Witamy!
To opowiadanie zapewne
znacie z forum Mirriel bądź też Dziurawego Kotła, gdzie było publikowane.
Nie zaszkodzi chyba publikowac i na tym Forum:) Uprzejmie przypominam, że to
opowiadanie jest dziełem wspólnym moim (Sonki) i Kitiary uth Matar,
więc jakiekolwiek uwagi prosze kierować do nas obu.
Pozdrawiamy i
życzymi miłego czytania:)
Kit i Sonka
/>VICE-VERSA
Moja
jest tylko racja i to święta racja, bo nawet jeżeli jest i twoja, to
/>moja jest mojsza niż twojsza, i zaprawdę powiadam wam, że to właśnie moja
racja jest najmojsza!
[„Dzień Świra”]
/>Łatwo jest zmienić ustrój, trudniej człowieka!
[Stefan Kardynał
Wyszyński]
Jaki kto jest wewnątrz, tak widzi świat wewnętrzny
/>[Tomasz a Kempis]
PROLOG
/>
- Ty wstrętna szlamo!
- Ty porąbany arystokrato z
przerostem ambicji nad możliwościami!
- Uważaj, bo pokażę ci ,
gdzie twoje miejsce i nie będę przy tym miły!
- Jak rzucę w ciebie
odpowiednią klątwą, matole, to już nic, nigdy, żadnej kobiecie nie
pokażesz!
Harry zaśmiał się i potoczył wzrokiem po
rozbawionym tłumie uczniów obserwujących z chorą fascynacją Parę Stulecia.
Takiego przydomku bowiem doczekali się, ku swojemu wielkiemu niezadowoleniu,
Draco Malfoy i Hermiona Granger, którzy dawali teraz pokaz (a raczej, jeden
z tysięcy pokazów) standardowej kłótni małżeństwa z wieloletnim stażem.
/>- Ty masz się za kobietę, Granger? - zadrwił Ślizgon ze złośliwym
uśmiechem.
- Ja jestem kobietą, za to na pewno ty nie jesteś mężczyzną,
Malfoy! Zbyt często to podkreślasz - zgrabnie zripostowała zniewagę,
orzechowo oka Gryfonka.
- Nie prowokuj mnie Granger, bo pożałujesz, że
się urodziłaś! - Malfoy zaczynał tracić dobry humor.
- Na pewno
tego nie pożałuję i na pewno nigdy nie pożałuję tego, że urodziłam się w
mugolskiej rodzinie, chociaż ty mi próbujesz z tego powodu zatruć
życie!
- Pewnie! Wiesz co, takim szlamom jak ty to dobrze!
Nie dziwię ci się, że nie chciałabyś urodzić się w rodzinie z tradycjami
takiej jak moja - mądrzył się potomek wielkiego Lucjusza M. - Takie
pochodzenie zobowiązuje i niesie ze sobą wiele odpowiedzialnych
zajęć!
- Na pewno! A pierwszym z tych zajęć jest wybór modnej
szaty i zaczesanie włosów na żel. No jakże fascynujące i zajmujące zadania
życiowe Malfoy!
Ron i Harry zaśmiewali się z tych słów do
rozpuku i patrzyli z satysfakcją na bardzo głupią minę Malfoya. Mina Dracona
bardzo szybko przestała być zabawna, a zaczęła wyrażać wściekłość.
-
Wyprowadzasz mnie z równowag, Granger! Myślisz, że życie w rodzinie z
pochodzeniem, tradycjami i na poziomie ta taka zwykła bezmózgowa wegetacja,
jak życie szlamy, albo mugola?! Tobie jest łatwo, chociażby dlatego, że
jesteś dziewczyną. Z tego powodu masz nawet nieco lepsze oceny ode mnie.
Pobłażają ci ze względu na pochodzenie i płeć, a ode mnie wymaga się
więcej!
Hermiona prychnęła jak znieważona kocica.
- Tu cię
boli, wielki Draco Patrzcie Na Mój Rodowód Malfoyu - powiedziała całkiem
spokojnie. - Nie dorównujesz jakiejś durnej twoim zdaniem dziewczynie z
mugolskiego domu, więc się na niej wyżywasz, bo masz kompleksy. Żałosne.
Myślisz, że mugole są tępi, nie myślą i wegetują? Myślisz, że moje życie
polega na nic nie robieniu? Jesteś głupszy niż sklątki tylnowybuchowe
Hagrida, albo gumochłony!
- Nie obrażaj mnie, durna szlamo!
Jesteś głupią, szlamowatą suką, która nie potrafi okazywać szacunku lepszym
od siebie ! - wściekał się Draco.
Ron zamierzał właśnie
rzucić się na Malfoya, ale Harry go przytrzymał.
- Daj spokój - syknął
rudzielcowi do ucha. - Ona sobie z nim doskonale poradzi.
Harry
oczywiście miał rację.
- Dosyć tego! Zero kultury i szacunku do
kobiet, co z ciebie za arystokrata! - Hermiona była naprawdę zła i
rzuciła w Draco Malfoya nieznaną nikomu dookoła klątwą, która spowodowała,
że chłopakowi wyrosły ośle uszy.
- Malfoy, zabawny z ciebie osiołek,
całkiem sympatyczny - drwiła Hermiona z uznaniem przyglądając się swemu
dziełu, ale nie trwało to długo, bo za chwilę złapała się za twarz na której
pojawiły się okazałe, sumiaste wąsy.
Uczniowie chichotali
rozbawieni i zadowoleni z darmowego przedstawienia.
- Do twarzy ci z
zarostem, Hermiono - Harry nie mógł powstrzymać się od takiego komentarza.
Przyzwyczaił się już do kłótni Malfoya i swojej przyjaciółki, osobiście
uważał, że Hermiona za często dopuszczała do takich sytuacji. Stała się
ostatnio wybuchowa i nie potrafiła zmilczeć żadnego obraźliwego tekstu,
rzucanego przez blondwłosego arystokratę, a on radośnie ją podpuszczał i
wyprowadzał dziewczynę z równowagi.
- No nie! Ośle uszy!
Buhahaha! - rechotał Ron trzymając się za brzuch.
-
Accio różdżki! - rozległ się zniecierpliwiony głos jak
najbardziej dorosłego czarodzieja.
Albus Dumbledore wyłonił się jak
spod ziemi.
- Mam dosyć kłótni Naczelnych Prefektów. Zamiast dbać o
porządek, sami siejecie największy zamęt w szkole. Jesteście najlepszymi
uczniami w Hogwarcie, to wstyd żebyście się tak zachowywali.
- Ale,
panie profesorze! - zaczęli obydwoje i obydwoje urwali, widząc minę
dyrektora.
- Pójdziecie razem ze mną do mojego gabinetu - spokojnie
dodał Dumbledore i sprawnie usunął skutki klątw z Hermiony i Dracona. -
Zapraszam.
Granger i Malfoy poczłapali posłusznie za dyrektorem. Byli
bardzo cisi i trochę przestraszeni, Dumbledore rzadko kiedy wzywał uczniów
do siebie. Musieli przekroczyć w końcu granice jego cierpliwości.
-
Panie profesorze? Chyba pan nas nie wyrzuci ze szkoły? - spytała z silną
obawą w głosie Hermiona, a Draco pobladł straszliwie po tych słowach i
głośno przełknął ślinę. Ojciec chyba by go zamordował, gdyby został wydalony
z Hogwartu. Nie zamierzał jednak pokazywać przed tą durną szlamą, że obawia
się własnego ojca.
- Nie wyrzucę was ze szkoły - odpowiedział bardzo
spokojnie dyrektor, a Malfoyowi bardzo mocno ulżyło. - Po prostu sobie z
wami przez chwilę porozmawiam, musicie zrozumieć, że każde z was jest
wartościowym człowiekiem. Nie możecie się nawzajem traktować jako gorsze
gatunki.
- To on mnie uważa za gorszy gatunek! - obruszyła się
Hermiona.
- Naprawdę? - w oczach Albusa zalśniły ogniki rozbawienia - A
ty, Hermiono uznajesz Dracona za równego sobie i godnego miana czarodzieja,
młodzieńca, tak?
- Eeee... - nie była to może błyskotliwa
odpowiedź jaką zwykle można było usłyszeć z ust panny Granger, lecz jedyna,
która przychodziła dziewczynie w tej chwili do głowy. Starszy czarodziej
uśmiechnął się zupełnie tak jakby spodziewał się tego typu odpowiedzi.
/>- Czy to nie tekst Pottera? - zakpił Draco. Dziewczyna rzuciła mu wściekłe
spojrzenie.
- Chcesz oberwać, osiołku? - zapytała głosem lepkim jak
miód.
- Grangerrr - wysyczał wściekle Malfoy.
- Ekhm - założyciel
Zakonu Feniksa odchrząknął cicho acz znacząco przypominając im o swojej
obecności.
- Przepraszam, panie profesorze - rzekła Prefekt Naczelna ze
skruchą, a Ślizgon w ramach przeprosin nieznacznie skinął głową. Albusowi
Dumbledore`owi to wystarczyło. Uśmiechnął się do nich przyjaźnie i resztę
drogi przebyli w ciszy.
- Gumowa kaczka - powiedział dyrektor,
gdy w końcu znaleźli się przed wejściem do jego gabinetu. Chimera odskoczyła
by wpuścić ich do środka.
- Siadajcie - nakazał łagodnie dyrektor
wskazując na dwa fotele przed mahoniowym biurkiem. Para Stulecia wykonała
polecenie dyrektora bez szemrania: Draco ze względu na możliwość zmiany
zdania przez „tego pogiętego Dropsa”, jak zwykł określać Albusa
Dumbledore`a jego szacowny ojciec, a Hermiona z powodu odczuwania wyrzutów
sumienia
( co prawda, nie dawały one osobie znać aż tak bardzo, ale
fakt, iż pojawiły się, wprawiał orzechowookie dziewczę w stan lekkiej
furii).Oczywiście każde z nich ostentacyjnie wbiło wzrok w zupełnie inny
punkt byleby tylko nie patrzeć na siebie - całkowicie jeszcze nie
ochłonęli.
- Herbatki? - zagaił Dumbledore, gdy cisza w pomieszczeniu
przedłużyła się nieznacznie.
Obydwoje wytrzeszczyli oczy ze
zdumienia.
- Pewnie po takiej sprzeczce musicie być spragnieni -
wyjaśnił rozbawiony widząc ich miny i wyczarował na biurku tacę z trzema
filiżankami, dzbankiem, cukierniczką oraz talerzykiem z małym stosikiem
ciasteczek oblanych mleczną czekoladą. - Częstujcie się - powiedział
podsuwając ów talerzyk Draconowi i Hermionie pod nosy.
- Może później -
podziękowała grzecznie dziewczyna, gdyż czuła, że jakby przełknęła słodycz
to jej żołądek zareagowałby bardzo gwałtownie.
- Ale kubka porządnej
herbaty chyba nie odmówisz ? - Dumbledore postawił przed nią filiżankę z
ciepłym płynem. Hermiona uśmiechnęła się blado w odpowiedzi.
- Chyba
nie zaszkodzi - wymamrotała zakłopotana.
Draco natomiast wcale nie
zamierzał przyjąć żadnego z proponowanych smakołyków.
Pamiętaj synu,
nigdy nie przyjmuj niczego od starego Dropsa mawiał ojciec przed każdym
powrotem Draco do Hogwartu i jego potomek nie zamierzał zawieść ojca.
-
A pan, panie Malfoy? Może ma pan ochotę na ciasteczko? - Dumbledore podsunął
chłopakowi talerzyk z ciasteczkami. Dracon obdarzył dyrektora spojrzeniem z
serii „Sam to sobie zjedz”, a następnie zerknął z obrzydzeniem
na apetycznie wyglądające ciasteczka i z przerażeniem stwierdził, że na myśl
o ich smaku cieknie mu ślinka.
Szybko odwrócił wzrok i wbił spojrzenie
w miecz wiszący na ścianie za siedzeniem profesora.
- No to może
herbatki? - staruszek najwyraźniej nie zamierzał dać za wygraną. Draco
również nie zamierzał przegrać tej „batalii”. Niestety, od
kolacji minęło już troszeczkę czasu i jego żołądek zaczął głośno domagać się
czegoś do przetrawienia.
Że też nie mógł sobie wybrać lepszej
pory jęknął w duchu blondyn
- Może jednak się skuszę - rzekł
zażenowany biorąc od szczerze ubawionego tą sytuacją Dumbledore`a filiżankę
z herbatą po czym sięgnął niepewnie po smakowite ciasteczko. Sam dyrektor
...
**
Dracon wracał z gabinetu
„szanownego” dyrektora i był, delikatnie powiedziawszy,
wściekły. Nie dość, że Dumbledore zafundował mu wykład na temat poglądów
rasistowskich jakiegoś mugola o niemiecko brzmiącym nazwisku porównując je
do poglądów potomka Lucjusza i Narcyzy Malfoyów, to jeszcze kazał mu
przeprosić tę Pannę -Ja -Wiem - To - Wszystko - Lepiej - Niż - Ty - Granger.
Wściekłość ta przeradzała się w stan furii, gdy pomyślał o tym jak dał się
podpuścić z tymi „cholernymi” ciasteczkami i „pieprzoną
herbatą”.
- Magiczna Ciotka Umridge * - niemalże wrzasnął
stanąwszy przed wejściem do pokoju wspólnego swego domu. Portal otworzył się
i Draco wmaszerował do środka, tupiąc i sapiąc przy tym jak stado wściekłych
hipogryfów.
**
- Co się stało, Dracusiu? - na
jego nieszczęście tuż przy schodach prowadzących do męskich dormitoriów
dopadła go Pansy, a dokładniej rzecz ujmując uwiesiła się na jego szyi.
/>- Jakbyś nie wiedziała - mruknął ponuro odsuwając dziewczynę od siebie.
/>Jeszcze mi Pansy do szczęścia potrzeba pomyślał ze złością.
-
No wiem, ale co ci Drops powiedział, że tak mnie traktujesz. Już mnie nie
kochasz? -zachlipała wbijając w niego załzawione spojrzenie. Ten tani chwyt
zawsze działał na potomka Lucjusza Malfoya... Lecz tylko w chwili, gdy nie
był on na granicy wytrzymałości psychicznej.
- PANSY, DO JASNEJ
CHOLERY, DAJ MI SPOKÓJ! - ryknął dając upust swojej wściekłości. Panna
Parkinson widząc, że jej chłopak jest „nie w humorze”, jak
określała stan złości Malfoya juniora, zrobiła obrażoną minę i wróciła na
swoje miejsce by dalej plotkować z Millicentą.
Draco dziękując w
duchu wszystkim znanym i nieznanym bóstwom skierował się do swojego
dormitorium. Całe szczęście od jutra rozpoczynały się ferie świąteczne, więc
będzie miał okazję odpocząć od kłótni z Granger, reprymend w wykonaniu
nauczycieli oraz wiecznie klejącej się do niego Pansy. I to przez całe dwa
błogie tygodnie. Uśmiechnął się do siebie na tę myśl, jednak jego uśmiech
znikł w ekspresowym tempie, gdy zobaczył w jakim stanie jest dormitorium
siódmego roku Slytherinu, które on miał szczęście (chociaż w tej chwili
raczej nieszczęście) zamieszkiwać: wszędzie walały się nie doprane
skarpetki, spodnie, bluzki, papierki po słodyczach itp. itd. Na samym środku
pokoju stały trzy kufry, do których Vincent, Gregory i Blaise próbowali
wpakować cały ten bałagan i, ku zdziwieniu Dracona, całkiem nieźle im to
wychodziło.
Ale najpierw będę musiał przeżyć ten wieczór jęknął
w duchu.
- Yo, Draco - przywitał się Blaise - Jak tam pogawędka z
Dumblem?
Malfoy Junior obdarzył współlokatora BARDZO znaczącym
spojrzeniem i zabrał się za pakowanie swoich rzeczy, które nie uczestniczyły
w tworzeniu tego „syfu”, jak nazwał blondyn, bałagan panujący w
dormitorium, do ogromnego kufra. Zajęło mu to około pól godziny, czyli o
wiele krócej niż jego kolego, którzy skończyli dopiero o wpół do jedenastej
w nocy.
* Magiczna Ciotka Umbridge -> na cześć największej
jędzy w Hogwarcie. ”Magiczna Ciotka” to nazwa bimbru
występującego w ff Kit „I belive in a thing called love”. Do
Umbridge pasuje ze względu na jej wyjątkowo „magiczne” sposoby
nauczania OPCM-u ;p
**
- Gdzie byłaś? -
jękliwym głosem zapytał Ron, gdy panna Granger pojawiła się w Pokoju
Wspólnym Gryffindoru
- Och, daj mi spokój, Ronaldzie - odpowiedziała
poirytowana Hermiona. Nie miała ochoty na żadne konwersacje. Nie po
wykładzie Dumbledore’a (który był oczywiście przeprowadzony bardzo
łagodnie i w miłej atmosferze) o błędach rasistowskiego myślenia, o
Hitlerze i tym podobnych bzdurach. Chciała iść pod prysznic i spać.
/>Ja rozumiem, mówić o Hitlerze Malfoyowi, on sam jak Hitler, ale
sugerować to mi? Niedoczekanie! uważała się za pokrzywdzoną,
chociaż w głębi duszy wiedziała, że sama czuje do Dracona, to, co on czuł do
niej. Pogardę. I, że, no cóż... uważa się za lepszą od blond wypłosza.
/>Mimo, że Malfoy wypłoszem przestał być ponieważ urósł i zaczął wyglądać
jak mężczyzna, dla niej zawsze nim pozostanie.
Hermiona była już
spakowana na wyjazd do domu, jej kufer leżał sobie z elegancko ułożonymi
ubraniami, które chciała wymienić na inne, oraz z kilkoma książkami, z
których chciała skorzystać podczas ferii, żeby napisać kilka zadanych na ten
czas wypracowań.
Dziewczyna zrobiła sobie błyskawiczny prysznic i z
cichym „dobranoc” rzuconym koleżankom z dormitorium, wskoczyła
do miękkiej pościeli.
Rozdział I
Potwór w
lustrze
Nie jestem
sobą, to straszne,
jestem nie sobą, no właśnie,
nie jestem sobą,
to straszne,
jestem nie sobą, no właśnie.
style='color:green'>[ Elektryczne Gitary, „Nie jestem
sobą]
Draco obudził się i przeciągnął w ciepłej,
wygrzanej jego ciałem pościeli.
Czuł, że było bardzo wcześnie, ale
zwlekł się z łóżka i skierował swoje kroki na lewo do łazienki.
Coś
było nie tak...
Nie było drzwi do łazienki, tak gdzie znajdowały się od
zawsze.
Chłopak przetarł oczy i popatrzył na dwie niezłe laski, które
spały na dwóch łóżkach przy jego wyrku.
Była impreza i nic nie
pamiętam? - pomyślał mało przytomnie, a następnie przyszła mu do głowy
dużo bardziej przytomna myśl, że nie pamięta balangi przez herbatkę
Dumbledore’a. Ziewnął i skierował się na prawo gdzie przez zaspane,
przymrużone ślepka, ujrzał drzwi łazienki.
Wszedł i nagle go
oświeciło.
W łazience był tylko sedes, spora umywalka i kilka bordowych
ręczników.
Był w Wieży Gryffindoru, w... damskim dormitorium.
/>Nieważne, że ni mógłby się do niego dostać, jako chłopak, ważne że
najwidoczniej w nim był
- O, cholera, tak to nigdy nie imprezowałem -
powiedział sam do siebie cicho, dziwnym, wyższym niż zazwyczaj głosem.
/>Odkaszlnął i nachylił się nad umywalką, by przemyć twarz. Odgarnął włosy
do tyłu, odkręcił kran. Nabrał wody w swoje drobne, zgrabne dłonie...
/>Od kiedy ja mam drobne dłonie? - pomyślał - bo zgrabne, to one
były zawsze...
Nie zastanawiając się nad tym szczegółem dłużej,
znowu odgarnął podejrzanie długie, ciemnobrązowe loki z czoła i przemył
twarz jeszcze raz.
„Ciemne, kręcone włosy” - pomyślał i
podejrzliwie spojrzał w lustro nad umywalką.
Draco Malfoy nie
krzyknął, nie zemdlał, nie przestraszył się. Stał i patrzył z chorą
fascynacją w swoje lustrzane odbicie.
Ale ma popierdzielony sen.
Jestem Granger... No tak, dlatego jestem w dormitorium dziewcząt, jako facet
nie mógłbym tu wejść... Boże, co za chora faza, co mi dał ten pokręcony
Drops, że mam takie koszmary?
Tylko, że wszystko było zbyt realne
jak na sen.
Nagle Draco uśmiechnął się do siebie przekornie.
Wychodził z założenia, że w każdej sytuacji da się znaleźć pozytywne
aspekty, teraz też takowe zauważył.
- Lecę na Draco Malfoya -
powiedział na głos, głosem Hermiony Granger uważnie wpatrując się w lustro.
To było ciekawe doświadczenie.
Zamknął drzwi, uśmiechnął się sam do
siebie przekornie i ściągnął koszulkę nocną.
Spojrzał w lustro i
zagwizdał z podziwem.
- No z Grangerówny jest niezła laska - powiedział
do siebie głosem rzeczonej Grangerówny.
Zachichotał i pomacał średniej
wielkości, jędrne piersi. Czuł się dosyć dziwnie, bo przecież tak naprawdę
nie obmacywał Granger, ale swoje własne ciało (czuł to wyraźnie), które było
ciałem Hermiony.
Boże, co mi dolał do herbaty ten zramolały, stary
kochaś szlam i mugoli? - pomyślał jeszcze raz, tylko że tym razem nie
był już taki rozbawiony.
To, co się działo było niebezpiecznie realne.
Przyszło mu do głowy, że może powinien jeszcze raz położyć się do łóżka i
spróbować zasnąć i kiedy się obudzi za godzinę, dwie, będzie już sobą. Jakaś
część jego osobowości podpowiadała mu jednak, że to co się dzieje nie jest
snem, ale jawą, a rozmyślanie nad prawdopodobieństwem realności tego
zdarzenie, może mu tylko namącić w głowie.
Okey, idę pod
prysznic... tylko w Gryffindorze nie ma pryszniców przy dormitoriach -
pomyślał marszcząc czoło.
Powinienem się uszczypnąć, a na pewno się
obudzę... albo zrobić sobie sznyty, jeżeli śpię, ból obudzi mnie na
pewno... - Draco nigdy nie robił sobie sznytów. Normalnie w ogóle by mu
to do głowy nie przyszło, ale ta sytuacja, ze wszech miar, normalną nie była
na pewno.
Rozejrzał się po łazience lecz nie ujrzał niczego ostrego. Po
cichu poszedł po różdżkę (Hermiony Granger oczywiście), wrócił i ponownie
zamknął drzwi.
- Demollus - powiedział szeptem, żeby zaklęcie
podziałało jedynie punktowo, na lustro i nie spowodowało hałasu. Udało się i
tafla cicho brzęknęła pękając w kilku miejscach.
Draco delikatnie wyjął
jeden spory kawałek szkła i usiadł po turecku na podłodze.
Dobra,
jeżeli to nie podziała, to oznacza, naprawdę jestem lokatorem ciała
szlamowatej Gryfoneczki i wtedy dopiero zacznę się martwić - naciął
lekko skórę na lewym nadgarstku. Szkło było ostre i na początku w ogóle nie
poczuł bólu. Po chwili jednak odczuł lekkie pieczenie, a po skórze zaczęła
spływać bardzo wąziutkim strumieniem czerwona krew. Patrzył na to z
zaciekawieniem.
Bolało, krew spływała, ale nic innego się nie działo.
Nadal siedział na zimnej posadzce w łazience, w dormitorium dziewcząt
Gryffindoru i nadal był dziewczyną.
Niedobrze - pomyślał i
przeszedł przez jego ciało zimny dreszcz lęku.
Nagle drzwi się
otworzyły i do pomieszczenie weszła Levander Brown. Weszła i wrzasnęła,
budząc koleżankę.
- Hermiona! Co ty robisz?! Chcesz się
zabić?! O, mój Boże!
- Uspokój się, kretynko - zimno
powiedziała „Hermiona” i dziewczyna naprawę zamilkła. Granger
nie miała w zwyczaju tak się do niej odzywać.
- To co w takim razie
robisz, co? Ja wiem, że Malfoy znowu cię wkurzył, ale żeby przez niego...
/>
Do łazienki weszła także Parvati, przecierając oczy.
- Boże...
- zdołała jedynie powiedzieć zaspanym głosem .
-A tam, Malfoy jest
wporzo - chłodno odrzekło „dziewczę” i odłożyło odłamek szkła. -
Znaczy chciałam powiedzieć, co on mnie obchodzi, palant jeden? - poprawił
się zaraz nieszczęsny Draco. Nie wiedział co robić, miał natomiast pojęcie,
że powinien zachowywać się w miarę wiarygodnie.
- Sprawdzałam jedynie
swoją wytrzymałość na ból... Co się tak gapicie? Jakbym chciała się zabić,
to na pewno nie tu i na pewno cięłabym się głębiej.
- Jesteś dziwna -
orzekła Parvati.
Draco wstał i naprawił zaklęciem lustro. Wiedział
jedno - musi znaleźć Granger (która teraz na pewno jest nim) i spróbować
jakoś to wszystko przywrócić do porządku.
*
/>Hermiona przeciągnęła się rozkosznie w mięciutkiej pościeli. Nie za
bardzo miała ochotę opuszczać cieplutkie łóżeczko, ale cóż...natura wzywała.
Trochę ją zirytowało, że akurat w tym momencie, ponieważ właśnie śniło jej
się jak zajada się swoim ulubionym ciastem z orzechami. Przewróciła się na
drugi bok mając nadzieje, że może uda jej się usnąć raz jeszcze, ale sygnały
o pełnym pęcherzu docierały do jej mózgu coraz bardziej natarczywie. Zwlekła
się więc niechętnie z łóżka i po omacku ruszyła do łazienki. Gdzieś na
środku pokoju wpadła na coś i z łoskotem upadła na kamienną posadzkę.
/>- Cholera...ciszej. Ludzie chcą spać - dobiegł ją męski głos dochodzący z
łóżka po prawej stronie.
- Sorry...- przeprosiła Prefekt Naczelna
Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart, podnosząc się z podłogi. Następnie
ruszyła powoli obijając się o różne meble do łazienki. Skręciła, jak zawsze
w prawo, i nacisnęła na klamkę...której nie było. Jej dłoń ześlizgnęła się
po płaskiej, gładkiej powierzchni.
Co jest? - pomyślała
przecierając zaspane oczęta i patrząc przed siebie.
Zamarła.
Stała przed kamienną ścianą, której na pewno nie powinno tutaj być.
/>Co jest? - pomyślała raz jeszcze ze zgrozą.
Coś jej tutaj nie
pasowało. Po pierwsze: w tym miejscu powinny znajdować się drzwi do toalety.
Po drugie: w sypialni siódmego roku Gryfonek NA PEWNO nie było chłopaków.
Przecież nie mogliby tutaj wejść nawet gdyby bardzo, ale to bardzo chcieli,
ponieważ istniała ta blokada. Skąd więc wziął się ów męski głos, który ją
skarcił, gdy się przewróciła?
Nagle do głowy przyszedł jej głupi
pomysł, że jest w dormitorium męskim.
Nieee... -uśmiechnęła się
do siebie na te myśl - Na pewno nie.
Odwróciła się od ściany by
poszukać wzrokiem drzwi do toalety...
/>-Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! - wrzasnęła przerażona.
/>Ewidentnie znajdowała się w męskim dormitorium, a na dodatek dormitorium
Ślizgonów o czym świadczyła zielono - srebrna tonacja w jakiej utrzymany był
wystrój pomieszczenia.
Jej wrzask obudził śpiących mężczyzn.
- Na
Merlina, Malfoy, weź się przymknij - odezwał się Zabini ukazując przy okazji
swoje migdałki.
-M... Malfoy? - zająknęła się Hermiona wpatrując się
w przystojniaka zdezorientowana.
Po jaką cholerę ten kretyn nazywa
mnie ‘Malfoy`? - zastanowiła się podczas gdy Zabini, Crabbe i
Goyle wymienili zdziwione spojrzenia.
- Dobrze się czujesz, Draco? -
spytał Zabini przyglądając się Hermionie z szerokim uśmiechem.
- Draco?
- warknęła wściekle Gryfonka. - Słuchaj ty kretynie, czy ja ci ...- urwała
bo nagle zdała sobie sprawę, że jej głos nie brzmi tak jak powinien. Był
grubszy, niższy i... bardziej męski. Poza tym dotarło do niej, że patrzy na
Zabiniego z większej wysokości niż zazwyczaj.
- Eeee...- bąknęła -
Sorry, Blaise...Coś mi się pomieszało. Wiesz...Dumbledore i ta jego herbatka
- wyjaśniła szybko.
- Brałeś coś od Dropsa? - spytał zdziwiony
Crabbe.
- Powiedzmy - ucięła Hermiona. - Sorry, musze do klopa -
przeprosiła i ruszyła ku pierwszym drzwiom po lewej stronie.
- Ekhm,
Draco...- zaczął niepewnie Zabini.
- Co? - zapytała ze złością kładąc
rękę na klamce w kształcie węża. Czuła się troszeczkę niepewnie w
towarzystwie trzech Ślizgonów.
- Tam jest szafa - wyjaśnił chłopak z
nutą rozbawienia w głosie.
- Uhmm...- Hermiona poczuła jak na jej
policzki wstępuje ceglasty rumieniec - Przecież wiem - odrzekła szybko
podchodząc do drugich drzwi, które na szczęście okazały się drzwiami do
łazienki.
- Czy on coś ćpał? - usłyszała pytanie Crabbe`a...
-
Drops musiał mu coś dosypać - ...i odpowiedź Zabiniego nim zamknęła drzwi.
Oparła się o nie.
Ja chyba śnie. Tak, to na sto procent jest
sen. Tylko, do cholery, dlaczego on jest taki PRAWDZIWY?! - myślała
gorączkowo lustrując łazienkę. Było to przestronne pomieszczenie u trzymane
w srebrno - zielonej tonacji ( zielone kafelki, srebrne ręczniki), w którym
znajdowały się : dużych rozmiarów kabina prysznicowa, umywalka z lustrem
przyozdobionym srebrnymi ornamentami, dwa sedesy.
Ładna -
przemknęło jej przez myśl. Cholera, Hermi, o czym ty myślisz. Weź się
uszczypnij, bo to nie dzieje się naprawdę.[/i] Skarciła siebie w duchu.
/>Odetchnąwszy parę razy i policzywszy do dziesięciu(oczywiście to wszystko
w ramach uspokojenia zszarpanych nerwów) podeszła nieśpiesznie do lustra.
Spojrzała w nie i ..
- O cholera! - wrzasnęła odskoczywszy od
niego jak oparzona.
- Draco, okej? - dobiegł ją przytłumiony przez
drzwi głos Zabiniego.
- Odwal się, Zabini - wyrwało jej się - To znaczy
jasne, że tak - poprawiła się szybko podchodząc wolno do lustra z miną jakby
w łazience położono odbezpieczony granat.
- Jezus Maria... - jęknęła
stając w końcu przed nim. Ujrzała bladą twarz o szarych oczach, które teraz
wpatrywały się w nią z mieszaniną przerażenia i niedowierzania.
-To
koszmar... Zaraz się obudzę. To na pewno koszmar - zaczęła mówić do siebie
uspokojenia opierając ręce na umywalce i wbiła wzrok w białą, emaliową
powierzchnię.
-Wdech i wydech...i jeszcze raz...Wdech i wydech... -
powtarzała, a w miarę jak to mówiła czuła, że się uspokajała - Okey...
jestem spokojna... jestem spokojna - trochę dziwnie brzmiały te słowa
wypowiadane zimnym głosem Malfoya - A teraz spojrzysz w lustro, Hermi, i
zobaczysz, że ci się to przyśniło... - instruowała siebie drżącym głosem.
Powoli podniosła wzrok znad umywalki i spojrzała w lustro.
-
Cholera...- wymknęło jej się ponownie. Nadal wpatrywała siew twarz należącą
do Malfoya, a tym samym jej własną twarz. Normalnie nie przeklinała.
Najwyżej od czasu do czasu, ale w sytuacjach, które ją stresowały, a ta się
do nich niezaprzeczalnie zaliczała.
Stała tak z pięć minut wpatrując
się w tą bladą, odpychającą twarz, należącą do faceta, którego tak
nienawidziła.
Przecież nie mogę być Malfoyem. To nie
możliwe... - pomyślała trzeźwo ogarniając blond czuprynę, która zaczęła
wchodzić jej do oczu. Nawiasem mówiąc blond kukła miała całkiem niezłe
ciałko: złotobrązowa opalenizna i lekko umięśniona klata, zapewne od gry w
Quiddicha.
Boże, Herm, o czym ty myślisz.! SKUP SIĘ, DO JASNEJ
ANIELKI!!! krzyczała w duchu ile sił.
W końcu
należałoby w końcu dowiedzieć się prawdy.
Jeśli zaboli to znaczy,
że to rzeczywistość. Jak nie to się obudzę- pomyślała, podnosząc prawą
rękę i układając ją w zaciśniętą pięść. W głębi duszy miała jednak nadzieję,
że się obudzi z tego okropnego snu...Snu? Chyba horroru! No bo czy to
nie straszne znaleźć się w ciele swego wroga?
Przymknęła oczy.
-
A oto chwila prawdy - stwierdziła posępnie i z całej siły walnęła siebie w
twarz. Uderzenie było tak silne, że upadła na posadzkę skamląc z bólu.
/>Jedno musiała przyznać Ślizgonom - mieli bardzo akustyczna łazienkę.
Dlaczego? Ano z prostego powodu: zaraz po jej upadku do toalety wpadli jej
„ koledzy” i stanęli jak rażeni piorunem widząc Hermionę...to
znaczy „Malfoya” na posadzce trzymającego się za policzek, na
którym z minuty na minutę ciemniał bardzo duży siniak.
- Nie wiem czego
Drops dolał do tej herbaty, Malfoy, ale musiało ci to pomieszać we łbie -
stwierdził Blaise pomagając Hermionie wstać. Crabbe i Goyle obserwowali z
przerażaniem całą tą scenę.
Hermiona zignorowała go i wróciła do
dormitorium. Usiadła na łóżku należącym do Malfoya, zaciągnęła zielone
zasłony i zagrzebała się na powrót w zimnej teraz pościeli.
Usłyszała
jak Zabini i dwaj „ochroniarze” Dracona wchodzą do pokoju
rozmawiając o czymś półgłosem, ale jakoś jej to nie interesowało.
Jedno
wiedziała na pewno: To wcale nie był sen. To wszystko działo się naprawdę i
wcale jej się to nie podobało. Przez moment zastanawiała się jaka może być
tego przyczyna, jednak przed oczami ciągle miała twarz tego lalusiowatego
arystokraty w związku z czym trudno jej było racjonalnie myśleć.
/>Skoro ja jestem w jego ciele...to on musi być w moim - wpadło jej
do głowy. Zerwała się więc z łóżka rozsuwając kotary, aż pozrywały się z
żabek i opadły na podłogę wzbijając kłęby kurzu. Hermiona nie za bardzo się
tym przejęła. Zaczęła się szybko ubierać. a w głowie miała tylko jedną
myśl: znaleźć Malfoya i odkręcić tę chorą sytuację.