zmurszałe bloki pełne
szarości
wybite okna, drzwi rozwalone
zamki zepsute, klamki
złamane
dwóch gości z żelem, w niebieskich dresach
pięć pasków mają,
zero pieniędzy
trzy flaszki wina, dwie wódki czyste
kastet na palcach,
kij w rękach obu
czekają dzielnie, pełni nadziei
na lepsze czasy,
gdzie nóż wystarczy
by frajerowi wydrzeć gotówkę
jakże potrzebną, na
życie godne
no i na fajki, lub lepiej zioła
by ten świat szary nabrał
koloru
by przestać widzieć wciąż tylko nudę
by poczuć odlot, przestać
się martwić
że w dniu następnym zabraknie kasy
na wszystkie rzeczy
najpotrzebniejsze
na tanie wino, na jakieś prochy
bułkę dla matki,
kosy ostrzenie
przestać się martwić, że ci frajerzy
po raz kolejny
dzwonią po gliny
"a niech se dzwonią, ostrzegaliśmy
pójdziemy
później, zarąbać gnoi"
stoją i widzą: idzie panienka
"dzięki
ci boże, że nam sprzyjałeś"
jutro w dzienniku: kradzież i
gwałty
"o co im chodzi? toż sama chciała
niechaj się cieszy, że
żyje jeszcze"
stoi dwóch gości, w dresach z paskami
kastet na
palcach, kij w rękach obu
dwie bramy dalej trzech innych stoi
i razem
myślą, jak by to sprawić
by ten świat chory stał się normalny