Help - Search - Member List - Calendar
Pelna wersja: Nigdy Więcej
Magiczne Forum > Harry Potter > Fan Fiction i Kwiat Lotosu > W Labiryncie Wyobraźni
Annoaoi
Zamieściałam już tutaj moje jedno

opowiadanie. Tylko, że nie zwązane ze światem hp.
Tak więc mozna uznać

to za mój debiut ff. Wklejam to co prawda w święta, ale tematycznie ze

świętami nie ma nic wspólnego. ^ ^
Podziękowanie dla Serathe. Za pomoc

i za korektę.
Dodam coś jeszcze zanim bedziecie mogli w spokoju

poczytać - proszę o komentarze
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/smile.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' />


/>
* * * * * *

„Nigdy więcej”


/>Ciemność. I zimno. Przeszywające, nienaturalne zimno. Nie mógł się do tego

przyzwyczaić. Nikt nie mógłby się do tego przyzwyczaić. Za każdym razem gdy

przechodzili oni, trząsł się i kulił, próbując się schować. Nawet nie

słyszał gdy nadchodzili. Wyczuwał to.
Znajdował się w małej celi.

Szczególnie małej dla osoby o jego gabarytach.
Nie widział nic. Nie

było tu żadnego okna, przez które wpadałoby choć trochę światła. To jeszcze

bardziej pogarszało sprawę. Czasami wydawało mu się, że widzi jakieś

kształty. Wyobrażał je sobie. Najczęściej, gdy dementorzy przepływali obok

jego celi. Nie wchodzili do środka. Wysysali jakiekolwiek, nawet najmniejsze

uczucie szczęścia i podążali dalej by odwiedzić wszystkie tunele. Czasami

miał więc chwile spokoju. Lecz nie na długo. Przychodzili następni.

/>Światło widział tylko raz dziennie. Gdy dostawał swoje jedzenie. Nie

pamiętał, ile razy ciemność rozjaśniało światło pochodni. Może siedział tu

tydzień? Miesiąc? A może minęło jeszcze więcej czasu, odkąd ostatni raz

zobaczył światło słoneczne? Czas wydaje się być tu czymś nieśmiertelnym, a

zarazem nie istniejącym.
Oskarżyli go. Niesprawiedliwie. Ponownie, z

tej samej przyczyny. Ale ostatnim razem nie wysłali go do Azkabanu.

Dumbledore na to nie pozwolił. Dyrektor w niego wierzył, pomógł mu

wielokrotnie. Lecz jeśli to prawda, to dlaczego go tutaj wysłano? Dla

ostrożności, jak powiedział Knot. Był niewinny. Nie powinien tu być... Więc

czemu był?
Siedział przy ścianie obejmując rękami swoje kolana. Plecami

dotykał ściany. Czuł się dzięki temu bezpieczniej. Nikt nie mógł go

zaatakować z zaskoczenia od tyłu.
Trząsł się. Sam już nie wiedział czy

z zimna czy ze strachu. Myślał o jednym. Chciał się stąd wydostać. Nie

wiedział w jaki sposób. Wszyscy mówili, że stąd nie można uciec. Chyba, że w

śmierć. Ale on nie chciał umrzeć. Miał powód by żyć. Miał dla kogo

żyć… Więc czemu o tym myślał?
Na początku miał nadzieję, że to

wszystko niedługo się skończy. Był tego pewny. Z upływem czasu to

przekonanie gasło. Nigdy nie był cierpliwy. Kiedyś wiecznością wydawało mu

się oczekiwanie na szósty grudnia, gdy są jego urodziny lub na obiecane

przez ojca nowe zwierzątko. Teraz było o wiele gorzej. Prawie ciągle

siedział w napięciu, z otwartymi oczami, próbując dojrzeć coś w gęstej

ciemności. Czekał na ratunek. Wierzył, że ktoś niedługo do niego przyjdzie i

wreszcie go stąd zabierze. Nic się nie zmieniało. Z czasem wyczuwał w sobie

coraz większą pustkę. Coraz więcej ciemnych i smutnych myśli. Naprawdę

zaczęło mu się wydawać, że lepiej byłoby już umrzeć, niż tu być. Nigdy

wcześniej nie sądził, że coś lub ktoś kiedykolwiek doprowadzi go do takiego

stanu.
Powoli zaczynał wariować. Obrazy, które przypominał sobie gdy

dementorzy przechodzili obok niego, były coraz wyraźniejsze. Zaczynał nawet

słyszeć dość wyraźne głosy w swojej głowie. Najgorsze fragmenty z jego życia

znowu powracały... Tylko, że teraz czuł się dużo gorzej. Nie pamiętał

dobrych i szczęśliwych wydarzeń. Na początku wydawały mu się tylko snem. Nie

pamiętał szczegółów. Wiedział, że o czymś myślał, ale nie potrafił wyjaśnić

o czym. A może całe życie jest snem? Może czas się obudzić? Nie wiedział

tego. Przestał mysleć sensownie.

* * *

Jego ciało

przeszedł dreszcz. Lodowaty dreszcz, który zmroził jego serce. Zbliżali się.

Czuł, jakby serce pochodziło mu do gardła. Nie słyszał nic, oprócz jakiegoś

nieznośnego buczenia w środku czaszki. Nagle usłyszał przed sobą

świszczenie. Włosy zjeżyły mu się na karku. Próbował jakoś stamtąd uciec.

Schował się w kącie, a szum w jego głowie narastał coraz bardziej. Zaczynał

słyszeć jakiś głos. Z początku cichy, jakby był wyobrażeniem, a potem

głośniejszy i wyraźnie brzmiący w jego głowie.
„Zawiodłem

się...-
usłyszał ostro brzmiące słowa - Darowaliśmy ci poprzednie

wybryki. Nie wykorzystałeś szansy. Tym razem zostaniesz ukarany. Odtąd nie

jesteś uczniem tej szkoły... Wyjeżdżasz już dzisiaj.”


/>Mężczyzna zaczął szlochać, a pojedyncze łzy spływały mu po gęstej brodzie.

Zamknął oczy. Próbował bezsilnie zagłuszyć głos, zatykając sobie rękami

uszy. Słowa odbijały się echem w jego głowie. Przed jego oczami migały

obrazy. Im bardziej próbował o nich nie myśleć, tym stawały się one

widoczniejsze.
Gabinet dyrektora, ten fatalny dzień, kiedy wyrzucili

go ze szkoły.
Pogrzeb jego ojca. Martwa twarz, oczy, które nadal były

otwarte, ale już nie miały radosnego błysku.
Moment, gdy Dumbledore

powiedział mu o śmierci osoby, która opiekowała nim się przez całe życie.


Zemdlał.

Gdy się obudził, jego głowa nadal boleśnie

ciążyła, lecz nie czuł tak wyraźnego zlodowacenia na całym ciele. Leżał na

zimnym kamieniu i usiłował przestać się trząść. Przypomniał sobie co

ostatnio czuł, jęknął i obrócił się twarzą do ściany. Nie chciał ponownie

tego przeżywać. Zamknął oczy i powoli odpływał w krainę snu.


/>Szedł długą ścieżką. Niebo było ciemne od atramentowo-niebieskich chmur.

Gdzieniegdzie rozjaśniało się blaskiem błyskawic. Otaczały go wielkie drzewa

o masywnych, wystających często spod ziemi korzeniach. Rośliny stały tak

gęsto przy sobie, że stwarzały barierę, przez którą nie mógł przejść. Im

bardziej starał się przez nie przedostać, tym bardziej wydawały się większe,

a szpary między nimi mniejsze. Nie mając wyboru poszedł naprzód ścieżką.

Wędrował już jakiś czas, ale ona nadal wydawała się ciągnąć w

nieskończoność. Było nienaturalnie cicho. Żadnego szelestu, mimo, że gałęzie

poruszały się pod wpływem wiatru. Nie było widać ani jednego zwierzęcia. Bez

nich świat wydawał się pusty. Przynajmniej dla niego.
Nagle zauważył,

że znajdował się na jakiejś równinie. Rozciągała się aż do horyzontu. Od

razu zobaczył drewniany dom, który przyciągnął jego uwagę. Znał go. Tu się

wychował! Tylko czemu okolica się zmieniła? Podszedł do drzwi. Otworzył

je. Przeszedł przez pusty korytarz. Na ścianach była naklejona czarna

tapeta. Dlaczego? Kiedy był tutaj ostatnio nic takiego nie było...
Po

krótkiej chwili dotarł do dużego pokoju. Wszystkie okna były zabite deskami.

Poruszył się niespokojnie. Zaczął mieć złe przeczucia. Co się działo?

/>Jedyne światło pochodziło ze świecy, która stała na stole znajdującym się

na środku pokoju. Ktoś siedział na krześle. Nie poruszał się. Mężczyzna

podszedł bliżej i rozpoznał twarz tej osoby. Poczuł, że nie jest zdolny do

wypowiedzenia czegokolwiek. To był jego ojciec. Martwy.
- Musiałem to

zrobić, wszystko zaszło zbyt daleko - usłyszał głos za sobą - Z pewnością on

przysłał ci tego potwora. Nie mogłem dopuścić, by ponownie komuś coś się

stało - ostatnie zdanie powiedział z wyraźną kpiną.
Słowa te

wypowiedział szesnastoletni chłopak. Miał ciemne włosy, ubrany był w czarną

szatę. Mężczyźnie wydawało się, że go zna. Ciągle był w szoku, po tym, co

zobaczył. Otworzył usta, by zaprzeczyć słowom dzieciaka, lecz żaden głos nie

wydobył się z jego krtani. Nie mógł niczego powiedzieć! Jak to się mogło

dziać?! Nikt nie rzucił na niego Silencio.
- Znaleźliśmy winowajcę

tych napadów! Wspaniale się spisałeś, Tom - odezwał się prawie całkiem

łysy staruszek - Już po raz kolejny nie stosuje się pan do zasad...

Doprawdy. Czy naprawdę sądził pan, że nikt się nie dowie o smoku?

/>Mężczyzna ponownie został niemile zaskoczony. Co więcej zauważył jakiś

czarny kształt leżący na stole. Czarny kształt. Norbert! Smok się nie

poruszał.
Zaczął się trząść. Miał przed oczami zarówno zwierzę, jak i

swego ojca. Ogarnęła go wielka rozpacz. Tymczasem staruszek mówił dalej.

/>- Na szczęście unieszkodliwiliśmy tą krwiożerczą bestię. Pewnie tą gadzinę

też przysłał panu ojciec? Ten niebezpieczny osobnik już w niczym nie będzie

łamał prawa. Tacy ludzie nie powinni w ogóle opiekować się żadnym dzieckiem.


Mężczyzna na początku nie zrozumiał tego, co starzec mówił. Po chwili

otrząsnął się i wściekłym głosem chciał powiedzieć co myśli o starcu i jego

pomysłach. Jego ojciec?! Zły?! Otworzył usta, lecz nie wydobył się z

nich żaden głos. Tak jak wcześniej. Złapał się rękami za szyje i nadal

próbował coś wykrztusić. Nadaremnie. Nie słyszał swych słów.
- Miał

takich rodziców... Nie dziwię, że wyrósł na kryminalistę. Pewnie tą miłość

do bestii masz po mamusi, co? - szesnastolatek powiedział szydzącym

głosem.
Mężczyzna, tracąc rozsądek, chciał złapać chłopaka i jakoś

zmusić go, by przestał mówić. Nie mógł tego zrobić. Jego ręce przepłynęły

przez chłopaka. Z całą pewnością szesnastolatek nie był duchem. Jak to

możliwe?
Mężczyzna zaczął słyszeć jadowite głosy wydobywające się z

jego głowy.
„To byłeś ty...”
„To już koniec.

Zamierzam cię wydać...”
„Muszę. To po prostu mój obowiązek.


„To były wystarczające dowody!”
„Ma

pan zakaz używania różdżki. Na zawsze.”
Zsunął się na podłogę.

Łzy kapały po jego brodzie.

Obudził się. Miał mokrą twarz.

Zajęło mu kilka chwil, zanim zrozumiał, że to był tylko sen. Nic takiego się

nie stało. To nie miało miejsca. Ale jego ojciec naprawdę nie żyje... Przed

oczami zaczął widzieć jego trumnę. Grób. Jęknął głośno i złapał się rękami

za głowę, próbując to przerwać. Usłyszał świst i wspomnienia stały się

jeszcze wyraźniejsze.

* * *

Nie chciał już żyć. Na

pewno nie w tym miejscu. Wszystko stało się bezsensowne. Chciał się stąd

wydostać. Być gdziekolwiek indziej.

Obudziły go rozsuwające się

kraty. Jakieś ręce chwyciły go i podniosły z podłogi. Co prawda, tej osobie

przyszło to z wielkim trudem, ale po chwili stanął, chwiejąc się na nogach.

Wyprowadzili go z celi. Był zdezorientowany. Gdzie go prowadzą? Co chcą z

nim zrobić?
Więzień był przez cały czas podtrzymywany przez

strażników. Po dość długiej podróży po korytarzach, wyszli na światło

dzienne. Zeszli po dróżce i wprowadzili mężczyznę do łódki. Powoli zaczynał

rozumieć. Był wolny. Wypuścili go. Zostało udowodnione, że nie miał nic

wspólnego z tymi zamachami. Ktoś siedział obok niego, co więcej zorientował

się, że ten ktoś do niego mówi.
- ... przyjmiesz moje gorące

przeprosiny. Mam nadzieję, że zrozumiesz, że to było dla bezpieczeństwa

dzieci. Ostrożności nigdy nie za wiele.
Dawny więzień spojrzał na niego

zimnym wzrokiem. Nawet nie chciał się kłócić. Nie spojrzał do tyłu, by

ostatni raz zobaczyć znienawidzony budynek. Nie chciał już nigdy więcej tam

wrócić. Zamiast tego oglądał rozświetlone światłem słonecznym widoki.

/>
* * *


„Nie macie pojęcia - odpowiedział

cicho Hagrid - Nigdy wcześniej nie byłem w czymś takim. Myślałem, że już mi

odbija. Wciąż mi to wszystko we łbie łomotało... (...) Myślałem tylko o

jednym, żeby umrzeć we śnie... Jak mnie wypuścili, to jakbym się na nowo

narodził, wszystko wróciło(...).
Nie chcę wrócić do Azkabanu.

Nigdy.

HP i Więzień Azkabanu (str. 233)

KONIEC
skicia
Nie spodobało mi się Twoje opowiadanie, nie

było nic co mnie zaciekawiło. Ogólnie jestem na "nie".
anagda
nie no... mogło byc lepsze... ale mogło i

gorsze... początek ciekawie się zapowiadający, jednak dalej... żadego

rozwinięcia. dobrze że nie spadło...
To jest "lekka wersja" zawartosci forum. By zobaczyc pelna wersje, z dodatkowymi informacjami i obrazami kliknij tutaj.

  kulturystyka  trening na masę
Invision Power Board © 2001-2025 Invision Power Services, Inc.