Chciałam Wam zaprezentować wstęp do mojego opowiadania, jesli się spodoba, będą następne części. Z góry chcę uprzedzić oskarżenia o marysuizm, spowodowane tym, że główna bohaterka ma ten sam pseudonim co ja. Chciałam to zmienić, bo wiem, że tego typu rzeczy wpływają negatywnie na odbiór opowiadania, jednak jestem bardzo przywiązana do swojej postaci z która mam wiele cech wspólnych, a niektóre wątki są jakby żywcem wzięte z mojego życia, dlatego sądzę, że inne nazwisko byłoby sztuczne i niepasowało do niej. Życzę miłej lektury.
Manifest krwi
16 maja 2022
Czasem, kiedy zamykam oczy, znikają wszystkie problemy dnia codziennego, a moje myśli zaczynają krążyć swobodnie po Oceanie Wyobraźni. Niekiedy zatrzymują się gdzieś w bliżej nieokreślonym miejscu na Morzu Adriatyckim, gdzie na statku Viktoria V. Marszałek Cukiereczek spotyka się z Panem R. i wtedy już wiem, że życie jest podłe i nic się na to nie poradzi.
- Chociaż nie, Panie Marszałku, ma Pan rację, trzeba przynajmniej próbować – westchnę patrząc gwiazdy i zobaczę, jak Marszałek Cukiereczek wzruszy ramionami z mina człowieka, któremu już dawno przestało na czymkolwiek zależeć, po czym spyta rzeczowo:
- Czemu chciał się Pan ze mną widzieć w tak nietypowym miejscu? Jutro rano mam ważne spotkanie w swoim biurze w Marsylii… - Marszałek wyjrzał niepewnie za burtę i spojrzał na niebo, na którym pojawiły się już pierwsze gwiazdy. – Cholera, zaklął w myślach, robi się coraz później.
- Zapewniam Pana, będzie Pan na czas - odrzekł pan R. – Swoją drogą, podziwiam Pana. Po tym wszystkim co miało miejsce jeszcze stara się Pan naprawić co się da….
Marszałek Cukiereczek zaśmiał się gorzko.
- Raczej rozwalić to, co jeszcze zostało. Niech to się jak najszybciej rozpadnie i gdy ze starego świata już nic nie zostanie, będziemy mogli na jego gruzach zbudować nowy, lepszy.
Lepszy. Cóż to słowo mogło znaczyć dla nich, którzy i tak przegrali? Zresztą nie ważne, Pan R. nie zaprosiłby przecież tutaj Marszałka Cukiereczka tylko po to , by rozmawiać o polityce. A więc, panie R., wyjaśni pan, o co chodzi? Bo czytelników już męczy ta niewiedza… Zresztą, Marszałek Cukiereczek też chętnie dowiedziałby się jaki jest cel tego spotkania…
- Chciałbym żeby opowiedział mi Pan o kimś. Był Pan dla niej kimś szczególnym.
- Kto to taki?
- Vanillivi d’Azurro. – powiedział szybko.
- Vanillivi d’Azurro? – zdziwił się Marszałek Cukiereczek. - Przecież ja prawie nie znam tej dziewczyny. Nie widziałem jej od lat.
- Pamiętam, że pracowała dla pana.
- Można tak powiedzieć, choć widzieliśmy się zaledwie kilka razy. Reprezentowała nasze interesy w Strasburgu. Ale przecież pan o tym wie, więc czego chce pan się dowiedzieć ode mnie? Jaką była pracownicą?
- Pamiętam, że wszyscy początkowo mieli wątpliwości, gdy pan mianował na to stanowisko tak młodą i niedoświadczoną osobę. Pan jednak zawsze ją sobie chwalił. Szybko udowodniła, ze miał pan rację. Proszę jednak nie mówić o wynikach, jakie odnosiła w pracy. Wiem dużo na ten temat, w końcu niejednokrotnie bardzo nam pomagała. Proszę opowiedzieć lepiej, o jej życiu osobistym. Wszystko, co pan o niej wie.
Sytuacja, w której się znalazł, coraz bardziej go zdumiewała. Stał na statku, płynącym w bliżej nieokreślonym celu i oczekiwano od niego od niego opowieści o kimś, kto przestał istnieć i dzisiaj już nie powinien mieć żadnego znaczenia. Spojrzał się zdumiony na przyjaciela i zapytał:
- Dlaczego myśli Pan, że jestem właściwą osobą?
Pan R. tylko się uśmiechnął.
-Dobrze wiem, że kiedy umarła, przeprowadził Pan śledztwo w tej sprawie. Włamał się pan do jej komputera, przeszukał pan posiadłość von Eiselbergów w Niemczech i pokój w hotelu w Strasburgu. Rozmawiał pan ze wszystkimi, którzy mogli coś o niej wiedzieć .
Marszałek zaczerwienił się lekko, minę miał jak uczeń, któremu zarzucano ściąganie.
- Ja nie… - wyjąkał.
- O nic pana nie oskarżam. Nie chcę też nikogo oceniać, nie interesuje mnie też w tej chwili, ile osób zabił każdy z pańskich informatorów. Chcę po prostu wiedzieć.
- Nie wiem, czy potrafię - mruknął Marszałek Cukiereczek. Za jego plecami słonce chyliło się ku zachodowi.
- A kto by mógł uczynić to lepiej od Pana? – spytał Pan R, i spojrzał się na niego zachęcająco.
Marszałek wiedział, że jest wiele takich osób. Najpierw pomyślał o jej matce i siostrze, jednak szybko uznał to za kiepski pomysł. Ojca w ogóle nie brał pod uwagę. Eiselberg pewnie widział więcej od niego, ale on już od ośmiu lat ukrywał się w Paragwaju. W jego umyśle pojawiały się nazwiska przyjaciółek Vanillivi, jej koleżanek i kuzynek jednak wszystkie szybko znikały. Kiedy zaczął myśleć o jej nauczycielach, poddał się i w duchu zgodził się Panem R., że być może naprawdę był osobą, którą należało pytać, jeśli chciało się czegoś dowiedzieć o Vanillivi.
- Zgoda – powiedział – opowiem panu o niej.
Pan R. popatrzył się na niego zachęcająco.
Marszałek Cukiereczek przypomniał sobie, jak sześć lat temu, dokładnie czternastego kwietnia dwa tysiące szesnastego roku, czyli trzy dni po śmierci dziewczyny włamał się do zabezpieczonego przez policję pokoju hotelowego, który wynajmowała. Pokonał mnóstwo zabezpieczeń zarówno tych zastawionych przez Ministerstwo Magii, prowadzące śledztwo w tej sprawie, jak i tych, które przygotowała sama Vanillivi.
Najtrudniej było włamać się do jej laptopa, jednak Marszałkowi udało się odgadnąć większość haseł. Gdyby ktoś go spytał, jak to zrobił, powiedziałby, że po prostu rozumiał Vanillivi, ale wiedział, że ta odpowiedź zawierała kłamstwo; nikt tak naprawdę nie mógł zrozumieć tej dziewczyny i Marszałek zdawał sobie z tego sprawę. Jedynie Vanillivi rozumiała swoje postępowanie i to prawdopodobnie też nie do końca. Tak więc Marszałek Cukiereczek, odgadując hasła zabezpieczające jej pliki wykazał jedynie, że rozumie ją w stopniu troszkę większym niż inni.
Marszałek czasem zastanawiał się po co czarodziejce komputer. Gdy jednak przejrzał zawartość komputera Vanillivi, zrozumiał jak bardzo było jej przydatne zaklęcie pozwalające na korzystanie z urządzeń elektrycznych w miejscach oddziaływania magii, opatentowane na Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów w Kioto w roku dwa tysiące czwartym.
Oczywiście, nie wszystko co tam znalazł przedstawiało jakąkolwiek wartość. Większość do niczego nie była mu już potrzebna, jak nielegalne mp3, które Vanillivi ściągała z Internetu, czy wiersze, które pisała. To może zabrzmieć cynicznie, ale w końcu kogo interesuje jakiej muzyki słuchała zmarła pracownica Europejskiego Ministerstwa Magii? Marszałek Cukiereczek gdzieś w głębi duszy wiedział, że nawet takie szczegóły mogą wiele powiedzieć na temat czyjegoś charakteru, ale on przecież przegrał, więc jego zdanie nie ma nic do rzeczy.
W komputerze Vanillivi odkrył tajne kopie projektów nad którymi pracowała dla Ministerstwa, jednak najcenniejsza była zawartość jej skrzynki pocztowej, której Vanillivi nie opróżniła przed śmiercią, zawierająca między innymi listy, które wysyłała do męża i pamiętnik, prowadzony przez nią od dziewiątego roku życia.
Marszałek Cukiereczek przyglądał się nerwowo ikonie pamiętnika i w tym momencie zawahał się – przez jedną chwilę miał wątpliwości, czy słusznie postępuje, bo niby czemu miałby sobie przywłaszczać prawdo czytania jej prywatnych zapisków. Albo po prostu bał się, że nie będzie w stanie zrozumieć tego, co tam znajdzie…
Powoli przesunął wskaźnik myszki i w końcu kliknął. Wpisał hasło i zaczął czytać. W tej chwili poczuł, że zagląda w najczarniejsze, najbardziej perwersyjne zakątki spaczonej wyobraźni tej dziewczyny… Oczywiście wiedział, że pamiętnik zawiera wiele ubarwień i przekłamań, a niektóre fragmenty były pisane szyfrem. Nie zrozumiał naturalnie wszystkiego, ale lektura pamiętnika i późniejsze rozmowy z niektórymi jej… hm…znajomymi Vanillivi pozwoliły mu na nakreślenie ogólnego obrazu sytuacji, która doprowadziła do śmierci dziewczyny.
- Vanillivi d’Azurro przyszła na świat 11 września 1989. roku, jako… - Marszałek Cukiereczek rozpoczął swoją opowieść…