Help - Search - Member List - Calendar
Pelna wersja: Widać tylko mrok i splamione krwią (zak)
Magiczne Forum > Harry Potter > Fan Fiction i Kwiat Lotosu > W Labiryncie Wyobraźni
Eskeniaa
Jak już mówiłam zaczyna się niepozornie,

ale z czasem się rozkręca :D Przepraszam z góry że naraz wklejam tyle

tekstu. Mam nadzieje że się wam spodoba. Pozdrawaim Eskeniaa


Tego

dnia na peronie 9 i ¾ było wyjątkowo mało czarodziejów.

Gdzieniegdzie można było zobaczyć jedynie postacie ubrane na czarno lub

pracowników kolei. Dziewczyna zrezygnowana całą sytuacją usiadła na

marmurowej posadzce i wyczekiwała pociągu.
- Widocznie zjawiłam się za

wcześnie- pomyślała. Nagle jednak przed jaj kufrem stanęła postać ubrana w

wyjątkowo śmieszny strój. Starszy mężczyzna popatrzył na nią z

zaciekawieniem. Spod okularów jego oczy wydawały się dziwnie duże. Wręcz

niespotykanie.
-Dzień dobry Paulino, widzę że jesteś bardzo punktualna.

Jak sama widzisz nikogo oprócz nas nie ma. Rok szkolny zaczyna się dopiero 1

września i to wtedy uczniowie zbierają się na peronie 9 i ¾.

Musieliśmy wraz z twoim ojcem wcześniej zabrać cię do Hogwartu. Jak sama na

pewno doskonale wiesz sam nie mógł by cię tam zabrać 1 września…


Dziewczyna nic nie powiedziała. Spojrzała jedynie z wyrzutem na

mężczyznę. On zaś gestem dłoni pokazał jej nadjeżdżający

pociąg.
-Pojedziesz razem z profesorem Snapem. On pokaże ci na miejscu

twój tymczasowy pokój i cały zamek.
Dziewczyna posłusznie wsiadła do

pociągu. Gestem dłoni pożegnała dyrektora i znikła w ciemnym i głuchym

korytarzu. Nagle drzwi do jednego z przedziałów otworzyły się. Stał w nich

wysoki mężczyzna o ciemnych oczach i włosach
-Zapraszam zapraszam.

Nazywam się profesor Snape.- Wyciągnął do dziewczyny kościstą dłoń .Ona zaś

niepewnie uścisnęła ją i usiadła naprzeciw mężczyzny.
-Nazywam się…

On jednak nie pozwolił jej dokończyć
-Paulina Bringot. Wiem Dyrektor

powiadał mi o tobie. Podobno byłaś naprawdę dobrą uczennicą?
Tego

obawiała się najbardziej. Pytań o swoją dawną szkołę. Nie lubiła tego

tematu. Często się przenosiła do różnych szkół. Jej ojciec był wiceministrem

Magii dlatego musiała być gotowa na natychmiastowe przeprowadzki, ze względu

na prace ojca. Nauczyciel musiał zauważyć jej niezadowolony wyraz twarzy i

zmienił natychmiastowo temat. Była mu za to bardzo wdzięczna.
-Na pewno

wiesz już wiele na temat Hogwartu?
-W tym jest problem… -zaczęła

nieśmiało. –Nie wiem nic – spojrzała na Snapa. Ten natomiast

uśmiechnął się przyjaźnie. Chyba zaczynała go lubić. Z wielkim

zaciekawieniem rozmawiali na temat komnat, sal, lekcji. Na wszelkie tematy

związane z nowym miejscem. Nie zauważyła nawet, gdy znad wysokich szczytów

wyłoniły się wieże Hogwartu. Nie wyraziła swojego zachwytu, jednak po jej

minie wydać było że zrobiły na niej nie małe wrażenie.
-Zapraszam-

powiedział profesor. Ona zaś podążyła za nim. Była bardzo zmęczona.


-Panie profesorze… Czy mógłby mi pan powiedzieć gdzie jest mój

pokój? Nie mam na razie ochoty zwiedzać szkoły… Wolała bym się

położyć. – Dziewczyna miała wielką nadzieje że belfer ją zrozumie.


-Dobrze. Do 1 września będziesz sypiać w pokoju zaraz obok gabinetu

dyrektora. – Gestem ręki wskazał jej drewniane drzwi z dziwnym obrazem

na samym środku. – Musisz porozmawiać z sir. Managlem. Poda ci hasło

do komnaty tak, aby Nikt inny nie mógł się do niej dostać. Twoje rzeczy już

tam są.
-Bardzo dziękuje, miłej nocy.
„Śmiały piruet”.

Paulina podała hasło i drzwi do jej nowego pokoju otworzyły się z

niemiłosiernym piskiem.
-To był okropny dzień… - pomyślała. Wyjęła

różdżkę i delikatnym puknięciem naoliwiła drzwi.
Otworzyła kufer Na samym

dnie odnalazła list z Hogwartu który przysłano jej 13 lipca. Ze złością

podarła go a jago strzępki wrzuciła do kominka.
-„INCENDIO”

– Natychmiast pojawił się płomień w kominku. Skrawki papiery zwęgliły

się. Oczy Pauliny wezbrały Łazami. – Nie chce tu być. – Teraz

jedynie myślała o początku roku. Nie chciała spotykać nowych ludzi. Bała

się, że znowu straci bliskie osoby…




1 września

zbliżał się nieubłaganie. Paulina zwlokła się z łóżka, które jak sądziła

było bardzo niewygodne… Już tylko 5 dni dzieliło ją od spotkania z jak

sądziła okrutną rzeczywistością. Powoli wcale się nie śpiesząc zeszła na

śniadanie. Cieszył ją jedynie fakt, że nie mus nosić mundurku aż do 1

września.
Gdy weszła do wielkiej Sali od razu poczuła cudowny zapach

smażonego bekonu i domowej jajecznicy Przypomniała sobie o śniadaniach w

dawnej szkole. Znów przez myśl przeleciały jej obrazy tych wspaniałych chwil

spędzonych w „Gardingon”. Jej poprzednia szkoła była jak dotąd

jedyną jaką dobrze wspominała… Obawiała się teraz że Hogwart stanie

się jedynie udręką, a nie jak zapewniał ją ojciec „drugim

domem”… Z tych ponurych myśli wyrwał ją dziwnie miły głos

profesora Snapa.
-Witaj Paulino! Jak się spało? – Od chwili

przyjazdu jadali ze sobą śniadania. Czasem także uczył ją eliksirów

przerabianych poprzednich latach, aby nie miała zaległości. Lubiła z nim

przesiadywać. Był jedną z takich osób, które nie zadawały niepotrzebnych

pytań. Ceniła w nim to że wiedział kiedy zamilknąć, lub po prostu jednym

gestem odpowiedzieć na niezbadane pytanie. Usiadła naprzeciw niego. Nałożyła

sobie odrobinę jajecznicy. Nagle do Sali weszła zakapturzona postać. Od razu

Paulinie wydała się ciekawa. Przez chwile rozmyślała, kim może być ta

postać. Jedyne to co mogła wywnioskować to że jest to młody mężczyzna, może

w jej wieku. Nie musiała długo snuć przypuszczeń. Postać, bowiem zbliżyła

się do stołu przy którym siedziała wraz z profesorem Snapem. Belfer wstał z

dziwnie zadowoloną miną. Odwrócił się do młodzieńca. Ten natomiast zdjął

ciemny kaptur, ukazując jednocześnie jasne rozczochrane włosy sięgające

szyi. Miał dziwnie zimne oczy, w kolorze zieleni. Miał mocno zarysowane

kości policzkowe i poważny wyraz twarzy. I choć się uśmiechał nadal wyglądał

bardzo dorośle, wręcz za dorośle.
-Witaj Draco!- Snape przywitał go

szczery uśmiechem. Stali i rozmawiali dość długo. Paulina nie należała do

osób, które lubią wtrącać się w nie swoje sprawy. Siedziała więc i kończyła

śniadanie gdy znów usłyszała, tym razem bardziej donośny i wyraźny głos

profesora
-Paulina, przedstawiam ci Dracona Malfoya. – Młodzieniec

wyciągnął do niej rękę i serdecznie się uśmiechnął. Paulina wstała uścisnęła

jego dłoń i odwzajemniła uśmiech, choć nie był on tak szczery jak u

Draca.
-Miło mi, nazywam się Paulina Bringot.
-Draco Malfoy. –

chłopak chciał jeszcze powiedzieć, ale Paulina wstała od stołu pożegnała się

ze Snapem i skierowała się w stronę swojego pokoju. Dopiero tam pozbierała

myśli. Uświadomiła sobie, że zachowała się niezbyt uprzejmie

„uciekając” przed nowopoznanym. No cóż już było za późno…

Jednak ku jej zdziwieniu zrobił na niej dobre wrażenie. Wyglądał na chłopaka

z charakterem, nie cackającego się i mówiącego prosto z mostu co

sądzi…Musiała to sama przed sobą przyznać… spodobał jej się od

razu.
Po chwili wyjrzała przez okno… pogoda była taka piękna…

Postanowiła zabrać książkę i wybrać się nad jezioro albo na przechadzkę po

błoniach. Gdy szła korytarzami szkoły po raz pierwszy zobaczyła że zamek nie

jest aż tak mroczny jak zwykle. Może to ranne słońce tak doskonale

oświetlało korytarze, a może to po prostu ona miała wyśmienity humor.


Nie przeszkadzało jej to ze trawa na błoniach była wilgotna, położyła

się blisko tafli jeziora i zagłębiła w ciekawą lekturę. Uwielbiała książki,

nawet te napisane przez mugoli. Po pewnym czasie, kartki książki którą

właśnie czytały przestały być oświetlane przez promienie słońca. Na trawie

ukazał się cień wysokiej postaci. Paulina odwróciła wzrok w kierunku

postaci. Stał tam Draco. Nie patrzył na nią, wzrok miał dziwnie nieobecny,

jego oczy w kolorze zieleni odbijały promienie słoneczne topiące się w tafli

jeziora. Paulinie wydał się jeszcze przystojniejszy niż za pierwszym razem.

Słyszała o rodzinie Malfoy’ów od swojego ojca. Opowiadał jej że zanim

przenieśli się do Bułgarii pracował z Lucjuszem, ojcem Draca.
W jednym

momencie siedział już koło niej. Nic nie mówił, zamknął jedynie oczy i

skierował twarz ku słońcu. Wygrzewał się tak chwile, w końcu jednak

zażenowana taką ciszą dziewczyna podjęła temat…
-Przepraszam, że

tak od razu uciekałam, chciałeś mi coś wtedy powiedzieć?
-Nie, tak po

prostu byłem ciekawy co robisz tu w szkole prawie tydzień przed początkiem

roku szkolnego…
- O to samo mogłabym ciebie zapytać… -

uśmiechnęła się do niego jednak nadal niepewnie. On nic nie odpowiedział

tylko położył się na plecach i przymknął oczy. Dziewczyna słyszała jego

równy oddech. Po chwili ciszy znowu zaczęła rozmowę, choć nie miała w

zwyczaju pierwsza zagadywać. Chciała jednak zamienić z kimś zdanie. Jedyną

osobą z jaką rozmawiała dotychczas był profesor Snape. Rozmowa z

nauczycielem wygląda przecież zupełnie inaczej niż z rówieśnikiem…


-Musiałam zjawić się tu wcześniej ze względu na mojego ojca, Patryca

Bri…
-Bringot’a, wiem. Mój ojciec wspominał mi o nim. Ale nie

mówił że ma córkę…
-No tak praca ponad wszystko… A dlaczego

ty nie wypoczywasz domu tylko tu w Hogwarcie?
-Z podobnej

przyczyny… Mój ojciec wraz z matką musieli pilnie wyjechać,

postanowiłem zatrzymać się tu. Miałem szczęście, że jesteś…

Przynajmniej będzie, z kim pogadać.
Pauline zrobiło się jakoś niezmiernie

miło po tych słowach. Zawsze lubiła towarzystwo mężczyzn, nigdy nie

rumieniła się jak prawili jej komplementy. Zwłaszcza że była całkiem ładna.

Umiała podkreślić walory urody. Miała 173 wzrostu, włosy w kolorze ciemnej

czekolady delikatnie zaczesywała na bok. Oczy miała bardzo ciemne. Często

przykuwały uwagę gdyż zawsze wydawały się chłodne, wręcz lodowate. Czasem

trudno było wyczytać z nich czy Paulina jest szczęśliwa czy wręcz przeciwnie

Dodatkowo lubiła się malować, nie wyzywająco ani nie za delikatnie. Dzięki

podkreśleniu wydawała się starsza, co także uważała za zaletę…. Jeśli

chodzi o charakter… Ciężko było go określić. Początkowo dziewczyna

robi wrażenie cichej i zamkniętej w sobie… Tak naprawdę jest odrobinę

szalona, wystarczy ją dobrze poznać. Było to jednak trudne. Paulina przez

częste przeprowadzki obawiała się zaprzyjaźniać. Miała pewien uraz do nowych

ludzi. Wiedziała że jeśli przywiąże się do ludzi przyniesie jej to jedynie

cierpienie i łzy. Bała się kochać…
Siedzieli tak przez dłuższą

chwilę rozmawiając o najmniej istotnych sprawach.
-Musze lecieć, za

chwilę obiad chciałabym się jeszcze odświeżyć. – dziewczyna powoli

wstała i zwróciła się twarzą do zamku. Nagle poczuła dłoń Draca. Teraz

trzymał ją za nadgarstek…
-Poczekaj, idę z tobą…
Szli tak

w ciszy. Paulinie zupełnie to odpowiadało.
-Spotkamy się na obiedzie,

będę czekała przed salą. – Pozdrowiła chłopaka i skierowała się do

pokoju. Może to głupie, ale powoli zaczynała lubić to miejsce. Odpowiadało

jej towarzystwo Draca. Teraz już się nie martwiła początkiem roku szkolnego,

znała przecież już jedną osobę. Miała nadzieje, że spotka wiele miłych osób.

Ciekawe tylko co z przydziałem. Jakie są inne domy? Co z nauczycielami? Już

powoli zaczynała czuć atmosferę początku roku. Już była jedną nogą w 6

klasie…

Obiad wyjątkowo jej smakował. Może dzięki wybornym

posiłkom, może dzięki wybornemu
towarzystwu... Siedziała naprzeciw Draco

i czasem spoglądała na niego z nadzieją że
zacznie rozmowę... W końcu

nie wytrzymała i podjęła temat.
- Quiddich... Grasz może?
-

Oczywiście! Ciesze się że zapytałaś. Możemy poćwiczyć po posiłku, jeśli

chcesz
oczywiście...
- Świetnie, trochę ruchu nikomu nie zaszkodzi,

powiedz mi jednak jeszcze coś. Trochę już
gadaliśmy, a ja nadal nie wiem

do którego domu zostałeś przydzielony... No mogę się
jedynie domyślać że

do Slitherinu.
- Skąd wiedziałaś? Snape ci powiedział? - chłopak był w

lekkim szoku. Próbował jednak
tego nie okazywać, nienawidził sytuacji w

których nie znał odpowiedzi...
- Snape opowiadał mi jedynie o domach, o

przydziale osób, jaki dom czego oczekuje od
uczniów. Ty jesteś stworzony

do Slitherinu. Wyniosły, poważny, czystej krwi. Same
twoje oczy mówią

wiele o tobie. Widać że masz charakter, nie cackasz się z niczym i


nikim... Tak właśnie cię odbieram. Jednak jest w tobie coś co... może nie

powinnam
kończyć...?
- Wręcz przeciwnie - chłopak nachylił się teraz

do niej jak by miała zacząć szeptać. -
dokończ, nie boje się

prawdy.
- Sama nie wiem co to jest tak dokładnie, ale w chwili gdy cię

zobaczyłam tu w wielkiej
sali wzbudziłeś moje zaufanie. Nie wiem

dlaczego, nie znam cię jeszcze, ale ufam że
poznam naprawdę, bez

zbędnych masek i gry.- Draco słuchał uważnie. Nie wiedział co powiedzieć.


- Ale na razie jeszcze troszkę pogram. - Uśmiechnął się do niej - Idę

się przebrać.
Spotkajmy się za pół godziny na błoniach, dobrze?
-

Świetnie. Będę czekała, jednak gdybym się spóźniła nie czekaj, znam drogę na

boisko.
Rozstali się. Draco skierował się w stronę swojego domitorium,

Paulina zaś kończyła obiad,
zastanawiając się czy postąpiła słusznie

mówiąc chłopakowi o swoich odczuciach. Przecież
go jeszcze nie znała.

Jej rozmyślania przerwał profesor Snape.
- Paulino, mam nadzieje że

zakupiłaś wszelkie potrzebne pomoce naukowe do 6 klasy?
- Tak profesorze.

- dziewczyna uśmiechnęła się do mężczyzny, ten natomiast

odwzajemnił
uśmiech i dodał
- Bardzo dobrze, będziesz miała zatem czas

zwiedzić pobliskie miasteczko. Homsgate to
miejsce zamieszkane wyłącznie

przez czarodziejów. Mam nadziej że pan Malfoy zaopiekuje
się panią w

odpowiedni sposób. - Ostatnie słowa wypowiedział z wymownym uśmiechem na

twarzy.
Paulina nic nie dodała. Zaskoczył ją brak powagi w słowach

profesora.
- Pamiętaj jednak, że macie czas wyłącznie do 22, nie

chciałbym was widzieć poza murami
szkoły później, rozumiemy się dobrze -

teraz mówił tak poważnie jak by to była jedna z
tajemnic dotycząca

Ministerstwa Magii.
- Rozumiem bardzo dobrze niech profesor się nie

martwi, nie mam zamiaru poświęcać aż
tyle czasu Draconowi - uśmiechnęła

się serdecznie do Snapa. Oboje zrozumieli żart.
Pożegnali i skierowali

się do swoich pokoi. Mimo usilnych prób Paulinie nie udało
się wyrobić

na czas. Spóźniona już kwadrans biegła ile sił w nogach w stronę boiska


do quiddich'a. Gdy tam dotarła nie zastała chłopaka
- Cholera...

Czyżby już sobie poszedł? Nie to niemożliwe, spotkałabym go po drodze
-

Paulina stała tak chwile rozważając na temat wszelkich możliwości. W myślach

to
usprawiedliwiała to oskarżała chłopaka. Nagle jednak ujrzała Draca.

Wcale nie było
mu śpieszono. Szedł wolnym, wręcz majestatycznym krokiem

w stronę Pauliny. Gdy już do
niej doszedł, powiedział tylko...
-

Idziemy? – nie oczekując odpowiedzi skierował się w stronę trybun.

Ubrany w strój do
quiddich'a prezentował się jeszcze okazalej niż

zwykle, znów jednak przeważała w nim
ta zarazem okropna jak i

pociągająca wyniosłość.
- No to na miotły... - Paulina wzbiła się w

powietrze nie czekając na chłopaka zrobiła
kilka okrążeń na swojej

nowiusieńkiej miotle - Meteora 606.
- Czasem jednak uciesze się że

ojciec ma tą prace - pomyślała.
Nic szczególnego nie zdarzyło się potem.

Latali na miotłach odbijając między sobą tłuczki.
Zaczynało ją to powoli

nudzić.
Kolejne dni wydawały się dłużyć w nieskończoność. Paulina znała

już cały Hogwatr i okolice.
Miała wspaniałego współtowarzysza do rozmów

i wypadów na miasto jednak czegoś jej
brakowało. Nuda powoli dopadała

ją, lecz ona miała w zanadrzu jeszcze pomysł jak się
dobrze bawić.

Problem w tym że wszystko co ją pociągało było albo nielegalne,


nieprzyzwoite albo kaloryczne. Jednak po pewnym czasie wpadła na genialny

pomysł.


Powoli przemierzając ciemne i zimne korytarze szkoły,

dziewczyna zastanawiała się jak
stłumić echo wywoływane przez stukot jej

obcasów. Była godzina 1 w nocy. Z opowiadań
Draco właśnie o tej porze

woźny zaczynał swój "patrol". Jak nie trudno było się domyśleć


w szkole było tylko 2 uczniów i tylko oni mogli wałęsać się po szkole o tak

późnej
porze. Paulina wyjęła z kieszeni swoją hebanową różdżkę
-

"Silenciato", no nareszcie - szepnęła do siebie, stukot jej

obcasów zanikł. Jedyne
co mogła teraz słyszeć to bicie swojego serca i

szum drzew, delikatnie tłumiony przez
szyby w oknach. Nareszcie doszła

na miejsce... Zapukała. Nic. Jeszcze raz i jeszcze
raz... nic z tego.

Nie znała hasła do drzwi. Postanowiła zatem posłużyć się wiedzą zdobytą


w szkole...
- "Alohomora" drzwi delikatnie się uchyliły. Jednak

nie pod wpływem jej zaklęcia. W
drzwiach stał Draco. Ubrany jedynie w

bokserki, przecierał zaspane oczy. Wyglądał tak bezradnie.
Miał jeszcze

bardziej roztrzepane włosy.
- Zabieram cię na imprezę...
-Że co? W

ogóle co ty tu robisz? Jak się prześliznęłaś ze swojego pokoju aż tu? Snape

cię nie widział?
- On mi uwierzył na słowo że nie będę nigdzie wychodziła

po 22... - Paulina obdarowała Dracona tym samym
powalającym uśmiechem co

poprzednio Snapa w wielkiej sali.
- Wpuścisz mnie do środka, czy karzesz

mi tu stać? - Dziewczyna zapytała jednak nie czekała na odpowiedz.


Weszła do wielkiego pokoju wspólnego należącego do domu

Ślizgonów.
Dopiero teraz chłopak zauważył że wyglądała inaczej. Ubrana

bardzo kobieco wyglądała na wiele starszą (a nie mówiłam - przypisek

autorki). Makijaż też miała śmielszy. Zdaniem Draca wyglądała świetnie.


Paulina usiadła na jednym z foteli przy kominku.
- Szykuj się. -

powiedziała- idziemy do Trzech mioteł na imprezę.
Draco nic nie

odpowiedział skierował się tylko do swojej sypialni. Za 15 minut był już z

powrotem.
Ubrany cały na czarno. Włosy miał lekko ułożone na żel jednak

nie za bardzo.
- No to co idziemy? - wyciągnął do niej dłoń. Dziewczyna

chwyciła ją i z pomocą Draca wstała z fotela.
- Uwierz mi , będzie

świetna zabawa!
- Z tobą zawsze. - chłopak obdarzył ją gorącym

uśmiechem. Szli po cichu korytarzami. Nadal nie
puszczając swoich dłoni.

Obojgu to nie przeszkadzało.
W pewnym momencie Chłopak pociągną mocniej

Pauline i wciągną za posąg Himery.
- Dobrze znać takie przejścia. W

Homesgate będziemy za 10 minut.
Zadowolona z całej sytuacji Paulina

cieszyła się każdą chwilą spędzoną tamtego wieczoru. Nie chciała
teraz

myśleć o niczym innym. Była w błogim stanie. Mozę to za sprawą kremowego

piwa, może za sprawą
wspaniałego chłopaka jakiego teraz obejmowała w

tańcu...

Kolejna część. "Mugol party". Mam nadzieję że się

spodoba.

-Masz zamiar przesiedzieć całą imprezę? - Paulina bawiła się

w najlepsze,
tańcząc rozmawiając i popijając kremowe piwo. - No choć

zatańczyć.
- Może potem, bolą mnie trochę nogi...
- Ale z ciebie Mugol

- Paulina nie przejęła się chłodnym spojrzeniem Draco.
Wróciła do grupy

młodych czarodziei tańczących na parkiecie. Bawiła się świetnie
Draco

ciągle patrzył na PAuline. Świetnie tańczyła. Była jak w transie. Nie


zwracała uwagi na nikogo i na nic. Teraz ważne było dla niej to żeby się


dobrze bawić. Nagle kapela zaczęła grać jakiś wolny kawałek więc

postanowiła
wykorzystać wolną chwilkę na odpoczynek. Usiadła koło Draco.

Chłopak nadal
na nią patrzył.
- Zatańczysz? - spytał śmiale.

Oczekiwał odpowiedzi twierdzącej, nie pomylił
się. Dziewczyna nic nie

odpowiedziała. Draco wziął ją za rękę i delikatnie
pociągnął w stronę

parkietu... Położył jej dłoń na swoim ramieniu, a sam objął
ją w pasie.

Tańczyli blisko siebie. Paulina czuła jego oddech na karku. Czuła
także

dokładnie jego zapach. Pachniał wanilią, tak słodko. dziewczyna upajała


się tą chwilą. Nie dlatego że podobał jej się chłopak w objęciach którego


obecnie była, lecz dlatego że w jego ramionach była pewna swojej

kobiecości.
Utwór się skończył lecz oni nadal stali w objęciach.

Wyglądali jak para
zakochanych. Nagle Draco delikatnie się odchylił i

popatrzył na dziewczynę.
Ta spojrzała na niego. W jej dotychczas zimnych

oczach, Draco zobaczył szczęście
i niewymowną wdzięczność. Kiedy tak

stali Paulina uświadomiła sobie że
wcale nie tańczą choć właśnie kapela

"Dzikich Mioteł" przygrywa szybką melodię.
Dziewczyna złapała

chłopaka za dłoń i pociągnęła w kierunku stolika.
- Mam propozycję... Nie

jestem pewna czy się zgodzisz ale można zawsze zapytać
- Wal śmiało -

uśmiechną się do niej i wziął spory łyk kremowego piwa.
- Zmieniamy

lokal, idziemy na miasto. Ale na jakąś mugolską imprezę. Możemy
wybrać

się do Londynu.
Draco słuchał uważnie, gdy skończyła mówić na jego ustach

pojawił się lekko
ironiczny uśmiech.
- Zgoda, tylko jest mały

problem...- ten ironiczny uśmiech powoli przeistaczał
się w

sarkastyczny
- Jaki? Dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych...
- Nie

umiemy się aportować. Nie polecimy przecież do mugolskiego miasta na


miotłach. Nie pojedziemy też zwykłym pociągiem... nie mamy

pieniędzy...
Paulina uśmiechnęła się triumfalnie.
- Proszę podaj mi

dłoń, nie obawiaj się, ja nie gryzę...
Draco lekko zdziwiony prośbą

Pauliny wyciągnął do niej rękę. Ona delikatnie
ją chwyciła. Chwilę potem

przeszedł ich lekki chłód i dreszczyk. Zupełnie jakby
poraził ich prąd o

małym napięciu.
Draco nie zdążył nic powiedzieć. Para stała już na

ulicach Londynu. Na szczęście
Paulina wybrała miejsce na odludziu.
-

Umiesz się aportować?
- Głupie pytanie, jakbym nie umiała nie stalibyśmy

teraz na ulicach Londynu... -
Dziewczyna uśmiechnęła się serdecznie. -

Chcesz wracać? Nie masz ochoty na zabawę?
- Wręcz przeciwnie, chodź!

- Draco nie czekając na reakcję dziewczyny pociągnął ją
w stronę pięknie

oświetlonego centrum miasta ( co oni się tak ciągają - przypisek
od

autorki)
*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

*** *** *** *** *** ***

- Świetnie się bawiłam! - Dziewczyna nie

mogła opanować ataku śmiechu wywołanego
przez kolejne opowieści Draca.

Każda rozpoczynała się słowami "Pewnego razu w
Hogwarcie...".

Oboje pokładali się ze śmiechu wymieniając porozumiewawcze uśmieszki.
Nie

pamiętali jednak, że nie są już w dyskotece w centrum Londynu. Szli teraz


przez korytarze szkoły, nie zważając że zachowują się za głośno jak na

tą porę.
Była bowiem 5 nad ranem.
- Ććććśśśśś... - Uciszała Dracona

Paulina gdy ten po raz kolejny wybuchnął
panicznym śmiechem, tak

szczerym i donośnym że aż odbijającym się echem w uszach.
Paulina jednak

słysząc chłopaka sama wybuchała śmiechem
Nie wiedziała jednak że za

dokładnie kilkanaście sekund nie będzie im do śmiechu...
- Panno Bringot,

panie Malfoy! - to był głos Snapa
- Czy nie prosiłem żeby nie

opuszczać murów szkoły po godzinie 22?? - w tym
momencie patrzył

przerażającym wzrokiem na Pauline. Ta natomiast schowała się za
Draca,

myśląc że cała sytuacja rozbawi profesora. Był on jednak nieugięty...
-

Zapraszam za mną. Jeśli nie maj państwo czas na wałęsanie się po szkole i

poza
jej murami to mają państwo także czas na odpracowywanie

kary.
Jego głos był inny od tego jaki dziewczyna znała.
Paulina

zbliżyła się do Draca. Miał nadal wielce rozbawioną minę... Chciała
coś

mu powiedzieć ale bała się ze wybuchnie kolejną salwą śmiechu... W końcu

zebrała
się i szepnęła do niego
- Myślałam że wywalą mnie ze szkoły

jeszcze przed początkiem roku.
Draco spojrzał na nią. Nie wytrzymał...

Kolejna salwa śmiechu rozległa się głośnym
echem po korytarzu. Paulina

wtórowała chłopakowi, zakrywając sobie jedynie usta
aby choć odrobinę

stłumić śmiech.
Snape popatrzył na nich, lecz nic nie powiedział.

Popatrzył na Paulinę inaczej,
tym razem jego oczy były dziwnie...

rozbawione!
Gdy doszli do sali pojedynków, profesor otworzył drzwi i

gestem ZAPROSIŁ
ICH DO ŚRODKA.
-Wasza kara rozpocznie się już

dzisiaj. Macie wyczyścić to pomieszczenie bez
użycia czarów. Wiem wiem,

nic szczególnego ale cóż więcej mam wam kazać robić.
Wychodząc belfer

spojrzał na Paulinę i... uśmiechnął się!
-Przynajmniej będziemy razem

- Draco uśmiechnął się wymownie do Pauliny i
sięgnął po ścierkę.
-

No to co? Może skoczymy jeszcze na jakąś imprezke - Paulina wybuchnęła


salwą śmiechu. Od nadmiaru szczęścia brzuch ją powoli zaczął boleć.


Nic jednak nie mogło zakłócić jej błogiego stanu duchowego. Nic a

nic...
no może jedna rzecz...

Była już 7 rano a oni byli dopiero

w połowie pracy. Został im do wyczyszczenia "parkiet"
do

pojedynków magicznych...
- No nie... dłużej tego nie wytrzymam! Nie

mam zamiaru ślęczeć tu kolejne 4 godziny. -
Po tych słowach wyjęła swoją

hebanową różdżkę i miała zamiar wypowiedzieć zaklęcie
samoczyszczące gdy

Draco jej przerwał...
- Snape cię zabije jak się dowie że używałaś

czarów!
- Och, daj spokój, sama bym się zabiła jakbym miała ślęczeć

tu dłużej... - "Sakrem apato"
Po chwili cała sala błyszczała.

Paulina nie należała do osób które trzymają się zasad.
Lubiła ułatwiać

sobie życie na każdym kroku. No może jedynie w sprawach sercowych


prowadziła zagmatwane "gierki"
- Musze lecieć się odświeżyć.

Mam ochotę na ciepłą kąpiel...
- Dobrze ja też już pójdę... - Draco wstał

z miejsca i podszedł do dziewczyny... -
Zobaczymy się na śniadaniu.

Nieoczekiwanie pocałował ją w policzek i wyszedł z sali.
Wtedy jeszcze

nie wiedział że spotka dziewczynę o wiele wiele wcześniej.
Paulina była w

połowie drogi do pokoju gdy spotkała profesora Snapa
- Już skończyliście

sprzątać? Mam nadzieje że nie używaliście czarów!
- Oczywiście że

nie. - Paulina uśmiechnęła się do nauczyciela ukazując swoje


nieskazitelnie białe ząbki.
- Ostatnim razem też mnie zapewniałaś, że

nie opuścisz szkoły po godzinie 22...
- Profesorze... - dziewczyna

patrzyła teraz rozbawiona prosto w jego czarne oczy -
Profesor wie że to

wszystko przez wpływ tego "okropnego" Malfoya!
Snape

roześmiał się i skierował w stronę lochów gdzie miał w zwyczaju

przesiadywać.
Paulina była dumna z siebie. Jej kolejnym atutem było to

że dyplomatycznie załatwiała
wszelkie sprawy. Nie musiała unosić głosu

ani pouczać innych. Nie musiała także nalegać
i nakłaniać ludzi do jej

osoby. Sami przychodzili. Czasem było to jednak nie do zniesienia...
Gdy

znalazła się w swoim pokoju zobaczyła małą sówkę siedzącą na parapecie okna.

Czekała
tam już chyba bardzo długo bo gdy ją tylko zobaczyła zaczęła

niecierpliwie stukać w szybkę.
Paulina podeszła do okna i otworzyła ja

tak aby stworzonko mogło spokojnie wlecieć do
pomieszczenia. Jak można

się łatwo domyśleć była to sowa pocztowa.
-No nareszcie... - pomyślała.

Odwiązała liścik od nóżki sówki zaniosła ją do klatki i
dala się napić

zimnej świeżutkiej wody. Paulina usiadła przed kominkiem i zaczęła


wczytywać się w treść listu. Nie wiedziała od kogo otrzymała wiadomość. Nie

znała
bowiem tu nikogo. Nie był to także list od ojca. Poznałaby

przecież jego niewyraźne
pismo wszędzie. Siedziała tak i rozmyślała...



*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

*** ***

Droga Paulino!
Tak się cieszę że wreszcie odnalazłem

odpowiednią sowę która byłaby w stanie dostarczyć
Ci ten list. I jak nowa

szkoła? Tęsknimy tu za tobą, a zwłaszcza twój adorator Kevin.
Może uda

nam się wpaść do ciebie jeszcze przed świętami. Otrzymaliśmy wiadomość od


twojego ojca że najwyraźniej nie będziesz mogła spędzać świąt w domu

więc już zawczasu
proponujemy wspólny wyjazd... Co ty na to? Czekamy na

odpowiedz jak najszybciej. Czekamy
to znaczy Kevin, Petter i Olimpia. Nie

przyjmujemy odmowy :-)
Wszyscy cię bardzo kochamy.
Twój Adam.
PS.

Mamy nadzieje że wreszcie znajdziesz sobie chłopaka (Kevin nie ma takiej

nadziei ale
jego zdanie się nie liczy :-) ). Uważaj na siebie i nie

przywiązuj się za bardzo do ludzi z
Hogwartu. Pamiętaj to NAS lubisz

najbardziej!

Paulina siedziała jeszcze przez chwilę w pokoju nie

mogąc nacieszyć się tą wiadomością...
- A jednak pamiętali o mnie... - w

jej oczach pojawiło się szczęście. Nie miała w zwyczaju
wzruszać się.

Przeżywała takie "ckliwe" momenty na swój własny sposób. Teraz

jednak chciała
podzielić się swoim szczęściem z Draconem... Ale najpierw

ciepła kąpiel, a którą miała tak
wielką ochotę.
Zabrała wszystkie

potrzebne rzeczy i już miała zamiar udać się w stronę swojej łazienki


znajdującej się w komnacie obok, gdy wpadła na genialny jej zdaniem

pomysł...
- Łazienka prefektów! Draco pokazywał mi ją... Podobno mają

tam ogromną wannę Z chęcią
popływałabym sobie w ciepłej wodzie...
Nie

miała zamiaru czekać, i od razu udała się w wyznaczone miejsce. Gdy weszła

do
łazienki od razu zachwyciło ją to miejsce. Była to wielka komnata

obłożona różnokolorowymi
kafelkami. Na niektórych widniały obrazki

przedstawiające morskie zwierzęta. Jak wszystkie
obrazy w świecie magii,

te także się poruszały.
Paulina położyła swoje rzeczy blisko trampoliny

zaczęła pokoei odkręcać kurki z wodą.
Gdy już się zdecydowała na zapach

Vanilii, napełniła basen. Rozebrała się i weszła do wody.
Była ona

idealna. Ciepła, z mnóstwem "bąbelków". Pływała tak chwilkę nie

zważajć na nic i na
nikogo...?
- Dobrze pływasz... - Pod ścianą,

zaraz przy drzwiach stał Draco Malfoy uśmiechając się
może nie

przyjaźnie, wręcz flirciarko.
- Draconie Malfoy, co ty tu robisz??? -

Paulina była zarazem wściekała, jak i rozbawiona
całą zaistniałą

sytuacją. - Długo tak stoisz? Czemu nic nie powiedziałeś!!!
-

Nie pytaj się głupio, zniszczył bym sobie przecież całą... hmmm.

zabawę!
-Przyznaj się zbereźniku co widziałeś!!! -

Chłopak tylko spojrzał na nią wymownie
- Przyznaj się perwersie! Nie

wiedziałam że jesteś takim zboczeńcem, podglądać małe
dziewczynki w

kąpieli... - Dziewczyna nie wytrzymała. Wybuchnęła panicznym śmiechem.


Nie krępowała jej ta sytuacja. Nie wiedziała dlaczego. Może dlatego że

wystarczyło jedynie
Owinąć się ręcznikiem i wyjść z

łazienki...
Chwila... Ręcznik leżał w takiej odległości od basenu że nie

mogła go sięgnąć...
- Dracuś... Bądź tak miły i mi go podaj... proszę -

Paulina starała się byś "przesłodka"
jak nigdy dotąd. Chciała

być aż za słodka.
- Nie. -chłopak uśmiechnął się z drwiną. - Czemu mam

tracić taką okazję? - (!)
-... - Paulina powoli zaczynała się

irytować – nie przywykłam do pokazywania się mężczyzną
nago, więc

jeśli łaska podaj mi ten ręcznik bo nie ręczę za siebie... - Dziewczyna

mówiła
zarówno lekko ironicznie jak i próbowała się z chłopakiem

przekomażać po przyjacielsku.
- Co mi zrobisz? Przecież nie wyjdziesz i

mnie nie pobijesz. -Draco zaakcentował słowo
"wyjdziesz".

Wiedział bowiem że Paulina nie będzie zdolna do tak wielkiego

"poświęcenia".
- No cóż... musze zatem posunąć się do

drastyczniejszych metod. Miałam nikomu o tym nie
mówić ale... - w tym

momencie zamilkła. Uniosła dłoń i skierowała ją w stronę ręcznika.
- Do

mnie! - wyszeptała, a przedmiot posłusznie przeleciał przez łazienkę i

wylądował w
jej dłoni. Paulina owinęła się nim i skierowała siew stronę

schodków. Gdy już wyszła z
wody zobaczyła zaskoczonego chłopaka, no cóż

nie dziwiła mu się. Nie co dzień widuje się
przecież

"Brimaga"
-... - chłopak milczał. Po chwili jednak przerwał

milczenie.
-Umiesz się aportować, Jesteś brimagiem, może też jesteś...

– nie dokończył gdyż dziewczyna
mu przerwała
- Nie nie jestem.

Na to potrzebowałabym o wiele więcej czasu i nauki, a na to drugie nie


mam jakoś ochoty. Animagiem chyba nigdy nie zostanę... - Paulina puściła do

niego
oczko. - a teraz pozwolisz że już pójdę... chyba już dość się mnie

na oglądałeś?
-Poczekaj jeszcze... - Draco dotknął jej ramienia. Dłoń

miał zimną. Paulina spojrzała
na niego. - Powiedz tylko jedno...

dlaczego się tego uczysz?
Po chwili zastanowienia popatrzyła mu w oczy.


- Nie mam rodzeństwa, matki. Ojciec pracuje tak często, że czasem mi się

wydaje że
jego także nie mam. - spuściła wzrok i nie umiała już

popatrzeć mu w oczy. Z wygadanej
i pewnej siebie osoby zmieniła się

natychmiastowo w skrytą cichą i zamkniętą w sobie
dziewczynę. - Musiałam

coś robić, żeby nie zwariować z nudów. Więc uczyłam się jak
przyciągać

rzeczy siłą woli, jak przemieszczać się z miejsca do miejsca także za pomocą


woli.
Chłopak patrzył na nią, ona jednak nadal usilnie chowała

twarz, nie chciała aby teraz na
nią patrzył. Zwłaszcza w momencie gdy w

jej oczach wzbierały łzy. Sam nie wie dlaczego
ale rozkleiła się. nie

chciała płakać. Uważała to za głupotę. Ale gdy tak przy nim stała


poczuła przypływ uczuć. Była to mieszanka jak dla niej wybuchowa. Czuła

sympatię do Draco
a zarazem uraz do ojca. Wszystko w niej wzbierało.

Zaczęła jak małe dziecko pociągać nosem.
Nagle ta silna, pyskata i

wiecznie uśmiechnięta dziewczyna zalała się łzami. Stała
tak przez

chwilę, a łzy ociekały jej po policzkach. Nadal nie patrzyła na

chłopaka.
Draco nie wiedział co powiedzieć. Był słaby w pocieszaniu.

Podszedł do niej bliżej
i przytulił ją. Nadal jednak niepewnie. Nie

wiedział jak zareaguje. Ona nic nie zrobiła.
Nadal stali tak przytuleni

a chłopak delikatnie głaskał ją po włosach, jedną ręką
obejmując w

pasie. Lekko odchylił ją od siebie. Dotknął jej policzka i otarł

spływającą
powoli łzę. Nie chciał nic mówić. Wiedział że i tak nie

odpowie. Nurtowało go jednak
pytanie. Czy naprawdę czuje się taka

samotna, dlaczego tak nagle się rozkleiła, czy
naprawdę dlatego płacze?

Nagle poczuł, że dziewczyna zaczyna się trząść. Stała przecież
na wpół

naga, cała mokra. Mimo że nie chciał, puścił ją i podał suchy ręcznik.
-

Idź, przebierz się, cała się trzęsiesz... - Powiedział z troską. Patrzyła

teraz
na niego swoimi ciemnymi oczami. Nie widział w nich ani złości ani

tego chłodu który
gościł w nich na co dzień. Widział strach.
-

Dziękuje i przepraszam, nie chciałam, nie powinnam była obarczać cię swoimi


problemami. - nadal cała się trzęsła.
- Nie mów tak, przez te pare

dni zdążyłem cię trochę poznać. Bardzo cię polubiłem.
Mam nadzieje że

nasza znajomość przerodzi się w przyjaźń. Mam ogromną nadzieje także
że

się wreszcie ubierzesz. Nie mam zamiaru oglądać cię w skrzydle szpitalnym. A

co gorsza
nie chciałbym aby ktoś nas tak zobaczył. Ty naga i ja, razem w

łazience... To dopiero
przyklejono by mi plakietkę perwersa! -

Draco
próbował powiedzieć te słowa szorstko i stanowczo.
Po raz

pierwszy od dłuższej chwili Paulina uśmiechnęła się, nie aż tak szczerze,

lecz
przez łzy widać było szczęście. Zyskiwała nowego przyjaciela. Ona

także polubiła Draca.
Nie chciała teraz odchodzić od niego, było jej tak

dobrze. Musiała jednak pójść się ubrać.
- Dobrze już idę. - skierowała

się w stronę szatni i po chwili była z powrotem. Jej mokre
włosy moczyły

bluzkę w okolicach ramion i piersi. Spojrzała tylko na niego i rzuciła na


pożegnanie
- Do widzenia. -szła powoli korytarzem rozmyślając nad tym

jaką głupotę popełniła przed
chwilą. Teraz uważał ją za panikarę , która

płacze z byle powodu. Może bała się o swoją
reputację zimnej i zamkniętej

w sobie? Nie wiedziała jednak że w tym samym momencie
chłopak rozmyślał

na tym jak mógł pozwolić żeby płakała. Jego zdaniem wcale nie

była
panikarą. Wręcz przeciwnie. Ta sytuacja umocniła do w przekonaniu że

darzy ją wielką
sympatią. Ten Draco Malfoy, o zimnych oczach, nieugiętym

charakterze, ten sam Draco
który nigdy nie okazywała uczuć po raz

pierwszy szczerze ubolewał nad czyimś losem. Nie
użalał się nad nią.

Wiedział co czuje dziewczyna... W końcu sam nie do końca wiedział co
to

miłość i zainteresowanie ze strony bliskich.

Gdy wróciła do pokoju

była 10 . Zupełnie zapomniała o tym co chciała powiedzieć

chłopakowi.
Nie chciała też iść jeść... Była zmęczona. Oczy bolały ją od

niewyspania i łez. Nie mogła
jednak zasnąć. Poszła się przejść.
Całą

resztę dnia nie spotkała Draco. Przypuszczała że odsypia zarwaną noc. Ona

jednak nie
wiedziała jak odreagować. Poszła więc do lochów. Chciała

pomóc profesorowi Snapowi w pracy.
Sądziła że to ją rozluźni. Miała rację

.Pracowała z im w ciszy. To ją uspakajało. Po
obiedzie ( na którym także

nie spotkała chłopaka) wybrała się do swojego pokoju. Chciała
odpisać na

list od przyjaciół. Gdy skończyła myła już pora kolacji. Szybko zeszła

do
wielkiej sali. Przy wspólnym stole siedział już Draco. Gdy ją

zobaczył od razu się ożywił
i przestał mieszać lakonicznie swoją

kawę.
- Jak się czujesz? - zapytał z nadzieją na pozytywną

odpowiedz.
- Bardzo dobrze. Dziękuje że pytasz zboczeńcu. - uśmiechnęła

się figlarnie do chłopaka.
On odwzajemnił uśmiech. W tym momencie tylko

Snape, który siedział przy nich nie wiedział
o co dokładnie chodziło

parze. Paulina wypiła ciemną, słodką kawę.
- Będę już szła. Spotkamy się

potem. Mam nadzieje że nie w takich okolicznościach jak
poprzednio

maniaku seksualny.- Znowu na jej ustach pojawił się ten ironiczny i

lekko
drwiący uśmiech.
- A ja wręcz przeciwnie. Mam nadzieje na

więcej takich niespodziewanych spotkań...
- Niespodziewanych powiadasz

zboczuszku? No ja nie wiem, może to wszystko było ukartowane.
Przyznaj

się Draconie Perwersie! - oboje parsknęli śmiechem, tak szczerym jak w

noc imprez.


** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** **

** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** **


Stary drewniany zegar

wiszący w pokoju Pauliny wybijał właśnie 1 w nocy. Dziewczyna mimo


nieprzespanych 24 godzin nie miała ochoty na sen. Jej oczy wydawały się

zmęczone, jednak
ona odczuwała potrzebę rozmowy, śmiechu bliskości.


Podobnie jak w wieczór wypadu do Londynu postanowiła spontanicznie

wykorzystać ich ostatni
wieczór w Hogwarcie. Kiedy byli tylko on i ona

(no i może profesor Snape, ale on tu ma
najmniej do

gadania)
Skierowała się najpierw do kuchni gdzie została serdecznie

przywitana przez skrzaty. Myślała
że będą spały, one jednak siedziały

przy małym stoliczku popijają herbatę, z jakże
ogromnego jak na ich mały

wzrost, dzbanka. Wychodząc z pomieszczenia niosła już ze
sobą 4 butelki

kremowego piwa. Znów jej było zimno, jak wtedy w łazience. Nie dziwiła

się
sobie. Miała na sobie jedynie damskie bokserki i bluzeczkę na

ramiączka (komplecik piżamki)
- No nareszcie! - pomyślała gdy stała

już pod drzwiami pokoju wspólnego Slitherinu. Znowu.
to samo. Nie znała

przecież hasła. Jaką miała pewność że Draco nie śpi?
Zapukała delikatnie.

Ku jej zdziwieniu prawie natychmiast chłopak otworzył jej drzwi.
Był

ubrany. Nie wyglądał jakby właśnie wstał z łóżka. Wcale się nie zdziwił jak

ją zobaczył.
- Znowu karzesz mi czekać pod drzwiami kochasiu. -

dziewczyna figlarnie uśmiechnęła się do
niego i pocałowała w policzek po

przyjacielsku.
- Rozchorujesz się jak tak będziesz chodzić po zamku

półnaga!- Teraz jego głos brzmiał jak
głos jej ojca.
- No to

wpuść mnie i daj jakieś okrycie - odpowiedziala kąśliwie.
-O widzie że

masz coś dla mnie? - Draco spojrzał na 4 butelki kremowego piwa. Podał jej


także swój czarny polar.
- No tak... - Odparła siadając na zielonej

kanapie przy kominku w którym palił się
delikatny, ciepły

płomień.
Chłopak podszedł do niej i wyciągną rękę po piwo.
- No tak...

pij pij, nie będziesz nic pamiętał. - Powiedziała zawadiacko

przekładając
bluzę przez głowę...

Następna część "Poznaj

prawdę o mnie, poznaj prawdę o sobie..."

Gdy tak siedzieli w

pokoju wspólnym Ślizgonów, rozmawiając na wszelkie tematy Paulina


przypomniała sobie o liście. Nareszcie miała z kim podzielić się tą

szczęśliwą wiadomością.
- Dostałam wiadomość... - Zaczęła temat, biorąc

łyk kremowego piwa.
- Od kogo? - Draco był zdziwiony tą wiadomością - Nie

znasz tu przecież nikogo...
- Przyjaciele z dawnej szkoły pamiętali o

mnie. - westchnęła i znów łyknęła piwa z Homsgate
(jakie to szczęście że

nie jest alkoholowe, kto wie co by teraz robiła bo tak dużej ilości
tego

trunku...)
- Na pewno się cieszysz? - Draco uśmiechnął się i szturchnął

ją w ramie... - Przyznaj się.
Masz tam chłopaka, a tak w ogóle po co ja

pytam? Kto by nie chciał takiej dziewczyny jak ty?
- No waśnie nie wiem

czemu pytasz... - Paulina z lekką ironią dokończyła zdanie. -

Wszyscy
mnie tam uwielbiali. - Roześmiała się i kontynuowała...
- Był

tam jeden chłopak, miał na imię Kevin. Myślałam że to przyjaźń, lecz on

wyznał mi
prawdę co do mnie czuję. Od tamtego czasu nie mogłam spojrzeć

na niego ja na przyjaciela.
Traktowałam go i oceniałam go w innych

kategoriach. Nie jako kumpla ale jako mężczyznę.
Każde jego nawet

przyjacielskie gesty zaczynały mnie powoli drażnić. Nie chciałam dawać

mu
do zrozumienia że coś do niego czuje, bo wcale tak nie było. Musiałam

zatem ograniczyć
nasze kontakty. Spędzałam z nim mniej czasu. Próbowałam

na nowo jednak odnowić przyjaźń.
Miałam ogromną nadzieję że zrozumie że

nic z tego nie będzie. Chciałam aby nasza przyjaźń
przetrwała, zwłaszcza

że był wyjątkową osobą. Jednak tak wspaniała przyjaźń została


zaprzepaszczona przez jedno głupie stwierdzenia "kocham

cię".
- Czyli... nie wierzysz w przyjaźń między kobietą a mężczyzną?

- Draco bardzo
zainteresował się tematem.
- Nadal jednak w głębi serca

mam nadzieję że ona istnieje. Może nie zawsze uda się ją
nawiązać ale

jest możliwa. - tu spojrzała na Draco swoimi ciemnymi oczkami. On nic

nie
powiedział. Po raz kolejny bezinteresownie ją przytulił. To wiele dla

niej znaczyło.
Uwielbiała gdy milczał, bo wtedy wydawał jej się bratnią

duszą, tak bliską jej sercu.
Uwielbiała gdy mówił, bo wtedy stawał się

prawdziwą podporą i przyjacielem.
- No a co z tobą kochasiu - Tu

dziewczyna przybrała swój flirciarki ton głosu - Masz
tu jakąś

ukochaną.- Puściła oczko do chłopaka.
- Nie bardzo. Jest taka jedna,

hmmm... raczej nie ukochana. Można ją nazwać "wielbicielką".


Od pierwszego dnia nauki w tej szkole przyczepiła się do mnie. Wszyscy w

szkole uważają
że jesteśmy parą ale tak nie jest. Wolałbym chodzić ze

Snapem niż z nią... Parkinson
boże... jaka ona jest okropna... fu... -

tu Draco się wykrzywił, a na jego twarzy pojawił
się grymas

przedstawiający zarówno obrzydzenia jak i zrezygnowanie.
- Draconie

Malfoy. Jak tak możesz mówić... dziewczyna się zakochała, to wszystko przez


ciebie, ty pożeraczu kobiecych serc! :-) - Paulina śmiała się sama z

siebie...
Draco nie wiedział co powiedzieć. W końcu jak zwykle z nutką

ironii przytaknął i powiedział...
- Jak się jest mną to trzeba się liczyć

z konsekwencjami. To prawda wszystkie mnie kochają.
Paulina uśmiechnęła

się do niego. Nie miała już siły się śmieć. Te nieprzespane noce dawały


jej się w znaki. Jej powieki wydawały się bardzo ciężkie. Oczy same się

zamykały. Nie kiedy
ale przechyliła się lekko w stronę chłopaka i oparła

mu głowę na ramieniu.
-Książe będę już uciekać - szepnęła.
- Nie

idź... możesz spać ze mną, znaczy się w pokoju. Są tam przecież jeszcze 3

łóżka.
Chłopaki na pewno się nie pogniewają. Żaden facet przecież nie

był by zły gdyby dowiedział
się że taka ładna dziewczyna spała w jego

łóżku... - i na jego cienkich ustach znów zagościł
ten słodki a zarazem

ironiczny uśmieszek. - Mi też będzie raźniej. Nie będę się martwić że
w

środku nocy szwędasz się po ciemnych zakamarkach zamku...
- Dobra. To ja

już zmykam na górę bo zaraz zasnę na kanapie. - Draco wstał i

poprowadził
dziewczynę do sypialni. Wskazał potem łóżko stojące zaraz

koło jego. W pomieszczeniu
roznosił się znów znajomy jej zapach Wanilii.

Wpływał na nią kojąco
Paulina automatycznie wskoczyła pod kołdrę. Jakoś

znów nabrała werwy i zrobiła się taka
ochocza. Teraz wyglądała jak mała

dziewczynka ciesząca się ze tego że może nocować u
koleżanki. Przybrała

dziwnie słodki ton głosu i zaczęła szczebiotać...
- No to o czym będziemy

gadać... może poplotkujemy o chłopakach, wiesz podoba mi się taki
jeden

draniowaty blondyn - tu spojrzała na chłopaka, znów uśmiechnęła się i

głęboko
westchnęła. Przymknęła oczy i powiedziała cicho
-Dobranoc

zboczeńcu...
-Dobranoc. - otrzymała w odpowiedzi od chłopaka. Usłyszała

jeszcze jak krząta się po
pokoju. Nie mogła przez chwilę zasnąć. Była

zmęczona ale zarazem cieszyła się z chwili.
Zauważyła że nawet zbaczając

na tematy miłości umieli się dogadać i drobne aluzje i
podteksty wcale

ich nie peszyły. Tak działo się jedynie w przypadku bardzo dobrej


przyjaźni lub miłości...

** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** **

** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** **

Gdy się

obudziła było już zupełnie jasno. Podniosła się z łóżka i podeszła do okna i


otworzyła je aby powiew świeżego powietrza lekko ją rozbudził. Gdy tak

stała delektując
się świeżością i rześkością poranka. Usłyszała że drzwi

pokoju wspólnego się otwierają.
Dopiero wtedy zorientowała się że

chłopaka już nie ma w pokoju. Było tylko łóżko z rozwaloną
pościelą.
-

Faceci -mruknęła pod nosem i pochyliła się nad jego łóżkiem i zaczęła je

ścielić.
Gdy po chwili skończyła, okryła się swoim kocem i zeszła po

krętych schodach na dół. Przy
kominku stał teraz mały stoliczek którego

nie było jeszcze poprzedniego wieczoru. Stał na
nich półmisek grzanek

tostów i ciepłych bułeczek. Obok w małe miseczce były konfitury a
zaraz

koło nich w masielniczce masło. Po pokoju roznosił się zapach świeżo

zaprażonej kawy.
Na kanapie siedział Draco trzymając ubek w jednej z rąk

a gazetę w drugiej.
- Dzień dobry! Wyspana? Dzisiaj wielki dzień dla

ciebie - popatrzył na dziewczynę jakby
oczekiwał potwierdzenia.
-Jaki

dzień...? O boże! to dzisiaj? Zupełnie zapomniałam! - Paulina

wydawała się popadać
w panikę.
- Nie martw się. Zjedz spokojnie

śniadanie. Uczniowie przyjeżdżają dopiero przed obiadem.
Masz jeszcze

dużo czasu...
- Dobrze że ciebie mam. - mruknęła i sięgnęła po słodką

bułeczkę. - Zaraz oddam ci twój polar...
- Zatrzymaj go jeszcze. Musisz

przecież jakoś wrócić do swojego pokoju... Snape nie był by
z nas dumny

widząc ciebie wychodzącą z mojego pokoju w samej "bieliźnie"
-

To nie bielizna a piżama chłopcze!
- No jak na piżamkę to jakaś taka

skąpa ździebko!
Paulina tylko szturchnęła go posyłając swój

"morderczy" wzrok...
Po śniadanku wyszła z pokoju wspólnego

Slitherinu i skierowała się w stronę swojego lokum.
Jak na nieszczęście

spotkała po drodze Snapa.
- O dzień dobry profesorze. - Paulina

uśmiechnęła się jednocześnie próbując rozciągnąć
polar tak aby zasłonił

jak najwięcej.
-Nie jesteś za skąpo ubrana jak na poranne spacerki po

zamku?
-Sądzę że... nie. - spojrzała na niego przelotnie i szybszym

krokiem skierowała się do pokoju.
Po porannej kąpieli zajęła się swoimi

sprawami. Wyszła na błonia i zaczytała się w lekturze.
Po dłuższym czasie

postanowiła że to już czas przyszykować się do ceremonii

przydziału.
Miała szczęście. nie musiała zakładać jeszcze szaty. Dopiero

gdy dostanie się do
jednego z domów dostanie swój mundurek.
Wybiła

16... już na nią czas. Na pewno już przyjechali. Ceremonia podobno zaczyna

się o 16.30...

** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** **

** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** **

Schodząc po kamiennych

schodach słyszała jedynie stukot swoich obcasów. Widocznie wszyscy
byli

już w wielkiej sali. Gdy doszła do drzwi jadalni, usłyszała głos starszego

mężczyzny
który witał ją na peronie w Londynie. To był dyrektor

Dumbledor. Wiedziała, że miała wejść
do sali zaraz po ceremonii

przydziału pierwszorocznych. Ta chwila nastała właśnie teraz.
Odważnie

pchnęła drzwi wielkiej sali. Gdy szła tak wzdłuż stołów cichły właśnie

oklaski
dla nowego Gryfona. Gdy wiwaty ucichły wyraźnie słychać było

stukot jej obcasów. Prawie
wszystkie głowy zwróciły się w jej kierunku.

Paulina spojrzała na stół Ślizgonów. Draco
nie zwrócił na nią nawet

uwagi. Z zaciekawieniem za to rozmawiał z jakąś szatynką, bardzo
jawnie

go podrywającą. Paulina skierowała teraz wzrok w kierunku stołu przybranego

w
czerwono żółte barwy. Jak się domyśliła był to Grifindor. Zauważyła

tam dwóch rudowłosych
podobnych do siebie jak dwie krople wody chłopaków.

Byli bardzo wysocy. Przyglądali się
jej z zaciekawieniem. Obdarowała ich

uśmiechem. Oni odwzajemnili go nie spuszczając z niej
wzroku. Nagle

rozległ się ciepły głos dyrektora szkoły.
- Przedstawiam wam Paulinę

Bringot. Od tego roku będzie uczyła się razem z wami. Zostanie
uczennicą

6 roku. Ale najpierw ceremonia przydziału. Wysoka starsza kobieta uczesana

w
ścisłego koka wniosła tiarę przydziału. Paulina od czasu do czasu

spoglądała na swojego
znajomego. On jednak na nią nie patrzył, a jak już

"uraczył" ją swoim spojrzeniem było ono
obojętne. Jakby widział

ją pierwszy raz w życiu...
Dziewczyna nawet nie poczuła jak tiara

wylądowała na jej głowie.
-Hmmm... ciekawe. Jesteś stworzona do

Gryfindoru. Dobre serce, tęgi umysł, jesteś
sprawiedliwa. - Oczy

Gryfonów skierowane były w jej stronę. Oczekiwali w skupieniu - ale z


drugiej strony, z powodów ci znanych idealnie pasujesz do Slitherinu.

Gdzie wolisz iść?
Tiara milczała a przez głowę dziewczyny przeleciało

milion myśli. Po chwili Tiara znów
przemówiła.
- Nie możesz się

zdecydować? W takim razie...
- GRYFINDOR! Krzyknęła Paulina w

pośpiechu.
- Zatem niech będzie... GRYFINDOR! - powtórzył kapelusz

po czym zamilkł.
Rozległy się bardzo głośne owacje Gryfonów. Dopiero

teraz zobaczyła wzrok Malfoya. Nie
był obojętny. Był zawiedziony. Patrzył

na nią jak wtedy kiedy byli sami. Paulina nie
wiedziała dlaczego, ale

sądziła że dobrze postąpiła wybierając ten dom. Usiadła

między
rudowłosymi bliźniakami. Posłała jednocześnie Draconowi wzrok

mówiący "czego ty w końcu chcesz chłopcze". On zrozumiał wszystko.

Teraz patrzył na nią przez chwilę dopóki nie wróciła go na ziemie owa

szatynka.
Teraz Paulina czuła że w niej coś umiera. Czy to ten sam Draco

jakiego zdążyła poznać?


Poczuła czyjąś dłoń na jej ramieniu. To

byli owi bliźniacy.
- Hej Paulina, jestem Fred...
- A ja George... -

rudzielcy przedstawili jej się uprzejmie, poczym zapoznali ją z resztą


Gryfonów. Wszyscy przyjęli ją ciepło. Dziwiła się. W opowiadaniach Draca

byli okropnymi
gburami. Teraz na to nie zważała. Gdy po sycącej kolacji

wyszła z sali zauważyła grupkę
uczniów. Wydawało jej się że to 6

klasiści. Z tłumu wyłapała kilka znajomych twarzy. Fred
George,

ciemnowłosy chłopak i jego przyjaciółka o bujnej czuprynie i Draco wraz z

dwoma
Ślizgonami i znajomą jej już szatynką.
- Ej ty Potter - tu

Draco zwrócił się do ciemnowłosego chłopaka. - Nadal szlajasz się z
tymi

nieudacznikami.? A wy...- tu wskazał na bliźniaków - nadal w starych

szatach, nie
było was stać na nowe? - Wyraz twarzy chłopaka przedstawiał

nie znane Paulnie okrucieństwo.
Teraz śmiał się z grupką Ślizgonów nie

tak szczerze jak Paulina sądziła. Był to śmiech
drwiący i pogardliwy.

Dziewczyna słuchała chwilę tych obelg. Nie wiedziała czy powinna


zareagować. W Końcu złamało się coś w niej. Choć spędziła z Draco 5

wspaniałych dni i 2
niezapomniane noce (dziwnie to brzmi…) teraz

nienawidziła go z całego serca. Nie znała jeszcze Gryfonów ale
wydawali

jej się mili i koleżeńscy. Może dlatego nie mogła ścierpieć faktu że jej


"niedoszły" przyjaciel w taki okropny sposób ich poniża. To na

pewno nie był ten roześmiany
blondyn za jakiego uważała Dracona. W tej

konkretnej chwili czuła do niego odrazę,
obrzydzenie i niechęć. Zarazem

bała się go. Jego szare oczy były niemiłosiernie zimne.
Jej wybuchowy

temperament ukazał się w tym momencie. Przepychając się przez tłum


zaciekawionych uczniów stanęła oko w oko z chłopakiem. Stali tak blisko

siebie że każde z
nich usłyszało by najdrobniejszy szept wydobywający

się z ust drugiej osoby... Nie chciała
być miła, nie chciała wyjaśniać

nic. Chciała go upokorzyć .Wiedziała że teraz on pozna jej
drugą, okropną

stronę.
- Draco mogę mieć do ciebie prośbę? - zapytała przymilnie.

Chłopak nie spodziewał się że
zaraz rozpęta się piekło.
-Oczywiście

Paulino słucham cię. - teraz był tym samym roześmianym blondynem. Paulinę

zbiło
trochę z tropu, ale nadal pamiętała o tym co robił wcześniej.
-

Jeśli możesz nie odzywaj się już do mnie więcej Draconie Malfoy. - jej oczy

wydawały się
iskrzyć od złości, nie przerywała jednak potoku słów. Nie

chciała go przerywać. Nadal go
lubiła, zawiódł ją jednak. To nie był on,

to była jedna z jego masek. Miała nadzieje że
to co teraz powie dotrze

do niego w 100%. - Jesteś pustym, naburmuszonym, gburowatym
maminsynkiem

który umie jedynie obrażać innych. Nie podejrzewałam cię o to. To nie ty.


Ty nie jesteś taki. To co teraz powiedziałeś było dla mnie ciosem

poniżej pasa. Wyszedł
z ciebie snob który zawsze wszystko miał i o nic

się nie martwił. Podawano mu na tacy
wszystko co chciał. Może drażni cię

fakt że inni ciężko pracują na to co mają? Nie rozumiem
cię?! Teraz

jedyne co do ciebie czuje to odraza i obrzydzenie. Przechodzą mi ciarki

po
plecach jak na ciebie patrzę. - Chłopak stal w ciszy wysłuchując

dokładnie wszystkiego
co mówiła Paulina. Bolało do to okropnie. Wiedział

ze gdyby powiedział to Potter albo
jakaś szlama nie przejął by się w

ogóle. Stała jednak przed nim osoba którą darzył pewnym
uczuciem. Była to

jedna z niewielu osób do jakich czuł sympatię. Zaczynał jej ufać. Bał
się

tej sytuacji. Wiedział że trudno mu to będzie odkręcić. Nie miał zamiaru

jednak się
tłumaczyć co jeszcze bardzie rozzłościło Paulinę.
Stała

teraz twarzą w twarz, prawie tak blisko że wystarczył milimetr aby ich usta

się
zatchnęły. Stała koło kogoś kogo znała. Była to jednak obca jej

osoba.
Po chwili milczenia zauważyła jednak na jego twarzy ironiczny

uśmiech. Tego było za wiele.
Głuchym echem odbił się po korytarzu dźwięk

zadanego chłopakowi policzka przez Paulinę.
Teraz była naprawdę zła. Nie

miała zamiaru płakać. Powoli odwróciła się, posyłając drwiący i pogardliwy

uśmiech chłopakowi skierowała się na błonia. Nie czuła się przygnębiona.

Wręcz przeciwnie czuła że żyje, tylko to życie jest jakieś okrutne...



Odwróciła się jeszcze raz. Draco tak jak podejrzewała patrzył na nią

cierpiącym wzrokiem.
Nie bolał go czerwony policzek. Bolały go słowa

które jak musiał przyznać były prawdą...
Paulina napotykając jego wzrok

uśmiechnęła się po raz kolejny drwiąco. Nie obchodziło ją
teraz że

wszyscy patrzą na tą scenę. Dla niej liczyło się to że pokazała mu co

naprawdę
o nim w tym momencie sądzi. Przesłała mu jedynie wzrok mówiący

o wszystkim
"Jak mogłeś Malfoy, jak

mogłeś"!?


Następna część mojego ff : "Między nami

tyle śniegu... Między nami tyle lodu"...

** ** ** ** ** ** ** **

** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** **



Gdy doszła już na szkolne błonia, miała dość czasu by uświadomić

sobie że nie potrzebuje
być teraz sama. Jej zdaniem powinna świętować

razem z jej nowymi współlokatorami. Jeszcze
chwilę delektowała się

rześkością powietrza, które jednak nie zwiastowało dobrej pogody.
Jego

zapach mówił o tym że niedługo będzie padać. Paulina uwielbiała tą woń

roznoszącą
się dookoła. Dziewczyna miała dobre przeczucie. Chwilę po tym

jak przepowiedziała burzę,
poczuła delikatne, chłodne krople na swoim

odkrytym obojczyku, i kolejną i kolejną.
Stała tak przez chwilkę. Mimo

iż mokła chciała tak nadal delektować się tą chwilą.
Uwielbiała rześkie

wczesnojesienne deszcze. Kojarzyły jej się z czymś nowym, nie

poznanym.
Kończąc lato, rozpoczynały złotą jesień. Paulina wiedziała iż i

tym razem przynoszą
zmiany także dla niej. Zmiany na które czekała oraz

zmiany które miały być dla niej
niespodzianką.
Powoli, bez żadnego

pośpiechu skierowała się w stronę budynku szkoły. Była już totalnie


przemoknięta ciepłym deszczem. Strużki wody spływały z jej włosów wprost

na jej śniade
policzki. Szła już korytarzami Hogwartu kierując się w

stronę pokoju wspólnego Gryfindoru.
Usłyszała czyjeś kroki. Zbliżały się

w jej stronę. Gdy wyszła zza zakrętu wpadła na osobę
którą w tym momencie

najmniej chciała widzieć. Wpadła na Dracona Malfoya. Chciała z

nim
porozmawiać, chciała zapytać co u niego, lecz nie mogła. Chciała dać

mu nauczkę. Miała
zamiar ignorować go totalnie. Popatrzyła na chłopaka z

wyższością uśmiechnęła się ironicznie
i już miała odejść gdy ten złapał

ją mocno za nadgarstek.
- Poczekaj- powiedział błagalnie. - Wszystko ci

wyjaśnię. Nie kończ tego co między nami
zaistniało. Proszę wysłuchaj

mnie. Nic nie rozumiesz...
- Nic nie rozumiem? - to ostatnie zdanie tak

ją rozwścieczyło. Nie chciała tego okazywać.
Chciała być obojętna.

Wiedziała doskonale że to go rozwścieczy. Nareszcie Draco nie będzie
w

centrum uwagi. - Draco ja wszystko dokładnie rozumiem. -Powiedziała

spokojnie, jakby żaden
spór między nimi nigdy nie miał miejsca.
- Tak

się cieszę...
- Doskonale rozumiem że jesteś wrednym palantem bez

jakichkolwiek uczuć. Rozumiem
także że nie jesteś tym samym chłopakiem

którego poznałam, a nawet jeśli jesteś
to świetnie grałeś przede mną

przez ten tydzień.
-Paulino... - jego głos był cichy, jakby zaraz miał

całkowicie zaniknąć.
- Nie przerywaj mi Malfoy! Jeszcze nie

skończyłam mówić ci jakim to jesteś idiotą. - Nagle
w jej czach pojawił

się taki chłód, jakiego chłopak jeszcze nie widział. Jej usta wykrzywiły


się drwiący uśmiech. taki sam jakim chłopak "obdarował"

wcześniej Gryfonów. - Jesteś
naprawdę pusty. Nie widzisz nic poza swoją

dumą i tym że jesteś najlepszy. Tak wcale nie jest.
Zejdź na ziemię!

Jesteś zwykłym facetem, wręcz przeciętnym. Zrozum to wreszcie chłopcze.


A i jeszcze jedno. Czy ta dziewczyna do której tak się kleiłeś to była

ta znienawidzona
"Parkinson"? Widzę że lubisz się męczyć.

Jeśli próbowałeś mi wcisnąć kit że jej
nienawidzisz to chyba wybrałeś

złą osobę. Nie jestem aż tak głupia za jaką mnie uważasz


Draconie!
Patrzyła teraz na niego swoimi ciemnymi oczami z taką

nienawiścią że chłopaka przeszedł
dreszcz.
- Wysłuchaj mnie proszę.

-Mówił tak błagalnym głosem Paulina nie miała zamiaru jednak
ustępować.


- Nie nie wysłucham cię. Nie mam na to najmniejszej ochoty. - Posłała

mu na pożegnanie
uśmiech i skierowała się w stronę swojego domitorium.

Nagle jednak poczuła że jej kroki są
oraz wolniejsze aż w końcu z

ogromnym trudem unosiła stopy. W pewnym momencie nie była zdolna wykonać

najmniejszego ruchu.
- Malfoy! Natychmiast odwołaj zaklęcie

"spowolnienia". Jeśli tego nie zrobisz pożałujesz że
się

urodziłeś podła szlamo! Chcesz jeszcze raz ode mnie oberwać. Ne zawaham

się też użyć czarów.
- Nie odwołam. - Na jego ustach pojawił się

przyjazny uśmieszek i triumf, który zdaniem
Pauliny wyglądał przesłodko.

- Teraz zmuszę cię do tego żebyś mnie wysłuchała. Gdy zaczął
opowiadać o

tym jak to przez całe swoje życie był zmuszany przez ojca do tłumienia w

sobie
uczuć i zgrywania zimnej osoby nic nie czującej, w Paulinie

wzbierała ogromna złość. I choć
zaklęcie spowolnienia dawno przestało

działać nadal stała tam i z ogromną uwagą słuchała
chłopaka. W pewnym

momencie jednak niewytrzymała. Z jednej strony współczuła mu z drugiej z

kolei obwiniała go nadal.
- Nie wierze. Ty Draco Malfoy, tak silny facet

o tak mocnym i niezłomnym charakterze nie mógł się zbuntować. Nie mógł

powiedzieć dosyć? A może podobała ci się możliwość wyśmiewania się z innych.

Może lubiłeś poniżać, może sprawiało ci to przyjemność i wcale nikt cię do

tego nie zmuszał? Nie wierzę ci!. Jak mogłeś mnie tak zawieść.. ja

sądziłam że jesteś inny że jesteś moim...
- Przyjacielem? Jestem. Uwierz

mi proszę. Przekonasz się o wszystkim w swoim czasie. Nie wiesz jaki jest

mój ojciec - Paulina jednak wiedziała dokładnie o co mu chodzi…


-Wiem że to ciężkie, ale spróbuj zobaczyć we mnie kogoś innego niż tego

głupiego chłopaka
wyśmiewającego Gryfonów. Proszę... - Patrzył na nią

tymi swoimi szarymi oczami w tak ciepły sposób że nie była w stanie mu nie

wierzyć. Wtedy zrobił coś co tak w nim kochała. Bez zbędnych słów przytulił

ją do siebie. Delikatne objął w pasie a drugą ręką gładził po głowie. Stali

tak dość długo nie przejmując się że ktoś ich zobaczy. Dla nich ważny był

ten jedyny moment. Paulina stojąc tak zastanawiała się jak to możliwe by w

jednym momencie pawała zemstą do Draca a za chwilę była zdolna zrobić dla

niego wszystko? Znów czuła jego ciepło i widziała w nim tego chłopaka z

którym zrywała boki ze śmiechu i balowała na mugolskiech imprezach całą noc.

Teraz stał koło niej idealny przyjaciel, a nie gnojek który umie tylko

wytykać cudze błędy. Od razu przeszła jej ochota na świętowanie z Gryfonami.

Chciała podzielić się z nim wrażeniami z ceremonii. Chciała mu wszystko

wytłumaczyć.
- Draco?
- Tak słucham cię? - rozmawiali nadal w

objęciach.
- Masz chwilkę dla mnie. Może przejdziemy się i porozmawiamy?

-Paul
Eskeniaa
tematu Draca...
- Znałaś go wcześniej?

- Zapytał z zaciekawieniem i przyglądając się dziewczynie.
Paulina

przybliżyła im całą historię z wcześniejszym pobytem w Hogwarcie. Nie

wspominała
jednak o ich wspólnych wypadach i o tym że nocowała u niego w

sypialni. Śmiała się jednak w duchu co by sobie o niej wtedy

pomyśleli...
- Mogę mieć do was jeszcze prośbę?
- Oczywiście - Chłopcy

odpowiedzieli chórem co jeszcze bardziej rozbawiło Paulinę.
- Nie chcę

opowiadać tego setki razy, więc jeśli się ktoś was o to zapyta powiedzcie

mu.
Tylko nie dodawajcie żadnych pikantnych szczegółów dobrze - tu

popatrzyła na nich
rozbawiona i uśmiechnęła się flirciarsko. Rozpoznała

też w tłumie bawiących sę osób kilka
znajomych twarzy. Zapamiętała

Harry'ego Hermionę Rona Bliźniaków i kilka dziewczyn. Hermiona


mówiła że najwyraźniej będzie mieszkała w ich pokoju.
- Chodź z nami

- po chwili bliźniacy pociągnęli ją w głąb pokoju i wcisnęli jej w rękę


butelkę zimnego kremowego piwa.
- No wiecie co dobre- Paulina

zaśmiała się i usiadła na czerwonej kanapie stojącej pośrodku
żółtego

pokoju. Przez gwar i głośną muzykę ledwo słyszała co do niej mówią Gryfoni.

Bawiła
się jednak wyśmienicie żartując i popijając zimny napój razem z

nowymi znajomymi. Cudownie
jej się spędzało czas z Fredem i Georgem, z

Harrym i Hermioną. Wszyscy Gryfoni byli dla
niej przyjaźnie nastawieni.

Sądziła że zrobiła na ich dobre wrażenie upakażając Malfoya.
Wiedziała

przecież że Ślizgoni nienawidzą się z Gryfonami. Było jej jednak wszystko

jedno.
Liczyło się teraz dla niej to że poznała wspaniałych ludzi.

Najbardziej jednak cieszyła się
z faktu że nie do końca wszystko

skończyło się między nią a Draco.


** ** ** ** ** ** ** ** ** **

** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** **

Gdy

około godziny 3 nad ranem wszyscy zaczęli się rozchodzić do swoich pokoi w

wspólnym została jedynie Paulina i Fred. Siedzieli tak chwilę na kanapie

rozmawiając o wszystkim i o niczym. Fred uprzedzał ją przed Snapem,

opowiadał jej dokładnie to wszystko o czym wcześniej mówił jej Draco. Doszły

jedynie opowieści o dowcipach jego i Georga. Paulina nie mogła uwierzyć w

te wszystkie dowcipy jakie wyprawiali.
- Będę już szła spać. Nie chcę

zasnąć na Eliksirach... a właśnie... nawet nie wiem kto jest
prefektem

naszego domu? - Spojrzała na Freda i wyczekiwała odpowiedzi...
Fred

dotknął różdżką szaty na piersi i oczom Pauliny ukazała się plakietka

"Fred - Gryfindor
- Najlepszy prefekt w szkole". Uśmiechnął

się szczerze do dziewczyny.
- O przepraszam, składam gratulacje... -

Paulina zaśmiała się, nie dokończyła jednak zdania
jak Fred wręczył jej

plan zajęć. Przejrzała go szybko, aby zorientować się z kim i jakie

będą
mieli jutro lekcje.
- W tym roku mamy prawie wszystkie lekcje z

Krukonami. Na całe szczecie! Tylko znów dowalili nam Eliksiry z

Ślizgonami. I do tego Snape... Nie mów nikomu dobrze tego co ci teraz

powiem, bo to tajemnica... Miała być "niespodzianka" ale już nie

mogę wytrzymać i ci powiem...
Paulina automatycznie na słowo

niespodzianka i tajemnica aż podskoczyła. Musiała przyznać że lubiła takie

"ploteczki" i wszelkiego rodzaju tajemnice.
-Słucham uważnie -

nachyliła się w stronę chłopaka i słuchała jak ten szepcze jej coś do

ucha.
W pewnym momencie aż zamarła...
- Snape? To On będzie uczył

obrony przed czarną magią??? Już wiem dlaczego przy stole
nauczycieli

brakowało mi kogoś... Było mniej nauczycieli niż przedmiotów! -

Powiedział to
chyba troszkę za głośno bo Fred aż się zląkł. Zakrył jej

usta dłonią i wyszeptał jedynie
"Ććććśśśś"... Paulina była z

tego zadowolona. Lubiła Snapa. Przynajmniej jako towarzysza
do rozmów i

spędzania czasu. Nie przyznała się jednak o tego.
Odciągnęła rękę

chłopaka od swoich ust i powiedziała już troszkę ciszej
- Ja już będę

szła spać... Dobranoc
- Dobranoc Paulino - Odpowiedział jej i skierował

się w stronę męskiej sypialni, gdy już
znikał w mroku korytarza widać

było już tylko jego plakietkę... "Fred - Gryfindor -
Najlepszy

prefekt w szkole" połyskującą na żółto i czerwono.


** ** **

** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** **

** ** **


Gdy znalazła się w sypialni wszystkie dziewczyny już

spały. Dopiero teraz zauważyła że
zagadała się z chłopakiem. Była 5 w

nocy. Wtedy zobaczyła dwa listy. Koło nich leżała karteczka.
"Listy

zaadresowane są do ciebie Padlino. Wypuściłyśmy już sowy bo się strasznie


niecierpliwiły. Dobrej nocy. Hermiona"
Jej Pismo było bardzo

staranne i dokładne.
Pierwszy list był krótki. Draco Życzył jej dobrej

nocy i zapraszał na spacer po śniadaniu,
przed lekcjami.
Drugi list

natomiast był pisany na eleganckim pergaminie. Poznała od razu pieczątkę

lakującą.
To był list od jej ojca. Po przeczytaniu usiadła na łóżku i

zakryła twarz rękoma... Cicho
szlochając szeptała sama d

siebie...
-Dlaczego oni go tak wykorzystują, dlaczego on się nie wycofa.

Nic przecież nie ma do
stracenia. Tak bardzo się o niego martwię...


Zmęczone od łez i braku snu oczy Pauliny same się zamykały. Paulina

przyłożyła twarz do
poduszki i od razu odpłynęła w krainę błogiego

snu...

Kolejna część mojego opowiadania. Zapraszam do

czytania...

"Nowy członek gangu

Weasley'ów"


*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

*** *** *** *** *** *** *** *** *** ***


W pokoju Ślizgonów

właśnie kończyła się impreza. W przeciwieństwie do Gryfonów uczniowie


tego domu zaczęli się rozchodzić dopiero po 5... Draco jednak siedział w

swojej sypialni
już dłuższy czas. Cierpiał okropnie, przeżywał katorgi

jakich jeszcze nigdy nie doświadczył.
Odczuwał ból tak przerażający, że

aż nie do opisania. Ból zadany mu przez Mroczny Znak
Czarnego Pana.

Draco był już prawowitym śmierciożercą. Wypalono mu czarną czaszkę na


ramieniu pod koniec 5 klasy Hogwartu. To było jego przeznaczenie. Miał

stać się sługą
Voldemorta od zawsze. Jego ojciec Lucjusz Malfoy,

najwierniejszy ze sługów Sami-Wiecie-Kogo, zadecydował o tym, w chwili

narodzin syna. W tym momencie Draco przeklinał go na wszystko, wiedział że

to przez niego tak cierpi. Ostatkiem sił próbował myśleć racjonalnie.

Próbował zachować resztki spokoju i opanować się. Chciał zaradzić tej

sytuacji jak najszybciej. Gorączkowo szukał w swojej głowie zaklęcia które

pomogłoby mu uśmierzyć ból. Tak bardzo cierpiał. Nic nie pamiętał. Teraz

przeszukiwał pamięć w poszukiwaniu eliksiru mogącego zaradzić tej sytuacji.

Wiedział że istnieje tak owy... Nie chciał jednak prosić Snapa o pomoc.

Wiedział że będzie zadawał pytania. Pytania na które nie mógłby mu

odpowiedzieć...Poza tym była 5 w nocy. Nie chciał nikogo budzić. Ramie

piekło go okropnie. Siedział skulony na swoim łóżku kurczowo ściskając rękę.

Po jego bladym czole spływały krople potu. Nie mógł już wytrzymać tak

okropnego bólu.
Drżącą ręką sięgnął po mahoniową różdżkę i cichym,

zmęczonym głosem wyszeptał zaklęcie
"Sklifido". Poznał je

dzięki spotkaniom ze śmierciożercami. Pomagało ono w maskowaniu


Mrocznego Znaku. Dzięki temu nikt nie domyśli się że jest sługą

Voldemorta. Osłabiony bólem padł na pościel. Zastanawiał się teraz z jakiego

powodu Voldemort przypomina mu o sobie.
Czyżby chciał zwołać wszystkich

śmierciożerców? Nie mógł już jednak myśleć racjonalnie...
Zemdlał.




*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

*** *** *** *** ***


Następnego dnia Paulina wstała na tyle

wcześniej by zdążyć się odświeżyć i przygotować do
pierwszego dnia w

nowej szkole. Po porannej toalecie, całkowicie przyszykowana zeszła do


pokoju wspólnego. Schodząc po schodach zauważyła że nie ona jedna była

już na nogach. Na
dywanie przed kominkiem siedzieli bliźniacy. Grali w

magiczne szachy. Gdy zbliżyła się do
nich zauważyła na twarzy Georga

triumfalny uśmiech. Widocznie wygrywał z Fredem. Postanowiła troszkę pomóc

koledze. Zbliżyła się jeszcze bardziej do graczy, przechodząc koło nich

wyciągnęła palec wskazujący w stronę szachownicy i siłą woli przesunęła

skoczka Freda na C4.
-Szach i mat George. - uśmiechnęła się serdecznie i

podeszła do kanapy. Usiadła na niej i
spojrzała na chłopców. Oni także

patrzyli na nią. Byli zaszokowani. W końcu Jeden z nich
odezwał się

nagle...
- Paulina jesteś Brimagiem, ale czad! - Fred wrzeszczał jak

oszalały. W jednej chwili
znalazł się koło dziewczyny na czerwonej

kanapie. Objął ją figlarnie ramieniem i podsunął
się do niej...
-

Kiedy chciałaś nam to powiedzieć? co? Wiesz ile dzięki temu można zrobić

kawałów???
Wyobraź sobie latające po sali składniki eliksirów, albo

można by podokuczać Filth'owi...
Jestem z ciebie dumny! - Fred

uśmiechał się tak szczerze że widać było jego bielusieńkie
ząbki. Twarz

miał teraz rozpromienioną i pełną szczęścia. Paulina roześmiała się

przyjaźnie.
- Fred miałam wam powiedzieć później. Najpierw chciałam tą

umiejętność wykorzystać przeciw wam. No cóż miała być niespodzianka, już

myślałam że może zrobię jakiś fajny dowcip. Co powiedzielibyście na

lewitującą po całym zamku bieliznę? - Paulina roześmiała się jeszcze

głośniej. Tym razem wtórowali jej także bliźniacy. Sama myśl o takim żarcie

wywoływała u nich napady śmiechu...
- Coś czuję że mamy nową koleżankę i

znawczynię w robieniu kawałów... - George wstał i
usiadł po drugiej

stronie dziewczyny. Bliźniacy patrzyli teraz na siebie porozumiewawczo.
-

Fred... jak myślisz... powinniśmy powiedzieć jej o Huncnotach?? - chłopak

tylko się
uśmiechnął. Paulina z zaciekawianiem czekała na kolejną dawkę

opowieści o wybrykach
Weasley'ów w Hogwarcie... I tym razem nie

zawiodła się. Jak potem powiadomili ją bliźniacy.
Stała się prawowitym

członkiem gangu Weasley'ów...
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'

/>


*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

*** *** *** *** *** *** *** *** ***


Na śniadanie zeszła z Fedem

i Georgem. Gdy weszli do Wielkiej Sali nie było prawie nikogo.
Jedynie

przy stole Ślizgonów siedziało kilka osób, w tym Draco. Paulina zauważyła że

coś z
nim nie tak.
- Idźcie usiądźcie, ja zaraz do was dołączę

dobrze? - Paulina nie oczekiwała jednak
odpowiedzi. Podeszła do stołu

Slitherinu. Malfoy siedział na samym jego końcu. Zbliżyła się
do niego,

pocałowała w policzek i bez słowa usiadła. Gdy ten popatrzyła na nią

zauważyła że
ma podkrążone oczy. Zapewne nie spał lub balował do późnych

godzin wieczornych.
- Coś się stało? - Zapytała z troską.
- Nic, nie

martw się o mnie. - Draco spojrzał się na nią przyjaźnie i obdarował

Paulinę
nikłym choć szczerym uśmiechem. - Zjedz śniadanie. Przyjdę po

ciebie i przejdziemy się
przed lekcjami na błonia, tak jak obiecałem.

Świeże powietrze dobrze nam zrobi.
Paulina odeszła zostawiając go sam na

sam ze swoimi myślami. Gdy usiała przy stole
Gryfindoru bliźniacy byli w

trakcie konsumowania ( a raczej pochłaniania) swojego
śniadania.

Dziewczyna postanowiła, że skoro wydało się że jest Brimagiem to nie będzie


ukrywała swoich zdolności. Wyciągnęła rękę i zaraz wpadła do niej świeża

słodka bułeczka z
rodzynkami. Fred i George byli nadal pod wielkim

wrażeniem umiejętności Pauliny. I choć
widzieli je nie po raz pierwszy

(Dziewczyna dała im próbkę swoich możliwości kinetycznych
zaraz po tym

jak wyjawiła im prawdę), nadal robiły one na nich nie małe wrażenie. Paulina


uśmiechnęła się do nich posyłając przyjazne choć ironiczne spojrzenie

mówiące "ja tak umiem a wy nie".

Po około 15 minutach

uczniowie zaczęli schodzić się do wielkiej sali. Paulina była już po


śniadaniu. Czekała już tylko na Draca. Po chwili podszedł do niej.

Wyciągnął do niej rękę
i pomógł jej wstać od stołu.
- Spotkamy się po

lekcjach. - Paulina pożegnała się z kolegami i obejmując w pasie chłopaka


wyszła z komnaty. Malfoy szedł z nią objęty wcale nie przejmując się tym

co inni powiedzą.
Teraz chciał tylko z nią rozmawiać. Stawała się powoli

jego przyjaciółką. Najlepszą i chyba
jedyną jaką miał.
W drodze na

szkolne błonia minęli Pancy Parkinson która spojrzała na nich wilce

zdziwiona.
Może zaszokował ją fakt iż tak szybko się pogodzili, a może

fakt że Draco obejmował Paulinę czule ramieniem...


*** *** ***

*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***




- Nie wyglądasz za dobrze? Balowałeś do późna prawda - Paulina

popatrzyła na przyjaciela
wielce rozbawiona. On jednak nic nie

powiedział. Był myślami zupełnie gdzie indziej. Jakby
jakaś inna sprawa

całkowicie zaprzątała mu umysł.
Bez słowa zatrzymali się i usieli na

mokrej od porannej rosy, trawie. Dziewczyna
przyglądała mu się z

zaciekawieniem. Czekała aby to on się odezwał. Teraz była pewna że to


nie przez wczorajszą imprezę jest wykończony. Po jego zamyślonej i

wielce poważnej minie
mogła wywnioskować że to coś bardzo ważnego.

Obawiała się że nie będzie chciał jej o tym
mówić.
Ciepłe promienie

słoneczne ogrzewały jej skórę, a delikatny poranny wiatr
przeczesywał

jej włosy. Była tak ciekawa co trapi chłopaka. Nie pytała jednak. Ta cisza


koiła obojgu zmysły. Podsunęła się do Draca i oparła głowę na jego

ramieniu. Nadal się
nie odzywali. Chłopak po raz koleiny bezinteresownie

objął ją ramieniem i przyciągną jeszcze
bliżej. Siedzieli by tak

wieczność gdyby nie wołania dochodzące z zamku.
- Paulina mamy 5 minut

do rozpoczęcia się zajęć... pośpiesz się bo już pierwszego dnia się


spóźnisz, leć szybko po książki. - To była Levander. Paulina spojrzała

na Draca.
- Muszę już iść. Nie martw się. Wierze że poradzisz sobie ze

wszelkimi przeciwnościami losu. A jak nie pamiętaj że jestem z tobą. Oparła

swoją dłoń o jego ramie i na pożegnanie
posłała mu ciepłe spojrzenie.


Levander czekała na nią przy wielkich drzwiach prowadzących do gmachu

szkoły. Patrzyła na nią dziwienie. Jak wszyscy w szkole dziwiła się co łączy

ją z Malfoy'em. Uczniowie obecni przy ich kłótni nie podejrzewali

przecież że następnego dnia będą znów normalnie rozmawiać, co dopiero

obejmować się czule i spacerować po szkolnych błoniach. Paulina

przyśpieszyła kroku. Spojrzała na swój zegarek. Wskazówka w kształcie

piorunu bardzo szybko zbliżała się do napisu Transmutacja. No cóż musi się

pośpieszyć jeśli nie ma zamiaru stracić już pierwszego dnia punktów.

Wleciała do pokoju wspólnego Gryfindoru, złapała w locie torbę z

podręcznikami którą zostawiła rano przy kominku. Jeszcze raz upewniła się

czy ma wszelkie potrzebne jej rzeczy i wybiegła z domitorium. Szybkim

krokiem przemierzała wraz z Levander korytarze szkoły w poszukiwaniu komnaty

w której odbywały się zajęcia z profesor McGonagal.

Zziajana wpadła

do sali i gorączkowo poszukiwała wolnego miejsca. Miała nadzieje że usiądzie

z którąś z Gryfonek jednak ku jej niemiłemu zaskoczeniu wszystkie miejsca

koło nich były już zajęte. Dopiero po chwili dojrzała wysokiego chłopaka o

ciemno brązowych włosach. Miejsce koło niego było wolne
- Mogę się

przysiąść? - Zapytała uprzejmie
- Pewnie, siadaj. Jestem Tom Haltmont -

Krukon.
- Paulina Bringot, jestem z Gryfindoru. Uścisnęła jego dłoń i

zaczęła powoli wypakowywać
swoje podręczniki. Miła jednak nadzieje że na

dzisiejszej lekcji będzie praktyka a nie
teoria. Nienawidziła tego

drugiego.
- Witam wszystkich w 6 już roku nauki w Szkole Magii i

Czarodziejstwa w Hogwarcie. Mam
nadzieje że i ten rok będzie dla was

owocny w nową wiedze - starsza kobieta weszła do klasy
wygłaszając ten

jakże nudny monolog - Na początek... niech się zastanowię, Otwórzcie


podręczniki na stronie 12 przeczytajcie o zamianie roślin w zwierzęta i

zróbcie
wyczerpujące notatki. - Tu na chwilę zamilkła i dało się

słyszeć jedynie pomruki
niezadowolenia w klasie. - Panno Bringot, proszę

za mną. - Tu gestem dłoni wskazała drzwi
które otworzyła.
- Zaczyna

się - Pomyślała Paulina - Znów kolejne wykłady na temat zapoznawania się i


przestrzegania regulaminu szkoły. Była do tego już przyzwyczajona,

jednak za każdym
razem irytowały ją ciągłe przypomnienia itp...
-

Panno Bringot, wie pani doskonale o wszelkich zasadach panujących na terenie

szkoły
prawda? Jestem opiekunką Pani domu więc moim obowiązkiem jest

zapoznać panią z nimi -
Paulina przytaknęła jedynie i oczekiwała

dalszego wykładu.
- Doszły mnie słuchy że jest pani Brimagiem, czy to

prawda? - Paulina wstrzymała oddech.
Zastanowiła się chwilę, czy może

zakazane są takie umiejętności w tej szkole.
- Tak jestem Brimagiem, ale

czy to karalne, bo jeśli tak to ja...
- Nie, nie pod żadnym względem nie

jest to zakazane u nas w szkole. Karalne staje się
jedynie kiedy

zostanie użyte w nieodpowiedni sposób. Zrozumiałyśmy się młoda damo? -


Tu McGonagal spojrzała na nią srogo choć spod jej okularów widać było

dobroć bijącą z jej
oczu.
- Oczywiście, a czy teraz mogę wrócić do

klasy? - Paulina chciała mieć już za sobą tą
rozmowę, chciała też zrobić

w końcu notatki z Transmutacji, żeby nie mieć nic zadane na


potem.
-Tak oczywiście - McGonagal znów pchnęła ciężkie drzwi.

Wszyscy w klasie byli pochłonięci
pracą, jedynie Krukon z którym

siedziała w ławce spojrzał się serdecznie. Za chwilę jednak
znów wsadził

nos w książkę i uważnie coś notował. Paulina przyłączyła się do niego. I tak


mijała jej pierwsza lekcja w Nowej szkole


*** *** *** ***

*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***




Na szczęście lekcje minęły jej szybko. Z palu wynikało że o

przerwie obiadowej nie mają już
lekcji. To był chyba najluźniejszy dzień

w całym planie. Gdy Paulina była w drodze do
Wielkiej Sali, spostrzegła

Freda idącego samotnie korytarzem. Widocznie jej nie usłyszał
ani nie

zobaczył bo nadal smętnie podążał na obiad. Coś podkusiło dziewczynę. Wyjęła

różdżkę i skierowała ją w stronę chłopaka...
- "Kostopis" -

wyszeptała zaklęcie a z jej różdżki wyleciał ciemnogranatowy strumień


światła. W jednej chwili skumulował się nad głową chłopaka. Gdy dym

zaczął opadać oczom
wszystkim ukazały się długie aż do pasa włosy Freda.

Chłopak zdezorientowany rozejrzał się
dookoła. Paulina próbowała

przybrać pozę nie zainteresowanej całym zdarzeniem a twarz ułożyć w minę

"co złego to nie ja". Jednak nie mogła opanować śmiechu na widok

kolegi. Teraz jego czerwone włosy delikatnie opadały mu na plecy.
-

Pasuje ci ta fryzura Weasley! - Paulina chciała naśladować ton głosu

Draca ale za chwilę
parsknęła śmiechem.
- To cię tak śmieszy? To co

powiesz na to...? - Fred błyskawicznie wyjął różdżkę i
wykrzyknął

zaklęcie
- "Pantakor"! - Nagle różnokolorowy dym zawirował

naokoło dziewczyny. Gdy rozmył się zobaczyła że jej włosy nie są już

brązowe. Teraz każde pasemko miało inny kolor.
- No widzę Fred że znasz

zaklęcie błyskawicznego farbowania... Świetna rzecz. - Paulina
wybuchła

śmiechem. Nie mogła się opanować na widok Freda z długimi włosami jak u

dziewczyny.
Dodatkowo sama myśl o jej wyglądzie śmieszyła ją nie

miłosiernie.
- Pasuje ci ta fryzura, może jej już nie zmieniaj co? -

Paulina podeszła do rozweselonego
chłopaka, ten natomiast wziął ją pod

rękę przyjaźnie.
- Widze że mamy tego samego fryzjera Weasley. Sadze

jednak że ładniej by ci było z dwóch
warkoczykach...

Śmiejąc się

i żartując na temat swojego wyglądu weszli na obiad. Gdy pchnęli drzwi do

sali
panował w gwar. Myśleli że nikt nie zauważy ich

"metamorfozy". Było jednak inaczej.
Nagle wszyscy uczniowie

patrzyli na nich. Nawet nauczyciele przyglądali się wszystkiemu

z
zaciekawieniem. Gryfoni, Krukoni i Puchoni ryknęli szczerym śmiechem.

Ślizgoni natomiast
uśmiechali się ironicznie wskazując palcami na parę.

Draco spojrzał jedynie na Paulinę,
uśmiechnął się serdecznie i wskazał

jej uniesione kciuki. Dziewczyna krzyknęła do niego...
- Tobie też

przefarbuję włosy, nie martw się! - Draco roześmiał się głośno i

pomachał do
dziewczyny. Ta natomiast usiadła przy stole Gryfindoru i

zabrała się za obiad.
Chciała już prosić o podanie półmisku z sałatką,

jednak rozmyśliła się. Wyciągnęła rękę i
naczynie samo do niej

przyleciało, za chwilę to samo stało się z ziemniaczkami pieczenią i


sokiem z dyni. Uczniowie byli w szoku. Tylko Fred i Georg którzy

siedzieli po obu stronach
dziewczyny nie byli zaskoczeni. Ślizgoni z

otwartymi ustami przyglądali się całej
sytuacji. Nie codzień przecież

widuje się lewitującą zastawę nad stołem
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/>
Paulina pogładziła Freda po włosach i dodała...
-

Jesteś tu nowa? Może zostaniemy przyjaciółkami... wiesz bardzo podobają mi

się twoje włosy
- Paulina uśmiechnęła się figlarnie do chłopaka i cały

stół ryknął śmiechem. Przez resztę
posiłku wszyscy robili zabawne uwagi

na temat nowego wyglądu pary.


*** *** *** *** *** *** *** *** ***

*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***


Po sycącym

obiedzie, Paulina nie mogła się doczekać kolejnego spotkania z Draco. Przy

stole
Gryfindoru siedzieli jeszcze bliźniacy i jej nowe koleżanki z

domitorium. Rozejrzała się po
sali żeby upewnić się że chłopak tam nadal

jest. Nie zauważyła go więc zrezygnowana wstała i już miała iść na błonia

sam gdy ktoś ją objął od tyłu. Poczuła delikatny zapach wanilii.
- No to

co idziemy? - zapytał się i bez zastanowienia wziął ją za rękę i pociągnął w

stronę
wyjścia...
- I jak było na lekcjach? - Draco obrzucał ją

teraz milionami pytań. Chciał się dowiedzieć
jak jego przyjaciółka

spędziła dzisiejszy dzień. Znów usiedli na szkolnych błoniach. Tak

jak
rano zapomnieli o wszystkim. Pogrążeni w ciekawej rozmowie nie dbali

o to co ma się wydarzyć ani o to co było. Teraz najważniejsza dla nich była

ta jedyna wyjątkowa chwila.

Tymczasem na wielkiej sali toczyła się

zażarta dyskusja między dwoma osobami...
- Daj sobie spokój, czy ty

naprawdę jesteś taki ślepy? Czy ty nie widzisz że ona czuje coś do Malfoya?

Naprawdę tego nie rozumiesz?
- Nie, ona nie jest taka. Poznała by się na

nim i na pewno by go olała. Może są jedynie przyjaciółmi..
- Naprawdę w

to wierzysz? Czy ona całuje każdego znajomego na przywitanie, czy z każdym

się obejmuje? Zobacz jak oni na siebie patrzą... Nawet Malfoy nie przejmuje

się spojrzeniami i szeptami innych. Oni naprawdę mają ku sobie... Mówię ci

po raz kolejny, daj sobie spokój...
Drugi chłopak nie odezwał się już

więcej. Bez słowa wstał i skierował się w stronę swojego
domitorium. Po

drodze zobaczył przez szyby wychodzące na szkolne błonia siedzącą razem

parę.Obejmującą się i rozmawiającą z zaciekawieniem.
- Może on miał

rację, może to nie ma sensu, może jestem na straconej pozycji. - W milczeniu


podążał do pokoju wspólnego swojego domu.
- Kremowe piwo. - Podał

hasło i usiadł na czerwonym dywanie przed kominkiem. Patrzył dziwnie

nieobecnym wzrokiem na szachownice. Pionki stały rozstawione tak jak rano.

Wziął do ręki jeden z pionków...
- Skoczek na C4... - powiedział sam do

siebie, oglądając figurę jakby widział ją po raz pierwszy.
- Czy to

możliwe, czy to możliwe w tak krótkim czasie...? - Znów szeptał do

siebie.
- Fred co z tobą? - do pokoju wspólnego wpadła cała

rozpromieniona Paulina. - Czy coś się stało.
Nic nie odpowiedział,

odstawił figurę i posłał jej obojętne spojrzenie na pożegnanie.
-

Georg... czy powiedziałam coś nie tak? - Nie uzyskała jednak odpowiedzi.


Uniosła jedynie dłoń i skierowała ją w stronę szachownicy. Siłą woli

odstawiła ją na biurko stojące pod oknem.
- Nie rozumiem facetów...

cholera.
Skierowała się do swojej sypialni nadal myśląc czy nie

popełniła nigdzie głupiej gafy.
Podeszła do lustra i przejrzała się

uważnie swojemu odbiciu. Jej włosy nadal miały różny
kolor. Paulina

uśmiechnęła się sama do siebie i padła na łóżko. Myślała teraz tylko o


jednej, wyjątkowej osobie. Myślała o...

Zapraszam na kolejną

część mojego ff. Przez święta mam więcej czasu do pisania więc na


kolejne party nie będziecie długo czekać (jeśli ładnie poprosicie)


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/>

*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

*** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

"Słowa są tu

zbędne". (lub jak ktoś chce 2 tytuł) "Hej dziewczyno nie mów nic,

czas na miłość" - słowa z piosenki

"myslowitz”…

Leżała na plecach patrząc w sufit.

Ciągle o nim myślała. Wstała i podeszła do okna. Ciągle
o nim myślała.

Usiadła na parapecie i delektowała się świeżym, rześkim powietrzem. Ciągle


o nim myślała. Nagle zerwała się na równe nogi.
-Boże.. ja powoli

wariuje. Musze zająć czymś innym myśli - Dziewczyna podeszła do szafeczki


nocnej i odsunęła szufladę. Wyjęła z niej błyszczyk. Przeciągnęła nim

lekko usta. Podeszła
do lustra i jeszcze raz się przejrzała. Samoistnie

uśmiechnęła sie do swojego odbicia. Widok
dziewczyny o różnobarwnych

włosach rozbawił by każdego. Postanowiła usunąć jednak skutki
zaklęcia

Freda. Sięgnęła do kieszeni szaty i wyciągnęła hebanową różdżkę.
-

"AntiPantakor". No nareszcie. - Jej włosy nabrały teraz dawnego

koloru, delikatnego
brązu podobnego do koloru mlecznej czekolady.
-

No może jeszcze coś z nimi zrobię... hmmm... "Pratiktos". - teraz

jej włosy lekko się
podkręciły. Paulina znała wiele zaklęć dotyczących

wyglądu. Uważała bowiem ze to strata
czasu siedzieć i

"pięknić" się przed lustrem. Teraz szybkim krokiem skierowała sie

do
pokoju wspólnego. Schodząc po schodach znów zauważyła postać siedzącą

na dywanie przed
kominkiem. To był Fred. Siedział tam wertując książki.

Wydawało jej się że to podręczniki
do Transmutacji 7 klasy. Musieli im

zadać już pracę domową pierwszego dnia...
Spojrzała na nią jakoś inaczej,

potem jednak powrócił do swojego
dawnego zajęcia. Co chwilę jednak

zerkał na dziewczynę jakby chciał się upewnić że nadal
jest w

pomieszczeniu. Paulina usiadła na kanapie zaraz za chłopakiem. Przyglądała

mu się z
zaciekawianiem, on jednak nie zwracał już na nią najmniejszej

uwagi. Panowała głucha cisza.
Paulina nie mogła się powstrzymać i już

chciała coś powiedzieć, gdy przypomniała sobie
obojętny wzrok chłopaka

zaraz po tym jak wróciła ze szkolnych błoni.
- Może powiedziałam coś nie

tak - Teraz Paulina przeszukiwała myśli, chciała odnaleźć tą
chwile w

której mogła urazić chłopaka. Nie przypomniała sobie jednak niczego.

Pamiętała
jednak tylko poranną partię szachów, śniadanie,

"kłótnię" na korytarzu no i obiad.
Pamiętała też jego

roześmianą twarz i szczere spojrzenie. Chciała jakoś przerwać milczenie,


tak aby o on pierwszy zaczął rozmowę. Nie chciała się mu

narzucać...
Podniosła dłoń i delikatnym kiwnięciem, za pomocą telekinezy

przełożyła stronę w jego
podręczniku. Początkowo nic nie robił.

Zatrzymywał w locie przelatujące kartki. W pewnym
momencie jednak się

odezwał. Paulina myślała że zażartuje albo zrobi jakąś zabawną
dygresje

ten natomiast szorstko i zimno na nią popatrzył...
- Bringot możesz

przestać, nie widzisz że w przeciwieństwie do ciebie ktoś pracuje ? - jego


słowa były zimne. Poczuła się jakby ktoś przyłożył jej kawał lodu do

karku. Po jej plecach
przeszedł dreszcz...
- Od kiedy mówisz mi po

nazwisku Fred? - Paulina przyjęła niewinny wyraz twarzy i już miała


zamiar znowu zażartować gdy ten posłał jej wyniosłe spojrzenie. Paulina

nie zdążyła nic
powiedzieć jak rozległo się pukanie do drzwi. Chciała

wstać i otworzyć żeby przestać myśleć
o tym dziwnym jak dla niej

incydencie ale Fred ją wyprzedził. Z kanapy doszły ją jedynie
strzępki

rozmowy...
- Czego tu chcesz? Zgubiłeś się? - Fred mówił tak ironicznie

jak nigdy dotąd.
- Zamknij się Weasley... nie jestem tu dla ciebie. Rusz

dupę i zawołaj ją tu. - Paulina
rozpoznała głos drugiego chłopaka. To

był Draco. Ucieszyła się ze nareszcie wyrwie się z
tej niezdrowej

atmosfery. Jednak to nie był koniec kłótni chłopaków...
- Sam ją sobie

zawołaj, nie jestem twoją służbą Malfoy. -Fred stał jednak nieugięty,


zasłaniając wejście do pokoju wspólnego.
- Odsuń się Weasley! -

Drako popchnął go i wszedł do pokoju Gryfindoru. Nagle na
jego twarzy

pojawił się serdeczny uśmiech co jeszcze bardziej ku zdziwieniu Pauliny


rozzłościło Freda.
- Przyszedł twój ukochany Paulino... - Teraz

słowa jednego z Bliźniaków były kąśliwe jak
nigdy dotąd. Paulina nie

poznała w nim chłopaka z którym żartowała podczas śniadania.
Teraz

naprawdę poważnie zastanawiała się czy wszyscy w Hogwarcie mają drugą

twarz.
- Zamknij się, - teraz i ona postanowiła nie być mu dłużna.

Spojrzała na niego z wyższością
i zrobiła coś co wiedziała że go

rozwścieczy... Nie wiedziała dlaczego na pewno jej
posunięcie go

zirytuje. Podeszła do Draco i pocałowała go w policzek i objęła w pasie.


-Ładnie wyglądasz... - Malfoy natomiast przytulił ją ramieniem i już

miał zamiar iść gdy
dziewczyna ponownie się odezwała.
- Poczekaj

chwilę wezmę tylko ze sobą książkę, dobrze? - tu spojrzała słodko na

chłopaka, a
ten jej tylko przytakną. Paulina po raz kolejny wykorzystała

swoje umiejętności kinetyczne i
przyciągnęła do siebie podręcznik leżący

na stole. Specjalnie pokierowała jego lotem tak by
ten ugodził rudzielca

w głowę.
- O… przepraszam - uśmiechnęła się ironicznie, złapała w

locie książkę i pociągnęła za rękę
Draco rzucając Fredowi obojętne

"cześć".
Słychać było już tylko jej niknący głoś w głębi

zamku.
Jeszcze przez chwilę jeden z Weasley'ów stał pośrodku pokoju

wspólnego Gryfindoru. Masował obolałe od uderzenia miejsce. Bolało go

okropnie, nie tylko guz który automatycznie wyrósł
na czubku jego rudej

głowy. Bolało go w środku. Jakby stracił coś na zawsze...
-Dlaczego ja

to zrobiłem, jaki jestem głupi. - stał tam jeszcze przez pewien czas zadając


sobie pytania na jakie nie miał odpowiedzi. - Czy ja przypadkiem nie

jestem... zazdrosny?
- Jesteś i to bardzo. - ten głos wydobył się z

wnętrza ciemnego korytarza prowadzącego do
męskiej sypialni. - Denerwuje

cię to ze spędza czas z tym bubkiem Malfoyem...
- Zamknij się George... -

Fred przybrał teraz minę zbitego psa. Usiadł z powrotem na dywanie
i

otworzył podręczniki. Nie mógł się teraz skupić na tym co robił. Pióro

wypadało mu z
dłoni robiąc to nowe kleksy na pergaminie... Odgarnął z

twarzy nadal długie włosy których
postanowił nie ścinać. Jego oczy nie

były obecne. Błądziły gdzieś daleko poza ścianami pokoju
wspólnego

Gryfindoru. Teraz miał przed nimi obraz śmiejącej się Pauliny. Spędzającej

czas z
jedyną osobą którą tak naprawdę szczerze nienawidził. Spędzającą

czas z Draconem Malfoyem.


*** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***


Jak zwykle

Paulina przesiedziała cały wolny czas na szkolnych błoniach ze swoim nowym


(jedynym) przyjacielem... Dzięki niemu zapominała o bożym świecie. Była

już pora kolacji
więc od razu po spotkaniu udała się na posiłek.

Pożegnała chłopaka który jeszcze postanowił
wrócić do swojego domitorium.

Szła teraz w stronę Wielkiej Sali. Wydawało jej się że wszyscy
na nią

patrzą. Zwłaszcza Gryfoni i Ślizgoni. Nie wiedziała dlaczego. Wcale jej to

nie
obchodziło. Mocno pchnęła drewniane drzwi które cicho zaskrzypiały.

Teraz była pewna, oczy
wszystkich Gryfonów skierowane były na nią.

Podejrzewała o co chodzi. Powoli, opanowanym krokiem
podeszła do stołu.

Na jej (nie)szczęście musiała usiąść na przeciw bliźniaków z którymi ( a


raczej z jednym z nich) była w nie za dobrych kontaktach. Zanim jednak

przystąpiła do posiłku
postanowiła wyjaśnić zaistniałą sytuację.
-

Już zdążyłeś nastawić wszystkich Gryfonów przeciwko mnie. - Mówiła

spokojnie, lecz w jej
głosie słychać było drwinę.
- Nie wiem o czym

ty mówisz. - Fred zrobił wielkie oczy jak by pierwszy raz w życiu widział


dziewczynę. Powoli odgarnął włosy z twarzy, pokazując przy tym niewinne

spojrzenie.
- Szybki jesteś widzę, rozumiem uprzedziłeś już wszystkich z

naszego domu, ale jak ci się
udało ze Ślizgonami? Przecież się

nienawidzicie...
A... już rozumiem. Wiadomość o tym że Gryfonką

"umawia" się z Malfoyem wszystkich zbulwersowała. - Teraz powoli

zaczynała się irytować. Nie mogła się skupić na tym co mówi. Widząc jego

niewinne spojrzenie zaczynała podejrzewać że jej oskarżenia są bezpodstawne.

Zrobiła chwilę przerwy, panowała głucha cisza. Wszyscy
uczniowie

patrzyli na tą scenę.
- Paulina... - Fred postanowił załagodzić tą

sytuację. Od czasu ich poprzedniej kłótni
przemyślał parę spraw...
-

Teraz to Paulina? A co się stało z tamtym chłopakiem który mówił mi po

nazwisku, który
miał tak ironiczny ton głosu, co się z nim stało co? -

uśmiechnęła się drwiąco.
- Paulina poczekaj... - teraz jego głos

przybrał ton błagalny
Dziewczyna pochyliła się jeszcze bliżej. Ich twarze

były blisko siebie.
- Wolę jak do mnie mówisz Bringot, podła szlamo.

Malfoy maił rację. Ty naprawdę jesteś
prostakiem- posłała mu drwiące

spojrzenie. Nagle odechciało jej się jeść. Skierowała się w
stronę

wyjścia. Była w połowie drogi do domitorium. Nie wiedziała co ma sądzić.

Nagle poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Już miała posłać mu kolejną

wiązankę. Odwróciła się i ujrzała powalające niebieskie oczy i delikatne

kości policzkowe. Wysoki męszczyzna patrzył na nią teraz ciepłym

wzrokiem
- Jak om mógł Draco? Jak on mógł...? - Paulina nie wiedziała

dlaczego nagle irytacja w jej
głosie zmieniła się w smutek i

gorycz.
- Jest idiotą. Nie rozróżnia miłości czy zauroczenia od zwykłej

przyjaźni. Nie zadawaj
się z idiotami, mówiłem ci to nie ma

sensu...
Paulina nie wiedziała co myśleć. Chciała zadawać się z tym

idiotą. Chciała spędzać z nim czas.
Żartować, uśmiechać się, oglądać

jego rozbawione oczy. Uważała że może stać się kandydatem na prawdziwego

przyjaciela. Może nie tak dobrego jak Draco ale naprawdę szczerego i

oddanego.


*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***


Kolejne dni mijały

Paulinie pod znakiem ciężkiej harówki. Wszyscy nauczyciele skupiali się


na niej. Tłumaczyli to tym że chcą sprawdzić stan jej wiedzy gdyż jest

nowa. Przez to Paulina
miała coraz mniej czasu dla przyjaciela.

Spotykała się z nim jednak w bibliotece na szkolnych
błoniach i lekcjach

Eliksirów w profesorem Snapem. Nawet on postanowił nie odpuszczać nowej.


Ciągle zadawał pytania. Były jednak one na tyle proste żeby umiała na

nie odpowiedzieć.
Często ją chwalił, jednak nie dodawał żadnych punktów

Gryfindrowi. Paulina wcale tego nie
oczekiwała. Teraz jednak miała inne

zmartwienie. A Miało ono na imię ...

Pierwsza lekcja Eliksirów miała

się odbyć w piątek, dzień po rozpoczęciu roku szkolnego.
Przed pierwszym

września spędziła trochę czasu ze Snapem i uważała że jego lekcje mogą stać

się najciekawszym przedmiotem w całej szkole. Tak też było. Jednak profesor

dokonał złego wyboru.

Gdy Paulina zbliżała sie do lochów spotkała po

drodze Dracona. Szli razem rozmawiając i
wykorzystując każdą wolną

chwilę spędzoną razem. Pod salą stał jednak już Snape.
- Zapraszam

wszystkich do środka... TY Paulino poczekaj tu na zewnątrz. Zaraz cię

zawołam - nie czekał na jej reakcję, tylko wszedł do pomieszczenia. Za

chwilę jednak jego głowa wyjrzała zza drzwi.
- Już możesz wejść.


Paulina powoli aczkolwiek pewnie wkroczyła do sali.
- Jak już sami

wiecie Paulina będzie uczyła się na 6 roku naszej szkoły. Postanowiłem


przydzielić ją do jakiejś pary żeby zorientowała się jak wygląda praca

na naszych zajęciach.
- Tu zakończył przemowę i spojrzała po uczniach.

Paulina zrobiła to samo. Zauważyła kilka
wolnych miejsc. Jedno obok

Draco. Była prawie pewna że belfer usadowi ją właśnie tam.
Nagle spojrzał

na dziewczynę.
- Zapraszam do tamtej ławki. - tu gestem dłoni wskazał

miejsce koło Malfoya. Paulina była w
siódmym niebie. Draco uśmiechną się

od ucha do ucha, już siadała na miejscu bok niego gdy po klasie znów

rozniósł się zimny głos Snapa.
- Nie tu, panno Bringot. Proszę zająć

miejsce w ławce dalej. - Tu przystanął na mówieniu i
wskazał miejsce

koło jednej ze Ślizgonek. Ta brunetka, nie Paulina nie mogła w to

uwierzyć.
To była ta sama dziewczyna która podczas ceremonii kleiła sie

do Dracona. To była Pancy
Parkinson.
Paulina spojrzała na profesora z

niedowierzaniem, potem swój wzrok utkwiła w Draconie. On
był tak samo

zdezorientowany co ona. Po chwili jej ciemne oczy spoczęły na Pancy.


Uśmiechała się głupkowato szturchając w bok swoją koleżankę.
- To się

dopiero zacznie... - Paulina usiadła niepewnie i powoli rozpakowywała swoje


składniki.
Ostatni raz na tej lekcji spojrzała na Dracona. On także

skupił na niej wzrok. Jego
spojrzenie wyrażało głębokie współczucie i

ubolewanie.
Przez resztę zajęć Paulina musiała wysłuchiwać opowiadań co

to Draco nie czuje do
Pancy i odwrotnie. Miejscami dziwiła się dlaczego

Malfoy nie dał jej jeszcze w twarz...
no cóż może dlatego że był dobrze

wychowany (??) Jednak pod koniec lekcji padła jedna
kąśliwa uwaga która

przeważyła szalę...
- Wiesz Draco sama nie wiem jak możesz zadawać się z

tymi idiotami z Gryfindoru.
Przecież tam chodzą same szlamy albo

wyrzutki społeczeństwa. - tu skupiła wzrok na Paulinie.
Pancy położyła

dłoń na ramieniu chłopaka i dodała
- Powinieneś się trzymać ze Ślizgonami

takimi jak ja czy Adriana. - tu gestem dłoni
wskazała na blond koleżankę

siedzącą miejsce obok.
Paulina widziała że Draco omal nie podniósł na nią

ręki. Spojrzała
na niego spokojnie i przesłała wzrok mówiący "to

tylko słowa". Tak naprawdę w środku
cała trzęsła się ze złości. Sam

chciała zdzielić Parkinson. Opanowała się jednak. Nie
chciała szlabanu

już na pierwszych zajęciach... Powoli uświadamiała sobie że dobrze


zrobiła wybierając Gryfindor...

*** *** *** *** *** *** *** ***

*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

Jeśli chodzi o

jej stosunki z Fredem... no cóż nadal były zimne jak góra lodowa. Przez


prawie cały tydzień się do niego nie odzywała. Gdy tylko coś zagadywał

robiła kąśliwe
uwagi i odchodziła w drugą stronę. PO upływie prawie

tygodnia nie mogła jednak się powstrzymać.
Chciała z nim pogadać...

tylko jak? Po tych wszystkich drwinach i ironicznych uwagach? Znała jednak

dobry sposób...

W dzień wyprawy do Homesgate wszyscy byli wolni od

nauki. Nikt przecież nie będzie obrabiał pracy domowej w piątek... Paulina

jak miała to w zwyczaju siedziała na kanapie przeglądając
magazyny

Quuidicha pożyczone od Pottera. Teraz zbliżyła się do niej smukła postać.

Wysoki
męszczyzna (chłopak) o długich włosach usiadł koło niej. Jednak

na tyle daleko jakby obawiał się że zaraz go ugryzie. Paulina przyglądała

mu się z uwagą. Miał piękne brązowe oczy i mocne kości policzkowe. W

odróżnieniu od swojego brata bliźniaka nie miał za wiele
piegów, a jego

włosy nie były rude. Miały raczej odcień ciemnej czerwieni, wpadającej w

barwę bordową...
Musiała to przyznać. Fred bardzo jej się podobał.

Siedział przeglądając
broszurki sklepu "Zonka" co pewien czas

zakładając za ucho czerwone pasemko włosów opadające mu na oczy. Paulina

przyglądała mu się uważnie. Nie było nikogo oprócz ich w pokoju wspólnym

Gryfindoru. Wszyscy byli już albo w Homesgate alb się tam wybierali. Paulina

postanowiła zrobić coś spontanicznego, coś na co nagle przyszła jej ochota.

Nie należała do osób wstydliwych więc z wykonaniem nie miała żadnego

problemu. Przysunęła się bliżej do chłopaka i
patrzyła teraz na niego

natarczywie. On jednak nadal zaczytany w reklamówkę nie zwracał na
nią

uwagi ( tak jej się przynajmniej wydawało). Paulina przybliżyła się jeszcze

bardziej.
Teraz wyciągnęła dłoń i szybkim jej ruchem wyrwała ulotkę z

rąk chłopaka. Dalej sprawy
potoczyły się natychmiastowo...
Spojrzała

jeszcze raz na chłopaka swoimi ciemnymi oczami. Teraz i on na nią patrzył.


Podsunęła sie jeszcze bliżej, i bliżej i bliżej. Aż wreszcie siedziała

tak blisko że
gdyby się odezwał usłyszała by jego każdy szept. Wstała

jednak. Teraz coraz bardziej się
ośmielała. Usiadła mu okrakiem na

kolanach i zbliżyła jego twarz do swojej. Ku jej ogromnemu zdziwieniu,

chłopak nie wyglądał na zdziwionego, jakby spodziewał sie tego co miało

nastąpić.
Paulina teraz zbliżyła swoją twarz do jego.
Jej usta prawie

stykały się z jego wargami.
- Nie onieśmielam cię Weasley? Nie sprawiam

że się rumienisz? - zapytała zalotnie odsuwając to przysuwając do niego

swoje usta. Odgarnęła czule jego włosy. Chłopak nic nie

odpowiedział
Patrzył teraz na nią swoimi piwnymi oczami w wyjątkowy

sposób. Nie jak kolega na koleżankę
tylko jak męszczyzna na kobietę.

Teraz i on się odrobinę ośmielił. Objął ją w pasie i
delikatnie do

siebie przyciągnął (o ile to jeszcze możliwe).
- Ani trochę Bringot...

ani trochę... - Teraz nie dał jej się odsunąć. Pocałował ją głęboko, a

paulina
odwzajemniła pocałunek. Siedzieli tak potem przez chwilę patrząc

sobie w oczy...
- No to zabieram cię na kremowe Piwo do Homesgate. -

Paulina wzięła go za rękę i podniosła z kanapy. On się nie opierał.
-

Będziemy oblewać... - Fred spojrzał jej w oczy jakby to z nich miał by

wyczytać odpowiedz...
- No ale co, - zapytał delikatnie gładząc jej

dłoń...
- No jak to co baranie, koniec mojego związku z Malfoyem. - Tu

zaśmiała się ironicznie. Fred
objął ją w pasie . Czuła teraz ciepło jego

ciała. Jego włosy pachniały jaśminem.
Mieli zamiar oblewać koniec sporu i

początek... no właśnie początek
czego...?


*** *** *** *** ***

*** *** *** *** *** *** ***

"Widać tylko mrok i splamione krwią

dłonie..."

*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

***

Prosto z pokoju wspólnego Gryfindoru skierowali się na drugie

piętro. Podążali teraz cichym
i ciemnym korytarzem w stronę klasy do

Transmutacji. Fred trzymał Paulinę za rękę jakby
obawiał się że zaraz mu

ucieknie. Dziewczyna wcale nie protestowała. Wręcz przeciwnie
podobało

jej się to. Teraz minęli komnatę gdzie odbywały się zajęcia z profesor

McGonagall.
Nagle poczuła szarpnięcie. Chwilę po tym znajdowała się już

za posągiem mężczyzny w zbroi.
- No Weasley nie pozwalaj sobie na za

wiele. - Paulina uśmiechnęła się zalotnie do rudzielca.
- Bringot nie

będę przypominał ci że to ty rzuciłaś się na mnie w pokoju wspólnym - Fred

nie
był jej dłużny.
- A więc, niech sobie pan to zakoduje że tak

więcej już nie zrobie. Sdysfakcjonuje to pana
panie Weasley?
-

Szczerze mówiąc nie bardzo. - Podsunął się trochę i już chciał ją pocałować

ale ta
zrobiła unik i spojrzała na niego zalotnie.
- A mnie szczerze

mówiąc, bardzo. - Puściła do niego oczko i pociągnęła za rękę. Teraz


dopiero zobaczyła że za nimi znajdują się schody. gdy znaleźli się już

na dole Fred
wyciągnął różdżkę z kieszeni swojej szaty. Zapukał

kilkakrotnie w ścianę. Ta odsunęła
się powoli ukazując zatłoczone

pomieszczenie. To był bar "Pod Trzema Miotłami". W całym


pomieszczeniu panował gwar i słychać było głośnie śmiechy młodzieży. W

rzeczywistości,
cały bar wypełniony był uczniami Hogwartu. Paulina

rozejrzała się po sali. Zauważyła kilka
znajomych twarzy. Przy stoliku

pod ścianą siedzieli George, Seamus Finnigan i Dean Thomas.
Widocznie

zauważyli nowo przybyłych gdyż pomachali do nich i zachęcili do

przyłączenia się.
Paulina zaraz zajęła miejsce naprzeciwko Georga a Fred

usiadł tuż obok niej.
- Widzę że już się pogodziliście, nareszcie!

Nie będę musiał wysłuchiwać ciągłego jęczenia
Fre... - tu George nie

skończył bo złapał się za kostkę i cicho jękną z bólu. Fred spojrzał na


niego wymownie posyłając złowrogi uśmieszek mówiący " jeszcze jedno

słowo a zginiesz".
- No jestem ciekawy kto wyciągną pierwszy ręke. -

Tu Paulina rozbawiona spojrzała na Freda.
- Sam nie wiem czy to można

nazwać wyciągnięciem ręki... - Fred spojrzał na nią figlarnie. -
To

raczej była napaść na moją osobę. - Zaśmiał się głośno i znów się nachylił

nad
dziewczyną. Teraz go nie odepchnęła tylko położyła dłoń na jego

policzku i namiętnie
pocałowała. To zaszokowało ich znajomych.
- I

widzicie znów to zrobiła - Fred uśmiechną się do dziewczyny i chwycił ją za

dłoń.
- Chcesz coś do picia?
- Nie dzięki idę potańczyć. - Paulina

wstała od stołu i poszła na parkiet. Spotkała tam pare
Gryfonek do

których się przyłączyła. Kapela tego dnia grała wyjątkowo fajne kawałki. Gdy


przetańczyła pare utworów postanowiła jednak kupić sobie jakiś napój.

Podeszła do baru i
przejrzała kartę. Znalazła coś na swoje samopoczucie.

"Drink nastroju". Podobno zmienia smak
w zależności od humoru

danej osoby. Wiedziała że drink będzie wyjątkowo słodki. Już miała


odejść gdy podszedł do niej pewien Ślizgon.
- Już myślałem że nie

przyjdziesz... - Draco spojrzał na nią wymownie poczym zamówił
kremowe

piwo, przysmak wszystkich uczniów. Paulina wzięła łyk napoju. Był

niewymownie
słodki.
- A pogodziłam się z Fredem i on mnie tu zabrał,

a ty z kim jesteś? - Tu rozejrzała się po
sali w poszukiwaniu Pancy

Parkinson.
- Nie ma jej tu. Nie z nią przyszedłem. Jestem tu sam. -

uśmiechnął się i
kontynuował - Właśnie widziałem jak się

pogodziliście... Jak my się kłóciliśmy nigdy mnie tak nie
przepraszałaś -

tu puścił do niej oczko. Widać było jednak że nie jest zadowolony z faktu


że jego przyjaciółka zadaje się z "prostakiem Weasleyem".


- Oj nie martw się. Ty nadal jesteś moim ulubionym draniem w tej szkole.

A teraz chodź ze
mną zatańczyć. - Draco nie opierał się. Zostawił

kremowe piwo które tak namiętnie popijał i
złapał dziewczynę za rękę.

Jak na zawołanie kapela zagrała jakąś ckliwą melodyjkę o smętnym


brzmieniu. Paulina przytuliła się do chłopaka i delektowała sie tańcem.

Podczas tego
niewymownie długiego utworu rozmawiali ta błahe tematy. Po

tańcu wrócili do baru po swoje
napoje. Paulina skierowała się do stolika

przy którym siedział już tylko Fred i Seamus.
- No to jak chłopaki,

który chętny do tańca. No przystojniaki ruszać się z miejsc i
podrywać

tyłeczki w rytm muzyki. - Tu Paulina figlarnie puściła do nich oczko. Seamus


zaczerwienił się a Fred spojrzał na dziewczynę swoimi piwnymi

oczami.
- Może zaproś kolegę Malfoya co? - stwierdził przekornie po czym

wziął duży łyk kremowego
piwa.
- Zamknij się Weasley matołku, jak ty

nie chcesz tańczyć to porwałam na parkiet mojego
"byłego"-

Paulina ironicznie zaakcentowała ostatnie słowo.
Fred zaśmiał się i

cmoknął dziewczynę w policzek. Siedzieli jeszcze troszkę w barze.


Jednak zaczęło im się powoli nudzić i jeden z bliźniaków zaproponował

spacer po Homesgate.
Paulina natychmiastowo podchwyciła pomysł. Szybko

więc zabrali swoje płaszcze i wyszli na
ulice miasteczka. Seamus

odłączył się od nich pod pretekstem zakupów w sklepie "Zonka".


Para skierowała się do "Miodowego Królestwa" gdzie zakupiła

kilka smakołyków.
- I jak myślisz, spodobają się Ronowi "kokosowe

pająki"? - Fred zaśmiał się poczym
kontynuował rozmowę. - Chodź

zaprowadzę cię w głąb miasteczka. Wielu uczniów kończy pobyt
w Homesgate

na 3 pierwszych sklepach. My z Georgem znaleźliśmy kilka ciekawych miejsc.


- Super, tylko potem będę musiała jeszcze skoczyć do sklepu Zonka...

wiesz po co.
- Tak wiem, mamy dużo czasu przed sobą i zdążymy wszystko

zobaczyć.

Fred rzeczywiście znał wiele ciekawych części miasteczka o

których nie słyszeli uczniowie
Hogwartu. Po brukowanych alejkach

wędrowali jedynie mieszkańcy i zagraniczni turyści.
Wszyscy ubrani jak

rasowi czarodzieje, co sprawiało że to miejsce miało jakiś nieodparty


urok i swoją niepowtarzalną ... magię
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'

/>. Para odwiedziła sklep ze sprzętem do

Quddicha,
księgarnię "(Nie)poważny czarodziej" w której

znaleźli kilka dobrych pozycji książkowych
z zaklęciami mogącymi pomóc w

ich żartach, sklep z samo grającymi instrumentami. Nagle
Paulina

dostrzegła mały namiocik przykryty wielokolorową płachtą. Szybko domyśliła

się
co znajduje się za wejściem do tego straganiku.
- Fred chodźmy

tam, mówię ci będzie świetnie! Nigdy nie byłam w takim miejscu!

-Paulina
złapała chłopaka za rękę i wciągnęła za parawan. W namiocie

było ciemno. Jedynym źródłem
światła były palące się świece zawieszone

nad ich głowami. Czuć było mdły zapach
kadzideł i wonnych olejków. W

pomieszczeniu nie było nikogo. Nagle jednak ich oczom
ukazała się

starsza kobieta odziana w dziwne szaty. Zupełnie nie przypominały


czarodziejskich. Tym bardziej nie były to mugolskie ubrania. Płachta

pokrywająca jej
zgarbione plecy ozdobiona była złotymi nićmi i cekinami

mieniącymi się w świetle świec.
- Wróżka Mandrena przepowie przyszłość

młodej parze, powie co było co jest i co czeka
młodzieńców. - tu

spojrzała na Pauline. Dziewczyna chichotała. Uwielbiała takie miejsca.


Zawsze pociągały ją przepowiednie i wróżby lecz nigdy nie brała ich na

poważnie. Fred był
lekko zmieszany. Na jego twarzy malował się grymas.

Paulina nie wiedziała czy to za sprawą
silnego zapachu i dymu panującego

w pomieszczeniu czy za sprawą grobowego głosu kobiety.
Paulina usiadła na

dużej poduszce tuż przed stolikiem wróżki. Kobieta spoczęła naprzeciw


niej i znów odezwała się cichym i zimnym głosem, jakby wypranym z

uczuć.
- Panienka chce żeby wróżyć z kryształowej kuli? Co panienka chce

wiedzieć. Ciekawi
panienkę przeszłość teraźniejszość czy przyszłość z

młodym paniczem? - Tu starsza kobieta
spojrzała wymownie na Freda.
-

Z nim sobie sama poradzę. Nie chce nic konkretnego. Może troszkę z

najbliższej
przyszłości...
Kobieta zajrzała do szklanej kuli lecz nic

sie w niej nie pojawiło. Paulina zrozumiała
zimne spojrzenie wróżki i

wyciągnęła z kieszeni szaty monetę. Przesunęła ją w kierunku
wróżki i

znów zajrzała do kuli. Teraz kłębiły się w niej obłoki dymu. Nagle obraz

stał się
bardziej klarowny, przedmioty i postacie nabierały kształtu i

koloru. Po chwili mogła
zauważyć dokładne konturu . Nic jednak z tego

nie rozumiała. Nagle jej przemyślenia
przerwał ożywiony głos

kobiety.
- Widzę chwilowe szczęście u boku mężczyzny, przystojny młody

człowiek który coś do panienki
czuje, chce o panienkę dbać i troszczyć

się o nią. - tu Paulina zwróciła się do Freda i
przesłała mu całusa w

powietrzu. Ten się uśmiechną szeroko pokazując bieluśkie ząbki.
- Jest

jeszcze jeden młody panicz, także przystojny, czystej krwi, z dobrej

rodziny, on
także pamięta o panience - Paulina zorientowała się że

chodzi tu o Draco - Jednak będzie
płacz i porażka, i... panienki ojciec.

Jego też tu widze.
Paulina ożywiła się na tą wiadomość.
- Co z moim

ojcem co z nim? - Dopytywała się nachalnie. Mandrena jednak nie zważała na

jej
pytanie. Kontynuowała swoją wizję.
- Widze, widze nieszczęście i

rozpacz, nieoczekiwany smutek i tęsknotę.
Widzę...- tu zawiesiła głos i

nagle spojrzała na Paulinę. Jej oczy były nieobecne. Przybrały
barwę

szkarłatu, jakby zaraz miał z nich polecieć potok krwawych łez...
Jakby

znajdowała się w transie z którego nie mogła się wzbudzić. Paulina

przeraziła się
pustką w jej oczach. Zwiesiła wzrok jednak coś ją pchało

by nadal patrzyła w tą odchłań
jaką stały się jej oczy, ten szkarłat coś

jej przypominał...
- Widze tylko mrok i ręce splamione krwią, śmierć i

nie pohamowaną złość, śmierć jest
wszędzie, zagłada, utrata bliskiej

osoby, śmierć, krew.. to wszystko przez ciebie. - Teraz
jej głos był

agresywny. Jakby winiła Paulinę za jej wizję.
- Wszystko przez ciebie,

krew, śmierć, płacz i gorycz, to wszystko przez ciebie.
Widzę... nie nie

powiem co to, sama musisz do tego dojść, nie mogę... nie chce...

przecież
to niemożliwe, jesteś tak młodą osobą... twoja duma, pycha, to

cię zgubi. Nie tylko...
to zgubi twych bliskich- Jeszcze raz spojrzała

na Paulinę. Jej oczy powoli powracały do
normy. Nagle jednak znów się

odezwała.
- Wyjdź... - Wróżka patrzyła teraz z przerażeniem na

Paulinę.
- Ale, co jeszcze pani widziała, muszę to widzieć... - Paulina

przybrała błagalny ton głosu.
- Wyjdź, natychmiast nie pojawiaj sie tu

więcej... WYNOCHA! - Wróżka opadła na fotel.
Słychać było tylko jej

ciężki oddech. Paulina szybko wstała i skierowała się do wyjścia.
Przed

tym odwróciła się jednak. Po policzkach wróżki spływały szkarłatne smugi

łez...
Nagle Paulina zachwiała się. Czuła jak opada z sił. Na całe

szczęście był tam Fred.
Złapał ją w locie. Teraz podtrzymywał ją w

swoich ramionach. Nie wiedziała co zrobić.
- Paulina dobrze się czujesz?

co się stało? odezwij się... - W jego głosie słychać było
lekkie

przerażenie.
- Nic mi nie jest... Musze tylko odetchnąć świeżym

powietrzem. TO wszystko przez ten
zaduch.- Paulina uśmiechnęła się do

chłopaka i uwolniła się z jego objęć. Nadal chwiejnym
krokiem wyszła z

namiotu. Rzeczywiście po pierwszym głębszym oddechu poczuła się lepiej.


Rześkie powietrze przebudziły ją z tego lakonicznego stanu. Popatrzyła

teraz na rudzielca.
Na jego zatroskanej twarzy malowało się oczekiwanie.

Paulina widząc to nie chciała niczego
tłumaczyć. Sama nie wiedziała co

miała znaczyć cała przepowiednia. Jej ojciec, Fred, Draco.
Ta krew. To

wszystko ją przerażało. Obawiała się że to może być prawda, to wszystko co


mówiła w końcu jej ojciec był... nie nie to nie możliwe, przecież to

nierealne... Fred
zaczynał się bać widząc niepewność i strach w oczach

Pauliny.
- Co to miało znaczyć. CO oznaczał jej wzrok? Paulina odpowiedz

coś... - Fred złapał ją
za w pasie gdyż obawiał się że znów będzie

mdlała. Stała tak niepewnie a jej wątłe ciało
przechylało się w jedną to

drugą stronę. Jej twarz pobladła. W ciemnościach wieczoru była
wręcz

przerażająco biała.
- Nie martw się, nie wierze w to co powiedziała.

Przecież to wszystko nieprawda. Wiesz
dokładnie że wróżbiarstwo to

najmniej sprawdzalna i wiarygodna dziedzina magii. To na pewno
jeden z

jej chwytów reklamowych, takie bajeczki dla turystów...- Paulina
starała

się mówić spokojnie i pewnie, jakby sama chciała się przekonać do tych słów.

Nie
była pewna czy słowa Mandreny były prawdą. Jej ojciec i krew, śmierć

i rozpacz...
przecież nie było by to nic... nowego.
- Jedyna rzecz

jaka może się sprawdzić to to że nadejdzie szczęście. - Nic więcej nie

mówiła.
Wzięła w dłonie twarz chłopaka i pocałowała go. Tylko w taki

sposób mogła go powstrzymać
od zadawania kolejnych pytań na które sama

nie miała odpowiedzi. Pytań których się obawiała.
Nie przeczyła jednak że

ten sposób i jej się podobał. Fred się nie opierał i mocniej
przytulił

dziewczynę. Odwzajemniał ciepły pocałunek. Z tej błogiej chwili wyrwał ich

głos
Georga.
- No gołąbeczki, wszędzie was szukałem. Zbieramy się do

zamku czy macie zamiar się tu tak
obściskiwać co? - mówił z lekką drwiną

lecz była ona bardzo zabawna.
- No lepiej chodźmy, nie mogę się doczekać

kiedy pokażemy Ronowi "kokosowe pająki".
Myślicie że mu

zasmakują?... - Paulina wymusiła na swojej twarzy uśmiech. Udało się
jej

to wiarygodnie, bo bliźniacy popatrzyli na nią rozbawieni.
- No Fred my

mieliśmy jeszcze zajść do sklepu Zonka... jest już późno i chyba nie


zdążymy... i co teraz?
George uśmiechnął się pod nosem i pokazał

parze papierową torbę z logo sklepu ze
śmiesznymi gadżetami.
- O to

wam chodziło?- Gorge otworzył torbę i podał Paulinie mały szary

pakunek.
Paulina delikatnie go odwinęła i zajrzała do środka...
-

Gorge... to jest po prostu... - tu się zatrzymała. Spojrzała na bliźniaków -

idealne. To
będzie numer wszechczasów...
Wracając do zamku w głowie

kołatało jej jeszcze jedno zdanie wypowiedziane przez wróżkę.
Było ono

tak trafne, obawiała się że jest także prawdziwe... Fred przytulał ramieniem


Paulinę tak blisko siebie, jakby obawiał się że znowu będzie chciała

zemdleć. Rzeczywiście
dziewczyna nie czuła się najlepiej. Próbowała to

ukryć i jedynie żartować z bliźniakami
ale nie miała już na nic siły.

Nawet na strach.
"twoja duma, pycha, to cię zgubi. Nie tylko... To

zgubi twych bliskich"... czy aby
na pewno nie ma się o co

martwić??

*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

*** *** *** *** *** *** ***

W szkole było pełno uczniów. Każdy

śpieszył się do swojego domitorium przed ciszą nocną.
Paulina nadal

żartowała z bliźniakami i uzgadniała szczegóły ich planu. Humor polepszył


jej się odrobinę ale nadal obawiała się przepowiedni. Gdy byli już w

wieży Gryfindoru
George poszedł do swojej sypialni a Fred i Paulina

zostali z grupką znajomych w pokoju
wspólnym. Seamus i Dean przyłączyli

się do ich rozmowy. Nikt jeszcze nie szedł spać.
Był przecież piątek, a

sobotnie śniadania odbywały się dopiero o 10.
Około godziny 1 w nocy

wszyscy zaczęli się schodzić do sypialni. Paulina leżała już w

swoim
łóżku. Dziewczyny z jej sypialni powoli zasuwały kotary i kładły

się spać. Ona jednak nie
mogła przestać myśleć o dzisiejszym

dniu…

Zegar wybijał właśnie cichą melodyjkę
oznajmiającą

nadejście pełnej godziny. Duża wskazówka pokazywała teraz 3. Paulina leżała


w głuchej ciszy. Nagle usłyszała stukanie w okno. Zerwała się przerażona

i spojrzała w
stronę z której dochodziły dźwięki. Ujrzała duże czarne

zwierze siedzące na parapecie okna.
Był topuchacz Draca.
Dostojne

zwierze powoli się niecierpliwiło. Widać po nim było że a ważną


wiadomość do przekazania. Paulina wstała z łóżka i w samej piżamie

podeszła do okna.
Otworzyła je i zimny powiew nocy okrył jej skórę.

Puchacz usiadł na nocnej szafeczce i
wysuną w jej stronę nóżkę. Paulina

delikatnie odwiązała czarną wstążkę niechlujnie
zwisającą z listu. Nie

poznała koślawego pisma. Litery na skrawku papieru były
niechlujne i

najwyraźniej pisane w pośpiechu.

Paulino!
Błagam pomóż,

zabierz ze sobą różdżkę, proszę ratuj
Draco.

Paulina z

przerażeniem popatrzyła na liścik. Położyła dłoń na czole w geście

myśliciela.
Teraz próbowała sobie przypomnieć gdzie odłożyła różdżkę. Po

chwilowych poszukiwaniach
złapała ją w locie i wybiegła z sypialni. Po

chwili była już daleko od wierzy Gryfonów.
Biegła po zimnej posadzce.

Cała się trzęsła, nie wiedziała czy z zimna czy z przerażenia.
Stała już

przed kamienną ścianą prowadzącą do pokoju wspólnego Slitherinu. Nie mogła


przypomnieć sobie hasła. Dlaczego? Była tak przerażona listem

przyjaciela że nie mogła
skupić myśli. Próbowała za wszelką cenę ale nic

z tego. Nagle dostała olśnienia.
- "Śmierć szlamom". - Paulina

wbiegła po kamiennych schodach do wierzy. Na całe szczęście
w pokoju nie

było nikogo. Dokładnie wiedziała gdzie iść. Nocowała kiedyś w sypialni


przyjaciela więc nie obawiała się pomyłki. Teraz zmierzała do

wyznaczonego pokoju. Chciała
zapukać ale w ostatniej chwili się

powstrzymała. Obawiała się że najmniejszy stukot czy
hałas zbudzi

współlokatorów jej przyjaciela. Położyła dłoń na klamce i delikatnie

nacisnęła.
Drzwi lekko zaskrzypiały. Oczom Pauliny ukazał się ciemny

pokój. Początkowo nic nie widziała
ale po chwili jej oczy przyzwyczaiły

się do mroku. Nagle Paulina zakryła usta dłonią żeby
nie krzyknąć. Na

środku pokoju bezwładnie leżał Draco. Mocno ściskał przedramię. Na jego


twarzy malował się grymas okropnego bólu i rozpaczy Po jego bladych

policzkach spływały
krople potu. Dziewczyna podbiegła i uklękła obok

przyjaciela.
- Draco co ci jest, odpowiedz. - Paulina złapała go za

ramiona i pomogła usiąść. Jego
głowa bezwładnie oparła się na jej

ramieniu. Paulina poczuła ciepłe łzy napływające jej
do oczu.
-

Draco błagam odezwij się, powiedz co ci jest. Draco błagam... - mówiła przez

łzy. Wzięła
jego twarz w dłonie. Chłopak patrzył teraz w jej oczy.

Uśmiechnął się do niej lekko, widać
było że wkłada w to ogromny wysiłek.

Jego głowa znów opadła na jej ramię. Nadal jednak
trzymał się kurczowo

za przedramię. Przytuliła go mocno i pozwoliła łzą popłynąć po jej


policzkach. Po chwili odsunęła go delikatnie od siebie i ponownie

spojrzała na jego rękę.
Teraz była pewna co dręczy przyjaciela.
-

Mroczny znak... Draco dlaczego? Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym

wcześniej. - Spojrzała
na niego z troską. Powoli zaczynała sobie

uświadamiać powagę sytuacji.
- Paulina, błagam nie pytaj, błagam. -

Paulina nie miała zamiaru zadawać zbędnych pytań.
Wiedziała ze to w

niczym nie pomoże. Pomogła mu wstać. Był ciężki więc nie szło jej to


sprawnie. Po chwili Draco siedział już na łóżku. Widać był po nim że
Eskeniaa
Mam pytanko... może skomentujecie mi

mojego ff? Wiem że tego dużo... no cuż ale nie mogłam się powstrzymać od

wstawiania prawi po.lwy...
Nea
Pozwolisz, że może najpierw to całe

przeczytam, hm ?
Lousie
Uuu. Dużo tego, a ja nie mam znowu czasu,

aby przeczytać. Jak przeczytam całość, to skomentuje. Może za jakiś tydzień

lub dwa
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/>
Mira
nie za dużo tego czasem na jeden raz?


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/huh.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='huh.gif' />


nie lepiej wklejać po jednym krótszym parcie raz dziennie?


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/>

jak będę mieć czas to przeczytam!
arka!


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'

/>
KaRoLiNa
Nie przeczytałam jeszcze całego ale już

po pierwszym rozdziale uderzyła drastyczna zmiana charakteru Snape'a. Co

chwila się śmieje. Jest to moja ulubiona postać z HP i taki jego słodki

charakterek przyprawia mnie o mdłości. Ogólnie to nie najgorzej kilka

literówek, to jedyne co zauwżyłam. Jak już wyżej wsponiałam nie przeczytałam

całego więc nie będę obszerniej komentować.
Eskeniaa
no tak sorki za to że wkleiłam wszystko na

raz... heh wiem że potem nie będe miała tego jak zrobić więc jeszcze raz

sorki... mam nadzieje ze was wciągnie i to jakoś przecyztacie
Yoanneca
A patrząc na tytuł już myślałam, że coś

nowego :)
Eskeniaa
Przykro mi Yoho ale ty już to czytałaś...

jeśli chodzi o coś nowego to nie wiem czy to niebawem zobaczycie bo jak sama

doskonale wiesz oborniki zostały narazie zawieszone...
Będe miała więc

czas na napisanie tego II FF do końca... może szybko pójść
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/>
Ana-Malfoy
Esskenia podoba mi się,nawet

bardzo..Eskenia chyba org to będzie nasz nowy dom...Skoro oborniki się

rozlazły...
avalanche

cellpadding='3' cellspacing='1'>
QUOTE (Ana-Malfoy @

10-01-2004 15:16)
Esskenia

podoba mi się,nawet bardzo..Eskenia chyba org to będzie nasz nowy

dom...Skoro oborniki się rozlazły...

class='postcolor'>
dziecko drogie wiesz co to jest

PM? =="
Tam gadaj o dupie maryni a nie tutaj. Do cholery czy taka

ciemna jesteś czy udajesz? =="
Eskeniaa
miło mi słyszeć ze się przynajmniej trochę

podoba... musze się zgodzić z przedmówczyniami że jeśli nie chcesz się

wypowiedzieć na temat mojego ff to prosze nie zmieniaj tematu i nie

offtopick'uj... prosze to tylko jest nabijanie postów i zaśmiecanie

tematu ...
Elvlanden
Ciekawe,

ciekawe...

Niezgorsze opowiadanko, jednak troche mi szkoda że tak

odmieniłąś Snape'a, choć to całości ani nie psuje, ani nie szpeci tylko

wprowadza nastrój zupełnie inny niż ten znany z książki...

W zasadzie

jedyną rzeczą która naprawde nie przypadła mi do gustu było

zakończenie...

Ale całość i tak jest dobra!
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/>
Eskeniaa

align='center' width='95%' cellpadding='3'

cellspacing='1'>
QUOTE

id='QUOTE'> W zasadzie jedyną rzeczą która naprawde nie

przypadła mi do gustu było zakończenie...




Heh... ale to jeszcze nie koniec... zaraz dodam nowego parta i wtedy

ocenicie czy koniec jest dobry czy nire... ale chyba zostały i do dodania 2

częci jeśli isę nie myle
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/>
Eskeniaa
Oto kolejna częśc mojego opowiadania...

jeszcze nie ostatnie
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/>
"Mroczne Dziedzictwo"

*** *** *** ***

*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

***

Szła powoli schodami w górę wierzy. Jej bose nogi stąpały cicho

po zimnej posadzce.
Nie śpieszyła się. Nagle jednak schody drgnęły.

Lekki wstrząs zmienił się w ostre
szarpnięcie. Kamienna podłoga uciekała

jej spod stóp, jakby rozpływała się w powietrzu.
Zaczęła spadać. Była

już tak bliska upadku, już czuła zimno i ból
przeszywający jej ciało.

Nagle jednak poczuła impuls. Siedziała teraz na swoim łóżku zalana
potem.




Nienawidziła tego typu snów. Nienawidziła bo zawsze przydarzały

jej się w chwili
słabości. Przypominały o przykrych wydarzeniach

ubiegłego czasu.
Paulina wstała z łóżka i podeszła do okna. Przymknęła

je tak aby chłodne powietrze nadal
wpadało do pokoju lecz go nie

wyziębiało. Skierowała teraz wzrok na stary zegar wiszący w
sypialni.

Była 5 nad ranem. Wiedziała że tej nocy już nie zaśnie. Skierowała sie w

stronę
łazienki. Przejrzała się w lustrze. Jej odbicie przedstawiało

zaspaną i wykończoną dniem
dziewczynę. Delikatnie pochyliła się nad

umywalką. Odkręciła kurek z zimną wodą. Opryskała
twarz lodowatym

prysznicem, zmywając przemęczenie i smutek dnia poprzedniego. Znów


spojrzała na swoje odbicie.
To było jak impuls... jak mrugnięcie

oka. Jej odbicie... jej odbicie nie było już takie
same. Na ułamek

sekundy zobaczyła te same oczy, oczy jakie posiadała wróżka. Ten


szkarłat i strumienie krwi spływające z jej oczodołów. Czerwień zalała

jej policzki. Smugi
krwawych łez powoli napływały jej do ust. Już czuła

ich smak. Słodki smak krwi. Nie
widziała już swoich źrenic. Teraz

widniał tylko przerażająco żywy kolor szkarłatu. Na jej
ustach pojawił

się ironiczny uśmiech. To nie była ona. Ta dziewczyna patrząca na nią z


drwiną... nie to na pewno nie ona... Nagle, obraz zniknął, pozostawiając

tylko przerażenie
malujące się na twarzy Pauliny. Strach i jednocześnie

zaciekawienie szkarłatem krwii...
To było jak wizja, jak stygmat który

prześladuje wybranych. Ale przecież
zdarzyło jej sie to pierwszy raz.

Dopiero teraz, po wizycie u wróżki....
Jeszcze raz przemyła twarz zimną

wodą lecącą z kranu. Lodowata ciecz przywróciła jej
trzeźwość umysłu.

Teraz była pewna że to przywidzenie. To tylko wspomnienie ostatniego


dnia. Ale dlaczego musiało być tak przerażające...
Zeszła chwiejnym

krokiem do pokoju wspólnego. Nie zapominając o różdżce skierowała się w


stronę kominka. Usiadła na miękkim dywanie w barwach złota i czerwieni.

Jednym zaklęciem
przywołała płomień w palenisku. Wyciągnęła stopy tak

aby ogrzały się w cieple płomieni.
Było jej tak przyjemnie.
Nagle

poczuła czyjeś usta na swoim karku. Delikatne jak nigdy
przesunęły się

wzdłuż i spoczęły na jej odkrytym obojczyku. Nie przestraszyła się

obecnością nowej osoby.
Wiedziała że to on.
Powoli się odwróciła i

pocałowała chłopaka. Wzięła jego twarz w dłonie
i delikatnie się

przechyliła. Nadal obdarowywała go smakiem swoich ust. Teraz urywając ten


pocałunek dziewczyna pochyliła się nad chłopakiem delikatnie muskając

jego twarz swoimi
czekoladowymi włosami. Zaczęła szeptać. On czuł jej

ciepły oddech na skórze.
- Zawsze kiedy potrzebuje ukojenia zjawiasz się

jak na zawołanie. - Paulina znów się
odchyliła od chłopaka. Teraz

znajdowała się w bezpiecznej odległości od jego ust by móc w
spokoju z

nim rozmawiać.
- Zobaczyłem światło pochodzące z kominka i już wiedziałem

że to ty.- Fred mówił cicho,
jakby obawiał się że coś lub ktoś zakłóci

tę chwilę. Podsunął się do
dziewczyny i wziął ją na ręce. Delikatnie

przeniósł na czerwoną kanapę. Usiadł koło niej,
pozwalając by jej drobne

ciało oparło się o niego. Powoli zamykała oczy. Nie mogła usnąć.


Wiedziała że to co zobaczyła prześladować ją będzie jeszcze jakiś czas.


Siedzieli tak przytuleni. Fred delikatnie głaskał ją po włosach.

Rozmawiali, jednak później
nastała cisza, bardzo długa cisza... Po

pewnym czasie Paulina
wiedziała że Fred jest zmęczony. Nie chciała go

dodatkowo obciążać swoimi problemami,
wystarczyło że ona się

przejmowała...
Pozwoliła by pomyślał że zasnęła. Znów poczuła jego

delikatne dłonie.
Trzymał ją w ramionach. PO chwili byli już w sypialni

dziewcząt. Fred delikatnie odsunął
zasłonę kładąc dziewczynę na złotej

pościeli. Pochylił się i pocałował ją. Paulina ledwo
powstrzymała się od

odwzajemnienia gestu. Gdy usłyszała stąpanie po schodach i

skrzypnięcie
drzwi w głębi korytarza, wstała. Nie wiedziała co robić. Nie

chciała zajmować innych ale też
nie chciała być sama. Nienawidziła takich

momentów. Takie niezdecydowanie było męką.
Wreszcie skierowała się do

łazienki. Chciała już być gotowa do porannego posiłku.
Przechodząc

uniknęła spoglądania w taflę lustra. nie chciała znów ujrzeć krwi... w życiu


Widziała ją tyle razy, nadal jednak miała do niej awersję...

***

*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

*** *** ***

Zimny prysznic przywrócił jej jasność umysłu. Nigdy nie

wierzyła w przepowiednie czy
mugolskie horoskopy. Brała to jako żart i

nic poważnego. Paulina stała pod prysznicem i
przekonywała samą siebie

do tych myśli. Teraz powoli zaczynała wierzyć że ma rację.
Owinęła się

ręcznikiem i wytarła włosy. Szybko ubrała się i wyszła z łazienki. Koleżanki

z
pokoju już nie spały. Siedziały teraz przeciągając się i wybudzając z

błogiego snu jakiego
Paulina nie zaznała ubiegłej nocy. Przywitała sie z

nimi nie dając po sobie poznać że coś ją
trapi. Wolnym krokiem zeszła do

pokoju wspólnego. Minęła kilka zaspanych twarzy. Ruszyła
teraz pewnym

krokiem w stronę Wielkiej Sali. Była przeraźliwie głodna.
Usiadła na

swoim miejscu przy długim stole Gryfindoru. Nie było za wiele uczniów.

Nałożyła
sobie trochę owsianki i zajadała ją ze smakiem gdy wysoka

postać zbliżyła się do niej. To był
Severus Snape.
- Paulino, musimy

porozmawiać. Po śniadaniu udaj się do gabinetu dyrektora. Tam będziemy na


ciebie czekać... - Snape nie oczekiwał jej reakcji. Skierował się do

wyjścia. Jego czarny
płaszcz, znikał właśnie za wielkimi dębowymi

drzwiami. Paulina zastanawiała się kim jest ta
druga osoba. I dlaczego

to Snape będzie z nią rozmawiał, choć nie jest opiekunem jej domu.
To

McGonagall powinna ją powiadamiać o takich spotkaniach... Dziewczyna jeszcze

pewien czas
siedziała przy długim drewnianym stole delektując się tak

oczekiwanym posiłkim. Kiedy
już skończyła popijać ciemną kawę skierowała

sie w stronę gabinetu dyrektora Dumbledora.
Szła powoli mijając

roześmiane twarze młodszych uczniów, podekscytowanych każdym dniem w


szkole... Paulina też chciała się cieszyć, uśmiechać, radować każdą

minutą i sekundą życia.
Jednak wydarzenia ostatniego czasu przerastały

ją. Nie wiedziała co robić. Ciągle
przekonywała się że przepowiednia to

bujda. Zwykły chwyt na turystów.
Jednak ten sen, problemy Draco i jej

odbicie w lustrze przerażały ją. Chciała o tym
zapomnieć. Najlepiej

wyjechać stąd daleko. Trzymały ją ty teraz jednak dwie wspaniałe

osoby.
Draco i Fred. Paulina na początku roku postanowiła że do nikogo

się nie przywiąże.
Że będzie sceptycznie podchodzić do nowych znajomości

i ludzi. Nigdy jednak się jej
to nie udawało... Podobnie jak w

poprzedniej szkole poznała świetnych ludzi, godnych
zaufania i jej

szczerości...
- Zapraszam do środka - starszy mężczyzna gestem dłoni

wskazał Paulinie drogę do wnętrza
komnaty. Dziewczyna nawet się nie

zorientowała, że znajduje się pod gabinetem dyrektora.
Wyrwana z

rozmyślań, przybrała dziwny wyraz twarz co sprawiło że staruszek uśmiechną

się
do niej rozbawiony. Paulina stąpała teraz po drewnianych,

lakierowanych schodkach. W pokoju
było dość jasno. Duże okno tuż przed

nią pozwalało promieniom słonecznym delikatnie
rozświetlić miejsce pracy

dyrektora. Komnata była umeblowana dość staranie. Paulinę
zachwycił

wspaniały zbiór ksiąg chaotycznie poustawianych w biblioteczce. Nagle

zauważyła że
w komnacie znajduje się mistrz eliksirów. Rozmawiał on z

zakapturzonym mężczyzną. Paulinie
wydawał się on znajomy, jednak nie

mogła tego ocenić gdyż postać była do niej odwrócona
plecami. Nagle

jednak postać zwróciła ku niej wzrok. Tak jak sądziła... Znała tego


mężczyznę...
- Co tu robisz? - Paulina była wielce zaskoczona. Wysoki

i chudy mężczyzna powoli odsłaniał
kaptur. Oczom dziewczyny ukazał się

przerażający widok. Jego twarz była cała posiniaczona.
Nad lewym okiem

miał ogromną ranę, widocznie zadaną jakimś cięzkim zaklęciem. To była


ewidentna robota czarodziei. Paulina powstrzymywała właśnie wszystkie

uczucia jakie się w
niej kumulowały. Złość, gniew, przerażenie i

rozpacz. Nie chciała ich okazywać... zwłaszcza
przed swoim ojcem...
-

Witaj córeczko, przyjechałem bo mam ci coś ważnego do powiedzenia. Najpierw

jednak muszę
podziękować Severusowi. To dzięki niemu jestem teraz tu z

tobą... - Paulina usiadła na
fotelu zaraz obok mężczyzny. Nie mogła

uwierzyć że to naprawdę on... Jeśli już tu jest to
z bardzo ważną

wiadomością. Jej ojciec poszedł w jej ślady. Spoczął na skórzanym fotelu


zaraz koło niej. Widać było że przychodzi mu to z ogromnym wysiłkiem. Na

jego twarzy
malował się grymas bólu, widocznie zadane mu rany nadal

doskwierały. Severus pomógł mu
usiąść, podtrzymując mężczyznę za

ramiona. Teraz gdy tak na nią patrzył miała ochotę go
zabić.

Nienawidziła go, za to co sobie robi, za to w co się wplątał. Obserwowała

jego
każdy ruch. Oczekiwała wyjaśnień, na które nie musiała długo

czekać.
- Chciałem ci to osobiście przekazać... Obawiałem się ze

wiadomość przesłana sowią pocztą
może cię za bardzo przestraszyć...

wolałem żebyś wiedziała że nic mi nie jest... - tego
było za wiele jak

dla niej.
- To nazywasz niczym? Ledwo się poruszasz, wyglądasz potwornie,

te rany, twoja twarz...
Spójrz na siebie, schudłeś, już nie jesteś

sobą... jesteś cieniem człowieka. i to nazywasz
niczym?? Jesteś

strzępkiem osoby - Paulina zwiesiła głos, jej twarz wyrażała determinację


i pełną gotowość do kolejnego ataku. Chciała żeby wiedziała co o tym

sądzi.
- Przyjechałem by powiedzieć, że nie będzie mógł z tobą spędzić

świąt. Wiem ze jeszcze do
nich daleko, ale to pewne. Proszę nie

kontaktuj się ze mną przez sowy bo i tak nie odeśle
wiadomości, wiesz

dokładnie dlaczego...
Dyrektor powiadomił mnie że jest możliwość abyś

została z grupką
innych uczniów w Hogwarcie. może i lepiej. Będziesz

miała prawdziwe święta w
gronie znajomych...
- Znajomych... - Paulina

powtórzyła to słowo jeszcze raz. - Nigdy nie myślisz o innych?
Czy tobie

tak trudno zrozumieć że chce mieć rodzinę. Prawdziwą. Żebyś był na święta i


zawsze gdy cię potrzebuje. Zabrałeś mi już matkę, odebrałeś możliwości

bycia z kimś na
stałe. Zabrałeś to co w moim życiu najważniejsze!

Nie liczy się nic dla ciebie innego
od twoich spotkać. Nienawidzę ciebie

i tej zgrai idiotów, z jakimi się zadajesz. Nie
możesz nazwać tego po

imieniu? To nie są wiadomo powody. Jesteś zwykłym śmierciożercą
i tak

już na zawsze pozostanie! - Paulina długo nie myśląc wstała i skierowała

się do wyjścia.
- Panno Bringot! - Profesor krzykną jeszcze za nią

lecz ta tego nie usłyszała. Była
pogrążona w swojej złości. Nie

wyładowała jej jeszcze całkowicie...
- Daj spokój Severusie - Pan Bringot

położył mu dłoń na ramieniu, podparł się i powoli
wstał. - Lepiej żeby

mnie nienawidziła, niż żeby cierpiała rozłąkę. Lepiej to zniesie


uważając mnie za potwora i okropnego ojca... którym i tak chyba

jestem... - Snape
spojrzał jeszcze raz na mężczyznę. Do końca nie

rozumiał wszystkiego. Jednak zaufał
dawnemu przyjacielowi.
- Proszę

zaopiekuj się nią Severusie - ojciec Pauliny mówił teraz spokojnie.
- Nie

mów tak Peter! TO brzmi jakbyś miał już nie wracać... - Snape spojrzał

na niego.
Ten jednak nie odpowiedział. Posłał mu serdeczne spojrzenie i

skierował sie do drzwi. Za
chwilę dało się jedynie słyszeć jego kroki w

oddali, które powoli nikły z głuchym
korytarzu...

*** *** *** ***

*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

***

Była tak zła i wściekła, nie wiedziała co ze sobą zrobić. W

takich momentach potrzebowała
wyżyć się na czymś. Skumulować siłę i po

prostu się jej pozbyć. Szybkim krokiem skierowała
sie w stronę szkolnych

błoni. Nie miała przy sobie płaszcza jednak nie obawiała się mrozu.
Gdy

była już nad jeziorem usiadła i powoli uspakajała skołatane nerwy.

Przywołała siłą woli
kilka kamieni którymi potem celowała w taflę

jeziora. Musiała to przyznać. Jej ojciec był
śmierciorzercą. Podobnie

jak ojciec Draca. Paulina wiedziała a o tym doskonale.
Wielokrotnie

widywała sługów czarnego pana w swoim domu. Wtedy też pierwszy raz ujrzała


śmierć i krew, rozpacz i przyjemność jaką dawało im zabijanie. Nigdy

jednak nie widziała
żeby to jej ojciec zadawał ból. TO go jednak nie

usprawiedliwiało. Miał na sumieniu wiele
mugolskich i czarodziejskich

żyć. W tym duszę jej matki, za którą tak tęskniła.
Widziała teraz chwilę

w której umierała. Chciała ją wymazać z pamięci. Wiedziała że
Popełniła

samobójstwo przez jej ojca. To on pozbawił ją resztek godności i

jakiegokolwiek
poszanowania. To on doprowadził ją do stanu którego nie

można było nazwać życiem. To była
zwykła wegetacja, bez jakichkolwiek

uczuć. Paulina była inna. Nie miała zamiaru się
poddać. Była silna i

przezwyciężyła strach przed krwią i śmiercią. Owszem widok tych rzeczy


przyprawiał ją o mdłości ale nie tak często jak dawniej. Nie sprawiał

już że traciła
przytomność lub zamykała się w sobie. Miała zaledwie 16

lat a to powoli stawało się jej
rutyną. Bała się jednego. Że kiedyś

stanie się nieczuła na ludzkie cierpienia. Że stanie
się taka jak jej

znienawidzony ojciec...
W tym momencie podszedł do niej wysoki chłopak.

Pauline wydawało się to dziwne że zawsze
kiedy potrzebuje się komuś

wyżalić pojawia się osoba którą darzy zaufaniem. Tym razem to
był

Draco. Usiadł obok niej i przyglądał sie uważne...
- Dziękuję... - Nadal

patrzył jej w oczy. - Nie wiem jak się odwdzięczę... Naprawdę w
ciągu

tych kilku tygodni zrobiłaś dla mnie więcej niż ktokolwiek w ciągu całego

mojego
życia. Wiele dla mnie znaczysz. - Po tych słowach coś w Paulinie

drgnęło. Nareszcie
poczuła że nie umarła jeszcze jako osoba. Wiedziała

ze ma dla kogo dalej żyć. Wiedziała że
jeszcze drzemią w niej

jakiekolwiek uczucia którymi teraz obdarowywała dwie wspaniałe
osoby.

Była teraz pewna że jeszcze ma szansę odrodzić się z cienia osoby jakim się

stała
przez ostatni czas. Wiedziała że jeszcze kiedyś powie "kocham

cię"...
- Ale teraz mów... co cię trapi, wyrzuć to z siebie... -

Draco kontynuował rozmowę.
- Chodzi o mojego ojca, był tu przed chwilą.

Miał dla mnie wiadomość... Teraz liczy się
tylko to że po raz kolejny

sprawił mi zawód... znów przekonałam się że żywię do niego
jedynie silna

nienawiść. - Paulina powiedziała to z taką goryczą i złością w głosie że


sama poczuła jak przechodzą ją dreszcze po plecach. - Muszę ci

powiedzieć coś ważnego,
na pewno mnie zrozumiesz... On jest...
-

Śmierciożercą... tak wiem. - Draco teraz patrzyła na dziewczynę. Oczekiwał

jej reakcji.
Paulina była w szoku... skąd mógł wiedzieć.
- Ale

skąd... jak sie dowiedziałeś?
- Ważne że wiem. Dokładnie cię rozumiem. To

dlatego Tiara Przydziału chciała cię umieścić
w Slitherinie. Twój ojciec

służy Czarnemu Panu... to mogło zaważyć na decyzji w którym
domu się

znajdziesz... nie rozumiem jednak jednej rzeczy... Dlaczego Tiara wahała się


między moim domem a Gryfindorem. Przecież to zupełnie dwa różne

miejsca...
- Moja matka była w tym domu. Wiem może to dziwne że Ślizgon i

Gryfonka... ale tak już
po prostu było. Wybrałam barwy szkarłatu i złota

bo nie chciałam pójść w ślady ojca,
podłego i wyniosłego jak reszta

szumowin z tego domu. - Do Pauliny dopiero teraz dotarł
sens tych słów.

- Przepraszam, nie chciałam... wiesz o co mi chodzi.
- Tak wiem, i nie

gniewam się... należało mi się. Doskonale rozumiem cię, poznałaś


przecież moją gorszą stronę 1 września. Może i masz rację że w

Slitherinie liczy się
jedynie czysta krew i nic więcej. Dążenie do

potęgi i władzy jest tu rzeczą przednią.
Nic innego nie ma większej

wartości...
Rozmawiali jeszcze bardzo długo. Na tematy które ich łączyły.

Paulina chciała mu
opowiedzieć o wyjściu do Homesgate lecz powstrzymała

sie od tego tematu. Nie chciała go
denerwować podobnie jak

Freda...

*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

*** *** *** *** *** *** *** ***

Gdy leżała już na swoim łóżku w

sypialni rozmyślając o dzisiejszych zdarzeniach najbardziej
nurtującym

ją pytaniem było : skąd Draco wiedział o jej ojcu. Bardzo możliwe było że po

prostu
się domyślił, lecz wtedy by jej to bez namysłu powiedział. On

jednak coś ukrywał. To coś
nie pozwalało mu nawet na wyjawienie prawdy

przyjaciółce...

W tej samej chwili w pokoju wspólnym Ślizgonów Malfoy

rozmyślał na podobne tematy... Nie
chciał mówić Paulinie jak poznał jej

ojca. To nie był dobry czasu na tłumaczenia. Wiedział
że tą informacja

mogłyby ja tylko pogrążyć w smutku. Trzeba było to przyznać. On także był


prawowitmy śmierciożercą. od pewnego czasu uczestniczył w spotkaniach

sługów czarnego pana
i to tam właśnie po raz pierwszy zobaczył ojca

Pauliny. Stał on wtedy blisko Voldemorta.
Słyszał skrawki ich rozmowy.

Wtedy usłyszał to nazwisko. Początkowo przeraził się.
Potem jednak dzięki

tej informacji zaczął zauważać w dziewczynie cechy jakich nigdy nie


widział... Nareszcie znalazł kogoś z kim mógłby się pośmiać i kto by go

zrozumiał. Dziwne
tylko że połączył ich Mroczny znak… Ten który

innych rozdziela na wieki...
Atlashia
Ugh..
Czemu to tak dziwacznie jest rozmieszczone? Odrzuca od razu :'/
JEżeli piszesz w notatniku, zaczynaj nową linijkę dopiero gdy następuje akapit, bądź rozmowa. Wiem, że w dokumencie to ładnie wygląda jak się wszystko wyrówna, ale idiotycznie wyglada po wklejeniu na forum^^
A jeśli chcesz uniknąć krzaczków, to pisz w wordzie. Potem skopiuj dokument i wklej do notatnika. Potem zaznacz ten tekst znajdujący się w notatniku, znowu skopiuj i wklej na forum^^

Brr... polskie iniona... Z reguły nienawidzę gdy do opowiadania o HP dodaje sie nowe osoby, szczególnie zpolskimi imionami. Psuje klimat=/

nyo=)
Potem jesczze coś napiszę^^
Eskeniaa
jest tak dziwnie rozmieszczone poniewaten

tekst kopiowany był nie z notatnika a z innej stronki. Byłam zmuszona

skopiować z tatąd bo moje pliki diabli wzięłi.
A oprócz tego że

rozmieszczenie tak odrzuca to może coś więcej zauważyliście w moim

opoiwadaniu? czeam na komentarze...
Outshined
Panicz Malfoy (przystojny, męski,

dżentelmen etc.), ujmująca głowna bohaterka (zapewne o Twoim imieniu), Snape

jak po eliksirze rozweselającym i tytuł w stylu "Kaczuszki grają Led

Zeppelin [czytałaś opowiadania Enahmy, prawda?]). Wszystko to już było.

Lepsze.
Liczba zalet głównych bohaterów mnie powala... Cóż, nigdy nie

lubiłam ficków z Malfoyem.
Da się czytać, nie odstrasza zbytnio (ale

pozbądź się literówek i sprawdź pisownię "Hogsmade"), jednak...

Zajrzę na pewno, ale... Jeśli zadbasz bardziej o fabułę (oryginalniejszą) i

zaczniesz bardziej ludzko budować bohaterów to może być dobrze.
Eskeniaa
Oto kolejna częśc mojego ff pozdrawaim

eskeniaa

*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

*** *** *** *** *** ***

"Pierwsza brama piekła"

***

*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

***

Czas mijał bardzo szybko. Paulina powoli zaczynała się

przyzwyczajać do myśli o świętach spędzonych w Hogwarcie. Może nie powinna

była się łudzić że w tym roku spędzi te dni w roku z ojcem? Nigdy przecież

go nie interesowała. Zawsze na pierwszym miejscu był Czarny Pan i

śmierciożercy. Czuła że zawsze już będzie tak... już zawsze...
Święta

zbliżały się wielkimi krokami. Paulina postanowiła obdarować najbliższe jej

osoby drobnymi upominkami. Wiedziała że w tym roku pociąg z Hogwartu

odjeżdża w poranek bożego narodzenia więc po przebudzenia bliskie jej osoby

zobaczą podarunki. Zakupiła książkę profesorowi Snapowi. Georgowi podręcznik

młodego dowcipnisia (zamówiony w specjalnej wysyłkowej księgarni dla

pewności że jeszcze takiego nie ma). Największy problem miała jednak z

Fredem i Draco. Zupełnie nie wiedziała co może im podarować. Chciała by było

to coś wyjątkowego, co zapamiętają do końca życia... Długo się zastanawiała

co to może być. Nic naprawdę nic nie przychodziło jej do głowy. Postanowiła

jednak że kupi Draco rubin przyjaźni, kamień spełniający najskrytsze

marzenie w jednym dniu roku. Rubin ten mógł być tylko ofiarowany osobie

która uważa cię za przyjaciela. Miała nadzieje że prezent się spodoba. Fred

natomiast otrzymał diament miłości. Kamień ten podobnie do rubinu spełniał

jedno jedyne marzenie. Związane było oczywiście z miłością. Paulina

uwielbiała przepowiednie i wróżby, i choć w nie nie wierzyła, uważała że

taki podarunek spodoba się Draco i Fredowi. Znów na myśl przyszła jej

przepowiednia wróżki. Od pewnego czasu nie obawiała się jej jak dawniej. Dni

spędzone w gronie znajomych sprawiały że zapominała o świecie i rozkoszowała

się minutami i sekundami życia. Uśmiech nie schodził jej już z

twarzy.

W poranek Bożego Narodzenia Paulina wstała bardzo wcześnie.

Siedząc nadal na swoim łóżku wśród miękkiej i pachnącej świeżością pościeli

przeciągnęła się po wspaniale przespanej nocy. Rozejrzała się w poszukiwaniu

prezentów... Musiała się przyznać, iż zaraz po Świątecznych posiłkach

podarki były jej ulubioną częścią świąt. Przy nodze swojego łóżka zauważyła

stosik pakunków. Nawet nie spodziewała się że będzie ich aż tyle. Najpierw

siłą woli przyciągnęła czerwoną paczuszkę. Teraz cieszyła się że jest

Brimagiem. Mogła w ciepełku rozkoszować się tą wspaniałą chwilą. Wyjrzała

przez oszronione okno. Krajobraz szkolnych błoni delikatnie przebijał się

przez ozdoby Dziadka Mroza. Puszysty drobny puch powoli opadał na zaśnieżone

przez noc błonie. Było tak pięknie i spokojnie... Jedyne co teraz słyszała

to szelest czerwonego papieru który właśnie rozrywała. Po chwili Paulina

trzymała w rękach metalową puszkę z logo cukierni "Miodowe

Królestwo". Gdy ją otworzyła jej oczom ukazały się ślicznie zdobione

ciastka w kształcie serc. Każde z nich oblewane były czekoladą i miały

różnokolorowe napisy. Jedne mówiły "Kocham" inne

"Całuje". Paulina sięgnęła po jedno z nich. Gdy tylko zatopiła w

nim zęby ono zaczęło śpiewać cichą melodyjkę. Paulina parsknęła śmiechem.

Było to takie przyjemne i słodkie. Za chwilę sięgnęła po karnecik

przyczepione do czerwonego papieru który teraz w strzępkach leżał na

podłodze.

"Śpiewające Ciasteczka", mam nadzieje że się

spodobają. Prezent skromny ale podarowany
ze szczerego serca... Wesołych

świąt
Fred
PS Mam jeszcze jedną niespodziankę... lecz o niej dowiesz

się w swoim czasie...

Paulina przez chwilę wpatrywała się w karnecik.

Było jej ciepło na sercu jak nigdy dotąd. Żałowała jednak że tych świat nie

spędzi z bliskimi, gdyż wszyscy postanowili wrócić do domu. Fred proponował

jej że zostanie w Hogwarcie jednak ona odmówiła dokładnie widząc że bardzo

mu zależy na wizycie w domu. Jej przemyślenia przerwało "Śpiewające

Ciasteczko" które co raz to głośniej przygrywało melodyjkę. Paulina

pospiesznie pochłonęła resztę smakołyku by ten przestał hałasować. Strzepała

okruszki z pościeli i zabrała się za dalsze rozpakowywanie podarunków. Znów

siłą woli przyciągnęła paczkę. Ta była zapakowana z zielony papier. Znów

pospiesznie rozerwała cienką granicę dzielącą ją od kolejnego prezentu. Ten

był od Georga. Gdy go tylko zobaczyła uśmiechnęła się szeroko i cicho

zaśmiała się pod nosem. TO była książka. Nie byle jaka. To była ta sam

książka jaką ona mu podarowała na święta. Paulina mogła się spodziewać że i

on sprezentuje jej poradnik młodego dowcipnisia... Kolejna paczka była od

Draco. Zawinięta z granatowy papier była najmniejszym podarunkiem jaki

dostała. Rozdarła pośpiesznie opakowanie i jej oczom ukazało się mała

jubilerska szkatułka. Gdy ją otworzyła jej oczom ukazała się delikatna

srebrna bransoletka z inicjałami D.M & P.B. Paulina natychmiast wsunęła

ją na rękę.... Wyciągnęła teraz dłoń przed siebie alby zobaczyć cały efekt.

Prezent doskonale prezentował sie na jej szczupłym nadgarstku. Jej długie

palce powodowały że smukła dłoń była jeszcze bardziej kobieca. Wczesne

promienie słoneczne odbijały się w tafli bransoletki stwarzając wspaniały

efekt. Ostatni podarunek ją zadziwił. Była to szara paczka pokaźnych

rozmiarów. Dziewczyna wyciągnęła dłoń i przyciągnęła paczkę. Przyczepiona do

niego koperta zaadresowana była do niej. Nie było mowy o pomyłce.



Droga Paulino!
Mój syn opowiadał mi o tobie. Mówił także że

musisz zostać w Hogwarcie na Święta. Wraz z moim mężem zapraszamy cię do

siebie na ferie Świąteczne. Mamy wielką nadzieje że przyjmiesz nasze

zaproszenie i przyjedziesz no "Nory". Przesyłamy sie skromny

prezencik. Mamy nadzieje że będzie się podobał.
Całujemy Molly i Artur

Weasley'owie.
PS. Wszelkie szczegóły omówisz z Fredem. On ci

dokładnie wszystko opowie.
Paulina patrzyła teraz na list jak wryta. Nie

spodziewała się że Fred mówił on niej swoim rodzicom. Tym bardziej nie

spodziewała się że dostanie takie wspaniałe zaproszenie. Oczywiście miała

zamiar się zgodzić. Bardzo była ciekawa jak wyglądają prawdziwe święta

których nigdy nie miała. Była to także okazja na spędzenie czasu z

bliźniakami i uzgodnienie szczegółów ich długo oczekiwanego planu. Teraz jej

wzrok skierował się na szarą paczkę. Pośpiesznie zaczęła rozdzierać papier.

TO co zobaczyła powaliło ją z nóg. W paczce znajdował się własnoręcznie

robiony sweter w kolorze dojrzałej śliwki. Na lewej piersi miał wyszytą dużą

literę "P". Paulina od razu polubiła podarek. Wiedziała że pani

Weasley włożyła w zrobienie jego dużo pracy i serca. Dziewczyna od razu

zarzuciła go na siebie. Wstała i podbiegła do lustra. Sweter był miękki i

pachniał kwiatami. Był trochę przyduży gdyż sięgał jej przed kolana jednak

paulina się tym nie przejmowała. Pospiesznie założyła bieliznę i spodnie i

zbiegła do pokoju wspólnego. Po drodze sięgnęła jeszcze po jedno ze

"śpiewających Ciasteczek". Ugryzła je i tym razem także popłynęła

z niego melodyjką, jednak była o wiele bardziej żywa. Tanecznym krokiem

schodziła po drewnianych schodach. Wywijając śmieszne piruety wpadła do

pokoju wspólnego cała rozpromieniona. Nadal tańcząc w rytm melodyjki

podskakiwała wymachując ciasteczkiem w powietrzu. Nie przejmowała się

wzrokiem innych. Zamknęła oczy i znów zaczęła szaleńczo tańczyć. Znów

otworzyła oczy o zauważyła że wszyscy na nią patrzą z rozbawieniem. Wśród

uczniów był Dean, Seamus, Fred, George i Harry. Paulina uśmiechnęła się

wkładając ciastko do ust. Oblizała z kącików ust czekoladę i ciągle tańcząc,

już bez muzyki podążyła do czerwonej kanapy. Usiadła ( nie ona raczej

skoczyła) pomiędzy bliźniaków.
- No i należysz już do rodziny! -

George uśmiechną się do niej szczerze, pukając się w
pierś, uwydatniając

sweter w podobnym kolorze jednak z literą "G". To samo uczynił

Fred
ze swoim sweterkiem z wyszytym "F".
- Po pierwsze:

Wesołych Świąt... Po drugie i najważniejsze: jak tam prezenty? - Paulina

rozbawiona spojrzała na Georga, przypomniał się jej bowiem
podarek od

niego. Chłopak zrozumiał aluzję i wyciągnął z kieszeni małą Książeczkę

będącą poradniczniem młodego dowcipnisia. Paulina zaśmiała się pod nosem

zwracając teraz swój wzrok na Freda. Ten natomiast sięgnął za sweter

wyciągając bały kamień umocowany na łańcuszku. Diament miłości... Paulina

przypomniała sobie teraz o propozycji państwa Weasley. Nie chciała się

narzucać więc najpierw spojrzała wyczekująco na Freda.
- Podobno miałeś

dla mnie niespodziankę. - Paulina zatrzepotała bezmyślnie rzęsami

przybierając słodką minkę " wcale się nie domyślam o co

chodzi".
- Tak mam i to nie jedną a dwie. - Nachylił się nad Pauliną

i delikatnie ją pocałował.
- Tylko tyle... hmmm. słaba ta niespodzianka.

- Paulina spojrzała na niego zawadiacko i usiadła mu na kolanach. Nachyliła

się nad nim i pocałowała go namiętnie delikatnie biorąc jego twarz w dłonie.

- Ja robię lepsze niespodzianki... widzisz? No dobrze a ta druga?
-

Jedziesz do nas na święta! - George nie wytrzymał i aż podskoczył

wykrzykując radośnie tą nowinę! - Będziemy mieli mnóstwo czasu na

udoskonalenie naszego planu. Ron zostaje w Zamku z Harrym więc nikt nam nie

będzie przeszkadzał. - Jego oczy były teraz pełne determinacji i szczęścia.

Wyglądał jak małe dziecko podekscytowane nową zabawką. Paulina uśmiechnęła

się rozbawiona i kontynuowała rozmowę. Była chyba najszczęśliwszą osobą na


świecie...

Świąteczne śniadanie różniło się od posiłków

podawanych w normalne dni. Wielka sala udekorowana była girlandami i

świecidełkami. Każdy ze stołów przyozdobiony był świątecznymi gadżetami w

kolorach herbów domów. Paulina zachwycona była ogromną choinką stojącą w

rogu sali. Przyozdobiona była magicznymi ozdobami. Najpiękniejsze wydały się

dziewczynie małe elfy zamknięte w złotych lampionach. Podczas śniadania

dużo rozmawiała i żartowała z kolegami z dormitorium.
Po sycącym posiłku,

szybko wstała od stołu i podeszła
do miejsca w którym jadali Ślizgoni.

Była ich nieliczna grupka więc szybko znalazła miejsce koło Draco który

nawet nie zauważył jej przybycia. Delikatnie pocałowała go w policzek i

dopiero ten gest wyciągnął go z głębokiego zamyślenia...
- Wesołych

Świąt! - Paulina uśmiechnęła się szczerze do chłopaka. Ten przełknął

ostatni kęs jajecznicy i przywitał się z przyjaciółką.
- Jak podobał się

prezent - Draco wyczekiwał teraz odpowiedzi. Paulina nie odpowiedziała nic

tylko podwinęła rękaw swetra ukazując nadgarstek a na nim delikatną srebrną

bransoletkę. Paulina już chciała zadać pytanie lecz Draco uprzedził ją z

odpowiedzią. Sięgnął pod czarną koszulę i wyciągną rubin przyjaźni umocowany

na czarnym rzemyku.
- Jest świetny. - Draco pocałował Paulinę w policzek

i wstał od stołu. Podał dłoń
dziewczynie zachęcając do spaceru...
-

Zapraszam na mały spacer po błoniach...na ostatnią rozmowę przed

świętami.
Wiem że zostajesz w Hogwarcie... - W jego głosie słychać było

współczucie.
- Mylisz się... zobaczymy się jeszcze w pociągu Hogwart

Express! - Paulina uśmiechnęła się zawadiacko, znikając za drzwiami

Wielkiej Sali. - Weasleyowie zaprosili mnie na święta do siebie i przyjęłam

zaproszenie.
- Wiesz dobrze ze możesz i do mnie przyjechać, nie jestem

pewny jednak czy spodobały by ci się Święta u MAlfoyów. - Draco zaczął sie

tłumaczyć, jakby Paulina obwiniała go o coś.
- Doskonale rozumiem i nie

mam ci za złe że mnie nie zaprosiłeś. Wcale tego nie
oczekiwałam. Wierze

że gdybyś mógł na pewno byś to zrobił. - Paulina przytuliła się do niego

mocniej. Poczuła teraz chłód zimnego powietrza. Grudniowy wiatr był mroźny.

Powoli zaczynały szczypać ją policzki od chłodu. Draco objął ją w pasie

delikatnie przytulając do siebie i opatulając swoim płaszczem. Rozmawiali

jeszcze chwilę. Wiedzieli że mają dużo czasu. Pociąg odjeżdżał dopiero o

14.00...
Przed samym odjazdem z peronu profesor Snape poprosił

Paulinę
o rozmowę.
- Paulio, mam coś dla ciebie. Twój ojciec zostawił

to po swojej ostatniej wizycie. Prosił abyś otworzyła to w święta. - Snape

podał jej pakunek. Po jego rozmiarach i kształcie rozpoznała że to

książka.
- Dziękuje. Wesołych Świąt profesorze. - Paulina pocałowała

Severusa w policzek i zaraz znikła w tłumie śpieszących się do domu uczniów,

zostawiając belfra w nie małym szoku...


*** *** *** *** *** ***

*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

Nora była

przytulnym miejscem o ciepłych barwach i miłym zapachy świeżego piernika.

Święta widać tu było w każdym kącie. Wspaniała choinka przybrana we

własnoręcznie wykonane ozdoby stała przed kanapą zaraz obok kominka. Skromne

girlandy zwisały z sufitu wypełniając pokoje świeżym zapachem igliwia.

Paulina rozejrzała się po komnacie. Salon był skromnie umeblowany.
Nie

było w nim drzwi. Z wolnej przestrzeni pokoju wchodziło się do kuchni w

której słychać było krzątanie. Za chwilę z kuchni wypadła starsza, pulchna

kobieta w fartuchu. Miała tak samo płomienno czerwone włosy jak reszta

rodziny... Uśmiechnęła się szczerze do Pauliny i przytuliła ją tak mocno że

dziewczyna nie mogła złapać oddechu. Za chwilę do salonu wpadł Pan Weasley

taszcząc kufry wypakowane z pokoju. Za nim wkroczyli Fred George i Giny,

zaśmiewając się z ojca wcale mu przy tym nie pomagając. Fred stanął koło

Pauliny głupkowato się uśmiechając. Pani Weasley puściła ją z uścisku

pozwalając na szybkie
zaczerpnięcie powietrza. Paulina wzięła głęboki

wdech obawiając się kolejnego "ataku" ze strony kobiety. Ona

jednak popatrzyła na syna porozumiewawczo a potem na Paulinę swoimi ciepłymi

brązowymi oczami.
- Syn mówił mi że jesteś ładna ale nie sądziłam że aż

tak... - Paulina po tych słowach troszkę się speszyła. Popatrzyła na

chłopaka nadal głupkowato uśmiechającego się. Kobieta kontynuowała mówienie

swoim ciepłym niskim głosem. - Na pewno jesteście zmęczeni po podróży, za

chwilę będzie obiad. Przed tym możecie się odświeżyć. Paulino Fred

zaprowadzi cię do pokoju. Będziesz nocować u Rona. Jak wiesz został w

Hogwarcie więc cały pokój będzie dla ciebie. - Kobieta uśmiechnęła się i

już chciała odejść gdy zatrzymał ją głos Freda.
- Mamo przecież może spać

u mnie! George przeniesie się do Rona... - Chłopak objął w pasie

dziewczynę i przyciągnął do siebie - Przecież będziemy grzeczni... - Fred

uśmiechnęła się pokazując swoje bielutkie ząbki. Paulina zaśmiała się pod

nosem. Szczerze mówiąc podobał się jej ten pomysł.
- Nie wątpię że nasz

gość będzie się odpowiednio zachowywał - tu Pani Weasley popatrzyła ciepło

na dziewczynę - Obawiam się jednak o ciebie.
Paulina spojrzała na Freda

i cmoknęła go w policzek.
- Ja też się troszkę tego obawiam - Zaśmiała

się zalotnie i pociągnęła chłopaka za
rękę. - Chodź pokażesz mi mój

pokój...

Dzień minął szybko. Paulina zajęła się rozpakowywaniem i

wraz z bliźniakami zwiedzała okolicę i cały dom. Obiad był wyśmienity.

Paulina czuła się jak w siódmym niebie. Prawdziwa rodzinna atmosfera

powodowała że Paulina nareszcie poznała smak świąt, pełnych miłości i

ciepła.

W nocy rozległy się kroki na korytarzu. Delikatne kobiece

stópki stąpały po
drewnianej podłodze.
- Jeszcze tylko kawałek... -

dziewczyna cicho sobie powtarzała te słowa, miała nadzieje że nikt jej nie

usłyszy. Powoli mijała kolejny pokój z którego wydobyło się głośne chrapanie

Pana Weasleya. Przestraszona nagłym hałasem przyspieszyła kroku. Już

znajdowała się przy zielonych drzwiach. Zapukała po cichu aby nikt inny poza

lokatorem tego nie usłyszał. Prosiła tylko by drzwi otworzył jej...
-

Fred... nie mogłam spać. Mogę wejść? - Chłopak przecierał teraz zaspane

oczy. PO dłuższej chwili rozpoznał w dziewczynie Paulinę. Natychmiastowo

wpuścił ją do pokoju. Mimo panującej ciemności mogła ona dostrzec drugiego

bliźniaka smacznie śpiącego z otwartymi ustami.
Usiadła teraz na łóżku

które delikatnie zaskrzypiało. Zaraz koło niej wylądował Fred lekko

przeciągając się i ziewając szeroko. Związał gumką swoje długie czerwone

włosy i spojrzał na dziewczynę. Była dziwnie spokojna. Siedziała tak koło

niego. Jej oczy mimo braku snu nie wyglądały na zmęczone. Były pełne

radości. Światło księżyca wpadające przez okno do pokoju odbijało się w jej

źrenicach. Paulina wśliznęła się pod kołdrę i przytuliła się do


chłopaka. Ten objął ją w pasie i przysunął jej twarz do swojej.

Pocałował ją i wtulił się w jej brązowe włosy. pachniały tak przyjemnie.

Leżeli tak rozmawiając po cichu aby nikogo nie zbudzić. Sytuacja w jakiej

się znaleźli mogła wyglądać dwuznacznie. Zwłaszcza Paulina obawiała się że

po takim incydencie rodzice Freda mogą już na nią inaczej patrzeć. W końcu

to ona w środku nocy wśliznęła się do jego łóżka... PO pewnym czasie zmorzył

ją sen. Nie chciała wracać. Zasnęła w pokoju Freda...


Poranek

zapowiadał się wspaniale. Obudziła się na tyle wcześnie by móc

niezauważalnie wyślizgnąć się z pokoju i wrócić do siebie. Szybko wstała i

po cichu dostała się do pokoju. Wzięła prysznic. Nikogo jeszcze nie było.

postanowiła się ubrać i zejść na dół. Zabrała ze sobą książkę od ojca.

"Twój los w przepowiedniach" Przynajmniej wiedział co ją

interesuje... Usiadła przed kominkiem. Otworzyła lekturę i zagłębiła się jej

treść. Gdy doszła do tak długo oczekiwanego rozdziału czytała z jeszcze

większym zaciekawieniem.
Stygmaty... Dowiedziała się że to naznaczenie

przepowiedni. Odbierają ją jedynie czarodzieje lub charłaki. Ludzie nie

magiczni uważają je za przejaw głębokiej wiary. Są to jednak znaki

pojawiające się po ciężkim przeżyciu lub przed jego zaistnieniem. Była tak

pochłonięta książką że nie zauważyła schodzącego po schodach Freda. Ocknęła

się z transu w jaki wpadła po jego nagłym krzyku... Był tak przerażający że

dziewczynę przeszły ciarki po plecach...
- Paulina... twoje policzki,

oczy.. Paulina! - Fred biegł teraz do niej potykając się o
własne

nogi. Był tak przerażony że nie panował nad sobą. Dziewczyna początkowo nie

widziała o co mu chodzi. Nadal zapatrzona była w kartki książki. Nagle tekst

się zamazał. Widziała krople krwi kapiące na tekst... Bała się że to tym

razem prawda... że to nie przywidzenie... Zbliżyła drżącą dłoń do policzka.

Teraz z przerażeniem patrzyła na czerwoną ciecz na swojej dłoni. Jej palce

zalane szkarłatem krwi drżały coraz bardziej. Spojrzała na chłopaka. Z jej

policzków spłynęły łzy. Nie było ich jednak widać. Nadal była to krew, tak

żywa jak nigdy... Po raz pierwszy od dawna jej widok wywołał u niej panikę.

Powoli traciła trzeźwość
umysłu. Czuła już tylko strach. Przestawała

myśleć racjonalnie. Chciała wstać i coś
powiedzieć. Nie miała jednak

siły. Zemdlała. Powoli smugi krwi spływały teraz po jej twarzy... więcej już

nic nie pamiętała...
Skejti- dawna Skejtmenka
Wow! Cały czas

przed kompem wykorzystałam żeby to przeczytać. Masz wenę i to dobrą. Bardzo

mi się to podoba (ale wolałabym by Paulina chodziła z Draconem


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/>). Tylko dziwne, że u mnie na kompie nie pokazują się polskie

litery.
Pisz dalej najlepiej coraz dłuższe party
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/>.
Eskeniaa
Dziei za pochwałę... tak napraewde to to

opowiadanie jest już dawno napisane. Najpierw było na obornikach a teraz

postanowiłam wkleić je tutaj... wiesz... ja nie chciałam żeby ona była z

Draco... kolejny romans z nim... nie dzięki
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/> Ale mam wielką nadzieje że to cię niezniechęci i dalej

będziesz czytać.. niedługo dodam następnego parta
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/>
Pozdrawiam Eskeniaa
Skejti- dawna Skejtmenka
No co ty jasne że nie

zniechęci, ale jakbyś mogła to już dziś wklej następny part (żarty).

Naprawdę nieźle piszesz i czekam na następne części.
Eskeniaa

align='center' width='95%' cellpadding='3'

cellspacing='1'>
QUOTE

id='QUOTE'>No co ty jasne że nie zniechęci, ale jakbyś

mogła to już dziś wklej następny part (żarty). Naprawdę nieźle piszesz i

czekam na następne części.

class='postcolor'>
Dziś nie będzie bo jestem

pochłonięta kolejnym opowiadaniem (tym razem jednak jest to praca

obowiązkowa na zaliczenie z humanistycznych fakultetów) i nie mam za bardzo

czasu.... ledwo wyrwałam się na chwilę żeby zawitać na forum ... postaram

się może uda mi się jutro albo w niedziele. Tak czy siak ciesze się ze komuś

się podoba... Musze przyznać że jak teeraz czytałam początek to rzecyzwiście

było to beznadizjene i takie samo jak każde lepsze opowiadanie ale wydajr

mi się ze z biegiem czasu robiło się lepiej... pozdrawiam eskeniaa ;P
Skejti- dawna Skejtmenka
Wiem, nauka

najważniejsza, na szczęście ja jestem jeszcze w SP w 6 klasie i przez sobotę

mam wolne. Ale ty pewnie jak wszystcy prawie starsza jesteś, więc pracować

musisz (co we mnie taka dziwna mowa wstąpiła??). A możesz mi podać stronkę

lub forum gdzie masz tego ff'a??
Eskeniaa
oborniki... no to jest wszystko tam... ale

musisz poszuukać na forum bo dawno żadnego posta nie dawałam i musi być

dzieś daleko na dawnych stronkach... ff jest pod nazwą
"Nowy ff tym

razem troszkę inny "
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/> pozdrawiam eskeniaa
Eskeniaa
Oto kolejny part już ostatni mojego

opowiadnaia... mam nadzieje że się spodoba... pozdrawiam eskeniaa

***

*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

***

"Tylko minuty, sekundy i już będzie wolna… już będzie

wolna"

*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

*** *** *** *** *** *** ***

Nie chciała nikogo widzieć. Nawet

jego… przede wszystkim jego. Nie miała ochoty wysłuchiwać stale pytań

o to co wydarzyło się dzisiejszego poranka. Sama dokładnie nie wiedziała czy

to możliwe aby naprawdę posiadała możliwości odbierania stygmatów. Nigdy nie

wierzyła w takie przepowiednie. Czytając o nich zawsze zaśmiewała się z

ludzi który uważają to za prawdę. Ale teraz kiedy pojawiły się krwawe znaki

i przywidzenia, tak doskonale odzwierciedlające jej strach i niepewność,

zaczynała się martwić. Wiedziała że to wszystko prawda. To nie były

halucynacje. Był przy niej Fred i on także widział krew spływającą wartko po

jej bladych policzkach.
Była podirytowana jak nigdy dotąd. Nie chciała go

widzieć. Wreszcie otworzyła oczy. Powoli uchylając powieki dostrzegała

ciepłe barwy promieni słońca niknącego za horyzontem. Powoli zbliżał się

wieczór. Przespała cały dzień. Chciała wstać, lecz nie mogła. Bolała ją

głowa i cały obraz wirował przed oczami. Delikatnie podpierając się o

drewnianą poręcz łóżka postawiła stopy na podłodze. Chwiejnym krokiem

skierowała się do drzwi. Zamknięte. Teraz naprawdę się zdenerwowała. Jak

mogli zamknąć ją w pokoju. Odwróciła się i skierowała do szafki nocnej.

Nagle odzyskała wszelkie siły, nie była już słaba i zaspana. Teraz miała

ochotę wydostać się stąd jak najprędzej. Chciała wyjechać i wrócić do

Hogwartu. Nie wiedziała dlaczego ale powoli irytowała ją ta sytuacją.

Gorączkowo przeszukiwała szufladę w poszukiwaniu hebanowej różdżki. Gdy już

ją odnalazła. Od razu nie podnosząc się z miejsca skierowała ją w kierunku

drewnianych drzwi.
- Alohomora!- drzwi delikatnie się uchyliły.

Paulina stała i już chciała skierować się do wyjścia, lecz nagle usłyszała

strzępki rozmowy. Może nie zaciekawiło by ją to aż tak, gdyby jej imię nie

padło podczas konwersacji. Zbliżyła się do drzwi i zaczęła podsłuchiwać. To

Fred rozmawiał z panią Weasley o całym wydarzeniu. Paulina błagała teraz aby

skłamał i nie powiedział prawdy. Wiedziała bowiem to że jeśli wyjawi prawdę

czekać będą ją tłumaczenia i zmuszona będzie do przybliżenia wszystkich

szczegółów. O niektórych nawet i on nie wiedział. Postanowiła ze przerwie

rozmowę Może to nie kulturalne ale to jej jedyne wyjście z tej sytuacji.


- Nie wiem co się stało. Już ci mówiłem! Zauważyłem ją leżącą w

salonie… widocznie zasłabła. Musiała źle się poczuć bo gdy przyszedłem

była już nieprzytomna… jeszcze sam do końca nie wiem co się stało.

Zaniosłem ją do pokoju i …
- Dobry wieczór - Paulina podeszła do

pani Weasley i uśmiechnęła się szczerze. - Przepraszam że sprawiłam kłopot.

Źle się poczułam i widocznie zasnęłam w pokoju. Było wcześnie i pewnie

ucięłam sobie drzemkę. Przepraszam jeszcze raz jeśli zmartwiłam panią. -

Dziewczyna uśmiechnęła się szczerze. Oczekiwała pytań i niepewności ze

strony matki Freda. Ona jednak popatrzyła na nią ciepło i położyła pulchną

dłoń na jej ramieniu…
- Mam jedynie nadzieje że się lepiej teraz

czujesz. - uśmiechnęła się i odeszła w stronę kuchni.
Paulina poczuła

ulgę. Nie musiała nic tłumaczyć, na żadne pytanie odpowiadać. W duszy

dziękowała za to pani Molly… Nawet nie spojrzała na chłopaka. Sama nie

wiedziała dlaczego. Skierowała się szybkim krokiem w stronę łazienki…

I znów ta niepewność. Sama nie wiedziała po co tam idzie. Może chciała przed

nim uciec .Nie patrzeć jego oczy. Bała się wyjaśnień i dociekliwości. Była

pewna że gdy tylko popatrzy na nią tak jak zwykle, tak ciepło i delikatnie

straci grunt pod nogami i znów się rozklei. Tak ciężko pracowała nad

wizerunkiem zimnej i niedostępnej osoby. On jednak umie go zburzyć jednym

słowem, gestem, spojrzeniem… Szła coraz szybciej jednak korytarz

wydawał się nie mieć końca. Nagle poczuła czyjąś lodowatą dłoń chwytającą ją

za nadgarstek. Serce zabiło jej szybciej. Wiedziała że teraz z nią to już

koniec. Była pewna, że znów powali ją tymi brązowymi oczami… Poczuła

szarpnięcie i już stała twarzą w twarz a Fredem. Nie patrzyła na niego.

Przekręciła głowę i spuściła wzrok. Patrzyła na swoje bose nogi jakby to one

były teraz najważniejsze. Może nie miała podstaw żeby go unikać, ale wolała

nic mu nie mówić. Była pewna że jeśli rozpocznie rozmowę o poranku i tym

dziwnym wydarzeniu będzie musiała się przyznać do przywidzeń i co gorsza do

przeszłości jej ojca… Jego twarz była niebezpiecznie blisko jej. Czuła

to ciepło które sprawiało że była taka bezpieczna. Jego dłoń delikatnie

przesunęła się w stronę jej policzka. Lekko skierował jej twarz w swoją

stronę. Była niebezpiecznie blisko niego. Spojrzała mu w oczy. To ją

zgubiło.
- Nie pytaj… proszę… - spojrzała na niego

błagalnie. Miała ogromną nadzieję że ją zrozumie i uszanuje jej wolę…


- Nawet nie miałem zamiaru. Jak będziesz na to gotowa sama mi powiesz.

Martwiłem się jednak o ciebie. Jak zobaczyłem cię w pokoju… ta krew i

twoje oczy. Bałem się… - jego oczy patrzyły na nią z taką troską.

Paulina wiedziała że zależy jej na nim i nie chciała aby się martwił.

Chciała mu także wyznać całą prawdę. Był zarówno jej przyjacielem więc

powinien to zrozumieć. Fred oparł swoje czoło o jej nadal nie spuszczając z

Pauliny wzroku.
- Dziękuje Ci… - wyszeptała. Spojrzała na niego

ciepło i pocałowała. Stali tak przez chwilę delektując się smakiem swoich

ust… Paulina wiedziała że niedługo mu o wszystkim powie. Nawet jeśli

była niedawno na niego zła i nie chciała z nim rozmawiać, teraz był jej

najbliższą osobą i wiedziała że na pewno coś do niego czuje… Nie

wiedziała czy to miłość ale na pewno nie był jej

obojętny…


Kolejną noc z rzędu nie spała. Siedziała na łóżku

patrząc na widok rozciągający się za oknem. Spokojnie śpiąca wioska w

której znajdował się dom Weasleyów zawsze w takie wieczory poprawiała jej

humor. Uspakajała ją i napajała harmonią której jej tak ostatnio brakowało.

Mimo późnej godziny postanowiła wykąpać się. Zabrała potrzebne rzeczy i

skierowała się do łazienki.
Po pewnym czasie wpadła do pokoju owinięta

jedynie w ręcznik. Jej mokre włosy ociekały wodą mocząc przy tym odkryte

plecy. Niechlujnie rzuciła rzeczy na łóżko i już miała się ubrać gdy

usłyszała czyjś głos. Należał do mężczyzny. Z zaciekawieniem odwróciła się w

stronę z której dochodziły ją dźwięki. Zszokowało ją to co

zobaczyła.
Wysoki mężczyzna mrugał do niej zalotnie…Może nie było

by to dziwne gdyby to nie był szukający Armat, Dawid Mureny spoglądający na

nią zza jednego z plakatów Rona.
- Hej mała… zrzuć ten ręcznik i

wskakuj do mnie. Wiesz ty ja i mój… Nimbus 2001. Może być ciekawie -

uśmiechną się do niej flirciarsko i zagwizdał na palcach. Paulina zaśmiała

się i usiadła na łóżku. Tego się nigdy nie spodziewała. Całkiem przystojny

młody człowiek nadal wpatrując się w nią jak w obrazek oparł się o stojącą

obok miotłę i przekręcił głowę jakby chciał się jej przyjrzeć dokładniej.


- Nigdy cię tu nie widziałem. Przecież to pokuj jak mu tam…

Eee… takiego małego, rudego chłopaka - Dawid był wysokim blondynem o

niebieskich oczach. Uśmiechał się prześlicznie ukazując białe zęby i

uwydatniając silne kości policzkowe.
- Rzeczywiście to pokój Rona.

Chwilowo jednak ja tu mieszkam - uśmiechnęła się do niego zakładając nogę na

nogę. Dawid odwzajemnił uśmiech i kontynuował flirciarską

rozmowę…
- No to jak piękna… jedziemy. - Wziął do ręki

miotłę. - jest dużo miejsca. A jak będziesz się bała możesz się do mnie

przytulić. - Puścił do niej oczko i oczekiwał odpowiedzi. Paulina zaśmiała

się. Na jej ustach pojawił się słodki uśmiech przedstawiający za równo

ironię jak i zwycięstwo.
- Nie pozwalaj sobie na za dużo. - tu gestem

dłoni wskazała nożyczki leżące na stoliku
obok. - Teraz ja mam przewagę.

- Dziewczyna wstała i skierowała się do komody. Wyjęła z niej nocną koszulę.

Ciągle podtrzymywała ręcznik tak aby przypadkiem nie opadł w najmniej

spodziewanym momencie. Dawid bez przerwy robił uwagi na jej temat. Paulina

musiała się przyznać że spodobała jej się rozmowa z Mureny'em. Jego głos

był męski i przyjemny w słuchaniu. Zastanawiała się jednak czy jest na tyle

nienormalna by podrywać plakat…
- A teraz się odwróć… Chcę

się przebrać! - Paulina spojrzała na niego groźnie, w jej oczach jednak

było rozbawienie.
- Ani mi się śni… takiej okazji nie przegapię -

uśmiechną się zawadiacko i zamaszystym gestem odrzucił w bok miotłę. Usiadł

i przyglądał się dziewczynie z jeszcze większym zainteresowaniem.
- Tak?

No dobra, jak chcesz ale nie będziesz miał co podziwiać. - Wstała i wzięła

leżącą obok koszulę nocną i po cichu wyszła z pokoju. Po chwili była już

powrotem odziana w piżamkę. Usiadła na łóżku i uśmiechnęła się triumfalnie

do Dawida. Miał niewyraźną minę. Było w niej troszkę smutki, żalu i

rozbawienia.
- Dobranoc - Paulina wsunęła się pod ciepłą kołdrę i

przyłożyła twarz do poduszki. Dawid przesłał jej buziaka w powietrzu i

zniknął z plakatu. Miała teraz chwilkę dla siebie….
Teraz gdy tak

myślała o tym co się wydarzyło w ostatnim czasie była pewna swojej decyzji.

Już chciała wstać i wyjść z pokoju, lecz usłyszała ciche pukanie do drzwi.

Automatycznie zjawił się Dawid. Z zaciekawieniem przyglądał się całej

scenie. Dziewczyna podeszła i uchyliła je aby zobaczyć kto to. Fred stał

przed nią ubrany w same bokserki. Jego długie czerwone włosy opadały mu

kaskadami na włosy. Odgarną je szybko i założył za ucho. Paulina spojrzała

na niego wymownie mierząc go wzrokiem. Uśmiechnęła się zalotnie. Brakowało

jej ostatnio takich chwil sam na sam z Fredem… Wszedł do pokoju

zamykając cicho drzwi. Paulina skierowała się w stronę łóżka gdzie teraz

siedział chłopak. Uśmiechnęła się do niego zalotnie i usiadła mu na

kolanach.
- No i nawet chwili nie możesz beze mnie wytrzymać co. -

pocałowała delikatnie i już chciała kontynuować gdy przerwał jej ten sam

męski głos co przedtem.
- Zapowiada się ciekawie… - Dawid siedział

teraz ze skrzyżowanymi nogami przyglądając się z rozbawieniem parze…-

Widzę że nie ja pierwszy dostrzegłem twoją urodę. - Uśmiechną się

zawadiacko. Paulina spojrzała na niego spode łba. Znów skierowała wzrok na

Freda. Ten siedział oniemiały. Nie trudno mu się dziwić. Nie na co dzień

plakat podrywa twoją dziewczynę. Paulina wstała z kolan chłopaka i

skierowała się z stronę Dawida.
- Jeszcze jedno słowo i pożałujesz że

ktoś stworzył ten plakat
- No ale pozwólcie mi chociaż popatrzeć…

nie mam za wiele do roboty - uśmiechną się i znów wstał opierając się o

Nimbusa 2001. Dziewczyna nic nie odpowiedziała. Niebezpiecznie zbliżała się

do Dawida. Jednym ruchem ręki odczepiła plakat od ściany i przewróciła go na

drugą stronę tak , że jedyne co mógł teraz podziwiać to ściany w kolorze

śnieżnej bieli. Słychać już było tylko stłumione słowa i pomruki. Miała go

już z głowy. Paulina wróciła do Freda i podobnie jak poprzednio usiadła mu

na kolanach.- No to na czym stanęliśmy? - Pocałowała go namiętnie. Ten

przechylił się powoli do tyłu, tak że teraz leżeli w objęciach na łóżku

dziewczyny. Gdy już Paulina wyrwała niechętnie się z jego silnego aczkolwiek

bardzo przyjemnego uścisku zaczęła rozmowę
- Miałeś jakiś powód gdy tu

przychodziłeś? Chciałeś coś się mnie zapytać? - Leżała teraz obok niego z

twarzą skierowaną ku jego twarzy.
- Czy musze przychodzić tu w jakiejś

konkretnej sprawie? Nie mogę z tobą tu sam na sam posiedzieć w ciszy

delektując się pięknem twoich oczu? - Paulina rozpłynęła się po tych

słowach. Poczuła niewymowne ciepło i przyjemność. Cmoknęła go delikatnie w

policzek.
Po chwili wstała jednak i usiadła na łóżku prostując nogi.

Chłopak uczynił to samo podsuwając cię do Pauliny i opatulając ją i siebie

pościelą.
- Przed tym jak wszedłeś miałam zamiar do ciebie pójść. Proszę

nie przerywaj mi tego co mam zamiar teraz powiedzieć. Przemyślałam kilka

spraw i uważam że jesteś mi bardzo bliski więc mogę ci wszystko powiedzieć.

- Tu spojrzała na niego lekko przesuwając dłonią po jego policzku. Za chwilę

jej ręka odnalazła jego dłoń. Ich palce spotkały się w delikatnym uścisku.

To nadało jej jeszcze więcej siły i pomogło w przekazaniu prawdy- Mam do

ciebie tylko jedną prośbę… To co właśnie usłyszysz będziesz musiał

zachować dla siebie. Nikt nie może się o tym dowiedzieć - Po tych słowach

Fred przytaknął tylko nadal z zaciekawieniem przysłuchując się dziewczynie.


Paulina wyznała mu całą prawdę… O ojcu, mrocznym znaku Draca,

samobójstwie matki, tym cierpieniu jakie oglądała podczas spotkań

śierciożerców, mówiła o tym wszystkim co tłumiła w sobie. Wiedziały teraz o

tym dwie osoby. Fred i Draco. Gdy skończyła oczekiwała lawiny pytań, chęci

dalszych wyjaśnień albo krzyku i złości. Jednak myliła się. Widocznie za

słabo znała Freda. On jedynie spojrzał na nią czule i otarł delikatnie

zagubioną kroplę spływającą po jej policzku. Nie widział czy to łza czy

jedynie woda spływająca jeszcze z jej przemoczonych włosów. Teraz Paulina

uroniła łzę. Kolejną i kolejną, pojedyncze krople zmieniały się w potoki

słonych łez… Nie były jednak spowodowane smutkiem czy żalem. Była tak

szczęśliwa że spotkała kogoś takiego w swoim życiu. Zastępującego jej ojca

kochanka i przyjaciela. Wtuliła się w jego ciepłe ciało. Znów leżeli

przytuleni. Fred pozwalał by wypłakała zarówno te słodkie łzy szczęścia jaki

gorzkie i pełne żalu. Gdy już osuszyła policzki oczy spojrzała na niego.

Jego oczy zawsze przynosiły ukojenie. Pocałowała go i wtuliła twarz w

pachnące jaśminem czerwone włosy… Usnęli tak zarówno pełni szczęścia

jak i przejęci zaistniałą sytuacją. Paulina była zadowolona z tego że

nareszcie wyjawiła mu prawdę, Fred zaś cieszył się że mu zaufała…

Wiele to dla niego znaczyło.



Czas świąt nieubłaganie

dobiegał końca. Paulina Fred spędzali ze sobą dużo czasu rozmawiając o

wszystkim i o niczym. "Nora" wypełniła się głośnymi śmiechami

bliźniaków i Pauliny. Ciągle płatali figle i robili dowcipy Ginny. Co gorsza

znęcali się także nad biednym Percym… Czasem pomagał im w tym Bill

który przyjechał na święta do rodziny. Paulina lubiła z nim rozmawiać gdyż

pomimo różnicy wieku rozumieli się doskonale. Czasem przesiadywali w salonie

rozmawiając o jego pracy i szkole Pauliny. Dziewczyna z zaciekawieniem

słuchała opowiadań o Ministerstwie Magii. Uważała że Bill ma wielkie

szczęście pracować jednym z najbardziej interesującym wydziale. A mianowicie

w komitecie do przypadków nadużycia czarnej magii…
Jeśli chodzi o

plan bliźniaków i Pauliny oraz o szarą paczkę przyniesioną ze sklepu

"Zonka" w dzień "Przepowiedni"… wszystko szło

idealnie. Plan był opracowany i zapięty na ostatni guzik. Paulina nie

wiedziała jednak że niedługo nie bezie czasu myśleć o takich

sprawach…


To był chyba drugi tydzień stycznia. Jeśli dobrze

mi się wydaje piątek. Uczniowie podekscytowani kolejnym wyjściem na miasto i

zapowiedzianym już przed feriami świątecznymi meczem Quddicha Gryfonów z

Krukonami krzątali się po całym zamku. Długa kolejka uczniów ustawiła się

przed wyjściem ze szkoły. Woźny Filth odczytywał właśnie listę uczniów

chętnych do wyjścia. Paulina stała sama wśród zgrai młodszych uczniów. Fred

i Georgie z którymi miała się wybrana miasto musieli zostać na treningu

zorganizowanym przez Angelinę - nowego kapitana drużyny. Mieli dojść po pół

godziny ale oczywiście wpakowali się w szlaban i dotrą dopiero za 2 . Do

tego czasu dziewczyna była zdana na samą siebie…
- Hej… co

robisz tu sama - Wysoki blondyn ubrany w mugolskie ciuchy podbiegł do niej i

pocałował ją w policzek. Był dziwnie nieprzeciętnie szczęśliwy. Jego oczy aż

iskrzyły od radości.
- Nie miałam z kim iść… no ale teraz jesteś

ty…. - Paulina uśmiechnęła się do chłopaka który w tym samym momencie

objął ją w pasie.
- Zapraszam Panią na kremowe piwko do "Trzech

Mioteł"!...

Miasto było jak zwykle pełne uczniów.

Podekscytowani jednym z pierwszych wyjść trzecioklasiści biegali od sklepu

do sklepu pokazując sobie nowo nabyte pamiątki, smakołyki i drobiazgi.

Paulina i Draco weszli do baru. Przesiedzieli tam chwilkę rozmawiając i

żartując z grupą ślizgonów. Na całe szczęście nie było wśród nich Pancy.

Nigel, Steward i Daniel wydawali się całkiem mili. Dużo się uśmiechali,

jednak za często robili kąśliwe uwagi na temat Gryfonów. Po godzinie

postanowili przejść się na spacer. Nie zważali na złą pogodę. Mimo śniegu

przeplatanego deszczem i lekkim wiatrem zabrali płaszcze i wyszli z baru.

Na brukowanych uliczkach nie było prawie nikogo. Gdzieniegdzie przemykali

tylko uczniowie w popłochu chroniąc się przed śniegiem i deszczem. Para

szła w kierunku sklepu "Zonka". Nagle jednak Paulina poczuła

czyjąś silną dłoń na swoim ramieniu. Potem był tylko ten dreszczyk i jakby

uczucie przenikającego cię prądu. Już wiedziała co się dzieje. Razem z

nieznajomym i Draco aportowała się w nieznane jej miejsce.
Po chwili

wiedziała kto był tym obcym. Śmierciożercy. Stała ich grupa, może 3, 4.

Dokładnie nie wiedziała. Obejrzała się za siebie. Stali teraz na jakiejś

odludnej polanie, całkowicie zasypanej śniegiem. Za nimi rozciągał się widok

oświetlonego przez drobne lampiony miasteczka. Dziewczyna spostrzegła także

dwie najwyższe wieże zamku. Byli niedaleko Hogwartu. Teraz jednak powtórnie

spojrzała a mężczyzn. Wymieniali porozumiewawczo spojrzenia mierząc parę od

stóp do głów. Nagle jeden z nich wystąpił z szeregu i odezwał się zimnym i

szorstkim głosem
- Znów się spotykamy panno Bringot - pewnym krokiem

skierował się w stronę dziewczyny. Ta cofnęła się przerażona patrząc mu

teraz w ciemne, wręcz nie obecne oczy. - Szkoda jednak że w takich

okolicznościach… - Paulina poznała go od razu. Nie mogła jednak

uwierzyć że to on.
- Co tu robisz… i dlaczego nas tu sprowadziłeś.

Nic z tego nie rozumiem - Paulina spojrzała bezradnie na Draco. Podszedł do

niej i stanął tuż obok.
- Nic nie rozumiesz? No to może ci wyjaśnię. TO

nie przypadek że jesteście tu razem. Tak słodko wyglądacie - uśmiechnął się

pogardliwie a ironia w jego głosie stała się coraz to bardziej uwydatniona.

- Wasi ojcowie byli podłymi szlamami. Zdrajcy - to ostatnie słowo wręcz

wypluł z odrazą. - Myśleli że się nie domyślimy że pracują na dwa fronty. Że

zarówno służą Czarnemu panu i są szpiegami Dumbledora? No cóż, teraz się już

nikomu na nic nie przydadzą. - zamaszystym gestem dłoni wskazał miejsce za

sobą. Paulina nie chciała w to uwierzyć. Jej ojciec… ojciec

Draca… oni nie żyli…Jednak byli dobrzy… a ona go tak

nienawidziła sądziła że naprawdę służy czarnemu panu… Dziewczyna

spojrzała na przyjaciela z przerażeniem. Na jego twarzy malował się zarówno

strach jak i miejscami ukazywała się determinacja i gotowość do walki.

Paulina miała zamiar podbiec do leżących tam ciał. Może nie było za późno.

Jeden ze Śmierciożerców odepchnął ją silnie na bok, tak że upadła lądując w

śniegu. Chciała się podnieść. Jednak mężczyzna z którym uprzednio rozmawiała

uklęknął obok niej i dotknął jej twarzy swoją lodowatą dłonią. Przejechał

palcami po jej policzku i zatrzymał się w okolicach ust.
- Śliczna

jesteś… szkoda by było pokiereszować taką buzię - posuwał się teraz

jeszcze dalej. Chciał ją pocałować ale ta splunęła mu w twarz... Wstał i

odszedł na kilka kroków. Draco podszedł do niej i wyszeptał jej do ucha

kilka słów…
- Uciekajmy, aportujmy się do Hogsmeade. - Paulina

spojrzała na niego. W oczach miała strach. Wiedziała ze to najrozsądniejsze

co teraz może zrobić. Dotknęła jego dłoni. Nagle jednak usłyszała znów ten

szorstki i zimny głos.
- Jesteś taką samą suką jak twoja matka. Obie

uważacie się za najważniejsze. A raczej uważałyście się. Na szczęście zabiła

się. Oszczędziła przy tym cierpienia sobie i innym. Ale z drugiej strony

szkoda. Miło było się czasem zabawić. - i znów ten śmiech mrożący krew w

żyłach. Paulina nie wiedziała dlaczego puściła dłoń chłopaka. Wstała a on za

nią. Poczuła nagłą chęć mordu. Była tak wściekła. Mężczyzna był jednak

szybszy.
- Pożegnaj się z przyjacielem. Teraz spotkasz się ze swoją matką

w piekle szmato - podniósł różdżkę i wycelował ją prosto w serce

Pauliny…
- Avada Kedawra… - Paulina jakby w zwolnionym tempie

widziała zielony strumień światła lecący wprost w jej stronę. Zamknęła oczy.

Chciała umrzeć bezboleśnie. Nic nie poczuła. Stała jak dawniej w tym samym

miejscu. Uchyliła oczy. Nagle poczuła mocne pchnięcie i już leżała na ziemi.

Upadając uderzyła głową o kamień który został zasypany grubą pierzyną

śniegu. Rozcięła sobie skórę nad lewym okiem. Potok czerwonej cieczy spłyną

jej do oczu zamazując całkowicie obraz. Usłyszała przeraźliwy krzyk. To

był Draco. Wiedziała co się tera stało. Poświęcił się. Zginął. Przez nią. Za

nią… Zrobił to dla niej. Po jej policzkach spływały szybko strumienie

szkarłatnej krwi. Powoli dostrzegała dwie postacie. Leżał teraz bezwładnie

na ziemi z twarzą zatopioną w białym śniegu. Nic nie myśląc podbiegła do

niego. Uklękła obok i przyciągnęła jego ciało do siebie. Popatrzyła teraz na

jego zastygnięty wyraz twarzy. Było za późno. Nie żył. Zaczęła płakać, tak

szczerze i przeraźliwie boleśnie jak nigdy dotąd. Czerwone krople krwi

spadały na śnieg tworząc widok jeszcze bardziej przerażającym. Były to

zaledwie sekundy. Jednak dla niej dłużyły się tworząc wieczność. Wieczność

bez Draca którego tak kochała. Wiedziała że i ona zginie. Teraz spojrzała

na mężczyznę stojącą nad nią. Ten sam ironiczny uśmiech co wcześniej pojawił

się na jego ustach wykrzywiając twarz jednocześnie w wielkim grymasie. Nagle

dobiegł ją hałas pochodzący z niedaleka. Może z pobliskiego lasu.

Aurorzy! Za razem szczęśliwa jak i zawiedziona tym że przybili tak późno

popatrzyła triumfalnie ma mężczyznę. On jedynie posłał jej spojrzenie

"jeszcze się kiedyś spotkamy". Odwrócił się szybko i z resztą

śmierciożerców aportował się.
Nadal siedziała na śniegu bezwładnie

obejmując ciało przyjaciela. Powoli uświadamiała sobie co właśnie miało tu

miejsce. Nagle poszedł do niej jeden z aurorów. Nic nie powiedziała.

Spojrzała na niego i już wiedziała co powinna zrobić. Aportowała się do

Hogsmeade.
Nadal klęcząc i obejmując kurczowo przyjaciela. Nadal nie

chciała dopuszczać do siebie myśli że on nie żyje. Że już więcej… nie

to niemożliwe…
Roztopiony śnieg i deszcz przemaczały ją do suchej

nitki. Obmywały jej twarz z cieknącej strumieniami krwi. Nie podnosiła się.

Nie chciała go zostawiać. Po chwili zebrało się wokoło nich zbiorowisko

wścibskich gapiów. Przez tłum przebijała się właśnie postać tak długo

wyczekiwana przez dziewczynę…
- Paulina! - Fred z przerażeniem

spojrzała na zakrwawioną i zapłakaną dziewczynę obejmującą Draca.
-

Fred… on…on nie żyje. To przeze mnie. On… - powoli głos

się jej załamywał. Patrzyła niepewnie na chłopaka. Nagle stanęło obok niej

kilku mężczyzn. Wśród nich był dyrektor Dumbledor. Położyli ciało chłopaka

na noszach które zaczęły unosić się w powietrzu.
- Zajmij się nią. -

dyrektor spojrzał na Freda i pokiwał porozumiewawczo głową…
Nie

wiedział co zrobić. Bał się od niej podejść. Co powiedzieć. Po raz pierwszy

tak naprawdę odczuwał strach i niepewność. Dziewczyna wstała i chwiejnym

krokiem podeszła do niego. Oparła się na jego ramieniu i wtuliła się w jego

ciepłe włosy. Płakała nie mogąc powstrzymać potoku łez. Chciała coś

powiedzieć. Nie mogła złapać oddechu. Nie mogła się uspokoić. Była bezradna.

Po chwili stanęła obok niego i odwróciła twarz w stronę wystawy jakiegoś

zamkniętego już sklepu. Było w nim ciemno wiec dokładnie widziała swoje

oblicze. Dopiero teraz zrozumiała. Przepowiednia. Ona mówiła właśnie o tym.

Przypatrzyła się swoim oczom. Były tak samo szkarłatne jak te u wróżki i w

lustrzanym odbiciu. Krew skapywała jej po policzkach tak samo jak w tedy

podczas świat.
"Twoja duma, pycha, to cię zgubi. Nie tylko... to

zgubi twych bliskich", to była prawda, gdyby nie uniosła się dumą i nie

chciała walczyć, gdyby uciekła tak jak to chciał on zrobić on by teraz żył.

Śmiał się tak jak poprzednio, uśmiechał się a jego oczy nadal były by tak

wspaniała jak niegdyś. Nie takie zimne i puste… to wszystko przez nią.

Przez nią… Nie miała już siły na nic. Nawet stanie sprawiało jej ból.

Zemdlała.
Powoli odzyskiwała świadomość. Nie była już w miasteczku. Teraz

czuła delikatnie oplatające ją w tali dłonie Freda. Bezwładnie zwisające

ręce oplotła na jego szyi. Było jej tak dobrze.
- Zanieś mnie proszę do

pokoju Wspólnego, nie ma tam nikogo, będziemy mogli porozmawiać.
-

Ale… dyrektor prosił - tu zakryła mu usta palcem w geście uciszenia go

i powstrzymania od tego co maiła zamiar powiedzieć.
- Proszę, nie zanoś

mnie do skrzydła szpitalnego.Obiecam że zjawie się tam jutro… nie

dziś. Proszę. - spojrzała na niego błagalnie.

Po chwili już

przechodzili przez dziurę w portrecie grubej damy. Fred delikatnie postawił

ją na ziemi, ona zaś usiadła na schodach chowając twarz w dłonie. Płakała.

Podszedł i ukucną zaraz obok. Delikatnie dotkną jej podbródka i wytarł

resztki lekko czerwonawej cieczy spływającej jej po policzkach.
- Zabiłam

go… to przeze mnie, ja nie chciałam, ale on rzucił się i wtedy…

- jej głos był cichy. Przeplatały go łkania i głośne wdechy. Próbowała

uspokoić oddech jednak nadal to przeżywała to, co się stało. Straciła

przyjaciela. Tak bardzo go przecież kochała….
Fred wiedział, że nie

ma ochoty na tłumaczenie. Pomógł jej wstać. Obłocona szata przemoczyła jej

ciało do suchej nitki. Paulina trzęsła się zarówno od płaczu jak i od zimna.


W sypialni dziewczyn nikogo nie było. Chłopak pomógł jej się przebrać i

założyć czyste ubranie. Położył jej przemarznięte do szpiku kości ciało i

nakrył puchową kołdrą. Chciał już odejść gdy ta pociągnęła go do siebie. Jak

zwykle w takich momentach wylądował zaraz obok niej leżąc i przytulając ją

do ciebie. Paulina pocałowała go i szepnęła.
- Nie zostawiaj mnie…

nie ty… proszę - Znów po jej policzkach poleciały łzy. Jej słowa

zabrzmiały jak pożegnanie. Jakby nigdy więcej nie miała go spotkać. Jakby to

były ostatnie jej sowa….Przybliżył się i przyciągną ją do siebie.

Teraz była na to chwila. Przeczesał palcami jej włosy.
- Kocham

cię… Proszę pamiętaj o tym - powiedział to tak spokojnie, jakby mówił

to codziennie. Ale to po raz pierwszy te słowa wydobyły się z jego ust. Były

tak wspaniałe. Dziewczyna nareszcie poczuła że ktoś ją kocha. Przez ten

smutek jakiego doznała przebiło się odrobinę szczęścia. Tak niewiele ale za

to jak wspaniale kojąco działały te słowa…
Po chwili zasnęła. Miał,

zatem czas na to by wyjść z pokoju dziewczyn zanim przyjdą pozostałe

lokatorki…


Paulina wstała i przetarła oczy. Była dziesiąta.

Nikogo w sypialni… Ledwo unosząc ciało sięgnęła do szafeczki nocnej.

Wyciągnęła z niej flakonik. Przed oczami miała teraz jedynie wydarzenia

poprzedniego dnia. Widziała Draco i jego śmierć, krew i słyszała w głowie

słowa przepowiedni. Skierowała się do łazienki. Teraz była pewna tego, co

chce zrobić. Nadal mocno ściskając flakonik z niebieską cieczą… Stała

teraz przed lustrem pochylając się nad kamienną umywalką. Łzy skapywały jej

po policzkach uderzając z głuchym dźwiękiem o dno.
Popatrzyła na

buteleczkę. "Eliksir długiego snu". Wystarczy kropla by wpaść w

objęcia snu na całą noc. Wystarczą dwa duże łyki a zaśnie na zawsze. Nigdy

już nie myśląc o tym co się wydarzyło, skracając sobie ból i cierpienia,

pozbawiając się wyrzutów sumienia i jednocześnie kojąc swe zmysły…

Teraz przed oczami miała jego uśmiech. Te piękne szare oczy patrzące na nią

w tak wyjątkowy sposób. Słyszała śmiech i miłe słowa, pamiętała tą pustkę w

jego oczach, krew. To ją przerażało…. Przybliżyła buteleczkę do

siebie. Ostatni raz spojrzała na etykietę.
- "Tak będzie

najlepiej… Tylko minuty, sekundy i już będzie wolna… już będzie

wolna".- wstrząsnęła i odkorkowała butelkę. Nagle jednak zobaczyła

jeszcze coś.
Widziała Freda, jego uśmiech. To co powiedział wczoraj. Ona

też go kochała. I kolejna niepewność. Z jednej strony było to okropne

cierpienie i poczucie winy… to przez nią ten miły chłopak w pełni

wieku już nigdy się do niej nie uśmiechnie ale przecież był Fred. Stała tak

zapatrzona w niebieską ciecz delikatnie kołyszącą się w buteleczce. Jeszcze

chwile się wahała. Co miała zrobić. Ta niepewność zżerała ją od środka.

Podjęła jednak decyzję już była pewna… Wiedziała co uczyni… To

było jej pisane…

*** *** *** *** *** *** *** ** ** KONIEC ***

*** *** *** *** ** *** *** ***
Eleo
Skończyło się? Mam mały komentarzyk -

Dracon ma szare oczy, zielone miał Harry
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/blink.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='blink.gif'

/>
Skejti- dawna Skejtmenka

src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/mad.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='mad.gif' />

NIE!! NIE!!!!!!!!
Zabiję cię, za

szybko skończyłaś tego ff'a!!! Gdzie mój

nóż??!!!
..... Masz szczęście nożu nie znalałam.


Plisssssssssssssss napisz party następne, ja chcę by ona wyszła za

Freda, a nie umierała.
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/cry.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='cry.gif' />

Lousie

align='center' width='95%' cellpadding='3'

cellspacing='1'>
QUOTE

id='QUOTE'>Skończyło się? Mam mały komentarzyk - Dracon

ma szare oczy, zielone miał Harry

class='postcolor'>

Ludzie, to jest fick! W tym

opowiadaniu Draco może mieć nawet sraczko - buraczkowe oczy i cztery palce u

trzeciej ręki.
Eskeniaa
no tak... to koniec, nic wiecej do tego

ff nie dodam.. jest jeszcze prolog... le nie wiem czy dodam...
draco może

i mial szare oczy.. a karry zielone.. mnie to ni obchodzi.. wyobrazam sobie

Malfoya tak jak to sobie wyobrazam i to moja inwencja twórcza...
dzięki

za komentarze
pozdrawiam eskeniaa
Skejti- dawna Skejtmenka


Nie!!!!! NIE MA BYĆ ŻADNEGO PROLOGU!! WCIĄGNEŁAŚ

MNIE STRASZNIE W TEN FF I NIE CHCĘ BY ON SIĘ TAK SZYBKO

SKOŃCZYŁ!!!
Boże czemu to robisz mnie i tym którzy to

czytają??!!
To jest "lekka wersja" zawartosci forum. By zobaczyc pelna wersje, z dodatkowymi informacjami i obrazami kliknij tutaj.

  kulturystyka  trening na masę
Invision Power Board © 2001-2025 Invision Power Services, Inc.