Zmieniłam tytuł, ponieważ tamten nie był
odzwierciedleniem tego co mam zamiar napisać.
Za głosem
serca
PROLOG
Noc była bezchmurna i chłodna.
Wiatr raz po raz chłostał korony drzew, które bezwiednie uginały się pod
jego ciężarem. Księżyc świecił wysoko na niebie rozświetlając mrok gęstego
lasu. Od czasu do czasu słychać było pohukiwanie jakiejś sowy. W powietrzu
czuło się napięcie.
W samym środku lasu na małej polance stały na
przeciwko dwie postacie w czarnych pelerynach. Blask księżyca padał na ich
pełne napięcia twarze. Nie poruszały się. Stały tylko mierząc się wzrokiem.
Ciszę przerwał cichutki płacz. Mniejsza postać mocniej przytuliła do siebie
tobołek, który trzymała na rękach. Kiedy płacz ustał i najwyraźniej dziecko
zasnęło, wysoki mężczyzna przemówił zimnym, wypranym z uczuć tonem.
-
Możesz mi powiedzieć, dlaczego wezwałaś mnie tu w środku nocy?
- Tak.
Chciałam z tobą porozmawiać.
- Nie mamy, o czym rozmawiać. Raz już to
powiedziałem i więcej nie będę powtarzał. Jeżeli masz jakieś problemy z
mężem to wiedz, że ja ci nie pomogę – oznajmił kładąc nacisk na
ja-, Po co wzięłaś ze sobą tego bachora? – popatrzył z pogardą
na zawiniątko trzymane przez kobietę.
- On wcale nie jest bachorem!
– Krzyk wściekłości obudził dotychczas śpiące dziecko, a jego płacz
rozniósł się echem po lesie. Kobieta zaczęła kołysać syna, podczas gdy
mężczyzna mocniej opatulił się peleryną.
- No, więc powiesz mi wreszcie,
po co mnie tu ściągnęłaś? Nie mam zamiaru stać tu i zamarznąć na kość. Mam
dużo pracy.
- Chodzi o dziecko – powiedziała cicho.
- O
dziecko?! Nie… nie będziemy do tego wracać. Już wyraziłem w tej
kwestii swoje zdanie i nie mam najmniejszego zamiaru go zmieniać. Koniec
dyskusji.
- Ale ja mówię prawdę! Dlaczego mi nie wierzysz?!
Wiesz, że nigdy bym cię nie okłamała!
- Nie, powiadasz? –
warknął patrząc na nią z nienawiścią – Nie? Nie dość, że mnie
okłamałaś to jeszcze zdradziłaś, a teraz ośmielasz się mówić, iż mnie nie
okłamałaś?!
- Posłuchaj. To wcale nie było tak jak myślisz.
Ja…
- Nie! Nie chcę słuchać twoich kłamstw. Zdradzałaś mnie,
podczas gdy ja ciebie ślepo kochałem. Mówiłaś mi, że mnie kochasz, a za
moimi plecami sypiałaś z innym. I to jest prawda. Nie ma żadnej innej prawdy
i nie trudź się wymyślaniem jakiejś przekonującej bajeczki.
Kobieta
spojrzała na niego z potępieniem wyraźnie tracąc cierpliwość. Na miejsce
żalu wkroczyła nieopanowana furia. Z oczu ciskała na wszystkie strony
błyskawice, ale twarz pozostała nienaruszona.
- Nieprawda! To
nieprawda! Nigdy cię nie zdradziłam! Nigdy! Słyszysz?! - po
jej policzkach potoczyły się długo wstrzymywane łzy.- Jeżeli jesteś takim
aroganckim dupkiem, by tego nie zrozumieć to nie moja wina! Wiesz, co? -
spytała już bardziej opanowanym głosem - Jesteś ślepy. Jesteś bardzo ślepy.
- to powiedziawszy mocniej przytuliła wystraszone tym nagłym wybuchem
dziecko, odwróciła się i pobiegła w głąb czeluści lasu.
Nie wiedziała
jak trafiła do domu. Biegła przed siebie zaślepiona coraz to nowymi potokami
łez nie zważając na to, dokąd się udaje. Kiedy dotarła do drzwi frontowych i
bezszelestnie weszła do środka od razu udała się do pokoju dziecięcego.
Położyła dziecko do kołyski, opatuliła je mocno i wpatrywała się w teraz już
spokojną, uśpioną twarzyczkę syna, na którą spadały kruczoczarne włoski.
Wtem usłyszała za sobą szelest. Odwróciła się przestraszona i omal nie
wpadła na stojącego przy niej mężczyznę. Bez słowa rzuciła się w ramiona
męża. Rozszlochała się. Mąż nic nie mówiąc pogłaskał ją po plecach. Za
oknami zaczęło się błyskać. Deszcz najpierw delikatnie, a potem coraz
mocniej bębnił w okna.
- Nie mogę już tak żyć James. Nie chciał mnie
słuchać. Nigdy nie dowie się, jaka jest prawda. - wychrypiała pomiędzy
kolejnymi spazmami szlochu.
- Ciii… - James mocniej objął żonę
próbując ją uspokoić. Nagle za oknem przemknął cień, a za nim następny i
jeszcze jeden. James nie wiedział ile ich było, ale groziło im
niebezpieczeństwo. Nagle ogarnął go strach. Źle zrobił posyłając żonę na
spotkanie z tym bydlakiem myśląc, że wszystko się w końcu wytłumaczy. Nie
zważając na ostrzeżenia Dumbledore złamali zaklęcie Fidelusa, wiedząc jak
poważne niebezpieczeństwo im grozi. Odsunął od siebie żonę i popatrzył jej
prosto w oczy.
- Lily… posłuchaj mnie. Weź Harry’ego i
schowaj się gdzieś. - Kobieta popatrzała na niego przestraszonym wzrokiem. -
Oni tu są. Źle zrobiliśmy łamiąc te zaklęcie. Mogliśmy przewidzieć, że
Voldemort wykorzysta każdą sytuację. - potrząsnął lekko sparaliżowaną ze
strachu Lily - Idź! Trzeba chronić dziecko. - rozkazał.
- Ale..
ale… co będzie z tobą James? Boję się.
- Nie wolno ci się bać.
Musisz być silna, jeżeli masz chronić naszego syna. Ja odwrócę ich uwagę, a
ty niepostrzeżenie wyślizgnij się z domu wraz z dzieckiem. - Widząc, że
kobieta otwiera usta dodał szybko - Nic mi nie będzie! Najważniejszy
jest Harry. Idź już! - mówiąc to wziął śpiące dziecko i wcisnął jej w
ramiona. - Jeżeli coś mi się stanie… Nieważne. Biegnij prosto do
Dumbledora.
Po chwili kobieta została sama. Niewiele zapamiętała z tego,
co stało się później. Słyszała odgłosy walki. Krzyki wściekłości i bólu. Nie
wiedziała jak długo tam stoi dopóty, dopóki nie usłyszała krzyku swego męża.
Wiedziała, że to koniec. Zabili Jamesa. Odgłos zbliżających się kroków
otrzeźwił ją. Zanim zdążyła wykonać jakiś ruch drzwi do pokoju otworzyły się
z hukiem, a do środka nie wszedł nikt inny jak sam Lord Voldemort.
Sparaliżowana nagłym strachem o dziecko wrosła w ziemię. Nie mogła się
poruszać, więc wpatrywała się tylko w te szkarłatne zimne i mroczne oczy.
Voldemort spojrzał w bok i zanim zdała sobie sprawę z tego, co się dzieje
ktoś za nią wyszeptał Drętwota. Potem zaległa
ciemność.
CDN
*********************************
Proszę
śmiało komentować.
Jestem dziewczyną choć mój nick temu zaprzecza ^__^
Okay. Napisałam dalszą część prologu, lecz
jest ona krótka. Wybaczcie...
- Nie, nie nie… to się nie stało
naprawdę. Ja tylko śnię. To sen. Koszmarny sen. Powiedzcie, że to się nigdy
nie wydarzyło… - Lily Potter leżała zwinięta w kłębek na jednym z
łóżek skrzydła szpitalnego. Płakała nieustannie od ponad godziny, kiedy to
się przebudziła i nawet ogromne wysiłki Dumbledora nic nie pomogły. Nie
chciała nikogo do siebie dopuścić i już po pół godziny profesor zaprzestał
wszelkich starań. Siedział przy niej po prostu i dzielił z nią ból.
-
Minervo trzeba jej powiedzieć, że Harry żyje. Nie mogę się z nią dogadać od
ponad godziny. - szepnął do siedzącej obok profesorki. - Jak tak dalej
pójdzie to Lily popadnie w depresje, a do tego z pewnością nie możemy
dopuścić. Musi być silna. Jeżeli nie dla siebie to przynajmniej ze względu
na dziecko.
- A może bym przyniosła tu małego Pottera? - odszepnęła
Minerva.
- Przynieś go. To powinno na nią wpłynąć.
Dumbledore patrzył
przez chwilę na odchodzącą McGonagall zastanawiając się, co teraz nastąpi.
Ostatnie godziny to wielka radość i chaos. Wszyscy świętują odejście z tego
świata Czarnego Pana. Nikt nawet nie przypuszcza, jakie nieszczęście
dotknęło kobietę płaczącą na łóżku, przy którym czuwał. Wszyscy mówią o
Chłopcu - Który - Przeżył. Tak, tak. Dumbledore nie wie jak to możliwe, że
zaledwie roczne dziecko nieposiadające żadnej magicznej mocy mogło zniszczyć
Lorda Voldemorta. Wielu już próbowało, a każdy nie wychodził z tego żywy.
Wiedział tylko, że coś musiało się stać skoro zaklęcie zabijające, jak
przypuszczał, odbiło się od młodego Pottera i ugodziło Voldemorta. W każdym
bądź razie w tym dziecku coś było. Coś tak wielkiego, że zdołał przeżyć
zaklęcie AVADA KEDAVRA z jedną tylko na czole blizną w kształcie
błyskawicy… Kiedy przybyli do Doliny Godrica zobaczyli prawie
zrujnowany dom, a wokół biegających śmierciożerców. Aurorzy nie zdołali
wszystkich wyłapać, ale tych, którym się nie poszczęściło od razu zawieziono
do Ministerstwa Magii. Ciało Jamesa znaleźli w salonie. Naokoło panował
totalny nieporządek. Koło ciała znaleźli kilkoro nieżywych popleczników
Czarnego Pana, którzy najprawdopodobniej zginęli w walce. Przeszukiwali cały
dom, a kiedy dotarli do pokoju dziecinnego pod ścianą leżała nieprzytomna
Lily. Zanim zdołali przedrzeć się do kołyski po drugiej stronie pokoju nie
wierzyli, że dziecko przeżyło. Cóż to było za zdumienie, kiedy odkryli
spokojnie śpiącego Harry’ego. Wyglądał zdrowo, ale gdy odwrócił się
przez sen z boku na plecy zobaczyli na jego czole bliznę w kształcie
błyskawicy… Dalsze rozmyślania przeszkodziło mu nadejście Minervy,
która niosła na rękach ów chłopca.
Cześć! Jest to zakończenie prologu, a
następne party będę starała się wklejać całymi rozdziałami. Miłej lektury
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/happy.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='happy.gif'
/>
Dumbledore wstał i podszedł do MacGonagall. Wziął od
niej śpiące dziecko i przyjrzał mu się dokładnie. Niewątpliwie włosy musiał
mieć po ojcu. Jedwabne w dotyku i trochę rozwichrzone. Buzię miał uroczą,
kiedy spał. Na pewno urośnie na przystojnego mężczyznę, pomyślał. Rzucił
okiem na kobietę, leżącą na łóżku i stwierdził, że usnęła. Musiało już ją
zmęczyć to ciągłe płakanie. Ostrożnie podszedł do niej i potrząsnął ją lekko
wolną ręką.
- Lily… dziecko… zbudź się. - mówił półgłosem,
aby nie obudzić młodego Pottera, który smacznie spał wtulony w ramię starca.
Lily zamruczała coś, a potem otworzyła jedno oko.- Lily obudź się. Harry
żyje. On…
Nie zdążył dokończyć, bo kobieta usiadła jak sparzona.
Spojrzała na dziecko w ramionach Dumbledora i zaniosła się płaczem. Wzięła
go na ręce i mocno w siebie wtuliła.
- Harry… Harry… Nikt mi
ciebie nie odbierze kochanie… nikt! - Urwała i spojrzała na
profesora, a potem na Harry’ego. - Ale… ale jak? Przecież
Voldemort… chciał go zabić, prawda? Co się stało?
Dumbledore
odetchnął z ulgą. Widocznie Lily otrząsnęła się ze stanu całkowitej rozpaczy
i zaczęła jasno myśleć.
- Słuchaj, nie wiem, co się dokładnie stało, ale
mam przypuszczenia. Wiem tylko, że Voldemort chciał rzucić na
Harry’ego zabijające zaklęcie, ale ono w jakiś sposób się od niego
odbiło i ugodziło Czarnego Pana. Wszystko wytłumaczę ci jak dojdziesz do
siebie. Twoje ubrania… raczej to, co zdołaliśmy wyratować, przyniesie
ci Popy. Jak będziesz gotowa to przyjdź do mnie. Będę w swoim gabinecie. -
Wstał z zamiarem odejścia. Przy drzwiach zatrzymał się i dodał. - Musisz być
silna Lily. - spojrzał jej w oczy. - Zrób to. Dla Harry’ego.
To
powiedziawszy wyszedł z sali.
Gabinet Dumbledora
- To znaczy,
że Harry w jakiś sposób zdołał przeżyć zaklęcie AVADA KEDAVRA? - spytała z
niedowierzaniem Lily. Spojrzała na syna, który bawił się z Fawkesem, a potem
znów na Dumbledora siedzącego naprzeciwko niej. - Ale przecież to
niemożliwe. Nikt nigdy nie zdołał przeżyć tego zaklęcia.
- Wiem Lily. Ale
w jakiś sposób zdołał przeżyć.
Długo jeszcze tak rozmawiali. Kiedy
księżyc świecił już mocno na niebie, Dumbledore oznajmił:
- Przez
najbliższe tygodnie będzie trochę zamieszania. Powinnaś wyjechać z Harym do
Francji, albo gdzieś, gdziekolwiek z tego kraju. Tak będzie dla was
najlepiej. Przynajmniej na razie.
- Na jak długo mamy wyjechać?
-
Myślę, abyś wychowała syna w spokoju. Kiedy osiągnie wiek szkolny
przyjedziesz z nim do kraju. Chłopak rozpocznie naukę w Hogwarcie…
Rozdział 1.
Londyn ok. 10
lat później
Gabinet dyrektora Hogwartu
- Nie możesz tego
zrobić Albusie! Nie możesz! Przecież wiesz, co mi zrobiła. Nie chcę
widzieć jej i tego bachora! - Severus Snape nauczyciel Eliksirów w
Hogwarcie trząsł się z wściekłości, siedząc w jednym z foteli w gabinecie
Dumbledora. Za biurkiem dyrektor patrzył na niego z powagą i nieskrywanym
współczuciem. Wesołe iskierki, które zawsze gościły w jego oczach
przygasły.
- Rozumiem cię Severusie, ale chłopak ma już prawie jedenaście
lat i musi iść do szkoły.
- Przecież może chodzić do innej szkoły.
Dlaczego akurat do Hogwartu?!
- Ponieważ ja tak zdecydowałem. Nie
zamierzam zmieniać zdania tylko, dlatego bo dorosły mężczyzna zachowuje się
jak dziecko obrażone na cały świat, ponieważ dziewczynka zabrała mu
lizaczka. - odpowiedział surowym głosem Dumbledore. - Jeżeli ci to nie
odpowiada to możesz opuścić Hogwart. Wiesz jednak, że takiego wyboru nie
masz.
- Albusie! To jest szantaż.
- Kiedy opuściłeś Voldemorta i
zgodziłeś się zostać naszym szpiegiem poinformowałem cię o pewnych
warunkach. Jeden z nich zabrania ci opuszczania Hogwartu, jeżeli ja sobie
tego nie zażyczę.
Zrezygnowany Mistrz Eliksirów ciężko oparł się o
fotel.
- Niech będzie. Chłopaka jakoś zniosę, ale dlaczego do diabła
postanowiłeś osadzić ją na posadzie nauczyciela Obrony Przed Czarną
Magią?!
- Wiesz, że Lily jest bardzo dobrą i wykwalifikowaną
czarownicą. Na czarnej magii zna się bardzo dobrze. Potrafi się dogadać z
dziećmi i nauczyć ich wszystkiego, co trzeba Severusie. Nadaje się na to
stanowisko jak nikt inny.
- Niech to szlag!
- Severusie!
Zachowuj się! - głos dyrektora podniósł się nieco.
- Jeżeli to
wszystko dyrektorze, to czy mogę odejść?
- Oczywiście.
-
Dziękuję.
Dumbledore patrzył za odchodzącym mężczyzną póki ten nie
zatrzasnął z hukiem drzwi. No Albusie, pomyślał, ciekawe czy twój plan się
powiedzie…
***
- Harry!
- Słucham mamo!
-
Spakowałeś się już?!
- Kończę!
Średniego wzrostu chłopak o
kruczoczarnych włosach pochylał się nad kufrem, do którego pakował
niezbędne rzeczy. Na wielkim łożu z baldachimem leżał list z czerwoną
pieczęcią. Harry włożył ostatnie ubrania i zatrzasnął wieko. Porwał z łóżka
kopertę i zszedł na dół do kuchni.
Lily Potter chodziła po ich
dotychczasowym mieszkaniu we Francji i sprawdzała czy wszystko zostało
zapakowane. Widząc zbiegającego na dół syna uśmiechnęła się promiennie.
-
Wszystko spakowane?
- Tak mamo. Nie mogę się doczekać, kiedy będziemy na
miejscu.
Lily podeszła do syna i złożyła na jego policzku czułego całusa.
Nie chciała go martwić, mówiąc, iż nie podziela jego entuzjazmu, więc
próbowała przywoływać uśmiech na twarzy kiedy tylko był w pobliżu.
-
Znieś swoje kufry kochanie. Zaraz jedziemy.
Harry posłusznie udał się na
górę, a po chwili oboje jechali taksówką na Stację kolejową. Na peronie
ósmym wsiedli do pociągu i znaleźli pusty przedział. Rozlokowali kufry na
półkach, zmachani usiedli na siedzeniach.
- Mamo?
- Tak?
- Będziemy
mieli prawdziwy czarodziejski dom, A nie mugolski, prawda?
- Tak
kochanie. Będzie to duży jednorodzinny domek z wielkim ogrodem. Kiedyś tam
mieszkaliśmy. Ja i twój ojciec dostaliśmy go w dniu ślubu od twoich
dziadków. - chcąc ukryć, przed synem jakie wrażenie zrobiły na niej te
wspomnienia zamknęła oczy, powstrzymując łzy. - Jest tam pięknie. Na pewno
ci się spodoba. Wybudowaliśmy tam nawet boisko do Quiditha. -
niepowstrzymane łzy spłynęły po jej policzkach.
- Mamo? Czemu płaczesz? -
spytał zaniepokojony chłopiec. - Nie płacz. Wszystko będzie w porządku.
- Nigdy nic nie będzie w porządku synku. - powiedziawszy to rozszlochała
się na oczach bardzo zaniepokojonego chłopaka. Harry wstał ze swego miejsca,
usiadł koło matki i mocno ją objął. Nic nie mówił. Wiedział, że mama musi
się czasem wypłakać. Położył swą głowę na ramię kobiety i patrzył na
śmigający krajobraz za oknem.
Tymczasem Lily pogrążyła się w
wspomnieniach, kiedy to razem z Jamesem oczekiwali narodzin dziecka. Jaką
wielką radość zobaczyła w jego oczach, gdy nadszedł czas rozwiązania.
Nie… nie będzie wspominać, bo to przynosi tylko ból. Najlepiej zrobi
skupiając się na tym, co ma nastąpić. Jedzie do Hogwartu by uczyć tam OPCM.
Dumbledore bardzo na to nalegał, choć nie wiedziała, dlaczego. W końcu
zgodziła się, kiedy dyrektor oznajmił jej, że nie ma na tą posadę żadnych
chętnych, a dzieci muszą uczyć się bronić przed czarną magią. Na pewno
zgodziłaby się wcześniej, gdyby nie było tam pewnego człowieka. Teraz jednak
będzie zmuszona widywać go codziennie. Ciekawe jak on zareagował, gdy
dowiedział się, kto ma zająć jego od dawna upragnione stanowisko, pomyślała.
Pewnie się wściekł i przez cały jej pobyt w Hogwarcie będzie jej docinał,
albo ją ignorował. Lily wolałaby oczywiście gdyby nią gardził niż gdyby nie
okazywał, że w ogóle wie o jej istnieniu. Najbardziej bała się jednak o
syna. Jak on go będzie traktował? Czy będzie go ignorował, czy może się na
nim odegra? Na samą myśl o tym zadrżała. Gdyby wiedział… och, gdyby
tylko wiedział. Ocknęła się z rozmyślań z zaskoczeniem stwierdzając, że za
oknami zrobiło się już całkiem ciemno. Natomiast na jej ramieniu bezwładnie
leżała główka syna, a jego pierś unosiła się w równomiernie zdradzając sen.
Uśmiechnęła się smutno i pogłaskała dziecko po głowie. Harry miał już prawie
jedenaście lat. Nie widziała nikogo poza nim. Kochała go bezinteresownie i
głęboko. On także bardzo ją kochał. Nie ukrywał tego. Odkąd skończył trzy
lata przychodził nieraz w nocy do jej pokoju i usypiał mocno w nią wtulony.
Nie mówili nic, tylko przytuleni zasypiali. Nawet, kiedy dorósł nie
zaniechał tego „rytuału”. Większość chłopców w jego wieku
zawstydziłaby się, ale nie Harry. Oparła głowę na piersi i odpłynęła w
krainę snu.
Obudziła się o świcie. Blade promienie słońca oświetlały
wnętrze przedziału. Widząc, że syn jeszcze śpi, wstała ostrożnie kładąc go
na siedzeniu. Wyjrzała przez okno i zobaczyła znajome lotnisko, przy którym
mieściła się Stacja Kolejowa.
- Harry. Obudź się kotku. Musimy już
wysiadać. Za pół godziny mamy samolot do Londynu.
Chłopak przeciągnął
się na niewygodnym siedzeniu i powoli z pewnym ociąganiem usiadł.
-
Juuuuż? - pytając ziewnął.
- Tak Harry. Pomóż mi z tymi bagażami.
W
samolocie było pełno ludzi. Zanim Lily zdążyła się dobrze rozsiąść,
spostrzegła, iż Harry smacznie sobie śpi na fotelu obok. Uśmiechnęła się.
Ostatni tydzień był naprawdę pracowity. Musieli znosić meble do sprzedaży,
pakować błyskotki i zabawki Harry’ego, a na domiar złego szukać kupca
na dom, w którym mieszkali. Musieli sprawić sobie paszport, na który czekali
dwa miesiące. Kiedy wszystko było już O.K okazało się, że pociąg, którym
mieli jechać aż do granicy wykoleił się niedaleko wsi Margyt, a na następny
musieli czekać trzy dni. Dumbledore pewnie się niepokoi. Spóźniają się ponad
tydzień. W Londynie będą musieli jechać na ulicę Pokątną, by zakupić
wszystkie potrzebne rzeczy do szkoły.
***
- Więc to jest nasz
nowy dom, mamo?
- Tak skarbie. To tutaj kiedyś mieszkaliśmy.
Lily i
Harry stali prze dużym jednorodzinnym domkiem, który otaczał wspaniały
ogród. Dzień był słoneczny i ciepły. Prosto z lotniska przyjechali do Doliny
Godrica, by rozpakować niezbędne rzeczy. Później zawiadomię Dumbledore,
pomyślała Lily. Dziesięć lat temu zanim wyjechała, kazała odnowić dom i cały
czas go pielęgnować wraz z ogrodem. Jak widać jej polecenia zostały
starannie wypełnione. Nikt, kto by teraz popatrzał na dom Potterów, nigdy by
nie uwierzył w to, co stało się dziesięć lat temu.
- Wchodzimy? -
spytała wesoło syna.
W holu czekały na nich trzy skrzaty.
- Dzień
dobry pani! Dzień dobry paniczu!- zawołały wszystkie chórem.
Lily
skinęła głową na znak powitania i spytała.
- Pokoje są gotowe? - spytała.
Kiedy skrzaty pokiwały głową zarządziła - Przygotujcie kąpiel dla mnie i dla
panicza. Następnie o ósmej podajcie kolację.
- Tak psze
pani!
Popchnęła Harry’ego w stronę schodów, zachęcając by szedł
dalej. Na górze mieściły się cztery sypialnie i łazienka. Dwa pokoje były
przeznaczone dla gości, a dwa dla Lily i chłopca. Pokój kobiety był duży.
Ściany koloru bladego różu kontrastowały z wielkim łożem z baldachimem, oraz
zasłonami na okna. Pod ścianą mieściła się toaletka. Dywan był bogato
zdobiony. Szafki zrobione z mahoniowego drewna pochodziły z okresu baroku.
Sypialnia chłopca była również duża, lecz ściany miały kolor szkarłatu
przetykanego srebrem i zielenią. Całość wyglądała bardzo imponująco. Tak jak
w pokoju Lily stało tam wielkie łoże. Szafki jednak, były nowe. Na półkach
mieściły się najróżniejsze zabawki.
Na dole zwiedzili kuchnię, salon,
bawialnię, jadalnię, aż w końcu znaleźli bibliotekę.
- To największa
biblioteka, jaką widziałem w życiu. - szepnął podekscytowany Harry.
Ogarnął wzrokiem pomieszczenie przywodzące na myśl lochy. Stało tam
dwanaście regałów po przynajmniej dziesięć półek. Tych książek jest chyba
tysiące, pomyślał.
- Choć Harry. Zaraz podają kolację.
Jadalnia była
ogromna. Na środku stał długi stół okryty białym obrusem. Lily zasiadła na
jednym końcu, a Harry na drugim. Po chwili do Sali weszły skrzaty niosąc
najróżniejsze potrawy. Kiedy wszystko ułożyli na stole, ukłoniły się i
wyszły.
- Mógłbym tak cały czas jadać. - powiedział już syty Harry.
-
Przyzwyczajaj się już d tego. Koniec z Hamburgerami i Chipsami. Teraz
będziesz jadał naturalne i niekoniecznie zdrowe posiłki - uśmiechnęła się do
syna. - Jutro jedziemy na Pokątną. Masz list z Hogwartu?
- Oh!
Całkiem o nim zapomniałem. Kiedy wyjeżdżaliśmy z Francji włożyłem go do
kieszeni i zupełnie o nim nie myślałem.- sięgnął do kieszeni czarnych
jeansów i wyciągnął z niej pogiętą kopertę. - Ups! Chyba się pogięło. -
dodał z figlarnym błyskiem w oczach.
***
Na ulicy Pokątnej jak
zwykle było tłoczno. Lily przypomniała sobie stare dobre czasy, kiedy to z
koleżankami wybierała się na zakupy. Kilkoro ludzi zaczepiło ich, albo
wołało „Patrzcie! to Harry Potter i jego matka!”.
Najczęściej jednak ludzie zaczynali chodzić za nimi, a potem niby przez
przypadek usiłowali zwrócić na siebie ich uwagę, wywracając się lu wpadając
na nich. Normalnie Lily denerwowałoby to, ale widząc pełną radości twarz
syna szybko o tym zapominała. Od dziecka Harry wiedział, że jest sławny w
świecie czarodziejów. Lily zawsze mu mówiła, że kiedy przybędą do Londynu
wszyscy będą na niego patrzeć. Kiedy skończyli zakupy wszystkich niezbędnych
rzeczy do szkoły, Lily wysłała syna do domu, a sama pojechała do
Hogwartu.
***
- Jest tu?! - wrzasnął Severus Snape na
McGonagall, która przed chwilą poinformowała go, że Lily Potter jest w
zamku. Odzyskawszy panowanie nad sobą spytał już normalnym głosem -
Przywiozła bach… dzieciaka?
- Nie Severusie jest sama. Obecnie w
gabinecie dyrektora. I jeżeli nie przestaniesz się tak wydzierać to na pewno
cię tam usłyszą. - przyjrzała się mu, a potem dodała. - Jutro rozpoczęcie
roku, więc doprowadź się do porządku. Masz wory pod oczami i wyglądasz tak
jakbyś dopiero, co wstał z łóżka Severusie. Do widzenia.
Dopiero po
słowach Minervy Severus zdał sobie sprawę, że, od kiedy dowiedział się, że
Lily będzie uczyć w szkole nie przespał spokojnie ani jednej nocy(Pewnie się
też nie mył- dop. autorki). Nie może ta dalej postępować tylko, dlatego, że
jakaś baba, którą zdążył wyrzucić ze swego życia, znowu się w nie pakuje.
Musi jak najszybciej doprowadzić się do porządku.
Mordoklejka
17.11.2003 21:49
Świetne i takie... inne?
Bez wrednych Dursley'ów od których śniadanie mi sie cofa w żołądku.
Poza tym TYM RAZEM Harry ma przynajmniej "połowę rodziny", a nie jest samotnym, biednym dzieckiem, któremu należy współczuć na każdym kroku. I to mi sie podoba!! Czekam na next parta!
Cinija Nicija
26.11.2003 11:47
No, no ludzie, nie potraficie powiedzieć
nic innego jak : "ja też" i "popieram"? Pachnie mi to
nabijaniem postów...
Na początku nie chciałam tu wejść, bo myślałam, że
to nie bdzie o HP, a jednak było. Myślę, że nie napisałaś, że to o HP, bo
ludzie by nie wchodzili? Dobre posunięcie.
Na początku prawie nic nie
zdradza
Skapnęłam się dopieri na 15 zdaniu!
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'
/>
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'
/>
Jak się zaczyna peleryny + dziecko, to od razu
zapachniało Potterem...
Ale nie wiedziałam, że to Snape! Prędzej
Voldemort.
Zalety:
- długie party
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'
/>
- niezbyt monotonna akcja
- w miarę oryginalne
-
nieoparte na zasadzie: co by było, gdyby...
- ortograficznych raczej
brak
- był tam jeden interpunkcyjny, jak Dumble rozmawia że Snaoe'm,
z tym lizaczkiem
- podoba mi się!
- brawo!
No i wrocilam.
Nastepny rozdzial brdzie za jakies 3-4 dni, poniewaz mam problemy z komputerem i musze wszystko poustawiac. Pozdrawiam serdecznie!
Rozdział 2.
Siedząc w
Wielkiej Sali na rozpoczęciu roku, Lily obserwowała jak jej dawna
nauczycielka prof. MacGonagall wprowadza na salę pierwszoroczniaków. Kiedy
zbliżyli się do stołka z tiarą uchwyciła spojrzenie syna i uśmiechnęła się
doń promiennie. Harry odpowiedział jej uśmiechem lekko zdenerwowanym, ale
nie widziała u niego takiego napięcia jak na dworcu Kings Kros. Zaczęła się
ceremonia przydziału. Minerva podeszła do stołka, wzięła listę
pierwszoroczniaków i zaczęła wyczytywać kolejno osoby.
- Malfoy
Draco! - zagrzmiała. Chudy, wysoki chłopak wyszedł z tłumku
przestraszonych nowo przybyłych uczniów i usiadł na stołku. McGonagall
włożyła mu na głowę tiarę przydziału.
- Slytherin!
Malfoy wstał
i z szerokim uśmiechem zasiadł przy stole Ślizgonów.
- Granger
Hermiona! - Lily obserwowała jak dziewczyna idzie w kierunku
MacGonagall. Tak jak wcześniejszy chłopiec usiadła na stołku i czekała aż
nauczycielka nałoży jej na głowę tiarę.
- Gryfindor!
Lily nie
patrzyła już na dziewczynę. Przyjrzała się uważnie otaczającym ją
nauczycielom. Nie miała za bardzo okazji by poznać wszystkich. Nagle
zamarła. Czarne jak otchłań oczy wpatrywały się w nią intensywnie, nie
kryjąc nienawiści i pogardy. Ich spojrzenia spotkały się. Zaschło jej w
gardle. Jego oczy zdawały się przewiercać ją na wylot.
- Potter
Harry!
Szybko odwróciła wzrok, by popatrzeć jak jej syn wkłada na
głowę tiarę. Uświadomiła sobie, że na Sali zapadła cisza. Wszyscy skierowali
wzrok na Harry’ego. Niektórzy tylko szeptali coś między sobą, ale nie
była w stanie usłyszeć tego, co mówią. Skierowała spojrzenie na syna. Według
niej siedział tam bardzo długo. Przynajmniej dłużej niż inni. Lily zaczęła
się denerwować. Miała nadzieję, że Harry nie trafi do tego domu, o którym
myślała. W końcu tiara krzyknęła, lecz zdawała się wahać.
-
Slytherin!
Jej najgorsze obawy się potwierdziły. Harry wstał i
skierował na nią niepewny wzrok. Skinęła mu tylko głową chcąc przez to
powiedzieć, że wszystko w porządku. Lecz tak nie było. Wszyscy wiedzą, że
ona i James chodzili do Gryfindoru. Miała jednak nadzieję, że nikt niczego
nie będzie podejrzewał. Spojrzała na Dumbledora, który od dłuższej chwili
przyglądał jej się. W jego oczach dostrzegła błysk zrozumienia i wiedziała
już, że on wie.
Kiedy ceremonia przydziału dobiegła końca Dumbledore
wstał by jak co roku przemówić.
- Moi drodzy! Witam wszystkich na
kolejnym roku w Hogwarcie. Jak wiecie jest zasada, która was obowiązuje, i
którą co roku ogłaszam. Oczywiście nie znaczy to, że możecie łamać inne
punkty regulaminu szkolnego. Jeszcze raz przypominam, że nie wolno wam
wchodzić do Zakazanego Lasu. Za złamanie tego regulaminu grozi wysoka kara,
więc odradziłbym robienie tego. Kto tam wejdzie niech wie, że
najprawdopodobniej nie wyjdze stamtąd żywy.- dodał już poważniejszym tonem.-
A teraz z wielką przyjemnością chciałbym przedstawić wam nową nauczycielkę
Obrony Przed Czarną Magią - Profesor Lily Potter…
***
On wie, pomyślała Lily idąc pustym korytarzem do gabinetu dyrektora.
To, dlatego mnie wezwał. Pewnie będzie żądał wyjaśnień. Zatrzymała się przed
chimerą. Wzięła głęboki oddech i podała hasło. Zanim weszła do gabinetu
zatrzymała się i próbowała uspokoić. Ostrożnie zapukała, a potem weszła do
środka. Gabinet wyglądał dokładnie tak, jak to sobie zapamiętała od
ostatniej wizyty. Dyrektor spojrzał na nią bacznie, a potem odezwał się.
- Jak widzę wiesz, po co cię wezwałem.- urwał i wstał.- Usiądź Lily.
Musimy porozmawiać...
Rozdział 3
Lochy
Do
diabła! Czy ten cholerny bachor musiał trafić do Slytherinu?! Do
jego domu! Nie dość, że będzie musiał pracować z jego matką, to jeszcze
los skazał go na odpowiedzialność względem młodego Pottera! Nie, nie
może się załamywać z powodu jednej porażki. A taką miał nadzieję, że
dzieciak znajdzie się w Gryfindorze. Już widział, jak co lekcję będzie
wyżywał się na Potterze, strach malujący się na twarzy chłopaka przed
każdymi następnymi zajęciami… Ach… to tylko marzenia… Jego
największym jednak problemem jest Lily. Tak, dzieciak jest tylko dodatkiem,
natomiast nowa nauczycielka, którą szczerze nienawidził i pogardzał, jest
dla niego utrapieniem. Przypomniał sobie jej zapach… lawenda. Dotyk
jej jedwabnej skóry i pięknych złocistych włosów… Nie! Nie może o
tym myśleć! To już skończone. Zdradziła go! Nie może o niej
myśleć!
Severus Snape chodził w kółko po swojej komnacie. W końcu
dał upust nerwom i zdjął maskę pozwalając by jego uczucia były widoczne. Na
jego twarzy pojawiła się najpierw rezygnacja, pogarda, rozmarzenie, a na
końcu bezsilna wściekłość. W pewnej chwili podszedł do kominka i zapadł się
w głębokim fotelu. Popatrzał na płomienie tańczące, jakby odprawiały swój
wieczny rytuał, wziął do ręki, stojące na stoliku kremowe piwo i zaczął
powoli opróżniać kufel. Kiedy skończył, wstał. Musiał spotkać się z
Dumbledorem i porozmawiać z nim na temat jego stosunków z Lily. Poprosi
go… Nie! Zażąda od niego, aby ukrócić jego spotkania z tą kobietą
do minimum. Dumbledore wie, jak cierpiał, kiedy dowiedział się, że pomylił
się, co do kobiety, którą bezinteresownie kochał. Jeszcze raz spojrzał na
płomienie, które już przygasały i opuścił kwaterę.
***
Tymczasem w gabinecie dyrektora, Lily z niepewną miną siedziała na
jednym z foteli naprzeciw Dumbledora, który po okrążeniu swojego gabinetu
usiadł za biurkiem. Bardzo zdenerwowana czekała na jego reakcję. Po kilku
minutach, pełnej napięcia ciszy chciała się odezwać, lecz dyrektor ją w tym
uprzedził.
- A więc to prawda, co mówiłaś.
- Tak - zdołała
wyksztusić. Ręce jej się trzęsły, a umysł zaćmiewała ciemna mgła. Nie była w
stanie myśleć. Wpatrywała się tępo w dyrektora.
- Najpierw chciałbym cię
przeprosić.
- Za co? - spytała oszołomiona, tym, iż zamiast wybuchnąć
dyrektor ją przeprasza.
- Może tego ci nie powiedziałem, ale zwątpiłem w
ciebie jedenaście lat temu. Naprawdę uwierzyłem, że zdradziłaś Severusa.
Chciałbym cię za to przeprosić. Wiem, że bardzo go kochałaś i być może nadal
go kochasz. Znając cię nie mogłem uwierzyć w to, co twierdził Severus. -
urwał i spojrzał jej w oczy - Powiedz mi teraz… kto jest prawdziwym
ojcem Harry’ego?
Lily milczała. Wiedziała, że Dumbledore domyśla
się prawdy, ale wiedziała też, że nie ma całkowitej pewności. Chciała mu
powiedzieć wszystko. Całą prawdę…, lecz nie mogła się na to zdobyć.
Kiedyś chciała, aby człowiek, którego kochała nad życie dowiedział się
wszystkiego. Nie chciał jej słuchać. Nie mogła powiedzieć tego nikomu oprócz
Severusa, nawet dyrektorowi.
- Lily proszę cię… nie utrudniaj
wszystkiego. Wyrzuć to z siebie. - nalegał - Kto jest ojcem chłopaka? -
dodał, już ostrzejszym tonem niż zamierzał. - Lily! Powiedz proszę, kto
jest prawdziwym ojcem Harry’ego! - zabrzmiało to jak rozkaz i
oboje doskonale o tym wiedzieli. Lily wiedziała, że nie ma szans na żadne
spory z dyrektorem, więc czując na policzkach palące łzy wykrzyknęła:
-
Severus! Severus Snape jest prawdziwym ojcem Harry’ego! -
łkała - Czy tego ode mnie chciałeś dyrektorze?! Tego chciałeś?!
- Przepraszam Lily. - powiedział Dumbledore ze współczuciem w oczach. -
Przepraszam. Usiądź. Mam jeszcze kilka pytań.
Kiedy Lily posłuchała
kontynuował.
- Czy Harry jest podobny do Jamesa Pottera, ponieważ
użyliście zaklęcia adopcyjnego?
- Tak
- Wiesz, jakie to
niebezpieczne, prawda? Oczywiście, że wiesz. Dlaczego zdecydowaliście się na
takie ryzyko? Zaklęcie adopcji jest bardzo złożone i jeden nieprawidłowy
ruch może spowodować śmierć matki, a wraz z nią dziecka. Wiesz ile
ryzykowałaś?
- Wiem dyrektorze. Musiałam to zrobić, ponieważ…
- Rozumiem. Nie musisz tłumaczyć. Chciałbym jednak, abyś wszystko mi
opowiedziała. Jak doszło do tego, że Severus myślał, że go zdradziłaś?
-
Dyrektorze, ja… ja nie mogę. Jeszcze nie. Proszę, niech mi pan da
czas…błagam.
Rozmawiając, nie zdawali sobie sprawy z obecności
czarodzieja, który pod drzwiami podsłuchiwał ich rozmowę, a po jego
policzkach spływały grube strumienie łez.
Rozdział 4.
Severus Snape wpadł jak burza do swojej kwatery. Podszedł do okna i
otworzył je. Popatrzył na księżyc, otoczony milionami gwiazd. Jego ręce
zacisnęły się na framudze okna z taką siłą, że pobielały mu knykcie.
Oddychał szybko, niespokojnie. Wierzchem dłoni mężczyzna otarł mokre od łez
policzki. Jak mogła? - pomyślał, zgrzytając z gniewu zębami. - Dlaczego mi
nie powiedziała? Przecież mogła mi powiedzieć, że spodziewa się dziecka.
MOJEGO dziecka. Gdybym wiedział… gdybym wiedział nigdy nie dopuściłbym
do rozwodu. No… może do rozwodu by doszło, bo nie wierzę, że ona mnie
nie zdradziła. Sypiała z Porterem za moimi plecami, a ja ślepo jej ufałem. W
czarnych jak otchłań oczach Severusa na nowo zalśniły łzy.
Przypomniał
sobie noc, kiedy dowiedział się od Peterwinga, że ten widział Lily i Jamesa
jak całowali się w parku. Severus nigdy by w to nie uwierzył, ale kiedy
Peter pokazał mu zdjęcie, na którym Lily i Jamek stoją w mocnym uścisku,
ogarnął go gniew, upokorzenie i żal. Czym prędzej pobiegł do domu. Kiedy
zastał Lily uśmiechniętą promiennie, pragnął żeby ów uśmiech zniknął z jej
twarzy na zawsze. Porwał ją jak burza do ich wspólnej sypialni i zaczął
zarzucać jej zdradę i kłamstwo. Kiedy Lily próbowała wszystkiemu zaprzeczyć,
wyzwał ją od najgorszych, a na koniec zażądał rozwodu. Nie słyszał jej
szlochu ani okrzyków protestu. Nie widział jej bladej twarzy, po której
spadały, co raz to nowe potoki łez. Słyszał tylko słowa Petera i widział
przed oczami żonę ściskającą Pottera.
Rozwód przebiegł cicho i
spokojnie. Oboje nie zamienili ze sobą słowa od pamiętnej nocy. Po miesiącu
Lily wyszła za Jamesa, a to był prawdziwy dla Severusa dowód na to, iż
postąpił dobrze. Mimo to zżerała go złość, ponieważ wiedział, że Potter od
lat szkolnych kochał jego byłą żonę, a teraz ma to, czego od zawsze pragnął.
Ma Lily. Na własność.
Może Dumbledore wierzy tej kłamliwej… suce,
ale ja tego nie zrobię. - pomyślał, zamykając okno i udając się do łazienki.
- Mam syna i Lily nie może temu zaprzeczyć. Jeżeli będzie chciała to zrobić,
zrobię prosty test krwi.
***
Po wyjściu z gabinetu
Dumbledore Lily udała się do swoich kwater. W pewien sposób odczuła ulgę po
wyżaleniu się dyrektorowi. Powiedziała mu o wszystkim, co ją dręczyło przez
te lata. Dumbledore słuchał i nie próbował ukryć współczucia, które malowało
się w jego oczach i na twarzy. Lily nienawidziła jak ktoś jej współczuje,
ale w gabinecie dyrektora nie miało to znaczenia.
Kiedy ułożyła plan
zajęć na drugiego września, z żalem udała się na patrolowanie korytarzy.
Dzisiaj ona i profesor McGonagall sprawowały dyżury. Spojrzała na plan i z
ulgą stwierdziła, że ani jednej nocy nie patroluje z Severusem.
Na
drugim piętrze spotkała Minerve i razem zniknęły w ciemnościach korytarzy.
***
Po wykonanej toalecie, Severus położył się do łóżka.
Cały czas myślał jakby się zemścić na jego byłej, niewiernej żonie. Chciał
również jak najwięcej czasu przebywać z synem. W końcu wpadł na doskonały
pomysł. Gasząc lampkę stojącą na komodzie koło łóżka Severus ze złośliwym
uśmieszkiem powiedział do siebie cicho.
- Ciekawe Lily, co powiesz na
to, abym zastosował mały szantaż. Harry James Potter tak naprawdę nazywa się
Harry… hm… jakby tu dać ci na drugie imię synu? Ach tak. Harry
Snivelus Evans - Snape. Co by pomyśleli sobie ludzie, dowiedziawszy się, że
sławny Potter nie jest Potterem? Oh Lily, ale to byłby skandal… -
Śmiejąc się zimno zapadł w głęboki sen.
Rano Severus był w wyjątkowo
świetnym - jak na niego - humorze. Idąc na lekcje, ani razu nie napomniał
żadnego ucznia, który biegał po korytarzu i nie miał na ustach paskudnego,
drwiącego uśmieszku. Podążając ku klasie eliksirów prawie się uśmiechnął
widząc z oddali klasę pierwszorocznych ślizgonów i gryfonów. Oczywiście nie
cieszył się na widok Gryfindoru, lecz na Slytherinu. Dokładniej mówiąc na
widok swojego syna - Harry’ego Jamesa Pottera. Severus musiał
przyznać, że Lily i James odwalili kawał dobrej roboty z zaklęciem adopcji.
Gdyby nie podsłuchał rozmowy w gabinecie, nigdy by nawet nie pomyślał, że
chłopak może być jego synem. Był uderzająco podobny do Pottera. Severusowi
śnił się (pierwszy raz w życiu coś mu się śniło) syn. W tym śnie patrzył na
chłopaka i zastanawiał się jakby wyglądał gdyby nie rzucono na niego
zaklęcia adopcji. Byłby podobny do Lily czy do niego? Miałby rysy
Snape’ów czy Evansów? Takie i inne pytania tłoczyły się we śnie
Severusa, a kiedy wstał miał migrenę. Ta jednak nie zepsuła mu humoru, ani
na sekundę. Severus miał teraz ważniejsze sprawy na głowie. Zamierzał
powiedzieć Lily, iż wie, kto jest prawdziwym ojcem Harry’ego. Najpierw
jednak chciał lepiej poznać chłopaka i dobrze mu się przyjrzeć. W końcu jest
jego ojcem i ma prawo do widywania syna, kiedy chce. Musi też wiedzieć, co
Harry’ego cieszy, a co smuci, co lubi, a czego nie, czym się
interesuje, a czym nie itd. Wszystkie te informacje przydadzą mu się na
przyszłość. Wczorajszego wieczoru, kiedy to dowiedział się, że ma syna,
wiadomość ta wpłynęła na życie Severusa. W końcu ma, dla kogo żyć. Ma kogoś,
kogo może kochać i opiekować się nim.
W klasie panowała idealna cisza,
kiedy Severus sprawdzał obecność i wygłaszał swoją coroczną mowę. Tak jak
dziś przemawiał cichym, niemal złowieszczym głosem, od którego wszystkie
dzieci dostawały gęsiej skórki, a na ich twarzach była widoczna trwoga.
Severus z dumą przyjrzał się swojemu synowi. Na jego twarzy nie dostrzegł
żadnego śladu świadczącego o strachu. Było zupełnie odwrotnie i Severus
uśmiechnął się w duchu zerkając na skupioną i zainteresowaną twarz chłopca.
- Dobrze. Widzę, że wszyscy zrozumieli - powiedział patrząc na uczniów -
Teraz przygotujemy Eliksir Energii, ale najpierw powiedzmy sobie coś o
eliksirach.
Odwrócił się od klasy i na tablicy napisał: Podstawowe
zasady przyrządzania eliksiru
- Proszę teraz bardzo uważnie mnie
słuchać.
- Aby zacząć przygotowywać jakikolwiek eliksir musicie
zaopatrzyć się w kociołek. Na pewno potrzebny wam będzie komplet szat
roboczych, a także rękawice ze smoczej skóry. Niewykluczone, że może wam się
przydać waga z odważnikami do odmierzania wielkości składników, jak również
zestaw szklanych lub kryształowych fiolek.
Znajomość
Pierwszą
podstawową zasadą przyrządzania jakiegokolwiek wywaru jest znajomość
pochodzenia jego składników. Dzięki temu możecie bez problemu robić eliksiry
własnej roboty, ale ostrzegam, trzeba znać składniki. Jeżeli już wiecie,
czego potrzebujecie do zrobienia eliksiru i znacie pochodzenie składników
możecie przystąpić do określania ich ilości - do tego może przydać się waga.
Proporcje
To wcale nie jest trudne. Musicie tylko przyjąć, że w
eliksirze musi się znaleźć dwa razy więcej produktów pochodzenia zwierzęcego
niż produktów pochodzenia roślinnego - trzeba pamiętać też, że w każdym
eliksirze powinna znaleźć się jakakolwiek ciecz; nawet w małych ilościach.
Do przyrządzenia Eliksiru Energii potrzebujecie składników: zwierzęcych -
sproszkowany ogon jaszczurki, dwoje oczu nietoperza, kroplę krwi jednorożca;
roślinne - 2 listki mandragory. W tym wywarze 2 listki mandragory ważą dwa
razy mniej niż pozostałe cztery składniki. Pamiętajcie o tej proporcji,
kiedy będziecie przyrządzać eliksir własnej roboty; nie przestrzeganie tej
zasady może skończyć się tragicznie.
Kolejność
Mogłoby wydawać się
to dziwne, ale w przyrządzaniu eliksirów liczy się też kolejność dodawania
składników. Najpierw powinniście wlać ciecz do kociołka. Następnie wrzucić
mniej ważny składnik zwierzęcy, a potem roślinny - zazwyczaj jest tylko
jeden, ale jeżeli jest ich więcej wrzućcie je wszystkie. Jeżeli są jeszcze
jakieś mniej ważne produkty zwierzęce należy je dodać. Na samym końcu
wrzucacie do naczynia najważniejszy składnik pochodzenia organicznego -
zazwyczaj zwierzęcy składnik jest najważniejszy.
Wyjątki
Od
powyższej reguły mogą występować wyjątki, np. "Co zrobić, kiedy
najważniejszym składnikiem jest ciecz?". Bez względu na wszystko ciecz
musi być dodana jako pierwsza. Może się też zdarzyć, że najważniejszym
składnikiem jest produkt pochodzenia roślinnego - robimy wszystko po kolei
(jak wyżej) i na samym końcu dodajemy najważniejszy składnik (nawet
roślinny).
Jak odgadnąć, który składnik jest najważniejszy?
Czasami
wystarczy wiedzieć, który składnik ma właściwości magiczne - ten będzie
najważniejszy. Często bywa też tak, że nazwa eliksiru wiele nam mówi (np.:
Eliksir Pieprzowy - wiadomo, że najważniejszy jest pieprz). Ale co zrobić,
kiedy nie ma żadnych produktów o właściwościach magicznych, albo jest ich
więcej niż jeden, a nazwa nic nam nie mówi? Wtedy najlepiej zajrzeć do
różnych ksiąg, gdzie opisuje się poszczególne składniki - tam znajdziecie
odpowiedź. Czasami też najlepszym rozwiązaniem jest zapytać się nauczyciela.
Po tej wyczerpującej przemowie Severus z irytacją stwierdził, że wszyscy
prawie śpią. Jedni leżą na ławach i chyba jednak usnęli, drudzy natomiast
próbowali sprawiać wrażenie zainteresowanych tym, co mówią, ale ziewanie i
klejące się powieki psuły cały efekt. Severusa ogarnął gniew. Powiedział tym
dzieciakom wszystko, co przed zrobieniem eliksiru będą musieli wiedzieć, a
oni to lekceważą. Myślał, że już stracił humor, ale kiedy zobaczył syna
wpatrującego się w niego z nieskrywanym zainteresowaniem odzyskał go
natychmiast. Podszedł do biurka, pacną ręką o blat i z zadowoleniem
stwierdził, że wszyscy, no prawie wszyscy, podskoczyli jak oparzeni i
usiedli poprawnie w ławkach.
- Niestety nie będę powtarzał tego, co
powiedziałem. Wszystko możecie przeczytać w podręcznikach. Mamy dzisiaj ze
sobą dwie lekcje. Do końca tej lekcji, widzę wszystkich z nosami w książkach
na pierwszym temacie, jasne?. Pięć minut przed lekcją przepytam kilka osób z
materiału, który przeczytacie. Natomiast na drugiej lekcji uwarzymy Eliksir
Energii.
Do końca lekcji Severus sprawdzał testy, które zrobił
piątoklasistom, by sprawdzić ile zapamiętali z czwartej klasy. Raz po raz
zerkał na uczniów, sprawdzając czy zastosowali się do jego poleceń. Pięć
minut przed końcem lekcji przepytał osoby, które podczas jego przemowy dały
mu odczuć brak zainteresowania i odebrał 45 punktów Gryfonom.
Kiedy
zabrzmiał dzwonek uczniowie z ulgą opuścili klasę i udali się na przerwę.
Druga lekcja okazała się triumfem dla Severusa. Prawie nikt nie zrobił
dobrze Eliksiru Energii. Z zadowoleniem stwierdził, że jego syn posiadł
umiejętność warzenia eliksirów po nim. Patrząc na perfekcyjnie zrobiony
wywar, Severus poczuł dumę. Wiedział już, że lubi chłopaka, może nawet
kocha…·
Rozdział 5.
Drugi września
był dla Lily udany. Z zaskoczeniem stwierdziła, że uczniowie przyjęli ją z
uśmiechem na twarzy, kiedy zapraszała ich do klasy. Lekcja poszła bardzo
sprawnie i spokojnie. Dzięki wrodzonemu talentowi do zaciekawienia
słuchaczy, Lily nie musiała nikogo napominać, bo uczniowie słuchali jej w
największym skupieniu. Później miała lekcję z piątoklasistami i również,
kiedy weszła do klasy, została przywitana uśmiechem uczniów.
- Proszę
usiąść. Zanim przejdziemy do lekcji sprawdzę listę obecności.
Kiedy
skończyła, wstała i jak to miała w zwyczaju, kiedy coś mówiła, przechadzała
się po klasie.
- Na dzisiejszej lekcji opowiemy sobie o Amuletach.
Amulet od łacińskiego słowa amuletum, czyli "sposób obrony", to
przedmiot, który według wierzeń w magiczny sposób chroni swego właściciela
przed złem. Amulety mają różne rozmiary i kształty, są wykonywane z
rozmaitych materiałów. Amuletami bywają małe wisiorki, pierścionki i
torebeczki z ziołami noszone na szyi dla ochrony przed chorobami, a także
spore statuetki albo portiery, które mają strzec całego domostwa, budynku
lub wioski. Babilończycy lubili nosić maleńkie gliniane wałeczki wysadzane
kosztownościami, stanowiące ochronę przed złymi duchami, Rzymianie zbierają
rzeźby Priapa, bożka pomyślności i płodności, natomiast Amerykanie wciąż
wieszają nad drzwiami podkowy, by odegnać niepowodzenie i nieproszonych
gości.
Amulety znane są dosłownie w każdej społeczności od początku
dziejów. Najwcześniejsze to prawdopodobnie kamienie lub kawałki metalu,
którym dla ich intensywnych kolorów lub niezwykłych kształtów przypisywano
magiczne właściwości. Jednak z biegiem czasu zaczęto nadawać amuletom
kształty zwierząt, bogów i bogiń albo magicznych znaków. Wyobrażenia rogów i
rąk symbolizujących płodność i życie, a także narysowane lub wyryte
wizerunki ludzkiego oka - wskazujące na nieustanną czujność - widnieją na
amuletach z całego świata. Wiele amuletów opatrzonych zostało magicznymi
słowami, zwięzłymi zaklęciami albo imionami bogów.
Kiedy skończyła
popatrzyła się na uczniów.
- Nie będę mówiła wszystkiego, ponieważ
będzie to wasze zadanie domowe. Na następną lekcję chciałabym, abyście
napisali referat na dwie stopy o amuletach. W referacie mają być zawarte
informacje takie jak: Gdzie można spotkać najwięcej amuletów, jak używamy
amuletów, jakie konsekwencje nosi ze sobą złe użycie amuletu oraz kto i w
którym roku próbował za pomocą amuletu przywołać duchy.
Na Sali
zapanował śmiech. Jeden z piątoklasistów podniósł do góry rękę.
- Tak? -
spytała Lily
- Pani profesor, kto mógłby pomyśleć, że przy pomocy
amuletu można przywołać duchy? - spytał się chudy, wysoki chłopak. Niektórzy
zaczęli chichotać, ale Lily uciszyła ich ruchem ręki - Przecież jak pani
mówiła, amulety służą do tak jakby ochrony. - kontynuował młodzieniec.
-
Tak. Był jednak człowiek, który wierzył, że za pomocą amuletu, mógłby się
skontaktować z istotami pozaziemskimi.
- Kto to był? - spytała jedna
uczennica, kryjąc chichot.
- To, kim on był, sami macie się dowiedzieć.
Powiem wam tylko, że to nie był mugol, lecz czarodziej, który uchodził za
inteligentnego i prawego człowieka.
- Naprawdę…
Do końca
lekcji Lily dyskutowała i żartowała z uczniami.
***
Późnym
wieczorem Dumbledore wezwał ją do gabinetu. Zapukała doń i weszła do środka.
- Ach… Witaj moja droga. - przywitał ją Dumbledore z ciepłym
uśmiechem.
- Dobry wieczór Albusie.
- Usiądź.
- Masz do mnie
jakąś sprawę?
- Nie - znowu się uśmiechnął - Tak się złożyło, że
staruszek taki jak ja, nie ma towarzystwa i chciałby sobie trochę
pogawędzić.
Lily uśmiechnęła się do dyrektora. Staruszek, pomyślała,
mimo swojego wieku wygląda wspaniale, a porusza się jak dwudziestoletni
chłopak.
- O czym to Albusie chciałbyś porozmawiać?
- Słyszałem
pogłoski, że jesteś wspaniałą nauczycielką. No… no… pierwszy
dzień, a już zrobiłaś taką euforię na uczniach. - zachichotał cicho.
-
Nie przesadzaj Albusie. Nie wiem, co uczniowie sobie mówią, ale na pewno nic
dobrego. Dzisiaj każdej klasie zadałam długi referat.
- To nie zmienia
faktu moja droga, że potrafisz zaciekawić słuchaczy. Jeżeli temat jest nudny
sam ton twojego głosu zachęca do słuchania. No dobrze. Nie wezwałem cię tu,
abyśmy rozmawiali o plotkach chodzących po szkole, ale o twoim synu.
- O
Harry’m? - zaniepokoiła się Lily - Co on takiego zrobił?
-
Spokojnie Lily. Nic nie zrobił. Po prostu chciałbym się, co nieco o nim
dowiedzieć.
- Och! Już myślałam, że coś przeskrobał. Wie pan…
on jest złotym dzieckiem, ale figlarz z niego większy od wszystkich
Huncwotów razem wziętych.
- Naprawdę? Myślę, że wiem, czego mniej więcej
się po nim spodziewać. A co z nauką? Uczył się czegoś przez te wszystkie
lata?
- Och! Naturalnie. Uwielbia książki. Pochłania trzy dziennie i
nigdy nie ma dosyć. Czyta o wszystkim, ale najbardziej interesują go…
- … eliksiry. - wpadł jej w słowo Dumbledore i uśmiechnął się. -
To chyba rodzinne u Snape’ów.
- Myślę, że tak.
- No dobrze,
już, co nieco wiem. Przepraszam, że cię tak o niego wypytuje, ale prof.
Binns chwalił go dzisiaj.
- Za co?
- Mówił, że Harry ma bardzo dużą
wiedzę o Historii Magii. Powiedział również, że zgłosił się na ochotnika, by
opowiedzieć uczniom o Merlinie. Powiedział też, że kiedy Harry zaczął
opowiadać wszyscy zaczęli go słuchać.
- To raczej ma po mnie. -
powiedziała Lily z uśmiechem.
Później rozmawiali o czasach, kiedy byli
młodzi. Wspominali figle, jakie wtedy robiono nauczycielom i o starych
przyjaciołach, którzy licznie zginęli w walce z Voldemortem.
***
Lily zmęczona wracała pustymi korytarzami do swoich kwater. Rozmowa
z Dumbledorem przypomniała jej stare dobre czasy, kiedy byli jeszcze młodzi.
Ile szalonych rzeczy się wtedy wyprawiało, pomyślała i uśmiechnęła się do
siebie, śledząc w pamięci wspomnienia. Nagle wpadła na coś… nie, na
kogoś i poleciała z impotentem na posadzkę. Kiedy podniosła wzrok, zauważyła
parę czarnych oczu wpatrujących się w nią z wściekłością.
Pierwsze co powiem to, to że żałuje, że nie przeczytałam tego wcześniej

Może i tematyka nie jest orginalna, ale jest przedstawiona w bardzo sympatyczny sposób. ymm... kilka razy spotkałam się z przydziałem Pottera do Slytherin'u, ale tutaj jest o tyle dobrze że Potter nie jest taki jak Malfoy (chyba każdy łapie o co biega), za to czyta ksiązki i nie trzesie portkami na eliksirach (dobrze, dobrze duży plus dla autorki)

co tu jeszcze dopisać, na literówki i ortografie nie zwracałam uwagi, a zdania wyglądaja apetycznie.
aaa... party są długie, ale może lepiej byłoby je wstawiać częściej?
życze Wesołych Świąt i duuuuużej ilości weny
Klaud ze Slytha
22.12.2003 21:28
cellpadding='3' cellspacing='1'>
QUOTE (Nivery @
22-12-2003 11:58) |
Amuletami
bywają małe wisiorki, pierścionki i torebeczki z ziołami noszone na szyi dla
ochrony przed chorobami, a także spore statuetki albo portiery, które mają
strzec całego domostwa, budynku lub wioski.
|
Heh, co do
tych portierów... Słusznie mi się kojarzą z nazwiskie Potter?
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'
/>
Trochę się zdziwiłam, że Potter został
przydzielony do Slytherinu, ale jak widać... fajnie to wychodzi. Mam tylko
nadzieję, że nie zrobi się z tego romans typu:
- Wybacz mi Lily...
Ja... wiesz... kocham Cię - rzekł Snape.
- Och... Severusie, ja Ciebie
też - odpowiedziała Lily.
Ale myślę, że czegoś takiego nie
będzie, bo jak narazie, jak na opowiadanie w świecie Harry'ego jest jak
najbardziej na poziomie.
Dobrze, że zachowałaś proporcje - dialogi i
opisy.
Pozdrawiam, pisz dalej
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'
/>
Mordoklejka
22.12.2003 22:44
Nie wiem jak wam ale mi wydaje sie troche
mdłe.
Chociaż...kto wie co bedzie dale!!
WESOŁYCH
ŚWIĄT!!
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'
/>
Rozdział 6.
- Co ty tu
robisz?!
- Patroluje korytarze. A czy ja mogę wiedzieć, co t y tu
robisz? – powiedział obojętnym, całkiem wypranym z uczuć głosem. Tylko
po wyrazie jego oczu można było zgadnąć, że jest wściekły.
Lily poczuła
lęk.
- Ja... ja... – jąkała się.
- Tak? – kucnął przy
niej i przybliżył twarz do jej twarzy tak, że prawie się stykały.
Poczuła jego gorący oddech i dreszcze podniecenia przebiegające przez
jej ciało. To śmieszne, pomyślała, nawet mnie nie dotyka. Minęło jedenaście
lat odkąd ostatni raz go widziała i była przekonana, że o nim zapomniała.
Okazało się jednak, że sama jego bliskość wywołuje w niej pożądanie i
odtwarza w pamięci pełne rozkoszy noce, które razem spędzili.
Wspomnienia musiały odbić się w jej oczach, bowiem Severus jakby na
zawołanie powiedział cicho i chrapliwie.
- Pamiętasz, prawda?
Musnął
ustami jej usta. Nie był to pocałunek, jednak Lily zaczęła trząść się z
pożądania. Uczucia sprzed jedenastu lat powróciły z niewiarygodną siłą. W
tej chwili zrozumiała, że tak naprawdę jej miłość do Severusa nigdy nie
ulotniła się, pomimo tego, iż przez lata próbowała sobie to wmówić. Jęknęła
z rozkoszy, gdy jej były mąż niepewnie pogłębił pocałunek i zarzuciła mu
ręce na szyję.
Cichutki, a jednak stanowczy głosik w umyśle Severusa
mówił mu, że nie powinien do tego dopuścić, że kobieta w jego ramionach
jedenaście lat temu go zdradziła i zataiła przed nim swój stan. Ten
cichutki, a jednak stanowczy głosik wystarczył, by Severus oprzytomniał.
Odepchnął od siebie ciepłą, tak bardzo przez niego pożądaną kobietę i z
zadowoleniem stwierdził, że miejsce pożądania zajęła furia. Przypomniał
sobie o postanowieniu jakie na siebie nałożył. To, że dał się ponieść
emocjom jeszcze o niczym nie świadczy. Popatrzył na zaskoczoną i zażenowaną
Lily, która już zdążyła się podnieść i starała się ukryć rumieńce,
odznaczające się szkarłatnymi plamami na jej bladej twarzy. Kiedy uspokoił
oddech, wstał i cofnął się o krok, całkiem obojętnym, jakby przed chwilą nic
się nie wydarzyło, głosem przemówił.
- Widzę, że pamiętasz. –
złowieszczo cicho dodał – Ja również pamiętam. Wszystko. Każdy dotyk,
smak..., a wiesz co najbardziej utknęło mi w pamięci?
Zahipnotyzowana
Lily z trudem zdołała wyksztusić odpowiedź, bowiem jeszcze nie ochłonęła po
minionym pocałunku.
- Nie...
- Nie? A więc ci powiem. –
powiedział, a potem bez ostrzeżenia jego głos stał się ostry i bardzo
nieprzyjemny – Otóż wciąż mam przed oczami twoją zdradę.
I zanim
Lily zdążyła zaoponować, rzucił brutalnie.
- Nie zaprzeczaj, bo
na własne oczy widziałem, jak obściskiwałaś się z Potterem.
- To
kłamstwa. Ja go tylko...
- Dosyć!
- Ale...
- Powiedziałem
dosyć! Przestań kłamać. Niby mam uwierzyć, że Potter od tak sobie żeni
się z kobietą, która oczekuje dziecka innego mężczyzny?! –
Ostatnie zdanie Severus wykrzyczał, zanim zdążył ugryźć się w język. Właśnie
dał Lily do zrozumienia, że wie o dziecku. Przecież to nie tak miało
być.
Lily zbladła jeszcze bardziej niż wydawało się to możliwe.
- S...skąd wiesz o dziecku? – spytała drżącym głosem.
Severus
zaklął pod nosem, bowiem jego była żona wyglądała tak, jakby miała zaraz
zemdleć. No cóż..., pomyślał, jeśli prać brudy to wszystkie.
- Niechcący
usłyszałem twoją rozmowę z Dumbledorem.
- Co?!
- Nie patrz tak na
mnie. Mówiliście trochę zbyt głośno. – To za mało powiedziane, bowiem
Severus bardzo dobrze pamiętał krzyki, wydobywające się z gabinetu
dyrektora. I szloch niewątpliwie należący do Lily.
- Ale to nie tak miało
być!
- No właśnie. – mruknął do siebie Severus, a potem już
wypranym z wszelkich uczuć głosem powiedział – Ale to nie zmienia
faktu, że mnie oszukałaś. Byłaś przy nadziei i nie powiedziałaś mi o tym. A
tego ci nie wybaczę.
W Lily po każdym jego słowie narastała
furia. Jak on śmie mówić jej, że ona zataiła przed nim fakt, iż spodziewa
się dziecka? Dokładanie pamiętała ile razy próbowała mu to powiedzieć. Ale
czy on jej wtedy słuchał? Nie. Więc jakim prawem zarzuca jej oszustwo?
Tej nocy, kiedy zarzucił jej zdradę błagała go, by jej wysłuchał. Jednak
on nie zważał na jej krzyki, tylko bezlitośnie wyrzucał jej wszystko, co
miał do powiedzenia, a na końcu zażądał rozwodu.
- A co byś zrobił,
gdybym ci o tym powiedziała? – spytała jak najspokojniej potrafiła w
tej sytuacji.
Severusa zatkało, bo rzeczywiście nie wiedział co by
zrobił. Lily widząc, że osiągnęła spodziewany efekt, ciągnęła.
- Powiem
ci co byś zrobił. Powiedziałbyś... nie, nie. Wykrzyczałbyś mi prosto w
twarz, że dziecko, którego się spodziewam nie jest twoje, a Jamesa.
-
Nieprawda! Poczekałbym z rozwodem dopóty, dopóki nie nadeszłoby
rozwiązanie. Miałbym wtedy pewność czy rzeczywiście dziecko jest moje. Wtedy
wszystko inaczej by się potoczyło.
- To znaczy jak?
- Do diabła!
Nie wiem! – zaczął się do niej
zbliżać.
***
Tymczasem w gabinecie
dyrektora.
- Minervo, jestem pewien, że oni się nadal
kochają.
- A ja uważam, że Severus nie jest w stanie przebaczyć Lily,
Albusie.
- Może... kiedy pożuci dumę i odważy się iść za głosem serca...
– Dumbledore urwał i mrugnął znacząco do Minervy – Chyba przyda
im się jakaś pomoc, nie sądzisz?
- Nie sądzę, by wtrącanie się do ich
prywatnego życia było właściwe. – zaoponowała McGonagall.
- Och
Minervo! Wyrzuć etykietę do kosza. Nie czas na przestrzeganie zasad
dobrego wychowania. – Widząc, że profesorka patrzy na niego z
oburzeniem, dodał – Czasem miłości trzeba pomóc. To nie tylko dla
dobra Severusa i Lily, ale także dla chłopca. Chyba lepiej by było, gdyby
miał obydwóch rodziców.
- No dobrze. – westchnęła –
Przekonałeś mnie. Co mamy zrobić?
- Najpierw dobrze by
było...
***
Lily z przerażeniem patrzyła na Severusa,
który z każdą chwilą był coraz bliżej. Próbowała się cofać, ale na
przeszkodzie stanęła ściana. W sumie to mogła uciec, bowiem Severus zbliżał
się niemiłosiernie wolno..., ale nie. Nie da mu tej satysfakcji. Nie okaże
przed nim strachu.
Severus Snape zobaczył błysk determinacji w oczach
Lily i o mało się nie roześmiał. Stanął przed nią, a ręce oparł po obu
stronach jej głowy tak, by nie mogła uciec.
- Wczoraj w nocy bardzo dużo
myślałem... o naszym synu.
Lily zadrżała. Co on kombinuje?
- I wiesz
co postanowiłem zrobić? – spytał, patrząc jej prosto w oczy. Dostrzegł
w nich lęk. – Otóż postanowiłem... nie, nie, nie. Chcę zawrzeć z tobą
układ.
- Jaki? – spytała niespokojnie Lily. Co też on u diabła
planuje?!
Kiedy Severus się odezwał, jego głos brzmiał stanowczo i
poważnie.
- Żądam, abyś jutro po lekcjach powiedziała naszemu synowi, kto
jest jego prawdziwym ojcem.
Świat wokół Lily zawirował z taką siłą, że
Severus musiał podtrzymać ją, aby nie upadła na ziemię.
- Nie mogę tego
zrobić. – wykrztusiła, gdy była już w stanie o własnych siłach
utrzymać się na nogach.
- Możesz i zrobisz! Jutro po lekcjach u mnie
w gabinecie. Albo mu powiesz kim jest jego prawdziwy ojciec i pozwolisz mi
się z nim widywać, albo wniosę sprawę do sądu, o przyznanie mi opieki nad
synem. Wybieraj sama. – to powiedziawszy, odwrócił się i odszedł,
zostawiając przerażoną i osłupioną Lily.
hm, cóż... nie wiem dlaczego, ale ten part
jakos nie przypadł mi do gustu, no ale poczekam co będzie dalej
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/turned.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='turned.gif'
/> wtedy ewentualnie ponarzekam
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/turned.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='turned.gif'
/>
Rozdział 7.
Tej nocy Lily
źle spała. Nie. Ona w ogóle nie spała. Myślała. O tak. Musiała podjąć
decyzję. Bardzo dla niej ważną decyzję, która zadecyduje o przyszłości.
Miała dylemat. Jak ma powiedzieć synowi, że ojciec, który umarł, wcale nie
jest jego ojcem, a jego opiekun nim jest? Lily była w rozterce. Miała do
wyboru albo powiedzieć Harry’emu prawdę, albo zaryzykować i być może
stracić syna. Co było gorsze? Oczywiście ta druga możliwość. Bo tak czy siak
Harry i tak dowie się prawdy. Jeżeli sama mu nie powie, to na pewno zrobi to
Severus. Niech go diabli wezmą, pomyślała idąc na śniadanie. Nie miała
żadnego wyboru. Jej były małżonek potrafił trafić w czuły punkt.
Lily
usiadła między McGonagall i prof. Sprout. Popatrzyła na zapełnione po brzegi
półmiski i zebrało jej się na mdłości. Wcale nie miała apetytu. Była
zmęczona, niewyspana i porządnie wkurzona na człowieka, z którym kiedyś
dzieliła życie. Na mężczyznę, który przez stół uśmiechał się do niej
zjadliwie, wiedząc o jej porażce. Lily starała się nie patrzyć w stronę
Severusa, ale nie mogła się oprzeć, więc podjęła rozmowę z Minervą.
***
Natomiast Severus Snape po raz pierwszy od jedenastu lat
przespał spokojnie całą noc. Był szczęśliwy. Okropnie szczęśliwy. Od razu
wiedział, że Lily nie ma wyboru, chociaż z tego co wczoraj powiedział, dawał
jej go. Ale nie było mowy, że Lily wybierze tę drugą ewentualność. Jednak
mimo całej radości ze zwycięstwa, zamiast być wniebowzięty, w głębi duszy
czuł się pokonany. Dlaczego? Nie wiedział. Ale miał zamiar się tego
dowiedzieć. Siedząc przy stole nauczycielskim i patrząc na bladą, zmęczoną i
przygnębioną Lily poczuł wyrzuty sumienia.
***
Cały dzień
minął Lily okropnie. Bardzo okropnie. Nie mogła się skupić na lekcjach i
paplała coś czego później w ogóle nie pamiętała. Zadała jakieś prace domowe,
ale jakie i komu też nie wiedziała. Myślami ciągle była przy Severusie i
Harry’m. Jak jej syn zareaguje na prawdziwego ojca? Czy będzie miał do
niej pretensje, o to że żył w kłamstwie z nieświadomością tego, iż jego
biologiczny ojciec z nimi nie mieszka? Jak ona mu to wszystko wytłumaczy?
Takie pytania nurtowały ją przez cały dzień. Późnym popołudniem kiedy
lekcje się skończyły udała się do gabinetu Severusa. Była cała roztrzęsiona.
Zapukała trzy razy i nie czekając na zaproszenie weszła do środka.
Gabinet był mroczny. Jedynym źródłem światła był kominek, na którym
wesoło tańczyły płomienie. Lily rozejrzała się dokoła i zauważyła ciemne
masywne, mahoniowe biurko i czarny skórzany fotel, na którym wygodnie
rozpostarty mężczyzna przyglądał jej się uważnie.
- Usiądź. –
powiedział cicho, a po plecach Lily przebiegły ciarki.
Cały ten widok
wyglądał jak wyjęty z powieści fantastycznej. Poczuła, że włosy jeżą jej się
na karku. Wiedziała już jaką podjęła decyzję i wcale nie zamierzała jej
zmieniać. Wiedziała, że ryzykuje, ale o mężczyźnie, który siedział na fotelu
i przyglądał jej się z jakimś dziwnym wyrazem twarzy, chciała zapomnieć. Już
dość przez niego wycierpiała.
Zajęła miejsce na dużym krześle i spojrzała
na Severusa nieufnie.
- Podjęłam decyzję. – zaczęła – Wiem,
że dużo ryzykuję, ale nie zgadzam się na twoje warunki. Mogę powiedzieć
Harry’emu kto jest jego ojcem, ale nie pozwolę ci się z nim widywać.
– zakończyła drżącym szeptem, wiedząc jak zareaguje były
małżonek.
I wcale się nie pomyliła. Wręcz wyrwał się z fotela, okrążył
biurko i stanął nad nią, drżąc z wściekłości.
Severus takiego
obrotu zdarzeń nie przewidywał. Przez ułamek osłupiał, gdy powiedziała mu o
swoim postanowieniu, ale szybko się zreflektował, bowiem narastała w nim
coraz większa furia. Był wściekły i wcale tego nie ukrywał. Poderwał Lily z
krzesła i przygniótł ją własnym ciałem do biurka.
Lily nie mogła
złapać oddechu. Kant biurka boleśnie wbijał jej się w pupę, a napierające na
nią ciało uniemożliwiało najmniejszy ruch.
Toczył sobą wewnętrzną
walkę. Co raz bardziej był świadomy ciepłego ciała Lily i swego, aż do bólu
wielkiego pożądania. Całą siłą woli próbował przywrócić gniew, ale nie mógł.
Z cichym jękiem jedną ręką zmiótł wszystko co stało na biurku, położył Lily
na nim i nakrył ją swoim ciałem.
Próbowała się bronić, jednak
gwałtowne i namiętne pocałunki Severusa osłabiały jej wolę walki.
Nienawidziła siebie za tą słabość. Nienawidziła jego. Wiedziała, że nie
wygra. Kiedy jednym ruchem różdżki zdjął z niej ubranie, nie protestowała,
tylko jeszcze mocniej do niego przywarła.
Wchodził w nią brutalnie i
głęboko. Mimo siły jaką w to wkładał nie czuła bólu, lecz rozkoszne napięcie
które z każdą chwilą było coraz większe. Kiedy osiągnęła szczyt, krzyknęła i
mocno przywarła do kochanka, który znieruchomiał i wydał z siebie przeciągły
jęk.
Severus wiedział, że przytłacza Lily swym ciężarem. Co raz
bardziej był świadomy tego, co uczynił. Zgwałcił ją. Mimo tego, że wspólnie
z nim odbywała wędrówkę ku spełnieniu, na początku się broniła, a Severus z
rozmysłem osłabiał jej wolę, aż w końcu się poddała. Był to gwałt. Podniósł
się na łokciach i spojrzał na jej twarz. Lily płakała.
- Lily...
Rozdział 8.
Severus nie wiedział
co powiedzieć. No bo jak to wytłumaczyć? To była tylko i wyłącznie jego
wina. Dał się ponieść emocjom. Zszedł z Lily, by jej nie przytłaczać swoim
ciężarem i położył się obok. Chcąc ją jakoś pocieszyć, wyciągnął rękę, by ją
objąć. Zanim zdążył ją dotknąć, wstała, pozbierała swoje porozrzucane rzeczy
i zaczęła się ubierać.
- Lily, musimy porozmawiać.
- Nie mamy o czym.
– powiedziała bezbarwnie nie przerywając czynności.
Severus nie
wiedząc co zrobić, również zaczął się ubierać. Chciał zobaczyć jej twarz,
zobaczyć jaki ból jej zadał, lecz kaskada długich lśniących włosów
uniemożliwiała mu to. Zanim się spostrzegł zamknęły się z trzaskiem drzwi i
został sam w gabinecie.
***
Następnego dnia Lily zaspała na
śniadanie. Obudziła się o ósmej. Stanąwszy przed lustrem, stwierdziła, że
wygląda okropnie. Całą noc wypłakiwała wszystkie troski, smutki i
cierpienia, jakie nieustannie towarzyszyły jej w ciągu jedenastu lat. Zanim
nadszedł sen, postanowiła, że już ani razu nie uroni łez, przez Severusa
Snape’a.
- Wyglądam jak jedno wielkie nieszczęście. –
powiedziała do siebie, widząc w lustrze wielkie szmaragdowe, zaczerwienione
i podpuchnięte po płaczu oczy. Jej włosy przypominały jedną wielką kopę
siana, a twarz miała tak bladą, że można by ją porównać do cery Severusa.
Lily starała się nie myśleć o wczorajszym wydarzeniu w gabinecie. Lecz
nie mogła. Ciągle myślami powracała do tego zdarzenia. Kiedy Severus
skończył, popłakała się. Nie z bólu, czy smutku. Popłakała się ze szczęścia,
ponieważ znów znalazła się w ramionach ukochanego.
***
Severusa dręczyły wyrzuty sumienia. Płakała... Sprawił
jej ból. Ale dlaczego? Przecież zasłużyła. Dlaczego czuje się tak okropnie?
W każdym bądź razie wczorajsze wydarzenie w jego gabinecie, nie miało wpływu
na sprawę dotyczącą ich syna. Severus mówił poważnie, że zamierza starać się
o przyznanie mu opieki nad dzieckiem, jeżeli Lily odmówi. I odmówiła, a on
po południu uda się do Ministerstwa i rozstrzygnie tą sprawę raz na zawsze.
Siedział w Wielkiej Sali. Spóźnił się na śniadanie i stwierdził, że
po Lily nie ma śladu. Poszukał wzrokiem syna. Siedział między Nottem, a
Ravlingiem. Mimo, iż Severus bardzo lubił Lucjusza, poczuł ulgę kiedy
spostrzegł, że Harry nie zadaje się z Malfoy’em. Nie lubił Dracona,
ale ze względu na jego ojca musiał go wyróżniać. Mimo braku apetytu wmusił w
siebie kilka kęsów jajecznicy na bekonie.
***
Lily
wybierając się na lekcje miała nadzieję, że dobrze zamaskowała swój stan.
Pod oczy nałożyła gruby makijaż, a na policzki róż. Wyglądała nawet całkiem
normalnie, poza tym, że normalnie się nie czuła. Była obolała i ledwo żyła.
A winę za to wszystko ponosił niejaki Severus Snape. Jej były małżonek.
Arogancki, przebiegły, nieznośny i... i... uroczy. Inaczej nie potrafiła go
określić. Uroczy. Tak, i taki słodko tajemniczy. Skarciła się w duchu za
takie rozmyślania i pośpieszyła do klasy OPCM.
Na drugim piętrze, za
zakrętem miała pecha, bo akurat tamtędy – co za zbieg okoliczności,
pomyślała kwaśno. – szedł obiekt jej rozmyślań. Szedł prosto, patrząc
na nią. Wyraz oczu i twarzy miał nieprzenikniony. Lily chciała go wyminąć,
lecz na jej ramieniu jak kleszcz zacisnęła się ręka Severusa. Nawet na niego
nie spojrzała.
- Cholera... – zaklął, kiedy Lily z całej siły
szarpnęła się próbując wyrwać. Obrócił ją stanowczo twarzą do siebie. Jak na
złość nie patrzyła mu w twarz, tylko wbiła wzrok w punkt, gdzieś nad jego
ramieniem. Postanowił stłumić zniecierpliwienie i zignorować upartość
kobiety. W końcu chciał jej coś uświadomić.
- Możesz mnie nie słuchać,
ale później nie miej do mnie pretensji, że cię nie uprzedziłem. Dzisiaj po
południu wybieram się do Ministerstwa, by upomnieć się o prawa rodzicielskie
względem Harry’ego.
Lily spojrzała na niego, upominając się w
myślach, że należy zachować spokój.
- Nie uwierzą ci. Harry jest wielce
podobny do Jamesa. – powiedziała oschle.
Severus zaśmiał się
zimno, a potem z ironią w głosie powiedział:
- Nie wiem jak we Francji,
ale u nas przez ostatnie jedenaście lat dużo się zmieniło. Powiem sędziemu,
że na dziecko zostało rzucone zaklęcie adopcji, a on już będzie wiedział jak
sprawdzić kto jest ojcem i zdemaskuje Harry’ego. Nie będzie już
podobny do Pottera. Będzie taki, jaki miał być zanim rzuciliście na niego to
przeklęte zaklęcie.
Lily z przerażeniem zaczęła zastanawiać się
nad konsekwencjami, jakie niesie jej pochopna decyzja. Chciała wszystko
cofnąć. Chciała powiedzieć Severusowi, że zgadza się na jego warunki, ale
jego już nie było. W korytarzu poza nią nie było nikogo.
***
Tak jak Severus postanowił, po południu wszedł do budynku
Ministerstwa i skierował się do Sądu rodzinnego. Na miejscu powitała go
sekretarka.
- Dzień dobry panu. Niestety będzie pan musiał poczekać jakiś
kwadrans, ponieważ pan Droido jest na konferencji.
Rozdział 9.
Lily nie mogła
wytrzymać napięcia jakie towarzyszyło jej od rana. Była wystraszona i
wykończona. Próbowała złapać gdzieś Severusa i błagać go, by nie szedł do
Ministerstwa, ale ten jak na złość unikał jej. Nawet drań nie przyszedł na
obiad!
Siedziała na łóżku w swojej kwaterze, tępo wpatrując się w
niebo za oknem. Cała drżała. Severusa nigdzie nie było. Na pewno jest w
Ministerstwie – pomyślała, a w jej oczach zabłysły łzy. –
Dlaczego to robisz Severusie? Dlaczego chcesz mi odebrać syna? Jedyną osobę
dla której żyję? Z zemsty?
Coś mignęło przed szybą i rozmyślania Lily
pierzchły. Ni to zlękniona, ni to zaciekawiona podeszła do okna i otworzyła
je. Natychmiast do pokoju wleciała duża czarna sowa. Od razu ją rozpoznała.
- Witaj Anqulecie – powiedziała drżącym ze strachu głosem i
wyciągnęła ręce, by odwiązać list od nóżki ptaka.
Usiadła z powrotem
na łóżku i drżącymi rękami odwijała papierek. List był od Severusa.
Informował ją w nim, że ma czas do końca roku. Jeżeli nie powie
Harry’emu prawdy, pójdzie do Ministerstwa. I tyle.
Lily musiała
przeczytać kilkakrotnie list, by dotarł do niej jego sens. A więc jest
uratowana? Uśmiechnęła się, ale jej uśmiech szybko zgasł, gdy uświadomiła
sobie, że spokój będzie miała tylko do końca roku, bowiem później rozpoczną
się dopiero kłopoty. Po co u diabła ona tutaj przyjeżdżała? Przecież we
Francji było dobrze. Mieszkali w mugolskiej dzielnicy, w mugolskiej
rezydencji i obracali się w mugolskiej śmietance. Nie było żadnych poważnych
kłopotów. Do diabła! Teraz Lily nie była przestraszona, ona była
wściekła.
Zerwała się z łóżka i wyszła z pokoju.
***
Nie
mógł tego zrobić. Co się u czorta ze mną dzieje? – pomyślał wychodząc
spod prysznica. Owinął sobie ręcznik na biodrach, by zasłaniał te bardziej
intymne części jego ciała i zaczął nerwowo przechadzać się po swojej
komnacie.
Kiedy czekał na pana jakiegoś tam w Ministerstwie, dużo
rozmyślał. Po dwóch godzinach, gdy konferencja się skończyła podjął decyzję
i dosłownie uciekł, nie zważając na wołania zdezorientowanej sekretarki.
Poszedł do Hogsmade, z zamiarem upicia się, ale rozmyślił się i udał do
Hogwartu. Napisał do Lily list. Ciekawe jak zareaguje – pomyślał i
uśmiechnął się, bowiem dobrze wiedział jakiej reakcji się spodziewać.
Najpierw poczuje ulgę, bo nie poszedł do Ministerstwa, potem zacznie się
denerwować, bo do końca roku musi wszystko załatwić, a następnie wpadnie we
wściekłość i...
Trzask! Drzwi do komnaty Severusa otworzyły się z
hukiem. Do środka wpadła rozsierdzona dzika kotka.
- Severusie Snape.
– powiedziała zimno, podeszła do niego i machając przed jego nosem
kartką papieru, wysyczała mu prosto w twarz – Co to wszystko ma
znaczyć? Szantaż?
Severusa trochę zamurowało. Popatrzył na Lily.
Najwyraźniej zapomniała założyć szlafroka, gdyż na sobie miała różową,
prawie przezroczystą koszulkę na ramiączkach, mającą głęboki dekolt i
sięgającą niewiele za uda.
Pewna część jego ciała zaczęła się buntować.
Zdrajca! – pomyślał, nadaremnie próbując spojrzeć Lily w twarz,
lecz jego wzrok bezwiednie zsuwał się niżej.
- Nic nie
powiesz?! – krzyknęła.
Lily musiała długo wpatrywać się w
twarz Severusa, by uświadomić sobie gdzie spoczywa jego wzrok. Poszła za
jego spojrzeniem i sapnęła, bowiem głęboki dekolt jej koszuli nocnej obnażał
połowę piersi. Pod gorącym spojrzeniem Severusa obserwowała jak jej brodawki
twardnieją.
Chciała zakryć się rękami, ale wtedy spostrzegła, że Severus
jest prawie nagi. Tylko ręcznik, którym owinął się wokół bioder, był jego
okryciem. Popatrzyła na jego obnażony, umięśniony tors i poczuła skurcze
żołądka. Jak bardzo pragnęła by jego ramiona ją obejmowały. Zaraz skarciła
się w duchu za takie myśli, i właśnie wtedy Severus nachylił się i pocałował
ją. Zatopiła się w tym pocałunku.
Była zgubiona. Przestała myśleć.
Resztki jej oporu zniknęły i oplotła rękami szyję Severusa. Chciała, chciała
się z nim kochać, ale wiedziała, że nie może. Nadludzką siłą otrząsnęła się
z transu w jaki wprowadził ją pocałunek Severusa i odepchnęła go od siebie.
- Nigdy więcej tego nierób – wyksztusiła.
Severus spojrzał na
nią uważnie, a potem niespodziewanie zapytał zachrypniętym głosem.
-
Pragniesz mnie?
Patrzył na nią tak pałającym wzrokiem, że nie mogła
mu się oprzeć. Zanim zrozumiała co zrobiła, kiwnęła głową i szepnęła:
-
Tak.
- Więc o co chodzi? Dlaczego mnie odtrącasz? Przecież obydwoje
tego chcemy. – powiedział i na dowód swoich ostatnich słów odwinął
ręcznik z bioder.
O tak. Lily wiedziała. Mimowolnie popatrzyła na części
ciała osłonięte ręcznikiem i zaschło jej w ustach, bowiem doskonale widziała
dumnie sterczącą siłę pożądania Severusa.
Przestraszona swoją
słabością do byłego męża zaczęła się cofać, aż w końcu natrafiła plecami na
drzwi. Odwróciła się, by je otworzyć i uciec, ale Severus chwycił ją za
ramiona i odwrócił twarzą do siebie.
- Nie mogę Severusie.
-
Możesz i zrobisz to – powiedział z mocą i Lily wiedziała, że jest
stracona.
fick nawet fajnie napisany
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'
/>
tylko czy oni muszą tylko o jednym? (wiadomo o co chodzi
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/kiss.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='kiss.gif'
/> )
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/blink.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='blink.gif'
/>
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/blink.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='blink.gif'
/>
człowieka zaczyna to zanudzać
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/dry.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='dry.gif' />
ale generalnie to może byc
Rozdział 10
Lily popatrzyła
na śpiącego mężczyznę, leżącego na łóżku. Wiedziała, że to co stało się
przed kilkoma godzinami, nie może się powtórzyć. Uległa mu, a nie powinna.
Starała się kontrolować, ale zmiękła pod namiętnymi pocałunkami Severusa.
Nic nie mogła na to poradzić. Wyszła, zamykając za sobą cichutko
drzwi.
Była noc. Lily wracała do swoich komnat. Owinęła się szatą, a
resztę odzienia niosła w ręku. Powinna trzymać się od Severusa z daleka.
Tak. To będzie najlepsze wyjście.
Położyła się do łóżka i momentalnie
zasnęła.
***
Severus obudził się wyjątkowo wypoczęty. Ziewnął
i wyciągną ramiona, by przytulić się do ciepłego ciała kobiety, jednak
trafił na puste poduszki. Zaskoczony usiadł. Był sam. Porozrzucane po pokoju
rzeczy Lily zniknęły, natomiast na jej poduszce leżała kartka papieru.
Podniósł ją i przeczytał.
Severusie.
Doszłam do wniosku, że
najlepiej będzie, jeżeli to, co się wczoraj stało, więcej się nie powtórzy.
Przysięgam, że będę cię do końca roku unikać. Byłabym wdzięczna, gdybyś ty
także tego spróbował.
Lily.
I tyle? Tak po prostu? –
pomyślał – Unikać. Ciekawe jak. Mimo, iż ten zamek jest duży to
przecież nie sposób unikać się na zebraniach, lub przy posiłkach. Czyżby
żałowała tego co się wczoraj stało?
Wściekły ubrał się i pospieszył na
lekcje.
***
Trzy miesiące później.
Lily była
koszmarnie głodna i zmęczona. Usiadła między McGonagall, a Sprout i zaczęła
z zapałem pałaszować kolację. Nie była taka głodna od... od... sama nie
wiedziała. Od dwóch miesięcy, była wiecznie zmęczona. Zasypiała na lekcję i
musiała poprosić skrzata, by ją rano budził. Widać posada nauczyciela wcale
nie jest taka łatwa jak się wydawała. Chodziła blada, miała wory pod oczami
i denerwowała się o byle co.
Dyrektor wezwał ją pewnego dnia do
gabinetu.
- Witaj Lily. Widzisz, wszyscy się o ciebie martwimy. Czy coś
jest nie w porządku?
- Nie, nie Albusie. Wszystko w porządku. Po
prostu jestem zmęczona.
- Na pewno? Wyglądasz jakbyś z miesiąc nie
spała. Jeżeli posada nauczyciela jest dla ciebie za bardzo męcząca, to mogę
znaleźć innego nauczyciela, chociaż wątpię czy takiego znajdę.
- Nic
mi nie jest. Naprawdę.
A jednak coś jej było. Nie mogła tego wytłumaczyć,
ale coś jej było. Zamiast się polepszać, tylko się pogarszało. Na kilku
lekcjach nawet zemdlała, a później zwalała wszystko na zmęczenie i nie
chciała iść do pielęgniarki.
Po skończonej kolacji poszła do swoich
kwater. Położyła się do łóżka, z zamiarem zaśnięcia, ale coś nie dawało jej
spokoju.
Był szósty grudzień. Grudzień. Niedługo dostanie...
- O
Boże!
Wszystko ułożyło się w całość. Mdlenia, zmęczenie, głód...
Wstała z łóżka, chwyciła szlafrok. Musiała porozmawiać z
Dumbledorem.
***
Pukanie.
- Proszę – powiedział siedzący
za biurkiem starzec.
Do pokoju wpadła Lily.
- Witaj L...
-
Profesorze! Musi mi pan pomóc.
Dumbledore zauważył, że Lily się
trzęsie.
- Usiądź proszę i uspokój się.
Kiedy spełniła jego prośbę i
wzięła kilka głębokich wdechów, Albus spytał:
- Co się stało
dziecino?
- Mam kłopoty – powiedziała patrząc na niego. Albus
uniósł brwi, dając jej znak, że czeka na wyjaśnienia.
Lily wzięła
jeszcze kilka głębokich wdechów i załamującym się głosem oznajmiła.
-
Jestem w ciąży. Noszę w sobie dziecko Severusa.
hehe, no to się poplatało!
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/ohmy.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='ohmy.gif'
/>
P.S. Szczesliwego Nowego Roku!
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'
/>
Nie jest to nic powalajacego na kolana ale wciaga. Bledów nie mam ochoty wyszukiwac, i tak pewnie bym nic nie znalazla, moze z powodu tego taniego ruskiego szampana, a moze po prostu fabula jest ciekawa i nie zauwazam wiekszych byczkow. W kazdym razem czekam na nastepna czesc.
Rozdział 11
W gabinecie
zaległa przeraźliwa cisza. Za oknami słychać było odgłosy dochodzące z
Zakazanego Lasu i zawodzenie wilków, które wyły do księżyca. Nawet
dotychczas wiercący się feniks, z zainteresowaniem począł przyglądać się
osobom siedzącym nieruchomo na fotelach. Tiara przedziału, która dotychczas
w ciszy przysłuchiwała się prowadzonej rozmowie zaczęła się niespokojnie
poruszać skrępowana pełną napięcia ciszą.
Dumbledore patrzył się tempo na
Lily. Na jego twarzy widniała troska, zamyślenie i radość? Lily poczęła się
zastanawiać po co u diabła tu przyszła. Radość? Z czego on się cieszy?
Uniosła brwi w niemym pytaniu, a dyrektor poderwał się z fotela, okrążył
biurko, nachylił się nad nią i z uśmiechem na ustach powiedział:
- Będzie
ślub.
Lily doznała wstrząsu. Ślub? Jaki ślub? Chyba Albus nie chce
powiedzieć, że ona i... ona i Severus... razem...
Albus widząc niepewność
kobiety dodał:
- Ty i Severus musicie się pobrać – uciszył
spojrzeniem Lily, która miała zamiar protestować i ciągnął – To jedyne
wyjście. Chyba, że usuniesz dziecko – spojrzał na nią uważnie –
Ale wiem, że tego nie zrobisz. Nie byłabyś zdolna do czegoś takiego. Więc
jedynym rozwiązaniem jest wasz ślub.
- Nie! Nie wyjdę za Severusa
Snape’a, a on mnie poprze.
- Wątpię. Wiesz jaki skandal wybuchnie?
Matka Harry’ego Pottera jest w ciąży. Ojciec nie znany –
zacytował wątłym głosem przypominającym głos Ritty Sketer (nie wiem jak się
pisze) – Pomyśl jakie będą tego następstwa. Zaczną grzebać w twojej
przeszłości Lily. A chyba wiesz co mogą odnaleźć... – spojrzał na nią
znacząco – A poza tym, widziałaś nagłówki gazet odkąd zjawiłaś się w
Anglii?
Lily pokręciła przecząco głową.
- Otóż w każdej gazecie
trąbią, że Harry Potter wraz z matką przyjechali po dziesięciu latach do
ojczyzny. Nawet snują domysły na temat, dlaczego wyjechaliście do Francji.
Lily w zadumie patrzyła na dyrektora siadającego na fotelu za biurkiem.
Ślub? O Boże! Po co ona tu przychodziła. Mogła tego nie robić. Wpędziła
się w niezłą kabałę.
Albus zaczął coś do niej mówić, ale w ogóle go nie
słuchała. Jak zareaguje Severus? Czy zrzuci na nią całą winę? Czy wyrazi
zgodę na ślub?
Lily wiedziała, że po jej byłym mężu można było się
wszystkiego spodziewać. Znała go bardzo dobrze. Pracowali razem dla
Voldemorta, a potem byli szpiegami Dumbledora. Zakochali się w sobie od
pierwszego wejrzenia. Lily dobrze to pamiętała.
Krąg śmierciożerców.
Prowadzili ją jacyś ludzie. Miała na głowie worek. Nic nie widziała.
Zatrzymano ją. Poczuła, że została sama. Nagle ktoś podszedł, złapał ją za
ramię i podwinął rękaw. Wiedziała co teraz nastąpi. Inicjacja. Usłyszała
głos Voldemorta.
- Panie i panowie. Dzisiaj w tą piękną noc przyjmiemy
w nasze kręgi nowego członka, a raczej członkinie.
Po zebranych
przeszedł śmiech. Przejął ją strach. Voldemort kontynuował swą
przemowę.
- Wystarczy. Nasza nowa członkini nazywa się Lily. Za chwilę
nastąpi inicjacja, a potem pokażemy oblicze naszej owieczki.
Zaczynajmy.
Lily do dzisiaj nie wiedziała, dlaczego przystąpiła do
Voldemorta. Po bolesnym napiętnowaniu, kiedy zdjęto worek z jej głowy, jej
spojrzenie padło na wysokiego mężczyznę, stojącego przed nią. Miał długie do
ramion czarne włosy. Czarne jak otchłań oczy. Poznała go. Przecież on
chodził do Slytherinu. Był o cztery lata od niej starszy, ale dobrze go
pamiętała, bowiem każdy znał małego, chudego, okropnie bladego Severusa
Snape’a. Tyle tylko, że w ciągu minionych lat wiele się zmienił. I
wtedy właśnie się w nim zakochała.
- Lily? – dobiegł ją
zatroskany głos dyrektora – Wszystko w porządku?
- Tak, tak.
Zamyśliłam się – powiedziała odzyskując równowagę psychiczną.
-
Pewnie mnie nie słuchałaś.
- Nie, przepraszam.
- Nic nie szkodzi.
Mówiłem tylko, że po ślubie dam wam do dyspozycji kwaterę, w której hmm...
będziecie mogli się czuć nieskrępowani. – na chwilę się nad czymś
dumał a potem spytał cicho – Lily, czy on... to znaczy Severus no
tego... wiesz. On to zrobił wbrew twojej woli?
Lily oblała się
szkarłatnym rumieńcem i przecząco pokręciła głową.
- To dobrze. Czy
powiedziałaś mu, że spodziewasz się dziecka?
- Co?! O Boże!
Nie!
- Spokojnie. Trzeba mu to powiedzieć. Zaraz go zawołam...
-
Nie!
Dumbledore popatrzył na nią ze zdumieniem.
- Usiądź
spokojnie. Nie martw się, wszystko będzie w porządku.
Podszedł do
kominka, rzucił do środka jakiś proszek i powiedział:
- Severusie,
mogę cię prosić na chwilkę?
Z kominka wyłonił się mężczyzna i zaczął
otrzepywać się z kurzu. Lily w tej chwili wolała by być gdziekolwiek, byle
ni tu. Zaczęło jej się kręcić przed oczami. Zemdlała.
Ta czesc troche mniej mi sie podoba. Nie
wiem, dlaczego.. Moze z powody tego Voldemorta. Jakos sobie jego nie
wyobrazam mowiacego:
align='center' width='95%' cellpadding='3'
cellspacing='1'>
QUOTE |
|
id='QUOTE'> Panie i panowie. Dzisiaj w tą piękną noc
przyjmiemy w nasze kręgi nowego członka, a raczej członkinie.
Po
zebranych przeszedł śmiech. Przejął ją strach. Voldemort kontynuował swą
przemowę.
- Wystarczy. Nasza nowa członkini nazywa się Lily. Za chwilę
nastąpi inicjacja, a potem pokażemy oblicze naszej owieczki.
Zaczynajmy.
class='postcolor'>
Tu mi cos nie gra. Nie pasuje mi
ta scena. Powinna byc bardziej.. mistyczna? deemoniczna? tajemnicza? I
raczej zamiast 'Po zebranych przeszedł śmiech' napisalabym
'Wszyscy zebrani zaniesli sie smiechem' albo cos w tym rodzaju.