Odautorsko: Jak już wspominałem bety brak. No więc błędy będą. Proszę o krytykę.
Sekrety Voldemorta
Tylko u nas! Tanio!
- A co z twoją blizną, Harry? - spytał Dumbledore, kiedy wyszli już spod numeru czwartego przy Privet Drive. Profesor wydawał się bardzo poważny, jak zwykle zresztą, kiedy chodziło o sprawy związane z Voldemortem. - Jestem potwornie ciekaw, czy dalej dokucza ci, tak samo jak w tamtym roku.
- Och… - Harry uśmiechnął się łobuzersko - a pamięta pan, co pisałem w swoich listach? Że mam panu coś zabawnego do opowiedzenia? Chodzi właśnie o mój kontakt z Voldemortem!
- O, w takim razie nie mam wyjścia - zamieniam się w słuch. Ale pospiesz się, wszak drzewa też czasem mają uszy - mrugnął porozumiewawczo do Pottera, choć na koniec mruknął pod nosem - zwłaszcza teraz!
- Po pewnym czasie od powrotu z Hogwartu zrozumiałem, że przy pomocy mojej blizny mogę równie sprawnie, co Voldemort, wchodzić do jego głowy, dokładnie tak samo jak on do mojej! Zwłaszcza, zaraz po śnie - dodał. - I właśnie dzięki temu, kilka razy uzyskałem połączenie z jego umysłem. Niestety po pewnym czasie Czarny Pan zrozumiał, co się dzieje i zablokował dostęp, a ja zdołałem wyciągnąć tylko kilka sekretów z jego życia… - Potter zrobił efektowną pauzę - prywatnego.
- Harry! - Dumbledore uśmiechnął się. - Widzę, że potrafisz zaciekawić człowieka. Opowiadaj, opowiadaj! - Profesor był podekscytowany.
- Myślę, że to nic wielkiego. Gdyby było inaczej napisałbym w liście, by odebrał mnie pan wcześniej, ale mimo wszystko powinien je pan usłyszeć, profesorze.
*
Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać obudził się. Czuł się doskonale, wszak niedługo jego plany przejęcia świata czarodziejów się urzeczywistnią, zabije mugolaków, zje pierwsze w życiu lody, sratatata, drobnostki. Dowiedział się nawet od Bellatriks, że Snape złożył Przysięgę Wieczystą; same plusy!
Ale zaraz, Bellatriks… Śniła mu się. Co prawda, chyba nigdy nie darzył żadnej kobiety sympatią, ale przecież akurat ta była gotowa zrobić dla niego wszystko.
To już coś chyba znaczy - zastanowił się, nie był dobry w te klocki. Wolał rady wróżki, ale wczoraj niestety zachorowała.
Bella wśród marzeń sennych, cała była oddana tylko jemu. To mu odpowiadało - wszystko powinno należeć do niego, do Lorda Voldemorta! Kobieta zabiła swojego nędznego męża, by kochać tylko jego.
Pewnie jestem bardziej… męski - zadumał.
Tak, to na pewno dlatego, bez wątpienia! Rozpierała go duma. Kiedy mu powiedziała, co się stało z jej byłym trochę się zdenerwował, wszak stracił wiernego śmierciożercę! Później jednak zobaczył Bellatriks z bliska, przy nim. Wtedy właśnie wszystko się zmieniło. Pocałowała go, on pocałował ją. Teraz, kiedy już ochłonął, musiał przyznać, że emocje towarzyszące temu epizodowi były całkiem przyjemne, choć był to tylko sen.
Dziwne uczucie ta… miłość. Tak to nazywał Dumbledore?*
Wspomnienia.
Wspomnienia odwiedzały go coraz częściej. Raz wpadły na herbatkę, gdy planował, jak zabić tego nędznego Pottera, kiedyś zaś bezczelnie, bez zapowiedzi naszły go, podczas igraszek ze szlamą. Musiał odłożyć zabawkę na później, nic straconego.
Gdyby tylko nie to serce. Z chęcią by się go pozbył! Czuł dziwne ukłucia bólu, zazdrości.
Millicent. Nigdy jej nie lubił, wszak, jak można darzyć jakimś innym uczuciem, niż pogarda, mugolaczkę?
Byłem wtedy pierwszoroczniakiem! - co chwilę usprawiedliwiał sam siebie. Mimo wszystko, nawet teraz podobał mu się ten jej promienny uśmiech, zadarty nos, płomiennorude włosy i umiejętność rozkazywania wszystkim wokoło. Jakże pasowali do siebie!
Ale ta szlama nie chciała nawet na mnie spojrzeć! - Voldemort dobrze pamiętał dzień, kiedy ją zabijał. Kiedy słyszał jej niepojęte wrzaski, gdy rozrywał jej ciało na kawałeczki, aż nic po niej nie pozostało. Zemścił się, serce jednak bolało dalej.
Millicent, przepraszam…! Ja… ja… naprawdę chciałem dobrze…, wybacz! - krzyczał w myślach raz po raz, ona jednak pozostawała milcząca. Na zawsze.
*
- Narcyzo, czy ja ci się podobam?
- Panie - kobieta zawahała się, kompletnie nie wiedziała, co powiedzieć - jesteś… najbardziej wyjątkowym mężczyzną, jakiego w życiu widziałam. - wykrztusiła w końcu jednym tchem.
- Nie kłam, Narcyzo! - Czarny Pan zatrzymał się przed lustrem. Odkąd kazał wnieść kilka kolejnych do swojej komnaty miał wrażenie, że staje się coraz mniej atrakcyjny. - Słyszę twoje myśli. Czuję obrzydzenie w stosunku do mnie, wypływające z każdego twojego słowa, kiedy tylko na mnie patrzysz! Nie oszukasz mnie! - Obrócił się w jej stronę. - A teraz wynoś się! Jesteś tak samo robaczywa jak twój przeklęty mąż! Wynocha! - ryknął potężnie. Kobieta czym prędzej opuściła pomieszczenie, szlochała na samo tylko wspomnienie o Lucjuszu. Siedział w więzieniu, zostawił ją na pastwę ich okrutnego pana.
Voldemort nie zwracał na nią uwagi, zbyt pochłonięty oglądaniem swojego odbicia w lustrze.
Kiedyś byłem inny… - pomyślał. -
Ale czy przystojniejszy…? Chyba tak. Ci nędznicy nawet nie zdają sobie sprawy, jakim poświęceniem była zmiana wyglądu! Bym budził wstręt, odrazę, strach wreszcie! Ale... Bella nie zwróci więcej na mnie uwagi… i wszystko przez ten przeklęty nos! Zabójcze kompleksy otaczały go z każdej strony, równie bezlitosne, co on. Sprawiały, że nie myślał o niczym innym, tylko o swojej oszpeconej czarną magią twarzy.
Kiedy już zabiję Pottera, zmienię się! ...muszę! - powtarzał w kółko, dokładnie jak w gorączce, a ból rozsadzał mu łysą czaszkę.
*
Budził się co chwilę, strach, a raczej naturalne zamiłowanie do wszelkiego mroku nie pozwalało mu zasnąć. Umysł Czarnego Pana sądził, że najlepszym lekarstwem dla niego samego będzie sen spokojny, kojący, w krainie szczęścia i radości.
Głupie ustrojstwo! - przeklinał w myślach swój mózg. -
Cóż za wariat je wymyślił? I kazał zsyłać na Lorda Voldemorta tak potworne koszmary?! Któż mógł być aż tak głupi, by pomyśleć, że jakieś pieprzone, brykające po zielonej łączce jednorożce pomogą mu wypocząć po całym dniu monotonnych tortur? Właściwie dzisiaj uśmiercił tylko dwie ofiary, a
Cruciatus dawno przestał na nie działać, zemdlały z bólu! Żadna to przyjemność! Podobnie jak strach, który atakował go, gdy tylko spoglądał na stada, galopujących po wzgórzach jednorożców. A do tego te cholerne tęcze! Tysiące kolorowych tęcz... Przyprawiały go o wymioty.
Horror powtarzał się, co noc.