Takie krótkie coś. Zapraszam do komentowania. I co ja jeszcze chciałam... Aha, powtórzenia wszelkie zamierzone.
***
- Zrobisz to, Severusie.
To nie było pytanie. To nie był nawet rozkaz, tylko stwierdzenie, prosty fakt.
Po wypowiedzeniu tych słów dyrektor spojrzał na Mistrza Eliksirów. Oczekiwał przytaknięcia. Jak zwykle.
I czarnooki mężczyzna, zgodnie z oczekiwaniem Dumbledore’a skinął głową. Jak zwykle.
- Powodzenia – rzekł krótko dyrektor.
Severus wzruszając ramionami odwrócił się i wyszedł z pomieszczenia. Jak zwykle. Dokładnie tak, jak za każdym razem, gdy Voldemort wzywał Mistrza Eliksirów do siebie.
Prychnął z rozdrażnieniem. Wojna przyniosła już wiele ofiar. Black, Moody, Tonks, Lupin, Bill Weasley wraz ze swym ojcem. Snape nie miał wątpliwości, że następnym razem to on zostanie zamordowany. Nie wiedział jednak, że z każdym krokiem do wyjścia z Hogwartu, zbliża się do spotkania ze śmiercią.
***
W końcu przybył na miejsce. Ogromny zamek był siedzibą Voldemorta. Sale tortur, osobne pokoje dla każdego śmierciożercy, gdyby mieli zostać tutaj na dłużej. Wtedy wysyłali sowy żonom, że „spotkanie przeciągnęło się”, albo „dostałem specjalne zadanie i muszę zostać dłużej w pracy”. Severus zaśmiał się w duchu. Praca... codzienne tortury mugoli, szlam, charłaków. Morderstwa. To była ich rzeczywistość. Ich świat. Ich życie. Życie śmierciożerców.
Mistrz Eliksirów otrząsnął się. Dosyć tych rozmyślań. Wszedł do zamku. Czarny Pan nie tolerował spóźnień.
***
- Spóźniłeś się, Severusie.
Snape powoli podszedł do Voldemorta, ukląkł przed nim i ucałował skraj jego szaty.
- Wybacz, panie. To się nigdy więcej nie powtórzy.
- Wierzę ci – czarnooki mężczyzna spojrzał Voldemortowi w oczy. Ach, jakże chciał w tym momencie użyć legilimencji. Poznać myśli Czarnego Pana. Wiedzieć na pewno, czy ten kłamie. I najważniejsze - jakie są jego plany? Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że nim zdążyłby rzucić jakiekolwiek zaklęcie, zostałby zabity przez innych śmierciożerców. Musiał dalej grać rolę podwójnego szpiega. Przedstawienie trwało i trwać musi.
– Powstań i zajmij miejsce. Nie mamy zbyt wiele czasu.
Severus posłusznie wykonał rozkaz i stanął obok Petera Pettigrew.
- Moi śmierciożercy – zaczął Czarny Pan – Dzięki jednemu z moich zaufanych szpiegów dowiedziałem się przykrej, bardzo przykrej rzeczy. Mianowicie... wśród nas jest zdrajca. Ktoś, kto wyglądał na tak wiernego. Ktoś, komu bardzo ufałem.
Snape’owi zabiło mocniej serce. Zdemaskowanie? Teraz? A więc śmierć. Dzisiaj? Nie chciał umierać, w tych kilku sekundach zrozumiał, że rozpaczliwie chce żyć. Musi żyć. Kto przeprowadzi przez OWTMy Ślizgonów? Kto dopilnuje, by nie zeszli na złą drogę? Kto będzie nauczał eliksirów? I w końcu kto będzie obserwował poczynania Voldemorta i donosił o nich Dumbledore’owi?
Czarny Pan spojrzał na Mistrza Eliksirów. Czerwone oczy spotkały się z czarnymi. Ciemne oczy płonęły czystą, niczym nieskażoną nienawiścią.
- Osobą, o której mówię... jest Severus Snape – rzekł Voldemort.
- ,,Szpieg! Zdrajca! Zdrajca Czarnego Pana! Zdrajca śmierciożerców! Zdrajca. Zdrajca. Zdrajca.” – powtarzał nieustannie głos w sercu Severusa. Ten sam głos, któremu niegdyś ów mężczyzna zawierzył i popełnił największy błąd swego życia. Dołączył do czarnoksiężnika.
Czarnooki podjął decyzję. Będzie grał do końca. Przedstawienie musiało trwać dalej.
- Panie... o czym ty mówisz? Zawsze byłem ci wierny. Zawsze – Severus udawał szczerze zdziwionego i jednocześnie oburzonego. Jego słowa przerwał Cruciatus. Snape starał się utrzymać na nogach i nie krzyczeć. Nie tracić sił na niepotrzebne wrzaski. Wiedział jedno. Jeśli upadnie – jest zgubiony.
- Taką karę otrzymują zdrajcy – rzekł Voldemort spoglądając chłodno na Severusa. Skinął głową na śmierciożerców.
- Crucio – zabrzmiał głos Avery’ego.
- Crucio – dołączył swe zaklęcie Nott.
- Crucio – to był Crabbe.
I wtedy Severus dostrzegł swą szansę. Gdy Goyle odsunął się od drzwi, by rzucić Cruciatusa rzucił się do wyjścia z pomieszczenia odtrącając Macnaira. Wybiegł z zamku.
- ,,Dotrzeć poza sferę antydeportacyjną” – myślał gorączkowo. Nad jego głową przeleciał czerwony promień. Odetchnął z ulgą. Mało brakowało, a dostałby Drętwotą. Jeszcze kilka metrów... pięć, cztery, trzy... Skoczył. Deportował się. Zielony promień przeciął powietrze.
***
Wylądował niedaleko Hogsmeade. Leżał na ziemi próbując się podnieść. Po kilku nieudanych próbach dał sobie spokój. Wkrótce stracił przytomność.
***
- Aport! – rozległ się głos Hagrida. Grube polano o włos minęło głowę Mistrza Eliksirów. Kieł podbiegł i złapał w zęby „patyk”. Nagle spostrzegł rannego Severusa. Zaczął szczekać przywołując tym samym półolbrzyma.
- O cholibka! – zawołał Hagrid – Psor Snape tutaj? I w takim stanie? – wziął nauczyciela na ręce – Zaniosę go do Poppy. Ona coś pomoże – zdecydował – Dobry Kieł, odnalazłeś rannego. Dobry piesek.
***
Mistrz Eliksirów obudził się trzy dni później w skrzydle szpitalnym. Otworzył oczy.
- Jasna cholera, nigdy nie mam takiego szczęścia, żeby umrzeć spokojnie. Zawsze mnie muszą odratować – warknął słabo.
- Ja też się cieszę, że cię widzę, Severusie – usłyszał wesoły głos Dumbledore’a – Poppy doprowadziła cię do porządku. Straciłeś dużo krwi i masz kilka blizn – zakończył rzeczowo.
Snape spojrzał w lustro i ku swojej uldze nie dostrzegł żadnej szramy na głowie.
- Całe szczęście, że nie mam blizny na czole, bo świat musiałby czcić jeszcze jednego bohatera – stwierdził krzywiąc się na myśl o niejakim Potterze.
- Dropsa?
- NIE.
- Herbaty?
- NIE.
- To czego ci potrzeba?
- Sznurka. I jakiegoś wytrzymałego drzewa.
- Wytrzymałych drzew nie trzeba umacniać sznurkiem, Severusie.
- Nie udawaj, że nie wiesz o co mi chodzi, Albusie. Nie masz już szpiega. Nie masz nauczyciela. NIE MASZ. Nie jestem ci już potrzebny. Muszę uciekać. A najlepiej zakończyć to wszystko. Wolę sam to zrobić, nie czekać na to, aż Voldemort mnie dopadnie i usatysfakcjonowany godzinnymi torturami rzuci Avadę.
Dumbledore wstał. Snape spodziewał się, że zacznie mu tłumaczyć, że nie może się poddać. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Dyrektor powiedział tylko:
- Zrobisz to, co uważasz za stosowne, chłopcze.
I wyszedł.
***
Severus siedział w swoim gabinecie wpatrując się tępym wzrokiem w fiolkę z eliksirem nasennym. Było go tak dużo, że wystarczyło na to, by się już nigdy nie obudzić. Snape uważał, że nie powinien się zastanawiać, tylko po prostu wypić ten cholerny eliksir. Zachować się jak konkretny mężczyzna, który wie, czego chce. Lecz czy on naprawdę chciał tak zakończyć to wszystko? Całe swoje życie?
- Tchórz – powiedział dobitnie wykazując duży poziom samokrytyki.
Sięgnął po fiolkę, lecz jego ręka zatrzymała się.
Czy chciał takiego końca?
Chwycił fiolkę i cisnął nią o podłogę lochu.
Błękitna ciecz rozlała się.
Severus Snape spojrzał w lustro i oznajmił dumnie:
- Nie jestem tchórzem.
Koniec.