Nicky Gabriel
25.05.2004 14:12
- 1 -
Nowi uczniowie Hogwartu
zostali wprowadzeni na salę przez profesor McGonagall. Szli, w większości
wystraszeni, niektórzy zaskoczeni widokiem zaczarowanego sufitu,
przedstawiającego niebo, ale wszyscy tak samo zachwyceni. Profesor
McGonagall poprowadziła ich na środek sali i po jej krótkiej przemowie
rozpoczęła się ceremonia przydziału.
Severus Snape spojrzał po twarzach
przybyłych dzieci, bo w większości znał ich rodziców - chodził z nimi do
szkoły. Żadne z nich jednak nie przyciągnęło na tyle jego uwagi, by
poświęcił mu więcej czasu. I wtedy ujrzał to dziecko - tą najmniejszą z nich
dziewczynkę. Zamarł w bezruchu, prawie nie oddychając. To niemożliwe... po
prostu niemożliwe! A jednak. Te oczy... te włosy... nawet sposób
poruszania... To musiała być ona! Severus patrzył na nią tak
intensywnie, że wreszcie i ona na niego spojrzała. Ale skąd się tu wzięła?
Dziecko patrzyło mu w oczy, nie zwracając uwagi na to, co się dookoła
działo. Snape też przestał słyszeć cokolwiek. Czarne oczy... czarne włosy...
Dziewczynka patrzyła na niego bez emocji. To niemożliwe! Otrząsnął się.
To nie może być ona! Po prostu nie może!
Wreszcie, na samym
końcu profesor McGonagall wyczytała i jej nazwisko.
Dziewczynka usiadła
na krześle i czekała. Tiara ani drgnęła i milczała. Dziewczynka rozejrzała
się po sali, a jej twarz nie ukazywała żadnych emocji. Na sali zaczęło robić
się coraz ciszej. Choć była ona ostatnim uczniem, którego Tiara miała
przydzielić do jednego z czterech domów, to Tiara wahała się o wiele za
długo. Wreszcie ucichły wszystkie szepty. Wszyscy czekali z napięciem. A
Tiara nadal milczała. W pewnym momencie dziewczynka zaczęła coś szeptać, ale
nikt nie mógł rozróżnić jej słów. Potrząsnęła głową, marszcząc brwi. Tiara
nadal milczała. Dziewczynka odwróciła głowę w kierunku stołu Gryffindoru.
Znowu coś cicho powiedziała. Jednak Tiara milczała. Mijały minuty.
Dziewczynka ciągle siedziała na krześle, ale już nic nie szeptała. Po prostu
patrzyła przed siebie z dziwnym wyrazem oczu.
Wszyscy czekali. Tylko na
twarzy Snape'a powoli pojawiał się uśmiech. Teraz już był pewny, że to
na pewno ona. Nikt inny nie mógłby tego dokonać. Nikt inny nie potrafiłby
doprowadzić do wahania Tiary Przydziału. Snape patrzył z wyrazem triumfu na
to, co się działo. Spojrzał na Dumbledore'a dokładnie w tym samym
momencie, kiedy ten popatrzył na niego. W wzroku dyrektora widać było cień
niepewności. Snape ledwo zauważalnie potrząsnął uspokajająco głową. Jeśli to
była ona, to sobie poradzi. A to tylko pierwsza z prób, jakim będzie musiała
stawić czoło.
- Slytherin! - krzyknęła Tiara Przydziału.
Snape
pierwszy zaczął klaskać. Wyprzedził tylko o ułamek sekundy
Dumbledore'a...
Mi się jakoś nie podoba. Przypomina mi się
I tom, tuż przed Ceremonia Przydziału. Wszystko tak samo- zdziwienie uczniów
zaczarowanym sklepieniem, długie wahanie tiary. Mam jakieś dziwne wrażenie,
że owe dziewczę jest córką byłej dziewczyny Snape'a. Rzuciły mi się
jeszcze w oczy powtórzenia np. ,,tiara nadal milczała". Ale cóż, to na
razie tylko moje odczucia, zobaczymy, może fick się jeszcze rozwinie.
Nicky Gabriel
26.05.2004 13:20
- 2 -
Kilka miesięcy wcześniej
Tej nocy Draco Malfoy schodził właśnie po schodach dworu swoich
rodziców, kiedy usłyszał jakieś dziwne odgłosy dochodzące z ich kuchni.
Schodząc tam miał nadzieję znaleźć coś do picia - po przebudzeniu się z
jakiegoś snu, którego już nie pamiętał, postanowił ugasić pragnienie. Teraz,
stojąc w połowie schodów pomyślał, że to może skrzaty domowe, lecz brzmiało
to jakoś dziwnie; całkiem nie tak jak zazwyczaj. Żadnych postukiwań czy
tłuczenia garnkami. Zamiast tego jakieś dziwne szelesty.
Chłopak
najpierw poczuł znajome swędzenie w żołądku, które jednak trwało tylko
chwilę. Lubił to uczucie - była to pewna odmiana strachu. Ale przyjemna
odmiana strachu, nazywana przez niego "bezpieczną". Draco lubił
ten dreszczyk emocji, który zazwyczaj łączył się z jednoczesnym łamaniem
zasad. Draco jeszcze nie miał dokładnie sprecyzowanego kodeksu moralnego
(jakikolwiek on miał kiedyś być), ale całym sobą czuł, że zejście do kuchni
w tym momencie jest łamaniem jakieś reguły. Nie wiedział, co prawda, jakiej,
ale mimo to postanowił ją złamać. Położył, dłoń na balustradzie i powoli
zaczął schodzić po schodach. Stopnie nie skrzypiały, w przeciwieństwie do
tych w Hogwarcie, więc mógł się nie martwić o bezszelestne pokonanie
dzielącej go odległości. Potrafił chodzić cicho i teraz to wykorzystał. Gdy
doszedł do kuchni ujrzał smugę światła wychodzącą spod drzwi. Dotknął zimnej
klamki i otworzył je. Światło z żyrandola lekko go oślepiło, ale od razu
ujrzał przyczynę szelestów. Za stołem ktoś stał. I nie był to żaden skrzat.
Nie był to też nikt z jego rodziny.
Była to najpiękniejsza kobieta, jaką
młody Malfoy w swoim krótkim, acz treściwym życiu widział. Mogła być w wieku
jego matki, może trochę młodsza. Miała na sobie czarne ubranie, jakie
widywał tylko u mugoli. Na nogach miała mugolskie buty, które wydawały mu
się dziwnie praktyczne. Czarne, długie włosy spięła, ale były za długie i
opadały jej na ramiona. Miała czarne oczy, teraz lekko przymrużone. I była
piękna.
Draco przystanął w drzwiach i zawahał się. Jego dom był
chroniony wieloma zaklęciami, w szczególności zapobiegającymi teleportacji.
Skąd w takim razie ona się tu wzięła?
- Witaj Draconie - odezwała się
poważnie.
- Kim pani jest? - zapytał.
- Nazywam się Anna. Jestem tu,
po to by pokazać ci prawdę - odrzekła, patrząc mu przenikliwie w oczy.
-
Jak pani się tu dostała?
Anna wskazała ręką na stół. Leżało tam coś, co
dziwnie połyskiwało, ale Draco rozpoznał w tym pelerynę niewidkę. A to
znaczyło, że należała ona do świata czarodziei. Musiała się tu potajemnie
wślizgnąć, kiedy ktoś otworzył drzwi.
- Czego pani chce? - spytał,
zastanawiając się czy już nadszedł czas by wezwać kogoś dorosłego, ale nie
lubił tego. Wszyscy uważali, że każdą rzecz zawdzięcza ojcu. A to go
najbardziej denerwowało. Nie chciał uchodzić za nieudacznika. W wszystko
wskazywało na to, że będzie tak do końca jego życia. Jego nazwisko będzie
znane tylko dlatego, że jego ojciec był tym, kim był. Teraz miał okazję, by
pokazać, że sam jest w stanie opanować taką sytuację.
- W tym roku w
Hogwarcie wydarzy się coś, co zmieni wszystko. Coś, co zmieni porządek
znanego ci świata. Pytam cię, czy chcesz być tylko widzem, czy też chcesz
brać udział w tych zmianach i być za nie odpowiedzialnym?
Draco prychnął
pogardliwie. To było oczywiste, że wszystko się zmieni. Przez całe wakacje
ojciec tylko o tym mówił. Przynajmniej wtedy, kiedy wracał do domu, bo przez
większość czasu go nie było. Mówił, że musi załatwiać różne sprawy, ale
Draco doskonale wiedział, dokąd chodził jego ojciec. Nigdy go ze sobą nie
chciał zabrać na spotkanie śmierciożerców. Również tej nocy jego ojciec
został wezwany i nie było go od kilku godzin. Draco był pewny, że dałby
sobie radę. Miał przecież już zacząć piątą klasę nauki w Hogwarcie!
- Po której stronie pani stoi? - zapytał wprost.
Anna uśmiechnęła
się lekko, ale jej oczy pozostały bez wyrazu, jakieś takie smutne.
-
Pokażę ci, jeśli jesteś wystarczająco odważny, by ze mną pójść - sięgnęła po
pelerynę i wyciągnęła rękę wskazując na jakiś przedmiot leżący na stole.
Dopiero teraz go zauważył. Było to jakieś zużyte opakowanie.
- To
świstoklik? - spytał.
- Tak.
Draco spojrzał na siebie.
- Jestem
w piżamie - powiedział.
- Zajmiemy się tym na miejscu - stwierdziła.
Przerzuciła sobie pelerynę przez ramię, i część jej ciała zniknęła.
Wyglądało to dość dziwnie, ale nie zrobiło na nim wrażenia. Widywał to już
wielokrotnie. Jako bogata rodzina mieli w swoim posiadaniu wiele takich
peleryn.
Ale teraz przyszedł czas na podjęcie decyzji i Draco się nie
zawahał. Odwagi nigdy mu nie brakowało - czasami udawał, że się czegoś boi,
ale nigdy tak naprawdę nie czuł strachu. Podszedł do stołu i razem dotknęli
świstoklika. Wylądował na lekko ugiętych nogach. Takie podróże nie były
przyjemne, ale nie sprawiały mu trudności. Nawet za pierwszym razem się nie
przewrócił. Miał to we krwi.
Znaleźli się w jakimś starym, opuszczonym
domu. Przez okna wpadało światło księżyca i jego oczom ukazały się zapylone
i połamane sprzęty kuchenne. Wszystko było pokryte grubą warstwą kurzu.
Tylko na stole leżała walizka. Anna zbliżyła się do niej i wyciągnęła z niej
czarną szatę w jego rozmiarze.
- Ubierz to - rzuciła mu ją.
Dopiero,
kiedy skończył się ubierać, zauważył, że jest całkiem bezbronny. Co za
głupota! Nie wziął nawet różdżki!
- Nie będzie ci potrzebna -
powiedziała Anna.
Musiała się zorientować po jego minie, o czym
pomyślał. Ona sama wyciągnęła swoją różdżkę i stanęła koło niego. Wycelowała
w jego głowę, a on cofnął się gwałtownie, przerażony.
- Nie bój się -
powiedziała. - Nie użyję jej, jeśli mi na to nie pozwolisz. Wiesz, do czego
służy zaklęcie Secernus?
Kiwnął głową.
- Wiem - powiedział przez
zaciśnięte gardło. - Broni przed tym, by... - zająknął się. - Zabrania by
ktoś mógł czytać w myślach...
- Mogę?
Powoli kiwnął głową.
-
Secerno! - z jej różdżki wystrzeliło fioletowe światło i ugodziło go w
czoło. Poczuł dziwne gorąco w miejscu gdzie wniknęło światło i spojrzał na
matowe lustro wiszące na jednej ze ścian. Na jego czole widniał fioletowy
znak, przypominający kłódkę. Powoli rozmywał się, a kiedy potarł sobie skórę
całkiem zniknął. Czuł się tak, jakby ktoś zamknął go w jakimś ciasnym
pomieszczeniu. Wiedział, że jest to jedno z najsilniejszych zaklęć i tylko
niewielu czarodziei go potrafi rzucić. Nawet jego ojciec go nie potrafił
rzucić.
- Co teraz? - spytał, a jego własny głos wydał mu się dziwnie
odległy.
Anna sięgnęła do kufra i wyciągnęła długą czarną pelerynę. W
drugiej ręce trzymała maskę. Podała mu je, a sama wyciągnęła drugi taki sam
komplet.
- Ubierz to.
Draco patrzył zlękniony na strój śmierciożercy
- bo to trzymał w dłoniach. Nie był pewny czy chce to zrobić. Oczywiście
przez całe życie o tym marzył, ale teraz... kiedy to miało się spełnić...
nie miał przecież różdżki i... był sam... i nie wiedział nawet gdzie jest...
i w ogóle... Czuł jak ogarnia go groza. Przełknął ślinę i spojrzał na Annę.
Ona już ubrała pelerynę i teraz popatrzyła na niego.
- Draco... -
zbliżyła się do niego i położyła mu dłonie na ramionach. - Dasz radę -
powiedziała. - Wiem, że się boisz. Ja też się boję. Każdy się boi, kiedy tam
idzie. Ale idziemy tam. Bez względu na wszystko. Ty jeszcze nie musisz.
Jeszcze możesz podjąć inną decyzję. Ale chcę abyś poznał, co to znaczy,
zanim się zdecydujesz. Dziś możesz jeszcze powiedzieć: nie. Potem już tylko
śmierć będzie alternatywą.
Draco spojrzał na nią teraz już całkiem
przerażony. Przerażony nie tym, "co" powiedziała, ale tym
"jak" to zrobiła. Rozmawiała z nim jak z dorosłych mężczyzną.
Jeszcze nigdy nikt tego tak nie robił. Uświadomił sobie, że ta decyzja
będzie zależała tylko od niego. Nie od Crabbe'a i nie od Goyle'a,
którzy zawsze mu towarzyszyli. Nie od jego nauczycieli i nie od jego ojca.
To będzie tylko jego decyzja. Zacisnął zęby i założył pelerynę i maskę. Anna
uśmiechnęła się zachęcająco i założyła mu kaptur na głowę.
- Cokolwiek
się stanie - powiedziała. - Cokolwiek się stanie, pamiętaj, że nie masz na
to żadnego wpływu. Nie odzywaj się i nie ruszaj się. Po prostu patrz. To się
skończy. Cokolwiek to będzie... skończy się! - uścisnęła mu ramię
dodając tym otuchy i ruszyła przed siebie, a on poszedł za nią. Wyszli z
domu i zaczęli schodzić jakąś wąską drogą w ciemną dolinę. Draco szedł nie
patrząc dokąd idzie, ani co się dookoła niego dzieje. Na dnie doliny widział
krąg ciemnych postaci i słyszał jakieś rozdzierające krzyki. Już nawet nie
czuł mdłości w żołądku. Nie czuł nic. Strach, jaki go ogarnął był tak
potężny, że nie zostało miejsca na nic innego. Uświadomił sobie, że nie
czuje już nawet tego strachu. Był przekonany, że musiałby oszaleć, gdyby,
choć na moment, pozwolił sobie na jakiekolwiek uczucie.
Kiedy doszli do
skupionych w kręgu postaci, zakapturzeni czarodzieje rozstąpili się przed
nimi i Draco ujrzał jakąś postać leżącą na ziemi pośrodku kręgu. Miała
zdartą maskę, ale była jeszcze ubrana w pelerynę śmierciożercy. Rozpoznał go
od razu, ale z przerażeniem zauważył, że nad postacią stoi jego ojciec. Też
miał zdjętą maskę, ale trzymał w dłoniach różdżkę. Jego jasne, długie włosy
wyglądały spod kaptura. Lucjusz Malfoy nie zwracał jednak uwagi na
nowoprzybyłych. Patrzył gdzieś przed siebie. Draco również tam spojrzał i
wtedy to, po raz pierwszy, ujrzał Czarnego Pana...
Nicky Gabriel
01.06.2004 13:28
Witam serdecznie!
Jako, że
jestem tu nowa, najlepiej będzie, kiedy się przedstawię. Nazywam się
Weronika i jestem ze Śląska. Znalazłam to forum dwa tygodnie temu i od razu
się zakochałam. Jest tu wspaniale! Niewiele jest miejsc, gdzie spotykają
się tak fajni ludzie.
Bardzo lubię czytać fanfiction i cieszę się, że
Was znalazłam. Ale lubię też pisać, dlatego postanowiłam coś tu umieścić.
Niestety mam modem i nie mogę zbyt często korzystać z Netu :-(
Dlatego
proszę o wyrozumiałość.
Odnosząc się do tego, co Nutella napisał/a:
oczywiście, że mi chodziło o podobieństwa. Nie jestem J.K.Rowling, a więc
tylko tak mogę jej "dorównać". Ale zaskoczyło mnie skojarzenie, że
ta dziewczynka może być córką byłej dziewczyny Snape'a ;-)
Na to bym
nie wpadła ;-)
Niestety, skojarzenie błędne... ale blisko ;-)
I bardzo
się cieszę, że to wyznanie jest tak szczere. Dlatego Was wybrałam. Nikt tu
nie słodzi. Pierwszy komentarz i już "A mi się jakoś nie podoba".
Nie będę się załamywać tylko się poprawię.
Proszę o więcej takich
komentarzy! Wyrazy uwielbienia i podziwu umiem sama do siebie słać
;-)
Ok, teraz następna część. Zapraszam do czytania.
Aha, jeszcze
jedno: to opowiadanie mam miejsce po Czarze Ognia. Zaczęłam je pisać zanim
przeczytałam piątą część, a teraz nie chcę zmieniać tej koncepcji. Potrzebne
mi są pewne wątki i osoby, dlatego uprzedzam o
tym.
---------------------------------------------
- 3
-
Po zakończonej powitalnej uczcie, Severus Snape wstał od stołu
nauczycielskiego z zamiarem udania się do swojej komnaty, kiedy usłyszał za
sobą wołanie jednego ze swoich uczniów:
- Panie profesorze... - głos
Draco Malfoy'a był, jak zawsze, pełny pewności i zdecydowania.
-
Panie Malfoy?... - Snape odwrócił się lekko zaskoczony.
- Czy mógłbym z
panem porozmawiać?
Snape zmarszczył brwi. Nie miał ochoty na żadne
rozmowy, szczególnie teraz, kiedy musiał parę spraw przemyśleć. Nie lubił
niespodzianek, a pojawienie się tu tej dziewczynki było dla niego pewnego
rodzaju sensacją. Jednak we wzroku syna Lucjusza Malfoy'a ujrzał coś, co
go zastanowiło. Chłopak prawie dorównywał mu już wzrostem. Jednocześnie
Snape był opiekunem Slytherinu i powinien wysłuchiwać każdego ze swoich
uczniów, jeśli ten prosił go o pomoc. Szczególnie, jeśli był to właśnie ten
uczeń.
- Oczywiście - powiedział i wyciągnął rękę, wskazując na wejście
do lochów.
Malfoy ruszył za nim bez wahania. Zeszli po schodach i Snape
skierował się do swojego biura. Było tam przyjemnie ciepło, co trochę
kontrastowało z tymi, zimno wyglądającymi, murami piwnicy. Snape zamknął
drzwi i zachęcił ruchem dłoni, aby Draco usiadł w jednym z foteli, ale
chłopak stanął pośrodku pokoju i spojrzał wnikliwie na swojego nauczyciela.
- Pan był kiedyś śmierciożercą, prawda? - zapytał Draco zanim Snape
zdążył przejść do swojego biurka.
Snape zmierzył go wzrokiem.
- Tak.
Byłem kiedyś śmierciożercą - przyznał. Draco był wystarczająco dorosły, by
zmierzyć się z taką odpowiedzią. - Kto panu o tym powiedział? Ojciec?
Draco potrząsnął głową.
- Nie - zaprzeczył. - Jest pan nim nadal?
Snape zmrużył oczy. Wiedział, co powinien powiedzieć. Przygotował się na
taką rozmowę, z kimkolwiek miała być prowadzona, już dawno temu. A fakt, że
był to właśnie młody Malfoy, który był bardzo dobrze zorientowany w
sytuacji, tylko ułatwiał sprawę.
- Niewielu wierzy w powrót Voldemorta -
stwierdził.
Draco nawet nie drgnął, gdy usłyszał to imię.
- Ja wiem,
że on wrócił - oznajmił lakonicznie. - Ale muszę znać odpowiedź! -
powiedział twardo. - Czy jest pan nadal śmierciożercą?
Snape nie
spuszczał z niego wzroku. Wiedział, że nie może dać odpowiedzi twierdzącej
swojemu własnemu uczniowi, ale jednocześnie Draco Malfoy był synem Lucjusza
Malfoy'a, a ten znał prawdę. Oparł się, więc o biurko i lekko
uśmiechnął.
- Znasz odpowiedź - po raz pierwszy zwrócił się do niego nie
używając zwrotu "pan". - Nie można przestać być śmierciożercą.
Wtedy stało się coś dziwnego. Draco zamrugał powiekami, a usta mu
zadrżały. Opanował się jednak w ułamku sekundy, choć Snape zarejestrował, że
z jego oczu zniknęła cała pewność siebie.
- Rozumiem - powiedział
udając, że takiej odpowiedzi się spodziewał, ale Snape był zbyt dobrym
znawcą ludzi by nie zorientować się, że Draco miał nadzieję, usłyszeć coś
wręcz przeciwnego. Dziwne. - W takim razie, dziękuję panu... - ruszył do
drzwi, ale Snape powstrzymał go.
- Draco...
Chłopak przystanął i
odwrócił się.
- Tak?
- Usiądź.
Draco spojrzał mu odważnie w
oczy, ale usłuchał i usiadł w fotelu.
- Jestem pewny, że przyszedłeś tu
w konkretnym celu - odezwał się Snape, pochylając się nad nim. - Znam ten
cel. Nie rozumiem, dlaczego nie zwróciłeś się z tym do ojca, ale kiedy już
tu jesteś, zastąpię go. Posłuchaj mnie uważnie i zrób z tym, co usłyszysz
to, co uznasz za stosowne.
Draco skinął głową w skupieniu, spijając z
jego ust każde słowo.
- Dobrze jest mieć alternatywę - kontynuował
Snape, nie spuszczając z niego wzroku. - Ale dla śmierciożercy nie ma
alternatywy. Albo jest się śmierciożercą, albo jest się... martwym. Wielu z
nas uniknęło Azkabanu wyłącznie dlatego, że istnieje coś takiego jak
Imperius. Jednak takie wytłumaczenie jest dobre tylko dla ministerstwa. Sam
o tym doskonale wiesz. Tak jak wie o tym twój ojciec i... Voldemort. Stoisz
przed trudną decyzją - Draco drgnął, ale Snape położył mu dłoń na ramieniu.
- Nie wiem, kto ci to zaproponował, jakkolwiek nie był to twój ojciec. Tego
jestem pewny. Nawet mu o tym nie powiedziałeś. Nie wiem, dlaczego, ale to
już twoja własna decyzja. Masz szesnaście lat, a to znaczy, że jesteś prawie
dorosły. Wiedz, że masz trzy drogi. Możesz stać się taki jak twój ojciec...
i ja. Możesz też stanąć po stronie drugiego najpotężniejszego czarodzieja
naszych czasów - Snape zanotował w pamięci, że wyraz twarzy Draco się nie
zmienił, kiedy przedstawiał mu tą ewentualność. - Albo możesz stanąć po
swojej stronie i być wiernym tylko sobie. Z tego możesz mieć najwięcej
korzyści, ale ta droga jest najbardziej niebezpieczna. Nie wiem jak długo
będziesz umiał zapewniać obie strony o swojej lojalności - milczał przez
chwilę, pozwalając swojemu uczniowi zrozumienie do końca, tego, co chciał mu
przekazać. - Zastanów się nad tym. Nie ma innego wyjścia. Nie możesz
pozostać neutralny. Musisz się zdeklarować - znowu na chwilę przerwał, a
kiedy Draco wciąż milczał, kontynuował. - Jeśli wybierzesz pierwszą drogę,
trudno będzie ci się z niej wycofać. Nie jest to niemożliwe, ale jest
niełatwe. Zaś dwie pozostałe pozwalają... zmienić zdanie.
W oczach
Malfoy'a pojawił się dziwny wyraz. Coś jakby ulga? Snape doszedł do
wniosku, że musiało mu się przywidzieć.
- Dziękuję, panie profesorze -
powiedział matowo. - Czy mogę już iść?
Snape odsunął się od niego i
wskazał ręką drzwi.
- Oczywiście.
Draco wstał i ruszył do drzwi, ale
Snape jeszcze raz go przywołał.
- Porozmawiaj ze swoim ojcem -
powiedział. - Od niego powinieneś zacząć.
- Właśnie z nim jednym nie
mogę - wyznał Draco dziwnym głosem i wyszedł.
Eironeia
21.07.2005 19:28
Zaciekawiło mnie. Wręcz bardzo. A szczerze mówiąc, to zżera mnie ta ciekawość! Zaczęłaś bardzo tajemniczo, a ja lubię takie tajemnice.
Co do błędów, to najgorsze są powtórzenia.
QUOTE
niewielu czarodziei go potrafi rzucić. Nawet jego ojciec go nie potrafił rzucić
Obrzydliwe powtórzenie. Brr... Radziłabym Ci przeczytać opowiadanie na głos, wtedy najlepiej wyłapiesz zgrzyty tego rodzaju.
Masz ładny styl, ale trochę za szybko lecisz z akcją. Zwolnij. Skoncentruj się na opisach, których jest dość mało. Daj czytelnikowi czas, by się dłużej zastanawiać i umierać z ciekawości, co ktoś odpowie lub co zrobi. To bardzo zachęca. Jednak, pamietaj, nie można też przesadzać w drugą stronę.
Wielki plus masz u mnie za to, że nie robisz dużo błędów interpunkcyjnych. Mignęły mi gdzieś chyba jeden czy dwa niepotrzebne przecinki, gdzieś brak, ale ogólnie brawo. Dla mnie wartość opowiadania to jego interpunkcja.
Co mi się jeszcze rzuciło w oczy...
QUOTE
Malfoy'a
Powinno być Malfoya. Apostrof stawiamy tylko tam, gdzie jednej litery sprzed tego znaku się nie wymawia. W przypadku nazwiska "Malfoy" wymawia się wszystkie, więc w odmianie apostrof jest zbędny.
No, to chyba na tyle. Pozdrawiam i czekam na więcej!!!