style='font-size:14pt;line-height:100%'>Waleczne Serce
/>
Słońce chyliło się ku zachodowi. Zakazany Las wyglądał o tej porze
dnia wyjątkowo tajemniczo, mrocznie i bajkowo zarazem. Rozłożyste korony
drzew przepuszczały nikłe promienie słońca, a te docierając do niższych
partii lasu, igrały na liściach krzewów. Zieleń przeplatała się z jasnym
odcieniem czerwieni, co sprawiało wrażenie wyjątkowo niebezpiecznej zabawy.
Cisza przerywana co chwilę podejrzanymi odgłosami sprawiłaby, iż niejednemu
odważnemu stanąłby włos na głowie, na karku zaś pojawiłoby się niemiłe
mrowienie i gęsia skórka.
- PUŚCIE MNIE!
Natomiast ten krzyk
doprowadziłby samego Lorda Voldemorta do omdlenia.
- Jestem starszym
podsekretarzem w samym Ministerstwie Magii!
Jak więc się
dowiedzieliśmy, ten przeraźliwy, piskliwy krzyk wydobywał się z ust
wyjątkowo zdenerwowanej i przestraszonej czarownicy.
- Wy plugawi
mieszańcy!
Czarownicy uprzedzonej rasowo.
- Zamknij się!
Jej monolog przerwał męski głos, który należał najwidoczniej do bardzo
elokwentnego i wygadanego człowieka.
Krzaki, na których igrały
niebezpiecznie promienie zachodzącego słońca, poruszyły się nieznacznie. Po
chwili wyłoniły się z nich osobliwie wyglądające centaury. Trzeba jednak
dodać, że po pewnym czasie jedna z owych istot wyniosła osobę jeszcze
dziwniejszą. Wyniesiona osoba była prawdopodobnie człowiekiem, dokładniej
kobietą, jednak ocenienie tej, jakże ważnej sprawy, utrudniało podobieństwo
tego indywiduum do wyrośniętej ropuchy.
- Opuście mnie, zwierzaki!
- Zamilcz, przedstawicielko ludzkiej rasy! - zaryczał jeden z
centaurów, a pracownica ministerstwa ucichła momentalnie.
Na twarz
centaura wypełzł nikły uśmieszek triumfu, po czym podniósł łuk na wysokość
oczu czarownicy.
- Powtórz jak się nazywasz!
- Dolores
Umbridge - odpowiedziała piskliwym głosem kobieta, która straciła resztę
odwagi na widok grotu strzały i łuku tuż przed swoim obliczem.
- Panią
Umbridge trzeba nauczyć nieco pokory - wtrącił inny centaur, z odrazą
przyglądając się czarownicy. - Jak sądzisz, Zakało?
- Masz rację,
Magorianie. Jak zwykle masz rację. Człowieka tego zaprowadzimy do naszego
Królestwa...
- Ależ, Zakało! To zbyt niebezpieczne. Ludzie nie
mogą wstąpić do Królestwa Centaurów. Mogą rozpowiedzieć innym, a przecież to
nasza Święta Tajemnica!
- Ona nie rozpowie - odpowiedział
spokojnie Zakała, wskazując palcem na Umbridge.
- Skąd ta pewność?
/>- Bo ona już stamtąd nie wyjdzie - powiedział niebezpiecznie cicho, a w
jego głosie dało się wyczuć żądzę zemsty.
Umbridge zapiszczała głośno.
- Nie lepiej zabić ją tutaj?
Umbridge zapiszczała jeszcze
głośniej.
- Magorianie, a któż powiedział, że ja chcę ją zabić?
/>Umbridge odetchnęła z ulgą.
- To by było zbyt proste - kontynuował
Zakała. - Najpierw parę tortur...
Umbridge wybuchła płaczem, a jej
brzydka twarz zniekształciła się okropnie. Opadłaby pewnie na ziemię, gdyby
nie była związana linami i gdyby nie trzymał jej jeden z prześladowców.
/>
* * *
- Severusie!
Drzwi do ciemnozielonego
pokoju otworzyły się na oścież, a w progu stanął siwowłosy staruszek, z
brodą do kolan.
- Cholera jasna! Nie ma go tu - zaklął starzec i z
niespodziewaną, jak dla jego wieku zręcznością obrócił się i wyszedł z
pomieszczenia. Pewnie zdziwicie się, gdy powiem Wam, iż jest to Albus
Dumbledore. Przecież dyrektor Hogwartu nie wyrażał się w ten sposób i zawsze
był spokojny. Jednakże należą się Wam małe wyjaśnienia. Albus był wówczas
wyprowadzony z równowagi i wyjątkowo przygnębiony. Walczył z Voldemortem,
ratował Harry'ego i wyjawił chłopcu tajemnicę o tej durnej przepowiedni.
I co najgorsze - zginął Syriusz. Jak tu nie być zdenerwowanym? Na dodatek
nigdzie nie może znaleźć Severusa Snape'a. Po głowie profesora błąkała
się niezbyt przyjemna i niezbyt miła dla ucha myśl: "Gdzie on do jasnej
cholery jest?!"
POSZUKAJ W KUCHNI.
- W kuchni? A cóż on
mógłby tam robić? - zapytał zdezorientowany Dumbledore.
IDŹ, TO SIĘ
DOWIESZ.
- Już idę. Dzięki - powiedział, zerknąwszy w górę.
NIE
MA ZA CO. TAKA PRACA.
Albus Persiwal Wulfryk Brian Dumbledore,
Dyrektor Hogwartu, Najwyższa Szycha Wizengamotu skierował swoje dostojne
kroki do kuchni. Zatrzymał się, gdy jego oczom ukazał się wielki, obraz z
owocami. Wyjątkowo niechętnie połaskotał dużą gruszkę.
-
Severusie!
Wysoki, ciemnowłosy mężczyzna z długim, wykrzywionym
nosem wyprostował się błyskawicznie na dźwięk swego imienia.
- Tak,
profesorze?
- Co ty robisz w kuchni?
- Jem.
- W takiej
chwili?!
- Jestem głodny. Kiedy mam jeść, jeśli nie teraz?
-
Severusie! - powiedział Albus na tyle spokojnie, na ile pozwalały mu na
to skołatane nerwy. - Gdzie jest Dolores Umbridge? Czy nadal przebywa w
Zakazanym Lesie?
- Nie ma jej w zamku? - zdziwił się Severus i uniósł
demonstracyjnie jedną brew. - To dziwne. Może coś jej się stało - dodał z
nadzieją w głosie, jednak kiedy Dumbledore spojrzał na niego karcąco,
odchrząknął i kontynuował: - To znaczy... skąd profesor wie, że Dolores
Umbrigde nie ma w zamku? Mogła już wrócić. Minęło w końcu sześć godzin. Jak
na moje skromne oko, Hogwart jest duży...
- Nie czas na żarty,
Severusie. A wiem, że jej nie ma, ponieważ Irytek lata po szkole z wielkim,
krzyczącym obrazem w dłoniach i z nadzieją w głosie woła: "Wielki
Inkwizytorze Hogwartu, pani profesor, Dolores, skarbeńku..."
/>Severus Snape, znany również jako Mistrz Eliksirów, uniósł nieco górną
wargę, odsłaniając pożółkłe zęby.
- Przestań się głupio uśmiechać. To
nie jest zabawne, Severusie. Nie wiem, co się z tobą dzieje. Stało się tyle
rzeczy, a ty sobie, najzwyczajniej w świecie, jesz.
- Już mówiłem, że
jestem głodny, profesorze. A poza tym, jakie rzeczy? Przecież Potter wrócił
cały i zdrowy.
- Tak. Pan Potter wrócił, ale zginął - zrobił efektowną
pauzę, a głos, zazwyczaj wyjątkowo spokojny, zadrgał mu nieznacznie -
Syriusz Black.
Severus Snape patrzył przez chwilę na dyrektora i
czekał, aż dotrze do niego sens wypowiedzianych niedawno słów. Syriusz Black
umarł? Jego odwieczny wróg odszedł z tego świata? Powinien się cieszyć, a
jednak kiełkowało w nim niejasne, mało przyjemne uczucie, którego nie
potrafił zrozumieć. Mistrz Eliksirów był najprawdopodobniej zły. Niemożliwe
jednak okazało się określenia, na co, lub raczej na kogo gniew ten był
skierowany. Czyżby był wściekły sam na siebie? Czyżby wyrzucał sobie, że nie
zatrzymał Syriusza na Grimmuald Place? Cholera! Czyżby ten dureń umarł
przez niego?
- Severusie...
Mistrz Eliksirów posłał Albusowi
Dumbledore'owi nieobecne spojrzenie, odwrócił się, zamiatając połami
czarnego płaszcza i bez słowa wyszedł z kuchni.
- Severusie! -
krzyknął, dla zachowania pozorów, gdyż doskonale wiedział, że Snape się nie
zatrzyma. - Szybko przeszedł mu apetyt - dodał cichym i smutnym głosem,
spojrzawszy na niedokończoną kanapkę. - Czyli Dolores jest w Zakazanym
Lesie...
OCZYWIŚCIE, ŻE JEST. PRZED CHWILĄ WIDZIAŁAM, JAK NIESIE JĄ
STADO CENTAURÓW.
- Skoro wiedziałaś, że jest w Zakazanym Lesie, to
czemu mi o tym nie powiedziałaś?
PRZEZNACZENIE, ALBUSIE. GDYBYM CI
POWIEDZIAŁA, HISTORIA ZMIENIŁABY SWÓJ BIEG. SEVERUS MUSIAŁ SIĘ DOWIEDZIEĆ O
ŚMIERCI SYRIUSZA.
- Rozumiem - powiedział wolno Dumbledore,
przeczesując chudymi palcami siwą brodę. - Co nie zmienia faktu, że mógł
dowiedzieć się od kogoś innego. Czemu to niewdzięczne zadanie przypadło
właśnie mnie?
PRZEZNACZENIE.
Albus Dumbledore nie mówił już nic
więcej, tylko szybkim krokiem ruszył w kierunku majaczących w oddali drzew
Zakazanego Lasu.
* * *
W Zakaznym Lesie panowały
egipskie ciemności. Mimo to niezmordowana grupka centaurów przedzierała się
przez zarośla, dzielnie znosząc trudy podróżowania z Dolores Umbridge.
/>- Ona jest strasznie ciężka! Czemu akurat ja muszę ją nieść?!
/>- Bo jesteś najsilniejszy, Kronosie - mruknął ugodowo Zakała.
-
Myślisz, że kupisz mnie tą głupią gadką.... - zaczął pogardliwie, po czym
jego twarz rozświetliła się momentalnie - Naprawdę?! W takim razie
poniosę ją jeszcze trochę.
- Poniesiesz ją, aż do naszego Królestwa.
- Co?! Myślisz, że się na to zgodzę? - zapytał oburzony
błękitnowłosy centaur.
- Tytuł najsilniejszego do czegoś zobowiązuje,
Kronosie.
- No... - zaczął niepewnie, najwidoczniej mile połechtany,
Kronos. - W takim razie, zgoda.
- Szybciej! Zakało, Kronosie!
Szybciej! Co się tak wleczecie z tyłu?!
- Czy mógłbyś się nie
drzeć, Ronanie? - odpowiedział spokojnie Zakała. - Nie widzisz, że Kronos
niesie tego grubego, irytującego, głupiego człowieka?
- Nie jestem
gruba! - odezwała się niespodziewanie Umbridge, która od dłuższej chwili
uparcie milczała.
- MILCZ, KOBIETO! - krzyknął Zakała, a
czarownica wydała z siebie tylko głośny pisk i skuliła się jeszcze bardziej.
- Dzięki, Zakało. Zdajesz sobie sprawę, jak ciężko ją nieść, gdy jest
w takiej pozycji?
- Przepraszam, Kronosie. To było silniejsze ode
mnie. Ronanie, widać już wejście?
- Jeszcze nie, ale już niedaleko.
- Eee... Zakało...
- Słucham, Kronosie?
- A czemu ona nie
może iść sama?
W tejże chwili Zakałę uderzyła dosadnie jego własna
głupota. Przecież ta cała Umbridge mogła iść sama! A oni ją nosili, jak
te muły przez blisko sześć godzin!
- Puść ją natychmiast i rozwiąż
jej nogi! Niech maszeruje sama.
Kronos ochoczo i z wielką ulgą
wykonał polecenie, w efekcie czego czarownica z impetem upadła na wilgotną i
brudną ziemię, po czym z jej ust wydobył się niecenzuralny krzyk.
-
Człowiek - prychnął z pogardą Zakała. - Wyrażanie się jest nieodłączną
częścią jego życia...
- Tak. Ludzie to wyjątkowo prymitywna rasa. A
myślą, że są panami świata.
- Nie udawaj inteligentnego, Kronosie -
powiedział zirytowany Zakała.
- Ja nie udaję...
Dalszą rozmowę
przerwał im wrzask podekscytowanego Ronana.
- Jesteśmy na miejscu!
- W końcu - wyszeptał Zakała. - Idź, kobieto!
- Zakało... -
zaczął nieśmiało Kronos. - Nie chcę podważać twego autorytetu, ale czy
musimy ją wprowadzać do naszego Królestwa. Jeszcze nie jest za późno. Możesz
potorturować ją tutaj.
- Ależ ja nie chcę jej torturować -
odpowiedział Zakała z przesadzonym zdziwieniem w głosie.
- Naprawdę?
To co chcesz zrobić?
- Uczynić ją moją kochanką, towarzyszką życia...
- Co?! - krzyknął Kronos i otworzył ze zdziwienia usta. - Ty chyba
żartujesz!
- Oczywiście, że żartuję - powiedział Zakała, z
politowaniem przypatrując się Kronosowi. - Jesteś jeszcze bardziej naiwny i
głupi niż myślałem.
- Ale to ja wpadłem na pomysł, żeby ona szła
sama!
- Wyjątek potwierdza regułę - odparł niechętnie i w tym
samym czasie zatrzymał się przed dużym, kamiennym łukiem, wypełnionym w
środku jakąś dziwną substancją, która na tle ciemnego nieba połyskiwała
malowniczo.
- Co... co to jest? - wyjąkała Umbridge.
- Przejście
do naszego świata - odpowiedział Zakała, wpatrując się w Magiczny Łuk.
/>
* * *
Było już jasno, a od strony zamku nie dało się
słyszeć żadnych uczniów, którzy prawdopodobnie smacznie spali w swoich
dormitoriach. Ci młodzi ludzie byli tacy szczęśliwi, spokojni, nieświadomi
niebezpieczeństwa i tragedii, która miała miejsce parę godzin temu.
-
Ile ja bym dał za chwilę takiej beztroski.
- Ile byś dał, Albusie? -
usłyszał cichy, kobiecy głos. Odwrócił się. Tuż obok najbliższego drzewa
stała wyjątkowo piękna kobieta - centaur.
- Elisabeth? Co ty tu
robisz? Myślałem, że nie możesz wychodzić z Królestwa. Że kobiety nie
mogą...
- Oh... Albusie. Tak słabo mnie znasz. Wydawałoby się, że
powinieneś wiedzieć o mnie więcej.
- Elisabeth, czy wiesz co tu się
stało?
- Jeśli chodzi ci o to, co się stało z tą kobietą
przypominającą ropuchę, to owszem, wiem - odparła rozmarzonym głosem. -
Wymknęłam się z Królestwa i przybyłam tutaj, bo wiedziałam, że będziesz
chciał ją znaleźć. A ja służę pomocą.
- Zdradź tę tajemnicę. Nie
trzymaj mnie w niepewności. Jestem zmęczony... - dodał po chwili
najwyraźniej zrezygnowany.
- Rozumiem. Słuchaj więc, Albusie... Nie
tak dawno do naszego Królestwa wstąpiły centaury wraz z ową czarownicą. Jak
się później dowiedziałam jest ona nauczycielem w Hogwarcie i naraziła się
nam, wyzywając nas od plugawych mieszańców. Mężczyźni wymyślili dla niej
karę.
- Przyprowadzili ją do Królestwa Centaurów? - zapytał
zszokowany.
- Mnie też to zdziwiło, Albusie. Co nie zmienia faktu, że
ona tam jest i odbywa, prawdopodobnie najcięższą karę, jaką w życiu miała.
- Co to znaczy?
- Oh... Albusie. Nie mogę powiedzieć
wszystkiego. Musisz iść sam. Wiesz, gdzie jest Łuk.
- Ale nie znam
hasła, Elisabeth.
- Ad Astra - rzekła cicho i powoli poczęła wycofywać
się w głąb lasu.
- Poczekaj! Czemu mi to wszystko mówisz?
-
Sama nie wiem. Może z przekory? A może dlatego, że cię lubię, Albusie. Nie
mnie się pytaj - powiedziała i uśmiechnęła się tajemniczo. - Zapomniałabym:
Uważaj na Graupa. Jest wyjątkowo zdenerwowany.
- Na kogo?
- Na
tego olbrzyma, brata Hagrida - wyrzuciła, zanim ugryzła się w język. - To ty
nic nie wiesz, Albusie?
- Teraz już wiem - odrzekł starzec, spuścił
głowę i założył ręce za plecami. - Chyba będę musiał rozmówić się z
Hagridem. Elisabeth! - powiedział nagle, podnosząc głowę. Jednak w
miejscu, gdzie przed chwilą stała tajemnicza kobieta - koń majaczył tylko
drobny krzew. - Poszła już... Szkoda - powiedział sam do siebie, po czym
skierował oczy w górę. - Jak podejrzewam, wiedziałaś o Graupie.
/>OCZYWIŚCIE.
- To czemu nic nie powiedziałaś wcześniej?
JA NIE
SKARŻĘ.
* * *
- Ja nie mogę! -; krzyczała
Umbridge i machała w powietrzu rękami, niczym dziecko, które nie dostało
upragnionej zabawki. - Ja nie chcę! - zaczęła wyrywać włosy z głowy. -
Wy chyba żartujecie?! Nie zniżę się do tego poziomu! Nie!
Nie! Nie!
Była to scena dość dziwna. W samym centrum
zamieszania stała wspomniana wcześniej Umbridge, zaś naokoło niej ustawione
były centaury, wpatrujące się w nią z jawną pogardą wymalowaną na twarzy.
Przez ciasny okrąg złożony ze wspomnianych wcześniej stworzeń przetaczały
się ciche rozmowy i szmery, których treść i znaczenie, możemy na szczęście
podsłuchać.
- To jest żałosne - zaczął czarnowłosy centaur. - Umrzeć
nie chce. Tego zrobić też nie chce.
- Bo to człowiek jest, Deosie. Bo
to człowiek...
- Skoro nie chce wykonać kary i pogodzić się ze swym
losem, miałaby chociaż na tyle honoru i z godnością przyjęłaby śmierć.
/>- Całkowicie się z tobą zgadzam. Tylko jak jej to wyperswadować?
-
Może Zakale się uda. Posłuchajmy...
- Przedstawicielko ludzkiej rasy,
powiedz... chcesz ty zginąć? - to był głos Zakały.
- Nie chcę -
wypiszczała Umbridge, która ledwo stała na nogach.
- Musisz więc
wykonać nasze polecenie. Przecież to nic strasznego.
- Nie zrobię
tego. Nie dla was!
- Więc szykuj się na śmierć, durna kobieto.
/>- DOSYĆ!
Głowy centaurów odwróciły się w stronę wejścia do
Królestwa, skąd dochodził silny, męski głos. Obok Łuku stał nie kto inny,
jak sam Albus Dumbledore.
- Dumbledore! - zawył Zakała i uniósł
się na tylnych kopytach prezentując w całej okazałości swą potężną sylwetkę.
- Co ty tu robisz?! Żaden nędzny człowiek nie ma tu wstępu!
-
Dolores jakimś sposobem tu przyprowadziliście!
- Bo ona miała stąd
już nie wyjść. I ty teraz też stąd nie wyjdziesz, Dumbledore.
W tym
momencie reszta centaurów, niczym na komendę, przybrała bojowe pozycje.
Albus w odpowiedzi wyjął różdżkę.
- Nie radzę wam. Wiecie na co mnie
stać. Uwolnijcie Umbridge, a wyjdziemy stąd i już nigdy nie wrócimy.
-
Nie! Ona nas obraziła!
- Ona jest niespełna rozumu. Chyba
zauważyliście, prawda? - powiedział powoli i spojrzał na nich zza swych
okularów - połówek.
- Noo...- zaczął niepewnie Magorian. - Trochę
dziwnie się zachowywała...
- I pewnie jeszcze powiedziała wam, że jest
z Ministerstwa, albo że uczy w Hogwarcie?
- No taaaa... - powiedział
tym razem Ronan, czerwieniąc się lekko.
- Rozumiem, że mogliście się
pomylić. Nawet tak inteligentnej rasie, jak centaurom zdarzają się pomyłki.
W końcu ona tak przekonywująco udaje...
- Nikt z nas się nie pomylił -
zawył powtórnie Zakała. - Doskonale wiedzieliśmy, że ona jest
niezrównoważona!
- W takim razie... Chyba nie będziecie trzymać
tutaj osoby chorej umysłowo? Szczególnie, że to nie jej wina. Ona przecież
nie wie, co mówi.
- Nie... - odparł niechętnie Zakała. - Nie będziemy
jej tu trzymać. Skoro ona nie jest za siebie odpowiedzialna, nie zasługuje
na karę. Ale musisz wyczyścić jej pamięć!
- Oh... zapewniam, że to
nie będzie konieczne. Cokolwiek by nie powiedziała, każdy uzna to za głupotę
i wymysł jej chorego umysłu.
- W takim razie, idźcie już stąd! -
krzyknął Zakała, spuszczając głowę. - Obiecujesz, że nikomu nie powiesz, o
naszej Świętej Tajemnicy?
- Masz moje słowo, Zakało - odpowiedział
Albus. - A tak z czystej ciekawości: Jaką karę dla niej wymyśliliście?
/>- Miała posprzątać nasze domostwa - odrzekł niechętnie Zakała. - Ale
najwidoczniej uznała, że jest kimś zbyt wielkim, aby zniżyć się do tego
poziomu - dodał sarkastycznie. - To ludzkie przekonanie, że jest się lepszym
od innych istot...
Koniec
/>--------------------------------------------
Z tego co się orientuje
panuje tutaj zwyczaj przenoszenia zakończonych opowiadań do działu "W
labiryncie wyobraźni", gdzie nie ma mozliwości komentowania.
Poprosiłabym moderatorów o zostawienie na jakiś czas tego opowiadania tutaj,
ponieważ chciałabym zobaczyć, co myślą o nim forumowicze.
Chyba,
że moja zdolność dedukcji jest znikoma i coś mi się pomerdało

style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' />