Zagrzmiało. Nie
była to jednak burza. Drugi grzmot i świst pocisku który od kilku sekund
tkwił w sercu wilczej matki. Dało się słyszeć jęk młodych wilcząt, jakby to
one otrzymały śmiertelną ranę. Jęk uniósł się echem, niby alarm dla innych
wilków. Nie zlękli się jednak grupy myśliwych, strzelb czy okrutności
ludzkiej. Czekali. Czekali na to co będzie, czekali na śmierć. Tłum wilków
szedł naprzeciw dużej grupie myśliwych. Jak na skazanie.
Czekali, aż
ludzie pierwsi ich zaatakują. Czekali jak na wyrok. Już
wiedzieli:
Polegną w walce za Ojczyznę, za swą krainę. Nie była ona
wielka. Jednak dla nich, wilków był to cały świat. Rodzili się tam,
wychowywali,zakładali rodziny,umierali.
Myśliwy uniósł strzelbę.
Nacisnął spust. Wśród głuchej ciszy słychać było skowyt zranionego wilka.
Drugi jęk wydał jego wilczy brat. Cierpienie bliźniego było zranieniem
największym. Większym od noża czy strzelby. On również otrzymał kulę, upadł
obok brata, umarł wcześniej od niego. Wilki zdjęte cierpieniem rzuciły się
na myśliwych. Oni nie żałowali przyczynienia się do śmierci Bogu ducha
winnych zwierząt, byli okrutni. Byli mordercami, zbrodniarzami. Ich
obchodziły tylko pieniądze za skóry wilków.
-Zabić je!-rozległ się
głos jednego z ,,ludzi".
Pozostałym nie trzeba było tego powtarzać,
rzucili się ze strzelbami na wilki, zabijając je. Nie robili sobie nic z
krwi płynącej z ciał wilków. Tyle razy ją widzieli. Grupa zbierając wilcze
ciała, słysząc wycie wilków z różnych stron krainy, rozłączyła się,
powędrowali zabijać dalej.
Tymczasem nieopodal, może trzydzieści kroków
na północ od miejsca w którym wydarzyła się bitwa między myśliwymi, a
wilkami pojawiło się dwoje ludzi z łukami, przybysze z królestwa Santoria,
rycerze króla Mieczysława III. Wygnańcy,wędrowali szukając
noclegu.
-Gdzie jesteśmy Igorze?-rozległ się głos wysokiego
mężczyzny.
-Nie wiem Szymonie, zgubiłeś mapę, jak tak dalej będziemy
wędrować to pogrążę się w jeszcze większej rozpaczy-odparł Igor, mężczyzna o
średnim wzroście.
Zrobili kilka kroków naprzód i ujrzeli ten straszny
widok. Na ziemi leżało przynajmnie dwudziestu wilków, ich ciała były
czerwone od krwi.
-Nie żyją-szepnął Szymon, to była prawda.
-Już wiem
gdzie jesteśmy-rzekł Igor i nie czekając na odpowiedź Szymona dodał:
-W
Krainie Wilków-podszedł do jednego z ciał-tylko ktoś okrutny mógł dopuścić
się takiej zbrodni!
-Skąd wiesz gdzie jesteśmy?-zapytał
Szymon.
-Wychowałem się tu, wśród wilków, myślę że matka porzuciła mnie
zaraz po urodzeniu-powiedział z namysłem Igor.
Podeszli jeszcze kilka
kroków, ujrzeli ciało wilczej matki, różniła się od innych. Uszy miała białe
a pysk brązowy. Nie oddychała. Jej żywot skończył się.
-Mamo-szepnął
Igor a łzy same zaczęły spływać mu po twarzy. Szymon poklepał go po plecach
nie wiedząc co czynić, jak go pocieszyć.
Za ciałem ,,matki" Igora
leżało ścięte wielkie drzewo, święte dla wilków.
-Jak oni mogli-szepnął
Igor-chodź Szymon, ci co to zrobili zginą z mojej ręki!
Poszli kilka
kroków na zachód. Spotkali jednego z myśliwych mierzącego w wilka. Igor
bezszelestnie wyciągnął łuk, napiął go, strzelił. Przebił pierś myśliwego.
Poszedł dalej, a Szymon za nim. Myśliwi padali od strzał jeden po
drugim.
Zostało dwóch, wyciągnęli strzelby, a Igor i Szymon napieli
łuki. Rozległy się cztery świsty. Dwa od strzał, a dwa od pocisków.
Wszystkie cztery pociski, po dwa z różnych broni, trafiły w wyznaczony cel.
Igor, Szymon i dwaj myśliwy upadli.
-Żegnaj przyjacielu-powiedzieli równo
Igor i Szymon
To były ich ostatnie słowa. Odeszli do niebios,
pozostawiając w wiecznym spokoju wilczą krainę.
KONIEC
Jak zwykle
proszę o szczere opinie
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'>