Po dość intensywnym erpegowym lecie stwierdzam, że uwielbiam grać immersyjnie. W zwrocie "role-playing game" zdecydowanie najbardziej lubię "role-playing", bo dla mnie w tym tkwi podstawowa przewaga tych gier nad innymi dziedzinami rozrywki - możliwość zanurzenia się w postać i historię znacznie, znacznie głębiej niż gdziekolwiek indziej. Z tej perspektywy RPG to taki złoty środek między czystą wyobraźnią a grą komputerową: wystarczająco dużo zasad, by historia nie zmieniła się w strumień świadomości, a jednocześnie wystarczająco mało ograniczeń, by dać graczowi nieograniczoną niemal swobodę.
Niech komplementem dla takich immersyjnych, indie erpegów będzie fakt, że Microscope, w którego testowaniu miałem przyjemność brać udział, mocno kojarzył mi się z projektowaniem powieści (a to z mojej strony duża pochwała!) :]
Co nie znaczy, że nie jest czasem fajnie rozegrać pościg paromobilem za sterowcem oszalałego gnoma - kto grał w Wolsunga, ten wie
