Nie ma prawdy, poza prawdą, że wcale jej nie ma
W imię tej jednej, której nie ma, można zrobić wszystko
Stoją rzędem wystawieni jak na pośmiewisko
Ci, którzy nie chcą jeszcze zrównać cienia
Ze światłem.
Wpatrując się ciągle w wyblakłe
Stronice martwych ksiąg.
Wielkie słowa starannie spośród innych przebrane
Muszą ciągle nieść ogromny ciężar pustki
Kiedyś równe żołądki, dzisiaj równe mózgi
I walka, kto na straży równości tej stanie
Możesz patrzeć.
Nie powiedzą ci strony wyblakłe
Jak wyjść poza krąg.
Czujesz to wzburzenie? Tak, wiemy, że czujesz
Nad kamieniem niecelnym rzuconym bez myśli
Nad obelgą, która żyje - bo nie równa wszystkich
Ze wszystkimi, nim ten gniew przeżujesz
Umrze kolejny
Człowiek trawożerny
Który marzy o prawdzie, która wciąż ma zęby
Do przegryzania okowów.