
Śpiąca na miękkim posłaniu z obłoków,
Tańcząca wśród dzikich, gniewnych płomieni,
W gwiazdy wpatrzona, wsłuchana w głos kroków
Niczyich, zgubiona w morzu zieleni
Słyszeć nie chciałam tego, co prawdziwe
Świat przez zasłonę tęczy oglądałam
Nie realne ważne, lecz urodziwe
Piękna życia nawet w śmierci szukałam
Ty, mój księżycu, zasłonę minąłeś
A idąc światła jej nie naruszyłeś
Tylko ty nie masz barw wstęgi na twarzy
Przy tobie o prawdzie ma dusza marzy
Ty jeden jej płomień możesz ostudzić
Mógłbyś, lecz ja wciąż boję się obudzić