panieńskim imieniem Dziewczyny Hagrida, do którego to imienia właśnie
wróciłam
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/smile.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'
/>
style='font-size:15pt;line-height:100%'>Epilog
surrealistyczny
Ponieważ zdecydowałam się ujawnić ten
tekst, przeznaczony dotąd jedynie dla wtajemniczonych, informuję, że jest on
swobodną parafrazą opowiadania Treemonishy, z którego pomysły wykorzystałam
za zgodą autorki.
Raport Charlesa J. Mountficka,
kierownika Biura d/s Pomocy Ofiarom Likantropii przy Departamencie Kontroli
i Regulacji Magicznych Stworzeń Ministerstwa Magii.
W
odpowiedzi na zarzut postawiony mi dnia 27 września bieżącego roku przez
pannę Anette M. Thorpe, dotyczący zbyt rzadkich, jej zdaniem, wizyt
kontrolnych u jednego z naszych podopiecznych (mowa o przypadku nr 32961,
pan Remus J. Lupin), zdecydowałem się wraz z nią osobiście przeprowadzić
taką wizytę w dniu 28 września bieżącego roku. Jako długoletni kierownik
Biura d/s Pomocy Ofiarom Likantropii znałem przypadek doskonale, przez
ostatnich kilka lat nie widziałem jednak wystarczających powodów do
przeprowadzenia wizyty kontrolnej. Panna Thorpe oburzona moją odmową
oświadczyła, iż ma zamiar wypełnić swe obowiązki do końca (od 1 października
bieżącego roku przechodzi na emeryturę) i prosi, bym jej w tym nie
przeszkadzał. Na moją delikatną uwagę, że do tej pory zajmowała się dziećmi,
panna Thorpe udzieliła wymijającej odpowiedzi, iż pan Remus Lupin należy do
najdłużej przez nas nieodwiedzanych podopiecznych i ona sama, przed
przejściem na emeryturę, czuje się w obowiązku nadrobić to, jak się
wyraziła, poważne zaniedbanie. Moja perswazja, że p. Lupin od dwóch lat
regularnie przyjmuje wywar tojadowy nie dała rezultatu, podobnie jak
tłumaczenie, że znajduje się on obecnie pod opieką panny Andrei Swift, która
jako zarejestrowany animag jest w stanie wpływać na zachowanie p. Lupina
podczas przemiany. Nie trafił jej do przekonania także argument, iż obecnie
p. Lupin mieszka w głębi Jeszcze Bardziej Zakazanego Lasu, z daleka od
ludzkich siedzib. Po dłuższej indagacji wyznała, że musi ostatni raz przed
pójściem na emeryturę pocieszyć swoje słoneczko (odwiedzała rodzinę Lupinów
przez dwa lata bezpośrednio po zaistnieniu przypadku 32961, jej podopieczny
miał wówczas 6-8 lat) i pokazać mi, na jak dzielnego chłopca wyrósł dzięki
jej opiece.
Do Jeszcze Bardziej Zakazanego Lasu teleportowaliśmy
się we wtorek 28 maja około godziny 9.00. Było to możliwe dzięki łaskawej
pomocy prof. Albusa Dumbledore'a, który dokładnie określił nam położenie
domu i wskazał miejsce aportacji. Na moją uwagę, że przybywając tak wcześnie
możemy zastać gospodarzy jeszcze śpiących, panna Thorpe odparła, że jej
słodki chłopczyk zawsze był rannym ptaszkiem i wstawał już o siódmej. Moja
delikatna sugestia, że od tej pory (ok. 30 lat) coś mogło się zmienić,
pozostała bez odpowiedzi. Gdy zapukaliśmy do drzwi przez długą chwilę nikt
nam nie otwierał, wreszcie panna Thorpe nacisnęła klamkę. Drzwi nie były
zamknięte, więc weszliśmy do kuchni. Pierwszym, co zauważyłem, był straszny
bałagan. Panna Thorpe wyjaśniła mi szeptem, że jest to najlepszy dowód, iż
jej podopieczny nic się nie zmienił. Na stole zauważyłem mnóstwo brudnych
kubków po herbacie i kilka opakowań po lodach czekoladowych, a na ławie, co
wprawiło pannę Thorpe w lekkie zakłopotanie, butelkę po brandy i kilka sztuk
bielizny.
Mimo naszych znaczących chrząknięć gospodarze wciąż
byli nieobecni, więc panna Thorpe zdecydowała się pójść na górę by zobaczyć,
czy w ogóle są w domu. Podkreślam z naciskiem, że odradziłem jej to i nie
ponoszę żadnej odpowiedzialności za to, co potem się stało. W chwilę potem
bowiem, panna Thorpe cofając się gwałtownie po schodach potknęła się w ich
połowie i spadła do kuchni, dotkliwie tłukąc sobie tylną część ciała. Do tej
pory nie udało mi się ustalić, co było bezpośrednią przyczyną tego przykrego
wypadku, z następnych wydarzeń można jednak wysnuć pewne przesłanki, które
pozostawiam bez komentarza.
W ślad za panną Thorpe zbiegł po
schodach, zapewne w celu udzielenia jej pomocy, bohater niniejszego
sprawozdania, p. Remus Lupin. Panna Thorpe podniosła się jednak sama i
uciekła w najdalszy kąt kuchni, skąd zdecydowała się wyjść dopiero po
dłuższej chwili. Pan Lupin przywitał się z nami przepraszając za swój strój,
miał na sobie bowiem bardzo spraną i w kilku miejscach podartą nocną
koszulę, absolutnie pozbawioną jakichkolwiek guzików, co może przynajmniej
częściowo tłumaczyć pożałowania godny stan, w jakim znalazła się panna
Thorpe. Zaproponował nam herbatę, zapewne zamierzając przy okazji iść się
ubrać, panna Thorpe jednak odmówiła w imieniu nas obojga i ratując resztki
zawodowej godności kategorycznie domagała się natychmiastowego wypełnienia
kwestionariusza.
Nasz gospodarz, mocno zakłopotany, zgodził się,
mimo to jednak już na wstępie pojawił się problem z ustaleniem dzisiejszej
daty. Pan Lupin był bowiem bardzo zdziwiony, kiedy panna Thorpe oznajmiła
mu, że dzisiaj jest wtorek - z dalszej części rozmowy wynikało, że pan Harry
Potter, który odwiedził p. Swift i p. Lupina w ostatni weekend, opuścił ten
dom w niedzielę wieczorem. Po jego odjeździe gospodarze poczuli się, jak
wyraził się p. Lupin, nieco samotni, więc zdecydowali się trochę przedłużyć
swój odpoczynek w sypialni, wychodząc tylko po herbatę, kanapki i lody
czekoladowe, po których opakowania widzieliśmy. Pan Lupin zdawał się być
zaskoczony faktem, że minęły aż dwa dni, odwrócił się bowiem w stronę
schodów i zawołał: "Andrea, pobiliśmy rekord!"
W
odpowiedzi na te słowa u szczytu schodów pojawiła się panna Swift, która,
jak wspomniałem, zamieszkuje ten dom wraz z p. Lupinem. Jej strój, a
właściwie jego brak był dla panny Thorpe kolejnym poważnym wstrząsem, choć
moim zdaniem nie było powodu do tak histerycznej reakcji. Już sam pomysł
złożenia wizyty o dziewiątej rano był chybiony, a wyrwana ze snu panna Swift
mogła nie wiedzieć, iż jej przyjaciel nie jest sam. Słysząc przeraźliwy
krzyk, p. Swift wycofała się, rzucając w stronę p. Lupina coś w rodzaju
"Nie wiedziałam, że masz gości", co tylko potwierdza moje
przypuszczenia. Po kilku minutach niezręcznego milczenia p. Swift ukazała
się ubrana w zbyt dużą na nią szatę, należącą, jak się potem okazało, do p.
Lupina. Podobnie jak on wyraziła swoje zdumienie, iż minęły już dwa dni.
Wspomniała coś o oglądaniu przez ten czas jedynie sufitu, co przyprawiło p.
Lupina o chichot, a pannę Thorpe o nowy wstrząs. Przystąpiliśmy do
wypełniania kwestionariusza, jednak zmuszeni byliśmy je przerwać już przy
punkcie trzecim, brzmiącym "Data ostatniej przemiany". Pan Lupin
bowiem oznajmił niefrasobliwie, że już od czterech miesięcy się nie
przemienia, co zawdzięcza eliksirowi preparowanemu przez p. Swift, i w
związku z tym ma nadzieję być wkrótce całkiem skreślonym z naszej
ewidencji.
Rewelację tę potwierdziła p. Swift, dodając, iż
preparat jest obecnie w fazie daleko zaawansowanych testów, a p. Lupin jest
jej, jak się wyraziła całując go, króliczkiem doświadczalnym. Pan Lupin
skorygował to, twierdząc, iż nie zgadza się na króliczka, ponieważ zwierząt
tych (od czasu, kiedy się nie przemienia i nie poluje) po prostu nie lubi.
Panna Swift widząc nasze niedowierzanie poprosiła p. Lupina o przyniesienie
listu Ministra Magii w tej sprawie - nasz gospodarz przyjął tę prośbę z dużą
ulgą, gdyż jak sądzę zamierzał przy okazji się ubrać, gdy jednak odwrócił
się w stronę schodów, mieliśmy możność się przekonać, że jego koszula jest z
tyłu znacznie bardziej zniszczona niż z przodu, w dodatku podniosła się,
odsłaniając wykonany magicznym flamastrem napis "Ex libris Andrei
S." na prawym pośladku. Po kolejnych przeprosinach p. Lupin udał się na
górę i powrócił z listem, owinięty w koc, ponieważ, jak wyjaśnił, jedyną
jego szatę ma na sobie p. Swift, a w mugolskich ciuchach chodził nie będzie.
List Ministra Magii, który odczytałem na głos, potwierdził słowa
p. Swift. Miałem świadomość, że spotykamy się z wydarzeniem mogącym raz na
zawsze zmienić los nieszczęsnych ofiar likantropii - i że być może wkrótce
nasze biuro stanie się niepotrzebne. Świadomy tego wstałem i złożyłem p.
Swift oficjalne podziękowania i gratulacje. Miałem nadzieję, że panna Thorpe
uczyni to samo, ona jednak zdawała się nie wiedzieć, co się dzieje dookoła
niej. Przypuszczam, że w stan ten wprawiły ją nie tylko ostatnie silne
wrażenia, lecz i perspektywa likwidacji Biura, któremu poświęciła całe swoje
życie. Wiadomość o wynalezieniu eliksiru, który zapobiega przemianom u
wilkołaków miała prawo być dla niej o wiele silniejszym wstrząsem, niż te
kilka nic nie znaczących wydarzeń, będących jedynie skutkiem naszej zbyt
wczesnej wizyty.
Zdawałem sobie sprawę, że od tej pory zajmowanie
się przypadkiem 32961 znacznie przekracza moje kompetencje, zaniechałem więc
wypełniania kwestionariusza i przeprosiłem za najście oraz za nietaktowne i
wysoce nieprofesjonalne zachowanie mojej starszej koleżanki. Pociągnięta
przeze mnie za rękaw panna Thorpe wstała, by się pożegnać, to samo uczynił,
być może zbyt gwałtownie, p. Lupin, na skutek czego koc opadł z niego wraz z
koszulą, co spowodowało u p. Swift atak śmiechu a u panny Thorpe nerwową
reakcję polegającą na wyskoczeniu przez otwarte okno i ucieczce w stronę
Jeszcze bardziej Zakazanego Lasu. Po dwóch godzinach poszukiwań i
zastosowaniu wielkiej ilości zaklęć znaleźliśmy pannę Thorpe zemdloną, pod
opieką pochylającego się nad nią jednorożca, który ku mojemu zdziwieniu nie
uciekł na nasz widok, a z p. Swift i - co dziwne - także z p. Lupinem
przywitał się w sposób bardzo familiarny. Po ocuceniu panna Thorpe nie była
oczywiście w stanie się teleportować, wezwaliśmy zatem pomoc ze szpitala św.
Munga. Panna Thorpe pozostaje tam do dzisiaj, jej stan wciąż się poprawia.
Gdyby, w związku z opisanymi wydarzeniami, zaszła potrzeba
jakichkolwiek dodatkowych wyjaśnień, jestem do dyspozycji w swoim biurze,
pan Remus Lupin zaś, wraz z panną Andreą Swift przebywają stale w domu prof.
Dumbledore'a w Jeszcze Bardziej Zakazanym Lesie. Obecne miejsce pobytu
panny Thorpe to pokój 234 w szpitalu św. Munga - tam też przesłałem jej
otrzymane poranną sową zaproszenie na ślub panny Swift i pana Lupina, który
odbędzie się za miesiąc w kaplicy zamkowej
Hogwartu.
Sporządził:
Charles J. Mountfick
kierownik Biura d/s
Pomocy Ofiarom Likantropii
przy Departamencie Kontroli i Regulacji
Magicznych Stworzeń Ministerstwa Magii.