"Wola
przeznaczenia"
Była noc. Obdziło go skrzypnięcie otwieranych
drzwi. Udawał jednak, że śpi. Mimo, iż miał 11 lat był mądrym elfem. Nagle
poczuł czyjąś rękę na ramieniu. Odwrócił się natychmiast i spojrzał w szare
oczy swej matki. Matka, zawsze pogodna i usmiechnieta, była teraz
smiertelnie poważna. Jej ładne rysy twarzy były napiete i mały elf wiedział
ze stało się coś poważnego.
- Jesteś wybrańcem, synku - odezwała się
nagle jego matka - Musisz wstać
Wyciągnęła go z łóżka niemal siłą i
zaczęła przyszykowywać mu ubranie. Ubrał się pospisznie nie zadajac pytan.
- Wyrocznia na ciebie czeka - znow rzekla twardo matka.
- Kim jest
wyrocznia - spytał mały elf.
Zanim sie jednak spostrzegł stał już przy
drzwiach a jego matka wciskala m w dlonie obureczny miecz jego ojca, a na
ramie zakladala łuk, na plecy kołczan ze strzałami. Wysoka poważna elfka o
szarych oczach i brązowych lokach okalajacych jej piekną twarz niemal siłą
wypchała syna za drzwi, zatrzasnela je i zamknela na rygiel, by ten nie mogł
wrócić. Mały elf przeczesał swe jasne włosy opadające mu na ramiona.
Spojrzał na drzwi, a w jego błekitnych oczach zakrecił się zły. Jak jego
matka mogła mu zrobic cos takiego? Stał przez chwile na prog rozgladajac sie
w około. Gdzie miał iść? Wiedziony inticją ruszył na zachód. Czuł, że tam
właśnie spotka wyrocznię, o której mówiła mu jego matka. Droga nie była
łatwa. Nawet się nie spodziewał iż w w Ciemnym Lesie mogą się kryć tak
niebespieczne stwory. Z jednymi radził sobie dobrze z innymi nieco gorzej.
Zawsze jednak udało mu sie wyjsc z walki bez szfanku. Do moment... Do
momentu, aż spotkał jego,. potwora o nesamowitej sile. Był ogromny,
czarny, śmierdziało mu z pyska, a nade wszystko był nebezpieczny. Mały
jasnowłosy elf nie mógł sobie z nim poradzić. Postanowił więc wykorzystać
magie. Rzucił na stwora potężne zaklecie sypiające. Podziałało. Ojcem elfa
był niezwykle potężny mag. W jedenastoletnim elfie drzemał olbrzymi
potencjał magicznej mocy. Nic jednak o tym nie wiedział, a nawet gdyby
wiedział, to nie wiedziałby jak ją wykożystać. Nad ranem spostrzegł wieze
ogromnego zamku. Nie był tak do końca przekonany czy to zamek wyroczni. Nie
miał jednak innego wyjscia jak tam zajsc. Był brudny i miał poszarpane
ubranie. Był tez bardzo głodny, bo matka nie dała m nic do jedzena na droge.
Po wyjsci po wielkich schodach do wielkich debowych drzwi zamk doczałgał się
niemal na czworakach. Nim zapokal jakby zewszad rozległ sie głos.
-
Ephanesusie, synu Repetaliona, wejdz w me progi, bym mogła przepowiedziec ci
twoje przeznaczenie.
Mał jasnowłosy elf, zwany Ephanesusem, rozgladnał
sie zdezorientowany. Nie mogl zrozmiec skad dochodzą głosy, mimo, iz był
mądrym elfem jak na swoj wiek. Pchnal wielkie dębowe drzwi pokryte srebrem.
Nagle jego błekitnym, głebokim oczom ukazał się ciemny korytaż. Był bardzo
długi i mroczny, ale mały elf był niezwykle odwaznym elfem wiec bez chwili
zawachania ruszyl naprzod. Bał sie mimo wszstko. Jeszcze nigd nie widział
tak bardzo budzacego zgroze mroku. Niespodziewanie zablslo przed nim male
swiatelko. Wiedzial... Nie... On to czul, ze musi za tym swiatelkiem
podazyc. Tak tez czynil. Mala swietlista kleczka doprowadzila go do
kolejnych drzwi, kto re tym razem otworzyly sie same, co bardzo zdziwilo
małego jasnowlosego elfa. jarzał siedzącą na tronie bardzo piękną kobietę.
Miala duze zielone oczy i ciemne wlosy, ktore byly czarne niczym smola. usta
jej byly czerwone i bardzo kształtne. Ubrana byla w karmazynową suknie,
ktora idealnie ukazywała jej kobiece kształty.
- Zbliż się chłopcze -
powiedziała ciepłm głosem, a Ephanesus nie mogł sie oprzec jej niezwykle
zniewalajacemu glosowi, ktory go niewątpliwie urzekał jak mało co.
- A
więc zdołąłeś tu dotrzeć - ciągnęła dalej wrocznia wlepiając pękne zielone
oczęta w oczy elfiego chłopca - Wiedziałam, że tu dotrzesz. Jestes
wbrancem. Plynie w tobie krew przedwiecznych bohaterow. Musisz ruszyc ku
zachodnim stepom i pokonac demona, ktory neka tamtejszą ziemie. Jesli ty
tego nie zrobisz caly swiat pograzy sie w mrok, a potem zginie.
Podniósł
na nią swe poważne, mądre eflfie oczy.
- Zgadzam się - rzekł poważnie,
choć bardzo się bał.
Zaraz potem weszły służące i zaprowadziły
Ephanesusa do pokoj, przygotowanego specjalnie dla wybranca. Usiadł na łozku
i został sam, bo slużace wyszły. Wiedział ze musi misje wypełnic. Jesli
tego nie zrobi swiat przestanie istniec. Niew mogl na to pozwolic, byl
przeciez elfem. Skrzypniecie drzwi. Odwrocil się i zobaczyl dziewczynke.
Mogla miec tyle lat co on, czyli jedenascie. Zarumienila sie promiennie.
Wiedzial po co przyszla. Musial zostac rozdziewiczony zeby mogl wykozystywac
wielki potencja magii jaki w nim drzemal. Dziewczynka powiedziala, że nazywa
się Margaritta. Zaraz potem przysiadla niesmiale na lozku. Niemal
natychmiast zaczela sie rozbierac, a potem zblizła sie jeszcze blizej do
niego. Odwzajemnil jej pieszczoty. Wiedzial ze musi to zrobic, dla dobra
swiata.
Rano nie czuł niczyjego ciepła ciała przy sobie. Zdziwił się, bo
Margaritta obiecała byc zawsze przy nim. Ubrał sie szybko i wyruszyl do
zachodnich stepow. Uznal, ze nie ma prawa zwlekac. Im szybciej wykona swą
misję, tym szybciej zostanie ocalony swiat. Promienie rannego slonca
ogrzewaly mu jego przstojną twarz. Droga już na wstepie zaczela byc
niebespieczna. Ephonesus natrafił bowiem na gigantycznych rozmiarow smoka.
Byl zielo0ny, co swiadczylo o tym, ze byl bardzo glodny. Czarne przybieraly
wlasnie zielony kolor, gdy byly glodne. Poniewaz w ciele malego jasnowlosego
elfa uwolnily sie magiczne moce mogl wygrac ze smokiem, bo rzucil bardzo
mocne zaklecie zaglady. Zaraz potem smok lezal martwy. Nim jednak wyzionąl
ducha rozpoznal w elfie wybranca i tak m rzekl:
- Nic nie jest tak jak
wygląda. Uwazaj na wrogow. Jeden był bardzo blisko ciebie.
Po tch slowach
zamknąl gadzie oczy i umarł.
Był to jeden z poważniejszych jego wrogów.
Potem droga była w zasadze łatwa. Wciąż myslał o Margarcie. Zastanawiał się
dlaczego rano zniknęła. Może się wstydziła? Po kilku gozinach dotarł na
zachodnie stepy. Bł to dobry czas. Jego zwinność i spryt to sprawił.
Ephonesus był pewny, ze nikt poza nim nie odwazylby sie wejsc na zachodnie
stepy. Ale on w konc byl wybrancem. To bylo jego przeznaczenie. Nagle jakby
z podziem wyrosl przed nim demon. Mial czarne oczy i czarne wlosy. W
drapieznym smiechu ukazywal drapiezne kly. Byl odziany rowniez na czarno, a
ponadto wkol niego dawalo sie wyczc swoisty mrok i nieprzenikniony chlod.
Maly jasnowlosy elf zwezil swe piekne oczy. Wiedział, ze wygra z demonem.
Musiał ocalic swiat. Taka byla wola przeznaczenia. Walka trwala bardzo
dlugo. Demon okazal sie bardzo trudnym przeciwnikiem. Nie mogl sie jednak
przeciwstaewic mocy elfa. Zaraz potem polegl przeszyty mieczem elfa.
Jasnowlosy elf rzucil na miecz niezwykle silne zaklecie co spowodowalo, ze
mogl on zabic demona. Martwy demon w czerni lezal jego stop a on patrzyl na
niego z obrzydzeniem. Nagle poczul bol w szyji. Ciepla krew pociekla mu po
ramienu, Odwrocil sie z wysilkiem. Za nim stała Margaritta. Miała złe oczy,
z ktorych tryskaly iskry gniew. Z dzikim b;laskiem w swych niegdys pieknych
oczach przekrecila ostrze.
- Zabiles mojego ojca - syknela i wbila
sztylet jesczze glebiej - Dziekuje ci za to. Teraz ja będę najpotezniejsza.
Zaśmiała sie demonicznie a martwy elf padl u jej stop z powodu traty
krwi. Margarotta zaśmiała się raz jeszcze. Wiedziała, że teraz nadejdzie era
zła i mrok. Ciemnosc spowije świat. Taka była wola przeznaczenia.
THE
END