To akurat był przypis Usy o ile pamiętam
do mnie ktoego nie usunęłam >< I akurat wklejony fragment jest
autorstwa Usy.... Przypominam, że nie pisałam tego sama, tylko z Usą, i to
jeszcze kiedy bziumu nie było! >< Hmm.. Poważniejszy klimat.. Jest
dalej... Przypadkiem... Bo akurat ja pisałam... Trochę poważniej... Ale nie
myślałam o niczym poważniejszym, naprawdę, już sobie układałam co dalej
będzie właśnie w stylu komedii... zaczęła pisać Usa... I wyszło..
Poważnie... Hmmm.. To ja wklejam już całość a potem się załamuję, że
oczywiście wiadomo było, że się nikomu nie spodoba >< (przy okazji
Usę trzeba ściągnąć.. Chociaż ona powie to co zwykle: "że wiadomo było
że nikt go nie zrozumie i po go Sent dawałaś") Hmmm.. Dobra.. Jak ktoś
chce.. Całość.. Zaznaczyłam kto co pisał już... I ciekawa jestem czy zmienią
się chociaż o trochę komentarze po całości (w co wątpię, chociaż są na to
szanse...) Dobra, dość gledzenia:
Sentretka:
No więc ruszył
biedaczek, w drodze mamrocząc coś w stylu "Zawsze ja.. zawsze ja i
tylko ja!" ale takie mamrotanie nie sprzyja skupieniu, więc jedna
siódma redakcji wkrótce wpadła na drzewo. Oszołomiony spojrzał na
przeszkodę, która stanęła mu przed nosem, przetarł oczy i rozejrzał się. W
pierwszej chwili przestraszył się... zgubiłem się! ale tak naprawdę był
już na skraju lasku a z pobliskiej piekarni właśnie czuć było świezym
pieczywem. A ponieważ mężczyźni mają wyjątkowo czuły węch, jeśli chodzi o
rzeczy jadalne, więc szybko wydostał się z lasku. W miasteczku zakupił
świeżutkie pieczywo... i gumę do żucia. Dokładniej mówiąc, wszystko wydał na
dwie bułki i kilka kilogramów gumy do żucia. Nie, nie dlatego, żeby lubić
gumę o smaku truskawkowym "Gucio" ale razem z gumą załączane były
małe samochodziki. Elder zaś uznał, że będzie to coś, co zajmie całą grupę
na długo (jego zresztą też).
Opuścił sklep, odprowadzony dziwnymi
spojrzeniemi (no wiecie, na plecy miał zarzucony worek z samochodzikami i
gumami, a w drugiej ręce torebkę z bułkami sztuk dwa) i wszedl do lasu.
Niedawna nauczka, aby uważać jak się lazi nie dała mu nic do myślenia
(zresztą, czego innego można by było się spodziewać po jednej siódmej
redakcji pokeballz?) i wkrótce znów z oszołomieniem wpadł na drzewo. Tym
razem zgubił się na dobre. Do domku nie mógł doprowadzić go żaden zapach, a
chociaż najprawdopodobniej sześć siódmych redakcji zachowywało się bardzo
głośno, to był zbyt daleko, żeby to usłyszeć.....
***
Tymczasem w domku...
- Elder coś długo nie wraca.. - stwierdziła
Sentretka po dwóch godzinach czekania.
- Oby tylko mu się coś nie
stało! - pobladł Pokeball.
- Martwisz się o niego? - zapytał Mateo
ze zdziwieniem.
- Jasne, że nie - prychnął Pokeball - Ale co z
jedzeniem??
Usagi:
Elder dalej się błąkał po lesie.
Postanowił w końcu usiąść na pniu drzewa. Jak postanowił- tak zrobił.
Usiadł, na ziemi położył worek z gumami, a obok siebie postawił historyczne
dwie bułki. Usiadł po turecku. Zamknął powieki. Ręce złożył w taki specjalny
sposób. Zaczął coś nucić pod nosem, i skupiać się w sobie. Próbował użyć
techniki medytacji, ale nico z tego wyszło. Z Eldera marny buddysta. To
medytowanie tak go zmęczyło, że rzucił się na owe dwie nieszczęsne bułki.
Zasnął. Po około godzinie, dwóch małych chłopczyków przechodziło tamtejszą
drogą. Spojrzały na Eldera. Potem na worek z samochodzikami i gumami i
pomyśleli to co każdy zdrowy chłopak pomyślałby na ich miejscu:"Zjeść
gumy, zabrać samochody"(a może na odwrót? Zjeść samochody, wziąść
goomy?). Podeszli ostrożnie do Eldera, zastanawiając się, czy aby na pewno
nie jest to jakaś pułapka, i czy aby na pewno zaraz nie obudzi się i
ugryzie. Chłopcy widząc, że bestia śpi, sięgnęli do worka. Popatrzyli do
środka. Wzięli dwa samochody z wierzchu, wsadzili do kieszeni. Wzięli na sam
dobry początek dwie gumy i zaczęli rozpakowywać je powoli. Jednak nasi
chłopcy nie przewidzieli paru szczegółów. Mogli wziąść worek i wiać, tym
samym pozbawiając posiłku redakcji. Elder w tym samym momencie, kiedy
chłopacy po cichu zaczęli zdzierać papierek z gumy, powoli otworzył oczy.
Jakoże dzikie bestie mają dobry słuch, Elder usłyszał zdzieranie papierka.
Chłopaki właśnie wkładali gumę do ust. Elder się zerwał i rzucił w stronę
chłopaków. Ci byli tak oszołomieni nagłym przebudzeniem, że nie zdrętwiały
im nogi i nie mogli uciekać.
-Jak!!!! Jak śmieliście
ruszać moje gumy!!!!!!!(ej, do licha przecież to
goomy całej redakcji!)- w oczach miał chęć mordu. Rzucił się na
chłopaków, i zaczął wyciągać im te gumy z ust.
-No, ładnie!
Doigraliście się!!!- wykrzyczał w stronę chłopców, jednocześnie
oglądając gumy świeżo wyjęte im z ust. Chłopacy zaczęli uciekać. Elder nie
namyślając się wiele chwycił worek z gumami i samochodami, i zaczął gonić
chłopaków. W oczach miał ogień.
-Będziecie teraz prasować te goomy do
skończenia świata! Żeby mi nie było na nich ani jednego śladu waszych
kłów!!!-Elder powoli doganiał swoje ofiary. Nawet się nie
spostrzegł, kiedy wybiegł z lasu, i miał parę kroków do domu...
* *
* * *
-Kiedy ten Elder wróci!-wydyszał Mateo. Nikt mu nie
odpowiedział. Prawdę mówiąc wszyscy zaczynali się powoli martwić, i
podejrzewać, że Elder sam zjadł wszystko po drodze. W końcu Kotasia podeszła
do okna. Widok ją zszokował. W pierwszej chfili nic nie mówiła, ale zaraz
zadarła się:
-Eeeeeeeeeej!!! Loodzie!!! Elder na
dwunastej!- wszyscy jak jeden mąż rzucili się do drzwi. Doszło do
rękoczynów, kto mu otworzy. W końcu cała redakcja wlazła na podfoorko. Widok
przedstawiał się następująco: Elder nadal goni chłopaków, a w oczach z
sekundy na sekundę rośnie chęć mordu.
-Nie daruje wam!!!!
Prasować mi tę goomę, ale już!!!- dalej swoje Elder
-Hej,
Eld! No, dalej, daj jush temu spokój! My tu czekamy na posiek, no
chodź!- zadarł się Pokeball, i chyba pierwszy raz zachował się jak na
webmastera przystało, i zaczął bronić redakcji. W tym wypadku zaczął gonić
Eldera, a dostał dodatkowego dopingu, kiedy zobaczył, że do goom dołączone
są samochodziki. Redakcja mu dopingowała. Pokeball już prawie dopadł Eldera,
a Elder doganiał chłopaków. Elder nareszcie chwycił chłopaków, a Pokeball
Eldera. Elder schwycił chłopaków za karki i dalej swoje o "prasowaniu
do końca świata" (czy mi się wydaje, czy on się
powtarza?
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'
border='0' style='vertical-align:middle'
alt='tongue.gif'>-Us), a Pokeball założył swoje okoolarki
cool-odporne, made in Men-In-Black ( tu a propos zdjątka:P), i wyciągnął
dwie sztuki Uzi. W stylu Lary Croft zaczął strzelać gdzie popadnie, a na sam
koniec przyłożył pistolet do głowy Eldera.
-No dalej mały! (Elder
przecież nie jest mały... - -') Dawaj worki, tylko bez żadnych noomerów
koleś! No już!- powiedział w jakże męski i odważny sposób, lecz nie
dokończył swej kwesti bo nagle z tyłu przeleciała wygłodniała
szarańcza(czyt:redakcja), która już nie mogła patrzeć na tą nędzną farsę,
jaką odstawia Pokeball, i postanowiła wziąść sprawę w swoje brudne łapki.
Chfyciła worki i pognała do domu, zostawiając Pokeballa, który już nie miał
naboi, sam na sam z Elderem i chłopakami. Chłopacy korzystając z zamiesznia
zwiali, i wiedzieli, że jush nie ruszą cudzych goom. Elder patrzył teraz
morderczym wzrokiem na Pokeballa. Pokeball przerwał mu w najlepszym momencie
zemsty na chłopakach. Patrzył dalej na Pokeballa, a ślina zaczęła cieknąć
mu z ust. Pokeball chętnie wszedłby teraz właśnie, kiedy brak mu naboi, do
domu, ale spojrzał na drzwi zastawione przez redakcję, która w tej chfili
bawiła się samochodzikami, i jednocześnie obserwowała przebieg wydarzeń.
Nie! Zbyt wiele razy im podpadł! Nie mógł liczyć teraz na ich pomoc.
Jest zdany w tym momencie tylko na siebie. Elder podszedł do Pokeballa.
Pokeball cofnął się parę kroków do tyłu.
-Ty.... Ty... zapłacisz mi za
to....-rozpoczął Elder- będziesz do końca śfiata prasował mi te goomy
zamiast tych chłopaków....(no, to jush sie robi nudne... Elder! Wymyśl
coś lepszego, bo to słyszeliśmy parę razy!)- Pokeball zbladł. Zobaczył
przed chfilą piękny popis wściekłości Eldera, i teraz zaczął się bać. Czarne
okularki (made by Men in Black:D) spadły mu na ziemię. Uzi z resztą tesh.
Nie myśląc wiele (jak to było w jego zwyczaju;)) zaczął uciekać. Redakcja
podobnie jak wcześniej dopingowała zamiast pomóc.
-Bravo
Elder!
-Dobij Pokeballa!
-Naucz go jak się profadzi
site!
-Oducz go tego lenistwa!
-Naucz go jak się prasuje!-
tego typu okrzyki leciały ze strony wejścia do domku, gdzie stała
redakcja.
-Jush ja wam pokaże! Zwalniam was! Wyrzucam washe
texty!- coś w tym stylu mamrotał Pokeball, ale wiadomo, przecież, że i
tak nikt go nie słuchał. Gadu- gadu do obiadu, przeciesh jak wyrzucici całą
redakcję, to kto będzie prowadził site? Przecież nie Pokeball! Newsy- w
ostateczności to tylko będzie robił, bo pisanie textów jest "za bardzo
męczące, a po za tym można stracić status 'lenia największego pod
słońcem', a to w rachubę nie wchodzi".
* * * * * * * *
*
Elder siedzi i patrzy na Pokeballa. Pokeball wyciągnął deskę do
prasowania i żelazko, i teraz wypełnia polecenie Eldera. Ta wyprasowana
gooma miała jush średnicę około jednego metra. Pokeball prasował tak jush od
kilku godzin, i nie zanosiło się na to, że będzie mógł przestać. Redakcja
zpałaszoława jush wszystkie goomy. Nikt nie wspominał o dwóch bułkach, bo
każdy bał się gniewu Eldera. Nawet redakcji znudziła się już zabawa
samochodzikami. Teraz siedzieli i patrzyli na prasowanie Pokeballa.
Sentretka wzięła taśmę celuloidową i zaczęła kleić czarne okularki (Made by
Men in Black:D). Powoli jush wszystkim się nudziło.
Ciężki nastrój.
Elder cały czas patrzył z byka na Pokeballa. Postanowił pójść do ubikacji .
Chciał wejść na korytash, jednak niechcąco nedepnął na samochodziki, i
zaliczył taką glebę, że aż dom zatrząsł się w posadach. Wszyscy, oprócz
Pokeballa, który teraz z mściwym uśmiechem siedział na kanapie, rad z tego
że chodź na chwilę ma spokój, no i oczywiście z tego, że Elder jest przesh
chwilę nie przytomny, nie żucił mu się pomagać. Elder miał otwarte oczy, ale
zdawał się nie przytomny. Wzrok miał nie obecny. Z ust ciekła mu.... krew?
Nie, to przestarzałe! Leciała mu ślina, bo to dzisiaj w modzie.
Elder nadal nie przytomniał. Nawet Pokeball lekko się zaniepokoił (phe,
a wcale że nie!-Pok). Mateo wspólnymi siłami z Maciem przenieśli go do
pokoju na kanapę. Położyli. Elder pobladł jeszcze bardziej. Kotasia wpadła w
lekką histerię, zastanawiając się czy Elder żyje. Senti przyniosła miskę
wody i ścierkę ("Bendem robiła kompresy!"). Usa poleciała do
szafki z lekarstwami i przyniosła wszystko co tam znalazła. Drżącymi rękami
zalała aspirynę w tabletkach. Podstawiła Elderowi pod rękę stos tabletek
różnych kolorów.
Elder po parutnastu minutach oprzytomniał jako-tako.
Spojrzał rozkojarzonym wzrokiem na swoją redakcję.
Jush powoli przestawał
być blady. Usa otwarła mu usta i wlała ową aspirynę (przedtem nie był w
stanie jej wypić) i wrzuciła wszystkie tabletki do ust. Elder teraz zrobił
się siny (bo zaczął się krztusić), usiadł na łóżku i zaczął machać rękami.
Sentretka w ramach robienia mu kompresów wylała na niego całą wodę z miski.
Elder jakoś przełknął tabletki, wodospad by Senti tesh jakoś przetzymał. W
końcu zaczął ciężko dyszeć. Wzrok miał jush normalny, no i siedział o
własnych siłach. Redakcja uznała to jako dobry znak i zaczęła wznosić trudne
do zdefiniowania okrzyki (radości? Nie... Żalu? Chyba...) Wszyscy żucili się
do tego by go oklepywać, i pocieszać. Pokeball podszedł do deski do
prasowania, wziął z niej goomę do żucia o średnicy około metra i wepchnął do
ust Eldera.
-Smacznego koleś!-krzyknął z obleśnym uśmiechem na twarzy
Pokeball. Elder ponownie zaczął się krztusić. Znowu zbladł. Wypluł goomę i
ogarnął wzrokiem redakcję. Wszyscy na niego dziwnie patrzyli. Elder domyślił
się o co chodzi. Byli głodni! Było to widać w ich oczach! A bestie
głodne są zdolne do wszystkiego! Przełknął ślinę. Rzucił się na łóżko i
udawał że znowu zemdlał. Poczuł czyjąś dłoń na plecach. Odwrócił się.
Kotasia. Patrzyła na niego w dziwny sposób. Wiedział czego chciała. (bez
skojarzeń mi tu!)
-Pojedziesz do sklepu....-zaczęła opanowanym
głosem, ale Elder wiedział, że pod tym spokojem kryje się całkiem coś
innego.- Wrócisz z jedzeniem.... Masz wykonać zadanie, albo....- tu
przejechała palcem po szyi i znów popatrzyła "dziwnie". Elder
wiedział, że lepiej wykonać zadanie jak należy. Redakcja w stanie głodu jest
zdolna do wszystkiego. Wiedział, że do jutra mógł dożyć, ale w postaci zupy,
mrożonki, albo rzeczy tego typu, lub nawet wcale...- Pojediesz z.... Eeee...
Pojedziesz z Pokeballem.- dokończyła Kotasia ze spokojem. Reszta na nią
dziwnie spojrzała. Wszyscy wiedzieli, że po tym co było przed chwilą, nie
wiadomo, co może się wydażyć. Pokeball łypnął okiem na Eldera, i vice-versa.
Podali sobie ręce na znak zgody. Wsiadli do jeepa. Pomachali w stronę domku
i zrobili głópie miny. Udawanie, że "nic-się-nie-stało" nie
wychodziło im dobrze. W końcu pojechali. Kierował Pokeball. Obok niego
siedział Elder. Kiedy tylko trochę odjechali od domu zaczęła się kłótnia
namber łan. Bo Elder chciał kierować. I tak jadą i się kłócą. Doszło nawet
do rękoczynów. Na trasie spotkali glinę, który ich zatrzymał.
-Prawo
jazdy proszę, obudwu panów....
-He, he, ładną pogodę dziś mamy prawda?-
zapytał głópkowato( jak to było w jego zwyczaju;D) Pokeball. Pytanie było
conajmniej nie na miejscu, bo niebo było dziś zachmurzone, i zbierało się na
deszcz.
-Jusz daję!-podał Elder, mimo, że wcale nie kierował.
Policjant wziął i coś tam zaczął zapisywać.
-Eeeee.... A właściwie, to o
co chodzi?- spytał w końcu Pokeball, po dłuższej chfili milczenia. Policjant
dalej milczał. Po kolejnej chfili machnął ręką w stronę wozu policyjnego.
Wyszedł z niego facet w okularkach, z tłustymi włosami, i mikrofonem. Za nim
jeszcze jeden facio tylko, że ten drugi miał kamerę. Podeszli do
jeepa.
-Czy oni się nadają?-spytał facet w okularkach. Policjant pokiwał
głową. Facet dwa poatrzył na nasz duet, po czym podszedł do faceta jeden- w
okularkach. Zaczęli coś szeptać między sobą. Zmierzyli wzrokiem nasz duet
jeszcze raz. Chyba się rozmyślili, co do tego, co mieli zrobić, bo
ostatecznie kazali jechać Elderowi i Pokeballowi.
Nareszcie
dojechali do sklepu. Pokeball (uzgodnili, że Pokeball niech se jush
prowadzi. W drodze powrotnej ma prowadzić Elder:D) Weszli do
sklepu.
Prześli przez dzrzwi obrotowe. Pokeball nie namyślając się wiele
wskoczył do wózka i zaczął się drzeć do Eldera: wieź mnie, wieź! Elder
sam chciałby znaleźć się na miejscu Pokeballa, ale wymyślił inny sposób:
będzie wieźć Pokeballa, a on sam będzie miał jedną nogę na wózku, a drugą na
ziemi i będzie odpychał się jak przy jeździe na hulajnodze. Wobec
czekających ich zabaw, całkiem zapomnieli o swoich sporach. Na jakiś
czas...
Pojechali najpierw ku stoisku ze słodyczami. Pokeball wziął
zgrzewkę "jajek niespodzianek", zaczął rozpakowywać jajka, jeść
czekoladę, a wszystkie zabawki wkładać do kieszeni. Sam Elder, jako osoba
bardziej wyrafinowana jadł batoniki, takie jak mu się pod rękę nawinęły,
oraz cukierki Riesen. Jednak Elder i Pokeball też człowiek (że co?O_o), i
pojemność żołądka ma ograniczoną, i wkońcu odeszli od stoiska. Poszli za to
zrobić w końcu zakupy. Kupili obiad, oraz parę drobiazgów, potrzebnych, aby
funkcjonować. Na obiad kupili 2 kilo soli, 4 torebki pieprzu, 10 gramów sera
żółtego, i jedną paczkę delicji. Do drobiazgów zaliczało się: olej, paczkę
wykałaczek, płyn ludwik(promocja! Rolka papieru toaletowego
GRATIS!), oraz "Poradnik- jak samodzielnie wychodować paproć".
Z zakupami nie podjechali jeszcze do kasy, bo przecież w supermarkecie jest
tyyyyle różnych zajęć! Chłopaki po zjedzeniu takiej ilości słodyczy
nabrali ochoty na coś bardziej treściwego. Załadowali żołądki jeszcze
bardziej jakimś normalnym jedzeniem, bo wiedzieli co ich czeka w domu. Potem
nabrali ochotę na zabawę. Oczywiście zabawa wózkiem to pierwsza rzecz.
Pokeball siedział wśrodku, a jak na hulajnodze jechał Elder. Jeździli tak
między regałami, jak na jakimś torze pszeszkód. Czasami trzeba skręcić,
czasami ominąć kogoś, bądź wózek tego kogoś. Nie zawsze się to udawało, a co
za tym idzie było parę rozwalanek. Parę razy nasz duet wpadł na stoisko z
puszkami, zupkami, zabawkami lub innymi towarami. Czasami
"niechcąco" wpadali na różnych ludzi. I tu dochodziło do
rękoczynów... Parę razy chłopacy przypomnieli sobie o swoich sporach, no i
wtedy... Np. Elder puścił wózek z Pokeballem, a sam z niego zeskoczył w
odpowiednim momencie. I tak oto Pokeball leżał wśród konserw, dzrzemów i
makaronów. On sam nie pozostawał święty. Wiadomo:"Jak polak z
polakiem". On np. "niechcąco" wylał na niego mleko, i parę
jogurtów. Nie będziemy opisywać, co jeszcze robili, w końcu palce tesh bolą
od tego pisania...
Po za tym fajnie było oglądać reakcje co po
niektórych, gdy widzieli dwóch chłopaków w tym samym mniej więcej wieku,
pędzących na wózku, bądź bawiacych się zabawkami ze stoiska. Parę razy
zdarzało wpaść się im na jakiegoś gliniarza, ale ogólnie było spoxik.
W końcu doszli do lady. Przy kasie stała pani... brzydka. Stara, gruba
i brzydka baba. Na domiar złego nasz duet wpadł jej najwyraźniej w oko.
Elder popatrzył w stronę goom do żucia. Pokeball tesh. Spojrzeli na siebie.
Oboje odwrócili głowy, bo wiedzieli, że gdyby zaczęli się bić, to pożywienie
mogłoby ulec zniszczeniu, a co za tym idzie, głodna redakcja sprawiłaby, że
mieliby oboje spektakularny koniec. Stara babka zaczęła mrugać dziwacznie to
jednym, to drugim okiem do Pokeballa. Ten starał się niczego nie zauważać.
Babka spojrzała na Eldera. Elder niedbale żucił forsę na ladę. Babka
odbierając forsę "niechcąco" (który raz pojawia się tu to słowo?)
dotknęła jego ręki. Elder gwałtownie odsunął rękę. Może nawet zbyt
gwałtownie, bo babka odczytała to jako "chcę się z tobą umówić", i
zacząła tym razem ściskać rękę Eldera, co z kolei przeszło w szarpanie, a na
koniec w przytulanie.
-Help! Pokeball, nie zostawiaj koompla w
potrzebie!- głos Eldera był bardzo histeryczny. Przed chwilą jeszcze
Pokeball śmiał się z adoracji grubej, brzydkiej baby, lecz teraz obudził się
w nim jakiś duch przyjaźni, i chwycił babę pod brodę. I to był błąd. Baba
puściła Eldera, a ten plasnął o posadzkę, zaliczając dziś już drugi raz
glebę. Złapała Pokeballa i chciała go pocałować, bo to złapanie pod brodę,
według niej było BARDZO wymowne, i teraz role się odwróciły, bo to właśnie
Pokeball potrzebował teraz pomocy. Elder jakoś ostatkiem sił się podniósł.
Chwycił jakiś transparent reklamujący wodę
"Primaverra!!!" i palnął nim babę. Ta zemdlała.
Rzuciła się ciężkim ciałem na ziemię. Obaj chłopacy odetchnęli z ulgą. Jako
zapłatę za trud z babą wzięli sobie zgrzewkę batoników, goom, reklamoowek
jednorazowych, dropsów i lizaków. Postanowili schować je do bagażnika na
czarną godzinę. Wzięi zakupy i wyszli ze sklepu. Zgodnie z obietnicą-
prowadził teraz Elder. Podczas jazdy nie było już, o dziwo, kłótni.
W końcu dotarli do domu. Nie trudno było przewidzieć, że nasza redakcja
rzuciła się na jadło (czyt. : pieprz, sól, delicje, i 10 gram sera). I nie
trudno było przewidzieć, że było to stanowczo za mało jak dla naszych
mutantów. Ale nic to. Jakoś przetrzymali. Każdy poszedł do swoich zajęć.
Kotasia siedziała na kanapie przed telewizorem. W ręku trzymała
chusteczkę, w którą co chfilę chlipała. W telewizji leciał właśnie 18998
odcinek telenoweli "Anielski Buntownik". Właśnie w tym momencie na
ekranie pojawiła się tfarz Esmeraldy i Menuela. Menuel oświadczał się
Esmeraldzie, bo ta była matką jego babci, która była żoną jej wujka, bo
tamten nie kochał jej matki i uciekł z dziadkiem na grenlandię, bo chciał
mieć z nim dziecko, które potem się zakocha w jej córce. Obok niej na
kanapie siedział Pokeball. Minę miał na pierwszy rzut oka obojętną, ale tak
naprawdę sam przeżywał ten serial, kto wie, może nawet bardziej niż Kotasia,
choć starał się to ukrywać.
Usa tworzyła wypociny malowane- czyli
obraski, i komixy, a Senti- wypociny pisane, czyli ff.
Macio siedział z
Mateo u góry, i grał z jakąś "super-extra-rozwalnkę-89".
Nasz
Elder bawił się teraz zabawkami z "Kinder niespodzianki", które
przyniesł ze sklepu.
Tak jak przewidywano-rozpadało się. Była już 18.
Burza dalej trwała. Błyskawice, i ciemność na polu, mimo, że w lecie
przecież zawsze jest jasno do późna.
Sentretka:
Nagle zgasło
światło. Kotasia i Pokeball chórem krzyknęli:
- W najciekawszym
momencie!
Sentretka z Usagi:
- No i jak ja teraz skończę
mój...
Przerwał im Macio z Mateo:
- Jeszcze trochę i....
Krzyki
zakończył Elder:
- Gdzie jest moja zabaaaawka?
Po kilkunastu minutach
wzajemnego wpadania na siebie i potykania się o samochodziki i resztę
śmieci, żeńska część redkacji jako tako doszła do siebie i spróbowała
uspokoić męską część redkacji. Ponieważ jednak męska część redakcji była w
przewadze, dziewczyny zostawiły w spokoju chłopaków i poszły usiąść na
kanapę, aby sie zastanowić. Gdy w końcu dotarły tam, Sentretka
stwierdziła:
- Ciemno tu jak w grobie... równie dobrze mogłabym zamknąć
oczy i tak nic nie widzę!
- Albo założyć okularki Pokeballa - dodała
posępnie Usagi - Mamy jakąś latarkę?
- O ile sie nie mylę, na liście
figurowały zapalniczki, ale latarka? - odparła Kotasia.
- Ja mam
latarkę... - powiedziała Sentretka - ale jedną.... musimy uważać, żeby
chłopaki od razu nam nie wyrwali.....
Dziewczyny jakoś dotarły do
latarki. Było to urządzenie dość kiepskie, ale nieoceniona Senti wpadła na
następny pomysł:
- Teraz musimy znaleźć jakieś ognioodoporne naczynie,
włożyć tam coś łatwopalnego i podpalić zapalniczką!
Teraz już o
wiele łatwiej szedł im marsz do kuchni po odpowiednie przedmioty, ale nagle
wpadły na Macia z Elderem, którzy zauważyli latarkę.
- Macie
latarkę?!
- Skąd?!
- My też chcemy!
- To moja latarka,
więc nie dostaniecie - odparła Senti - Ale właśnie idziemy do kuchni
po...
Nie skończyła. Nagle wszystko ucichło. Do uszu całej piątki dobiegł
dźwięk, jakby drzwi wejściowe otworzyły się z jękiem. Po całym domu powiało
lodowatym powietrzem, mrożącym krew w żyłach. Krzyk... Jeden? Nie, dwa...
Znowu zaskrzypiały drzwi... I tak nagle jak wszystko się zaczęło, tak
ucichło... W dodatku światło się zapaliło, a burza powoli cichła...
- Nareszcie! Chodźcie na dół, chyba drzwi się otworzyły! -
krzyknął Elder.
Senti i Usa spojrzały na siebie znacząco. One miały inne
zdanie o takich sprawach, ale nic nie powiedziały.
Drzwi jednak były
zamknięte, a raczej przymknięte. Kotasia zamknęła je na klamkę i zasunęła
zamek.
- Głodna jestem - stwierdziła Senti.
- Heh... Jedzenia nie
mamy, a taką pogodę raczej nikt z nas nie wyjdzie! - odparła
Kotasia.
Była to prawda: burza może ustała, ale deszcz, choć już nie tak
mocny, nadal padał.
Nasza piątka stłoczyła się więc przed telewizroem,
aby zapomnieć o głodzie. Usagi podniosła rękę z pilotem i nagle zatrzymała
ją.
- Mateo i Pokeball.
- Co Mateo i Pokeball? No, zapalaj! -
zdenerwowała się Sentretka.
- Nie zauważyliście?! Nie ma
ich!
- A faktycznie, tak za cicho i za spokojnie... - stwierdził
Elder - Musieli wyjść, dlatego słyszeliśmy otwieranie drzwi! Wpuścili
zimne powietrze, a potem przymknęli drzwi!
- Chyba nie będziemy ich
szukać po nocy i w deszczu? - stwierdziła Kotasia - Może są gdzieś w
domu!
Jednak koffanych webmasterów w domu nie było, mimo, że
redaktorzy zrezygnowali z oglądania telewizji i przeszukali cały dom.
-
A więc pora podjąć decyzję: albo idziemy ich szukać, albo czekamy do rana -
stwierdził Macio.
- Głosujmy: jest nas piątka... - powiedziała Senti -
Ja jestem za, bo o ile o Pokeballa się nie martwię, to MateoCharizardowi,
samemu zostawionemu na pastwę losu w towarzystwie Pokeballa może się coś
stać!
- Ja jestem przeciw. Mam dosć Pokeballa, przynajmniej sobie od
niego odpocznę! - stwierdził Elder - Najwyżej poszukajmy ich rano,
będzie widniej...
- Ja głosuję jak Elder - pada deszcz - powiedział
Macio.
- Ci mężczyźni! Ja jestem za! - powiedziała Kotasia.
-
Ja jestem za Sentretką, a więc idziemy! Wy nie musicie, jak nie
chcecie! - rozsądziła o wyniku głosowania Usagi.
- No tacy nie
jesteśmy, idziemy!
Ponieważ jednak nikt z redakcji nie miał płaszcza
przeciwndeszczowego, dziewczynki okryły się wspólnie workiem po gumach, a
chłopcy chcieli wziąść rysunki Usy i ff`y Senti, ale dziewczny wyrwały im z
okrzykami:
- Mój fanart!
- No co wy sobie myślcie!
Na
koniec Sentretka wzieła latarke i cała piątka wybiegła: z przodu dziewczyny
okryte wspólnie workiem, świecące latarką, a z tyłu moknący Elder z
Maciem....
***
- Krążymy po tym lesie juz od 3 godzin! -
zaczął narzekać w końcu Elder.
- Nie od trzech godzin, a od pół godziny -
Sentretka spojrzała na zegarek.
- Wszystko jedno! Wracajmy!
-
Taaak.. ale w którą stronę...?
Redaktorzy zaczęli się rozglądać. Fakt,
skoro Elder zgubił się w lesie w ciągu dnia, to tym łatwiej było zgubić się
w ciemnościach i deszczu.... Nie pozostawało nic innego, jak szukać dalej.
nagle Sentretka drgnęła.
- Ktoś wołał! Słyszeliście?
Reszta
spojrzała na nią z wyrazem na twarzy "Nie wszyscy mają taki doskonały
słuch, jak ty"
Sentretka zignorowała ich, przetarła rękawem okulary
i zaczęła się rozglądać.
- Ktoś wołał "Ratunku! Pomocy" .
Najprawdopodobniej dobiegało to stamtąd! - pociągnęła ze sobą dziewczyny
i chłopaków.
Jednak oni nie byli tacy zaaferowani, i w dodatku głodni i
przemoknęci. Sentretka poświęciła się więc i puściła się biegiem. Reszta
redakcji podążała za nią truchtem....
***
Teraz już wszyscy
to usłyszeli. Redaktorzy zaczęli się rozglądać...
- Tutaj! - Kotasia
wskazała jakąś dziurę.
Dziura miała jakieś 4-5 metrów głębokości. Miała
jednak dość małą średnicę. Mimo to, w ciągu dnia na pewno można by było ją
zauważyć i obejść...ale w ciemnościach była prawie niewidoczna. Na jej dnie
stali nie kto inny, tylko Mateo i Pokeball. Ściany dziury, być może w ciągu
dnia suche, pełne wystających korzeni i kamieni teraz powlokły się błotem.
Niemożliwością było wydostać się z dziury, przynajmniej nie bez czyjejś
pomocy. Sentretka ponownie poświęciła się i położyła na brzuchu, po czym
krzyknęła:
- To wy?
- A kto inny! Pomóżcie nam! - krzyknął
Pokeball.
Sentretka wstała, otrzepała się i spojrzała na redkację z miną
"Ja już dość zrobiłam, teraz niech kto inny się wykaże w
ficku"
Elder uśmiechnął się złośliwie i oparł o drzewo.
- A kto
mi wepchnął gumę?
- A kto zwlekał z umieszczeniem moich tekstów? - dodała
Usagi.
- A kto nam groził wywaleniem z redakcji? Jeszcze dzisiaj! -
przyłączy się Macio.
Pokeball spuścił głowę i milczał, ale Mateo odparł:
- No chyba nie ja!
- Ty nie - zgodziła się Sentretka.
Gdy
tylko słowa Sentretki dotarły do Pokeballa, przestraszył się:
- No chyba
mnie tu nie zostawicie samego? Waszego koffanego webmastera?
Sentretka
bez słowa ułamała jakąś długą gałąź i znowu się położyła na brzuchu.
-
Wchodź.... Mateo.
Mateo nie potrzebował zachęty. Szybko chwycił gałąź i
wdrapał się na górę. Pokeball z determinacją wyciągnął ręce, ale Sentretka
wciągnęła gałąź.
- D-d-dzięki - wyjąkał cały czerowny Mateo.
- Nie ma
za co - spokojnie powiedziała Senti - Co właściwie się z wami stało?
-
Eeee... nieważne... - teraz Mateo cały sie palił ze wstydu.
- Mów, albo
wrzucę cię do tej dziury!
- Ja! Ja! Ja wam powiem! Tylko
pomóżcie mi wyyyyyjść! - zawył Pokeball.
- Cicho - ofuknęła go Senti
- No... nie bój się! Mów!
Mateo skulił się, ale zaczął
mówić.
- No więc....Obydwoje z Pokeballem wyszliśy z domu... po jakąś
pomoc, no wiecie... czy elektryka....
- Nie kłam! Wiesz dobrze, że
szliśmy do jeepa, aby pojechać do miasta i tam poczekać do rana! Ja sie
pytałem nawet co z resztą redakcji, a ty odpowiedziałeś, że jakoś sobie
poradzą.... - krzyknął Pokeball.
Usagi podeszła i zdecydowanym ruchem
chwyciła Mateo za kołnierz, aby go wrzucić do dziury, ale Sentretka
zablokowała ją i powiedziała spokojnie do Mateo:
- Mów dalej.
Usagi
puściła kołonierz Mateo i zrobiła krok do tyłu.
- No... ale w tych
ciemnościach i deszczu nic nie widzielismy i w końcu zaszliśmy za daleko....
i wpadliśmy do tej dziury - wytłumaczył Mateusz.
- A dalej? - zapytała
Sentretka. Redakcja spoglądała na nią ze zdumieniem. Nigdy jeszcze nie
widzieli jej tak stanowczej, a jednocześnie: tak spokojnej.
- Co
dalej?
- No, co robiliście w tej dziurze, zanim przyszliśmy?
- N-nic.
- Wątpię, abyście przez prawie godzinę po prostu stali...
- Na
początku próbowaliśmy się wydostać... Potem zaczęliśmy się zastanwiać co
będzie... i wyrzucać sobie nawzajem, jacy byliśmy dla was - przełknął ślinę
- no..... zaczęliśmy się bać, że nie przyjdziecie....
Sentretce
najwyraźniej to wystarczyło. Kiwnęła głową.
- Wystarczy. A teraz, ty
decyduj, czy wyciągamy Pokeballa? - z jej miny można było wyczyta jedno: gdy
Mateo zadecyduje o losie Pokeballa, ona spowrotem zmieni się w cichą
redaktorkę...
Usagi:
Mateo miał teraz mętlik w głowie. Został
tak jakby rozdarty na dwie połowy. Nie wiedział co zrobić. Z jednej strony
chciał pomóc koomplowi, współpracownikowi, tak jakby drugiej połówce,a z
drugiej miał wielką ochotę zostawić go w tym dole i dać nauczkę za te
wszystkie błędy, za te jego drażliwe cechy charakteru, za lenistwo, i
ogólnie całą jego postać. Jeżeli wyciągnąłby go z tego dołu- uznali by go za
mięczaka, uzależnionego od swojego kolesia, ale nie miał serca zostawić go
tam w dole. Zemsta jest słodka, ale ta zemsta może obrócić się przeciwko
niemu. Deszcz nie będzie padał wiecznie, i ziemia trochę wyschnie, a wtedy
łatwo jest wyjść i Mateo wolał nawet nie myśleć co by było, gdyby Pokeball
wyszedł i chciał się na nim zemścić. Chciałby być teraz na miejscu zwykłego
redaktora, bo wtedy mógłby podjąć bez niczego decyzję, ale teraz jest jakby
zastępcą szefa, i to on decyduje. Przełknął ślinę. Spojrzał na Sentretkę.
Jej twarz nic nie wyrażała. Była dalej spokojna i opanowana. Ona to ma
dobrze! Cokolwiek się stanie- ona jest bezpieczna, bo przecież nie jest
szefową.
-Eeee.... Wiecie? Może zrobimy głosowanie? To dobry
pomysł!
-Osz ty! Jak śmiesz! To nie ulega wątpliwości, że
masz mnie wyciągnąć! Sam się prędzej czy później wydostanę, a wtedy
to....- Mateo dalej nie słuchał. Nie chciał i jednocześnie chciał wyciągnąć
go z tego dołu. Spojrzał jeszcze raz na Sentretkę. Gdyby ona miała jakieś
zdanie i pokazała je, to na pewno wstawiłby się za nią, ale jak na razie go
nie ma, a może ma tylko nie pokazuje go. Spojrzał na wściekłego Pokeballa.
Mateo czekał teraz aż któryś członek redakcji przeważy szalę. Najlepszym
rozwiązaniem byłoby zostawić po środku, ale jak w takim wypadku zostawić to
wszystko po środku? Na skraj brzegu podeszła teraz Usa. Gdyby Senti miała
taką minę jak ona, to z pewnością Mateo zostawiłby teraz Pokeballa w tym
dole, bo oczywiście by uległ Senti.
-No dobra ludzie i ludziska...-
zaczęła na pozór spokojnym głosem- jak uważacie-czy on powinien tu zostać?
Czy zasługuje na to, żeby tu siedział całą noc, a jak wiadomo dzisiejsza noc
nie jest zbyt sprzyjająca siedzeniu w dołach... Czy powróciłby żywy z czegoś
takiego? Prawdopodobieństwo jest małe. Nie liczmy ot takich drobiazgów jak
burza, pioruny, zawalenie się ścian dołu, a tym samym pogrzebanie żywcem,
czy złapanie jakiś chorób. Mówimy tu o czymś poważniejszym.... Ale czy
Pokeball zasługuje na to żeby wyjść i wrócić sobie do domciu jakby nigdy
nic? Obejrzeć serial, i pójść spać? No więc- kto jest za czym?- widać, ze
Usa była za tym pierwszym-tzn. za zostawieniem w dole i daniem swoistej kary
za wszystko, ale sama nie była do końca zdecydowana. Miny pozostałych
członków redakcji wyrażały to samo- za to wszystko co Pokeball był im
winien, powinni mu teraz dać nauczkę, ale z drugiej strony za bardzo nie
chcieliby być na jego miejscu.
W końcu Mateo podjął decyzję. Miał wyraźny
wyraz twarzy.
-Ja... Postanowiłem, że wyciągamy go... W końcu sami
wiecie... no... przecież ... Eeee....- jąkał się- no w końcu, trzeba go
wyciągnąć, bo według mnie to ta gooma Eldera była niezbyt dobrze
wyprasowana!-rzucił pierwszy lepszy pretekst do tego aby wyciągnąć
Pokeballa. Senti wzrokiem odpowiedziałą mu, że się zgadza. Była gotowa na
każdą możliwość. Mateo coś ukłuło w okolicach serca. Coś się w nim odezwało.
Poczuł, że się czerwieni. Przypomniał sobie moment zgaszenia światła- on
wtedy zaproponował, zostawienie redakcji na pastwę losu. Równie dobrze on
mógł siedzieć teraz tam, w dole. I równie dobrze on mógł teraz zostać wydany
na sąd Pokeballa- swojej drugiej połówki. Aż mu się głópio zrobiło, że tak
długo zastanawiał się nad wyciągnięciem koompla. Redakcja podeszła na skraj
ścian dołu. Mateo wziął gałąź i położył się na ziemi. Podał jej drugi koniec
Pokeballowi. Senti położyła się obok niego i także chwyciła za gałąź.
Pokeball się jej złapał. Jednak deszcz cały czas lał i coraz trudniej było
cokolwiek robić. Błoto było coraz większe z minuty na minutę. Wszystko było
śliskie, i jak nie trudno przewidzieć- z powodu tej śliskości do dołu wpadł
teraz Mateo razem z Senti. Usa i Elder próbowali schwycić ich za nogi ale
nie zdążyli, i sami także runęli do dołu. U góry została teraz ih ostatnia
deska ratunku- Macio i Kotasia.
-Pomóżcie! Będziecie wyciągać po
jednej osobie, tylko ostrożnie, bo i wy wpadniecie!- krzyknął Elder. Jak
na złość akurat w tym samym momencie zsnunęła się ziemia spod nóg Kotasi i
Macia. Oni także wpadli do dołu. Teraz wszyscy siedzieli pośród kawałków
ziemi i błota, cali brudni przemoknęci, głodni, lecz o dziwo- wcale nie źli.
Co za ironia losu! Teraz to oni siedzą tu w dole, w każdej chwili może
spaść na nich ziemia, może trzasnąć w nich piorun, bądź te "inne, dużo
groźniejsze rzeczy", o których mówiła Usa. Może te jej gadki były
głópie, o tych wszystkich paranormalnyc rzeczach, ale nabierały całkiem
innego znaczenia, kiedy stawało się z nimi "oko w oko". Akurat w
tym momencie całkiem niedaleko nich piorun trzasnął w drzewo. Wszyscy
milczeli. A co z tymi "innymi" rzeczami? A jeżeli rzecywiście
spotkają jakieś mary nikczemne, stworzenia, lub po prostu staną się
więźniami tego oto dołu?...........
Sentretka:
- No cóż, może
dzisiejsza noc nie sprzyja siedzeniu w dołach, ale nie mamy wyjścia -
Sentretka próbowała przerwać milczenie.
- To moja wina.. - stwierdziła
Kotasia - Powinnam bardziej uważać....
- Oj, Kotasia daj spokój, przecież
to niczyja wina... - odparł Elder.
Wszyscy popatrzyli na siebie. Po raz
pierwszy naprawdę byli sobie bliscy. Wspomnieli wszystkie te dni, kiedy
nawzajem gnębili się... wyszydzali.... kłócili.... Zachowywali się jak banda
dzieciaków.... Teraz dotarło do nich, że tak naprawdę nawzajem lubili się i
byli sobie bliscy... Może gdyby zrozumieli to wcześniej, nie doszłoby do
takiej sytuacji? Przede wszystkim po zgaszeniu światła trzymaliby się
razem.... Mieliby latarkę Sentretki, więc bez względu na to czy wyszliby czy
nie, nie zgubili by się - Senti oświetliła by miejsce przed domem i z
łatwością trafiliby do jeepa.. albo siedzieli w ciepłym domku, w którym po
chwili zapaliłoby się światło.... A inne chwile? No cóż, raczej nie byliby
głodni: na wspólnych zakupach wszystko by kupili tak, aby się najeść... I
dopiero trzeba było znaleźć się w takiej sytuacji bez wyjścia, aby nareszcie
wszystko zrozumieć! Tylko, że teraz już to nic nie da.... Ile będą tu
jeszcze musieli siedzieć? Licząc, że deszcz wkrótce przestanie padać i
będzie ciepło ziemia i tak wyschnie w kilka dni.... Kilka dni bez jedzenia i
picia?
- Może jednak jakoś się wydostaniemy? - znowu przerwała milczene
Sentretka.
- Akurat! - powiedział Mateo - Gdy..... gdy siedzieliśmy
tu z Pokeballem, próbowaliśmy! A było w miarę sucho... Teraz... j-jest
to jeszcze bardziej niemożliwe... - mówiąc to jąkał się. Wszyscy zresztą
czuli się niepewnie....Gdzieś w pobliżu uderzył następny piorun....
Usagi:
Wszystkim z minuty na minutę robiło się coraz bardziej
nieswojo. Tak... Na co dzień tak na pozór nieczuli wobec siebie, i wcale
siebie nielubiący- teraz byli sobie najbliższą rodziną. Deszcz stał się
jeszcze gęściejszy. Worek po goomach, ten worek po tych nieszczęsnych
goomach, które przysporzyły tyle kłótni i nie porozumień, Macio roztargał
teraz tak, że stworzył się dwa razy większy "parasol". Zimno było
nie do zniesienia. Najgorsze było błoto. Redakcja ostatecznie worek użyła
jako podkładkę. Wszyscy na niej usiedli, ciasno do siebie przylegając, nie
"przytulając", bo to byłoby teraz niewłaściwe określenie. Jako
parasolu- każdy narzucił na swoją głowę kurtki/bluzy. Siedzieli tak w
milczeniu przez jeszcze około pół godziny. Każdy zaczął się zastanawiać nad
pytaniem "czy to musiało się stać?". Nawet gdyby Pokeball z Mateem
wyszli, to przecież to także częściowo ich wina, bo ociągali się z
wyciągnięciem Pokeballa, bo musieli "wyznaczyć karę".
Siedzieli i stali się więźniami nie tylko tego dołu, ale też więźniami
samych siebie, więźniami swoich umysłów. Kolejny piorun rozświetlił niebo.
Kotasia zadrżała. Łzy zaczęły cieknąć jej po policzkach. Schowała twarz w
dłoniach. Elder i Usa- każdy po jednej stronie, objęli ją ramieniem, co
miało być pocieszeniem, ale stało się odwrotnie, bo Kotasia zaczęła płakać
jeszcze bardziej.
-Do licha, przecież musimy się stąd jakoś
wydostać!- krzyknął z histerią w głosie Mateo. Odpowiedziała mu cisza.
Kolejny piorun. Senti podniosła głowę do góry. Spojrzała na gwiazdy.
Mimowolnie łzy napłynęły jej do oczu. Czuła jakby ostatni raz na nie
patrzyła. Jakby to był już koniec, jakby nie miała dożyć jutra... Jakby już
nigdy nie mogła zobaczyć słońca... Słońce- symbol otuchy i nadziei, i
radości, jak wszystko w tym dole jakim teraz siedzieli robiło swoją robotę
na odwrót, a mianowicie- zamiast dawać radość, dawało smutek. Ponownie
zagrzmiało. Sentretka usłyszała jakąś muzykę. Jakby skrzypce. Grały
melancholijną, smutną melodię, jakby tym samym obwieszczając koniec tej
egzystencji, koniec tego wszystkiego. Zamknęła oczy. Skrzypce dalej grały.
Melodia wydobywała się jakby z wnętrza jej samej. To tak jakby jednocześnie
słyszała tą melodię, i nie słyszała. Poczuła się jak jakaś postać wskakująca
w kulę lawy, która poświęciła wszystko teraz swojemu losowi, jakby już nic
nie było ważne... Poczuła ciepło... Otwarła oczy. Patrzyła na nią Usa.
Próbowała dodać jej otuchy. Obok niej-Senti, z drugiej strony siedział
Mateo, a zaraz obok Matea Pokeball. W sumie układ wyglądał mniej więcej
tak:Pokeball, Mateo, Sentretka, Usagi, Kotasia, Elder, Macio. Siedzieli w
kręgu, bo jak wiadomo, nie było zbyt wiele miejsca. I ten krąg.... To tak
jakby symbol jedności.... Mateo przychodziły do głowy teraz dziwne wizje.
Zobaczył samego siebie- jak poszedł z Pokeballem z domu, jak wpadli do dołu,
jak siedzieli tak tutaj w samotności, i nie mieli żadnej nadziei na to, że
stąd wyjdą. Ta godzina- kiedy to w samotności zaczęli nawzajem na siebie
bluzgać, wyrzucać wszystkie błędy,
a wkońcu usiedli, i zaczęli rozmyślać
nad "a co, jeśli nie przyjdą?". Bo po prostu wiedzieli, że
redakcja przyjdzie im pomóc, nie przewidzieli innej możliwości, po prostu
musi przyjść i im pomóc. Stali się już jednością, choć sami o tym nie
wiedzieli. Pokeball także miał wyrzuty sumienia. Bo chyba nie bez powodu
wachali się nad tym czy go zostawić w tym dole, czy nie. To jakiś znak, że
trzeba się zmienić, trzeba być lepszym, bo jak można zostawić swojego
"koffanego webmastera?" (Pokeball-jeśli będziesz to czytał-
zastanów się nad tym! Wiele rzeczy przecież w tym ficu jest szczerą
prawdą, a zanim zaczęliśmy go wogóle pisać, to mieliśmy wytknąć błędy. Nie
wiem jak Senti, ale ja liczyłam, że przynajmniej jeden członek redakcji
weźmie sobie te błędy do serca... i poprawi się;) Macio po prostu nie myślał
o niczym konkretnym. Był zły- na to że nie zadziałał w porę, że został
ostatnią deską ratunku i zawiódł. Na ten dół, na Mateo, na Pokeballa, na
deszcz, na redakcję, na ten głópi dom, na wszystko. Obwiniał się oto, że
teraz siedział tu, a znim cała redakcja. Zresztą nie tylko on jeden, a
wszyscy. A może to przeznaczenie? Żeby stać się lepszym wszyscy zostali tu
przez jakąś niewidzialną rękę tu wepchnięci? Właśnie po to, żeby się nad
sobą zastanowić?
Usa patrzyła do góry. Nagle serce jej zamarło- bo oto
nad jej głową zobaczyła jakąś białą postać. Małe dziecko. Dokładniej- małą
dziewczynke. Patrzyła na Usagi jakimś dziwnym wzrokiem, w którym to mieściła
się zarówno złość, jak i miłość, zarówno piękno jak i brzydota. Wyrażal
wszystko i nic. Usa zamrugała. Postać zniknęła. Elder chciał jak najszybciej
stąd wyjść, ale jak wiadomo- złośliwość przedmiotów martwych, czyli w tym
wypadku zegarka dawała o sobie znak. Sekundy wlokły się powoli. Każda
sekunda- stawała się wiekiem. Usa zamknęła oczy. Oparła głowę o Senti. Było
jej jakoś tak dziwnie dobrze i ciepło. Nawet nie spostrzegła się kiedy
zasnęła.
Stała gdzieś. Sama nie wiedziała gdzie. Na jakimś korytarzu.
Pusto, cicho... Wokół unosiła się tak jakby mgła. Przeszła parę kroków. Tak
jakby ktoś wyłączył dźwięk, bo niczego nie było słychać. Nagle w jej ręce
znalazł się nóż.... Patrzyła na ścianę... tylko, że teraz nie było przed nią
ściany.... Patzryła na samą siebie... Było to coś w rodzaju lustra..... ale
jednocześnie nie lustro.... Była tam ona sama.... W ręce tak trzymała
nóż.... Ta Usagi w lustrze podniosła rękę znożem, gdzieś mniej więcej na
wysokość serca... Zamachnęła się.... Już miała wbić ten nóż w serce..... Ale
nagle otworzyła oczy i zobaczyła ponure oblicze Kotasi, siedzącej obok niej.
Znowu znajdowała się w kręgu.... Kotasia miała nieobecny wzrok. Kiwała się
to do przodu, to do tyłu. Cały czas panowała cisza. Nikt się nie odzywał,
tak jaby się czegoś bał. Bo rzeczywiście- coś jakby wisiało w powietrzu...
Sentretka:
- Najlepiej po prostu spróbujmy zasnąć -
zaczęła Senti - Ranek często przynosi nowe nadzieje.... jak np. we Władcy
Pierścieni, tam mówiono o tym wiele razy..
- Czytałaś to? - spytał Macio,
starając się opanować głos.
- Aha.
- Heh... czemu ja czytałam tylko
Hobbita! Teraz nie wiadomo czy będę miała okazję... - westchnęła
Usa.
- Będziesz - stwierdziła Sentretka z nagłą mocą - Nie bez powodu
utknęliśmy tutaj, ale być może dostaniemy drugą szansę? A teraz
śpijmy....
Wszyscy skulili się. Mimo wszystko chciało im się spać, tak
więc przsunęli się blisko siebie, aby było cieplej i posnęli...
***
- A co wy tu robicie?
Redakcja obudziła się. Było
wcześnie rano, ale przynajmnniej widno. Spojrzeli w górę. Nad dołem stał nie
kto inny, jak Miszyman, czyli webmaster pokemonz. (Prawie każdemu znana była
jest draka pomiędzy pokemonz a pokeballz, prawda?) Przyglądał im się
dziwnie. Zresztą, trudno mu sie dziwić. Raczej nieczęsto spotyka się
siedzącą w dole redakcję pokeballz, całą umazaną błotem, prawda?
- No
chyba widzisz... - zaczął Mateo - Posłuchaj, może tak byś nas wyciągnął stąd
zamiast się gapić...? Wszystko ci opowiemy!
- A jak? - zapytał
spokojnie Miszyman.
- Heh.. Widzisz tą gałąź? No to po prostu nam
podaj!
- Oj, no nie wiem... Nie chciało się być u Miszymana, co?
Wolało się iść do Pokeballz?
- Nas też nurtuje trochę pytań, w tym skąd
sie tu wziąłeś, ale najpierw nas wyciągnij... no przynajmniej kogoś z
nas! - odparła Kotasia.
- Najpierw mi odpowiedzcie na pytania - mścił
się Miszyman.
Redakcja zawstydziła się... przypomniała sobie wczorajszy
wieczór, pastwienie się na nad Pokeballem i Mateo.... No, ale nie mogli
drażnić Miszymana....
- No dobra - powiedział Macio - To jakie są te
pytania?
- Po pierwsze, co tu robicie?
- No, wczoraj tu
wpadliśmy...
- Wczoraj? Wczoraj była burza! Co robiliście na dworzu?
I co robicie w tej okolicy?
Sentretka wzięła głęboki oddech. Dobrze,
opowiedzą mu wszystko.
- A więc tak - zaczęła - przyjechaliśmy tu na
wakacje, do takiego domku, tu w okolicy...Wczorajszej nocy owszem była burza
i zgasło nam światło. Gdy się zapaliło, byliśmy rozdzieleni... Tzn. Pokeball
i Mateo wyszli na dwór, a my zostaliśmy w domu. Poszliśmy ich szukać,
siedzieli tu w dole - Sentretka zająknęła się. Dalej mówić ogólnikowo czy
też opowiedzieć prawdę o dole?
Pomógł jej Pokeball, dość zresztą milczący
od wczoraj.
- Najpierw wyciągnęli Mateo i wzięli go na spytki, co się z
nami stało - przymknął oczy - Potem postawili go przed wyborem, czy mają
mnie tu zostawić, czy też także wyciągnąć. Powinni mnie zostawić,
zasługiwałem na to! Ale nie... pomogli mi... tylko, że koło tej dziury
zrobiło się już ślisko i w końcu wszyscy powpadali... - otworzył
oczy.
Miszyman nadal przyglądał się im dziwnie.
- No więc ja tutaj
jestem na wakcjach u rodziny, byłem na spacerze z psem - gwizdnął i
przyleciał jakiś psiak - Jak was to interesuje.... Hmmm a więc mam wam
pomóc?
Redakcja nie odpowiedziała. Każdy bał się odezwać, aby nie
zmarnować szansy na ratunek.. ale czy Miszyman pomoże? Do Pokeballz odeszło
jego 4 dawnych redaktorów! Chociaż już to jakoś przetrwił było jasne, że
ma jednak uraz do pokeballz!
Nagle pies Miszymana podszedł za blisko
krawędzi i spadł, prosto w ręce Pokeballa.
- Mój pies...!
Pokeball
westchnął:
- Mogę ci go podać, ale dziura jest za wysoka... Chyba jednak
musisz mnie wciągnąć...
Miszyman podszedł, wziął gałąź i
powiedział:
- A spróbuj mu coś zrobić.
- Przecież nic mu nie
zrobię!
Po chwili Pokeball razem z psem byli już na powierzchni.
Miszyman spojrzał na niego z góry i powiedział:
- To papa - po czym
popchnął go w stronę dołu. Pokeball chwycił się jednak jakiegoś drzewa i nie
spadł, a Miszyman oddalił się, razem z psem mamrocząc coś o wyjeździe stąd.
Redakcja milczała. Po prostu tak nieoczekiwane było to wszystko, że nikt
nie mógł tego skomentować, ale wszyscy byli już spokojni: Pokeball zaraz ich
wyciągnie. Ale czy na pewno? Przecież akurat nad nim dyskutowali i nad
pozostawieniem właśnie go w dole!
Na szczęście, pewne chwile i
wydarzenia łączą, a siedzenie całą noc w deszczu w dole do takich należało.
Pokeball w końcu odwrócił się i wziął gałąź.
- Właźcie - z trudem
wykrztusił.
Nie było zbędnych słów, sprzeczek: kto pierwszy, kto
najpierw. Powoli, sekunda po sekudnie redaktorzy wychodzili z dołu. I po
wszystkim.. Pokeball cisnął gałąź do dołu. Wszyscy patrzyli się na siebie.
To milczenie było już nieznośne. A więc dostali tą drugą szansę, drugą
szansę... której nie mogli zmarnować....
***
- No... to
może... wrócimy do domu i się umyjemy? - powiedziała nieśmiało Usagi.
Wszyscy kiwnęli w milczeniu głowami. Tak trudno było się teraz
odezwać! Nawet teraz, gdy było już po wszystkim... Siódemka powoli
ruszyła i po chwili jakoś trafili do domu. O dziwo, nie błądzili. Całą drogę
milcząc... Każdy jednocześnie chciał przerwać milczenie, ale i się nie
odzywać.
- Zaraz, zaraz, my zamknęliśmy wczoraj drzwi? - zapytała
Sentretka.
- Chyba ja wyszłam ostatnia... Nie, chyba zamknęłam je tylko
na klamkę.... - odparła Usagi.
Miała rację. Z jednej strony może było to
nieostrożne, ale z drugiej - najprawdopodobniej teraz mieliby problem, bo
Usagi najprawdopodobniej zapodziałaby gdzieś w tym zamieszaniu
klucze.
Powoli weszli do domu, rozejrzeli się. Koło kanapy leżał
porzucony pilot. Jednak w mieszkaniu panował porządek, a przynajmniej w
miarę. Mimo to wszystko wyglądało tak obco.... Sentretka weszła pierwsza i
bez słowa poszła na górę. Kotasia poszła się umyć. Reszta niezdecydowanie
stała w progu. Usagi zrobiła krok do przodu i powiedziała:
- Eeee... no
co tak stoimy tutaj.....
- Tak, wejdźmy - kiwnął głową Macio i także
wszedł, po czym usiadł na kanapie. Elder podążył za nim. Zostali
webmasterzy.
- Na co jeszcze czekacie? Przecież nie będziemy tu czekać
cały dzień! Przebierzmy się i obmyjmy z tego błota i ziemi, a potem może
jakieś zakupy? - tym razem już normalnym głosem stwierdziła Usagi i weszła
po schodach, zobaczyć co robi Senti. W tym czasie Kotasia wyszła z łazienki,
gdzie się także przebrała. Do łazienki wszedł Macio. Dziewczyna usiadła
zamiast niego na kanapie.
Usagi otworzyła drzwi. Sen siedziała przed
kompem, który włączyła, ale nic na nim nie robiła. Kiwała się na krześle z
nieobecnym wzrokiem.
- Co tutaj tak sama siedzisz? Chodź na
dół...
Sentretka podniosła rękę i zaczęła strzepywać błoto z włosów.
- To moja wina. Powinnam zostać tam. T-to ja wyciągnęłam tylko Mateo i
kazałam mu wybierać... Powinnam wyciągnąć ich obu, od razu!
- Oj,
daj spokój, przecież wiesz tak samo jak wszyscy, że wina jest tak samo....
tzn. każdy jest tak samo winny. Było minęło. Nie jesteśmy już w dole.
Jesteśmy w domu. Bądź co bądź żyjemy i teraz zamiast się gryźć powinniśmy
coś zrobić z tą atmosferą, z tym milczeniem!
- Ja nadal czuję się,
jakbym tam była. Ciągle przed oczami staje mi, jak wyciągnęłam Matea. Jak
obydwoje spadliśmy. Jak ty z Elderem spadliście za nami. Jak ziemia obsunęła
się spod nóg Kotasi i Macia. Jak traciliśmy powoli nadzieję.....
Usagi:
-To chyba był jakiś znak... Że powinniśmy coś
zmienić.... Naprawdę nie ma sensu rozczulać się nad sobą.... Wszyscy
jesteśmy winni.... Mam nadzieję, że jush więcej nie dojdzie do AŻ tak
poważnych sporów.... Oczywiście przeczuwam, że będziemy dalej zgrają
mutantów, ale coś się zmieni... Coś się już zmieniło....- Usa mówiła dalej,
ale przerwał jej hałas z kuchni. Senti trochę się otrząsnęła i wstała.
Zeszły razem na dół.
Tak.... Stara, dobra redakcja.... Milczenie trochę
minęło, i na powrót redakcja stała się redakcją, choć ślady wczorajszej nocy
widać było nadal... To aż unosiło się w powietrzu... Mateo przeszukiwał
teraz wszystkie szafki w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Pokeball siedział
przy stole i liczył pieniądze, potrzebne mu na zakupy. Niestety w domu nic
nie było do jedzenia. Chłopaki dalej w cali w błocie, nie szli się jeszcze
umyć. Nagle Pokeballa coś jakby tknęło. Wstał i pobiegł do jeepa. Po chwili
wrócił z zakupami. Zakupy darmowe, czyli wzięte za mordęgę z grubą, starą
babą. Rzucił na stół wafelki, batony, lizaki, goomy, reklamówki i inne
rzeczy "zostawione na czarną godzinę". W tym samym momencie do
kuchni wszedł Macio. Popatrzył na stół i zrobił wielkie oczy.
-Hehe, nie
musicie dziękować mnie i Elderowi. Podziękujcie tej starej babie z super
marketu.- powiedział Pokeball z tym swoim starym, dobrze wszystkim znanym,
obleśnym i złośliwym uśmiechem. Jednak nie był to ten sam Pokeball co
wczoraj. Coś tam się w nim zmieniło.
(tu następuje ciecie autorki tej
części, czyli Usy. nie będę teraz opisywać jak oni dochodzili do siebie, jak
robili zakupy, jak jedli, bo wątek jedzenia był najczęstszym wątkiem
pojawiającym sie w tym ff - -' Pora to zmienić. Przenosimy się dalej, bo
jest teraz popołudnie, i już po tym całym "dochodzeniu do
siebie")
----------------------------
-Jak, myślicie, czy podczas naszej
nieobecności ktoś był w domu? Nic nie zginęło, napewno byłyby ślady błota, i
nie byłoby takiego porządku.
Ale to wszystko wydaje mi się takie
jakieś.... Podejrzane...-powiedział Macio do redakcji. Wszyscy siedzieli
teraz przed telewizorem.
-Prawdę mówiąc, ja też tak myślę... No wiecie,
chodzi mi oto, że ktoś mógł przyjść tu, i zrobić głupi kawał... Po prostu po
coś innego... Nie koniecznie chodzi mi teraz o pieniądze, czy rzeczy
wartościowe.... Ale w tym domu czuje jakiś taki dziwny klimat teraz... Bo
wiecie, tak jakby to nie był ten nasz dobrze znany dom, tylko jakiś obcy,
inny... Jakby to nie był nasz dom... Nie nasz świat...- powiedziała Kotasia.
Reszta powiedziała jej to samo. Dom inny teraz jest... Ogołocony jakby z
naszych osobowości... Ściany zioną pustką... Już nie są tymi samymi
ścianami... Pustka ścian na cały dom jakby się przenosi... i na domowników
jego... Redakcja oczami już nie tymi samymi, na świat inaczej już patrzy....
Bo świat takę jest już zmieniony... I nie jest już ten sam... Dołek- element
tak bez znaczenia... Nic się nie stało tej nocy, kompletnie nic. Po prostu
redakcja trochę się zmieniła. I tyle. Tylko tyle. Absolutnie nic się
przecież nie stało...
Sentretka (o nie.. tylko nie to... >< co
z tego, że poprawione, to najgorszy fragment ><)
Mijały
godziny. Redakcja już zachowywała się prawie normalnie. Zakupy Pokeballa i
Eldera zostały szybko pochłonięte, ale następne zaopatrzenie odłożono do
jutra. Było już koło 20, gdy Sentretka powiedziała:
- Idę się przejść, za
chwilę wrócę, dobrze?
Reszta mruknęła coś, albo kiwnęła głowami na znak,
że zrozumiała. Gdy dziewczyna wyszła, Mateo także wstał:
- Idę za
nią.
- OK, OK - mruknął Pokeball, patrząc w telwizor.
Mateo zamknął
drzwi.
Sentretka nie odeszła jeszcze daleko. Tego dnia była w miarę ładna
pogoda, więc było w miarę jasno mimo późnej godziny.
- Mateo! Co ty
tu robisz?
- Tak wyszedłem... zobaczyć, gdzie poszłaś...
- Ach,
nigdzie... Po prostu miałam ochotę się przejść.... Jak chcesz to idź ze
mną...
- Mogę pójść... Ale gdzie?
- Przecież mówię, że nigdzie...
trochę po lesie i wrócić...
Po kilku minutach marszu w lesie Sentretka
odetchnęła i powiedziała:
- Wracajmy już... Zaraz! Coś
słyszę!
- Co?
- Cicho, cicho, nie ruszaj się.... czyjeś głosy,
ale....
Nagle nasza dwójka zobaczyła autorów tych głosów. Była ich
trójka. Ich wygląd znaczył jedno: lepiej się z takimi nie spotkać. A na
pewno nie w ciemnym lesie, po nocy (trzeba patrzeć pozytywnie - nie padał
deszcz =D)
- Kogo my tu mamy? Jakąś zakochaną parę? Dawajcie wszystkie
cenne rzeczy, ale już! - krzyknął jeden z bandziorów.
- Stary,
wyluzuj, nerwy źle wpływają na zdrowie - mruknęła Sent, mimo delikatnego
zaniepokojenia.
- Nie macie? - z ohydnym uśmieszkiem powiedział drugi
uroczy bandziorek - Zaraz się przekonamy.... - chwycił Sentretkę. Dziewczyna
nadal pamiętała o "spokój i opanowanie" więc przypomniała sobie
rady tatusia ^^ i nadepnęła bandziora na nogę piętą bucika ^^. Gdy miała
odrobinę wolności, uderzyła faceta w... e... okolice rozporka ^^ aż go
powaliło do tyłu, aż miło było patrzeć. Tu jednak wmieszał sie do walki
trzeci i tak unieruchomił Sent, że ta nie mogła się już uwolnić za pomocą
żadnych złotych rad ^^ Mateo próbował udowonić jaki on jest męski (taaaa....
^^) ale pierwszy z bandziorów najwyraźniej nie lubił przemocy więc wyjął
pistolet ^^
- Ha! Taaa.. sami... w nocy... przywiąż ją do drzewa,
moi ludzie nie lubią się przepracowywać ^^
- Zawód powinien sprawiać
przyjemność - mruknęła Sent, mimo, że powoli zaczynała dygotać ze strachu -
Może od razu każ mu mnie zastrzelić?
Mateo spojrzał lekko dziwnie na
Sentretkę. Tutaj stoi facet z pistoletem, a ona nadal sobie olewa całą
sytuację.
- Dość pogawędek.. Będziecie mieli na to duuuużo czasu... za
dużo... masz sznur! - rzucił bossik.
Mateo miał mały problem,
ponieważ jakoś nigdy nie marzył o przywiązaniu Sent do drzewa, tym bardziej,
że nie wiedział co dalej i co z nim. (no może czasem jak go naprawdę
wkurzyłam ^^ - dop. Sent). Ale Sent, nadal w objęciach bandziora którą już
zaczynał dusić zapach piwa od niego mruknęła:
- Na co czekasz?
Ten
znokautowany przez Sent doszedł do siebie i najwyraźniej miał małe
wątpliwości, czy przywiązanie do drzewa to dostateczna kara. Sent nie
chciała, aby zaczął się wahać. Boss z pistoletem powtórzył kwestie
Sent:
- Na co czekasz? Na naciśnięcie spustu?
- Sent....
Bandzior
puścił Sent, aby Mateo mógł ją przywiązać. Chłopak powoli podszedł. Sent
spokojnie ustawiła się, wygodnie i mruknęła mu do ucha:
- Nie wiadomo, co
im może strzelić, a to na razie wygląda nie najgorzej, po co prowokować?
- Sprawdź, czy mocno - warknął ten z pistoletem do jednego z pozostałych.
Tamten podszedł, poprawił to trochę, po czym do drzewa naprzeciwko
przywiązał Matea.
- Teraz sobie postoicie... - zaśmiał się ten z
pistoletem i wszyscy razem odeszli.
***
- Sentretka,
przepraszam, ja... - zaczął Mateo.
- Yeah.. za co przepraszasz? W końcu
myślałam, że będzie gorzej, wiesz, jak się bałam?
- Ty się bałaś? A te
komentarze?
- Głupawki dostawałam już.... Uff... jak dobrze.... Jesteśmy
w końcu niezbyt daleko od domku, wcześniej czy później nas w końcu odnajdą,
no nie?
Usagi (c.d. monologu Sent)
Blech, oki doki, mogem to
tak spać przywiązana do drzewa... Redakcja prędzej czy później może zacznie
nas szukać, w tym przypadku, tak przypuszczam najwsześniej o wschodzie
słońca, czyli, w przypadku naszej redakcji o godzinie 12 w połódnie. Jest
ciepło, nie pada, nie ma burzy, bo jakby była i to taka z piorunami, to my
pod tym drzewem nie bylibyśmy zbyt bezpieczni.... Czyli nie jest źle!
Trafiliśmy na łagodnych loodzi, naprwdę nie wiesz chyba, co oni mogli nam
zrobić! Mamy szczęście! Niestety.... NUDZĘ SIĘ!!! Mateo,
nie przypuszczałam, że z tobą będę się tak nudzić kiedy zostaniemy
przywiązani do drzewa! No zrób coś! Nie odzywasz się, nie narzekasz,
nie żartujesz.... No! EEEEJJJJ!!!- Sentretka przez cały czas
wygłaszała monologi tego typu. Mateo przez pierwsze dwie godziny nawet
odpowiadał, i rozmawiał z Senti, ale teraz był jush nieźle śpiący, a problem
polegał na tym, że Senti wcale nie była śpiąca.
-Ejjjj!
M-a-t-e-o! Zaśpiewajmy piosenkę! No dalej bo mi się nudzi!
(widzisz Mateo jaka ona jezd? Zastanów się poważnie zanim wleziesz w to na
całego
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'
border='0' style='vertical-align:middle'
alt='tongue.gif'> - Usa Wcale że nie! Ja taka nie
jestem! To nie moja wina, że teraz ty piszesz... - Senti)- Mateo głowa
dalej wisiała bezwładnie. Jednocześnie spał i nie spał. Miał dość, pierwszy
raz w zyciu miał jej dość, tej Senti. A ona jak na złość zaczęła śpiewać coś
w stylu : "Stary doooopeck farmę miał!!! I-ja-
łi-ja-joł!!!"( przypomniało mi się jak raz tak mój koompel
zaśpiewał na matematyce, kiedy gosciu zapytał się go "Ile to 2 raz 3?
Pefnie koleś, klasa szosta wiedzieć nie będzie!" - -' Miałam
taką fajną klasę^ ^, a teraz moj stan schizofremiczki zawdzięczacie im!^
^ - Usa)) Zaczęła się drzeć na cały las. Śpief był tak głośny, że dotarł aż
do domku redakcji i przekrzyczał telewizor.
-Hej, co to za darcie się?-
spytał Macio
-Daj spokój, oglądajmy film- odpowiedziała Kotasia- i tak
oto redakcję dalej nie interesowało to, co dzieje się z naszą dwójką.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
I
oczywiście nasze znajome trio, dochodziło już do końca lasu. Zobaczyli
światła z okien z domu redakcji. Wymienili między sobą znaczące spojrzenia.
Postanowili wejść do domu, w końcu to ich robota. Weszli tylnymi, kuchennymi
drzwiami, które w tej chwili były otwarte. To Mateo, w pośpiechu wybiegając
za Sentretką zostawił otwarte drzwi. Zaczęli podkradać się w stronę światła.
Ale byłaby jatka, gdyby okazało się, że w domu są teraz same laski!
Chociaż z chłopakami tesh pefnie dadzą sobie radę.... Podeszli do drzwi.
Jeden z nich wyjrzał przez nie. Zobaczył całą naszą redakcje. Ruchem ręki
przywołał swoich kolesiów. Zaczęli szeptać między sobą.
Redakcja
siedzi i ogląda film. Nagle coś zamrugało. Po chwili zgasło światło, i
wszystko inne. Nasi bohaterowie, przypomnieli sobie to co stało się ostatnim
razem. W chwilę potem przypomnieli sobie o Mateo i Sentretce. Zbieg
okoliczności? Przypadek? Czyżby oni także zostali wpadli do dołu teraz?
Usłyszeli skrzypnięcie podłogi. Nikt się nie poruszył. Wiedzieli, że teraz
muszą trzymać się razem, nie mogą się rozbiec.
A Mateo zasnął.
Senti nijak nie mogła go dobudzić. Nie pomogły krzyki, piosenki, groźby, ani
prośby. Patrzyła teraz na niego i czuła się osamotniona. Zazdrościła mu, że
on śpi w najlepsze. Ona nie mogła zasnąć w takich warunkach. Poczuła się
jakoś dziwnie. A co jeśli teraz coś zgraża redakcji? A ci osobnicy... Co oni
robili w środku nocy w lesie? Pewnie jeszcze "byli na spacerze z
psem"? Senti zaczęła się martwić. Gnębiło ją jakieś przykre uczucie.
-Jak myślicie? Czy coś się mogło im stać?- zapytał Macio
-Nie
wiem... W każdym razie, przynajmniej dobrze, że sobie o nich
przypomnieliśmy...- dopowiedziała Kotasia
-Ładni z nas koomple....
Chociaż kto wie? Może nic im nie jest? Pewnie zaraz włączy się prąd...
Awarie jakoś ostatnio często się tu zdarzają...-szepnął Elder. Podłoga znowu
skrzypnęła. Teraz było słychać ciężkie kroki.
-Kto tu jest?!- zadarł
się Pokeball. Macio i Elder wstali. Elder przeskoczył kanapę i uderzył na
oślep. Nie wiadomo czy coś trafił. W każdym razie, akurat w tym momencie,
coś jakby się stało. Usłyszeli wszyscy jakiś diaboliczny śmiech. Jakiś
błysk,