Cassidy oparła się plecami o mur. Lekki, lecz bardzo zimny wiatr bawił się jej włosami. Sięgnęła lewą ręką by zgarnąć je sobie z twarzy. Nagle syknęła i cofnęła ją szybko. Mroczny Znak został wyryty w jej skórze zaledwie trzy dni temu- ciągle bolał ją jeszcze przy każdym ruchu. Mimo doznawanych cierpień była bardzo szczęśliwa dumna z siebie- teraz, gdy jedne koleżanki rozpaczają za zmarłą Katie, a inne męczą się w szkole, ona ćwiczy niebezpieczne uroki pod czujnym okiem Bellatrix. Właściwie nie była szczególnie utalentowana, ale miała w sobie tyle samozaparcia, że robiła spore postępy- pokochała szczególnie zaklęcia niewerbalne. Uwielbiała też ‘wyjścia w teren’ z Bellą- łapały sobie mugola (lub dwóch) i mogła ćwiczyć poznane zaklęcia w bardziej praktyczny sposób. Czarodzieje nie zwracali uwagi na ich zniknięcia, a one miały dobrą zabawę.
Mimo to, że poznała wiele czarodziejskich sposobów zabijania, często bardzo okrutnych, cały czas nie była w stanie się oprzeć bardziej mugolskim sposobom- nóż czy mały pistolet- piękna rzecz! Bellatrix nie rozumiała tego.
*****
- Cassidy!- dziewczyna szybko podniosła głowę, wyrwana z zamyślenia- Drętwota!
Uskoczyła. Z muru oderwał się spory kawałek kamienia i upadł tam, gdzie przed chwilą stała.
-Eh, kiedy ty wreszcie przyjmiesz do wiadomości- Bellatrix patrzyła na nią z dezaprobatą- że skoro umiesz zaklęcie tarczy, to masz z niego korzystać? A ty...
-...ciągle uniki i uniki- wpadła jej w słowo Cassidy
Bella spojrzała na nią ze złością.
- Nie przerywaj mi!- wycedziła, podnosząc różdżkę
- Bo co mi zrobisz?- spytała Cassie drwiąco i od razu poczuła, że przesadziła. Bellatrix była naprawdę zła.
- Crucio!- dziewczyna wrzasnęła; zaklęcie zwaliło ją z nóg. Bella zaśmiała się i opuściła różdżkę. Przez chwilę przyglądała się jej, po czym podała jej rękę. Dziewczyna podniosła się szybko; oczy pałały jej złością a oddech miała nierówny i przyspieszony.]
- Idziemy- Bellatrix pociągnęła ja za sobą.
*****
Cassidy leżała na skalnym brzegu głębokiego urwiska. Zwiesiła ręce wzdłuż jego gładkiej, pionowej ściany. Nie czuła się zbyt dobrze- ostatnie wydarzenia zachowały się w jej pamięci jako zlepek bezładnych zdarzeń. Wiedziała, że ćwiczyła z Bellą zaklęcie zapomnienia, bardzo pożyteczne, bo usuwające z pamięci tylko wybrane wydarzenia. Westchnęła ciężko- coraz częściej wspominała Hogwart- tam nie obrywała zaklęciami Bellatrix, tam śmierciożercy nie wyśmiewali się z jej wieku...Niee, dobrze jej tak, jak teraz jest- i co z tego, że zdarza jej się trochę pocierpieć- liczy się tylko Mroczny Znak na lewym przedramieniu- znak przynależności do Czarnego Pana. On mówił jej w czasie Mrocznej Ceremonii, że nie będzie lekko...
Z ponurych rozmyślań wyrwały ją czyjeś głosy.
- Masz rację, kochanie- mówił chłopak- ale szwecja ma wielkie szanse wygrać...
- A ty tylko o Quidditchu myślisz- rozległ się słodziutki głosik dziewczyny- Tylko Kafle, Znicze, tłuczki... a ja?
‘Czarodzieje!’ pomyślała Cassidy ’I do tego nie do końca rozgarnięci, bo zakochani!’ uśmiechnęła się lekko, a w jej oczach pojawił się niebezpieczny błysk ‘Wreszcie będę miała szansę odreagować!’
Głosy zbliżały się. Cassie cofnęła się szybko w cień. W samą porę- zaraz potem zakochani pojawili się nad urwiskiem.
- Jak tu romantyczne! –zachwyciła się dziewczyna. Miała długie blond włosy i różowa sukienkę do kolan.
Chłopak zaczął ją całować. Ona objęła go jedną ręką, a drugą bawiła się długimi trawami, wyrastającymi jej spod stóp. Cassidy wyciągnęła pistolet. Przyglądała się chwilę, po czym odbezpieczyła, wycelowała i strzeliła.
Dziewczyna wrzasnęła i zatoczyła się do tyłu. Cassie wyszła z cienia i machnęła różdżką. Cienkie sznury oplotły ranną. Chłopak spojrzał na nia z przerażeniem. Dziewczyna powoli odwinęła lewy rękaw pokazując mu Mroczny Znak.
-Błagam, nie zabijaj jej!- krzyknął chłopak- zabij mnie, ale ją zachowaj!
Cassidy podeszła krok do przodu. Cofnął się. Od przepaści dzielił go zaledwie metr. Podniosła różdżkę. Cofnął się jeszcze parę kroczków, zachwiał się i zaczął spadać. W ostatniej chwili złapał się jeszcze krawędzi urwiska. Dziewczyna zaczęła się wić i szlochać. Cassie wyciągnęła nóż.
‘Bellatrix nie byłaby ze mnie dumna, „takie mugolskie metody”...’
Delikatnie zaczęła mu nacinać palce. Na szarą skałę spłynęło kilka kropel krwi. Spojrzała mu w twarz i uśmiechnęła się bezlitośnie. Przycisnęła nóż mocniej. Wrzasnął rozdzierająco. Po chwili ostrze zazgrzytało na kości. Ominęła ją i zaczęła nacinać boki palców zanurzonych do połowy w kałuży krwi. Nie wiadomo jakim cudem on jeszcze się trzymał ściany. Cassidy wstała i zmiażdżyła mu dłoń obcasem. Rozległ się szczęk łamanych kości, chlupot krwi i wrzask chłopaka. Zaczął spadać. Po chwili rozległ się głuchy dźwięk upadającego na skały ciała.
Cassidy zwróciła się do dziewczyny.
- Michael... Michael- szeptała, a po twarzy ciekły jej łzy,
Cassie podniosła różdżkę i zawahała się.
‘Miłość... ona go kochała... nie myśli o tym, że zaraz ją zabiję, tylko o nim...’
Odwróciła wzrok. Przed oczami stanęła jej Bellatrix, wyśmiewająca się z jej słabości.
- To dla ciebie, Bella...- szepnęła Cassie- Crucio!
Ranna dziewczyna zaczęła się wić i wrzeszczeć z bólu, tak głośno... coraz głośniej...
‘Niech ona się tak głośno nie drze!’ pomyślała ‘jak ją uciszyć?’
‘Przecież jest zaklęcie’ podpowiedział jakiś głosik w jej głowie
‘Zaklęcie!? Przecież to nie będzie ciekawe!’ rozejrzała się z rezygnacją.
Jej spojrzenie zatrzymało się na odciętych palcach chłopaka. Delikatnie wzięła je i wcisnęła dziewczynie w rozwarte usta, obciekającymi od krwi paznokciami do wewnątrz.
‘Jak to wygląda!’ Uśmiechnęła się patrząc na wystające jej z ust kikuty. Z każdego wysuwało się trochę cienkiej, białej kości, złamanej na końcu i ozdobionej czerwienią.
-Nie takiej randki się spodziewałaś, co? – zadrwiła, patrząc na dziewczynę
Po bladej twarzy rannej spłynęła łza. Mimo, że kula nie trafiła w tętnicę, krwi zdążyło już dużo wypłynąć.
- Crucio!- Cassidy machnęła różdżką.
Dziewczyna zaczęła skręcać się gwałtownie a potem coraz słabiej i wolniej. Palce chłopaka powypadały jej z ust. Wrzasnęła cicho, słabym głosem. Cassie cofnęła zaklęcie.
- Michael...- szepnęła dziewczyna i uśmiechnęła się słabo.
Zamknęła oczy i znieruchomiała. Umarła.
Cassie stała jeszcze przez chwilę. Powiedziała coś cicho i machnęła różdżką, po czym odeszła.
*****
Cassidy szła raźnym krokiem, a zimny, lekki wiatr pieścił jej twarz i włosy. Oczy błyszczały jej niezdrowym światłem i uśmiechała się z zadowoleniem.
Lewe ramię już jej nie bolało.
Za nią na nocnym niebie lśnił Mroczny Znak.