Help - Search - Member List - Calendar
Pelna wersja: Zew [ZAK?] do LW
Magiczne Forum > Harry Potter > Fan Fiction i Kwiat Lotosu > W Labiryncie Wyobraźni
Sihaja
Zamieszczam mojego ficka, narazie fragment

maleńki, mam nadzieję, że później się troszkę rozrośnie

=)


______________________________________________________________

__________

***
Shaga obudziła nieobecność. Przejechał nerwowo ręką

po posłaniu i stwierdził, że jego żony nie ma. Cisza wisiała nad nim jak

szara chmura, przynosząc jedynie gorąco budzącego się dnia i zdziwienie.

Chirara nie często znikała. Czasem zdarzało jej się zrywać na damskie plotki

czy przepadać w chłodnym lesie, ale zwykle uprzedzała go poprzedniego

wieczora lub zostawiała kartkę z krótkim, ciepłym, uspokajającym liścikiem.

Spojrzał na stół – kartki nie było. Ubrał się szybko, po drodze

chwytając porzuconą pajdę czerstwiejącego chleba i wybiegł z domu. Poranek

zaatakował go żarem wylewającym się z nieba, ospałe muchy ciężko brzęczały w

powietrzu, a kurz osiadał lepko na butach i ubraniu. Shag szedł szybko,

kierując się prosto ku domowi Kairy, najlepszej przyjaciółki Chirary.

Kobieta stała w ogrodzie, ręce do połowy zanurzając w spienionej wodzie w

miednicy. Miała mocne ramiona i szerokie biodra, a w pasie obejmowała ją

strachliwie pięcioletnia dziewczynka. Dwuletni chłopiec siedział na

zakurzonej dróżce z rozdziawioną buzią wpatrując się w przybysza. Na widok

Shaga, Kaira podniosła rękę do oczu, osłaniając się przed słońcem i

zmarszczyła czoło.
-Czego cię ty demony niosą, ha? – spytała

niskim, ciepłym głosem – A stało się co?
-Nic, Kairo, nic ważnego.

– uśmiechnął się – Przyszedłem zobaczyć, czy Chirary u was nie

ma, ale widzę, że zajęta jesteś. A nie widziałaś jej może?
Uśmiechnęła

się porozumiewawczo do niego i pogroziła palcem.
-Aj, pilnujesz jej jak

pies owiec. Nie bój się o nią, to mądra kobieta, poradzi sobie. Ty lepiej na

gospodarkę idź, końmi się zajmij, krowy oporządź, bo widzę cni ci się, jak

tylko dziewczyna wypuści się gdzieś, odpocząć trochę. Na targ pewno

pojechała, widziałam ją dzisiaj rano. Z workiem podróżnym i sakwą u boku

szła – musi być, na targ szła.
-Nic mi nie mówiła.
Kaira wydęła

pulchne policzki i wzruszyła ramionami.
-Ja tam nie wiem, jakie tam

między wami układy są. – powiedziała, pochylając się nad miednicą.

– Jedno ci powiem: nie turbuj się teraz, jak do wieczora nie wróci,

tedy będziesz się martwił. A teraz idź, chyba, że chcesz mi prać

pomóc.
Shag uśmiechnął się miło, podziękował i wrócił do domu. Konie

wypuścił na padok, krowy wydoił i wyprowadził na pastwisko, a kurom sypną

ziarno, szczodrzej niż zwykle. Potem porąbał drewna, ogarnął podwórzec,

naprawił wóz, co mu oś w kole się złamała i w końcu wyszedł na pole

sprawdzić, czy zboże się nie pokładło. Słońce zaszło i ciemność z powrotem

okryła ziemię jak chłodnym szalem. Ale Chirara nie wróciła. Ani tego

wieczoru ani następnego.
Kasandra Black
No więc...... Gdzieś zauważyłam

dodatkowe literki, to było gdzieś na początku. Kolejne opowiadanie z cyklu

fantasy, na co wskazują imiona bohaterów. Ogólnie jest dobrze, chociaż part

mógł być dłuższy. Ja lecę, bo za parę minut muszę wyjść.
Atina
Zapowiada się ciekawie. Trudno jest zacząć

tak, aby zainteresować czytelnika, ale Tobie się udało i mi sie

spodobało.

Tylko:

align='center' width='95%' cellpadding='3'

cellspacing='1'>
QUOTE

id='QUOTE'> Cisza wisiała nad nim jak szara chmura,

przynosząc jedynie gorąco budzącego  się dni i zdziwienie.




To chyba nie tak miało być...

I

to:

width='95%' cellpadding='3' cellspacing='1'>
QUOTE


id='QUOTE'>luba
<

div class='postcolor'> to literówka jak sie domyślam,

jeśli tak to ten przecinek wcześniej jest zbedny (w trzeciej linijce).
Kiniulka
Bardzo fajny fick ... Mimo że to dopiero

początek (bardzo krótki początek) trzyma w napięciu
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'

/> ... i przynajmniej ja chcę wiedzieć co wydarzy się później

... Życzę weny i pozdrawiam.
Sihaja
Kolejny part, nie wiem czy taki dobry. No

ale jest jaki jest. I bijcie mnie za literówki, bo nie zawsze wszystko

widzę.


__________________________________________________________

___________


***
Słońce zastało Shaga już na drodze, spalonej i

zakurzonej wijącej się między zeschłymi polami trawy. Błynsnęło mu w oczy,

sperliło czoło i oświetliło krajobraz. Miecz o rękojeści owiniętej skórą,

dawno nieużywany, przyzwyczajał się na powrót do swego miejsca przy pasie, a

ręka mężczyzny drgała przy nim niespokojnie od czasu do czasu. Kiedy ożenił

się z Chirarą, porzucił pracę najemnego wojownika i osiadł wraz z nią w

cichej wiosce, gdzie miecz mógł służyć jedynie jako ozdoba bądź zbędny grat.


Śledził żonę zawzięcie, miał wrażenie, że idzie za nią krok w krok,

ale zawsze o kilka godzin zbyt późno. Mieszkańcy wiosek ułożonych wzdłuż

gościńca zapytani o nią, odpowiadali, że „tak, owszem, była tu kilka

dni temu, ale już pojechała”. I zawsze mówili, że była sama. W

pierwszym odruchu strachu Shag wmówił sobie, że została porwana, siłą

uprowadzona, wywieziona w dalekie krainy. Dlatego też wziął miecz, prowiant

i starą, zakurzony skórzany napierśnik – i wyruszył w drogę. Ale im

więcej pytał tym bardziej był zdziwiony. I tym bardziej przekonywał się, że

wyruszyła z własnej woli.

***
Karczma była przepełniona, ludzie

tłoczyli się i popychali. Maxim odepchnął łokciami jakiegoś grubego

jegomościa, zamówił kufel zimnego piwa i trzymając je w ręku przepchnął się

na jedyne wolne miejsce na pobliskiej ławie. Mężczyzna siedzący naprzeciwko

posępnie sączył mętnawy płyn ze swojego kufla. Jeden przelotny rzut oka

przekonał Maxima, że ma do czynienia z człowiekiem swojego

pokroju.
-Tłoczno tu dzisiaj – zagaił nieznajomego – Chamstwo

się z pola zeszło i ławy zalega. A normalni ludzie nawet napić się nie

mogą.
Mężczyzna rzucił mu nieuważne spojrzenie i ponownie zagłębił się w

rozmyślaniach. Miał potężne dłonie. Musi być dobry na miecze, pomyślał

Maxim.
-Upał taki… Tylko desperaci teraz podróżują. – ciągnął

dalej zupełnie nie przejmując się brakiem reakcji z drugiej strony –

Samemu mi się nie chciało z domu ruszać. No, ale robota czeka… A pan

także do najemki? Ostatnio sporo roboty jest, zawierucha między możnymi, to

i wozy cenne kursują po gościńcach jak szalone, a i zbójców nie braknie.


Nieznajomy kiwną głową, burknął coś do swojego kufla i pociągnął spory

łyk.
-A pan złapał coś dobrego ostatnio?
Patrzył mu w oczy wyczekująco

i nachalnie, a w kącikach jego ust czaiła się drwina. Nie będzie mi cham

udawał, że nie słyszy, pomyślał.
-Nie szukam roboty – odparł w

końcu tamten po długiej chwili milczenia. – Chcę tylko spokojnie

dojechać do Lyess.
-A potem?
-Potem… - uśmiechnął się ponuro

– Potem to już moja sprawa.
Maxim zastanowił się czy nie wrazić mu

z powrotem do gęby bezczelnej odpowiedzi, ale się rozmyślił. Wkońcu nie

zwady szukał tylko rozrywki. A ludzie teraz tacy nieskłonni do rozmowy. Tacy

niemili i burkliwi. Już chciał coś powiedzieć, kiedy nad głową przeleciał mu

sztylet, a dookoła rozległ się wrzask. Dwóch ludzi wzięło się za wszarz i

usiłowało dźgnąć krótkimi nożami, kilku innych rzucało w nich dla zabawy

czym popadnie. Niektóre rzeczy były ostre. Karczmarz i jego pomocnicy w

pośpiechu rzucili się rozsuwać stoły i odsuwać krzesła, zgarniając po drodze

wszystko co mogłoby ucierpieć. Maxim postanowił się nie mieszać w kolejną

pijacką burdę (a miał ich już na swoim koncie sporo) i wyszedł z zajazdu na

podwórzec. Wszedł do stajni, aby osiodłać konia. Miecz tkwił nadal w

pochwie. I to był błąd. Bezszelestnie opadł na niego jakiś ciężar i

mężczyzna poczuł na szyi zimną stal.
-Ruszysz się, a zarżnę jak świnię.

– wychrypiał mu ktoś koło ucha. – A teraz odłóż miecz i oddaj

nam sakwę z pieniędzmi. I poczekaj grzeczne aż odjedziemy.
Zareagował w

sposób instynktowny, łapiąc mężczyznę za rękę z nożem i przerzucając go

przez siebie. Rabuś upadł z jękiem na plecy, ale natychmiast zwinął się i

odskoczył, a potem cofnął odsłaniając ścianę za sobą. Stało tam dwóch

kuszników.
-Cholera – wyrwało się Maximowi.
-O tak. Mówiłem,

żebyś się nie ruszał? Chcieliśmy po dobroci. My też nie lubimy, kiedy się

moneta krwią zbrudzi. A teraz nie ma wyboru.
W tym momencie ktoś wszedł

do stajni.
Maxim dał nurka w dół i wpadł do boksu stojącego obok konia.

Wspiął się szybko na ściankę i zanim łucznicy zdążyli się zorientować runął

na nich z góry. Ciął jednego przez tętnicę na szyi, drugi zdążył dobyć

miecza. Spróbował zaatakować z dołu, przenosząc ciężar na lewą nogę, ale źle

stąpną, zachwiał się i Maxim trafił go prosto w skroń, tworząc na niej jedną

małą, śmiertelną rysę. Odwrócił się szukając trzeciego napastnika, ale ten

już leżał bezwładnie u stóp potężnego mężczyzny, z którym Maxim niedawno

rozmawiał.
-Ładna robota – powiedział nieznajomy – Nie zajęło

ci to nawet trzydziestu sekund.
Najemnik uśmiechnął się

szeroko.
-Maxim – powiedział wyciągając rękę. – Najemnik z

Harrod.
-Shag. Mieszkam o dzień drogi stad, w niewielkiej wiosce.
-To

niebezpieczne okolice – odezwał się Maxim. – Jadąc w stronę

Lyess warto mieć towarzystwo.
Shag długo mierzył wzrokiem stojącego przed

nim najemnika.
-Owszem – powiedział w końcu –

Warto.




Atina
Trochę ciężko mi się czyta. Bez takiego

polotu, ale mimo wszystko bardzo ciekawe. Gdyby było lżejsze, to nie wiem

czy byłaby taka fajna atmosferka w tym ficku.

I chyba polubię

bohaterów... :)
iskra
Ładne opowiadanie (: Fabuły co prada

jeszcze jako takiej nie widać, ale wyknanie mi się podoba. Nawet bardzo

(jeśli pominie się kilka zgrzytów delikatnych). Podobał mi się opis bójki w

drugim parcie. Nu, jestem na tak (:

comment by me (:
Kasandra Black
No to tera ja.
Nie zauważyłam

błędów ani literówek. Jest coraz ciekawiej, chociaż się trochę gubiłam.

Opisy i dialogi w normie, fantasy rządzi. Czekam na nastepna część.
Sihaja
No i kolejna część =) Mam nadzieję, że nie

najgorsza.




________________________________________________________________

_____


***
Koń okulał pod wieczór. Droga była kamienista i

nieprzyjemna, więc Shag podejrzewał, że po prostu jakiś kamień dostał się do

strzałki. Zatrzymali się na przyległej do gościńca łączce, osłoniętej od

wiatru niewielkim dębowym zagajnikiem. Maxim pochylił się nad chorą nogą

wierzchowca, obejrzał kopyto, po czym wyją szczypce do wyciągania kamieni.

Jego bułana klacz przygryzała nerwowo wędzidło i przestępowała z nogi na

nogę. Co chwila błyskała białkami oczu. Okulały karosz Shaga zachowywał się

spokojniej, ale mięśnie miał napięte, a chrapy wydymały się w dwa miękkie

łuki, gdy wyłapywał zapachy z powietrza. Maxim wyprostował się ściskając w

dłoni niewielki kamień.
-Oto i sprawca problemu. Teraz już będziesz

dobrze szedł, co? – dodał, zwracając się do karosza i klepiąc go

przyjacielsko po szyi.
-Konie się niepokoją – zauważył Shag.


Najemnik wzruszył ramionami i usiadł koło ogniska. Nadziany na patyk,

skwierczał nad płomieniem kawałek mięsa, upolowanego w ciągu dnia królika.

Maxim oblizał się i zatarł ręce. Kąsek pachniał smakowicie po nużącej

całodziennej podróży. Spojrzał na towarzysza. Ten przeżuwał swoje mięso

powoli, zapatrzony w dal i nieobecny duchem. Maxim początkowo miał nadzieję,

że towarzystwo rozwieje nudę podróży, ale szybko przekonał się, że potężny

mężczyzna rzadko odpowiada na pytania, a jeszcze rzadziej mówi coś sam z

siebie. Nie przeszkadzała mu jednak rozmowa z samym sobą, potrzebne mu były

tylko od czasu do czasu potakujące pomruki kompana, które go upewniały, że

tamten jeszcze żyje. Lubił mówić i nie zamierzał przestawać z takiego

błahego powodu, jak brak zainteresowania drugiej strony.
Wiatr był ciepły

i przyjemny, niósł ze sobą zapach lasu, jagód i ziół. Księżyc świecił jasno,

okrywając okolicę na wpół magicznym blaskiem i tworząc fantastyczne cienie w

zagłębieniach terenu i wokół kęp roślinności. Wokół wisiała cisza,

przerywana tylko z rzadka poparskiwaniem koni i ich niespokojnymi

stąpnięciami. Maxim zasnął szybko, ale spał czujnie, przyzwyczajony do

spania na otwartym terenie, gdzie zewsząd może zjawić się zagrożenie. Miecz

leżał pod zwiniętym płaszczem, służącym mu za poduszkę.
Obudził go

szelest.
Nie zdradził się nawet drgnieniem, spod półprzymkniętych powiek

obserwował okolicę. Kątem oka zauważył, że Shag również nie śpi, jego

powieki drgały lekko, kiedy spoglądał w bok. Znowu szelest. Ktoś jest koło

ogniska, pomyślał Maxim, delikatnie przesuwając dłoń ku rękojeści miecza.

Kroki. Intruz minął ich posłania i skierował się w stronę gościńca.

Otworzyli oczy. Był to młody chłopiec o lekkiej budowie, sugerującej

delikatność kości i ciała. Spojrzał pytająco na Shaga. Ten gestem nakazał mu

ciszę, jednocześnie wpatrując się w niego intensywnie. Chłopak lekkim

krokiem wszedł na gościniec i ruszył w stronę Lyess. Przez ramie miał

przerzuconą niewielką torbę. Po chwili zniknął im z oczu.
-Znasz go?

– spytał Maxim, pozornie obojętnym tonem. Nie mógł nie zauważyć

zaskoczonego, niedowierzającego spojrzenia, jakim jego towarzysz obserwował

przed chwilą chłopca. Ty coś ukrywasz, pomyślał. Nieładnie.
Shag

pokręcił głową.
-Nie znam go. Po prostu.… po prostu kogoś mi

przypomina.
-Kogo?
Potężny mężczyzna zacisnął wargi.
-W sumie to

nikogo. – odpowiedział po chwili – Nawet w tym świetle dało się

zauważyć, że miał jasne włosy i jasną karnację, a osoba którą mam na myśli

wygląda zupełnie inaczej. Nie te rysy, nie ta twarz...
-Przecież ciemno

było, mogłeś nie dojrzeć.
-Zapewniam cię, że wiem o czym mówię. Chodzi mi

tylko…o jego wygląd… Taki delikatny, filigranowy. Zupełnie

jak…
-Jak kto? – Maxim wbił w niego wzrok, bezbłędnie

wykorzystując moment roztargnienia towarzysza. Ten wzruszył ramionami i

odwrócił się. – Jak jakaś kobieta, tak? Twoja kobieta?
-Moja

żona.
Tu cię mam, uśmiechnął się w duchu Maxim. Pewnie nawiała z jakimś

młodszym przystojniakiem, a ty rozbijasz się po świecie próbując ją

odnaleźć. Kpiące słowa cisnęły mu się na usta, ale postanowił przemilczeć. Z

tego co się zdążył zorientować, Shag nie tryskał poczuciem humoru. I nic

dziwnego, pomyślał.
-Odchodzą. Coś musiało się stać. – odezwał się

w ciszy jakiś skrzekliwy głos za nimi. Obrócili się jednocześnie, w ich

dłoniach błyszczały miecze. Ale za nimi nikogo nie było.
-Tu, na górze.

Na drzewie – podpowiedział głos. – Ale opuścicie miecze, nie

zamierzam paść łupem jakiś nadgorliwych bohaterów. Przynajmniej nie tej

nocy.
Spojrzeli. Na gałęzi przycupnął dość wysoki mężczyzna o bladej

skórze. Znad warg wystawały mu kły. Ścisnęli mocniej broń, gotowi do

ataku.
-Mówiłem, żebyście to odłożyli. – powtórzył. – Może i

jestem jedynie niższym wampirem, łatwym kąskiem dla takich jak wy, ale

znajdujecie się w pobliżu wampirzego siedliszcza, a tam, zapewniam was, jest

nas sporo.
-Czego chcesz? – zapytał Shag spokojnym głosem. Opuścił

miecz, jednak go nie odkładał. Maxim podążył za jego przykładem.
-Was

mógłbym zapytać o to samo. W końcu to mój teren polowania. Ale –

dodał szybko, obserwując drgnienia broni w potężnych dłoniach – nie

zamierzam was atakować. Samobójcą nie jestem.
Shag wpatrywał się w

wampira intensywnie.
-O czym ty mówiłeś? Kto odchodzi?
Wampir

zeskoczył z drzewa, miękko lądując na nogach podszedł do nich sprężystym

krokiem. Miał na sobie podartą, czarną pelerynę i czarne spodnie z miękkiego

materiału. Poza tym był nagi.
-Wezwani. Zagubieni. Przeznaczeni. Możesz

ich nazywać jak chcesz. Nie mają swojego imienia, poza jednym, którego

ludziom znać nie wolno.
-O czym ty mówisz? – zapytał Maxim

zbliżając się do wampira. Ale Shag był pierwszy, chwycił go za poły

wygniecionej peleryny.
-Dokąd?
-Puść pan! – obruszył się

wampir. Shag zwolnił uchwyt. – Tego nie wiem. Niewielu wie. Od wieków

nie byli wzywani.
Shag cofnął się. Wampir skoczył i zawisł na gałęzi,

poza zasięgiem ramion i mieczy. Uśmiechnął się, prezentując kolekcję ostrych

zębów. Maxim popatrzył zdezorientowany na towarzysza, ale tamten nie zwrócił

na to uwagi.
-Jedźmy – powiedział – Jedźmy jak najszybciej.

ikar
Zaciekawiające
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'

/>. Co prawda przy stylistyce nieco tego tamtego nie bardzo (i

przypomnij sobie pisownie "nie" z różnymi częściami mowy ^^), ale

pod względem fabuły - fajne
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'

/>.

A ostatni fragment ostatniego parta - hmm - fajny

haczyk narracyjny
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/>, złapałaś mnie
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/>.
Bratiin
Taak... Podoba mi sie. Podoba mi sie początek. Taki prosty. Podoba mi sie rozwiniecie. Takie ciekawe. Podoba mi sie ostatni part. Taki wciagajacy.


No, jednym słowem podoba mi sie smile.gif.
Syriiuszka
Są błędy, głównie takie wynikające

zapewne z nieuwagi i tempa pisania, więc nieszczególnie ważne.
Akcja jak

narazie ciekawa, rozwinięta, wciągająca, powoli odsłaniaja się karty, tak

jak lubię, z każdym partem wiadomo więcej i za razem mniej. czekam na cd.
Atina
Hmmm... robi się ciekawiej. Naprawdę bardzo

ciekawie się robi. To był, że się tak wyrażę, naprawdę "smaczny

kąsek". Czytanie tego parta sprawiło mi dużą przyjemność. Poza tym

bardzo klimatyczny, mocno podziałał mi na wyobraźnię.

Z literówek,

zwróciłam uwagę (czyt. kiedy skończyłam czytać udało mi się ten błąd z

powrotem odnaleźć =) na:

align='center' width='95%' cellpadding='3'

cellspacing='1'>
QUOTE

id='QUOTE'>(...)przerywana tylko z rzadka poparskiwaniem

koni i ich niespokojnymi stąpnięciami. Maxim zasną szybko, ale spał

czujnie(...)

class='postcolor'>
Brakuje literki "ł" -

powinno być "zasnął".
Sihaja
Pisane póóóóźno wieczorem, więc

podejrzewam, że literówek będzie sporo

=)

__________________________________________________________________

__

***
Świt dopadł ich na drodze, rozlał się słonecznym blaskiem i

wyssał krople rosy nieśmiało trzymające się kamieni i traw. Maxim siedział

cicho, zmęczony i zły. Zwolnili trochę tempa, więc korzystał z okazji i

dosypiał w siodle, kołysząc się bezwładnie od czasu do czasu. Shag, nawet

gdyby chciał, nie mógłby zasnąć.Od czasu rozmowy z wampirem czuł jakieś

nierozpoznawalne niebezpieczeństwo wiszące nad jego dotychczasowym życiem.

Oczy z braku snu nabiegły mu krwią, ale nie czuł tego, wpatrywał się uparcie

w horyzont szukając wzrokiem niezgrabnej bryły miasta. Popędzał zmęczone

wierzchowce, ale te wyciągały jedynie szyje, sapały głośno i robiły bokami.

Z ich spoconej skóry unosiła się para. Maxim pomrukiwał coś gniewnie za

każdym szybszym stąpnięciem. Widocznie godzina snu nie wystarczyła ani jemu

ani koniom aby mogli spokojnie nabrać sił. Shag po raz kolejny przeklął w

duchu, że nie zdecydował się jechać sam. Koło południa Maxim porządnie

chrapnął, wstrząsnął się i obudził. Przez chwilę wodził sennym wzrokiem po

okolicy i skrzywił się z niesmakiem.
- Wiem, że ci się spieszy -

ziewnął ostentacyjnie - ale przesadzasz. Upał taki, że ledwo myśleć można,

konie zmęczone... Nie można dopuścić, żeby nam padły. Miejże trochę litości,

człowieku.



Shag patrzył na niego przez chwilę

z niesmakiem, potem westchnął i skinął głową. Rzeczywiście, niebo wydawało

się być rozpalone do białości, wylewało na ziemię potoki żaru. Wszystko co

żywe ucichło i schowało się w cieniu; nawet ptaki umilkły kryjąc się w

gęstwinie. Sprowadzili konie na bok, na ścieżkę do lasu, a potem na

niewielką, ocienioną łączkę przeciętą w połowie strumykiem. Rozkulbaczyli i

rozkiełznali konie, puszczając je wolno na trawę. Wierzchowce najpierw

zaspokoiły pragnienie, potem wytarzały się w trawie, po to, aby brudne, lec

w cieniu sporego dębu. Maxim podłożył sobie siodło pod głowę i przymknął

oczy. Powietrze było gęste od gorąca. Zasnęli szybciej niż się spodziewali.

Z lasu wyszła biało odziana południca, lekko trącając bosymi stopami trawę.

Miała złote włosy puszczone luźno na plecy, zdawać by się mogło, że

przyciągają promienie słoneczne. Pochyliła się delikatnie nad śpiącymi,

wsłuchała w ich westchnienia, ale tknięta jakąś nagłą litością, nie podeszła

bliżej. Odwróciła się na pięcie i pobiegła na pobliskie pole, nękać śpiącego

tam rolnika.
***
- Właściwie kogo tu szukamy, Shag? - spytał Maxim

przeciskając się przez tłum. - Gdybyś mi powiedział, łatwiej byłoby mi

szukać. Naprawdę. Jasnowidzem nie jestem.


Do

miasta dotarli jeszcze tego samego dnia, pod wieczór. Po południowej

przerwie podróżowało im się szybciej i rażniej. Shag odwrócił się z

niechętnie do towarzysza i wydął usta. Nie był w nastroju do rozmowy ani do

tłumaczeń. Burknął coś na temat wygladu Chirary. Maxim gwizdnął przez zęby.


- No tak. Mogłem się domyślić - uśmiechnął się ponuro -Ale w nocy za

wiele nie zdziałamy. Ja proponuję gospodę i kufel zimnego, mocnego piwa. Na

dobry sen.

Shag, chcąc nie chcąc, musiał mu przyznać rację. Weszli

do pierwszej, lepszej gospody, w której akurat nie panowała bójka i zamówili

pokój. Był ciemny i brudny, ale co najważniejsze, miał dwa dość szerokie

łóżka ze względnie czystą pościelą. Zresztą, po dwudniowej podróży i spaniu

na trawie, czystość pościeli miała niewielkie znaczenie.





Maxim zasnął niemal odrazu i

spał głębokim i mocnym snem sprawiedliwego. Shag nie mógł zasnąć, a kiedy

już zapadał w pólsen, pojawiały się przed nim niestworzone majaki i ciężkie,

niepokojące sny. Widział swoją żonę, zupełnie samą, leżącą bezsennie przy

ognisku. Cienie padały na jej twarz, a gdzieś poza nią, gdzieś w powietrzu

unosiła się groza - niemal dotykalna, namacalna. Chirara rzucała się w

dręczącym ją strachu, szeptała słowa, których nie mógł zrozumieć. W końcu

miotnęła się silnie na trawie i usiadła, spoglądając mu prosto w oczy.

"Czego ty ode mnie chcesz?" spytała agresywnie, wypluwając mu

słowa w twarz. Obudził się z ustami otwartymi do krzyku.Usta same ułożyły

się w słowa "Kim są Zagubieni?" Kiedy opadł spowrotem na poduszkę,

zasnął niemal natychmiast. Tej nocy nie śniło mu się już nic więcej.


Południca tańczyła boso w swej wieży.
Bratiin
Naprawdę podziwiam cię. Nie wiem jak robisz, że te słowa:

Świt dopadł ich na drodze, rozlał się słonecznym blaskiem i wyssał krople rosy nieśmiało trzymające się kamieni i traw.

wcale nie ocierają się o patetycznośc, a są poprostu czymś naturalnym. Chciałabym tak pisać wink.gif.

Mam jedną uwagę: jak piszesz zdanie wypowiadane przez kogoś, to gdy jest koniec, następne zdanie zacznij od nowej linijki - będzie bardzej czytelne.

Pozatym moim zdaniem tutaj:

W końcu miotnęła się silnie na trawie i usiadła,

lepiej słowo miotnęła zastapić rzuciła, czy czymś w tym rodzaju. Tak mi się przynajmniej wydaje wink.gif

No, ogólnie jest bardzo fajnie. Jestem ciekawa kim są Zagubieni, a to już duuży plus. tongue.gif

Sihaja
***
Ogarnęła izbę, poustawiała gliniane

naczynia na miejscu, ułożyła suknie w zgrabny stosik. Srebrny, delikatny

wisiorek na jej szyi jarzył się błękitnawym blaskiem i lekko rozgrzewał

skórę, dotykając jej. Chwyciła go w dłonie i znowu poczuła tą naglącą,

nieodpartą potrzebę, żeby wyjść, zostawić to wszystko i odpowiedzieć na

wezwanie. Jeszcze tylko kilka minut, uspokajała się w myślach.

Zdążę.
Godzinę później czarny kruk przysiadł na oknie i nastroszył pióra,

zdziwiony, że nikogo nie ma.

***
Shag nie bardzo wiedział gdzie ma

iść. Rozglądał się nerwowo po bazarze, jakby szukając wzrokiem punktu

zaczepienia. Ludzie tłoczyli się i cisnęli ze wszystkich stron. Jakaś

przekupka piskliwym głosem zachwalała owoce, omdlałe i zeschnięte od upału.

Miasto było gwarne i ruchliwe jak zawsze, jak zawsze przyciągało masy kupców

i drobnych handlarzy, którzy krążyli dookoła, niby rój pszczół wokół ula. To

szczególne, nieustające brzęczenie czaiło się gdzieś na skraju świadomości i

doprowadzało Shaga do szewskiej pasji. Chciał się przejść, odetchnąć świeżym

powietrzem, a tym czasem wpadł w sam środek rozwrzeszczanego mrowiska. Po

drugiej stronie placu targowego harmider nagle przybrał na sile, tłum

zafalował i zabrzęczał jeszcze głośniej.
-Straże! Straże! Zawołać

straże! – przebijał się jakiś mocny, kobiecy głos –

Wiedźma! Wiedźma!
Najchętniej uniknąłby wpadania w sam środek

awantury, ale im bardziej starał się wydostać, tym był bliżej środka

zamieszania. Mnąc w ustach przekleństwa i niemal cudem unikając

przypadkowych ciosów łokciami i ramionami, znalazł się prawie na brzegu.

Jednak tłum znowu zafalował i nagle Shag znalazł się w samym centrum, na

ciasnym poletku wolnej przestrzeni. Na jego środku leżała kobieta. Z jej

piersi wypływał delikatny, błękitnawy blask i otaczał ją półkulą, broniąc

przed rozwścieczonym tłumie. Była drobnej budowy, a jej brązowe włosy

rozsypały się wokół głowy...
Shag krzyknął i zakrył sobą ciało kobiety,

bezbłędnie rozpoznając nieprzytomną. Porwał ją na ręce i runął w tłum, który

rozstąpił się z obrzydzeniem.
-Wiedźma! Wiedźma! Czarownica!

– padało zewsząd, ale nikt nie śmiał podejść bliżej, zarówno ze

strachu przed potężnymi barkami mężczyzny jak i przed nieznaną siłą omdlałej

kobiety.
Shag biegł na oślep, mijając po drodze uliczki i domy,

uciekając, byle dalej od wzburzonego tłumu. Osoba spoczywająca w jego

ramionach była tak lekka, że w ogóle nie czuł jej ciężaru. Błękitny blask

wydobywający się, jak teraz zauważył, z naszyjnika kobiety słabł, aż w końcu

zniknął zupełnie. Shag wpadł do gospody, wbiegł na piętro i do swojego

pokoju. Położył delikatnie kobietę na łóżku a sam usiadł obok na krześle.

Siedział tak przez chwilę, oddychając ciężko i wpatrując się w nieprzytomną

postać. Maximus wpadł do pokoju, niemal wyważając drzwi.
-Zamieszanie

jakieś straszne w mieście, wszyscy krzyczą o jakiejś...
Spojrzał na łóżko

potem na Shaga.
-Kto to jest?
Przez chwilę panowało milczenie, ciężkie

jak ołów.
-Ona – odpowiedział po dłuższej chwili Shag.
-Jaka

ona?
-Moja żona.
Na schodach rozległy się kroki, potem gwałtowne

stukanie do drzwi. Kobieta wstrząsnęła się i przebudziła. Wodziła przez

chwilę oczyma po suficie. Pukanie powtórzyło się, ponaglające i

obcesowe.
-Wejść
Do środka wszedł oberżysta. Minę miał ponurą i

wściekłą, na skroni pulsowała mu żyłka. Obrzucił okiem izbę, potem zatrzymał

wzrok na kobiecie.
-Więc to prawda – powiedział, a w jego głosie

pobrzmiewał ledwie hamowany gniew. – To prawda co mówią ludzie tam na

dole. Żeście przywlekli tu czarownicę. Wiedźmę.
Splunął, wykrzywiając

się przy tym obelżywie. Shag chwycił za sztylet, który wcześniej położył na

stole.
-Precz. – powiedział oberżysta. – Precz. Bo wezwę

straże.
Maxim zacisnął pięści i nabrał powietrza, ale kobieta przemówiła

pierwsza.
-Dobrze więc.

Odjedziemy.
-Natychmiast!
-Natychmiast.
Uniosła się lekko na

łokciach i po raz pierwszy spojrzała prosto na Shaga.
-Jedźmy stąd,

błagam. Dam radę. Jedźmy natychmiast.
Naszyjnik na jej piersiach

zabłysnął na chwilę błękitnym blaskiem.
Aeth
Ciekawe i wciągające
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'

/>. Podoba mi się sposób narracji, jest naruralny, chociaż

przyznać trzeba, że trochę chaotyczny. Często nie stawiasz przecinków tam,

gdzie bardzo by się przydały i niepotrzebnie wydłużasz zdania. Czasem

przydałoby się z czegoś zrezygnować. Jednak mimo wszystko zaciekawiło mnie

Twoje opowiadanie. Klimat fantasy to już plus sam w sobie, ale ciekawie

prowadzisz fabułę, tak jak lubię, po kolei
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/wink.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'

/>. Może tylko bohaterowie trochę nie są w moim stylu, ale

nadrabia to intryga. Tak dalej
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'

/>
Laura_
Ciekawe, podoba mi się Twój styl, chociaż

w pewnych momentach troche toporny, pomysł wydaje sie być niezły więc pisz,

napewno będę czytać dalej =)
Sihaja
Po dłuuuugiej przerwie
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'

/>

_____________________________________________________

______

***
Zmrok zapadał szybciej niż się spodziewali. Za dnia

niegroźne i przyjazne cienie wydłużały się, malując na drodze widmowe

kształty. Las był co raz ciemniejszy i bardziej ponury, promienie słońca,

odchodząc, zabierały spośród liści bezpieczeństwo i wrażenie opieki. Chirara

wyraźnie przyspieszyła. Jej drobna, skarogniada klacz przechodziła

delikatnie z kłusa do galopu, czasem zwalniając, ale nigdy się nie

zatrzymując. Shag nie zadawał żadnych pytań. Nie chciał. Zaciskał tylko zęby

i wpatrywał się uporczywie w plecy żony, starając się nie myśleć o tym, co

mogło dziać się z nią przez ten długi czas. Nie wyglądała dobrze –

zapadnięte policzki, siniaki i zadrapania na całym ciele, blask jej oczu

chorobliwie rozniecony. Zawsze była filigranowa, ale teraz zapadła się w

sobie jeszcze bardziej, jakby dręczył ją nieustanny głód i poczucie

zagrożenia. Zacisnął pięści. Obronię cię, pomyślał, obronię przed wszystkim,

przed całym światem. Już cię nie zostawię. Odwróciła się do niego, jakby

usłyszała jego myśli. Na jej policzku kwitła cienka linia skaleczenia. Nie

uśmiechnęła się, ani nie zrobiła żadnego gestu w jego stronę, żadnego z tych

których tak bardzo pragnął. Koń Maxima parskał i boczył się na czarną ścianę

lasu, błyskając co chwilę białkami w stronę drzew.
-Przyspieszmy –

powiedział Maxim – To niebezpieczna okolica. Zwłaszcza w

nocy.
Przeszli do galopu, dzikiego i nerwowego w ciszy zmierzchu. Piach

sypał się spod kopyt, gałęzie smagały po twarzy. Noc nadchodziła co raz

szybciej, gasząc różowy poblask na zachodzie i rozniecając pochodnie gwiazd.

Nagle Chirara zwolniła, rozejrzała się niespokojnie i skręciła w boczną

ścieżynę.
-Co się stało? – spytał Shag, kierując konia tuż za nią.

Z tyłu słyszał chrapanie klaczy Maxima.
-Uroczysko – rzuciła cicho

– prawie na nie wjechaliśmy.
Od cienkim lnem jej koszuli rozjarzył

się lekki, błękitnawy blask. Shag odruchowo sięgnął ręką do pasa, chwytając

za rękojeść. Maxim zaklął szpetnie.
-Pędźmy, pędźmy, póki konie mogą

– zawołał – I miejmy nadzieję, że dzisiaj nie ma nowiu. Ani

pełni.
Odruchowo unieśli głowy spoglądając ponad konary drzew. Księżyca

nie było widać na szybko ciemniejącym niebie.
-Może jeszcze nie wzeszedł.

– wysapał Maxim sponad grzywy bułanki. W tym samym momencie gdzieś z

prawej rozległo się wycie, które zmroziło im krew w żyłach. Blask dobywający

się spod koszuli Chirary zamigotał, a potem zapłonął jaśniej.
-Miejmy

nadzieję, że to tylko jakiś zbłąkany pies.

***
Fakt, że siedziała

akurat tam, był zupełnie przypadkowy. Zmrużonymi oczyma obserwowała

niezwykły obrazek: trzech jeźdźców pędzących skrajem uroczyska. Głupcy.

Samobójcy. Idioci. Oblizała zeschnięte wargi i wbiła wzrok w figurę na

przedzie, w błękitne światło uczepione jej szyi. A więc

jednak.

***
Konie zaczęły się potykać. Najpierw klacz Chirary,

potem ciężki karosz Shaga. Musieli zwolnić. Wierzchowce miały spienione boki

i chrapy rozdęte szybkim oddechem, rwały się jednak do biegu, wyczuwając

niebezpieczeństwo. Maxim jeszcze raz spojrzał w górę, ale księżyca nadal nie

było widać. Może schowany jest za koronami drzew, pocieszał się. Może

przesłoniła go zbłąkana chmura. Popatrzył uważnie na parę przed nim, na ich

pełne napięcia sylwetki. Dziewczyno, gdzież ty nas wyprowadziłaś. Chirara

rozglądała się nerwowo na boki. Wrzask powtórzył się, nieco bliżej. Gonią

nas, przemknęło Maximowi przez myśl. Naszyjnik kobiety pulsował. Nie było

nawet czasu na ucieczkę, czarny cień wyrósł przed nimi na drodze. Potem

drugi i trzeci. Potem cała chmara. Nocne stworzenia wychodziły, spodziewając

się łatwego łupu. Ich kły i pazury połyskiwały, smrodliwy oddech szybko

wypełnił powietrze. Mężczyźni chwycili za broń. Stworzeń było dużo, ich

wielkie oczy zdawały się rozświetlać ciemność lasu. Były głodne i wściekłe,

a kolacja sama wmaszerowała im do garnka. Nie zamierzały z niej rezygnować.

Podchodziły powoli, sycząc, piszcząc i pochrząkując, wystawiając długie

języki – pół gady, pół ssaki o podwójnym rzędzie zębów. Konie kwiczały

przerażone obecnością drapieżników. Shag spojrzał na Maxima.
-Na trzy

– powiedział. – Raz... dwa...
Spadło niemalże bezszelestnie,

ktoś spłynął na ziemię z pobliskiej gałęzi, wskakując dokładnie w przestrzeń

pomiędzy końmi a stworami.
-Szerek zweij! Naaa’pte!

Naaa’pte!
Stwory zafalowały i gniewnie zasyczały, ale cofnęły

się. Maxim kontem oka zobaczył, że te, które czaiły się dotychczas z tyłu i

odcinały im drogę ucieczki, także się wycofały i dołączyły do

grupy.
-Naaa’pte! Narane? A? Szerek tapt, ne mosz, ssakrt.

Naaa’pte!
Postać wyciągnęła białą dłoń przed siebie, nie w

geście obronnym, ale demonstracyjnym. Maxim dopiero teraz zdał sobie sprawę,

że to była kobieta. Stwory zasyczały, zapiszczały, ale cofnęły się i

zniknęły w głębi lasu.
Kobieta odwróciła się. Była niewysoka i szczupła,

odziana w białą sukienkę. Włosy koloru pszenicy, miała luźno rozpuszczone.

Patrzyła na nich twardo miodowymi oczami, założywszy ręce na

piersiach.
-Głupcy. Pewna śmierć was by tu czekała, gdyby nie ja. –

powiedziała srebrzystym głosem. – Nawet ta błyskotka by cię tym razem

nie uratowała.
Wyciągnęła białą rękę i wskazała na gasnący błękit

naszyjnika Chirary. Shag najszybciej odzyskał głos.
-Dziękujemy ci, pani.

– powiedział zsiadając z konia – Ale twoja pomoc nie była

konieczna. Poradzilibyśmy sobie.
Kobieta prychnęła, a potem roześmiała

się srebrzystym głosem.
-I dziesięciu takich jak wy nie poradziłaby

przeciwko im trzem.
Maxim zsunął się z siodła, Chirara poszła w jego

ślady.
-Śmiem twierdzić, pani, że nie doceniasz naszych możliwości

– powiedział uśmiechając się miło.
-Śmiem twierdzić, że nigdy nie

spotkałeś demona na uroczysku.
Nie uśmiechała się, stała wyprostowana,

wpijając spojrzenie w twarz każdego z nich. Chirara uśmiechnęła się

ciepło.
-Jestem Chirara. To mój mąż Shag i jego przyjaciel, Maxim.

Bylibyśmy wdzięczni, gdybyś się, pani, przyłączyła do nas i chroniła od

takich... wydarzeń.
Mżeżczyźni spojrzeli po sobie, potem zacisnęli zęby i

zmierzyli kobietę od stóp do głów. Widocznie nie wyglądała na najsilniejszą,

bo skrzywili się nieładnie i przewrócili oczyma. Chirara nie zwróciła na to

uwagi. Jej ciemne oczy długo wpatrywały się w dziwne oczy drobnej

kobiety.
-Tego też i ja pragnę. – powiedziała w końcu nieznajoma,

podchodząc kocim ruchem do karosza Shaga. Koń parsknął gniewnie i błysnął

białkami – Mówcie do mnie Fei, tak będzie najłatwiej.
-To twoje

imię? – spytał Shag podejrzliwie
-Nie, ale wśród moich pobratymców

nie ma zwyczaju wyjawiać swojego imienia. Mawiają, że przez to można stracić

duszę.
Popatrzyła się na nich oczami koloru miodu. A potem uśmiechnęła

się, ukazując ostre jak u wilka zęby.
- Więc? Ruszajmy w drogę –

powiedziała.




To jest "lekka wersja" zawartosci forum. By zobaczyc pelna wersje, z dodatkowymi informacjami i obrazami kliknij tutaj.

  kulturystyka  trening na masę
Invision Power Board © 2001-2025 Invision Power Services, Inc.