Taki opow na polski, do szkoły
przeczytajcie i oceńcie. Nie jest najwyższego polotu, ale wydaje mi sie, że
nie jest najgorszy...
"...Odkąd sięgała pamięcią
zawsze wszystko miała. Od dzieciństwa niczego jej nie brakowało, może
dlatego nie miała przyjaciół...? Ale to nie była jej wina, cóż... Wiedziała,
że jest dumna, że trudno z nią wytrzymać, i to ją bolało, tak bardzo chciała
mieć przyjaciółkę... Tak bardzo..."
W Watford, małym
brytyjskim miasteczku, przy Hampton Street 8, w dużym wystawnym domu ciągle
paliło się światło. Cathy jeszcze nie spała pogrążona w ponurych
rozmyślaniach. Była ładną blondynką o szarych oczach i zadartym nosie. Miała
piętnaście lat. Jej rodzice byli bardzo zamożni. Matka znana dziennikarka, a
ojciec słynny biznesmen robiący jakieś zagraniczne interesy. Trzeba było
przyznać, że państwu Andrey dobrze się powodziło. To napawało Cathy dumą.
Uważała, że jest lepsza od innych, bo ma droższe ciuchy, a jej rodzice
bardziej nowoczesny samochód. Nie chciała przyznać nawet przed samą sobą, że
cierpiała z powodu swojego charakteru. Była zbyt dumna, żeby to zrobić. Mimo
to nie potrafiła się zmienić, gdyby rodzice poświęcaliby jej trochę więcej
czasu może byłaby inna... Nie wiedziała, że niedługo to wszystko się
zmieni...
- Panienko Catherine! - gosposia wyrwała Cathy z
zamyślenia. Nie cierpiała gdy ktoś tak do niej wołał. - Pora gasić
światło.
- Karen! Ile razy cię prosiłam, żebyś się tak do mnie nie
zwracała!
- Przepraszam panienkę! - Po chwili rozległo się ciche
pukanie do drzwi i zanim Karen usłyszała odpowiedź już była w środku. Była
to miła kobieta o kasztanowych włosach i ciemnobrązowych oczach.
-
Proszę już się kłaść. - powiedziała z uśmiechem.
- Czy mama już wróciła?
- w odpowiedzi spytała Cathy.
- Tak, ale była zbyt wyczerpana, żeby do
panienki zajrzeć. Właśnie wróciła z Londynu i życzy sobie spokoju.
-
Dobrze, już gaszę światło. - znudzonym głosem odpowiedziała Cathy.
Był
jasny poranek, a słońce zaglądało w okna. Cathy z ociąganiem wstała z łóżka
i spojrzała na zegarek. Była o dziwo w dobrym humorze kiedy schodziła na dół
na śniadanie. Zobaczyła Karen jak zwykle krzątającą się przy kuchni i swoją
matkę, która szykowała się do pracy.
- Ty jeszcze w domu? - Cathy spytała
ją zdziwiona.
- No jak widzisz jeszcze nie. Ubieraj się to cię podwiozę.
- pani Andrey nawet na nią nie spojrzała.
- Dobrze, tylko zjem śniadanie.
- Masz piętnaście minut. Czekam w samochodzie. - odpowiedziała jej matka
i wyszła.
Piętnaście minut później Cathy siedziała z matką w samochodzie
jadąc w kierunku szkoły. Dojechały równo z dzwonkiem, więc popędziła w
kierunku klasy. Weszła do sali i zajęła swoje miejsce, a obok niej usiadła
jak zwykle, nudna ruda Miranda.
- Cześć! - rzuciła przypatrując się
Cathy, która popatrzyła na nią znudzonym wzrokiem i nic nie
powiedziała.
- Cisza! Chcę wam coś powiedzieć!!! - pani
Doth próbowała uspokoić klasę, która nie zwracała na nią najmniejszej uwagi.
- Chciałam wam kogoś przedstawić, ale widzę, że nie jesteście
zainteresowani. - powiedziała cicho z błyskiem w oczach. Klasa popatrzała na
nią zaciekawionym wzrokiem i momentalnie ucichła.
- Tak lepiej. Poznajcie
Veronique Abercley, waszą nową koleżankę. - powiedziała wskazując na chudą,
wysoką brunetkę o wielkich błękitnych oczach. Cathy z zainteresowaniem
zaczęła się jej przyglądać, zastanawiając się jaka może być ta dziewczyna.
Wyglądała nieciekawie w długiej szarej spódnicy i lekko przybrudzonej
beżowej bluzce, ale Cathy dostrzegła w niej coś intrygującego, coś co ją do
niej ciągnęło...
- Veronique, usiądź w ostatniej ławce, wszystkie są
zajęte.
Lekcja potoczyła się dość spokojnie, ale każdy co chwila rzucał
jej ukradkowe spojrzenia. Cathy postanowiła, że skoro wreszcie ma szansę
wyrwać się ze szponów tej rudej Mirandy, na następnej lekcji dosiądzie się
do Veronique. Na przerwie podeszła do niej i uśmiechnęła się. Sama się tym
zdziwiła, przecież zawsze była taka oschła i dumna...
- Cześć! Jestem
Cathy - zagadnęła i wyciągnęła do niej rękę.
- Veronique - odpowiedziała
krótko i uścisnęła jej dłoń. - Miło cię poznać.
Cathy starała się być
miła, choć nie bardzo jej to wychodziło, sama nie wiedziała czemu, ale
chciała się z nią zaprzyjaźnić z tą intrygującą brunetką...
- Czy
mogłabym usiąść z tobą na następnej lekcji? - zagadnęła śmiało.
- Jeśli
chcesz... - Veronique nagle się zmieszała. - Dobra - dodała po chwili.
-
Dzięki.
Dzień minął dość spokojnie, dziewczyny gadały wesoło na
przerwach, widać, było, że przypadły sobie do gustu. Wszyscy się dziwili tej
nagłej przemianie Cathy, która zwykle była nieprzystępna i ponura, a teraz
gada w najlepsze z prawie nieznajomą dziewczyną.
Cathy natomiast
zauważyła, że Veronique niechętnie mówi o sobie, za to ona zwierzała się tak
jak jeszcze nikomu innemu. Mówiła o swoich kłopotach, braku zainteresowania
ze strony rodziców, o tym wszystkim, o czym dotychczas nie chciała przyznać
się nawet przed samą sobą. Kiedy zadzwonił dzwonek oznajmiający koniec
lekcji, Cathy zagadnęła wesoło:
- Gdzie mieszkasz? Może odprowadzić cię
do domu?
- Eee...ja? Nie, nie trzeba... Ja wracam autobusem - Veronique
nagle spuściła wzrok.
- Dobra, w porządku. - odpowiedziała Cathy, chociaż
mina jej nieco zrzedła.
W posępnym nastroju wracała do domu. Jej dobry
humor nagle gdzieś zniknął. Zastanawiała się dlaczego Veronique tak mało
opowiada o sobie i czemu tak się zmieszała kiedy spytała ją gdzie mieszka.
Nie umiała odpowiedzieć na te pytania.
Taka sytuacja powtarzała się
przez najbliższe parę dni, niby było wszystko w porządku, ale kiedy pytała
się o cos związanego z rodziną Veronique, ta natychmiast milkła i stawała
się posępna. W końcu Cathy postanowiła śledzić ją w drodze powrotnej do
domu. Z początku miała wątpliwości, czy to w porządku, ale w końcu nie miała
innego wyjścia... Jak postanowiła, tak też zrobiła. Kiedy Veronique
wychodziła ze szkoły, Cathy niezauważona poszła za nią. Doszły do przystanku
autobusowego i wsiadły do autobusu. Kiedy kontroler zaczął sprawdzać bilety,
Cathy szybko wygrzebała jakiś z kieszeni, wciąż bacznie obserwując
Veronique. Ta sprawiała wrażenie lekko zdenerwowanej. Kiedy kontroler
podszedł do niej, powiedział:
- A panna znów nie ma biletu? Nie mogę tego
dłużej tolerować, tym razem będzie trzeba zapłacić karę.
- Ale ja... -
Veronique sprawiała wrażenie bliskiej płaczu, ale Cathy szybko zreflektowała
się o co chodzi i powiedziała.
- Ja zapłacę - Veronique popatrzała na nią
zdumiona, ale ona szybko uregulowała należności.
- No i widzisz, już po
sprawie - Cathy starała się nieco poprawić jej humor, ale ona popatrzyła się
nią i zmieszana wyszeptała:
- Dzięki...
W milczeniu minęły kilka
przystanków. Na kolejnym Veronique szybko wysiadła, ale Cathy popędziła za
nią. Dogoniła ja dopiero pod furtką jakiejś rudery z obdrapanymi ścianami.
Popatrzyła na nią ze zdziwieniem, a ona się rozpłakała.
- To dlatego
byłaś taka zmieszana za każdym razem, kiedy pytałam o twoją rodzinę i twój
dom... - niepewnie powiedziała.
- Tego chciałaś!? - krzyknęła przez
łzy Veronique. - Teraz już wiesz! Zadowolona?
- Ja...
- Teraz
wracaj sobie do swoich nadzianych rodziców i nabijaj się, proszę
bardzo!!!
- Ja nie wiedziałam - wyszeptała Cathy. - Dlaczego
mi nie powiedziałaś? Pomogłabym ci.
- Nie chcę niczyjej litości! -
krzyknęła Veronique i pognała w stronę swojego domu.
Wtedy Cathy podjęła
jedną z najważniejszych decyzji w swoim życiu. Pobiegła za nią. Było dużo
łez, przykrych słów i krzyków, ale wiedziała, że gdyby tego nie zrobiła,
żałowałaby do końca życia.
Od tamtej pory minął rok, a Veronique i
Cathy są nadal przyjaciółkami. Jej Rodzice kiedy tylko dowiedzieli się o
kłopotach Veronique, kupili jej rodzinie przyzwoite mieszkanie, a jej ojciec
znalazł pracę dla rodziców jej przyjaciółki. Cathy nie mogła uwierzyć, że
jej rodziców stać na taki gest.
- Dziękuję wam - wyszeptała cicho.
-
To my ci dziękujemy córeczko, gdyby nie ty, nigdy byśmy się na to nie
zdobyli. - Cathy wiedziała, że teraz może na nich liczyć.
Zawsze...
KONIEC