Tego wieczora panowała cisza i szarość,
tylko zielonozłote szyby w oknach rozbłyskały co jakiś czas światłem odbitym
od telewizora. To była zwykła noc na Pradze, przerywana czasami zamierającym
wołaniem o pomoc. Marek przemykał przez opuszczone już o tej porze ulice,
patrolując swój teren. Jego czarne oczy błyskały co chwila, kiedy na moment
opuszczał cień, tylko po to żeby upewnić się że napotkany osobnik należy do
jego klanu. Jego wyostrzone zmysły mówiły mu, że na ich terenie pojawił się
ktoś nowy. Ktoś... potężny. Jako najsilniejszy z trutni był teraz na
polowaniu, a ci, którym udało się go ujrzeć, natychmiast schodzili mu z
drogi. W pewnej chwili dostrzegł obcego. Stał w zamkniętej, zapuszczonej
uliczce, jakby na niego czekał... Długi czerwony płaszcz okrywał dziwnie
chude członki, w ten sam sposób w jaki kapelusz z szerokim rondem zasłaniał
jego oczy. Na nosie miał przyciemniane okulary, tak że Marek nie mógł
określić, jakiego koloru są jego oczy. Wzruszył ramionami. Za parę chwil to
nie będzie robiło różnicy. Truteń ruszył przed siebie, szybkim ruchem
wyciągając z kieszeni nóż i bez żadnego ostrzeżenia uderzył. Ostrze
zakreśliło w powietrzu błyszczący żelazem łuk po czym gładko weszło w ciało
przeciwnika. Dziwny, chudy człowiek zgiął się w agonii, z jego ust popłynęła
krew plamiąc rękaw koszuli napastnika. Marek uśmiechnął się świadomy
zwycięstwa, jednak jego radość była stanowczo przedwczesna. Do jego uszu
dotarł cichy szept...
- Identyfikuję cel jako wampira klasy B. Na
podstawie Traktatu przeprowadzam Czasowe Podważenie Pieczęci do czasu aż cel
zostanie zlikwidowany. Start.
Przybysz podniósł głowę, Marek zobaczył
tylko błysk czerwonych źrenic nad przyciemnionymi szkłami okularów i ciężar
spoczywający w jego ramionach zniknął w eksplozji czerwonego płynu. Po
chwili podpłynął on do wylotu uliczki i przybrał postać chudego człowieka,
blokując mu drogę ucieczki. I uśmiechał się, uśmiechał się jak szaleniec,
kiedy zdejmował lewą ręką okulary, co pozwoliło Markowi dostrzec w jego
oczach dziwny wyraz, jakby głodu połączonego z miłością... W prawej ręce
przybysz trzymał monstrualnych rozmiarów pistolet, który musiał ważyć
przynajmniej trzydzieści kilogramów. Jak ten człowiek mógł utrzymać go w
jednej ręce? Jednak nie było czasu na zastanawianie się. Właściwie nie było
już czasu na nic, zauważył Marek, kiedy z jego piersi trysnęła fontanna
krwi, wypuszczona na zewnątrz przez srebrną kulę. Zdążył jeszcze zobaczyć
jak przybysz zbliża się, szczerząc dziwnie długie zęby. Ostatnia myśl
przeszła przez myśl trutnia. "Takie same jak moje własne", a potem
już nic, tylko wieczna ciemność.
Alucard podniósł głowę. To był dobry
posiłek. Otarł ręką usta, krew ślicznie komponowała się z czerwonym
materiałem płaszcza. Wyszeptał do siebie: "Cel został zlikwidowany.
Pieczęć na miejscu." Po czym skoncentrował się. Wschodzące promienie
słońca powitał szelest nietoperzych skrzydeł i ciało młodego człowieka
leżące w kałuży krwi...
Ku pamięci Integral Hellsing - ostatniej z
rodu Hellsing...
W imię Wszechmogącego bezwolnym nieumarłym wieczny
przynosimy odpoczynek. Amen.