Help - Search - Member List - Calendar
Pelna wersja: When Angels Deserve To Die [ZAK] do LW
Magiczne Forum > Harry Potter > Fan Fiction i Kwiat Lotosu > W Labiryncie Wyobraźni
iney
Father
Into your hands
I commend

my spirit

Why have you forsaken me
In your eyes forsaken me
In

your thoughts forsaken me
In your heart forsaken...

Trust in my

self righteous suicide
I cry when angels deserve to die...



System of a down “Chop suey”






Doskonale pamiętała ich pierwsze spotkanie. Nie mogłaby zapomnieć.

Zapomnieć tej chwili, kiedy zmieniło się jej życie.
Do momentu, kiedy go

poznała, była tylko jedną z wielu dziewczynek o ogromnych, przerażonych

oczach. Jedną z wielu wychudzonych pacjentek jednego z wielu identycznie

smutnych szpitali. Ale potem wszystko się zmieniło. Bo to ją wybrał Anioł.

To na krawędzi jej łóżka przysiadł pewnej nocy. To na nią spojrzał, to do

niej powiedział...

- Witaj, moja piękna.
Jej twarz przybrała wyraz

zdumienia na widok nieznajomego chłopca w dziwnie migoczącej, jasnej tunice.

Od razu poznała, że nie jest stąd. Wszyscy ludzie tutaj byli jakby

przygaśli, mieli poszarzałe twarze i spowolnione ruchy. On nosił w sobie

światło.
- Kim jesteś?
- Jestem twoim Aniołem.
Dopiero teraz

zauważyła jego skrzydła. Ogromne, śnieżnobiałe, pokryte misternym wzorem

piór...
- Aniołem Stróżem?
Uśmiechnął się lekko.
- Można to tak

ująć... Choć osobiście wolę określenie

„przyjaciel”.
„Przyjaciel”... Nigdy dotąd nie

miała przyjaciela. Anioł był pierwszym.
I pozostał ostatnim.

Gdy

była mała, miał wygląd cherubina o pełnych policzkach i śmiejących się

oczach. Dorastał wraz z nią. Obserwowała, jak się zmienia, nie raz zadając

sobie pytanie, czy robi to tylko dla niej, czy to stworzona przez niego

iluzja, czy też on naprawdę rośnie? Jakby był zwykłym człowiekiem! Nigdy

nie bawiła się z nim tak jak z innymi dziećmi. Czasem rozmawiali, ale

przeważnie tylko patrzyli na siebie. Nawet go nigdy nie dotknęła. Nie

wiedziała, czy jest ciepły, czy jego skóra jest gładka. Tylko patrzyła. A on

czasem się uśmiechał. To wystarczało. Byli szczęśliwi. Obojętnie, jak

dziwnie spoglądali na nią czasem sąsiedzi z sali, jak kpili z niej znajomi,

jak nie mogła zrozumieć jej matka... Była szczęśliwa.
Dni płynęły,

wszystkie nieznośnie podobne do siebie. I noce – również podobne jedna

do drugiej, ale o ileż szczęśliwsze! Wypełnione intensywną obecnością

jej przyjaciela. Intensywną, pomimo ulotności Anioła, pomimo tego, że czasem

wątpiła, czy jest on tak samo realny jak jej białe prześcieradło lub czarny

kot. Czasem zdawało jej się, że jest widmem, duchem. Lub może nawet nie

istnieje, może egzystuje tylko w jej chorej wyobraźni?
Przeważnie nie

dopuszczała jednak do siebie takich myśli. Wystarczyło jedno spojrzenie w

jego głębokie, jasnobłękitne oczy i już wiedziała, co jest prawdziwe, co

jest ważne, najważniejsze dla niej. Dlatego wraz z nastaniem świtu wcale nie

chciała się z nimi rozstawać...
Zaczęła malować. Jeden za drugim

powstawały obrazy – przedstawiające oczy, skrzydła, barki, włosy,

nadgarstki... Fragmenty jego ciała, a z czasem i jego samego, całego, w

białej szacie. Czuła, że nie umie oddać do końca tego piękna, jakie widuje

co noc, ale dalej malowała. Jej obrazy wzbudzały coraz większy zachwyt. Ktoś

kiedyś napomknął, że chciałby je kupić. Jednak ona od początku wiedziała, że

nie są na sprzedaż. Nawet jeśli miałoby to pomóc zgromadzić pieniądze na jej

operację. Nawet wtedy.
Tymczasem coraz intensywniej obserwowała

przyjaciela. Zauważyła, że niepostrzeżenie dla stał się mężczyzną.

Szczupłym, silnym, o jasnej skórze, długich złotych włosach i wciąż

dziecięco naiwnych oczach. Ona też dorosła. Dojrzała. Dostrzegała w lustrze

pewne zmiany. Zmiany na lepsze. Niektórzy mówili nawet, że jest całkiem

ładna. Ale cóż obchodziło ją ich zdanie? Anioł już dawno, już przy ich

pierwszym spotkaniu nazwał ją piękną. On jeden wiedział i rozumiał. On

jeden.

To był dzień jej urodzin. Nie pamiętała, których. Nie miało to

najmniejszego znaczenia. Choć inni przywiązywali do nich chyba jakąś

szczególną wagę. Jakby liczby mogły grać jakąkolwiek rolę w jej

życiu.
Był tort, prezenty, życzenia. Za oknem - cichy, śnieżny krajobraz.

Ze zdziwieniem spostrzegła, jak wiele osób uważa się za jej przyjaciół.

Zastanowiło ją to. Przecież oni tak niewiele dla niej znaczyli. Stwarzali

tylko pozory, całą gęstą i poplątaną sieć pozorów, otaczającą ich niczym

jakaś widmowa pajęczyna. Była dla nich z jakiegoś powodu atrakcyjna, więc

starali się często pokazywać w jej towarzystwie. Podziwiali ją chyba na swój

sposób. Adorowali nawet. Ale ich zachwyty były wyrachowane i nieszczere.

Tylko matka pozostała prawdziwa. Wysoka kobieta o spracowanych dłoniach i

nieżyczliwych, zaciśniętych ustach. Była sobą. Zwłaszcza wtedy, gdy mierzyła

ją lekceważącym wzrokiem, nie wierząc ani jednemu słowu opowieści o

Aniele... Na swój sposób dotykało ją to niedowierzanie. Choć i tak było

lepsze niż wszechobecna obłuda.

Ułożyła się tego wieczoru na łóżku,

wyczekując ze zniecierpliwieniem swojego przyjaciela. Nadchodził

najpiękniejszy moment dnia, chwila, dla której rano wstawała, dla której

otwierała oczy i wciągała do płuc powietrze. Dla której żyła. Leżała

spokojnie, pomimo wzbierających w niej emocji. Jej pierś unosiła się pod

cienką kołdrą w rytm miarowego oddechu.
Po chwili jednak wstała, podeszła

do toaletki i wyciągnęła flakonik matczynych perfum. Skropiła nimi szyję i

nadgarstki. Pachniały różami. Czując, że to niewystarczająca ozdoba,

sięgnęła po krwistoczerwoną szminkę leżącą na stoliku. Pociągnęła nią usta,

jednak jedno spojrzenie w lustro przekonało ją, że nie był to dobry pomysł.

Poczuła na plecach chłodny powiew. Nadchodził. W panice starła pomadkę

rękawem białej koszuli.
Stanął za nią. Zobaczyła go w lustrze. Był

nieziemsko piękny...
Nagle zapragnęła go dotknąć. Zdała sobie sprawę, że

przecież zawsze tego chciała. Dlaczego w takim razie jeszcze nigdy nie

zdobyła się na odwagę? Musiała go dotknąć, tak, musiała się

przekonać...
Położył rękę na jej ramieniu. Przeszedł ją dreszcz.
-

Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin – wyszeptał prawie

niedosłyszalnie.
Wstała, ale tak, by nie musiał cofać dotykającej jej

dłoni.
- Dziękuję...
- Chciałbym ci coś podarować, moja piękna.
Już

miała spytać, jakiż to prezent jej przyniósł, kiedy nagle zrozumiała. To on.

To on był tym podarkiem. I fakt, że mogła go dotknąć.
Objął ją w talii i

zbliżył usta do jej ust. Kiedy się pocałowali, zakręciło jej się w głowie,

ale jego silne ręce powstrzymały ją przed upadkiem. Ułożył ją na łóżku.

Przyciągnęła go do siebie i jeszcze na moment ich usta złączył pocałunek.

Potem on ściągnął szatę przez głowę i po raz pierwszy ujrzała go nagiego.

Był absolutnym ideałem. Jak Dawid Michała Anioła, tyle że żywy i

prawdziwy... Jego czułe dłonie powoli ją rozebrały. Był tak blisko, czuła

jego gorący oddech na swym policzku, a dotyk piór pokrywających jego

skrzydła przyprawiał ją o gęsią skórkę. Zadrżała z emocji, kiedy zaczął

głaskać ją po włosach, cały czas patrząc jej w oczy z wyrazem absolutnego

oddania. Przylgnęła na chwilę do jego szczupłej piersi. Potem znów się

pocałowali, długo i namiętnie... Pragnęła go wszystkimi zmysłami, płonęła z

niecierpliwości. Ujęła jego twarz w dłonie i powiedziała mu o tym

spojrzeniem.
Kiedy to się stało, cały świat zawirował. Nie czuła bólu,

choć może i bolało, czuła tylko rozkosz sięgającą gwiazd. Widziała błękit...

Niebo? Raczej morze. Morze w jego oczach, ogrom miłości, którą właśnie sobie

uświadomili i która wypełniała ich całkowicie.
Powoli opadł na

prześcieradło koło niej. Przysunęli się do siebie jak najbliżej. Jego

skrzydła łaskotały ją w ramię. Uśmiechnęła się do niego

delikatnie.
Odwzajemnił uśmiech.
- Nazywam się... – powiedział

– nazywam się Theruel.

To był ostatni raz, kiedy go widziała.

Noc, kiedy wyjawił jej swoje imię i opuścił ją na zawsze. Z początku sama

się okłamywała, wmawiała sobie, że na pewno wróci, że musi wrócić. Nie

wracał. Każdy dzień wstawał smutniejszy, z każdym dniem pojawiały się

kolejne pytania. Setki pytań bez odpowiedzi. Podarował jej siebie, podarował

jej swe imię, dlaczego więc odszedł? Płakała długo, łudząc się, że wzruszą

go jej łzy i zjawi się, by je otrzeć. Nigdy wcześniej nie pozwoliłaby sobie

na takie okazywanie słabości. Nigdy wcześniej nie była aż tak nieszczęśliwa.

Bo do tej pory był zawsze przy niej. A teraz zostawił ją – zupełnie

samą ze wspomnieniem owej nocy i z dręczącą ją tęsknotą. Jej duch i ciało

więdły powoli w oczekiwaniu na ożywczy powiew wiatru, który miały wywołać

jego skrzydła. Wszyscy wokół pytali, co się stało, choć tak naprawdę wcale

ich to nie interesowało. Może tylko jej matkę. Ale ona przecież nie wierzyła

w Anioły... Inni przywoływali na twarze wyraz współczucia, w rzeczywistości

mając za nic jej ból i cierpienie. Nie – nie miała komu o tym

powiedzieć.
Była już dorosła i stwierdziła w końcu, że musi zerwać z

dotychczasowym życiem. Ze wszystkim, co przypominało jej Theruela...


Wyprowadziła się z miasta, na zawsze pozostawiając za sobą szpital, w

którym go spotkała i dom, w którym oddał jej siebie samego. Chciała odciąć

się od wspomnień, a mimo to zamieszkała nad morzem, które przypominało jej

zawsze oczy Anioła. Była to dla niej tortura, a zarazem rozkosz. Słony wiatr

wiejący od strony plaży suszył słone łzy na jej policzkach. Pewnego dnia

przestały one płynąć, jednak pustka w sercu pozostała. Było tak samo puste

jak jej nowy dom – bardzo duży, jednak w ogóle nie umeblowany. Pomimo,

że miała na to pieniądze, postanowiwszy wcześniej sprzedać wszystkie swoje

obrazy. Wszystkie oprócz jednego.
Ten jeden jedyny, który sobie

pozostawiła, stanął w największym pokoju. Namalowała go rankiem po tamtej

nocy. Wyjątkowo nie przedstawiał Theruela – na białym tle rozkwitała

plama czerwieni. Czy była to róża na śniegu? Czy też szminka jej matki na

białej koszuli nocnej? Albo krew na prześcieradle? Krew na jego skrzydłach?

Nie wiedziała. Było to jedno z wielu pytań, mających na wieczność pozostać

bez odpowiedzi.

Pewnego smutnego zimowego poranka snuła się jak

zwykle bez celu po ogromnych, nagich pokojach jej domu. Przystanęła przy

oknie i wyjrzała przez nie. Krajobraz, który ukazał się jej oczom,

namalowany był zaledwie dwoma barwami – wszystko było białe lub

czarne. Morze i plaża, ziemia i śnieg, nawet gałęzie świerków przed domem

wyglądały jak zwęglone ręce przykryte okładem z waty... Na niebie powoli

przesuwało się chorobliwie blade słońce. Ona też była chora. Bardzo chora

– na duszy i na ciele.
Poczuła ostry ból w brzuchu. Upadła na

podłogę. Gdy próbowała się podnieść, przed jej oczami pojawiło się coś

czarnego... Czarne pióro opadło na jasne, lakierowane drewno. Powoli uniosła

wzrok do góry.
Był wysoki. I czarno – biały. Miał na sobie

śnieżnobiałą szatę, jednak jego włosy i skrzydła lśniły przytłaczającą

czernią, a jasne oczy wypełniały ciemne, rozszerzone źrenice. Znów odwiedził

ją Anioł. Ale nie ten, którego oczekiwała.
Na usta cisnęło jej się

pytanie o tożsamość gościa. Mimo to, nie spytała. Nie była już naiwnym

dzieckiem. Imiona nie miały już dla niej żadnego znaczenia, o nie... Usiadła

w fotelu. Anioł nie poruszył się. Długo tak trwali bez słowa, a ona coraz

bardziej oswajała się z jego niezwykłym wyglądem. Może nawet zaczął trochę

przypominać jej... Theruela?
Nagle poruszył się i podszedł w jej stronę.

Ukląkł przed nią, ciągle milcząc. Położyła drżącą dłoń na jego

głowie...
Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Pocałował ją

chciwie, a ona jak oszalała zdarła z siebie ubranie. Tak bardzo za tym

tęskniła. Tak bardzo tego chciała. Szukała w nim rozkoszy, jakiej zaznała

tamtej nocy, szukała spełnienia i uczucia. Był bardzo namiętny. I bardzo

niecierpliwy... Brakowało mu delikatności jej Anioła. Jednak ekstaza

stłumiła w niej obawę, strach przed bólem i przed tajemniczym

nieznajomym.
Chwilę później leżała już na łóżku, oddychając ciężko.

Kręciło jej się w głowie, jednak nie było to przyjemne oszołomienie.

Czarnowłosy Anioł wstał i ubrał się.
- Chodź – spojrzał na nią z

ukosa, zmierzając w stronę drzwi.
Całkowicie zrezygnowana i bezwolna

ruszyła za nim. Gdy wyszli na zewnątrz, wiatr na moment odebrał jej oddech i

wycisnął łzy z oczu. Było jej zimno. Podążając za Aniołem, nie rozglądała

się wokoło. Szła jak ogłuszona, zszokowana tym, co zrobiła. Nie zauważyła,

że krajobraz wokół niej zaczął się zmieniać. Tam, gdzie Anioł stawiał swą

bosą stopę, śnieg topniał, odsłaniając nędzę nagich drzew i przykrytej

zgniłymi liśćmi ziemi. Po chwili zdała sobie sprawę, że jest na plaży.
-

Popatrz – Anioł skierował dłoń w stronę morza. Jego oczy o

nienaturalnie dużych źrenicach były pozbawione wyrazu.
Posłusznie

spojrzała we wskazanym przez niego kierunku. Z wody wyrastał szereg dziwnych

konstrukcji odcinających się od błękitnego tła. Nie widziała ich zbyt

dokładnie. Niebo zaczęło gwałtownie ciemnieć. Morze również. Fale były coraz

wyższe i bardziej gniewne...
I wreszcie zobaczyła.
Wzdłuż horyzontu

ciągnął się niemający końca szereg białych krzyży.
- Zbuntowane anioły...

– po raz pierwszy, odkąd go ujrzała, przybysz wypowiedział w jej

stronę więcej niż jedno słowo. Zmrużył oczy, w których pojawiła się

nienawiść. – To On je ukrzyżował!
Milczała, zbyt zdziwiona, by

coś mu odpowiedzieć.
- Kiedy przed powstaniem tego świata wznieciliśmy

rebelię, nie był w stanie jej zdusić. Było nas za dużo, byliśmy zbyt silni.

Wyzwoliliśmy się spod Jego tyranii. Wyzwoliliśmy się, by zacząć naprawdę

nienawidzić. I naprawdę kochać. A ci naiwni głupcy, którzy pozostali Mu

wierni... taki właśnie spotkał ich los.
Pokręcił głową z drwiąco-smutnym

uśmiechem.
- Wbrew pozorom jesteśmy bardzo podobni do was –

ciągnął. – Ulegamy słabościom, które stanowią o waszej istocie. Choć

wy myślicie, że jest inaczej... Ale my CHCEMY im ulegać. Pragniemy tego

najbardziej w świecie! Nawet, jeśli miałoby to oznaczać rezygnację z

Raju. On tego nie rozumie. I bezlitośnie karze tych, którzy – choć

przez wieki służyli mu wiernie niczym psy – w końcu nie umieli oprzeć

się pokusie...
- Theruel... – wyszeptała zmartwiałymi wargami.

Nagle dojrzała go, zwisającego bezwładnie na jednym z krzyży.
- Theruel

również.
Ukrzyżowano go pośród innych Aniołów, wychudzonego i

poranionego, a mimo to – wciąż pięknego. Omdlałe ciało było białe jak

płótno. Tak bardzo cierpiał, widziała to, czuła, czuła ten ból, zupełnie

jakby to jej ręce i nogi przebito gwoździami...
- Popełnił najgorszą

zbrodnię – ciągnął zmienionym głosem czarny Anioł – pokochał

śmiertelniczkę, którą oddano mu pod opiekę. Pokochał ciebie.
Spojrzał na

nią. Zadrżała pod jego wzrokiem, wyrażającym fascynację pomieszaną z żalem i

nienawiścią.
- To ja... – powiedziała przerażona – to przeze

mnie...
- Tak – bezlitośnie przyznał jej rację. – Ukazał ci

się. Wyznał ci swoje imię i oddał ci się cały... Płaci za to teraz najwyższą

cenę.
- Nie wiedziałam...
Przez jej głowę przeleciał tysiąc

gorączkowych myśli, z których każda kolejna przynosiła większe cierpienie. O

jego miłości do niej, o jej niewdzięczności, o tych wszystkich dniach

wypełnionych rozterkami i tęsknotą, i o tej jednej pięknej nocy, za którą

tyle wycierpieli...
- Mój brat musiał cię bardzo kochać.
Powiedział

to cicho, jakby do siebie. Mimo to usłyszała. Brat... byli naprawdę podobni.

Tak różni, a jednak podobni. Ale przecież... jak mogła myśleć, że ktokolwiek

może zastąpić Theruela! Jego brat był tylko namiastką, substytutem,

nędznym odbiciem jej Anioła. Pomógł jej zdobyć chwilę przyjemności –

za cenę szacunku do samej siebie. A Theruel wisiał teraz na krzyżu...

również z jej winy.
Zakręciło jej się w głowie. Upadła na kolana. Ból

rozsadzał jej serce. Po stracie Theruela nie myślała, że można bardziej

cierpieć. Teraz ujrzała go ponownie, lecz nie przyniosło jej to nawet

odrobiny pocieszenia, a wręcz przeciwnie... Zaczęła łkać spazmatycznie i

rozorywać palcami zmoczony jej łzami piasek. Cała drżąc, rzeźbiła w nim

opowieść o niesprawiedliwości, której ofiarą się stali. Jak On mógł...

Ukarać za miłość! Ona popełniła błąd, ale to Theruela ukarano... Ten

wyrok... bezsensowny, bezlitosny i okrutny...
- A nazywają Go

miłosiernym! – krzyknął wyzywająco czarnowłosy Anioł. Zupełnie,

jakby odgadł jej myśli...
Jeszcze raz spojrzała na szereg krzyży

jaśniejących na tle ciemnego burzowego nieba. Theruel wisiał na jednym z

największych. Głowa opadała mu bezwładnie na pierś. Skrzydła Anioła

przypominały swym wyglądem zdeptane kielichy kwiatów, zerwanych w pełni

rozkwitu i bezlitośnie sponiewieranych. Po bladej skórze jego nagiego ciała

spływały niezliczone strużki krwi...
Wydało jej się, że Theruel drgnął, i

to sprawiło, że podjęła decyzję. Bez strachu podążyła na spotkanie gniewnego

morza. Fale zaczęły lizać jej bose, na wpół już zamarznięte stopy, a ona

wciąż szła w stronę krzyży. Lodowata woda sięgała coraz wyżej i wyżej, lecz

ona widziała tylko swego ukochanego. Szła wytrwale, obojętna na zimno i ból.

Jej poświęcenie zostało w końcu nagrodzone. Theruel uniósł z wysiłkiem głowę

i ich spojrzenia spotkały się. Wykrzyknęła jego imię...
- Moja...

piękna... – choć z trudem wymawiał słowa, na jego twarzy pojawiło się

coś na kształt uśmiechu.
Tymczasem sztorm rozszalał się na dobre. Z nieba

lunął deszcz, a po jej policzkach popłynęły łzy. Łzy radości ze spotkania.

Po chwili deszcz zmienił się w grad, który spadając z ciemnych chmur bez

litości siekł ciała Aniołów, prawie rzeźbił w nich bruzdy... Na

atramentowoczarnym niebie rozbłyskały raz za razem oślepiające błyskawice.

Wokół niej w szalonym tańcu miotały się morskie bałwany.
- Theruel...

Theruel... kocham...
Ostatnie jej słowa zagłuszył grzmot. Straciła grunt

pod nogami, lodowate morze zamknęło się nad jej głową. Nadal jednak

krzyczała, krzyczała bezgłośnie, pogrążając się w głębinie. On musi

wiedzieć...

Theruel, kocham cię!

Poczuła dziwny,

chłodny uścisk wokół nadgarstka, po czym coś jakby musnęło jej usta w

czułym, pożegnalnym pocałunku...
Woda wtargnęła do jej płuc. Straciła

przytomność.

***

W niedzielę dwójka kartografów

sporządzających mapę wybrzeża odnalazła na plaży w Karwi martwe kobiece

ciało. Sekcja zwłok wykazała, że kobieta była śmiertelnie chora, jednak zgon

nie nastąpił za sprawą choroby. Najprawdopodobniej była to próba samobójcza

lub nieszczęśliwy wypadek. Kobieta mogła utonąć, lecz możliwe też, że umarła

dopiero po wyjściu z wody – wskutek wycieńczenia i wychłodzenia. Nie

znaleziono przy niej żadnych dokumentów. Policja poszukuje krewnych lub

znajomych zmarłej.

Gazeta Wyborcza z dnia 4 grudnia 2003 roku


tequilla
Pikne...Podobało mi się jak nie wiem co.

Dostrzegam w tym opowiadanku sens alegoryczny, którym jednakże nie zamierzam

sie z nkim dzielić. Proszę, napisz wiecej takich!
Eva
Z lekka narusza to granice mojej wiary,

poniewaz wierze w milosierdzie Boga, ale podobalo mi sie. Jest to

opowiadanie dosc specyficzne, inne niz reszta (juz mam z lekka dosc

opowiadan o Potterze). Jestem pod wrazeniem przede wszystkim tego, jak

ladnie dopasowalas/les opowiadanie do tekstu SOAD'a. Szczerze

powiedziawszy gdyby nie ten cytat, to pewnie nie przeczytalabym tego. Nie

potrafie odpowiednio opisac moich odczuc, ale podobalo mi sie. Choc musze to

jeszcze przemyslec.
Seiya
Czytałem to już na Strefie...Piękne...Odbiera słowa...Zamieścisz ilustrację?
Itilien
Podoba mi się, na początku trochę

odrzucała mnie interpunkcja, ale potem to już nie miało znaczenia. Twoje

opowiadanie jest piękne w taki dziwny, a jednocześnie przyjemny sposób. Jest

na pewno inne od tego wszystkiego co jest na forum, to bardzo dobrze. Poza

tym bardzo ciekawy pomysł, miłośc do "tworu" Boskiego, moim

zdaniem niezwykłe.
iney
Tequilla: Opowiadań być może będzie więcej, ale nie wiem, czy podobnych. Pisanie o aniołach jest ostatnio bardzo modne - wydaje mi się, że jeden raz w zupełności mi wystarczy biggrin.gif Ale cieszę się, że ci się podobało.
Elvaralinde: Szczerze powiedziawszy, ja też jestem osobą wierzącą. I mam momentami wątpliwości, czy pisząc to opowiadanie, nie przekroczyłam pewnej granicy... Niemniej jednak nie było moim celem podważanie wiary w miłosierdzie Boga. A kwestie wypowiadane przez bohaterów nie wyrażają moich poglądów. Mimo wszystko cieszę się, że wzbudziłam w tobie niepokój i sprowokowałam do przemyśleń biggrin.gif Myślę, mam nadzieję, że to opowiadanie wcale nie jest takie jednoznaczne i każdy może je zinterpretować po swojemu.
Itilien: Chyba wiem, o co ci chodzi z tą interpunkcją... Jak patrzę z perspektywy czasu na to opowiadanie, to dziwi mnie, jak często można używać trzykropków tongue.gif tongue.gif tongue.gif Ja już tak mam. Raz juz część wykasowałam, teraz zrobiłam to ponownie, mam nadzieję, że jest troszkę lepiej.
Seiya: Oto i ilustracja biggrin.gif

user posted image

Zapomniałam dodać, że ten anioł nie jest bynajmniej mojego autorstwa biggrin.gif Narysowała go moja kochana Kasia, której chciałam za to bardzo podziękować czekolada.gif Choć ona sama przyznaje, że ilustracji brakuje wiele do doskonałości (m.in. konsekwentnie zaniedbano na niej siły grawitacji wink.gif ), mnie bardzo się podobała... W końcu zainspirowało ją moje opowiadanie biggrin.gif
Karen_White
Piękne... poprostu piękne.. Nie umiem tego

inaczej określic.. Dawno nie czytałam czegos tak pieknego.. Normalnie aż sie

rozkleiłam jak to czytałam
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/>
SSWk
Bardzo ładne, piszesz tak hmmm jakby to

nazwać tak... Nie, nie umiem. Ten fick ma swój urok, który sprawia, że jest

lekki jak mgiełka co sprawia, że gdy go czytasz odrywasz się od

ziemi.

width='95%' cellpadding='3' cellspacing='1'>
QUOTE

Pocałował ją chciwie, a ona

jak oszalała zdarła z siebie ubranie

class='postcolor'>
To mi się zbytnio nie spodobało.

Szkoda, że to jednopartówka, pisz więcej.
Smerfka
Może nie błysnę oryginalnością , ale co tam

- muszę pochwalić...a naprawdę jest co... Fick wg mnie bardzo dobry , wręcz

piękny - szczególnie zakończenie - aż się rozkleiłam [KAREN - NIE JESTES

SAMA
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'

/> ] i w ogóle gratuluję oryginalności...
SUPER !


src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'

/>
madziula
Eh......piękne...naprawdę masz talent...
Napisane pięknie i bardzo ciekawie.... nie tak prosto zwyczajnie...
Po prostu to opiwadanie ma w sobie to "coś" ....i...nakłanie do głebokiej refelksji.,.. smile.gif ....Mogę Ci chyba tylko życzyć dalszej weny...smile.gif
Galia
Naprawdę mi się podoba, szczególnie zkończenie-zaskoczyło mnie! To opowiadanie zdradza nieprzeciętny talent autorki i jej zdolność nieszablonowego myślenia. Pisz dalej, bo najlepsi pisarze to ci, kórzy szukają nowych dróg...

"Anioł"

Anioł stracił skrzydła
Opłakujesz jego czy siebie?
Straciłaś życie, odzyskałaś smutek
zacznij czuć jak człowiek
Ocalisz to co warte zapomnienia
porzucisz to co warte pamiętanie
Za miłość płaci się krwią
Za zdradę życiem
Za życie...
Za życie płaci się skrzydłami
Emily Strange
Mogę spokojnie powiedzieć, że jest to najpiękniejsze opowiadanie, jakie miałam dotychczas czytać. Literówki i inne błędy interpunkcyjne nie przeszkadzały mi w czytaniu bo po prostu ich nie zauważałam. Mam nadzieję, że napiszesz coś więcej, coś równie pięknego i zwiewnego smile.gif
To jest "lekka wersja" zawartosci forum. By zobaczyc pelna wersje, z dodatkowymi informacjami i obrazami kliknij tutaj.

  kulturystyka  trening na masę
Invision Power Board © 2001-2025 Invision Power Services, Inc.