, a krótkie niebieskie spodenki

podkreślały zgrabne biodra. Ale w gruncie rzeczy Marta była podobna od Agi,

z tym że miała kręcona włosy.
- Dokąd my tak właściwie idziemy?- zapytał

się Michał, znudzony marszem bez celu.
- Skoro, udając odważnych

postanowiliście nie wracać do domu, idziemy na Polanę Desantu- odpowiedziała

Aga.
- Gdzie?- zdziwiła się Marta.
-„Podobno w czasach II Wojny

Światowej w burkowskich lasach skryły się alianckie oddziały. Niemcy

desantowali tam jeden pluton swych wojsk, aby ich wybić. Ślad po nich

zaginął.”- zacytował książkę chłopak.
-CENZURA!- zaklęła

Aga.
Reszta spojrzała na nią zdziwiona. Z jej oczu wyleciała łza.

Podwinęła rękaw i wskazała na zegarek...

WSKAZYWAŁ 17:04

A

słońce sięgało właśnie zenitu...
- Jest po prostu zepsuty- zignorowała to

Marta.
- Nie rozumiesz! Ja baterie w hotelu w Burkowie

wymieniałam!- wykrzyczała przez łzy.
Marta zacisnęła zęby. Właśnie

zrozumieli, że każdy krok zbliża ich do końca. Michał opiekuńczo objął

siostrę. Musieli iść, nie mieli wyboru.
Niedługo potem ich oczom ukazała

się rozległa polana, w nielicznych tylko miejscach pokryta drzewami. A pod

każdym drzewem... szkielet, goły szkielet.
Marta powoli zbliżyła się do

jednego z nich. Strach był w niej tak silny, że zobojętniał, uznała, że nie

ma nic do stracenia. Nagle w oczy rzucił się jej srebrzysty przedmiot. Marta

wiedziała już, co to jest- ten przedmiot zbyt często pojawiał się w

telewizji.
Nagle usłyszała krzyk wydobywający się z ust Michała. Marta

odwróciła się na pięcie i ujrzała przerażający widok- istotę, częściowo bez

skóry z wystającymi mięśniami. Był to zombie jakby żywcem* wyjęty z

horroru.
Kiedy Marta wyszła z osłupienia, schyliła się, podniosła magnum

i rzuciła je Michałowi.
- Zastrzel go!** - krzyknęła

przerażona.
Michał wielokrotnie naciskał spust. Nic nie

wystrzeliło.
-Odbezpiecz go! Taki srebrny przycisk z tyłu

rewolweru!
Zrobił to...Wystrzelił...Zombie zatoczył się do tyłu, lecz

nadal zmierzał ku chłopakowi...
Znów strzelił...I znów...Jeszcze

raz...
- Marta! Co zrobić?! On wciąż stoi- przemawiała przez

niego panika.
Marta wykonała gwiazdę w stronę innego szkieletu. Przy nim

leżał cenniejszy przedmiot...
Chwyciła karabinek maszynowy, wycelowała i

wypuściła szybką salwę w stronę zombie. Przewrócił się i już nie

wstał...
- Teraz już leży- zimno skwitowała Marta, lecz Michał dostrzegł

w jej oku błysk desperacji.
Aga uklęknęła na trawie i zalała się łzami.

Michał i Marta ostrożnie zbliżyli się do niej.
- Czy to była wiedźma?-

Aga zadała pytanie, którego wszyscy się bali.



~Rozdział

4~

Wszystko


Nie wytrzymali, chcieli wracać. Pamiętali,

że przyszli z północy, a inna droga prowadziła na zachód. A teraz!

Jedyna droga stąd wiodła na południe.
-„Ten pradawny las ma wiele

ścieżek”- Michał zacytował książkę z przerażeniem w głosie.
Słońce

zaszło...
Mimo zmęczenia postanowili iść dalej. Strach był silniejszy.

Padali z nóg, ale szli... na południe. Ciągle zdawało im się, że słyszą

śmiech dzieci...A może to był fakt...
Nagle bystre oczy Agi dostrzegły

białą sowę, wyróżniająca się barwą pośród mroku nocy.
A zegarek

Agi
Wskazywał 17:04.

Biały ptak usiadł na ramieniu Marty i

pohukał, jakby zachęcając ją do podążania za sobą. Raźnie zatrzepotał

skrzydłami, poleciał parę metrów dalej i przysiadł na

gałęzi.
Nastolatkowie popatrzyli na siebie wymownie i podążyli za sową.

Dotarli do dziwnej chatki, otoczonej małym drewnianym płotkiem.
I wtedy

straszne przeżycia ostatnich dni oraz zmęczenie skumulowały się w nich.

Ogarnął ich sen...


Obudzili się, leżąc na miękkich zwierzęcych

skórach. Michał przetarł dłonią oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu, w

którym się znajdował- obok niedźwiedziej skóry, na której leżała Marta,

stała komódka. Stała na niej głęboka miska oraz jabłko Poza tym Michał nie

zauważył w tym pokoju żadnych mebli.
Nagle drzwi pokoju otwarły się ze

skrzypieniem. Do pomieszczenia wszedł postawny mężczyzna, ubrany w lnianą

tunikę. Na skroni miał czerwony pióropusz odgarniający jego czarne włosy do

tyłu. Mężczyzna był czerwonoskóry.
Marta i Aga podniosły się, oparły

ciężar swego ciała na przedramionach i wpatrywały się w dziwnego gospodarza.

Było pewne, że to właśnie on ich tu przyprowadził, gdy oni... Zasnęli?

Zemdleli? Rzucono na nich urok? Nie wiedzieli tego, i przeczuwali, że już

nigdy nie dowiedzą się prawdy o wydarzeniach ostatnich dni.
- Usiądźcie-

powiedział przymilnie gospodarz- muszę z wami porozmawiać.
Cała trójka

podniosła się i usiadła na skórach. Wszyscy trzej trzęśli się ze strachu i

przerażenia.
- Mówcie mi Indianiec- zaczął czerwonoskóry- Jestem waszym

sojusznikiem w walce o życie. W tej chatce nic wam nie grozi dzięki

magicznej ochronie Ca-Kaik-Ahu.
-To co?! Czy w tej chatce mamy

schronić się przed Wiedźmą do końca życia?- przez Michała przemawiał

strach.
-Uspokój się- opamiętała go Marta- Co to jest ten

Ahu?
-To!- Indianiec sięgnął do miski i wyciągnął z niej amulet,

którego nikt wcześniej tu nie zauważył. Amulet przypominał

człowieka.
-Tylko ten jest potężniejszy od tego znajdującego się w domu

Tlena.
-Kogo?- zapytała się Aga.
Indianiec zaśmiał się

pobłażliwie.
- Studiujecie legendę Wiedźmy, a nic o nim nie wiecie? A

więc był to pustelnik mieszkający w burkowskim lesie. Pewnego dnia roku 1921

zszedł do miasta, oznajmując: „Wreszcie skończyłem”.
W jego

domu znaleziono osiem ciał miejscowych dzieci. Mówił, że kazał mu to zrobić

duch starej kobiety.
- Czy wiesz- zapytał Michał podejrzliwie- Co łączy

Helę Edward z Elly Kedward?
-Wszystko...












~Rozdział

5~


Odkupienie


Nie mieli innej szansy, tylko to mogło

im przynieść odkupienie - odwiedzenie epicentrum zła. I tak oto stali teraz

przed odrapanym, pozbawionym okien domem. Domem Roberta Tlena.

A

zegarek Agi
Wskazywał 17:04.

Indianiec wytłumaczył im, że to, co

dla nich jest wiecznością, w tym lesie oznacza jedną minutę i na

odwrót.
Przekroczyli próg. Nie mogli wiedzieć, że ten dom doszczętnie

spłonął 81 lat temu.
W środku powitało ich zimno i zapach stęchlizny. Z

małego przedpokoju były trzy wyjścia: w górę, w dół i na wprost.
- W

„Blair Witch Project” Rober zabijał w piwnicy, więc lepiej idźmy

na górę.
Tak zrobili... Zapomnieli, że to nie jest „BWP”,

gdyż tutaj Robert mordował na górze...


Przewrócił się.

Wystarczyły trzy naboje z magnum w skroń i leżał. Zombie o postaci

dziecka...Co ten Tlen im zrobił?!
Marta stała z pistoletem

wymierzonym w ciało. Michał obejmował zalaną łzami i szlochającą z

przerażenia Agę.
-Ja was tu, CENZURA, wszystkich pozabijam!-

wykrzyczała Marta, próbując grać odważną. Jej nerwy tego nie wytrzymały.

Skuliła się na podłodze i zajęła przeraźliwym szlochem.
A on musiał ich

ocalić. Zejść do piwnicy i zobaczyć. Nie wrócił...
...Nie wrócił z

pustymi rękoma. Miał amulet, który utrzymywał w całym lesie pradawny zło.

Ale nie chciał go (amuletu) zniszczyć ani pstry nóż z ich plecaka, ani

zapalniczka. I wtedy to zauważył- miskę identyczną jak w domu

Indiańca.
„Skoro on go stamtąd wyjął, ja go tam wsadzę”.-

pomyślał i zrobił to. Nic. Ale wiara czyni cuda. Usłyszał czyjeś kroki za

sobą. Jęki. Kolejny zombie. Michał nie miał czasu.
-Zaklinam cię na Boga

Ojca, Syna Bożego i Ducha Świętego, odejdź!!!
Na amulet

spłynęło złociste światło.
Nie było już domu, zombie, był tylko las

skąpany w złocistym, słonecznym świetle i oni stojący pośród gromadki wesoło

śmiejących się dzieci. Duchów dzieci. Jedno z nich- poświata o kształcie

drobnej dziewczynki- podeszło do nich.
- Dziękujemy. Dzięki wam nasze

dusze mogą już iść do nieba, a nie tułać się po Ziemi. I uniosły się w

niebo...W oczach bohaterów pojawiły się łzy radości.
Nie było już

ciemnego lasu z mnóstwem niezbadanych ścieżek. Był tylko jasny las z jedną

ścieżką prowadzącą ku wyjściu.
Nastolatkowie ruszyli, chcieli zapomnieć i

cieszyć się życiem. W czasie jednodniowej podróży tylko jedno zmąciło ich

spokój- znaleźli ciało martwego Indiańca. On po prostu wiedział zbyt wiele,

zbyt bardzo im pomógł, by móc istnieć. Nawet Ca-Kaik-Ahu mu nie pomógł. Ale

zginął zanim jeszcze Michał zaklął zło...
Powitaniom i łzom szczęścia

nie było końca. Rodzice bali się, że ich pociechy nigdy nie wrócą.
Kiedy

rodzice zagonili Martę i resztę do łóżka, ciocia Krysia krzyknęła:
- Spać

dzieciaki. Już 21:12

A zegarek Agi
Wskazywał
21:12.