- Zakład?
- Oczywiście. Z chęcią popatrzę na twoją porażkę.
Uścisnęli sobie dłonie chyba pierwszy raz w życiu.
***
Czwórka przyjaciół usiadła pod potężnym bukiem zajmując się swoimi sprawami - James siedział wściekły na siebie zaciskając pięści, Syriusz wpatrywał się w niego i co chwilę otwierał usta by go pocieszyć, niestety nie przychodziło mu nic sensownego do głowy, Remus z lekką niechęcią obserwował zatroskanego przyjaciela, Glizdogon zaś miał głupkowatą minę i nie wiedział, co się dzieje. Próbował skupić się na dzisiejszej pracy domowej z transmutacji, która nie była dla niego zbyt prosta.
- Hej... Lunatyk! wytłumacz mi o animagach! - Zawołał przerywając ciszę.
- Zamieniasz się w szczura co pełnię i nie potrafisz napisać parę słów o animagii?- zapytał z lekką złością kolega. W odpowiedzi Peter podrapał się po głowie, otwierając szeroko oczy. Nie wyglądał na osobę, która może szybko zrozumieć, co się do niej mówi. Ostatecznie Glizdogon musiał poradzić sobie sam - nikt nie wykazywał chęci odrabiania za niego pracy domowej, ani tym bardziej próbowania czegoś go nauczyć. Wszyscy przyjaciele przez sześć lat znajomości zdążyli aż za dobrze przekonać się, że aby tłumaczenie koledze zagadnienia zostało zrozumiane trzeba poświęcić dużo czasu i wysiłku. Poza tym James i Syriusz zajęci byli czymś innym - sprawą zakładu.
- Po co ja się w ogóle zakładałem?! - mruknął James tonem pełnym rozpaczy, wbijając przy tym paznokcie w skórę głowy.
- Sam nie wiem o co ci chodziło, stary - mruknął Łapa, spoglądając nieco nieprzytomnym wzrokiem na głowę kolegi, który oparł ją na kolanach w pozycji pełnej zrezygnowania i rozpaczy. - Właściwie to z kim ty się zało...
- Cii!- szepnął James podnosząc nieco wzrok na zmierzającą ku nim ładną dziewczynę. - Ona nie może o niczym wiedzieć.
- Cześć Remus! - zawołała opchylając się, by pocałować Lupina w policzek. Lunatyk rzucił zaniepokojone spojrzenie w kierunku Rogacza, poczym nieśmiało odpowiedział Lily. - Hej, Peter, jakiś kłopot? - zapytała dziewczyna patrząc na chłopca wpatrującego się w książkę do transmutacji tępym wzrokiem. Glizdogon odmówił pomocy nie odwracając wzroku od książki. Po chwili dziewczyna, jakby z niechęcią, odwróciła się do pozostałej dwójki- Och, cześć Black - mruknęła. Rzuciła psojrzenie na Jamesa i dodała niechętnie - Cześć, Potter.
- Witam, witam. - odpowiedział równie niechętnie czarnowłosy chłopak. Był to jeden z tych rzadkich momentów, w których nie miał ochoty jej widzieć.
- Ej... Remus...? O co w tym chodzi? - zapytał nagle Glizdogon, ale zamiast przyjaciela, obok niego usiadła Lily.
- Ja też mogę pomóc. Jestem dobra z animagii - powiedziaa z przekonaniem. James roześmiał się głośnym, nieszczerym śmiechem. Dziewczyna skrzywiła się nieco. - To takie śmieszne, że są mądrzejsi od ciebie na świecie? - zapytała ze złością.
- Obawiam się, że w tej dziedzinie nie jesteś mądrzejsza, Evans - odpowiedział wesoło chłopak, próbując wygiąć usta w uśmiechu.
- Czyżby...? Zresztą... wybacz, ale nie chce mi się z tobą gadać - spojrzała z powrotem na Glizdogona.
- Nie ma sprawy. Nie musisz - odpowiedział James, a jego dłonie zacisnęły się lekko.
Tego dnia na transmutacji było przyjemniej niż zwykle. Profesor McGonagall była w wyjątkowo dobrym humorze, i za każdą poprawną odpowiedź przydzielała kilka punktów domowi. Lily podnosiła rękę dość często, patrząc z triumfem na Jamesa, który, nie chcąc wzbudzać podejrzeń, nie udzielał się zbyt często. W końcu jednak z przekory podniósł rękę, i odpowiedział na bardzo trudne pytanie dotyczące umiejętności animagicznych, zdobywając 15 punktów dla Gryffindoru. Dostrzegł zaskoczone spojrzenie Lily, co trochę poprawiło mu humor.
Transmutacja była ich ostatnią lekcją w tym dniu, nie licząc astronomi, która odbywała się o północy. Czas wolny spędzili więc w pokoju wspólnym, wychodząc z niego tylko na kolację do Wielkiej Sali. Wraz z upływem czasu James stawał się coraz bardziej markotny - zbliżał się wieczór.
Pielęgniarka przyszła po Lupina kiedy na dworze torchę poszarzało. Chwilę po tym z pokoju wyszli Syriusz i Peter pod peleryną Jamesa. Potter wyglądał przez okno, starając się doszukać jakiegoś śladu przyjaciół, aż "z nikąd" pojawił się pies, i prawdopodobnie także szczur, chociaż z tej odległości trudno byłoby to dostrzec. Pies wziął srebrną pelerynę do pyska i ruszył w kierunku wierzby bijącej. James odwrócił się od okna, a na jego twarzy malowała się mieszanina rozpaczy i rozgoryczenia. W chwili zakładu nie miał pojęcia, jak wiele będzie go to kosztować. Siedział teraz sam na jednym z nowych foteli w salonie Gryffindoru wypatrując Lily. Nie chciał stracić tego wieczoru całkowicie. Nagle dostrzegł falujące rude włosy wśród tłumu - przez chwilę poczuł się dziwnie, ale zanim zdąrzył się sam przed sobą do tego przyznać, wstał i ruszył w stronę dziewczyny.
- Hej, Evans. Niezła jesteś z tej transmutacji, może byś mi pomogła? - zapytał, wykorzystując to, że siedziała sama nad książkami. Zdobycie jej zainteresowania było ważniejsze niż udowadnianie, że jest najlepszy z transmutacji.
- Właściwie to... czasem można pomóc słabszym, którzy mają inne zajęcia w głowie... - James poczuł falę gniewu. On niby był słabszy? Po chwili jednak opanował złość
- No, byłbym wdzięczny. Ostatnio mamy trudne tematy... - powiedział James, teatralnie odgarniając czarne włosy z czoła. - Gdyby nie Remus, nie rozumiałbym nic - dodał.
- Hm... właśnie, dlaczego nie chcesz uczyć się z Remusem?
- Niestety go nie ma. A lekcje chciałbym odrobić dzisiaj - mruknął udając zmartwienie. - Jutro będę miał mało czasu, no wiesz, treningi - powiedział dumnym głosem.
- A czym tak bardzo zajął się Remus? Mam nadzieję, że nie łamie regulaminu z Blackiem - powiedziała ponuro.
- Ma... ważne sprawy.
- ważne sprawy...? - zmarszczyła brwi, po czym z zaskoczeniem spojrzała na Jamesa. - ważne sprawy... - powtórzyła wyraźnie się nad tym zastanawiając
- Tak... coś takiego. To... mogę się dosiąść? - powiedział zmieniając temat.
- Wybacz, ale nie dzisiaj. Jestem trochę zajęta - mruknęła wracając do swojego chłodnego tonu i obrzuciła go lodowatym spojrzeniem.