W najbliższym czasie pojawi się tu więcej
opowiadań z tej serii.
Na początek historia pierwsza.
Opowiadanie zaczyna się wierszem Marii Pawlikowskiej -
Jasnorzewskiej. Informuję was o tym , żeby potem nie było, że
przywłaszczyłam sobie jej wiersz. Piosenki Perfectu, Wilków, Anny Jantar.
Tytułów chyba nie muszę podawać. Zresztą to nieistotne. Życzę przyjemnego
czytania i koniec dygresji
One step
Opowiadanie
dedykowane jest Lizie, która natchnęła mnie do napisania historii
pierwszej...
Moja miłość przeszła w wichr wiosenny -
W
wichr wiosenny - me szaleństwa w burzę -
W burzę - moja rozkosz w
dreszcz senny -
W dreszcz senny - moja wiosna w róże -
Z wichru
spłynie moja miłość nowa -
Miłość nowa - z burzy szał wystrzeli -
Szał wystrzeli - sen rozkosz wychowa,
Wiosna wstanie z różanej
kąpieli.
Spienione fale wzburzonego morza rozbijały się
gwałtownie o skalisty brzeg. Słońce chyliło się ku zachodowi, a pojedyncze
mewy przysiadały na kilku nie zalanych wysepkach.
Niebo mieniło się w
wielu kolorach. Czerwono - fioletowe chmury przeplatały się z różem i
granatem, tuż przy widnokręgu.
Na brzegu usiadła młoda dziewczyna.
Poprawiła długie, rude loki spływające kaskadą na blade ramiona. Nogi
schowała w fałdy butelkowo - zielonej sukni.
Patrzyła przed siebie,
ocierając co jakiś czas łzy spływające leniwie po policzkach. Wicher szalał
dalej, rozwiewając jej miedziane kosmyki we wszystkie strony. A ona
cierpliwie odsłaniała te, które uniemożliwiały patrzenie fale wykonujące
iście diabelski taniec.
Piekielna muzyka. Szum morza, świst wiatru.
Chłonęła ją całym ciałem. Całą swoją duszą.
Tylko to jej
pozostało… Już tylko tyle…
Wstała powoli i odwróciła się.
Zbliżały się do niej szare, ciężkie chmury.
Burza…
Stanęła na
krańcu skały. Przed nią rozciągało się tylko morze. Wielkie, bezkresne.
Skrywające w sobie nieodgadnione tajemnice.
Przesunęła się na sam skraj
brzegu. Kolejna spieniona fala uderzyła o niego, widowiskowo się
rozpryskując.
***
„Tell me now, what’s love
today
The holy war’s built a barricade
Between our
hearts”
Siedzenie na gałęzi nie należało do
najprzyjemniejszych rzeczy. Wystające sęki gniotły ją w plecy, a odrywające
się kawałki kory boleśnie raniły dłonie. Poprawiła nieznacznie pozycję i
jeszcze bardziej ukryła się w liściach. To nic, stąd było dobrze widać
wejście do jego domu. Wspaniałego, ogromnego domu.
Nieraz wyobrażała
sobie jak może być środku. Przestronne, jasne wnętrza. Na takiego właśnie
wyglądał. A może pełne drogocennych obrazów wielkich mistrzów, antyków.
A to co? Samochód? Ale nie jego. Pierwszy raz widzi ten pojazd na tym
podjeździe.
Odgarnęła kilka miedzianych loków zakrywających jej oczy i
przesunęła się, aby mieć lepszy widok.
Co to za…? Kobieta?!? W
takim samochodzie… Drzwi otworzyły się na oścież. On wyszedł. Uśmiecha
się… Jest taki przystojny… Zrób to jeszcze raz. Uśmiechnij się
choć jeszcze jeden raz..
Podszedł do jej samochodu i zamaszystym ruchem
otworzył drzwiczki. Kabriolet… Dopiero teraz to do niej dotarło. Ona
jest taka jak on… Bogata, z perspektywami na przyszłość. Ucieleśnienie
marzeń rodziców, ich niespełnionych ambicji.
Kobieta poprawiła chustę,
którą luźno oplotła łabędzią szyję, koloru porcelany. Przytulił ją mocno, a
ona wplotła w jego włosy swoje dłonie.
Ma piękne dłonie… Długie
szczupłe palce…
Pocałował ją delikatnie.
Nie, ona nie może na
to patrzeć. Dlaczego to właśnie ta kobieta, a nie ona?
Przecież za nią
też mężczyźni wodzą wzrokiem, a te wszystkie piękności mogą się schować.
Dlaczego?
Bo to nieprawda... Jest nikim...
„Here I
am
I wait for your love
Like an angel
I save light in my
heart”
Zebrała po raz kolejny kartki, które uporczywie
rozwiewał wiatr. Musi się czymś zająć… Musi, bo inaczej
zwariuje…
Miała przecież o nim zapomnieć. Ale to co się dzisiaj
stało.
Wpadła na niego, kiedy przechadzał się chodnikiem. Na szczęście
nie towarzyszyła mu ta blond piękność z kabrioletu.
Wracała właśnie od
koleżanki, którą kiedyś przypadkowo poznała w parku. Pomogła pozbierać
rozsypane owoce.
Nie wiedziała, że ona jest z ludzi jego pokroju. Teraz
zaprosiła ja na urodziny.
Otarła się o niego...Pięknie pachniał. Gdyby
ta chwila mogła trwać odrobinę dłużej. Gdyby mogła się w niego wtulić całym
ciałem.
I wtedy wyleciało mu z kieszeni zaproszenie. Takie samo jakie
ona ukryła w kieszeni.
Serce zatrzepotało jak ptak próbujący
rozpaczliwie uwolnić się z klatki. On tam będzie... I ona... Może wreszcie
ja zauważy...
Może to nie były tylko jej złudne marzenia...
„Czy w bezsilnej złości łykając żal
Dać się powalić
Czy się każdą chwilą bawić
Aż do końca wierząc, że
Los inny mu
pisany jest”
Światła przy wejściu raziły ją mocno w oczy.
Cholerny wymysł jakiegoś bogatego, który chyba płacił za mało za prąd.
Potknęła się, bo przed oczami latały jej czarne plamki. Efekt patrzenia na
te okropne żarówki.
Wpadka już przy wejściu…
Ktoś podał jej
dłoń i zaprowadził do środka. Wyjęła zaproszenie, a kelner pokazał jej,
gdzie ma iść. Nie była pierwsza. Kilka postaci snuło się leniwie po
parkiecie. Wypatrywała go uparcie. Ona wyrosła przed nią prawie natychmiast.
Podziękowała za przyjście… Wystudiowane maniery.
Przy nikłym
świetle lampy było widać kilka par tańczących obok stolików. Ktoś podał jej
dłoń i poprosił do tańca…
Nie, to nie może być prawda…
To niemożliwe, że jej sny się spełniły. To by było za piękne… Ale
to on…
Ujął jej rękę w swoją, a drugą objął smukłą talię…
Muzyka zdawała się otaczać ją ze wszystkich stron…
„Przetańczyć z tobą chcę całą noc
I nie opuszczę cię
już na krok
Czekałam jak we śnie, abyś ty objął mnie
Więc teraz już
wszystko wiesz”
Te kilka minut… najszczęśliwszy
moment w jej życiu. Niech to trwa wieczność.
Najprzystojniejszy partner,
najlepszy jakiego mogłaby sobie wymarzyć…
Przez ten czas był tylko
jej. Nie tej blondwłosej wymanierowanej kobiety.
Tylko jej…
Muzyka ustała… Od tak po prostu odszedł. Nic nie powiedział. Jej
ideał odchodzi tak bez słowa? Zostawia ją w takim stanie…
Wybiegła
szybko z pomieszczenia, wycierając łzy spływające jej po twarzy. Długie rude
włosy trzepotały za nią jak skrzydła. Zatrzasnęła drzwi i zbiegła po
marmurowych schodach prowadzących do tego pałacu pychy.
Świątyni
bezdusznych ludzi…
„Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny
zejść
Niepokonanym
Wśród tandety lśniąc jak diament
Być zagadką,
której nikt
Nie zdąży zgadnąć nim minie czas”
Kilka
dni później, właśnie dzisiaj, rankiem tego burzowego dnia przeczytała w
gazecie zaproszenie na ślub. Jego ślub…
Dla wszystkich ludzi,
których mieli przyjemność poznać.
A ona? Była jego zabawka przez
chwilę… Tylko przez chwilę, ale najpiękniejszą w jej życiu.
Zsunęła prawie całą stopę ze skały… Wystarczy tylko krok w
przód…
Morze zdradzi jej swoje tajemnice… Wzbogaci się o
jeszcze jedną…
O jej życie…
Zycie Kate - zagadki, której
nikt nie potrafił rozwiązać. Której nikt do końca nie poznał.
Wystarczy
tylko krok…