Help - Search - Member List - Calendar
Pelna wersja: Nie Ma Rzeczy Niemożliwych
Magiczne Forum > Harry Potter > Fan Fiction i Kwiat Lotosu > W Labiryncie Wyobraźni
Tenebris69
Witam. Przedtem jak zaczniecie czytać

to opowiadanie chciałabym coś o nim napisać.

Powstało ona w

przypływie weny po ponownym przeczytaniu "Morta" z serii o Świecie

Dysku. Mam nadzieję, że połączenie tych dwóch tematów nie obrazi fanów HP i

"Morta". To tyle. Zapraszam do czytania.


style='font-size:14pt;line-height:100%'>Nie ma rzeczy

niemożliwych


Zimno. Wiatr trzepotał jego szatą. Oparł

się o balustradę Wieży Astronomicznej i ukrył twarz w dłoniach. Przez palce

zobaczył w dali zarys chatki Hagrida, w której jak zawsze paliło się

światło. Nie... Błąd. Światła nie było. Ciemność wbiła się mu w oczy, więc

zasłonił je ponownie. Pod powiekami migały mu różne obrazy. Spróbował

przypomnieć sobie wydarzenia z ostatniej godziny. Wciąż czuł smak krwi.

/>
„(...) - Myślisz, że tylko ty jesteś taki biedny i

nieszczęśliwy? Że tylko tobie na niej zależało? Cholera, zastanów się nad

tym, co mówisz!
- Ron, ja...
- Posłuchaj mnie. Albo

przestaniesz robić z siebie ofiarę losu albo... Ja nie mogę tak żyć. Nie w

ten sposób. Nie wysłuchując ciągle o tym, co się stało. O niej...

Zrozumiałeś?
- Wiesz, że to nic nie zmieni...
- ZROZUMIAŁEŚ?

/>- Ron, teraz ty się zachowujesz jak dureń... Może i ja jestem taki jak

mówisz. Może jestem tylko tragicznym bohaterem, któremu zawaliło się całe

życie i nie zwraca uwagi na uczucia innych. Być może, ale...
Nie zdążył

dokończyć, bo poczuł silne uderzenie w twarz. Upadł na stolik czując jak z

wargi spływa mu strużka krwi. Spojrzał na przyjaciela. Ron oparł się o

ścianę dysząc ciężko oszołomiony tym, co zrobił.
- Przepraszam,

Harry... – wyszeptał i wybiegł z dormitorium.”


-

Masz rację, Ron. Nie możesz tak żyć. Ja też nie – szepnął do siebie

otwierając oczy. Wychylił się niepewnie przez kamienną balustradę na czarne

w mroku błonia Hogwartu i usiadł na niej. Nad Zakazanym Lasem dostrzegł

zarys skrzydlatego konia. W myślach ukazał mu się obraz Malfoy’a.

/>
„(...) – Co, Potter? Twoja szlamowata przyjaciółka

wreszcie wykitowała? – Draco Malfoy wykrzywił wargi w złośliwym

uśmiechu.
Ron rzucił się na niego, ale Harry złapał go za szatę.

/>- Masz rację. Lepiej żeby ze mną nie zadzierał, bo może go spotkać to samo

co ją. Chyba, że tego właśnie chcecie...
- Władza twojego ojca na rozum

ci padła, Malfoy – warknął Harry, nadal trzymając Rona, który wyrywał

mu się z morderczym błyskiem w oku.
O dziwo Draco nie wyglądał na

oburzonego.
- Wiesz, Potter... Przynajmniej MÓJ ojciec coś znaczy...

Nie jest jakimś prostakiem – tu spojrzał na Rona z odrazą - ... albo

wspomnieniem – dokończył i przeniósł wzrok z powrotem na

Harry’ego, który puścił Rona i przecisnął Malfoy’a do kolumn.

/>- Nigdy-nie-mów-o-moim-ojcu – wycedził, tracąc panowanie nad sobą,

co od razu wykorzystał Ron wymierzając Malfoy’owi prawego

sierpowego.
- Jeszcze zobaczymy- syknął Draco, odpychając od siebie

Harry’ego. – Za to też się rozliczymy. Pamiętaj. Jesteś jak

testral, Potter. Przynosisz śmierć każdemu kto się z tobą zadaje. Ty też w

końcu zginiesz. Nie pokonasz Czarnego Pana. Nie ma rzeczy niemożliwych.

Jesteś nikim. Nikim...”


- Nie ma rzeczy niemożliwych

– powtórzył słowa Malfoy’a i popatrzył w dół.
Wyciągnął

różdżkę. Przypatrywał jej się przez chwilę, aż w końcu pogładził ją jednym

palcem i wycelował w samego w siebie.
- Avada Kedavra.
Potem

rozbłysła światłość.

~ * ~

I CO JA MAM Z TOBĄ ZROBIĆ,

CHŁOPCZE?
Harry dźwignął się na nogi i rozejrzał wokoło, próbując

zlokalizować źródło głosu przypominającego upadanie wielkich, skalnych

bloków. Kilka stóp od niego stała postać w długiej czarnej pelerynie. Spod

kaptura wystawała biała czaszka. Koścista dłoń trzymała w ręku kosę o

przezroczystym ostrzu. Cofnął się mimowolnie. Śmierć wybuchnął ołowianym

śmiechem.
TAK. JESTEM ŚMIERCIĄ. NIE POWINIENEŚ SIĘ MNIE JEDNAK CHYBA

BAĆ...
- D-dlaczego? – wyjąkał oszołomiony.
CHCIAŁEŚ SIĘ ZE

MNĄ ZOBACZYĆ NA WŁASNE ŻYCZENIE. JA CIĘ W KAZDYM RAZIE NIE ZAPRASZAŁEM.

/>Harry zamrugał. Zbliżył się powoli do Kosiarza.
- Ja umarłem?

– zapytał.
TU MÓGŁBYM DYSKUTOWAĆ.
- Co to znaczy? Umarłem

czy nie?
TO ZALEŻY OD PUNKTU WIDZENIA.
Śmierć najwyraźniej

postanowił z niczym się nie spieszyć. Harry’ego strasznie to

zirytowało.
- Niech pan mi pozwoli odejść.
WIDZISZ, CHŁOPCZE...

DOKONAŁEŚ CZEGOS CO NIE UDAŁO SIĘ DOKONAĆ ŻADNEMU CZARODZIEJOWI, KTÓRY JEST

ZOBOWIĄZANY PRZEPOWIEDNIĄ.
- Co ma do tego ta cholerna przepowiednia?

Zginąłem, prawda? Niech mnie pan, więc wyśle tam gdzie się idzie po

śmierci!
RZECZYWIŚCIE MÓGŁBYM TO ZROBIĆ. JEST TYLKO MAŁY

PROBLEM.
Śmierć przejechał kciukiem po ostrzy kosy wydobywając przy tym

denerwujący dźwięk.
- Co to znaczy? – zdenerwował się Harry.

/>NIE WIEM CZY MAM PRAWO INGEROWAĆ W LOS. INNYMI SŁOWY W PRZEZNACZENIE.

/>- Jest pan Śmiercią! Robi pan to zawsze!
POPRAWKA, CHŁOPCZE.

ROBIĘ TYLKO TO, CO DO MNIE NALEŻY. LOS TO ODDZIELNA SPRAWA. CHYBA MUSZĘ SIĘ

PORADZIĆ ALBERTA.
- Przepraszam, kogo?
PRZEKONASZ SIĘ.
-

Zaraz... – Harry nagle coś zrozumiał – To ja jeszcze nie

umarłem?
NIE.
- Ale... ale ja się zabiłem. To

niesprawiedliwe!
NIE MA SPRAWIEDLIWOŚCI. JESTEM TYLKO JA.
-

Wspaniale... – mruknął sarkastycznie Harry i nagle osłupiał, bo do

Śmierci podszedł stukając kopytami w nicość wielki, biały koń.
TRZYMAJ

SIĘ MOCNO PIMPUSIA.
- Pimpusia? – wyjąkał gapiąc się na zwierzę

patrzące na niego z zaciekawieniem. Dokąd jedziemy?
DO DOMU.


/>Harry otworzył oczy, po czym je zamknął i otworzył jeszcze raz. Poderwał

się i zobaczył, że znajduje się w jakimś pokoju. Wszystko w nim było czarne.

Ściany, łóżko, puchaty dywan, stolik, a nawet powietrze. Nie pamiętał jak

się tu znalazł. Ruszył ostrożnie w stronę drzwi i wyszedł na korytarz.

Poszedł prosto przed siebie i pchnął drzwi naprzeciwko. Od razu uderzył go w

nozdrza zapach nieco spalonej jajecznicy.
- Jajecznicy na bekonie,

paniczu?
Harry rozejrzał się i zorientował się, że jest w kuchni. Obok

stołu stał podstarzały człowiek z patelnią w ręku.
- Gdzie ja jestem?

– zapytał rad z tego, że ten ktoś nie ma przynajmniej samych kości.


- W posiadłości Śmierci. Nie powiedział ci?
Kiwnął przecząco

głową.
- Harry – powiedział nagle.
- Słucham? –

zapytał uprzejmie starzec.
- Mam na imię Harry. Nie

„chłopiec” ani nie „panicz”. I bardzo chciałbym

wiedzieć co to wszystko znaczy.
- Pan pewnie wkrótce będzie chciał cię

widzieć.
- Chwileczkę... Pan to może Albert?
- Bystry z ciebie

młodzieniec.
- Dlaczego... dlaczego on musiał się poradzić pana czy

mogę umrzeć czy nie?
Albert westchnął głośno.
- Jestem

czarodziejem.
- Naprawdę? – zdumiał się Harry. – To znaczy,

że... że wie pan kim jestem?
- A któż cię nie zna? – Albert

zatrzęsła się broda kiedy wyjmował z kredensu czarne talerze.
Harry

nadąsał się i usiadł zrezygnowany na jednym z krzeseł. Miał mętlik w

głowie.
- Wiec pan wie co ze mną będzie. Mogę... umrzeć?
Albert

zaniechał prób odklejenia spalonego jajka z patelni i przeszył go

spojrzeniem.
- Naprawdę tego chcesz? Uważasz, że to najlepsze

wyjście?
- Chyba... Chyba tak... – odpowiedział niepewnie Harry,

nie wiedząc do czego Albert zmierza.
- A pomyślałeś o tych, których

zostawiasz?
- Nikt nie będzie za mną tęsknił – odparł sucho.

/>- Naprawdę? Oj, coś mi się wydaje, że nie mnie o tym z tobą mówić. Zdaje

mi się nawet, że ten który to powinien zrobić właśnie cię wzywa... –

Albert umilkł i wskazał na drzwi zza których dobiegł ich dzwonek. –

Idź. Drzwi obok stojaka na parasole. Nie zwracaj uwagi na kosę.
Harry

rad nie rad wstał i wyszedł z kuchni. Otworzył drzwi obok stojaka na

parasole w którym tkwiła kosa i wszedł do środka. Znalazł się w wielkiej

sali. Na jej końcu w fotelu z biurkiem siedział Śmierć skrobiąc coś po

pergaminie.
USIĄDŹ.
Harry rozejrzał się szukając jakiegoś

krzesła, lecz niczego podobnego nie dostrzegł.
- Eeee... Postoję.

/>Śmieć odłożył pióro i splótł dłonie obierając je o blat.
ROZMAWIAŁEM

Z ALBERTEM.
- Wiem... proszę pana.
POWIEDZIAŁ, ŻE MOŻESZ UMRZEĆ I

ZŁAMAĆ ZASADY PRZEPOWIEDNI, ALE TYLKO WTEDY JEŻELI BĘDZIESZ NAPRAWDĘ TEGO

PRAGNĄŁ.
- Już się zdecydowałem.
- MYŚLĘ, ŻE TAK NAPRAWDĘ NIKT

NIE CHCE UMIERAĆ.
- Myli się pan – zaprzeczył Harry gwałtownie.

– Po co mi takie życie?
NIGDY NIE ROZUMIAŁEM LUDZI. NIE MASZ

ŻADNYCH BLISKICH? RODZINY, PRZYJACIÓŁ?
- To... to pan nic o mnie nie

wie? – zdziwił się Harry.
POZA TYM, ŻE JESTEŚ CZARODZIEJEM, WIĄŻE

CIĘ PRZEPOWIEDNIA I PRAWIE UMARŁEŚ? NIE. WIĘC?
- Nie mam.
MÓGŁBYM

SIĘ ZAŁOŻYĆ, ŻE SIĘ MYLISZ... TAK... LUBIĘ ZAKŁADY.
- Chce się pan

zakładać o to czy komuś na mnie zależy?
CZEMU NIE?
- Dobrze. Daję

cały mój majątek na to, że nie mam po co wracać.
PIENIĄDZE? NA CO MI

PIENIĄDZE? ZAŁOŻYMY SIĘ O ŻYCIE. MÓWIĄC ŚCIŚLEJ O TWOJE ŻYCIE. JEŻELI WYGRAM

– WRACASZ, JEŻELI NIE – UMIERASZ.
- Wygram.
ZOBACZYMY.

CHOĆ ZA MNĄ, CHŁOPCZE.
Śmierć wstał i wyszedł z komnaty. Harry pobiegł

za nim. Śmierć wyprowadził ich z posiadłości. Harry’ego nie zaskoczył

fakt, ze na zewnątrz było tak samo czarno jak wewnątrz. Poszli do stajni

gdzie uwiązany Pimpuś skubał siano obserwując ich z daleka. Śmierć wskoczył

na niego i podał rękę Harry’emu, który usadowił się na zadzie konia.


GDYBY WIERZGAŁ NIE ŁAP GO ZA OGON. BARDZO TEGO NIE LUBI.
Harry

uznał za stosowne nie odpowiadać. Pimpuś wzbił się w powietrze i pogalopował

w chmury. Kiedy wynurzyli się z białych obłoków, ujrzał zielone błonia w

dali ciemny zarys zamku. Poczuł lekkie ukłucie w klatce piersiowej.

„Widzę to ostatni raz” – pomyślał. Pimpuś wylądował przed

drzwiami Hogwartu.
- Inni nas nie zobaczą? – zapytał patrząc jak

Śmierć otwiera drzwi.
WIDZĄ MNIE TYLKO CZARODZIEJE. I KOTY.
- Jak

to? Przecież... ja nie raz już widziałem czyjąś śmierć, a pana nie

widziałem.
Śmierć mrugnął do niego blaskiem supernowej.
LUDZIE

MUSZĄ BYĆ NA TO GOTOWI. PRZYZNAM, ŻE JA WIDZIAŁEM CIĘ JUŻ CZTERY RAZY.

/>Oszołomiony nieco tym wyznaniem Harry wszedł za nim do zamku.
- Skąd

pewność, że nikt nas nie zobaczy?
JEST NOC. NIEWIELE OSÓB CHODZI O TEJ

PORZE PO SZKOLE.
- A nauczyciele? Oni chyba są ...gotowi?
TO

KWESTIA PRZYZWYCZAJENIA, CHOCIAŻ WOLABŁYM NIKOGO NIE SPOTKAĆ. ZAWSZE

SPRAWIAJĄ KŁOPOTY.
Harry wolał nie pytać jakie „kłopoty” ma

na myśli. Śmierć zdawał się świetnie znać Hogwart.
- Idziemy do

Skrzydła Szpitalnego? – zdziwił się, widząc jak Kosiarz skręca w

korytarz na lewo.
PUNKT DLA CIEBIE.
- Po co?
ZADAJESZ ZA DUŻO

PYTAŃ. TAM JEST TERAZ TWOJA... MATERIALNA CZĘŚĆ.
W Skrzydle Szpitalnym

pachniało jak zawsze różnymi miksturami i świeżą pościelą. Blask księżyca

oświetlił łóżko stojące na końcu sali i Harry doznał kolejnego szoku, bo w

leżącej postaci rozpoznał samego siebie.
- Co się teraz ze mną dzieje?

– zapytał niepewnie, zbliżając się do łóżka.
Śmierć podrapał się

po czaszce.
JESTEŚ... ZARAZ, JAK TO SIĘ NAZYWA... ACHA. W ŚPIĄCZCE. NA

RAZIE.
- Na razie? – Harry zmarszczył czoło – Co to

znaczy?
WYSTARCZY JEDNO CIĘCIE. Śmierć wskazał na swoja kosę.

/>Harry jednak przestał zwracać na niego uwagę. Jego wzrok utknął na dziwnym

kształcie, którego wcześniej nie zauważył. Oparty o brzeg jego łóżka i

schowany w cieniu nocnego stolika spał Ron Weasley.
- Ron... –

szepnął Harry. Jeszcze nigdy nie widział przyjaciela w takim stanie. Był

trupio-blady, oczy miał opuchnięte i wyglądał na wyczerpanego do granic

możliwości.
- Co mu się stało...? – wyjąkał Harry spoglądając na

Śmierć, który śledził go uważnie pustymi oczami w których migotały

gwiazdy.
ŚMIEM PRZYPUSZCZAĆ, ŻE CZEKA NA CIEBIE.
- Nie... –

zaprzeczył Harry. – Może na początku będzie, ale to nie potrwa długo.

Jest silniejszy ode mnie. Z odejściem Hermiony też się już pogodził...

/>WYBACZ, ŻE NIE BĘDĘ DŁUŻEJ SŁUCHAŁ TWOJEGO BEZSENSOWNEGO MONOLOGU, ALE

ZDAJE SIĘ, ŻE ZBLIŻA SIĘ KTOŚ, KOGO NIE CHCIAŁBYM SPOTKAĆ POD ŻADNYM

POZOREM.
- Co...?
Ale Śmierć zniknął już za wysokim parawanem. W

tym samym momencie drzwi Skrzydła Szpitalnego otwarły się z cichym piskiem i

na salę weszła profesor McGonagall, a tuż za nią Krzywołap. Cofnął się

automatycznie do tyłu zanim przypomniał sobie, że ona i tak go nie widzi.

Nauczycielka podeszła do jego łóżka z załamaną miną. Odgarnęła mu włosy z

czoła, a wolna poduszkę podłożyła pod głowę Ronowi, który nawet się nie

poruszył. Harry dostrzegł łzy w jej oczach i po raz któryś poczuł się

dziwnie. Nagle odwrócił się szybko, bo usłyszał cichy syk i miauk. Profesor

McGonagall drgnęła i również obróciła się na pięcie wyciągając różdżkę.

/>ZOSTAW MNIE TY PRZEKLETY KOCIE! NIECH CIĘ ODCHŁAŃ POCHŁONIE...

/>„Widzą mnie tylko czarodzieje. I koty.”

przypomniał sobie słowa Śmierci, który wyszedł zza parawanu bezskutecznie

próbując odczepić Krzywołapa, który uwiesił się mu na pelerynie. Profesor

McGonagall zamarła na krótką chwilę.
- Po co ty jesteś? Nie waż się do

niego zbliżać – krzyknęła z furią.
DOBRZE WIESZ, ŻE NIE MNIE O

TYM DECYDOWAĆ.
Śmierć zdołał się pozbyć kota, który najeżył się

obrażony i wskoczył na sąsiednie łóżko.
- Nie możesz tego zrobić

– profesor spojrzała na niego ze strachem. – Nawet nie wiesz co

to by oznaczało dla nas... Dla naszego świata. Jest nasza ostatnia nadzieję.

Voldemort już wie. Severus nie miał wyboru. Mówił, że jutro zaatakuje

Hogwart, Hogsmeade i Merlin jeden wie co jeszcze! Żadne próby ewakuacji

byłyby bezcelowe. Teraz nikt nie stoi mu na przeszkodzie. Nikt z wyjątkiem

ciebie.
Harry nie był pewny czy chciał to usłyszeć. Rzucając Avadę

wiedział, ze Voldemort wygra. Nie przyszło mu jednak do głowy, że od niego

zależy życie milionów czarodziejów i czarodziejek. Życie Rona. Lecz czy to

ma teraz jakieś znaczenie?
NIE OBCHODZĄ MNIE SPRAWY LUDZI. POWINNAŚ O

TYM NAJLEPIEJ WIEDZIEĆ.CZASEM MAM WRAŻENIE, ŻE ZNASZ MNIE LEPIEJ NIŻ JA SAM

SIEBIE. TE NASZE ROZMOWY PRZY „HERBATCE”...
- Jak możesz

żartować w takiej chwili?! – profesor McGonagall przestała nad

sobą panować. – Jesteś tylko parszywym mordercą, więc nie waż mi mówić

takich rzeczy!
Tego najwyraźniej było dla Śmierci również za

dużo.
MYLIŁEM SIĘ, MINERWO. WCALE MNIE NIE ZNASZ. JESTEM TYLKO

OSTATECZNOŚCIĄ, A NIE MORDERCĄ. A TERAZ, BO W PRZECIWIEŃSTWIE DO CIEBIE MAM

CO ROBIĆ, NIE PRZESZKADZAJ MI W WYKONYWANIU PRACY.
- Nie pozwolę!

– nauczycielka podbiegła do łóżka Harry’ego.
CZY JA

POWIEDZIAŁEM, ŻE TO ON MA BYĆ PODMIOTEM MOJEJ PRACY? MAMY CZAS.
- Ty

masz. My nie mamy... – szepnęła profesor McGonagall, ale dalsza część

jej wypowiedzi utonęła w świście, bo Śmierć wykonał dłonią jakiś

skomplikowany gest i obaj znaleźli się na błoniach przed zamkiem.
CO ZA

KOBIETA... Śmierć wydawał się wytracony z równowagi. WYGRAŁEM.
- Ale

przecież nie... – sprzeciwił się Harry, ale Śmierć mu przerwał.

/>WYGRAŁEM I TY DOBRZE O TYM WIESZ. MÓJ ZAKŁAD JEDNAK NIC NIE ZNACZY DOPÓKI

TY SAM SIĘ NIE ZDECYDUJESZ.
- Ja... nie mogę – wyjąkał Harry.

/>JESTEŚ PEWNY? ONI NIE WIEDZĄ, ŻĘ CHCIAŁEŚ POPEŁNIĆ SAMOBÓJSTWO.
- Jak

to? – Harry zamrugał uświadomiwszy sobie co Śmierć powiedział. –

Nie wiedzą? Ale przecież...
SPADŁEŚ. SPADŁEŚ Z WIEŻY I UDERZYŁEŚ W

ZIEMIĘ. JESTES JEDNAK CZARODZIEJEM I NIE TAK ŁATWO CIĘ ZABIĆ. ODBIŁEŚ SIĘ OD

NIEJ, ALE ONI MYŚLĄ, ŻE TA... NO... ŚPIACZKA JEST SKUTKIEM UPADKU. WIĘC

PYTAM SIĘ: JESTEŚ PEWNY?
Wrócić. Spróbować jeszcze raz. Żyć. Nie. To

niemożliwe. Nie ma rzeczy niemożliwych.
- Tak. Nie potrafiłbym

teraz wrócić – odparł stanowczo zaciskając pięści.
- Harry?

/>Harry spojrzał szybko za siebie, a serce załomotało mu w piersi. Niedaleko

jeziora ujrzał sylwetkę Hermiony machającej do niego ręką.
- Hermiona?

– puścił się biegiem nie zwracając uwagi na Kosiarza, który oparł się

o kosę i zaczął oglądać własne palce.
Dziewczyna także zaczęła biec w

jego stronę. Harry zauważył jednak, że nie jest tak samo wyraźna jak on. Jej

kontury były lekko zatarte, ale ona sama uśmiechnęła się do niego.
-

Tak, Harry. To ja. A raczej twoje wspomnienie mnie. Nie wiem jak to nazwać.


- Jak tu się znalazłaś? – wydukał Harry.
- Pamiętasz co ci

powiedziałam? Wtedy w Zakazanym Lesie? Że cię nigdy nie opuszczę. Jestem

zawsze przy tobie i Ronie. Proszę cię, Harry. Zostań. Nie warto umierać.

Twoi rodzice tego by nie chcieli. Zginęli Harry dla ciebie. Po to żebyś

zwyciężył Voldemorta. A ja, Cedrik, Syriusz i inni...? Harry walczymy po

jednej stronie. Może nie wygrasz, ale spróbujesz. Nie mam ci za złe tego, że

chciałeś z tym skończyć. Nikt nie ma ci tego za złe. Byłeś bardzo dzielny

przez te wszystkie lata, ale jesteś także tylko człowiekiem.
Harry

milczał. Kiedy przemówił ponownie miał chaos w głowie.
- Spotkałaś ich?

Spotkałaś moich rodziców? Syriusza?
Hermiona kiwnęła głową. Zauważył,

że staje się coraz bardziej niewidoczna.
- Mogli tu stać oni, a nie ja

– przyznała Hermiona. –Jednak gdyby tak było nie wróciłbyś. Masz

wybór, Harry. I pamiętaj, że śmierć jest bramą życia tylko dla szczęśliwych

ludzi. Znam cię. Nie mógłbyś żyć wiedząc co zrobiłeś. Taki już jesteś i nic

na to nie poradzisz.
Jej postać zamigotała. Harry chciał złapać ją za

rękę, ale jego palce zacisnęły się w powietrzu przenikając przez nią.
-

My poczekamy, Harry. I tak kiedyś wszyscy się spotkamy. Oni nie mogą czekać.

Proszę cię... Nie zmarnuj takiej szansy...
Ponownie zamigotała.
-

Do zobaczenia.
Harry nie mógł wykrztusić słowa. Otworzył usta, ale

Hermiona obdarzyła go ostatnim uśmiechem i znikła. Wpatrywał się przez

moment w miejsce gdzie stała, a potem zaczął iść powoli w stronę Pimpusia,

który skubał spokojnie trawę. Śmierć przestał oglądać swoje dłonie i bez

słowa poszedł w stronę drzwi zamku.
- Zaraz... – krzyknął Harry.

– Dokąd pan idzie?
DOKONAĆ SWOJEJ POWINNOŚCI. ZGODNIE Z TWOIM

ŻYCZENIEM.
- Nie! To znaczy... Tak... Nie... Nie wiem – Harry

zmieszał się. – Ja chyba jednak powinienem zostać. Tak mi się

wydaje.
Śmierć wykrzywił szczękę w czymś co mogłoby być uśmiechem.

/>TO OSTATECZNA DECYZJA? MAM JESZCZE DO ZAŁATWIENIA WYPADEK JAKEJŚ HRABINY W

BUŁGARII I ZABÓJSTWO W JAPONII, WIĘC RACZ SIĘ STRESZCZAĆ, CHŁOPCZE.
-

Zostaję.
PROSZĘ BARDZO. Śmierć pstryknął placami i zniknął.


/>~ * ~

Otworzył oczy. Ujrzał nad sobą sklepienie Skrzydła

Szpitalnego. Podniósł głowę o parę cali i zobaczył zwiniętego w kłębek Rona.

Odetchnął głęboko. Nagle jego przyjaciel poruszył się i otworzył oczy po

czym zerwał się z krzesła.
- Harry? HARRY! OBUDZIŁES SIĘ!

Stary, tak się bałem. To musiało być z dwieście stóp!
Żył. Już

czas.

KONIEC
Anulcia
Bardzo, bardzo fajnie, Tenebris!!

Naprawde, postać Śmierci opisana niezwykle, od innej strony. Jest łaskawa,

ma poczucie humoru
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/biggrin.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif' /> i na

szczęście można się z nią dogadać. To dobrze, że zdecydowałas sie zamiescic

to opowiadanko tutaj
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/smile.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' /> .


/>Wogóle wszystkie twoje ff i, jak widać, jednopartówki, są bardzo

oryginalne, w takim innym stylu.
Naprawdę w nagrodę WIELKA


border='0' style='vertical-align:middle' alt='czekolada.gif'

/> dla Ciebie, a na dokładkę
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/nutella.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='nutella.gif' /> .

Smmmacznego!! Pozdrooffka
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/wink.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='wink.gif' />
Coyote
Hehehe... A ja na znak Śmierci wpiszę się

i avatarka zostawię
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/happy.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='happy.gif' />

/>Ficzek fajny, tylko troche mi nie pasował Pimpuś
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/tongue.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif' /> jako imię

oczywiście...
Ale ogółem podobało mi się. Nawet nie znalazłam błędów,

możliwe, że ich nie ma, a możliwe, że jestem juz zbyt zmęczona szkołą


border='0' style='vertical-align:middle' alt='sleeping.gif'

/>
Smerfka
!!! A więc to tak...


bezlitośnie kończysz ficka o moich ukochanych Huncwotach , żeby się tu nad

pokrzywdzonym Harrym rozwodzić , tak ?
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/mad.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='mad.gif' /> Oj

nieładnie , nieładnie , no ale... powiedzmy , że Ci to wyjątkowo wybaczę ,

bo ten fick mi się w gruncie rzeczy tez podobał.
Miał co prawda

kilka wad - to nawet nie ten wyżej wspomniany Pimpuś ^^ - ale miał jedną ,

której nie trawię - albo to tylko ja jestem nad program sprytna


border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/> , albo hm... zejdźmy na ziemię - zakończenie było od razu

wiadome?
Coś mi się wydaje,że mimo usilnych prób ukochanych nauczycieli

<
border='0' style='vertical-align:middle' alt='blink.gif'

/> > , a już szczególnie mojej pani od niemca , prawdziwe

jest raczej to drugie...
No a poza tym , jak już pisałam , było nieźle

- bez większych błędów i literówkek...
tzn dobra -
style='color:blue'>BYŁO FAJNIE
, tylko wiesz... uczepiłam się tych

Huncwotów i już !^^
Ale ogólnie naprawdę fajnie piszesz i chętnie

przeczytam twojego nowego ficka - niech ci będzie - nawet tego nie o...

wiesz kim ^^

src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/krowki.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='krowki.gif' /> <- fur

dich
Child
A bo ja wiem - przeczytałem tylko dlatego,

że Mortem zapachniało.
Technicznie trzyma wysoki poziom, treściowo

już trochę gorzej, bo nieprzypasował mi motyw, coby Hari Pota stanął

okularem w czaszkę ze Śmiercią*, ale cóż - są tacy co i Władka z Potterem

łączą.
Ogólnie nie jest najgorzej ;d


class='quotetop'>QUOTE

class='quotemain'>postać Śmierci opisana niezwykle, od

innej strony
błąd - opisany w stylu

okołopratchettowskim

Pimpuś [dla tych niekumatych :]] - tak się

nazywa koń Śmierci.


* pierwsza i pierwsza+n** osoba, która

powie, że zrobiłem tak samo, dostanie w - za przeproszeniem - w pysk :]

/>** n należy do liczb całkowitych dodatnich
Tenebris69
Cieszę się, że w większości wam się

podoba. Pimpuś jest rzeczywistym imieniem konia Śmierci. Tak go nazwał Terry

Pratchnett i nawet jeżeli brzmi dość dziwnie ( ale za to slodko) to

postanowiłam tego nie zmieniać bo byłoby to nie fair w stosunku do autora. I

samego Pimpusia.
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/wink.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='wink.gif' />


/>Obie te postacie: Śmierć i Pimpusia starałam się opisać i przedstawić

podobnie jak Pratchett zmieniając tylko niektóre fakty żeby pasowały do

czasów w którym żyje Harry.

Pozdrawiam.

EDIT.

/>Smerfko obiecuję, że specjalnie dla ciebie w ramach rekompensaty napiszę

kiedyś* opowiadanie o... NIM w roli głównej.

*kiedyś będzie

oznaczało pewnie niedługo bo ja nigdy nie mogę się powstrzymać.


style='vertical-align:middle' alt='wink.gif' />
kkate
Mi też się podobało. Opowiadanie inne od

wszystkich na tym forum. Może, tak jak mówiła Smerfka, zakończenie dało się

z góry przewidzieć, ale poza tym - OK. Mnie Pimpuś nie przeszkadzał


style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' />


/>Ogólnie bardzo fajnie. Napisz coś innego, Tenebris, najlepiej to o... no

właśnie, wiesz kim, bo bycie członkiem TFM do czegoś zobowiązuje


style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' />


/>
border='0' style='vertical-align:middle' alt='czekolada.gif'

/> <--- Dla Ciebie, bo fajniutko się czytało


border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/>
Coyote
QUOTE(Tenebris69 @ 26.10.2004

19:28)
Pimpuś jest

rzeczywistym imieniem konia Śmierci. Tak go nazwał Terry Pratchnett

/>
*


/>


W takim razie zwracam

honor. Nie wiedziałam tego bo nie czytałam Terry'ego
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/happy.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='happy.gif' /> z checia

bym dorwała tę książkę, ale cóż... brak czasu robi swoje


border='0' style='vertical-align:middle' alt='dry.gif' />


To jest "lekka wersja" zawartosci forum. By zobaczyc pelna wersje, z dodatkowymi informacjami i obrazami kliknij tutaj.

  kulturystyka  trening na masę
Invision Power Board © 2001-2025 Invision Power Services, Inc.