Przybądźcie do mnie wszystkie Muzy moje
z którymi-m był niedawno i te porzucone,
Przyfruńcie i bądzcie przy mnie, tak bardzo się boje
Że sam będę, sam zupełnie... przed zgonem
Tak wiem, że ja nigdy nic już nie napiszę,
Nigdy nic nie zagram, ani nie zaśpiewam,
Nie mam oczu, uszu i języka - liczę,
że na chwilę zastąpicie mi to czego nie mam.
Tak wiem, byłem zaborczy, brałem ponad miare
By was potem porzucać jak stare zabawki,
Ale oto leżę, niegroźny już wcale
Posiedźcie trochę przy mnie siostry, żony, matki...
Choć na krótką chwilę wpuście światła promień
Do komnat mej duszy, ciemnych i zatęchłych,
Chciałbym raz jeszcze na twarzy poczuć powiew
wiatru, nim mnie otchłani głąb wciągnie bezdenny
Proszę was, połóżcie teraz wasze ręce
Tak miękkie i ciepłe na me zimne skronie
Proszę, choć nie powinienem prosić o nic więcej
O jedno, jedyne słowo w mej obronie
Gdy Bóg zacznie ważyć moją duszę marną
Powiedzcie, przecież wiecie, że to słowa prawdy!
Pisałem z nienawiścią, pisałem z pogardą
Ale nie dla nienawiści i nie dla pogardy.