Dedykuję ten tekst następującym osobom: Dei Oriantin z DK, Nike i Mariance z Mirriel oraz mojemu bratu. Aby uniknąć posądzeń o plagiat, informuję, że umieściłam ten tekst na Mirriel i DK.
* * *
Moje poszukiwania prawdy zaczęły się od półki. Właściwie wszystko się od niej zaczęło. Choć minęły cztery lata, wciąż pamiętam zapach starych foliałów w starym archiwum i drobinki kurzu tańczące w świetle różdżki. Był październik. Powinienem powiedzieć, że to najpiękniejszy październik, jaki widziałem... Nie, nie będę zmyślał, chciałeś przecież usłyszeć historię, która naprawdę się wydarzyła, a nie wersję dla publiki. Lało, a deszcz moczył dopiero co opadłe liście, pokrywając chodniki i ulice szarą papką. Ta niezwykle optymistyczna sceneria bynajmniej nie umilała mi katorżniczego zajęcia, jakim było skatalogowanie prywatnych zbiorów pewnego ekscentrycznego staruszka. Ów kolekcjoner przeniósł się do lepszego świata, swoje zbiory pozostawiając Departamentowi Pamięci, który zawsze nazywaliśmy Magazynem. Kto jak kto, ale ja, mający wątpliwą przyjemność pracowania w tej instytucji, dobrze wiedziałem, że nasze zbiory w większości składają się z niepotrzebnych nikomu rupieci, w których rzadko udawało się wyszperać coś ciekawego. Tak, wiem… Każdy miał swoją historię i charakter, ale naprawdę trudno uznać za interesujące tysiące, jeśli nie miliony przedmiotów, które trzeba odrestaurować, skatalogować, zabezpieczyć i upchnąć w jakieś nigdy nie odwiedzane przez przeciętnego obywatela miejsce. Po pewnym czasie zaczyna się popadać w rutynę. Cóż… W każdym razie nie uśmiechało mi się błądzenie po rezydencji nawiedzonego nieboszczyka i to za iście głodowe stawki.
Po obejrzeniu zbiorów znajdujących się w naszpikowanych czarami gablotach i oszklonych szafach zabrałem się za rozległe archiwa pełne w większości całkiem bezużytecznych szpargałów. Mówię „obejrzałem”, ale to moje oglądanie zaowocowało ponad pięciuset pozycjami w głównym katalogu Magazynu. Wśród tych staroci znajdowały się bezcenne eksponaty, między innymi oryginalna szklana kula Terezjasza i samonotujące pióro najsłynniejszego półelfiego wieszcza. Później okazało się, że te skarby nie umywają się do trzech kilo papieru i pół kilograma drewna.
Z początku zwykła dębowa półka obciążona kilkunastoma książkami różnego formatu specjalnie mnie nie zaciekawiła. W końcu musiałem się nią zająć. Uporządkowałem już prawie wszystko, a do końca ostatecznego terminu wyznaczonego przez kierownika zostało jeszcze osiem dni. Zamierzałem skończyć robotę i resztę czasu wykorzystać na kontemplowanie mojego małego, przytulnego mieszkanka… Właśnie, zamierzałem.
Półka opatrzona była etykietą, której treść poruszyła ostrzegawcze dzwoneczki gdzieś w mojej głowie. Na wyświechtanym kawałku pergaminu wypisano tylko kilka słów, a raczej skrótów, które pamiętam do dziś. „Mug. pam. czar. wal. w II w. z LV; aut. wtp.” , co dałoby się przetłumaczyć następująco: „Mugolskie pamiętniki czarodziejów walczących w Drugiej Wojnie z Lordem Voldemortem. Autentyczność wątpliwa.” Targany sprzecznymi uczuciami po kolei odczytywałem nazwiska wypisane na okładkach. Obok nich przyklejono krótkie notki dotyczące zawartości. Jakież było moje zdziwienie, gdy rozpoznałem wszystkich autorów! Tylko trzy pamiętniki opatrzone były naszkicowanym obok notki małym Mrocznym Znakiem. Malfoy, Snape i Lestrange. Ci trzej mężczyźni figurowali we wszystkich źródłach jako członkowie Wewnętrznego Kręgu i jak większość bohaterów tamtej wojny przeszli do historii. Pamięć o Śmierciożercach wryła się głęboko w świadomość społeczeństwa czarodziejów, a osobnik w czarnym płaszczu i białej masce wciąż budzi lęk, nawet jeśli ma się świadomość, że ostatni zwolennik Czarnego Pana został złapany i stracony sześć lat po jego śmierci. Pamiętam, jak z nabożnym skupieniem przecierałem okładkę czarnego tomiku w srebrnej oprawie… Gdyby ktoś mnie wtedy zobaczył, pewnie wyraz mojej twarzy wydałby mu się śmieszny, ale dla mnie ta chwila była jak podróż w czasie. Miałem wrażenie, że robię coś niedozwolonego i mimowolnie odwracałem głowę, za każdym razem spodziewając się zobaczyć człowieka, który wiele lat temu spisał trzymany przeze mnie pamiętnik.
I wiesz co? Myślę, że oni tam byli. Pewnie uśmiechali się po ślizgońsku, teraz odgrodzeni już od świata nie tylko ścianą dumy, pogardy i uprzedzeń, ale też przenikliwym chłodem śmierci. Uśmiechali się, widząc nieporadne zmagania czarodzieja o niezbyt czystej krwi z prawdą, która okazała się trudniejsza niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.
Słyszałem, że jesteś najlepszy z Historii Magii. Czego was uczą… Nie, nie mogę oskarżyć nikogo o kłamstwo, wszyscy przecież wierzą w to samo, prawda? Nikt dziś nie wątpi, że to ci „dobrzy” zwyciężyli, a Śmierciożercy byli bezlitosnymi potworami. Potworami, nie ludźmi. Uwierzyłbyś, że Lucjusz Uśmiechnięty Morderca Malfoy kochał swoją rodzinę? Nic nie mów, wiem jaka jest odpowiedź. A jednak…
„Tej nocy zginął McNair. Biedny stary głupiec, szkoda go, w końcu nic złego nie zrobił, ale takie ofiary są ceną niepowodzeń. Co z tego, ze cudzych? Przyznaję, powinienem być na jego miejscu i byłbym, gdyby nie udało mi się po raz kolejny zrzucić odpowiedzialności na kogoś innego. Trafiło na McNaira , cóż, nikt nie będzie po nim płakał. Wiedział, kto go wystawił i widziałem w jego oczach iskrę zrozumienia. Leżał u moich stóp, błagając o śmierć i przysięgam na Ate i Furie, chciałem mu pomóc, ale nie mogłem. Nie mogłem! Widziałem najmłodszego syna Wilkesów umierającego za jeden błąd brata i żonę Rosiera z krwawą masą zamiast twarzy. Nie pozwolę, aby Draco kiedykolwiek znalazł się pośrodku Kręgu, wolę już widzieć go w białej masce. Jak napisano, synowie płacić będą za winy ojców do siódmego pokolenia…Ale póki żyję, nie pozwolę skrzywdzić tych których kocham. Jestem Malfoy, a Malfoyowie przez wieki walczyli dla swoich rodzin. Obym okazał się godny nazwiska jakie noszę!”
Nie wierzysz? Czemu? Czy tak trudno zrozumieć, że Śmierciożercy też byli ludźmi? Nie, to nie to… Zastanawiasz się pewnie, kim byli „biali”, skoro „czarni” też walczyli o wolność i życie, winni tylko jednego błędu, jakim było przystąpienie do Kręgu. Wszystkie wojny są takie, znam mnóstwo przykładów. Zwykle jest tak, że kilku przywódców zostaje opętanych obsesją zniszczenia pozostałych. Pamiętasz mugolskiego Adolfa Hitlera i tego drugiego, jak mu tam było… Stalina? Wszystkie wojny są bezsensowne.
Nie myśl też, że Albus Dumbledore, symbol dobra, był nieskazitelny. Nic nie jest czarno-białe, ani wtedy, ani teraz. Chyba, że podręczniki do historii, bezwzględnie osądzające tych, którzy już nie mogą się bronić. Wracając do Dumbledore’a, mam tu bardzo ciekawy fragment autorstwa samego Harry’ego Pottera.
„Plan Moody’ego jest zbyt ryzykowny! Sam mi powiedział, że „przynęta” ma jakieś pięćdziesiąt procent szans na przeżycie. Tylko, że „przynętą” jest moja najlepsza przyjaciółka! Tak, powtarzali mi do znudzenia, że w razie powodzenia „znacząco zmniejszymy liczbę zwolenników Czarnego Pana”. Nie prościej powiedzieć „wytłuczemy Śmierciojadów”? Hermiona na wszystko się zgodziła, w końcu uwielbiany przez nią Dyrektor powiedział, że to konieczne! Nie chcę tracić kolejnej drogiej mi osoby, bo tak trzeba. Dumbledore odparł, że to wojna. Ma rację , ale nie mogę się z tym pogodzić...”
Wojna. Codziennie dziękuję losowi, że nie dane mi było jej oglądać. Obyś nigdy nie musiał doświadczyć tego, co Potter.
Widzisz, to, czego się dowiedziałem nie dawało mi spokoju. W końcu zagnało mnie na stary cmentarz. Pewnie nieraz byłeś tam na szkolnej wycieczce. Wizyta na cmentarzu nie przyniosła mi jednak spokoju, ale wywołała dalsze pytania. Szczególnie, ze przy grobie Nimphadory Tonks (zm. 2011) ujrzałem osobę, która stała się potem moim przewodnikiem po przeszłości.
Pewnie myślisz, że podszedłem do tej kobiety i zacząłem rozmowę? Zdziwisz się, ale nie. Właściwie to nie zwróciłem na nią szczególnej uwagi. Ot, zwyczajna czarownica, w końcu sporo ludzi odwiedza ten cmentarz. Dopiero później zacząłem żałować mojej obojętności. Widzisz, często tracimy coś bardzo cennego tylko przez własną ignorancję. Czy zdarzyło ci się kiedyś żałować straconego dnia? Wielu twierdzi, że nie da się poprawiać przeszłości i mają rację. Ale czasem chciałoby się cofnąć czas…
„Mogłem ich uratować. Zawsze się tak mówi, ale ja naprawdę mogłem. Tak łatwo można było uniknąć rzezi, a teraz nie da się już cofnąć czasu, choć tak bardzo bym tego chciał. Zawsze byłem tym „małym Roniaczkiem” i to się zemściło. Tak bardzo chciałem udowodnić, że jestem równie dobry jak Bill czy Charlie, o reszcie nie wspominając! I w pewnym sensie udowodniłem, rzucając się z dziesięcioosobowym oddziałem na cały Wewnętrzny Krąg. A przecież równie dobrze mogłem przejść obok i uniknąć ofiar. Dysponowałem przewagą zaskoczenia i znakomitej znajomości terenu, ale nie umiałem jej wykorzystać. Nie tego jednak żałuję, ale swojej głupoty i szczeniackiej brawury. Moja odwaga stała się sławna, ale widok łez na twarzy matki to zbyt wielka cena za swoje „pięć minut”. W każdym razie zbyt wielka dla mnie. Najgorsze jest jednak to, że do końca życia będę widział ich śmiejące się twarze, wiedząc że nigdy nie zrobią już żadnego kawału. Wielcy bliźniacy Weasley, następcy Huncwotów, rudzi dowcipnisie… Martwi bracia.”
Na stracony czas nie ma cudownego remedium i nawet cała magia tego świata nie jest w stanie tego zmienić. Tak, masz rację, zawsze są zmieniacze czasu, ale to tylko zabawki, nieudolne próby zerwania kajdan istnienia. Pewnych granic nie da się przekroczyć bezkarnie, a wszelkie próby ich sforsowania są przejawem głupiej brawury, podobnej do tej, która zgubiła braci Weasleyów.
Niezbyt to wszystko wesołe, prawda? Wojna to jedno z największych nieszczęść, kataklizm, który zbiera żniwo nie tylko w ciałach i dobytku, ale też w ludzkich duszach. Jeśli kiedyś będziesz decydować o wojnie i pokoju, a modlę się, abyś nigdy nie musiał brać na siebie takiej odpowiedzialności, nie krzycz nigdy „Do walki!”, bo to tak jakbyś wołał „Ukrzyżuj Go! Ukrzyżuj!”. Hasło „Twierdzą nam będzie każdy próg…” pięknie wygląda, ale tylko do czasu gdy twój próg naprawdę spłynie krwią, a musisz liczyć się z tym, że nie będzie ona należeć do wroga, lecz do tych, których kochasz.
Uśmiechasz się pod nosem i widzę, że bierzesz moje słowa za umoralniającą pogadankę. Skąd w końcu mogę wiedzieć, jak to jest skoro nigdy nie walczyłem? Opowiedzieli mi ci, którzy wiedzą, a zmarłym trzeba wierzyć, nawet jeśli za życia nie chciano ich słuchać.
„Wizengamot wskrzesił ustawę o nieomylności i nietykalności przywódców wojennych. Wspomnieć należy, że mój stanowczy sprzeciw zignorowano i okrzyknięto „kolejnym bzdurnym wystąpieniem starego dinozaura”. Znów zaczną się dni terroru, tyle że już nie Barty’ego Croucha, ale Percivala Weasleya. Korneliusz zachowuje się, jakby nie pamiętał tych strasznych nocy, gdy nie wiedziało się, gdzie umierają bliscy, a nawet z czyjej ręki umierają – Śmierciożerców czy siepaczy Bartemiusza. A przecież to było tak niedawno…
Śmieszne, kiedyś powiedziałem komuś, że śmierć jest dla zorganizowanego umysłu tylko początkiem nowej drogi, a teraz nie chcę jeszcze umierać. Nie ze świadomością, że pozwoliłem, by znów doszło do głosu chorobliwe pragnienie władzy i nienawiść.”
Mimo wszystkich tych nieszczęść i osobistych dramatów, pewnej nocy doszedł mnie szept szczęśliwej matki i żony, wspaniałej kobiety, w której nawet spływająca w owym czasie strumieniami krew nie zdołała stłumić wesoło trzaskającego płomienia duszy.
„Elaine powiedziała dzisiaj „chrapak krętorogi” i „włochatka omniterrańska”! Co za zdolne dziecko, zawsze to powtarzałam, w końcu ma niezwykłego ojca. Neville się czerwieni, cały czas zaglądał mi przez ramię. Dobrze już, nie gniewam się… Dziś odwiedziła nas Ginny i jak zwykle żartowała na temat imienia Myszki i że ja niby w czasie ciąży naczytałam się rycerskich romansów! A sama nazywa się Ginewra! Ale ja nie o tym . Mój artykuł o tajemniczych runach czarodziejów z pustyni Kalahari odniósł sukces i choć Hermiona nie zdołała powstrzymać złośliwych uwag, super-hiper-mega się z tego cieszę.”
Możesz mi wierzyć lub nie, ale to właśnie dzięki takim kobietom wiele dzieci miało normalne dzieciństwo wśród Niewybaczalnych i dementorów.
Zastanów się nad tym wszystkim. Ty masz jeszcze szansę na spokojne, szczęśliwe życie. Nie zmarnuj jej.
Rozgadałem się, prawda? Zrozum, to dla twojego dobra. Martwi mnie twoje postępowanie… Nie udawaj niewiniątka, dobrze wiem, że po lekcji historii razem z kolegami żartowałeś na temat omawianych wydarzeń i powiedziałeś, że nie warto się tego uczyć, bo, cytuję: „Po co zajmować się czynami jakiś truposzów, których już dawno zjadły robaki”. Skąd o tym wiem? Cóż, ma się znajomości wśród duchów… Nie myśl, że oburzam się dlatego, że jestem historykiem. Owszem, byłem dumny z twojego „W” na SUM-ach, ale dobra pamięć to nie wszystko. Wiesz, czemu mimo rutyny lubię swoją pracę? Czasem wśród kilku zetlałych pergaminów kryje się cień dawno zmarłego człowieka. Co z tego, że jego kości rozsypały się w pył i prawie nikt o nim nie pamięta, skoro pozostawił po sobie jakiś ślad? Trzeba szanować przeszłość, nawet jeśli wydaje się ona nudna i nieistotna. Wy, młodzi, tworzycie przyszłość, ale gdzie bylibyście, gdyby nie poprzednie pokolenia? Nigdzie. Czy potrafiłbyś uwarzyć Eliksir Żywej Śmierci, jeśli nie wynalazłby go Paracelsus albo czarować bez różdżki? Jedno pokolenie, nawet o ogromnym potencjale, nie jest w stanie wymyślić wszystkiego. Poza tym nie zaprzeczysz chyba, że wynalazki takie jak teleportacja czy różdżka są wielkimi osiągnięciami czarodziejskiej cywilizacji. Skoro tak, ich twórcy zasługują na szacunek. Tak, wiem co powiesz - wynalazcy to inna sprawa. Ale czy nie imponuje ci geniusz i moc Merlina lub odwaga Urga Czarnonogiego, który w obronie wolności swojej i swoich pobratymców sam jeden rzucił się na trzech uzbrojonych czarodziejów? Ręczę, że każda z postaci omawianych przez profesora Binnsa jest godna tego, by o niej pamiętano. „Godna” to bardzo względne słowo… Zauważ, że ci „dobrzy” są bardzo wyidealizowani, natomiast druga strona zwykle pozbawiona jest jakichkolwiek pozytywnych cech. Często dzieje się tak jedynie na użytek młodzieży. Wszyscy wiedzą, że Lord Voldemort był wcieleniem zła i w pełni się z tym zgadzam, ale równie oczywistym jest, że kiedyś był samotnym i w gruncie rzeczy godnym współczucia nastolatkiem? Nikt nie rodzi się zły ani dobry. Sami kierujemy swoim losem, choć pewne czynniki mogą wpływać na nasze decyzje i kształtować naszą osobowość. Gdyby ktoś zaopiekował się Tomem Marvolo Riddle, być może nigdy nie byłoby Lorda Voldemorta… Wracając jednak do tematu, ani Dumbledore, ani Merlin, nie był nieskazitelny. To, że obaj manipulowali ludźmi to nie wszystko. Wielki Merlin, bojąc się o swoją władzę, chciał skrytobójczo zgładzić Morganę i gdyby nie jej intuicja, czekałaby ją śmierć od jadu mantykory. Wiesz, jak działa? Powoduje wolno postępujące zesztywnienie mięśni, co w wypadku mięśni oddechowych prowadzi do uduszenia. Dumbledore natomiast wsławił się pokonaniem Grindewalda, co nie jest znów takim powodem do dumy. Prawda jest taka, że byli kiedyś przyjaciółmi, co umożliwiło atak z zaskoczenia. Właściwie to Grindewald zabił sam siebie, bo tym zaklęciem, które Dumbledore rzucił za jego plecami była Tarcza Mordreda, niezwykle skomplikowany czar tworzący jednostronną więź pomiędzy dwoma czarodziejami. Część obrażeń, jakie powinny zadać potężne klątwy rzucane przez Niemca, przechodziła właśnie na niego i możesz być pewien, że była to ta większa część. Miłe, nieprawdaż? Nie twierdzę bynajmniej, że Voldemort, Grindewald czy Morgana byli barankami bez skazy, owszem, byli mordercami i opętanymi żądzą władzy dyktatorami, ale trzeba o nich pamiętać, choćby tylko na przestrogę niektórym piekielnie zdolnym młodzikom. Lepiej uczyć się na błędach innych, niż samemu płacić potem za swoje czyny. A cena za krew jest wysoka…
Właściwie to cała magiczna historia jest stronnicza. Mugolska zresztą także. „Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia”, choć ja powiedziałbym raczej, że „Historia zależy od tego, kto trzyma pióro”. Jeśli porówna się kilka, czy nawet kilkanaście opisów tego samego wydarzenia, znajdą się przynajmniej dwie przeciwstawne, a na pewno niezgodne i nic się na to nie da poradzić. Wszystko zależy od strony. Ciekawe jest tylko, że dla ogółu dobrzy są zwykle zwycięzcy lub ci, których coś łączyło z obecnie rządzącymi.
Pamiętaj jeszcze o jednym. Nie wolno wyśmiewać się ze śmierci. Nie ma w niej nic zabawnego, wprost przeciwnie. Poza tym, czyż nie ma ona w sobie czegoś podniosłego? I to nie tylko ta chwalebna, na polu walki lub męczeńska, ale też ta zwyczajna. Ktoś kiedyś powiedział, że śmierć dla zorganizowanego umysłu jest tylko początkiem nowej drogi i choć nie wiem, czy miał rację, chcę w to wierzyć. On w każdym razie wierzył.
„Razem z Nicholasem i Perenellą zdecydowaliśmy o zniszczeniu Kamienia Filozoficznego. To chyba najwłaściwsza decyzja, szczególnie że oboje byli już zmęczeni życiem. Zbyt dużo widzieli i przeżyli. Podejrzewam, że zaczęli się po prostu nudzić, w końcu wszystko się zmienia, co może być równie męczące jak jednostajność. Mieli dobre, długie życie i zasługują na odpoczynek. Zresztą, czyż za Bramą nie czeka na nas nowa Droga? Już prawie wszyscy moi przyjaciele tam są, ale ja wciąż trwam na posterunku. Chciałbym zrzucić swoje obowiązki na kogoś innego i po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat nie czuć przytłaczającego ciężaru odpowiedzialności. Chociaż… Boję się. Nie wiem, jak wytłumaczyć się przed wszystkimi, których skrzywdziłem. Oby wybaczyli mi w wieczności.”
Być może Grindewald mu wybaczył, nie mnie to wiedzieć, ale zdrada potrafi odcisnąć się na duszy bolesnym piętnem. Dumbledore’a można jakoś usprawiedliwić, w końcu działał w imię dobra, ale nie ma usprawiedliwienia dla tchórzy. A może jednak? Na pewno wiesz, kim był Peter Pettigrew. Niestety nie dysponuję jego pamiętnikiem, ale wielokrotnie zastanawiałem się nad jego postępowaniem. Nie rób takiej miny, jakbyś chciał powiedzieć „Po co się nim zajmować, przecież wszyscy wiedzą, że był tchórzem i parszywym zdrajcą?”. Czemu się śmiejesz? To naprawdę tak wygląda. Widzisz, pochopne sądy najczęściej okazują się mylnymi. Pettigrew nie postąpił szlachetnie i nie zginął dla przyjaciół, ale jak ty zachowałbyś się na jego miejscu? Poświęciłbyś życie własne czy przyjaciół? Odpowiesz „własne”. To takie przewidywalne! Łatwo jest rzucać słowa na wiatr, znacznie trudniej je potem wypełniać. Wszystko, co żywe chce przetrwać i człowiek nie jest tu wyjątkiem. Dlatego zastanów się, nim ocenisz Pettigrew. Możesz go nazwać zdrajcą, ale nie tchórzem.
Nie oceniaj nikogo, jeśli nie znasz wszystkich stron jego postępku. Postaw się na miejscu kata i ofiary, zanim krzykniesz „Morderca!” i chwycisz za broń. Nie potępiaj, byś nie był potępiony, nie karz, aby cię nie ukarano. Pozostaw to tym, którzy czekają za Bramą.
Ciąg dalszy nastąpi na pewno.