- cholera! Biorę to ciacho! – zawołał chyba trochę za głośno. I wysunął już po nie rękę, kiedy ktoś bezczelny odsunął talerz, i Vincent Crabbe zacisnął rękę w powietrzu.
- No, no, no, Crabbe, czy zapominałeś o swojej nowej dracońskiej diecie? – zaśmiał się szyderczo blondyn o szarych, zimnych oczach. To on wymyślił tą torturę.
- Tak szefunciu. – powiedział z niesmakiem Vincent i popatrzył na swój talerz, jakby w nadziei, że zobaczy w nim kawał czegoś dobrego do jedzenia. Niestety, talerz lśnił czystością, i wcale mu się to nie podobało. Wzrok tej przemądrzałej Gryfonki Hermiony Granger utkwił w talerzu Ślizgona, jakby zdziwienie mieszało się z podziwem.
- Mmm... Hrabbf, sałkiem niezłe ho siacho. – powiedział Malfoy, napchany ciastkiem. I to on mówił że Vincencik i Gregory jedzą jak świnki. Gregory, żeby nic go nie kusiło, od razu oddał swoją porcję ciasta szefowi, który nie miał nic przeciwko.
Po tej niezbyt udanej uczcie, Dracon Malfoy udał się do biblioteki, a za nim, rzecz jasna, jego dwaj goryle. Chłopak rozglądał się za jakąś książką, która pomogłaby mu w życiowych problemach. Ułożył więc na stoliku księgi o tytułach: „jak rozjaśnić ciemne włosy i jak przyciemnić jasne?”; „zadbaj o wygląd swojej twarzy”; „pozbądź się piegów i rumieńców”; „Zmień się z chłopca w mężczyzne”; „zaklęcia przypakowywujące”.
- szefuńciu...? – zaczął Gregory
- czego?
- A czy ty masz piegi?
- Uhh zamknij się Goyle... bo wypożyczę książkę o tytule: „pozbądź się durnia” – spojrzał po swoich kolegach oczekując śmiechu. Zmarszczył swoje jasne brwi, jakby mówiąc: „śmiejcie się zanim będzie za późno”. I na to, jak dobrze znane spojrzenie, w bibliotece rozległy się śmiechy dwóch wielkich osób.
Wyglądało na to, że nasz Draco Malfoy, niestety nabawił się kompleksów. Crabbe i Goyle, mieli pewną teorię na ten temat. Otóż Pansy Parkinson między stronice podręcznika do Transmutacji włożyła sobie zdjęcie Wiktora Kruma. A później głośno mówiła swoim koleżankom, o jego ciemnych włosach i gładkiej cerze, o ostrym, pewnym siebie spojrzeniu i cudownym, umięśnionym ciałku. A ponieważ Draco postarał się o to, by siedzieć blisko Pansy przy posiłkach, doskonale słyszał jej pogaduszki z koleżankami. Malfoy rzecz jasna zaprzeczał, by miało to jakiś związek... ale Crabbe i Goyle nie byli głupi (no... może trochę

- dobra. Goyle. Podaj mi różdżkę. Pospiesz się! no... dobra: sterydus! STERYDUS!! STERYDUS!!!
- Szefuńciu...? – powiedział Goyle, mrużąc oczy, żeby przeczytać fragment książki w ramce.
- Grr... czego? – zgrzytnął wściekły Malfoy.
- Tutaj pisze* że w wyjątkowo bez nadziejnych przypadkach...
- Zamknij się! w twoim przypadku na pewno nie sprawdziłoby się zaklęcie: powiększ mózgus. – warknął, a Crabbe zachichotał głupkowato.
W tym momencie drzwi otworzyły się i do środka weszła Hermiona Granger. Crabbe spojrzał na nią ukradkiem, a ona uśmiechnęła się wyjątkowo ciepło do niego i poszła w głąb biblioteki szukać jakiejś księgi. Crabbe nagle oprzytomniał i z powrotem wdał się w rozmowę z kolegami.
- została ci... tego... siłownia.
- Pozwól że ja będę wybierał co mi zostało, Goyle!
- Szefunciu...? ja może poszukam jakiś nowych książek! – powiedział Crabbe i wyruszył w stronę tej głupiej Hermiony. Właśnie wybierała sobie książkę w dziale „naukowe”. Vincent podbiegł więc do pobliskiego działu „mugolskie baśnie” i zerkał na Hermionę. Kiedy ona już zdała sobie sprawę z obecności Ślizgona uśmiechnęła się i odłożyła książkę na półkę.
- Cześć. – powiedziała i sięgnęła do kieszeni. – spodobało mi się to, co zrobiłeś na obiedzie. Zaoszczędziłeś skrzatom domowym wiele wysiłku w myciu upapranych talerzy. Myślę że może powinieneś przyłączyć się do Stowarzyszenia WESZ. – wypowiedziała, a Crabbe otworzył szeroko buzię i kiwał głową. – och, nie wzięłam plakietek WESZ, ale kiedyś na pewno ci ją sprze...
- Crabbe, co ty tam robisz?! Przynoś mi książkę!- wrzasnął Draco, Vincent złapał pierwszą lepszą księgę, nie zdając sobie sprawy, że w baśniach Andersena Draco nie znajdzie tego, czego szuka.
- Proszę stąd wyjść. Natychmiast. W bibliotece należy zachować ciszę. – powiedziała bibliotekarka, ale Malfoy już wyciągał z kieszeni kawałek pergaminu z pozwoleniem od Snape’a. Pani Pince rzuciła okiem na podpis i ze zrezygnowaną miną powróciła na swoje stanowisko, czyli za biurko.
- Co tam masz, Crabbe? – zapytał podekscytowanym tonem blondyn. Kolega podał mu lekką, cienką książkę.
- Co to? Brzydkie kaczątko? – Malfoy zrobił się czerwony ze wściekłości. – co to ma znaczyć? – rzucił książką tak, że odbiła się od stołu i wylądowała na podłodze.
- O nie! Tego już za wiele, panowie. Proszę was o wyjście. – powiedziała bibliotekarka. I nawet świstek papieru wyciągnięty z kieszeni Dracona, mający świadczyć o tym, że Ślizgonom wolno rzucać książkami nie pomógł. Wszyscy trzej opuścili bibliotekę za pomocą sprytnego zaklęcia pani Pince
CDN


* błąd celowy, mający podkreślić niepoprawność i taką trochę durnowatość Goyla (lub Crabbe’a nie pamiętam dokładnie

mam takie pytanko do was: znacie jakieś fajne fora (chyba tak brzmi w liczbie mnogiej rzeczownik: forum?
