src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'
/> Jak mawiają zagramaniczni Endżoj!!! No może nie
do końca tak mawiają, ale kto ich tam wie...
Ostrzegam, że daję częściami
aczkolwiek opow jest już skończony. Planowany termin dawania : 1 część na
dzień, bo co byście później czytali, jakby dała od razu wszystkie??
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'
/>
A Młodość niedługo będzie, tylko muszę mieć humorek żeby
to pisać, bo będzie klapa! niom ^^
___________
NADAREMNY
TRUD
I
Był ciepły, słoneczny dzień. Duchota,
panująca na dworze, bynajmniej nie ułatwiała pracy członkom firmy Reveler,
którzy nie zważając na niekorzystne warunki pogodowe, jak co dzień siedzieli
w skupieniu nad kolejnymi niedociągnięciami i błędami rządu, które ten
chciał zatuszować.
Miasteczko San Crizpiz było wręcz idealnym miejscem
na tego typu stowarzyszenie. Leżało na uboczu ludzkiej uwagi, z dala od
autostrad, zatłoczonych miast i stolicy kraju. Dlatego właśnie niewielka
ilość mieszkańców nie była narażona na zbyt częste najazdy reporterów, czy
innych zainteresowanych działalnością anty-spiskowej firmy. Dlatego też,
raczej nie zdarzało się, by któryś z miejscowych ludzi skarżył się na
dzierżawców skromnego, dwupiętrowego budynku na samym końcu głównej drogi.
Obu stronom pasował taki układ i żyli w zgodzie na tyle, na ile to było
możliwe. Niektórzy z pracowników nietypowej firmy nawet osiedlili się w
miasteczku ze swoimi rodzinami albo założyli je właśnie tutaj. Tak było
między innymi z Jackiem Loe, który od roku był szczęśliwym mężem młodej
Mary, rodowitej mieszkanki miasteczka.
Jackowi było w tym momencie
wyjątkowo gorąco, zresztą tak jak każdemu, kto byłby na jego miejscu. Młody
mężczyzna właśnie został wezwany przez swojego szefa, pana Huginsa, który
powszechnie budził strach i respekt wśród swoich pracowników. Nigdy nie było
wiadomo, czego można spodziewać się po wizycie w jego biurze, dlatego też
Jack, kierując się do gabinetu pracodawcy, starannie przeszukiwał swoją
pamięć w poszukiwaniu najmniejszych niedociągnięć w pracy. Nic mu nie
przychodziło do głowy i tym bardziej zaczynał się martwić, pukając nieco
lękliwie do solidnych, drewnianych drzwi.
- Kto tam? - rozległ się niski
głos szefa.
- To ja, Jack Loe... wzywał mnie pan - bardzo starał
się, żeby jego głos nie zadrżał.
- A tak, wejdź.
Wysoki, przystojny
blondyn o piwnych oczach wszedł do gabinetu. Całą siłę woli skupiał na tym,
by nie popełnić jakiejś gafy i nie wyjść na tchórza. Znał ten gabinet dość
dobrze, żeby zamiast na jego wystroju skupiać wzrok na oczach szefa. Pan
Hugins nie lubił tchórzy, a według niego największą oznaką tchórza było nie
patrzenie mu w oczy. Jack wiedział o tym i dlatego dzielnie odgrywał swoją
rolę, mimo iż był nieco spanikowany. Tym bardziej ucieszył go ton, jakim
przemówił do niego szef. Można go było uznać prawie za ojcowski...
-
Siadaj Loe, musimy porozmawiać.
Mężczyzna posłusznie usiadł na
niewygodnym, zielonym fotelu naprzeciwko niskiego, pulchnego mężczyzny z
resztką kruczoczarnych włosów na głowie i czekał na jego dalsze słowa w
milczeniu. Nawet na chwilę nie odwrócił wzroku w kierunku kolorowych ryb w
akwarium, tuż po jego lewej stronie, ani też ku kilku dwóm regałom
postawionym z obu stron pokoju i załadowanych całą masą teczek i
segregatorów. Był z siebie naprawdę dumny z coraz większym trudem, wciąż
patrząc w czarne, jak dwa węgielki oczy Huginsa.
- Znasz tą nową, Andy
Hismack?
- A kto jej nie zna - mruknął Loe, a szef doskonale go
usłyszał.
- Właśnie o tym chcę pogadać. Wiem, że ona nie jest
najładniejsza i ma problemy z tą biurokracją, ale wierzy w nasze cele i jest
bystra. Podejrzewam, że mogła na własnej skórze doświadczyć omylności
naszego nieomylnego rządu.
- Co ma pan na myśli? - Jack zmarszczył brwi,
skupiając się na słowach szefa.
- Nie wiem dokładnie, o co chodzi, ale
to można wyczytać z jej zachowania.
- Przepraszam, ale... co ja
mam z tym wspólnego? - spytał po chwili ciszy, wpatrując się w zamyśloną
twarz Huginsa, która szybko wróciła do normalności.
- Chcę żebyś
jej pomógł.
- Ja?! Dlaczego? - wyrwało się zaskoczonemu
pracownikowi, ale na widok miny szefa umilkł natychmiast.