Co do tej duszy to szczegół. A tak szczeże to kopletnie o tym zapomniałam, ale co tam, stało się i się nie odstanie
Miło mi że chociaż jedna osoba interesuje się tym tematem...
No więc życze miłego czytania! ~~*~~- No niestety musze cię opuścić, moja przerwa się skończyła.- pomachał jej kpiąco się uśmiechając i dodał - Będę na twojej egzekucji, zawsze chciałem to zobaczyć, podobno to wspaniale widowisko. - omiótł ja jeszcze raz spojrzeniem, taksując jej błogo uśmiechniętą twarz.
Moody wyszedł na co dziewczyna jeszcze bardziej się rozchmurzyła i wyciągnęła rękę dotykając lewej strony klatki piersiowej, tam gdzie było jej wredne i zepsute serce.
- Z mego serca, z mej wierności do przekonać moich oraz by me życie uratować, dziele swe serce na pół by dać nowe życie do światła dnia. - wyrecytowała oschle i odciągnęła rękę z ogromnym wysiłkiem jakby nie chciała opuścić miejsca jej umieszczenia.
Gdy już jej się udało z jej ręki wytrysnął strumień światła formujący się w postać. Po chwili klęczała przed nią jej kopią. Uśmiechała się przyjaźnie i szczerze lustrując w przyjazny sposób cele panny Mortifer.
Meriweath powiedziała:
- Witaj...Thaewirem. - powiedziała chłodno do dziewczyny wymyślając jej na poczekaniu imię.
- Cześć...- odpowiedziała rześko uśmiechając się do niej.
Meriweath skrzywiła się na ten widok i otworzyła zdziwione oczy. Jej kopia nie powinna się tak zachowywać, powinna być identyczna jak ona.
- Co się z tobą dzieje...- warknęła nią groźnie.
Dziewczyna stała z klęczek i z miną obrażonej dumy podeszła do okna.
- Odpowiesz mi wreszcie...- warknęła ponownie.
- Nie bo na mnie krzyczysz...- jęknęła Thaewirem, po chwili po jej policzkach spłynęły gorzkie łzy i osunęła się na podłogę.
Meriweath spojrzała na nią przerażona, oprócz tego że płakała i co mogło tu sprowadzić cała hałastrę dementorów żywiących się bólem, to jeszcze poznała jej zachowanie ze swojego... z dzieciństwa. Straciła dużo sił to prawda, ale żeby nie móc zrobić poprawnej kropli? Była zawiedziona. Dotąd najlepsza we wszystkim co robiła w swoim życiu odkryła że coś może pójść nie tak jak ona by chciał. Co gorsza nie mogła poprawić swojego „dzieła”, ani stworzyć nowego. To był za duży wysiłek psychiczny i fizyczny , co gorsza jednorazowy , gdyż podzieliła sama siebie. Czytała o tym w wielu księgach o tematyce „Czarnej Magii”. Znała ich wszystkie tytuły na pamięć, co dodatkowo nęciło śmierciorzerców. Zaklęcie było jeszcze z dalekiej starożytności - z Egiptu - kiedy to faraonowie prosili swoich kapłanów do stworzenia dokładnych kopii monarchy. Osamotnieni władcy potrzebowali pomocy w rządach nad krajem , a kto mógł im lepiej doradzić niż ONI SAMI ? Jednak zaprzestali tego gdy kopie chciały przejąć miejsca oryginałów- i co niektórym się udało. Kiedyś nawet musieli wykasować pamięć całemu narodowi gdy ludzie zobaczyli Mekerinosa jednego z faraonów w towarzystwie swojego „brata bliźniaka” który potem zabił swojego twórcę z zawiści do pięknej żony „brata”... ale to inna historia. Rzecz w tym że władcy używali tego sposobu tylko w ostateczności w obawie przed klątwą położoną na tym zaklęciu. Do tej pory podobno znawcy tych kultur w magicznym świecie spierają się o prawdziwość tego zapewnienia które u każdej postaci postępowało w różny sposób... nie chcieli nawet opisać tego w księgach.
I jak zauważyliście panna Mortifer nie zrobiła sobie wiele ze słów jednej połowy specjalistów.
- O nie...- powiedziała na glos .-... nie płacz. - zaczęła cos nucić, coś co nuciła jej ciocia gdy była mała by ją uspokoić.
Thaewirem od razu się uspokoiła i nawet zaczęła klaskać w swoje kościste raczki z szerokim uśmiechem.
Meriweath skończyła a jej kopia wstała . Panna Mortifer spojrzała na zupełnie wolną - no nie licząc oczywiście miejsca w którym się znajdowały - Theawirem, która w tej chwili oglądała kalendarzach wyrysowany na ścianie niemal z fascynacją . Meri była natomiast kompletnie bezsilna... co ja frustrowało. Spojrzała krytycznie na zardzewiałe kajdanki, które bynajmniej nie zamierzały się rozpaść. Skupiła się jeszcze raz na zaklęciu otwierającym. Meriweath odkryła tą zdolność u siebie jeszcze w latach szkolnych . Niektóre jej zaklęcia działały, chociaż nie miałam w ręku różdżki albo tylko je pomyślała. Jej ciotka która opiekowała się nią po śmierci rodziców twierdziła, że to się zdarzało w rodzinie. Mówiła że różdżka to kondensator, dzięki niej zaklęcia są silniejsze i lepiej działają… a teraz… wszystko magio ochronne.
„Pieprzone kajdanki!”- wrzeszczała w sobie, jej myśli o ucieczce zaczynały powoli odchodzić w niebyt.
- Aaaa... SZCZUR! – zapiszczała Theawirem i wyciągnęła palec wskazujący w kierunku stworzenia które spojrzało na nią niemal z wyrzutem gdy krzyknęła formułę zaklęcia – DEPULSO!
Szczur przeleciał przez całą długość dość małej klitki i uderzył z głuchym piskiem o drewniane drzwi.
Meriweath zamierzała już ja zbesztać, ale oczywiście nie za to że zrobiła krzywdę zwierzęciu – bo szczurami gardziła w podobny sposób co jej kopia – ale za to że zaraz przyleci tu jakiś dementor słysząc zamieszanie. Powstrzymała się jednak i spojrzała jeszcze raz na rozpłaszczone zwierze leżące na podłodze, a potem na Theawirem która miała nadal utkwiony wzrok w gryzoniu, czekając na jego ruch...
Panna Mortifer spojrzała na rękę swojej kropli z której nie tak dawno wyskoczył strumień niebieskiego światła.
„To kopie też maja moce?!”- spytała sama siebie z niedowierzaniem.-„ Oh, Meriweath ty idiotko! Jasne że mają! Przecież to twoja kropla!”
Panna Mortifer przyglądała się niewinnie Theawirem, która nadal stała w miejscu.
- Nie przejmuj się – powiedziała do stojącej dziewczyny która natychmiast odwróciła głowę w jej stronę .- wątpię by wstał.
- Naprawdę...- spytała bojaźliwie przyglądając się zwierzakowi .
- Naprawdę. – powtórzyła Meri.
Theawirem usiadła na podłodze.
- Ale wiesz jesteś na tyle silna że dasz sobie radę, z takim nic niewartym gryzoniem, wkońcu jesteś mną. – ciągnęła dalej widząc lekki rumieniec zażenowania błąkający się po twarzy kopii.
„Żałosne...”- skwitowała w myślach i uśmiechnęła się kpiąco.
- Jesteś na tyle silna że możesz ... mnie uwolnić. – powiedziała pewnie lustrując teraz pełen wyższości wzrok Theriawirem.
- A co za to dostanę? - spytała zuchwale.
Panna Mortifer mogła się tego domyślić , w dzieciństwie była równie arogancka jak jej kropla - co zostało jej do dziś.
- Potem się pobawimy...- zaproponowała tajemniczo z uroczym uśmiechem przeplatanym z dozą dążenia do własnych celów .
Oczy Thaewirem rozjaśniły się na dźwięk słowa „pobawić” . Kucnęła przy Meriweath i dotknęła delikatnie kajdanek na jej nadgarstkach które hamowały wszelkie zaklęcia bez rózdżkowe uwalniające , niszczące oraz śmiertelne osoby która je nosiła. Meriweath wstała uśmiechając się swoim zwykłym kpiącym uśmiechem przecierając wolne już nadgarstki .
- To kiedy się pobawimy? - spytała uradowana Thaewirem
- Już nie długo ...- uśmiechnęła się do niej .- Musisz tylko tu posiedzieć.
Przycisnęła ramiona dziewczyny do ziemi tak by usiadła. Przypięła ją szybko do ściany. Wstała i oddaliła się do drzwi kucając przy ścianie. Nie mogła tak uciec , czuła niedaleko drzwi dementora.
Thaewirem przyglądała się sceptycznie kajdankom.
- Czy to na pewno zabawa? - spytała krzywiąc się.
- Tak...- przytaknęła pewnie Meriweath -...ale odbędzie się dopiero za tydzień .
- To dlaczego jestem teraz...przyczepiona?
- Bo to część zabawy...- wytłumaczyła .-...nie psuj jej...
Thaewirem zmrużyła oczy , ale w końcu pokiwała ze słowami :
- Dobrze . - uśmiechnęła się.
Meri odwzajemniła uśmiech jednak ten w jej wykonaniu był bardziej wredny i nieobliczalny, którego na szczęście Thaewirem nie zauważyła przyglądając się ze wzrokiem zaciekawionego dziecka kajdankom .
"To może się udać " - przyszło do głowy pannie Mortifer razem z falą radości .
Może to był i dość dziwny plan. Plan którego nikt by się nie podjął - przynajmniej o zdrowych zmysłach – niestety Meriweath była co gorsza osoba zdrową na umyśle...
***
Wielkimi krokami nadchodził dzień jej egzekucji , jednak była przygotowana .
31 grudnia Meri obudziła się wcześniej i czekała aż po nią przyjdą . Jej kropla również nie spała . Przez cały tydzień rozmawiały o swoim dzieciństwie . Meriweath nudziło się z Theawirem ale miała przynajmniej towarzystwo . Lepsze to, niż nic . Sądnego dnia...
Meri usłyszała kroki więc skierowała szybko palec wskazujący na siebie i powiedziała szeptem:
- Invisibellus...- całe jej ciało nagle zniknęło .
Drzwi odtworzyły się, a przed nimi stały dwa patronusy i ich właściciele .
- Już czas. - powiedział Diggle .
Moody rzucił jakieś zaklęcie , i Theawirem już nie była przyczepiona kajdankami do ściany ,ale miała je wyłącznie na rękach połączonych łańcuchem za który pociągnął ja oschłe Dedalus. Meriweath szybko wybiegła spoglądając wyczekująco na wejście do celi . Theawirem wypadła przed cele i szła sztywno wzdłuż korytarza popychana co jakiś czas przez Moodyego . Meriweath patrzyła się krzywo na aurora z wyraźną chęcią strzelenia go w twarz , ale wtedy by się zdradziła i plan spalił by na panewce . Nagle pod koniec korytarza gdy Alastor popchnął Theawirem któryś tam z kolei raz, Meri nie wytrzymała i podstawiła mu niewidzialna nogę . Alastor potknął się i upadł na twarz z głuchym jękiem . Meriweath patrzyła się na to zajście z prawdziwym triumfem spoglądając na rozbawioną kopie .Otaksowała brudna podłoge i zauważyła leżącą różdżkę .
"Musiała wypaść temu debilowi z kieszeni ."- uśmiechnęła się wrednie podnoszącą z ziemi przedmiot -" Jego strata ."
Dedalus pomógł wstać koledze po fachu .
- Cholera...- zaklął Alastor ze złości .
- Co się stało?- spytał Diggle .
- Potknąłem się o coś...- rozejrzał się wokół siebie , ale nic nie zobaczył .
- Nie te lata co kiedyś?- spytał uśmiechając się kpiąco .
- Właśnie że te...- warknął na niego i szarpnął jeszcze mocniej Theawirem która omal się nie przewróciła.
Otworzyła się ogromne mosiężne drzwi:
- To Sala Mortis , ostatnie miejsce które widza skazani.- uśmiechnął się wrednie sycząc Theawirem do ucha.
Kropla trzymała się dzielnie i nie zważając na słowa Moody’ego oglądała z zaciekawieniem dziecka sale. Aurorzy przyglądali się jej z szokowaniem . Meriweath odeszła pod ścianę i równym zaciekawieniem przyglądała się sali .
Jej kropla podeszła do jednej z trumien i opuszkami palców przejechała po jej brzegu . Moody podszedł do niej szybko pociągnął ja na środek okrągłej sali . Podniosła głowę i zobaczyła jak na lorze nad nią wchodzą ludzie oświetlani przez światło słoneczne wychodzące z oszklonego sufitu . Theawirem uśmiechała się do wszystkich przyjaźnie dając do zrozumienia że jest nie w pełni rozumu . Diggle spojrzał na Moody’ego znacząco z ukosa...drugi auror odpłacił mu tym samym i odeszli razem w kąt sali wyczarowując z różdżki dwa patronusy które zrobiły barierę ochroną na około komnaty .Meri odetchnęła z ulgą i wpatrywała się teraz w widownię .
"Parszywe świnie!" - krzyczała w sobie przyglądając się ich zaciekawionym twarzą .Zerknęła w prawa stronę napotykając twarz Ministra .- "Rzucę jedną avadą , może nikt nie zauważy ..." - zacisnęła mocniej rękę na rączce różdżki z pokrętnym uśmieszkiem . Wycelowała już przedmiot w Knota ale w ostatniej chwili się jednak potrzymała .- Za dużo mam do stracenia , zabije go innym razem ...
Theawirem nie zwracał na nich ani trochę uwagi i z zaciekawionym wzrokiem przyglądała się za to błękitnemu niebu . Uśmiechnęła się szerzej na ten widok . Patrzyła się na nie dość długo gdy wkońcu ktoś zadzwonił dzwonami które umieszczone były na loży dla gości . Kopia podobnie jak oryginał nie zwróciła na ten dźwięk ani krzty uwagi do póki słońce nie zaszło za ciemnymi chmurami które pojawiły się z nikąd .
Theawirem skrzywiła się na ten widok jak u dziecka któremu zabrało się upragniona zabawkę , oczy jej się w tedy zaszkliły i zaszły mgłą niezrozumienia. Theawirem schyliła głowę , a z jej oczu popłynęły łzy . Meriweath jęknęła z niesmakiem na widok słonej kropli wody spływającej bezwiednie po policzku jej kopii .
"Co sobie o mnie pomyślą ?" - patrzyła się na Theawirem niemal ze złością .
Wszyscy rozejrzeli się po sali , oraz jej dole , aurorzy również zastanawiali się kto wydal ten jęk , ale w końcu uznali że to było westchnięcie które mogło odbić się echem dając tak owy oddźwięk . Wszyscy znowu spojrzeli na skruszona dziewczynę .
Theawirem oraz jej pierwowzór znów spojrzały do góry . Teraz poczuły się jak w środku nocy , w sali zrobiło się zupełnie ciemno , gdyż za oszklonym sufitem były tak ciemne i ciężkie chmury że widoczność tego miejsca mogła być ograniczona dla każdego statku, a co dopiero dla mugolskich radarów...
Dzwony znów wydały z siebie odgłos . Theawirem zatrzęsła się niekontrolowanie . Włosy jej się zjeżyły na karku i co już nie dziwne na jej głowie również . Spojrzała jeszcze raz w górę . Leciał do niej dementor .
- To mi się nie podoba ! Ja już nie chce...- zawyła w rozpaczy .
Zszedł na tyle nisko by dotknąć dziewczyny swoimi zimnymi rękami . Kopii łzy spływały teraz niepowstrzymanie , a gdy oderwały się od jej ciała zamieniły się w małe kryształy lodu które spadały na marmurową podłogę rozbijając się z głuchym trzaskiem . Theawirem otworzyła oczy a wtedy dementor uniósł ją nad ziemią przytrzymując jej twarz jedną ręka która miał nienaturalnie zadarta i oszronioną . Druga ręka czarna postać ściągnęła swój kaptur , odsłaniając goła czaszkę . Była czarna , a w oczodołach jarzyły się jaskrawe dwa małe czerwone punkciki . Patrzyły na nią pożądliwie i wręcz z tęsknotą . Dementor złapał twarz dziewczyny w obie ręce. Nadal unosząc się nad podłogą , co sprawiało jej niebywały ból .
Otworzyła ponownie oczy które zacisnęły się jej natychmiast gdy zobaczyła potworne oczy , a wtedy Dementor się nachylił i wycisnął na jej ustach pocałunek .Oboje ich omiotło białe światło które wciągał łaknący bólu dementor . Oczy jej się zeszkliły , a później zamarzły jako lud . Usta jej stały się czarne , a cały proces ciągnął się w nieskończoność póki Theawirem nie stała się sina jak trup . Dementor wtedy odsunął swoja twarz od skazanej i zakrył ja sobie kapturem puszczając ja jak zużytego śmiecia , który opadł bezwładnie na ziemie w dziwnej pozie , z białymi oczami i otwartymi czarnymi ustami .
Dementor odleciał natychmiast tak szybko jak się pojawił , a widownia zaczęła klaskać z uciechy . Dwaj aurorzy patrzyli na ciało z monotonnym wyrazem twarzy , choć Diggle zdawał się być trochę poruszone i chętny odpłacenia się dementorowi w podobny sposób co ludzie na loży .
"Ale..."- pomyślała zszokowana Mortifer -" Ja, ja... ja nie chciałam !”- utkwiła oczy w nie tak dawno żywym ciele .
Panna Mortifer nie rozumiała samej siebie . Dążyła do tego, przez ten cały czas... wiedziała że do tego dojdzie, miało dojść, taki był plan . Pozatym zrobiła to o trzeźwej myśli, myśli śmierciorzercy... właśnie ! Była już prawie wolna . Dlaczego więc się nie cieszyła... dlaczego czuła ból w sercu, dlaczego ... żałowała tego co zrobiła ? Dlaczego...?!
Najgorsze było to że twarz Theawirem zwrócona była w jej kierunku z wyblakłym wzrokiem i utkwionym w nią pytaniem które sama sobie zadawała : "Dlaczego?"
Meriweath odwróciła wzrok a w myślach powiedziała : "Przepraszam..." - pomyślała i natychmiast się wzdrygnęła . Nigdy nie pomyślała , a tym bardziej powiedziała tego słowa ... takim tonem .
Moody zdjął pole ochronne i podszedł do sfatygowanego ciała kropli. Wszyscy opuścili lorze już wyszli z sali rozmawiając uradowani o wydarzeniu które działo się jakieś parę minut temu jak o przedstawieniu w teatrze . Aurorzy wzięli ciało Theawirem , jeden za nogi drugi za ręce i włożyli ją do skrzyni , zamykając wieko , gdy nagle ktoś ich zawołał ...
- Przepraszam panów muszę z wami porozmawiać...- rzucił Knot wychylający się za barierką na loży .
- Dobrze ...- odpowiedział Moody i wyszedł razem z Digglem .
Meriweath wykorzystała nadarzającą się okazję i podbiegła do trumny . Otworzyła wieko i znów napotkała oczy pełne bólu i cierpienia . Odwróciła szybko wzrok i z zamkniętymi oczami weszła do środka zamykając wieko .
(_+_+_+_+_+_+_+_+_+_+_+_+_+_+_+_+_+_+_+_+_+_)
Meriweath obudził łagodny męski głos :
- Francheska , obudź się ...- ktoś gładził ja delikatnie po ramieniu .- Przyniosłem Pani śniadanie ...
Meriweath zmarszczyła nos z niesmakiem przypominając sobie swojego skrzata domowego .
- Odczep się głupi skrzacie - zamachnęła się nokautując osobnika swoim lewym sierpowym .
Spojrzała gniewnie na postać która okazała się być Davidem .
"Fuck! To nie skrzat !" - Meriweath spojrzała zdezorientowanym wzrokiem po kajucie i nadal leżącym chłopaku .
Nagle sobie przypomniała gdzie tak właściwie jest i co tu robi ...
- Jaki skrzat? O co chodzi ?- warknął na nią pocierając swój obolały policzek .- Ja przyniosłem Pani śniadanie i dostałem w twarz !
Spojrzała na talerz leżący na stoliku nocnym . Skrzywiła się zawstydzona . Pierwszy raz tak się czuła ...
" No nie, najpierw mówię "przepraszam" , a teraz ten pieprzony rumieniec !" - warknęła na siebie w myślach - "To źle wpływa na moją psychikę ."
- Ja nie wiedzieć...- powiedziała czerwieniąc się mocniej -...to było nie chcący ... dziękować pani za śniadanie ...
Chłopak wstał, otrzepał swój biały mundur i powiedział już łagodnie :
- Nic nie szkodzi...- odepchnął -...moja siostra tez jest ... nerwowa – polozył nacisk na słowo siostra -... gdy ktoś ja budzi ... zbyt wcześniej . Smacznego ...- uśmiechnął się do niej i wyszedł .
Meriweath spojrzała łaknącym wzrokiem na talerz pełen jajecznicy . Wyciągnęła już ręce gdy nagle do kajuty ponownie wszedł David . Schowała ręce za siebie i spojrzała na niego wyczekująco :
- Czy coś się stać ...? - spytała .
- Nie nic, chciałem tylko powiedzieć że niedługo zabijemy do portu . - odpowiedział wesoło .
- A co to za port ?- spytała ponownie z najsłodszym uśmieszkiem który widział ten świat .
Chłopak zażenowany zaczerwienił się na obu policzkach, z tym że jeden wyglądał teraz jak napuchnięta śliwka .
- Eee...- zaczął nie wiedząc gdzie podziać oczy .- ...do portu w Brighton .
- Świetnie ...- zakrzyknęła radośnie .
David wyszczerzył się do niej jeszcze raz i wyszedł na korytarz zamykając za sobą drzwi .
- To teraz z górki ...- powiedziała do siebie nadziewając kawałek kiełbasy na widelec i delektując się jego smakiem .
Czuła się jakby nie jadała od wieków, a to danie było dal niej wyjątkowym rarytasem ... pochłaniając posiłek zapomniała nawet dręczących ją myślach .
C.D.N