Na początek witam wszystkich serdecznie i zapraszam do przeczytania mojego najnowszego zieła, czyli wytwór mojego spaczonego umysłu.
Opow jest krótki, jest to jednopartówka
Nie zamieszczam go w Kwiecie Lotosu, gdyż nie ma on w sobie nic ostrego, chciałam jedynie by skłoniło nas do refleksji.
ŁAŃCUCH ŻYCIA
Śmierć. Czym ona jest? Nie zastanawialiście się nad tym czasami? Na pewno tak. Mogę powiedzieć, że była przed nami i pozostanie po nas. Każdy, który raz przeszedł przez wrota czasu, by na krótko oglądać poranek świata, widział także i zmierzch, choć niektórym pisany był żywot tak krótki, że jego nawet nie zobaczyli. W każdym razie każdy kto przeszedł przez wrota czasu, będzie musiał przejść po raz drugi. To pewne, ale co dalej? Tego nikt nie wie, nawet ja... Mogę jednak was pocieszyć, jest tam coś... chmm... Coś przygotowane dla nas z dawien dawna, z głębin chaosu, poza czasem i poznaniem. Co to jest, nie wie jednak nikt. Opowiem wam jednak pewną historię, dobra ona czy zła ocenicie sami, myślę jednak, że przybliży wam ona nieco zamysł naszego stwórcy...
_____________
Hermiona obudziła się w swoim pokoju zlana potem, nie wiedziała co się stało, pamiętała tylko ciemność i... nic więcej. Strach. Strach, przed końcem świadomości nie opuszczał jej nigdy. Nigdy odkąd... Sięgnęła pamięcią w głębiny czasu. Nigdy odkąd...
_____________
Lord Voldemort powrócił. Zdarzyło się to pewnej czerwcowej nocy, na pewnym cmentarzu, gdzie pochowano zwykłych ludzi, w zwykłym miasteczku, na tym zwyczajnym, lecz pełnym cudów świecie. Lord Voldemort powrócił. Cóż z tego? Odrodził się na nowo, lecz co z tego wynika? Wiele osób mogłoby zadać takie bezsensowne pytanie, lecz trzeba im to wybaczyć, przez wzgląd na ich niewiedzę o pewnych rzeczach, do których po prostu nie mają dostępu, tak to bywa. Jednak dla Harry’ego i innych czarodziejów było to coś, czego nigdy nie zapomną. Życie toczyło się dalej, lecz z coraz ,mniejszym udziałem ludzi. Odeszli. Tak po prostu. Życie odebrał im nie kto inny, lecz wspomniany wcześniej Lord i jego nadęci poplecznicy. Malutkie głupki. Nie służyli mu oni do niczego innego, prócz wypełniania jego zachcianek i to ich satysfakcjonowało. Kretyni, prawda? Radość sprawiała im cudza śmierć... A gdyby któremuś z nich odebrano ją w tak bezduszny sposób? Nie byłoby im chyba wtedy do śmiechu; powróćmy jednak do naszego Lorda. Kim jest ów Voldemort? Przez jednych nazywany Czarnym Panem, lub Tym Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Kim jest owa osobliwa postać? Gdybym zaczęła wam o nim opowiadać jesień zamieniłaby się w zima, a zima w wiosnę, a wy dalej słuchalibyście z zapartym tchem o owym tajemniczym jegomościu, pozostawmy jednak tę kwestię bez wyjaśnienia, gdyż nie to jest tematem tego opowiadania. Lord Voldemort pozostanie dla nas Lordem Voldemortem, niech tak będzie. Pewnej czerwcowej nocy odrodził się. Przez cały następny rok nikt nie chciał w to uwierzyć, albowiem idioci z Ministerstwa Magii wpajali wszystkich czarodziejom, którzy chcieli ich słuchać, że to tylko wymysł starego Dumbledora i jego pupilka Harry’ego Pottera, Chłopca Który Przeżył. Jak bardzo się wówczas mylili... Jak już wspominałam przez cały rok wierzyli w te bzdury, jednak w końcu sam knot we własnej osobie zobaczył go, więc nikt już nie miał wątpliwości, że Dumbledore miał rację. Przez najbliższe dwa lata po tym incydencie Lord Voldemort coraz bardziej się panoszył po świecie, podsycając strach jednych i tłumiąc śmiałość drugich. Jednym słowem siał zamęt, strach, zniszczenie... Jednak Harry wiedział o pewnej przepowiedni, która mówiła, że będzie musiał stanąć z Voldemortem twarzą w twarz i go pokonać. Nie dopuszczał bowiem do siebie myśli, że mógłby przegrać, gdyż potem nastałaby Noc... Wszystkie znaki na niebie i ziemii mówiły, że owa przepowiednia wkrótce się spełni. Harry właśnie kończył Szkołę Magii i Czarodziejstwa Hogwart, był w pełni sił cielesnych i duchowych. Był już mężczyzną. Może nie powalającym, ale nim był. I jak słusznie wielu przypuszczało owa Godzina już niedługa miała nadejść. Tak się stało w pewną czerwcową noc ( tak jak wszystkie rozstrzygające sprawy, dotychczas). Harry zmierzył się twarzą w twarz z Voldemortem i... zwyciężył! Lecz jak to często bywa to co dobre, nie zawsze się dobrze kończy. Harry poległ kilka dni póżniej, gdyż niektóre wspomnienia wyryły niezmywalną farbą obrazy w jego mózgu, rany, których nie chciały się zabliźnić doprowadziły do jego śmierci. Świat był wolny od zła, chociaż jeszcze wielu potem miało ów zamysł Voldemorta kontynuować, ale to już nie należy do naszej historii. Wiele osób które brało znaczący, choć może nie bezpośredni udział w tej walce przeżyło. Tych którzy brali bezposredni udział niewielu zostało. Do takich należała właśnie Hermiona Granger. Swojego czasu nalepsza uczennica w Hogwarcie, a także najlepsza przyjaciółka Harry’ego i Rona. Miała jednak za sobą ciężkie wspomnienia. Takie, których nie da się zapomnieć. Widziała już chyba wszystko. Ludzie cierpiący z powodu utraty bliskich, ludzie pogrążeni w rozpaczy z bezradności, ludzie torturowani, ludzi umierający... a także strach każdego z nich. Widziała go w ich oczach. To było silniejsze od niej, nie mogła o tym zapomnieć. Nie mogła spać, jeść, normalnie funkcjonować. Cały czas widziała ten Strach i Ciemność, Pustkę, Nicość...
_____________
Hermiona obudziła się w swoim pokoju zlana potem. To nie zdarzyło się po raz pierwszy, ale dopiero teraz zrozumiała co to znaczy... Poczuła, że dźwiga ciężar ponad jej siły, że już nie wytrzyma. Poczuła się senna, przeraźliwie senna. Powieki zaczęły jej coraz bardziej ciążyć. Zasnęła. Nagle poczuła, że spada, widziała ciemność i pustkę. Nagle upadła. Zobaczyła Światłość. Światłość Życia i Śmierci. Światłość Początku i Końca. Światłość Wieczności... Zasnęła snem wiecznym.
_____________
W tym samym czasie, gdzieś tam na świecie narodziło się dziecko. Dziewczynka o imieniu Verith otworzyła swoje wielkie, brązowe oczy, którymi po raz pierwszy ujrzała Świat. Wydała swój pierwszy krzyk. Zgromadzeni w niewielkim pomieszczeniu ludzie zaczęli klaskać, a jakaś młoda kobieta spojrzała na nią z zachwytem. Tak oto powstało Życie.
_____________
Tak, to właśnie Śmierć i Życie. Myślę jednak, że należy Wam się małe wyjaśnienie. Większość pewnie zrozumiała me przesłania. Jest ono banalne. Ktoś odchodzi, a ktoś przychodzi. Aby mogło powstać Życie, musi powstać, także Śmierć. Aby jedno mogło przyjść, drugie musi odejść i tak już jest. Tak po prostu. Od wieków, nieprzerwanie trwa łańcuch Życia. Dlatego radujcie się, kiedy bedziecie odchodzić, albowiem pozwolicie komuś podziwiać Świt, aby, tak jak Wy, prze ten krótki czas, jaki został nam dany, będzie mógł cieszyć się Życiem...
_____________
kelyy