
Epizot 1, czyli jak Gertruda Whemper przeczytała książkę pt.:"Harry Potter i Kamień Filozoficzny"
-Toż to skandal!
-Oj babciu…Głupia książka tylko.
-Głupia książka, też mi coś! To stek kłamstw! Same bzdury!
-Oj babciu…
-Ja tego tak nie zostawię! Różdżki! Nie, to przechodzi ludzkie pojęcie!
-Oj babciu!
-I co to za prymitywne zaklęcia! Żadna szanująca się czarownica nie użyłaby tych dziwacznych… epleriamusów czy jak im tam!
-Expelliarmus, babciu.
-O! I jeszcze te zielone takie, phi! Abra Kadabra czy jakoś tak!
-Avada Kedavra babciu.
-No właśnie mówię! Abra Kadabra… Żałosne. To poniewiera honor porządnej czarownicy! Świechta nasze dobre imię!
-Oj babciu…
-Przestań mi tu ojować, tylko idź do lasu i zbierz trochę świeżych ziół! Krzyż mnie rozbolał od tych nerwów.
-Tak babciu.
-Wrzuć je do kociołka i wymieszaj porządnie.
-Tak babciu.
-I pamiętaj! Masz wszystko wyszorować, na błysk! Żadna szanująca się czarownica nie będzie pracować w brudzie. Nie to, co w tej książce. Doprawdy…Kamień Filozoficzny! Phi! Nikt nie może naruszać Zasad…
-To ja już pójdę babciu.
-Dobrze, moje dziecko…Sowy, phi! … Też mi coś…
***
-Ale ją zdenerwowałaś.
-Zamknij się.
-Byłem pewny, że zaraz miotnie w tę nieszczęsną książkę czymś ciężkim.
-A, co? Zgłosiłbyś się na ochotnika?
-Bardzo śmieszne…
-Żebyś wiedział.
-Co nie zmienia faktu, że… Aua! Za co to?!
-Powiedziałam-ZAMKNIJ SIĘ! Nie wiesz, że słów czarownicy nie należy lekceważyć?
-Wiem…Ale nie sądziłem, że to również dotyczy tych miniaturowych.
-Och, ty… Przerobię Cię na pokarm dla kur, słyszysz?! Tak uciekaj! Co za wredny ptaszysko…
***
-A ten cały Potter… Sądzisz, że by wytrzymał w naszym lesie? Bo ja wątpie. Od razu by go wilki zżarły!
-Babciu, doprawdy!
-Nieźle byśmy się ubawiły obserwując, jak próbuje użyć tej swojej RÓŻDŻKI. A w ogóle, co to za pomysł…
-Oj babciu, jedz, bo ci wystygnie. A taka dobra ta zupa. Pieczarkowa.
-Już jem, jem… Ale pomyśl. Polana, on pośrodku otoczony przez wilki. Prędzej się zsika niż coś im zrobi!
-BABCIU!
-Co? Pomarzyć staruszce już nie wolno?
-Nie o takich rzeczach!
-Ale ty jednak do matki podobna jesteś. Tak wykapana Megara. Właśnie! Gdzie jest Sebastian? Nie wrócił na obiad…
-Pewnie się czegoś wystraszył.
-On? Przypominam Ci moja droga, że ten kruk należy do Gertrudy Whemper! Moja duma mój… O widzisz! Już przyleciał Bądź tak dobra i otwórz mu okno. Mogłabym się założyć, że bez problemu prześcignąłby te ich sowy…
-Już otwieram. No, co się gapisz? Właź to środka! A ty babciu, nie myśl już o sowach tylko zajmij się jedzeniem!
-Nie trzeba jej było dawać tej książki…
-Zamknij się, bo nie ręczę za siebie!
-Już się boje! Co to? Gałka oczna?
-Pieczarka baranie!
-Nie baranie a kruku… Że też moja pani wzięła pod swój dach takiego przygłupa.
-Odwal się!
-Ej, wy dwoje! Spokój! Zjeść człowiekowi nie dadzą. Dobrze, że i z mojego kominka nie wylatują list, bo bym chyba od tego hałasu zwariowała… Czarodziejskie szachy, phi! Jakby zwykłe nie wystarczyły… Pewnie za trudne zasady…
-Babciu, jedz!
***
-Nie rozumiem, jak można nazwać las Zakazanym… No owszem, skoro się tam powpuszczało jakieś wredne stwory…
-Babciu. Przestań o tym myśleć. Proszę cię! Pończochy też wygotować?
-Nie, tylko bluzki, spódnice i fartuchy. Halki ręcznie. Swoją drogą ciekawe, kto im tam prał? Może mięli jakieś specjalne pomoce domowe… Chociaż nie, to byłoby zbyt mongolskie.
-Jakie?
-No mongolskie! Tak nazywali wszystko, co pochodziło od zwykłych ludzi.
-Mugolskie babciu.
-No! Dokładnie. Jakby magia była jakimś darem phi! Oczywiście, NIE KAŻDY osiągnie w niej rezultaty. Ale jeśli ma się talent…
-Jak ty?
-Jak ja… Nie trzep tylko wyciśnij a potem wywieś na słońce. Bo inaczej będziemy tu miały powódź.
***
-Gdzie idziesz moje dziecko?
-Nakarmić Azakiela babciu.
-Dziwne, że on się jeszcze rusza- tak grubego kocura to pewnie nawet ten ich Hogird nie widział!
-Hagrid babciu. Nie myśl już o tej książce, proszę cię!
-Jak mogę nie myśleć, skoro tyle w niej głupot, co? Krew jednorożca, też mi coś! Przecież te zwierzęta nie istnieją!
-Ja kiedyś jednego widziałam, tam przy wiosce…
-To Ted- wiesz, syn sklepikarza ten, co przychodzi do nas po wywar na kurzajki- kupił sobie konia a potem pomalował go na biało i jasnym sznurkiem róg mu doczepił. Też się naczytał tych bujd… Ciekawe, czy słyszał to porzekadło, że jednorożca może dosiąść tylko dziewica… A patrząc na młodą Doroty Holmes…
-BABCIU! Proszę!
***
-Babciu, na dworze czeka Ted, syn sklepikarza. Mówi, że nie jest w stanie osiodłać swojego konia.
-Och, naprawdę?
-Tak… Rozumiem, że nie chcę wiedzieć jak to zrobiłaś?
-Na wszystko przyjdzie czas moja droga, na wszystko przyjdzie czas… Ciekawa jestem, czy ten jej Globus też by tak potrafił!
-Jaki znowu globus, babciu?
-No z tej książki. Dyrektor, co niby taka szycha, a jedenastoletniego dzieciaka wysyła do walki.
-Babciu… Chodzi Ci o Albusa Dumbledore’a.
-No a niby, o kogo innego?
-Posłuchaj, może naprawdę będzie lepiej, jeśli zapomnisz o tej nieszczęsnej książce. I porozmawiaj z Tedem, bo się chłopak tam prawie popłakał.
-Powiedz mu, że już do niego idę. Sebastian!
-Tak?
-Zanieś to na pocztę… Tylko ani mru mru Alicji, czy wyrażam się jasno?
-Oczywiście. Jeśli mogę zapytać, co jest w tym liście.
-Niespodzianka.
***
-BABCIU!
-Tak dziecko?
-W porannej gazecie pisali, że autorka „Harry’ego Pottera” zachorowała na bardzo dziwną przypadłość. Lekarze są bezradni.
-Naprawdę?
-Tak. Mówiła, że dostała list, z którego wyleciał zielony pył.
-Nie może być! I co?
-Policja próbuje rozgryźć pseudonim nadawcy. Mówią, że podpisał się jako „Prawdziwa Czarownica.” Nie sądzisz, że powinnyśmy posłać jej odtrutkę?
-A niech sobie prosi tego swojego Mistrza Eliksirów- Snape'a! Jestem bardzo ciekawa, jak sobie poradzi! Mężczyzna w kuchni, phi!
-Babciu!
-Nie trzeba było...
-Babciu!
-Ale ona splamiła nasze dobre imię!
-Babciu! Natychmiast wyślemy Sebastiana na pocztę…
-Nieee… Błagam… Agonia! Umieram z wyczerpania!
-A chcesz po piórach?
-Właściwie, to nie jest aż tak źle…
-Widzisz? Babciu, jestem pewna, że jeśli do fiolki dołączysz kilka miłych słów pani Rowling zapomni o całym zdarzeniu.
-Skoro muszę…
***
-Richard, co to do cholery jest?
-Nie wiem. Ale lepiej nie przepuszczać. Po aferze z tamtą kopertą J.K. zrobiła się nadwrażliwa.
-Patrz! Jest podpis… Prawdziwa… O stary! To od tej samej!
-Szybko, wyrzuć zanim coś się komuś stanie!