Pod drzewem stała dziewczyna. Miała około
15 lat. Wpatrywała się w taflę małego jeziorka. Słońce właśnie zachodziło i
wszystko wydawało się piękniejsze. Ania uwielbiała kolory zachodzącego
słońca. Były takie ciepłe otulały ją i pozwalały zaznać ciepła takiego,
jakiego nigdy nie zaznała i na pewno już nie zazna. Ostatnie promienie
zachodziły już za horyzont, gdy ona otworzyła oczy i znów poczuła ta
bezradność w sercu. Kiedyś obiecała sobie, że powie to temu, którego
pokocha. To dlaczego teraz miała wątpliwości?? Nie chciała od niego
współczucia.. było go już za dużo w jej krótkim życiu.
Pięć lat
wcześniej
Ania miała tylko ojca. Matka zmarła przy porodzie, a ojciec
ostatnio też nie miał za dobrej formy. Wcześniej kładł się spać, bolał go
kręgosłup, czasem nawet nie mógł się poruszyć. Mała dziewczyna zajmowała się
domem. Robiła obiady, zakupy, a nawet płaciła rachunki. Badania wykazały to
czego Ania się nie spodziewała. Jej ojciec był chory na raka.
- Został
panu miesiąc życia- usłyszała pewnego dnia przez uchylone drzwi gabinetu
lekarskiego- niestety w pana przypadku nie możemy zastosować chemioterapii,
a żadna operacja nie wchodzi tu w grę, mógłby się pan nie obudzić, a nawet
nie ma sensu tego robić rak jest złośliwy zajął już płuca- oznajmiał lekarz
zimnym głosem.
Od tamtej rozmowy minęły zaledwie trzy dni, a ojciec Ani
czuł się gorzej. Dziewczyna zajmowała się nim jak tylko umiała, gdzieś w
głębi serca miała jeszcze nadzieję na to, że jej ojciec wyzdrowieje. Nigdy
nie miała matki, a teraz jej ojciec ma odejść. "Dlaczego ja?- zadawało
pytanie- wiadomo ojciec nigdy nie dał zaznać mi miłości, prawie nigdy go nie
było, ale wiem, że zawsze mnie kochał". Nagle ojciec ją zawołał:
-
Aniu chodź tu na chwilę proszę - mówił
- Już biegnę tato
- Kochanie,
wiem że się mną opiekujesz, bardzo Ci za to dziękuje- zaczął- ale wiem, że
to już moje ostatnie chwile...muszę się pożegnać z jedyną mi bliską
osobą..
- Tato nie mów tak jeszcze wyzdrowiejesz- krzyczała Ania, a łzy
zaczęły jej napływać do oczu.
- Nie płacz...wiem, że nigdy nie dałem Ci
tyle miłości, tyle miłości ile potrzebowałaś, ale to przez te ciągłe
wyjazdy. Chciałem ci zapewnić dobrą przyszłość.. Proszę wyba....
Jego
ciało opadło bezwładne.
- Tato co ci jest?? Otwórz oczy
proszę!!!!- krzyczała Ania...
Jednak to nic nie pomogło.
Jej ojciec umarł, a dwa dni później Anie zabrano do domu dziecka, gdzie
miała mieszkać i uczyć, lub zostać zaadoptowaną przez rodzinę zastępczą. Nie
miała ochoty tam jechać, ale nie miała również żadnej rodziny, która mogłaby
ją przygarnąć.
Ania dorastała w domu dziecka, straciła już nadzieję, że
ktoś ją zaadoptuje.
Niedługo dziewczyna miała już iść do gimnazjum w
którym nikogo nie znała, więc przed przestąpieniem progu nowej szkoły
postanowiła poznać ludzi, którzy się tam uczą. Z natury była osoba dosyć
odważną i nie miała problemów z poznawaniem nowych ludzi.
- Cześć-
powiedziała do małej grupki dziewczyn.
- My się znamy- zapytała najwyższa
z nich.
- No raczej nie...- powiedziała Anna- ale możemy się
poznać...
- No nie wiem...
- Będę chodziła do tego gimnazjum, a więc
chciałam kogoś poznać...
- Aha... a więc to tak....dobra ja się nazywam
Magda...przewodzę ta grupką...tzn. ona jest trochę większa, ale nie często
mamy czas spotykać się wszyscy razem...może chcesz do niej należeć???
-
No pewnie...- powiedziała ochoczo Ania- mam na imię Ania, ale...
- Musimy
ci dać jakąś ksywę- powiedziała Magda i zaczęła przyglądać się
"nowej".
- Czekaj trzeba dokładnie ją obejrzeć...- powiedziała
jedna z grupki- a tak poza tym nazywam się Aśka....dla przyjaciół Rzepa-
przedstawiła się- Blondynka, wysoka, niebieskie oczy, szczupła, dość
ładna...no, no ... nieźle może lala co??
- Dobre, rzepa... może być
odpowiada ci??
- No może być- powiedziała speszona Ania- a ty Magda jaką
masz ksywę??
- A na mnie mówią różnie, kierownik, dyrektor, ale ja
najbardziej lubię przewodniczka...
- Ok., spoko..
- A więc został
jeszcze chrzest...teraz już musisz do niego przystąpić...
-
Trudny???
- Ja wiem...dość prosty nie dziewczyny??- wszystkie pokiwały
głową...- musisz znaleźć dilera narkotyków i kupić od niego gandzie...
-
Dobrze by było gdybyś już zaczęła szukać, bo masz tylko 3 dni - mówiła dalej
Rzepa- lala śpiesz się za trzy dni będziemy tu o tej samej godzinie...
I
odeszły. Nie powiedziały gdzie go ma szukać nic. Tylko jeszcze
krzyknęły.
- Pierwszy raz da ci za darmo zawsze tak jest- i zaczęły się
śmiać.
Nagle coś jej zaświtało. W domu dziecka oglądała program o
dilerach. Można ich znaleźć pod szkołami...,a nawet pod własnymi domami.
Stała właśnie pod gimnazjum, może gdzieś niedaleko spotka jakiegoś. No i
miała szczęście...Pod szkołą stał chłopak w wieku ok. 16 lat był ubrany na
czarno. Podeszła bliżej, a on przywołał ją gestem ręki.
- Te mała chcesz
co nieco??- zapytał
- No chciałabym...- i zamyśliła się "Jak to się
nazywało??"- gandzię??
- U będzie kłopot...teraz tego nie mam-
zmierzył ją wzrokiem- ale postaram się...na początek za darmo??
-
Pewnie!
- Jutro będę miał- powiedział- przyjdź...
- Nie wole byś
przyniósł mi to za trzy dni...-zaczęła- dobra?
- Spoko maleńka...będzie i
za trzy dni...przyjdź o piętnastej...
- Dobra
I odeszła. "Chyba
za szybko poszło"- pomyślała- " ale to nawet dobrze". Trze
dni minęły szybko, a Ania zaliczyła parę klasówek i zgarnęła kilka dość
dobrych ocen. "Ten dzień" zbliżał się nie ubłaganie. Nareszcie w
trzy dni potem poszła do dilera i odebrała narkotyk. Dziewczyny już
czekały.
- No i co masz???- zapytała przewodniczka.
- A no mam...-
pochwaliła się lala...
- To teraz chodź z nami...- Magda wzięła ja za
rękę i zaprowadziła do jakiegoś mieszkania, gdzie było dużo osób.
- A
teraz weź to co kupiłaś- i podała jej strzykawkę.
- Ale...o tym nie
mówiłyście...- zaczęła Ania---o tym nie było mowy..
- Rzepa nie
powiedziałaś jej??- wrzasnęła dyrektorka
- No nie!! Myślałam, że
ty to zrobiłaś...
- O ty...- i trzasnęła ją w twarz- sorry Anka, ale i
tak musisz to zażyć.
- Ale ...
- Nie ma żadnego ale...już...a jak nie
to...
- No to co...???
- Jak nie z własnej woli to- przewodniczka
wbiła jej strzykawkę w rękę...- proszę jak szybko poszło...No i już po
wszystkim
Ania poczuła, że ma drgawki na całym ciele...czuła, że zaraz
zaśnie...
- Cholera dziewczyny ona jeśli zaśnie będzie miała zapaść-
krzyknęła Magda- chyba za dużo jej dałam... dobra dziewczyny zmywamy się...
Trzymaj się Anka- i cała grupa wybiegła...
"Lali" chciało się
coraz bardziej spać...pamiętała jak przez mgłę, że ktoś wziął ją na ręce i
wyniósł z mieszkania.
Obudziła się w szpitalu, a przy jej łóżku
siedziała dyrektorka domu dziecka.
- Co mi się stało? - zapytała Ania i
próbowała wstać.
- Nie wstawaj- powiedziała dyrektorka cała we łzach-
czemu zrobiłaś to Aniu? Dlaczego wzięłaś narkotyk?? Widzisz to skończyło się
prawie śmiercią. Dlaczego nigdy mnie nie słuchasz?? Zawsze powtarzałam, że
narkotyki to nic dobrego...- rozpłakała się na dobre.
- Ale proszę panią-
mówiła dziewczynka- ja sama tylko kupiłam ten narkotyk, ja nie chciałam go
brać, to taka dziewczyna mi go wstrzyknęła!
- Anno!!!-
wrzasnęła dyrektorka i trzasnęła ją w twarz- dlaczego kłamiesz?? Nienawidzę
kłamców! Chociaż raz mogłabyś przyznać się do czegoś!
- Ale ja
mówię prawdę!!- wrzeszczała...Dyrektorka już nic nie powiedziała
tylko wyszła z sali. Dziewczyna zaczęła rozmyślać nad tym co się stało.
Niestety mało pamiętała.. i nic już nie mogła sobie przypomnieć.
Po dwóch
dniach wróciła do sierocińca, pełna żalu. Tego samego dnia dostała szokująca
wiadomość. Wychowawczyni jej grupy przyszła do niej i powiedziała:
-
Pewna rodzina od dawna już chciała cię zaadoptować- zaczęła- wczoraj
otrzymała wszystkie papiery.. już prawnie jesteś ich córką.
- Ale czemu
ja nic nie wiedziałam wcześniej?- dopytywało się dziecko.
- Bo nie
widzieliśmy takiej potrzeby. Twoja adopcja jeszcze wtedy stała pod wielkim
znakiem zapytania. Nie chcieliśmy robić ci nadziei - mówiła dalej
wychowawczyni zimnym głosem- spakuj się jutro wyjeżdżasz. Będzie mi ciebie
brakowało- i szybko odeszła.
W tym samym czasie Ania nie posiadała się z
radości. "Ktoś chce mnie zaadoptować? To cud!" Podekscytowana
zaczęła pakować się w starą wypłowiałą walizkę. Nie miała dużo rzeczy a więc
pakowanie poszło bardzo szybko. Potem do późna nie mogła zasnąć.
Obudziła
się jeszcze przed wschodem słońca. Szybko się ubrała i wyszła ostatni raz
przyjrzeć się budynkowi w którym mieszkała 3 lata. Obeszła go dookoła
przypominając sobie co rusz inne zdarzenia. "O tu np. ukryłam swój
pamiętnik " zajrzała pod cegłę. Tak jeszcze tam był! W tym zeszycie
zapisała rok swojego pobytu w domu dziecka. Przeczytała urywek:
17lipca
2000r.
Dziś wychowawczyni naszej grupy, zarządziła idealny porządek.
Oczywiście jak na mnie przystało wepchnęłam wszystko pod łóżko i czekałam na
sprawdzanie czystości. No i tu mój przeklęty pech dał o sobie znać.
Oczywiście Pani Liberska znalazła wszystko i kazała mi posprzątać toaletę.
To najgorsza kara jaka można spotkać w naszym domu dziecka...
Ania
pamiętała to jak dziś. Musiała przez 2 godziny sprzątać łazienkę szczoteczką
do zębów. Dziś zaśmiewała się do łez, ale wtedy nie było jej do śmiechu.
Zerknęła na zegarek - stary, wysłużony, dostała go od taty- była 8:30.
Dokładnie za pół godziny wyjeżdżała do nowego domu. Czy będzie jej się tam
podobało?? Czy znajdzie przyjaciół?? Nie miała już czasu odpowiedzieć sobie
na te pytania. Zauważyła samochód, który miał ją odwieźć do nowych rodziców.
Podróż trwała dwie godziny. Anie nie wiedziała gdzie jedzie.. przez całą
podróż wyobrażała sobie jak będzie wyglądał jej dom, a może będzie miała i
swój własny pokój? Nigdy nie miała własnego "gniazdka". Zawsze
mieszkała z dwoma dziewczynami, które do późnej nocy rozmawiały i śmiały
się. Gdy zwracała im uwagę, wyzywały ją od "sztywniaczek".
Pamiętała, że właśnie w takich momentach miała ochotę podejść do którejś z
nich i trzasnąć ją w twarz. Zawsze się opanowywała i próbowała zasnąć w
"hałasie". Ania jednak szybko wyrzuciła tą myśl z głowy i zaczęła
rozmyślać o tym jak tam będzie. Czy będzie mieszkała w wielkim hałaśliwym
mieście? Czy w małym, pięknym miasteczku? Dziewczyna wolała spokój, więc ta
druga propozycja bardziej przypadła jej do gustu.
- Daleko jeszcze-
zapytała kierowcę, który całą drogę nic do niej nie powiedział.
- Nie,
już prawie jesteśmy na miejscu.
Dziewczynie wpadł nagle pewien pomysł do
głowy. "A może by jakoś przygotować się do tego spotkania?"-
myślała i zaczęła gorączkowo przygładzać włosy, zdjęła kurtę i sprawdziła
czy na bluzce na pewno nie ma żadnych plam. W domu dziecka nie często można
było uprać sobie bluzkę lub spodnie.
Naglę zobaczyła ogromne drzewo.
Rosło nad pięknym małym jeziorkiem. Słońce zgrabnie oplątywało jego liście,
co dawało śliczny efekt. Ania nie mogła oderwać wzroku od drzewa i nawet nie
zauważyła, że samochód stanął.
-Panienko..- powiedział kierowca- jesteśmy
na miejscu...
Dziewczynka mimochodem spojrzała na dom myśląc tylko o tym,
że dobrze, że klon jest tak blisko. Wreszcie jej spojrzenie powędrowało na
dom i aż zaparło jej dech w piersiach. Dom był prześliczny. Piętrowy w
kolorze słonecznikowym, a dach był pomarańczowy. Nowi rodzice już na nią
czekali.
- Witaj Aniu...- powiedział mężczyzna w średnim wieku. Ania
gdyby go zobaczyła pomyślałaby, że jest przystojny.- nazywam się Krzysztof,
a to jest Aneta. Mów do nas po imieniu.
- Dzień dobry- przywitało się
dziecko.
- Może chciałabyś obejrzeć dom?- zaproponowała kobieta-
Dziękujemy bardzo za dowóz Ani tutaj- zwróciła się do kierowcy.
Krzysztof
porwał walizkę dziewczynki i począł wspinać się po schodach. W tym samym
czasie Aneta pociągnęła Anię do środka domu
- Chodź oprowadzę Cię po
domu i zapoznam z innymi domownikami.
Ania przez następne pół godziny
zwiedzała dom. Każde nowe pomieszczenie było dla niej nową przygoda.
Mieszkanko było bardzo zadbane.. udekorowane w kolory pastelowe. Najbardziej
jednak podobał się jej salon. Pomalowany był na kolor czerwony. Na dużej
półce pod oknem stał telewizor. Na ścianach wisiały piękne obrazy
przedstawiające zwierzęta w różnych sytuacjach. Na podłodze leżał śliczny
puchaty dywan również w kolorze czerwonym.. a na środku pokoju stała miękka
i wysłużona kanapa tym razem w kolorze różowym.
- Jak tu pięknie...-
krzyknęła Ania.
- Staramy się by nasz dom wyglądał coraz lepiej-
odpowiedziała jej pani domu. Nagle do salony wszedł Krzysztof.
- Pokój
Anny już gotowy- zakomunikował.
- Ja...ja..aa...- dziewczynka nie mogła
wykrztusić słowa- ja będę miała swój pokój?
- A myślałaś, że będziesz
spała w wannie??
Dziecko niepewnie się uśmiechnęło...i zaczęło wspinać
się po schodach. Drewno skrzypiało pod jej nogami. Strużki potu wystąpiły na
jej czole. Zastanawiała się jaki będzie jej pokój...?? Czy będzie jej się
podobał...A może nie?? Co im powie jak jej gniazdko będzie beznadziejne??
Szybko jedna wyrzuciła ta myśl z głowy i zaczęła zastanawiać się jak urządzi
pokój. Ale gdy do niego weszła przekonała się, że nie będzie co
urządzać...Pokój był prześliczny...Znajdowało się tak ogromne okno z którego
było widać klon. Ściany były koloru białego. Łóżko stało pod ścianą.
Zaścielone było kolorową kapą. Ania pomyślała, że wygląda tak jakby przed
chwilą jakiś malarz próbował na nim kolory farb. W zasadzie było to łoże,
ponieważ miało baldachim. Biurko stało pod oknem... drewniane z różnymi
półeczkami. Stały na nim ramki, jeszcze puste. W rogu pokoju stał stolik z
dwoma fotelikami. Pod ścianą była czerwona komoda i szafa. Gdy dziewczynka
ją otworzyła ujrzała piękne ubrania, Sukienki, spodnie, bluzki, paski. A na
podłodze leżał dywanik. Był też regał z książkami. Poza tym znajdowały się
tam liczne półeczki na których stały różne świeczki zapachowe, figurki i
malutkie pluszaki. Ania nie mogła od tego wszystkiego oderwać wzroku i przez
jakieś piętnaście minut krążyła po pokoju odkrywając coraz to nowe rzeczy.
Nagle usiadła na łóżku i zaczęła płakać.
- Co ci jest??- zapytała i
niepewnie objęła ją ramieniem- Pokój ci się nie podoba? Możemy wszystko
zmienić- mówiła jej do ucha- To jest tylko prototyp, ścian nie pomalowaliśmy
na żaden kolor bo nie widzieliśmy, jaki jest twój ulubiony.
Ania
podniosła głowę i spojrzała na kobietę swoimi dużymi oczami. Czy oni
naprawdę nie rozumieją??
- Wszystko mi się podoba- powiedziała i otarła
oczy- tylko...tylko..- z trudem próbowała się nie rozpłakać...- nikt nigdy
jeszcze nie zrobił dal mnie tyle dobrego...
- Oj.. kochanie- Aneta
przytuliła ja mocniej do siebie. Ania rozpłakała się na dobre, a Krzysztof
patrzył na tą piękną scenę. Odkąd umarła ich córką nie miał okazji
przypatrywać się czemuś takiemu. Nadal brakowało mu Kasi, ale wierzył, że
Ania wszystko zmieni. Po kolacji Ania postanowiła zwiedzić miasteczko. Miała
ochotę wybrać się sama. Chciała również znowu obejrzeć klon. Szybko zleciała
ze schodów i wyleciała z domu. Klon, klon tylko o nim myślała. Wieczorem
przy zachodzącym słońcu wydawał się jeszcze piękniejszy. Świtało go otulało,
a liście tańczyły w rytm lekkiego wiatru. Ania stanęła pod nim i nagle
doznała uczucia pewności. Miała ochotę zostać tu na zawsze. Promienie słońca
otuliły ją szczelnie, jak puchowa kołdra. Nawet nie usłyszała kroków.
-
Cześć- powiedział jakiś chłopięcy głos- nazywam się Marek.- i podał jej rękę
Jesteś tu nowa?
- Tak.. - odpowiedziała niepewnie, a jej policzki zrobiły
się momentalnie różowe- Ania..- odwzajemniła uścisk.
- Nie chodzisz do
szkoły?- zapytał chłopak opierając się o drzewo.
- Nie... niedługo za dwa
dni wakacje, a ja przyjechałam dopiero dziś- zakomunikowała już trochę
odważniej.
- Aha.. a więc to tak- uśmiechnął się- Podoba ci się tu?-
zapytał i wskazał ręką na jeziorko i klon.
- Oj.. bardzo to drzewo jest
prześliczne...- pogładziła klon po korze.
- Ja zawsze przychodzę tu
wieczorem, wtedy wygląda najbardziej korzystnie- zaczął- no nic musze się
zbierać...Miło się rozmawiało- i odszedł.
- Pa!- odpowiedziała Ania i
cała w skowronkach również poszła do domu. Dziewczynka w swoim pokoju
zaczęła rozmyślać o nowo poznanym koledze. "Ciekawe czy jutro też tam
będzie"- myślała. "Mam nadzieję, że wszystkie osoby są takie fajne
jak on"- zamknęła oczy i zaczęła marzyć. Długo nie mogła zasnąć, ale
sen zmorzył ją około 24.
Następnego dnia, jeszcze przed wschodem słońca
wyszła z domu i zaczęła iść w stronę klonu. Teraz nikt nie mógł jej
przeszkodzić. Mało osób wstaje tak wcześnie tylko po to by zobaczyć jak
promienie słoneczne oplatają gałązki drzewa. Ania czuła z tym klonem jakąś
szczególna więź. "To tak jak byśmy znali się od wielu lat"-
rozmyślała i w tym samym czasie objęła drzewo "To mój przyjaciel"-
i przytuliła się do niego jeszcze mocniej. Trwała tak ok. piętnastu minut,
nic nie mówiąc i nie ruszając się. Te piętnaście minut było dla niej czymś
najpiękniejszym w życiu. Jakby wszystko się zatrzymało, wszystkie problemy
stały się nicością, a życie jedną wielką przygodą. Czas ten leciał wolno,
tak jak chciała tego Ania. Jednak musiała wracać do domu. Nie znała nawyków
Anety. A co będzie jak się obudzi i wejdzie do jej pokoju by ją również
obudzić. A wtedy zastanie puste łóżko. Może wtedy pomyśleć, że Ania uciekła.
Dziewczynka szybko pożegnała się z "przyjacielem" i pobiegła do
domu. Miała szczęście bo Aneta i Krzysztof jeszcze spali, wiec Ania szybko
czmychnęła do swojego pokoju i położyła się do łóżka. "Dziś wieczorem
też tam pójdę"- powiedziała i położyła głowę na poduszce. Zasnęła. Tak
jak się spodziewała Aneta rano weszła do pokoju budząc ją.
- Wstawaj-
mówiła- szkoda dnia, już dziesiąta- i lekko nią potrząsnęła. Ania od razu
wyskoczyła z łóżka udając, że jest bardzo wypoczęta.
- No to co?-
zapytała Aneta- co dziś robimy? Może zejdziesz na śniadanie, a potem
pójdziemy na zakup?- zapytała pełna optymizmu.
- No pewnie!-
krzyknęło dziecko i zaraz pobiegło się umyć. " Dobrze, że chociaż mam z
nią na razie wspólny język"- pomyślała kobieta i pościeliła łóżko.
Zeszła do dół i zaczęła przygotowywać śniadanie. Do kuchni nagle wszedł
Krzysztof.
- Dzień dobry- powiedział i pocałował żonę w policzek- gdzie
nasza nowa córeczka?
- U góry w łazience- odpowiedziała- myje się, a
potem jedziemy na zakupy.
- Tylko jej tak bardzo nie rozpieszczaj-
powiedział mężczyzna żartobliwie. Aneta tylko się uśmiechnęła i zaczęła
stawiać talerze na stole.
- Kochanie, pamiętaj teraz trzy- przypomniał
jej Krzysztof. Kobieta momentalnie zawróciła i zgarnęła jeszcze jeden
talerz.
- Dzień dobry- powiedział niepewnie jakiś dziewczęcy głos.
-
O, dzień dobry Aniu- powiedział nowy tata- jak się spało?
- A dobrze...-
skłamała dziewczynka.
- Miło to słyszeć. No nic ja już będę się zbierał
do pracy- ucałował żonę ponownie w policzek, a dziecko pogłaskał po
głowie.
- Aniu siadaj do stołu- powiedziała Aneta- zjesz i pojedziemy na
zakupy- powiedziała i postawiła naleśniki na stole.
- Dobrze- zgodziło
się dziecko. Jadły w milczeniu. Ania nie wiedziała o czym może rozmawiać z
Anetą i na odwrót.
- To ja może pójdę już na górę?- zapytała dziewczynka
gdy zjadła śniadanie.
- Dobrze idź się przebrać.
Po piętnastu minutach
dziecko było gotowe. Ubrane w luźny podkoszulek i szerokie spodnie zeszła na
dół. Aneta nic nie powiedziała. Nie lubiła takiego stylu ubierania się, ale
przyrzekła sobie, że nie będzie wtrącać się w jej styl.
- Gotowa?-
zapytała kobieta wyciągając płaszcz z szafy. Dziewczynka przytaknęła i razem
wyszły z domu. Do najbliższego miasta było jakieś 5 kilometrów. W
samochodzie Aneta zaczęła opowiadać, że znajduje się tam duże centrum
handlowe w którym można znaleźć wszystko. I nie kłamała. Gdy Ania wysiadła z
samochodu nie mogła nadziwić się wielkości tego budynku. Był chyba
największym jaki do tej pory widziała, a gdy do niego weszła zobaczyła,
wiele stoisk z najróżniejszymi rzeczami. Po małe broszki, breloczki, spinki,
gumki. Po większe sklepy mięsne i spożywcze.
- No to gdzie idziemy?- z
transu wyrwał ją głos Anety- musze zrobi zakupy, ale jeśli chcesz to możemy
kupić jakieś nowe ubrania dla ciebie- powiedziała z uśmiechem.
- Ale...ja
mam już całą szafę ubrań- powiedziała zdezorientowana Ania.
- A wiesz, że
ubrać nigdy za wiele?- zapytała kobieta. Ania nic nie odpowiedziała tylko
zaczęła iść wokół długiego pasażu. W takim momencie żałowała, że ma tylko
parę oczu. Na początek kupiła breloczek przedstawiający malutką żabkę i od
razu przypięła go do nowych kluczy. I zaczęło się. Nowe spinki, gumki,
ramki, bluzki. Ania ledwo to wszystko niosła, a Aneta niosła jedzenie.
-
No to już chyba wszystko?- zapytała niepewnie nowa mama dziewczynki.
-
Tak...- przytaknęła jej- mam dość zakupów na jakieś 100 lat.
Wsiadły do
samochodu i pojechały do domu. Pierwsze co Ania zrobiła po przyjeździe do
domu to pobiegła do klonu. Przytuliła się do drzewa i zaczęła opowiadać jak
cudownie było na zakupach. Jak bolą ją nogi i jak jest szczęśliwa. Że
brakowało jej tylko jego. Nowy przyjaciel słuchał. Ania pomyślała, że jest
chyba najlepszym słuchaczem jakiego znała. Nigdy jej nie przerywał, tylko od
czasu do czasu muskał delikatnie jej twarz młodymi listkami. Przytuliła się
do niego jeszcze mocniej. 'Taki przyjaciel to skarb"-
myślała-" nigdy nie chcę go stracić".
- Aniu chodź tutaj- Aneta
wyrwała dziewczynkę z jej transu- pomóż mi się rozpakować. Dziecko pobiegło
i wzięło zakupy. Postawiło je na stole w kuchni i już zaczęło rozpakowywać
napchane siatki, gdy przypomniało sobie, że nie wie gdzie i jak wszystko
poukładać. Zrezygnowana wyszła z kuchni i skierowała się do swojego pokoju,
ale Aneta ją zatrzymała.
- Nie pomożesz mi się rozpakować?- zapytała
zdziwiona.
- Ale...ale ja...0 w oczach Ani szkliły się łzy- ja nie wiem
gdzie wszystko poustawiać- powiedziała tchnięta odwagą.
- Chodź, pokażę
ci- powiedziała z uśmiechem kobieta i objęła ją ramieniem- no i już nie
płacz. Przecież nic się nie stało.
Ania otarła łzy i poczęła przyglądać
się Anecie. "Makaron włożyć do pierwszej górnej półki po lewej, mąkę do
tej samej półki. Ser, masło, wędliny do lodówki".- starała się
zapamiętać. Już po kilku minutach pomagała Anecie wypakowywać wszystkie
produkty. Gdy nie wiedziała gdzie włożyć daną rzecz pytała się kobiety. Ona
z uśmiechem odpowiadała i tak po piętnastu minutach wszystko leżało tam
gdzie powinno.
- No i po wszystkim- rzekła uszczęśliwiona mama- z obiadem
poczekamy do przyjazdu Krzysztofa- podsumowała- a teraz idź do swojego
pokoju i wypakuj wszystko co kupiłaś.
Nawet nie musiała tego mówić bo
Ania już wchodziła po schodach do swojego "gniazdka". Najpierw
zaczęła rozpakowywać swoje ciuchy. Na każdy z nich miała osobny wieszak.
Nowe spodnie, bluzka, pasek, nowy sweterek. Nie mogła nadziwić się temu
wszystkiemu. W Domu Dziecka miała jedynie swoje dwie ulubione bluzki i tak
już rozciągnięte. No i te spodnie dresowe z różnymi łatami, bo od czasu do
czasu wywalała się tworząc nastepną dziurę. Uśmiechnęła się wspominając
tamte czasy. Czasami zdarzało się coś w Domy Dziecka co wspominała
szczęśliwie. Niektórzy ludzie tez byli fajni. Odrzuciła jednak te myśli i
znów zabrała się do upychania szafek nowymi rzeczami. Gdy skończyła stanęła
na środku pokoju i ujrzała swój pokój w totalnym bałaganie. Szybko więc
umieściła wyrzucone rzeczy ( przez przypadek) znowu w szafkach. Odkurzyła
dywan i pokój wyglądał już dobrze. Zmęczona położyła się na łóżku i zamknęła
oczy. "Dziś tez tam będzie"- rozmyślała- "porozmawiam z nim
normalnie". Wtem Aneta zawołała ją na kolację. Była dziewiętnasta, a
dziewczyna o dwudziestej miała być już pod klonem. Szybko zjadła kolację i
nie zważała na dziwne spojrzenia Krzysztofa. Musiała się jeszcze przebrać w
jakieś nowe ciuszki. Ubrała nowy top, jeansową spódniczkę i pobiegła na
spotkanie. Od jej domu do klonu było jakieś 100 metrów, ale droga dłużyła
się jej bardzo. Jej wzrok padł na rosnący klon. Był. Czy na nią czekał?
Chyba nie bo wstał i otrzepał spodnie. Miał zamiar wracać. Wtedy Ania
zaczęła biec, ale Marek coraz bardziej oddalał się od drzewa. Nie była pewna
czy go dogoni. Jeszcze 20m, 15m, 5m...
- Cześć- zawołała zdyszana
dziewczyna- czekałeś na mnie?- zapytała śmiało.
- Tak- powiedział chłopak
bez żadnego wahania- może usiądziemy pod tym drzewem?
- Pewnie...-
powiedziała a jej policzki zrobiły się od razu różowe. Dopiero gdy Ania
chwilę odpoczęła zaczęła się przyglądać Markowi. I dopiero teraz zauważyła
jak jest przystojny. Był brunetem o ciemno brązowych oczach...wysoki po
prostu ideał. Słońce zaczęło zachodzić. Promienie spływały po jego twarzy,
nogach i nawet nie wiadomo jak to się stało Ania zakochała się. Potem
zaczęli rozmawiać. Rozmowa ciągnęła się bardzo długo. Ania pytała o szkołę
do której ma chodzić, a Marek o sierociniec. Dziewczynka opowiadała jak tam
było. Jakie były kary, co jedli jak się ubierali. Po pewnym czasie Ania
odczuła jakby znali się już parę dobrych lat. Nie mieli przed sobą tajemnic,
tylko jedną malutką. Ania nie chciała powiedzieć mu o śmierci ojca, ani o
tym wypadku z narkotykami. Nie chciała by jej współczuł. Nienawidziła
współczucia. Chociaż Marek nie wyglądał na takiego co współczuje ludziom,
ale każdy człowiek tak robi. Postanowiła więc zachować to tylko dla siebie.
Może i Marek ma jakieś tajemnice o których nie chce jej mówić