To opowiadanie zostało napisane z myslą
o konkursie. Teraz chciałabym dowiedzieć się co o tym myślą inni. Wszelkie
wyszukiwanie błędów bardzo wskazane. To móje pierwsze skończone opowiadanie.
Jeżeli tutaj mozna publikować tylko ff, to bardzo przepraszam za pomyłkę...
Bardzo proszę o komentarze.
Podziękowania dla
Serathe, która zdążyła szybko znaleźć najważniejsze błędy i pomagała w
chwilach zwątpienia.
+++++++++++++++++++++++
/>"Komar też człowiek"
Potrafiła oblecieć dookoła
drzewo dużo szybciej, niż jakakolwiek inna. Odbyła podróż przez jezioro i
przeżyła. Udało jej się ustanowić rekord na jak najwyższy lot. Co więcej,
niektórzy opowiadali, że uciekła z sieci krzyżaka! Złośliwi dodają, że
pająka w ogóle tam nie było, ale i tak Turbolotka Bzzyt należała do
najbardziej znanych i odważnych komarzyc, jakie kiedykolwiek latały po tym
obszarze. Każdy, kto ją znał, wiedział, że lubiła ryzykowne i pełne przygód
życie. Miała dopiero trzy tygodnie, a udało jej się już okrążyć całe
jezioro. Przy okazji odkryła coś ważnego. Około pół dnia lotu od zbiornika
znajdowało się siedlisko dziwnych olbrzymów. Nie mieli oni żadnych skrzydeł
i chodzili tylko na dwóch odnóżach. A co najważniejsze, mieli bardzo smaczną
krew. Turbolotka nie musiała nawet zbytnio się trudzić w jej zdobyciu.
Istoty te nie miały gęstych futer, trzeba było jedynie uważać na ich długie,
przednie kończyny, które czasami poruszały się trochę zbyt energicznie.
/>Teraz panna Bzzyt wybierała się na zebranie, na którym miała opowiedzieć o
swoich odkryciach. Leciała dość szybko, uważając jednak na lekko zranione
skrzydełko. Powinna była zwracać baczniejszą uwagę na igły drzew.
Szczególnie gdy wlatywało się w nie z dużą szybkością. Jedynym
usprawiedliwieniem tego wypadku, który był omawiany już na pierwszych
lekcjach latania, była ucieczka przed ptakiem zamierzającym zjeść ją w
charakterze śniadania. Turbolotce udało się uciec, ale na samo wspomnienie
tego wydarzenia, troszkę trzęsły jej się skrzydełka. Ta okolica robiła się
coraz bardziej niebezpieczna.
Na szczęście tym razem udało jej się
dotrzeć na miejsce bez żadnych niemiłych niespodzianek. Prawie wszystkie
komarzyce już przybyły. Jak zwykle zbierały się w starym, spróchniałym pniu
drzewa. Żaden komar nie przychodził na zebrania, ponieważ uważani byli oni
za mało energicznych. Nie umieli rozstrzygać problemów, a na dodatek żyli
krócej i są roślinożerni. Mówiąc krótko, kobiety brały wszystkie sprawy w
swoje odnóża. Tak też było i tym razem.
Turbolotka osobiście nie lubiła
tych spotkań. Wolała podejmować śmiałe, szybkie decyzje, a tam najczęściej,
zanim większość dochodziła do porozumienia, mijało dość dużo czasu... Oparła
się na jakimś wystającym ze ściany kawałku drewna, tuż obok wejścia. Udało
jej się przylecieć tam na czas. Właśnie najstarsza i zarazem najmądrzejsza z
komarzyc - Grubobrzęczka Bzz, zaczęła swoją przemowę. Trzeba dodać, że dla
Bzzyt było to bardzo nudne wystąpienie. Powtarzano je prawie na każdym
zebraniu, a ona takiej monotonności nie lubiła. Nie rozumiała, po co tracić
czas na mówienie czegoś, co każdy i tak już słyszał…
- Może
skończmy z tym całym gadaniem i zaczniemy rozmawiać o czymś poważnym... -
Turbolotka przerwała przemówienie wyraźnym i donośnym głosem. Jednak po
chwili straciła część pewności siebie, gdy spojrzały na nią wszystkie małe,
choć doskonale wyraźne, czarne oczy. Nikt się nie odezwał. Większość owadów
była zdumiona tym pytaniem. Po chwili Bzzyt dokończyła:
- Nie rozumiem
po co tracimy na to czas. Chyba każdy już słyszał całe to gadanie o tym, jak
bardzo potrzebna jest krew. O oddalaniu się od jeziora też słyszałam co
najmniej osiem razy... Czy nie możemy po prosu przejść do tej części
rozmowy, która traktuje o naszych problemach?
Komarzyce powoli
zaczęły się otrząsać się z zaskoczenia. Rozległy się szepty. Mimo, że mówiły
cicho, po chwili wszystkie rozmowy zbiły się w głośny szmer. Jedni kręcili z
politowaniem głowami patrząc wymownie na Turbolotkę. Inni mówili z
rozdrażnieniem coś o młodych owadach i ich dziwnych pomysłach. Bzzyt poczuła
ogarniającą ją frustrację. Ona nie była aż tak młoda, żeby uważać ją za
jakąś smarkulę! Nie rozumiała także dlaczego starsze przedstawicielki
zgromadzenia nie chciały nawet słyszeć o zmianach i nowych rozwiązaniach...
Trzeba przecież iść z duchem czasu!
- Panno Bzzyt - zaczęła mówić
Brzęczka, która jako jedyna nie wyraziła jeszcze swojej opinii na temat
wypowiedzianych niedawno słów.
Przerwała jednak gdy zauważyła, że
wiele głów odwróciło się ze zdziwieniem w jej stronę. No tak. Zapomniała, że
Bzzyt to popularne nazwisko... Komary nie miały talentu do wymyślania
przydomków, dlatego większość z nich nazwała się tym pięknym i jakże
oryginalnym nazwiskiem. To stwarzało czasami małe problemy. Trudno było
zwrócić się do jednej osoby, a przy okazji nie zwoływać całego tłumu owadów.
Imiona też były bardzo wymyślne. Na szczęście na radzie nie znajdowały się
nawet dwa komary o takich samych przydomkach. Zostało to narzucone wszystkim
uczestnikom, po tym jak nie można było dociec kto o kim mówi w swoich
przemówieniach. Ale w niższych sferach prawie wszyscy mieli imiona typu :
Skrzydlatka, Skrzydlatek, Lotka, Lot czy Bagnolubka i Bagnolubek. Zawsze
istniały odpowiedniki żeńskie i męskie. Na szczęście te owady, które pełniły
jakąś ważną funkcję nadawały sobie nowe imię, albo przerabiały swoje dawne.
Grubobrzęczka odchrząknęła cicho i mówiła dalej:
- Panna Lotka Bzzyt,
oczywiście.
- Turbolotka - odparła z przyzwyczajenia komarzyca. Sama
urozmaiciła sobie swoje dawne imię.
- Panno Lotko - ciągnęła dalej Bzz
nie zważając na dopowiedź - Te przemówienia zawsze były i zawsze będą. Chyba
wiesz, co się może stać jeśli nie podziękujemy Wielkiej Wodzie za
schronienie? Nie chcesz chyba, by rzuciła ona na nas jakąś klątwę, prawda? A
przypominać o niebezpieczeństwach zawsze warto. Na dodatek proszę nie
przedstawiać się nikomu zmienionym imieniem, które nie zostało potwierdzone
przez radę. Czy teraz zrozumiałaś?
Bzzyt zastanowiła się chwilę.
Tak naprawdę to nadal nie miała pojęcia po co to wszystko, ale stojąca przed
nią komarzyca z pewnością czekała na jednoznaczną odpowiedź. Czasami
Turbolotka nie mogła pojąć zachowania starszych. Najpierw o coś cię pytali,
a jak odpowiedziałaś zgodnie z prawdą, która niezbyt ich zadowalała, to
dostawałaś karę... Przecież każdy komar powinien mieć prawo do swojego toku
myślenia. Tym razem jednak wolała bardziej się już nie narażać.
- Tak.
Teraz myślę, że to rzeczywiście jest bardzo potrzebne - po tych słowach
odetchnęła głęboko mając nadzieję, że nie zorientowali się, że nie mówi
prawdy. Ku jej zdziwieniu okazało się, że jej marny talent aktorski postarał
się tym razem i wszystkie komarzyce nie wyglądały na oburzone tak bardzo,
jak były wcześniej - Mam dla wam do przekazania ważną wiadomość. Otóż
niedawno postanowiłam...
- Wiemy, że udało ci się okrążyć całe jezioro.
Nie musisz się tutaj tym chwalić - przerwał jej jakiś oburzony głos
dobiegający ze środka sali
- ... dowiedzieć się co kryje się w
dalszych zakątkach tego lasu - niewzruszenie ciągnęła dalej, próbując nie
okazywać złości - Udało mi się odkryć coś strasznego, a zarazem dającego nam
wielką nadzieję na lepsze czasy. Odkryłam jakieś stado dziwnych, wysokich
stworzeń. Chodzą na dwóch odnóżach, a przede wszystkim mają bardzo dobrą
krew. Te olbrzymy mieszkają zaledwie pół dnia drogi stąd.
-
Olbrzymy?! Jakie olbrzymy?! Coś takiego nie istnieje. Wymyśliłaś
to, by zrobić jakąś sensację! - to był ponownie tamten oburzony głos - A
czy masz jakiś dowód na ich istnienie?
W tej chwili Turbolotka poczuła
jakby grunt usunął jej się spod nóg, a jej skrzydełka nie były zdolne do
ruchu. Oni jej nie uwierzą! Jak mogła zapomnieć o jakimś dowodzie? To
było pewne, że nie zaufają jej na słowo... Komarzyce nie należały do
towarzyskich i przyjaźnie nastawionych owadów. Na pierwszym miejscu stawiały
własne dobro i najczęściej podejmowały decyzje, które były dla nich jak
najdogodniejsze. Zgromadzenie zauważyło zdezorientowanie Bzzyt i na sali
zaczęły narastać pomruki oburzenia.
- Cisza! - Grubobrzęczka
szybko urwała denerwujące szepty. Sama natomiast zaczęła przyglądać się
uważnie Turbolotce - Co mówiłaś o tych olbrzymach?
*
Lotka
leciała z powrotem do siedliska tych dziwnych stworzeń. Nie wiedziała, czy
ma się cieszyć, czy też denerwować. Nie czuła ulgi. Wydawało jej się, że ma
całkowicie wypchany myślami umysł. Można było powiedzieć, że udało jej się
przekonać zgromadzenie, że takowe istoty zobaczyła. Nie uwierzyły jej
wszystkie komarzyce, ale większość z nich była zaciekawiona nowym odkryciem.
Szczególnie po tym jak uzupełniła swoją wypowiedź o kilka szczegółów.
Powiedziała o futrze olbrzymów, którego nie było prawie wcale, albo było
różnokolorowe i cienkie. Oprócz oczywiście głowy, która obfitowała w
różnorakie owłosienie. Wspomniała także coś ich zachowaniu - trzymaniu się w
stadach, mieszkaniu w dziwnych jaskiniach z dziurami i upodobaniu do
zbiorowego pływania. Ku jej zdziwieniu okazało się, że Bzz już o nich coś
słyszała. A raczej znalazła - wyryte w korze drzewnej rysunki. Grubobrzęczka
podejrzewała, że zostały one stworzone jakieś kilka lat temu przez podobne
do nich komarzyce. Wynikało z nich, że w tamtym czasie na tym obszarze
występowały takie stworzenia. Przewodnicząca zgromadzenia była bardzo
ciekawa czy rzeczywiście mogą być oni przydatni. Wysłała więc Lotkę na
powtórny, dokładniejszy patrol. Tym razem Turbolotka wędrowała z Długolatką
- o dwa tygodnie od niej starszą komarzycą, która miała potwierdzić relacje
z podróży na następnym zebraniu.
Na razie, chociaż nie zdarzyła się
jeszcze żadna niebezpieczna przygoda, podróż mijała w dość niemiłych
warunkach. Towarzyszki nie lubiły się nawzajem. Długolatka uważała, że Lotka
zachowywała się jak zarozumiały i nierozważny pseudoinsekt. Natomiast Bzzyt
nie pozostawała dłużna odpowiadając jej, że wolałaby być taka, niż latać jak
bojąca się o swoje skrzydełka damulka, która próbuje udawać prawdziwą
komarzycę. Skończyło się zachowaniem milczenia i obustronną obrazą. Ale
musiały lecieć dalej. Razem.
Po kilku godzinach udało im się dotrzeć
do celu. Po raz pierwszy oczom Długolatki ukazały się wielkie olbrzymy. Było
ich naprawdę bardzo dużo. Komarzyca była aż tak zaskoczona, że zaprzestała
lotu. Owszem, była przygotowana na spotkanie wielkiego stworzenia, ale nie
miała pojęcia, że będzie ich tutaj tak bardzo dużo... Myślała, że Turbolotka
naginała fakty mówiąc, że widziała tutaj całą plażę zatłoczoną wprost przez
te istoty.
- I co? Zaskoczona? Tak naprawdę to nigdy nie
wierzyłaś w ich istnienie, prawda? - zapytała Bzzyt widząc zdumienie
towarzyszki.
Długolatka nie odpowiedziała, tylko kiwnęła potakująco
głową.
- To co teraz robimy?
- Jak to co? - odpowiedziała
Bzzyt, a oczy zamigotały jej figlarnie. - Będziemy ich śledzić!
Po samym spojrzeniu komarzycy, Długolatka poczuła, że to będzie ciężki
dzień. Zastanawiała się, jak mogła przystać na tę podróż. Już po samym locie
była zmęczona. A na dodatek teraz będą ganiać za tymi olbrzymami, które, jak
zauważyła, chodziły bardzo szybko. Chcąc czy nie, poleciała za towarzyszką,
pogrążając się w coraz smętniejszych myślach.
*
- Nie. Nie ma mowy. I tak sprawdziliśmy
wystarczająco dużo.
- Nie ciekawi cię co tam jest?
- Może
ciekawi, ale nie aż tak, by tam wlatywać. Lotko, pomyśl choć trochę!
Dopiero co zaczęliśmy odkrywać, kim oni są. Zbyt prędko chcesz dostać się do
ich siedziby.
Dwa owady właśnie odpoczywały, siedząc na jakiejś
skale. Słońce zaczynało kryć się za horyzontem. Niebo mieniło się ciepłymi
kolorami. Komarzyce nie odpoczywały przez cały czas, który upłynął od
dzisiejszego zobaczenia olbrzymów na plaży. Udało im się dowiedzieć o wielu
rzeczach dotyczących tych stworzeń, ale mimo to wraz z tą wiedzą pojawiło
się mnóstwo innych pytań.
Olbrzymy mieszkały w dziwnych jaskiniach.
Stały one oddzielnie od siebie i miały bardzo proste ściany. Długolatka
stwierdziła, że "wyglądają jakby wyrastały z ziemi". Dodała też,
że prawdopodobnie olbrzymom udało się jakoś hodować te mieszkania.
"Przecież to niemożliwe, by cokolwiek miało tak podobne do siebie
wymiary i na dodatek samo ułożyło się w takich odstępach". Turbolotka
zastanowiła się, czy to może nie są jakieś dziuple, ale jej starsza
koleżanka prychnęła ironicznie, gdy tylko usłyszała tę wypowiedź.
"Przecież każdy wie, że dziuple są częścią drzewa... Widzisz gdzieś
jego dalszą część? Ja jej nie widzę. Zresztą to niemożliwe, by istniał tak
szeroki pień." Na tę uwagę Bzzyt naburmuszyła się i odparła, by panna
mądralińska znalazła jakieś oznaki życia w tych różnokolorowych blokach
kamieni. W końcu, jeśli olbrzymy zasadziły te mieszkania, to muszą one
rosnąć. A one w nawet najmniejszym stopniu roślin nie przypominały. Po
krótkich rozmyślaniach komarzyce zgodziły się nazwać je blokami skał albo po
prostu blokami.
Jednym z następnych i najbardziej ważnych odkryć
dotyczących nowopoznanych stworzeń, było chodzenie w małych grupach.
Najczęściej każda miała po kilka osobników. Widocznie te olbrzymy lubiły
swoje towarzystwo. Komarzyce zauważyły też, że niektóre z nich były
widocznie mniejsze do innych. Tym razem owady zgodziły się ze sobą, że muszą
to być młodsze osobniki. Najwidoczniej w tym gatunku dzieci dłużej
przebywały z matką.
Oprócz tych informacji zarejestrowano też, że
olbrzymy potrafią bardzo szybko i różnorodnie zmieniać futra. Lubią leżeć na
słońcu albo pływać dłuższy czas w wodzie. Mają także smaczną krew. Tym razem
to nie Turbolotka jej posmakowała. Długolatka chciała spróbować, czy
rzeczywiście jest dobra. Prawie przypłaciła to życiem. Mimo ostrzeżeń
młodszej koleżanki, zbyt długo wysysała krew. Olbrzymowi najwyraźniej bardzo
się to nie podobało, gdyż próbował ją z premedytacją rozgnieść. Po tym
wydarzeniu komary zdecydowały się odpocząć. Turbolotka próbowała namówić
towarzyszkę na jeszcze jedną krótką podróż. Długolatka nie dała się
przekonać, więc młodsza komarzyca musiała polecieć tam sama. Wysłanniczka
zgromadzenia w tym czasie wracała do domu, by opowiedzieć o wszystkim innym
komarom. Może pomijając to, że jeden z olbrzymów prawie ją rozgniótł…
Nie chciała przecież wyjść na niezdarę, która nie potrafi szybko latać.
/>
*
Bzzyt po pewnym
czasie udało się dolecieć do jakiegoś bloku. Dotarła tam śledząc olbrzyma.
Turbolotce wydawało się, że to ten sam, którego ugryzła Długolatka. Osobnik
stanął przed jakąś drewnianą deską, przyczepioną do szarych ścian bloku.
Bzzyt usłyszała jakieś ciche brzdęki i szczękanie, a potem zauważyła
wejście. Nie zastanawiając się ani chwili, szybko tam wleciała. Moment
później usłyszała jakiś głośny trzask i gdy się odwróciła nie było widać
żadnej dziury, przez którą tu się dostała. Dopiero teraz zaczęła się
zastanawiać, czy dobrze zrobiła wybierając się tutaj. Nie miała pojęcia co
tu może znaleźć. Na dodatek nikt nie wiedział gdzie ona dokładnie poszła.
Próbując odepchnąć od siebie wszystkie te złe myśli, pofrunęła naprzód.
Ogólnie porozglądała po wszystkich pomieszczeniach. Z zewnątrz blok wydawał
się mieć prostszą budowę... Turbolotka zauważyła też, że olbrzym miał tutaj
dużo różnorodnych przedmiotów.
Na początku Turbolotka udała się do
dziwnego, biało-niebieskiego miejsca. Udało jej się tam wlecieć przez jakąś
szparę. Później miała trudności z wydostaniem się stamtąd, ale jakoś sobie
poradziła. Najbardziej interesującą rzeczą, którą zobaczyła było kolejne,
dużo mniejsze pomieszczenie, którego wejście było wysoko w ścianie. Gdy
podleciała do niego bliżej, zobaczyła, że nadlatuje w jej stronę jakiś
komar. W jej głowie szybko przemknęła zawodząca myśl, że ktoś przed nią
odkrył i studiował zachowanie olbrzymów. Nagle w coś uderzyła. W tym samym
momencie co drugi owad. "Może tutaj jest jakaś niewidzialna
bariera?" Turbolotka pofrunęła trochę bardziej w prawo, drugi komar
zrobił to samo. Przesunęła się w lewo, sytuacja powtórzyła się. Nagle
komarzyca coś sobie uświadomiła : "To musi być... Moje odbicie!
Tylko jak udało się olbrzymom zrobić taką równą i dobrze odbijającą
otoczenie taflę?" Bzzyt przypomniała sobie, że dawno temu siedziała nad
jeziorem. Wtedy Turbolotka zobaczyła po raz pierwszy swoje odbicie. Ale
teraz było ono o wiele bardziej wyraźniejsze. "Czy to możliwe, by te
stworzenia znalazły sposób, na takie ujarzmienie tego płynu? Przecież to
jest twarde… Zupełnie nie przypomina wody. Ale jeżeli to nie jest z
tego zrobione, to co jeszcze mogłoby odbijać różne obrazy?" Komarzyca
zaczęła zdawać sobie sprawę, że może zobaczyć jeszcze dużo niezrozumiałych
dla niej rzeczy. Chyba zaczęła igrać ze stworzeniami dużo potężniejszymi od
niej... Z tą niezbyt szczęśliwą myślą Bzzyt rozejrzała się ostatni raz po
pomieszczeniu i poleciała na dalszy zwiad.
W innym pokoju znalazła
jakąś maszynę ziejącą chłodem. Olbrzym przetrzymywał tam jedzenie. Teraz
śledzona istota oglądała jakieś świecące pudło. To bardzo dziwne, ale
wydawało się, że w jego środku są pomniejszone wielkie stworzenia i różne
krajobrazy. Na dodatek to coś wydawało jakieś głośne odgłosy. Olbrzym cały
czas siedział w bezruchu i patrzył się na pudło. Po prostu. Turbolotka nie
miała pojęcia czemu to robi… Może ten czarny obiekt był jakimś innym
zwierzęciem albo rośliną? Może w tej chwili to pudło przekazuje olbrzymowi
jakieś informacje dotyczące tego, co ma robić w przyszłości? To były kolejne
pytania, na które komarzyca nie znała odpowiedzi. Wybrała się w podróż, by
dowiedzieć się czegoś więcej. Po całym dniu śledzenia ich, miała więcej
pytań niż na początku. Bzzyt nie miała ochoty dowiadywać się, co stałoby się
po kilku dniach. Była już zmęczona. Chciała wrócić do domu, ale nie miała
pojęcia, gdzie jest wyjście. Ta dziura zniknęła… Panna Bzzyt poczuła
się strasznie bezsilna. Jak nigdy w życiu. Po chwili jednak zmusiła się do
myślenia. "Przecież musi być jakieś wyjście! Udało ci się pokonać
tyle rekordów. Jeśli się zastanowisz to znajdziesz jakieś
rozwiązanie!" - komarzyca próbowała zmobilizować się do skupienia.
Po chwili udało jej się znaleźć wyjście z sytuacji. Przecież widziała otwory
w tamtej ścianie! Turbolotka szybko ruszyła do okna. Nagle usłyszała
jakiś syk. Poczuła, że jej ciało pokrywa się jakąś palącą cieczą. Odczuła
zawroty głowy. Przed oczami zaczęła widzieć czarne plamy. Ostatnimi siłami
doleciała do okna i usiadła na parapecie.
Po kilku minutach doszła do
siebie. "Tylko co to było?" Przelatywała obok człowieka i następne
co poczuła to ta paląca substancja. Turbolotka zatrzęsła się. "Coraz
więcej pytań, a coraz mniej odpowiedzi..." Odetchnęła głęboko i
pocieszyła się myślą, że zaraz stąd wyleci. Wzniosła się wyżej i zauważyła
znany krajobraz. Jezioro, drzewa, kilka chodzących wielkich stworzeń.
Zaczęło być już ciemno. Pofrunęła w ich kierunku. Nagle od czegoś się
odbiła. "Ale tutaj nic nie ma" - pomyślała rozpaczliwie.
Spróbowała wydostać się stąd ponownie. I tym razem coś jej przeszkodziło.
Poleciała jeszcze raz, następny i następny. Cały czas to samo. W końcu
komarzyca straciła rachubę, ile razy uderzyła w niewidzialną barierę.
Zmęczona i poobijana usiadła na parapecie. Zaczęła ogarniać ją panika.
"A jeśli jej tu nikt nie znajdzie? Jeśli zostanie na zawsze?"
Przez głowę przebiegały jej miliony myśli. Nagle zobaczyła olbrzyma i
uświadomiła sobie jak bardzo jest głodna. Patrząc się na jego rękę wydawało
jej się, że widzi pulsującą w niej krew. Nie bardzo wiedząc co robi
podleciała bliżej. Stłumiła cichy wewnętrzny głos, który mówił jej, by tego
nie robiła. Usiadła na jego ręce. Wbiła swoją igłę i zaczęła ssać. Odprężyła
się czując w sobie ciepły płyn. Poczuła lekki powiew powietrza i nagle
nastała ciemność...
*
Andrzej wybrał się nad jezioro.
Miał nadzieję, że uda mu się tutaj wypocząć. Niestety przyjechał sam. A to
od początku zwiastowało, że będzie mu się nudziło. Po kilku dniach
opierających się wyłącznie na pływaniu, mężczyzna całkowicie się tym
znudził. Na dodatek pogryzł go jakiś komar. Nawet udało mu się uciec! A
wszyscy mówili, że tutaj tych owadów nie było. Na szczęście Andrzej w to nie
uwierzył. Wziął ze sobą areozol przeciwko insektom. Jak się przed chwilą
okazało, wydał na marne piętnaście złotych. Psiknął na owada tym
specyfikiem. Jak na to zareagował komar? Troszkę się zachwiał i szybko
poleciał dalej. Następnym razem będzie trzeba kupić porządniejszy środek.
Wrócił do ponownego oglądania telewizji. Akurat leciał ciekawy film. Jednak
co chwila słyszał jakieś pukania. Okazało się, że to ten owad próbuje się
przebić przez okno. Prychnął z rozbawiania. Te komary były takie głupie!
Po kilkunastu stuknięciach jego wesołość przeszła w irytację. "Ile
można to robić? Niech to idiotyczne paskudztwo wreszcie
przestanie!" Ku jego rozradowaniu nastała cisza. Powrócił do
oglądania filmu. Nagle poczuł jakieś lekkie ukucie. Zauważył, że komar
właśnie pije jego krew. "Tego już za wiele!" Jednym ruchem
ręki, jakby z od niechcenia, klasnął w swoją skórę, miażdżąc owada w bardzo
nieprzyjemny sposób. Wreszcie mógł powrócić w spokoju do śledzenia fabuły
filmu.
KONIEC