style='font-size:14pt;line-height:100%'>Walentynki na

Wesoło


autor: zbzikowana
korekta:

Toroj

Cały Hogwart oszalał. Powód – Walentynki przez duże W.



Wczorajszy dzień zaczął się zupełnie normalnie, jednak

później...

Wspomnienie:

Sobota, 14 lutego 1996

roku


Śniadanie w Wielkiej Sali odbywało się jak zwykle między

siódmą a dziewiątą rano. Na dworze padał rzęsisty deszcz. Nauczyciel Opieki

nad Magicznymi Stworzeniami, Rubeus Hagrid, jadł posiłek ze wszystkimi

innymi, a tymczasem w jego chacie...

Drzwi stały otworem, a zimne

powietrze z błoni tworzyło wiry we wnętrzu domu. Ogień w kominku buchał

wysokim płomieniem dzięki wlatującym do niego stale częściom wyposażenia

gospodarstwa, jakby rzucono na nie zapętlone zaklęcie Adicero*.

Wielkie posłanie, przykryte czarną kapą, najwidoczniej jeszcze niedawno było

miejscem jakiejś bitwy. Podziurawione poduszki, poobgryzana rama łóżka i

smętnie zwisające strzępki narzuty wskazywały na to jak najwyraźniej.

Roślinki z parapetu, zwykle utrzymywane przez gajowego w idealnym stanie,

teraz były objedzone i powywracane. Ziemia z doniczek zasypywała walające

się po podłodze pergaminy oraz karty z ksiąg: „Smoki –

niebezpieczne bestie, czy niedocenione pupilki domowe??”
;

„Jak hodować Hipogryfy tak, żeby nie odgryzły Ci głowy”

oraz „Śmiercioślady i Omen Śmierci zawsze razem - mit czy

rzeczywistość??”
. Nawet słynna krajanka Hagrida nie wyszła bez

uszczerbku. Pojemnik, w którym się znajdowała był doszczętnie zniszczony, a

ona sama wyglądała, jakby ktoś użył zaklęcia Cavernulo**. Któż

zdołałby przegryźć czy też przekopać się przez ten lep przypominający Smar

Do Silników Firmy Patil&Brown?! Szafki kuchenne były pootwierane, a

produkty spożywcze wysypywały się z nich jak zboże z przechylonego

spichlerza. Szafa z ubraniami była jednak w najgorszym stanie. Wszystkie

części garderoby naszego półolbrzyma zostały podarte i chyba nawet przeżute.

Szafę jako taką rozbito na deski. Między innymi to one właśnie służyły za

paliwo do komina. Świece - w całym domu widniały ślady palenia tychże

krwiście czerwonych woskowych lampek - krople stearyny były dosłownie na

wszystkim. Stół, powywracane krzesła, posłanie Kła... A właśnie –

gdzież on jest? W tym całym zamieszaniu, drogi Czytelniku, zapomnieliśmy o

naszym poczciwym psie. A oto odpowiedź – z pod łóżka słychać cichutki

skowyt przerażonego zwierzęcia. To on. Jednak ciągle nie wiadomo, co tu się

stało. Popatrzmy dalej. Na ścianach pozostały ślady po zepsutych zaklęciach,

a na szybie wykwitł przepiękny obrazek – Wielka Dynia w bokserkach w

różowe nietoperze i z czapką przypominającą głowę pingwina, trzymająca w

wyrzeźbionych ustach fajeczkę, z której unosiły się smugi dymu. Witraż

wydawał z siebie dźwięk przypominający odgłosy, jakie wydaje zepsuty silnik

zapchany i zalany chrupkami Cheerios z maślanką. A wszystko to było pokryte

szkarłatnymi, rubinowymi i bordowymi serduszkami. Nawet krople wosku

przybrały kształt herbu Klanu Wiecznie Zakochanych.
W całej chacie widać

było ślady małych łapek i jeszcze jakieś inne... tak jakby bagno wyszło z

siebie i starało się połączyć z powrotem pełzając kawałkami po wszystkim

czym się dało. Nie wyłączając różowego parasola (jakże pasującego do dnia)

leżącego pod stołem. A...a!! Właśnie! Gdzie kawałki różdżki

Hagrida?? Może to one są właśnie przyczyną tego chaosu?? Zajrzyjmy na

zaplecze domu. Wychodząc przez boczne drzwi daje się zauważyć, że nie tylko

małe zwierzątka tędy przechodziły. Widać ślady kopyt...

Na podwórzu

– takie same odciski i – o zgrozo!! – cała trawa w

serduszka. Spokojnie. Wytrzymamy to. Oddychaj, Czytelniku, oddychaj. Raz,

dwa, raz, dwa... Wdech, wydech, wdech, wydech... Już lepiej?? To

kontynuujemy śledztwo. Zza niewielkiego pagórka wyłaniają się zagrody dla

magicznych stworzeń... A

tam...

Ciemność.
Ciemność.
Ciemność.
Zimne krople deszczu

padają na twarz, otrzeźwiając jej właściciela. Wiatr spędza resztki mroku z

oczu.

Wstawaj Czytelniku!! Idziemy dalej.
Otóż i przyczyna

utraty przytomności. Zagrody puste, ale na

błoniach...

Ciemność.
Ciemność.
Ciemność.
Zimne krople

deszczu padają na twarz, otrzeźwiając jej właściciela. Wiatr spędza resztki

mroku z oczu.

Znowu?? Oj, niedobrze. Trzeba się hartować, drogi,

słabiutki Czytelniku. Trzeba się hartować.
Wracając do meritum –

taaaak, to piękny obrazek:
Na zalanych deszczem błoniach, wzdłuż brzegu

jeziora stoją i właśnie ustawiają się najprzeróżniejsze stworzenia –

zacząwszy od sklątek tylnowybuchowych, przez pufki, niuchacze, kraby ogniste

i pająki (zjawiły się nawet jednorożce), aż po hipogryfy. Z wody wystawały

nad powierzchnię nawet macki Wielkiej Kałamarnicy... Główny punkt programu

stanowiły jednak gumochłony, które kierowały ruchem, jeżeli można tak to

nazwać. Całością dyrygował gumochłon*** wysoki na 2 stopy trzymający

w łapce kawałki różdżki Hagrida. Całe towarzystwo miało różowe transparenty

z napisami: „Wolność dla Hipogryfów”, „Nie

chcemy więcej sałaty!!”
, „Precz z zaklęciami

przeciw insektom!!”
, „Precz z eliksirami, nasze

ciała są zbyt cenne”
i tym podobne. Jednak największy różowy

transparent trzymany był przez Kałamarnicę. Głosił on: „Walentynki

dla społeczności stworzeń magicznych!! Pokażemy wam, jak się

obchodzi Święto Pomyleńców!!”
.

Tak, Czytelniku

– to powód Twojego załamania nerwowego.

Ale ciągnijmy historię

dalej.

Kiedy tylko skończyło się śniadanie, nieliczni uczniowie

wyszli przed zamek. Wszyscy, oczywiście, stanęli jak wryci, kiedy tylko ich

oczom ukazało się całe to zgromadzenie.
Hagrid, wychodząc z wewnątrz

krzyknął ze zgrozą:
- Moje zwierzątka!!
I popędził w stronę

jeziora. Jednakże gumochłon dowodzący wycelował w niego kawałek różdżki.

Buchnęło, syknęło i nauczyciel Opieki nad Magicznymi Stworzeniami wylądował

na trawie (nadal pokrytej tysiącami herbów Klanu Wiecznie Zakochanych)

przelatując uprzednio kilkanaście jardów. Gajowy przedstawiał prześmieszny

widok – wielkie, purpurowe serce z głową, rękami i nogami. W poprzek

miejsca, gdzie kiedyś znajdował się tors mężczyzny przebiegał napis:

„Rubeusowi Hagridowi, na zawsze – NIEwdzięczne gumochłony i inne

stworzenia magiczne”.
Jedna z pierwszoklasistek wrzasnęła

przeraźliwie i z piskiem wbiegła do zamku natykając się na Severusa

Snape’a idącego właśnie do lochów. Zaciekawiony Mistrz Eliksirów

wyszedł na dwór i zobaczywszy wszystko, mruknął z przekąsem:
- Wiszące

synonimy, wielkie kiery i ogromny chaos****. Niezapomniane Święto

Pomyleńców. Ab aeterno, ad infinitum nil novi sub sole. Vanitas vanitatum

et omnia vanitas*****
– pokiwawszy głową z politowaniem, powrócił

do swojego lochu, zamiatając posadzkę czarną

peleryną.

KONIEC

*Adicero – adicere –

dorzucać, więć Adicero – dorzucaj.
**Cavernulo!

cavernula to dziurka, więc zaklęcie brzmi

„Dziurkuj!”
***gumochłon – wygląd

gumochłonów zmieniony na potrzeby ff-a
****Gwara Cienia.
***** Ab

aeterno
– od wieczności,
ad infinitum – do

nieskończoności,
nil novi sub sole – nic nowego pod

słońcem,
Vanitas vanitatum et omnia vanitas - marność nad

marnościami i wszystko marność.