Help - Search - Member List - Calendar
Pelna wersja: Dawno, dawno temu (zak?/nk?)
Magiczne Forum > Harry Potter > Fan Fiction i Kwiat Lotosu > W Labiryncie Wyobraźni
Sir Momo Mumencjusz Mum
Dawno, dawno temu, za

siedmioma górami, za siedmioma lasami, za siedmioma rzekami mieszkał sobie

król. Był on bardzo nieszczęśliwy (cholera, jak ja mam wszędzie daleko).

Pewnego słonecznego dnia na dworze królewskim (na dworze, bo robotnicy

mający zbudować zamek zgubili się po drodze) zawitał nieznajomy. Wyglądał

naprawde niecodziennie. Miał długie czarne szaty, na nogach bambosze, a na

głowie turban. Kiedy tylko się pojawił natychmiast rozległy się krzyki

"Osa ma bić Ladą"; "Maczometan", "Lody tanio,

lody", itp. Nieznajomy zaczął powoli iść w jedynym słusznym kierunku

(czyt. budki z piwem), ale drogę zagrodziło mu kilku tutejszych żuli.

Najodważniejszy z nich (czyt. największy) grzecznie zaczął rozmowę:
- Co

tu k... robisz szmaciarzu?
- Jestem Valdek z Mort herbu chippis. Wędruję

po świecie i zabijam innych
- Co ty wiesz o zabijaniu? Ty stara d...

jesteś - odparował żulman
- Więc może urządzimy zawody? - zaproponował

Valdek
- Zgoda. Idziemy do karczmy
Nasi dotychczasowi bohaterowie

(słownie - b-o-c-h-a-t-e-r-o-f-i-e) wzięli się za ręce, wyznaczyli azymut na

karczmę i poszli w drugą stronę. Po długiej wędrówce napotkali małego

chłopca z dezodorantem w ręce.
- Co tu robisz chłopcze? - zapytał

Valdek
- Czekam na robaka. Będę go gazował - zaseplenił mały
- Czy ty

czasem nie masz na imię Saddam? - zapytał przestraszony żulek
- Ooo, a

skąd pan wie?
- Ukarzę cię w imieniu Zywca - zawołał żuluś i zaczął

transformację. Nastąpił błysk i człek-spod-budki-z-piwem zamienił się w

błyszczącego-człeka-spod-budki-z-piwem. Jedyną różnicą poza świeceniem był

kontener z piwem marki "piwo" z niewiadomych powodów znajdujący

się obok.
- Jestem Żbik z Owca - zawołał groźnie i dodał - częstujcie

się
Reszta bohaterów chętnie skorzystała z zaproszenia i już po chwili

bawili się na całego.
.
.
.
Po dwóch dniach...
-

Aszepszcję
- Wordiajksdar?
-

Obiaurugoas!!!
.
.
.
Po dwóch tygodniach...
-

bueeeee...
- bueeeee...
-

BBBBUUUUEEEEEEEEEEEEEEEE......
.
.
.
Jeszcze po godzinie...
-

Szto yak mauy? Dafay łapęł!
- Ja sich fon ich gerauft bin...
- Was

ju pier.....?
- Assault force command!!!
- Łot???
-

Was?
- Szłuhaj Szadanm... Bonć gszecznym kłopcem okey?
- Saddam być

gszeczny. Saddam gazować tylko nieznajomych (osobiście)
- Yeach,

łotewer

Po tym akcie Valdek z Mort i Żbik z Owca ruszyli w dalszą

drogę ku przeznaczeniu...

CDbyćmożeN


Jak się podoba??
Sir Momo Mumencjusz Mum
cz. II

Po

dwóch dniach wędrówki Valdek z Mort i Żbik z Owca dotarli do małej wsi. Od

przechodzącego wieśniaka dowiedzieli się, że owa wioska zowie się

"Zarzygowinka".
- Tego szukaliśmy - zawołał Valdek
- Tak.

Wiem, że tu znajdziemy następne wskazówki - odkrzyknął Żbik
- Czego

krzyczycie barany? - grzecznie zainteresował się El Minister, najgorszy mag

w całych krainach
- Przepraszam, ale czy nie wie pan, którędy do

śmietnika? - odpyskował Żbik
- Prosto, w prawo, na światłach znowu

prosto, na rondzie skręcić w lewo. Na pewno poznacie
- Ale tak właściwie,

to szukamy Głównego Starosty Noszącego Zarosty
- Więc podążajcie za

mną
Obaj bohaterowie pokornie powędrowali za pełnym dumy magiem. Kluczył

przez pewien czas, aż doszedł do rozwalonej chaty, niegodnej nazwać jej

chociaż składem na węgiel.
- Tutaj znajdziecie Starostę. Ja muszę już

iść. Śpieszę się na obiad
- A nie moglibyśmy się wprosić - zainteresował

się Żbik
- Zatrzymaj przy sobie swoje pogańskie myśli - zadeklamował

Valdek - Wyruszamy natychmiast. Dzięki Ci o pobożny magu za twą pomoc, ale

od tej chwili musimy radzić sobie sami
- Dobrze się czujesz? - zgodził

się Żbik
- Nie czas na przyjemności, gdy droga przed nami
Valdek

podniósł dumnie głowę i ruszył w stronę drzwi. Nie zatrzymując się sięgnął

po klamkę. Niestety, ale jej nie znalazł, w wyniku czego wyrżnął głową w

drzwi. Oszołomiony osunął się na ziemię. Jednak nie na próżno to się stało.

Drzwi powoli się otworzyły i wyjrzał zza nich nieogolony chłop wyglądający

na zdolnego potknąć się o własne włosy. Spod pachy.
- Czego - zapytał

życzliwie
- Zastałem... zastałem Jolkę? - odpowiedział (wciąż

oszołomiony) Voldek
- A w jakiej sprawie?
- Szukamy Głównego Starosty

Noszącego Zarosty
- Wejdźcie - powiedział chłop dyskretnie
Zgodnie z

obietnicą Żbik ruszył do wejścia. Po drobnym incydencie (zaczepił o leżącego

Valdka) obaj wędrowcy dostali się do środka.
- To ja jestem Starostą.

Jaką macie sprawę do mnie
- Chcemy zgwałcić smoka, rozgromić królewnę i

uratować grobowiec
- A przypadkiem nie pomyliłeś słów?
- Może... Ale

to i tak wszystko jedno. Ideę znasz.
- Dobrze. Powiem wam, co musicie

zrobić. Musicie udać się na zachód. Znajdziecie tam ów grobowiec .Jednak

strzeżcie się. Uwięzionego smoka strzeże straszliwy potwór.
- To wyzwanie

dla nas. Nie możemy zrezygnować. Mów prędko - co za potworzysko wielkie

zagrażać nam będzie w uczciwym rabowaniu?
- Jest naprawdę straszne. My tu

nazywamy je "Fuj-a-fuj", ale wiem, że magowie z dalekiej północy

maja na to inną nazwę.
- Nie chcesz chyba powiedzieć, że to jeden z tych

sławnych...
- Tak. Potwór należy do tej tajemniczej rasy skunksów.
-

Dobrze. Wiemy już, co musimy zrobić. Chodź Żbiku. Nie traćmy

czasu.
Nieustraszeni bohaterowie wyszli ze wsi i pełni nadziei skierowali

się ku wschodowi słońca w oczekiwaniu lepszej przyszłości...
Sir Momo Mumencjusz Mum
Część III

I

tak oto nastał czas przepowiedni. Zielony smok wydalił czerwone guano.

Słońce pociemniało. Zwiększyła się akcyza na alkohol. Najwyższa Rada Magów

uznała, że tak być nie może. Najwyższy z Magów (2,17 bez czapki) wydał

edykt, o swojsko brzmiącej nazwie "Najstarszus zawodus światus

macius". Edykt ten głosił, że ktokolwiek wykaże się wystarczającą

odwagą i rozwiąże ten problem otrzyma wspaniałą nagrodę - farmę z dożwotnim

zwolnieniem z podatków i toster. Śmiałków było wielu, ale nikt nie rozwiązał

zagadki. Nikt...do czasu.

- Cóż to Żbiku za miasto? - tajemniczy głos

rozległ się nad brzegiem Dunaju - Czy wiesz, dokąd zmierzamy?
- Jest to

"Naksul" - jedno z pozostałych miast na Wybrzeżu Toporów
-

Wejdźmy tam.
- A po co?
- Jestem głodny, i nogi mnie bolą - już chyba

ze 2 miesiące nie zmieniałem skarpetek
- O fuj! To ja myślałem, że

jak trzeci dzień noszę te same, to cuchną. Teraz wiem, że tak naprawdę to

one pachną.
Dwaj panowie weszli do miasta i starym dobrym zwyczajem udali

się do zamtuza. Nie wpuszczono ich jednak ze względu na aurę, jaką

roztaczały wokół nich ich kończyny dolne. Nie zrażeni tym wszakże skierowali

się w stronę karczmy - tam gdzie mogli uzupełnić zapasy, zdobyć pracę i umyć

nogi. Zanim weszli do powyżej wspomnianego budynku natknęli się na kartkę.

Przeczytali co następuje:
"Z rozkazu Miłościwie nam panującego

króla, władcy całego Wybrzeża Toporów, i trochę dalej w głąb lądu - Łopiana

Młodego - ustala się podatek na trunki odurzające w wysokości 87 i 3/4 %.

Rozpożądzenie to wchodzi w życie z dniem poprzednim od jutrzejszego.

Dziękujemy za skorzystanie z naszych usług i życzymy miłego

dnia".
Po wejściu do oberży dwaj bohaterowie załatwili najważniejsze

sprawy - najedli się, napili (mleka - na więcej nie było ich stać) i poszli

się umyć. Zamówili balię wody, ale usłyszeli, że ich życzenie nie może być

spełnione - wody brak. Zdenerwowani całym zajściem poszli dowiadywać się u

bartendera o szczegóły. Z rozmowy dowiedzieli się o przepowiedni -

"kiedy smok zielony zesra się na czerwono słońce pociemnieje i

zabraknie wody". Wróżbę tę wypowiedział wioskowy gupek Kasander. Nikt

mu oczywiście nie wierzył, ale stało się. Okazało się, że dwa tygodnie

wcześniej król Łopian i jego słudzy wybrali się na polowanie. Chcieli

zapolować na królika, ale trafił im się smok. Zielony smok. Król niepomny

słów przepowiedni chwycił za kuszę i strzelił bełtem we smoka. Smok okazując

swą pogardę akurat wisiał odwrócony plecami do króla i gotował się do

ulżenia sobie. No i królewski bełt trafił smoka w sam środek rzyci

pozbawiając go życia. Smok padł martwy przed Łopianem, ale jeszcze przedtem

zdążył wydalić guano, teraz już zakrwawione. I tak zielony smok zesrał się

na czerwono, a przy okazji i na króla. Król bez namysłu przeklął odchody,

jakie na niego spadły i poszedł obmyć się w wodzie. Na nieszczęście bogowie

wysłuchali Łopiana i jego przekleństwa odniosły skutek. Od tamtej chwili

wszelka woda w promieniu 100 kilomil od Wybrzeży Toporów zamieniła się w

mleko. A ponieważ nikt normalny mleka nie pije w mieście zapanowała panika.

Na dodatek król aby zarobić podniósł podatek na wszelkie zdatne do picia

trunki. Na to Najwyższa Rada Magów postanowiła znaleźć rozwiązanie.
- No

i znaleźli je - kończył swą opowieść bartender - ale musicie udać się do

nich po szczegóły.
Tak więc Valdek z Mort i Żbik z Owca udali się do

wieży magów dziwnym przypadkiem znajdującą się za rogiem. Przyjął ich sam

Najwyższy Mag i wprowadził w szczegóły:
- Witajcie dzielni wojownicy...

Tuszę, iż sprowadza was do mnie troska o miasto. Mam rację?
- No tak

właściwie to...
- Jeśli odpowiecie, że nie traficie do lochu. To

jak?
- Tak tak, oczywiście
- Będę mówił krótko, bo od dwóch tygodni

powtarzam to samo. Sprawa wygląda tak - musicie udać się do Podziemi, i

wydostać nich Magiczny Klejnot. Jest to największi i najcenniejszy klejnot

na świecie. Jest on też składnikiem niezbędnym do czaru odczyniającego

klątwę króla Łopiana. Kape?
- Co kp? Klasa pancerza?
- Pytam, czyście

zrozumieli głąby! Lochy czekają...
- Tak tak. Jakże by inaczej.
-

No to teleportuję was do Podziemi - baj
Lekko oszołomieni bohaterowie

wieczoru nagle znależli się w Podziemiach. Pierwsze co zobaczyli to kupa

trupów (z przewagą trupów - choć kup też było niemało). W tym samym momencie

usłyszeli głos Najwyższego Maga:
- A. Byłbym zapomniał - w Podziemiach

jest cała masa śmiertelnych pułapek. Powodzenia. I przynieście ten klejnot

do nas, w przeciwnym wypadku całe Wybrzeże Toporów do końca następnego

zaćmienia słońca będzie skazane na mleko zamiast wody.
Niezrażeni Żbik i

Valdek przeszli całą drogę nawet niedraśnięci, bowiem wszystkie pułapki

uruchomili ich poprzednicy. Można mówić tu o niesamowitym szczęściu, albo po

prostu o lenistwie autora (Ja leniem? W życiu - przyp. autora). W każdym

bądź razie dwaj herosi zdobyli klejnot, wydostali sięz Podziemi, udali się

do najdalszego miasta i sprzedali klejnot u pierwszego lepszego mistrza

gildii złodziei. Za zarobione w ten sposób pieniądze zakupili pralkę

półautomatyczną i mogli wreszcie umyć nogi. I cała kupa kasy im została. Nie

na długo oczywiście - szef gildii złodziei nienadarmo był szefem gildii

złodziei.
I po raz kolejny Valdek z Mort i Żbik z Owca wyruszyli

poszukiwać przygód i pieniędzy. A Wybrzeże Toporów "do końca następnego

zaćmienia słońca było skazane na mleko zamiast wody"...

Ende

(póki co)
Sir Momo Mumencjusz Mum
Dawno, dawno temu, odc.

2436

W poprzednich odcinkach...
Valdek z Mort, nieśmiertelny

bohater z buszu, po wielu latach wędrówki odnajduje syna swego kuzyna, od

strony ojca teścia brata matki jego siostry - lorda Dziurafe Viadro. Razem

planują wspólną przyszłość, ale przeszkadza im w tym Debilu Kszak - zły

fanfaron lejdi Lewinśki. Debilu Kszak porywa Viadrę do swojego zamku

położonego na zboczu ogromniastej góry - Orczaruina'y. Valdek zbiera

Drużynę Sygnetu, w skład której wchodzą: Valdek z Mort, Juzepfh, Jajobaba

oraz CzarnyKsiężyc z Zoo i wyrusza do Orczaruina'y po swego kuzyna, od

strony ojca teścia brata matki jego siostry.

W odcinku 2435

było...
Nasi dzielni bohaterowie pokonali trzeciego strażnika Kszaku, i

mozolnie wspinają się na górę. W Drużynie Sygnetu narasta niezadowolenie,

spowodowane dołączeniem się strażnika - zdrajcy Kszaku. Strażnik ów, zwany

PostrachGóryNiechSięBojąIToBardzo bezczelnie wyjadł cały zapas mrożonych

śliwek, tłumacząc się, że dobrze mu wpływają na porost włosów. Bez śliwek

mają marne szanse na pokonanie Debilu Kszaka, a do finalnej walki coraz

bliżej...

Odcinek 2436 czas zacząć:
Idą dalej. Coraz bardziej

zmęczeni. Juzepfh z Jajobabą podtrzymują resztę na duchu ciągle prowadząc

zabawne dialogi, ale CzarnyKsiężyc z coraz większym niezadowoleniem patrzy

na PostrachGóryNiechSięBojąIToBardzo'a. I nagle...

Bardzo mi

przykro, ale czas naszego programu minąąąąąąąąąąąąąął. A teraz

PIOSENKA:
"Czy te oczy mogą kłamać? Chyba nie...
Czy ja mógłbym

serce złamać, i te pe?
Gdy się farsa zmieni w dramat... to był

błąd
Czy te oczy mogą kłamać? Ależ skąd..."
Emma Watson
F--A--J--N--E--
Chłopie rozwijasz się


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'> hehehe
Świetny...
Co prawda nie

zawiera głębszych przemyślań , ale w swoim rodzaju (z ficków które czytałam)

jest najlepszy...ale...
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'>

to niestety pierwszy fick jaki czytałam...No cóż...w każdym razie jest

czadowy
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/cheess.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='cheess.gif'>
(widzisz , poradziłam sobie


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/cool.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='cool.gif'>

)
Sir Momo Mumencjusz Mum
No więc
style='color:red'>SPECJALNIE DLA WAS
Part 5

-

Moooocniej Valdku, moooooocniej
- Staram się jak mogę
- Chcesz wbić

tego gwoździa, czy nie?
Tak jest. To znowu nasi radośni bohaterowie.

Aktualnie najęli się na budowie. Znowu popadli w długi. Ich ostatnia

inwestycja - hodowla buraków - nie udała się. No bo skąd mogli wiedzieć, że

daje się jedno ziarenko do jednego dołeczka, a nie garść ziarenek do jednego

dołeczka... Wykosztowali się na zakup buraków i gucio. Komornik zabrał im

dwa traktory i kombajn. I dom. I zapasowe ubranie. I całą resztę. Uszli

żywcem tylko dlatego, że uciekli tylnym wyjściem. Uciekali przez dwa dni, aż

dotarli do małego miasta na peryferiach. Znaleźli dobrą pracę, i ich życie

upływa w spokoju. Ale wszystko co dobre nie może trwać przecież wiecznie. A

było to tak:
Dzień mijał jak co dzień. Dwie szopki, a potem obora.

Zabudowania szły w zastraszającym tempie.
Dzień mijał jak co dzień.

Dzisiaj zbudowali pół świątyni. Jutro dokończą.
Następny zwykły dzień.

Budowa świątyni dobiegła końca. Poświęcona została jakiemuś bliżej

nieznanemu Valdkowi (osobiście) bogowi. Miał jakieś takie głupie imię.

Obrocim? Omocim? A wiem! Okocim. Ani Valdek, ani Żbik nie spotkali się

wcześniej z tym bogiem. Ponieważ mieli trochę wolnego czasu postanowili to

zbadać. Zaszli do miejscowego kapłana, i poprosili o opisanie Okocimia.
-

Okocim - bóg piwa i dobrej zabawy. Chociaż jest tylko "miejscowym"

bogiem, to jednak nie ma potężniejszego piwowara nad Okocimia
Na te słowa

obruszył się Żbik. Powiedział coś po cichu i rozpoczął przemianę.
-

Jestem Żbik z Owca - powiedział - kapłan Żywca, największego z

piwowarów
Kapłan Okocimia zdębiał (tzn. wypił piwo z dębowej beczki) i

sam rozpoczął przemianę.
- Okocim największy jest - zaśpiewał
- Żywiec

rządzi, Żywiec radzi, Żywiec nigdy Cię nie zdradzi - odparował Żbik
- Nie

traćcie ducha, Okocim was wyr.... yyy.... wysłucha!!!
Valdek

nie wytrzymał. Wykrzyknął wielkim głosem
- Przestańcie!!!

Urządźcie degustację. Mogę być najwyższym z żiri!
Obaj kapłani

zastanowili się, i przyznali Valdkowi rację. Postanowiono urządzić zawody.

Nagrodą miał być posrebrzany kufel z którego pił sam Burczyzucha (a kto to

k... jest?). Organizowany turniej przyciągnął wielu gapiów. Ludzie zjeżdżali

z najdalszych zakątków świata. I tu zaczyna się tragedia. Przybył bowiem też

komornik. A nie był to zwykły komornik. Był to komorNIK! Jego imię znane

było każdemu zadłużonemu chłopowi, a każda matka straszyła nim swe dzieci,

gdy gubiły pieniądze na opłaty za światło. Zwał się Komornikus. Można

powiedzieć, że zawód ten był mu przeznaczony od dziecka. Mówi się, że

"Staszek szybki jest". Ale o nim można było tylko powiedzieć

"Przykumaj te kocie ruchy". Dorywał każdego dłużnika, i tylko

rzadko zdarzało się, by trwało to dłużej niż 2-3 dni. Rekordzista w unikaniu

Komornikusa ukrywał się przez 5 dni 13 godzin 28 minut i 3 sekundy. Liczba

ta jest tak porażająco wielka, bo dłużnik ten zakopał się w grobie swojej

teściowej. A było to ostatnie miejsce, gdzie Komornikus mógł zajrzeć. I

rzeczywiście. Obszukanie całego znanego świata zajęło Komornikusowi aż 5 dni

13 godzin 28 minut i 3 sekundy.
Obaj bohaterowie: Valdek i Żbik nie mieli

pojęcia, kto przybył do ich miasta. Nieświadomi zbliżającego się

niebezpieczeństwa przygotowywali się do konkursu. I tylko jeden znak

świadczył o nadchodzącej katastrofie. Był to żółty pokemon krzyczący:

"BZIUUUUUUUM". Zaraz jednak pojawiła się nieznana nikomu

dziewczyna, i porwała stworka.
Nadszedł czas degustacji. Każdy z kapłanów

skupił się, i wytworzył kilka próbek trunku. Żiri zaczęło degustować. I

nagle straszny głos, niby z niebios, o sile wodospadu

"STAĆ!!!". Wszyscy rozejrzeli się

niepewnie.


Ludzie!!! Jakie to durne sie

zrobiło!!! Ciągu dalszego (na 99,9%) NIE będzie! I nie

straszyć mnie tu proszę!!!
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/nutella.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='nutella.gif'> wolna dla wszystkich!!!
To jest "lekka wersja" zawartosci forum. By zobaczyc pelna wersje, z dodatkowymi informacjami i obrazami kliknij tutaj.

  kulturystyka  trening na masę
Invision Power Board © 2001-2025 Invision Power Services, Inc.