Help - Search - Member List - Calendar
Pelna wersja: Bursztynowe Miasto...
Magiczne Forum > Harry Potter > Fan Fiction i Kwiat Lotosu > W Labiryncie Wyobraźni
Pages: 1, 2
iskra
Nie wiem czy to to jest dobrym pomysłem, ale jakby co to mówie otwarcie i szczerze, że wszelkie konsekwencje powinien ponieść Momo. To jego wina (jakby co)! tongue.gif wink.gif

________________________________________________________________________________
______

BURSZTYNOWY GRYF


Kiedyś mówiono o nim "milutki chłopaczek". Wszyscy go uwielbiali. Z pobłażliwym uśmiechem spoglądali na psoty jakie wyczyniał. Matka lubiła patrzeć w jego orzechowe oczy, oczywiście póki nie zmarła. Pamiętał jej ciemne włosy powiewające na wietrze, jej zawsze szczere oczy i niezwykle piękny uśmiech. W jego skrawkach dziecięcych wspomnień czarnowłosa kobieta zawsze była przy nim. Potem pojawiła się ta druga, posiadaczka jasnych włosów i niebieskich oczu, wielkiego biustu i równie wielkiego tyłka - Czalka. Śmiała się często, a trzeba przyznać, że śmiech miała niezwykle głośny i irytujący, choć wcale nie złośliwy, a nawet ciepły. Nigdy nie rozumiał jak ojciec mógł pokochać kogoś tak bardzo odbiegającego od wizerunku matki. Wraz z przytyłą blondynką do domu wprowadzili się jej córka i syn. Bardzo chciał ich nienawidzić, albo chociaż przejawiać w stosunku do nich jawną niechęć, jednak skutek był odwrotny. Zawsze wspominał ich z sympatią, roześmianego Sheyda i wzbudzającą instynkt opiekuńczy Leenę. Czuł się z nową rodziną naprawdę szczęśliwy. Nadal był przez wszystkich uwielbiany, nie dano mu zejść na drugi plan. Zawsze wszyscy byli równi. Oczywiście do czasu. Wszystko musi mieć swój koniec. A koniec życiowej sielanki Thanta skończył się w momencie ukończenia 14 lat, kiedy to uwiódł Leenę i pozbawił ją tak zwanego wianuszka. Jeśli ktoś myślał, że koniec jest po prostu końcem to się mylił. Dla Thanta koniec był ostateczny, definitywny i na tyle oczywisty, by rozpoczynał coś nowego. Ojciec był wściekły, Czalka załamana, Leena cały czas płakała, a dorosły już wówczas Szeyd groził mu śmiercią. Jeśli znów ktoś pokusiłby się o przemyślenie sytuacji młodego Thanta, usprawiedliwianie jego postępku i stwierdzenie, że chłopakowi musiało być ciężko pomyliłby się po raz kolejny. Thant wiedział co robi. Wygnanie oznaczało wolność, a dla niej był gotów poświęcić wszystko. Nie zdawał sobie jednak sprawy, że wolność była dla niego ucieczką. Ucieczką przed niemal idealną przeszłością, harmonią i statecznością.

*

Thant uciekał. Właściwie nie miał innego wybory. Niemal czuł na karku oddech rycerskich koni. Słyszał ich zmęczone chrapanie, które raz za razem były zagłuszane krzykami rycerzy. Mimo, iż cała ta sytuacja zwyczajnie go bawiła dziękował wszystkim Bogom, choć w żadnego nie wierzył, że jego koń był w znacznie lepszej kondycji niż te w pogoni. Gwizdał na szlachtę, rycerzy, wszystkich snobistycznych hrabiów i całą resztę, ale czuł nieprzyjemne mrowienie na plecach, gdy pomyślał co mógłby z nim zrobić najbogatszy kupiec w Dziesiątym Okręgu - Severus de Galdish. Oczami wyobraźni widział kleszcze do wyrywania paznokci, koło do łamania kości i wiele innych zmyślnych urządzeń do zadawania bólu, których nie potrafiłby nawet nazwać. Ale skąd mógł wiedzieć, że Lilith powie wszystko ojcu? Nie chciał krzywdzić dziewczyny, ale potrzebował nieco grosza, a córka bogatego kupca była idealnym materiałem do wyłudzeń. Bez problemów dała się nabrać na tanie słówka pod tytułem "kocham cię". Skąd, do cholery, mógł wiedzieć, że córka Severusa de Galdish powie tatusiowi o swej miłości?! Thant westchnął w duchu. Zdecydowanie wolał, by go nie złapano. Najwyraźniej los wolał inaczej, bo jego koń potknął się nagle i wyrzucił jeźdźca z siodła. Ten wylądował twardo na ziemi. Mógł zginąć, ale szczęście go opuściło, skazując tym samym na powolną śmierć w sali tortur. Thant nie byłby jednak sobą, gdyby nie dobył miecza i nie rzucił się na kilku szlachetnych rycerzy z Dziesiątego Kręgu zamiast uciekać. Nie byłby również sobą, gdyby wykazał choć trochę rozsądku i przewidział nadjechanie kolejnych rycerzy. Młodzieniec stał z obnażonym mieczem naprzeciw dziewięcioosobowej zbrojnej drużyny.
- O kurwa - szepnął do siebie, czując już jak miażdżą mu kości.
Rozeźlone oczy rycerzy łypały na niego gniewnie. Thant był ciekaw czy napawają się już jego przegraną, bo wygrana nie przeszła mu nawet przez myśl. Fakt, że przez siedem lat uczył się władać mieczem nic nie zmieniał. Nawet jego szybkość i zwinność nic by tu nie pomogły. Jedyne o czym marzył to zginąć w walce i to szybko. Los jednak bywa przewrotny, marzenia nie zawsze się spełniają, a pomoc przychodzi, nie dość, że w najmniej oczekiwanym momencie, to jeszcze z najmniej oczekiwanej strony. Dziewięć par rządnych krwi oczu zwęziło się nagle. Będą atakować, przemknęło przez myśl uciekinierowi.
- Przepraszam, ale to chyba niezbyt uczciwa walka?
Wszyscy spojrzeli w stronę nadjeżdżającej kobiety. Niewątpliwie melodyjny głos należał właśnie do niej. Thant jeszcze nigdy nie widział... takiej kobiety. Ubrana była po męsku. Buty do kolan. Spodnie. Lniana koszula. Gruby podróżny płaszcz. Jakby tego było mało jej jasne włosy były ścięte na krótko!
- Proszę się nie wtrącać, panienko - rzekł jeden z rycerzy, a ton jego głosu dobitnie świadczył o tym, że wcale nie uważa jej za panienkę - Mamy tutaj osobiste porachunki.
- Może i osobiste, ale niewątpliwie nieuczciwe - odparła sucho kobieta - Wasz kodeks prawny chyba tego nie dopuszcza. Prawda, panowie rycerze?
Thant miał właśnie teraz okazję, by zabrać swą nienaruszoną cielesność własną i bezpiecznie, acz cicho i bez pożegnania, oddalić się stąd. Pozostał jednak. Fascynacja obcą młodą kobietą, a może nawet jeszcze dziewczyną, skutecznie przytrzymywała go w miejscu. Panowie rycerze nadal milczeli. Najwyraźniej nie w smak im było tłumaczyć się przed kobietą. Masywna dłoń rudawego rymarza, stającego najbliżej młódki zacisnęła się mocniej na klindze miecza. Tym razem oczy niewiasty zwęziły się złowrogo.
- Jak myślisz, panie rycerzu? Ilu Bogów zdołasz wezwać zanim zginiesz? - rzekła powoli, cedząc każde słowo.
Dziewięciu potężnie zbudowanych mężczyzn popatrzyło po sobie. Thant był pewien, że zaraz wybuchną śmiechem. Nie zdążyli. Kobieta wyciągnęła otwartą dłoń w ich stronę. Jej oczy zapłonęły purpurą na krótką chwilę, po czym z jej dłoni wyleciały ogniste strzały. Tańczyły przez chwilę między rycerzami, tak jakby wybierały cel uderzenia. Thant nie wiedział co było dalej. Upadł na ziemię i założył ramiona na głowę. Jedyne co do niego docierało to przeraźliwe krzyki jego prześladowców. "Czy to może być... magia?" myślał gorączkowo. Wokół niego panowała już cisza. Podniósł się pewnie na nogi i otrzepał z pyłu, piasku i liści. Chciał spojrzeć obojętnie i bez wyrazu na trupy rycerzy, ale widok zwęglonych do kości ciał sprawiał tylko, że miał mdłości.
- Nie podziękujesz? - spytała z uśmiechem kobieta.
- Czekaj - warknął, choć nie tak ostro jak zamierzył - Najpierw muszę się otrząsnąć z tego co właśnie zobaczyłem.
Kobieta w odpowiedzi zaśmiała się dźwięcznie, co zirytowało niesamowicie chłopaka. W innej sytuacji odwróciłby się na pięcie, wsiadł na konia i odjechał nie oglądając się na nikogo. Ale to nie była inna sytuacja. Stała przed nim tajemnicza kobieta używająca przerażającej magii, o której słyszał tylko w legendach i nigdy nie przypuszczał, że spotka się z tym diabelstwem. Dziewczyna kaszlnęła i widać było, że chciała ten fakt ukryć. Zaraz jednak rozpromieniła się znowu i podjechała bliżej, a on dopiero teraz zauważył, że jest pół krwi elfką, a może nawet elfką pełnej krwi o nietypowej urodzie.
- Cóżem powiedział, mości panno, żeś taka rozbawiona? - spytał uprzejmie, ale nie udało mu się ukryć nutki ironii w głosie.
- Jestem Shani - odparła ignorując jego pytanie, ani na chwilę nie przestawała się przy tym uśmiechać.
- Dziękuję ci, Shani, za uratowanie mi tyłka - rzekł z udawanym grymasem na twarzy, który miał wyglądać jak uśmiech.
Młoda kobieta imieniem Shani niezwykle go irytowała. Chciał po prostu odjechać, ale fascynacja i ciekawość znów wzięły nad nim górę.
- Ty się boisz - na jej twarzy zagościł uśmiech. Thant nie potrafił określić jego wyrazu, ale widząc go zaczął żałować, że nie odjechał - Boisz się magii.
- A co w tym dziwnego? Od wieków nikt nie posługiwał się magią! A ty...
- Jestem z Zerowego Kręgu - wtrąciła spokojnie.
Chłopak zamilkł. Słyszał o tym obszarze. Podobno tam narodziła się Moc i tam również miała swój koniec, po ty m jak Bogowie ją odebrali. O niektórych istotach jednak zapomnieli i magia przetrwała, choć ludzi, którzy ją praktykują, można liczyć tylko w dziesiątkach. Chłopak nie mógł uwierzyć, że przed kilkoma chwilami miał styczność właśnie z czarami. Była dla niego czymś nieznanym, a człowiek zazwyczaj boi się tego czego nie zna. Nie inaczej było z Tantem. Bał się. Bał się i to bardzo, ale strach sprawiał również, że nienawidził. Nienawidził siebie za swój strach, nienawidził strachu za to, że go opętał, a najbardziej nienawidził magii za to, że w ogóle istnieje. Westchnął i z rezygnacją włożył ręce do kieszeni. Zamarł.
- Coś się stało? - spytała Shani, przyglądając mu się przy tym uważnie.
- Nie ma go - szepnął.
W geście paniki zaczął przeszukiwać wszelkie kieszenie jakie posiadał, a trzeba przyznać, że była ich znaczna ilość. Nic jednak w nich nie znalazł prócz kilkunastu papierowych rureczek z tytoniem w środku i małej buteleczki sake ze wschodu. Rozglądnął się dookoła. Był gotów paść na klęczki w poszukiwaniu bursztynowego wisiorka w kształcie dysku z wygrawerowanym gryfem. Nie żeby tak mu zależało na ostatnim podarunku Lilith, ale był pewien, że dostanie za to sporo złotych monet, w końcu bursztyn był niezwykle wartościowy. Zrozpaczony utratą tak cennego przedmiotu, rozglądnął się bezradnie wokoło. Żaden blask odbitych promieni słonecznych o bursztyn nie przykuł jego wzroku. Shani zsiadła z konia. Nie wiedziała czego szuka ten młody mężczyzna, który nawet się nie przedstawił, ale rozglądnęła się również wypatrując czegoś niezwykłego. Przykucnęła. Może to czego on szuka jest bardzo malutkie, albo coś w tym stylu, pomyślała przelotnie. Thant usiadł zrezygnowany na ziemi krzyżując nogi. Wyciągnął zawinięty w papierek tytoń - niektórzy ze wschodu nazywali to papierosami - i wsadził do ust. Aby oddać się rozkoszy palenia tytoniu potrzebował tylko nieco ognia. Rozejrzał się w poszukiwaniu krzesiwa. Shani uśmiechnęła się tylko i palcem wskazującym zapaliła przy nim niewielkie ognisko. Chłopak aż podskoczył ze zdziwienia. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie widział. Przecież ta dziewczyna wznieciła ogień jednym palcem!
- Pieprzona magiczka - warknął cicho, ale nie dosyć, by tego nie usłyszała.
- Tylko nie pieprzona - odparła pogodnie, na co Thant uniósł brwi w geście zdziwienia.
Każda inna niewiasta w najlepszym wypadku wymierzyłaby mu policzek za taką obelgę, a Shani nic sobie z tego nie zrobiła, nawet się uśmiechnęła. Ponadto stwierdził, że ta kobieta kryje w sobie wiele tajemnic i zastanawiał się czy to już przejaw nietypowego szaleństwa, czy może Shani po prostu wychowała się w rodzinie, w której chciano mieć syna. Z rozmyślań wyrwał go entuzjastyczny krzyk dziewczyny.
- Znalazłam! - cieszyła się jak dziecko - Nie wiem czy to o to ci chodzi, ale mniemam, że tak. Klucze do Bursztynowego Miasta nie leżą sobie od tak w lesie.
- Klucze? - zdziwił się i odebrał jej dość brutalnie wisiorek, na co Shani fuknęła obrażona.
- Czy was w pozostałych kręgach niczego nie uczą? - oparła się o pień drzewa - Gryf na bursztynowym dysku jest kluczem do starożytnego Bursztynowego Miasta.
- Brawo! - krzyknął Thant ironicznie i bez specjalnego entuzjazmu - Jesteś uczona kobietą, Shani, doprawdy, ale o fakcie, iż wisiorek jest kluczem do miasta wspomniałaś nieco wcześniej.
Dziewczyna łypnęła na niego wściekle spod oka. Z każdą chwilą zaczynała żałować, że uratowała tego ironicznego cymbała, myślącego tylko o pieniądzach i zawiniętym w podłużne papierki tytoniu. Nie miała również wątpliwości, że młodzieniec mógł wpoić w siebie znaczne ilości alkoholu. I ona dla niego złamała jedenastą zasadę Kodeks Używania Zaklęć Magicznych! Fakt faktem, że łamanie zasad było jej specjalnością, ale za złamanie jedenastej można było spłonąć na stosie. Perspektywa takiej przyszłości wcale nie napawała ją optymizmem.
- No więc? - mruknął Thant, a ona spojrzała na niego pytająco - Co z tym kluczem? Ile może być warty?
- Chcesz go sprzedać? - otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia- Sprzedać?! Zamienić na marne grosze Bursztynowego Gryfa, klucz do Magii, Potęgi, Władzy, Bogactwa?!
- Że co? - chłopak nadstawił uszu na dźwięk słowa "bogactwo".
Shani westchnęła i opowiedziała mu legendę o tajemniczym Bursztynowym Mieście - Amber. To starożytne miasto zostało wybudowane przez samych Bogów dla pierwszych istot, które zostały zesłane przez nich na ziemię. Jako budulcu użyli bursztynu, które podarował im morski smok imieniem Seelion. Bogowie wiedzieli jednak, że Seelion podarował im tak cenny dar tylko dlatego, iż sam bał się go. Bursztyn sprawiał, że zatracał swą moc. Dlatego też, już po stworzeniu Amber, widząc jak Moc smoka wzrasta z każdym dniem zamknęli go w jednej z bursztynowych komnat, by nie mógł im nigdy zagrozić. Seelion nie rozpaczał jednak długo nad tym faktem. Pogodził się ze swym losem, a gdy Bogowie zesłali do miasta istoty obdarzył je Mocą i nauczył jak z niej korzystać. Bogowie zawstydzili się wtedy, bo morski smok nauczał też kim są Pierworodni Świata i jak należy im dziękować za wszelkie stworzenia jakich dokonali. Chcieli więc oswobodzić Seeliona, ale on powiedział, iż kocha istoty i chce umrzeć wśród nich, a na znak swego uczucia podarował istotom bursztynowe wisiorki z zamkniętą w środku smoczą łuską. Amulety zwiększały Moc ich właściciela. Odtąd w samym centrum miasta została wybudowana świątynia Smoka Seeliona, w której nie tylko pamiętano o nim, ale także uczono kapłanki Pierworodnych Świata jak mają wypełniać swe obowiązki. Ale istoty zaczęły się buntować. Wciąż pragnęły Władzy, a ponieważ wiedziały, że tylko Moc Magiczna może ich do tego doprowadzić walczyły między sobą o amulety podarowane im przez morskiego smoka. Seeliona ogarnął wtedy gniew. Wygnał z Bursztynowego Miasta istoty przepełnione złą energią i poprosił Górskie Gryfy by strzegły bram. Wygnane istoty zrozumiały wkrótce swój błąd i błagały Seeliona o zezwolenie na powrót. Smok jednak okazał się nieugięty. Niedługo potem Śmierć zabrała Smoka Seeliona do gwiazd na niebie skąd miał obserwować poczynania ukochanych istot. Przez wiele wieków niegdyś zbuntowane istoty modliły się do gwiazdozbioru Wielkiego Smoka o to, by pozwolił im znów wkroczyć do Amber. Ich przodkowie nie pamiętali już dlaczego pragną dotrzeć do legendarnego miasta, a jedynymi pamiątkami po dawnych czasach świetności pozostały im tylko smocze łuski zamknięte w bursztynie. Czuli jednak, iż czegoś im brak. Seeliona wzruszyła bardzo skrucha istot. Podarował więc im Bursztynowe Gryfy na małym dysku. Były to klucze do Przeszłości istot, do zaginionego miasta Bogów.
- Bardzo pięknie - mruknął dość nieprzekonywująco Thant - Ale jak dostać się do Amber?
- Bursztynowy Gryf jest kluczem. Sprawi, że Górskie Gryfy przepuszczą cię przez bramy. Jest on też zapewne swego rodzaju wskazówką - Shani przymknęła swe szare oczy w kształcie migdałów i zamyśliła się przez chwilę - A może by tak podążyć śladami legendy, hę? Interesuje cię ekscytująca wyprawa, przygoda?
- Gwiżdże na to - wzruszył ramionami - Takie przygody to tylko głupie narażanie życia, a co otrzymuje się u celu? Nic prócz kupki bezwartościowych kamyczków i nauczki na przyszłość, by nie brać więcej udziału w takich eskapadach.
- Aleś ty cyniczny - żachnęła się - To byłaby zwykła podróż. Nic nie stracisz wyruszając na nią, a zyskać możesz niewyobrażalnie dużo!
- Sprzedam ci ten wisiorek za... - zawahał się nieco i zamyślił - powiedzmy 1000 złotych monet.
- Zwariowałeś? - prychnęła - Nie jest war nawet stu.
- Sama powiedziałaś, że może zaprowadzić do niewyobrażalnego bogactwa.
- Tak, ale...
- 2000 złotych monet - przerwał jej w obcesowy sposób.
- Zwariowałeś?! - wrzasnęła tak głośno, że Thant zaczął się zastanawiać czy nie lepiej by było zginąć z rąk rycerzy Severusa de Galdish.
- Więc zaproponuj jakąś rozsądną cenę tak, byśmy oboje byli szczęśliwi, a potem rozejdziemy się każde w swoją stronę.
Shani milczała. Zastanawiała się nad zapłaceniem nawet dość wygórowanej ceny za Bursztynowego Gryfa. Była niemal pewna, że znajdzie w Amber źródło potężnej magii, którą oczywiście posiądzie. Zawsze była niezależna i teraz również nie potrzebowała kompana, ale wiedziała, że młody wojownik z mieczem mógłby się znacznie przydać. Szybko przemyślała wszystkie "za" i "przeciw" co do ewentualnego towarzysza i stwierdziła, że mimo wszystko dobrze by było mieć go ze sobą.
- Pojedziesz ze mną - rzekła stanowczo z lekkim uśmiechem, którego chłopak znów nie potrafił określić.
Thant spojrzał na nią, a jego twarz pokrył cyniczny grymas. Bez słowa schował wisiorek do kieszeni i ruszył w kierunku jednego z koni rycerzy. Nie miał najmniejszej ochoty dyskutować z ta dziwaczną kobietą. Tym razem nawet fascynacja nie mogła go zatrzymać.
- Uratowałam ci życie! - krzyknęła.
- Mam to w nosie - obdarzył ją czymś na kształt uśmiechu - Uratowałaś, ale chyba tylko po to, by pociągnąć mnie ku idiotycznej podróży do, nie mniej idiotycznego, miasta.
Nie zastanawiając się długo spiął konia i odjechał galopem w las. Liczył, że już nigdy nie spotka Shani na swej drodze. Miał nieodparte wrażenie, że ta dziewczyna przyciąga do siebie kłopoty jak padlina sępy. Był jednak również nieświadom, iż sam posiada nie mniej tej ciekawej ukrytej umiejętności.

*
Sir Momo Mumencjusz Mum
Tak, tak... to mnie chwalcie, a nie ją ^^ sama tego chciała wink.gif

Iskra wie, że mi się to podoba ^^ (ale i tak wolę "zaklinaczy" =P )

Mam tylko jedno zastrzeżenie - ja już czytałem drugie tyle tego opowiadania. A może byś napisała coś nowego? Bo się niecierpliwię ^^
Vamp
Powiem że calkiem nieźle, opowiadanie ciekawe, tylko jedna rzecz nie daje mi spokoju... nie okresliaś w jakim wieku jest obecnieThant...
Ale ogolnie oki^^
Merkury
Tak jak moim poprzednikom mi także opowiadanie się podoba... smile.gif
Błędów się nie dopatrzyłem, ale możliwe, że jestem ślepy... wink.gif
Mam nadzieję, że wkrótce napiszesz nowy part... cool.gif
Pozdroffka i powodzenia...
Narine
Czasami coś przekręciłaś smile.gif Ale większych błędów to raczej nie zauważyłam. Opowiadanie ciekawe, jak z resztą Twoje wszystkie. Będę czekać na następnego parta smile.gif
Psychopatka
Hmm styl masz dobry, nie moge sie czepiac ale to wszystko w calosci.... cholera, no nie wiem czemu ale nie zrobilo na mnei wrazenie, owszem przeczytalam i czytac bede dalej... ale brakuje mi w tym jakiegos polotu... jakiejs takiej niezwyklosci. Nie wiem czemu, ale inne Twoje opowiadania bardziej przypadly mi do gustu... moze z czasem zmienie zdanie, zobaczymy. Pozdrawiam.
iskra
*

Syrkońskie karczmy nie były wykwintne, raczej ubogie, ale przynajmniej można było się w nich poczuć jak w domu. Właśnie do jednej z takich karczm trafił Thant i to nie dlatego, że lubił czuć się jak w domu, po prostu na lepszą nie było go stać. Usiadł przy stoliku obok ściany i rozglądnął się. Syrkon nie różnił się niczym szczególnym od innych miast, ale musiał przyznać, że karczmy były nadzwyczaj przyjemne. Przyznał by również, że czuje się tutaj jak w domu, gdyby tylko go miał. Westchnął. To już jedenaście lat minęło odkąd rozstał się z Syrkonem. Obiecał sobie, że nigdy tu nie powróci, ale... Westchnął raz jeszcze. Nigdy też nie chciał przyznać, że tęskni za rodziną i prawdę powiedziawszy tak było w istocie. Czasem tylko odczuwał nikłe ukłucie samotności. Szybko jednak je tłumił, sam nie wiedząc dlaczego. Jedyną osobą, do której tęsknił była jego matka. Nawet nie pamiętał jej imienia. W jego pamięci pozostały tylko obrazy, zamazane sytuacje, słowa, głos... nic więcej.
- Trzy miedziaki - rzekła gruba karczmarka stawiając przed nim kufel piwa.
Thant otrząsnął się ze wspomnień i zapłacił nawet nie spoglądając na otyłą kobietę. Całą jego uwagę zwróciło piwo. Patrzył na nie beznamiętnym wzrokiem zastanawiając się ile wypije tym razem, zanim zwali się nieprzytomny pod ławę. Wzruszył ramionami, odsunął piwo i wyciągnął tytoń. Zapalił.
- Thanti.
Tylko jedna osoba tak zdrabniała jego imię. Pamiętał jej głos. Taki ciepły i słodki jak miód. Odwrócił się za siebie po to tylko by natrafić na parę zielonych oczu. Przełknął ślinę i przyglądnął się dziewczynie. Włosy nadal miała jasne jak mleko, ale teraz jej warkocz sięgał prawie do kolan. Beżowa suknia miała prosty krój i idealnie na niej leżała. Thant nie mógł wyjść z podziwu jak piękną stała się kobietą przez ostatnie jedenaście lat. Kiedy patrzył w jej oczy pomyślał, że mógłby ją pokochać. Mógłby, ale nie po tym co jej uczynił będąc jeszcze chłopcem.
- Leena - szepnął niemal niedosłyszalnie.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko w odpowiedzi. Płynnym ruchem usiadła naprzeciw niego, a każdy jej ruch rozsiewał wokół zapach bzu. Dziwnie mu było patrzeć teraz na nią. Wciąż pamiętał ją kiedy była jeszcze dziewczynką.
- Wróciłeś - zaczęła i zawahała się. Widać było, że chciała jeszcze coś dodać.
- Wróciłem - potwierdził.
- Jak długo zostaniesz? - spuściła oczy - Bo nie liczę, że wróciłeś na stale.
Pierwszy raz nie wiedział jak odpowiedzieć kobiecie. Był przerażony. Przerażony zachowaniem Leeny, jej spokojem, nieśmiałym uśmiechem i pięknymi oczyma, z których lada moment mogły popłynąć łzy. Zrozumiał, że kocha go nie tylko jak brata. Zrozumiał również, że skrzywdził ją straszliwie i nic tego nie usprawiedliwiało nawet jeśli czyn był nieświadomy. Nieco drżącą ręką przeczesał swe krótko ścięte ciemne włosy i wypił piwo niemal jednym łykiem.
- Leena - rzekł stanowczym głosem modląc się przy tym, by nie powiedziała słów, których bał się najbardziej - Ja odjeżdżam...
- Kochałam cię - przerwała mu i zanim się spostrzegł chwyciła jego dłoń.
Przeklął w duchu wszystkich istniejących Bogów za to, że musiał to usłyszeć. Milczał. Milczał i czekał. Miał nadzieje, że zaraz coś się stanie. Było mu całkowicie obojętne co. Do karczmy mógł wbiec smok, karczmarka zamienić w świnie, opat przy barze w wilkołaka, mógł wlecieć rój szarańczy, pszczół, szerszeni, a nawet much końskich, mogły zaatakować skorpiony lub cokolwiek innego. Thantowi naprawdę było to obojętne, byle tylko nie musiał reagować na słowa Leeny. No i stało się. Ktoś szarpnął go nagle i z siłą wołu przygwoździł jego szyję ramieniem do ściany.
- Sheyd - wykrztusił Thant z trudem łapiąc oddech - Jak miło znów cię widzieć.
- Pamiętasz co ci obiecałem, bracie? - syknął mu do ucha.
Tak, Thant pamiętał i to bardzo dobrze. Czuł jak zimny pot spływa mu po skroni. Nie miał nawet cienia wątpliwości, że zaraz nie będzie już stuprocentowym mężczyzną.
- Siostra, podaj nóż - rzekł wolno Sheyd, cedząc każde słowo, a Thant zbladł jeszcze bardziej, gdy Leena bez słowa protestu podała bratu ostre narzędzie.
- Kiedyś cię kochałam, ale teraz... - urwała i zwęziła złowrogo piękne zielone oczęta.
- Sheyd, może porozmawiamy, co? - zaczął z wysiłkiem, łudząc się, iż da to jakikolwiek efekt - Ze względu na daw...
Nie dokończył. Masywne ramię przywarło do jego szyi jeszcze mocniej. Thant zaczął modlić się do wszystkich Bogów jakich znał i wcale mu nie przeszkadzało, że przed kilkoma chwilami wyklął ich od suczych synów. Nie wątpliwie przeżywał najgorsze chwile swego życia, bo przecież miał zaraz stracić swą męskość.
- Proszę, proszę - w karczmie rozbrzmiał nagle kobiecy śmiech - Pan uciekinier znów w tarapatach.
- Shani - zdołał wydusić - Jak dobrze, że...
Znów nie dokończył. Tym razem słowa stłumiło moce uderzenie pięścią.
- Słyszałam, panie uciekinierze, iż masz mi do zaoferowania niezwykle ciekawą transakcję - ciągnęła beztrosko Shani podchodząc do nich - Podobno chcesz mi oddać Bursztynowego Gryfa po niewiarygodnie niskiej cenie, wręcz za darmo, a ponadto chciałbyś wziąć udział w pewnej interesującej wyprawie.
- Pocałuj mnie w dupę - mruknął wrogo i znów dostał po twarzy.
- Mówisz do damy! - ryknął Sheyd, choć przecież nie wiedział kim jest Shani, ale jego rycerska duma nie mogła pozwolić, by ktokolwiek odzywał się w ten sposób do kobiety.
Thant miał nieodpartą pokusę by dodać, że taka z niej dama jak ze świni wierzchowiec. Wstrzymał się jednak, by nie narażać swego ciała na dalsze obrażenia. Obiecał sobie, że policzy się z tą elfią żmiją. Jego dalsze rozmyślania przerwał błyszczący sztylet, który został mu przystawiony do policzka. Najwyraźniej Sheyd chciał, by jego ofiara wiedziała czym zostanie wykonany wyrok.
- Tnij, przyjacielu - rzuciła lekko Shani i z tajemniczym uśmiechem, którego znów nie sposób było odszyfrować, przyglądała się poczynaniom barczystego mężczyzny wymachującym dość ceremonialnie sztyletem.
Młodzieniec z krótko obciętymi czarnymi włosami zaciął usta w wąską linię. Był pewien, że jego niedawna wybawczyni blefuje i tylko chwila dzieli go od wyswobodzenia. W świadomości tej trwał do momentu, gdy Sheyd zaczął ściągać mu spodnie. Potem szczerze w tą świadomość zwątpił.
- Dam ci tego cholernego gryfa! - wrzasnął nagle - Tylko zabierz ode mnie ten pieprzony sztylet!
Ledwo dźwięki jego głosu przestały pobrzmiewać w karczmie jasnowłosa kobieta uśmiechnęła się tryumfalnie. Uniosła lekko otwartą dłoń tak, jakby coś w niej trzymała, a zaraz potem w jej szarych oczach zatańczyły iskierki purpury i na dłoni zaczęła nagle tworzyć się świetlista kula. Reakcja zgromadzonych w karczmie ludzi była do przewidzenia. Pierwsza zareagowała Leena wydając z siebie przeciągły pisk. Sheyd zwalił się na klęczki i przerażonym wzrokiem patrzył na świetlistą kulę. Zaraz potem złapał siostrę za rękę i wybiegł z karczmy. Karczmarka zemdlała, a kilku gości poszło w jej ślady. Reszta z wrzaskiem wybiegła na zewnątrz. Thant siedział na ławie wciąż łapiąc oddech. Pomyślał, że wcale nie potrzebował roju szerszeni, plagi skorpionów, ani nawet smoka. Wystarczyła Shani.

*
Sir Momo Mumencjusz Mum
No! To też już czytałem! Gdzie nowe części? ^^
matoos
Heh, Iskierko, wiedziałem, że się nie zawiodę... Powoli zaczynam żałować, że wyjeżdżam na wakacje i nie będę mógł czytać dalszych części tego ficka... Ale cóż, jeszcze ponad 2 tygodnie (niech żyje sesja:D)...

Fick jest bardzo... Jakby to ująć... Epicki? Straszny rozmach... Czy jesteś pewna, że dasz temu radę? Ja nie podjąłbym się stworzenia całego świata, razem z zamieszkującymi go rasami i krajami... Ale tobie jak na razie idzie całkiem nieźle, nie za bardzo jest się czego czepnąć... Mam nadzieję, że tak pozostanie... Jak już mówiłem - kiedyś zgłoszę się po autograf... A ty mnie nie poznasz i to będzie ostatecznym impulsem który pchnie mnie do tego kroku, którego myślałem, że nigdy nie popełnię - zacznę się starać o publikację moich wypocin biggrin.gif
ikar
Fajne ^^, ale znalazłem sporo błędów - szczególnie stylistycznych - cosik musisz bardziej uważać na słowa, których używasz... smile.gif

"W jego skrawkach dziecięcych wspomnień" <- "W skrawkach jego dziecięcych wspomnień"

"śmiech miała niezwykle głośny i irytujący, choć wcale nie złośliwy, a nawet ciepły" <- eee... śmiech ten nawet nie był ciepły? tak z tego zdania wynika - do przeredagowania.

"Wraz z przytyłą blondynką" <- z przytyłą? chyba raczej "z otyłą"...

"Bardzo chciał ich nienawidzić, albo chociaż przejawiać w stosunku do nich jawną niechęć, jednak skutek był odwrotny." <- nie no... przeczytaj sobie zdanie... sensu można się w nim tylko domyślić... lepiej coś w stylu: "jawną niechęć, ale nie był w stanie"

"w momencie ukończenia 14 lat" <- hehe, niezły chojrak tongue.gif - a co do zastrzeżenia - liczebniki pisze się słownie.

"Jeśli ktoś myślał, że koniec jest po prostu końcem to się mylił" <- przecinek, albo budowa zdania - "Jeśli ktoś myślał, że koniec jest po prostu końcem, to się mylił"

"Jeśli znów ktoś pokusiłby się" <- "Jeśli jednak ktoś..."

"stwierdzenie, że chłopakowi musiało być ciężko pomyliłby się po raz kolejny" <- po raz kolejny brak przecinka, albo błąd w budowie zdania - "stwierdzenie, że chłopakowi musiało być ciężko, pomyliłby się po raz kolejny"

"Mimo, iż cała ta sytuacja zwyczajnie go bawiła dziękował wszystkim Bogom" <- to chyba jednak problemy z budowaniem zdań - to są zdania wtrącone, podrzędne, a więc powinny być oddzielone od pozostałych przecinkami i na początku i na końcu zdania: "Mimo, iż cała ta sytuacja zwyczajnie go bawiła, dziękował wszystkim Bogom"

"wiele innych zmyślnych urządzeń" <- lepiej "wiele innych wymyślnych urządzeń"

"- O kurwa - szepnął do siebie" <- Iskra - język bohatera, czy nie - złagadzaj te wyrażenia - "kuźwa" by w zupełności wystarczyła, a opowiadanie napisane byłoby językiem literackim, a nie karczemnym.

"a pomoc przychodzi, nie dość" <- chyba przypadkowy nadmierny przecinek

pozostała część pierwszego parta - bez błędów smile.gif (nie licząc literówek wink.gif )

"Całą jego uwagę zwróciło piwo" <- lepiej "skupiło"

"po to tylko by natrafić na parę zielonych" <- przecinek "po to tylko, by natrafić na parę zielonych"

"Wciąż pamiętał ją kiedy była jeszcze dziewczynką" <- raczej "... jako dziewczynkę"

"Nie wątpliwie" <- razem: "niewątpliwie"

"Młodzieniec z krótko obciętymi czarnymi włosami" <- po co to? tylko zamieszanie wprowadza - lepiej po prostu "Thant" smile.gif - naprawdę nie nadużywajcie omijania powtórzeń - szczególnie, gdy powtórzeń nie ma ^^.

Jak widać - drugi part zdecydowanie poprawniejszy ^^. Fajnie się toto czyta i czuć wyraźnie specyficzną atmosferę ^^ - styl pisania też daje się wyczuć smile.gif. Są jeszcze niedociągnięcia, ale generalnie jest dobrze ^^

Aha - i jeszcze jedno zastrzeżenie na koniec... PLS przestań robić takie długie oddzielenia - w stylu
_____________________________________________________________

one są za długie! A przynajmniej - bardzo przeszkadzają - przynajmniej mi, oraz wszystkim przeglądającym forum w rozdzielczości 800X600 - rozciągają tak ramki forum, że przy czytaniu linijek trzeba również przesuwać suwakiem na boki - a to bardzo unieprzyjemnia czytanie.
iskra
*

Blask ogniska rozpraszał mrok lasu. Nie było wysokie, ale dawało ciepło, a na tym właśnie zależało Thantowi i Shani najbardziej. Siedzieli milcząco naprzeciw siebie piekąc jabłka nad ogniskiem. Niezbyt wytworna kolacja, ale niczego innego nie mieli. Zaraz po incydencie w karczmie zwaliła się na nich cała ludność Syrkonu wymachując widłami i innymi przyrządami gospodarczymi, wrzeszcząc, że muszą wypędzić demony z miasta, a tym samym zmuszając do ucieczki owe "demony". Nadzwyczaj pechowa para chcąc nie chcąc musiała przenocować w lesie.
- Ten czar w karczmie - zaczął Thant - To światło. Przywołałaś samą Światłość Bogów?
Dziewczyna popatrzyła na niego nieco inaczej niż zwykle. Zawsze cyniczny i bezczelny chłopak był teraz spokojny, a nawet sympatyczny. Niestety nie mogła się powstrzymać od głośnego śmiechu.
- To było tylko zwykłe zaklęcie przywołujące jasność - rzekła rozbawiona - Wiedziałam, że to wystarczy do przestraszenia ludzi nie mających nigdy kontaktu z magia.
Thant milczał. Poczuł się naprawdę bardzo głupio, co było dla niego zupełnie nowym doświadczeniem. Niemal przez całe życie był pewny siebie, gruntowne wykształcenie sprawiało, że nic nie mogło go zaskoczyć, nic prócz czegoś tak niesamowitego jak magia. Westchnął w duchu nie wiadomo, który raz z kolei. Dziewczyna kaszlnęła nagle, na co jej towarzysz spojrzał na nią uważnie.
- Twoje imię - rzuciła lekko Shani. Najwyraźniej chciała przerwać krępującą ciszę.
- Co moje imię? - mruknął, a dziewczyna pomyślała, że znów zaczyna być nieprzyjemny.
- Twoje imię - powtórzyła dobitnie - Nie podałeś mi swojego imienia.
- Thant - odparł z wyraźnym znudzeniem w głosie.
- Nie rozumiem cię - założyła ręce na piersi - Już niedługo mamy wyruszyć na wspólną wyprawę, a ty się boczysz bez przerwy. Okaż trochę serca i przynajmniej spróbuj być miłym!
- Jak mi się będzie chciało - rzekł w odpowiedzi.
Zamknął oczy. Zupełnie jakby spadł, ale Shani wiedziała, że to nieprawda. Była niemalże pewna, iż jej towarzysz oddaje się rozmyślaniom, a być może nawet wspomnieniom. Usiadła wygodnie i zaczęła opowiadać o sobie i Zerowym Kręgu, świadoma, że Thant najprawdopodobniej nawet nie słucha. Opowiadała. O swoim stosunkowo krótkim życiu. O tym jak zorientowała się, iż posiada Moc większą niż przeciętną. O wielu latach spędzonych w szkole magicznej. O cierpieniu i bólu jakich doznawała. O szczęściu, które jej towarzyszy odkąd zrozumiała, że jest ono tym, czym chcemy by było. O podróżach i przygodach, które ją spotkały. Opowiedziała mu wszystko. Prawie wszystko.
- Czego oczekujesz? - odezwał się nagle Thant otwierając oczy. Ich orzechowy kolor dziwnie wyglądał w blasku ogniska. Shani pomyślała, że atmosfera może się zrobić bardzo napięta - Że usłyszysz teraz moją opowieść?
- Niczego nie oczekuje - rzekła cicho, ale z nutką wrogości w głosie.
Nie czekając na jakąkolwiek reakcję towarzysza ułożyła się przy ognisku do snu na tyle wygodnie, na ile pozwalała jej twarda ziemia i trawa. Naprawdę niczego nie oczekiwała od tego młodzieńca, prócz przymusowego uczestnictwa w wyprawie do Bursztynowego Miasta.

*

Górski Gryf siedział na murach Amber. Jego niezwykle czarne oczy, wyglądające jakby kryły w sobie całą mądrość istnienia, zwrócone były ku wschodzącemu słońcu. Czuł, że jeden z Kluczy zaczął niebezpiecznie szybko gromadzić energię. Nie wiedział jednak dlaczego tak się dzieje. Czy to oznacza, że istoty powrócą do utraconego raju? Tak długo na nie czekał. Czy to możliwe? Spuścił swój wielki lwi łeb i pokręcił nim przecząco. Tyle lat, tyle wieków... Grzywa znów zatrzęsła się pod wpływem przeczącego kiwania głową. Kim są posiadacze Klucza? Promienie słoneczne padły na podchodzącego do niego gryfa. Zmiana warty. On jednak się nie poruszył, a przybyły towarzysz usiadł przy nim.
- Zmiana - rzekł, jakby chciał przypomnieć przyjacielowi o tym fakcie. Jego głos był melodyjny, brzmiący prawie jak muzyka.
- Xion - szepnął cicho gryf o czarnych oczach - Też to czujesz.
- Też - przyznał - Jeden z Kluczy jest aktywny. Niedługo nadejdą. Wszystko się zmieni. Coś się skończy, coś się zacznie. Taka jest kolej rzeczy, Rayelu.
- On przyniosą chaos i zniszczenie. Czuję to.
- Idź już - niemalże warknął Xion - I nie myśl już o tym. Przeznaczenie i tak się dopełni.
Rayel poszedł, ale nie przestał rozmyślać o Kluczu i jego posiadaczach. Wciąż nurtowało go pytanie dlaczego akurat tych dwoje dostąpiło zaszczytu wędrówki do Amber. To nie mógł być Przypadek. Przypadek nie istnieje. Jest tylko Przeznaczenie. Ale czy oni mogli być wybrańcami Przeznaczenia?
Rayel mylił się. Przypadek istniał tak samo jak istnieje Przeznaczenie. A fakt, że Klucz został przekazany tym dwojgu był kolejnym dowodem nie tylko na obecność Przypadku, ale także na jego bezwzględność i dość perfidne poczucie humoru. Rayel nie mógł się skupić na niczym innym. Klucz i jego posiadacze. Tak bardzo chciał by Seelion był teraz z nimi, by poradził co mają czynić.

*

Shani nie spała tej nocy. Delikatny ból w płucach skutecznie jej to uniemożliwiał. Zasługą tego były też dziwne przeczucia jakie miała, a poza tym Thant głośno chrapał, albo udawał, by zwyczajnie w świecie ją zirytować. Dziewczyna brała raczej pod uwagę tą drugą możliwość. Nagle do jej uszu doszedł dźwięk łamanych gałązek z głębi lasu. Poderwała się i rozglądnęła uważnie. Nic jednak nie ujrzała. Uśmiechnęła się do siebie i pokręciła przecząco głową. Chyba zaczynam wariować, pomyślała.
- A oni tam zborze sieją... - zabrzmiał gdzieś w z bardzo bliska zapity śpiew.
Dziewczyna zerwała się na równe nogi i chwyciła za łuk wodząc wzrokiem wokoło. Zza drzew wyszedł nagle pijany mężczyzna ubrany na czarno. Ciemne włosy opadały mu na ramiona. W ręku trzymał małą skórzaną buteleczkę. Shani nie miała żadnej wątpliwości jaka jest jej zawartość. Napięła cięciwę i zwęziła złowieszczo oczy. Jeszcze tylko kilka kroków, pomyślała. Tylko kilka i będzie go miała. Dlaczego ten błazen, Thant, wciąż śpi?
- Dziewoja - zaśmiał się odziany na czarno osobnik ukazując wszystkie zęby, w tym i dwa kły- Waleczna dziewoja.
- Wampir? - szepnęła niemal niedosłyszalnie unosząc przy tym brwi ze zdziwienia. Zaraz jednak spojrzała na przybysza ze zgrozą. Jeśli to wampir, to nie mieli szans.
- Ano wampir - odparł, czknął i zaczął się zbliżać niebezpiecznie blisko Thanta - Mów mi Sagittarius, dziewko.
- Jeszcze jeden krok ku mojemu towarzyszowi, Sagittarisie - wysyczała przez zęby - Jeszcze jeden, a będziesz miał bełt w oku. Da nam to wystarczająco czasu do ucieczki.
- Kompan, wampir, mógłby nas już zabić, ale nie zrobił tego - rzekł nagle Thant - Więc widocznie nie ma złych zamiarów, a nie ma co na siłę wszczynać walki.
Czarnowłosy chłopka uśmiechnął się do Sagittariusa i przywitał jak dawnego przyjaciela. Potem zapytał co ma w buteleczce, a dowiedziawszy się, że to tylko wino, podał wampirowi swoją sake. Ten napił się zachłannie i odkaszlnął. Potem zaśmiali się oboje i usiedli przy ognisku oddając się rozmowie. Shani patrzyła na nich z niedowierzaniem, wciąż nie opuszczając łuku z napiętą strzałą.
- Te, dziewoja, zostaw tą broń, bo sobie jeszcze krzywdę wyrządzisz - rzekł z udawaną surowością Sagittarius, na co Thant wybuchnął śmiechem.
- Thant! - oburzyła się dziewczyna - Jesteś wariatem?! To jest wampir!
- Czepiasz się szczegółów - wykrzywił twarz w ironicznym uśmiechu.
- Dziewoja się nie boi - wampir znów zaczął udawać poważnego - Jam porządny wampir. Krwi nie pijam. Tylko wódkę. No, w chwilach porywu wino.
- To jest wampir, na wszystkich Bogów - rzekła jeszcze raz - Jeśli chcesz z nim pozostać, błaźnie, to proszę bardzo. Mi życie cennym jest.
Z ostatnimi słowami na ustach ruszyła do konia zbierając po drodze swoje rzeczy. Thant nawet nie próbował jej zatrzymać i bardzo dobrze wiedziała dlaczego. Jeśli ona odjedzie, on będzie miał problem z głowy. Bursztynowy Klucz. Shani zaklęła w duchu. Spięła jednak konia i pogalopowała w las, by znaleźć się jak najdalej od wampira. Nie pragnęła Magii, aż tak bardzo. Zostając naraziłaby niepotrzebnie swe życie, bo przecież wampir niewątpliwie był zagrożeniem. Zmusiła konia do szybszego biegu. Czuła jak zimny, nocny wiatr smaga ją po twarzy i rozwiewa krótkie jasne włosy. Kaszlnęła mocno i natychmiast zatrzymała konia. Oddychała ciężko. Magia Amber, pomyślała. Musi zdobyć choć część magii Bursztynowego Miasta. Zawróciła konia i już miała wracać do towarzysza, gdy spostrzegła, że nie wie gdzie jest. Rozejrzała się zdezorientowana. Jak to możliwe, że zabłądziła?

*

--------------------------------

Tak dobrze? happy.gif No więc, Ikar... eee... dzięki za wytknięcie mi błendoof smile.gif Niektóre popełniam celowo, bo nie mogę sie oprzeć i w ogóle podobają mi się, ale postaram się poprawić wink.gif A jeśli chodzi o to "kurwa", to... no ja nie wiem... nie traktujcie wulgaryzmów jak wulgaryzmy tylko jak zabieg literacki, a poza tym Thant by mnie zywcem obdarł ze skóry gdybym mu kazała "kuźwa" mówić smile.gif Więc przepraszam wszystkich z góry, ale tego zmieniać nie będę i ,jeśli chcecie, możecie to cenzurować, albo co tam sobie życzycie happy.gif

rozdzielczość 600x800 ... ohyda... wink.gif
matoos
QUOTE (iskra @ 26-06-2003 10:54)
Zaraz po incydencie w karczmie zwaliła się na nich cała ludność Syrkonu wymachując widłami i innymi przyrządami gospodarczymi, wrzeszcząc, że muszą wypędzić demony z miasta, a tym samym zmuszając do ucieczki owe "demony".

Niepotrzebnie powtarzasz demony. Mogłoby chyba byc np. Wymachując widłami zmusili rzekome "demony" do ucieczki. Wymyśl coś, wiem że potrafisz biggrin.gif

QUOTE
Zamknął oczy. Zupełnie jakby spadł,
Chyba miało być spał... Czepiam się chyba, ale spędziłem parę minut zastanawiając się o co chodzi... biggrin.gif

QUOTE
A oni tam zborze sieją...
Zboże. Przez samo ż, słonko biggrin.gif

QUOTE
Kompan, wampir, mógłby nas już zabić, ale nie zrobił tego
Nie za bardzo jarzę o co chodzi w tym zdaniu... Thant zwraca się do Shanti czy do wampira? Mogłabyś to przeredagować?

QUOTE
Potem zaśmiali się oboje
Agh! Mój ulubiony błąd... Zaśmiali się oboje? A który z nich to baba? A może wampir to rodzaj nijaki? Powinno być chyba zaśmiali się obaj...

QUOTE
Mi życie cennym jest.
Może - ja cenię sobie swe życie, lub coś w tym stylu... Budowa grmatyczna tego zdania jest nieprawidłowa...

QUOTE
Thant by mnie zywcem obdarł ze skóry gdybym mu kazała "kuźwa" mówić smile.gif
Kaneda jakoś się nie gniewał w polskiej wersji Akiry...



No! Ponarzekałem trochę, teraz mogę coś więcej... Historia jak zwykle u ciebie nie jest ani wydumana, ani zbyt prosta... Tylko nadal nie wiem, czy nie bierzesz na swoje barki zbyt dużego ciężaru, starając się stworzyć aż tak rozbudowany świat. Ale to twój fick, prawda? biggrin.gif A tak w ogóle to myślałem, że juz pojechałaś na wakacje... Długo cię nie było biggrin.gif

Pozdrawiam iczekamna neksty biggrin.gif
iskra
Musze się oduczyć tych błedów w budowie gramytycznej... Ale nie moge!!! smile.gif Poprostu nie moge, ja lubie takie błedy, mi się to podoba i w ogole to to jest cute happy.gif Ale oke, postaram się, specjalnie dla Was smile.gif I co to miało być za pytanie "to twoj fick, prawda?" biggrin.gif

a tak poza tym <iskra wpada w depresje, chowa się pod łózko i zaczyna plakac z powodu tak wielkiej ilosci blendoof w swoim ficku> wink.gif

ps. matoos, orty to mój znak rozpoznawczy, jak nie wrzuce ficka do worda i nie sprawdze pisowni to idzie się poprostu zachlastać happy.gif
matoos
QUOTE
to twoj fick, prawda?

To broń boże nie było oskarżenie o plagiat, tylko to miało być tak - "twój fick - twoja decyzja" biggrin.gif

Chociaż widzę pewne Sapkowate naleciałości biggrin.gif

QUOTE
<iskra wpada w depresje, chowa się pod łózko i zaczyna plakac z powodu tak wielkiej ilosci blendoof w swoim ficku>

<Matoos wyciąga iskrę spod łóżka (dmucha na poparzone łapska:D), głaszcze ją po głowie i pociesza>
Nie martw się, też kiedyś będziesz w tym tak świetna jak ja (samokrytycyzm rulezz!!).

A tak na serio - pamiętaj, że ćwiczenie czyni mistrza!
Sir Momo Mumencjusz Mum
Gdzie wy tam błędy widzicie??? Młotki jesteście i tyle! Toż tu żadnych błędów ni ma ^^ Ale z waz platfusy... doprowadzić iskrę do takiego stanu... ;P


A do iskry - prześlij mi te nowe części mailem, bo tu jakoś nic nowego nie widzę... ^^
ikar
Iskra - opowiadanko jest biuti, nu... ^^ serio mi się bardzo podoba ^^. A tak cię chwalą, że myślę, że przydało się poczytanie o błędach, co byś zwracała na nie bardziej uwagę wink.gif.

Mmm - nowy parcioch - fajniutki. Matoos wypisał chyba wszystkie błędy - te, które i ja zauważyłem przy pierwszym czytaniu, więc nie będę powtarzał, tylko dodam, że jest trochę więcej literówek jeszcze ^^ - czytaj przed dodaniem parta - nawet jeśli wklejasz skądś inąd ^^.

A skoro masz więcej tego... DAWAJ biggrin.gif biggrin.gif biggrin.gif

Mmm - brawo za świat - i atmosferę, bo ona wyszła bardzo dobrze ^^, aha - Amber odmienia się Amberu ^^.

Dobrze jest (i proszę mi tu nie narzekać na 800X600 biggrin.gif - jest zdecydowanie wyraźniejsze wszystko biggrin.gif biggrin.gif biggrin.gif, a i mniej się komp buntuje przy tej rozdzielczości, no i w końcu - później będą potrzebne okulary tongue.gif biggrin.gif ). Pozdro i pisz dalej ^^
iskra
Moje Amber się nie odmienia tongue.gif

________________________________________


*

Rayel nie mógł myśleć o niczym innym jak o Kluczu i jego właścicielach. Pytania... Wciąż pojawiające się nowe pytania nurtowały go, ale i irytowały. Chcąc je od siebie odpędzić próbował sobie przypomnieć niegdysiejsze słowa Seeliona. Z zaskoczeniem doszedł do wniosku, że pamięta niewiele. Zmartwiła go ta świadomość. On, Górski Gryf, opiekun i strażnik Amber zapomniał. Zapomniał o czasach Morskiego Smoka. Zapomniał o istotach. Zapomniał o dziedzictwie... Dziedzictwo! Słowo to sprawiło, że umysł gryfa począł się otwierać na obrazy przeszłość. Dziedzictwo... Potomkowie... Czysta krew... Rayel zamknął oczy, by myśli były bardziej przejrzyste i zrozumiałe. Dziedzictwo... Powtarzał to słowo, jakby było kluczem do zapomnianych, dawnych dni. Dziedzictwo... Ależ tak! Jak mógł o tym zapomnieć!? Jednocześnie zastanawiał się, która z istot może być potomkiem jego Shinovy. Wróciły wspomnienia. Ceremonia otrzymania Podopiecznego. Pamiętał jak bardzo był temu przeciwny. Nie wierzył, iż ceremonia taka zdołałaby zmienić cokolwiek. Istoty zostały wygnane z Amber. Nic nie mogło tego zmienić. Świtało już, gdy nadeszła jego pora, a ogień w bursztynowej czarze prawie dogasał. Był ostatnim, który miał otrzymać Shinovę. Podszedł do ognia i zamknął oczy szukając świadomości podobnej do swojej. Coś jednak się zmieniło. To obca świadomość znalazła jego. Zaakceptował ją i tak stali się jednością. Już wtedy wiedział, że potomek tej istoty wkroczy za kilka wieków do Amber. Gryf otworzył oczy. Czuł się bardzo pełny po powrocie wspomnień. Niedługo przeszłość się dopełni. Myśl ta nie napawała jednak Rayela optymizmem. Wiedział, iż jedna z istot posiadająca aktywny Klucz jest jego Shinovą.

*

Shani błądziła przez kilka godzin po mrocznym lesie lecz dopiero, gdy słońce zaczęło wyłaniać się zza gór była w stanie odnaleźć drogę powrotną. Przeklinała samą siebie i cały świat. Wiedziała, że podróż z Thantem i Sagitariusem, bo nie miała wątpliwości, że wampir zostanie w towarzystwie, nie będzie należała do najprzyjemniejszych. Nie miała jednak wyboru. Nie miała również pewności. Pewności, że Amber, legendarne Bursztynowe Miasto, istnieje naprawdę. Jeśli tak, to miała jeszcze szansę, ale jeśli nie... Shani pokręciła głową jakby chciała wyrzucić z siebie tę myśl. Poczuła delikatny ból w płucach i kaszlnęła. Zatrzymała konia i pogłaskała go po szyi. Nie wiedzieć czemu gest ten sprawił, że poczuła się nieco lepiej. Wciąż jednak dyszała ciężko. Zsiadła z wierzchowca i usiadła pod drzewem krzyżując nogi. Zwierze popatrzyło na nią, a oczy mu błysnęły.
- Nie patrz tak na mnie, Flekeri - szepnęła z wymuszonym uśmiechem - Jestem zmęczona, ale nic mi nie jest.
Zwierze zarzuciło łbem. Shani zamknęła oczy. Brak snu po całonocnych poszukiwaniach dawał o sobie znać. Była zmęczona. Tak. Ale nie tylko wyczerpaniem fizycznym. Poczuła mokre nozdrza na policzku i skrzywiła się z obrzydzeniem. Dlaczego Flekari wciąż nie może się przyzwyczaić, że nie jest już tym kim był niegdyś? Odepchnęła łeb konia, na co zwierze zatupało nerwowo kopytami. Zawsze musiał dopiąć swego, wiedzieć lepiej. Dziewczyna spojrzała na niego nie bez złości. Kasztanowy rumak wyszczerzył w odpowiedzi zęby.
- Jesteś niemożliwy - syknęła podnosząc się - Nawet jako koń.
Zachwiała się lekko i oparła o pień. Flekari przymknął swe czarne oczy i przyklęknął na przednie kolana, by łatwiej jej było wejść na siodło. Nic nie mówiąc wsiadła na wierzchowca. Była mu jednak bardzo wdzięczna za ten gest. W ramach podziękowania poklepała zwierze po karku. Flekari ruszył z kopyta, a dziewczyna wiedziała już, że znalazł drogę powrotną do obozowiska. Choć sama nie chciała się do tego przyznać, bała się tego co tam zastanie. Nie wierzyła wampirowi. Zresztą kto normalny uwierzyłby krwiożerczej bestii? Słońce było już wysoko, ale nie osiągnęło jeszcze południa. Shani wiedziała, że jest już blisko obozowiska. Czuła nawet zapach spalonego drewna. To co za chwilę zobaczyła przeraziło ją bardziej niż mogła się tego spodziewać. Thant leżał przy ognisku. Nie poruszał się i był nienaturalnie blady. Wampira nie było widać nigdzie w pobliżu. Dziewczyna zeskoczyła z konia i podbiegła do czarnowłosego chłopaka. Natychmiast sprawdziła jego szyję. Zamarła. Poniżej lewego ucha widniały dwie czerwone rany. Odskoczyła od niego jak oparzona i rozglądnęła się panicznym wzrokiem po okolicy. Ledwo zaczęła trzeźwo myśleć jej oczom ukazała się chuda sylwetka wampira. Wychodził z lasu trzymając w dłoniach jakieś zioła. Uśmiechnął się pogodnie na widok jasnowłosej, krótko ściętej dziewczyny.
- Witam waleczną dziewoję
Shani nie odpowiedziała. Wyciągnęła w stronę Sagittariusa otwartą dłoń. Nim wampir zdołał cokolwiek powiedzieć wyrzuciła w jego stronę płonąca kulę. Błyskawicznie zwalił się na trawę.
- Cholera - warknęła gniewnie.
Kula zdołała tylko go drasnąć. Wampir podniósł się z klęczek i popatrzył z dezaprobatą na dziewczynę. Otrzepał nadpalony płaszcz i ruszył w jej stronę. Jego blade oczy nie wyrażały żadnych emocji, a przez to stawał się jeszcze bardziej przerażający. Podszedł do niej i zaglądnął jej w oczy przybliżając znacznie swą twarz. Uśmiechnął się sztucznie ukazując kły. Shani była sparaliżowana strachem. Nie chciała umierać. Nie w ten sposób, nie tak.
- Wiesz co trzymam w ręce? - spytał cicho, a gdy milczenie przeciągało się, dodał - Ratunek dla twojego przyjaciela.
Dziewczyna otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia, a wampir rozchylił usta jeszcze bardziej. Przykucnął przy Thancie i wsadził do ust zioła. Po chwili wypluł zmielona roślinną papkę na rękę i smarował w ranę. Czarodziejka była kompletnie zdezorientowana.
- Ratunek? - szepnęła niezbyt przytomnie.
- Tak. Ratunek - przytaknął - Ten idiota miał szczęście położenia się na jadowitym wężu.
Shani uśmiechnęła się odruchowo na myśl, iż nie tylko ona traktuje czarnowłosego młodzieńca jako niezbyt rozgarniętego. Nie wiedzieć czemu przestała się lękać wampira. Z wyraźną śmiałością podeszła do niego i bez strachu przykucnęła przy ciele Thanta. Nadal wpatrywała się w czynności Sagittariusa.
- Teraz możemy tylko czekać - rozsiadł się wygodnie krzyżując nogi - Miejmy nadzieję, że trucizny zneutralizują się nawzajem.
- Co proszę?! - niemal krzyknęła dziewczyna - Dałeś mu truciznę?
Wampir spojrzał na nią, a na jego twarzy wyraźnie malowała się irytacja. Uśmiechnął się jednak tylko i podał jej buteleczkę z trunkiem alkoholowym. Dziewczyna odtrąciła ją i powtórzyła pytanie, nie siląc się nawet by ukryć gniew.
- Żyję na tym parszywym świecie już od ponad czterystu lat. Lecznicze własności ziół nie są mi obce. Byłabyś więc łaskawa, panienko Shani, zamknąć swą śliczną buzię i nie wypowiadać się o rzeczach, o których nie masz najmniejszego pojęcia - rzekł z uśmiechem, a dziewczyna, wbrew swej woli, miała nieodparte wrażenie, że uśmiech ten jest przyjazny.
Zaklęła w duchu, ale zaraz się uspokoiła. Jeśli chciała pomóc Thantowi musiała być skupiona. Zamknęła oczy i wytężyła wszystkie zmysły. Wiedziała, że musi utrzymać równowagę ducha, ale mimo wszystko nie mogła się powstrzymać od przeklinania samej siebie za nieuwagę na lekcjach o uzdrawiającej magii Świętej Ziemi. Otworzyła z wahaniem oczy. Jej dłonie jarzyły się delikatną brunatną barwą. Uśmiechnęła się do siebie promiennie. W końcu odniosła sukces. Zawiesiła dłonie nad raną Thanta przekazując mu energię Ziemi. Czynność ta była o tyle niebezpieczna, że moc Świętej Ziemi musiała najpierw przepłynąć przez jej ducha, a to powodowało znaczne obciążenia. Po twarzy dziewczyny zaczęły spływać stróżki potu. Nagle poczuła zimną dłoń na ramieniu, co wyrwało ją z transu.
- Wystarczy - rzekł stanowczo wampir, a potem dodał z lekkim uśmiechem - Magia uzdrawiania chyba nie bardzo ci wychodzi.
Młoda czarodziejka nie odpowiedziała. Bardzo nie lubiła jak ktoś wytykał jej wady, a tym bardziej jeśli te wady były związane z magią. Sagittarius uśmiechnął się jeszcze szerzej i pociągnął dużego łyka z małej buteleczki. Shani pokręciła z rezygnacją głową. Jak można się tak upijać od samego rana? Nagle poczuła ból w płucach i kaszlnęła przeciągle zasłaniając usta. Wampir spoważniał momentalnie i spojrzał na nią uważnie. Odwróciła wzrok uciekając od spojrzenia jego bladych niebieskich oczu. Sagittarius uznał to za znak, że dziewczyna nie chce rozpoczynać rozmowy na ten temat. Milczał więc dyplomatycznie licząc, że sama zacznie mówić. Mylił się jednak. Cisza przeciągała się, co najwidoczniej przeszkadzało tylko dziewczynie, bo wyraz jej twarzy świadczył, że wyraźnie pragnie tę cisze przerwać tylko nie wie jak. Jej zakłopotanie przerwał budzący się Thant. Shani rozpromieniła się natychmiast. Wiedziała bowiem, że to jej magia sprawiła, iż tak szybko odzyskał przytomność. Czarnowłosy chłopak o orzechowych oczach wstał do pozycji siedzącej i podrapał się leniwie po karku.
- Pieprzone gady - zaklął głośno przypominając sobie ból ukłucia zębów węża, a zaraz potem napotkał parę szarych ładnych oczu. Na jego twarzy pojawił się bliżej nieokreślony grymas - A już myślałem, że nie wrócisz.
Shani uśmiechnęła się sztucznie. Doskonale wiedziała, że chłopak miał nadzieję już jej nigdy więcej nie zobaczyć.
- Dziewoja pomogła mi uratować ci życie, towarzyszu - rzekł wampir już lekko podpitym głosem.
- Znowu? - warknął Thant i spuścił z rezygnacją głowę.
- Tak, znowu - odparła dziewczyna nawet nie próbując ukryć tryumfującego tonu - Jeśli masz choć trochę honoru nie odmówisz mojej propozycji.
Twarz chłopaka wykrzywił cyniczny grymas, a Shani już wiedziała jaka będzie odpowiedź. Westchnęła w duchu żałując, że już za chwilę będzie musiała zapłacić wygórowana cenę za Bursztynowego Gryfa, jeśli tylko chce dotrzeć do Amber.
- To bardzo dobrze się składa - rzucił lekko Thant - Bo ja honoru nie posiadam ni krzty. Żegnam więc miła panią. Musi pani już chyba iść. Pewnie mąż z dziećmi czeka. Pranie, gotowanie, sprzątanie...
Po lesie rozległo się głuche uderzenie. Czarnowłosy popatrzył na dziewczynę wrogo i przyłożył dłoń do policzka. Nigdy nie myślał, że uderzenie kobiety może aż tak zaboleć. Z oczu Shani wręcz sypały się iskry gniewu. Sama nie wiedziała dlaczego jego słowa tak bardzo ją rozeźliły. Wampir wstał nagle i otrzepał z trawy czarny płaszcz. Spojrzał znacząco na dziewczynę, a chłopakowi rzucił buteleczkę z resztka zawartości.
- Myślę, panienko Shani, że powinniśmy oddalić w trybie natychmiastowym - rzekł wolno, po czym zwęził swe niebieskie błyszczące oczy - Oczywiście najpierw nasz przyjaciel podaruje nam Bursztynowego Gryfa.
Thant w odpowiedzi prychnął pogardliwie, a o od daniu Klucza nawet nie myślał. Przynajmniej nie za darmo. Już miał podać cenę, gdy poczuł jak ręce wampira łapią go za kołnierz i pociągają brutalnie do góry. Chłopakowi pociemniało w oczach. Nie doszedł jeszcze do siebie po ukąszeniu węża.
- Co robisz? - spytała dziewczyna podrywając się na proste nogi - Chyba nie zamierzasz go skrzywdzić? Sagittariusie!
- Miło, panienko Shani, że w końcu odezwałaś się do mnie po imieniu - posłał jej uśmiech - ale zmuszony jestem poprosić cię kolejny raz byś się łaskawie uciszyła.
Czarodziejka skrzywiła się, a wampir ciągnął dalej.
- Więc jak będzie, towarzyszu? - wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu ukazując dwa kły.
- A miałem cię za kompana - syknął Thant, bez żalu w głosie.
- Miałeś mnie za nierozgarniętego pijaka - poprawił go sucho i uniósł nieco wyżej.
- Postaw mnie na ziemi to porozmawiamy. Kulturalnie - zaproponował czarnowłosy, na co wampir odpowiedział perlistym śmiechem, ale pozwolił mu stanąć na własnych nogach.
- Nie masz nic wspólnego z kulturą - rzucił z nieco kpiącym uśmiechem - A teraz oddaj Klucz.
Thant z wyraźną niechęcią sięgnął do kieszeni po Bursztynowego Gryfa i równie niechętnie podał go wampirowi. Shani była zdezorientowana. Nie wiedziała czy Sagittarius odbiera Klucz dla siebie czy też dla niej. Najbardziej nurtowało ją jednak pytanie skąd wampir wie w ogóle, iż czarnowłosy posiada Klucz do Bursztynowego Miasta. Czyżby Thant wszystko mu opowiedział? Wampir schował wisiorek do kieszeni i ruszył w stronę konia dziewczyny. Ten, o dziwo, nie spłoszył się. Zanim zdołała zadać jakiekolwiek pytanie wampir podprowadził do niej konia i podał cugle.
- Panienko Shani - uśmiechnął się - Czas na nas.
- Na nas? - podniosła ze zdziwienia brwi.
- Na nas - potwierdził i nim zdążyła się zorientować wsadził ją na wierzchowca, na co Frekeri zareagował głośnym rżeniem przypominającym do złudzenia śmiech.
Thant patrzył za nimi póki nie znikli mu z oczu. Podniósł niewielki kamień. Chyba tylko po to by rzucić nim z całej siły o ziemię. Sam nie wiedział dlaczego jest taki wściekły. Ostatecznie wzruszył ramionami, dogasił ognisko i wsiadł na swego wierzchowca. Skierował się w przeciwną stronę niż jego niedawni towarzysze. Rzucił jeszcze przelotne spojrzenie w miejsce, gdzie widział ich po raz ostatni i zmusił konia do szybkiego biegu.
*
matoos
Łał, iskierko, co za niesamowity part... Przeczytałem go 3 razy i nie znalazłem niczego, co by mi jakoś przeszkadzało... Profesjonalnie prowadzona akcja, świetne dialogi, zaskakujące zwroty... To najlepszy z dotychczasowych partów. I ta tajemnica... Audiotele: Kto jest shinovą Rayela? biggrin.gif

CudnieCudnieCudnie - nic dodać nic ująć biggrin.gif
ikar
Hi hi hi biggrin.gif


Takie generalne odczucie - wprawdzie widzę, że chyba (!) kreujesz Thanta na tą shinovę, ale o ile nikt inny do nich nie przyłączy się - to ja stawiam na Saggitariusa biggrin.gif (łeee, wolałem go nieprzyjemnego i ironicznego, albo tajemniczego i małomównego (jak Vincent z FF7 *-* biggrin.gif biggrin.gif biggrin.gif) ).

Saggitarius na shinowę! biggrin.gif biggrin.gif biggrin.gif

no i dwa błędy, które mi się rzuciły w oczy:

"Wiedziała, że podróż z Thantem i Sagitariusem, bo nie miała wątpliwości, że wampir zostanie w towarzystwie, nie będzie należała do najprzyjemniejszych." <- myląca konstrukcja zdania - chyba lepiej byłoby "Wiedziała, że podróż z Thantem i Sagitariusem nie będzie należała do najprzyjemniejszych, bo nie miała wątpliwości, że wampir zostanie w towarzystwie." smile.gif

"Ten idiota miał szczęście położenia się na jadowitym wężu." <- to nie jest po polsku ^^, lepiej coś na kształt: "Ten idiota, na swoje nieszczęście, położył się na jadowitym wężu", albo coś takiego ^^.

Pozdro ^^
Sir Momo Mumencjusz Mum
hehehe iskra - pisz dalej ^^ i przesyłaj mi kolejne części ^^ to naprawdę jest miłe uczucie, gdy jest się dwa party przed innymi ;D
Tajemnicza
Iskro..bardzo mi się podoba twoje

opowiadanie. Błędy nie rzucają się w oczy i lekko się czyta. Ciekawi mnie to

bardzo. Najfajniejsze jest to ze w tym ficku uzyłas bursztynu który nie

był(chyba)jeszcze w opowiadaniach na fourm (odkąd ja przyszłam) Dziwi mnie

to ze tutaj mówi chłopak"...wać panno..." a tutaj

"......pocałuj mnie w dupe...' Hm....to troche dziwne nie prawdasz.

W w ty m zdaniu:
"...Xion - szepnął cicho gryf o czarnych oczach -

Też to czujesz.
- Też - przyznał - Jeden z Kluczy jest aktywny. Niedługo

nadejdą. Wszystko się zmieni. Coś się skończy, coś się zacznie. Taka jest

kolej rzeczy, Rayelu..." Powiino być chyba tak
"...Xion -

szepnął cicho gryf o czarnych oczach - Też to czujesz.
- Tak - przyznał -

Jeden z Kluczy jest aktywny. Niedługo nadejdą. Wszystko się zmieni. Coś się

skończy, coś się zacznie. Taka jest kolej rzeczy, Rayelu..." Pisz

szybciutko następnego parcika
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'> Pozdro!!
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/holiday.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='holiday.gif'>
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/czarodziej.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='czarodziej.gif'>
Sir Momo Mumencjusz Mum
Tak wogóle to powinno być

"coś się kończy, coś się zaczyna" ^^
iskra
Tajemnicza, jeśli Thant wyraża się z uprzejmością do Shani to jest to ironia (myślałam, że to widać wink.gif ) smile.gif

Ikar... eee.... jakby Ci to powiedzieć... hmmm.... nic nie powiem, wszystko się okaze happy.gif
Jade^_^
brak mi słów...
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/dry.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='dry.gif'>
no po prostu brak mi słów na to, jaki ten

fick jest................... jaki??
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/huh.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='huh.gif'>


no ten Twój fick jest
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/thumbdown.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='thumbdown.gif'>
joke
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'>
dobra żartuję... ona jest po prostu

zawalisty!
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'>
świetnie rozwijasz akcję, wprowadzasz

nowe elementy i trzymasz w napięciu...
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'>


czasami nie rozumiem niektórych fragmentów, ale to pewnie przez moją

głupotę
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/unsure.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='unsure.gif'>
w nagrodę dla Ciebie


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/czekolada.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='czekolada.gif'> i
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/kiss.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='kiss.gif'>


pisz dalej...
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='smile.gif'>
no więc... to wszystko Twoja wina

Momo! Słyszysz! Twoja wina, że wypuściłeś tego ficka na Forum, więc

składam Ci pokłon o najwyższy z najwyższych
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/laugh.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='laugh.gif'>

i dziękuję po stokroć
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'>
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'>

P.S.: coś mi się wydaje albo ten

cały Thant ma, że tak powiem, troche zbaczając z kursu, chętkę na Shani...

bo niby skąd ta złość i w ogóle..
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/rolleyes.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='rolleyes.gif'> .. a ja mam zresztą nosa (chyba) do

takich rzeczy
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'>
iskra
Jednak nie masz do tego nosa


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'> miłości pomiedzy nimi nie będzie


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/happy.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='happy.gif'>

I nie zartuj nigdy ze fick jest do

bani, bo malo co zawal nie dostalam
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/happy.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='happy.gif'>


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'>
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'>

(kocham swoją samokrytykę, ucze sie od Momo
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'> )

pozdrawiam ^^
Jade^_^
a czy ja mówię od razu o miłości?


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/huh.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='huh.gif'>


mówiłam, że mi to wygląda na to jakby miał na nią chętkę


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'>
ale jak nie to trudno..


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/dry.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='dry.gif'>


chociaz szkoda
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/unsure.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='unsure.gif'>
pozdro dla Ciebie i wielkiego Momo...

no i ofkors
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/kiss.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='kiss.gif'>


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/kiss.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='kiss.gif'>

dla wasz
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'>
iskra
*

Popołudniowe słońce ogrzewało delikatnie dwoje wędrowców. Jasnowłosą młodą kobietę odzianą w męskie ciuchy jadącą na ciemnym koniu i czarnowłosego mężczyznę idącego obok wierzchowca. Oboje milczeli. Żadne nie miało nic do powiedzenia. Czarnowłosy wampir wyciągnął nagle z kieszeni bursztynowy wisiorek i podał go dziewczynie. Ta przyjęła przedmiot bez słowa. Zaraz jednak przerwała ciszę, która z minuty na minutę stawała się coraz bardziej namacalna.
- Dlaczego to zrobiłeś? - spytała nagle Shani.
- Należało ci się - odparł z prostotą i wyciągnął spod płaszcza małą buteleczkę. Czarodziejka pomyślała z niesmakiem, że wampir znów zacznie pić - Uratowałaś go trzy razy, a poza tym... Powiedzmy, że znam powód, dla którego chcesz odnaleźć Amber
- Ale co cię to obchodzi? Co cię obchodzi czarodziejka z Zerowego Kręgu? Dlaczego mi pomagasz?
- Czy twoje życie składa się z pasm nieustających pytań? - rzekł z szerokim uśmiechem - Shani, jesteś najgłupszą kobietą jaką kiedykolwiek w życiu spotkałem.
Czarodziejka spięła cugle i zatrzymała gwałtownie konia. Jej oczy zrobiły się bardzo blade i chłodne. Sagittarius odwrócił się i spojrzał na nią rozbawionym wzrokiem. W odpowiedzi rysy twarzy dziewczyny napięły się jeszcze bardziej. Nie miała ochoty wysłuchiwać obelg od jakiegoś wampira. Na wszystkich bogów, myślała. Czy wszyscy mężczyźni w pozostałych kręgach są aż tak bezczelni? Bez słowa pożegnania uderzyła konia piętami zmuszając go do galopu. Czarnowłosy patrzył w ślad za nią wciąż się uśmiechając.
- Ja też pójdę lepiej w swoją stronę - krzyknął za nią i pociągnął łyk wódki. Spoważniał nagle, a oczy zwęziły mu się lekko - Uważaj na siebie, Shani.
Ale dziewczyna już tego nie słyszała. Gnała przed siebie pozwalając by wiatr rozwiewał jej krótkie włosy. Czuła, że jest wola. Wolna, ale samotna. Myślała, że znalazła towarzyszy do podróży. Prawdą było, że nie wyszukanych, ale zawsze był to ktoś kto pomoże w potrzebie. Nie mogła wręcz uwierzyć, że tak bardzo się pomyliła. Nie myślała, że na świecie mogą żyć tak cyniczni ludzie jak ci dwaj. Nagle poczuła w powietrzu coś dziwnego. Zatrzymała się i rozglądnęła. Dopiero teraz zauważyła, iż w lesie jest niezwykle cicho. Żadnego śpiewu ptaków, szelestu liści czy trawy, brzęczenia owadów. Cisza zdawała się być niemal namacalna. Dziewczyna poczuła delikatne drgania magii. Odwróciła się błyskawicznie i wyciągnęła przed siebie otwarte dłonie splecione kciukami przyzywając moc Wiecznego Wiatru. Czar niewidzialnego przeciwnika był silny tak bardzo, że dziewczynę prawie wyrzuciło z siodła. Odetchnęła z ulgą. Ledwo to uczyniła zza drzew wyszło dwóch mężczyzn i kobieta. Nie przyglądała im się, ale w oczy rzuciła jej się blizna na twarzy kobiety, która biegła od lewego oka, przez policzek aż po żuchwę.
- Trafił swój na swego - zaśmiał się jeden z napastników. Miał włosy białe niczym mleko, a oczy błękitne - Nie spodziewałem się czarodziejki w Dziesiątym Kręgu. I do tego czarodziejki elfiej krwi.
Shani widziała jak oczy pozostałych zwęziły się złowrogo. Nie chciała walki i to nie tylko z tego powodu, że najprawdopodobniej przegrałaby. Jej Moc była wielka, ale nieoszlifowana i nieokiełznana, a tym samym również niebezpieczna. Każde rzucone zaklęcie mogło się w każdej chwili obrócić przeciwko niej.
- Nie zamierzam walczyć - rzekła chłodno.
- Ach tak? - rzucił ironicznie białogłowy - Czyli mam przez to rozumieć, że oddasz wszystkie cenne przedmioty bez mrugnięcia okiem?
- To, że nie chcę walczyć wcale nie oznacza, że tego nie zrobię - syknęła.
Nim zdążyła się zorientować mężczyzna o białych włosach błyskawicznie wyciągnął w jej stronę otwartą dłoń. Zaraz potem poczuła silne uderzenie w klatkę piersiową i upadła z wierzchowca na ziemię. Dławiąc się bólem zadawała sobie pytanie co to za czar. Frekeri zarżał i zaczął tłuc kopytami. Shani modliła się w duchu do wszystkich Bogów, by tym razem zwierzęca natura jej przyjaciela wygrała. Bogowie najwyraźniej posłuchali, gdyż koń zerwał się nagle i ruszył galopem w las. Dziewczyna odetchnęła w duchu z ulgą. Nie chciała by cokolwiek się stało Frekeriemu. Zaraz potem poczuła silne uderzenie w brzuch. Zwinęła się w kłębek i kaszlnęła przeciągle plując krwią. Nawet bała się myśleć co zaraz nastąpi.
- Aislin, daj spokój - warknęła nagle kobieta i odrzuciła z czoła rude loki - Mieliśmy zabrać tylko drogocenne przedmioty, a nie pastwić się nad dziewczyną.
- Mieliśmy ją od razu zabić, ale wybroniła się - poprawił ją równie nieprzyjemnym głosem i zaczął zbliżać się do Shani.
Zatrzymał się nagle. Młoda czarodziejka podniosła się lekko i zobaczyła, że rudowłosa kobieta zagrodziła mu drogę.
- Moja droga Navis - uśmiechnął się cynicznie - Chyba zapominasz kto jest tutaj panem. Nie muszę ci chyba tego przypominać, co?
Shani spostrzegła kątem oka jak kobieta zwana Navis dotyka swej twarzy. Domyśliła się, iż ruda bada opuszkami palców przebieg blizny. Po chwili usłyszała głośny śmiech mężczyzn. Wyraźnie bawiła ich cała ta sytuacja. Dziewczyna nadal czuła przenikliwy ból, ale mimo to zdołała się podnieść na klęczki. Zobaczyła jak białowłosy unosi pięść by ją uderzyć. Jednak rudowłosa o zielonych oczach była szybsza. Ze zwinnością kota chwyciła przypięty do pasa bat i strzeliła nim. Rzemień obwinął nadgarstek Aislina. Ten pociągnął ręką tak mocno, że Navis aż szarpnęło, ale broń trzymała silnie. Drugi mężczyzna wyciągnął miecz i ruszył w stronę kobiety z wyrazem nienawiści na twarzy. Spojrzała w jego stronę oceniając sytuację i zaklęła w duchu. Niespodziewanie zza drzew wyjechał jeździec z obnażonym mieczem na siwym koniu. Mężczyzna, który chciała zaatakować rudowłosą kobietę nigdy już się nie dowie kim był owy jeździec. Srebrny miecz przejechał mu w poprzek twarzy raniąc oczy. Następnie wbił mu się w kark i przekręcił miażdżąc kości. Aislin korzystając z zamieszania wyrwał rękę z rzemienia i złożył dłonie do czaru ofensywnego. Nie uszło to uwadze Shani.
- Thant! - krzyknęła tak głośno na ile pozwalały jej resztki sił i wskazała na białowłosego.
Czarnowłosy młody chłopak ruszył na czarodzieja, a dziewczyna zmieliła w ustach przekleństwo. Niemożliwością jest by miecz pokonał magię. Chłopka zaskoczył ją jednak, jak i również pozostałych. W chwili gdy ognista kula wyleciała z dłoni przeciwnika zeskoczył z konia i przeturlał nieco w stronę Aislina. Wstał błyskawicznie i rzucił miecz w stronę napastnika. Srebrne ostrze wbiło się w bark czarodzieja, a ten wrzasnął przeciągle z bólu. Wyszarpnął jednak miecz, po czym rzucił na wszystkich czar oślepiający. Kiedy pozostała trójka odzyskała wzrok Aislina nie było już w pobliżu. Thant bez zastanowienia chwycił miecz i podbiegł do rudowłosej. Chciał ciąć ją w brzuch, ale Navis odskoczyła, a miecz drasnął ją tylko nieznacznie. Upadła na kolano.
- Co to za idiota?! - rzuciła gniewnie w stronę Shani - Nie widzi, że jestem po twojej stronie?
Dziewczyna usiadła z trudem krzyżując nogi. Ból w dole brzucha nie minął, a z jej płucami też nie było najlepiej. Thant zarzucił miecz na ramię i uśmiechnął cynicznie.
- Aż dziw mnie bierze, że nie narobiłeś w spodnie na widok magii - mruknęła zgryźliwie jasnowłosa.
- Trzy jeden dla ciebie - rzekł do młodej czarodziejki wcale nie przejmując się jej uszczypliwością - Niedługo wyrównam dług.
W odpowiedzi kiwnęła tylko głową i podeszłą do rudowłosej.
- Dziękuję - szepnęła starając się skupić. Zawiesiła nad raną kobiety jaśniejące brązem dłonie. Przecięcie zabliźniło się momentalnie.
- To ja dziękuję - odparła z życzliwym uśmiechem.
- A ja przepraszam za tą ranę - wtrącił nagle czarnowłosy chłopak i uśmiechnął się niezbyt przyjaźnie - Myślałem, że jesteś ze zbójami, bo, prawdę mówiąc, na taką wyglądasz.
- Ty wyglądasz jeszcze gorzej - wlepiła w niego zielone oczy.
Thant zaśmiał się perliście, po czym wytarł zakrwawiony miecz o spodnie martwego mężczyzny i wsadził go do pochwy. Shani nie wiedziała dlaczego wrócił i wcale ją to nie obchodziło, ale teraz przynajmniej miała zagwarantowane towarzystwo czarnowłosego. Jedynym problemem było niedopuszczenie do kolejnych sposobności uratowania jej przed niebezpieczeństwem. Jak długo będzie jego wierzycielką, tak długo będzie przy niej. Nie miała wątpliwości, iż Navia pozostanie w ich drużynie. Wcale jej to jednak nie przeszkadzało. Oczywiście dopóki rudowłosa nie będzie próbowała jej przeszkodzić.

*

Górski Gryf o przenikliwych czarnych oczach odbywał swoją wartę. W jego ciemnych oczach odbijało się rozgwieżdżone niebo. Stworzenie całą swą uwagę skupiło na gwiazdozbiorze Wielkiego Smoka. Zastanawiał się co przyniesie Przyszłość. Rozsądek podpowiadał mu, iż nie będą to czasy dobre, ale serce przemawiało inaczej. W końcu tym który przybędzie będzie potomek jego Shinovy, potomek Kimahriego. Rayel próbował sobie wyobrazić jak będzie wyglądał. Zamknął oczy by przywołać obraz przyjaciela i podopiecznego z dawnych lat. Niewiele pamiętał. Ciemne włosy powiewające na wietrze i piwne oczy, zawsze ciepłe i tak bardzo radośnie nastawione do świata. Gryf nie mógł, bądź nie chciał zrozumieć dlaczego ma takie niepewne uczucia co do posiadaczy Klucza. Czuł, że wokół Bursztynowego Gryfa zebrały się cztery odmienne energie, ale nie potrafił określić, która należy do przodka jego Shinovy.
- Motyl - szepnął nagle, choć nie wiedział dlaczego.
W jego umyśle pojawił się obraz tego owada. Małego z pomarańczowymi skrzydłami. Rayel nie mógł sobie przypomnieć tego symbolu. Wiedział jednak, że jest on dla niego bardzo ważny.

*

________________________________

To tyle tego co posiadam happy.gif Reszte będe pisac na bierzaco, mam nadzieje, ze bedzie dobrze ^^ A jakbym się przypadkiem spozniala, a wy nie moglibyscie wytrzymac to rzuce "zaklinaczy" na uspokojenie wink.gif Ale jak tam sobie chcecie biggrin.gif
Sol z Ludzi Lodu
Droga Iskierko=) Bardzo spodobała mi się dynamika w tym poście. Opisujesz barwnie i ma się wrażenie, że stoisz gdzieś obok i obserwujesz zajścia dotyczące bohaterów z jakiejś odległości. Co tu jeszcze...aha!
To z gryfrm..mmm miodzio=) Posiada swój nastrój, który rzuca się w oczy, nawet jeśli chciałoby się go nie zauważyć. Takie hm...nopo prostu, jasno i zrozumiale, świetne! Jak by Cie tu jeszcze zachęcić...chyba juz nic nie wyprodukuje, także skończe juz moje wywody tongue.gif Pozdro =)
ikar
"Jasnowłosą młodą kobietę odzianą w męskie ciuchy jadącą na ciemnym koniu i czarnowłosego mężczyznę idącego obok wierzchowca. Oboje milczeli. Żadne nie miało nic do powiedzenia. Czarnowłosy wampir" <- Ile można? Skończcie wszyscy przesadzać z tym jasnowłosy, czarnowłosy, rudy, pstrokaty!!! Nic tylko jasno-ciemnowłosy! Czy oni nie mają imion? Albo czy nie ma czegoś takiego jak ZAIMKI? Albo nazwy? To nie buduje tu atmosfery, tylko niepotrzebnie wydłuża opisy - wcale nie muszę przeczytać "młodą kobietę odzianą w męskie ciuchy jadącą na ciemnym koniu", żeby wiedzieć, że chodzi o Shani! Sorki Iskra, że to się na tobie skupiło, ale serio jak zobaczyłem "jasnowłosą, ciemnym, czarnowłosego, czarnowłosy", to mnie trochę trafiło. Wymyślcie chociaż coś innego różnicującego postacie, a nie we wszystkim odwołujecie się do kolorów i to właściwie kolorów włosów. Poza tym - nawet jeśli chciałaś się ustrzedz od powtórzeń, to gdzie tam masz inne wyrazy, które mogłabyś powtarzać?

"Na wszystkich bogów, myślała. Czy wszyscy mężczyźni" <- interpunkcja. Lepiej chyba coś w rodzaju - ""Na wszystkich bogów" - myślała - "czy wszyscy mężczyźni..."", a w każdym razie tam zdanie nie powinno się zakończyć po "myślała".

"kto pomoże w potrzebie" <- może raczej "kto mógłby pomóc w potrzebie" - ot taki tryb przypuszczający wink.gif

"Czar niewidzialnego przeciwnika był silny tak bardzo" <- lepiej "był silny na tyle"

"nigdy już się nie dowie kim był owy jeździec." <- umm, w konwencji takie dokończenia pisze się "nigdy już się nie dowiedział..."

"Stworzenie całą swą uwagę skupiło na gwiazdozbiorze Wielkiego Smoka. Zastanawiał się co przyniesie Przyszłość. Rozsądek podpowiadał" <- sprawa jest trochę powikłana, ale to jest kwestia techniki. Pamiętaj, aby dbać o kontynuowanie i czasu, i miejsca, i trybu, rodzaju i tak dalej, u ciebie w pierwszym zdaniu jest "gryf" - rodzaj męski, w drugim "stworzenie" - nijaki, w trzecim i następnym, skoro kontynuujesz opis gryfa, dobrze jest użyty rodzaj męski. ALE - na zasadzie kontynuacji - w zdaniu drugim jest użyty rodzaj nijaki, a potem w trzecim i następnych zdaniach powinien być więc opis w rodzaju nijakim, a "ten stworzenie" nie jest po polsku. Nie wiem, czy zrozumiałaś... mam nadzieję, że tak ^^. Jak toto naprawić? Albo zmienić rodzaj w zdaniach od trzeciego, albo - lepszy - słowo "stworzenie" wyrzucić i zrobić:
"Stworzenie całą swą uwagę skupiło" <- "Całą swą uwagę skupił"

A poza tym historia, narracja i budowanie atmosfery - bardzo dobrze - no nic, czekam na więcej ^^.
iskra
iiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii (<--------- nieokreślony pisk, jakby ktoś miał wątpliwości tongue.gif ), ile uwag, ale fajno... Zaczne chodzić z nożami może ktoś się nawinie i się wyżyje happy.gif

A poważnie mówiąc to co to ze mną jest, że im więcej pisze tym więcej robie błendoof? Może to jakaś choroba? Pasowałoby się leczyć może? huh.gif

ps. Co to znaczy "sorki Iskra", bo nie bardzo wiem za co te "sorki" happy.gif
ikar
QUOTE
Sorki Iskra, że to się na tobie skupiło


Za to, smile.gif, bo nie ty pierwsza tak piszesz.
Psychopatka

cellpadding='3' cellspacing='1'>
QUOTE (iskra @ 28-06-2003

09:50)


iiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii (<--------- nieokreślony pisk, jakby ktoś miał

wątpliwości
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'> ), ile uwag, ale fajno... Zaczne chodzić z

nożami może ktoś się nawinie i się wyżyje
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/happy.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='happy.gif'>

A poważnie mówiąc to co to ze mną

jest, że im więcej pisze tym więcej robie błendoof? Może to jakaś choroba?

Pasowałoby się leczyć może?
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/huh.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='huh.gif'>






Iskra przestan wciaz biadolic jakie to bledy robisz....

sama wiesz ze opowiadanie jest dobre...a wytykaja Ci bledy specjalnie, by

bylo jeszcze leprze, bo stac Cie na wiele. Ja tam bledow nie wytykam...

widze ze inny robai to lepiej, ale czytajac zauwazylam zr czasem tak jak i

ja masz klopot z przecinkami... kilka takich bledow znalazlam, ale mi one

specjalnie nie przeszkadzaja.

Co do fabuly... nie powalila mnie, ale

przyznaje ze ciekawa... pomysl niezly, orginalny a wykonanie dobre. Pisz

dalej i bez stresu.
matoos
Wpadłem, myślałem sobie - "powytykam

błędy, podobijam iskrę, a na koniec pochwalę coby się kobieta nie zdołowała

za bardzo, bo jeszcze następnego parta nie napisze
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'>" a tu co? Wszystkie błędy wytknięte,

opowiadanie pochwalone... Grr... Jedyne co moge powiedzieć, to tyle że od

technicznej strony ten part był najlepszy jak dotąd.
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'>

Pozdrawiam!
Mintir
UWAGA, tylko tego nie przegapcie. Oto mój

komentarz:







. To był zaś jego koniec. Tak na

serio to mi nie wypada komentować takich wspaniałości
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'>

( pytania o to ile mi Iskra zapłaciła kierujcie do niej ). Co z tego, że

zdarzają się jej błędy ortograficzne czy stylistyczne? Normalna powieść

przechodzi korektę przed wydaniem, a i tak często można się w niej dopatrzyć

różnorakich potknięć. Autor nie komputer, dajcie mu żyć. Liczy sie treść,

fabuła, pomysł. Podejście do własnego tekstu. I coś co siedzi w autorze,

bliżej niezdefiniowanego, lecz co nadaje sens. Tworzeniu, pisaniu, czytaniu.

Radość z tworzenia, pisania, czytania.
Jak już mówiłam nie czuję sie

upoważniona do oceniania wybitnych dzieł. Co ja mała, szara myszka ( lub

wielki, spasiony szczur jak wolisz ) może o tym wiedzieć? Dlatego zauważę

jedynie, że chyba wszystkie dzieła Iskry są wybitne. To tylko moje

spostrzeżenia, gwoli jasności. Ponieważ z tego co wiem ona lubi pisać a ja

lubię czytać to co ona stworzy. Pozwólcie mi teraz na puentę w trzech

słowach:

Podoba mi się
Psychopatka
Mintir... czy ty nie przesadzasz? Jasne,

zgadzam sie ze Iskra pisze bardzo dobrze... ale nie wybitnie. Nikt z tego

forum nei pisze wybitnie.. malo z profesionalnych pisarzy pisze wybitnie...

\wiec moze nie z taka euforia... Ale zgodze sie z tym ze to fabula i

caloksztalt sa najwazniejsze... mi nie przeszkadzaja pojedyncze bledny

interpunkcyjne czy ortograficzne, stylistycznych nie lubie... ale Iskra nie

popelnia jakichs okropnistych =)
iskra
Psycho, przecież pisała, że jej za to

zapłaciłam
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'>

łeeee, a ja jush byłam taka

dowartościowana... esz, cholera, nawet człowiekowi na chwile nie dadzą

zapomnieć, że popełnia błędy... co za pech
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'>


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'>

Ale mam teraz motywacje żeby

napisać dalszą częśc
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'>

matoos
Iskra zez w mordę przyprawiasz biednego

matoosa o drżenie serducha na myśl, że nowego parta dałaś, ja wchodzę, a tu

nie ma... Jesteś okrutna... buuuuu....
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/crying.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='crying.gif'>

Ja się zgadzam, że mało jest

wybitnych opowiadań, ale zgadzam się też że Iskra jest na dobrej drodze do

napisania takowego. Poćwiczy, wyrobi się, doszlifuje... Zresztą ja i tak mam

już obiecany autograf - co nie iskierko? To był jeden z twoich pierwszych

postów <nostalgia>
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'>
Psychopatka
Przeciez napisalam ze te bledy nie sa

najwazniejsze... i ja ogolnie je olewam, opowiadanei jest na TAk albo na

Nie... twoje jest na Tak =-) Ale co bede Ci slodzic? Pisz lepiej dalsza

czesc.
ikar
W sumie - to my tu załatwiamy kwestię

korekty
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'> - i przy okazji krytyki i motywacji i

deprawacji (ups, zapędziłem się
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'> ), więc przyjąć krytykę trzeba, a zaraz

potem pisać ^^ - i to pisać z parta na part lepiej
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'>
iskra
Oto kolejna część Bursztynowego Gryfa


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'>

Wybaczcie ludu, że to dość niedługi part, ale jakoś tak wyszło. Znikam na 3

dni więc chciałam Wam cosik zostawić
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'>

Fragmencik ten bazuje na wspomnieniach Shani, a dotyczy Flekeriego (robie to

dla wszystkich miłośnikoof koni
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'> ). Kończy się w dość "chamskim"

momencie, ale stwierdziłam, że dobrze Wam to zrobi
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'>
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'> (a tak naprawdę nie miałam czasu na

dopisanie więcej
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/happy.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='happy.gif'>

) Ciąg dalszy wspomnień czarodziejki z Zerowego Kręgu w następnym odcinku


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/happy.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='happy.gif'>

___________________________


r>*

Delikatne promienie wschodzącego słońca przedzierały się przez

gęste chmury. Ranek był ponury, ale w pewien sposób przyjemny. Troje

wędrowców siedziało przy dogasającym ognisku i dyskutowało ze sobą.

Jasnowłosa młoda kobieta z łukiem wydawała się być wzburzona, ruda z batem u

boku znudzona, a chłopak opierający się o wbity w ziemię miecz uśmiechał się

tylko cynicznie.
- Nazwij jeszcze raz Flekeriego, zapchlonym

wierzchowcem, Thant - po lesie rozległ się nagle piskliwy krzyk - To

porozmawiamy inaczej, ty...
- Spokojnie, Shani. Odnajdziemy twojego konia

- przerwała jej Navia, a potem uśmiechnęła się nieznacznie z ironią - Chyba,

że już dawno został rozszarpany przez dzikie zwierzęta.
Thant roześmiał

się głośno, a po chwili zawtórowała mu również starsza z kobiet.

Czarodziejka zmarszczyła ze złości brwi. Jednak zaraz uspokoiła się szybko.

Nie mogła mieć im przecież za złe, że nie wiedzą kim, a raczej czym, jest

Flekeri. Zamknęła oczy przypominając sobie tamten pamiętny dzień. Niemal

miała przed oczyma samą siebie patrzącą z zaskoczeniem na przybyłego do

świątyni mężczyznę. Mógł mieć nie więcej niż 35 lat i naprawdę prezentował

się wspaniale, mimo zniszczonego i brudnego ubrania, które zapewne znalazło

się w takim stanie podczas długiej podróży z Szóstego Kręgu. Niewątpliwie

był wojownikiem Hatterio. Kiedy tylko przybył zażądał od kapłanek Wiecznego

Ognia daniny dla nowego mistrza Hatterio - Nemetoda. Najwyższa Kapłanka

oczywiście odmówiła, a nawet zaśmiała się przybyszowi prosto w twarz. Shani

była wtedy niemalże pewna, iż wojownik wybuch nie gniewem. Myliła się

jednak.
- Wiedz, pani, że nie jestem przychylny rozkazom Nemetoda -

mówił cicho i spokojnie, acz stanowczo - Nie tego uczył mnie stary mistrz

Amnis, ale muszę być posłuszny...
- Lepiej być niegrzecznym niż

nieposłusznym - przerwała mu nagle Najwyższa Kapłanka z lekkim uśmiechem -

Znam prawa Hatterio.
- Miłe zaskoczenie - wojownik odwzajemnił uśmiech -

Zdajesz więc sobie sprawę, pani, iż dane mi rozkazy muszą zostać wykonane. A

jeśli odmówisz...
- Domyślam się - przerwała mu, a oczy zwęziły jej się

lekko - Ale odpocznij, mój drogi wojowniku Hatterio. Wykąp się, doprowadź do

ogólnego ładu. Wieczorem zjesz kolację w naszym towarzystwie. Później

udzielę ci odpowiedzi.
Najwyższa Kapłanka skinęła głową na Shani, a ona

zrozumiała, że ma zaopiekować się gościem. Milczeli, gdy prowadziła go do

komnaty gościnnej. Czuła jednak na sobie baczne spojrzenie mężczyzny.

Zastanawiała się wtedy czy ocenia właśnie jej moc. Nie miała oczywiście

wątpliwości, że sam posiada umiejętności magiczne. W prawdzie magia

rozwinęła się najsilniej w Kręgu Zerowym, ale i w Szóstym stała na

zadziwiająco wysokim poziomie. Czarodziejka pamiętała jego wzrok, gdy

wychodziła bez słowa z komnaty zostawiając go samego. Ciemne jak smoła oczy

wlepione były w jej dekolt, ale nie wyrażały pożądania. Shani dopiero

później zrozumiała, że nie chodziło o jej ciało, ale o zawieszony na szyi

medalion. Nawet teraz, gdy tamte dni już dawno minęły, Shani zacisnęła

odruchowo pięść na swym medalionie. Wróciła do wspomnień. Kolacja przebiegła

spokojnie i w miłej atmosferze. Flekeri okazał się być sympatycznym i

inteligentnym człowiekiem. Jednak młoda jasnowłosa czarodziejka nie była do

tego przekonana. Uniemożliwiały jej to zagadkowe oczy wojownika, z których

nie dało się nic wyczytać. Podejrzewała, że to jakieś zmyślne zaklęcie

praktykowane w Szóstym Kręgu. Nie myliła się. Po kolacji Najwyższa Kapłanka

poprosiła o opuszczenie sali wszystkie dziewczęta z wyjątkiem Shani. Młoda

czarodziejka podejrzewała, że to z powodu jej nienaturalnie dużej Mocy.

Nigdy jednak nie dane jej było poznać prawdy. Wojownik Hatterio naturalnie

też pozostał.
- Jak zadecydowałaś, pani? - spytał, gdy milczenie

przedłużało się.
- Nie zgadzam się - odparła stanowczo kapłanka.


Flekeri milczał. Wiedział, że nie zdoła zmienić jej zdania. Próby

dokonania tego byłyby tylko stratą czasu. Wojownik wyciągnął w stronę

kapłanki otwartą dłoń i przymknął lekko oczy. W jednej chwili jego ciało

spowił delikatny płomień. Po wewnętrznej stronie jego wyciągniętej dłoni

skóra zaczęła nagle kipieć. Nagle wystrzeliło z niej ostrze koloru skóry

mężczyzny. Po chwili uformował się z niego miecz lśniący metalicznym, zimnym

blaskiem. Rozjarzył się ogniście, na co młoda czarodziejka uśmiechnęła się

do siebie cynicznie. Nie mogła uwierzyć, że wojownik Hatterio jest na tyle

głupi, by używać ofensywnych czarów Wiecznego Ognia w jego świątyni. Myliła

się jednak. Miecz w krótkiej chwili rozpylił wokół tajemniczą magię. Magię,

która nie mogła należeć do człowieka. Shani dopiero teraz zrozumiała, że

ciemnooki mężczyzna nie jest zwykłym Hatterio. Nie jest nawet zwykłym

człowiekiem. Wybraniec. Jeden z Wybrańców legendarnych broni, zostawionych

niegdyś na ziemiach Amnisu przez samych Bogów. Dziewczyna zastanawiała się,

którą z broni posiada Flekeri. Posługiwał się mieczem, więc musiał to być

potężny Hagal lub harmonijny Raido. Legendarne bronie Hatterio. Wiedziała,

że są ulepione z tajemniczego tworzywa przepełnionego pierwotną mocą,

zwanego resegium. Nikt nie miał nawet najmniejszego pojęcia kim byli

pierwsi, którzy związali swą krew z jedenastoma broniami. Nikt nie wiedział

jak... Nie dokończyła własnych myśli. Ze strachem w oczach spostrzegła jak

Flekeri zbliża się do Najwyższej Kapłanki. Bez zastanowienia skorzystała z

Płonącej Kuli celując w wojownika. To była chyba najgłupsza rzecz jaką

kiedykolwiek zrobiła, dzięki której ucierpiała i ona i przybysz z Szóstego

Kręgu.

_____________________________________

Dokonałam

"małych zmian", a zaraz zaczynam pisać dalszą część


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/happy.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='happy.gif'>

Matoos, zmieniłam opis miecza,

specjalnie dla Ciebie
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'>
Psychopatka
tak jak na gg... napisalam Ci ze piszesz

fajnie, bo naturalnie, bez jakichs wymyslnosci i przesadnego akcentowania (

noktorzy chac by ich fick mial glebie... ale nie potrafia niestety pisac

na tyle dobrze by ta glebie stworzyc i powstaje bagno =) U Ciebie jest

napisane jezykiem przyswajalnym i milym dla oka. Kilka literowek bylo ale ja

na nie leje. Pisz dalej moaj Iskro. Pisz albowiem psycho czyta Twoj fick.. a

to jest zaszczyt =)

pozdrawiam.
Sir Momo Mumencjusz Mum
No ja akurat nie wiem, czy to,

że ja czytam jest też zaszczytem (raczej zresztą wątpię), ale czytam, i

czekam na jeszcze
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'>

matoos
A mi się strasznie nie spodobał ten opis miecza. Miecz był magią, magia mieczem... Masło maślane masłem nakrapiane... Może znalazłabyś sposób, żeby to lepiej opisać? Ale ja się nie czepiam biggrin.gif

A tak w ogóle od tej magii i miecza aż mi się dawne czasy przypomniały... Pamiętacie to? Kraina goblinów rulez...

Niech żyje Mania i Mlecz!
iskra
Zmieniłam końcówkę ostatniego posta

(<--- zawiadomienie, tak na wszelki wypadek
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'>)

Ten part tesh nie grzeszy

długością, ale jakoś tak dziwnie wychodzi. To nie moja wina, że są wakacje


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'>

Życzę miłego czytania


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/happy.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='happy.gif'>

_________________________________




Wszystko trwało niemal ułamek sekundy. Wojownik zamachnął się

mieczem i chciał odbić zaklęcie, ale kiedy ostrze zetknęło się z czarem

stało się coś niespodziewanego. Miecz rozpłynął się mężczyźnie w dłoniach, a

Płonąca Kula zgasła pozostawiając po sobie tylko nikły dymek. Shani i

Flekeri spojrzeli sobie w oczy z dezorientacją. Każde szukało odpowiedzi w

przeciwniku. Nagle niewidzialna moc szarpnęła ich ciałami i odrzuciła w

przeciwne strony niczym szmaciane kukiełki. Oboje uderzyli z niewyobrażalną

siłą w przeciwległe ściany. Dziewczyna jeszcze teraz czuła ból przeszywający

jej ciało. Pamiętała jak bezwładnie upadła na kamienną posadzkę. Mimo

całkowitego braku sił spojrzała w stronę wojownika Hatterio. Ten również

leżał pod ścianą. Jego klatka piersiowa poruszała się wolno, acz

systematycznie. Był nieprzytomny, ale żył. Shani odetchnęła z ulgą , a zaraz

potem poczuła ciepłą dłoń kapłanki na ramieniu. Spojrzała jej w oczy i

uśmiechnęła się, mimo, iż kobieta miała srogi wyraz twarzy. Srogi i równie

zaskoczony. Ona również nie rozumiała wydarzeń sprzed kilku chwil. Usłyszały

szum wiatru. Odruchowo spojrzały w stronę nieprzytomnego wojownika. Wyglądał

normalnie. Zaraz jednak jego ciało stało się jakby płynną ciemną masą.

Kobiety ze strachem patrzyły jak formuje się z niej sylwetka wilka. Shani

przełknęła z trudem ślinę. Nim jednak zdołała zdać sobie sprawę, że lęk

jakiego właśnie doświadcza zapamięta do końca życia, szarpnęła się w

konwulsjach. Kapłanka przytrzymała ją stanowczo, a dziewczyna po chwili

uspokoiła się, po czym kaszlnęła przeciągle i splunęła krwią. Z przerażeniem

spojrzała na starszą kobietę, a ona zrozumiała czego boi się młoda

czarodziejka. Wilk leżący pod przeciwległą ścianą poruszył się lekko wydając

przy tym cichy skowyt. Zwróciły ku niemu swe oczy. Zwierze warknęło pod

nosem coś co brzmiało zupełnie jak: "Pieprzony Hagal", a potem

wstało niezdarnie i oglądnęło siebie same w miarę możliwości dokładnie.

Wściekłe, a zarazem przerażone ciemne oczy spojrzały na Shani.
- Co się

stało? - warknął niewyraźnie, siląc się by odzyskać dawny głos.
Żadna

jednak nie była wstanie odpowiedzieć mu na to pytanie. Ani wtedy ani w

przyszłości.

Choroba Shani znacznie przyspieszyła tępo, a leki,

nawet te magiczne, nie odnosiły już żadnych skutków. Flekeri natomiast

został uwięziony z ciele wilka. Być może dlatego, iż Hagalowi patronował

właśnie ten drapieżnik. Wojownik Hatterio otrzymał zdolność do zmiany

postaci w każde inne zwierze. Czarodziejka postanowiła opuścić Zerowy Krąg.

Nie widziała żadnej potrzeby w pozostaniu w Świątyni Wiecznego Ognia.

Medycy byli bezradni, a ona chciała jeszcze zobaczyć nieco świata.

Wyruszyłaby sama, gdyby Flekeri nie zaoferował swej pomocy przyjmując formę

kasztanowego wierzchowca. Przystała na tę propozycję. Cóż za ironia losu.

Walczyli ze sobą jeszcze poprzedniego dnia, a teraz udadzą się we wspólną

podróż. Oboje wiedzieli, że to najlepsza z dopuszczalnych możliwości.

Podczas wędrówki stało się jednak coś, co było niezrozumiałe dla nich

obojga. Flekeri nie mógł przybrać żadnej innej postaci. Zaraz potem zaczął

powoli tracić własną świadomość. Shani zastanawiała się jak długo jej

towarzysz będzie się opierał mocy, która wyzwoliła się podczas ich wrogiego

wówczas starcia. Jak długo ona będzie zdolna do oporu? Dziewczyna poczuła

nagle na ramieniu ciepłą dłoń. Odepchnęła od siebie wspomnienia i odwróciła

się, by spojrzeć w parę zielonych oczu. Ujrzała w nich troskę i dopiero

wtedy zorientowała się, że nadal kurczowo ściska medalion schowany pod

koszulą. Otworzyła już usta by coś powiedzieć, ale Navis uprzedziła ją.


- Mamy przed sobą cały dzień. Bez obaw. Odnajdziemy twego

wierzchowca.
Nie odpowiedziała. Thant skwitował wszystko pogardliwym

parsknięciem. Najwyraźniej nie miał ochoty na jakiekolwiek poszukiwania.

Dziewczyna stanowczo, choć delikatnie, wyzwoliła ramię od dłoni rudowłosej

kobiety.
- Ruszajmy więc - rzekła by przerwać przeciągającą się ciszę.



*

Górski Gryf o ciemnych oczach, niczym czarne węgle,

wpatrywał się nieobecnym wzrokiem w bursztynową figurkę przedstawiającą

Seeliona. W czarze obok trzaskał ogień. Rayel próbował odnaleźć w pamięci

znaczenie małego motyla koloru pomarańczy. Był zły na siebie samego, iż

zapomniał o tak wielu znaczących rzeczach. Motyl... Gryf ze wściekłością

uderzył łapą w marmurową posadzkę.
- Nigdy nie myślałam, że potrafisz

okazywać choć cień złości, a tu proszę, taka niespodzianka - usłyszał za

sobą ciepły, melodyjny głos.
- Ihya - rzekł cicho nie spoglądając w jej

stronę.
Cisza przedłużała się. Z minuty na minutę stawała się bardziej

cięższa i nieprzyjemna. Nie wytrzymał. Zwrócił lwi łeb w jej stronę. Jej

jasnobrązowe oczy były roześmiane jak zawsze. Wiedział, że całkowicie

pogodziła się ze swoim Przeznaczenie. Czasem zazdrościł jej tego. Wciąż na

nią patrzył, gdy płynnym ruchem podeszła i usiadła przy nim.
- To twoja

Shinova wkroczy do Amber - rzekła Ihya i zwróciła swe oczy na bursztynowego

Seeliona.
- Nie wiem czy tego chcę - odparł bardzo cicho. Ciszej niż

zamierzał.
- Nie przejmuj się chaosem jaki panuje wokół Klucza.
-

Ale jeśli moja Shinova... - podniósł nieco głos.
- Twoja Shinova postąpi

prawidłowo - przerwała mu stanowczo - Nie ma innego Przeznaczenia.



*
_____________________________________

Jeśli ktoś byłby

ciekawy to może sobie sprawdzić, co oznaczają nazwy "nematoda"

(hie hie, z tym to chamska jestem
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'>

) "hatteria", "flekeri"
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/happy.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='happy.gif'>

Anna Hermiona
Fick jest super nie mogłam się oderwać od

monitora, Przeczytałam wszystko jednym tchem. Naprawdę SUPER. Błędów jest

kilka ale przy takim tekście(przyp. zarąbistym) sie o nim zapomina. Życzę

Weny i czekam na następne Party.
iskra
*

Czarodziejka z Zerowego Kręgu była zła. Nawet bardzo. Do stanu tego skutecznie doprowadziły ją poszukiwania w towarzystwie Navis i Thanta. Chłopak wciąż marudził i kłócił się z rudowłosą kobietą. Jej towarzysze bardziej skupiali się na sprzeczkach niż na poszukiwaniach. Wręcz nie mogła tego znieść. Zaproponowała rozdzielenie się. Zgodzili się ochoczo, a ona wiedziała dlaczego. Thant zapewne uśnie pod drzewem nie przejmując się nikim ani niczym, a Navis... Nie wiedziała co uczyni kobieta. Shani przygryzła lekko dolną wargę. A jeśli pomoc ze strony rudej była pułapką? Może teraz szuka Aislina, by ponownie zaatakować? Może... Nie dokończyła własnych myśli. Przystanęła na chwilę przysłuchując się otoczeniu. Niepewna tego, czy przypadkiem się nie przesłyszała. Cichy szelest powtórzył się. Rozglądnęła się wokoło składając przy tym palce w gotowości do rzucenia zaklęcia. Cisza. Dziewczyna westchnęła cicho. Nie miała ochoty na walkę. Zawsze bała się otwartego starcia. Zaklęła w duchu. Mimo, że posiadała tak wielką moc nie mogła jej wykorzystać nawet w dziesiętnej części. Skazana była na podrzędne, marne zaklęcia. Gdyby spróbowała czegoś silnego zaklęcie mogło się obrócić przeciwko niej. Znów westchnęła. Tym razem z rezygnacją. Zastanawiała się jak długo taki stan rzeczy będzie trwał. Kaszlnęła niespodziewanie dostając ataku. Już niedługo, pomyślała z goryczą. Szelest suchych gałązek. Znieruchomiała. Znów rozglądnęła się po lesie.
- Thant! Jeśli to twoje głupie żarty, to daj sobie lepiej spokój! - krzyknęła wściekle.
Cisza. Tak gęsta, że sprawiająca wrażenie namacalności. Shani wcale się to nie podobało. Walka. Po jej ciele przeszedł zimny dreszcz. Nagle drgnęła. Poczuła jak jakaś obca moc wdziera jej się do umysłu. Zablokowała ją najsilniejszym zaklęciem, na które mogła sobie pozwolić.
- Shani - usłyszała cichy, niemal niedosłyszalny, szept.
Instynktownie ruszyła w jego kierunku. Odgarnęła wysokie krzewy i weszła na małą polankę. Ogarnęła wzrokiem całą przestrzeń. Zamarła. Jej wzrok spoczął na przeźroczystej postaci siedzącej na kamieniu. Obok leżał kasztanowy koń. Wydawał się spać.
- Flekeri? - zaskoczenie niemal dławiło jej krtań.
- Nie nazwałbym tak siebie. Już nie - uśmiechnął się nieco krzywo, a widząc jej pytające spojrzenie dodał - Jestem duchem. Chociaż nie. Nie jestem nawet tym.
Wojownik przechylił się do przodu tak jakby opadł na chwilę z sił. Dopiero teraz spostrzegła krople potu na jego nienaturalnie bladej twarzy. Chciała do niego podbiec. Pomóc mu. Powstrzymał ją jednak gestem ręki.
- Jestem słaby - mówił dalej z wyraźnym wysiłkiem - Słaby i zmęczony ciągłą walką o własną świadomość. Hogal jest potężny, ale nic nie może zrobić przeciw mocy, która się wyzwoliła podczas naszego starcia.
Chciała do niego podejść. Poczuła nagle nieodpartą chęć przytulenia go, pocieszenia. Znów jednak powstrzymał ją ruchem dłoni.
- Ja umieram, moja mała czarodziejko - szepnął cicho z trudem - Ty... Ty masz jeszcze czas. Jeszcze wszystko możesz odmienić. Oszukać Przeznaczenie. Postaraj się tylko jak najszybciej dotrzeć do Amber. Proszę...
- Jeśli tam dotrę, dotrzesz i ty - przerwała mu - Oboje zdołamy się uratować.
- Zawsze tak optymistyczna - uśmiechnął się lekko lecz zaraz spoważniał - Nie tylko ty podążasz do legendarnego Bursztynowego Miasta. Nemetod też tego pragnie. Nie wie jednak, iż posiadasz Klucz. Nie wie o twoim medalionie - odruchowo zacisnęła dłoń na wisiorku schowanym pod koszulą, a wojownik Hatterio ciągnął dalej - Ale dowie się. To nieuniknione. A wtedy...
- Dlaczego mistrz Hatterio miałby pragnąć Mocy zgromadzonej w Amber? - przerwała mu ostro, na co Flekeri zmroził ją lodowatym spojrzeniem. Umilkła.
- Zaiste Nemetod jest mistrzem Hatterio. W walce. Ale nie w charakterze. Pozostali wojownicy będą mu posłuszni.
- Lepiej być niegrzecznym niż nieposłusznym - powiedziała zamyślona przypominając sobie słowa Najwyższej Kapłanki.
Spojrzała na Flekeriego. Zaczął się powoli zamieniać w mgłę. Oczy miał pełne świadomości o nadchodzącej śmierci. Czarodziejka pobiegła w jego stronę, ale nim dotarła do głazu wojownik stał się już tylko lekko widoczną mgiełką. Po jej policzku spłynęła jedna pojedyncza i nieświadoma łza.
"Będę ci pomagał. Dopóki będę miał siły" rozbrzmiało jej w umyśle. Odruchowo zerknęła na konia. Ten otworzył oczy i zerwał się na równe nogi. Shani cofnęła się do tyłu. Kasztanowy koń rozchylił wargi w geście dziwacznego uśmiechu.
- A więc jesteś jeszcze wśród nas, przyjacielu - pogłaskała z uczuciem pysk zwierzęcia.



_______________________________________

Małe audiotele (nieco inaczej)!!!
Jakie znaczenie ma medalion Shani?

Nagrodą jestem ja tongue.gif (Wystarczająco zniechęcające? biggrin.gif )
Sol z Ludzi Lodu
Uuuch^^ Świetne!! Zaraz się

rozpłacze
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'>

Dawaj troszq częsciej party, bo to hm...w pewnien sposób stresujące tak

długo czekać
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'>

przynajmniej dla mnie długo. To co uważam mówiłam Ci już na gg. Jak podoba

mi się pomysł to hm...raczej nie doszukuje się blędów, no że chyba jest

jakiś rażący, który od razu widać po zerknięciu na text. Nie widziałam nic

takiego^^ Pozdrawiam i namawiam do szybszego dawania części^^
Tajemnicza
Iskroooooo!!! To jest zajbiste!!! Aż mi coś się robi (miłego coczywiście) Nie jestes profesjonalistką, ale jak na forum to jest świetnie. Nie przyglądam się błędom, ale na pewno kilka jest =D Hhehe. Pisz następneg parta jak naj naj szybciej!!! Nie moge sie doczekać. Twój fick budzi we mnie energię!!!
ikar
Najpierw audiotele tongue.gif

odpowiedź: Dużą biggrin.gif
a teraz, skoro już jesteś moja, to co do szczegółów umówimy się na gg tongue.gif

Opowiadanko:
Nio - dajesz iskierki nadziei biggrin.gif Początek ostatniego parta troszkę jakby coś w nim było nie tak (pewnie z powodu zbytniego unikania powtórzeń wink.gif ), ale poza tym - bardzo fajne ^^. Błędy - jakieś tam są, ale mam wakacje tongue.gif.
Pamiętasz jak mówiłem, że będę ostrzej się wypowiadał? tongue.gif - na razie nie miałem okazji... ale już niedługo zabiorę się do innych opowiadań...

Może jeszcze co do fabuły - takie party retrospektywne przedzielaj partami aktualnej akcji - bo wprawdzie fajne i wogóle, ale tak na serio, to w aktualnym czasie powieści niewiele się stało wink.gif.

Pozdrowienia i mniamuśnej weny biggrin.gif
Abaska
Zgodnie z rozkazem daje komenta wink.gif Ten fick jest boski!! Masz bardzo przyjemny styl pisania, prawie tak dobry jak ja laugh.gif (skromnosc rulezz!!). Zartowalam. Ja sie z toba rownac nie moge. Tak mnie to wciagnelo, ze sie oderwac po nutellke nawet nie moglam =) Dlatego pisz!! PISZ!! PPPPPIIIISSSSSSZZZZZ!!!!
To jest "lekka wersja" zawartosci forum. By zobaczyc pelna wersje, z dodatkowymi informacjami i obrazami kliknij tutaj.

  kulturystyka  trening na masę
Invision Power Board © 2001-2024 Invision Power Services, Inc.