Oto moje cudne dzielo skonstruowane na
potrzeby szkolne i nie tylko ;pppppp
Wszystko zaczęło się od tych
pamiętnych urodzin, jedynego syna państwa Ostrowskich, Zenka. Był on jedną z
tych osób które od życia nie oczekiwały zbyt wiele. Miał właśnie skończyć
siedemnaście lat, oczywiście rodzice zaplanowali już cały dzisiejszy dzień ,
a więc najpierw mieli wybrać się do babci Gieni i tam zrobić rodzinne
przyjęcie. Babcia Gienia- mama pana Ostrowskiego, to osoba z bardzo ciekawą
przeszłością. Mama Zenka czyli ściślej mówiąc pani Grażyna zawsze czuła
wielki respekt przed teściową. Ostrowscy z uwagi na to, że mieszkali
wyjątkowo blisko niej, odwiedzali ją dość często. Sama Gienia natomiast,
rzadko w ogóle ruszała się z domu.
Po wizycie u babci Zenek miał pójść
sobie gdzieś zabalować ze znajomymi za pieniądze rodziców.
Przyjęcie
przebiegało dość spokojnie. Zenek został zaopatrzony w nowego discmana i
masę buziaków od babci, oczywiście nie obeszło się bez słodyczy. Tą sielankę
przerwał nagły brzęk telefonu komórkowego dobywający się gdzieś z kieszeni
pani Grażyny.
-Halo ? Akurat teraz?? A tak oczywiście...zaraz tam
będę-powiedziała do słuchawki po czym wstała i zaczęła się energicznie
ubierać.
-Przykro mi kochani ,ale muszę was opuścić Grzesiu odwieziesz
mnie??
Pan Ostrowski chwile się zawahał – No, ale czy to jest aż
tak pilne przecież to urodziny twojego syna??
-Nic na to nie poradzę,
szef strasznie nalegał wiesz jaki on jest .....-rzuciła prawie szeptem .
Następnie przykucnęła przy swoim synu-Przykro mi Zenku później ci to
wynagrodzę.-oświadczyła i ucałowała go w policzek.
Pan Ostrowski zdążył
już się ubrać stał teraz w drzwiach i czekał na żonę. Po chwili
wyszli.
-Rany naprawdę uważam, że powinnaś zignorować tego całego
szefa i zostać na przyjęciu.-oznajmił Grzegorz, jednocześnie przekręcając
kluczyk w stacyjce samochodu.
-Może ty po prostu chcesz się wykręcić od
przebywania z mamą , od początku masz do niej jakiś uraz. .-kontynuował
.
-Daj spokój po prostu chce mieć za co żyć.... dobrze wiesz, że ta praca
jest mi bardzo potrzebna drugiej takiej nie znajdę.
Dochodziła
północ Grażyna dawno już była w domu i teraz niecierpliwiąc się coraz
bardziej wyczekiwała syna, Grzegorz spał....
Była już mocno zdenerwowana
miał być o 11, może po prostu chce się odegrać za zostawienie go samego z
babcią, on również za nią nie przepadał, wiedziała to dobrze. Postanowiła
zachować spokój i na razie nie budzić męża. Udała się więc do gabinetu,
siadła na kanapie i włączyła telewizor, ale długo tak usiedzieć nie
mogła.
W końcu wstała bezskutecznie próbując skupić na czymś swoje
myśli, ale to nie pomagało „ gdzie on się do cholery podziewa ,nigdy
tak się nie zachowywał”- przechodziło jej przez głowę. Tę ciągnąca się
niemiłosiernie męczarnie przerwało bicie zegara z kuchni.
-Dość –
mówiła sama do siebie, chociaż nie widziała źródła dźwięku doskonale
wiedziała co on oznacza. Tak, to już w pół do 1....
Jak tylko ocknęła
się z chwilowego zamyślenia popędziła do sypialni musi o wszystkim
powiadomić Grzegorza! Praktycznie tam wbiegła, szybko zapaliła światło,
ale nie było jej dane rzucić się na męża z płaczem gdyż w tym właśnie
momencie dało się słyszeć odgłos otwieranych drzwi.
Wróciłeeeem
!!!!- praktycznie wyśpiewał najwidoczniej bardzo dumny z
siebie syn państwa Ostrowskich.
Grażyna stanęła na środku przedpokoju nie
mogła uwierzyć własnym oczom, a zaraz za nią stał równie przerażony
współmałżonek.
-Co ty ze sobą zrobiłeś !!???- wykrzyczała jeszcze
do końca nie rozumiejąc powagi sytuacji .
-Czy ty w ogóle mnie
słuchasz??- podeszła do Zenka , ale on jakby wcale jej nie słyszał, a na
pytanie odpowiedział jej bezsensowny śmiech .
-O Boże on coś brał ...-
wydusiła płacząc.
Grzegorz nawet się nie poruszył stał tam gdzie przedtem
i wpatrywał się w syna. Być może myślał, że wciąż śpi.
W końcu jednak
oprzytomniał i podszedł do żony.
-spokojnie Grażynko dziś i tak się z nim
nie dogadamy – wyszeptał, a głos jego aż drżał ze złości i
żalu.
Państwo Ostrowscy praktycznie nie spali tej nocy. Próbowali
natomiast wy myśleć co jutro powiedzą Zenkowi , jakie działania podejmą by
zapobiec dalszym wykroczeniom. Nieoczekiwanie w jednej chwili znaleźli się w
zupełniej nowej sytuacji, bardzo trudnej sytuacji.
Rozmowa zaczęła
się dość spokojnie, gdyż obie strony starały się nie drażnić siebie
nawzajem. Pani Grażyna delikatnie tłumaczyła synowi jak bardzo ją zawiódł i
jak bardzo to przeżyła i wciąż przeżywa, raz po raz pytając się go czy
rozumie powagę sytuacji i czy zdaje sobie sprawę z konsekwencji, ale on
tylko potakiwał głową, a na jego twarzy zamiast skruchy pojawiał się grymas
zdziwienia. Szkoda tylko, że państwo Ostrowscy wtedy tego nie
dostrzegli....
Oczywiście całe to kazanie skończyło się masą szlabanów
typu nie możesz nigdzie wychodzić przez tydzień, dużo się ucz, nie oglądaj
telewizji, koniec z komputerem i wulgarną muzyką...Tak to wszystko rodzice
naszego bohatera już dawno ustalili. Wiedzieli dobrze, a może raczej zdawało
im się, że wiedzą jak ogromny wpływ na młodych ludzi mają te wszystkie
czynniki, i w zasadzie byli niemal pewni swej słuszności, a w tej pewności
utwierdzał ich również fakt, że Zenek chyba zmądrzał bo od niedawna zaczął
miewać lepsze oceny i zrobił się bardziej otwarty.
Niestety to tylko
złudzenie gdyż już trzy dni po rozmowie zamiast w szkole zastali go w
mieście ze strzykawką w ręku.
Wracali akurat od babci która wcześniej
dzwoniła po nich twierdząc, że gorzej się poczuła. Naturalnie nic jej nie
powiedzieli o swych problemach, za pewne wstyd im było się przyznać, po za
tym nigdy jakoś nie liczyli się z jej zdaniem ani w ogóle z nią. W każdym
razie jak by nie było Gienia zachorowała i potrzebowała opieki, przykra
sprawa, a fakt, że znów nakryli swego syna na braniu nie pomagał im
wcale.
Siedział teraz w jakieś zapyziałej bramie koło ciucholandu i
chociaż wyglądał raczej na cień człowieka niż na ich syna od razu go
poznali. Prezentował się zupełnie tak jak tej pamiętnej nocy no może troszkę
gorzej...
Tym razem pierwszy podszedł do niego Grzegorz.
-Wstawaj do
licha jak ty wyglądasz !!!!! – krzyknął po czym
podniósł go z ziemi , ku jego zdziwieniu Zenek był tam sam bez żadnych
znajomych.
Grażyna spojrzała mu w oczy-Czy ty już w ogóle nie masz
własnej godności??!!!!- wyjęczała
Chłopak lekko się
zachwiał-Ależ mamo przecież to nic takiego ....
Lecz ona już go nie
słuchała, tylko odwróciła się do męża z wzrokiem pełnym wyrzutu.
-Cholera
przecież to nic nie pomaga –powiedziała ledwo powstrzymując się od
płaczu- może powinniśmy mu znaleźć jakieś zajęcie żeby zapomniał, żeby
więcej nie wracał do tego świństwa, może powinien zaopiekować się babcią ona
tak cierpi...
Grzegorz zgodził się z nią natychmiast. Niech do niej
pójdzie na pewno się ucieszy, może zacząć nawet od zaraz byle by tylko nic
jej nie mówił o tym co robi , Gienia nie powinna wiedzieć.
Tak też się
stało Zenek opiekował się babcią, ale jakoś nie bardzo mu to pomagało, dalej
wagarował.
Czasem nawet gdy rodzice byli wobec niego bardziej ostrzy i
praktycznie ciągle go nadzorowali wymykał się w nocy po to tylko by ulżyć
dręczącemu go pragnieniu, a było to oczywiście pragnienie albo raczej głód
narkotykowy.
Rodzice szybko dowiedzieli się o jego nocnych przechadzkach,
ale nie mogli, albo raczej nie potrafili na to nic poradzić. Był już po za
ich zasięgiem jednak w żadnym wypadku nie myśleli żeby komuś o tym
powiedzieć wciąż wierzyli w to ze ukochany syn na pewno z tego wyjdzie, że
potrzeba tylko czasu, a sam się przekona jaki błąd popełnił i wróci ich
dawny Zenek ,posłuszny, cichy, nijaki Zenek.
Nic jednak zmian na lepsze
nie zapowiadało za to nadejście tragedii było już
bliskie....
Nadszedł w końcu taki dzień, (a było to już jakieś trzy
miesiące od pamiętnych siedemnastych urodzin), że Zenek nie dbał już o
zdanie ani uczucia rodziców „nic mi już zrobić nie mogą” –
myślał .
Czuł się zupełnie wolny i poniekąd szczęśliwy, ale tylko
poniekąd. Oczywiście w końcu zdał sobie sprawę z tego, że się uzależnił, że
za niedługo, a w zasadzie już nie ma odwrotu, ale pasowało mu takie życie.
Jedyne czego było mu brak to towarzystwa takiego z którym mógłby sobie ostro
zaszaleć.
Może to i głupie, ale on teraz myślał wyłącznie w takich
kategoriach, zabawa – jedyne co się liczy.
Postanowił zatem, że i
tej nocy ucieknie, ot tak jak to zwykle robił czyli przez okno, a nie było
to bardzo trudne gdyż mieszkanie państwa Ostrowskich znajdowało się na
parterze.
To dokąd pójdzie także już wiedział, ponieważ nawet nie mając
możliwości oglądania telewizji doskonale zdawał sobie sprawę, że właśnie
dziś w nocy w jego mieście odbędzie się koncert jednej z bardziej
kontrowersyjnych grup czarnego grania, czyli Bandy Zakka . Naturalnie był
ich zagorzałym fanem, znał prawie wszystkie teksty piosenek na pamięć,
zresztą pod wpływem heroiny wszystko jakoś tak łatwo do głowy
wchodzi....
Dochodziło już południe Zenek Ostrowski właśnie wybierał
się na miasto musi w końcu jakoś zdobyć pieniądze na towar. Co prawda był
dziś w szkole, ale tylko ciałem, duchem natomiast był już na koncercie ze
skrętem w ręku i tym samym co zwykle bezsensownym uśmiechem na
twarzy.
Najpierw postanowił udać się pod kościół tam ludzie wydają
się być najbardziej hojni, tak przynajmniej mu wszyscy mówili. Przesiedział
tam całe dwie godziny, a jedyne co zyskał to pięć złotych -to mało,
zdecydowanie za mało jak na jego potrzeby, a przecież miał jeszcze długi.
No, ale nic miał jeszcze inne miejsca, tak więc po jakiś pięciu
godzinach uzbierało się tego z trzydzieści złotych i chociaż był bardzo
przemęczony, od razu popędził na plac na którym mieli zagrać jego
idole.
Kiedy tam dotarł zastał naprawdę imponujące tłumy , tłumy
ludzi w większości takich jak on.....
Zabawa miała dopiero się
zacząć...
Tymczasem Grażyna i Grzegorz odchodzili już od zmysłów, ich
syn wyszedł rano, a teraz jest już ósma wieczór i wciąż go nie ma. Przecież
nie miał pieniędzy, a musi coś jeść, w dodatku na pewno mu zimno. Od dawna z
nimi nie rozmawiał, chociaż bardzo tego chcieli nie potrafili już nad nim
zapanować. Myśleli już nawet o tym żeby zwrócić się o pomoc do kogoś, ale
jakoś nie umieli się do tego zabrać, w ogóle nie panowali już nie tylko nad
jego, ale także nad swoim życiem.
Czas mijał nie ubłaganie godzina za
godziną , pan Ostrowski jeszcze jakoś przetrzymywał to z butelka whisky ,
ale jego żona była już u kresu wyczerpania psychicznego i
nerwowego.
Gdyby nawet miała go szukać to niby od czego zacząć ?? Czy
przeszukać wszystkie bramy??? To zadziwiające, ale ta kobieta w ogóle nie
orientowała się co jej syn może lubić robić, gdzie przebywać, czym się
interesować...Szkoda, że dopiero teraz zdała sobie z tego sprawę.
Mimo iż
Zenek rzadko bywał w domu i od pewnego czasu nie informował rodziców gdzie
się wybiera, zawsze wracał na noc, dziś jednak się na to nie
zapowiadało...
Dochodziła już czwarta rano Grażyna nerwowo zaczęła
wydzwaniać po szpitalach, jednak efektów to nie przyniosło żadnych, w końcu
zasnęła, tak sen jej się za pewne należał.
Długo jednak nie pospała, gdyż
jakieś dwie godziny później obudził ja telefon. Szybko podniosła się i
odebrała, była świadoma tego, że może wreszcie dowie się czegoś o swoim
synu.
-Halo czy to mieszkanie państwa Ostrowskich??- zabrzęczał głos w
słuchawce.
Grażyna nie zastanawiała się zbyt długo nad odpowiedzią- Tak,
a kto mówi??
-Nazywam się profesor Anna Olechowska i jestem przełożoną
na oddziale intensywnej terapii w ośrodku odwykowym „Szansa” za
pewne wie pani gdzie on się znajduję??
-Tak, wiem.
-Tak się składa, że
pani syn albo raczej osoba posiadająca jego dokumenty znajduję się na moim
oddziale w stanie bardzo ciężkim. Chciałabym, żeby pani przyjechała tu do
nas i go zidentyfikowała i to najlepiej jak najszybciej. Czy to jest
możliwe????
-Ah tak oczywiście zaraz tam będę.- mruknęła
Pani
Ostrowska nie pamiętała, żeby kiedyś była aż tak zdenerwowana jak dziś. Cała
dygotała ze strachu o swoje jedyne dziecko. Za nim jednak udała się do
ośrodka postanowiła powiadomić męża o całym zdarzeniu. Grzegorz również nie
mógł przestać myśleć o synu, dlatego od razu zaproponował jej, żeby się
spotkali na miejscu.
Około dziewiątej już razem udali się na
spotkanie z panią profesor. W samym budynku było jeszcze bardziej
nieprzyjemnie niż w normalnych szpitalach na dodatek ciągle można było tam
posłyszeć jęki wyczerpanych pacjentów, a w śród nich mógł być również Zenek
to ich najbardziej przerażało.
Odnalezienie właściwego pokoju nie było
trudno gdyż wszechobecne plakietki informowały o zawartości każdego z nich.
Mimo, że szybko dotarli do pożądanej osoby nie dowiedzieli się niczego co by
ich uspokoiło, Anna nie chciała z nimi rozmawiać dopóki nie potwierdzą
tożsamości chłopca.
W tym celu udali się do sali znajdującej się na końcu
korytarza oznaczonej dużymi czerwonymi literami co miało znaczyć, że osoba
tam przebywająca nie czuję się najlepiej.
Olechowska stanęła w drzwiach
obserwując reakcję potencjalnych rodziców.
Ostrowscy milczeli bo niby co
mieli mówić tak niestety to ich syn, tak wiedzą, że powinni byli jakoś
zareagować, ale było już za późno teraz mogli tylko czekać i mieć nadzieję,
że wszystko się dobrze ułoży.
-Tak to nasze dziecko –westchnęła
Grażyna robiąc wszystko by nie spojrzeć w oczy pani profesor.
Ta
natomiast doskonale wiedziała co ma powiedzieć -No cóż sytuacja jest
bardziej niż poważna -przedawkował, oczywiście to nie musi oznaczać, że
umrze, ale musicie państwo wiedzieć, że szansę ma niewielkie i jeśli z tego
wyjdzie, powinien zostać tu co najmniej na rok.
-Ależ proszę pani
przecież w domu zajmiemy się nim dostatecznie dobrze- wyjąkała pani
Ostrowska, jak dziecko z prośbą o przesunięcie sprawdzianu. Lecz nie zrobiło
to żadnego wrażenia na Olechowskiej.
-Szczerze wątpię, a najlepszy dowód
na to, że państwo sobie nie radzą mamy przed sobą. Przykro mi, ale nie ma
innego wyjścia, dziecko powinno tu zostać i mieć stały kontakt z
psychologiem, wy również powinniście się poddać kuracji. Myślę, że to jedyny
sposób aby odnaleźć wspólny język z synem jeśli w ogóle Bóg da wam tą
szansę.... – tu urwała w zasadzie nie miała już nic więcej im do
powiedzenia.
Oczywiście pozostały jeszcze sprawy formalne. Anna
niechętnie rozmawiała z rodziną chłopca, może to dlatego, że wyczuwała ich
strach, a może po prostu tak na nią oddziaływali. Jak tylko załatwiła to co
konieczne zostawiła ich samych ze swoimi myślami, naturalnie nie mogli
odwiedzić syna, a jeśli już to tylko na chwile i w towarzystwie
pielęgniarek.
Był to duży szok. Do tej pory Grażyna chyba tak
naprawdę nie przypuszczała, że może być aż tak ciężko, że mogą go jej
zabrać, zabrać aż na rok, cały rok bez syna... Chociaż ostatnie trzy
miesiące też jakby były bez niego, ale to co innego.
Zenek nie będzie
już mógł pomagać babci, trzeba będzie wszystko jej powiedzieć na pewno mocno
się zdenerwuję, nigdy nie uważała Grażyny za dobrą matkę, może i miała
racje.
W każdym razie musieli się do niej wybrać i to jak najszybciej,
w końcu wciąż jest chora i nie powinni jej zaniedbywać.
Nastąpiło to
w sobotę, tuż po wizycie w ośrodku z której nic konkretnego nie wynikło tzn.
wciąż stan syna był wysoce wątpliwy. Państwo Ostrowscy ubrani w odświętne
ubrania wybrali się w odwiedziny do babci Gieni .
Która już od progu
witała swych gości promiennym uśmiechem i sprawiała wrażenie naprawdę
szczęśliwej w końcu dawno ich u niej nie było. Z drugiej strony małżonkowie
dostrzegli w tym zachowaniu coś co wzbudzało ich nie pokój i nic nie
wskazywało na to, że to zwykle złudzenie.
-Wchodźcie , wchodźcie moi
kochani widzę, że jesteście bardzo zmęczeni czy coś się stało?? Nadmiar
pracy ??? Zawsze powtarzałam ci, że za dużo pracujesz Grażynko...
-ah
gdyby tylko praca mamo, mamy poważny problem z Zenkiem nie chciałam cię
niepokoić, ale z nim jest już naprawdę źle –westchnęła cicho, już nie
płakała, nie miała siły.
Widząc jej przygnębienie Grzegorz zaczął sam
Gieni wszystko tłumaczyć, od początku nie pomijając żadnego szczegółu. Nie
przychodziło mu to łatwo, ale ku jego zdziwieniu Babcia nie zadawała żadnych
pytań siedziała tylko w swym fotelu raz po raz kiwając głową.
Już
skończył i siedział teraz cały spocony czekając na jakiś ruch ze strony swej
mamy, Grażyna także czekała. Jednak ta tylko uśmiechnęła się szyderczo, po
czym zabrała się do otwierania pobliskiej szuflady i wydobycia z niej małego
zawiniątka które następnie delikatnie ułożyła na stoliku.
Sprawiała
wrażenie bardzo z siebie zadowolonej . Na tym jednak nie poprzestała, dalej
z tym samym uśmiechem zaczęła zawiniątko rozpakowywać , najpierw wyjęła z
niego biała bibułkę, wyprostowała ją i usadowiła na blacie, następnie
zaczęła na nią wysypywać jakąś ściółkę dziwnej szarej barwy – nie
zajęło jej to zbyt wiele czasu, widać ze miała w tym wprawę , potem całość
zwinęła w cienki rulonik który cisnęła miedzy palec środkowy, a wskazujący,
podpaliła dzieło i zaciągnęła się soczyście.
Dopiero teraz odwróciła się
i spojrzała w ich stronę oczywiście wciąż z tym samym ironicznym grymasem
tylko, że teraz oczy szkliły jej się nieziemsko.
-Naprawdę dziwni z was
ludzie, wszystko komplikujecie, a życie nie trwa wiecznie, po za tym to
młody chłopak musi się wyszaleć........