Help - Search - Member List - Calendar
Pelna wersja: Przygody Huncwotów
Magiczne Forum > Harry Potter > Fan Fiction i Kwiat Lotosu
Katarn90
Opowiadanie opowiada biggrin.gif o piątym roku nauki w Hogwarcie.

James Potter obudził się na tyle wcześnie, iż mogłoby to wydawać się dziwne. Ale nie dla niego. Dom Potterów znajdował się w Dolinie Godryka, otoczony był przepięknym ogrodem w którym James często bawił się gdy był jeszcze mały. Chłopak wstał bardzo wcześnie by jak zawsze w weekend polatać na miotle w okolicy. Musiał przy tym bardzo uważać gdyż mugole nader często pojawiali się niedaleko posesji Potterów, a gdyby ktoś zobaczył piętnastolatka latającego na miotle z pewnością James miałby kłopoty. „Wieczorem przychodzi Syriusz, jak dobrze” pomyślał chłopak i czując, że zapowiada się dobry dzień pospiesznie zjadł śniadanie i nim rodzice się obudzili już latał na miotle, podrzucając wysoko jabłko i łapiąc je zanim upadło. Jego miotła jeszcze nigdy go nie zawiodła – James był niemal najlepszym graczem quiddictha w szkole.
- James! Co ty u diabła robisz? – rozległ się znajomy głos ojca, który zawsze przywoływał Jamesa do porządku, a robił to dość często, głównie za pomocą wyjców przysyłanych do szkoły - Wracaj mi tu natychmiast!
- Już, tato – krzyknął James, po czym rzucił jabłko z całej siły w stronę ulicy i zanim upadło złapał je i wylądował przed frontowymi drzwiami.
Kuchnia była zawalona stosem naczyń. Pewnie dopiero co zjedli śniadanie, pomyślał James.
- Dzisiaj przychodzi Syriusz? - zapytała matka chłopca, która właśnie zaklęciem chłoszczyść zmniejszyła stos brudnych naczyń.
- Tak, ale tylko na kolację, bo jego rodzice pewnie znów będą się wściekać – mruknął James.
- Posprzątaj pokój.
- Wiem, tato.
James wrócił do pokoju i zabrał się za sprzątanie. Przede wszystkim musiał wyczyścić klatkę swojej sowy – Gryffindora. James nazwał ją tak na cześć domu w którym przebywał w okresie roku szkolnego. A tego James wyczekiwał najbardziej. Nie dlatego, że lubił naukę, ale dlatego, że czekała tam na niego jego paczka przyjaciół z którymi wymyślał najróżniejsze psoty. Remus, Peter, Syriusz – jego najlepsi przyjaciele. Rok temu wszyscy pobili rekord – dostali w sumie 15 wyjców, co i tak nie powstrzymywało ich od robienia kawałów każdemu nauczycielowi. Tylko gajowy Ogg zdawał się ich lubić, za wyjątkiem jednego przypadku kiedy Syriusz podmienił jego różdżkę na sztuczną, która zamieniła się w pająka. Mimo to Huncwoci - bo taką nazwę na swoją grupę wymyślili w drugiej klasie – byli bardzo lubiani. Może dlatego, że oprócz utraty 50 pkt co miesiąc, zdobywali 75 w tym samym czasie. O tak, byli bardzo inteligentni.

*

James był pogrążony w popołudniowym śnie, kiedy w domu rozległ się dźwięk dzwonka.
- Syriusz! – krzyknął James kiedy w drzwiach ukazała się znana mu sylwetka wysokiego i przystojnego chłopca.
- W rzeczy samej – odpowiedział Syriusz i wkroczył na korytarz, tak jakby był u siebie w domu. Trudno się dziwić skoro chłopak był zapraszany na obiady czy kolacje u Potterów co tydzień.
- Witaj Syriuszu – przywitał go ojciec Jamesa i wskazał ręką na stół – Usiądź. Kolacja zaraz będzie.
- Potem możemy polatać na miotle – zaproponował James, a Syriusz skinął głową i zajął miejsce przy kwadratowym stole.
Kolacja była wyśmienita. Dań było tyle, że James przez chwilę poczuł się jak w Hogwarcie, gdzie stoły aż uginały się od przeróżnych półmisków.
Po kolacji James i Syriusz poszli polatać na miotłach. Syriusz latał całkiem dobrze, ale nie był w drużynie Gryffindoru. Później byli bardzo zmęczeni, więc Syriusz wrócił do domu, a James położył się spać. W końcu jutro rozpoczyna się rok szkolny. Piąty na dodatek, a to oznaczało, że Huncwoci będą zdawali SUMY które zadecydują o ich przyszłej nauce. James postanowił martwić się o to w Hogwarcie, a nie w domu, choć i tak był pewny że zda wszyskie SUMY. No i jeszcze jest ta Evans. Ładna dziewczyna, pomyślał James, szkoda, że nie w Gryffindorze. Ale i tak będzie moja, pomyślał chłopak i zaśmiał się głośno. Spojrzał na zegarek – była jedenasta w nocy. Nawet się nie zorientował, że zasnął.


Koniec części pierwszej. A ile ich będzie? Tego nie wie nikt.
Katarn90
Część 2

Samochód Potterów zatrzymał się tuż przed wejściem na stację kolejową w Londynie. James jeszcze raz sprawdził czy niczego nie zapomniał po czym zaczął wyjmować wielkie kufry z klatką Gryffindora na szczycie. Wyjęcie bagaży i upchnięcie je na wózek zajęły kilka dobrych minut.
- Na brodę Merlina! – wykrzyknął pan Potter spoglądając na zegarek – Mamy dziesięć minut.
Szybko weszli na stację i odnaleźli wzrokiem peron numer 9 i 10. Cała tajemnica jak dostać się do Ekspresu Hogwart polegała przejściu przez barierkę między peronami 9 i 10. James niby przypadkowo oparł się o barierkę i już znajdował się na peronie numer dziewięć i trzy czwarte. Lśniąca lokomotywa wśród obłoków pary wyglądała imponująco. James nieco się zagapił i dopiero kiedy odniósł bagaże do specjalnego wagonu odnalazł wzrokiem rodziców. Machali do niego zawzięcie, więc i on im pomachał. Tuż obok nich stał Syriusz, który zmierzał ku niemu.
- Szukałem cię - zagadał udając obrażonego – Chodź, pociąg rusza za minutę.
- Jest już Remus? – zapytał James
- Nie wiem, nie byłem jeszcze w pociągu – odparł Syriusz z uśmiechem.
Znaleźli wolny przedział i usiedli tam. Nie byli sami – w kącie siedział jakiś starszy chłopak i machał przez okno zapewne do rodziny.
James też pomachał widząc swoich rodziców tuż obok matki Syriusza, gdy nagle rozległ się donośny gwizd i pociąg powoli ruszył. James i Syriusz szybko odwrócili głowy kiedy drzwi przedziału otworzyły się z hukiem.
- Cześć – zagadał wesoło Remus Lupin, przyjaciel Jamesa, chudy i nieco niższy od Syriusza chłopiec.
- Cześć – odpowiedział mu James.
Remus usadowił się obok Syriusza i spojrzał na chłopca w kącie.
- Cześć – powiedział donośnie, a chłopak po raz pierwszy odwrócił się od okna.
- Witam – odpowiedział poważnie po czym wstał i podszedł do Remusa – Brian Derek – dodał podając dłoń każdemu po kolei.
- A teraz wybaczcie – powiedział kiedy przywitał się z wszystkimi – Muszę iść do przedziału prefektów.
I wyszedł niezamykając drzwi.
- Dziwny typ – mruknął Remus.
- Mogłem rzucić na niego Drętwote – powiedział zajadliwie James, a Syriusz zachichotał głośno.
Na chwilę zapadła cisza przerywana co raz pomrukami Syriusza.
- On jest ze Slytherinu – powiedział w końcu jakby długo się nad tym zastanawiał.
- Kumpel Snape’a? – zapytał James.
- Możliwe.
Przez całą podróż rozmawiali o psotach jakie planują i naśmiewali się ze Snape’a. W końcu przyjechał wózek ze smakołykami ale tylko Remus skusił się na trochę czekoladowych żab. Godzinę później do wagonu zawitał Peter Pettigrew i od tego czasu grali w eksplodującego durnia. Kilkanaście minut przed zatrzymaniem w Hogwarcie do przedziału zawitała najmniej pożądana osoba.
- No, no – mruknął wysoki, długowłosy chłopak o bladej cerze i żółtych zębach – Durnie grają w eksplodującego durnia. Cóż za ironia losu.
- Zjeżdżaj smarku! – ryknął James, ale w tej chwili zza Snape’a wyłonił się Brian Derek – prefekt Slytherinu.
- Uważaj Potter, bo Brian odejmie ci punkty – zadrwił Snape’a.
W tej chwili Remus poderwał się z siedzenia sięgnął za pazuchę i wyciągnął błyszczącą odznakę prefekta. Syriusz, który pomyślał, że Remus wyciąga różdżkę i będzie chciał walczyć, wyją swoją różdżkę.
- Uważaj Snape! – zapiał Remus – Nie tylko ten pajac jest prefektem!
Ślizgoni uśmiechnęli się szyderczo i wyszli z przedziału.
- No, ma za swoje – powiedział dziarsko Remus.
Ale James wpatrywał się w niego z szeroko otwartymi oczami.
- Dlaczego nam nie powiedziałeś – wydukał – Że jesteś Prefektem?
Remus zmieszał się nieco i schował odznakę do torby.
- Ale chyba nie odejmiesz nam punktów za wszyskie kawały jakie mamy zamiar zrobić? – zapytał Syriusz szczerząc zęby. Remus uznał, że nie odpowie na to pytanie, więc zapadła niezręczna cisza.
- Ćwiczyliście? – zapytał nagle Peter.
- No jasne – odparł zdawkowo Syriusz.
Remus patrzył na nich podejrzliwie.
- A ty James?
- Prawie. Mam problemy z ogonem – mruknął do podłogi James.
- Spoko – uspokoił ich Remus – Na pewno w tym roku wam się uda. Ostatecznie mogę pobyć kilka razy sam – jak zawsze.
- Jasne, że się uda! – krzyknął Syriusz wstając, gdyż zbliżali się do Hogwartu – Jam mam tylko problem z futrem....
- Ciiii! – przerwał mu Remus, rozglądając się niespokojnie.
Nagle pociąg stanął. Wszyscy pospiesznie przebrali się w szaty szkolne, a poprzez gwar uczniów dało się słyszeć znajomy okrzyk gajowego Ogg’a.
- Pierwszoklasiści do łodzi!

Koniec części drugiej.

Katarn90
Proszę o komenty tylko nie surowe bo to mój debiut czarodziej.gif
kkate
Ekhem...

Komentuję szczerze.

Zacznijmy od stron pozytywnych.

No więc, na pewno do niewątpliwych zalet tego opowiadania można zaliczyć to, że pisane jest normalną polszczyzną. To jest, z myślnikami i dużymi literami w odpowiednich miejscach, z polskimi znakami typu ą i ś, kropkami i przecinkami. Tak, to zaleta, uwierz mi, bo często czyjś "literacki" debiut i tego nie posiada.

Wiesz, jak opowiadanie powinno być zbudowane... czasem zgubisz przecinek, zrobisz literówkę, czy coś pomieszasz z szykiem - ale jest ok. Styl normalny, nie porywający, ale poprawny.

QUOTE
powiedział zajadliwie James,


Chyba zjadliwie tongue.gif No, taki przykład.

I... eee... na tym chyba zalety się skończą.

Na miłość boską, kiedy ludzie nauczą się, że nikogo już nie bawią opowiadania z cyklu Huncwoci-zaczynają-rok-szkolny-spotykają-się-na-dworcu-i-wsiadają-do pociągu?

Tak, dokładnie. Takich tworów czytałam... próbowałam czytać... już kilkanaście, a na pewno jest ich dużo, dużo więcej. I to jest po prostu NUDNE. Nudne jak flaki z olejem. Dobry fick powinien być oryginalny... zainteresować, jak nie fabułą, to sposobem pisania... A ten nie porywa, nie ma w sobie nic, co przyciąga czytelnika. Pisane według tyle razy wykorzystywanego schematu... naprawdę, samo rozpoczęcia ficka taką akcją prawie od razu skazuje go na niepowodzenie. A żeby napisać dobre opowiadanie o Huncwotach w szkole, no to... trzeba mieć na pewno o wiele ciekawsze pomysły wink.gif

I tego musisz szukać.

Pozdrawiam.

Katarn90
część 3

Chyba po raz pierwszy w dniu rozpoczęcia nauki nie padało. Przeprawa przez rzekę również poszła nader gładko. Piątoklasiści wraz z resztą szkoły weszli do Wielkiej Sali jako pierwsi. Apollion Pringle, woźny Hogwartu, stał pod drzwiami Wielkiej Sali i mruczał coś pod nosem za każdym razem kiedy jakiś uczeń przechodził obok brudząc podłogę. James, Syriusz, Remus i Peter zajęli miejsce obok Fabiana Prewetta – chłopca z szóstej klasy. James spojrzał tęsknie na stół Ravenclawu, gdzie Lily Evans gawędziła wesoło z grupką koleżanek nawet na niego nie spojrzawszy.
- Chyba jeszcze cię nie kocha – zaśmiał się Syriusz, czytając w myślach Jamesa.
- Sza! – uciszył go Remus, bo do sali wkroczył dyrektor Hogwartu – Dumbledore.
Był to człowiek wysoki z zaskakująco długą brodą sięgającą mu do pasa. W sali natychmiast zaległa cisza, kończyły się wszystkie rozmowy, cichły szepty.
- Witajcie! – zabrzmiał jego głos, zwielokrotniony przez echo - Witajcie w nowym roku w Hogwarcie! Mam wam do powiedzenia parę ważnych rzeczy, a przede wszystkim: wsuwajcie!
Syriusz i James zaśmiali się rubasznie i rzucili się na jedzenie. Bo oto na stole pojawiły się z nikąd najróżniejsze potrawy, sałatki, desery i napoje. Mało kto rozmawiał, w sali było słychać raczej szuranie krzeseł, szczęk widelców i noży.
Kiedy uczta się skończyła (a trwało to dość długo) jeszcze raz powstał Dumbledore, jak zwykle przypominając o stałych zakazach i obowiązkach. James był tak zmęczony, że jako jeden z pierwszych z wielkiego tłumu uczniów opuścił Wielką Salę.
W holu było wiele schodów, a choć James uczył się już 5 rok, nie mógł powiedzieć dokąd wszystkie dokładnie prowadzą. Udał się kamiennymi schodami w stronę wieży Gryffindoru i stanął przed wielkim portretem Grubej Damy.
- Hasło! – zapiała na cały korytarz dama.
- Eeee...
- Ślimaki-gumiaki – rozległ się zza Jamesa głos Remusa i portret odsłonił się ukazując znane wszystkim przejście do pokoju wspólnego Gryfonów.
Pokój powoli się zapełniał gdy uczniowie wracali z uczty, natomiast James od razu udał się do dormitorium, gdzie już czekali na niego Peter, Remus i Syriusz.
- No dobra – zaczął Syriusz – Peter ty pierwszy próbuj.
Peter zacisnął mocno powieki jakby na czymś się skupiał i po chwili zamienił się w szczura. Niestety, nie miał on ogona, więc James chwycił go za brzuch i wrzucił na swoje łóżko, gdzie Peter odzyskał swoją postać.
- Prawie! – ucieszył się Remus
- No dobra, teraz ja – powiedział Syriusz po czym zeskoczył na podłogę i prawie zmienił się w wielkiego kudłatego psa. Prawie, bo zamiast czterech psich łap miał ludzkie kolana i ręce.
- A niech to! – krzyknął kiedy już powrócił do swojej postaci.
Dotychczas jeszcze nikomu nie udało się w pełni przemienić. Od kiedy pod koniec pierwszej klasy Peter, James i Syriusz dowiedzieli się, że Remus jest wilkołakiem, uczą się by zostać animagami i by towarzyszyć przyjacielowi podczas jego bolesnych przemian. Remus gdy był mały został pogryziony przez wilkołaka i od tego czasu obawiał się, że nie zostanie przyjęty do Hogwartu. Na szczęście, rok przed jego 11 urodzinami, dyrektorem został Albus Dumbledore, który przyjął Remusa i zapewnił mu opiekę pani Pomfrey – młodej pielęgniarki pracującej w Hogwarcie.
- Jestem zmęczony – powiedział w końcu Syriusz
- No – przyznał James – Ja też.
- Dobranoc - mruknął Remus, kładąc się na łóżku.
- Dobranoc - odpowiedzieli naraz Peter, Syriusz i James.

Koniec części trzeciej.
Katarn90
QUOTE(kkate @ 24.08.2005 13:47)
Ekhem...

Komentuję szczerze.

Zacznijmy od stron pozytywnych.

No więc, na pewno do niewątpliwych zalet tego opowiadania można zaliczyć to, że pisane jest normalną polszczyzną. To jest, z myślnikami i dużymi literami w odpowiednich miejscach, z polskimi znakami typu ą i ś, kropkami i przecinkami. Tak, to zaleta, uwierz mi, bo często czyjś "literacki" debiut i tego nie posiada.

Wiesz, jak opowiadanie powinno być zbudowane... czasem zgubisz przecinek, zrobisz literówkę, czy coś pomieszasz z szykiem - ale jest ok. Styl normalny, nie porywający, ale poprawny.

QUOTE
powiedział zajadliwie James,


Chyba zjadliwie tongue.gif No, taki przykład.

I... eee... na tym chyba zalety się skończą.

Na miłość boską, kiedy ludzie nauczą się, że nikogo już nie bawią opowiadania z cyklu Huncwoci-zaczynają-rok-szkolny-spotykają-się-na-dworcu-i-wsiadają-do pociągu?

Tak, dokładnie. Takich tworów czytałam... próbowałam czytać... już kilkanaście, a na pewno jest ich dużo, dużo więcej. I to jest po prostu NUDNE. Nudne jak flaki z olejem. Dobry fick powinien być oryginalny... zainteresować, jak nie fabułą, to sposobem pisania... A ten nie porywa, nie ma w sobie nic, co przyciąga czytelnika. Pisane według tyle razy wykorzystywanego schematu... naprawdę, samo rozpoczęcia ficka taką akcją prawie od razu skazuje go na niepowodzenie. A żeby napisać dobre opowiadanie o Huncwotach w szkole, no to... trzeba mieć na pewno o wiele ciekawsze pomysły wink.gif

I tego musisz szukać.

Pozdrawiam.
*






Pewnie masz rację ,ale zauważ, że ciekawe rzeczy dopiero się zacznął a ja niechciałem zaczynać fanfica od środka roku szkolnego. Musiałem napisać coś o jeżdzie do Hogwartu. A że nic tam nie było ciekawego - to chyba jasne! Co może być ciekawego w jeździe pociągiem . jasne, mogłem coś napisać - np. walka ze Snapem ale to by było takie napitolone że hej (przynajmniej mi by sie nie podobało)
HUNCWOTKA
Ładnie piszesz i to sprawia ze twój fan fic da sie czytać.Tak jak wspomniała kkate zacząłeś dosyć "pospolicie" no ale mam nadzieje że się rozkręci bo uwielbiam opowiadania z Huncwotami w roli głównej tongue.gif .A i jeszcze jedno:odpuść sobie opisy takich osób jak Dumbledor bo to jest nie potrzebne.
Katarn90

Część 4

Rano James obudził się dość późno, więc w dormitorium nie było już nikogo. Zszedł pospiesznie na dół i zastał Remusa w Wielkiej Sali.
- Gdzie Syriusz? – zapytał gdy tylko usiadł.
- Poszedł nad jezioro – mruknął Remus, który wyglądał na niewyspanego.
- Aha.
James nie miał jednak czasu, żeby szukać Syriusza więc od razu poszedł pod salę obrony przez czarnej magii. Nauczycielem tego przedmiotu był animag profesor Diffis. Był to mężczyzna w średnim wieku, którego ulubieńcem był James, choć Diffis był wychowawcą Hufflepuff’u.
Syriusz wpadł kilka minut po rozpoczęciu lekcji, ale Diffis nawet nie spostrzegł gdy wślizgnął się do sali i usiadł obok Petera.
- Gdzieś ty do licha był? – szepnął James.
- Aaa...wiesz – zaczął Syriusz – poszedłem się ....ee.... przewietrzyć.
- Mnie możesz powiedzieć – powiedział nieco głośniej urażony James.
- Nie mogę – odparł Syriusz i niby przypadkowo upuścił pióro i zanurkował po nie pod stół.
James odwrócił się do Remusa.
- O co mu chodzi?
Ale Lupin tylko wzruszył ramionami.
- Chłopcy! – zagrzmiał Diffis – Uważacie tam? Pan Potter – tu zwrócił się do Jamesa – Może zaprezentuje nam poprawnie zaklęcie oszałamiające?
James wyciągnął różdżkę, co wywołało chichoty, bo inni mieli je wyciągnięte od co najmniej dziesięciu minut i powiedział od niechcenia:
- „Expelliarmus”
Na co żaba na której ćwiczyli odskoczyła, przeleciała przez całą klasę i wylądowała na biurku Diffisa z donośnym plaskiem.
- Brawo! – krzyknął Diffis – Dziesięć punktów dla Gryffindoru. Dla wszystkich zadanie! Ćwiczenie zaklęcia oszałamiającego – krzyczał za wychodzącą klasą bo właśnie rozległ się dzwonek.
Chłopcy skierowali się do lochów, gdzie za chwilę mieli mieć eliksiry, kiedy nagle James zapytał.
- Łapo, gdzie byłeś przed obroną przeciw czarnej magii?
- Nie powiem ci – odparł Syriusz, ale wcale nie wyglądał na urażonego, wręcz przeciwnie, na jego twarzy zagościł uśmiech.
- Bo doleję ci veritaserum do soku dyniowego podczas obiadu - zagroził James z satysfakcją, bo wiedział, że teraz Syriusz ulegnie.
- Chodzę z Emeliną Smith – szepnął Syriusz wpatrując się w podłogę, ale i tak nie zdołał ukryć rumieńca który spowił jego policzki.
- CO? – ryknął James
- Ciii... nie tutaj! – syknął Syriusz, gdy grupa piątoklasistek z Ravenclawu nastawiła uszu.
- Galopujące gargulce! – powiedział James ale nieco ciszej.
Stanęli przed drzwiami lochów.
- I co? – zapytał ciekawie James
- Co co?- mruknął Syriusz.
- No, co dalej? – drążył James – Umówiłeś się gdzieś?
- Tak.
- Gdzie?
- W Hogwarcie.
James wybuchł głośnym śmiechem, tak, że kilka uczniów obejrzało się poszukując źródła tego śmiechu.
- Co za randka – zadrwił James – Kolacja w Hogwarcie. Pewnie w Wielkiej Sali?
- A żebyś wiedział, że nie – odparował Syriusz – To ma być romantyczny spacer po błoniach.
- Pringle was zabije – zauważył przerażony Peter, który dotąd nic nie powiedział.
- Bez ryzyka nie ma zabawy – odparł Syriusz i wkroczył do lochów.
Po eliksirach z Krukonami (James przez całą lekcję patrzył na Lily przez co jego eliksir przybrał zieloną barwę, która nie oznaczała nic dobrego) mieli wróżbiarstwo. James, Syriusz i Peter zazwyczaj wykorzystywali lekcję aby się pośmiać, ale tym razem nie towarzyszył im Lupin, który po dostaniu odznaki prefekta stał się spokojniejszy.
Syriusz umówił się na spacer z Emeliną późnym wieczorem, więc ryzyko przyłapania przez Apolloniusa Pringle’a wzrosła dwukrotnie, jednak jak Syriusz zauważył jest to jedyna pora gdzie nie będą ich śledzić wścibskie oczy zazdrosnych dziewczyn. Kiedy wszyscy położyli się w dormitorium Syriusz zszedł do pokoju wspólnego i przelazł przez dziurę pod portretem. Remus był bardzo zaskoczony, kiedy nagle James zaczął się ubierać.
- A ty gdzie?
- Ide za nim – powiedział z uśmiechem James.
- Będziesz go śledził? – zapytał Remus z niedowierzaniem.
- Tylko chwilkę – zachichotał – A poza tym zauważyłeś, że jeszcze nie zrobiłem żadnego numeru.
Po czym chichocąc zszedł do dormitorium i przelazł przez dziurę pod portretem. Starając się iść jak najciszej zszedł do przedsionka.
- A starego Pringle’a niema – mruknął po czym ruszył przez wrota na błonia.
W ciemności mało widział ale gdy tylko zerknął na jezioro zobaczył całującą się parę. Podszedł nieco bliżej i już widział zarys postaci Syriusza.
Jednak w tej chwili zobaczył coś co sprawiło, że serce mu zamarło. Z chatki gajowego wychodził gajowy Ogg, pewnie na przechadzkę. Syriusz nic nie wie, pomyślał James i padłszy na ziemię zaczął się czołgać do Syriusza i Emeliny.
- Łapo – szepnął, gdy był już kilka metrów od niego – Łapo! ŁAPO! Garbaty Gargulcu!
Syriusz odkleił się od Emeliny.
- Co ty tu robisz? – warknął
- Kto tam? – zagrzmiał Ogg.
- Niech to szlag! – zaklął Syriusz i kiedy wszystko zrozumiał szepnął do Emeliny:
- Kładź się!
Teraz wszyscy troje leżeli wstrzymując oddech bo Ogg właśnie przechodził kilka metrów za nimi.
- Kto tam? – powtórzył gajowy – Jeśli to znowu ty Gregory, to przysięgam - idziesz do dyrektora.
James zadrżał. Syriusz natomiast leżał bez ruchu i przez chwilę wydawał się nawet Jamesowi martwy.
- O! Brama zamku znowu otwarta? – zapytał w nocnej ciszy Ogg, po czym machnął różdżką i dało się słyszeć znajome odgłosy zamykanie bramy głównej.
- Jak wrócimy? – zapytała ze strachem Emelina.
- Nie wiem...AUUU! – James przysunął się do Syriusza i zderzyli się głowami.
- MAM CIĘ GREGORY! – zagrzmiał Ogg i ruszył w ich stronę.
- W NOGI! – ryknął Syriusz i razem z Emeliną i Jamesem poderwał się do góry.
- Gdzie, Łapo? – zapytał James.
- Zakazany las! – ryknął Syriusz i chwycił Emelinę za rękę.
Wszyscy troje uciekali w stronę Zakazanego lasu a za nimi grzmiał Ogg:
- Wezwać Pringle’a! Jakieś bandziory w zakazanym lesie!
James był już zmęczony, kiedy dotarli do skraju zakazanego lasu. Syriusz mimo to nie zatrzymywał się i nadal biegł, aż po kilku minutach ukryli się za drzewami w gęstej puszczy. Było tak ciemno, że nic nie widzieli, ale słyszeli – oddech Pringle’a który przedzierał się przez gęstwinę i dyszał jakby co dopiero przebiegł milę.
- Po nas – mruknął James.

Koniec części czwartej



Katarn90
część 5


Apollonius Pringle był w siódmym niebie. Ogg powiedział mu, że tu ukrywa się Roger Gregory. Ach tak, pomyślał, wreszcie złapię Gregory’ego no gorącym uczynku. Co prawda wolałby, żeby to był Black albo Potter, tak, ale tych dwóch ciężko złapać. Tymczasem kilkanaście metrów dalej Syriusz, James i Emelina rozmyślali jak by tu uciec. Szelest liści łamanych przez nogi Pringle’a zdawał się przybliżać, a James mógłby przysiąc, że tym razem nie ujdzie im to na sucho.
- Wiem! – szepnął Syriusz zadowolony.
- Mów szybko.
- Emelino, musisz iść do Pringle’a – powiedział szybko Syriusz.
- A my co? – zapytał James nieco przerażony ale i podniecony, gdyż uwielbiał ryzyko, a już szczególnie tak wielkie.
- Potem ci powiem – szepnął Syriusz.
- Odejmą mi chyba z 50 punktów – zapiszczała Emelina.
- Błagam, jesteś moją dziewczyną – szeptał gorączkowo Syriusz – Błagam idź! Nas wyrzucą a tobie tylko odejmą punkty.
Pringle już był na ich wysokości, lecz kilka metrów w lewo. Emelina rzuciła mordercze spojrzenie Syriuszowi i wybiegła z gąszczu.
- MAM CIE! – ryknął triumfalnie Pringle – Zaraz, ty nie jesteś Gregory?
Syriusz i James nasłuchiwali w ciszy. Jamesowi serce tłukło się gdzieś w okolicy jabłka Adama.
- Hubercie! HUBERCIE! – zagrzmiał woźny do Ogga – To nie Gregory, to jakaś dziewczyna.
- Dziewczyna? – dobiegł ich głos gajowego – Ale ja słyszałem chłopaka! Jestem pewny!
Syriusz zamarł.
- Ach, sam go poszukam! – ryknął Ogg i ruszył do lasu.
- No i co teraz geniuszu? – zapytał James.
- Zamienimy się – szepnął podniecony Syriusz.
- Ale...choć ja wiem – mruczał James – No dobra...trzy....czte-RY!
I znów nie zamienili się doskonale, choć to wystarczyło by w nocy wyglądali jak zwierzęta – pies i jeleń.
Tuż nad nimi wyrósł nagle Ogg. Dyszał ciężko i choć było ciemno, James wiedział iż gajowy wypatruje ludzi.
Syriusz zaczął warczeć. Ogg nieco się przestraszył i pewnie dlatego ryknął do Pringle’a.
- Nie ma nikogo – odwrócił się i polazł w kierunku zamku – Pewnie mi się przywidziało.
- No dobra – powiedział zrezygnowany Pringle – Może uda mi się kiedyś złapać Gregory’ego. No mała – tu zwrócił się do Emeliny – idziemy do zamku.
Syriusz zaskomlał i położył się na ściółce. Nie pozostawało im nic innego jak poczekać do rana, kiedy to otworzą bramę i wśliznąć się niepostrzeżenie do środka.
Noc była bardzo długa i kiedy wreszcie nastał ranek James i Syriusz przemienili się z powrotem w ludzi i ruszyli w stronę zamku. Zanim jednak doszli do skraju lasu James potknął się i upadł boleśnie.
- Wstawaj – wysapał Syriusz podnosząc go z ziemi i otrzepując.
- Patrz- powiedział James
- Wiem, cały jesteś brudny...
- Nie – przerwał mu James – Patrz!
I wskazał na dziwną płachtę leżącą na ziemi.
- Pelerynka niewidka – szepnął Syriusz zauroczony.
- Wiesz jaka to broń?– zapytał James podnosząc ją (jego ręka znikła)
- Teraz – mruknął Syriusz – to nikt nas nie zobaczy – dodał z uśmiechem.
- No dobra, ale teraz wracajmy – ponaglił go James i razem wyszli z lasu.
Błonia były puste, a brama otwarta więc bez problemów weszli do środka. I kiedy zmierzali do wieży Gryffindoru przekonani, że znów im się udało:
- POTTER! BLACK! – zagrzmiał Pringle wynurzając się nagle z korytarza obok, tak niepostrzeżenie że James aż podskoczył.
- O kurczę – zaklął Syriusz.
- Ty.... – wysapał Pringle – Ty...dlaczego zabrudzasz szkolną podłogę! Dopiero co sprzątałem!
James dopiero teraz spostrzegł wielkie plamy błota za sobą, ale i tak kamień spadł mu z serca, bo myślał, że może woźny wie coś o ich nocnej przechadzce.
- DO DORMITORIUM! JUŻ!- zagrzmiał Pringle, zanim dostrzegł pelerynkę niewidkę w dłoni Jamesa.
Byli tak wyczerpani, że od razu położyli się spać, chcąc uniknąć ciekawych pytań Petera i oskarżycielskich spojrzeń Remusa.

Dopiero popołudniu James obudził się i ujrzał obok siebie na łóżku Petera Lupina.
- Witaj, Remusie

- James – zaczął gniewnie Remus – Dlaczego nie było cię ani na zielarstwie, ani na transmutacji ani na opieki nad magicznymi stworzeniami?

James ziewnął przeciągle, rozprostował ręce i wstał.
- Syriusza też nie było – usprawiedliwiał się chłopak.
- No właśnie – mruknął posępnie Remus – Wiesz, że to dopiero trzeci dzień, a już o mało cię nie wylali.
- O co ci chodzi? – zapytał rozdrażniony James ubierając skarpetki a na nie buty – Jakoś nigdy nie miałeś nic przeciwko naszym żartom a teraz zgrywasz ważniaka.
Remus wstał powoli urażony słowami Jamesa.
- Odznaka prefekta zamieszała ci w głowie – powiedział dobitnie James.
- Aha – powiedział Remus, a w jego głosie dało się słyszeć nutę ironii – według ciebie jestem nienormalny bo nie uczestniczę w tych wszystkich wygłupach? – zapytał zjadliwie – James, masz piętnaście lat! Chcesz chodzić z Lily Evans? Ona nie wybiera wyrośniętych dzieciaków jak ty czy Syriusz – dodał celując palcem w Jamesa.
James popatrzył z pogardą na Remusa. Nie po raz pierwszy się kłócą i choć James wiedział, że w słowach Lupina jest trochę prawdy, nie chciał tego przyjąć do wiadomości.
- Wiesz co – rzucił wychodząc z dormitorium – Lepiej zajmij się swoją odznaką! – i wybiegł z pokoju wspólnego Gryfonów. James był wściekły – dotychczas Remus nie miał nic przeciwko jego (może czasem niebezpiecznym) dowcipom. Chyba po raz pierwszy poczuł, że jest naprawdę zły na przyjaciela. Jeszcze większy szok przeżył gdy w Wielkiej Sali spotkał Syriusza.
- Cześć, Łapo – zagadał wesoło, gdyż widok Syriusza poprawił mu humor – Wyspany?
Syriusz popatrzył na niego spode łba.
- Chyba nie myślisz tak samo jak Remus – zapytał wyzywającym tonem James.
- No wiesz – zaczął – nie mam nic przeciwko dobrym kawałom, ale gdybyś mnie nie śledził nie było całej afery.
- O co ci chodzi? – zapytał zbity z tropu James.
- W skrócie: zepsułeś mi randkę – zakończył Syriusz patrząc się na swój talerz i ziemniaki.
James sposępniał.
- Przepraszam.
Syriusz spojrzał na niego i natychmiast się uśmiechną co sprawiło wielką ulgę Jamesowi.
- Spoko! Trzeba tylko przeprosić się z Remusem – zaproponował Syriusz – W końcu ma trochę racji.
- Tak – odpowiedział James i wstał od stołu.
Był pełen jakiejś nieokiełznanej energii – może po kłótni z Lupinem – I chyba po raz pierwszy ucieszył się na widok Snape’a który szedł z Malfoyem – chłopcem z szóstej klasy, z krótkimi jasnymi włosami.
- Potter! – zagrzmiał Snape na cały korytarz, tak że kilka osób oderwało się od swoich czynności i patrzyło na Snape’a i Malfoya – Słyszałem, że chcesz się umówić ze szlamą Evans!
Kilka ślizgonów parsknęło śmiechem w tym prefekt – Derek.
- Uważaj Smarkerusie – ostrzegł go James.
Nagle na scenę wkroczył Derek, szeroko uśmiechnięty.
- Potter, Gryffindor traci 50....
- “Expelliarmus”! – ryknął James, a Derek przeleciał przez hol i wylądował na zimnej posadzce skamląc z bólu.
Snape sięgnął za pazuchę i wyjął z niej różdżkę:
- „Drętwo...”
- DRĘTWOTA!
To Syriusz który wypadł z Wielkiej Sali uderzył zaklęciem Snape’a. Ślizgon upadł na posadzkę kilka metrów dalej. Tłum uczniów przyglądających się tej scenie wciąż się powiększał. Kilka osób parsknęło śmiechem na widok Snape’a który próbował się podnieść, ale nie mógł, gdyż klątwa Syriusza wciąż działała.
Lucjusz Malfoy wciąż nie kwapił się by pomóc kolegom i po chwili odszedł.
- „Mobilarius” – ryknął James i Snape wzbił się na kilka metrów w powietrze. Gryfoni zaryczeli z uciechy.
- OSTRZEGAŁEM CIĘ SMARKERUSIE! – wrzasnął James i sprawił, że Snape uderzył z łoskotem o posadzkę.
Tymczasem Derek mocno potłuczony wstał i przepychając się przez tłum próbował uciec gdy...
- Derek! Slytherin traci 25 punktów! – zagrzmiał znajomy głos Lupina, który stał na schodach nad Derekiem.
I kiedy James myślał, że odniósł wielkie zwycięstwo upokarzając Slytherin na scenę wkroczył Lucjusz Malfoy a za nim....profesor McGonagall.
- Oto on! – Malfoy wskazał palcem na Jamesa – Zaatakował Severusa i Briana.


Koniec części 5



Smerfka
No - opowiadanie może, lekko mówiąc, swoim stylem nie powala, ale z całą pewnością z odcinka na odcinek piszesz coraz lepiej i coraz rzadziej mozna przeczytac coś w stylu : James i Syriusz zjedli kolacje, potem Syriusz poszedl spac, a James poszedł do toalety, zeby zrobic siku. Potem poszedl do łóżka. Wstał rano itp...

Reansumując - musisz jeszcze sporo popracować nad swoim stylem, ale jest coraz lepiej smile.gif Oby tak dalej, a w 147 odcinku powalisz Rowling na kolana smile.gif
No - i oczywiście ogromny plus za Huncwotów - to zdecydowanie to, co tygryski lubią najbardziej...
Katarn90
część 6

- Co za godne pożałowania zachowanie – grzmiała profesor McGonagall w pokoju nauczycielskim kilka minut później – Wdać się w bójkę na szkolnym korytarzu!
Nozdrza drgały jej niebezpiecznie, a Syriusz był pewien, że zaraz z nich buchnie para.
- Snape zaczął – mruknął James.
- Nie obchodzi mnie kto zaczął! – wrzasnęła nauczycielka – Ważne, że wy kontynuowaliście!
- Ile punktów tracimy? – zapytał bez ogródek Syriusz.
- Gryffindor traci 25 punktów...- Syriusz odetchnął z ulgą - ...za każdego z was! – dodała McGonagall
- CO?! Pani profesor przecież...
- Koniec dyskusji – przerwała profesor McGonagall – Wracajcie do dormitorium.
Syriusz i James wrócili do pokoju wspólnego łypiąc spode łba na każdego kto im się nawinął.
Wkrótce jednak okazało się, że incydent na korytarzu ma swoje plusy. Snape unikał Jamesa zawsze gdy spotykał go na korytarzu, a Derek wręcz uciekał. Gorzej było z Malfoyem, on i grupka Ślizgonów – Rosier, Wilkes i Avery, drwili z nich (głównie z Syriusza, gdyż pewnie bali się reakcji Jamesa) i szydzili z utraty 50 punktów.
Jednak nie to miał James na głowie. Na każdej lekcji eliksirów przez cały czas patrzył na Lily i pewnie dlatego dwie ostatnie jego prace zostały ocenione na Z. Oczywiście nie był to zły stopień, ale James (który zawsze zdobywał co najmniej P) pękał z zazdrości, kiedy Remus dostał W.
Do końca pierwszego tygodnia nauki Syriuszowi i Jamesowi udało się odrobić stracone 50 punktów, głównie na obronie przeciw czarnej magii, gdzie Diffis wyraźnie faworyzował Pottera. Kiedy James użył zaklęcia spowalniającego na Peterze dostał za to 20 punktów.
Prawdziwego szoku James doznał jednak, kiedy dowiedział się o przyjęciu u profesora Slughorna – nauczyciela eliksirów.
- Dlaczego nas nie zaprosił? – zapytał James czytając ogłoszenie o przyjęciu.
Syriusz zamyślił się na chwilę po czym powiedział ostrożnie dobierając słowa:
- Wiesz, krążą pogłoski, że Slughorn zaprasza tylko znane osobistości.....albo po prostu swoich ulubieńców – dodał po chwili.
- Przecież my jesteśmy ulubieńcami nauczycieli – odparł James z uśmiechem. Syriusz parsknął śmiechem, ale natychmiast zamilkł.
- Co?
- Remus – odpowiedział krótko Syriusz.
Na fotelu przed kominkiem siedział Remus. Wyglądał na chorego, był bardzo blady i mętnym wzrokiem wpatrywał się w kominek.
- Sprowadzić panią Pomfrey? – zapytał James.
- Już byłem – odpowiedział Syriusz - Zaraz przyjdzie.
I rzeczywiście kilka minut później do pokoju wspólnego weszła pani Pomfrey, a kilka osób rozglądało się z zaciekawieniem szukając chorego.
- Remus, co ci jest? – zawołał Fabian Prewett widząc jak Lupin wstaje i podchodzi do pielęgniarki.
- Brzuch mnie boli – mruknął Remus i przelazł przez dziurę pod portretem.
Syriusz i James wymienili spojrzenia i usiedli przy kominku obok Petera i jakiegoś chłopca z trzeciej klasy, którego James znał tylko z widzenia. Peter zerknął nerwowo na zegarek: była jedenasta, a w pokoju wspólnym wciąż było dużo osób.
Dopiero pół godziny później, kiedy Sturgis Podmore skończył grać w eksplodującego durnia z Rabastanem Snake’em i życzył wszystkim dobrej nocy pokój się wyludnił. Syriusz rozejrzał się dokładnie po pokoju i schodach prowadzących do dormitorium.
- Wolna droga – mruknął, a James szybko pobiegł do dormitorium i wrócił z peleryną niewidką w dłoni.
- Peleryna niewidka! – zapiszczał podniecony Peter.
- Zamknij się – syknął James, ale na jego twarzy zagościł wyraz podekscytowania.
- No to włazimy – mruknął Peter, patrząc jak Syriusz rozwinął pelerynę.
James i Syriusz wymienili szybkie spojrzenia.
- Ty nie idziesz – oświadczył Potter.
- No chyba, że zamienisz się w szczura – dodał szybko Syriusz.
Peter przez chwilę rozważał wszystkie za i przeciw po czym zmienił się w szczura. Warto dodać, że była to prawie doskonała przemiana. James chwycił szczura i włożył go do kieszeni.
- Tylko się nie ruszaj – szepnął i narzucił pelerynę na siebie i Syriusza.
- Komu w drogę, temu w czas – mruknął Syriusz.
Wszyscy troje przeszli przez dziurę pod portretem i udali się kamiennymi schodami w dół. Ich kroki dudniły w nocnej ciszy, ale nic nie wskazywało na to, że dzisiaj złapie ich Pringle. Przecież ich nie widział.
Brama była zamknięta, ale już dawno znaleźli inne wyjście z zamku. Było ono nieco niebezpieczne, gdyż wychodziło tuż przy wierzbie bijącej, ale to tylko ułatwiło sprawę – przynajmniej w tym przypadku.
Gdy stanęli przed drzewem James rozejrzał się po błoniach, wyjął Petera z kieszeni i szepnął mu do ucha:
- Ruszaj.
Szczur zeskoczył na trawiaste zbocze i pognał nieco w dół, prześlizgnął się między groźnie kołyszącymi się gałęziami i nacisnął całym swym ciężarem przycisk pod drzewem. Gałęzie natychmiast znieruchomiały.
Syriusz i James wciąż pod peleryną przeszli między gałęziami i dotarli do otworu w drzewie. Bez chwili zastanowienia Syriusz wpełzł jako pierwszy a za nim James. Tunel który prowadził do Wrzeszczącej Chaty był dość długi, więc dopiero po kilku minutach dotarli na jego skraj i wylądowali w czymś w rodzaju holu. W kącie stało krzesło, przed nimi piętrzyły się nowe schody.
- Pewnie jest na górze – powiedział podekscytowany James.
Weszli po schodach i stanęli przed lśniąco-brązowymi drzwiami. Syriusz chwycił klamkę i nacisnął ją. Ich oczom ukazał się całkiem ładny pokój z dywanem na środku i wielkim łóżkiem z czterema kolumienkami. Na łóżku leżał zwinięty w kłębek wilkołak. Patrzył niespokojnie na troje przybyszów (Peter odzyskał swą postać) i lekko powarkiwał.
- Spokojnie – mruknął Syriusz wyciągając rękę – To my Remusie.
Wilkołak wstał i wyprostował się. Jego nabiegłe krwią oczy wpatrywały się groźnie w Syriusza.
- To my – powtórzył.
To stało się w ułamku sekundy. Wilkołak skoczył i zatopił ostre kły w ramieniu Syriusza. Syriusz zawył boleśnie, strącił z siebie zwierze i chwycił się za krwawiące ramię.
- JAMES! – ryknął Syriusz.
James wyciągnął różdżkę i krzyknął:
- Pertrificus Totalus!
Remus legł na łóżko bez ruchu.
- To powinno wystarczyć na kilka minut – oznajmił James – Jak tam? – dodał pomagając wstać Blackowi.
- Cholernie krwawi – jęknął Syriusz.
- Zmywamy się – powiedział James i pierwszy wybiegł z pokoju.
Wrócili jak najszybciej potrafili. Teraz niemal cała szata Syriusza od ramienia w dół był w krwi. Black bardzo zbladł, więc James pomógł mu wejść do zamku a po korytarzu musiał go już nieść. Peter cały się trząsł i denerwował.
- Spokojnie – mruknął James w pokoju wspólnym – Zaraz ci pomogę – dodał po czym wyciągnął różdżkę i stuknął nią w ramię Syriusza. Krwawienie ustało.
- To się musi zagoić – poinformował Syriusza James po czym owinął mu ramię magicznym bandażem.
- Nikt się nie domysli jak powiem, że się przewróciłem – rzekł Syriusz przekonując samego siebie.
- Z pewnością – rozległ się czyjś głos.
Wszyscy troje natychmiast odwrócili głowy. Na schodach prowadzących do dormitorium stał w piżamie Sturgis Podmore.

Koniec części 6



Katarn90
część 7




- Co tu robisz Sturgis? – zapytał przerażony Syriusz przykrywając ramię szatą Jamesa.
- Gdzie byliście? – odpowiedział pytaniem Podmore.
- Nigdzie.
- Nie kłam, Peter – żachnął się Sturgis – A tobie co się stało? – zapytał Syriusza bo właśnie szata Jamesa zsunęła się ukazując obandażowane ramię.
Syriusz zerknął nerwowo na Petera.
- Poszliśmy po Petera, bo się wybrał na nocną przechadzkę – powiedział niezbyt przekonującym tonem Syriusz – Wiesz, nie chcieliśmy, żeby Gryffindor stracił punkty.
Sturgis zaśmiał się głośno.
- Jeśli ktoś wybierał się na nocną przechadzkę to tylko Black i Potter – powiedział wciąż śmiejąc się.
Podmore zerknął nerwowo przez ramię, do dormitorium, po czym zszedł ze schodów i usiadł na fotelu obok Petera.
- Wiem – konspiracyjnie zniżył głos - że byliście u Remusa.
Syriusz pobladł.
- Tylko nie wiem – ciągnął Sturgis – czemu w nocy? Przecież skrzyło szpitalne jest otwarte cały dzień.
James odetchną z ulgą.
- Wiesz, w nocy pani Pomfrey śpi, więc moglibyśmy siedzieć do woli – odpowiedział szybko Syriusz.
- Więc dlaczego wróciliście?
- Eee...widzisz.... – zaczął Syriusz.
- Zobaczyliśmy Pringle’a – wpadł mu w słowo James.
Podmore popatrzył na nich podejrzliwie. W tym samym momencie ze schodów zszedł Rabastan Snake.
- Coś się stało? – zapytał sennym głosem.
- Nie nic – odpowiedział Podmore po czym wstał i ruszył w kierunku dormitorium – Dobranoc.
- Branoc – odpowiedzieli Syriusz, James i Peter.
Wszyscy troje byli tak zmęczeni, że od razu zasnęli. Rano obudzili się dość późno dlatego biegiem zeszli do Wielkiej Sali, gdzie zastali całą szkołę już przy śniadaniu.
- Umieram z głodu – mruknął Syriusz i rzucił się na owsiankę – Oho – dodał po chwili – Ktoś idzie do ciebie, James.
James odwrócił się i zobaczył idącego ku niemu Kevina Biscuit’a – kapitana drużyny Gryfonów. Biscuit był rosłym siódmoklasistą i jednym z lepszych uczniów w swojej klasie.
- James! JAMES! – zawołał przez całą salę.
Potter podbiegł do niego.
- O co...
- Dziś mamy trening – przerwał mu Kevin – Wieczorem. Bądź na stadionie, dobra?
- Trening? – zapytał James z głupią miną – Mecz dopiero za dwa tygodnie!
- Wiem, ale musimy sprawdzić nowego ścigającego – odpowiedział z powagą Biscuit – Po odejściu Artura Goldmana brakuje nam jednego zawodnika, zapomniałeś?
James dopiero teraz sobie przypomniał, że Goldman skończył szkołę.
- Aha, jasne, że będę – zapewnił Kevina po czym wrócił do stołu.
- O co chodzi? – zapytał Syriusz.
- Trening – odpowiedział krótko James, ale natychmiast szturchną Syriusza w bok bo zobaczył Remusa idącego ku nim.
Syriusz zakrztusił się, ale dojrzał Lupina.
- Cześć Remusie – wykrztusił.
- Cześć – odpowiedział Lupin, wciąż tak blady jak wczoraj.
Przez całe śniadanie mało rozmawiali. Później mieli eliksiry na których James po prostu pękał z zazdrości. Lily siedziała z jakimś wysokim krukonem i wesoło gawędziła. Lily Evans była ulubioną uczennicą Horacego Slughorna, mimo iż nie była czystej krwi czarodziejką. A to Slughorn zwykł sobie cenić tym bardziej, iż jest on wychowawcą Slytherinu.
- Tak, tak, czarnowłosa pluskwo – mruczał James pod nosem, patrząc cały czas na wysokiego krukona, a nie na swój eliksir – Podlizuj się garbaty gargulcu....
- James – mruknął Syriusz – Nie żabie mózgi tylko skóra salamandry!
James oderwał wzrok od Lily i zobaczył, że wrzucił nie ten składnik.
- Na brodę Merlina – zaklął cicho i zaczął łowić żabie mózgi.
Z pomocą Syriusza James otrzymał P za swój eliksir, ale pewnie wcale tego nie usłyszał, bo zajęty był śledzeniem każdego ruchu Krukona. Po lekcji długo pomstował na tego chłopaka, który jak się potem okazało jest kapitanem drużyny Ravenclawu z którą mają grać za dwa tygodnie. Pogrążony w czarnych myślach James dotarł do dormitorium. Syriusz musiał trzy razy szturchnąć go w bok zanim go sprowadził na ziemię.
- Co?– warknął James.
- Kolejne przyjęcie u Slughorna – wyjaśnił mu Remus.
James przeczytał ogłoszenie.
- Świetnie – mruknął po chwili – Zaproszę Evans.



Koniec części 7
Magya
Fabuła jak narazie średnia, masz bardzo ładny styl pisania. Czyta się szybko, lekko i przyjemnie smile.gif Oby tak dalej wink.gif
kruk
coraz lepiej, coraz lepiej... widzę, że się rozkręcasz. Styl całkiem dobry.
Katarn90

Częśc 8 (mało sie dzieje biggrin.gif )

Kiedy w sobotę rano James z mieszanymi uczuciami przemierzał szkolne korytarze w poszukiwaniu profesora Slughorna, zdał sobie sprawę, że jest zdenerwowany. Wystarczy się ukłonić, powiedzieć „dzień dobry” i zapytać, powtarzał sobie w duchu. Zacisnął ręce w pięść i włożył je do kieszeni.
W gabinecie Horacego Slughorna rozległo się pukanie. Nauczyciel zakorkował właśnie ostatnią butelkę napoju wzmacniającego, którą miał dostarczyć pani Pomfrey.
- Proszę – powiedział głośno i w tej samej chwili w drzwiach stanął James Potter. Ukłonił się nisko.
- Dzień dobry panie profesorze – powiedział nieco przesłodzonym głosem.
Slughorn spojrzał na niego podejrzliwie i po niezręcznej pauzie wskazał na krzesło. James natychmiast usiadł.
Profesor odstawił buteleczkę na regał za swoimi plecami. Gabinet Slughorna znajdował się w lochach, niedaleko pokoju wspólnego Slytherinu. Na ścianach przytwierdzone były pochodnie, a po lewej stronie wielkie okno wychodziło wprost na błonia. Na regałach James dojrzał stos książek o różnej tematyce, przeważnie o eliksirach.
- Co pana tu sprowadza, panie Potter – zapytał uprzejmie Slughorn.
James zaczął kiwać się na krześle.
- Chciałem zapytać – zaczął, nie patrząc na Slughorna – czy mógłbym przyjść na dzisiejsze przyjęcie?
Slughorn przypatrywał mu się długo. W końcu wstał i podszedł do okna. Dopiero wtedy James zobaczył ceglany kominek za biurkiem profesora.
- Proszę bardzo – odpowiedział spokojnym głosem Slughorn.
- Dziękuję – odpowiedział szybko James i wybiegł z pokoju. Postanowił nie tracić czasu i natychmiast poleciał do pokoju wspólnego aby podzielić się radosną nowiną z przyjaciółmi.
Pokój wspólny był jeszcze pusty, ale James natychmiast spostrzegł trzy skulone postacie w kącie, ślęczące nad czymś co wyglądało jak mapa.
- Co tam macie? – zagadał James, a wszyscy trzej odwrócili się i odetchnęli z ulgą na widok Jamesa.
- Mów nam czy nikt nie idzie – powiedział Syriusz i pochylił się nad zwojem pergaminu.
- Mapa? – zapytał James.
- Ty mu wytłumacz – odparł Remus, który właśnie rysował jakąś linię.
Syriusz wstał, odprowadził Jamesa do fotela przy kominku i zaczął mówić:
- To pomysł Remusa. Postanowiliśmy narysować kompletną mapę Hogwartu. Nie taką zwykłą – dodał szybko widząc minę Jamesa – Magiczną. Ale póki co rysujemy podstawy.
- Po co komu taka mapa?
- No wiesz, przyznaj sam, wiemy dużo o Hogwarcie – Syriusz wypiął dumnie pierś – Taka mapa z wszystkimi sekretnymi przejściami to skarb dla młodszych pokoleń.
James przypatrywał mu się ze zdziwieniem, ale po chwili dołączył do reszty. Remus rysował mapę, a reszta mówiła mu co gdzie jest. Lupin uparł się też, żeby na mapę rzucić bardzo złożone zaklęcie tajności.
- Ale po co? – zapytał Peter.
- Już ci mówiłem – warknął Remus – Jak ktoś niepowołany ją znajdzie to wyda mu się, że jest to zwykła kartka pergaminu!
- Można by też... – zaczął Syriusz.
- Co można by też?
- No, jest takie zaklęcie, że postacie na mapie ruszają się tak jak te w rzeczywistości - powiedział Syriusz.
Remus popatrzył na niego surowo.
- A umiesz je rzucić?
- No nie, ale jakbyśmy umieli – zaczął Syriusz, ale urwał widząc minę Lupina.
- Potem nad tym pomyślimy – odparł – James, chowaj mapę! – syknął po chwili, bo z dormitorium wyszło kilku uczniów, najpewniej udających się na śniadanie.
Już o piątej James oznajmił, że musi się przygotować do przyjęcia u Slughorna. Ubrał się w najlepsze spodnie jakie miał, przygładził nieco włosy. Syriusz nie wybierał się z Jamesem, więc został nieco dłużej na błoniach próbując transmutować Petera w kamień, a kilka minut później James zobaczył jak idzie ku niemu profesor McGonagall. Uśmiechnął się na widok miny Syriusza, który wskoczył do jeziora.
Na korytarzu było niewielu uczniów, toteż znalezienie Lily nie zajęło Jamesowi dużo czasu.
- Cześć Evans – powiedział najgłębszym głosem na jaki go było stać.
Lily obrzuciła go groźnym spojrzeniem po czym odpowiedziała
- Słucham?
James zacisnął ręce w kieszeni.
- Chcesz iść ze mną na przyjęcie u Slughorna? – zapytał
Lily popatrzyła na niego, ale zanim odpowiedziała James ujrzał nad jej ramieniem Severusa Snape’a.
Zareagował tak szybko jak tylko potrafił. Snape zrzucił torbę, wyciągnął różdżkę i ryknął:
- EXPELIARMUS!
Huknęło i jakiś pierwszoroczniak trafiony zaklęciem Snape’a runął z łoskotem na ziemię. James w ostatniej chwili uniknął trafienia.
- DOŚĆ! – krzyknęła Lily, ale James już wyciągał różdżkę.
- WINGARDIUM LEVIOSA! – ryknął, a Snape uniósł się do góry.
Wtedy jednak Jamesowi serce zamarło. Z drugiej strony korytarzem szła McGonagall prowadząc mokrego Syriusza. James szybko wypowiedział przeciwzaklęcie i Snape opadł na posadzkę. Zanim jednak zdołał schować różdżkę profesor McGonagall chwyciła go mocno pod ramię i poprowadziła do pokoju wspólnego.
Syriusz owinął się kocem ale i tak trząsł się z zimna. Po chwili zastanowienia opadł na wolne krzesło przed biurkiem McGonagall. James stał wyprostowany, ale wpatrywał się w sufit.
- Czy my Potter – zaczęła McGonagall drżącym głosem – przypadkiem nie ucięliśmy sobie pogawędki o używaniu magii na korytarzu?
- Ucięliśmy – odpowiedział cicho James.
Nauczycielka wstała.
- Nie będę wam prawić kazań – oznajmiła surowym tonem – Każdy ma u mnie tygodniowy szlaban.
***

Lily nie zgodziła się pójść z Jamesem na dzisiejsze przyjęcie. Gorzej, wypominała mu, że zaatakował Snape’a.
- Tylko mi nie mów, że ci żal Smarkerusa! – zawołał za nią James, ale ona już odchodziła do wieży Ravenclawu.
- I znów porażka, Rogaczu – mruknął Syriusz, który stał obok niego.
Mimo wszystko nie było tak źle. Slughorn pozwolił przyjść również Syriuszowi, więc przynajmniej się nie nudzili. Na przyjęciu była Lily (z racji swoich zdolności do sporządzania eliksirów), ale też Snape, Malfoy, Avery, Gregory, Diggory i wielu uczniów, których James nie znał. Pojawiło się też sporo przysmaków i (ku uciesze Syriusza) wiele ładnych dziewczyn z którymi Syriusz nie omieszkał zatańczyć. Przyjęcie skończyło się dopiero około północy, więc zmęczeni Huncwoci udali się łóżek i od razu zasnęli.

***

Rano James zastał pokój wspólny prawie pełny.
Rozległy się wesołe okrzyki „dzień dobry”, ale na widok schodzącego Kevina Biscuit’a James pomyślał, że nie taki dobry. No i jeszcze ten szlaban u McGonagall.
- Dzisiaj trening! – zawołał dziarsko i podszedł do Jamesa – Nie będziemy szukać nowego ścigającego – oznajmił.
- Dlaczego?
- Bo już go mamy – Kevin uśmiechnął się – To Harry Goldman, brat Artura. Co prawda – dodał po chwili – chodzi dopiero do trzeciej klasy, ale jest naprawdę dobry.
Drużynę Gryffindoru tworzyli ścigający: Rabastan Snake, Harry Goldman i Emelina Smith, szukający: James, obrońca: Fabian Prewett i pałkarze: Kevin Biscuit i Caradoc Dearborn. Ten ostatni chodził do klasy Jamesa.
Dni do pierwszego meczu w sezonie mijały bardzo szybko. Teraz od meczu dzielił ich zaledwie jeden dzień.
James, który był aż nader pewny wygranej Gryfonów, nie denerwował się, czego nie można było powiedzieć o innych zawodnikach. Młody Harry Goldman wyglądał jak trup podczas środowego śniadania. Cały się trząsł i nie zdołał zjeść choćby tosta. Kiedy Kevin próbował go pocieszyć chłopak zrobił się zielony na twarzy, więc Biscuit uznał, iż powinni już iść do szatni. Wszyscy szybko przebrali się w szkarłatne szaty. Kevin dopiero po kilku minutach wylazł z pokoju kapitana i wskazał ręką drzwi.
- No to powodzenia – mruknął, kiedy wszyscy chwycili swoje miotły i skierowali się ku wyjściu.
James poczuł jak ogarnia go radosne podniecenie.

Koniec części 8.
Katarn90
dzięki za komenty - szalenie je sobie cenie i staram się stosowac do waszych porad. Swoją drogą - mam problem z wymyslaniem nazwisk. Mógłby mi ktoś pomóc i wymyslić imiona dla

- ministra magii
- sprzedającego w Trzech Miotłach (wiecie, taka Madame Rosmerta)
Smerfka
QUOTE(Katarn90 @ 25.08.2005 19:36)
dzięki za komenty - szalenie je sobie cenie i staram się stosowac do waszych porad. Swoją drogą - mam problem z wymyslaniem nazwisk. Mógłby mi ktoś pomóc i wymyslić imiona dla

- ministra magii
- sprzedającego w Trzech Miotłach (wiecie, taka Madame Rosmerta)
*



Wydaję mi się, że nie musisz "tworzyć" nowego sprzedawcy w Trzech Miotlach, bo przecież już za czasów Huncwotów była nią Rosmerta.
W trzecim tomie opowiadała nauczycielom, jak bardzo lubiła Łapę i Rogacza, kiedy chodzili jeszcze do Hogwartu - no wiesz, wtedy, kiedy Harry przypadkiem dowiedział się, że Black jest jego ojcem chrzestnym.
Co do ministra - niestety raczej nie potrafię Ci pomóc... blink.gif
Katarn90
Racja (z tą Rosmertą)
Katarn90
To było bodajże w Czarze Ognia (Powrót Łapy), ale nie sądzę, żeby poprzedni minister był tak stary, żeby rządzić za czasów Huncwotów i przed Knotem.
HUNCWOTKA

A mam jeszcze zastrzeżenie:
klapa do tunelu chyba znajdowała sie w Miodowym Królestwie:/
Katarn90
część 9 (poprawiona, dzięki wprawnemu oku HUNCWOTKI - nutella.gif dla ciebie)



Pogoda była wyśmienita – dobra widoczność, w miarę ciepło i żadnych chmur. Na stadionie wszystkie miejsca były już zajęte. James poczuł niemiłe ukłucie w żołądku, kiedy zobaczył Lily z ogromnym transparentem: PUCHAR DLA KRUKONÓW. Biscuit podszedł do kapitana drużyny Krukonów i podał mu rękę. James zobaczył jak pani Herve wyciągnęła skrzynkę z piłkami i umieściła ją na środku boiska. Zobaczył też Petera, który machając do niego strącił okulary z nosa Lupina. James zachichotał i dosiadł miotły.
- Znacie zasady! – powiedziała krótka pani Herve – To ma być ładna gra!
Rozległ się krótki gwizdek i w powietrze wzbiło się czternaścioro graczy. James od razu podleciał najwyżej z wszystkich i zaczął rozglądać się za zniczem. Komentator, którym był profesor Diffis krzyczał coś głośno, więc James obrócił się w powietrzu i dostrzegł trzech ścigających krukonów i Fabiana Prewetta stojącego (wiszącego?) samotnie między środkowym, a lewym słupkiem.
- Czy to obroni? Scott podaje do Fickleya, Fickley będzie rzucał...tak...nie...TAK! GOL DLA KRUKONÓW!!
James jęknął cicho, kiedy kibice Ravenclawu skakali i tupali ze szczęścia. Zacisnął zęby – wiedział, że zaraz złapie znicza, zresztą zawsze to robił dość szybko. Jednak James nie widział ani złotej piłeczki, ani szukającego krukonów – Armand’a Hush’a. Zrobił kilka rundek wokoło sektora kibiców Gryffindoru i zawisł w powietrzu.
Zobaczył Lily zawzięcie dopingującą krukonów. Wyglądała bardzo ładnie w kasztanowym swetrze, a jej rude włosy powiewały na wietrze. Zaraz, co ona krzyczy?
- TAK! – ryknął Diffis – HUSH ZŁAPAŁ ZNICZA! 160 DO 20 DLA KRUKONÓW.
James odwrócił się i zobaczył szukającego Ravenclawu ze złotą piłeczką w dłoni. Serce podskoczyło mu do gardła. Koniec? KONIEC?
Po chwili podleciał do niego Kevin.
- POTTER – ryknął przekrzykując wrzaski krukonów – CO SIĘ Z TOBĄ STAŁO?
James wylądował na ziemi. W brzuchu czuł dziwną pustkę. Dziesięć minut. W dziesięć minut przegrali mecz quiddictha, do którego przygotowywali się dwa tygodnie.
- No więc ?- zapytał go Kevin raz jeszcze cały czerwony.
- Co no więc?
- PRZEGRALIŚMY! – ryknął – Bo ty zawisłeś nad sektorem krukonów, kiedy znicz był za tobą.
James odwrócił wzrok. W szatni panowała ponura atmosfera. Wszyscy łypali na Jamesa spode łba. W końcu postanowił jak najszybciej opuścić szatnię i udał się do pokoju wspólnego w podłym nastroju.
W fotelu przy kominku siedzieli Remus, Syriusz i Peter. Wszyscy wyglądali jakby im przerwał. James usiadł obok nich.
- O co chodzi?
Peter już miał otworzyć usta, kiedy uprzedził go Syriusz.
- Mamy pewną propozycję.
- Choć z pewnością w tym humorze nie będziesz chciał – dodał szybko Remus.
- Czego nie będę chciał? – zapytał James, choć już przeczuwał (po rozmarzonej minie Syriusza i ostrzegającym spojrzeniu Remusa) jaka będzie odpowiedź.
Syriusz sięgnął za pazuchę i wyjął z niej pelerynkę niewidkę.
- Nocny spacer po Hogsmeade – powiedział Syriusz.
- Ekstra – mruknął James, ale po chwili dodał – Ale przecież mamy szlaban u McGonagall.
Syriusz zaśmiał się.
- O to chodzi – mruknął.
- Przecież stracimy....choć ja wiem? – James zaczął się zastanawiać.
Wstał i podszedł do okna.
- Pamiętaj – przypomniał mu Syriusz – że w tamtym roku robiliśmy lepsze numery.
- No tak – zachichotał James.
Natychmiast przypomniał sobie siebie samego używającego zaklęcia lewitacji na biednym profesorze Flitwicku. Albo, kiedy Syriusz zaczarował talerz woźnego Pringle’a. Kiedy stary zaczął jest swoją porcję obiadu, kluski uniosły się i oplotły mu szyję i głowę robiąc z niego żywą mumię. James jeszcze raz zachichotał. Tak, teraz mają pelerynę, nikt ich nie zobaczy.....no i nie będą musieli iść na szlaban.
- Dobra.
Remus chrząknął co zazwyczaj oznaczało, że chciał coś powiedzieć (co James przewidywał).
- Jeśli stracimy choćby jeden punkt – zaczął celując palcem w pierś Syriusza – to sam odejmę ci chyba z pięćdziesiąt!
Syriusz mruknął coś w stylu „dobra” i wrócił do dormitorium po płaszcz.
- Idziesz Luniaczku? – zapytał James potrząsając pelerynką-niewidką.
Lupin uśmiechnął się.
- Myślisz, że puścił bym was samych?
Tak więc kilka minut później wszyscy (oprócz Petera, który był bardzo zmęczony i udał się do dormitorium) przeszli przez dziurę pod portretem i nakryli się peleryną niewidką. Było bardzo trudno przykryć wszystkich równomiernie, ale jakoś się to udało. Powoli idąc, żeby nie zwabić woźnego, doszli do tajemnego wyjścia i po kilku minutach biegu tunelem (już bez peleryny) znaleźli się przed wierzbą bijącą. Syriusz zerknął na zegarek – była dziesiąta wieczorem. Uśmiechnął się widząc w myślach twarz McGonagall, która pewnie teraz ich szukała po całym zamku. Podróż do Hogsmeade zajęła im ponad dwadzieścia minut. Na szczęście na ulicy głównej było już niemal pusto. James był bardzo podniecony – cały gniew związany z jego porażką na meczu nagle wyparował. Teraz liczyły się tylko te godziny, które spędzą tu, w Hogsmeade. W niektórych domach lub pubach jeszcze świeciło się światło, ale James zauważył, że prawie nie było klientów. Był szczerze zdziwiony tą pustką, ale zdał sobie sprawę, że to tylko ułatwia nocną włóczęgę.

Syriusz nagle zatrzymał się. Remus odwrócił się i szturchnął Jamesa w bok. Uwagę Syriusza przykuło wielkie stoisko „Proroka Codziennego” zawalonego wydaniami nowego numeru.
- Zaraz, co tu pisze? – Syriusz wytężył wzrok, choć w ciemności i tak niewiele było widać.
- Lumos – mruknął Remus wyciągając różdżkę na końcu której pojawił się mały świecący obłoczek.
James przybliżył się nieco do regału i zesztywniał. Na pierwszym numerze „Proroka” było umieszczone ruchome, czarno-białe zdjęcie jakiegoś czarodzieja z rodziną. Pod nim tytuł głosił:
PRACOWNIK DEPARTAMENTU TAJEMNIC ZAGINĄŁ W TAJEMNICZYCH OKOLICZNOŚCIACH!Syriusz porwał gazetę i wrzucił kilka knutów do sakiewki wiszącej obok. Wszyscy trzej rozejrzeli się za jakąś ławką, ale kiedy takowej nie znaleźli przycupnęli na krawężniku. Remus zaczął cicho czytać:

Frank Royce (lat 42) pracownik Departamentu Tajemnic zaginął wczoraj, wraz z całą rodziną w okolicach Hogsmeade. Przechodnie, którzy widzieli Royce’a wczoraj w Hogsmeade zeznali:
„Royce najpierw poszedł na kufel Ognistej Whisky do Trzech Mioteł – twierdzi Tyberiusz Ogden – widziałem to bo akurat przechodziłem tamtędy. Później spotkał się ze swoją rodziną i poszli w kierunku wzgórza prowadzącego do Wrzeszczącej Chaty”
To właśnie tam widziano Royce’a ostatnio. Ministerstwo nie wydało jeszcze oficjalnego oświadczenia, ale z nieoficjalnych źródeł dowiedzieliśmy się, że aurorzy mają swoje podejrzenia i od jutra zaczynają szczegółowe śledztwo w tej sprawie. Przypomnijmy – wszyscy, którzy mogą wiedzieć coś o zaginięciu Franka Royce’a i jego rodziny proszeni są o skonsultowanie się z Ministerstwem Magii.
Zaginięcie pracownika Departamentu Tajemnic to kolejna tragiczna wiadomość, jaka doszła nas w tym miesiącu. Przypomnijmy, że na początku października zaginął pan Arnold Burkes – jeden z założycieli sklepu Borgin&Burkes.
Mamy też dobre wieści. Wczoraj, w Nottingham znaleziono zaginionego dwa tygodnie temu aurora – Wulfryka Bones. Z oficjalnego oświadczenia kliniki św. Munga wynika, iż Bones ma ciężki uraz psychiczny.
„Wykryliśmy, że rzucano na niego wielokrotnie klątwę zapomnienia i modyfikowano mu pamięć, ale wyliże się z tego” – powiedział nam wczoraj Alastor Moody. Więcej o przypuszczeniach ministerstwa na str.10


Remus skończył czytać. Na długą chwilę zapadła cisza.
- Ciekawe – mruknął w końcu James.
Syriusz wstał i zerknął na zegarek.
- Chodźcie, może jeszcze zdążymy do Miodowego Królestwa – powiedział i poprowadził wszystkich do baru. Otworzył ostrożnie drzwi i wszedł do środka. Kilku czarodziei siedziało w kącie i zawzięcie rozprawiali o czymś. James dojrzał w ręku jednego z nich „Proroka”. Poza tym lokal był pusty, a i za ladą brakowało sprzedawczyni.
- Eee.. – zaczął James rozglądając się po lokalu – Gdzie jest ktoś z obsługi?
Remus wzruszył ramionami, ale Syriusz tylko kiwnął głową, podszedł do lady i przeskoczył ją.
- Pewnie jest na tyłach – mruknął i przywołał do siebie resztę. Czarodzieje w kącie obejrzeli się ciekawie.
James i Remus przeszli pod ladą i stanęli pod drzwiami prowadzącymi do spiżarni. Syriusz zapukał kilka razy, ale kiedy nikt nie odpowiedział nacisnął klamkę i zrobił kilka kroków do przodu. W spiżarni paliło się światło, przed nimi były niewielkie schodki a pod nimi stos beczek z różnymi smakołykami.
- Nigdy tu nie byłem – mruknął z przejęciem James, ale Remus pociągnął go za rękaw.
- Jest już późno – stwierdził – Chodźmy stąd.
Ale Syriusz już zbiegał po schodkach i zaglądał do różnych beczek. James i Remus wymienili spojrzenia i pobiegli za Łapą.
- Zobacz – prawie krzyknął James wskazując coś na podłodze. Remus i Syriusz natychmiast podbiegli.
- Co?
- Patrz – powtórzył James i uklęknął na podłodze – Klapa.
Lupin przyjrzał się wyraźnie odstającemu ponad poziom podłogi kawałkowi. James włożył palce w małą szparę i podniósł klapę do góry.
- Przejście? – zapytał Syriusz pochylając się nad czymś co wyglądało jak tunel.


Koniec części 9.
Katarn90
Part 10


Tunel był ciemny i wilgotny. Remus co prawda użył „lumosa”, ale i to nie wiele dawało. Szli tak chyba z dwadzieścia minut zanim doszli do końca. Niestety był to koniec i tunelu i Huncwotów.
- Ślepy zaułek? – szepnął bezgłośnie Syriusz, oddychając ciężko.
Remus wyciągnął różdżkę i stuknął w ścianę. Nic się nie stało. Mruknął coś pod nosem i jeszcze raz stuknął różdżką. Też nic.
- Popchnij – mruknął James.
- Co?
- Popchnij ścianę – powtórzył.
Syriusz przyglądał mu się z niedowierzaniem, ale po chwili cofnął się i natarł z całej siły na kamienny mur. Ściana ustąpiła, a Syriusz upadł na posadzkę. Posadzkę szkolną warto dodać.
- Ha! – mruknął Remus – Uratowani!
Wraz z Jamesem wygramolił się z tunelu. Okazało się, że wyszli przy posągu Jednookiej czarownicy.
Remus zagwizdał cicho.
- Zapamiętaj to Łapo – zwrócił się do Syriusza – Przyda się do naszej mapy.
Na korytarzu było ciemno, ale i tak James przykrył wszystkich pelerynką niewidką na wypadek gdyby pojawił się Pringle, który od wiecznego grasowania po szkole o zmroku potrafił widzieć w ciemnościach o wiele lepiej, niż normalny człowiek. Powrót do dormitorium przebiegł bez problemów. Było już grubo po północy, więc wszyscy trzej położyli się spać.
Niemiła niespodzianka czekała ich natomiast rano. Ledwie zasiedli do śniadania, a już obok nich pojawiła się profesor McGonagall.
- Potter! Black – zagrzmiała, a James zauważył nad ramieniem McGonagall jak całej scenie przyglądają się inni uczniowie – Do mojego gabinetu.
Przez drogę niewiele mówiła, zapewne obmyślając karę jaka czeka ich za ucieczkę ze szlabanu. Mocnym uderzeniem otworzyła drzwi swojego gabinetu, na oścież. Zasiadła za biurkiem i popatrzyła na nich surowo. Jamesowi zdawało się, że minęło pół godziny zanim się odezwała.
- Wiecie – zaczęła siląc się na spokój – Wczoraj dostałam sporo ciekawych wiadomości.
Syriusz przełknął głośno ślinę.
- Najpierw – ciągnęła – nie pojawiliście się na szlabanie. Potem dowiedziałam się od uczniów w pokoju wspólnym, że jesteście na stadionie quiddictha... – kąciki ust Jamesa zadrgały – Gdzie była tylko drużyna Slytherinu i nikt was nie widział. Mało tego – dodała – nawet nie było was na błoniach.
Profesor wzięła głęboki oddech i kontynuowała:
- Ani w dormitorium. Potem zaś przeszukałam całą szkołę i wiecie co? – James i Syriusz pokręcili głowami – WAS NIE BYŁO! – zagrzmiała McGonagall – możecie mi zatem powiedzieć, gdzie byliście?.
- Obawiam się, że nie – odparł bez śladu lęku Syriusz.
- Rozumiem – nauczycielka wstała – obaj macie tygodniowy szlaban, tracicie 75 punktów, a do czasu skończenia szlabanu Potter ma zakaz latania na miotle i uczestniczenia w treningach i meczach.
James zesztywniał.
- Przecież musimy zdobyć puchar! – krzyknął przerażony – pani profesor jest pani wychowaw...
- Wolę – przerwała mu McGonagall – stracić puchar, niż odpowiadać przed Wizengamotem za twoją śmierć.
James prychnął. Wątpił, żeby w Hogsmeade mogło mu się coś złego stać. Wrócili do dormitorium, choć w nie tak podłym nastroju jak mogłoby się wydawać. W końcu szlaban i tak mieli, a 75 punktów odrobią w jeden miesiąc. Problem był z lataniem. James był najlepszy w drużynie Gryffindoru, toteż mógł spodziewać się reakcji Kevina, kiedy dowie się, że James nie zagra przeciw Ślizgonom. I nie mylił się.
- Co? – zapytał z oburzeniem Biscuit kilka godzin później, w pokoju wspólnym – Nie zagrasz?
- Tak – odparł James i popatrzył na kapitana, którego twarz przybrała teraz barwę czerwieni.
Kiedy przemówił głos mu się trząsł.
- Czy ty zdajesz sobie sprawę – mówił dźgając palcem w klatkę piersiową Jamesa – Że bez ciebie przegramy? Kogo ja wystawię? – dodał – Blacka? On woli podrywać dziewczyny – prychnął głośno – Może Pettigrewa? – zaśmiał się, ale po chwili kontynuował – Może Varcocka? Ale przecież ten cymbał całe dnie gra w eksplodującego durnia.
- Casidy – mruknął James.
- CASIDY!? – ryknął Kevin, na co sam zainteresowany podniósł głowę i rozejrzał się po pokoju. - Casidy to zero, nie wie jak się gra w quidditcha.
James wstał. Nie miał zamiaru dalej znosić krzyków Kevina. Już miał nawet wyjść do dormitorium, kiedy Biscuit złapał go za rękaw.
- Idź do McGonagall – syknął – I poproś ją, żeby ci pozwoliła grać.
- To nic nie da – warknął James.
- MASZ ZA SWOJE GŁUPIE ZABAWY – krzyknął Kevin opryskując Jamesa śliną – TY I TEN GŁUPEK BLACK!
- Jakie głupie zabawy!? – krzyknął James wyrywając się z uścisku Biscuita – Myślisz, że wolę szlaban niż quiddictha?
I nie zważając na chichoty dziewczyn przyglądających się całej scenie wbiegł po krętych schodach do dormitorium, otworzył drzwi z hukiem i rzucił się na łóżko. „Zachowałem się jak pajac”, pomyślał, ”Po cholerę ja tam szedłem? Żeby zaimponować Lily? No tak, a teraz się wygłupiłem”. Jęknął w duchu. Na samą myśl o pięknej krukonce ogarnął go gniew. Mając przed sobą tydzień ciężkiej pracy i szlabanów pomyślał, że powinien się przespać i zasnął zanim odnalazł go którykolwiek z Huncwotów.

***

Rano James obudził się w całkiem dobrym humorze, ale już po chwili naszło go wspomnienie poprzedniego wieczoru. Zaklął cicho pod nosem i zaczął się ubierać. Doznał lekkiego szoku, kiedy swoje skarpetki i spodnie znalazł pod łózkiem Syriusza, który spał smacznie co jakiś czas mrucząc coś przez sen. James nie mógł powstrzymać się od uśmiechu. Po zejściu do pokoju wspólnego zastał Remusa, który zaznaczał szlak z Miodowego Królestwa do Hogwartu na mapie Huncwotów.
- Jak idzie? – rzucił mu na dzień dobry James .
- Ekstra – odpowiedział żywo Lupin i powrócił do rysowania mapy, a jego nos zwisał o cal nad pergaminem.
James przez chwilę przyglądał mu się z zaciekawieniem. Jeszcze nie wiedział jak ciężki dzień go czeka. Okazało, się iż wiadomość o nocnej przechadzce dotarła do wszystkich nauczycieli z prędkością światła. Syriusz zauważył, że dostają o wiele więcej zadań domowych od innych. Chyba jedynym, którego to ominęło był Remus, ale to tylko dlatego, iż przez poprzednie cztery lata wypracował sobie niezłą reputację wśród nauczycieli.
Najgorsze jednak czekało na nich w gabinecie profesor McGonagall. Okazało się, że mają pomóc Apolloniusowi Pringle’owi w czyszczeniu posadzki w lochach. Co jakiś czas mijał ich któryś ze Ślizgonów, szydząc głośno, a Syriusz bojąc się reakcji Jamesa mruczał co chwile:
- Spoko, olewaj ich.
Szlaban skończył się dopiero koło jedenastej, ale jutro czekał następny, więc James nie mógł nawet zmusić się do uśmiechu, kiedy Syriusz powiedział, że zostało tylko 6 szlabanów. Mimo to starał się dzielnie wytrzymywać męki sprzątania Hogwartu i nawet nie jęknął, kiedy wrócił do dormitorium.

***

To było trudne. Szalenie trudne, a na dodatek szalone. Ale przecież czy istnieje cokolwiek czemu nie sprostali Huncwoci. Oni? najlepsi, najmądrzejsi, najwspanialsi. Oni? Huncwoci?. Nie, nie istnieją takie rzeczy. Dlatego zrobią to, na pewno.
James długo rozmyślał nad słowami Syriusza. Propozycja była kusząca, a poza tym nie wzbudzą podejrzeń, bo pojawią się na szlabanie. Tak, plan był doskonały. James wstał i chwycił różdżkę, leżącą na nocnej szafce. Sięgnął pod łóżko i wydobył swój szkolny kufer. Grzebał w nim przez chwilę, a potem z wyrazem tryumfu na twarzy wydobył nieoceniony skarb – pelerynkę-niewidkę. Omiótł dormitorium wzrokiem i dostrzegł swoje buty na prześcieradle Petera. Chwycił je i pospiesznie założył na nogi, boleśnie obcierając piętę. Zmiął pelerynę i wcisnął do wewnętrznej kieszeni szaty. Wybiegł z dormitorium, gdzie czekał na niego Syriusz.
- Gotowy do sprzątania? – zapytał dziarsko.
- I nie tylko – odparł James z uśmiechem i razem przeszli przez dziurę pod portretem.
Szybko doszli do lochów i nawet nie spojrzawszy na woźnego chwycili mugolskie miotły do sprzątania. James pogwizdywał cicho i uśmiechał się od ucha do ucha co wzbudziło podejrzenia Pringle’a. Ale stary nic nie powiedział tylko schował się za nowym numerem „Proroka”. Syriusz zerknął ciekawie na pierwszą stronę i ujrzał spory nagłówek: KOLEJNE ZAGINIĘCIA – FRANK ROYCE WIDZIANY W HOGSMEADE.
- Kto zaginął?– zapytał ciekawie Syriusz.
- Nie twój interes – warknął Pringle – Sprzątaj Black.
Ale Syriusz wciąż wpatrywał się w gazetę. Te wszystkie zaginięcia – choć Syriusz nie znał, żadnej z tych osób – bardzo go interesowały, ale i przerażały. Kto lub co poluje na pracowników Departamentu Tajemnic? Czy warto się wybierać do Hogsmeade, teraz, kiedy dzieją się tak dziwne rzeczy? Spojrzał na Jamesa, ale ten mruczał tylko coś pod nosem i zamiatał podłogę. Warto.
Kiedy skończyli sprzątać nawet nie pożegnawszy się z woźnym ruszyli do pokoju wspólnego. Przynajmniej tak się wydawało. Pringle jeszcze długo czytał „Proroka” aż w końcu złożył gazetę na pół i ruszył do swojego gabinetu.

***

James i Syriusz byli już blisko końca tunelu, którym szli od kilkunastu minut, ale ten powoli zaczął się wznosić
co sygnalizowało jego koniec.
- Jeszcze chwila – mruczał Syriusz.
Po chwili doszli do klapy w podłodze i lekko ją uchylili. James rozejrzał się kilkakrotnie we wszystkie strony i powiedział cicho do Syriusza.
- Pusto.
James popchnął mocno klapę, która z hukiem opadła na podłogę, wygramolił się z przejścia i pomógł wyjść Syriuszowi. Szybko zamknęli klapę i ruszyli w stronę schodów. Zdawało się, że za drzwiami słychać gwar podnieconych głosów i szeptów. James nacisnął klamkę i stwierdził, że szczęście im sprzyja – lokal był pełny ludzi, tak, że nikt nie zauważył ich przyjścia. Szybko przemknęli pod ladą i już znajdowali się w Miodowym Królestwie. Tłum ludzi oglądał i kosztował nowe smakołyki, niektórzy stali w kolejce do lady, a jeszcze inni stali przy oknach i rozprawiali o czymś gorączkowo pochłaniając czekoladowe bloki. Uwagę Jamesa przykuł wielki plakat za jednym z goblinów, który teraz sięgał po kwachy nie zdając sobie sprawy z konsekwencji. James ruszył ku niemu i przeszedł obok niego widząc teraz plakat bardzo dobrze. Przeczytał wielki napis na górze opatrzony zdjęciem czterech czarodziei w postrzępionych szatach i z wymyślnymi fryzurami.
KONCERT HOBOGOBLINÓW – JUTRO W HOGSMEADE.
- Łał – mruknął Syriusz, który doszedł do Jamesa i właśnie przeczytał ogłoszenie.
- Po co dzisiaj przyszliśmy? – zapytał z goryczą – Jutro też trzeba będzie się urwać.
James szturchnął go łokciem i pokazał niewielki napis na dole: WSTĘP – 5 GALEONÓW.
Syriusz jeszcze bardziej sposępniał, więc postanowili opuścić Miodowe Królestwo i po prostu się przejść. Na zewnątrz było zimno, a na dodatek wiał wiatr, ale i to nie przeszkadzało w spacerze. James lubił popatrzeć na dziwnie wyglądających czarodziei i podejrzane czarownice. Szybko jednak opuścili zamieszkałą część Hogsmeade i znaleźli się na wzgórzu za którym widać było Wrzeszczącą Chatę. Syriusz otulił się szczelniej swoją szatą gdyż tutaj był o wiele mocniejszy wiatr. Obaj usiedli pod drzewem, a ponieważ była ciemna noc, prawie nie było ich widać. Przez chwilę rozmawiali o tym koncercie („Myślisz, że Remus pójdzie?”), ale kiedy Syriusz miał wyrazić swoje zdanie zamarł.
- Co? – zapytał
Ale Syriusz tylko przyłożył palec wskazujący do ust. James natychmiast pojął o co mu chodzi. Za sobą usłyszał czyjeś kroki, odwrócił bardzo powoli głowę i dojrzał ciemną sylwetkę jakiegoś mężczyzny w kapturze i idącego przed nim czarodzieja. Zakapturzona postać celowała różdżką. Po chwili dobiegły ich strzępy rozmowy:
- Miałeś to zrobić...
- Ale...panie...to niemożliwe...wyrzucono by mnie
- Trzeba było o tym wcześniej pomyśleć...
- Ale..
- Zginiesz...on cię zabije, nie jest zadowolony z twojej pracy Royce.
Jamesowi serce podskoczyło do gardła. Royce? Ten Royce? I ktoś chce go zabić? Sięgnął powoli po różdżkę, ale Syriusz go powstrzymał.
- Ciii – szepnął, a głosy dwóch przybyszów znów zabrzmiały w nocnej ciszy.
- Masz ostatnią szansę...
- Nie.. – w głosie (chyba Royce’a ) zabrzmiała nuta buntu.
- Nie?...Jak śmiesz, miałeś to zrobić, wszyscy na ciebie czekamy!
Na chwilę zapadła cisza. James już miał nadzieje, że obaj czarodzieje poszli, albo, że ten drugi przebaczył Royce’owi (choć James nie wiedział o co chodzi), a nawet odetchną głośno, kiedy ciszę przerwał krzyk.
- AVADA KEDAVRA!
Tomak
Nie takie złe nawet fajne a co do ministra który był przed knotem to była
Milicenta Bagnold - Zakon Feniksa str. 109
Katarn90
piszcie czy chcecie kolejne party.
Tomak
pisz dalej nawet fajnie się czyta
Katarn90
Part 11


James zadrżał. A jeśli on nas znajdzie? Jeśli też nas zabije? Bardzo powoli obrócił głowę i zobaczył postać czarodzieja w kapturze, nad zwłokami. „A jednak – pomyślał James – Zabił Royce’a”. Nagle zamaskowany mężczyzna wycelował różdżkę w martwego i mruknął coś. James wytężył wzrok i (ku swemu zdumieniu) zobaczył jak ciało powoli zmniejsza się i zmniejsza, aż w końcu zaokrągliło się i całkowicie zmieniło w kamień.
Morderca chwycił kamień i rzucił kilka metrów dalej. Syriusz śledził go wzrokiem.
- Poszedł – szepnął do Jamesa.
- No i co?
- Możemy zawiadomić Ministerstwo...
- Oszalałeś? – przerwał mu James – Przecież nas wywalą za wałęsanie się po Hogsmeade.
- Przecież śmierć Royce’a jest ważniejsza – zauważył Syriusz – I może dostaniemy jakąś nagrodę – dodał i wstał zmierzając w kierunku, gdzie rozegrała się cała tragedia. Po chwili dogonił go James.
Syriusz zaczął się rozglądać za kamieniem.
- Słyszysz co do ciebie mówię? – zapytał ze złością James – w końcu i tak go znajdą, a my wracajmy do szkoły zanim nas wywalą.
- Dumbledore zrozumie – powiedział nagle Syriusz – nie wyrzuci nas jeśli pomożemy ministerstwu.
- Jeśli tak myślisz...to..to
- Jest! – szepnął podniecony Syriusz i zrobił kilka kroków do przodu, po czym odwrócił się do Jamesa z kamieniem w dłoni – Transmutował go? – zapytał.
- Na to wygląda.
- Był tutaj, widziałem go – odezwał się jakiś głos, a James i Syriusz, aż podskoczyli ze strachu.
- Ups! – szepnął Syriusz. Mimo, iż było ciemno obaj dostrzegli zarys około dziesięciu mężczyzn z wyciągniętymi rękami. Wszyscy stanęli jak wryci, kiedy ich zobaczyli.
Syriusz i James wymienili przerażone spojrzenia.
- BRAĆ ICH! – ryknął ktoś, a czarodzieje wyciągnęli różdżki. James odskoczył w lewą stronę, przetoczył się kilka razy i schował za jakimś drzewem – niestety stracił z oczu Syriusza, który prawdopodobnie uciekł w drugą stronę.
- EXPELLIARMUS! DRĘTWOTA – te krzyki rozdzierały nocną ciszę w Hogsmeade, a James zobaczył kątem oka, jak jeden z czarodziei podnosi coś dużego z ziemi. James zamarł. Oni podnosili oszołomionego Syriusza – uświadomił sobie i instynktownie wyciągnął różdżkę.
Czarodzieje zeszli się, a jeden użył zaklęcia lewitacji, tak, że jego ciało wisiało w powietrzu.
- Jest jeszcze jeden – krzyknął któryś z nich.
- LAS!
„To koniec – pomyślał James –będę musiał walczyć”, choć nagle coś sobie uświadomił. Nie zrobił nic złego. Nie mogą go aresztować. Schował różdżkę, wziął głęboki oddech i wyszedł zza drzewa. Zdołał tylko zobaczyć kilka czerwonych promieni zmierzających w jego stronę.

***



- Domagam się wyjaśnienia, Augustusie
- Eee, no wiesz, działaliśmy zgodnie z prawem...
- Czy będą przesłuchani?
- Naturalnie. Chyba nie wierzysz, że znaleźli się w złym miejscu, w złym czasie?
- Wierzę i chcę być podczas przesłuchania.
- Dumbledore! Oni byli w Hogsmeade - będą musieli...
- Muszę ci przypomnieć, że karanie uczniów nie należy do Ministerstwa, lecz do dyrektora.
James słyszał te głosy od kilku minut, ale niewiele z nich rozumiał. Dopiero po chwili otworzył oczy i dostrzegł, że leży na czyimś łóżku, w pokoju który przypominał gabinet. Sięgnął po okulary, które leżały na szafce obok niego i rozejrzał się po pokoju. Nikt nie zauważył, że się obudził, gdyż kilku ludzi stało przy drugim łóżku – łóżku Syriusza. James od razu spostrzegł pochylonego nad nim Albusa Dumbledore’a, dwóch pracowników ministerstwa i człowieka nazwanego Augustusem.
- Budzi się – szepnął Dumbledore i odwróciwszy się zobaczył siedzącego już na łóżku Jamesa.
- Już się obudziłeś? – zapytał.
- Tak, proszę pana – odparł James bardziej do podłogi niż do dyrektora.
- Napędziliście nam sporo strachu – odparł Dumbledore i przez chwilę się uśmiechną.
Jeden z czarodziei podszedł do Jamesa, wyciągnął pergamin i samonotujące pióro.
- Nazywasz się James Potter, tak? – zapytał szorstko.
- Tak.
Pióro zaczęło notować.
- No, Dumbledore – tu pracownik ministerstwa zwrócił się do dyrektora – Myślę, że przesłuchanie rozpocznie się za kilka minut.
James zobaczył, jak Syriusz wstaje i odgarnia z twarzy swoje włosy. Chłopak rozejrzał się niemrawo po pokoju, po czym wstał. James zrobił to samo.
- Wezwijcie Moody’ego – powiedział Augustus do jednego z pracowników.
- No, chodźcie – powiedział po chwili wskazując Jamesowi i Syriuszowi drzwi.
James po raz pierwszy znalazł się w Ministerstwie Magii. Kiedy wyszli z gabinetu ich oczom ukazał się pewien rodzaj wielkiego holu z przepiękną rzeźbą na środku i fontanną. James bardzo chciał bliżej przyjrzeć się posągowi, ale musiał oderwać od niej wzrok, żeby na kogoś nie wpaść. Po ministerstwie kręciło się sporo ludzi co jakiś czas popychając Jamesa. Nagle do całego ogonka podbiegł pewien mężczyzna z długimi, czarnymi włosami i blizną na policzku.
- Do boksu aurorów, Alastorze – powiedział Dumbledore, zanim czarodziej otworzył usta.
Augustus poprowadził ich do wielkiego gabinetu, a James zobaczył, że ściany obwieszone są zdjęciami i wycinkami z gazet. Na wielu z nich James rozpoznał Franka Royce’a, na kilku był również jakiś mężczyzna z czarnymi włosami, a pod jednym z takich zdjęć widniał dopisek (pewnie któregoś z aurorów – pomyślał James) własnoręczny: „Riddle – Francja, Albania”. Do boksu weszło jeszcze kilku aurorów i zasiedli przy biurku. Jeden z nich wskazał Syriuszowi i Jamesowi krzesła i zaczął wertować jakieś papiery. James spostrzegł, że pracownicy, którzy ich prowadzili na przesłuchanie gdzieś zniknęli. Przy biurku stali tylko: auror Moody, Dumbledore i Augustus. Dwaj czarodzieje, którzy siedzieli wreszcie oderwali się od papierów. Jeden pstryknął palcem.
- Dawać mi tu tego młodego! – zawołał, po czym zwrócił się do Jamesa i Syriusza – Nazywam się Rod Trevas, to jest Alastor Moody – wskazał na mężczyznę z blizną na policzku – A to Augustus Hornclass.
Do boksu nagle wpadł jakiś czarodziei, ale bardzo młody i najwyraźniej, który dopiero rozpoczął pracę, gdyż bardzo się denerwował.
- Knot, tak? – zapytał Rod – Notuj. Mamy tu przesłuchanie dwóch niepełnoletnich czarodziei oskarżonych o porwanie Franka Royce’a.
Syriusz chciał coś powiedzieć, gdyż otworzył usta, ale Dumbledore rzucił mu ostre spojrzenie.
- Notuj – mówił dalej Rod do Knota – oskarżeni: James Potter i Syriusz Black. Oskarżyciele: Rodney Trevas, Alastor Moody, Augustus Hornclass. Świadek obrony: Albus Dumbledore. No dobra – odezwał się po chwili jakby bardziej ludzkim głosem – koniec formalności – teraz sobie pogadamy.
James zauważył, że wokół nich staje coraz więcej aurorów. Moody nachylił się do Trevasa i szepnął:
- Dlaczego nie są przesłuchiwani w Departamencie Tajemnic – spojrzał na Syriusza i Jamesa – Można by sprowadzić dementorów, to poważna...
- Daj spokój Alastorze – przerwał mu Hornclass - To jeszcze dzieciaki.
Syriusz zerknął nerwowo na Dumbledora, ale ten wpatrywał się w Roda.
- Dlaczego byliście w Hogsmeade w czasie, kiedy mieliście przebywać w zamku? – zapytał ostro Trevas.
James zerknął na Dumbledora, ale stwierdził, że w tych okolicznościach lepiej nie kłamać i po chwili jąkania powiedział:
- Byliśmy na przechadzce, uciekliśmy ze szkoły.
- Ale jak? – zapytał któryś z aurorów.
- Eee..- zaczął Syriusz – mieliśmy pelerynę-niewidkę.
Kilka czarodziei pokiwało głową z uznaniem, inni zagwizdali cicho. Dumbledore spojrzał surowo na Syriusza.
- No dobrze – powiedział Augustus – Zrobiliście sobie przechadzkę i...
- Weszliśmy na wzgórze – wpadł mu w słowo James – i usiedliśmy pod drzewem. Wtedy usłyszeliśmy czyjeś głosy, jacyś mężczyźni rozmawiali...
- A potem – przerwał mu Syriusz – jeden z nich wyciągnął różdżkę i zabił tego drugiego.
- Royce’a? – zapytał podniecony Rod, a Moody zaczął grzebać w papierach.
- Chyba tak – odparł nieśmiało Syriusz.
Młody asystent, Knot, który przez cały czas zawzięcie skrobał piórem po pergaminie, zamarł. To samo zrobiło kilku aurorów.
- Zabił? – powtórzył bezgłośnie Augustus.
- Tak – odpowiedział James kiwając gorliwie głową – użył zaklęcia „avada kedavra”.
Syriusz zobaczył jak aurorzy wymieniają spojrzenia.
- Co mówili? Ci mężczyźni – dodał widząc miny chłopców Augustus.
- Eee.. Royce miał coś zrobić – zaczął James usiłując sobie przypomnieć rozmowę nieznajomych – ale robił to za wolno i inni na niego czekali. Ten czarodziej, który go zabił powiedział, że nie mogą dłużej czekać i że ktoś...ee...chyba ich szef....zawiódł się na nim. I wtedy...wtedy go zabił. – zakończył.
Augustus zanotował coś i rzucił krótkie spojrzenie Moody’emu.
- Bardzo dziwne – powiedział Alastor – Cóż, nikt oprócz was nie widział owych mężczyzn, więc nie możemy wierzyć w wasze zaznania.
- My nie kłamiemy – prawie krzyknął James.
- Ależ Alastorze – odezwał się Dumbledore – Ci czarodzieje mogli się aportować.
- No cóż, Dumbledore, chyba nie wierzysz w ich opowieść, osobiście jestem za tym..
- Dość! – krzyknął Trevas, wstając.
Moody i Trevas popatrzeli na siebie groźnie, a potem Rod zwrócił się do Jamesa.
- Co zrobił z ciałem?
- Transmutował – odpowiedział szybko Syriusz – Wiemy gdzie, możemy pokazać!.
Moody, Augustus i inni czarodzieje wymienili spojrzenia.
- Prowadź.
Aurorzy szybko założyli płaszcze i natychmiast zaportowali się. Teraz zostali tylko z Dumbledorem, a jako, że Syriusz od dawna oczekiwał jego reprymendy odwrócił wzrok. Ku jego zdumieniu Dumbledore chwycił go i James za rękę.
- Trzymajcie się – szepnął, po czym zaportowali się. Dla Jamesa była to pierwsza taka podróż i okazała się o wiele wygodniejsza od proszku Fiuu. Wylądowali na nogach, na wzgórzu w Hogsmeade. James nie czekając na polecenie pracowników Ministerstwa biegiem ruszył na sam szczyt wzgórza i zaczął rozglądać się za kamieniem. Po chwili usłyszał nierówny oddech Syriusza, a potem jego krzyk niesiony przez echo wczesnego poranku.
- Tutaj!
Aurorzy i James szybko do niego podbiegli. Syriusz trzymał w rękach duży, stalowo szary kamień.
Dumbledore natychmiast chwycił skałę i położył na ziemi, po czym wyciągnął różdżkę i coś szepnął. Bardzo powoli kamień zaczął się wydymać i rozszerzać, a po chwili przybierać kształt ludzkiego ciała. Po kilku minutach całkowicie odmienił się w martwe ciało Franka Royce’a , z rozwartymi szeroko ustami i otworzonymi oczami. Dumbledore długo wpatrywał się w ciało, jakby szukając jakiegoś na nim znaku, a po chwili odezwał się przerywając nieznośną ciszę.
- A jednak.
- Weź tych chłopców do zamku, Dumbledore – powiedział Augustus – Myślę, że nie będą nam już potrzebni.
Aurorzy, jeden po drugim, opuszczali wzgórze, a Dumbledore zaprowadził Syriusza i Jamesa do centrum Hogsmeade, gdzie wynajęli powóz i już po kilkunastu minutach szli przez błonia Hogwartu. James był wyczerpany i pomyślał, że chyba nigdy nie przeżył tak długiej nocy.
Tomak
Nie zle piszesz jak narazie mam tylko jedno zastrzeżenie. James nie nosił okularów.

Edit:
Dobra wyczytałem ze jednak nosił zwracam honor. Swoją drogą ciesze się ze poprawiłem ci humor Anulciu moze dzieki temu lepiej się poczujesz i wróci ci wena do PŻ
kkate
A kto tak powiedział?
Anulcia
QUOTE
Nie zle piszesz jak narazie mam tylko jedno zastrzeżenie. James nie nosił okularów.


Buehehehe, rozwaliło mnie to! tongue.gif
Tomak, ogromna czekolada.gif dla ciebie za poprawienie mi humoru wink.gif
HUNCWOTKA
pisz dalej!twoje opowiadanie z kazdym odcinkiem podoba mi sie coraz bardziej. czekolada.gif da Ciebie
Katarn90
dzięki. spodziewajcie się następnego parta w niedzielę.
HUNCWOTKA
no i się nie doczekałam:(hej dzis jest czwartek:>kiedy ten niedzielny odcinek??
Katarn90
sorry, że się nie wyrabiam, ale chyba wiesz jak to jest w 3 gimnazjum (czy nie wiesz?)
HUNCWOTKA
wiem wiem bo sama tez jestem w 3 gimnazjum:( w przyszłym tygodniu mam już dwie klasówki:(ratunku!!!!
Katarn90
no i jest w niedzielę



James bardzo długo obawiał się reprymendy od Dumbledore’a, ale ucieszył się, kiedy po zejściu na śniadanie do Wielkiej Sali dyrektor uśmiechnął się na jego widok. James miał podkrążone oczy – do południa wraz z Syriuszem spali (zwolnieni przez Dumbledore’a) a potem przez blisko godzinę opowiadali o swojej historii tłumowi Gryfonów w pokoju wspólnym. O dziwo, nikt nie miał im za złe, że mogli stracić wiele punktów dla swojego domu – większość kolegów patrzyła na Jamesa z podziwem. Syriusz, natomiast, zauważył, że jego stosunki z Emeliną Smith powracają do normy i James nie był zdziwiony, kiedy zastał ich oboje całujących się w dormitorium chłopców. Szkoda tylko, że odbywało się to na jego łóżku. Jedynym, który zdawał się nie ulegać chodzącemu po szkole, z piersią wypiętą jak kogut, Jamesowi, był Remus. Od początku krytykował nocny wypad przyjaciół, co na szczęście nie pogorszyło samopoczucia Syriusza i Jamesa. Potter, który po cichu liczył, że po tej przygodzie wreszcie ulegnie mu Lily Evans, albo chociaż inna dziewczyna, nie posiadał się z radości, kiedy nienaturalnie często zaczepiała go Cindy Wood – chodząca z Jamesem do klasy.
Listopad minął bardzo szybko. Syriusz nieco zadłużył się w pracach domowych, więc miał sporo roboty, ale James uniknął tego namawiając Remusa, żeby mu pomógł.
- Jak ty to zrobiłeś? – pytał Syriusz.
- No wiesz – zaczął James oglądając paznokcie – Trzeba mieć trochę doświadczenia z Luniaczkiem i...
- Tupet – wpadł mu w słowo Syriusz po czym wybuchnął głośnym śmiechem, doprowadzając Jamesa do szału.
Zaczął się grudzień, a wraz z nim na błoniach Hogwartu zawitał śnieg i zimny, gwiżdżący wiatr, który było słychać szczególnie w nocy. Dla Gryfonów rozpoczął się trudny okres stosów zadań domowych i dziesiątek nieprzespanych nocy. James żył tylko nadzieją, że już za kilka dni święta będzie mógł spędzić z rodziną i Syriuszem.
- Witaj, Rogaczu – rzucił Syriusz, udając poważnego, który właśnie wyszedł zza dziury za portretem i dostrzegł Jamesa za stosem ksiąg.
- Nadal harujesz? – zapytał z uśmiechem,biorąc do ręki „Sztukę eliksirów” Toma Greyfronta.
- A co? – warknął James – Już skończyłeś? – zapytał widząc uradowaną minę Łapy.
- Jasne. Remus mi pomógł – odparł i mrugnął do Jamesa.
- Remus? Remus ci pomógł? Dlaczego mi nie chce?
- Trzeba mieć doświadczenie z Luniaczkiem...
- I tupet – powiedzieli razem, ale zanim zdążyli się roześmiać do pokoju wspólnego wpadli Sturgis Podmore, Rabastan Snake i Remus Lupin. Ten ostatni był czerwony jak burak co śmiesznie kontrastowało z jego białą od śniegu szatą.
Syriusz i James wymienili spojrzenia. Dostrzegł to Snake i szybkim krokiem podszedł do nich, konspiracyjnie zniżył głos i szepnął:
- Ma zły humor, lepiej go nie denerwować.
Ale Syriusz już wstawał i podszedł do Remusa.
- Co jest? – zapytał prowadząc go do wolnego fotela przed kominkiem.
- Nic – odpowiedział trochę za szybko Remus, ale widząc spojrzenie Jamesa dodał – Zostaję na święta w Hogwarcie. Sam. Moi rodzice wyjechali do Polski.
Syriusz przyglądał mu się z troską.
- Zostajemy z tobą – powiedział James wstając.
- Nie – zaprzeczył gwałtownie Remus – właśnie tego się obawiałem. James, wiem, że chcesz spędzić święta z rodziną i Syriuszem. Nie chcę żebyś dla mnie zostawał.
- Ale...Syriusz też zostaje, więc... – skłamał brutalnie James.
- Więc James nie będzie przecież bez kolegów spędzał święta – dokończył Syriusz pojmując plan Jamesa – No nie?
- Tak – przyznał James.
- Chłopaki, nie musicie... – zaczął Remus.
- Czyli załatwione! – krzyknął Syriusz i zanim Lupin cokolwiek powiedział, wybiegł przez dziurę pod portretem na korytarz.
- Gdzie lecisz? – krzyknął zanim James, a po chwili zza portretu wychynęła głowa Syriusza:
- Do Emeliny – odparł, zachichotał nerwowo i wybiegł.

***

- Rogaczu!
- Co?
- Slughorn.


James i Syriusz stali przed tablicą ogłoszeń, kiedy nagle Syriusz dostrzegł małą informację o Balu Bożonarodzeniowym u profesora Slughorna. James spojrzał na Syriusza.
- Pewnie pójdziesz z Emeliną – odgadł.
- Tak – przyznał uśmiechnięty Syriusz – Za to wiem z kim ty pójdziesz.
- Ja?
- Ty.
- No z kim? – zapytał ciekawie James.
- Z Cindy.
- Oszalałeś!
Obaj usiedli przy stoliku w kącie, gdzie zwykle Varcock grał w eksplodującego durnia.
- Chcę iść z Evans – oświadczył James.
- Zrozum – powiedział Syriusz siląc się na spokój – Jeśli pójdziesz z Cindy to wzbudzisz zazdrość u Lily.
- Tak myślisz? – zapytał James.
- Tak.
Przez chwilę siedzieli w ciszy i spoglądali na siebie.
- To nie ma sensu – oświadczył nagle James.
- Nie znasz się na dziewczynach – odparł Syriusz wstając.
- Ty też... – powiedział James, ale urwał. Przez chwilę patrzył na Syriusza tak jakby go zobaczył po raz pierwszy po czym powiedział – No dobra, ty się znasz – i odszedł w kierunku dormitorium.
- Skoro się znam to mnie posłuchaj – drążył Syriusz, dogoniwszy go na kręconych schodach.
James z hukiem otworzył drzwi dormitorium i rzucił się na swoje łóżko. Syriusz stał w drzwiach.
- Przemyśl to.
- Przemyślę – bąknął James i gestem wyprosił z pokoju Syriusza, na co ten rzucił mu wściekłe spojrzenie i zamknął z hukiem drzwi.
„Przemyślę”, powtórzył sobie w duchu James i obrócił się na łóżku, zwisając nad krawędzią. Zdawało mu się, że leżał godzinę zanim ktokolwiek wpadł do dormitorium, a był to Glizdogon.
- Co tam Peter? – zagadnął go nieprzytomnie James.
- Dobrze – mruknął Glizdogon – bardzo dobrze. Ee.. wiesz...mógłbyś pójść na przyjęcie do Slughorna z Cindy?
- Żałosna rola – mruknął James, ale Peter tego nie dosłyszał.
- Ona jest...jest naprawdę ładna....dziewczyna...tak – wydukał Glizdogon
- Syriusz cię wysłał? – zapytał James, usiłując stłumić śmiech.
- Eee....nie...Cindy, taka ładna – zaczął jąkać się Peter – No dobra, on mnie wysłał.
Teraz James śmiał się otwarcie. Śmiał się głośno i długo, i kiedy uznał, że już ma poprawiony humor, postanowił spotkać się z Syriuszem i pogratulować mu wyboru posłańca.
- Jąkał się bez przerwy, a bał się jakby rozmawiał z... z....ze smokiem – mówił kilka godzin później James śmiejąc się głośno w Wielkiej Sali. Syriusz też nie mógł się opanować.
- Myślałem – zaczął się tłumaczyć – że jak wyślę Luniaczka to będzie to zbyt oczywiste.
James wybuchnął śmiechem i dopiero widok zasiadającego do kolacji Albusa Dumbledora przywrócił mu rozsądek i stwierdził, że nie należy tak zachowywać się w Wielkiej Sali. James usiadł obok Syriusza i Rabastana, więc przez całą kolację opowiadali sobie kawały, co jakiś czas tłumiąc wybuch śmiechu. Kiedy wrócili do dormitorium zastali tam Vincenta Varcocka i Mundungusa Fletchera grających w eksplodującego durnia. Postanowili się do nich przyłączyć, ale James, który wciąż rozmyślał o zaproszeniu Cindy przegrał dwie tury i postanowił położyć się wcześniej unikając drwiących uwag Syriusza.
Następnego ranka podjął już decyzje. Po wróżbiarstwie z profesor Arabellą Le Fay, udał się do Wielkiej Sali na drugie śniadanie i wcisnął się na ławkę obok Cindy i jej koleżanki Heleny.
- Eee...cześć – zaczął niepewnie, nakładając sobie ziemniaki i trochę sałatek ze stołu.
Cindy rozpromieniła się i utkwiła wzrok w Jamesie, ale ten nie spieszył się by przejść do sedna sprawy.
- Jest przyjęcie, wiesz? – zapytał ją, grzebiąc widelcem w puddingu.
- Wiem.
- Masz ochotę pójść? – zapytał, ale zanim Cindy odpowiedziała znał już odpowiedź.
- No jasne – zawołała entuzjastycznie – Ale, nie wiedziałam, że zostałeś zaproszony.
James zamarł. Faktycznie, nie pomyślał o tym. Co prawda, dostał pozwolenie, ale tylko raz, a na dodatek nie pojawił się w gabinecie profesora.
- Eee. Muszę iść do łazienki – skłamał brutalnie i wybiegł z sali.
Zatrzymał się dopiero na schodach i zaklął głośno. Kilka pierwszoroczniaków spojrzało na niego ze strachem i czmychnęło. Jak mógł o tym nie pomyśleć! Skarcił się w duchu i postanowił pójść do Slughorn’a i poprosić go o pozwolenie.
Niestety, Slughorn przez dwa dni dzielące Jamesa od imprezy starał się go unikać, zarówno w gabinecie, jak i na lekcjach eliksirów.
Ferie świąteczne przywitały uczniów Hogwartu mroźnym wiatrem i śnieżycami. Gajowy Ogg miał sporo roboty z przytaszczeniem choinek do Wielkiej Sali, ale kiedy w przeddzień Bożego Narodzenia James i Syriusz zeszli do Wielkiej Sali, wyglądała ona wspaniale. Wszędzie dało się wyczuć klimat świąt. Przez cały dzień James wraz z Kevinem, Rabastanem, Harry’m, Emeliną, Caradoc’iem i Fabianem omawiali taktykę na mecz z Puchonami. Teraz walczyli o wszystko. Poprzednim razem wygrali ze Ślizgonami, tylko dla tego, że mieli dużo szczęścia. Mecz z Puchonami musieli wygrać, a na dodatek Ravenclaw musiał przegrać ze Slytherinem. Teraz Krukoni prowadzili w klasyfikacji. Mecz Krukonów miał się odbyć 2 stycznia.
W dzień Bożego Narodzenia James obudził się bardzo wcześnie i od razu rzucił okiem na stos prezentów pod nogami. W tym roku było ich nadzwyczaj dużo. Dostał paczkę słodyczy i piwa kremowego od rodziców, płytę „Na kielicha do Trzech Mioteł” zespołu Hobogobliny, od Syriusza, od Petera – rękawice do quidditcha, a od Remusa – stos czekoladowych żab. Były też paczki od Kevina – kartka z napisem „NIGDY WIĘCEJ WYGŁUPÓW PRZED MECZEM QUIDDITCHA” i przypominajka, oraz od dziadków – książkę o historii quidditcha.
W bardzo dobrym humorze udał się na śniadanie, gdzie zastał drużynę Gryffindoru zawzięcie rozmawiającą o przyszłym meczu z Puchonami. James jęknął i postanowił martwić się o to później. Większość uczniów po śniadaniu udała się na błonia rzucać śnieżkami w siebie albo gajowego Ogg’a. James zbył szybko Syriusza i Remusa (którzy szli na błonia), mówiąc, że jest niewyspany. Postanowił wrócić do dormitorium i poczytać książkę od dziadków. Zanim jednak doszedł do dziury pod portretem zauważył coś ciekawego i intrygującego zarazem. Rabastan Snake szedł w kierunku schodów obok jakiegoś Ślizgona. James rozejrzał się i natychmiast podjął decyzję. Schował się za posągiem Grzegorza Przymilnego i obserwował jak para skręca w lewo i wchodzi do męskiej ubikacji. Ciekawość wzięła górę i James na palcach i powoli poszedł ich śladem. Starał się iść jak najciszej i dopiero po trzech minutach stanął przed drzwiami łazienki. Przycisnął ucho do dziurki od klucza i po chwili dobiegły go głosy. W jednym z nich rozpoznał Rabastana Snake’a.
- Masz to? – zapytał Snake.
- Mam – odparł ktoś szeptem.
- Niepotrzebnie – oparł szybko Rabastan – Ja.. ja się wycofuję.
Ktoś się zaśmiał.
- Wycofujesz się? – zapytał trzeci głos, a James zamarł. Był to głos Harry’ego Goldmana – ścigającego Gryffindoru.
- Nie możesz! – zagrzmiał jakiś Ślizgon – Goldman się zgodził.
- Ale ja nie chcę! – zaprzeczył zdenerwowany Snake.
- Już za późno – zagrzmiał Goldman – Bierzemy czy nie?
Na chwilę zapadła cisza. James mógłby przysiąc, że Snake gorączkowo rozmyśla.
- Dobra.
- 21 galeonów – powiedział Ślizgon, a James usłyszał brzęczenie monet.
Potter szybko odsunął się od drzwi bo usłyszał pospieszne kroki, zanim jednak ktokolwiek wyszedł dało się słyszeć krzyk.
- Levicorpus!
James przysunął się z powrotem i zobaczył Snake’a wiszącego do góry nogami.
- Jeśli komuś powiesz
- Nie powiem – szepnął Snake i runął na ziemię.
James czując przyspieszone bicie serca uciekł do dormitorium. Dobrze wiedział co się stało. Tylko jedna osoba używa zaklęcia „Levicorpus” i jest w Slytherinie.
Severus Snape.
kruk
Nareszcie kolejny part smile.gif. Jest fajny jaj zwykle. Tak trzymać.
Katarn90
no i next part


Świąteczny aura zdawała się z dnia na dzień coraz bardziej opuszczać Hogwart. James i Syriusz dopiero teraz zauważyli, że mają zaległe wypracowanie o eliksirze zmieniającym kolor włosów dla Slughorna, i dla profesora Diffisa – o zaklęciach niewybaczalnych.
- To jest dobre – mruknął Syriusz, który miał podkrążone oczy, bo od kilku godzin pisał wypracowanie dla Diffisa – Imperius. Można by rzucić na Snape’a i kazać mu się utopić – dokończył rozmarzonym głosem.
James dalej kartkował księgę: „Zaklęcia niewybaczalne i ich skutki”.
Nie powiedział nikomu o dziwnej sytuacji w łazience chłopców. Sam nie wiedział dlaczego, ale czuł, że działo się coś ważnego i...złego. Intuicja jeszcze nigdy nie zawiodła Jamesa. Snape zapłacił za coś Goldmanowi i Snake’owi. Tak, musi sobie z nimi pogadać i zakazać im jakichkolwiek układów ze Ślizgonami, szczególnie ze Snape’em. Jeśli coś im się stanie przed meczem...
James podskoczył i zrzucił kilka książek na podłogę.
Goldman i Snake to ścigający Gryffindoru. Serce podskoczyło mu do gardła. Oni...
- Sprzedają mecz! – ryknął głośno James, a wszyscy popatrzyli się na niego.
- Nie – zaprzeczył Syriusz – mówiłem, żeby się utopił...
Ale James już mijał Remusa w dziurze pod portretem i puścił się biegiem po korytarzu. Jakimś cudem wiedział, że Snake jest w bibliotece. „Nie, sam mi to powiedział” skarcił siebie w duchu James. Uśmiechną się na chwilę, ale był zbyt wściekły, żeby było to widać na jego twarzy. Zbiegł na korytarz, gdzie znajduje się biblioteka i niemal kopniakiem otworzył jej drzwi.
W środku panowała względna cisza. Kilka osób wertowało jakieś opasłe tomiska, inni odrabiali jakieś zadania domowe, a James zobaczył Petera i Sturgisa nad wypracowaniem dla Slughorna. W końcu wyłowił wzrokiem Snake’a. Siedział w kącie, sam.
James podszedł do niego szybkim krokiem, odprowadzony czujnym spojrzeniem pani Pince. Na pierwszy rzut oka Snake wyglądał na chorego. Blady był jak upiór, miał podkrążone oczy i mętnym wzrokiem wpatrywał się w książkę.
- Cześć – zagadnął James, któremu do głowy wpadł całkiem ciekawy pomysł.
- Cześć –odparł bez entuzjazmu Rabastan. – Czytam o taktykach quidditcha – poinformował znad wielkiej księgi „Quidditch – technika i taktyka”.
- Mamy problem – powiedział powoli James.
Rabastan spojrzał na niego. Jego przeszywające spojrzenie wywołało ciarki na ciele Jamesa.
- Jaki?
- Ee.. wykryliśmy spisek – powiedział James i z przerażeniem stwierdził, że Snake nawet nie drgnął.
- Harry Goldman – drążył James – Jest u dyrektora. Prawdopodobnie dostanie szlaban i dożywotni zakaz gry w quidditcha. No wiesz, chciał sprzedać mecz.
- To straszne – powiedział w końcu Snake – Mam nadzieję, że go wywalą. Kogo wystawisz zamiast niego?
- Ee..- nie takiego obrotu sprawy James się spodziewał - Syriusza Blacka.
- Fajnie – odparł beznamiętnie Snake i powstał, poczym ruszył w stronę drzwi.
James ruszył za nim i kiedy znaleźli się za drzwiami, James sięgnął za pazuchę. W tym samym momencie Snake obrócił się szybko z różdżką w ręku.
- Puść ją, James – powiedział bardziej zdecydowanym głosem niż w bibliotece, widząc rękę Jamesa, która zacisnęła się na różdżce. James cofnął rękę.
- Ty wredna sprzedajna... – zaczął James, ale Snake tylko ruszył różdżką, a Potter już rozłożył się jak długi na posadzce.
- Ty nic nie rozumiesz – powiedział głośno Snake.
- Rozumiem – zaperzył się James, wciąż nie mogąc podnieść się z posadzki – Dopilnuję, żeby cię wywalili...i Goldmana.
- Myślisz, że tylko my jesteśmy w to zamieszani? – zadrwił Rabastan.
James skamieniał. Znał Snake’a od pięciu lat i nigdy nie spodziewał się czegoś takiego. Zdrady. Po chwili, James, zorientował się, że zaklęcie puściło, ale ze złością stwierdził, że Snake’a już nie ma.
Wiedział co musi zrobić i zrobił to natychmiast. Rzucił się na schody potrącając jakiegoś szóstoklasistę. Wbiegł do wieży Gryffindoru i po chwili stanął przed portretem Grubej Damy.
- Karaluchy! – krzyknął trzęsąc się cały ze złości.
- Przykro mi – zapiała Gruba Dama (James zrobił się blady) – Hasło się zmieniło.
James zaklął głośno. Musiał porozmawiać z kimś, zanim Snake poda komuś spaczoną wersję wydarzeń. Ku jego uldze po drugiej stronie korytarza pojawił się Kevin Biscuit. Dopiero teraz James się zorientował, że to jego potrącił na schodach.
- Czemu tak klniesz!? – zagrzmiał, ale James już podbiegł do niego i klapnął go mocno w pierś.
- W piątek nie możesz wystawić Snake’a i Goldmana! – krzyknął szybko.
Kevin zmierzył go spojrzeniem. James miał niemiłe uczucie, że uważa to za utopijną propozycję.
- Oszalałeś – powiedział w końcu – Jak mamy grać bez dwóch ścigających?
- Chodź – rzekł zniecierpliwiony James i poprowadził go do pokoju wspólnego. Rozejrzał się. Było prawie pusto, więc poprowadził Kevina do fotela przed kominkiem.
- Oni będą grać, tak żebyśmy przegrali – powiedział w końcu.
Kevin prychnął.
- Chyba podczas zabaw z Blackiem przez przypadek uszkodził ci mózg – zadrwił Kevin.
- Co? – zapytał zdezorientowany James.
- Jak niby gracze naszej drużyny mają grać przeciwko nam! – krzyknął Biscuit wstając.
- Mówię ci prawdę! – zarzekał się James – Snape zapłacił im, żebyśmy przegrali..
- Skąd wiesz?
- Słyszałem.
Kevin usiadł z powrotem. Zapadła długa cisza, ale James jej nie przerywał, bo wiedział, że kapitan rozmyśla nad jego słowami.
- I tak muszą zagrać – powiedział w końcu.
- Ale..
- Słuchaj – warknął Kevin, teraz wyraźnie zły – Nie obchodzi mnie to. Jeśli zostali przekupieni to im przemówię do rozsądku, ale jeśli zakażę im grać, nie znajdziemy zastępców do piątku i przegramy walkowerem.
James osłupiał. Nie spodziewał się takiej reakcji. Kevin odmaszerował szybkim krokiem. James opadł na fotel i zaczął rozmyślać. Musi jakoś namówić Kevina, żeby nie wystawiał ścigających. Niestety, żaden pomysł wart uwagi nie wpadł mu do głowy, więc postanowił spotkać się z Peterem, Remusem i Syriuszem i opowiedzieć im o tym. Niestety, okazało się, że wszyscy trzej dostali szlaban u profesor McGonagall za zakopanie w śniegu małego Dionizosa Jonesa. James wrócił do dormitorium w nędznym humorze. Odrobił samotnie lekcje, co jakiś czas zerkając na Lily Evans, która rozmawiała z Vincentem Varcockiem, a potem poszedł się przespać.

***

James był tak zajęty szukaniem sposobu na złamanie korupcji w Hogwarcie, że dopiero świeży numer „Proroka” przypomniał mu o wydarzeniach w Hogsmeade i tajemniczych zniknięciach. James właśnie opowiadał Remusowi o tym jak Snake napadł go w bibliotece, kiedy ten wrzasnął krótko i rzucił gazetę na stół. Wszyscy pochylili się, a James dojrzał nagłówek:
KOLEJNE ZAGINIĘCIA: MILICENTA HOOKS I OSWALD TERYCJUSZ.
A pod nim dopisek:
TAJEMNICZA ŚMIERĆ AUGUSTUSA HORNCLASS’A. AVERY PODEJRZEWANY O ZABÓJSTWO.

James osłupiał.
- Ten Avery? – zapytał, wskazując na bladego chłopca przy stole Slytherinu. James nie bardzo go lubił, w końcu był to przyjaciel Snape’a, ale nigdy jakoś nie zalazł mu za skórę. Potter szczerze wątpił, by jego ojciec mógł być zdolny do zabójstwa. James widział go kilka razy rozmawiającego z Dumbledore’em.
Jeszcze raz przeczytał artykuł. Zerknął na imię: Milicenta Hooks i poczuł niemiłe ukłucie w żołądku. Ta kobieta jest matką Artemidy Hooks – kapitana drużyny Hufflepuffu. James spojrzał na stół Puchonów i rzeczywiście zobaczył Artemidę – była blada i wyglądała na chorą.
Po śniadaniu James poszedł na wróżbiarstwo, a potem na opiekę nad magicznymi stworzeniami. Dopiero po lekcjach przedpołudniowych przypomniał sobie o planie pozbycia się Snake’a i Goldmana. Wiedział, że musi zrobić to szybko, bo musi znaleźć zastępców.
I w końcu udało mu się. Po dwugodzinnych medytacjach w pokoju wspólnym obmyślił plan. Był on bardzo niebezpieczny, ale wyglądało na to, że nie było innego wyjścia. Syriusz, co prawda, zasugerował spotkanie z Dumbledore’em, ale James wiedział, że nauczyciel mu nie uwierzy – nie po nocnej eskapadzie w Hogsmeade.
Pierwsza faza już się zaczęła, pomyślał James, obserwując jak Kevin Biscuit wychodzi przez dziurę pod portretem. Skinął na Syriusza i obaj wyszli.
- Gotowy? – zapytał James za portretem i widząc skinięcie głowy przyjaciela, wyciągnął pelerynę-niewidkę i zarzucił na siebie i Syriusza.
- Wymyśliłeś zaklęcie? – zapytał James.
- Tak, ale...jest bardzo trudne – odparł kulawo Syriusz.
- Jak działa? – drążył ciekawy James.
- Wywołuje ból głowy i brzucha.
- Aha.
Skręcili w inny korytarz i wkrótce, mimo niewielkiego tłoku, zobaczyli Kevina. Rozmawiał z Caradociem Dearbornem. Jedynym, który uwierzył Jamesowi.
- Uważaj, żeby nas nikt nie popchnął – szepnął ostrzegawczo James, kiedy jakiś trzecioklasista musnął Syriusza. Po chwili stali obok Kevina i usłyszeli jego głos.
- Chciałeś ze mną rozmawiać?
- Tak – odpowiedział szybko Caradoc – Chcę ci coś pokazać – i wskazał ręką w stronę lochów.
- Prowadź.
Caradoc i Kevin ruszyli w dół schodami i wkrótce zeszli do lochów, gdzie nie było nikogo. James i Syriusz deptali im po piętach, aż w końcu się zatrzymali.
- Zaraz zobaczysz klątwę Demelgus – poinformował szeptem Syriusz.
W tej samej chwili Caradoc wyciągnął głowę, jakby coś zobaczył.
- Kto tam?
W tej samej sekundzie Syriusz wyciągnął różdżkę, to samo zrobił James.
- Expelliarmus! – ryknął James
- Demelgo! – zapiał Syriusz.
Efekt był natychmiastowy. Kevin został odrzucony przez niewidzialną siłę i upadł na posadzkę. James i Syriusz zaczęli się cofać, aż w końcu wyszli z lochów.

***

Cała drużyna Gryffindoru (wraz z bezczelnie uśmiechającymi się Goldmanem i Snake’iem) zgromadziła się przy łóżku szpitalnym. Leżał na nim zielony Kevin.
- Nie zagra w meczu – poinformowała ich pani Pomfrey, wychodząc zza parawanu innego ucznia – przykro mi.
- Co? – zapytał przestraszony Caradoc.
- Boli go brzuch – powiedziała pielęgniarka zbolałym głosem – no i te wymioty.
Na chwilę zapadła cisza.
- Musimy wybrać nowego kapitana – powiedziała Emelina Smith.
- Myślę – wtrącił Snake – że kapitanem powinien zostać Fabian.
- Nie – zaprzeczył Caradoc – James. James jest najlepszy z nas wszystkich.
Goldman zbladł.
- Może głosowanie? – zaproponował Fabian Prewett.
- Dobra – powiedział szybko James, zanim Snake czy Goldman się sprzeciwili.
Fabian spojrzał na Snake’a.
- Głosuję na ciebie, Fabian.
- James – powiedziała krótko Emelina.
- James – powtórzył Caradoc
- James Potter – rzekł Fabian.
- Emelina – mruknął Goldman.
James uśmiechnął się. Wygrał. A więc plan się powiódł.
- Kogo wystawisz? – zapytała życzliwie Emelina.
- Och – westchnął James – ja już sobie wszystko obmyśliłem. Zagra Dionizos Jones.
Snake i Goldman wymienili spojrzenia. Pani Pomfrey dopiero teraz zauważyła, że przygląda się całej scenie z otwartymi ustami, więc pospiesznie wyszła z zali na zaplecze.
- A ponadto – ciągnął James – Zagrają Vincent Varcock i Syriusz Black.
- Ooo – zdumiał się Caradoc – a to za kogo?
- Za Rabastana i Harry’ego – powiedział z mściwym uśmieszkiem James.
- CO? – krzyknął Snake.
- Dobrze słyszałeś – odparł James – Wynocha.
James jeszcze nigdy nie czuł się tak dobrze. Vincent i Syriusz gwiazdami nie byli, ale przynajmniej chcieli wygrać. Mały Dionizos też wymagał nauki, ale James stwierdził, że lepsze to niż walkower. Po powrocie do dormitorium wyciągnął się wygodnie w fotelu i mruknął do Caradoc’a.
- Dobrze zagrałeś swoją rolę.
Dearborn uśmiechnął się.
Katarn90
dzięki za wszystkie komenty. Moje opowiadanie się kończy (ciąg dalszy w HP i ZF w rozdziale "Najgorsze wspomnienie Snape'a biggrin.gif )

Oto przedostatni kawałek



Termin meczu zbliżał się nieubłaganie. Dionizos, Syriusz i Vincent trenowali co dzień, czy to w deszczu, czy w śniegu, zawsze musieli być gotowi na to, że podejdzie do nich James i rozkaże im ćwiczyć. Inni zawodnicy mieli nieco łatwiej. Caradoc i Emelina cały dzień siedzieli przy modelu stadionu quidditcha (wyczarowanym przez Remusa i Syriusza na spółkę) i obmyślali taktykę. Dearborn nawet spóźnił się na transmutację za co stracił 10 punktów. James był natomiast zajęty dbaniem o swoje zdrowie. Już w dzień po wyrzuceniu sprzedajnych ścigających, Roger Gregory uderzył go „Drętwotą”. Całe szczęście, że w pobliżu był Syriusz, który ukarał Rogera klątwą Demelgo. Kolejne łóżko w skrzydle szpitalnym zostało zajęte.
Kilka godzin później James natchnął się w toalecie na Rabastana Snake’a, który próbował rzucić Impedimento. James uniknął ciosu i oddał Snake’owi zaklęciem „silencio”. Snake nie mógł mówić przez cały dzień dopóki sam Dumbledore (który zobaczył Snake’a i domyślił się co się stało) nie rzucił przeciwzaklęcia.
- Dzień dobry, panie profesorze - powiedział James, wchodząc do gabinetu dyrektora. Było późne popołudnie, ale James bardzo chciał porozmawiać z dyrektorem. Tym razem musiał mu powiedzieć o działaniach Snake’a i Goldmana.
Gabinet Dumbledore’a był zagracony wszelkiego rodzaju pamiątkami, urządzeniami czy klatką dla feniksa – Fawkesa.
Sam dyrektor siedział nad jakimiś dokumentami i podniósł wzrok dopiero gdy James odchrząknął głośno.
- Ja chciałem coś panu powiedzieć – rzekł.
- Usiądź – zachęcił do Dumbledore.
James usiadł. Postanowił od razu przejść do rzeczy.
- Uważam, że Rabastan Snake i Harry Goldman dostali pieniądze, żeby sabotować piątkowy mecz – powiedział szybko.
Dumbledore nawet nie drgnął.
- Skąd wiesz?
- Ja.. – James zawahał się, nie wiedząc na ile może ufać dyrektorowi, ale po chwili kontynuował – Ja słyszałem ich transakcję. To był Snape. Snape im zapłacił.
Dyrektor westchnął.
- Wiem.
- Co? – James został kompletnie wytrącony z równowagi.
- Wiedziałem o tym – powtórzył Dumbledore – Ale co mogłem zrobić?
- Jak to co? – zapytał zdziwiony James – panie profesorze – dodał szybko – mógł im pan dać naganne i odjąć punkty.
- Gryffindorowi?
- E.. – James urwał – No tak.
Dumbledore uśmiechnął się i powstał. Po chwili podszedł do okna i rzekł.
- Nie pomyślałeś, że to nie oni mają pomóc przegrać Gryffindorowi?
- Co? – James po raz drugi został brutalnie wytrącony z równowagi - Przecież słyszałem...
- Że mają zrobić coś by Gryffindor przegrał – przerwał mu Dumbledore - Posłuchaj.
Wrócił na swój fotel i oparł dłonie o blat stołu.
- Mam pewną hipotezę – rzekł – nie bez dowodów śmiem sądzić, że dwaj pomysłowi młodzieńcy zaczarowali którąś z kul do quidditcha. Ale uważam też, że Harry i Rabastan nie są jedynymi zamieszanymi. Wyobraź sobie lejek. Na samym końcu są wyżej wymienieni, ale ważniejsze jest to co znajduje się u szczytu. Rozumiesz?
James patrzył z podziwem na dyrektora. Rzeczywiście, było w nich sporo racji i uzasadnionych przypuszczeń.
- Wyrzuci ich pan? – zapytał James – Tych, na szczycie lejka?
Dumbledore uśmiechnął się po raz kolejny.
- To będzie sprawa tylko między nami. Rozumiem – dodał głośniej widząc, że James otwiera usta – że jesteś zaangażowany w całą sprawę, ale nie do uczniów należy karanie. Chociaż – kąciki jego ust zadrgały - podejrzewam, że to ty jesteś odpowiedzialny za atak na panów Rabastana i Rogera.
- Ee.. tak.
Dumbledore westchnął. James czuł się bardzo głupio, ale o dziwo dyrektor znów postanowił puścić mu to płazem. Zerknął tylko z ostrym błyskiem w oczach na Jamesa i pozwolił mu odejść.

***

W dzień meczu James obudził się bardzo wcześnie. Grał w drużynie już od czterech lat, więc teoretycznie nie powinien mieć tremy. Mimo to czuł jakby jakiś wielki i ciężki kamień ciążył mu na sercu. To będzie sprawdzian dla Syriusza, Dionizosa, Vincenta i dla niego, Jamesa. Na śniadaniu w Wielkiej Sali panowała napięta atmosfera – Gryffindor musi wygrać żeby mieć szansę na dalszą grę. Ale to nie wszystko. Ravenclaw musiał przegrać ze Slytherinem. Jeśli tak się stanie Gryffindor wygra puchar, ale jeśli Ravenclaw wygra, dla gryfonów zostanie trzecie miejsce. James przełknął z trudem tosta i obserwował innych graczy. Syriusz, o dziwo, w ogóle się nie denerwował. James wiedział, że całkiem dobrze gra na pozycji ścigającego, więc bardziej martwił się o zielonego już Vincenta i bladego Dionizosa. Przypomniał sobie swój pierwszy mecz. To było w drugiej klasie, mecz przeciwko Ślizgonom, przegrany zresztą, ale nie z winy Jamesa. Po prostu obrońca, Roland Leight, puszczał gol za golem i nawet złapany przez Jamesa znicz nie uratował sytuacji. Dziś Leight jest w siódmej klasie i nie gra już w drużynie od tamtego czasu.

James wstał i zwołał do siebie drużynę. Wszyscy ruszyli w stronę wyjścia. Śnieg już dawno stopniał, ale nadal było zimno. Wiatr był mocny, ale nie przeszkadzał w lataniu. Kiedy doszli do szatni, szybko się przebrali i stanęli przy wyjściu oczekując na głos komentatora. Był nim tym razem Roland Leight, który zastąpił profesora Diffisa na tym stanowisku.
Stadion powoli się zapełniał, tu i ówdzie było widać czerwone flagi i plakaty, niektórzy mieli chorągiewki. Kibice Puchonów również przygotowali ogromne transparenty i hasła podżegające do walki o puchar.
- Witamy wszystkich na przedostatnim meczu w sezonie – rozległ się po stadionie magicznie wzmocniony głos Rolanda.
- Gryffindor kontra Hufflepuff. A oto gracze Gryffindoru – zagrzmiał gdy z szatni wyszedł James z drużyną – James Potter, Vincent Varcock, Syriusz Black, Dionizos Jones, Caradoc Dearborn, Fabian Prewett i...Emelina Smith.
Rozległy się głośne brawa. Ślizgoni gwizdali głośno.
- A oto Hufflepuff! Artemida Hooks, Tom Grand, James Coltrane, Angelica Cook, Larry McDonald, Ryan Wood i… Mike Patton!
James patrzył jak siedmioro zawodników Puchonów wzbiło się w powietrze i po chwili wylądowało miękko obok sędziego.
Rozległ się gwizdek. James nie patrząc co robią inni wzbił się wysoko i zaczął wypatrywać znicza. Tylko komentarz Leight’a uświadamiał mu co się dzieje z innymi graczami.
- Black! Black podaje do Smith, Emelina przerzuca w lewo......ach! Kafla przejął Grand, Grand podaje do Wooda, ale tam jest Varcock, Varcock łapie kafla, podaje szybko do Blacka...rzuca i......GOL! Dziesięć do zera do Gryfonów!
James rozglądał się, ale nigdzie nie widział znicza. Zerknął na Pattona, ale on też wisiał bezczynnie w powietrzu wypatrując złotej piłeczki.
- Teraz Hooks podaje do Granda, ale świetnie wszedł Jones! Co za precyzja, pamiętajmy, że ma dopiero trzynaście lat, ale James Potter słusznie na niego postawił, tylko popatrzcie. Teraz Wood leci obok Smith, przerzuca na drugą stronę, tam jest Hooks, Hooks łapie kafla rzuca i...jest! A jednak! Fabian Prewett znów wspaniale broni. Black podaje do Smith, Smith cofa się, ale oddaje szybko, kafla ma Black, podaje do Varcocka, Varcock wspaniały unik...tuż obok niego Dearborn odbił tłuczka, ale leci Varcock, podaje do Blacka! Black, Varcock, Smith, Varcock, Black, Smith, Black, Varcock rzuca iiiiiiiiiii……. GOOOOOL! Dwadzieścia do zera.
James nie mógł powstrzymać się od uśmiechu. Syriusz już dwa razy trafił do pętli.....
- AAAAAJ! Proszę państwa! Co za ohydne zachowanie! – ryknął Roland.
James obrócił się i zobaczył jak pałkarz Coltrane uderza Syriusza, który po chwili spadł z miotły z wysokości kilku metrów.
- FAUL!
Rozległ się gwizdek, ale James już leciał do Syriusza.
Obok niego stał profesor Flitwick i mruczał coś machając różdżką.
- Nic mu nie będzie? – zapytał James lądując obok tego małego zbiegowiska.
- Wyliże się – zapiszczał Flitwick, ale nagle Jamesa szturchną Caradoc.
- Gramy!
James wzbił się w powietrze i zobaczył jak Flitwick wyprowadza Syriusza z boiska. Tymczasem Emelina wykonała rzut wolny i zdobyła kolejny punkt dla Gryffindoru. James miał złe przeczucia. Przez kolejne pół godziny wynik zmienił się na siedemdziesiąt do czterdziestu dla Gryffindoru, ale znicza wciąż nie było widać, a robiło się już ciemno. Po godzinie grania wynik był dwieście do dwustu. Było już całkowicie ciemno, tak, że James przestał już wierzyć w wygraną. Syriusz wrócił na boisko, ale coraz gorzej grał.

***

- Musimy przerwać! – zapiszczał Flitwick.
- Ależ zasady są jasne – krzyknęła profesor McGonagall – Grają dopóki nie złapią znicza.
Flitwick westchną.
Była północ. Wielu uczniów udało się do dormitoriów, ale połowa stadionu wciąż dzielnie czekała na rozstrzygnięcie. Było trzysta dziesięć do trzystu dla Gryffindoru. Noc była bardzo ciemna, więc szukający – Patton i James bez przerwy latali z różdżką w ręku, aby móc dostrzec znicza. Roland był już tak zmęczony, że mecz teraz komentował profesor Diffis.
Wreszcie około pierwszej nad ranem (wynik prawie się nie zmienił bo ścigający nie mieli sił grać) James dojrzał gdzieś nad trybunami znicza. Wcześniej widział go kilkakrotnie, ale teraz był dość blisko. Zobaczył ciemną plamę za sobą – pewnie Patton też dojrzał znicza. James przyspieszył i zaczął gonić piłeczkę. Widział jak ta szybuje w dół i znajduje się kilka calów nad ziemią. James ponaglał miotłę, znalazł się już obok znicza, jeszcze jeden metr....centymetr iiiiiiii....
- JEST!! – ryknął Diffis, a setki uczniów ocknęło się i nieprzytomnie rozglądało szukając zwycięzcy.
- Gryffindor wygrał! James Potter złapał znicza!
James zobaczył jak wszyscy gracze lądują na ziemi. Podbiegł do niego Syriusz.
- Udało się! – ryknął – Wygraliśmy.
Po chwili wszyscy otoczyli Jamesa i gratulowali mu wspaniałego chwytu. Dopiero po kilku minutach Potter wyrwał się z objęć przyjaciół i poprowadził drużynę do szatni. Wczesnym porankiem wracali do zamku wspominając najwspanialsze momenty jakże długiej gry. Kiedy James położył się w ciepłym dormitorium od razu zasnął, nie wiedząc, że zaledwie kilka kilometrów dalej trzech zakapturzonych ludzi dorwało kolejnego pracownika ministerstwa. Nie obudził się nawet, kiedy nocną ciszę Hogsmeade przerwał krzyk.
- MORSMORDE!
Vanillivi d'Azurro
Szczerze mówiąc, to opowiadanko nie powaliło mnie. Nie jest złe, ale dość banalne i truno się nim zainteresować. Ale, puz dalej, zobaczymy co ci z tego wyjdzie.
Katarn90
Obawiam się, że już podjąłem decyzję o niekończeniu tego opowiadania. Za bardzo je rozwlekłem, pogubiłem się, straciłem główny wątek. Ale pisze już następne jedno-dwu partówki.
Tomak
No to lipa. Przeczytaj całosc kilka razy to moze jakos uda ci sie złapać wątek i opowiadanko bedzie krącić się dalej.
To jest "lekka wersja" zawartosci forum. By zobaczyc pelna wersje, z dodatkowymi informacjami i obrazami kliknij tutaj.

  kulturystyka  trening na masę
Invision Power Board © 2001-2025 Invision Power Services, Inc.