zbzikowana
14.02.2004 15:37
style='font-size:14pt;line-height:100%'>Walentynki na
Wesoło
autor: zbzikowana
korekta:
Toroj
Cały Hogwart oszalał. Powód – Walentynki przez duże W.
Wczorajszy dzień zaczął się zupełnie normalnie, jednak
później...
Wspomnienie:
Sobota, 14 lutego 1996
roku
Śniadanie w Wielkiej Sali odbywało się jak zwykle między
siódmą a dziewiątą rano. Na dworze padał rzęsisty deszcz. Nauczyciel Opieki
nad Magicznymi Stworzeniami, Rubeus Hagrid, jadł posiłek ze wszystkimi
innymi, a tymczasem w jego chacie...
Drzwi stały otworem, a zimne
powietrze z błoni tworzyło wiry we wnętrzu domu. Ogień w kominku buchał
wysokim płomieniem dzięki wlatującym do niego stale częściom wyposażenia
gospodarstwa, jakby rzucono na nie zapętlone zaklęcie Adicero*.
Wielkie posłanie, przykryte czarną kapą, najwidoczniej jeszcze niedawno było
miejscem jakiejś bitwy. Podziurawione poduszki, poobgryzana rama łóżka i
smętnie zwisające strzępki narzuty wskazywały na to jak najwyraźniej.
Roślinki z parapetu, zwykle utrzymywane przez gajowego w idealnym stanie,
teraz były objedzone i powywracane. Ziemia z doniczek zasypywała walające
się po podłodze pergaminy oraz karty z ksiąg: „Smoki –
niebezpieczne bestie, czy niedocenione pupilki domowe??”;
„Jak hodować Hipogryfy tak, żeby nie odgryzły Ci głowy”
oraz „Śmiercioślady i Omen Śmierci zawsze razem - mit czy
rzeczywistość??”. Nawet słynna krajanka Hagrida nie wyszła bez
uszczerbku. Pojemnik, w którym się znajdowała był doszczętnie zniszczony, a
ona sama wyglądała, jakby ktoś użył zaklęcia Cavernulo**. Któż
zdołałby przegryźć czy też przekopać się przez ten lep przypominający Smar
Do Silników Firmy Patil&Brown?! Szafki kuchenne były pootwierane, a
produkty spożywcze wysypywały się z nich jak zboże z przechylonego
spichlerza. Szafa z ubraniami była jednak w najgorszym stanie. Wszystkie
części garderoby naszego półolbrzyma zostały podarte i chyba nawet przeżute.
Szafę jako taką rozbito na deski. Między innymi to one właśnie służyły za
paliwo do komina. Świece - w całym domu widniały ślady palenia tychże
krwiście czerwonych woskowych lampek - krople stearyny były dosłownie na
wszystkim. Stół, powywracane krzesła, posłanie Kła... A właśnie –
gdzież on jest? W tym całym zamieszaniu, drogi Czytelniku, zapomnieliśmy o
naszym poczciwym psie. A oto odpowiedź – z pod łóżka słychać cichutki
skowyt przerażonego zwierzęcia. To on. Jednak ciągle nie wiadomo, co tu się
stało. Popatrzmy dalej. Na ścianach pozostały ślady po zepsutych zaklęciach,
a na szybie wykwitł przepiękny obrazek – Wielka Dynia w bokserkach w
różowe nietoperze i z czapką przypominającą głowę pingwina, trzymająca w
wyrzeźbionych ustach fajeczkę, z której unosiły się smugi dymu. Witraż
wydawał z siebie dźwięk przypominający odgłosy, jakie wydaje zepsuty silnik
zapchany i zalany chrupkami Cheerios z maślanką. A wszystko to było pokryte
szkarłatnymi, rubinowymi i bordowymi serduszkami. Nawet krople wosku
przybrały kształt herbu Klanu Wiecznie Zakochanych.
W całej chacie widać
było ślady małych łapek i jeszcze jakieś inne... tak jakby bagno wyszło z
siebie i starało się połączyć z powrotem pełzając kawałkami po wszystkim
czym się dało. Nie wyłączając różowego parasola (jakże pasującego do dnia)
leżącego pod stołem. A...a!! Właśnie! Gdzie kawałki różdżki
Hagrida?? Może to one są właśnie przyczyną tego chaosu?? Zajrzyjmy na
zaplecze domu. Wychodząc przez boczne drzwi daje się zauważyć, że nie tylko
małe zwierzątka tędy przechodziły. Widać ślady kopyt...
Na podwórzu
– takie same odciski i – o zgrozo!! – cała trawa w
serduszka. Spokojnie. Wytrzymamy to. Oddychaj, Czytelniku, oddychaj. Raz,
dwa, raz, dwa... Wdech, wydech, wdech, wydech... Już lepiej?? To
kontynuujemy śledztwo. Zza niewielkiego pagórka wyłaniają się zagrody dla
magicznych stworzeń... A
tam...
Ciemność.
Ciemność.
Ciemność.
Zimne krople deszczu
padają na twarz, otrzeźwiając jej właściciela. Wiatr spędza resztki mroku z
oczu.
Wstawaj Czytelniku!! Idziemy dalej.
Otóż i przyczyna
utraty przytomności. Zagrody puste, ale na
błoniach...
Ciemność.
Ciemność.
Ciemność.
Zimne krople
deszczu padają na twarz, otrzeźwiając jej właściciela. Wiatr spędza resztki
mroku z oczu.
Znowu?? Oj, niedobrze. Trzeba się hartować, drogi,
słabiutki Czytelniku. Trzeba się hartować.
Wracając do meritum –
taaaak, to piękny obrazek:
Na zalanych deszczem błoniach, wzdłuż brzegu
jeziora stoją i właśnie ustawiają się najprzeróżniejsze stworzenia –
zacząwszy od sklątek tylnowybuchowych, przez pufki, niuchacze, kraby ogniste
i pająki (zjawiły się nawet jednorożce), aż po hipogryfy. Z wody wystawały
nad powierzchnię nawet macki Wielkiej Kałamarnicy... Główny punkt programu
stanowiły jednak gumochłony, które kierowały ruchem, jeżeli można tak to
nazwać. Całością dyrygował gumochłon*** wysoki na 2 stopy trzymający
w łapce kawałki różdżki Hagrida. Całe towarzystwo miało różowe transparenty
z napisami: „Wolność dla Hipogryfów”, „Nie
chcemy więcej sałaty!!”, „Precz z zaklęciami
przeciw insektom!!”, „Precz z eliksirami, nasze
ciała są zbyt cenne” i tym podobne. Jednak największy różowy
transparent trzymany był przez Kałamarnicę. Głosił on: „Walentynki
dla społeczności stworzeń magicznych!! Pokażemy wam, jak się
obchodzi Święto Pomyleńców!!”.
Tak, Czytelniku
– to powód Twojego załamania nerwowego.
Ale ciągnijmy historię
dalej.
Kiedy tylko skończyło się śniadanie, nieliczni uczniowie
wyszli przed zamek. Wszyscy, oczywiście, stanęli jak wryci, kiedy tylko ich
oczom ukazało się całe to zgromadzenie.
Hagrid, wychodząc z wewnątrz
krzyknął ze zgrozą:
- Moje zwierzątka!!
I popędził w stronę
jeziora. Jednakże gumochłon dowodzący wycelował w niego kawałek różdżki.
Buchnęło, syknęło i nauczyciel Opieki nad Magicznymi Stworzeniami wylądował
na trawie (nadal pokrytej tysiącami herbów Klanu Wiecznie Zakochanych)
przelatując uprzednio kilkanaście jardów. Gajowy przedstawiał prześmieszny
widok – wielkie, purpurowe serce z głową, rękami i nogami. W poprzek
miejsca, gdzie kiedyś znajdował się tors mężczyzny przebiegał napis:
„Rubeusowi Hagridowi, na zawsze – NIEwdzięczne gumochłony i inne
stworzenia magiczne”.
Jedna z pierwszoklasistek wrzasnęła
przeraźliwie i z piskiem wbiegła do zamku natykając się na Severusa
Snape’a idącego właśnie do lochów. Zaciekawiony Mistrz Eliksirów
wyszedł na dwór i zobaczywszy wszystko, mruknął z przekąsem:
- Wiszące
synonimy, wielkie kiery i ogromny chaos****. Niezapomniane Święto
Pomyleńców. Ab aeterno, ad infinitum nil novi sub sole. Vanitas vanitatum
et omnia vanitas***** – pokiwawszy głową z politowaniem, powrócił
do swojego lochu, zamiatając posadzkę czarną
peleryną.
KONIEC
*Adicero – adicere –
dorzucać, więć Adicero – dorzucaj.
**Cavernulo! –
cavernula to dziurka, więc zaklęcie brzmi
„Dziurkuj!”
***gumochłon – wygląd
gumochłonów zmieniony na potrzeby ff-a
****Gwara Cienia.
***** Ab
aeterno – od wieczności,
ad infinitum – do
nieskończoności,
nil novi sub sole – nic nowego pod
słońcem,
Vanitas vanitatum et omnia vanitas - marność nad
marnościami i wszystko marność.