Od razu ostrzegam, ze ten Fick jest
totalnie skopany i nienadajacy sie do czytania. Pisze go, bo musze
rozladowac emocje...
14 kwiecien 2003
To dziwne, ze gdy
czlowiek cos chce, to nigdy tego nie ma, a gdy mu na niczym nie zalezy, to
ma wszystkiego pod dostatkiem... Czemu wszystko jest takie trudne?? No
jasne, nikt nie mowil, ze bedzie latwo... Bo nikt nie wiedzial, jak
bedzie... Kazdy ma swoje marzenia i Cele, ale rzadko komu udaje sie je
osiagnac... Rzadko kto ma Odwage... Rzadko kto ma tyle silnej woli...
Wlasciwie to nie wiem, czy ja w ogole mam w zyciu jakis Cel... Nie, chyba
nie... Jestem bez Celu... Jestem pozbawiona wszelkiego Sensu... Pusta. Tak,
to najlepsze okreslenie mojej wewnetrznej Nicosci... Czy ja czuje??
Czulam... Ale czy czuje teraz? Czy ja istnieje? Odkad dowiedzialam sie
prawdy, zaszla we mnie radykalna zmiana... Tak, zmienilam sie... Moje zycie
zmienilo sie... Moje wnetrze. Stalam sie Pusta. Stalam sie pozbawiona
wszelkich uczuc... Jestem tylko wspomnieniem, ktore tylko przeszkadza
ludziom w osiagnieciu ich Celow... Niezamierzenie przeszkadzam... Chce pomoc
ludziom, lecz kazdy mysli inaczej. Kazdy patrzy na siebie... Na swoj
interes... Swiat egoistow... Rodzice kloca sie na dole. Znow wyzwiska, znow
pogrozki, znow sie rozwodza... Znow kloca sie o sprawowanie nade mna opieki.
Znow stoje komus na drodze... Znow jestem piatym kolem u wozu... Znow
przeszkadzam... Nie musza sie mna opiekowac. I tak tego nie robia. I nie
potrzebuje tego. Nie potrzebuje niczego... Jestem tylko roslina, ktora
czeka na Czas Zwiedniecia... I ktora wlasnie zastanawia sie, czego jej
brak... Brak jej Milosci, brak jej przyjaciol, Akceptacji... Brak jej przede
wszystkim drugiej rosliny, lub chodzby zwiedlego liscia... Byleby miec
towarzystwo... Byleby lepiej przetrwac Czas Zycia. A pozniej zwiednie.
Rozlozy sie, a na jej szczatkach powstanie nowa roslina... Tak samo Pusta,
tak samo niepotrzebna jak ja... Moj sobowtor... Nigdy sie nie zastanawialam,
czy naprawde istnieje ktos taki jak prawdziwy sobowtor. Jakie jest znaczenie
tego slowa?? Kiedy bylam mlodsza wierzylam zawziecie, ze zrodlem wszystkich
moich niepowodzen sa po prostu niepowodzenia mojego sobowtora... Ze to jego
wina... Nie moja... Jego... Bo ja nie istnieje naprawde. Ja po prostu
jestem. Trwam. Niczym kolek. Stoje w miejscu. Rozwijam sie umyslowo i
fizycznie, ale nie o to wciaz mi chodzi... To moja dusza laknie pomocy...
Ale nikt nie rozumie... Nie potrafi... Tak jak nie potrafi zwrocic uwagi na
jedno male ziarenko piasku, gleboko zakopane pod milionem innych...
Przesadzilam... Lubie przesadzac... Ale czy jest milion ziaren piasku
podobnych do mnie?? Czy sa tak samo... puste?
Koncze, poniewaz klotnia
umilkla i zaraz wejda rodzice zadawajac pytania typu z ktorym z nich chce
mieszkac... Co odpowiedziec?? Nic... Przeciez jestem
pusta...
-------------------------
Jezeli ktos to przeczytal,
to go podziwiam...