Help - Search - Member List - Calendar
Pelna wersja: WRP (zak)
Magiczne Forum > Harry Potter > Fan Fiction i Kwiat Lotosu > W Labiryncie Wyobraźni
Sentretka
Najpierw krótkie słowo wstępu. Kiedyś była

sobie nawet dobra stronka o pokemonach, pokeballz (swego czasu miała 1000

odwiedzin dziennie), jednak w czasach odrobinę późniejszych do redakcji

doszła Usa... Już pod koniec wakacji zaczęłyśmy pisać ficka, któy nie ma nic

wspólnego z pokemonami, co najwyżej ma parę wzmanek o zajmowaniu się stroną

- samą. Jest to komedyjka, z lekką nutką brazyli i trochę psychodeli naszej

kochanej Usagi 4/6. Pisałam to z Usą, a jakże nawet więcej Usa niż ja, która

byłam zbyt konkretna. Z obecnych obecnie na forum oprócz mnie i Usy w ficku

występuje Miniaturka vel Kotasia i Macio. Kiedyś było to na forum, ale

krótko i po prostu nikt nie czytał. Teraz, przy gronie krytykantów można go

zamieścić. Co prawda potrzebuje on bardziej komentarzy niż krytyki, która

wiele nie zmieni, bo fick, pisany niecały rok temu jest dawno skończony,

ale... Sorry, że tekst jest na pół a nie na całą stronę, ale wszędzie, gdzie

mam wersję najbardziej poprawioną (dla Us wiadomość: trochę z początku i

największa brazyla) jest tak.. początek.. potem jest OK... Dobra.. Let`s go,

bądź co bądź zbyt długi wstęp zniechęca. =)


style='font-size:21pt;line-height:100%'>WAKACJE REDAKCJI

POKEBALLZ


style='font-size:8pt;line-height:100%'>czyli

miej

szacunek do webmastera swego, bo możesz mieć gorszego (eee tam

-
Us&Sent)


Wstęp:

Sentretka przeczesała dłonią

włosy i spojrzała na Usę.
- Chciałabym już iść stąd... Głupia szkoła....

Jeszcze dwie lekcje....
- I tak mamy lepiej niż Mateo czy

Pokeball....
- Eeeee tam, Mateo i tak się nie uczy, a conajmniej raz na

tydzień jest na
wagarach, a Pokeball to na lekcjach nie myśli o niczym

innym, niż jak
udoskonalić Pokeballz! - prychnęła Senti.
-Phe,

ulepszyć Pokeballz! - prychnęła Usagi - jakby tak cały czas o

tym
myślał, to ta strona wyglądałaby świetnie! Wiesz jaki z niego

leń! Ja
myślę, że on to o czym innym myśli... i bynajmniej nie

chodzi o coś, przy
czym lata się jak pan Bóg stworzył, i czego nie można

by było pokazywać w
komixie dla dzieci... Wiesz, myślę, że on ma jakąś

tajemnicę... Razem z
Mateo... Przecież pokazywałam ci wczoraj, u niego w

pokoju, wiesz tą szafkę
na kluczyk zamykaną...
-Nom... I reakcja Mateo

jak go zapytałam... Najpierw zrobił się zielony,
potem czerwony, a potem

blady.... Ale to dziwne, bo zwykle przede nie ma
tajemnic - delikatny

rumieniec przemknął twarz Senti, ale Uska tego nie
zauważyła.
- Gdyby

chodziło o stronkę... nie, nie ukrywaliby tego tak! - Usagi

nadal
filozofowała.
- Dobra, dobra, zostawmy to na później!

Zaczyna się już francuski, no chodź!
- Od kiedy ty tak lubisz

francuski?
- A kto powiedział, że ja lubię francuski?


część

właściwa:

Lekcje nareszcie się skończyły. Usa i Senti wybiegły na

podwórko. Słońce
pięknie świeciło. Już za tydzień wakacje.
- Wiesz co?

Mam pomysła! - krzyknęła ni stąd ni zowąd Usa.
- Jak wpadasz na

pomysł to uważaj żebyś się nie przewróciła!- jakże
inteligentnie

zripsotowała Senti.
- Tia... Wbrew pozorom to mi też czasami zdarza się

myśleć... Ale chodzi mi
o
lato... Wiesz że mam do dyspozycji świetny

domeczek? Planuję przenieść się
do niego na lato całą redakcją! I

wiesz co?
Mamy jipa! (no dobra, nie jesteśmy pełnoletni, nie możemy

mieć prawa jazdy,
ale w naszym ficku go możemy mieć, bo taki se świat

wymyśliłyśmy i już
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'> -
dop. Usa)
-No, nareszcie

wydedukowałaś coś mądrego... To od razu lecimy powiedzieć to
reszcie...-

i poleciały.


U Pokeballa w domu:
Uska siedzi czyta książke, i

nałogowo obżera się landrynkami(różowymi!)
Senti siedzi przy

kompie
Mateo i Pokeballa jeszcze nie ma
Elder obgryza paznokcie, żeby

gdzieś wyładować nerwy
Jest jeszcze tylko Macio niejaki, który siedzi

odwrócony tyłem do innych,
siedzi w kącie,i robi coś potajemnie. House

Pokeballa wyznaczono za
headqaters redakcji. Reszta jakoś się nie

zjawiała na razie. Kiedy nareszcie
dwa ostatkowe mutanty przyszły,

zebranie się rozpoczęło. Jak na zebranie
przystało - prowiant musiał być.

Problem w tym że cała lodówka była pusta i
nikt nie kwapił się z

propozycją kupienia czegoś do jedzenia.
W końcu Mateo wstał. Jego mina

zdawała wyrażać się zdeterminowanie.
Szaleńczy błysk w oku.
-Ja!

Ja was zabieram! Na miasto! Zjemy na mieście!
-Ach, mój

koffany!- w przypływie podziwu krzyknęła Senti. Usa jej
przytaknęła,

ale dlatego że była głodna. Macio i Pokeball z resztą z takich
samych

powodów się zgodzili.
-Taaa, Senti! Zabieram was!
-Gdzie? Do

tej drogiej restauracji?
-Nie... Do Macdonalda-reakcja: _ - _:

GLEBA

Tak więc za jakąś godzinę wszyscy byli w MaCdoladzie. Mateo

podszedł do
lady. Spojrzała na niego bardzo ładna i młoda pani

expedientka.
- Sześć! - i odszedł z miną niezdobytego macho. Pani

ładna pobiegła za
Mateo.
Mateo odwrócił się i spojrzał jej w oczy z

zapytaniem w swej
twarzy:"przecież mnie nie zdobędziesz, kobieto.

Jam tak pikny, że nie dla
ciebie. Nie zasługujesz"
-Czego sześć?-

spytała pani ładna.
-Eeee... Jam tak pikny, że... co? Ah, tak, sześć

zestawów, i sześć Pepsi
dużych.
Podszedł do stolika mutantów

(redakcji). Nie musiał dużo szukać, bo przy
stoliku redakcji był

wyjątkowy hałas i spory "nie-wiado-mo-o-co". Usiadł,
ajego

twarz mówiła:"Ja ich tylko tu pilnuję... Tylko pilnuję..." W

końcu
pani ładna podeszła z tacą. Położyła na stole tacę i rachunek i

odeszła. Na
tacy było sześć pepsiów, i sześć tekturowych domków. Cała

redakcja rzuciła
się na jadło, jak na mutantów przystało. Niestety,

porcje, jak wszystkie
zresztą w macdonaldzie są zdecydowanie za małe.

Każdy pochłonął swoją porcję
w mgnieniu oka. Teraz każdy zapoznawał sie z

zabawką. Pokeballowi trafiły
się uszy myszki Miki-kobiety. Czym prędzej

je założył i zrobił głupią minę.
Brakowało mu tylko sukienki z

falbankami, a wygądałby uroczo. Mateo otworzył
swoje opakowanie i miał...

Małą syrenkę. (...) Usagi dostała plastikowy
pistolet na kulki, który

wyglądał jak prawdziwy, a Usa uwielbia tego typu
zabawki i od razu

zaczęła sie nią bawić. Na początek strzeliła byle gdzie.
Zabawnie było

patrzeć, gdzie tym razem wyląduje kulka i jakich szkód narobi.
Za

pierwszym razem przedziurawiła pepsi jakiemus staruszkowi. Napój

zaczął
mu się wylewać. Starszy pan zaczął krzyczeć, i nie chcąco

potrącił
przechodzącą obok pani ładną. Za drugim razem rozwaliła

akwarium. Rybki
wpadły na stół jakiejś "Grubej ryby". Ten

myślał, że to zamówiony przez
niego Macfish i zaczął je pałaszować z

apetytem. Usa zaczęła skakać i
strzelać. Senti z miną "co za

idiotka" rozpakowała swoją zabawkę. Trafiła
jej
się mini piła

łańcuchowa.
-Cool jak mawiają cooleżanki z podwórka! (jakbym miała

jakiekolwiek
koleżanki z podwórka - dop. Sent) Przez całe życie

marzyłam!- od razu
zaczęła robić z niej użytek. Na początek przecięła

palmę sztuczną. Macio
dostał pieska. Jego mina wskazywała na to, że z

niego zbyt zadowolony nie
jest. Rzucił nim o stół. Głupi piesek

Poo-chi! Beznadziejny! Kiedy tylko
rzucił psem, sprawił tym

samym, że włączył się guzik. Pies zaczął się
przeistaczać. Po paru

sekunadach siedział przed Maciem pies o zdeformowanej
twarzy, z blizną, i

ze śliną cieknącą z pyska. W oczach miał chęć mordu.
Podbigł do jakiejś

staruszki i zaczął jej szarpać nogę. Elder popatrzył na
swoją zabawkę z

dziwną miną. Trafił mu się... zestaw teletubisiów. Wszyscy
zazdrościli

Elderowi. To dopiero była broń! Położył ją przy jakimś maluchu.
Lekko

trącił. Teletubisie zaczęły śpiewać. "Pinky winky,(pinky winky!),

Lala
(Lala!), Poo (Poo!) (i czwartego nie wiem... ) Maluch zaczął

płakać. Rozwył
się i uciekł do mamy. Jego brat był starszy o rok i

trzymał się dzielnie.
Teletubisie podbiegły do niego i powiedziały:

"Pobawmy się!". Zaczęły tulić
osobnika. Teraz się przełamał

i zaczął krzyczeć. On także uciekł do mamy.
Redakcja zrobiła wielkie

oczy. Jednak emocje opadły. Zabawki redakcja
odłożyła na bok na chwilę.

Jednak głód się powrócił ze wzmożoną siłą, bo jak
wiadomo porcje w

macdonaldzie są żałośnie małe. Wszyscy spojrzeli
wyczekująco na Mateo.

Ten jednak odwrócił głowę w drugą stronę. On sam tesh
był jeszcze głodny

i to strasznie.
Sentretka i Usa rzuciły się na Pokeballa i zaczęły

przymilać. Walka "na
wdzięki" nie pomogła, więc zaczęły żucać

hasłami typu "Szanujemy guru
swego :Pokeballa

wspaniałego!", "Niech żyją webmasterzy!", lub

"Koffany
Pokeball na prezydenta". Macio chodził obok dziewczyn

z transparentem (który
nie wiadomo skąd wziął), który miał narysowany

placek, a sam Macio
wykrzykiwał coś w stylu "Lubię placki! Lubię

placki!". Mateo wiedział, że
spełnił obowiązek webmastera i z

radością patrzył na mordęgi swego koompla.
W właśnie kulminacyjnym

momencie podeszła do nich pani ładna.
-Przepraszam, ale... Nie

zapłaciliście rachunku...
-No Mateo, zapłać koffany, ty dzentelchamie od

siedmiu boleści!!!-rad z
tego, że ma choc przez chwilę spokój

Pokeball mścił się na Mateo. Mateo ze
spokojną miną włożył rękę do

kieszeni. Grzebał w niej przez minutę. Przez
pięć minut. Przez dziesięć.

W końcu wszyscy zaczęli na niego patrzeć jeszcze
bardziej dziwnie, niż

dziwnie. Po chwili Mateo z czeluści spodni wygrzebał
parę

guzików.
-No, Mateo! Czyżbyś zapomniał dlaczego tak długo nie

wracaliśmy ze szkoły?
-No, Pokeball! Czyżbyś zapomniał kto mnie tam

zaciągnął i wyłudził forsę?
-Mateo! A kto to wybrał najdroższe,

he?
-Pokeball! A kto mnie do tego namówił, he? Kto tu wspominał, że

jest trochę
bardziej doświadczony, i może pokazać właściwą drogę?
-Kto

tu wspominał, że potrzebuje rad, pomocy bo jest

niedoświadczony?
(...)
-Eeee.... Mogłabym dostać zapłatę?-spytała pani

ładna. Redakcja w mig pojęła
co trzeba zrobić. Usa przejęła dowodzenie.

Wyjęła swój plastikowy pistolet.
Senti wzięła piłę. Elder wystawił

teletubisie, czym mógł torować sobie drogę
do wyjścia. Za nim pobiegł

Macio. Senti za Maciem, ztrasząc ludzi piłą.
Macio straszył psem.

Pokeball i Mateo zostali. Teraz Usa przyłożyła pistolet
do głowy pani

ładnej i krzyknęła z desperacją i poświęceniem

w
głosie
-Uciekajcie!
- Usa! co za wielkie

poświęcenie!
Została ostatnia i teraz
musiała to jakoś

wykombinować. Nie myśląc wiele zaczęła strzelać gdzie
popadnie i biegła

do wyjścia. Włosy unosiły się w powietrzu, biegła, na
nosie okularki, a

na sobie szorty i bluzkę na ramionach... I to wszystko
razem wyglądało

jak Lara Croft z gry Tomb Raider. Na sam koniec obejrzała
się i rzuciła

paczke i powiedziała:
-Asta la niewiasta, baby!- uciekła do jipa,

gdzie siedziała już cała
redakcja. Wiedziała, że to tylko budzik, więc to

tykanie to takie mylne
było. Po prostu stary pomysł z filmów. W drzwiach

wpdała na... Kotasię!
-Cześć Usa! Robiłam małe zakupki i dlatego

się spóźniłam! Poszłam do domu
Pokeballa, ale jego mama powiedziała

nam, że tutej będziecie, no i jestem!
Ojej, a co tu się

stało?-powiedziała z miną "słodkiej idiotki" i

udawała
głupią.
-Przepuść mnie! No! No wsiadajmy!
-A po

co się tak spieszyć? Przecież do końca życia mamy jeszcze

czas!-
Wątpie! Rusz tyłek, bo tego czasu nam wiele do końca nie

zostanie!- w końcu
Kotasia przepuściła Usę. Oboje wskoczyły do Jeepa.

Samochód kierowany przez
Pokeballa ruszył z piskiem opon. Ledwo ruszył,

za nimi macdonald... wybuchł.
Było wielkie "BUM". Wszystko się

zapaliło, a redakcja wiała.
-A jednak ten budzik to była

bomba!-powiedział Elder, który kupił budzik.
Jeep pojechał prosto do

domu Pokeballa. Wszyscy liczyli na to, że może jego
mama zrobiła jakieś

zakupki...

- Rodziców nie ma, jedzenie nie ma - jęknął Mateo.
-

Przynajmniej schudniemy - optymistka Usagi.
- Raczej umrzemy z

głodu!
- Dobra, nie ma o gadać.... Jedzenia nie ma, ale pomyślcie

chwilę... - Senti
spróbowała zmusić redakcję do zrobienia rzeczy

niemożliwej - No dobra, wiem,
że nie myślicie, a więc wytężcie resztki

mózg...
- Wczoraj myślałem nad klasówką! I tak mnie rozbolały te

resztki, że dzisiaj
już wolę nie myśleć... Kto wymyślił myślenie? Jakiś

tuman! - stwierdził
Mateo.
- I dostałeś pałę mój drogi.. więc ten

ból, by niestety zmarnowany...
- DAJCIE MI SKOŃCZYĆ! - wrzasnęła

Sentretka - POKEBALL, MOŻE GDZIEŚ TUTAJ SĄ
JAKIEŚ PIENIĄDZE?
-

Wątpię... dzisiaj dokładnie przeszukałem dom, aby mieć na powrót

ze
szkoły... Co prawda moi rodzice przeszli sami siebie, aby je

chować...
- Trudno... Usa, Macio, Elder, Kotasia, a wy? Macie jakiś

pomysł?
Milczeli, lecz ich mina pokazywała wszystko. Ale ponieważ ani

Senti, ani
Mateo ani Pokeball nie byli dobrzy w odczytywaniu min, więc

Usagi
powiedziała:
- Webmasterzy dowodzą, więc niech webmasterzy

powiedzą, co teraz.
Sentretka odsunęła się od chłopaków.
- Tak, tak...

Usa ma rację..... - powiedziała powoli.
- Ej, Sent, a co to ma

znaczyć! Ty też masz hasło do pokeballz i

przywileje
webmastera!
- Ale jestem redaktorką! - uśmiechnęła

się słodko.
Pokeball westchnął.
- Koniec wizyty! Idźcie do swoich

domów....
- Aleś wymyślił... - Sent przewróciła oczkami.
- No

co!
- Ja też mam iść? - Mateo uwaznie wpatrywał się w Pokeballa.
-

N-n-nie ty zostań pokażę ci... no sam-wiesz-co.
Wszyscy wyszli. Jednak

Usa i Sent zatrzymały się za wyjściem.
- Mamy szansę sprawdzić, co oni

robią!
Usłyszały dźwiek, który mógł oznaczać tylko jedno: zasuwanie

zamka.
- Nie mamy.
- A może jednak..
- Daj spokój, dowiemy się

kiedy indziej! W wakacje!
- No dobra...
Sentretka
I nikt tego nie rpzeczyta.. ale Sent daje

dalej...
i już...

Tak więc Usa i Senti poszły do swoich domów, bo

co miały zrobić? Usa miała już pewne teorie na temat ich tajemnic. Kiedy

podzieliła się tymi spostrzeżeniami co do "tego, co chcieli robić w

samotności", Senti jej przytaknęła i powiedziała, że to możliwe, ale po

chwili zorientowała się, że mówi także o Mateo, więc opieprzyła Usę.



Nazajutrz w szkole:
Do klasy Pokeballa wchodzi Usa. Jest sama bo

Kotasia i Senti jeszcze nie przyszła. Przy ławce Pokeballa siedział już

Mateo. Oboje gadali z ożywieniem o czymś, lecz, gdy tylko spostrzegli Usę,

od razu zamilkli i jakby się zmieszali."Już nie długo... Jeszcze tylko

trochę i nareszcie wakacje, a wtedy dowiemy się co oni tam ukrywają..."

Jak zwykle na dobry początek dnia- odstawiła kabaret, o (nie)wdzięcznej

nazwie "Głópkowata twórczość Usagi". Tym razem ubrała opaskę na

czoło, doskoczyła do ławki chłopaków i zaczęła im śpiewać:
"Kulfon,

kulfon, koło twojej doopki,
buja się kawałek kupki!"- chłopacy

wcale nie byli ździwieni, ciągle odstawia coś tego typu.
"Papier się

już skończył, więc żaba Monika-
usta swe podtyka!"- rechot,

rechot w wykonaniu Usagi. Koomple z klasy Pokeballa patrzą z

zainteresowaniem. Zawsze są ciekawi co ta wariatka Usa znowu wymyśli.

Klaszczą jej.
"Z kulfona łamaga,
więc żaba monika- językiem mu

pomaga!"- ostatnią zwrotką Usagi podbiła serca publiczności jeszcze

bardziej. Rozległy się oklaski. Kiedy owacje sie skończyły- Usa podeszła do

chłopaków. Ci miny mieli ponure.
-Cześć!
-Cześć...
-co

robicie?
-Siedzimy...- i tę inteligentną konwersację przerwało wejście

Sentretki. Na początek Usa, Mateo i Pokeball się trochę ździwili, ale

dopiero później zrozumieli w czym rzecz. Senti... Była u fryzjera... I efekt

końcowy poniekąd szokował, ale całość całkiem wyglądała fajnie.
Nikt nie

skomentował fryzury. To milczenie można by było zrozumieć jako:

akceptujemy!
-Chodź Usa... Zostawmy ich samych... Muszę ci COŚ

pokazać....

- No, co chciałaś mi pokazać?
- To! -

Sentretka z dumą pokazała jakieś urządzonko i dodała - Jednorazowy aparat

fotograficzny! W sam raz na wakacje!
- Exstra! - zachwyciła

się Uska.
- Co tam macie? - zajrzał dziewczynom przechodzący akurat obok

Elder.
- Nic takiego - Sentretka jakby nie chciała, aby Elder to

zobaczył...

***

- To co robimy dzisiaj po południu?

Wysadzamy następny Mcdonnald? - zapytała, już po lekcjach Uska Senti.
-

Nie... jakoś na razie nie mam ochoty na zadne wspólne wypady z wami...
-

Dobra, to zapytam Pokeballa i Mateo!
Niestety, oni byli zajęci

"swoimi sprawami". A popołudnie minęło..

***

Kilka

dni później...

- Hejka, Sent...
- Hey, Mateo. O co chodzi?
-

Wiesz... jutro ostatni dzień szkoły... może byśmy znów się gdzieś wybrali?


- A, w tym tygodniu jeszcze nie wagarowałeś?
- Jak to nie?!

Wczoraj! Ale ostatni tydzień, to trzeba...
- No doooooobra - Senti

przerwała. - To jutro, jutro...
- U Pokeballa. Jak zwykle.
- OK.



***

Następnego dnia...

Sentretka wraz z Usagi weszły.

Pusto, nikogo....
- Ej, słyszysz? Ktoś jest na górze! - stwierdziła

Sent.
- Trzeba wejść.
- Aha..
I jak postanowiły (ale żeby

postanowić, trzeba myśleć, a to niebywałe, że ktoś w tej redakcji jeszcze

myśli....) tak zrobiły. Na górze i Usa usłyszała szmery. Szmery dobiegające

z pewnością z pokoju Pokeballa.
- Może jednak lepiej było nie przenosić

tego do ciebie?
-Daj spokój, dziewczyny już z pewnością zauważyły, że to

było u ciebie!
- A teraz zauważą, że jest u ciebie!
Sentretka,

nawet nie pytając się Usagi, czy to jest rozsądne (zresztą, gdyby to było

rozsądne, to byłby ciekawy wyjątek od reguły... przy takich webmasterach

wszyscy zdziwalczeli...) weszła do pokoju chłopkaków. Najwyraźniej byli nad

czymś pochyleni. Gdy zauważyli wejście Senti, Pokeball szybko usiadł i

zasłonił jak mógł swoim potężnym cielskiem, tak, żeby Sent nic nie zauważyła

(i tak nie zauważyła, biedna krótkowidzka), a Mateo poderwał się.
-

Se-sentreeee... wiesz, może wyjdziemy? Tak, wyjdziemy! - i wyciągnął

Senti na korytarz, po czym zwlókł oszołomioną dziewczynę po schodach, tak

samo Usagi i dodał:
- Wiecie... my....e.... jesteśmy baaardzo zajęci,

wiec chyba dzisiaj nie będzie spotkania... powiedzcie to reszcie.. idźcie

już, idźcie!
Dziewczyny chcąc nie chcąc wyszły.
- Widziałaś

coś?
- Nie, ale jak tylko weszłam to Pokeball to wszystko zasłonił.. byli

nad czymś pochyleni...
- Ale co to może być.... Uch! - Usagi wpadła

na Eldera właśnie idącego w stronę domu.
- O, cześć dziewczyny... coś

się stało?
- Tak... Mateo z Pokeballem są bardzo zajęci... i spotkania

nie będzie... a może wiesz czym?
Elder wzruszył ramionami. No tak.

Normalka.

Tak więc poszli do domu, bo co mieli zrobić. Senti poszła

jeszcze do Usy, przedyskutować plan działania wyjazdu do domku. Szły ciemną

ulicą, i miały farta bo znalazły pięć złotych. Obie żuciły się na pieniądza.

Jakiś mały chłopczyk popatrzył na nie z litością i dorzucił złotówkę. U Usy

teraz nikogo nie było, i wiadomo, że jedzenia pewnie też nie było. Obie

poszły do sklepu. Za sześć złotych można poszaleć! Kupiły mrożone frytki

za całe dwa złote, odżywczy napój "cola- żywiecka", za 1,50; za

resztę kupiły paczkę landrynek (różowych!). Przy kasie siedział wysoki,

przystojny brunet. Popatrzył na Usę i Senti. Jego mina wyrażała obojętność.

Jednak kiedy wziął do ręki paczkę "różowych landrynek", od razu

wuraz twarzy mu się zmienił. Dostał ślinotoku, i zaczął rozpakowywać paczkę.

Za Us I sent stała jakaś matka z dzieckiem. Matka zaczęła się krzywić i

ostatecznie wyszła ze sklepu. Za nią wyszło parę innych osób. W końcu

została tylko Sent Us i kilka facetów, którzy prawdopodobnie mieli na to

samo ochotę. Brunet zobaczył co jest w paczce. Teraz zaczął po kolei

rozgryzać każdą landrynkę, sprawdzając czy nie ma w niej jakiejś fotki, lub

czy w paczce nie ma jakiejś zabawki tak jak w Macdonaldzie, tylko, że

bardziej sprośnej. Us i Sent korzystając z nieuwagi bruneta chwyciły swoje

zakupy, oraz parę innych produktów, i pognały do domu, nie patrząc nawet co

wzięły, ale w końcu wszystko było za darmo, bo brunet nic nie zauważył.




Doszły do domu Usy. Wszystkie światła były zgaszone. Nikogo nie

było. Dziewczyny weszły do pokoju Usy. Senti była tu wieeeeeele razy, a mimo

to, ciągle ten pokój ją czymś zaskakiwał.(a teraz będzie film z serii:

Teatrzyk zdarzeń prawdziwych, bo tak jak w ficu jest naprawdę w moim

pokoju:P) Usa otworzyłą dzrzwi i rzuciła zakupy na podłogę. Podeszła do

kompa i nogą kopnęła przycisk "POWER". Senti weszła za nią. Na sam

początek potknęła się o bombę atomową i o mało nie złamała nogi. Usa była

rada, że bomba nie chciała wybuchnąć, bo była konstruowana przez nią, ale że

zadziała, czyli o mało nie złamała nogi Senti. Wprawdzie nie tak jak miało

być na początku, ale cóż... Usiadła Senti na krześle, żeby rozmasować nogę.

Jednak zaraz wstała, bo na krześle było cmentarzysko słoni, tzn figurki i

breloczki kościotrupów, cała sterta. Nie mogła usiąść na łóżku, bo ono było

prawie pod sufitem. Pod łóżkiem biórko z książkami, mangami, komiksami,

teczkami, farbkami, kredkami i innymi rzeczami. Usiadła na podłodze. Jakoś

mimowolnie spojrzała do góry, a tam... Krzyknęła. Na karniszu firanki było

zawieszonych pełno jaszczurek, pająków wielkości dłoni, i innego rodzaju

robactwa. Wszystko wyglądało jak prawdziwe. Wstała i potknęła się o jakąś

stertę gazet, wpadła na stojak z płytami, i w końcu dotarła do drugiej

ściany pokoju.
Oparła się o dzrzwi szafy. Drzwi same się otwarły. Była to

szafa z ubraniami. Wypadła z niej maska potwora, która wyglądała jak

prawdziwa, siekiera-pamiątka z wycieczki, cały wór kamieni z podwórka, masa

torebek i plecaków. Sent zobaczyła teraz czeluść szafy Usy. Cała masa ubrań

skotłowanych i żuconych byle jak, zarówno na wieszakach jak i na półkach.

Jeden strój leżał równo na wieszaku-Czarodziejki z księżyca(uszyty na bal so

trzeciej klasy przez moją babcie krawcową:D Ona uszyła mi też strój Asha i

parę innych. Suknia do komunii to tesh jej robota:P I stój elfa tesh...)

Sent ździwiła się... formą stroju. Podobno już w trzeciej klasie ta

spódniczka ledwo tyłek zasłaniała, ale było oki. Ale dziwiła się, bo w ten

sam strój Usa poszła na dyskotekę karnawałową w piątej klasie, i próbowała

sobie wyobrazić reakcję chłopaków z klasy i z nie klasy. (potwierdzam.... to

były reakcje... Mam zdjęcie, właśnie z owe dyskoteki, jak chcesz, to ci

dam...- -) Uska chciała założyc ten strój do klasy szóstej tesh na te samą

dyskotekę, ale tym razem mama jej juz nie pozwolila...- -' Po za tym

looknęła na biurko. Siedziały tam rzędem ustawione miśki, lalki, figurki

pokemonów(- -') i czarodziejek. Na wszystkich ścianach było mnóstwo

plakatów. Wszędzie pełno książek, gazet komiksow i wszelakich pierdół.(tego

jest więcej do opisywania, ale ja już nie mam siły...)
-Rozgość się!-

Usa wskazała kanapę na której siedział już pluszowy Pikachu w paru odmianach

i o różnych wielkościach. Senti po uprzednim sprawdzeniu, czy nie ma na

kanapie jakiś glonów, czy innych rzeczy usiadła i jak zwykle zaczęła

przeglądać tajemnice tego pokoju. Uska w tym czasie nalała colę i wrzuciła

frytki...

***

Dziewczyny po zjedzeniu wszystkiego co się

dało przeszły do sedna sprawy. Zaczęły wybierać ciuchy i rzeczy, jakie

trzeba zabrać na lato. Zrobiły spis przedmiotów, które trzeba kupić. Na

pierwszym miejscu był:
a)papier toaletowy(dużo, dużo,

duuuużo!)
b)żarcia i picia(podobnie jak wyżej)
c)landrynki i

rzeczy niezbędne do przetrwania:granaty, zapalniczki, paliwo, scyzoryk,

nóż-jak największy, bomby, goomowe kaczuszki(do kąpieli!), fistaszki,

różowe klapciooszki dla wszystkich i nie wiedzieć czemu,: 4

harlequiny(prawdopodobnie dlatego, żeby straszyć innych durną

fabułą.
Senti poszła do siebie do domu. Na drugi dzień było zakończenie

roku.


Sentretka
Pyscho, tak z ciekawości: a ty

przeczytałaś?

Msza z rana. Wszyscy na biało-granatowo, bądź na

biało-czarno. Każdy ma w ręku kfiatka, lub prezent, albo to i to. Msza

minęła. Tłumy uczniów podążały na salę gimnastyczną. Jak zwykle

przemówienie, wierszyki, piosenki, prezenty, stypendia. Słowem typowe

zakończenie roku. Potem w każdej klasie rozdawanie świadectw, dawanie

kfiatków itp. Nareszcie koniec! Koniec całorocznej mordęgi!




Wszyscy wyszli ze szkoły i zaczęli wznosić radosne okrzyki. Cała

zgraja mutantów- czyli redakcja zebrała się pod dużym rozłożystym drzewem.

Zażądzili pójście gdzię razem. Wszyscy wymownie spojrzeli w stronę

Pokeballa. Wiadomo, że pójście do Macdonalda odpadało z wiadomych powodów, a

na nic innego stać redakcję nie było. "Oczywiście można iść do

restauracji"-pomyślała Usa, ale zaraz powiedziała sobie

"nie", gdy tylko wyobraziła sobie redakcję w eleganckiej

restauracji. Zaczęła rechotać, a reszta zaczęła się na nią dziwnie patrzeć.

Po chwili jednak powrócili do mordowania tym razem Pokeballa, żeby spełnił

swój obowiązek nakarmienia wszystkich mutantów. Pokeball ugiął się. Poszli

wszyscy do domu jego.


Pokeball usadził redakcję w swoim pokoju,

a sam uciekł do kuchni. Już od samego progu zaczął robić pyszne jedzenie dla

swojej ukochanej ekipy.
-Mama!!!! Żarcie zrób dla

wszystkich tych ciołków, co u góry siedzą!- rozpoczął, po czym rozłożył

się na krześle i pomagał mamie, np. podnosząc co chfilę nogi, żeby się nie

potknęła. Kiedy jadło było gotowe, Pokeball zaniósł żarcie do góry. Nie

skomentował satnu swojego pokoju, bo dobrze wiedział, że tak się stać

musiało, jeżeli zostawiło się samą redakcję bez opieki.=)
Wszyscy się

rzucili na żarcie. Pomińmy jak to wszystko wyglądało, co oni robili potem, i

co gadali. Przenieśmy się już do momentu, kiedy to każdy członek redakcji

siedział już w swoim domu, i pakował się na podróż. Przenieśmy się jeszcze

dalej, kiedy to redakcja już się przespała, i poszła na zakupy, kupić rzeczy

niezbędne, oraz to jak to było w supermarkecie.
Jesteśmy przy tym jak oni

jadą do tego nowego domu-ich siedziby letniej.


***

Tak

więc cała redakcja jedzie. Z przodu siedzi Mateo i Pokeball. Już dojeżdzają

do domku. Białe ściany, czerwony dach, ogródek, niedaleko jezioro i las.

Zaparkowali jeepa. Wysiedli i rzucili się do oglądania domu. W środku

wszystko było już urządzone. Porożrzucali swoje bagaże do odpowiednich

pokojów, i zeszli do kuchni, chyba wiadomo po co.(bosh, muszę szybko coś

wymyśleć, bo inaczej akcja ficka będzie się toczyć tylko wokół jedzenia i

jak to redakcja spożywała!)


Jest już wieczór. Wszyscy siedzą

w salonie i oglądają tv. Nagle dzwoni telefon. Podnosi Usa. Cisza. Nikt się

nie odzywa.
Kotasia patrzy wyczekujaco na Usę, aż ta powie łaskawie kto

dzwoni. Usa nie odpowiada. Bo przecież nikt nie dzwonił. Po prostu głuchy

telefon. Znowu wszyscy oglądają tv. Później rozchodzą się do swoich

dormitoriów;)


RANEK
Usa śpi. Ktoś nią szarpie. Usa otwiera

oczy. Patrzy na zegarek. Jest już 7. Sentretka ją szarpie. No tak... Ona to

rany ptaszek, a inni pospać nie mogą... Usa musiała wstać. Senti nijak nie

mogła dobudzić jednak Mateo, Pokeballa i innych. Sentretka wzięła ze sobą

jeden z Harlequinów, jakie kupiła i poszła do chłopaków. Leżeli na kanpie,

na łóżku, na ziemi i gdzieś tam jeszcze.
Sentretka wzięła głęboki wdech o

zaczęła czytać zaznaczony fragment:
"... ona zsunęła z siebie nocną

koszulkę i podeszła do niego powoli. On miał ten zmysłowy błysk w oku.

Patrzył na nią, a jego wzrok mówił, że ją pożąda. W pokoju panował pół mrok.

Zaczęli się namiętnie całować..."-chłopaki powoli podnosili głowy, a

Senti czytała dalej i ostatecznie po takiej jednej minucie czytania byli na

dobre rozbudzeni i chcieli jeszcze. Senti zatrzasnęła książkę, i wyznaczyła

Elderowi misję:pójście do sklepu po chleb, mleko i coś do tego....
Psychopatka
Teraz już przeczytałąm. Nie za bardzo mi

do gustu przypadlo. Czesto uzywasz dziwnei brzmiacych zdan

np:

"Nie myśląc wiele zaczęła strzelać gdzie popadnie i biegła

do wyjścia. Włosy unosiły się w powietrzu, biegła, na
nosie okularki, a

na sobie szorty i bluzkę na ramionach..."
Poza tym czy okreslenie

Jip jest specjalnie tak pisane? Bo jak wiadomo pisze sie Jeep... ale ogolnie

rzecz biorac to za bardzo to wszystko poplatane jak na moje skolatane

nerwy... albo ta godzina tak na mnie dziala... nie wiem. Nie wypowiadam sie

glebiej bo to nie fick mojej kategorii... nie lubei takich opowiadan i

zwykle nie czytam. Teraz zrobilam wyjatek i nawet nie zaluje =) W koncu

twoja praca, a kazda praca sie oplaca. Pozdro.
ikar

border='0' align='center' width='95%' cellpadding='3'

cellspacing='1'>
QUOTE

id='QUOTE'>Mam zdjęcie, właśnie z owe dyskoteki, jak

chcesz, to ci dam...-

class='postcolor'>

^^ chcę - dawaj! ^^


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'>
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/laugh.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='laugh.gif'>


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'>
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/laugh.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='laugh.gif'>


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'> <żart>, <żart>, <żart>,

<żart>
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/rolleyes.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='rolleyes.gif'>
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/laugh.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='laugh.gif'>



Heh - cały fick (przeczytałem) można streścić jednym słowem -

"Bziuuuum"
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'>. A to ma swoje wady i zalety - można się

pogubić, można śmiać się i właściwie nie wiedzieć z czego, a można i czytać

toto z niesmakiem. Albo wszystko to na raz - i trochę tak było w moim

przypadku... Nie wiem, czy się przejmiesz, ale faktycznie jest trochę

literówek i nie gramatycznie zbudowanych zdań. Część można wytłumaczyć

oczywiście tym, że to było specjalnie, ale do części i tak się mogę

przyczepić =). Heh - teraz to nawet zaczekam na pojawienie się całości -

chcę się dowiedzieć jak toto się skończy. Ale też wolę nieco inny -

poważniejszy klimat (choć od czasu do czasu dobrze jest się przy takim czymś

odstresować ^^).

Pozdroofka!
Sentretka
To akurat był przypis Usy o ile pamiętam

do mnie ktoego nie usunęłam >< I akurat wklejony fragment jest

autorstwa Usy.... Przypominam, że nie pisałam tego sama, tylko z Usą, i to

jeszcze kiedy bziumu nie było! >< Hmm.. Poważniejszy klimat.. Jest

dalej... Przypadkiem... Bo akurat ja pisałam... Trochę poważniej... Ale nie

myślałam o niczym poważniejszym, naprawdę, już sobie układałam co dalej

będzie właśnie w stylu komedii... zaczęła pisać Usa... I wyszło..

Poważnie... Hmmm.. To ja wklejam już całość a potem się załamuję, że

oczywiście wiadomo było, że się nikomu nie spodoba >< (przy okazji

Usę trzeba ściągnąć.. Chociaż ona powie to co zwykle: "że wiadomo było

że nikt go nie zrozumie i po go Sent dawałaś") Hmmm.. Dobra.. Jak ktoś

chce.. Całość.. Zaznaczyłam kto co pisał już... I ciekawa jestem czy zmienią

się chociaż o trochę komentarze po całości (w co wątpię, chociaż są na to

szanse...) Dobra, dość gledzenia:

Sentretka:

No więc ruszył

biedaczek, w drodze mamrocząc coś w stylu "Zawsze ja.. zawsze ja i

tylko ja!" ale takie mamrotanie nie sprzyja skupieniu, więc jedna

siódma redakcji wkrótce wpadła na drzewo. Oszołomiony spojrzał na

przeszkodę, która stanęła mu przed nosem, przetarł oczy i rozejrzał się. W

pierwszej chwili przestraszył się... zgubiłem się! ale tak naprawdę był

już na skraju lasku a z pobliskiej piekarni właśnie czuć było świezym

pieczywem. A ponieważ mężczyźni mają wyjątkowo czuły węch, jeśli chodzi o

rzeczy jadalne, więc szybko wydostał się z lasku. W miasteczku zakupił

świeżutkie pieczywo... i gumę do żucia. Dokładniej mówiąc, wszystko wydał na

dwie bułki i kilka kilogramów gumy do żucia. Nie, nie dlatego, żeby lubić

gumę o smaku truskawkowym "Gucio" ale razem z gumą załączane były

małe samochodziki. Elder zaś uznał, że będzie to coś, co zajmie całą grupę

na długo (jego zresztą też).
Opuścił sklep, odprowadzony dziwnymi

spojrzeniemi (no wiecie, na plecy miał zarzucony worek z samochodzikami i

gumami, a w drugiej ręce torebkę z bułkami sztuk dwa) i wszedl do lasu.

Niedawna nauczka, aby uważać jak się lazi nie dała mu nic do myślenia

(zresztą, czego innego można by było się spodziewać po jednej siódmej

redakcji pokeballz?) i wkrótce znów z oszołomieniem wpadł na drzewo. Tym

razem zgubił się na dobre. Do domku nie mógł doprowadzić go żaden zapach, a

chociaż najprawdopodobniej sześć siódmych redakcji zachowywało się bardzo

głośno, to był zbyt daleko, żeby to usłyszeć.....

***



Tymczasem w domku...
- Elder coś długo nie wraca.. - stwierdziła

Sentretka po dwóch godzinach czekania.
- Oby tylko mu się coś nie

stało! - pobladł Pokeball.
- Martwisz się o niego? - zapytał Mateo

ze zdziwieniem.
- Jasne, że nie - prychnął Pokeball - Ale co z

jedzeniem??

Usagi:

Elder dalej się błąkał po lesie.

Postanowił w końcu usiąść na pniu drzewa. Jak postanowił- tak zrobił.

Usiadł, na ziemi położył worek z gumami, a obok siebie postawił historyczne

dwie bułki. Usiadł po turecku. Zamknął powieki. Ręce złożył w taki specjalny

sposób. Zaczął coś nucić pod nosem, i skupiać się w sobie. Próbował użyć

techniki medytacji, ale nico z tego wyszło. Z Eldera marny buddysta. To

medytowanie tak go zmęczyło, że rzucił się na owe dwie nieszczęsne bułki.

Zasnął. Po około godzinie, dwóch małych chłopczyków przechodziło tamtejszą

drogą. Spojrzały na Eldera. Potem na worek z samochodzikami i gumami i

pomyśleli to co każdy zdrowy chłopak pomyślałby na ich miejscu:"Zjeść

gumy, zabrać samochody"(a może na odwrót? Zjeść samochody, wziąść

goomy?). Podeszli ostrożnie do Eldera, zastanawiając się, czy aby na pewno

nie jest to jakaś pułapka, i czy aby na pewno zaraz nie obudzi się i

ugryzie. Chłopcy widząc, że bestia śpi, sięgnęli do worka. Popatrzyli do

środka. Wzięli dwa samochody z wierzchu, wsadzili do kieszeni. Wzięli na sam

dobry początek dwie gumy i zaczęli rozpakowywać je powoli. Jednak nasi

chłopcy nie przewidzieli paru szczegółów. Mogli wziąść worek i wiać, tym

samym pozbawiając posiłku redakcji. Elder w tym samym momencie, kiedy

chłopacy po cichu zaczęli zdzierać papierek z gumy, powoli otworzył oczy.

Jakoże dzikie bestie mają dobry słuch, Elder usłyszał zdzieranie papierka.

Chłopaki właśnie wkładali gumę do ust. Elder się zerwał i rzucił w stronę

chłopaków. Ci byli tak oszołomieni nagłym przebudzeniem, że nie zdrętwiały

im nogi i nie mogli uciekać.
-Jak!!!! Jak śmieliście

ruszać moje gumy!!!!!!!(ej, do licha przecież to

goomy całej redakcji!)- w oczach miał chęć mordu. Rzucił się na

chłopaków, i zaczął wyciągać im te gumy z ust.
-No, ładnie!

Doigraliście się!!!- wykrzyczał w stronę chłopców, jednocześnie

oglądając gumy świeżo wyjęte im z ust. Chłopacy zaczęli uciekać. Elder nie

namyślając się wiele chwycił worek z gumami i samochodami, i zaczął gonić

chłopaków. W oczach miał ogień.
-Będziecie teraz prasować te goomy do

skończenia świata! Żeby mi nie było na nich ani jednego śladu waszych

kłów!!!-Elder powoli doganiał swoje ofiary. Nawet się nie

spostrzegł, kiedy wybiegł z lasu, i miał parę kroków do domu...

* *

* * *

-Kiedy ten Elder wróci!-wydyszał Mateo. Nikt mu nie

odpowiedział. Prawdę mówiąc wszyscy zaczynali się powoli martwić, i

podejrzewać, że Elder sam zjadł wszystko po drodze. W końcu Kotasia podeszła

do okna. Widok ją zszokował. W pierwszej chfili nic nie mówiła, ale zaraz

zadarła się:
-Eeeeeeeeeej!!! Loodzie!!! Elder na

dwunastej!- wszyscy jak jeden mąż rzucili się do drzwi. Doszło do

rękoczynów, kto mu otworzy. W końcu cała redakcja wlazła na podfoorko. Widok

przedstawiał się następująco: Elder nadal goni chłopaków, a w oczach z

sekundy na sekundę rośnie chęć mordu.
-Nie daruje wam!!!!

Prasować mi tę goomę, ale już!!!- dalej swoje Elder
-Hej,

Eld! No, dalej, daj jush temu spokój! My tu czekamy na posiek, no

chodź!- zadarł się Pokeball, i chyba pierwszy raz zachował się jak na

webmastera przystało, i zaczął bronić redakcji. W tym wypadku zaczął gonić

Eldera, a dostał dodatkowego dopingu, kiedy zobaczył, że do goom dołączone

są samochodziki. Redakcja mu dopingowała. Pokeball już prawie dopadł Eldera,

a Elder doganiał chłopaków. Elder nareszcie chwycił chłopaków, a Pokeball

Eldera. Elder schwycił chłopaków za karki i dalej swoje o "prasowaniu

do końca świata" (czy mi się wydaje, czy on się

powtarza?
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'>-Us), a Pokeball założył swoje okoolarki

cool-odporne, made in Men-In-Black ( tu a propos zdjątka:P), i wyciągnął

dwie sztuki Uzi. W stylu Lary Croft zaczął strzelać gdzie popadnie, a na sam

koniec przyłożył pistolet do głowy Eldera.
-No dalej mały! (Elder

przecież nie jest mały... - -') Dawaj worki, tylko bez żadnych noomerów

koleś! No już!- powiedział w jakże męski i odważny sposób, lecz nie

dokończył swej kwesti bo nagle z tyłu przeleciała wygłodniała

szarańcza(czyt:redakcja), która już nie mogła patrzeć na tą nędzną farsę,

jaką odstawia Pokeball, i postanowiła wziąść sprawę w swoje brudne łapki.

Chfyciła worki i pognała do domu, zostawiając Pokeballa, który już nie miał

naboi, sam na sam z Elderem i chłopakami. Chłopacy korzystając z zamiesznia

zwiali, i wiedzieli, że jush nie ruszą cudzych goom. Elder patrzył teraz

morderczym wzrokiem na Pokeballa. Pokeball przerwał mu w najlepszym momencie

zemsty na chłopakach. Patrzył dalej na Pokeballa, a ślina zaczęła cieknąć

mu z ust. Pokeball chętnie wszedłby teraz właśnie, kiedy brak mu naboi, do

domu, ale spojrzał na drzwi zastawione przez redakcję, która w tej chfili

bawiła się samochodzikami, i jednocześnie obserwowała przebieg wydarzeń.

Nie! Zbyt wiele razy im podpadł! Nie mógł liczyć teraz na ich pomoc.

Jest zdany w tym momencie tylko na siebie. Elder podszedł do Pokeballa.

Pokeball cofnął się parę kroków do tyłu.
-Ty.... Ty... zapłacisz mi za

to....-rozpoczął Elder- będziesz do końca śfiata prasował mi te goomy

zamiast tych chłopaków....(no, to jush sie robi nudne... Elder! Wymyśl

coś lepszego, bo to słyszeliśmy parę razy!)- Pokeball zbladł. Zobaczył

przed chfilą piękny popis wściekłości Eldera, i teraz zaczął się bać. Czarne

okularki (made by Men in Black:D) spadły mu na ziemię. Uzi z resztą tesh.

Nie myśląc wiele (jak to było w jego zwyczaju;)) zaczął uciekać. Redakcja

podobnie jak wcześniej dopingowała zamiast pomóc.
-Bravo

Elder!
-Dobij Pokeballa!
-Naucz go jak się profadzi

site!
-Oducz go tego lenistwa!
-Naucz go jak się prasuje!-

tego typu okrzyki leciały ze strony wejścia do domku, gdzie stała

redakcja.
-Jush ja wam pokaże! Zwalniam was! Wyrzucam washe

texty!- coś w tym stylu mamrotał Pokeball, ale wiadomo, przecież, że i

tak nikt go nie słuchał. Gadu- gadu do obiadu, przeciesh jak wyrzucici całą

redakcję, to kto będzie prowadził site? Przecież nie Pokeball! Newsy- w

ostateczności to tylko będzie robił, bo pisanie textów jest "za bardzo

męczące, a po za tym można stracić status 'lenia największego pod

słońcem', a to w rachubę nie wchodzi".

* * * * * * * *

*

Elder siedzi i patrzy na Pokeballa. Pokeball wyciągnął deskę do

prasowania i żelazko, i teraz wypełnia polecenie Eldera. Ta wyprasowana

gooma miała jush średnicę około jednego metra. Pokeball prasował tak jush od

kilku godzin, i nie zanosiło się na to, że będzie mógł przestać. Redakcja

zpałaszoława jush wszystkie goomy. Nikt nie wspominał o dwóch bułkach, bo

każdy bał się gniewu Eldera. Nawet redakcji znudziła się już zabawa

samochodzikami. Teraz siedzieli i patrzyli na prasowanie Pokeballa.

Sentretka wzięła taśmę celuloidową i zaczęła kleić czarne okularki (Made by

Men in Black:D). Powoli jush wszystkim się nudziło.
Ciężki nastrój.

Elder cały czas patrzył z byka na Pokeballa. Postanowił pójść do ubikacji .

Chciał wejść na korytash, jednak niechcąco nedepnął na samochodziki, i

zaliczył taką glebę, że aż dom zatrząsł się w posadach. Wszyscy, oprócz

Pokeballa, który teraz z mściwym uśmiechem siedział na kanapie, rad z tego

że chodź na chwilę ma spokój, no i oczywiście z tego, że Elder jest przesh

chwilę nie przytomny, nie żucił mu się pomagać. Elder miał otwarte oczy, ale

zdawał się nie przytomny. Wzrok miał nie obecny. Z ust ciekła mu.... krew?

Nie, to przestarzałe! Leciała mu ślina, bo to dzisiaj w modzie.


Elder nadal nie przytomniał. Nawet Pokeball lekko się zaniepokoił (phe,

a wcale że nie!-Pok). Mateo wspólnymi siłami z Maciem przenieśli go do

pokoju na kanapę. Położyli. Elder pobladł jeszcze bardziej. Kotasia wpadła w

lekką histerię, zastanawiając się czy Elder żyje. Senti przyniosła miskę

wody i ścierkę ("Bendem robiła kompresy!"). Usa poleciała do

szafki z lekarstwami i przyniosła wszystko co tam znalazła. Drżącymi rękami

zalała aspirynę w tabletkach. Podstawiła Elderowi pod rękę stos tabletek

różnych kolorów.
Elder po parutnastu minutach oprzytomniał jako-tako.

Spojrzał rozkojarzonym wzrokiem na swoją redakcję.
Jush powoli przestawał

być blady. Usa otwarła mu usta i wlała ową aspirynę (przedtem nie był w

stanie jej wypić) i wrzuciła wszystkie tabletki do ust. Elder teraz zrobił

się siny (bo zaczął się krztusić), usiadł na łóżku i zaczął machać rękami.

Sentretka w ramach robienia mu kompresów wylała na niego całą wodę z miski.

Elder jakoś przełknął tabletki, wodospad by Senti tesh jakoś przetzymał. W

końcu zaczął ciężko dyszeć. Wzrok miał jush normalny, no i siedział o

własnych siłach. Redakcja uznała to jako dobry znak i zaczęła wznosić trudne

do zdefiniowania okrzyki (radości? Nie... Żalu? Chyba...) Wszyscy żucili się

do tego by go oklepywać, i pocieszać. Pokeball podszedł do deski do

prasowania, wziął z niej goomę do żucia o średnicy około metra i wepchnął do

ust Eldera.
-Smacznego koleś!-krzyknął z obleśnym uśmiechem na twarzy

Pokeball. Elder ponownie zaczął się krztusić. Znowu zbladł. Wypluł goomę i

ogarnął wzrokiem redakcję. Wszyscy na niego dziwnie patrzyli. Elder domyślił

się o co chodzi. Byli głodni! Było to widać w ich oczach! A bestie

głodne są zdolne do wszystkiego! Przełknął ślinę. Rzucił się na łóżko i

udawał że znowu zemdlał. Poczuł czyjąś dłoń na plecach. Odwrócił się.

Kotasia. Patrzyła na niego w dziwny sposób. Wiedział czego chciała. (bez

skojarzeń mi tu!)
-Pojedziesz do sklepu....-zaczęła opanowanym

głosem, ale Elder wiedział, że pod tym spokojem kryje się całkiem coś

innego.- Wrócisz z jedzeniem.... Masz wykonać zadanie, albo....- tu

przejechała palcem po szyi i znów popatrzyła "dziwnie". Elder

wiedział, że lepiej wykonać zadanie jak należy. Redakcja w stanie głodu jest

zdolna do wszystkiego. Wiedział, że do jutra mógł dożyć, ale w postaci zupy,

mrożonki, albo rzeczy tego typu, lub nawet wcale...- Pojediesz z.... Eeee...

Pojedziesz z Pokeballem.- dokończyła Kotasia ze spokojem. Reszta na nią

dziwnie spojrzała. Wszyscy wiedzieli, że po tym co było przed chwilą, nie

wiadomo, co może się wydażyć. Pokeball łypnął okiem na Eldera, i vice-versa.

Podali sobie ręce na znak zgody. Wsiadli do jeepa. Pomachali w stronę domku

i zrobili głópie miny. Udawanie, że "nic-się-nie-stało" nie

wychodziło im dobrze. W końcu pojechali. Kierował Pokeball. Obok niego

siedział Elder. Kiedy tylko trochę odjechali od domu zaczęła się kłótnia

namber łan. Bo Elder chciał kierować. I tak jadą i się kłócą. Doszło nawet

do rękoczynów. Na trasie spotkali glinę, który ich zatrzymał.
-Prawo

jazdy proszę, obudwu panów....
-He, he, ładną pogodę dziś mamy prawda?-

zapytał głópkowato( jak to było w jego zwyczaju;D) Pokeball. Pytanie było

conajmniej nie na miejscu, bo niebo było dziś zachmurzone, i zbierało się na

deszcz.
-Jusz daję!-podał Elder, mimo, że wcale nie kierował.

Policjant wziął i coś tam zaczął zapisywać.
-Eeeee.... A właściwie, to o

co chodzi?- spytał w końcu Pokeball, po dłuższej chfili milczenia. Policjant

dalej milczał. Po kolejnej chfili machnął ręką w stronę wozu policyjnego.

Wyszedł z niego facet w okularkach, z tłustymi włosami, i mikrofonem. Za nim

jeszcze jeden facio tylko, że ten drugi miał kamerę. Podeszli do

jeepa.
-Czy oni się nadają?-spytał facet w okularkach. Policjant pokiwał

głową. Facet dwa poatrzył na nasz duet, po czym podszedł do faceta jeden- w

okularkach. Zaczęli coś szeptać między sobą. Zmierzyli wzrokiem nasz duet

jeszcze raz. Chyba się rozmyślili, co do tego, co mieli zrobić, bo

ostatecznie kazali jechać Elderowi i Pokeballowi.

Nareszcie

dojechali do sklepu. Pokeball (uzgodnili, że Pokeball niech se jush

prowadzi. W drodze powrotnej ma prowadzić Elder:D) Weszli do

sklepu.
Prześli przez dzrzwi obrotowe. Pokeball nie namyślając się wiele

wskoczył do wózka i zaczął się drzeć do Eldera: wieź mnie, wieź! Elder

sam chciałby znaleźć się na miejscu Pokeballa, ale wymyślił inny sposób:

będzie wieźć Pokeballa, a on sam będzie miał jedną nogę na wózku, a drugą na

ziemi i będzie odpychał się jak przy jeździe na hulajnodze. Wobec

czekających ich zabaw, całkiem zapomnieli o swoich sporach. Na jakiś

czas...
Pojechali najpierw ku stoisku ze słodyczami. Pokeball wziął

zgrzewkę "jajek niespodzianek", zaczął rozpakowywać jajka, jeść

czekoladę, a wszystkie zabawki wkładać do kieszeni. Sam Elder, jako osoba

bardziej wyrafinowana jadł batoniki, takie jak mu się pod rękę nawinęły,

oraz cukierki Riesen. Jednak Elder i Pokeball też człowiek (że co?O_o), i

pojemność żołądka ma ograniczoną, i wkońcu odeszli od stoiska. Poszli za to

zrobić w końcu zakupy. Kupili obiad, oraz parę drobiazgów, potrzebnych, aby

funkcjonować. Na obiad kupili 2 kilo soli, 4 torebki pieprzu, 10 gramów sera

żółtego, i jedną paczkę delicji. Do drobiazgów zaliczało się: olej, paczkę

wykałaczek, płyn ludwik(promocja! Rolka papieru toaletowego

GRATIS!), oraz "Poradnik- jak samodzielnie wychodować paproć".

Z zakupami nie podjechali jeszcze do kasy, bo przecież w supermarkecie jest

tyyyyle różnych zajęć! Chłopaki po zjedzeniu takiej ilości słodyczy

nabrali ochoty na coś bardziej treściwego. Załadowali żołądki jeszcze

bardziej jakimś normalnym jedzeniem, bo wiedzieli co ich czeka w domu. Potem

nabrali ochotę na zabawę. Oczywiście zabawa wózkiem to pierwsza rzecz.

Pokeball siedział wśrodku, a jak na hulajnodze jechał Elder. Jeździli tak

między regałami, jak na jakimś torze pszeszkód. Czasami trzeba skręcić,

czasami ominąć kogoś, bądź wózek tego kogoś. Nie zawsze się to udawało, a co

za tym idzie było parę rozwalanek. Parę razy nasz duet wpadł na stoisko z

puszkami, zupkami, zabawkami lub innymi towarami. Czasami

"niechcąco" wpadali na różnych ludzi. I tu dochodziło do

rękoczynów... Parę razy chłopacy przypomnieli sobie o swoich sporach, no i

wtedy... Np. Elder puścił wózek z Pokeballem, a sam z niego zeskoczył w

odpowiednim momencie. I tak oto Pokeball leżał wśród konserw, dzrzemów i

makaronów. On sam nie pozostawał święty. Wiadomo:"Jak polak z

polakiem". On np. "niechcąco" wylał na niego mleko, i parę

jogurtów. Nie będziemy opisywać, co jeszcze robili, w końcu palce tesh bolą

od tego pisania...
Po za tym fajnie było oglądać reakcje co po

niektórych, gdy widzieli dwóch chłopaków w tym samym mniej więcej wieku,

pędzących na wózku, bądź bawiacych się zabawkami ze stoiska. Parę razy

zdarzało wpaść się im na jakiegoś gliniarza, ale ogólnie było spoxik.



W końcu doszli do lady. Przy kasie stała pani... brzydka. Stara, gruba

i brzydka baba. Na domiar złego nasz duet wpadł jej najwyraźniej w oko.

Elder popatrzył w stronę goom do żucia. Pokeball tesh. Spojrzeli na siebie.

Oboje odwrócili głowy, bo wiedzieli, że gdyby zaczęli się bić, to pożywienie

mogłoby ulec zniszczeniu, a co za tym idzie, głodna redakcja sprawiłaby, że

mieliby oboje spektakularny koniec. Stara babka zaczęła mrugać dziwacznie to

jednym, to drugim okiem do Pokeballa. Ten starał się niczego nie zauważać.

Babka spojrzała na Eldera. Elder niedbale żucił forsę na ladę. Babka

odbierając forsę "niechcąco" (który raz pojawia się tu to słowo?)

dotknęła jego ręki. Elder gwałtownie odsunął rękę. Może nawet zbyt

gwałtownie, bo babka odczytała to jako "chcę się z tobą umówić", i

zacząła tym razem ściskać rękę Eldera, co z kolei przeszło w szarpanie, a na

koniec w przytulanie.
-Help! Pokeball, nie zostawiaj koompla w

potrzebie!- głos Eldera był bardzo histeryczny. Przed chwilą jeszcze

Pokeball śmiał się z adoracji grubej, brzydkiej baby, lecz teraz obudził się

w nim jakiś duch przyjaźni, i chwycił babę pod brodę. I to był błąd. Baba

puściła Eldera, a ten plasnął o posadzkę, zaliczając dziś już drugi raz

glebę. Złapała Pokeballa i chciała go pocałować, bo to złapanie pod brodę,

według niej było BARDZO wymowne, i teraz role się odwróciły, bo to właśnie

Pokeball potrzebował teraz pomocy. Elder jakoś ostatkiem sił się podniósł.

Chwycił jakiś transparent reklamujący wodę

"Primaverra!!!" i palnął nim babę. Ta zemdlała.

Rzuciła się ciężkim ciałem na ziemię. Obaj chłopacy odetchnęli z ulgą. Jako

zapłatę za trud z babą wzięli sobie zgrzewkę batoników, goom, reklamoowek

jednorazowych, dropsów i lizaków. Postanowili schować je do bagażnika na

czarną godzinę. Wzięi zakupy i wyszli ze sklepu. Zgodnie z obietnicą-

prowadził teraz Elder. Podczas jazdy nie było już, o dziwo, kłótni.



W końcu dotarli do domu. Nie trudno było przewidzieć, że nasza redakcja

rzuciła się na jadło (czyt. : pieprz, sól, delicje, i 10 gram sera). I nie

trudno było przewidzieć, że było to stanowczo za mało jak dla naszych

mutantów. Ale nic to. Jakoś przetrzymali. Każdy poszedł do swoich zajęć.



Kotasia siedziała na kanapie przed telewizorem. W ręku trzymała

chusteczkę, w którą co chfilę chlipała. W telewizji leciał właśnie 18998

odcinek telenoweli "Anielski Buntownik". Właśnie w tym momencie na

ekranie pojawiła się tfarz Esmeraldy i Menuela. Menuel oświadczał się

Esmeraldzie, bo ta była matką jego babci, która była żoną jej wujka, bo

tamten nie kochał jej matki i uciekł z dziadkiem na grenlandię, bo chciał

mieć z nim dziecko, które potem się zakocha w jej córce. Obok niej na

kanapie siedział Pokeball. Minę miał na pierwszy rzut oka obojętną, ale tak

naprawdę sam przeżywał ten serial, kto wie, może nawet bardziej niż Kotasia,

choć starał się to ukrywać.
Usa tworzyła wypociny malowane- czyli

obraski, i komixy, a Senti- wypociny pisane, czyli ff.
Macio siedział z

Mateo u góry, i grał z jakąś "super-extra-rozwalnkę-89".
Nasz

Elder bawił się teraz zabawkami z "Kinder niespodzianki", które

przyniesł ze sklepu.
Tak jak przewidywano-rozpadało się. Była już 18.

Burza dalej trwała. Błyskawice, i ciemność na polu, mimo, że w lecie

przecież zawsze jest jasno do późna.

Sentretka:

Nagle zgasło

światło. Kotasia i Pokeball chórem krzyknęli:
- W najciekawszym

momencie!
Sentretka z Usagi:
- No i jak ja teraz skończę

mój...
Przerwał im Macio z Mateo:
- Jeszcze trochę i....
Krzyki

zakończył Elder:
- Gdzie jest moja zabaaaawka?
Po kilkunastu minutach

wzajemnego wpadania na siebie i potykania się o samochodziki i resztę

śmieci, żeńska część redkacji jako tako doszła do siebie i spróbowała

uspokoić męską część redkacji. Ponieważ jednak męska część redakcji była w

przewadze, dziewczyny zostawiły w spokoju chłopaków i poszły usiąść na

kanapę, aby sie zastanowić. Gdy w końcu dotarły tam, Sentretka

stwierdziła:
- Ciemno tu jak w grobie... równie dobrze mogłabym zamknąć

oczy i tak nic nie widzę!
- Albo założyć okularki Pokeballa - dodała

posępnie Usagi - Mamy jakąś latarkę?
- O ile sie nie mylę, na liście

figurowały zapalniczki, ale latarka? - odparła Kotasia.
- Ja mam

latarkę... - powiedziała Sentretka - ale jedną.... musimy uważać, żeby

chłopaki od razu nam nie wyrwali.....
Dziewczyny jakoś dotarły do

latarki. Było to urządzenie dość kiepskie, ale nieoceniona Senti wpadła na

następny pomysł:
- Teraz musimy znaleźć jakieś ognioodoporne naczynie,

włożyć tam coś łatwopalnego i podpalić zapalniczką!
Teraz już o

wiele łatwiej szedł im marsz do kuchni po odpowiednie przedmioty, ale nagle

wpadły na Macia z Elderem, którzy zauważyli latarkę.
- Macie

latarkę?!
- Skąd?!
- My też chcemy!
- To moja latarka,

więc nie dostaniecie - odparła Senti - Ale właśnie idziemy do kuchni

po...
Nie skończyła. Nagle wszystko ucichło. Do uszu całej piątki dobiegł

dźwięk, jakby drzwi wejściowe otworzyły się z jękiem. Po całym domu powiało

lodowatym powietrzem, mrożącym krew w żyłach. Krzyk... Jeden? Nie, dwa...

Znowu zaskrzypiały drzwi... I tak nagle jak wszystko się zaczęło, tak

ucichło... W dodatku światło się zapaliło, a burza powoli cichła...



- Nareszcie! Chodźcie na dół, chyba drzwi się otworzyły! -

krzyknął Elder.
Senti i Usa spojrzały na siebie znacząco. One miały inne

zdanie o takich sprawach, ale nic nie powiedziały.
Drzwi jednak były

zamknięte, a raczej przymknięte. Kotasia zamknęła je na klamkę i zasunęła

zamek.
- Głodna jestem - stwierdziła Senti.
- Heh... Jedzenia nie

mamy, a taką pogodę raczej nikt z nas nie wyjdzie! - odparła

Kotasia.
Była to prawda: burza może ustała, ale deszcz, choć już nie tak

mocny, nadal padał.
Nasza piątka stłoczyła się więc przed telewizroem,

aby zapomnieć o głodzie. Usagi podniosła rękę z pilotem i nagle zatrzymała

ją.
- Mateo i Pokeball.
- Co Mateo i Pokeball? No, zapalaj! -

zdenerwowała się Sentretka.
- Nie zauważyliście?! Nie ma

ich!
- A faktycznie, tak za cicho i za spokojnie... - stwierdził

Elder - Musieli wyjść, dlatego słyszeliśmy otwieranie drzwi! Wpuścili

zimne powietrze, a potem przymknęli drzwi!
- Chyba nie będziemy ich

szukać po nocy i w deszczu? - stwierdziła Kotasia - Może są gdzieś w

domu!
Jednak koffanych webmasterów w domu nie było, mimo, że

redaktorzy zrezygnowali z oglądania telewizji i przeszukali cały dom.
-

A więc pora podjąć decyzję: albo idziemy ich szukać, albo czekamy do rana -

stwierdził Macio.
- Głosujmy: jest nas piątka... - powiedziała Senti -

Ja jestem za, bo o ile o Pokeballa się nie martwię, to MateoCharizardowi,

samemu zostawionemu na pastwę losu w towarzystwie Pokeballa może się coś

stać!
- Ja jestem przeciw. Mam dosć Pokeballa, przynajmniej sobie od

niego odpocznę! - stwierdził Elder - Najwyżej poszukajmy ich rano,

będzie widniej...
- Ja głosuję jak Elder - pada deszcz - powiedział

Macio.
- Ci mężczyźni! Ja jestem za! - powiedziała Kotasia.
-

Ja jestem za Sentretką, a więc idziemy! Wy nie musicie, jak nie

chcecie! - rozsądziła o wyniku głosowania Usagi.
- No tacy nie

jesteśmy, idziemy!
Ponieważ jednak nikt z redakcji nie miał płaszcza

przeciwndeszczowego, dziewczynki okryły się wspólnie workiem po gumach, a

chłopcy chcieli wziąść rysunki Usy i ff`y Senti, ale dziewczny wyrwały im z

okrzykami:
- Mój fanart!
- No co wy sobie myślcie!
Na

koniec Sentretka wzieła latarke i cała piątka wybiegła: z przodu dziewczyny

okryte wspólnie workiem, świecące latarką, a z tyłu moknący Elder z

Maciem....

***

- Krążymy po tym lesie juz od 3 godzin! -

zaczął narzekać w końcu Elder.
- Nie od trzech godzin, a od pół godziny -

Sentretka spojrzała na zegarek.
- Wszystko jedno! Wracajmy!
-

Taaak.. ale w którą stronę...?
Redaktorzy zaczęli się rozglądać. Fakt,

skoro Elder zgubił się w lesie w ciągu dnia, to tym łatwiej było zgubić się

w ciemnościach i deszczu.... Nie pozostawało nic innego, jak szukać dalej.

nagle Sentretka drgnęła.
- Ktoś wołał! Słyszeliście?
Reszta

spojrzała na nią z wyrazem na twarzy "Nie wszyscy mają taki doskonały

słuch, jak ty"
Sentretka zignorowała ich, przetarła rękawem okulary

i zaczęła się rozglądać.
- Ktoś wołał "Ratunku! Pomocy" .

Najprawdopodobniej dobiegało to stamtąd! - pociągnęła ze sobą dziewczyny

i chłopaków.
Jednak oni nie byli tacy zaaferowani, i w dodatku głodni i

przemoknęci. Sentretka poświęciła się więc i puściła się biegiem. Reszta

redakcji podążała za nią truchtem....

***

Teraz już wszyscy

to usłyszeli. Redaktorzy zaczęli się rozglądać...
- Tutaj! - Kotasia

wskazała jakąś dziurę.
Dziura miała jakieś 4-5 metrów głębokości. Miała

jednak dość małą średnicę. Mimo to, w ciągu dnia na pewno można by było ją

zauważyć i obejść...ale w ciemnościach była prawie niewidoczna. Na jej dnie

stali nie kto inny, tylko Mateo i Pokeball. Ściany dziury, być może w ciągu

dnia suche, pełne wystających korzeni i kamieni teraz powlokły się błotem.

Niemożliwością było wydostać się z dziury, przynajmniej nie bez czyjejś

pomocy. Sentretka ponownie poświęciła się i położyła na brzuchu, po czym

krzyknęła:
- To wy?
- A kto inny! Pomóżcie nam! - krzyknął

Pokeball.
Sentretka wstała, otrzepała się i spojrzała na redkację z miną

"Ja już dość zrobiłam, teraz niech kto inny się wykaże w

ficku"
Elder uśmiechnął się złośliwie i oparł o drzewo.
- A kto

mi wepchnął gumę?
- A kto zwlekał z umieszczeniem moich tekstów? - dodała

Usagi.
- A kto nam groził wywaleniem z redakcji? Jeszcze dzisiaj! -

przyłączy się Macio.
Pokeball spuścił głowę i milczał, ale Mateo odparł:


- No chyba nie ja!
- Ty nie - zgodziła się Sentretka.
Gdy

tylko słowa Sentretki dotarły do Pokeballa, przestraszył się:
- No chyba

mnie tu nie zostawicie samego? Waszego koffanego webmastera?
Sentretka

bez słowa ułamała jakąś długą gałąź i znowu się położyła na brzuchu.
-

Wchodź.... Mateo.
Mateo nie potrzebował zachęty. Szybko chwycił gałąź i

wdrapał się na górę. Pokeball z determinacją wyciągnął ręce, ale Sentretka

wciągnęła gałąź.
- D-d-dzięki - wyjąkał cały czerowny Mateo.
- Nie ma

za co - spokojnie powiedziała Senti - Co właściwie się z wami stało?
-

Eeee... nieważne... - teraz Mateo cały sie palił ze wstydu.
- Mów, albo

wrzucę cię do tej dziury!
- Ja! Ja! Ja wam powiem! Tylko

pomóżcie mi wyyyyyjść! - zawył Pokeball.
- Cicho - ofuknęła go Senti

- No... nie bój się! Mów!
Mateo skulił się, ale zaczął

mówić.
- No więc....Obydwoje z Pokeballem wyszliśy z domu... po jakąś

pomoc, no wiecie... czy elektryka....
- Nie kłam! Wiesz dobrze, że

szliśmy do jeepa, aby pojechać do miasta i tam poczekać do rana! Ja sie

pytałem nawet co z resztą redakcji, a ty odpowiedziałeś, że jakoś sobie

poradzą.... - krzyknął Pokeball.
Usagi podeszła i zdecydowanym ruchem

chwyciła Mateo za kołnierz, aby go wrzucić do dziury, ale Sentretka

zablokowała ją i powiedziała spokojnie do Mateo:
- Mów dalej.
Usagi

puściła kołonierz Mateo i zrobiła krok do tyłu.
- No... ale w tych

ciemnościach i deszczu nic nie widzielismy i w końcu zaszliśmy za daleko....

i wpadliśmy do tej dziury - wytłumaczył Mateusz.
- A dalej? - zapytała

Sentretka. Redakcja spoglądała na nią ze zdumieniem. Nigdy jeszcze nie

widzieli jej tak stanowczej, a jednocześnie: tak spokojnej.
- Co

dalej?
- No, co robiliście w tej dziurze, zanim przyszliśmy?
- N-nic.


- Wątpię, abyście przez prawie godzinę po prostu stali...
- Na

początku próbowaliśmy się wydostać... Potem zaczęliśmy się zastanwiać co

będzie... i wyrzucać sobie nawzajem, jacy byliśmy dla was - przełknął ślinę

- no..... zaczęliśmy się bać, że nie przyjdziecie....
Sentretce

najwyraźniej to wystarczyło. Kiwnęła głową.
- Wystarczy. A teraz, ty

decyduj, czy wyciągamy Pokeballa? - z jej miny można było wyczyta jedno: gdy

Mateo zadecyduje o losie Pokeballa, ona spowrotem zmieni się w cichą

redaktorkę...

Usagi:

Mateo miał teraz mętlik w głowie. Został

tak jakby rozdarty na dwie połowy. Nie wiedział co zrobić. Z jednej strony

chciał pomóc koomplowi, współpracownikowi, tak jakby drugiej połówce,a z

drugiej miał wielką ochotę zostawić go w tym dole i dać nauczkę za te

wszystkie błędy, za te jego drażliwe cechy charakteru, za lenistwo, i

ogólnie całą jego postać. Jeżeli wyciągnąłby go z tego dołu- uznali by go za

mięczaka, uzależnionego od swojego kolesia, ale nie miał serca zostawić go

tam w dole. Zemsta jest słodka, ale ta zemsta może obrócić się przeciwko

niemu. Deszcz nie będzie padał wiecznie, i ziemia trochę wyschnie, a wtedy

łatwo jest wyjść i Mateo wolał nawet nie myśleć co by było, gdyby Pokeball

wyszedł i chciał się na nim zemścić. Chciałby być teraz na miejscu zwykłego

redaktora, bo wtedy mógłby podjąć bez niczego decyzję, ale teraz jest jakby

zastępcą szefa, i to on decyduje. Przełknął ślinę. Spojrzał na Sentretkę.

Jej twarz nic nie wyrażała. Była dalej spokojna i opanowana. Ona to ma

dobrze! Cokolwiek się stanie- ona jest bezpieczna, bo przecież nie jest

szefową.
-Eeee.... Wiecie? Może zrobimy głosowanie? To dobry

pomysł!
-Osz ty! Jak śmiesz! To nie ulega wątpliwości, że

masz mnie wyciągnąć! Sam się prędzej czy później wydostanę, a wtedy

to....- Mateo dalej nie słuchał. Nie chciał i jednocześnie chciał wyciągnąć

go z tego dołu. Spojrzał jeszcze raz na Sentretkę. Gdyby ona miała jakieś

zdanie i pokazała je, to na pewno wstawiłby się za nią, ale jak na razie go

nie ma, a może ma tylko nie pokazuje go. Spojrzał na wściekłego Pokeballa.

Mateo czekał teraz aż któryś członek redakcji przeważy szalę. Najlepszym

rozwiązaniem byłoby zostawić po środku, ale jak w takim wypadku zostawić to

wszystko po środku? Na skraj brzegu podeszła teraz Usa. Gdyby Senti miała

taką minę jak ona, to z pewnością Mateo zostawiłby teraz Pokeballa w tym

dole, bo oczywiście by uległ Senti.
-No dobra ludzie i ludziska...-

zaczęła na pozór spokojnym głosem- jak uważacie-czy on powinien tu zostać?

Czy zasługuje na to, żeby tu siedział całą noc, a jak wiadomo dzisiejsza noc

nie jest zbyt sprzyjająca siedzeniu w dołach... Czy powróciłby żywy z czegoś

takiego? Prawdopodobieństwo jest małe. Nie liczmy ot takich drobiazgów jak

burza, pioruny, zawalenie się ścian dołu, a tym samym pogrzebanie żywcem,

czy złapanie jakiś chorób. Mówimy tu o czymś poważniejszym.... Ale czy

Pokeball zasługuje na to żeby wyjść i wrócić sobie do domciu jakby nigdy

nic? Obejrzeć serial, i pójść spać? No więc- kto jest za czym?- widać, ze

Usa była za tym pierwszym-tzn. za zostawieniem w dole i daniem swoistej kary

za wszystko, ale sama nie była do końca zdecydowana. Miny pozostałych

członków redakcji wyrażały to samo- za to wszystko co Pokeball był im

winien, powinni mu teraz dać nauczkę, ale z drugiej strony za bardzo nie

chcieliby być na jego miejscu.
W końcu Mateo podjął decyzję. Miał wyraźny

wyraz twarzy.
-Ja... Postanowiłem, że wyciągamy go... W końcu sami

wiecie... no... przecież ... Eeee....- jąkał się- no w końcu, trzeba go

wyciągnąć, bo według mnie to ta gooma Eldera była niezbyt dobrze

wyprasowana!-rzucił pierwszy lepszy pretekst do tego aby wyciągnąć

Pokeballa. Senti wzrokiem odpowiedziałą mu, że się zgadza. Była gotowa na

każdą możliwość. Mateo coś ukłuło w okolicach serca. Coś się w nim odezwało.

Poczuł, że się czerwieni. Przypomniał sobie moment zgaszenia światła- on

wtedy zaproponował, zostawienie redakcji na pastwę losu. Równie dobrze on

mógł siedzieć teraz tam, w dole. I równie dobrze on mógł teraz zostać wydany

na sąd Pokeballa- swojej drugiej połówki. Aż mu się głópio zrobiło, że tak

długo zastanawiał się nad wyciągnięciem koompla. Redakcja podeszła na skraj

ścian dołu. Mateo wziął gałąź i położył się na ziemi. Podał jej drugi koniec

Pokeballowi. Senti położyła się obok niego i także chwyciła za gałąź.

Pokeball się jej złapał. Jednak deszcz cały czas lał i coraz trudniej było

cokolwiek robić. Błoto było coraz większe z minuty na minutę. Wszystko było

śliskie, i jak nie trudno przewidzieć- z powodu tej śliskości do dołu wpadł

teraz Mateo razem z Senti. Usa i Elder próbowali schwycić ich za nogi ale

nie zdążyli, i sami także runęli do dołu. U góry została teraz ih ostatnia

deska ratunku- Macio i Kotasia.
-Pomóżcie! Będziecie wyciągać po

jednej osobie, tylko ostrożnie, bo i wy wpadniecie!- krzyknął Elder. Jak

na złość akurat w tym samym momencie zsnunęła się ziemia spod nóg Kotasi i

Macia. Oni także wpadli do dołu. Teraz wszyscy siedzieli pośród kawałków

ziemi i błota, cali brudni przemoknęci, głodni, lecz o dziwo- wcale nie źli.

Co za ironia losu! Teraz to oni siedzą tu w dole, w każdej chwili może

spaść na nich ziemia, może trzasnąć w nich piorun, bądź te "inne, dużo

groźniejsze rzeczy", o których mówiła Usa. Może te jej gadki były

głópie, o tych wszystkich paranormalnyc rzeczach, ale nabierały całkiem

innego znaczenia, kiedy stawało się z nimi "oko w oko". Akurat w

tym momencie całkiem niedaleko nich piorun trzasnął w drzewo. Wszyscy

milczeli. A co z tymi "innymi" rzeczami? A jeżeli rzecywiście

spotkają jakieś mary nikczemne, stworzenia, lub po prostu staną się

więźniami tego oto dołu?...........

Sentretka:

- No cóż, może

dzisiejsza noc nie sprzyja siedzeniu w dołach, ale nie mamy wyjścia -

Sentretka próbowała przerwać milczenie.
- To moja wina.. - stwierdziła

Kotasia - Powinnam bardziej uważać....
- Oj, Kotasia daj spokój, przecież

to niczyja wina... - odparł Elder.
Wszyscy popatrzyli na siebie. Po raz

pierwszy naprawdę byli sobie bliscy. Wspomnieli wszystkie te dni, kiedy

nawzajem gnębili się... wyszydzali.... kłócili.... Zachowywali się jak banda

dzieciaków.... Teraz dotarło do nich, że tak naprawdę nawzajem lubili się i

byli sobie bliscy... Może gdyby zrozumieli to wcześniej, nie doszłoby do

takiej sytuacji? Przede wszystkim po zgaszeniu światła trzymaliby się

razem.... Mieliby latarkę Sentretki, więc bez względu na to czy wyszliby czy

nie, nie zgubili by się - Senti oświetliła by miejsce przed domem i z

łatwością trafiliby do jeepa.. albo siedzieli w ciepłym domku, w którym po

chwili zapaliłoby się światło.... A inne chwile? No cóż, raczej nie byliby

głodni: na wspólnych zakupach wszystko by kupili tak, aby się najeść... I

dopiero trzeba było znaleźć się w takiej sytuacji bez wyjścia, aby nareszcie

wszystko zrozumieć! Tylko, że teraz już to nic nie da.... Ile będą tu

jeszcze musieli siedzieć? Licząc, że deszcz wkrótce przestanie padać i

będzie ciepło ziemia i tak wyschnie w kilka dni.... Kilka dni bez jedzenia i

picia?
- Może jednak jakoś się wydostaniemy? - znowu przerwała milczene

Sentretka.
- Akurat! - powiedział Mateo - Gdy..... gdy siedzieliśmy

tu z Pokeballem, próbowaliśmy! A było w miarę sucho... Teraz... j-jest

to jeszcze bardziej niemożliwe... - mówiąc to jąkał się. Wszyscy zresztą

czuli się niepewnie....Gdzieś w pobliżu uderzył następny piorun....



Usagi:

Wszystkim z minuty na minutę robiło się coraz bardziej

nieswojo. Tak... Na co dzień tak na pozór nieczuli wobec siebie, i wcale

siebie nielubiący- teraz byli sobie najbliższą rodziną. Deszcz stał się

jeszcze gęściejszy. Worek po goomach, ten worek po tych nieszczęsnych

goomach, które przysporzyły tyle kłótni i nie porozumień, Macio roztargał

teraz tak, że stworzył się dwa razy większy "parasol". Zimno było

nie do zniesienia. Najgorsze było błoto. Redakcja ostatecznie worek użyła

jako podkładkę. Wszyscy na niej usiedli, ciasno do siebie przylegając, nie

"przytulając", bo to byłoby teraz niewłaściwe określenie. Jako

parasolu- każdy narzucił na swoją głowę kurtki/bluzy. Siedzieli tak w

milczeniu przez jeszcze około pół godziny. Każdy zaczął się zastanawiać nad

pytaniem "czy to musiało się stać?". Nawet gdyby Pokeball z Mateem

wyszli, to przecież to także częściowo ich wina, bo ociągali się z

wyciągnięciem Pokeballa, bo musieli "wyznaczyć karę".


Siedzieli i stali się więźniami nie tylko tego dołu, ale też więźniami

samych siebie, więźniami swoich umysłów. Kolejny piorun rozświetlił niebo.

Kotasia zadrżała. Łzy zaczęły cieknąć jej po policzkach. Schowała twarz w

dłoniach. Elder i Usa- każdy po jednej stronie, objęli ją ramieniem, co

miało być pocieszeniem, ale stało się odwrotnie, bo Kotasia zaczęła płakać

jeszcze bardziej.
-Do licha, przecież musimy się stąd jakoś

wydostać!- krzyknął z histerią w głosie Mateo. Odpowiedziała mu cisza.

Kolejny piorun. Senti podniosła głowę do góry. Spojrzała na gwiazdy.

Mimowolnie łzy napłynęły jej do oczu. Czuła jakby ostatni raz na nie

patrzyła. Jakby to był już koniec, jakby nie miała dożyć jutra... Jakby już

nigdy nie mogła zobaczyć słońca... Słońce- symbol otuchy i nadziei, i

radości, jak wszystko w tym dole jakim teraz siedzieli robiło swoją robotę

na odwrót, a mianowicie- zamiast dawać radość, dawało smutek. Ponownie

zagrzmiało. Sentretka usłyszała jakąś muzykę. Jakby skrzypce. Grały

melancholijną, smutną melodię, jakby tym samym obwieszczając koniec tej

egzystencji, koniec tego wszystkiego. Zamknęła oczy. Skrzypce dalej grały.

Melodia wydobywała się jakby z wnętrza jej samej. To tak jakby jednocześnie

słyszała tą melodię, i nie słyszała. Poczuła się jak jakaś postać wskakująca

w kulę lawy, która poświęciła wszystko teraz swojemu losowi, jakby już nic

nie było ważne... Poczuła ciepło... Otwarła oczy. Patrzyła na nią Usa.

Próbowała dodać jej otuchy. Obok niej-Senti, z drugiej strony siedział

Mateo, a zaraz obok Matea Pokeball. W sumie układ wyglądał mniej więcej

tak:Pokeball, Mateo, Sentretka, Usagi, Kotasia, Elder, Macio. Siedzieli w

kręgu, bo jak wiadomo, nie było zbyt wiele miejsca. I ten krąg.... To tak

jakby symbol jedności.... Mateo przychodziły do głowy teraz dziwne wizje.

Zobaczył samego siebie- jak poszedł z Pokeballem z domu, jak wpadli do dołu,

jak siedzieli tak tutaj w samotności, i nie mieli żadnej nadziei na to, że

stąd wyjdą. Ta godzina- kiedy to w samotności zaczęli nawzajem na siebie

bluzgać, wyrzucać wszystkie błędy,
a wkońcu usiedli, i zaczęli rozmyślać

nad "a co, jeśli nie przyjdą?". Bo po prostu wiedzieli, że

redakcja przyjdzie im pomóc, nie przewidzieli innej możliwości, po prostu

musi przyjść i im pomóc. Stali się już jednością, choć sami o tym nie

wiedzieli. Pokeball także miał wyrzuty sumienia. Bo chyba nie bez powodu

wachali się nad tym czy go zostawić w tym dole, czy nie. To jakiś znak, że

trzeba się zmienić, trzeba być lepszym, bo jak można zostawić swojego

"koffanego webmastera?" (Pokeball-jeśli będziesz to czytał-

zastanów się nad tym! Wiele rzeczy przecież w tym ficu jest szczerą

prawdą, a zanim zaczęliśmy go wogóle pisać, to mieliśmy wytknąć błędy. Nie

wiem jak Senti, ale ja liczyłam, że przynajmniej jeden członek redakcji

weźmie sobie te błędy do serca... i poprawi się;) Macio po prostu nie myślał

o niczym konkretnym. Był zły- na to że nie zadziałał w porę, że został

ostatnią deską ratunku i zawiódł. Na ten dół, na Mateo, na Pokeballa, na

deszcz, na redakcję, na ten głópi dom, na wszystko. Obwiniał się oto, że

teraz siedział tu, a znim cała redakcja. Zresztą nie tylko on jeden, a

wszyscy. A może to przeznaczenie? Żeby stać się lepszym wszyscy zostali tu

przez jakąś niewidzialną rękę tu wepchnięci? Właśnie po to, żeby się nad

sobą zastanowić?
Usa patrzyła do góry. Nagle serce jej zamarło- bo oto

nad jej głową zobaczyła jakąś białą postać. Małe dziecko. Dokładniej- małą

dziewczynke. Patrzyła na Usagi jakimś dziwnym wzrokiem, w którym to mieściła

się zarówno złość, jak i miłość, zarówno piękno jak i brzydota. Wyrażal

wszystko i nic. Usa zamrugała. Postać zniknęła. Elder chciał jak najszybciej

stąd wyjść, ale jak wiadomo- złośliwość przedmiotów martwych, czyli w tym

wypadku zegarka dawała o sobie znak. Sekundy wlokły się powoli. Każda

sekunda- stawała się wiekiem. Usa zamknęła oczy. Oparła głowę o Senti. Było

jej jakoś tak dziwnie dobrze i ciepło. Nawet nie spostrzegła się kiedy

zasnęła.
Stała gdzieś. Sama nie wiedziała gdzie. Na jakimś korytarzu.

Pusto, cicho... Wokół unosiła się tak jakby mgła. Przeszła parę kroków. Tak

jakby ktoś wyłączył dźwięk, bo niczego nie było słychać. Nagle w jej ręce

znalazł się nóż.... Patrzyła na ścianę... tylko, że teraz nie było przed nią

ściany.... Patzryła na samą siebie... Było to coś w rodzaju lustra..... ale

jednocześnie nie lustro.... Była tam ona sama.... W ręce tak trzymała

nóż.... Ta Usagi w lustrze podniosła rękę znożem, gdzieś mniej więcej na

wysokość serca... Zamachnęła się.... Już miała wbić ten nóż w serce..... Ale

nagle otworzyła oczy i zobaczyła ponure oblicze Kotasi, siedzącej obok niej.

Znowu znajdowała się w kręgu.... Kotasia miała nieobecny wzrok. Kiwała się

to do przodu, to do tyłu. Cały czas panowała cisza. Nikt się nie odzywał,

tak jaby się czegoś bał. Bo rzeczywiście- coś jakby wisiało w powietrzu...



Sentretka:


- Najlepiej po prostu spróbujmy zasnąć -

zaczęła Senti - Ranek często przynosi nowe nadzieje.... jak np. we Władcy

Pierścieni, tam mówiono o tym wiele razy..
- Czytałaś to? - spytał Macio,

starając się opanować głos.
- Aha.
- Heh... czemu ja czytałam tylko

Hobbita! Teraz nie wiadomo czy będę miała okazję... - westchnęła

Usa.
- Będziesz - stwierdziła Sentretka z nagłą mocą - Nie bez powodu

utknęliśmy tutaj, ale być może dostaniemy drugą szansę? A teraz

śpijmy....
Wszyscy skulili się. Mimo wszystko chciało im się spać, tak

więc przsunęli się blisko siebie, aby było cieplej i posnęli...



***

- A co wy tu robicie?
Redakcja obudziła się. Było

wcześnie rano, ale przynajmnniej widno. Spojrzeli w górę. Nad dołem stał nie

kto inny, jak Miszyman, czyli webmaster pokemonz. (Prawie każdemu znana była

jest draka pomiędzy pokemonz a pokeballz, prawda?) Przyglądał im się

dziwnie. Zresztą, trudno mu sie dziwić. Raczej nieczęsto spotyka się

siedzącą w dole redakcję pokeballz, całą umazaną błotem, prawda?
- No

chyba widzisz... - zaczął Mateo - Posłuchaj, może tak byś nas wyciągnął stąd

zamiast się gapić...? Wszystko ci opowiemy!
- A jak? - zapytał

spokojnie Miszyman.
- Heh.. Widzisz tą gałąź? No to po prostu nam

podaj!
- Oj, no nie wiem... Nie chciało się być u Miszymana, co?

Wolało się iść do Pokeballz?
- Nas też nurtuje trochę pytań, w tym skąd

sie tu wziąłeś, ale najpierw nas wyciągnij... no przynajmniej kogoś z

nas! - odparła Kotasia.
- Najpierw mi odpowiedzcie na pytania - mścił

się Miszyman.
Redakcja zawstydziła się... przypomniała sobie wczorajszy

wieczór, pastwienie się na nad Pokeballem i Mateo.... No, ale nie mogli

drażnić Miszymana....
- No dobra - powiedział Macio - To jakie są te

pytania?
- Po pierwsze, co tu robicie?
- No, wczoraj tu

wpadliśmy...
- Wczoraj? Wczoraj była burza! Co robiliście na dworzu?

I co robicie w tej okolicy?
Sentretka wzięła głęboki oddech. Dobrze,

opowiedzą mu wszystko.
- A więc tak - zaczęła - przyjechaliśmy tu na

wakacje, do takiego domku, tu w okolicy...Wczorajszej nocy owszem była burza

i zgasło nam światło. Gdy się zapaliło, byliśmy rozdzieleni... Tzn. Pokeball

i Mateo wyszli na dwór, a my zostaliśmy w domu. Poszliśmy ich szukać,

siedzieli tu w dole - Sentretka zająknęła się. Dalej mówić ogólnikowo czy

też opowiedzieć prawdę o dole?
Pomógł jej Pokeball, dość zresztą milczący

od wczoraj.
- Najpierw wyciągnęli Mateo i wzięli go na spytki, co się z

nami stało - przymknął oczy - Potem postawili go przed wyborem, czy mają

mnie tu zostawić, czy też także wyciągnąć. Powinni mnie zostawić,

zasługiwałem na to! Ale nie... pomogli mi... tylko, że koło tej dziury

zrobiło się już ślisko i w końcu wszyscy powpadali... - otworzył

oczy.
Miszyman nadal przyglądał się im dziwnie.
- No więc ja tutaj

jestem na wakcjach u rodziny, byłem na spacerze z psem - gwizdnął i

przyleciał jakiś psiak - Jak was to interesuje.... Hmmm a więc mam wam

pomóc?
Redakcja nie odpowiedziała. Każdy bał się odezwać, aby nie

zmarnować szansy na ratunek.. ale czy Miszyman pomoże? Do Pokeballz odeszło

jego 4 dawnych redaktorów! Chociaż już to jakoś przetrwił było jasne, że

ma jednak uraz do pokeballz!
Nagle pies Miszymana podszedł za blisko

krawędzi i spadł, prosto w ręce Pokeballa.
- Mój pies...!
Pokeball

westchnął:
- Mogę ci go podać, ale dziura jest za wysoka... Chyba jednak

musisz mnie wciągnąć...
Miszyman podszedł, wziął gałąź i

powiedział:
- A spróbuj mu coś zrobić.
- Przecież nic mu nie

zrobię!
Po chwili Pokeball razem z psem byli już na powierzchni.

Miszyman spojrzał na niego z góry i powiedział:
- To papa - po czym

popchnął go w stronę dołu. Pokeball chwycił się jednak jakiegoś drzewa i nie

spadł, a Miszyman oddalił się, razem z psem mamrocząc coś o wyjeździe stąd.


Redakcja milczała. Po prostu tak nieoczekiwane było to wszystko, że nikt

nie mógł tego skomentować, ale wszyscy byli już spokojni: Pokeball zaraz ich

wyciągnie. Ale czy na pewno? Przecież akurat nad nim dyskutowali i nad

pozostawieniem właśnie go w dole!
Na szczęście, pewne chwile i

wydarzenia łączą, a siedzenie całą noc w deszczu w dole do takich należało.

Pokeball w końcu odwrócił się i wziął gałąź.
- Właźcie - z trudem

wykrztusił.
Nie było zbędnych słów, sprzeczek: kto pierwszy, kto

najpierw. Powoli, sekunda po sekudnie redaktorzy wychodzili z dołu. I po

wszystkim.. Pokeball cisnął gałąź do dołu. Wszyscy patrzyli się na siebie.

To milczenie było już nieznośne. A więc dostali tą drugą szansę, drugą

szansę... której nie mogli zmarnować....

***

- No... to

może... wrócimy do domu i się umyjemy? - powiedziała nieśmiało Usagi.


Wszyscy kiwnęli w milczeniu głowami. Tak trudno było się teraz

odezwać! Nawet teraz, gdy było już po wszystkim... Siódemka powoli

ruszyła i po chwili jakoś trafili do domu. O dziwo, nie błądzili. Całą drogę

milcząc... Każdy jednocześnie chciał przerwać milczenie, ale i się nie

odzywać.
- Zaraz, zaraz, my zamknęliśmy wczoraj drzwi? - zapytała

Sentretka.
- Chyba ja wyszłam ostatnia... Nie, chyba zamknęłam je tylko

na klamkę.... - odparła Usagi.
Miała rację. Z jednej strony może było to

nieostrożne, ale z drugiej - najprawdopodobniej teraz mieliby problem, bo

Usagi najprawdopodobniej zapodziałaby gdzieś w tym zamieszaniu

klucze.
Powoli weszli do domu, rozejrzeli się. Koło kanapy leżał

porzucony pilot. Jednak w mieszkaniu panował porządek, a przynajmniej w

miarę. Mimo to wszystko wyglądało tak obco.... Sentretka weszła pierwsza i

bez słowa poszła na górę. Kotasia poszła się umyć. Reszta niezdecydowanie

stała w progu. Usagi zrobiła krok do przodu i powiedziała:
- Eeee... no

co tak stoimy tutaj.....
- Tak, wejdźmy - kiwnął głową Macio i także

wszedł, po czym usiadł na kanapie. Elder podążył za nim. Zostali

webmasterzy.
- Na co jeszcze czekacie? Przecież nie będziemy tu czekać

cały dzień! Przebierzmy się i obmyjmy z tego błota i ziemi, a potem może

jakieś zakupy? - tym razem już normalnym głosem stwierdziła Usagi i weszła

po schodach, zobaczyć co robi Senti. W tym czasie Kotasia wyszła z łazienki,

gdzie się także przebrała. Do łazienki wszedł Macio. Dziewczyna usiadła

zamiast niego na kanapie.
Usagi otworzyła drzwi. Sen siedziała przed

kompem, który włączyła, ale nic na nim nie robiła. Kiwała się na krześle z

nieobecnym wzrokiem.
- Co tutaj tak sama siedzisz? Chodź na

dół...
Sentretka podniosła rękę i zaczęła strzepywać błoto z włosów.


- To moja wina. Powinnam zostać tam. T-to ja wyciągnęłam tylko Mateo i

kazałam mu wybierać... Powinnam wyciągnąć ich obu, od razu!
- Oj,

daj spokój, przecież wiesz tak samo jak wszyscy, że wina jest tak samo....

tzn. każdy jest tak samo winny. Było minęło. Nie jesteśmy już w dole.

Jesteśmy w domu. Bądź co bądź żyjemy i teraz zamiast się gryźć powinniśmy

coś zrobić z tą atmosferą, z tym milczeniem!
- Ja nadal czuję się,

jakbym tam była. Ciągle przed oczami staje mi, jak wyciągnęłam Matea. Jak

obydwoje spadliśmy. Jak ty z Elderem spadliście za nami. Jak ziemia obsunęła

się spod nóg Kotasi i Macia. Jak traciliśmy powoli nadzieję.....



Usagi:

-To chyba był jakiś znak... Że powinniśmy coś

zmienić.... Naprawdę nie ma sensu rozczulać się nad sobą.... Wszyscy

jesteśmy winni.... Mam nadzieję, że jush więcej nie dojdzie do AŻ tak

poważnych sporów.... Oczywiście przeczuwam, że będziemy dalej zgrają

mutantów, ale coś się zmieni... Coś się już zmieniło....- Usa mówiła dalej,

ale przerwał jej hałas z kuchni. Senti trochę się otrząsnęła i wstała.

Zeszły razem na dół.
Tak.... Stara, dobra redakcja.... Milczenie trochę

minęło, i na powrót redakcja stała się redakcją, choć ślady wczorajszej nocy

widać było nadal... To aż unosiło się w powietrzu... Mateo przeszukiwał

teraz wszystkie szafki w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Pokeball siedział

przy stole i liczył pieniądze, potrzebne mu na zakupy. Niestety w domu nic

nie było do jedzenia. Chłopaki dalej w cali w błocie, nie szli się jeszcze

umyć. Nagle Pokeballa coś jakby tknęło. Wstał i pobiegł do jeepa. Po chwili

wrócił z zakupami. Zakupy darmowe, czyli wzięte za mordęgę z grubą, starą

babą. Rzucił na stół wafelki, batony, lizaki, goomy, reklamówki i inne

rzeczy "zostawione na czarną godzinę". W tym samym momencie do

kuchni wszedł Macio. Popatrzył na stół i zrobił wielkie oczy.
-Hehe, nie

musicie dziękować mnie i Elderowi. Podziękujcie tej starej babie z super

marketu.- powiedział Pokeball z tym swoim starym, dobrze wszystkim znanym,

obleśnym i złośliwym uśmiechem. Jednak nie był to ten sam Pokeball co

wczoraj. Coś tam się w nim zmieniło.
(tu następuje ciecie autorki tej

części, czyli Usy. nie będę teraz opisywać jak oni dochodzili do siebie, jak

robili zakupy, jak jedli, bo wątek jedzenia był najczęstszym wątkiem

pojawiającym sie w tym ff - -' Pora to zmienić. Przenosimy się dalej, bo

jest teraz popołudnie, i już po tym całym "dochodzeniu do

siebie")





----------------------------
-Jak, myślicie, czy podczas naszej

nieobecności ktoś był w domu? Nic nie zginęło, napewno byłyby ślady błota, i

nie byłoby takiego porządku.
Ale to wszystko wydaje mi się takie

jakieś.... Podejrzane...-powiedział Macio do redakcji. Wszyscy siedzieli

teraz przed telewizorem.
-Prawdę mówiąc, ja też tak myślę... No wiecie,

chodzi mi oto, że ktoś mógł przyjść tu, i zrobić głupi kawał... Po prostu po

coś innego... Nie koniecznie chodzi mi teraz o pieniądze, czy rzeczy

wartościowe.... Ale w tym domu czuje jakiś taki dziwny klimat teraz... Bo

wiecie, tak jakby to nie był ten nasz dobrze znany dom, tylko jakiś obcy,

inny... Jakby to nie był nasz dom... Nie nasz świat...- powiedziała Kotasia.

Reszta powiedziała jej to samo. Dom inny teraz jest... Ogołocony jakby z

naszych osobowości... Ściany zioną pustką... Już nie są tymi samymi

ścianami... Pustka ścian na cały dom jakby się przenosi... i na domowników

jego... Redakcja oczami już nie tymi samymi, na świat inaczej już patrzy....

Bo świat takę jest już zmieniony... I nie jest już ten sam... Dołek- element

tak bez znaczenia... Nic się nie stało tej nocy, kompletnie nic. Po prostu

redakcja trochę się zmieniła. I tyle. Tylko tyle. Absolutnie nic się

przecież nie stało...

Sentretka (o nie.. tylko nie to... >< co

z tego, że poprawione, to najgorszy fragment ><)

Mijały

godziny. Redakcja już zachowywała się prawie normalnie. Zakupy Pokeballa i

Eldera zostały szybko pochłonięte, ale następne zaopatrzenie odłożono do

jutra. Było już koło 20, gdy Sentretka powiedziała:
- Idę się przejść, za

chwilę wrócę, dobrze?
Reszta mruknęła coś, albo kiwnęła głowami na znak,

że zrozumiała. Gdy dziewczyna wyszła, Mateo także wstał:
- Idę za

nią.
- OK, OK - mruknął Pokeball, patrząc w telwizor.
Mateo zamknął

drzwi.
Sentretka nie odeszła jeszcze daleko. Tego dnia była w miarę ładna

pogoda, więc było w miarę jasno mimo późnej godziny.
- Mateo! Co ty

tu robisz?
- Tak wyszedłem... zobaczyć, gdzie poszłaś...
- Ach,

nigdzie... Po prostu miałam ochotę się przejść.... Jak chcesz to idź ze

mną...
- Mogę pójść... Ale gdzie?
- Przecież mówię, że nigdzie...

trochę po lesie i wrócić...
Po kilku minutach marszu w lesie Sentretka

odetchnęła i powiedziała:
- Wracajmy już... Zaraz! Coś

słyszę!
- Co?
- Cicho, cicho, nie ruszaj się.... czyjeś głosy,

ale....

Nagle nasza dwójka zobaczyła autorów tych głosów. Była ich

trójka. Ich wygląd znaczył jedno: lepiej się z takimi nie spotkać. A na

pewno nie w ciemnym lesie, po nocy (trzeba patrzeć pozytywnie - nie padał

deszcz =D)
- Kogo my tu mamy? Jakąś zakochaną parę? Dawajcie wszystkie

cenne rzeczy, ale już! - krzyknął jeden z bandziorów.
- Stary,

wyluzuj, nerwy źle wpływają na zdrowie - mruknęła Sent, mimo delikatnego

zaniepokojenia.
- Nie macie? - z ohydnym uśmieszkiem powiedział drugi

uroczy bandziorek - Zaraz się przekonamy.... - chwycił Sentretkę. Dziewczyna

nadal pamiętała o "spokój i opanowanie" więc przypomniała sobie

rady tatusia ^^ i nadepnęła bandziora na nogę piętą bucika ^^. Gdy miała

odrobinę wolności, uderzyła faceta w... e... okolice rozporka ^^ aż go

powaliło do tyłu, aż miło było patrzeć. Tu jednak wmieszał sie do walki

trzeci i tak unieruchomił Sent, że ta nie mogła się już uwolnić za pomocą

żadnych złotych rad ^^ Mateo próbował udowonić jaki on jest męski (taaaa....

^^) ale pierwszy z bandziorów najwyraźniej nie lubił przemocy więc wyjął

pistolet ^^
- Ha! Taaa.. sami... w nocy... przywiąż ją do drzewa,

moi ludzie nie lubią się przepracowywać ^^
- Zawód powinien sprawiać

przyjemność - mruknęła Sent, mimo, że powoli zaczynała dygotać ze strachu -

Może od razu każ mu mnie zastrzelić?
Mateo spojrzał lekko dziwnie na

Sentretkę. Tutaj stoi facet z pistoletem, a ona nadal sobie olewa całą

sytuację.
- Dość pogawędek.. Będziecie mieli na to duuuużo czasu... za

dużo... masz sznur! - rzucił bossik.
Mateo miał mały problem,

ponieważ jakoś nigdy nie marzył o przywiązaniu Sent do drzewa, tym bardziej,

że nie wiedział co dalej i co z nim. (no może czasem jak go naprawdę

wkurzyłam ^^ - dop. Sent). Ale Sent, nadal w objęciach bandziora którą już

zaczynał dusić zapach piwa od niego mruknęła:
- Na co czekasz?
Ten

znokautowany przez Sent doszedł do siebie i najwyraźniej miał małe

wątpliwości, czy przywiązanie do drzewa to dostateczna kara. Sent nie

chciała, aby zaczął się wahać. Boss z pistoletem powtórzył kwestie

Sent:
- Na co czekasz? Na naciśnięcie spustu?
- Sent....
Bandzior

puścił Sent, aby Mateo mógł ją przywiązać. Chłopak powoli podszedł. Sent

spokojnie ustawiła się, wygodnie i mruknęła mu do ucha:
- Nie wiadomo, co

im może strzelić, a to na razie wygląda nie najgorzej, po co prowokować?


- Sprawdź, czy mocno - warknął ten z pistoletem do jednego z pozostałych.

Tamten podszedł, poprawił to trochę, po czym do drzewa naprzeciwko

przywiązał Matea.
- Teraz sobie postoicie... - zaśmiał się ten z

pistoletem i wszyscy razem odeszli.

***

- Sentretka,

przepraszam, ja... - zaczął Mateo.
- Yeah.. za co przepraszasz? W końcu

myślałam, że będzie gorzej, wiesz, jak się bałam?
- Ty się bałaś? A te

komentarze?
- Głupawki dostawałam już.... Uff... jak dobrze.... Jesteśmy

w końcu niezbyt daleko od domku, wcześniej czy później nas w końcu odnajdą,

no nie?

Usagi (c.d. monologu Sent)

Blech, oki doki, mogem to

tak spać przywiązana do drzewa... Redakcja prędzej czy później może zacznie

nas szukać, w tym przypadku, tak przypuszczam najwsześniej o wschodzie

słońca, czyli, w przypadku naszej redakcji o godzinie 12 w połódnie. Jest

ciepło, nie pada, nie ma burzy, bo jakby była i to taka z piorunami, to my

pod tym drzewem nie bylibyśmy zbyt bezpieczni.... Czyli nie jest źle!

Trafiliśmy na łagodnych loodzi, naprwdę nie wiesz chyba, co oni mogli nam

zrobić! Mamy szczęście! Niestety.... NUDZĘ SIĘ!!! Mateo,

nie przypuszczałam, że z tobą będę się tak nudzić kiedy zostaniemy

przywiązani do drzewa! No zrób coś! Nie odzywasz się, nie narzekasz,

nie żartujesz.... No! EEEEJJJJ!!!- Sentretka przez cały czas

wygłaszała monologi tego typu. Mateo przez pierwsze dwie godziny nawet

odpowiadał, i rozmawiał z Senti, ale teraz był jush nieźle śpiący, a problem

polegał na tym, że Senti wcale nie była śpiąca.
-Ejjjj!

M-a-t-e-o! Zaśpiewajmy piosenkę! No dalej bo mi się nudzi!

(widzisz Mateo jaka ona jezd? Zastanów się poważnie zanim wleziesz w to na

całego
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'> - Usa Wcale że nie! Ja taka nie

jestem! To nie moja wina, że teraz ty piszesz... - Senti)- Mateo głowa

dalej wisiała bezwładnie. Jednocześnie spał i nie spał. Miał dość, pierwszy

raz w zyciu miał jej dość, tej Senti. A ona jak na złość zaczęła śpiewać coś

w stylu : "Stary doooopeck farmę miał!!! I-ja-

łi-ja-joł!!!"( przypomniało mi się jak raz tak mój koompel

zaśpiewał na matematyce, kiedy gosciu zapytał się go "Ile to 2 raz 3?

Pefnie koleś, klasa szosta wiedzieć nie będzie!" - -' Miałam

taką fajną klasę^ ^, a teraz moj stan schizofremiczki zawdzięczacie im!^

^ - Usa)) Zaczęła się drzeć na cały las. Śpief był tak głośny, że dotarł aż

do domku redakcji i przekrzyczał telewizor.
-Hej, co to za darcie się?-

spytał Macio
-Daj spokój, oglądajmy film- odpowiedziała Kotasia- i tak

oto redakcję dalej nie interesowało to, co dzieje się z naszą dwójką.





- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

I

oczywiście nasze znajome trio, dochodziło już do końca lasu. Zobaczyli

światła z okien z domu redakcji. Wymienili między sobą znaczące spojrzenia.

Postanowili wejść do domu, w końcu to ich robota. Weszli tylnymi, kuchennymi

drzwiami, które w tej chwili były otwarte. To Mateo, w pośpiechu wybiegając

za Sentretką zostawił otwarte drzwi. Zaczęli podkradać się w stronę światła.

Ale byłaby jatka, gdyby okazało się, że w domu są teraz same laski!

Chociaż z chłopakami tesh pefnie dadzą sobie radę.... Podeszli do drzwi.

Jeden z nich wyjrzał przez nie. Zobaczył całą naszą redakcje. Ruchem ręki

przywołał swoich kolesiów. Zaczęli szeptać między sobą.

Redakcja

siedzi i ogląda film. Nagle coś zamrugało. Po chwili zgasło światło, i

wszystko inne. Nasi bohaterowie, przypomnieli sobie to co stało się ostatnim

razem. W chwilę potem przypomnieli sobie o Mateo i Sentretce. Zbieg

okoliczności? Przypadek? Czyżby oni także zostali wpadli do dołu teraz?

Usłyszeli skrzypnięcie podłogi. Nikt się nie poruszył. Wiedzieli, że teraz

muszą trzymać się razem, nie mogą się rozbiec.


A Mateo zasnął.

Senti nijak nie mogła go dobudzić. Nie pomogły krzyki, piosenki, groźby, ani

prośby. Patrzyła teraz na niego i czuła się osamotniona. Zazdrościła mu, że

on śpi w najlepsze. Ona nie mogła zasnąć w takich warunkach. Poczuła się

jakoś dziwnie. A co jeśli teraz coś zgraża redakcji? A ci osobnicy... Co oni

robili w środku nocy w lesie? Pewnie jeszcze "byli na spacerze z

psem"? Senti zaczęła się martwić. Gnębiło ją jakieś przykre uczucie.



-Jak myślicie? Czy coś się mogło im stać?- zapytał Macio
-Nie

wiem... W każdym razie, przynajmniej dobrze, że sobie o nich

przypomnieliśmy...- dopowiedziała Kotasia
-Ładni z nas koomple....

Chociaż kto wie? Może nic im nie jest? Pewnie zaraz włączy się prąd...

Awarie jakoś ostatnio często się tu zdarzają...-szepnął Elder. Podłoga znowu

skrzypnęła. Teraz było słychać ciężkie kroki.
-Kto tu jest?!- zadarł

się Pokeball. Macio i Elder wstali. Elder przeskoczył kanapę i uderzył na

oślep. Nie wiadomo czy coś trafił. W każdym razie, akurat w tym momencie,

coś jakby się stało. Usłyszeli wszyscy jakiś diaboliczny śmiech. Jakiś

błysk,
Sentretka
Sentretka:

- To jest jakieś chore -

jęknęła Senti - Gdziekolwiek stąd wychodzimy - coś nas spotyka. I za każdym

razem gaśnie światło.. Na razie było tak dwa razy. Jak następnego wieczoru

znowu się tak stanie, to zacznę wierzyć, że to jakaś zasada....
- Ale

teraz było rzeczywiście dziwnie.. Bo za pierwszym razem wszystko można

normalnie wytłumaczyć - stwierdził Pokeball - Była burza, zgasło światło -

normalne. Przypadkiem trafiliśmy do dołu, potem wy przyszliście, było coraz

mokrzej - wpadliście wszyscy... Potem..
- Zaraz, zaraz - przerwała Usa -

I tak uważacie mnie za wariatkę, więc coś wam powiem. Tej nocy, w

dole...spojrzałam do góry i zobaczyłam małą dziewczynkę...Zamrugałam i już

jej nie było...
- Doprawdy, super - westchnął Mateo - Może stąd po prostu

wyjedźmy, wróćmy do swoich domów...
- Eeee tam - stwierdziła Usa - Jak na

razie nikomu nic się nie stało, nie?
- Gdy komuś coś się stanie, będzie

już raczej za późno, aby....
- Może po prostu się teraz

prześpijmy...Przez to wszystko zrobiło się już rano.. (tutaj miałam problem

z czasem w odcinku Usy, gdyż tych mężczyzn widzieli "wczoraj" a

więc musiał być już następny dzień... co mi nie pasowało.. więc ostatecznie

oni gadali do rana i rano przyszedł do nich policjant)



-----
(Tutaj następuje czas snu naszej redakcji. Jest już 12 w

południe)
----

- No? To co dzisiaj robimy? - zaczęła Usagi.
Od

tej nocy z dołem wszystko się skomplikowało: dotąd nie mieli takich

problemów.
- Może choćmy po prostu po zakupy? - zaproponowała

Senti.
Redakcja kiwnęła głową. Wszyscy razem (Jeden za wszystkich -

wszyscy za jednego!
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'>) wpakowali się do jeepa i pojechali do

miasta. Po poooorządnych zakupach (których połowę zjedli w czasie drogi

powrotnej) jeep nagle stanął. Było to już w połowie drogi, która prowadziła

koło skraju lasu...
- Co się stało? - zapytała w pustkę Kotasia.
Nikt

jej nie odpowiedział. Elder, który prowadził, właśnie zrobił ruch, jakby

chciał wyjść i sprawdzić co się stało, ale silnik jeepa ponownie sie

zapalił. Wzruszając ramionami, Elder nacisnął gaz....
I wtedy to się

stało. Jechał z przeciwnej strony, jak wariat. Czarny mercedes. Nawet nie

zauważyli, kto prowadził. Prosto na nich. Czemu jechał po ich pasie?

Uderzył. Jeep co prawda był większy od mercedesa, ale wystarczyło, żeby się

przewrócił...

Usagi:



-Aaaaaaaaaaaaaaa!!!!!- krzyczał Elder. Poczuł

straszliwy ból. Słyszał krzyki i inne rzeczy. Co to za wóz? Czy ktoś chciał

się na nim, bądź na redakcji zemścić? Jakiś wróg? Miszyman? Nie, to

niemożliwe.... Otworzył oczy. Zobaczył przed sobą autostradę. Jechał jeepem

dalej. Spojrzał w lewo i za siebie. Zobaczył swoją redakcję- bladą, i

wystraszoną. Patrzyli na niego dziwnie.
-Co się stało? Nagle....-

rozpoczął Macio
-...nagle twój wzrok stał się taki....-

Kotasia
-...taki niewidzący! Nieobecny!-Senti
-Jakbyś wpadł w

jakiś trans!-Usa
-To trwało kilka sekund....-Mateo
-a potem

zacząłeś strasznie krzyczeć...-zakończył Pokeball. Elder spojrzał na

jezdnie. Była pusta aż po horyzont. Żadnego auta. Poczuł, że robi mu się

słabo. Dalej kierował.
-Nie widzieliście kto to był?- spytał Elder.

Widząc, ze jego przyjaciele jeszcze bardziej zbladli dokończył- no

wiecie! W tym czarnym samochodzie!
-Nie... Nikogo nie

widzieliśmy...- szepnęła Kotasia.
-Ale to czarne auto na nas wpadło!

Specjalnie na nas wjechało, więc nie wmawiajcie mi teraz, że jestem

wariatem!!!-ryknął Elder. Mateo i Pokeball chcieli wziąść mu

prowadzenie auta, ale Elder się nie dawał. Popatrzył na nich z byka.

Milczał. Czarny samochód.... Jak czarny karawn- powóz śmierci, jak zwiastun

najgorszego, jak gość pukający do drzwi, który przyszedł po wieczność

człowieczą....
Elder uważnie obserwował jezdnię. Wypatrywał czarnego

samochodu, sam nie wiedział dlaczego. Redakcja dała mu spokój. Przez

najbliższe dziesięć minut sytuacja się względnie uspokoiła. Wszystko było

OK. Eldera nic już teraz nie zdziwiłoby w życiu. Spojrzał na horyzont. Serce

w nim zamarło.... zobaczył czarnego mercedesa. Jechał prosto na nich.

Wyglądał jak ktoś jadący po nich, po ich los, po ich przeznaczenie. Elder

krzyknął. redakcja też. Czyli tym razem to nie była wizja? Przecież redakcja

też teraz z nim krzyczy... A może nawet teraz w tej jego wizji po prostu

redakcja krzyczy? Co jest teraz prawdą? Samochód już się

zbliżał.....
Znowu uderzył. Elder nie miał wątpliwości: tym razem to nie

była wizja. Wyraźnie widział, jak jeep przechyla się, jak redakcja krzyczy.

Czuł ból, ból... Zaraz.. a może się wydostaną? On był od strony kierowcy,

jeep przechylił się właśnie na ten bok (zaczynam bredzić....), więc miał

coraz trudniej oddychać.... Kopnął w szybę i z trudem wyszedł. Po mercedesie

ani śladu...na szczęście też ani śladu po tym, aby jeep płonął... Elder

najchętniej byłby 100 kilometrów stąd, ale nie mógł zostawić redakcji!

Co robić, co robić? Nie było chwili do stracenia. Nie było też zbyt łatwego

sposobu na wydostanie ich,... Gdyby to był osobowy samochód! Chłopak

najchętniej zawiadomił by kogoś, ale nie mógł. Musiał działać sam..


Podbiegł do tej samej dziury, z której wyszedł i z powrotem wlazł.

Natrafił na czyjąś rękę.
- Eeeeee...jjj żyjecie? - próbował krzyknąć

Elder.
Odpwiedziała mu cisza...
Delikatnie pociągnął ową czyjąś rękę.

Była to ręka Usagi.
- Auuuu! - zawołała dziewczyna.
Chłopak

delikatnie wyciągnął dziewczynę na świerze powietrze. Dzięki temu, że

samochód nie płonął, każda sekunda nie była aż tak cenna i mógł sobie

pozwolić na poświęcenie minutki Usagi.
- Żyjesz? - zapytał słabo.
-

Jak widzisz - odparła wariatka (czyli Usa - dop. Senti No wiesz! Jak

możesz - dop. Usa)
- Nic sobie nie złamałałaś?
- Ch-chyba nie -

stwierdziła dziewczyna i zaczęła ruszać nogami i rękami - Co się właściwie

stało?
- Nie.. potem powiem.. Teraz trzeba wyciągnąć resztę - wzdrygnął

się.
Usa spojrzała na samochód.
- Pomogę ci -

powiedziała.

Usagi:

Oboje jeszcze słabi szybko zaczęli

ewakuować resztę. Na pierwszy ogień poszedł Macio (wyciągany przez Usę) oraz

Kotasia (wyciągana przez Eldera). Nie było teraz czasu na patrzenie czy

wszyscy mają ręce, nogi, głowy czy inne części ciała. Sprawna ewakuacja

wydobyła z wnętrza samochodu jeszcze Mateo, Pokeballa i Sentretkę. Wszyscy

wsparci na sobie nawzajem, zaczęli uciekać jak najdalej od samochodu,

obawiając się "wielkiego BUM" . Uciekli do w las, choć nie wgłąb,

ale także nie byli na skraju. Wszyscy usiedli, pokładli się na ziemi.

Wielkiego Bum jeszcze nie było, ale mogło nastąpić w kaej chwili, i nie

byliby wtedy zbyt bezpieczni. Byli za mało oddaleni od jeepa. Nie mogli

pójść dalej z takim stanem.
-Czy wszyscy żyją?- spytał Elder
-Obawiam

się że nie..... ja na przykład.- Usagi
-A czy wszyscy mają

głowę?-Elder
-Ja nie mam! Patrz! Ona turlika się tam! O

tam! Między drzewami! Widzisz? Uśmiechnęła się! Grzeczna

główka!(GŁASK-GŁASK)-Usagi
-A może ktoś zgubił nogę, rękę, czy inną

część ciała?-Elder
-Ja.....- niedokończona kwestia Usagi
-Zamknij sie,

no! Popatrz na nich!
-Ja żyję!-odparła Sent nareszcie

dopuszczona do głosu.
-I.... i .... i ja...- odparła Kotasia w

najwyraźniej ciężkim stanie.(coraz dziwniejsze to, nie? Aura lasu podziałała

na nich tak, że mieli tylko połamane części ciała? I byli na tyle silni, że

potrafili jeszcze przenieść koompli tak daleko? No, no podziwiam ten las...

A Elder-kierowca, i nic mu się nie stało?)
-Mateo! Żyjesz

jeshcze?-Sent. Mateo nie odpowiedział. Nogę miał wygiętą pod nienaturalnym,

delikatnie to ujmując, kątem. Macio leżał nieprzytomny. Pokeball

żył.

Sentretka:

- Mateo! - powtórzyła Senti.
- Uhh...

ja...
- Mateo! - Sentretka przykucnęła przy chłopaku - Nie damy rady

iść z nimi! Ale zanim ci, którzy są w stanie iść, zawiadomią

pogotowie... W dodatku nie mamy jeepa... Wszystko się komplikuje....
W

Usagi odezwał się duch dowódcy
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'>
- Pokeball, ja, Elder idziemy po pomoc.

Pokeball dasz radę? Tak? OK. Ty Sentretka zostań tu z nimi na wszelki

wypadek i postaraj się trochę odejść stąd, ale nie za daleko, żeby was

później znaleźć. Postaraj się ich jako-tako doprowadzić do porządku..

Jesteśmy bliżej domu czy bliżej miasta?
- Raczej domu, ale prawie tak

samo. - odparł Elder.
- A więc lepiej biegnijmy do miasta. Szybko,

szybko!
Nasza trójka zawróciła i zaczęłą iść jako-takim truchtem,

tymczasem Sentretka została w trudnej sytuacji. Postanowiła policzyć urazy.


- K-Kotasia? Ty....?
- Ja w sumie czuję sie dobrze tylko

poobijana...
- Mateo? Złamana noga.... Szkoda, że nie mam nozyczek, bo

dobrze by było sprawdzic jakie złamanie, a nie mogę ci zdjąć spodni...

Macio...
Macio był nadal nieprzytomny. Senti przygryzła wargę.



Usagi:

Sent czuła się coraz bardziej niepewnie. Z jednej

strony nie mogła tak usiedzieć na miejscu, ale z drugiej nie chciała

porzucać Matea... i innych tesh. Szkoda, że nie miała apteczki! O gdyby

miała, wiedziałaby doskonale co zrobić! Np. ( i tu Senti wsatw coś... Ja

tam nie wiem co... ty przecież czytałaś pełno takich książek... nie to co

ja.... np. wstaw tu coś z tego "102 sposoby jak pomysłowo wykończyć

delikwenta"...)
Na pierwszy ogień poszedł Macio. Próbowała go

dobudzić, ale jej się nie udawało to jakoś... Wciąż miał zamknięte oczy.



TYMCZASEM................

Usa, Elder i Pokeball już prawie

dobiegają do miasta. Oczywiście oni wszyscy także ledwo mogą iść, ale

oczywiście dla przyjaciół są gotowi na wiele (ach, jacy oni

szlachetni!:P). Ludzie jakoś dziwnie na nich patrzą. Nasze trio wchodzi

do budynku. Podchodzą do recepcji. Pani z okienka dziwnie im się przygląda,

jak wszyscy zresztą siedzący w hallu. Nie trudno im się dziwić. W końcu

nagle ni s tąd ni zowąd wpada trójka nastolatków, każdy jest cały brudny,

usmarowany, ubranie ma postrzępione, cali są w ranach i w niektórych

miejscach zakrwawieni, wrok dziki, ledwo chodzą, podchodzą do okienka i coś

wykrzykują.
-Już.... Już zawołam lekarza....- po chwili lekarz

zszedł.
-Tam! Na drodze...- Elder
-Wypadek! Ledwo

przeżyliśmy!-Usagi
-Czarny mercedes! Wjechał na nas

specjalnie!-Pokeball
-Już... Już.... Jedziemy...- lekarz ubrał kurtkę

i zawołał kierowcę karetki, oraz swoich dwóch pomocników. Wszyscy wsiedli

do karetki. Trio chciało jechac z doktorem, ale ten nie pozwolił im i

zostawił ich pod opieką pielęgniarek. Lekarz pojechał....
Sentretka

niecierpliwie spoglądała raz w tę, raz w drugą stronę. To cud że wszyscy

żyją, i że nic takiego im się nie stało! Złamania, stłuczki, potargane

ubrania- przecież to normalka! Jakimś cudem im się udało. Sent spojrzała

na las. Był ciemny i ponury jak zawsze. Jeep zrobił już wielkie BUM, akurat

w momencie, kiedy trio dotarło na pogotowie. Dzięki Bogu naszym bohaterom

uwięzionym na granicy nic się nie stało. Jakim cudem? Jakoś uchodzilili z

życiem... I zawsze było to gdzieś w lesie, lub na granicy lasu.... Na

horyzoncie zobaczyła czarne chmury. Widać je było jakby z końca lasu. Jakby

te chmury wydobywały się z właśnie samego lasu. Popatrzyła na rannych.

Kotasia zasnęła, podobnie jak Mateo, a Macio dalej się nie obudził. Sama

Sentretka była trochę śpiąca, ale nie mogła zasnąć...... Chciała ich

pilnować.... Jeśli by zasnęła, to przecież mogłoby się im stać coś złego,

coś niedobrego.... Tak wyczuwała... W tym lesie wyczuwało się jakąś dziwną

atmosferę....
Popatrzyła na miejsce skąd miała przyjechać karetka.

Czekała. I nareszcie się zjawiła. Wysiadł z niej doktor, pomocnicy, i jakieś

inne osoby jeszcze.... To dziwne.... ten doktor.... jego twarz coś

przypominała Sent.... jakby już skądś ją znała.... Z zadumy wyrwał ją

okrzyk: "Rusz się! Nie stój jak kołek!". Zaczęła pomagać

jak mogła. W końcu w karetce zasiedli już wszyscy: Kotasia, Macio, Mateo,

Sent, doktor, i inni. Sent usiadła na ławce i zaczęła ponownie przypatrywać

się twarzy doktora...

Doktor badał po kolei wszystkich. Nic nie

mówił. Pomocnicy jego też. Pracowali w milczeniu. W końcu dojechali. W

szpitalu pielęgniarka zaprowadziła Sent do pokoju, gdzie był już Elder, Usa

i Pokeball. Usiadła. Odetchnęła z ulgą bo wiedziała, że jakoś wykonała

obowiązek pilnowania bardziej rannych. Nikt się nie odezwał do siebie.

Wszyscy byli zmęczeni. Sent już nic nie czuła. Położyła się w pościeli.

Ciepło, iało, cicho.... Powoli jakby ktoś przyciszył głośnik tego świata

wszystko ucichło.... Obraz przed nią coraz bardziej był zamazany... W końcu

całkiem znikł. Zamknęła powieki. Odpłynęła.... Wszystkie przykre sprawy

odpłynęły w inną stronę... A Sent mogła płynąć spokojnie po swoim kursie, ze

świadomością, że nikt jej nie będzie przeszkadzał w tym... Wypłynęła na

morze snów...

-To dziwne.... Taka wielka kolizja.... Samochód bardzo

późno wybuchł... A oni wszyscy żyją, i mają się dobrze....-szepnęła jakaś

pielęgniarka w białym fartuchu, do mężczyzny stojącego obok. Ten mężczyzna

był doktorem. Milczał przez cały czas. Po chwili jednak przemówił:
-Nie

wiem... mnie samego to interesuje... Najbardziej interesujący jest

kierowca... prowadził, zdeżył się z samochodem z naprzeciwka, a wyszedł z

tego z zaledwie zadrapaniami... -odpowiedział doktor
-Policja chciałaby

spisać raport.... problem w tym, że na razie nasi wszyscy świadkowie są

nieprzytomni... Potem się obudzą, ale kto wie, czy będą cokolwiek

pamiętać....
-Nikt nie widział w tej okolicy żadego mercedesa... Co

dziwniejsze, samochód później znikł.... To nie żadne oszustwo, bo wszystkie

obrażenia samochodu wyglądają prawdziwie, ale obrażenia na ludziach nie

wyglądają prawdziwie....
-Myśli pan że to wszystko jest tylko

upozorowane?
-Nie.... Niekoniecznie.... A gdyby mieli udawać to pewnie

tylko dla odszkodowania.... Tak to trochę wygląda, ale ja myślę, że to się

stało naprawdę.... Naprawdę potrącił ich ten samochód... po

prostu.....
-.... po prostu mieli więcej szczęścia niż rozumu,

tak?
-Można to tak nazwać.... Ale przecież wcale niekonicznie...... Zważ,

że ostatni dzieją się tu jakieś dziwne rzeczy, no i wogóle...
-Tak... W

tych okolicach zdarza się wiele takich niewyjaśnionych przypadków....-

Kotasia słuchała tego jak dotąd w milczeniu.... O kim oni mówili? Gdzie ona

jest? Kim jest? Co ona tutaj wogóle robi? Co jej się stało? Kim oni są?

Czuła jakieś ciepło, stan błogości i nieświadomości, który powoli, powoli

się ulatniał. Powoli do umysłu dostawały się jakieś wizje, obrazy, powracały

wspomnienia.... Zaraz, zaraz! Przecież.... Tak! Ona leży w

szpitalu! Mieli wypadek! Kiedy? Wczoraj? Kilka dni temu? Miesiąc?

Więcej? Ile czasu upłynęło od kąd zasnęła? Co jej jest? Wszyscy żyli,

chyba.... Wszystkim nie stało się nic specjalnie groźnego.... Jakoś się tu

znaleźli... Tak, przyjechała karetka, tu ich dowiozła, jakoś doszła do

łóżka.... A co z resztą redakcji? Gdzie oni teraz są? Kotasia nie miała na

nic siły. Ból głowy.... Potężny ból.... Każda myśl była w tym momencie dla

niej jak igła wbijana do mózgu... Ból, ból... stan jakiegoś niekontaktowości

ze światem... Ale jednocześnie kontaku z nim... Rozdarta tak właśnie na dwie

połowy leżała na łóżku, wśród ciszy, mętni ludzkich myśli, spraw

codziennych.... Do sali wpadało światło... W sali był pół mrok jakby

jeszcze.... Jakaś jakby mgła... Nie taka jak na polu... Innego trochę

rodzaju.... Jakby mgła mętni ludzkich umysłów znajdujących się w tej sali...

i jakby ta mętnia przyozdobiła swoją osobą wszystkie te nagie i puste

ściany... Kotasia z trudem otwarła oczy... Poczuła ból rozdarcia.... Teraz

była już po jedej stronie... Po stronie świata i realności.... Spojrzała w

okno... Słońce.... delikatne promyki wpadały między gałęzie, i przedzierały

się do okna jakby chciały dadać otuchy.... przypomniała sobie moment kiedy

siedziała w dole.... Wtedy właśnie nie wiedziała jeszcze czy kiedykolwiek

zobaczy słońce.... Chciała krzyknąć, coś powiedzieć, pokazać coś, o coś

spytać, dowiedzieć się paru rzeczy.... Nie mogła.... Nie mogła otworzyć

ust... Leżała tak wpatrzona w okno pustym, szklanym wzrokiem.... Ponownie

zamknęła oczy.... znowu przeszła na stronę nierealności, świata

fikcji....

Mateo otworzył oczy. Co, gdzie, jak? A tak, tak, jest w

szpitalu. Syknął. Noga. Nie, już nie bolała, ale gips był niewygodny.

W-wypadek... czy wszyscy przeżyli? Nie, nie miał siły się podnieść...

Zamknął oczy...
Macio obudził się i podniósł... Wypadek!
- Śpij,

śpij... - powiedziała jakaś kobieta.
Z powrotem opadł na poduszki...



Sent:

- Ale ja naprawdę nie muszę leżeć! - Elder.
- Wasza

czwórka także!
- Nie, nie!
Pokeball, Elder, Sentretka i Usagi

próbują właśnie przekonać jakoś szpital, że czują się dobrze. Nagle Elder

przystanął. Oparł się o ścianę.
Czarny mercedes... jedzie....m-mgła?

Jedzie jeszcze raz... śmiech.....uderza....znowu m-gła... Kamienie, jakieś

kamienie.... Lawina...
Elder zamrugał oczami.

Usagi:

Mateo

pustym wzrokiem wpatrywał się w sufit. Nie myślał o niczym. Zdażenia

poprzedniego dnia powracały do niego co jakiś czas. Ale teraz nie myślał o

niczym. Po prostu wpatrywał się w sufit. W całej tej monotonni obrazu sali

szpitalnej w rzeczywistości były jednak jakieś elmenty niespokoju, burza, i

bałagan. Sala szpitalna- jakże psychodeliczny element w tym momencie!

Pacjenci są jakby uwięzieni w nim. Nie w budynku. Są jakby więźniami samych

siebie, swoich umysłów... Chwila! Przecież.... Czy to już kiedyś nie

było? Tak..... Właśnie kiedyś tak w tym dole, uwięzieni byli, we własnych

umysłach. Bo wtedy największym problemem nie był dół, a ich umysł. Bo

zostali zmuszeni do siedzenia w jednym dole ze swoimi byłymi ofiarami, i

poczuli na własnej skórze to co czuli ich ofiary. Policja spisała raport.

Lekarze wystawili diagnozę. Byli wolni. Redakcja Pokeallz mogła już iść do

domu. Tak oznajmił lekarz. Stwierdził też, że dobrze by było, gdyby jednak

jeszcze trochę zostali.
I zostali jeszcze. Sprzeciwiali się, co prawda,

ale chyba trochę za słabo. Zresztą oni sami tego potrzebowali. Potrzebowali

mieć kontakt ze światem. Powoli popadali w jakąś swoistą paranoję.... to

jest naprawdę? Sen? To jest realne? "To w końcu co jest już

realne?"
Ich oczy puste, które widziały świat innym niż jest w

rzeczywistości, miały błędny wyraz. Wpadali coraz głębiej w otchłań umysłu,

powoli jakby topiąc się w morzu myśli, niezrozumiałych, a jednocześnie

zwykłych i prostych...

W końcu, po około tygodniu wyszli ze

szpitala. Do domu dojechali taxówką. Wiedzieli, że na dłuższą metę to nie

będzie możliwe, takie właśnie jeżdzenie na zamówienie. W końcu pieniądze nie

czepiają się poszczególnych członków naszej redakcji. Trzeba wykombinować

coś. Jakiś pojazd. Tylko skąd? Czy ktoś tam w rodzinie ma? Czy jakiś koompel

jest, który jest niezawodny i użyczy wozu?

Sent:

- Usa.. -

zaczął niepewnie Mateo - Pamiętasz, jak mówiłem, że powinniśmy wrócić z tych

zwariowanych wakacji, a ty stwierdziłaś, że nikomu nic sie jeszcze nie

stało? Teraz już nie możesz tak powiedzieć! Przecież widzisz,

co....
- Nadal nikomu nic się nie stało - ucięła Usa - A poza

tym...
Przerwał jej telefon. Kotasia odebrała.
- Słucham?
Po

drugiej stonie - cisza. Już miała odłożyć słuchawkę, gdy nagle usłyszała

śmiech. Wyzywający, złośliwy. Po chwili rozległ się drugi raz: tym razem

wprost bombardował otoczenie. Rozlegał się nie tylko w słuchwace. W całym

otoczeniu....Zamrugała oczami. Cisza. Redakcja się na nią dziwnie patrzy.

Odłożyła słuchawkę.
- Słyszeliście ten śmiech?
Redakcja pokręciła

głowami. Nagle Usa pstryknęła palcami.
- Zaraz po naszym przyjeździe też

był telefon.... Głuchy.
Nagle telefon zadzwonił jeszcze raz. Nikt nie

wyywał się do odbioru. W końcu po drugim dzwonku Pokeball wolno podniósł

słuchawkę. Chwilę z kimś rozmawiał, po czym ją odlożył.
- Dzwonili moi

rodzice - wyjaśnił - Pytali się czy wszystko w porządku...
- I co

odpowiedziałeś?
- Że.. tak.
- No cóż, jest w porządku, nie ma co -

stwierdziła Usa - Teraz trza by pomyśleć nad jakimiś środkiem transportu,

przecież nie będziemy drałować w to i z powrotem przez las...
- Nie

bedziemy, bo jutro stąd wyjeżdżamy. Nie jest w porządku. - Mateo.
- Mateo

ma rację - stwierdziła Senti - Po co mamy się narażać?
Pokeball jednak

pokręcił głową.
- Trzy razy mogliśmy zginąć, i przeżyliśmy...
- Do

trzech razy sztuka! Nie wiadomo jak będzie za 4!
- A więc

głosujmy!
Jednak oprócz Seni i Mateo wszyscy woleli zostać. Senti z

rezygnacją poszła na górę. Postanowiła zrobić to, czego od dawna nie robił

nikt z redakcji. Dać newsa na pokeballz.

***

- Senti, gdzie

znowu idziesz? - zawołał Elder.
Senti pomachała mu jednorazowym aparatem

fotograficznym.
- Zrobić parę zdjęć - odpowiedziała.
- Dobrze wiesz,

że łażenie nocą po lesie jest niebezpiecz...
- Jeśli nie wrócę za

godzinę, zacznijcie mnie szukać.
- A może ktoś z tobą pójdzie?
- Ja

mogę - zaofiarowała się Usa.
- OK - kiwnęła głową Senti - I pamiętajcie:

za godzinę. Ja mam zegarek, jakby co i na pewno jeśli wszystko będzie OK,

wrócimy.
Senti wyszła. Pierwsze co zrobiła, to zdjęcie domu. Potem

lasu.
- Po co to robisz? - zapytała Usa.
- Chcę dać parę zdjęć na

pokeballz, żeby się nie zmarnował aparat.
Usagi przystanęła.
-

Pokeballz! Od dawna nie było newsów.
- Były, były, ja dzisiaj dałam.

Nieważne. Gdzie był ten dół?
- Chyba tam.
Obydwie dziewczyny doszły do

pamiętnego dołu. Ciężko było na jego widok nie skrzywić się z odrazą. Senti

szybko pstryknęła dwa zdjęcia.

Usagi:

-Choćmy już....

wyczuwam tu coś nie dobrego.... Naprawdę czuję się, jakby nas ktoś

obserwował...-szepnęła Usa
-A ty jak zwykle swoje... Zawsze o takich

rzeczach musisz gadać.... psycholka! A później ja ze strachu

umieram!- odcięła się Sent.
-No ale wiesz... jestem psychicznym

frajerem, i czasami zdarza mi się czytać w myślach, lub coś tam

przewidzieć... i ja NAPRAWDĘ czuję coś niedobrego!- tym razem głos Usy

zabrzmiał tragicznie. Miał w sobie coś z histerii. Sent oblał zminy pot.

Znała już Usę na tyle, że wiedziała, iż czasami naprawde ma wieeele racji, i

wiele rzeczy się sprawdza. Gęsia skórka, pot, ciemno w oczach.... Sent miała

słabość do takich rzeczy. Lubiała, owszem ich słuchać, mieć z nimi kontakt,

ale mimo wszystko chciała skończyć z takimi rzeczami raz na zawsze.

Spojrzała za siebie w las. Ciemność. Nie ma nikogo. Niczego nie widziała.

Widziała tylko otchłań i mętnię jakąś. Coś czarnego. Znowu zapadała w swój

własny umysł. Krzyknęła. Naprawdę. Tym razem naprawdę, nie w świecie fikcji.

Usa na nią spojrzała.
-Choćmy już.... To naprawdę nie był dobry pomysł z

tym chodzeniem do lasu samemu, w szczególności już w środku nocy.- Usa.



Szły. Do domu miały niby niedaleko, a jednak droga powrotne dłużyła

im się nie samowicie. Dziwna sprawa... przecież to niedaleko... już....o już

za tym zakrętem... Nie? To za tym drzewem.... Nie? To gdzie to jest? Nie ma?

Nagle ni z tąd ni zowąd znowu znalazły się nad dołem. Same nie wiedziały jak

tam trafiły. Czyżby kręcili się w kółko? Przeszły parę kroków. Usa się

potknęła. Wstała, rozmasowała kości i spojrzała w kierunku tego o co się

potknęła. Coś białego. Tak dziwnie kredowo białego. Podeszła bliżej.

Spojrzała. Ręka. Szkielet dłoni. Biały... tak piekielnie, przerażająco

biały.... pod ziemią pewnie znajdowała się reszta ciała, a właściwie to

reszta szkieletu. Usa spojrzała dokładniej. Ręka drgnęła. Złapała ją....

przenikliwe zimno, ciemno przed oczami, zimny pot.... znowu to uczucie

zapadania w jakąś otchłań niezmierzoną.... w jakąś czeluść mroczną....

zimno, które przenika do szpiku kości... Krzyknęła. Poczuła czyjąś zimną

rękę na ramieniu. Znowu krzyknęła. Obejrzała się za siebie. Sentretka.

Patrzyła na nią dziwnym, niespokojnym wzrokiem. Usa spojrzała jeszcze raz w

stronę, gdzie przed chwilą widziała rękę. Nic tam nie było. Może to po

prostu jakieś majaki. W takim razie o co się potnęła? Odetchnęła. Czyli to

nie było realne. Spojrzała na Sent. Jej chłodna dłoń wciąż spoczywała na

ramieniu Usy. Jednak teraz nie było zwykłej dłoni człowieka. Była dłoń

szkieleta w kolorze kredowo białym. Tam, gdzie przed chwilą była twarz Sent-

była teraz twarz trupa. Łysa, naga czaszka. Tam, gdzie przed chwilą były

niespokojne oczy Sent- teraz były dwa ogniki. Znowu to zimno.... znowu

przjście na stronę fikcji.... znowu strach..... ten wielki strach.....



Usa dostała w twarz. Zobaczyła jak Sent nią potrząsa. Siedziała na

ziemi w miejscu gdzie oglądała rękę trupa. Potrząsała nią Sent- normalna

Sent, ni żaden truposz.
-Oprzytomniej! Dlaczego krzyczałaś? Co ci

jest?
- Nic.... Błagam.... cho- choćmy.... pro- proszę.....- wydyszała

Usa. Ruszyły. Cały czas towarzyszyło im przejmujące zimno i ta cisza.... Ta

cisza tak dziwna.... że aż nienormalna.... jakby wszystko zamarło..... jakby

cała natura zamarła..... jakby wszystkie drobne żyjątka nawet wyczuwały coś

niedobrego.... chciały się ukryć.... schować..... przed czym? Cisza......

żadnego dźwięku..... cisza.........

Sent:

- Nie no! -

krzyknęła w pustkę Senti.
Po chwili znów znalazły się nad dołem. Jakby

tutaj utknęły. Nie mogły się wydostać.
- S-spróbujmy jeszcze raz -

stwierdziła Usa - Co nam pozostało?
Jej głos jednak zawierał nutkę

rezygnacji - nic innego nie mogły zrobić, ale to było chodzenie na marne.

Znowu dół. Nagle obie dziewczyny poczuły lodowaty powiew, przejmujące zimno.

Krzyknęły zduszonym krzykiem. Usagi leciała teraz, leciała z tym powiewem,

po czym wylądowała w dole. Spojrzała w górę. Otaczały ją trupy. Zamknęła

oczy. Gdy je otworzyła, znów była na górze, koło Senti.
- Niech pomyślę

- stwierdziła Sent - znowu coś zobaczyłaś?
- Ano. Siebie w dole.
-

Lepiej stąd odejdźmy. Bo jeszcze sie spełni. Nie zdziwiłabym się.


Odwróciły się i wtedy.... Znów powiał wiatr. Tak mocny, że obydwie

dziewczyny nie mogły się mu oprzeć.. Zawiał je prosto do dołu. Usa

rozejrzała się. Siedzi, cała poobijana koło poobijanjanej Sent. Bez trupów.

Wizja czy realia? Zresztą, co jest realnością?
- Mówiłam, że się nie

zdziwię, no więc się nie zdziwiłam. - stwierdziła ponuro Sent - Minęła już

godzina, więc licząc na punktualność naszej redakcji, zaraz zaczną....
-

Czekaj - przerwała jej Usa - A jeśli, tak samo jak my nie mogłyśmy stąd

odejść, oni nie będą mogli tu przyjść? A nawet jak przyjdą, to już nie

odejdą?
- Masz rację... - cicho powiedziała

Sent.
--------
Tymczasem u 5/7 redakcji...

- Godzina -

stwierdził Elder.
- Znowu coś się stało... mam tego dość. Jutro

wyjeżdżam. Może Usa też zmieni zdanie, skoro teraz jej się coś stało -

stwierdził Mateo.
- Hmmm - zastanowił się Macio - Idziemy wszyscy, czy

tylko część?
- Lepiej część - stwierdził Pokeball - Niech Macio i Kotasia

zostaną, a jeśli nie wrócimy przez 2 godziny - idą po nas. Ja z chłopakami

idę poszukać tych dziewczyn. Pasuje?
Pasowało. Wyszli w ciemny

las....
------
A u Usuni i Sentuni...

- A może jakoś same

wyjdziemy? - zaproponowała Us - Teraz nie ma takiego błota,

więc...
Spróbowały. Jednak za każdym razem kończyło się to fiaskiem. Po

prostu było za ciemno, a poza tym i tak nawet gdy nie było tak mokro - dół

był niezłą pułapką. Sentretka stwierdziła, że spróbują rano, ale w jej

głosie wyczuwało się sceptyzm, który mówił: "Rano i tak stąd nie

wyjdziemy; jednak nawet przy suchych ścianach to może sie nie udać".

Nagle Senti zastrzygła uszami (no dobra, dobra, nie zastrzygła tylko

nadstawiła uszy.. pasuje? - dop. Senti) a więc nagle Senti nadstawiła uszy.


- Chyba ktoś tu idzie. Zawołajmy.
Usa jednak nie słuchała. Senti więc

krzyknęła w ciemność "Ejjj! Pomocy!" Po chwili nad dołem

zjawił sie Mateo, Pokeball i Elder.
- Dziewczyny! - krzyknęli - Co

się stało?
- Zaraz wam opowiem, lepiej stąd już chodźmy - stwierdziła

Senti.
Ponieważ osatnią gałąź Pokeball wrzucił do dołu, Mateo wział druga

i pomógł wyjść dziewczynom. Usa wyszła, ale była milcząca. Za to Senti w

skrócie opowiedziała, co sie stało.
- Mówisz, że nie mogłyście dojść do

domu, tak? - zapytał nagle Pokeball.
- T-ta-ak. I nie wiem właśnie,

czy....
- Nie. Spójrz przed siebie.
Dół. Czy utknęli w tym lesie na

dobre? Czy już nigdy się nie wydostaną?

US:

-No to w końcu

już nie wiem.... wyjdziemy stąd, czy nie?- Usa
-A dlaczego byśmy mieli

nie wyjść? Przecież zaraz dojdziemy do domu!-Mateo. Mateo miał najgorzej

ze wszystkich. Dzięki niemu cała pielgrzymka posuwała się naprzód wyjątkowo

powoli. Wiadomo, ze z jedną nogą w gipsie o kulach nie jest zbyt łatwo iść.

Widać już było między drzewami jakieś błyski, które pochodziły od strony

domu. A jednak.... a jednak wyszli.... a jednak nic im się nie stało... A

jednak to po prostu tylko halucynacje były... to nic takiego... doszli do

domu. Wszystko OK. Wszystko...
Weszli. Redakcja na ich widok przerwała

oglądanie telewizora. Po krótkiej chwili wyjaśnienia wszyscy powróscili do

swoich zajęć.

Jakąś godzinę później redakcja zmęczona oglądaniem

tv (fakt, nie ma co, męczące zadanie) postanowiła zrobić coś innego. Trzeba

zabić ostatnie wspomnienia. Były podzielone zdania, co do spędzenia tego

wieczoru.
-Telewizor!
-Czytanie

książek!
-Kolacja!
-Komp!
-A ja mam inny pomysł!-

Usa- przygotuje specjalną kolację dla nas wszystkich! Później usiądziemy

na podłodze w kręgu, zgasimy światło, zapalimy świeczkę, no i oczywiście

nastąpi to, co tygryski lubią najbardziej! Poopowiadamy o duchach, czy

innych paranolmalnych rzeczach!- wszyscy na nią spojrzeli. Nkt się nie

odezwał. Wszyscy tego chcieli, ale jednocześni te ostatnie dziwne

wydarzenia, i strach przed czymś...

Po zjedzeniu kolacji redakcja

postanowiła skorzystać z propozycji Usy. Zapalili cztey świece. Zgasili

światło. Usiedli w kręgu, na podłodze. I kolejny raz krąg... ten symbol w

ich wypadku zjednoczenia... tak samo jak w tym dole.... i znowu tak samo

siedzą tak w kręgu.
-To... to co? Zaczynamy> Opowiada ktoś pierwszy?-

spytała Usa. Nikt się nie zgłosił. Milczenie jednak ustąpiło.

-No,

nikt się do opowiadania nie kwapi? Dalej! Nie? No dobra, to może ja

zacznę opowiadć....- Usa wzięła głęboki oddech. Objeła wzrokiem redakcję.-

Eeeee... jakoś nic mi w tej chwili do głowy nie przychodzi!
-Ja!

Ja chcę!-wyrwał się Macio. Pozostali spojrzeli na niego z uznaniem.

Macio de tej pory nie wyrózniał się niczym specjalnym, a tu nagle taka akcja

samego z siebie.- Więc opowiem może wam legendę o lustrach... wiecie.... no,

to tak tylko dla rozgrzewki, tak na początek! Więc... jak tak patrzymy

na lustra to widzimy tam drugi, inny świat.... lepszy, czy gorszy? Taki...

taki sam, ale jednak inny... taki trochę jeszcze bardziej mroczny,

tajemniczy.... gdy patrzymy tak na lustro, to widzimy ten nasz świat, ale

jednocześnie nie jest on już nasz... wiecie, że podobno po drugiej stronie

lustra jest drugi świat, tylko że cały w ciemnościach? Taki alternatywny

świat... cały w mroku.... my żyjemy w świetle....- Sent wyjrzała za okno.

Był nów. Ciemno. Czy aby na pewno żyją w świetle? Wiatr powiał, uniósł

firanki. Macio dalej opowiadał- I wiecie, że podobno, kiedy jest nów, kiedy

jest właśnie wtedy szczególnie ciemno, i kiedy to mrok ma przewagę, nie

wolno przeglądać się w lustrze? Lustro jest wtedy ciemne, tak jak wszystko

na świecie.... nie wolno się w nim przeglądć, bo można zostać wciągniętym do

środka... można wtedy zostać zwyciężonym przez mrok...- Reszta redakcji

mimowolnie spojrzała na lustro. Lustro znajdujące się na ścianie pokoju.

Było duże, wielkie, tajemnicze. Mrok.... tak ciemny, i gęsty mrok..... w tym

lustrze była ciemność.... ale kto wie, czy nie bardziej ciemniejsza niż

naprawdę... wszystko w tym lustrze wydawało się takie same, a jednak

inne.... Członkom redakcji zdawało się, że powoli zostają wciągnięci do

środka. Wpadli w jakby jakiś trans.- Ej, no dajcie spokój, to stara

legenda!- powiedział drżącym głosem Macio. Następną odważną osobą

okazała się Kotasia.
-To może.... ja... ja będę teraz opowiadać....-

rozpoczęła. Spojrzała po zebranych, jeszcze raz rzuciła płochliwe spojrzenie

na lustro.- Posłuchajcie... Ja chciałam wam opowiedzieć.... no, może to

będzie coś nietypowego... bo wiecie, wielu ludzi zastanawiało się nad

końcem... świata, ludzi.... nad tym co wtedy będzie.... i wielu ćwiczy tę

swoją rolę... tę rolę, którą kiedyś będzie musiał wypowiedzieć, wtedy, kiedy

stanie kiedyś na scenie życia.... i kiedy tak zstanie oświetlony światłem

reflektorów sprawiedliwości, to wyjdzie na jaw, jak przygotowywał się do

przedstawienia... i jak wtedy wypadnie? Jak to wszystko będzie wyglądać?

Wiecie, gdzieś przeczytałam... o takiej bogini... ona z kosą w ręce stanie,

na czole znak saturna świecieć będzie, wiatr będzie dął.... a ona tak

wlaśnie stanie.... i powoli zacznie zbierać żniwo... Kosa będzie nienagannie

sprawować swą funkcję... aż w końcu wszystkiego nastąpi koniec.... nicość

zapanuje.... po czaszkach iść będzie.... w morzu krwi się wykąpie.... i oczy

jej.... te świecące oczy....
-Dość!-przerwała Sent- nie chcę

wiedzieć, co jeszcze chcesz powiedzieć! Mam wogóle tego dość! Spać

też jush nie pójdę!
-Uspokój się.....-Mateo-nie martw się... Dobra

Kotaś, może przerwij? Chwila odpoczynku, i ruszamy dalej....



Wszystko w tym domu wydawało się z minuty na minutę coraz bardziej

dziwne.... Ciemność, może się zdawać, że to nie możliwe, ale coraz bardziej

była gęsta... Wiatr powiał.... świeczki nadal płonęły.
-No to... kto? Kto

teraz? Myślę, że powiniśmy przestać gadać o legendach, a troche dać suchych

faktów... wiecie, coś bardziej realnego, np. duchy....- Usa. Nikt nie

skomentował jej wypowiedzi. Coś bardziej normalnego-duchy. Żadna nowość. Ona

wszystko przekręca.
-No... kto? Bo mi nadal nic specjalnego do głowy nie

przychodzi...-Usa
-Ty opowiadaj! Zapewniam cię, że wcale nie musi być

coś specjalnego! Wszyscy wiemy, co znaczą twoje rzeczy zwykłe, i

specjalne... nawet zwykłe są dziwne.... więc opowiadaj....-

Macio
-Oki.... To może pewną historię związaną z tym domem?- milczenie-

przyjmuję to jako "tak". Więc posłuchajcie... podobno ten dom,

choć nie wygląda, ale tak naprawdę jest bardzo stary... I podobno kiedyś

należał do pewnego faceta.... właściwie, to ten facet był bardzo, bardzo

bogaty, i takich domków, jak ten tutaj to on mógł mieć dużo... i podobno

raz w lecie postanowił się tak wybrać do niego, na około tydzień- dwa.

Chciał tu pobyć w samotności, i właśnie przyjechał tu sam. Chciał choć na

chwilę przestać gonić za karierą, pieniądzem. Na powrót poczytać, pomyśleć,

skupić się w sobie, nabrać sił przed nowymi wyzwaniami losu. Nie wiadomo do

końca, co się tu z nim działo. W każdym razie były to ostatnie wakacje jego

życia. Znaleziono jego ciało jakieś dwa tygodnie później. Nie dzwonił, nie

zjawił się w pracy. Wysłali kogoś, aby sprawdzić co się z nim dzieje.

Znaleziono go jak leżał na łóżku, tam, na pierwszym piętrze- w swojej

sypialni. Był całkiem ubrany. Leżał z otwartymi oczami. Taki szklany, pusty

wzrok. I nie miał żadnych urazów wewnętrznych, ani zewnętrzych. Tak wykazała

sekcja zwłok. Co dziwniejsze, w szpitalu podczas swojego pobytu, był dość

częstym gościem. Miał wypadek samochodowy, wypadki w lesie. Podobno lekarze

sekulowali, że umarł, nie na zawał serca, a z winy swojego umysłu. Wiele

osób jest chorych z samotności. W tym wypadku tak nie było. U tego faceta

nie było nic takiego. Był bardzo silny psychicznie. Nie miał schizofremi,

ani nic tego typu. Po prostu... umarł. Nie ze starości. Był dość młody. Po

prostu umarł. Stał się więźniem swojego umysłu, więźniem samego siebie....-

Usa powoli kończyła. W tym samym momencie u góry, w miejscu, gdzie jest

sypialnia, w której właśnie prawdopodonie umarł ów człowiek, zaskrzypiała

podłoga. Reszta redakcji spojrzała dziwnie na Usę, jakby to była jej

wina.
-Z tobą naprawdę jest coś nie tak... fakt, to wszystko było tylko

PODOBNO, ale skoro podobno, to znaczy, że być może prawdziwie...-Macio
-I

znałaś tą historię wcześniej, a mimo to chciałaś tu przyjechać?-

Kotasia
-Ta.... znałam, a co? Ten dom jest w posiadaniu mojej rodziny od

roku, a właściwie to ponad roku... w poprzednie wakacje nie chciałam tu

przyjechać, ale w te powiedziałam sobie, że dość, i że muszę przestać

wierzyć w takie rzeczy...
-No tak.... nie wierzycie chyba, że coś nam się

stanie? Do tej pory nic nam się nie stało! Żadneych wypadków w lesie,

samochodowych, czy np. figli umysłu w postaci np. wizji...-Pokeball

dopowiedział. Spojrzał na członków redakcji. Wtedy spostrzegł się, że ta

jego wypowiedź, jak wszystkie zresztą, jest conajmniej nie na miejscu-

Ooooops... Eeee... to może... zjemy coś?- próbował zapomnieć o swojej

własnej wypowiedzi. Cisza. Podłoga znowu skrzypnęła, znowu powiał wiatr.

Okiennice trzasnęły. Po chwili okno same się zamknęło.
-Przeciąg... To

dlatego pewnie.... no dbra, kto otworzył u góry okno?- Kotasia
-U góry?

Ja nie! Zdawało mi się, że było zamknięte!-Macio
-Tak..... ja też

żadnego nie otwierałem... -Mateo
-Eeee.... ja też...-Usa
-I

ja....-Sent
-I ja także....-Elder
-A ja tym bardziej nic nie

otwierałem...- Pokeball.
Znowu coś powiało. Jakiś zimny prąd. Zgasły

świeczki. Nikt się nie odezwał. Nic nie było już ważne. Milczenie narastało.

Skrzypnięcie drzwi. Ciężkie kroki na schodach. Do ich umysłu powoli

wkraczała jakaś mgła. Umysł przyćmiony, przez jakąś tajemną siłę, powoli

tracił świadomość...
Powoli zanikały gdzieś myśli, problemy... ciepło....

takie przyjemne, dziwne ciepło.... uczucie takie jak tuż przed zaśnięciem...

Tak jak przed zaśnięciem, wszystko odpływało... i to uczucie błogiej

nieświadomości... sen... ta mgła.... nie świadomość... wszystko jest

rozmazane... wszystko odpływa... kroki są coraz bliższe.... zimno, a

jednocześnie ciepło... powieki coraz bardziej ciążą.... ten stan

nieświadomości.... ta cisza... jakby wyłączone zostały wszystkie głośniki...

ciemność.... czas wlecze się powoli.... jakby wszystko pokazywane było w

zwolnionym tempie.... ta cisza.... ta mgła.... kroki już pochodzą z

kuchni.... cisza.... skrzypnięcie drzwi..... zwolnione tempo.... ktoś wszedł

do pokoju... cisza i ciemność większe niż przedtem... coraz większa mgła i

nieświadomość w umysłach.... Wtem Elder poderwał się i z prędkością światła

podskoczył do kontaktu. Pstryknął i zapaliło się światło. Martwa-cisza.

Żadnych kroków. Nic. Pokój wyglądał całkiem inaczej, niż przed zgaszeniem.

Cisza. redakcja siedziała. Nikt się nie odezwał. Nie wiedzieli właściwie co

się stało. Szok. Nagle jakby dostali w twarz. Jakby obudzili się z

głębokiego snu, wizji. Błogość gdzieś uleciała. Patrzyli na siebie

oszołomieni. Co to było, to przed chwilą? Jakby sen..... czyżby zbiorowa

halucynacja? Hałasy, a jednocześnie cisza, a potem jeszcze większa cisza? Co

to było? Czyżby naprawdę to był prawdziwy.... duch? Mara nikczemna? Nikt nic

nie mówił. Wszyscy chcieli stąd wyjeżdzać. Rozumieli się bez słów. Tylko czy

aby na pewno dadzą teraz radę? Czy im się to uda? Co teraz jest realne? Czy

stali się więźniami swoich umysłów?

Sentretka:

-

Wyjeżdżamy! - krzyknął z histerią Mateo i rzucił się, aby się

spakować.
- Nie mamy samochodu - stwierdziła trzeźwo Usulka.
-

Pojedziemy pociągiem.
- Dzisiaj już za późno.
- No to jutro.
- Nie

wiemy o której pociągi.
- Pójdziemy i sprawdzimy.
Mimo, że Usa (o,

dziwo) oponowała, po chwili cała siódemka zaczęła powoli iśc w stronę

stacji. Idąc, minęli niewielki pagórek. Usa podeszła w jego stronę. Pagórek

miał otwór.
- Ej, chodźcie zobaczyć!
- Lepiej nie - powiedział

Bezmózgowy Potwór (czyt. Mateo ^^)
Jednak nagle zaczęło padać i redakcja

postanowiła schronić się tam i przeczekać deszcz, który, ponieważ tak szybko

się zaczął z pewnoscią szybko się skończy.

***

Po

półgodzinie deszcz nadal lał. Wreszcie Macio stwierdził:
- Mamy do wyboru

lecieć w deszczu albo tu zostać.
Wtem z góry pagórka rozległ się jakiś

hałas. Stoczyły sie kamienie i zatarasowały wejście (co było dość dziwne,

biorąc pod uwagę, że na pagorku żadnych kamieni nie było, ewentualnie drobne

kamyczki i jakieś rośliny - dop. Senti) Redakcja była uwięziona.
- Nie

mamy już wyboru - stwierdził osłupiały Macio.
- Dajcie spokój - nie

zginiemy - powiedziała Sent.
- Skąd wiesz?
- Ten człowiek nie zginął w

wypadku, zawsze uchodził z nich żywy - odparła spokojnie.
- Jak ty możesz

być taka spokojna!
- A co, mam biegać i krzyczeć? - i wskazała głową

na Mateo który właśnie walił w ściany
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'>
-

P...o...c...o....m....y.....t....u.....p...r...z...y....j...e.....ż...d....ż

....a.....l.....i.....ś......m.....y..... - powiedziała z zaciśniętymi

zębami Usa, kopiąc jakiś kamyk.
- To był twój pomysł.
- Wiem, że mój.

Jak wrócę... jeśli wrócę... to pierwsze co zrobię to zmuszę rodziców, aby

sprzedali ten dom!
- To się zaczyna robić nudne - Senti oparła się o

ścianę i założyła ręce na piersi - Dół, drzewa, lawina, wypadek...
- Jak

ty możesz być taka spokojna... dla mnie to aż nadto..
- Heh... wiecie,

ja chyba bardziej się zawsze boję, że cos się stanie niż, że coś się

sta....
- Czemu przerwałaś?
- Przesłyszałam się. A więc, bardziej się

boję, że coś się stanie, niż, jeśli już się stało - stwierdziła Senti.
-

Taaa.... A jeśli zginiemy?
- Gdy zginiemy, już nas nie będzie -

powiedziała Senti - Ale jeśli zginiemy, to coś mi się przypomniało. Mateo...

Pokeball.... Od dawna miałam was o to zapytać... co wy chowaliście po

szufladach?
Chłopcy wyraźnie się zaczerwienili, a Pokeball bąknął:
-

Jeszcze nie zginęliśmy, nie?
Jednak i Usagi przypomniała sobie o

"skarbie" chłopaków.
- Oj, dajcie spokój, po co te

tajemnice.
- Będziecie się z nas śmiać!
- Nie

będziemy.
Webmasterzy milczeli patrząc na siebie i szurając butami po

ziemi. Sentretka nie zamierzała jednak rezygnować (tak, tak, wiem, jestem

uparciuch - dop. Sent.) Dziewczyna podeszła do Matea i słodko się

uśmiechnęła.
- Czyśbyś zapomniał, że jedną z moich głównych wad jest

upór? I że jak się uprę, to jak osioł? (szczera prawda, nie zrezygnuję nawet

jak stwierdzę, że nie mam racji! - dop. Sentretka)
- E...

no...to...eeee....może najwyższy czas pozbyć się te-ej waaady?
- Pomyślę

o tym. Ale powiecie wreszcie czy nie? Nie wydostaniemy się stąd,

przynajmniej na razie. Nudzimy się. Mamy do wyboru: gadać albo iść spać. Sen

w takich warunkach nie jest wskazany. A jeśli mamy gadać, to czemu nie

o....
- ...czymś innym - wpadł jej w słowo Elder, który postanowił pomóc

chłopakom; jednak po kilku sekundach podszedł do Pokeballa i zaczął coś z

nim szeptać. Pokeball zaczerwienił się i coś odszepnął. Na twarzy Eldera

najpierw odmalował się szok, potem zaczął się śmiać a na koniec pokiwał

głową ze współczuciem.
- Ej, no mu powiedziałeś! - krzyknęła

Usa.
- Przynajmniej powiedzcie mniej więcej, o co chodzi!
- Mniej

więcej chodzi o...o...o....
Nagle cała siódemka poczuła dziwny wstrząs.

Kamienie zniknęły. Deszcz przestał padać. Spojrzeli na siebie znacząco. Już

nic nie było w stanie ich zdziwić. Postanowili iść tam, gdzie szli

początkowo - na stację.
Marsz był dość krótki i nic go już nie

zakłócało, jednak wszyscy milczeli. Ta cisza wydawała się taka podstępna,

złośliwa. Gdy dotarli na stację, Mateo, Senti i Pokeball byli pierwszymi

przy tablicy z odjazdami pociągów, Kotasia i Macio i Elder drugimi, a Usa

ostatnia. Usagi nadal wydawała się nieprzekonana do wyjazdu.
-

Dzisiaj... za 10 minut nawet! - oznajmił Mateo.
- A nasze rzeczy? -

zapytała Usagi.
- Pal licho nasze rzeczy! Zabierzemy innym razem!

Na razie ratujmy życie! Jedziemy?
Pięć osób odpowiedziało chórem:

"Jedziemy". Osobą, która nie przytaknęła, była oczywiście Usa,

któżby inny! Gdy redakcja parła do kasy Senti usunęła się do tyłu i

zapytała cicho Usę:
- Czemu nie kcesz jechać?
- Ciężko to wytłumaczyć.

Ale wiesz, że takie rzeczy mnie pociągają. Teraz już się do nich

przyzwyczaiłam. Po prostu polubiłam te zjawiska paranormalne...
Senti

skrzywiła się.
- A więc o to chodzi! Widzisz, wiesz co? Przyjedź tu

najlepiej innym razem. Sama, z kimś z rodziny... Weźmiesz rzeczy,

przywieziesz i studiuj sobie te wszystkie dziwactwa. Ja nie mam na nie

ochoty. Serio. A demokracja jest najlepszym sposobem rozwiązywania

problemów. Jest sześć: jeden, koffaniutka.
Usa przewróciła oczami.
-

No dobra....
Tymczasem reszta właśnie wracała od kasy. Mieli

nieszczęśliwe miny.
- Pociąg spóźni się o jakieś 2 godziny, nastąpiły

jakieś komplikacje. Może więcej. Na razie nie chciała sprzedać

biletów.
Nagle naszej redakcji ukazał się żółto-błękitny portal. Na

środku stacji kolejowej. Najwyraźniej nikt oprócz nich tego portalu nie

widział. Ten portal wessał ich.... wszyscy odruchowo zamknęli oczy. Gdy je

otworzyli, znajdowali się w pociągu. Było 3 godziny później. Nikt tego nie

skomentował. Po chwili milczenia Senti odezwała się:
- E... Mateo...

słuchaj, wyjdźmy na korytarz....
Chłopak zaskoczony zgodził się.

Dziewczyna na wszelki wypadek odprowadziła go trochę o rozdziału, w którym

siedziała redakcja.
- Co ukrywaliście z Pokeballem?
- Ee...nic.
-

Powiedz!
Mateo przypomniał sobie chwilę nad dołem. Teraz też Senti

była taka twarda i stanowcza. Nie sposób było nie odpowiedzieć lub

odpowiedzieć wykrętnie.
- To były... widzisz...no dobra. Przede wszystkim

listy miłosne i pamiętnik Pokeballa.... on zaczał jeszcze do tego dokładać

swoje notatki i rysunki (które najczęściej rysował na lekcjach) które

dotyczyły tego samego co listy.
Senti zdumiała się. Jednak nie pozowliła

sobie na to zdumienie zbyt długo. Po kilku sekundach wykrztusiła

jeszcze:
- Pokeball...? Listy miłosne.... Kto by pomyślał... No to...

dzięki za szczerość.... - podeszła i pocałowała Mateo.
Chłopak zrobił się

cały czerwony. Senti odsunęła się i spojrzała na niego inteligentnie i z

zainteresowaniem.
- To, co się wydarzyło na korytarzu, było całkowicie

nieoficjalne, prawda?
- Mhm...
- No to fajnie... chodźmy....


Redakcja na próżno zgadywała, czego Senti wróciła z zwycięską miną, a Mateo

cały czerwony. Gdy w głowie Eldera i Pokeballa zrodziła się myśl, że Mateo

powiedział Senti o "skarbie" dwójka milczała.

Epilog (tak

to się nazywa nie? - dop. Senti)

Usa właśnie ślęczała nad

ksiażkami. Jutro miała dwie klasówki, makabra. Najchętniej jutro nie szła by

do szkoły. Nagle w swej głowie usłyszała głos: "Witaj, panienko Usagi.

Może tak trochę paranormalności? Jeśli odpowiesz tak, zostaniesz w ciągu 5

sekund przeniesiona do domu w lesie" Usa nie zastanawiała się długo.

Odpowiedziała: "tak, ale na ile?" Odpwiedź brzmiała: "Na tyle

na ile będziesz chciała. Powrót własny =P"
Pokeball był właśnie

zajęty paleniem pewnych papierów, znajdujących się wcześniej w pewnych

szufladach. W miedzyczasie zadzwonił do Eldera, który stwierdził:

"Zakochując się, nigdy nie czyń za wielu głupstw, potem gdy będziesz

chciał zniszczyć ślady miłości nie zawsze będzie to takie łatwe jak spalenie

listów, pamiętnika i papierków... Na przykład, gdy wytniesz inicjały na

drzewie.... Chyba go nie zetniesz, prawda?"
Elder właśnie rozważał

tragedię Pokeballa. Czy chłopak zniesie to tak łatwo? Myśląc, usiadł do

kompa. Pokeballz... zamknięte? A więc on tak łatwo tego jednak nie zniósł.

Co prawda pewnie nanosiło się tu dużo powodów, ale to była pewnie tytułowa

"kropla, która przepełniła czarę" Brak czasu, zniechęcienie się do

pokemonów... to czuł każdy z redakcji....
Mateo myślał o scenie w

pociągu. Na samą myśl automatycznie się rumienił, tak samo gdy rozmawiał z

Senti. Zaczął więc ograniczać z nią kontakty... Tylko, czy Sentretka się nie

obrazi?
Macio właśnie wyszedł po gazetę. Spotkał po drodze Kotasię.

Dziewczyna czytała własnie jakąs gazetę. Na jego widok pokazała mu pewnien

artykuł. Dotyczył "dziwnych, nietypowych zdarzeń nie mających jakiegoś

wytłumaczenia" Czytając to, chłopak zaśmiał się ponuro. Podobno cała

masa ludzi postanowiła się tym zająć, aby to wytłumaczyć. Ciekawe...


Sentretka właśnie usiadła przed kompem. Otworzyła czysty nowy dokument w

Wordzie =P i zaczęła pisać "Wakcje redakcji pokeballz, czyli miej

szacunek do webmastera swego, bo możesz mieć gorszego" Nagle w pokoju

Senti pojawiła się Usagi. Opowiedziała chaotycznie, że słyszała głos itede i

że zabrała rzeczy (tu wywaliła na podłogę znaczną ilość toreb) ale musiała

wracać, bo zaraz następnego dnia zebrała się grupa jakiś naukowców, którzy

postanowili zbadać ten dom i zjawiska. Senti mruknęła:

"Powodzenia". Usa wychyliła się przez ramię Senti. "Mogę ci

pomóc w pisaniu? Tylko że... Pokeball zamknął Pokeballz! Nie jesteśmy

już redakcją!" Sent odparła jej: "Nie. Rozpadliśmy się,

chociaż nadal coś nas łączy. Ale te wydarzenia opowiadają o tym, jak

jeszcze byliśmy <redkacją>, więc dlatego taki tytuł. Usa kiwnęła ze

zrozumieniem głową...

THE END

Teraz pora na rzeczywiste

komentarze. Choćby i takie same jak przedtem. Jeśli będą - możecie ficka

usunąć, bo jest kiepski. Albo usunę sama. A propo jipa - specjalnie błąd w

pisowni, specjalnie, potem jest chyba kilka razy poprawnie.
ikar
1 wrażenie - Buahahaha
2 wrażenie -

Bziuuuum
3 wrażenie - Oops - robi się strasznie i horrorowato i poważnie


(poważnie bziuuum
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'>

)
4 wrażenie - Hmm - miałaś rację - zmieniłem zdanie na lepsze -

fick trzyma pewien swoisty sens i stanowi jedną całość


a swoją drogą na prawdę poważniejszy się zrobił...


i warto go było przeczytać
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='smile.gif'>, acz faktycznie,


siedziałem nad tym około półtorej godziny (nie tylko


z czytaniem ale i zastanawianiem się i


komentowaniem
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'>

)
5 wrażenie - długie to było...
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='wink.gif'>
6 wrażenie - a właśnie - jak na horror -

całkiem spoko - choć
generalnie jeszcze nikt nie

napisał nic, co by mnie
przestraszyło... (ok -

głupoty nie liczę...) a i ze trzy
filmy tylko

sprawiły, że odwróciłem wzrok/zamknąłem
oczy...


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='wink.gif'>

Jak zwykle - literówki i ortograficzne

błędziki
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'>

("głópia" jest specjalnie przez "ó"?, ale nie tylko

takie - a'propos - do wszystkich: "od kąd" pisze się

razem! -> "odkąd")

W tym momencie skończyłem czytać

całość
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='smile.gif'>. No, no... ciekawe było... Intrygujące

momentami... Sent, Usa - będzie sequel? Zostało trochę niewyjaśnionych

wątków...
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'>

- napiszcie go choćby dla mnie
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'>


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'>.

No, no...




src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'>

To jest "lekka wersja" zawartosci forum. By zobaczyc pelna wersje, z dodatkowymi informacjami i obrazami kliknij tutaj.

  kulturystyka  trening na masę
Invision Power Board © 2001-2025 Invision Power Services, Inc.