Help - Search - Member List - Calendar
Pelna wersja: * * *
Magiczne Forum > Harry Potter > Fan Fiction i Kwiat Lotosu > W Labiryncie Wyobraźni
Siobhan
Poznajcie moje opowiadanie... Od razu

proszę, żebyście wybaczyli mi błędy interpunkcyjne. Ja to wszystko czytam

raz po raz, ale zawsze jakieś mi umykają, czasem te najbardziej oczywiste.


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'

/>
Tragedia. Co ja robię?!


style='font-size:14pt;line-height:100%'>Aleksandra

Moja

historia zaczęła się zwyczajnie. Miałam rodzinę, przyjaciół, plany na

przyszłość... Wszystko, czego potrzeba do szczęścia zwykłym ludziom. Ten

spokój nie trwał jednak długo. Czym jest kilkanaście lat wobec wieczności?

To była tylko przysłowiowa cisza przed burzą. Cisza przedłużała się i

przedłużała, by jej koniec był bardziej szokujący. Jak huk towarzyszący

wybuchom.
Wszystko stało się tak szybko. Nie zmieniałam imion

bohaterów, jak robią to niektórzy. Wszyscy nie żyją, więc im to zwisa. Ja

nazywam się Aleksandra, a przynajmniej tego imienia używałam przez większą

część życia, które tak naprawdę moim życiem nie było. Nie boję się mówić,

kim jestem. Nawet jeśli będziecie chcieli mnie znaleźć i tak wam się to nie

uda. Nie wiem też, po co mielibyście mnie szukać, ale jeśli bardzo chcecie,

próbujcie. Powodzenia. Życzę wam, żebyście nigdy mnie nie znaleźli.


Nie wiem, dlaczego to piszę. Przecież nie oczekuję współczucia ani

zrozumienia. Potrafię żyć bez tego. Muszę żyć bez tego, zdążyłam się

przyzwyczaić. Może nawet będziecie mi zazdrościć, tak jak ja zrobiłabym

czytając podobną historią kilka lat temu? Po co ja to piszę? Żeby pokazać

światu moje nieszczęście? Nie. Od jakiegoś czasu czuję się nawet szczęśliwa.

Jak widać wszystko da się polubić. A może była to po prostu kwestia powrotu

do przeszłości?


style='font-size:14pt;line-height:100%'>Wieża

To był

zwykły majowy dzień. Pojechałam z klasą na wycieczkę. Gdzie? Szczerze

mówiąc, nie mam pojęcia. Może nie pamiętam. Może nie chcę pamiętać. A może

wszystko było zbyt nierealne, by wyryć w umyśle tak nieistotny szczegół?

Wiem, że nie byliśmy w żadnym znanym mi miejscu i wątpię, by ktokolwiek z

was kiedykolwiek tam dotarł. Wierzcie mi, nie ma po co.
Z początku

chciałam nie jechać. Pouczyć się do egzaminów do liceum, odpocząć. Przede

wszystkim odpocząć. Nauka miała być tylko pretekstem, który dałby mi zgodę

rodziców. Oni zawsze powtarzali, że powinnam integrować się z ludźmi, a

wycieczki szkolne uważali za świetną okazję do integracji. Po naleganiach

koleżanek stwierdziłam, że pojadę. Byłam dość lubiana w klasie, chociaż w

większości przypadków nie odwzajemniałam tej sympatii.
Było gorąco

i wszyscy niechętnie wyszliśmy z klimatyzowanego autokaru. Zatrzymaliśmy na

parkingu przed kamienną wieżą. Po lewej stronie stała średnio wysoka

barierka, odgradzająca parking od urwiska. Gdzieś w dole szumiała rzeka.


Mieliśmy zwiedzić wieżę. Zwykłą, starą, rozsypującą się wieżę,

która nie miała w sobie ani trochę tajemniczości i magii. Właściwie, to nie

miała też żadnej wartości historycznej. Metalowe poręcze, wszędzie pełno

betonu. Zupełnie jakby ktoś na zamówienie wybudował rozwaloną wieżę. Nie

miałam pojęcia, po co się tam pchaliśmy. A może to wszystko było tylko

złudzeniem?
Szłam obok mojej najlepszej przyjaciółki, Patrycji. Nie

oglądałyśmy wieży, bo i po co? Rozmawiałyśmy o fantastyce i magii. W pewnym

momencie coś przykuło mój wzrok. Nie wiem, co to było. Pewnie jakiś walający

się po podłodze kamień, ale nie potrafię tego stwierdzić z prostej

przyczyny. Nie widziałam go.
Zobaczyłam za to całą naszą klasę w

małym domku. Po prostu staliśmy tam, jakby na coś czekając. I w pewnym

momencie zalała nas woda. Złapałam się czegoś. Czułam, że się duszę i

dłużej nie wytrzymam. Wtedy, jak na zawołanie, woda opadła. Znowu staliśmy w

domku i nawet nie byliśmy mokrzy. Wszyscy poza Magdaleną Nowak i Moniką

Kwiatkowską. Znikły. Zabrała je woda.
Ktoś mną potrząsnął. Znów

byłam z Patrycją. Szybko wyszłyśmy na zewnątrz, gdzie słońce poraziło nas w

oczy. Było nieznośnie gorąco, a picie oczywiście zostawiłam w autokarze.

Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu kogoś, kto miałby butelkę wody.


Kilka dziewczyn stało przy barierce na końcu parkingu. Za nią ziemia

ostro, prawie pionowo opadała w dół. W dole szumiała rzeka. Monika

Kwiatkowska nonszalancko opierała się o barierkę. Chwaliła się szminką

jakiejś bardzo drogiej firmy i opowiadała o swoim nowym chłopaku. Magdalena

Nowak i kilka innych dziewczyn stało wpatrzonych w nią jak w obraz. Nagle

zrozumiałam, co się stanie. Zaczęłam biec w ich stronę, nie zwracając uwagi

na głupie spojrzenia przyjaciółek. Nie zdążyłam. Barierka pękła, a Monika

poleciała do tyłu. Złapała Magdalenę za bluzkę, próbując utrzymać równowagę,

ale tylko pociągnęła ją za sobą. Obie dziewczyny z krzykiem spadały z

urwiska. Podbiegłam tylko po to, by zobaczyć jak znikają w wodach rzeki.

Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy. Nie można przeżyć upadku z takiej

wysokości.
Wysoki głos jednej z dziewczyn przeciął powietrze jak

trzask bicza. Po chwili do tego chóru wrzasków dołączyły się wszystkie

koleżanki Magdaleny i Moniki. Profesor Paprocka, nasza wychowawczyni

odciągnęła je od przerwanej barierki. Była zdenerwowana, ale starała się nie

panikować. Prawie jej się to udało.
Wróciłam do Patrycji i naszej

paczki. Część moich przyjaciółek z poświęceniem towarzyszyło reszcie klasy w

ich nieustającym krzyku. Nigdy nie przepadałam za Moniką i Magdaleną. A

teraz one nie żyły. Może powinnam być przestraszona, może smutna. Może

powinnam była usiąść na ziemi i płakać jak zrobiło kilka dziewczyn. Albo

biegać z krzykiem jak większość. A ja tylko stałam i patrzyłam na autokar.

Strasznie zaschło mi w gardle, chciałam się napić. Nie czułam absolutnie

nic.
Tajemnicza
Fajnie się zaczęło. To opowiadanie jest

takie...głębokie i ciekawe. Ładny styl. Nie lubie jak ktos pisze krótkie

zdania, ale u Cibie one mi sie podobają. Nie jest za szybko ani za wolno.

Ładnie opisujesz jej uczucia =D Ta wizja byla tesz fajnie włozona. W

odpowiednim momencie. Na prawde, po takim krótkim parcie spodobało mi się.

Gratulacie =D
Kiniulka
Bardzo fajny fick. Błędów czytając prawie

się nie zauważa, poza tym strasznie wciaga. Napisz następnego parta jak

najszybciej.
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'

/> Pozdrawiam i życzę weny.
alice_fwl
naprawde zainteresowalas mnie!


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/> mam nadzieje, ze nie stracisz weny i bedziesz pisac dalej,

bo poczatek jest niezly. a z ta interpunkcja wcale nie jest tak zle!

znalazlam tylko dwa niepotrzebne przecinki. o, w tych

miejscach:


align='center' width='95%' cellpadding='3'

cellspacing='1'>
QUOTE

id='QUOTE'>Nawet jeśli będziecie chcieli mnie znaleźć, i

tak wam się to nie uda.

class='postcolor'>


border='0' align='center' width='95%' cellpadding='3'

cellspacing='1'>
QUOTE

id='QUOTE'>Po naleganiach koleżanek, stwierdziłam, że

pojadę.

class='postcolor'>
(tu chodzi o ten pierwszy


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'

/> )
pozdrawiam
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/czarodziej.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='czarodziej.gif'

/>
Siobhan

style='font-size:14pt;line-height:100%'>Podróż

Wracaliśmy

do Krakowa. A może jechaliśmy kogoś zawiadomić? Wiem, że nauczycielka

próbowała gdzieś się dodzwonić, ale nie mogła. Niepotrzebnie w ogóle

pojechałam na tę wycieczkę. Coś mówiło mi, żeby zostać w domu. Ale ja jak

zwykle nie zaufałam mojej intuicji. Chociaż z drugiej strony, czy gdybym

podjęła inną decyzję, to wszystko by się nie wydarzyło? Może tylko

odwlekłoby się w czasie o rok lub dwa? Czasem się nad tym zastanawiam.


Jechaliśmy górską drogą. Dokąd właściwie nas wieźli? Ja i Patrycja nie

rozmawiałyśmy. Bałam się tego, co mogłabym powiedzieć. Inne dziewczyny z

naszej paczki: Aneta, Anna, Teresa i Edyta pocieszały koleżanki Magdaleny i

Moniki, same przy tym zalewając się łzami. Właściwie to nic dziwnego. One

nie żyją, mówiłam sobie, to normalne, że ktoś jest smutny z tego powodu. To

normalne, że wszyscy są przerażeni. Ale coś we mnie uparcie nie chciało w to

uwierzyć.
Była już noc. Patrycja wyjęła walkmana i dała mi jedną

słuchawką. Słuchałyśmy muzyki celtyckiej. Jak zwykle. Rzadko słuchałyśmy

czegoś innego. Wsłuchałam się w słowa piosenki. „Stories of old stir

the heart, and may yet came again..” śpiewała Loreena McKennitt. Nadal

nic nie czułam z powodu śmierci Moniki i Magdaleny. Nie docierało to do

mnie. Było takie odległe, zupełnie jakbym ich nie znała. Tak samo czułam

się, gdy słyszałam w radiu o jakimś wypadku. Wiedziałam, że się wydarzył,

ale nie mogłam pozbyć się uczucia nierealności. I tak samo było teraz. Jakby

wcale mnie to nie dotyczyło.
„And cares of tomorrow must

wait till this day is done.”

Nie wiem do końca, co

doprowadziło do wypadku. Ocknęłam się z głową na ramieniu Patrycji. Całe

ubranie miałam w kawałkach szkła, a ręce lekko podrapane. W jednej chwili

zrozumiałam, co się stało. Rozbiliśmy się. Powoli wstałam i przeszłam się

wzdłuż autokaru. Kierowcy nie żyli. Nasza wychowawczyni też. Lekko zakręciło

mi się w głowie. „Myśleć logicznie” skarciłam się. Nie mogłam

pozwolić sobie na słabość. Znalazłam komórkę wychowawczyni, ale nie było

zasięgu. Szłam dalej wzdłuż autokaru. Natalia leżała bez życia. I Marcin. I

Urszula. I wielu innych. Ja nadal nic nie czułam. Wypadek, taki jak ten, o

którym mówili w radiu.
Nagle zatrzymałam się przerażona. Edyta

leżała martwa na podłodze. Nie oddychała, nie miała pulsu, jej głowa była

wygięta pod nienaturalnym kątem. Jeszcze bardziej zakręciło mi się w głowie.

Po raz pierwszy pojawiły się jakieś emocje. Miałam ochotę wrzeszczeć, rzucać

czymś, lub po prostu coś rozbić. Cokolwiek. A nie mogłam zrobić nic.

Dlaczego Edyta? I czy ktokolwiek przeżył? Nerwowo rozejrzałam się dookoła.

Tak, dotarło do mnie po chwili. Teresa oddychała. Anna i Aneta też. I

Patrycja. Odetchnęłam z ulgą. Nie było aż tak źle. Patrycja żyje, wszystko

jest w porządku, przyszło mi do głowy.
Ale dlaczego właśnie Edyta?

Nie chciałam, żeby umierały moje przyjaciółki. Zupełnie nie myślałam o

reszcie klasy.
Dziewczyny odzyskały przytomność dużo później.

Kilka innych osób też. Razem było nas dziesięcioro. Z trzydziestoosobowej

klasy. Ja, Patrycja, Aneta, Anna, Teresa, Dominika, Ewa, Kamila, Alan i

Stefan. Wyszliśmy z autokaru i zaczęliśmy rozglądać się dookoła. Cały czas

gnębiła mnie jedna myśl. Edyta, jedna z moich przyjaciółek, geniusz

matematyczny, nie żyje. Śmierć innych nie dotknęła mnie w takim stopniu.

Nie dotknęła mnie wcale.
Wszyscy ledwie stali na nogach. Byli

zmęczeni, smutni i...bali się? Tak, bali się. Była to absolutnie normalna

reakcja, ale mnie zdziwiła. Nawet Patrycja robiła wrażenie przerażonej.

Wzięłam ją pod ramię. Nie wiadomo skąd miałam niewyczerpane zasoby sił. Nie

zastanawiając się długo, poszliśmy przed siebie drogą. Co innego mogliśmy

zrobić? Nie było zasięgu, więc siłą rzeczy, nie istniała możliwość wezwania

pomocy. Nikt nie miał ochoty zostać przy autokarze. Szliśmy.
Nad

ranem, na lewo od drogi zobaczyliśmy małą wioskę. Zbiegliśmy jak szaleni w

dół. Nie powinniśmy byli tego robić. Nie powinniśmy byli decydować się na

wycieczkę. Ale było już za późno. Możliwe, że właśnie w tej chwili wszystko

zostało przypieczętowane.
Dookoła wioski zbudowane były kamienne

kręgi, dużo mniejsze wydania Stonehenge. Uśmiechnęłam się do Patrycji.

Biegłyśmy, trzymając się za ręce. Słońce dopiero wschodziło. Znaleźliśmy

ludzi. Myśleliśmy, że już będzie dobrze. Mieliśmy nadzieję, że wrócimy do

domów. Dałabym wszystko, żeby móc cofnąć czas.
Kiniulka
Brakuje mi słów żeby opisac to co czuję po

przeczytaniu tego parta. Twój fick jest po prostu piękny. Czekam na next

party z ogromną niecierpliwością. Pozdrawiam i życzę weny.
Merkury

cellpadding='3' cellspacing='1'>
QUOTE (Kiniulka @

05-02-2004 18:02)
Brakuje

mi słów żeby opisac to co czuję po przeczytaniu tego parta. Twój fick jest

po prostu piękny. Czekam na next party z ogromną niecierpliwością.

Pozdrawiam i życzę weny.

class='postcolor'>
No wiesz Kiniulka... Może

"piękne" to zbyt duże słowo (przynajmniej dla mnie). Mi odpowiada

słowo bardzo fajne i bezbłędne. Ja również czekam na kolejne party


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'

/>

P.S.

Jest to pierwszy "niemagiczny"

fick, który mi się spodobał...
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/cool.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='cool.gif'

/>

//Edit: Jeszcze jedno... Zmień tytuł, ok? Bo "*

* *" trochę irytuje
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'

/>
Kira
wstęp - muszę przyznać - dość intrygujący.

w miarę dalszego czytania ciśnienie już nieco opada w dół - sama nie wiem

do końca dlaczego; z akcją dzieje się coś dziwnego, chwilami wszystko wydaje

się takie naiwne i pretensjonalne, poza tym jak dla mnie - zwolenniczki

wodolejstwa, długich, rozwlekłych opisów i rozwodzenia się nad szczegółami,

wszystko gna za szybko przed siebie; po prostu przydałoby się czasami

zatrzymać przy czymś i poświęcić temu trochę więcej uwgi, co zaowocowałoby

dłuższym i bardziej wnikliwym opisem. poza tym brakuje mi tu - może nie tyle

opisów przeżyć wewnętrznych, bo tych jest całkiem sporo - co osobiście

bardzo mi odpowiada, ale jakichś przemyśleń, opisów tego co dzieje się

dokoła bohaterki, jakichś jej własnych obserwacji.
mimo tych paru

zarzutów uważam, że to ciekawy, godny uwagi fick. jeden z najbardziej

interesujących na tym forum. a najlepszy jest początek - naprawdę intryguje

i zachęca do dalszego czytania. według mnie więc jest całkiem okej


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'

/>

aha, i coś jeszcze. jest jedna rzecz, która mnie tu

gryzie. nie pisz "Anna", "Magdalena" itp., bo trochę to

irytuje i wydaje się nienaturalne.
Lousie
Mimo, że nie lubię ficków z autorem w roli

głównej, to mi się podoba. Bardzo fajny styl i ładnie, przejrzyście

napisane.
Siobhan
Wybaczcie, że tak długo nie pisałam, ale

całe ferie spędziłam w górach. Teraz wróciłam, przyznaję, że z żalem i biorę

się do pracy.
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'

/>
A co do tyułu to zupełnie nie mam pomysłu. Może coś

przyjdzie ni do głowy.


style='font-size:14pt;line-height:100%'>Irmina i Zora



Pierwszą osobą, którą spotkaliśmy, była wysoka, krótko ostrzyżona kobieta.

Ona jako jedyna nie zajmowała się ustawianiem kamieni. Budowali dziesiąty

krąg, tak powiedziała i oświadczyła, że to już ostatni. Miałam ochotę

zapytać do czego służą, ale się powstrzymałam. Do dziś zastanawiam się, czy

otrzymałabym odpowiedź. W tedy bardzo tego chciałam, a z czasem poznałam ją

sama. Wierzcie mi, bardzo tego żałuję.
Kobieta była naprawdę

miła. Przedstawiła się jako Irmina. Zaprosiła nas do siebie i dała nam coś

do jedzenia. Przez cały czas uśmiechała się smutno. I na ten smutek powinnam

była zwrócić uwagę. Ale nie myślałam o tym. Niczego jeszcze nie

podejrzewałam.
- Nie mamy tu telefonu – powiedziała –

Musicie zostać jakiś czas. Jesteśmy zupełnie odcięci od świata.
- Ale ja

muszę wrócić do domu. – zaprotestowała Ewa – Będą się o mnie

martwić.
- Każdy się o kogoś martwi. – oświadczyła Irmina. Coś

dziwnego było w jej głosie, ale szybko o tym zapomniałam. Byłam pewna, że to

nic nie znaczy.
Patrycja piła powoli herbatę. Annie trzęsły się

ręce. Wszyscy w jakiś sposób zdradzali zdenerwowanie. Tylko ja przez cały

czas byłam dziwnie spokojna. Miałam wrażenie, że już kiedyś byłam w tamtym

miejscu. Wydało mi się znajome, ale nie wiedziałam, czy wiążą się z nim

dobre, czy złe wspomnienia. Czułam się niepewnie, ale się nie bałam. Irmina

zauważyła to.
- Ty się nie boisz? – spytała mnie.
- Nie. –

odpowiedziałam – Co jeszcze może się stać? – Dokładnie to

czułam. Wydawało mi się, że nie może wydarzyć się nic więcej. Byłam pewna,

że to już koniec. Teresa wytrzeszczyła na mnie oczy. Przechyliła kubek tak,

że trochę herbaty wylało się na stół. I wtedy usłyszeliśmy krzyki.

Przeraźliwe i pełnie bólu. Anna rozlała herbatę. Jej oczy były pełne

strachu. Wszyscy patrzeliśmy pytająco na Irminę.
- To moja siostra, Zora.

– oznajmiła spokojnie, wzruszając ramionami – Jest chora

psychicznie.
- Mogę ją zobaczyć? – Zapytała Aneta, która zawsze

chciała być psychologiem. Pasjonowały ją wszelkiego rodzaju zaburzenia

funkcjonowania umysłu. Irmina tylko pokiwała głową i wstała. Poszliśmy za

nią. To był kolejny błąd.

Wyszliśmy z domu, by zaraz wejść do

małej piwniczki. Dominika i Ewa zaczęły krzyczeć. Kamila zemdlała i gdyby

nie Alan, upadłaby na podłogę.
Do ściany, za ręce przywiązana była

kobieta. Miała długie jasne włosy, dawno już nie czesane. Patrzyła na nas

nienaturalnie wielkimi, niebieskimi oczami. Jej wzrok spoczął na mnie, ale

dalej nie czułam absolutnie nic. Dopóki się nie odezwała.
- To ty!

– krzyczała – Ty zsyłasz na mnie wizje! Ty ich wszystkich

zabiłaś! Wiedziałam, że wrócisz! – wszyscy patrzyli na mnie ze

zdziwieniem. Nikt nie wierzył. Ja też nie wierzyłam. Nie rozumiałam. Gdzieś

głęboko we mnie zaczęła kiełkować złość. Moja przyjaciółka zginęła, a jakaś

obca kobieta oskarżała mnie o spowodowanie jej śmierci. Po chwili przyszło

mi do głowy, że słowo „ich” może oznaczać kogokolwiek, zwłaszcza

w ustach chorej umysłowo kobiety. Ale Irmina była wyraźnie zmieszana.
-

Uspokój się, siostro. Nic ci nie grozi. – powiedziała tak jakoś bez

przekonania.
- Nikt już nie jest bezpieczny. – Zora spuściła

głowę, jasne włosy opadły jej na twarz. – Ona tu jest. On też powróci.

Nie udało nam się. Wszystko zawiodło. To koniec.
- Kto cię tu

przywiązał? – spytał Stefan, nie zwracając uwagi na jej dziwne

zachowanie. Podejrzliwie zerkał za to na Irminę, najpewniej oskarżając ją o

nieludzkie traktowanie własnej siostry.
- Czarownik. Lodowy Płomień.

– Miała nieobecny wzrok. Jakby spoglądała w inny świat. – I

zostanę tu aż do śmierci.
- Bzdura. – razem z Alanem podeszłam do

niej. Jednak gdy chłopak dotknął więzów, złapał się za głowę i upadł na

podłogę. To było ostatnie, co zobaczyłam. Znalazłam się zupełnie gdzie

indziej.
Wiedziałam cień przypominający człowieka. Nie mogłam się

poruszyć. Wiał wiatr, a źdźbła trawy falowały przy każdym jego podmuchu.

Cień przybrał kształt kobiety, która szedł szybko przed siebie. I wtedy coś

spadło mu na głowę, ale nie zauważyłam skąd. Upadła na trawę.


Otworzyłam oczy. Znów byłam w piwniczce, trzymana przez Patrycję i Anetę.

Przyglądały mi się troskliwie, pewne, że zemdlałam tak, jak wcześniej

Kamila. Zora stała spokojnie, za to z zewnątrz dobiegł nas krzyk.


Kamila nie żyła. Jej włosy zlepione były krwią, miała rozbitą czaszkę.

Niedaleko, na trawie leżała pojedyncza dachówka. Irmina bezradnie pokręciła

głową. Wiał wiatr, a trawy kładły się przy każdym jego podmuchu. Zakryłam

usta dłonią. To było wszystko, na co mogłam się zdobyć, podczas gdy inni

biegali, krzyczeli lub płakali. Na pewno wierzyli, że wszystko będzie

dobrze. Ewa i Dominika piszczały tak głośno, jak tylko mogły. Anna trzęsła

się, a łzy płynęły z jej oczu istnymi potokami. Alan był bardzo, bardzo

blady i wyglądał tak, jakby zaraz miał zemdleć, jako kolejny już tego dnia.

Stefan krzyczał na Anetę, a ona wrzeszczała na niego. Myślę, że nie mieli

powodu do kłótni, ale musieli jakoś rozładować napięcie.
Stałam

obok Irminy, a z piwniczki dobiegały przenikliwe krzyki Zory. Zastanawiałam

się, czy mogłam zapobiec śmierci Kamili. Ale nie czułam absolutnie nic, co

mogłabym z nią powiązać. Brakowało mi Edyty. I żałowałam, że Patrycja siedzi

ze spuszczoną głową, zamiast oglądać ze mną kamienne kręgi.


style='font-size:14pt;line-height:100%'>Stefan

Tej nocy

śnił mi się koszmar. Biegłam, jakby przed czymś uciekając. Wiedziałam, że

nie mogę uciec, ale mimo to próbowałam. Biegłam ile sił, a to coś, co mnie

goniło, było tuż za mną. Nie potrafiłam się zatrzymać, chociaż byłam

całkowicie zrezygnowana. Nie potrafiłam też biec szybciej. Powoli traciłam

siły i wtedy się potknęłam. Ktoś złapał mnie za ramiona i przytrzymał, ale

nie brutalnie, jak się spodziewałam. Uniosłam głowę i spojrzałam przed

siebie. Była tam tylko krew, rozpacz i śmierć. Gdzieś w oddali błyszczały

ostrza noży.
Obudziłam się z krzykiem.

Może mój sen

nie był przypadkowy. Wiem tylko, że kiedy się obudziłam, w domu nie było

nikogo innego. Za to wszyscy stali nad ciałem Stefana. Znaleźli go w

ogrodzie. Rany na jego ciele wyglądały jak zadane nożem, to na samym

początku orzekła Irmina, u której mieszkaliśmy. Wtedy nie powiązałam tego

zdarzenia z moim snem. Zresztą kto by o tym myślał w takiej chwili?


Zastanawialiśmy się nad jednym. Kto mógł zabić Stefana? Bo to przecież nie

był już nieszczęśliwy wypadek. Irmina zapewniała, że nikt z wioski by tego

nie zrobił i prawie jej uwierzyliśmy. Wiedzieliśmy, że to nie może być nikt

z nas. Z twarzy Anny łatwo dawało się odczytać, że jest na granicy

wytrzymałości psychicznej i lada moment tak granica zostanie przekroczona.

Inni wyglądali podobnie. Stracili dwudziestu dwóch znajomych w przeciągu

dwóch dni. Ja też ich straciłam, powiedziałam sobie stanowczo.

„Straciłaś tylko Edytę” odparł jakiś wewnętrzny głos. Z

piwniczki cały czas dobiegały wrzaski Zory.
Nie wiem, czy mogliśmy

wtedy odejść. W każdym razie trzeba było spróbować. Nie mieliśmy nic do

stracenia. Może dałoby się zapobiec temu, co stało się potem. Trzeba było

coś zrobić. Dlaczego, dlaczego my nic nie zrobiliśmy?
- Dlaczego mnie nie

obudziłaś?! – krzyknęłam, łapiąc Patrycję za ramiona. Byłam

wściekłą, ale nie potrafiłam określić na kogo i za co. Przyjaciółka

spojrzała na mnie ze łzami w oczach. Zauważyłam, że drży.
- Nie mogłam.

Strasznie krzyczałaś przez sen, ale nikt nie był w stanie cię obudzić. A

potem... – urwała i spuściła głowę – ...znaleźli Stefana. Jakiś

mężczyzna zawołał...i wyszliśmy. – To było jak koszmar, z którego nie

mogłam się obudzić. Przeżywałam coś dziwnego, a podświadomie czułam, że

śmierć kolegi jest z tym tylko nieznacznie powiązana. Ale lubiłam Stefana i

chciałam wiedzieć, dlaczego już nigdy nie będę mogła z nim porozmawiać.


- To musiał być ktoś z wioski. – stwierdziłam – Irmina ma

motywy, żeby ich kryć. Może to ona sama go zabiła? – Powiedziałam to,

co w danej chwili pomyślałam. Patrycja z przerażeniem wpatrywała się w coś

za mną. Odwróciłam się.
- Nie oskarżaj innych tak pochopnie. –

stwierdziła zimno Irmina – Zwłaszcza, gdy oni starają się ci pomóc.

Ale może ty masz coś do powiedzenia? O czym śniłaś tej nocy? – Krew

odpłynęła mi z twarzy. Odwróciłam się i odeszłam szybkim krokiem. Nie byłam

w stanie odpowiedzieć.
Kasandra Black
Horrorek i powieść detektywistyczna.

Tak mi się to kojarzy.
Siobhan
Tym razem króciutko, bo nie miałam zbyt

wiele czasu.
Może rzeczywiście Magdalena brzmi dziwnie, ale Anna to

takie ładne imię, że po prostu nie potrafię go zdrobnić do Ania czy Anka.


Co do tytułu to brzmi on: Za zasłoną mgły. Oczywiście nie jestem na tyle

obeznana z techniką, żeby zmienić tytuł tematu, dlatego proszę, powiedzcie

mi jak to zrobić. I jeszcze jedno: piszcie coć, komentujcie. Chciałabym

wiedzieć, co myślicie.


style='font-size:14pt;line-height:100%'>Anna

Wiatr

rozwiewał mi włosy. Było chłodno, ale nie zimno. Poszłam na spacer z Anną i

Teresą. Szłyśmy wzdłuż drogi, która zdawała się prowadzić do nikąd. I

najpewniej właśnie tam prowadziła.
W oddali dym piął się ku niebu,

tak jakby wyciągał ręce. Im wyżej ponad ziemią, tym słabiej było go widać,

aż w końcu rozwiewał się zupełnie. W kręgach palono ciała Stefana i Kamili.

Dlaczego na to pozwoliliśmy? Powinniśmy byli odejść. Wtedy po raz pierwszy

przyłapałam się na tym, że wcale nie chcę odchodzić. Było mi dobrze w

dolinie. Czułam się tam jak w domu. Ta myśl trochę mnie przestraszyła.


Anna i Teresa stały oparte o barierkę, nucąc coś cicho. W dole, kilka

metrów niżej, znajdowała się wielka kupa kamieni. Czy to z nich zbudowano

kręgi? Dziesięć kręgów, z czego w dwóch płoną stosy pogrzebowe. Dlaczego w

tej dolinie palono ciała? Kim byli jej małomówni mieszkańcy, którzy milkli,

gdy tylko ktoś z naszej grupy się do nich zbliżał? Tak wielu rzeczy jeszcze

nie wiedziałam. Nie potrafiłam ich sobie przypomnieć.
Oczy zaszły

mi mgłą. Nadal widziałam dziewczyny opierające się o drewnianą barierkę.

Pękającą barierkę. Rysa pojawiała się na niej jakby w zwolnionym tempie,

wyraźnie widziałam, jak łamie się drewno. Szybko chwyciłam Teresę, która

stała bliżej mnie i odciągnęłam od krawędzi. Drugą rękę wyciągnęłam w stronę

Anny, ale zrobiłam to zbyt wolno. Barierka pękła. Spadając w dół Anna

starała się mnie złapać. Ja także próbowałam ją pochwycić. Bezskutecznie.

Nasze ręce minęły się o kilka centymetrów. Anna rozbiła głowę o kamienie.

Teresa wyglądała tak, jakby chciała za nią skoczyć. Pomyślałby tak każdy,

kto w tamtej chwili ujrzałby jej twarz. Ale ona jak sparaliżowana. Lekko

drżącą ręką odgarnęłam włosy z twarzy.
Jeszcze tego popołudnia

zapłonął trzeci stos pogrzebowy.

Śniło mi się, że leżałam na

łożu wysłanym płatkami róż. Woń kwiatów unosiła się wszędzie dookoła,

wypełniała całe pomieszczenie o ścianach z białego marmuru. W ręku trzymałam

tomik poezji, ale po przebudzeniu nie umiałam przypomnieć sobie treści

żadnego wiersza. Przy łożu stanęła jasnowłosa kobieta. Jej wielkie, błękitne

oczy patrzyły na mnie prosząco. Kazałam jej odejść. Posłuchała, jednak

szybko przysłała młodego mężczyznę o zimnym spojrzeniu. „Twój ojciec

chce cię widzieć” oznajmił, ale i jego odprawiłam. Podeszłam do okna,

a potem znalazłam się na pokrytym śniegiem parapecie. Wiedziona dziwnym

impulsem skoczyłam i wylądowałam w wielkiej zaspie. Obejrzałam się i

ujrzałam piękny, biały zamek. Wiatr szarpał moją suknią, której biel

wtapiała się w biel otoczenia. Zrobiło mi się zimno. Wtedy podszedł ten sam

mężczyzna, objął mnie ramieniem i zaprowadził z powrotem do zamku.

Powiedział, że ojciec chce przekazać mi coś ważnego. Mimowolnie zadrżałam,

pojawił się niepokój.
Obudziłam się i wyszłam na dwór.
Kasandra Black
Ten part mnie znudził do szczętu. Nie

takie pisz, rozwiń horrorystyczne i detektywistyczne wątki.
Siobhan
Dzięki za radę, Kassandra i dzięki za to,

że raczyłaś skomentować.
Proszę was, jeśli już tu zaglądacie, to raczcie

skomentować.
Siobhan
No dobra, daję następny part, a jak nie

będzie komentarzy to sobie daruję.


style='font-size:14pt;line-height:100%'>Alan

Może to

głupie, ale zaczęłam się za to wszystko obwiniać. Nie za śmierć rówieśników,

tylko za obojętność i mój brak zainteresowania. Nie wierzyłam w to, co

mówiła Zora. Nawet nie do końca rozumiałam, o co jej chodziło. To było

niedorzeczne.
Teraz dochodzę do wniosku, że gdybym w tamtej chwili

podjęła jakieś działanie, późniejsze wypadki mogłyby nie mieć miejsca. Tylko

nie wyobrażam sobie, co mogłabym zrobić.
Siedziałam i patrzyłam w

gwiazdy. Zawsze lubiłam na nie patrzeć. W jakiś sposób pozwalały zapomnieć o

problemach i szarej codzienności. Zupełnie jakby przenosiły obserwatora do

innego świata. Nadal nic nie czułam. Nie potrafiłam zdobyć się na choćby

jedną łzę, gdy Annę zabierały płomienie. Właściwie byłam jedyną, która nie

płakała. Wszyscy lubili Annę i nawet Patrycja nie kryła emocji. Na chwilę

przed oczami stanęła mi jej wiecznie uśmiechnięta twarz. Anna zawsze umiała

znaleźć powód do radości. Było mi przykro, czułam, że mogłam ją złapać, ale

nie potrafiłam zmusić się do płaczu. Teraz siedziałam i słuchałam muzyki.

„Come away, oh human child...” Loreena ma taki ładny głos.


W pewniej chwili zauważyłam Dominikę, Ewę i Alana biegnących w

kierunku drogi. Co oni robili? Szybko ich dogoniłam. „For the world

more full of weeping, then you can understand...” wyłączyłam walkmana.


- Dokąd idziecie? – spytałam, stając przed nimi. Czułam, że nie

powinni wchodzić na drogę.
- Uciekamy stąd. – odpowiedział szybko

Alan. Dopiero wtedy zobaczyłam, że niosą plecaki. – Sprowadzimy pomoc.


- Jesteście pewni? – spojrzałam w kierunku drogi. Była tam tylko

ciemność, która wydawała się czyhać na wszystkich, którzy odważą się w nią

wejść. Wyraźnie czułam, że na tej drodze czeka śmierć.
- Nie

uciekniecie. – Irmina nadeszła niespodziewanie i bezszelestnie. Zawsze

pojawiała się w taki sposób i znikała tak, że nikt nie zauważał jej

odejścia. – Stąd nie ma ucieczki.
- Zobaczymy. – Dominika

zrobiła krok do przodu. Instynktownie wyciągnęłam rękę, chcąc ją zatrzymać.


- Nie uda wam się. – oświadczyła Irmina – Myślicie, że

tkwimy tu dla przyjemności?
- Skoro tu weszliśmy, możemy także wyjść.

– kobieta smutno pokręciła głową – Co może nam się stać?

Idziemy.
- Zapomnijcie o tym, co znacie. – dopiero po chwili

zdałam sobie sprawę z tego, że to ja to mówię. Do dziś nie wiem dlaczego to

zrobiłam, skąd w ogóle przyszło mi to głowy. Ani co miało oznaczać. Ewa

patrzyła na mnie z przerażeniem, Dominika ze złością. Obie odeszły,

odpychając moją wyciągniętą by je zatrzymać rękę. Alan został. Gdy go

zawołały, tylko pokręcił głową.
- Nie zajdą daleko. – powiedział

– Zginą dziś w nocy. – Spojrzałam na niego zdziwiona. Irmina

stała w ciemności, ale mogłabym przysiąc, że się uśmiechnęła.
- Dlaczego

to powiedziałeś? – spytałam cicho.
- Nie wiem. – odparł

całkowicie szczerze. Był bardzo zakłopotany, najwyraźniej nie rozumiał co

się z nim dzieje. Być może, tak jak ja na początku, nie zorientował się, że

słowa są wypowiadane przez niego. Irmina odwróciła się gwałtownie i odeszła,

zupełnie jakby przeżyła wielkie rozczarowanie. Gdzieś w oddali słyszeliśmy

krzyki. Nie namyślając się długo pociągnęłam Alana za rękę.
- Idziemy.

– stwierdziłam, szybkim krokiem posuwając się w stronę drogi.
- Co

ty robisz? Zwariowałaś? – Nie próbował się wyrywać. Już po chwili

szedł obok mnie. – One już nie wrócą. Nie znajdziemy ich, uwierz mi.

– Nie rozumiałam, skąd on to wie. Czułam się tak bardzo zagubiona.


- Musimy spróbować. – oznajmiłam. Nie protestował dłużej.

Posłusznie szedł przy mnie, a ja zastanawiałam się, dlaczego to robi. I

dlaczego ja to robię. Wszystko spowijała mgła. Prawie nie widzieliśmy drogi

przed sobą, nie słyszeliśmy ani jednego dźwięku. Czasem wołaliśmy Dominikę i

Ewę, ale odpowiadała nam jedynie cisza. Tam nawet nie było echa. Kilka razy

myślałam o powrocie i zawsze odsuwałam tę myśl. Nagle pośród mgły ujrzałam

czerwone oczy. Zapatrzyłam się w nie i zrobiłam krok w ich stronę. Alan

stanowczo zatrzymał mnie i zagrodził mi drogę. Byłam zła, że nie pozwala mi

iść do tych oczu, które wydały mi się znajome.
- Zostań tu. –

powiedział stanowczo. Próbowałam go wyminąć.
- Wzywa mnie. –

odparłam, podobno nieswoim głosem. Alan stał przede mną i nie pozwalał mi

przejść. Ponad jego ramieniem widziałam wzywające mnie oczy.
- Nie idź,

Alkia. – wyraźnie zaakcentował moje imię. Nigdy nie zdrabniano go do

Ola. Nie lubiłam tego, a forma wymyślona przez Patrycję spodobała mi się.

Alan chciał, żebyśmy zawrócili. Ale ja nie zamierzałam go słuchać.
-

Muszę. – I znów nie pozwolił mi przejść.
- Zostaw ją! –

krzyknął do czerwonych oczu – Odejdź. – Usłyszeliśmy lekki

śmiech. Wydało mi się dziwne, że widzę tylko oczy, a nie na przykład cały

zarys postaci. Poprosiłam Alana, żeby mnie przepuścił. Odparł, że prędzej

zepchnie mnie w przepaść. I coś w jego głosie sprawiło, że uwierzyłam.
-

Zadzierasz z kimś potężniejszym od ciebie. – rozległ się niski głos.

Alan nie odpowiedział. Stanowczo pociągnął mnie za rękę i pobiegł w kierunku

doliny. Jego dłoń była lepka od potu i lekko drżała.
- Wracajmy.

Dominika i Ewa nie żyją. – szepnął cicho. Skąd mógł to wiedzieć?



Bez względu na to, co kierowało Alanem, miał rację.

Znaleźliśmy Dominikę i Ewę na drodze, niecały kilometr od doliny. Na ich

ciałach widniały rany najpewniej zadane nożem. W kolejnych kręgach ułożono

im stosy pogrzebowe. Trzymaliśmy się teraz razem. Ja, Patrycja, Aneta,

Teresa i Alan. Nigdy nie rozmawiałam dużo z Alanem. Mówiliśmy sobie

„cześć”, czasem spisywaliśmy od siebie prace domowe. Teraz

doszliśmy do wniosku, że mamy ze sobą trochę wspólnego. Był osobą, z którą

mogłam się zaprzyjaźnić. Oboje czytaliśmy fantastykę i słuchaliśmy muzyki

celtyckiej, ale w tym momencie już mnie to nie obchodziło. Ważne było to, że

on też powiedział coś wbrew swojej woli. I też nie bał się doliny.


Wiele się zmieniło. Irmina mało się odzywała, była zaniepokojona. Odniosłam

wrażenie, że nas unika. Zora krzyczała coraz częściej. Ukończono już

dziesiąty krąg, jednak nikt nie wykazywał chęci do rozmowy z nami. Ludzie

patrzyli na nas z coraz większym przerażeniem. Znów miałam koszmary.
Kiniulka
Bardzo mi się podobało ... lubię takie

mroczne opowiadania ... pisz częściej nowe party
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'

/> Pozdrawiam i życzę Ci weny
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/>
Siobhan

style='font-size:14pt;line-height:100%'>Aneta

Wszystko

dookoła zbudowano z lodu, ale ja nie czułam zimna. Byłam uwięziona, nie

mogłam się wydostać. Ktoś się śmiał i nie było w tym śmiechu nic

przyjemnego. Zobaczyłam jasnowłosego mężczyznę z mieczem o lodowym ostrzu.

Miał czerwone oczy. Stał za ścianą lodu. Coś do mnie mówił, ale go nie

rozumiałam. W jego głosie słyszałam troskę, brzmiał trochę tak, jakby się

tłumaczył. Lodowa klinga ociekała krwią. Ktoś przed nim klęczał, dostrzegłam

to dopiero wtedy. Czerwonooki uniósł rękę, druga postać znikła w rozbłysku

zimnego, oślepiającego światła. Krzyknęłam, aby zaprotestować, ale nie było

już odwrotu. Nie zorientowałam się w porę.
Była druga w nocy. Nie

miałam już ochoty spać. Wyszłam na dwór, rozkoszując się chłodem.

Odetchnęłam głęboko, wciągając w płuca czyste, górskie powietrze. Poszłam do

jednego z kręgów. Tam siedziała Aneta. Patrzyła się w niebo i prawie się nie

poruszała. Usiadłam koło niej. Wiedziałam, że cierpi. Zawsze była taka

wrażliwa. Zawsze przejmowała się losem innych, martwiła się całym światem. Z

zamyślenia wyrwał nas krótki krzyk Zory. Jakby na sygnał Aneta wstała i

spojrzała na mnie z wściekłością.
- Dlaczego to robisz? – spytała.

Nie odpowiedziałam. – Zabiłaś Annę. – To stwierdzenie było jak

cios w plecy. Przez chwilę nie mogłam zareagować.
- Nie! Chciałam

jej pomóc. – Co się stało Anecie? Do tej pory nie wiem, ale bardzo

żałuję tego, jak zakończyła się nasza znajomość. Nasza przyjaźń. Jednak

dawno już nie myślałam o niej, jak o przyjaciółce.
- Ty ich wszystkich

zabiłaś. – patrzyła na mnie z nienawiścią. W jej oczach było coś

szalonego. – Nienawidzę cię. – wyznała, potwierdzając moje

spostrzeżenie. Dlaczego, pytałam samą siebie, za co?
- Nikogo nie

zabiłam! – zaprotestowałam – Ja nic nie... – Aneta nie

dała mi skończyć.
- Nie chcę cię więcej widzieć! – W jej

dłoni coś błysnęło. Sztylet. Skąd ona ma sztylet?, przebiegło mi przez myśl.

Ale to nie było ważne. Chciałam jakoś ją powstrzymać, ale nie zdołałam.

Aneta jednym szybkim ruchem wbiła sobie ostrze w pierś. Aneta. Aneta, która

kochała życie. Aneta, która mówiła, że nie umiałaby sama się zabić. Aneta,

która bała się śmierci. Wokół niej szybko pojawiła się kałuża krwi. Z

przerażeniem stwierdziłam, że nóż ma lodową rękojeść. Skąd ona go wzięła? Co

ją opętało? Nie potrafiłam nic zrobić, nic nie rozumiałam. Moje myśli

przypominały pustynię. Nie było w nich niczego konkretnego, tylko

fatamorgana, złudzenie, że coś wiem. Nawet się nie poruszyłam, dopóki Irmina

siłą nie zaciągnęła mnie do domu.


style='font-size:14pt;line-height:100%'>Zora

Anetę zabrały

płomienie. Szósty krąg. Po raz pierwszy płakałam. Myślałam o tym, co mi

powiedziała. Czy to możliwe, żebym ja ich zabijała? Kim był mężczyzna ze

snów? Sny są tylko wytworem podświadomości. Zbiorem tego, o czym myślałam,

co widziałam i słyszałam. A jeśli nie? Nie byłam gotowa o tym myśleć.


W oddali rozległ się krzyk Zory. I wtedy zrozumiałam. Dopiero wtedy.

Gdybym zorientowała się wcześniej, może Aneta nadal by żyła. Może żyło by

wielu innych. Ale zrozumiałam dopiero wtedy. Zora wiedziała. Od samego

początku wiedziała wszystko. Pociągnęłam za sobą Teresę i Patrycję. Alan

niechętnie poszedł za nami. Cały czas patrzyła na mnie.


Otworzyliśmy drzwi do piwniczki. Zora zamilkła na nasz widok. Wpatrywałam

się w jej wielkie, błękitne tęczówki. Ona także patrzyła mi prosto w oczy.


- Zabijasz nadal. Zupełnie jak kiedyś.
- Nikogo nie zabiłam. –

nie wiedziałam, o czym ona mówiła. Jak to kiedyś? Miałam szesnaście lat,

chodziłam do szkoły, wiodłam normalne życie. Przynajmniej jakiś czas temu.


- On zabija dla ciebie. Ty tego chcesz. Zsyłasz na mnie wizje i

zabijasz ludzi! – Zora zaczęła krzyczeć. Jej wzrok stał się

jeszcze bardziej błędny niż zwykle. Jeszcze bardziej niż wzrok Anety

poprzedniej nocy. – Kto będzie następny? Ta blondynka, z którą tak się

zaprzyjaźniłaś? – mówiła o Patrycji. Dziewczyna niepewnie cofnęła się

o krok. – Czy brunetka? Zgasisz ogień w jej zielonych oczach? –

teraz o Teresie, która drżała ze strachu. – Czy może ten dziwny

chłopak o lodowatym spojrzeniu? – szare oczy Alana rzeczywiście były

zimne i nieprzeniknione. Ale dlaczego nazwała go dziwnym? Zora przeniosła

swoje spojrzenie na nich. – Tak, moi drodzy. Jedno z was zginie przed

zachodem słońca.
- Nie wierzę ci! – krzyknęłam, wybiegając z

piwniczki. Popełniłam błąd. Mogłam zostać i wyjaśnić jej słowa. Wypytać się,

wyciągnąć z niej wszystko, co wiedziała. Tylko czy to by coś zmieniło?

Słyszałam, jak inni biegną za mną. Alan zatrzasnął drzwi. Nie chciałam

wierzyć w to, co usłyszałam. Nie wierzyłam. Biegłam przed siebie, aż do

jednego z kamiennych kręgów. Tam zatrzymałam się z trudem łapiąc oddech.


- Po co tam poszliście? – zapytała chłodno Irmina. Jak zwykle

pojawiła się niezauważona. Teresa stanęła za Patrycją, jakby chciała się za

nią schronić. – Mało wam było tajemnic?
Jupka
Bardzo mi się podoba:) Niby nie o magii,

ale samo w sobie jest magiczne. Mimo, że nie jest tematycznie związane z HP

to bardzo ciekawe:) Czekam na dalsze części:)
Pozdrowionka
Siobhan
O rany, ale mnie tu dawno nie było... No ale

skoro ktoś to przeczytał, dam następną część
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'

/>

Trójka
- Co zrobimy? – spytała

Patrycja, siadając na łóżku. Alan pokręcił głową, ja tylko wzruszyłam

ramionami.
- Musimy coś zrobić. – poparła ją Teresa – Na

przykład ustalić, czemu wszyscy zginęli. – Milczeliśmy przez chwilę.

Nie miałam ochoty na ustalanie czegokolwiek. Zbyt oczywisty wydał mi się

fakt, że cała klasa pojechała na wycieczkę, a teraz żyły tylko cztery osoby.

W dodatku utkwiliśmy w jakimś położonym nie wiadomo gdzie miejscu, a droga,

która powinna wieść do normalnego świata, wiecznie ginęła we mgle.
-

Chyba nie wierzysz w to, co mówi Zora? – spytałam bezbarwnym tonem.


- Nie. Nie wiem. – przerwała na chwilę, poczym dodała podejrzliwie

– Zrobiłaś się dziwna, Alkia.
- To szaleństwo. –

zaprotestowała Patrycja – Nie mogła spowodować wypadku ani zrzucić

dachówki. Spała, kiedy zginął Stefan. Uratowała ci życie i nie popchnęła

przecież Anny. Na drodze był z nią Alan, jeśli ktoś zabił Ewę i Dominikę to

oni dwoje. – Alan pokręcił głową i skrzywił się. – Nie wierzę,

żeby Alkia zabiła Anetę, wiesz, jak bardzo się lubiły. To jest niemożliwe.


- Więc jak to wytłumaczysz? – Teresa wpadała w histerię. –

Nie chcę tu umrzeć. Nie...
- Spokojnie. – Alan położył jej ręce na

ramionach i otarł płynące po twarzy łzy. Sam starał się zachować spokój i

przychodziło mu to z trudem. – Musimy spróbować ustalić, kto będzie

następny. Wtedy...coś wymyślimy. – Teresa zamrugała oczami, Patrycja

przygryzła wargę. Ja tylko pokręciłam głową.
- Skąd wiesz, że ktoś w

ogóle umrze? – spytałam ze złością. Spojrzał na mnie dziwnie, ale to

spojrzenie mówiło wszystko. Westchnęłam ciężko. – Jak?
- Ty nam to

powiedz. – I wbrew wszelkiej logice zaczęłam na nich patrzeć. Nie

wiem, na co wtedy liczyłam, ale ujrzałam rzeczy, jakich nie powinnam była

wtedy widzieć. Gdy spojrzałam na Patrycję, zobaczyłam mgłę. Gdy spojrzałam

na Teresę, zobaczyłam krew. A gdy spojrzałam na Alana, zobaczyłam popękany

lód i bardzo jasne światło. Znów zwróciłam oczy na Patrycję. Pokiwała smutno

głową, jasne włosy zasłaniały jej twarz z obu stron. Też wiedziała, ale nie

śmiała powiedzieć tego głośno. Ja także wolałam to przemilczeć.
- Nie

wiecie. – stwierdziła błędnie Teresa. Jej rozbiegane oczy szukały

drogi ucieczki.
- A wy? – spytała Patrycja, prawie idealnie kryjąc

drżenie głosu. Prawie. Teresa pokręciła głową i spojrzała na nas jak na

wariatki. Właściwie czego mogłyśmy się spodziewać po osobie, którą w takiej

chwili zachęcałyśmy do odgadywania przyszłości. I to przyszłości tak

strasznej.
- Ja nie mogę tego zobaczyć. – odparł Alan, patrząc to

na mnie, to na Patrycję. Wiedział, że my się dowiedziałyśmy. Czy to w ogóle

był jeszcze Alan? Chyba tak, inaczej próbowałby coś zmienić.
- Zbliża

się wieczór. – stwierdziła Teresa. Ręce jej się trzęsły, w oczach

lśniła nadzieja. Ta zła nadzieja, że nieszczęście dotknie kogoś innego. W

tamtej chwili chyba wszyscy na to liczyliśmy. A jednak czułam dziwny spokój.

Wiedziałam, że to nie będę ja.
- Wyjdźmy stąd. – rzekł Alan

podchodząc do drzwi.
- Czy to coś zmieni? – spytałam cicho. Wciąż

jeszcze wierzyłam, że słońce zajdzie i nic się nie stanie. Ale już coraz

słabiej. Miałam wrażenie, że rozwiewa się jakaś gęsta mgła w mojej głowie.

Przerzedzała się, ale nie na tyle, żebym mogła cokolwiek przez nią dostrzec.

Jeszcze nie wtedy.
- Tak. Jeśli coś ma się stać, wolałbym być wtedy przy

kręgach. – Chyba się domyślił prawdy, bo mówił całkiem spokojnie.

Wtedy nie wiedziałam, co dzieje się z Alanem, ale odnosiłam wrażenie, że co

jakiś czas mam do czynienia z kimś zupełnie innym. Z kimś, kto z

niewzruszonym spokojem ogląda wszystkie dotykające nas nieszczęścia.



Do zachodu słońca pozostało mniej niż pół godziny.

Spacerowaliśmy dookoła wioski po raz kolejny oglądając kręgi. Na pierwszy

rzut oka nie było w nich nic nadzwyczajnego. Dopiero później zobaczyliśmy

jakieś dziwne znaki, które wyglądały jak litery. Ozdabiały każdy krąg i na

każdym były inne. Nie wiedzieliśmy, co oznaczają, ale czułam, że jestem

blisko zrozumienia. Zachód słońca zbliżał się nieuchronnie z każdą sekundą.

Według słów Zory ktoś z nas miał za chwilę zginąć. Patrycja była lekko

przestraszona, ale w jej oczach widziałam też dziwny rodzaj ulgi. Wiedziała,

co się wydarzy, a poza tym nareszcie zetknęła się z magią. Obie zawsze o tym

marzyłyśmy, ale teraz myślę, że wolałabym wieść zwykłe, przyziemne życie.

Uśmiechnęła się do mnie porozumiewawczo. Odwzajemniłam uśmiech i nagle

poczułam się lżej. Dziwne, że mogłam się wtedy uśmiechać.
Teresa

trzymała się blisko mnie z drugiej strony, jakby bała się, że zginie gdy się

oddali. Alan szedł kilka kroków za nami z wysoko podniesioną głową, patrząc

gdzieś w niebo. Bardzo się zmienił przez te kilka dni. Odniosłam wrażenia,

że brakuje mu tylko miecza albo łuku przewieszonego przez ramię. Był raczej

smukły, ale i tak budził skojarzenia z wojownikiem. Może jednak...? Nie

powinnam się już nad tym zastanawiać. To wszystko się skończyło.


Wtedy to się stało. Teresa przewróciła się na ziemię. Nie potknęła się, ani

nikt jej nie popchnął. Po prostu upadła. Złapałam ją za rękę i poczułam na

dłoni coś ciepłego. Krew. Teresa miała poszarpane żyły. Krwawy ślad ciągnął

się po trawie dokładnie na trasie, którą szliśmy. Ale... To było niemożliwe.

Część mnie wciąż nie chciała wierzyć, chociaż przekonałam się, że w tej

dolinie możliwe jest bardzo wiele.
Poczułam na ramieniu uścisk

dłoni Irminy. Zaprowadziła nas do domu, podczas gdy w siódmym kręgu układano

stos dla Teresy. Robili to tak automatycznie, jakby wcześniej wszystko

przewidzieli. Miejscowi ludzie nie wydawali się być zaskoczeni niczym, jakby

taka śmierć była tutaj na porządku dziennym. Zaobserwowałam, że niektóre

kobiety kiedyś życzliwie odnosiły się do nieżyjących już osób. Na naszą

trójkę wszyscy spoglądali podejrzliwie od samego początku. A zostało nas już

tylko troje. Miałam niejasne wrażenie, że stało się tak z jakiegoś powodu.

Musiało tak być, w głębi duszy zawsze to przeczuwałam. Ale dlaczego?


Wyszliśmy, by zobaczyć jak Teresę zabierają płomienie. Teresę, ostatnią

niewinną, bo po niej zostaliśmy już tylko my. Nie chciałam na to patrzeć. Po

prostu odwróciłam się i odbiegłam, marząc o tym, by już nigdy się nie

zatrzymać. Nie czułam ani żalu, ani smutku. Po prostu byłam przerażona.


Coyote
Mmmm... Kocham takie opowiadania!


src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/> Na serio świetnie Ci to wychodzi. Dalej pozostaje taka nutka

tajemnicy
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'

/>
Ale po pierwszym parcie skojarzyło mi się to z

"Osadą" i jednocześnie z "Blair Witch Project" i kilkoma

innymi filmami
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/>
Ciekawa jestem jak się zakończy
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/huh.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='huh.gif' />

Siobhan
Irmina
Znów miałam sny.

Tym razem oprócz czerwonookiego mężczyzny za lodową ścianą był ktoś jeszcze.

Wyglądało to tak, jakby walczyli. Chciałam coś zrobić, ale jednocześnie

poddawałam się. Przestawałam próbować stawiać opór jakiejś tajemniczej sile.

Siedziałam bez ruchu w lodowym więzieniu, czując jednocześnie, jak coś się

we mnie budzi. Mgła w moim umyśle rozwiewała się prawie zupełnie. Przedarło

się przez nią światło i nagle zrozumiałam. Wszystko stało się jasne, nie

było już tajemnic.
Irmina obudziła nas o wschodzie słońca. Niechętnie

wstałam z łóżka. Oświecenie, którego doznałam w czasie snu, nie było mi dane

po przebudzeniu. Próbowałam przypomnieć sobie wszystko, ale znów natknęłam

się na mgłę. Irmina zaparzyła nam herbaty i wszyscy usiedliśmy przy

drewnianym stole nakrytym prostym, białym obrusem, który moim zdaniem nie

pasował zupełnie do całej reszty domu.
- Przeżyliście aż do dziś.

– kobieta zwróciła się do Alana i Patrycji. W jej głosie dźwięczał

smutek. – Musicie być wyjątkowi.
- Nie jesteśmy wyjątkowi. –

Patrycja wypiła łyk herbaty, patrząc Irminie w twarz. – O co w tym

wszystkim chodzi? – Kobieta uśmiechnęła się lekko i bez radości.
-

Jeszcze się nie domyślacie? – wiedziałam, że pytanie było skierowane

do mnie. Powoli piłam herbatę o nieco dziwnym smaku. Nie domyśliłam się

absolutnie niczego, wszystko kryło się za tą dziwną mgłą w mojej głowie.


- Czy to prawda? – spytałam, mając na myśli głównie słowa Zory.

Bałam się usłyszeć odpowiedź, a jednocześnie chciałam ją poznać. Marzyłam

tylko o tym, by to wszystko się skończyło, nieważne jak.
- Jak

najbardziej. Zabiłaś ich wszystkich. – Ton Irminy był dziwnie

beznamiętny. Mówiła tak, jakby tłumaczyła komuś coś niewiarygodnie prostego

i oczywistego. – Jesteś córką czarownika z drugiego świata. Tam

właśnie się urodziłaś. W innym świecie, za tą doliną, za załoną z mgły. Ty i

Lodowy Płomień jesteście do siebie tacy podobni. – wtedy zrozumiałam

przynajmniej część. Chodziło o mężczyznę ze snów. Czy to był mój ojciec?

Jeśli tak, to wcale nie byliśmy podobni. Ani trochę. Nie chciałam przyznawać

się do jakiegokolwiek pokrewieństwa z nim, nie chciałam słyszeć, że go

przypominam. Patrzyłam jak Alan pije herbatę, bo musiałam na czymś

skoncentrować wzrok, by wciąż nie rozglądać się dookoła.
- Nie wierzę ci.

– oświadczyłam w miarę spokojnie. W tamtej chwili naprawdę nie

wierzyłam. Byłam wyprana ze wszystkich emocji. Nie wiedziałam już kim

jestem, ale nie wierzyłam Irminie. Czarownik, drugi świat, zasłona mgły...

Nie chciałam jej uwierzyć.
- Nie pamiętasz. – pokręciła głową z

uśmiechem – Blokada nie zawiodła, ale wkrótce przypomnicie sobie

wszystko. Tak moja droga, zabijasz ludzi, a ich energia życiowa dodaj ci

sił. Będziesz żyć wiecznie, jak wszyscy po drugiej stronie. I zawsze

będziesz zabijać.
- Nikt mnie do tego nie zmusi. – Nie zamierzałam

się temu poddać, nawet gdyby okazało się prawdą. Byłam pewna, że mam

jakikolwiek wpływ na tą część mojego życia.
- Nie będzie to potrzebne.

Ty już to robisz, taka się urodziłaś. Oni – wskazała na Patrycję i

Alana – mają w tym swoją rolę, inaczej też by nie żyli. W najbliższym

czasie również odzyskają pamięć. Aż mi ich szkoda.
- Kłamiesz. –

Chciałam rzucić się na nią i ją udusić. Wydawało mi się, że wszystkie

nieszczęścia miały miejsce przez nią. Że to Irmina jest przyczyną wszelkich

niepowodzeń. Chciałam jej śmierci.
- Nie. Dolałam do herbaty

błyskawicznie działającej trucizny, ale wy żyjecie. Ach, nieśmiertelni. Na

was nie działają żadne toksyny. Tylko magia i stal. Tylko urazy fizyczne.

– Jacy nieśmiertelni? Wtedy nic nie rozumiałam. Już niedługo miałam

poznać większość odpowiedzi, ale wtedy tylko jedno wiedziałam na pewno.

Irmina nie wypiła jeszcze ani łyka herbaty. Alan, gdy tylko usłyszał jej

słowa, wstał gotów do wyjścia. – Zostań, chłopcze. –

powstrzymała go gestem – Nie możesz uciekać przed przeszłością.

Chociaż ja będąc na twoim miejscu, już teraz podcięłabym sobie żyły.

Ta...Patrycja może uzyska przebaczenie, ale nie ty. Nie po tym, co zrobiłeś.

– Alan przez chwilę wyglądał tak, jakby przypomniał sobie wszystko.

Jakby słowa Irminy nie były dla niego zagadką. Jego oczy rozszerzyły się w

niemym przerażeniu, wydał mi się trochę bledszy. Ale to była tylko krótka

chwila.
- Skąd to wiesz?! – krzyknęła Patrycja, rozbijając

kubek o stół. – Kim jesteś?! Może to ty ich zabiłaś?! –

Irmina patrzyła na nią, niewzruszona tym wybuchem złości.
- Nikogo nie

zabiłam w przeciwieństwie do waszej...przyjaciółki. Byłam tu jeszcze zanim

Lodowy Płomień doszedł do władzy po stronie nieśmiertelnych. Widziałam ich

cierpienie, widziałam jak ginęli, podczas gdy strona śmiertelnych żyła

własnym życiem. – spojrzała Alanowi głęboko w oczy. Cofnął się o krok.

– Widziałam, co zrobiłeś. – Chłopak spuścił głowę i milczał.

– Cieszę się, że to nie ja będę oglądać upadek drugiego świata.

Nareszcie mogę odejść. – Irmina chwyciła swój kubek z herbatą i wypiła

całą jego zawartość. Nie zdążyliśmy jej powstrzymać. Alan cały czas stał z

pochyloną głową. Patrycja wyglądała na sparaliżowaną strachem, a ja nie

miałam ochoty nic robić. Twarz Irminy wykrzywiła się w grymasie bólu i po

chwili kobieta upadła bez życia na podłogę. Z oddali dobiegł nas

przerażający, wysoki krzyk.
- Zora. – powiedział Alan, jakby

właśnie obudził się ze snu. Pobiegł do drzwi. Popatrzyłam na Patrycję i we

dwie wyszłyśmy za nim. Zatrzymaliśmy się dopiero przed wejściem do

piwniczki. Nie chciałam tam wchodzić, ale nie było innej możliwości.

Musieliśmy to zrobić, żeby się dowiedzieć. Nie wiem, czy tego żałuję, czy

nie. Gdybyśmy tam nie weszli wszystko rozegrałoby się może odrobinę później.

Ale zasłona była już zbyt słaba, żeby nas ochronić. Otworzyłam drzwi i

zdecydowanie wkroczyłam do środka.
LadyDevimon
wszystkie opowiadania b. mi sie podobaly i

troche wzruszyly i nawet nie chce myslec zeby to sie stalo naprawde.
Galia
Podoba mi się twoje opowiadanie. Zawiera

klimat, który bardzo lubię.
Siobhan
Miło mi, że Wam się podoba. smile.gif

Zora
Zimny wiatr owiał mi twarz. Skąd wiatr wziął się w piwniczce? Nie miało to znaczenia. W tamtej chwili byłam w stanie uwierzyć absolutnie we wszystko. Wiatr w zamkniętym pomieszczeniu należał do najmniej zdumiewających rzeczy. Miałam już tego dość, pragnęłam, by wszystko się skończyło.
Zora podniosła głowę, patrząc na mnie, Alana i Patrycję. Co czuła? Nie zastanawiałam się nad tym wtedy, ale teraz myślę o tym dość często. Co czuła Irmina, gdy piła truciznę? Co czuła Aneta, gdy przebijała się sztyletem? Co czuli wszyscy inni? Jednak w piwniczce przychodziło mi do głowy tylko jedno pytanie. Czy to naprawdę ja ich zabiłam? Jako jedyna zachowałam obojętność. Nie, nie tylko ja. Alan też. Dopiero wtedy to zauważyłam, jednak jego obojętność przez cały czas była inna. Przypominała pogodzenie się z losem. Nadal nie wiem, jak mógł się z tym pogodzić, jeśli cokolwiek pamiętał, jeśli choćby się domyślał. Może naprawdę nie wiedział niczego?
- Zabiłaś ich wszystkich. – oświadczyła spokojnie Zora. Ten spokój był dziwnie naturalny. – Tak jak kiedyś. To wszystko już się kiedyś zdarzyło. Zawiedliśmy. – powiedziała ewidentnie do Patrycji i Alana. Dziewczyna zmarszczyła czoło, pewnie zastanawiając się, o co może chodzić. Wyglądała wyjątkowo nędznie, jej przetłuszczone jasne włosy żałośnie opadały na ramiona.
- To nie ja. – zaprotestowałam słabo. Miałam coraz więcej wątpliwości. Jako pierwsza ocknęłam się w autokarze... Nie chciałam o tym myśleć.
- Ona nigdy tu nie była. – wtrąciła cicho Patrycja. – Prawda? – Pomyślałam o tym, jak dolina wydała mi się znajoma. Ale... Nie mogłam tu być. Pamiętałabym. Raczej trudno zapomnieć takie miejsce.
- Tak. – potwierdziłam niemalże natychmiast, chyba nawet zbyt szybko – Nie znam tego miejsca.
- Nie wszystko się pamięta. – Miałam wrażenie, że Zora zwraca się do mnie jak do dziecka, które uparcie nie chce zrozumieć najbardziej oczywistych rzeczy. – Ale przypomnisz sobie z czasem. On cię szuka, gdyż wie, że wróciłaś. Zabijał ich, tak samo jak ty. Nigdy nie umrzesz.
- Jeśli to się już wydarzyło, to coś musiało to zakończyć. – Uczepiłam się tej myśli jak ostatniej deski ratunku. – Nic nie może tak po prostu ciągnąć się w nieskończoność.
- Dla śmierci nie ma ograniczeń, a wasza magia idzie krok w krok ze śmiercią. Ty – spojrzała w oczy Patrycji – będziesz następna.
- Nie! – krzyknęła dziewczyna ze złością i strachem – Nie umrę! – Rozglądała się, szukając czegoś, co wyraźnie zaprzeczyłoby słowom kobiety, ale nic nie znalazła.
- Każdy kiedyś umrze. – W oczach Zory coś błysnęło. – Prawie. Odwiążcie mnie! – Jej wzrok stał się błędny jeszcze bardziej niż zwykle. Nie było w nim już nawet odrobiny normalności czy przytomności.
- Nie! – zawołałam kierowana jakimś dziwnym impulsem. Nie mogłam tego zrobić, coś we mnie dziko się buntowało.
- Odwiążcie mnie! – Tym razem więzy puściły bez problemu, nawet nie wiem, kiedy spróbowałam je rozwiązać. Zora upadła bezwładnie na podłogę. W tej samej chwili zakręciło mi się w głowie. Zobaczyłam jeszcze jak Patrycja odwraca głowę, a Alan dotyka czoła dłonią. Potem przed oczami zaczęły przelatywać mi dziwne obrazy, które moja podświadomość luźno ze sobą powiązała. Miecz. Lód. Krew. Sztylet. Oszronione ostrze. Ogień. Kamienne kręgi. I całkowita, nieprzenikniona ciemność.
Martusia
Bardzo fajne opowiadanie, uwielbiam tan klimat, ale juz dawno nic nie napisałas.. To co, nie bedzie nastepnego parta??
..::*megi*::..
"Wczytałam" się w to opowiadanie. Lubię i czytam takie coś. Jestem ciekawa jak to wszystko sie skończy...Życzę ci takiej samej weny i pisz dziewczyno dalej!


Dla ciebie ------------> czekolada.gif nutella.gif zelka1.gif krowki.gif landrynki.gif
Cinija Nicija
a ja się wyłamię z powszechnej opini i powiem:
ZA SZYBKO DZIEJE SIĘ AKCJA
Jeden z FF, które po prostu szuszzuszu pif, paf, bum, bum plaf, plum i koniec!
bez przesady, te imiona na początku rozdziałów zdradzają fabulę, doskonale juz wiemy, kto zginie, itp, po "zimnych oczach Alana" mozna bylo się od razu domysleć, że to on zabija, jakoieś przemyslenia lub np. zwierzenia isę którejś z kolezanek by się przydały, a nie, że jej to zwisa i koniec FF
Bohaterki w autobusie w ogóle nie okazują straxchu, czy cos, ale nieważne
jak przyszli do tej wsi/ miasta, powinny od razu wezwać pomoc, zainteresować się, a tu nic takiego nie ma.......
Ale nie jest złe, uważam nawet że dobre, tylko mam nadzieję, że dasz jakiś dalszy ci.ąg i sie rozwinie normalnie, będzie miała przygody, próbowała walczyć z losem itp. a nie, że jej wszystko zwisa.
Duży plus za ortografię, większych błędów nie ma.
Można czytając to coś zrelaksowac się, w pgóle się nie czuje napięcia, śmierć jest traktowana jak złamanie gałązki z drzewa.
Fragment z czerwonymi oczami: można to było trochę dramatyczniej opisać
kręgi: np. czerwonre płomienie powoli rozchodziły się po całym ciele, ostatni raz spojrzała w niegdyś wesołą twarz Anny.
Siobhan
Cinija, trochę za daleko posunęłaś się w swoich domysłach. wink.gif

Wspomnienia
Światło. Chłód. Otworzyłam oczy i spostrzegłam, że otaczają mnie lodowe ściany. Mężczyzna ze snu pochylał się nade mną, jego czerwone oczy były pełne łez. Teraz ich barwa była wyraźniejsza niż wtedy na drodze i w innych snach. Widziałam tęczówki barwy krwi i białka w kolorze śniegu. Mężczyzna coś mówił, ale z początku go nie słyszałam.
- ...po drugiej stronie. - dokończył. Znów mogłam się ruszać. Wiedziałam, że mówił coś o zabijaniu i podbojach. Prawie zawsze o tym mówił... Wtedy przestraszyłam się tej myśli, bo była jakimś potwierdzeniem słów Irminy i Zory, wspomnieniem.
- Nie! - zaprotestowałam, wstając. Ściany zrobiono z lodu, ale wokół nie było zimno.
- Przecież tak naprawdę tego chcesz. Chociaż przez chwilę musiałaś pragnąć śmierci każdego z tych, których zabiliśmy, w przeciwnym razie wciąż by żyli. - Z przerażeniem stwierdziłam, że to prawda. Bywało, że chciałam śmierci Anety, Edyty, Teresy czy Anny. Myślałam, że bez nich byłoby mi lepiej. Ale to były sekundy, tak naprawdę ich potrzebowałam. - Ta magia to twoje przeznaczenie.
- O ile wiem, nie dano ci prawa, by decydować o losie innych. A co dopiero o ich przeznaczeniu. - lodowato brzmiący głos dobiegł zza pleców mężczyzny. Odwrócił się, dobywając miecza. Ostrze wyglądało jak zrobione z lodu. Było niewiarygodnie ostre i nie sposób je złamać... Znów te myśli z jakiejś zaginionej przeszłości. Podeszłam do czerwonookiego mężczyzny i wtedy zobaczyłam właściciela tego dziwnego głosu. Był wysoki i smukły w dłoni trzymał miecz o cienkiej klindze. Miał szare, zimne oczy i jasne włosy prawie sięgające ramion. Stał bez strachu, wyprostowany. Wyglądał znajomo. Już go kiedyś widziałam... Allaen. Nie wiem, skąd przyszło to imię, ale na pewno należało do niego. Kiedyś, po stronie nieśmiertelnych nazywał się Allaen, a teraz... W tamtej chwili naprawdę nie mogłam sobie przypomnieć, które nosił po drugiej stronie zasłony.
- Jednak przybyłeś. Trochę za późno, biorąc pod uwagę to, kiedy cię wezwałem. Ciebie i Trishee. - Czerwonooki mężczyzna zmarszczył brwi. Robił tak, kiedy był bardzo zdenerwowany... Myśli pojawiały się znikąd, jak promienie prześwitujące przez mgłę spowijającą mój umysł. - Alaexanne cię już nie potrzebuje. Ja też nie. - Nie wiedziałam, o co chodziło, ale on mówił o mnie. Alaexanne. Forma mojego imienia używana po stronie nieśmiertelnych, nawet była podobna.
- Alaexanne potrzebuje mnie jak nigdy. Co zrobiłeś z Trishee?
- Trishee? - udał zdziwienie - Ta czarodziejka? Już nam nie zaszkodzi. Tak samo jak czarownice z doliny. - Nie pamiętałam, kim jest Trishee, jednak gdy o niej mówił, poczułam żal. Znałam ją, ona też ze mną była. Zawsze. Patrzyłam na dwóch mężczyzn jakby przez mgłę. Nie mogłam nic zrobić, wydawali mi się niezwykle odlegli. Allaen. Towarzyszył mi, ale... Te krótkie przebłyski pamięci stawały się irytujące. Wolałabym chyba nie wiedzieć niczego.
- Zabiłeś Trishee?! - Allaen postąpił krok do przodu. - Nie tak się umawialiśmy.
- Wymagałem bezwzględnego posłuszeństwa. - Mężczyzna uniósł miecz. - Nadal wymagam. Przystań do mnie, Allaenie. Potrafię wynagrodzić tych, którzy mi służą. Nawet będę potrafił ci wybaczyć. - Kłamał. Byłam prawie pewna, że kłamie. Unosił miecz tylko wtedy, gdy zamierzał walczyć. Allaen, Allaen... Alan! Razem odeszliśmy na drugą stronę, tylko...jak? Wspomnienia mieszały się ze sobą, zlewały w jedno. Trudno mi było znaleźć granicę między światem śmiertelnych i nieśmiertelnych.
- Nikogo już to nie obchodzi. - Allaen zaatakował. Nie potrafiłam nadążyć za przebiegiem walki. Na pierwszy rzut oka musiałam wydawać się taka bezbronna. Może powinnam się bać? Jednak nic mi nie zagrażało, żaden z nich nie chciał mnie skrzywdzić. Kim był Allaen, nim rozpoczął życie po stronie śmiertelnych? Kim był mężczyzna o czerwonych oczach? Kim była Trishee? Jaką umowę zawarli? Nie wiedziałam. Ale pamiętałam, że tylko troje uciekło na drugą stronę świata z pomocą czarownic z doliny. Ja, Allaen i właśnie Trishee. Tylko dlaczego to zrobiliśmy?
Allaen klęczał, jego miecz leżał złamany pod ścianą, a czerwonooki przyciskał chłopakowi ostrze do szyi. Musiało tak się stać, od początku o tym wiedziałam. Nagle dostrzegłam inny oręż. Broń leżała wystarczająco blisko, bym mogła ją podnieść i... I co dalej? Nie umiałam walczyć i nie wiedziałam po czyjej stronie powinnam stanąć Miecz leżał dwa metry ode mnie, a ja nie mogłam się poruszyć, tak bardzo pochłonęły mnie myśli.
- Myślałeś, że mnie pokonasz, Allaenie? - mężczyzna śmiał się - Zbyt wysoko się cenisz.
- Zabijesz mnie? Tak samo jak Trishee? Jak tysiące innych? - W jego głosie nie było strachu. Tylko pogarda. To nie mógł być ten Alan, w żaden sposób nie mogłam go dopasować do tej sytuacji. Czerwonooki miał ochotę go zabić, widziałam to w jego oczach. Widziałam to aż nazbyt wyraźnie. Uniósł rękę nad głową Allaena, jego wargi poruszyły się. Wszędzie błysnęło oślepiające, zimne światło. Zacisnęłam powieki i odwróciłam głowę. Na kilka sekund zapomniałam o wszystkim, chciałam jedynie przeżyć. Gdy otworzyłam oczy, Allaena już tam nie było. Nie żył? W oczach wzbierały mi łzy. Dlaczego? Znałam go po drugiej stronie, ale tamten Alan znaczył o wiele mniej. Kim był dla mnie ten piękny mężczyzna w krainie za mglistą zasłoną? Tego nie umiałam sobie przypomnieć, ale chyba nie łączyło nas nic szczególnego.
I nagle cała mgła spowijająca mój umysł rozwiała się. Ujrzałam wszystko całkiem wyraźnie. Widziałam kobietę o oczach podobnych do tych, jakie miała Irmina, ale o wiele bardziej smutnych. To była moja matka. Widziałam jej ciało na olbrzymim stosie, widziałam mojego ojca, czerwonookiego mężczyznę w srebrnej koronie ozdabianej drogimi kamieniami. Siedział na tronie i wydawał rozkazy. Widziałam biały pałac, taki jak w moim śnie. Widziałam komnatę, w której pachniało różami i wiedziałam, że ta komnata należy do mnie. Słyszałam muzykę podobną do folku irlandzkiego i tańczyłam. Wiedziałam, że wszyscy mnie podziwiają. Pamiętałam, jak ojciec wysłał mnie do doliny leżącej na pograniczu dwóch części świata, bym nauczyła się używać magii. Towarzyszyli mi wysoki mężczyzna i jasnowłosa kobieta. Allaen i Trishee. Widziałam jak w dolinie zaczynają ginąć ludzie. Widziałam Zorę, jeszcze zanim oszalała. Rozmawiała z Allaenen i kiwała głową, właśnie wtedy wszystko zostało przypieczętowane. Na koniec zobaczyłam, jak czarownice spowijają nasze wspomnienia mgłą, zakrzywiają czas, wpasowują nas w świat śmiertelnych, tak jakbyśmy żyli tam od zawsze, zmieniając nasze imiona na ich tamtejsze formy, a jedyne co zostaje nam wspólnego to zamiłowanie do książek fantasy i muzyki celtyckiej.
Zakręciło mi się w głowie od tych wszystkich wspomnień, ale nareszcie zrozumiałam. Wcale mnie to wtedy nie cieszyło, czułam tylko smutek. Czerwonooki znów coś do mnie mówił, jednak nawet nie chciało mi się go słuchać.
- Teraz twoja kolej, Alaexanne, córko. - Usłyszałam, zanim zapadłam się w ciemność.
Cinija Nicija
znowu ktoś ginie...
ale lepiej, znacznie lepiej! Wreszcie coś innego! czarodziej.gif bardzo dobrze, teraz powinna się zbuntować trochę przeciw ojcu..........
Enaj
dobre, "migliste" i dużo tajemnic a to wciąga nie wiem sama czemu ale strasznie mi sie to kojarzy ze światem czarwonic dry.gif hmmm pozatym kregów jest dziesieć i chyba jeszcze nie wsztstkie zostały wykorzystane hmmm? pisz dalej Siobhan biggrin.gif czarodziej.gif czarodziej.gif
Siobhan
Co to jest świat czarownic?


border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/> Sorry, ale naprawdę nie kojarzę (albo nie pamiętam akurat w

tej chwili.)

Alaexanne
Leżałam na podłodze w

piwniczce, Patrycja pochylała się nade mną. W oczach miałam łzy. Otarłam je

wierzchem dłoni i wstałam wsparta na ramieniu przyjaciółki. Ciało Zory

leżało na podłodze z ranami wyglądającymi na zadane czymś ostrym. Jej włosy

były pokryte szronem, a martwe oczy patrzyły na mnie jakby z wyrzutem.

Próbowałam zebrać myśli. Nigdzie nie było Alana. Patrycja pokręciła

bezradnie głową, jakby wiedziała, co mnie trapi. Zniknął. Jak to możliwe?

Czy to co widziałam było czymś więcej, niż tylko snem? Ale Trishee miała

zginąć. Miała zginąć przed Allaenem, tak mówił czeronooki! Nie, tego nie

powiedział, uświadomiłam sobie po chwili. Stwierdził jedynie, że Trishee już

mu nie przeszkodzi. To Zora wróżyła jej śmierć.
- Idziemy stąd -

zadecydowałam. Gdzie jest Alan? To wszystko wciąż wydawało mi się

nieprawdopodobne, ale pamiętałam. Wiedziałam już zbyt wiele, by spokojnie

czekać. Nie mogłam znieść widoku wnętrza tej piwniczki, wciąż czułam na

sobie martwe spojrzenie Zory. - Uciekamy z doliny - Patrycja patrzyła na

mnie przerażona.
- Nie pamiętasz o Ewie i Dominice? - zapytała. Była

zagubiona, nic nie rozumiała. Nie przypomniała sobie jeszcze niczego. A ja

nie miałam czasu, by jej to wyjaśnić. W głębi duszy wiedziałam, że jest już

za późno. Że możemy tu zostać albo odejść, a i tak stanie się, co ma się

stać. Ale nie chciałam w to uwierzyć. I nie potrafiłam bezczynnie czekać.


- A czy tu jesteśmy bezpieczne? - spytałam ze smutkiem. Czy mogłyśmy

być bezpieczne gdziekolwiek? Ja tak, po drugiej stronie świata. Ale nie

Trishee. Wybiegłyśmy z piwniczki. Zachodziło już słońce. Czy cały dzień

byłam nieprzytomna? A może w ogóle nie było mnie w piwniczce? Biegłyśmy

szybko w kierunku drogi. W ósmym kręgu płonął stos. Nie musiałam patrzyć, by

wiedzieć, że leży na nim Irmina. Słyszałam jeszcze jak wynoszą ciało Zory,

pewnie z zamiarem rozpalenia stosu w dziewiątym kręgu. Weszli do piwniczki

zaraz po naszym wyjściu, jakby wiedzieli, co się wydarzyło.



Mgła. Jak okiem sięgnąć tylko mgła. Nic więcej. Nadal nie chciałam wierzyć

w to wszystko, nie potrafiłam tego pojąć. Było zbyt nierealne. Wszystko

zaczęło się od tej wycieczki. Dlaczego dałam się na to namówić? Przecież

miałam nie jechać... A pewnego dnia obudziłam się i zadecydowałam, że

pojadę.
Szłyśmy przed siebie drogą bardzo szybkim krokiem, gdyż

nie miałyśmy już siły biec. Uciec. Jak najdalej od tej przeklętej doliny.

Jak najdalej od tego wszystkiego. Chciałam tylko wrócić do normalnego życia.

Do domu. Chciałam cofnąć czas, w tamtej chwili nie pragnęłam niczego innego.

Patrycja szła obok mnie, nerwowo rozglądając się dookoła. Nie wiedziała, co

się stało z Alanem, nie wiedziała nawet, jak brzmi jej imię. Nic jej nie

powiedziałam, nie było na to czasu. Allaen, Trishee... Co w tym dziwnego?

Skoro imiona mają swoje odpowiedniki w różnych językach, czemu nie miałyby

ich mieć po drugiej stronie zasłony? Powoli oswajałam się już z myślą, że

pochodzę z tego dziwnego miejsca, choć prawie go nie pamiętałam.


Szłyśmy po wąskiej, kamienistej drodze, co jakiś czas potykając się.

Bezskutecznie próbowałam przebić wzrokiem mgłę. Nawet nie wiem kiedy

zaczęłyśmy śpiewać, by dodać sobie odwagi.
- In Dublin's fair city

where girls are so pretty twas there that I first met sweet Molly Malone -

śpiewałyśmy. Zwykła irlandzka piosenka, a jednak tak bardzo nam bliska.

Zawsze do niej wracałyśmy, mając nadzieję, że kiedyś zanucimy ją na ulicach

Dublina. - As she wheeled her wheelbarrow through streets broad and narrow -

Patrycja miała ładny głos, niższy od mojego. Naprawdę piękny alt, którego

zawsze lubiłam słuchać. Zawsze... nawet wtedy, gdy żyłyśmy po drugiej

stronie mgieł. Mogłam oddać się przy nim marzeniom i czułam się dużo lepiej.

Trishee często śpiewała. - Crying, "Cockles and mussels, alive, alive

oh" - głos mi się załamał, urwałam na chwilę. Zbyt wiele radosnych

wspomnień wiązało się z ta piosenką.
- Alive, alive oh, alive, alive

oh. - zaśpiewała sama Patrycja. Zmusiłam się do wydobycia z siebie głosu.


- Crying, "Cockles and mussels, alive, alive oh" -

dokończyłyśmy razem. Przez chwilę miałam wrażenie, że wszystko było tylko

złym snem. "Alive, alive oh" Tak wiele razy słuchałam tych słów i

wszystko było w porządku. A teraz chciało mi się płakać. Alive. Żywa.

Dlaczego wszyscy zginęli?
Nie zauważyłam, kiedy urwała się droga

przed nami. Wiem, że stanęłam na krawędzi przepaści, lecz Patrycja nie

zdążyła się zatrzymać. Próbowała chwycić moją rękę. Gdybym wyciągnęła ją

odrobinę dalej, pewnie by jej się udało. Na pewno by jej się udało. Kilka

centymetrów uratowałoby jej życie, wystarczyło chwycić jej dłoń. Ale nie

zrobiłam tego, nawet nie próbowałam. Coś kazało mi stać nieruchomo. Patrycja

spadła w przepaść z przeraźliwym krzykiem. Patrzyłam jak szybko znika we

mgle i wiedziałam, że ludzie z doliny znajdą jej ciało. Czy rozpalą jej stos

w dziesiątym kręgu? A co z Alanem? Przecież Zora powiedziała, że to Patrycja

zginie pierwsza. Co stało się z nim stało? Wzruszyłam ramionami. Nawet jeśli

żyje, wątpię, bym miała go kiedykolwiek spotkać. To on...on kazał

czarownicom z doliny odebrać nam pamięć. On odgadł, dlaczego giną ludzie.

Wiedziałam, że tak się stało, choć nikt nigdy mi tego nie powiedział. To

mógł zrobić tylko Allaen, Trishee zawsze szła za nim. Oni dwoje mi

towarzyszyli, gdy wyjeżdżałam do doliny, zostali ze mną i później. Ale kim

byli przedtem? Co wydarzyło się po drugiej stronie mglistej zasłony, po

stronie nieśmiertelnych? Kiedy oszalała Zora? Jak wiele mogła mi powiedzieć

Irmina, jaka była jej rola w całej tej historii? Niektórych rzeczy nie

mogłam sobie przypomnieć, bo nigdy mi ich nie wyjaśniono.
Nie

czułam absolutnie nic. Żadnego żalu czy smutku. Wtedy naprawdę zrozumiałam,

co się stało. Dotarło to do mnie ze zdwojoną siłą, przestało sprawiać

wrażenie nierealnego snu. Urodziłam się po drugiej stronie świata. Tam,

gdzie nie umiera się ze starości. Nauczono mnie dziwnej, strasznej magii

reagującej na moje myśli, pozwalającej czerpać siły ze śmierci innych. To

zaczęło się tak dawno temu... Stanie się dokładnie tak, jak powiedziała

Zora. Będę żyć wiecznie, nigdy nie umrę.
Klęczałam na skraju

przepaści, patrząc we mgłę. Gdzieś za nią krył się dom, który opuściłam tak

dawno temu. Po moich policzkach strumieniami płynęły łzy, w kącikach ust

czułam ich słony smak. Nie mogłam już znieść tej wszechobecnej ciszy. Po raz

pierwszy w życiu świadomie, z własnej woli zaczęłam krzyczeć. Głośno i

przenikliwie, tak by usłyszał mnie cały świat.

No i to już

koniec...
border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'

/>
Aylet
Powiem krótko- podoba mi się , i to

bardzo... to jets moja opinia, wiec nie bedę przedłużać
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/biggrin.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif' />
To jest "lekka wersja" zawartosci forum. By zobaczyc pelna wersje, z dodatkowymi informacjami i obrazami kliknij tutaj.

  kulturystyka  trening na masę
Invision Power Board © 2001-2025 Invision Power Services, Inc.