Help - Search - Member List - Calendar
Pelna wersja: Wilcza Rasa (zak)
Magiczne Forum > Harry Potter > Fan Fiction i Kwiat Lotosu > W Labiryncie Wyobraźni
Pages: 1, 2, 3
iskra
Nie wiem po co to daje, ale może się

komuś spodobać
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'>

Miało być nieco wojennie, wyszła totalna telenowela... Ale w trakcie

dodawania postów bedę niektóre rzeczy zmieniać więc może bedzie dobrze. JAk

by co to wszelka odpowiedzialność ponosi niejaka Sol z Ludzi Lodu

(buhahahaha, mówiłam, że na Ciebie zwale?
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'> ) Życze miłego czytania
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/happy.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='happy.gif'>

Acha, może byc wiele błendoof, bo

pisałam to właściwie troche czasu temu, ale co tam
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/happy.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='happy.gif'>

I mam chyba nieco kłopoty z

czasem...

___________

1


Kiedy byłam małą

dziewczynką mama zawsze ostrzegała mnie przed tajemniczą wilczą rasą.

Podobno rasa ta umiała się dostosować do każdych warunków, była inteligentna

i przebiegła i nade wszystko nienawidziła ludzi. Zresztą z wzajemnością.

Mama mówiła, że wilcza rasa miała w zwyczaju żywić się ludzkim mięsem, ale

po skończeniu 13 lat przestałam w to wierzyć. Opowiedziała mi też legendę o

Wielkiej Wojnie toczącej się w zamierzchłych czasach. Wilcza rasa przegrała

i wycofała się na bardziej niedostępne tereny w głębi lasu. Teoretycznie

miał zapanować pokój lecz w praktyce... cóż, tylko teoretycznie. W praktyce

toczyła się nadal nieformalna wojna. Prawdopodobnie trwa do dziś, ale

objawia się tyko sporadyczną niechęcią lub nawet nienawiścią. Słyszałam

ostatnio, że gdzieś na północy istnieje miasto, w którym ludzie i wilcza

rasa żyją we względnej zgodzie. Osobiście nie wiem, czy jest to możliwe.


Teraz mam 16 lat i nadal boje się wilczej rasy. Wprawdzie nigdy nie

widziałam jej przedstawiciela, ale Tarimin często mi opowiada o ludziach

zamordowanych przez wilczą rasę, których znalazł jego ojciec. Tarimin jest

synem generała armii naszego państwa - Narni - i jest ode mnie o 6 lat

starszy. Lubię jego towarzystwo, bo zna wiele ciekawych opowieści i jest

bardzo oczytany (uczy się na dworze króla). Tari nie lubi wilczej rasy i

niejednokrotnie opowiadał mi co zrobiłby z takim osobnikiem, gdyby go

spotkał. Nie lubię tego i mówię, że to okrutne. Wprawdzie się ich boję, ale

żeby od razu nienawidzić? Tari zawsze mnie wtedy przytulał i śmiał się, że

to tylko takie żarty. On jest taki sympatyczny, opiekuńczy, pełen dobroci i

mam takie śliczne ciemne oczy. Chyba właśnie dlatego się w nim zakochałam.

Jednak bardzo dbam o to by się tego nie dowiedział. Boję się, że to

zepsułoby nasze przyjacielskie stosunki. "Dlaczego życie jest takie

skomplikowane?' zadawałam sobie to pytanie raz za razem nieświadoma, że

moje życie dopiero się skomplikuje... i to

bardzo.

*

Wieczorem, w trzeci dzień od przesilenia letniego,

przyszedł do mnie bardzo uradowany Tarimin.
- Zgadnij, przyjaciółko

moja, jakie szczęście się do mnie uśmiechnęło - zawołał od progu i nie

czekając na moją odpowiedź rzekł - Sora - wiesz ta dziewczyna, za którą się

uganiałem tyle czasu - w końcu mnie zauważyła. Mało tego, jeszcze zgodziła

się za mnie wyjść! Słyszysz, Cailith? Żenię się!

Przyjdziesz?
Otworzyłam szeroko oczy, a powietrze wypłynęło mi z płuc ze

świstem. Poczułam ból w głowie i w oczach mi pociemniało. Osunęłam się na

podłogę.
Kiedy otworzyłam oczy ujrzałam twarz swojej matki. Leżałam na

łóżku, a ona siedziała przy mnie.
- Jak się czujesz, Cai? - usłyszałam

jej troskliwy głos.
- Chcę zostać kapłanką - powiedziałam.
- Kapłanką?

- uśmiechnęła się mama - Kochanie, cóż to za dziwaczne pomysły?
- Chcę

iść do Świątyni Czterech Żywiołów, mamo. Czy możesz to uszanować?
-

Oczywiście, córeczko. Jeśli jesteś tego pewna, zaakceptuje to.
-

Dziękuje, mamo - powiedziałam i zamknęłam oczy, by osunąć się w sen.

Ostatnim skrawkiem świadomości zapytałam - A Tari?
- Siedział przy tobie

przez 2 godziny. Przed chwilą wyszedł. Był umówiony z Sorą. To naprawdę miła

i ładna dziewczyna - rzekła mama z uśmiechem, nie wiedząc jak bardzo mnie

rani - Aha, zapomniałabym. Tarimin zostawił dla ciebie kwiaty.
- To miłe

- odpowiedziałam, ale łzy cisnęły mi się do oczu. Gdy mama opuściła pokój

wyrzuciłam kwiaty przez okno i załkałam cicho.
Zaraz na następny dzień

poszłam do świątyni. Leżała ona w głębi lasu i prawdę mówiąc trudno było się

do niej dostać. Mama chciała bym poszła z Tariminem, ale ja stanowczo

zaprzeczyłam i wyruszyłam sama. Po dojściu na miejsce ujrzałam zaskakujący

widok: przed drzwiami świątyni była kolejka! Od jednej z dziewczyn

dowiedziałam się, że kapłanki wybierają tylko dziewczęta inteligentne, młode

i odpowiedniej budowy. Każda kandydatka musiała zostać obejrzana i

przepytana przez Najwyższą Kapłankę. Ja byłam 12 dziewczyną. 12 to

szczęśliwa liczba, więc raczej powinnam zostać przyjęta. Po wypaleniu się

dwóch świec byłam już zmęczona. Znużona usiadłam na zwalonym konarze z dala

od reszty dziewczyn. Nagle poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Odwróciłam się

gwałtownie ze zduszonym krzykiem.
- Nie chciałem cię przestraszyć -

usłyszałam bardzo ładny niski i dźwięczny głos, brzmiący trochę jakby z

obcym akcentem. Chłopak (a może już mężczyzna?), który wypowiedział to

zdanie miał zakrytą twarz tak, że byłoby mu widać tylko oczy gdyby nie

kaptur, który obcy miał naciągnięty na twarz. Spod kaptura wylatywały mu

czarne jak smoła pasemka włosów, sięgające do ramion. Dłonie miał ukryte

pod rękawiczkami z ... wilczej skóry? Mój ojciec jest garbarzem, ale nie

potrafiłabym precyzyjnie określić z jakiego zwierzęcia jest ta skóra.
-

Przepraszam - powiedział obcy.
- Nic nie szkodzi - odparłam trochę

zmieszana tym miłym głosem. Chciałam zapytać kim jest, ale on mnie uprzedził

pytaniem:
- Chyba mi nie powiesz, że chcesz wstąpić do świątyni? - spytał

zaczepnie i wiedziałam, że pytanie to nie jest złośliwe.
- Chcę -

odpowiedziałam z prostotą - A dlaczego pytasz?
- Tak jakoś - wzruszył

ramionami - Po prostu szkoda by było takiej ładnej dziewczyny na

kapłankę.
Zarumieniłam się słysząc ten komplement, a on chyba właśnie

tego oczekiwał, bo zauważyłam jak jego usta naciągają się w uśmiechu pod

materiałem, którym okrywał twarz.
- Kim jesteś? - spytałam w końcu.
-

Wędrownym bardem, wojownikiem, minstrelem, poetą, złodziejem damskich

serc... kim tylko zechcesz - powiedział słodko, ale wiedziałam, że nie na

poważnie.
- Przestań - zaśmiałam się głośno - Kandyduje na kapłankę, więc

nie próbuj mnie uwieść.
- Ja? - spytał niewinnie - Czy ja próbuję cię

uwieść? A tak poważnie, to nie idź do świątyni. Będziesz żałować.
-

Czyżby? - zmieniłam ton głosu na bardziej buńczuczny. To, że próbuje mnie

odwieść od mojego zamiaru zaczęło mnie powoli irytować - W ogóle to dlaczego

chcesz zmienić moje zdanie co do bycia kapłanką?
- Powiedzmy, że gram

role Dobrego Duszka.
- Ale dlaczego? - dopytywałam się - Dlaczego

rozmawiasz właśnie ze mną, a nie z jakąś inną dziewczyną?
- Powiedzmy, że

nie widzę w twoich oczach powołania.
- Co cię obchodzi z jakiego powodu

idę do świątyni? - warknęłam, ale wiedziałam, że ma rację. Jeśli nie pójdę

do świątyni z powołania zniszczę się.
- Nic - mruknął - Ale twoje

zachowanie i wyraz twarzy świadczą, że to przez mężczyznę.
- A co ty

możesz o tym wiedzieć?! - rzuciłam gniewnie.
- Tez potrafię kochać -

powiedział cicho - i też kiedyś... hm, powiedzmy, że moja dama serca mnie

zdradziła.
- Co mnie to obchodzi?
- Nie idź do świątyni -

powtórzył.
- Idź do diabła! - warknęłam i pobiegłam do... domu. Nie

wiem dlaczego nie zostałam przy świątyni.
Przecież słowa tego obcego

chłopaka nic dla mnie nie znaczyły, nie miały na mnie żadnego wpływu. Po co

ja się okłamuję? Miały wpływ, ale kompletnie nie mam pojęcia dlaczego tak

duży. Biegłam tak aż do wioski. Potem zwolnił, przeszłam kilka kroków i

zatrzymałam się. Popatrzyłam na lecącego na niebie orła i poczułam w sercu

spokój. Jestem wolna, wolna jak ptak. Gdybym została kapłanką byłabym orłem

zamkniętym w klatce, z której nie mogę uciec. Uśmiechnęłam się odruchowo i

ruszyłam powoli do Arni - stolicy państwa i mojego rodzinnego miasta. Jestem

wolna, powtórzyłam jeszcze raz w myślach. W Arni spotkałam Tarimina.
-

Witaj, Cai - rzekł z uśmiechem - Chodzą słuchy, że chcesz zostać kapłanką.

Ledwo ci się poprawiło, a już żarty się ciebie trzymają.
- To prawda -

rzekłam poważnie - Chciałam zostać kapłanką.
- Nie możesz! - rzucił i

złapał mnie za rękę ściskając mocno, potem dodał łagodnie - Cai, nie idź do

świątyni. Zmarnujesz się. Nie idź, proszę cię o to jako przyjaciel.
- Nie

pójdę - odpowiedziałam siląc się by nie jęknąć z bólu. Uścisk Teriego był

mocny - Już zmieniłam zdanie.
- To dobrze - uśmiechnął się lekko i puścił

moja dłoń.
- Wiem, ktoś już mi to uświadomił - odwzajemniłam

uśmiech.
- Cai, wyrzuciłaś moje kwiaty - stwierdził, nie zapytał, niemal

obojętnie.
- Ja... to... - westchnęłam z rezygnacją - jakoś tak wyszło,

przepraszam.
- Nie przejmuj się - jego usta rozciągnęły się w uśmiechu,

ale miałam wrażenie, że mimo wszystko jest mu przykro - To tylko kwiaty.

Chodź ze mną! Sora chciałaby cię poznać.
- Ja... nie mogę -

wydusiłam z trudem. Może i pogodziłam się z myślą, że Tari żeni się z Sorą,

ale nie aż na tyle by się z nią spotkać - Musze jeszcze coś załatwić,

coś... bardzo ważnego.
- Szkoda - popatrzył na mnie tymi swoimi ślicznymi

oczami - Naprawdę szkoda. Do zobaczenia, Cailith.
Pomachałam mu na

pożegnanie uśmiechając się przy tym, a potem odetchnęłam głęboko. Cieszę

się, że Tarimin jest szczęśliwy i nie chcę tego zniszczyć swoimi uczuciami.

Cóż, będę musiała z tym żyć.

*

Wiatr targał delikatnie liśćmi

drzew, a promienie słoneczne przemykały miedzy nimi w jesiennym tańcu.

Zakapturzona postać opierała się o stary dąb. Wyraźnie na kogoś czekała.


- Tylko informacje. To rozkaz królowej - rozległ się miękki kobiecy

głos.
- Rozumiem - odparł zakapturzony mężczyzna
- Czyżby?
- Nie

przyjechałem tu po nic innego jak po informacje. Jeśli myślisz, że chciałbym

atakować na własną rękę znaczy, że masz mnie za głupca.
- Tylko

informacje. Broń. Strategia. Taktyka. Wojsko. Liczebność.
-

Rozumiem.
- Uważaj na Wasukiego.
- Wiem.
- Uważaj...
- Wiem -

przerwał jej stanowczo.
- Nadużywasz swej władzy.
- Wiem - uśmiechnął

się, a w uśmiechu tym mogło się kryć wszystko.

*

W domu nie

mogłam znaleźć sobie miejsca. Coś mnie gryzło tylko nie wiedziałam co.

Wyszłam na zewnątrz i pozwoliłam by wiatr rozwiał moje długie jasne włosy.

Jestem wolna jak ptak, kolejny raz powtórzyłam to zdanie. Tak, już wiem co

mnie gryzie! Ten chłopak, którego spotkałam przy świątyni uchronił mnie

od poważnego błędu jaki chciałam uczynić. Zdenerwowałam się na niego i, co

gorsze, dałam mu to do zrozumienia. Tak nie można. Musiałam mu podziękować.

Chciałam dać mu coś drobnego, niekoniecznie wartościowego, ale od serca.

Wtedy wpadłam na genialny pomysł, który w przyszłości stał się przekleństwem

dla nas obojga. Wyrzeźbiłam z drewna mały zdobiony medalionik z wklęsłością

w środku. W dołku umieściłam niebieskie szkiełko, a na odwrocie wyryłam

swoje imię. Do medaliku przyczepiłam rzemyk. Podarunek niezbyt wyszukany,

ale ładny. Wstałam z krzesła, na którym wykonałam wisiorek z zamiarem

wrócenia na miejsce spotkania z nieznajomym. Jednak słońce chyliło się ku

zachodowi i zdecydowałam, że wrócę tam jutro. Rano, gdy tylko słonce

wyjrzało zza gór, ruszyłam spacerkiem w stronę świątyni. W taki tempie byłam

tam zanim wypaliła się jedna świeca. Po dotarciu na miejsce usiadłam na

zwalonym pniu w miejscu spotkania z obcym. Miałam cichą nadzieję, że go tu

spotkam. Cóż, nadzieja matka głupich. Mimo, że chłopaka nie było,

postanowiłam zostać przez chwilę w tym miejscu.
- Dlaczego wróciłaś? -

usłyszałam za plecami znajomy głos.
- Ja... ja... chciałam ci podziękować

- powiedziałam i odwróciłam się do niego twarzą.
- Doprawdy? - pod

materiałem, którym zakrywał twarz pojawił się zawadiacki uśmiech.
- Tak -

przytaknęłam i wyciągnęłam z kieszeni sukienki wisiorek - To nic wielkiego,

ale chciałabym żebyś go przyjął - wyciągnęłam do niego rękę z medalionem na

otwartej dłoni. Nie wziął go.
- A za co te podziękowania? - spytał

podejrzliwie, co mnie trochę zraniło.
- Za granie Dobrego Duszka -

uśmiechnęłam się przyjaźnie, a on odwzajemnił ten gest. Wziął z mojej dłoni

wisiorek i obejrzał go starannie.
- Ładna robota - rzekł i przeczytał to

co było napisane na odwrocie - Cailith. To twoje imię?
- T... tak -

odpowiedziałam i, nie wiedzieć czemu, zaczerwieniłam się lekko - Chciałam,

żebyś pamiętał od kogo to dostałeś.
- I tak bym pamiętał. Dawno nie

spotkałem się z życzliwością w tych stronach.
- Jak ci na imię? -

spytałam.
- Lezard, ale możesz mi mówić Lez.
- Ja jestem dla

przyjaciół Cai.
- A więc wstąpiłem już do grona twych przyjaciół? -

zaśmiał się dźwięcznie.
- A nie chcesz? - spytałam obrażonym tonem.


- Oczywiście, że chcę, ale zauważ, że nie stanę się twoim przyjacielem

przez same słowa. Na to trzeba czasu - rzekł poważnie.
- Racja,

przepraszam - zawstydziłam się lekko.
- Nie ma za co, moja przyszła

przyjaciółko - wykonał gest jakby chciał położyć mi dłoń na ramieniu, ale w

ostatniej chwili rozmyślił się - Może chciałabyś się bliżej poznać?
- Tak

- przytaknęłam - Skąd pochodzisz?
- Ze wschodu - nabrał powietrza jakby

chciał coś jeszcze powiedzieć na temat swego pochodzenia, ale nie zrobił

tego.
- A dokładnie - dopytywałam się.
- Wybacz mi, Cailith, ale nie

mogę ci wiele powiedzieć o moim pochodzeniu. Prawdę mówiąc nie mogę ci nic

powiedzieć.
- Jesteś banitą? - spytałam z lękiem. Nie przed nim, jeśli

odpowiedź brzmiałaby "tak", ale raczej o niego. Banici w Narni są

często szykanowani i oskarżani o różne niedorzeczności.
- Cóż, można to

tak nazwać, ale nie bój się nie zrobię ci krzywdy.
- Nie boję się o

siebie tylko o ciebie. Ludzie w Narni nie przepadają za podejrzanym obcymi.

A wiesz co się może z tobą stać jeśli ludzie się dowiedzą, że jesteś banitą?

- wypowiedziałam te słowa z troską, co wyraźnie zmieszało Lezarda. Nie

odezwał się tylko pochylił bardziej głowę. Teraz nie widziałam nawet jego

dolnej części twarzy zakrytej materiałem.
- Czy to dlatego zakrywasz

twarz? Jesteś skazanym banitą?
- Nie, Cailith, nie - jego ładny głos

dziwnie brzmiał, gdy mu drżał - Nie jestem banitą i nie jestem skazany -

przerwał na chwilę - Cailith, musisz mi obiecać, że nikomu nie powiesz o

naszym spotkaniu. W ogóle to najlepiej by było gdybyśmy właśnie teraz

zakończyli naszą znajomość. To może być niebezpieczne dla nas obojga.
-

Może być, ale nie musi - odpowiedziałam z pocieszającym uśmiechem - Nie wiem

na razie kim jesteś, więc nie mogę cię osądzać. Poza tym to będzie duży krok

w naszej przyjaźni, gdy ci teraz zaufam i nie będę cię o nic pytać póki sam

nie zechcesz mi tego powiedzieć.
- Jesteś bardzo naiwna, Cailith -

powiedział, a na jego twarzy znów zagościł lekki uśmieszek. Być może nawet

smutny - Jesteś też dobrą istotką na tym świecie pełnym zła i okrucieństwa.

To będzie dla mnie zaszczyt mieć taką przyjaciółkę jak ty, Cailith.
I tak

zaczęła się moja przyjaźń z Lezardem. Codziennie spotykaliśmy się w tym

samym miejscu i o tej samem porze. Zawsze rozmawialiśmy długi czas i nigdy

się z nim nie nudziłam. Lezard miał bardzo duże poczucie humoru, ale okazał

się też bardzo wrażliwy. Cieszę się z tej przyjaźni. Tak jak obiecałam,

nikomu nie powiedziałam o jego istnieniu. Opowiedziałam Lezardowi o całym

moim życiu, o moich problemach i radościach, o rodzinie. On nie powiedział

mi nic o swoim życiu poza tym, że w jego żyłach płynie mała część błękitnej

krwi. Za to jego osobowość, po tych trzech miesiącach, była mi znana niemal

doskonale. Przynajmniej tak mi się wydawało. Teraz wiem, że się myliłam.


Wracając z mojego kolejnego spotkania z Lezardem przyglądałam się

krajobrazowi. Pomyślałam, że jeszcze trzy miesiące temu zrywałam na łące

kwiaty, a teraz wszystko jest opatulone białym kożuchem śniegu. Biały

krajobraz tego roku bardzo mi się spodobał, mimo, że zazwyczaj nie lubię

tego okresu. Był taki czysty, niewinny i uspokajający, ale był też zimny i

niebezpieczny przy zamieciach, wręcz zabójczy. Nie wiem dlaczego przy

właśnie takich skojarzeniach pomyślałam o Lezardzie. Nagle poczułam

uderzenie w głowę. Odwróciłam się gwałtownie. Tari stał kilka kroków za mną.

Pomachał mi i zaczął lepić kolejną śniegową kulkę. Zaśmiałam się, bo

niedawno praktykowałam tę zabawę z Lezardem.
- Cailith , skąd wracasz? -

spytał i rzucił śnieżką. Trafił mnie w dolną część spódnicy.
- Ze

spaceru - odpowiedziałam tak jak zawsze i zaczęłam lepić kulkę.
- Nie

przykrzą ci się te samotne spacery? - ulepił śnieżkę - Może powinnaś znaleźć

sobie mężczyznę - rzucił.
Jego ostatnie słowa zaskoczyły mnie i zraniły,

bo myśląc o mężczyźnie widziałam w wyobraźni właśnie Tariego. Stanęłam jak

wryta. Wszystkie moje uczucia trwały niemal ułamek chwili, ale wystarczająco

długo bym nie zdążyła zasłonić się przed śnieżką. Dostałam w twarz.

Przewróciłam się, choć nie rzucił mocno. Tari podbiegł do mnie.
- Na

bogów, Cai, nie chciałem. Przepraszam. - powiedział troskliwie i zauważyła,

że jest przerażony.
- Nic mi nie jest - odparłam, a głos miałam

słaby.
- Jesteś biała jak ten śnieg. Rzuciłem za mocno?
- Nie, Tari -

zaprzeczyłam i wstałam z trudem - Nie przejmuj się. Nic mi nie jest.
-

Odprowadzę cię do domu - zaoferował.
- Tari, nie trzeba. Czuję się

znakomicie - skłamałam.
- Tak, tak, mimo to odprowadzę cię, a później

poznam cię z Sorą. Przez trzy miesiące zgrabnie się od tego wykręcałaś, ale

teraz zmuszę cię do tego choćby siłą - zaśmiał się, a ja zmieszałam.
-

Tari, to nie tak. Ja się nie wykręcałam tylko jakoś tak...
- Nie tłumacz

się - przerwał mi - Przecież żartuję.
Uśmiechnęłam się z ulgą w

odpowiedzi. Nie chciałabym się tłumaczyć, bo wtedy musiałabym skłamać mu

prosto w oczy, czego zapewne nie potrafię lub po prostu nie chcę.

Pomyślałam, że miło by było gdyby Tari odprowadził mnie do domu.
- Może

odprowadzić cię do domu? - zapytał tak jakby czytał w moich myślach.
-

Tak - przytaknęłam i poczułam się jak mała dziewczynka pod opieką starszego

brata. I ten stan musiał pozostać. Ja byłam dla niego zawsze tylko młodszą

siostrą, którą trzeba się opiekować i musiałam go traktować jakbym też tak

czuła. Tak musi być, powtórzyłam w myślach. Głośno zaś powiedziałam: - To

byłoby miłe.
Gdy byliśmy już w mieście Tari pożegnał mnie i ruszył do

swego domu. Wcześniej , kolejny raz zaproponował bym przyszła do nich na

kolację i poznała Sorę. Zgodziłam się.

*

W domu zjadłam coś

ciepłego i poszłam do swojego pokoju. Tam położyłam się na łóżku i wlepiłam

wzrok w sufit. Pomyślałam, że moje życie nie jest niczego warte, bezcelowe i

bez sensu. Jestem nieszczęśliwie zakochana w przyjacielu, który ma żonę.

Moje życie to ciągła, bezbarwna egzystencja, którą urozmaica tylko Lezard.

Na myśl o tym tajemniczym chłopaku zrobiło mi się cieplej na sercu.

Wspomniałam, nasza dzisiejsza rozmowę. "Życie jest czymś danym nam od

bogów. Powinniśmy je cenić, bo więcej się nie powtórzy. Bierz życie takim

jakie jest i nie żądaj niczego więcej, korzystaj z niego, Cai. Raz matka

rodziła i raz się umrze" Pomyślałam, że tak właśnie powinnam żyć,

ale... cóż, chyba będę musiała poprosić Lezarda o radę. On jest naprawdę

inteligentny i ma takie trzeźwe spojrzenie na świat. Ostatnimi czasy bardzo

go polubiłam. Przypomniało mi się coś co powiedział kilka dni temu. Zerwałam

się z łóżka i pobiegłam w stronę świątyni. Kiedy tam dotarłam zawołałam

cicho:
- Lezardzie
Pojawił się za mną tak jakby wyrósł spod ziemi i

równie cicho jak zawsze.
- Coś się stało? - spytał zatroskany.
-

Powiedziałeś, że mogę ty przyjść kiedy chcę.
- Powiedziałem, że jeśli

miałabyś kłopoty zawsze możesz mnie tu znaleźć - widziałam, jak pod

materiałem jego usta rozchyliły się w uśmiechu - Co cię tu sprowadza?
-

Ty - odpowiedziałam z prostota i zgodnie z prawdą.
- To ciekawe - odparł

i zapraszającym gestem wskazał na "nasz" konar.
- Bo widzisz,

moje życie jest takie nudne. Będąc już w domu przypomniałam sobie naszą

dzisiejsza rozmowę i naszła mnie chęć żeby porozmawiać jeszcze.
- Nie

powinnaś się do mnie tak przywiązywać - rzekł poważnie - Niedługo

odjeżdżam.
- Dlaczego? - spytałam z żalem.
- Cai, naprawdę bardzo cię

polubiłem i będzie mi cię brakować, ale muszę jechać - położył niezwykły

nacisk na słowo "muszę" tak, jakby nie chciał powiedzieć głośno,

że tego nie chce.
- Ale dlaczego? - powtórzyłam.
- Posłuchaj, kiedyś

spotkało mnie wiele sytuacji, od których teraz zależą moje losy. Wierz mi,

wiele bym dał za oszukanie czasu i przeznaczenia. Wiem, że tego nie widzisz,

że nie poznałaś mnie od tej strony, ale ja nie jestem... nie jestem ... -

zamilkł na chwilę, wyraźnie szukając właściwych słów.
- Kim nie

jesteś?
- Nie jestem kimś z kim przebywanie byłoby bezpieczne -

powiedział, a widząc moje rządne informacji oczy dodał - Ograniczam twoje

świadomość na mój temat jak tylko mogę, bo chce cię chronić.
- Kiedy? -

spytałam, a on zrozumiał, że chodzi mi o jego wyjazd.
- Za dwa dni -

odpowiedział, a ja spuściłam głowę - Cai, nie pozwolę na zbędne

pożegnania.
Podniosłam gwałtownie głowę, a on swoją pochylił. Chciałam

zajrzeć w jego oczy, jeden jedyny raz zanim odjedzie, ale nie widziałam ich

ani teraz, a ni przedtem. Nie widziałam nawet rąbka jego skóry. Chciałam

krzyknąć: "Spójrz mi w oczy! Zobacz co czuję!". Jednak

zamiast tego otarłam łzy i powiedziałam udając twardą:
- Mówiąc, że słowa

to potężna broń miałeś rację. Właśnie od nich zginęłam.
Nie podniósł

wzroku na mnie, nawet nie drgnął. Wstałam i ruszyłam w stronę wioski ze

świadomością, że nigdy już nie zobaczę mojego najlepszego przyjaciela,

jakiego kiedykolwiek miałam. Liczyłam, że usłyszę za plecami jego

przepraszający melodyjny głos. Myliłam się. Zamknęłam oczy by powstrzymać

łzy, a gdy to nie pomogło biegiem ruszyłam do domu. Biegłam przez cała drogę

do wioski. Zadawałam sobie pytanie "Dlaczego?". Rozmyślania

całkowicie zajęły mój umysł i nim się postrzegłam stałam w izbie opierając

się o drzwi frontowe. Rodzice i brat popatrzyli ze zdziwieniem na moja

zalaną łzami twarz. Mama i tata milczeli, ale Tesu zadał pytanie, którego

się obawiałam i wiedziałam ,że jeśli padnie zacznę płakać.
- Dlaczego

płakałaś? - spytał.
Zignorowałam go i ruszyłam do pokoju, by w ciszy dać

upust swojemu żalowi. Wiedziała, że zaraz zapuka moja mama i samą swoją

obecnością, bez zadawania zbędnych pytań ukoi moje cierpienie. Nieświadoma

czekałam na ten odgłos. Byłam gotowa opowiedzieć jej wszystko, mimo

przysięgi jaką dałam Lezardowi. Po chwili usłyszałam oczekiwany dźwięk. Do

pokoju wszedł... Tari?
- Co ty tu robisz? - spytałam, ocierając

pośpiesznie łzy.
- Przyszedłem po ciebie. Umówiliśmy się na kolację -

powiedział to tak jakby był zdziwiony moim stanem.
- Przepraszam,

zapomniałam. Przykro mi, ale naprawdę nie mogę...
- Nie musisz - usiadł

przy mnie i przytulił - Co się stało, Cai?
- Chodzi o to, że... -

umilkłam i wtuliłam się w jego ramiona- Nie mogę nic powiedzieć.
- Ktoś

ci zabronił?
- Nie, nie chcę nic mówić. Obiecałam
- Jeśli nie chcesz

to nie mów. Po prostu wypłacz się. Mam czas.
- A Sora? - spytałam. Nie

chciałam by niańczył mnie podczas, gdy jego żona siedzi sama w domu.
-

Ona zrozumie.
Przytuliłam się więc jeszcze mocniej do niego i płakałam

jak mała dziewczynka, którą się

czułam.

*

_______________________________

Aż strac

myśleć ile tu będzie błendoof
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/happy.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='happy.gif'>

Tak wiem, dramatyzje (mam to we krwi)
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'>
Psychopatka
Dlugi part, ale dalam se rade... Co do

rzeczy technicznych. No to ogolnie jest dobrze, tylko ze jak mowilam na

gg... za duzo dialogu i to sie troche mu rzucalo w oczy... za malo walilas

opisow, ale pisalas to jakis czas temu... widac, bo Twoje opowiedanei o

Gryfie jest napisane profesionalniej, rozwijasz sie =) Jak papier toaletowy.



Bardzo ladnie opisalas jej uczucia... jej - tej glownej bohaterki,

nawet nie przeszkadzala mi pierwszoosobowa narracja, ktorej nielubie.

Wkurzalo mnie zachowanie niektorych postaci, strasznie slodko sie robili.

Czekam na kolejne czesci i wtedy stwierdze co o tym myslec.
Sir Momo Mumencjusz Mum
Kilka uwag:
Po

pierwsze - miałaś mi to wysłać mailem...
Po drugie - na początku

zdecydowanie nadużywasz frazy "wilcza rasa"
Po trzecie - nie

będę się póki co wypowiadał o fabule, bo moja wypowiedź będzie zależała od

dalszego ciągu tego opowiadania

To tyle na razie ^^
matoos
Narnia? Chodzi o tę Narnię z książek

C.S.Lewisa? Klimatycznie twoje opowiadanie bardzo się od nich różni, ale ja

nie narzekam...
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'>

Bardzo fajne opowiadanie,

aczkolwiek odniosłem wrażenie że na początku narracjęprowadzi kilkuletnia

dziewczynka... Nie wiem czy takie było twoje zamierzenie... Nie chce mi się

szczerze mówiąc szukać błędów (czyt. dziury w całym
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'>), bo w sumie to mam już wakacje... Ale

były... Jak na twoje opowiadanie to szczerze mówiąc wydało mi się z deka

słabe... Ale zobaczymy jak się rozwinie... Jeszcze można je uratować


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'>
iskra

Mówiłam, że to opowiadanie jest do

bluzgania...
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'> Teraz i tak jest jeszcze względnie, później

dzieją się poprostu cyrki
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'> W ogóle to jakaś taka dziwna ta Cailith, a

poza tym spieprzyłam osobowość Lezarda, a później jeszcze Wasukiego...

Zresztą jak dotrwacie to sami zobaczycie
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='wink.gif'>

Matoos, to opowiadanie jest ciągnięte

nie wiem od ilu, ale posiada troche stron i jeśli da się je jakoś (jak?!


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'> ) uratować to postaram się to zrobić


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'>



Acha, jeśli ktoś ma jakieś pomysły na zmianę czegoś to niech się nie

krępuje
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='smile.gif'>
_______________________________________
r>
*

Rano czułam się okropnie. Bolała mnie głowa i serce po

mglistym przypomnieniu sobie wczorajszego dnia. Obok mojego łóżka na fotelu

spał Tari. Uśmiechnęłam się do siebie ze smutkiem. On się dla mnie tak

poświęca, to takie miłe. Nie chciałam go budzić. Przykryłam go kocem i

wyszłam. Mama powitała mnie ciepłym uśmiechem.
- Zjesz coś? - spytała, a

ja przytaknęłam.
- Tari jeszcze śpi. Nie budziłam go - rzekłam.
-

Niech śpi. Przed chwilą wzeszło słońce, a on siedział przy tobie przez cała

noc.
- Dopiero świta? - spytałam zaskoczona - Czuję się jakby było

południe.
- A ja czuje się jakbym przespał całe wieki - powiedział Tari

wchodząc do izby. Wiedziałam, że kłamie. Wyglądał na niewyspanego i

zmęczonego. Nie wykluczone, że jemu też towarzyszył ból głowy.
- Siadaj -

powiedziałam i poklepałam miejsce przy stole obok mnie - Zjemy

śniadanie.
- Z miłą chęcią.
Mama podała nam jajecznicę i kromki świeżo

upieczonego chleba, po czym wyszła. Skorzystałam z okazji, że jesteśmy sami

i powiedziałam szeptem z wdzięcznością:
- Dziękuje, Tari, byłeś... jesteś

mi podporą.
- Zawsze do usług - powiedział z uśmiechem i pstryknął mnie w

nos, na co odpowiedziałam z uśmiechem, a po chwili dodał - Lepiej?
- W

porównaniu z wczoraj - bardzo dobrze. I jeszcze raz dziękuję.
Po

śniadaniu Tarimin zaproponował bym resztę dnia spędziła w towarzystwie jego

i Sory. Zgodziłam się bez oporów. Towarzystwo było mi bardzo potrzebne.

Zniknęło nawet cierpienie z powodu niespełnionej miłości. Pozostał tylko ból

po słowach Lezarda. Szliśmy właśnie do jego domu, gdy jeden z żołnierzy

ojca Tariego zawołał:
- Panie Tariminie! Złapali w nocy jednego z

wilczej rasy. Chce pan go zobaczyć?
Zauważyłam jak w oczach Tariego

błysnęła nutka zaciekawienia. Nim się spostrzegłam biegłam już do domu, w

którym przetrzymywano więźniów, a mój przyjaciel trzymał mnie za rękę.

Weszliśmy do środka. Na krześle stojącym na środku siedział chłopak z

wilczej rasy. Miał kruczoczarne włosy sięgające mu do ramion. Był pobity i

zakrwawiony. Ubrany był w takie same rzeczy jak... Lezard. Zakryłam usta

dłonią.
- Nic ze mnie nie wydusicie - powiedział związany melodyjnym

głosem z obcym akcentem.
Stałam chwile oniemiała, a potem szepnęłam do

siebie:
- Ty nie możesz być...
Nie dokończyłam własnych myśli.

Wyrwałam swoja rękę z dłoni Tariego i pędem ruszyłam do miejsca, w którym

spotykałam się z Lezardem. Przez cała drogę myślałam, że to tylko zbieg

okoliczności. Chłopak z wilczej rasy nie mógł być Lezardem. Miał inny głos i

budowę, ale musiałam się upewnić. Gdy zobaczyłam Lezarda stał do mnie tyłem.

Wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał, wspominał. Serce zaczęło walić mi

ze szczęścia. I to nie dlatego, że Lezard okazał się nie być jednym z

wilczej rasy, ale z tego, że nic mu nie jest. Gdy tylko się obrócił słysząc

nadbiegające kroki rzuciłam mu się na szyję. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć

usłyszał wyszeptane przeprosiny.
- Myślałam, że to ty. Myślałam, że to

ciebie złapali żołnierze, bo byłeś z wilczej rasy. Jak mogłam się tak

pomylić? - słowa te wypowiadałam szybko i z przejęciem.
Lez zdrętwiał i

odsunął mnie od siebie na znaczną odległość, a potem poprosił o dokładny

wygląd więźnia. Kiedy go usłyszał powiedział coś, co brzmiało jak

przekleństwo w innym języku.
- Zaprowadź mnie tam, Cai.
- Ale po co? -

spytałam zaskoczona.
- Proszę.
Złapałam go za dłoń i ruszyłam biegiem

do wioski. Głupia jestem! Lezard mnie zranił, a ja, nie wiem po co,

prowadzę go do mojej wioski tylko dlatego, że mnie o to prosi.

Głupia!
- Gdzie to jest? - spytał biegnąc za mną.
- Prosto tą

ścieżką, a przy rozwidleniu w prawo
Przyspieszył i wyprzedził mnie. Teraz

ja biegłam za nim, a on ciągnął mnie za rękę. W biegu jego kaptur zsunął mu

się na plecy. Zobaczyłam czarne włosy i... wilcze uszy? Nie może być...

Zatrzymałam się odruchowo. Lezard puścił moja dłoń i odwrócił się do mnie,

ukazując swą twarz. Zamarłam. Była porośnięta sierścią. Jego twarz miała

kształt ludzki, ale posiadała też wilczy pysk, tylko ze znacznie krótszy.

Nos też był wilczy. Zrozumiałam, że zakryta materiałem twarz, która zawsze

widziałam, była tylko magicznie wywołana iluzją. Spojrzałam w jego

bursztynowe zwierzęce oczy.
- Lezard? - zdołałam wyszeptać. W odpowiedzi

ujął mnie za ręce. Wzdrygnęłam się.
- Cai, jestem tym samym Lezardem, z

którym przebywałaś przez ostatnie trzy miesiące. Tym samym. Rozumiesz?
-

Nie - odpowiedziałam zgodnie z prawdą - Nie rozumiem dlaczego nic mi nie

powiedziałeś. Nie rozumiem dlaczego mnie oszukałeś. Jesteś zwierzęciem!

- zaczęłam się wyrywać, ale Lezard złapał mnie za ramiona i przytrzymał

mocno.
- Cailith, jestem potomkiem Wilczej Rasy. Wilki pomagają sobie

nawzajem, a Wasuki potrzebuje teraz właśnie mojej pomocy. Jeśli mnie do

niego zaprowadzisz obiecuję, że nikomu nie zrobię krzywdy. Proszę.
-

Dlaczego ja ci pomagam? - głośno zapytałam sama siebie i zaczęłam biec.
-

Dziękuję - odparł w odpowiedzi i wyprzedził mnie.
Przez całą drogę

dawałam mu wskazówki, w która drogę ma biec. Wiedziałam, że jest mu

spieszno, ale byłam mu wdzięczna, że zwalniał, gdy brakowało mi sił. Kiedy

wioska była już widoczna Lezard szepnął:
- Przepraszam cię, Cai.


Słowa te były skierowane do mnie, ale czułam, że nie powinnam ich

słyszeć. Co ty planujesz, Lezardzie, pomyślałam. Nagle przyspieszył i

nieświadomie pociągnął mnie zbyt mocno za rękę. Przewróciłam się. Lezard

odwrócił się i spojrzał na mnie, tak jakby ze złością, że go opóźniam.

Patrzył tak na mnie przez chwilę, a potem wbrew mojej woli wziął mnie na

ręce i ruszył biegiem w stronę wioski. Biegł naprawdę szybko i dopiero wtedy

zdałam sobie sprawę jak bardzo go opóźniałam, nawet wtedy gdy biegłam

najszybciej jak potrafiłam.
- Którędy? - spytał, gdy wbiegł ze mną w

ramionach do wioski.
- Tam - pokazałam ręką kierunek i dodałam - Za ta

mała chatą jest duży budynek z czerwonym dachem.
Ludzie patrzyli na

nas, a raczej na Lezarda, z trwogą. Widzieli jak wskazuje mu drogę. Na

bogów, jak to się skończy to pewnie oskarżą mnie o zdradę. Spalą mnie na

stosie albo powieszą. Będą do końca życia linczować moja rodzinę. Lezardzie

to twoja wina! Wiedziałeś, że ludzie tak zareagują. Wiedziałeś czym mi

to grozi, a mimo to wciągnąłeś mnie w to bagno. Niech cię szlag,

Lezardzie!
Przed samym budynkiem Lezard postawił mnie, złapał za rękę

i siłą wciągnął przez drzwi, a potem posadził mnie w kącie i kazał się

stamtąd nie ruszać. Następnie ruszył na ludzi, którzy zamierzali go

atakować. Tari tez tam był. Lezard prześlizgnął się między nimi i podbiegł

do Wasukiego, by go rozwiązać. Nie słyszałam co do niego powiedział, ale

wyraz twarzy świadczył, że było to upomnienie z elementami agresji. Gdy

Wasuki był już wolny zaczęła się rzeź. Lezard, tak jak obiecał, nikogo nie

zabijał, tylko pozbawiał przytomności. Natomiast Wasuki podcinał gardła i

rozpruwał brzuchy. Bezwiednie przyglądałam się temu, nie mogąc nic zrobić.

Tari i Wasuki walczyli ze sobą niemal tuż przy mnie. Nagle nóż sięgnął boku

człowieka. Zamarłam.
- Tarimin!!! - krzyknęłam.
Lezard

spojrzał na mnie, a potem podbiegł do Wasukiego i warknął mu coś do ucha.

Nie dosłyszałam co, ale tamten się skrzywił i wybiegł na zewnątrz. Następnie

ukląkł przy Tarim, rozdarł swój płaszcz i przyschnął do rany mego

przyjaciela, na co ranny się wzdrygnął. Lezard szybko wyciągnął zioła w

małej buteleczce z kieszeni i siłą wsadził w dłoń Tarimina.
- Połknij to,

a rana będzie się szybciej goić - usłyszałam łagodny lecz pospieszny głos

Lezarda.
- Nie potrzebuje od ciebie pomocy, wilku! - warknął Tari i

chciał wyrzucić to co dostał, ale Lezard mu nie pozwolił i jeszcze mocniej

zacisnął ręce na pięści Tariego, w której były zamknięte zioła.
- Nie

robię tego dla ciebie, tylko dla Cailith.
Po tych słowach wstał i

podszedł do mnie. Spojrzałam mu w oczy próbując wyczytać z nich jego

zamiary. Nie zdołałam, ale za chwilę miałam je poczuć. Lezard złapał mnie w

talii i podniósł na proste nogi, po czym przerzucił mnie przez ramię.
-

Co ty wyprawiasz?! - krzyknęłam wściekle i wyciągnęłam błagalnie ręce do

Tarimina. Chciał się podnieść, ale jęknął tylko z bólu i popatrzył na mnie

tak, jakby chciał powiedzieć żebym się nie martwiła, że odnajdzie mnie

gdziekolwiek bym była. To byłby błąd.
- Nie szukaj mnie, Tari.

Rozumiesz? Nie narażaj się! - krzyknęłam nim Lezard wybiegł z budynku.


Na zewnątrz czekał Wasuki z dwoma skradzionymi końmi. Lezard przerzucił

mnie przez siodło, a potem usiadł za mną i kopnął konia obcasami, by zmusić

go do biegu. Zaraz za nami jechał Wasuki.
- Na cholerę ci ta wiejska

dziewucha - usłyszałam jego głos.
- Zamknij się - warknął w odpowiedzi

Lezard.
Jechaliśmy tak przez trzy mile. Później zatrzymaliśmy się w

zagajniku świerków. Lezard zdjął mnie z siodła i pozwolił bym osunęła się z

jego ramion na śnieg. Wasuki też się zatrzymał, choć niechętnie. Siedziałam

na śniegu próbując złapać oddech. Całą drogę jechałam na brzuchu. Chciało mi

się wymiotować i miałam wrażenie, że wszystko w moim wnętrzu zmieniło swe

położenie. Wasuki stał chwilę patrząc na mnie, po czym wyciągnął nóż i

ruszył w moim kierunku. Lezard zastąpił mu drogę.
- Po co nam ona? -

spytał Wasuki z pogardą w głosie dla mojej osoby.
- Uratowała ci życie -

rzekł w odpowiedzi Lez.
- To zwykła ludzka suka
- Dzięki niej

żyjesz
- Bronisz jej? - spytał z obrzydzeniem, a potem dodał z

szelmowskim uśmiechem - A może się już z nią pieprzyłeś, co? Dobra jest?

Może i ja...
Nie dokończył. Lezard uderzył go pięścią w twarz, a gdy

tamten się przewrócił usiadł na nim okrakiem. Jedną rękę trzymał go za

szyję, drugą zaś chciał wymierzyć kolejny cios.
- Aż tak dobra? -

wyksztusił Wasuki nie zmieniając tonu.
Pięść Lezarda uniosła się

ostrzegawczo. Nie mogłam na to patrzeć. Podeszłam do nich i ujęłam dużą

silna pięść swoimi drobnymi dłońmi. Lez popatrzył na mnie ze zdziwieniem, po

czym oswobodził swego rodaka.
- Kolejny raz uratowała ci życie -

powiedział twardo.
- Nie potrzebuje pomocy od dziwki - odparł wrogo.



______________________________________________

ciąg dalszy

nastąpi... (hie hie, jeszcze troche was poterroryzuje
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'> )
Sir Momo Mumencjusz Mum
Całkiem ciekawe. Na tyle

ciekawe, że da się przeczytać całość. Ale jak mówił matoos - pisałaś lepsze.

iskra
Te, ludu, skończyć jush trzebaby było z

uwagami typu "pisałaś lepsze" (tak, Matoos i Momo, to do Was


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'>

). Mówiłam przecież, że to jest moje dawne dzieło (właściwie jest to

pierwsze opowiadanie na dłuższą metę, za które się w ogóle wzięłam


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'>

), telenowela z tego jak nie wiem co, fabuła dość nudna i bezbarwna,

wszystko skupia się raczej na Cailith i w ogóle... Ale niegdyś byłam z tego

opowiadania baaaaaardzo dumna
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'>

Zresztą może nadal jestem... Ale świadomość mam, że "ewoluowałam"

z kurzego jajka w nieopierzonego pisklaka
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'>

....

A zresztą, sama

przecież powiedziałam, że opowiadanko jest do bluzgania
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'> (ooo! powtarzam się


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/dry.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='dry.gif'> )

Sir Momo Mumencjusz Mum
No dobra ^^ Nie powiem już, że pisałaś lepsze (choć tak jest ;P ). Ale zamieszczaj dalej ^^ Na ff ostatnio mało się dzieje, więc warto by mieć coś do czytania ^^. A to opowiadanie nie jest złe, ale *nie powiem tego* ;P
Dirbaa
Piszesz ciekawie a fabula pod koniec sie rozkrecila wiec... kiedy ciag dalszy?? biggrin.gif
iskra
oke, macie końcówkę pierwszego rozdziału

i początek drugiego
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='smile.gif'>

Dirbaa, zdaje Ci się bo rośniesz


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/happy.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='happy.gif'>

___________________________________
r>
Tym razem nie zdołałam powstrzymać uderzenie. Wasuki upadł

nieprzytomny na śnieg.
Lezard jechał przodem, mając przed sobą

nieprzytomnego Wasukiego, przywiązanego rękoma do siodła. Ja jechałam na

jego koniu, trzymając się raczej z tyłu. Milczałam, ale w mojej głowie

toczyła się walka myśli. Dlaczego mam jechać z nim? Dlaczego nie wrócę? Mam

przecież konia. Wystarczy zawrócić. Nie musze nic mówić. Po prostu odjadę,

tak jak chciał odjechać ode mnie Lezard - bez zbędnych pożegnań. Zatrzymałam

konia. Zaraz potem zatrzymał się koń z dwoma chłopakami z wilczej rasy.


- Co teraz? - spytałam cicho, chociaż chciałam wykrzyczeć, że odjeżdżam,

zostawiam go, wracam do siebie.
- Pojedziesz ze mną - rzekł niemal

obojętnie.
- Dlaczego? Chcę wrócić.
- Nie wrócisz - powiedział

stanowczo, a gdy nic nie odrzekłam dodał - Powieszą cię za pomoc wilkom. Nie

chcę tego.
- Trzeba było o tym pomyśleć zanim wciągnąłeś mnie w tą

sprawę! - krzyknęłam.
- Nie chciałem tego, wierz mi - powiedział

cicho, przepraszająco.
- Nie chcesz, nie chciałeś? - rzuciłam ironicznie

- Ale zrobiłeś to! I nie obchodzą mnie twoje intencje!
Popatrzył

na mnie z wyrzutem, a ja skuliłam się w sobie z wyrzutów sumienia. Kłamałam.

Zależało mi na Lezardzie. Był... nadal jest moim przyjacielem i nic już tego

nie może zmienić. Za dobrze go znam. Lezard zsiadł z konia i podszedł do

mnie.
- Zejdź - powiedział cicho lecz rozkazująco. Przestraszyłam się.

Czyżby chciał mnie tu zostawić? Gdy zsiadłam objął mnie i powiedział:
-

Przepraszam. Nie powinienem cię w to wciągać. Wszystkiemu jestem winny ja i

postaram się to naprawić.
- Gdybym mogła cofnąć czas... - zaczęłam i

słowa ugrzęzły mi w gardle z przejęcia - Gdybym mogła cofnąć czas

pomogłabym ci jeszcze raz.
Poczułam jak jego ramiona zaciskają się

mocniej. Jeśli wilcza rasa właśnie tak okazuję radość...
- Zaraz mnie

połamiesz - wyksztusiłam.
Nic nie powiedział, tylko rozwarł ramiona,

popatrzył na mnie poczym wsadził mnie spowrotem na konia. Sam usiadł za mną

i okrył mnie swym płaszczem. Poprowadził konia tak by podszedł do Wasukiego

i złapał za uzdę jego konia. Spojrzał zwierzęciu w oczy i puścił. Ruszyliśmy

naprzód. Oglądnęłam się za siebie.
- Nie martw się, koń Wasukiego będzie

za nami podążał.
- Ale jak...
W odpowiedzi napotkałam spojrzenie

bursztynowych oczu.
- No tak - mruknęłam. Wiedziałam, że i tak niczego

się nie dowiem.
Poczułam naglę, że ta sytuacja mnie przerasta. Tak

właściwie to nic nie wiem o Lezardzie. Poznałam tylko jego wnętrze. Duszę,

którą chciałby mieć... Co ja opowiadam?! Przecież on ma duszę! A ja

traktuję go jak zwierze. Jestem niesprawiedliwa, ale... na bogów, Lezard

walczył jakby parał się w tym od kilku lat. Ja naprawdę nic o nim nie wiem.

Nie wiem kim jest, nie wiem skąd pochodzi i nie wiem... czy jestem z nim

bezpieczna. A jeśli nie jestem? Jeśli istnieje prawdopodobieństwo, że

zginę... Stracę... No właśnie, co bym straciła? Życie, które jest tylko

beznamiętnym istnieniem, graniem roli, którą przydzielił mi los... Nie mam

nic do stracenia. A może jednak... może kocham to udawane życie bez samej

siebie? Kocham je i nie chce nic zmieniać! Uświadomiwszy sobie to

wyrwałam wodze Lezardowi i zatrzymałam konia, po czym zeskoczyłam z niego i

pobiegłam w stronę, jak mi się zdawało, wioski. Biegłam jak szalona.

Szybowałam niczym wolny ptak. Ptak, który będzie wciąż śpiewał tą samą

pieśń... Co ja robię? Zwolniłam, a potem zatrzymałam się i usiadłam na

śniegu. Schowałam twarz w dłoniach i pozwoliłam, by łzy bezradności spływały

mi po policzkach. Nagle poczułam dłoń na ramieniu.
- Zostaw mnie,

Lezardzie - wyszeptałam - Nie jestem ci do niczego potrzebna... Nie ma mnie,

nie istnieję, nie potrafię zdecydować... Wciąż będę uciekać przed własnymi

pragnieniami, bo nie umiem ich pogodzić...
- Przepraszam za wywrócenie

twojego życia do góry nogami. Gdybym wiedział, że tak to się skończy nigdy

bym nawet na ciebie nie spojrzał - powiedział obojętnie jakby nie chciał

okazywać uczuć.
Nie skomentowałam tego. Czułam, że nie ma potrzeby. Cisza

przeciągała się. Zaczął padać śnieg. Puszysty i bielutki tak jak miał zawsze

w zwyczaju o tej porze roku.
- Będziemy w pobliżu - powiedział i odszedł.


Zostałam sama. Lezardzie, czyżbyś znał mnie na tyle dobrze, że nie boisz

się zostawić mnie samą?


2


Zostałam sama.
- Jestem

bezużyteczna. Trwam tylko, nikomu niepotrzebna. - mówiłam sama do siebie -

Może tu zostanę i poczekam, aż śnieg i zimno zgaszą moją iskrę życia?

Dlaczego wszystko musi być tak skomplikowane?
Zostałam. Po kilkunastu

minutach zaczęło mi się robić zimno. Nigdy jeszcze nie czułam się tak

okropnie. Chciało mi się wymiotować z zimna i w głowie zaczęło mi się

kręcić. Oparłam się dłońmi o śnieg. Nie miałam sił utrzymać pozycji

siedzącej. Nie miałam sił już na nic...
- Cai, skończ ta uparta i

bezowocną próbę zamarznięcia - usłyszałam za sobą rozbawiony głos Lezarda.


Siedział za mną przez cały ten czas, a ja o tym nie wiedziałam!

Bałam się obrócić. Nie chciałam widzieć jego poirytowanej moją głupota

twarzy.
- Idziesz? - usłyszałam jego ponaglający głos.
- Ja... Ja nie

wiem.
Poczułam nagle jak Lezard łapie mnie za ramie i podrywa w

górę.
- Przestań się nad sobą użalać. Gdybyś była nic nie warta

zostawiłbym cię na pastwę losu, nie oglądając się za siebie.
- Więc jaka

mam dla ciebie wartość? - pochyliłam głowę.
- Rozrodczą -

warknął
Poderwałam głowę do góry i... napotkałam parę roześmianych

bursztynowych oczu.
- Wybacz - uśmiechnął się - Zadajesz takie niemądre

pytania. To jest irytujące. Nawet jak dla mnie.
Pociągnął mnie

delikatnie za płaszcz i ponaglił zachęcającym: "Chodź". Ruszyłam

za nim ze spuszczoną głową.
- Gdzie się podziała twoja chęć życia? -

rzucił z uśmiechem, ale po chwili spoważniał i dodał - Wiem, że to przeze

mnie i przez moje pochodzenie. Nie tłumacz się - powiedział gdy chciałam mu

przerwać - Ja to wiem. Gdyby nie ja żyłabyś sobie spokojnie w swojej wiosce

przez nikogo nie niepokojona. A tak jesteś skazana na tułaczkę i

niebezpieczeństwa. Mógłbym cię odstawić do wioski, bo jest tylko nikła

szansa, że o coś by cię oskarżyli, ale... Wybacz mi. Nie mogę się z tobą

rozstać. Wiem, że to egoistyczne, ale jesteś moim jedynym przyjacielem.

Potrzebuje cię.
Nie odpowiedziałam. Zaskoczyły mnie jego słowa, choć

wiedziałam, że te trzy miesiące sprawiły, że potrzebujemy się nawzajem.

Pomyślałam o swojej rodzinie. Mamie, tacie i Tesu. Oni przecież tez mnie

potrzebują... Dlaczego życie musi być takie skomplikowane?!
- Co, już

po bzykaniu? - usłyszałam kpiący głos Wasukiego. Najwyraźniej zdążył się

ocknąć, kiedy nie było Lezarda i mnie - Lez, odwiąż mnie.
Lezard nie

zareagował tylko zaczął rozpalać ognisko. Popatrzyłam na niego, a potem na

Wasukiego.
- Lezardzie, a może by jednak...
- Nie - przerwał mi,

niczego nie tłumacząc.
- Ale...
- Nie - powtórzył i dodał po chwili -

Pójdę coś upolować. Pilnuj się.
Zniknął za gęstwiną drzew. Nie bardzo

wiedziałam do kogo były skierowane jego ostatnie słowa. Zresztą nie bardzo

mnie to interesowało. Siedziałam przy ognisku, dorzucając co chwila drew do

ognia. Wasuki uparcie milczał. Spojrzałam na niego. Był skulony. Może jest

mu zimno? Wbrew zdrowemu rozsądkowi podeszłam do niego i zaczęłam

rozwiązywać sznur. Wasuki popatrzył na mnie jak kot, który zaraz miał pożreć

kanarka. Udałam, że tego nie widzę i kontynuowałam rozwiązywanie. Gdy się

już uporałam z węzłem Wasuki zeskoczył z konia i objął mnie przyciskając do

siebie. Przestraszyłam się, a w głowie krążyło mi tylko jedno pragnienie:

"Lezardzie, wróć jak najszybciej". On natomiast uśmiechnął się

drapieżnie i przybliżył swą twarz bardzo blisko mojej.
- Nie bój się.

Nie jestem potworem - uśmiechnął się szeroko i szczerze. Poczym wypuścił

mnie z ramion i usiadł przy ognisku krzyżując nogi - Poza tym Lez by mnie

obdarł żywcem ze skóry, gdybym coś ci zrobił.
Stałam jak wryta. Nie

przypuszczałam, że Wasuki jest zdolny do tak "szlachetnego" czynu,

jakim jest niezrobienie krzywdy

człowiekowi.

__________________________________________

Zaraz

wyjdzie na to, że miałam jakieś schizy jak "toto" pisałam


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'>


border='0' align='center' width='95%' cellpadding='3'

cellspacing='1'>
QUOTE

id='QUOTE'>- Zejdź - powiedział cicho lecz rozkazująco.

Przestraszyłam się. Czyżby chciał mnie tu zostawić? Gdy zsiadłam objął mnie

i powiedział:
- Przepraszam. Nie powinienem cię w to wciągać. Wszystkiemu

jestem winny ja i postaram się to naprawić.
- Gdybym mogła cofnąć czas...

- zaczęłam i słowa ugrzęzły  mi w gardle z przejęcia - Gdybym mogła

cofnąć czas pomogłabym ci jeszcze raz.
Poczułam jak jego ramiona

zaciskają się mocniej. Jeśli wilcza rasa właśnie tak okazuję radość...
-

Zaraz mnie połamiesz -

wyksztusiłam.

class='postcolor'>

O ja nie moge, myslałam, że się

poszczam ze śmiechu jak to przeczytałam
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'>
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'>
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'> hie hie hie żenda
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/happy.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='happy.gif'>
Sir Momo Mumencjusz Mum
No ej! Jak ja mam pisać

komentarze jak nie mogę pisać tego co chce? ;P

hie hie hie fajne ^^

Super, pisz dalej ;P
Dirbaa
Iskra: Rosnę
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'> ale naprawde jest to dobre opowiadanie


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/laugh.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='laugh.gif'>


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/laugh.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='laugh.gif'>

Bedzie ciąg dalszy??
iskra
"Magia" dialogu


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'>

Dibraa, wklejam to specjalnie dla

Ciebie
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='wink.gif'>

-----------------------------

<

br>- Chodź, usiądź przy ognisku, bo zamarzniesz - powiedział życzliwie, a

gdy się nie poruszyłam dodał - Chodź, przecież cię nie ugryzę.
- Nie

byłabym tego taka pewna - powiedziałam i usiadłam po przeciwnej stronie

ogniska.
- Chyba nie wzięłaś sobie do serca faktu, że chciałem ci

poderżnąć gardło - zaśmiał się.
- Nie, wcale - warknęłam. Jego słowa

zaczęły mnie irytować - To naprawdę nic, że chciałeś mnie zabić. Zupełnie

nic.
- Skąd tyle ironii w twoim głosie? Przecież nic ci już nie grozi -

nie przestawał się uśmiechać.
- A jaką mam niby pewność, że nie zetniesz

mi głowy w stosownym dla ciebie momencie?
- Lezard cię szanuje i ceni -

powiedział poważnie i wzruszył ramionami - A skoro mój brat cię szanuje i

ceni, to ja też. Tego wymaga prawo wilków.
- Jesteście... braćmi? -

otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia.
- Faktem jest, że mamy całkowicie

odmienne charaktery, ale wizualnie jesteśmy do siebie bardzo podobni. Nie

zauważyłaś tego?
- Zauważyłam, ale myślałam, że wszyscy z wilczej rasy

tacy są.
W odpowiedzi Wasuki zaśmiał się dźwięcznie. Zupełnie jak Lezard.

Nie miałam ochoty na rozmowę, więc nie skomentowałam tego. Nie byłam też na

siłę zagadywana, za co zresztą byłam wdzięczna. Po godzinie nadal

siedzieliśmy tylko we dwoje nic nie mówiąc.
- Lezarda nadal nie ma -

rzuciłam w przestrzeń.
- On tak zawsze. Mógłby wrócić po piętnastu

minutach, ale jak zwykle szuka najsłabszego okazy, który i tak by zdechł z

głodu lub zimna - patrzył na mnie przez chwilę w skupieniu, poczym dodał -

Jeśli chcesz mogę po niego pójść.
- Nie - rzekłam, może zbyt szybko, bo

Wasuki uśmiechnął się szelmowsko, ale bałam się zostać sama.
- A więc

jednak potrzebujesz mojej obecności. Może jednak przysiądziesz się do mnie.

Ja też chętnie poczułbym twoją bliskość...
- Przestań! -

zdenerwowałam się - Denerwujesz mnie te twoje podteksty!
- Jakie

podteksty? - roześmiał się - To są jawne propozycje.
- Na jedno wychodzi.

Skończ z tym!
- Przyzwyczajaj się. Wilki maja w zwyczaju wyrażać

bardziej dosadnie takie propozycje.
- Grozisz mi?
- Nie. Ja cię

ostrzegam... przed innymi.
- A ciebie mam się już nie bać, tak?
-

Twoja wola - rozszerzył wilcze usta w uśmiechu. Potem spoważniał trochę,

dorzucił patyków do ognia i opatulił się szczelniej płaszczem. Uczyniłam to

samo.
- Zimno ci? - spytał, a gdy nie odpowiedziałam wstał. Podszedł do

mnie i usiadł bardzo blisko otulając mnie swym płaszczem.
- Nie prosiłam

cię o to.
- Wiem - odrzekł poważnie.
Zrobiło mi się ciepło i, wbrew

samej sobie, byłam wdzięczna Wasukiemu za ten gest. Przynajmniej wiem, ze

nie chce żebym zamarzła. Nagle usłyszałam ciepły głos Lezarda.
- Masz

szczęście, Wasuki. Nawet nie wiesz jak wielkie.
Ucieszyłam się na widok

przyjaciela. Poderwałam się, podbiegłam do niego i rzuciłam mu się na

szyję.
- W moim przypadku żeby się do niej zbliżyć potrzebny był mróz

wraz z głodem - uśmiechnął się lekko Wasuki.
- Jak bardzo próbowałeś się

do niej zbliżyć? - spytał Lezard odsuwając mnie od siebie. Jego głos brzmiał

spokojnie i przyjaźnie, ale mimo to wyczułam w nim nutkę groźby.
- Nie aż

tak - wyjaśnił krótko jego brat.
Lez uśmiechnął się lekko i pokazał

kolację - białego królika - na co Wasuki zareagował śmiechem i stwierdził,

że Lez musi być do niczego, skoro poświęcił tyle czasu na złapanie

królika.
- Dobra, Lez, daj mi tą kolację, żebym mógł z niej zrobić coś

znośnego - rzekł gdy już przestał się śmiać - Obiecuję, że dam ci króliczą

łapkę na szczęście.
- Masz dobry humor - stwierdził podejrzliwie Lezard -

Jak nigdy.
- To z powodu Cailith - uśmiechnął się Wasuki.
- Zrobił ci

coś? - Lezard szybko zwrócił się ku mnie i nim odpowiedziałam popatrzył

wrogo na brata - Jeśli...
- Nie - przerwał mu poważnie - Nie dobierałem

się do niej i ona wie dlaczego, a ty powinieneś mi zaufać... choć przez

chwile.
- Nie po tym co zrobiłeś. Nie po tym jak nas naraziłeś i nie po

tym co mówiłeś o Cailith, bo wiem, że nie masz w zwyczaju rzucać słów na

wiatr - wyliczył lodowato Lezard.
Nie miałam pojęcia co oznaczają te

oskarżenia o zrobienie czegoś i narażenia kogoś. Tak właściwie to nawet nie

miałam ochoty się tego dowiadywać. Nie chciałam wplątywać się w tą całą

sytuacje jeszcze bardziej. Wasuki i Lezard patrzyli sobie w oczy,

rozgrywając jakąś prywatną walkę. Nagle Wasuki rzucił się na brata. Wstałam

przestraszona. Słyszałam tylko powarkiwania i widziałam obnażone kły. Na

bogów! Dlaczego oni walczą? Zamknęłam oczy i zatkałam uszy dłońmi. Nie

chciałam nic słyszeć, ani widzieć. Po kilu chwilach odetkałam uszy, nie

otwierając oczu, ale nadal nic nie słyszałam. Otworzyłam powoli oczy. Lezard

leżał na Wasukim i szczerzył kły, po czym wstał i otrzepał się ze śniegu. To

samo uczynił Wasuki. Lez bez słowa rzucił bratu królika.
- Nigdy się nie

poddasz - stwierdził, nie zapytał, z uśmiechem.
- Nigdy - przyznał

Wasuki.
Znów nie wiedziałam o co poszło i co miała znaczyć ta

demonstracja sił. Dopiero wtedy do mnie dotarło, że nie znam obyczajów

wilczej rasy, nie znam ich zachować i nie wiem jaka mają hierarchię, bo

pewnie jakąś mają.
- Cailith zadaje zabawne pytania. To dlatego - rzekł

Wasuki i wiedziałam, że to wyjaśnienia dla Lezarda.
- Usiądź przy ogniu,

Cai - powiedział Lez. Nie skomentował tłumaczeń brata, ale najwyraźniej je

przyjął.
Uczyniłam to, a oni zaczęli przyrządzać królika. Zapatrzyłam się

w ogień i poczułam się jak opętana. Odczuwałam nieodparta potrzebę bycia

przy ogniu.
- Cailith, czy coś się stało? - usłyszałam, jak za mgłą,

głos Wasukiego.
- Jesteś jak ogień, czarny bracie - powiedziałam, choć

nie jako ja - Silnym i fascynującym. Podsycony nienawiścią i uprzedzeniami

stajesz się niebezpieczna bestią, która strawi świat. Jednak płonąc

spokojnym, umiarkowanym ogniem jesteś upragnionym ciepłem i spokojem. Ale

zgaśniesz i pozostaniesz tylko tlącym się popiołem, który się rozwieje lub

też odrodzisz się jak feniks z popiołów... jeśli tylko pojawi się iskra

życia.
Poczułam ogień w swym ciele. Trawił mnie od środka, a ja nie

mogłam krzyczeć, choć bardzo tego chciałam. "Nie możesz już

wrócić" słyszałam w mojej głowie, ale myśl ta nie pochodziła ode mnie.

"Coś się kończy...Coś się zaczyna. Taka jest kolej rzeczy... Ty jesteś

końcem i początkiem... Upragnioną niewiastą czarnego brata...".

Otworzyłam gwałtownie oczy. Leżałam na śniegu, a Lezard podtrzymywał mi

głowę. Odepchnęłam go.
- Kim jesteś!?! - krzyknęłam, gdy już

mogłam wydobyć z siebie głos.
- "Jestem..." - w głowie

rozbrzmiał mi nieprzyjemny chichot - " Do zobaczenia. Czekam na ciebie.

Dotrzyj do mnie.W przeciwnym razie... strawie cię jak ogień trawi słabe,

zmęczone konary..."
- Nie! - pisnęłam ze strachu, bo pierwszy

raz spotkałam mnie taka sytuacja. Zaczęłam zasypywać ognisko śniegiem. Na

szczęście Lezard powstrzymała mnie zanim zdążyłam je zgasić.
- Cai... -

zaczął, ale nie dokończył. Wyrywałam się z jego uścisku, kopałam i

drapałam.
- Cailith, uspokój się! - krzyknął nagle i rzucił mnie na

śnieg.
Popatrzyłam na niego jak zaatakowana, spłoszona sarna. Wasuki

podszedł do mnie. Chciał pomóc mi wstać, ale odtrąciłam jego dłoń i wstałam

sama. Powoli budził się we mnie gniew.
- Nie mogę wrócić, tak? -

krzyknęłam w przestrzeń - To patrz.
Podciągnęłam spódnice do kolan i

dumnie ruszyłam w kierunku koni, nie zważając na zdziwione spojrzenie

Wasukiego i obojętne Lezarda. Wsiadłam na czarnego wierzchowca.
- Nie

rozumiesz - powiedział do mnie Lez.
- Masz rację. Nie rozumem -

odpowiedziałam i poderwałam konia do galopu.
- Chyba nie pozwolisz jej

odjechać!? - usłyszałam za sobą wykrzyczane pytanie

Wasukiego.
Pognałam przed siebie. O co tu chodzi? Myślałam, że Lezard to

delikatny i rozsądny facet. Natomiast Wasukiego traktowałam, i zresztą nadal

traktuję, jak potencjalnego mordercę mojej osoby, a to właśnie on chciał

mnie zatrzymać. Nie rozumiem tego.
- "I nie musisz" - znów ten

głos. Zatrzymałam się.
- Kim jesteś?
- "Jestem głosem

przeznaczenia"
- Pieprzysz - rzuciłam gniewnie.
- "Ty to

powiedziałaś"
- Dlaczego siedzisz w mojej głowie? Zostaw mnie.
-

"He, he. Nie siedzę w twojej głowie. Jestem materialna istotą oddaloną

od ciebie tysiące mil. Słyszysz ,mnie dzięki magii. Pomagam ci. Odrzucasz

moja pomoc?"
- Nie prosiłam cię o pomoc.
- "Ale ja ci jej

udzielam. Zapłatę odbiorę później"
- Nie zgadzam się.
-

"Wróć do wilków"
- Nie.
- "Wracaj do nich! Nie

pozwolę by moje plany legły w gruzach tylko dlatego, że jesteś kapryśną

smarkulą"
- Nie masz mi nic do zaoferowania - wzruszyłam ramionami.

To powinno go zbić z tropu.
- "Jeśli mi pomożesz ocalisz... możesz

ocalić wielu niewinnych ludzi...w tym siebie"
- Jeśli będę żyła tak

jak chcą tego inni nic mnie nie uratuję. Będę martwą duszą w pustym

ciele.
- "Więc pomyśl o innych. Pomyśl o Lezardzie..."
- Kim

ty jesteś?
- "Niedługo się spotkamy, Cailith."
Głos umilkł,

a ja nadal nie podrywałam konia do galopu. Co robić?, myślałam. Dlaczego to

właśnie mi muszą się przydarzać takie durnowate rzeczy?! Dlaczego jestem

taka głupia? Czas zacząć zachowywać się odpowiedzialnie, a nie jak

przestraszona mała dziewczynka. Zawróciłam. Przecież niedorzecznością byłoby

zostawić Lezarda z powodu jego chwilowej agresji. Jest moim przyjacielem,

gdybym go opuściła, mimo jego prośby, nigdy bym sobie tego nie wybaczyła.


Nadine
Podobało mi się. Interesujący początek.

Narracja pierwszoosobowa nie jest w moim typie,ale tutaj kompletnie nie

przeszkadza. Stworzyłaś ciekawych bohaterów. Każdy z nich ma duszę, że tak

powiem (no może poza Tarim
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'>

)
Nie zauwazyłam błędów stylisistycznych, czasami zapominasz m na końcu,

ale tak poza tym od strony ortograficznej i interpunkcyjnej opowiadanie

wyglada w porządku.
Dirbaa
Dziękuję, i po raz kolejny mam nadzieję na ciąg dalszy cheess.gif . Musisz tylko dodać trochę więcej opisów i będzie spoxo tongue.gif
Megan
Interesujące. Na początku wydawało mi się trochę nudne, ale potem akcja nabrała rozpędu.
nienor_malna
Iskro droga nie trzymaj ludzi w niepewności i dodawaj szybciej kolejne części bo się biedni zamyśłą na śmierć.... ah i obiecałaś napisać dalszy ciąg do wilczej rasy jak Ci idzie?? mam nadzieję że dobrze bo nie mogę się doczekać co będzie dalej smile.gif[FONT=Arial]
iskra
Hieny, kolejna porcja padliny tongue.gif

_______________________________


Na miejscu czekał na mnie upieczony królik. Lezard nie jadł. Twarz miał schowana w dłoniach. Widać było, że coś go dręczy. Gdy mnie usłyszał spojrzał na mnie i zobaczyłam w jego oczach ulgę. Wasuki uśmiechnął się szeroko i nie bez złośliwości.
- Coś w tym musi być, braciszku, że tak ją dobrze znasz. Skąd wiedziałeś, że wróci?
- Nie wiedziałem - odparł poważnie i podszedł do mnie, by pomóc mi zejść z konia. To nie było potrzebne, ale miłe.
Usiadłam przy ognisku i zjadłam kawałek królika. Był bardzo smaczny. Następnie wytłumaczyłam moim towarzyszom dlaczego zachowałam się tak dziwnie. Oczywiście wspomniałam o rozmowie z tajemniczym głosem.
- Zapomnij o nim - rzekł Lezard - To mogły być tylko urojenia wywołane głodem, zimnem i wyczerpaniem organizmu.
- Mogły być, ale nie były - Popatrzyłam na niego z wyrzutem.
Ziewnęłam. Byłam zmęczona dzisiejszym dniem. Lezard zauważył to. Usiadł obok mnie i pozwolił bym oparła się o jego ramię i okrył mnie częścią swego płaszcza. Niemal natychmiast osunęłam się w "półsen", ale nie mogłam zasnąć całkowicie. Słyszałam jak Wasuki dorzuca drewno do ognia. On i jego brat milczeli. Już prawie osunęłam się w głęboki sen, gdy usłyszałam słowa Wasukiego.
- Co teraz? - spytał.
- W jakim sensie?
- No, co zrobimy z Cailith?
- Nic. Pojedzie ze mną.
- Durniu. Ona jest delikatna dziewczyną. Wiesz jakie jest nasze zadanie. Niepotrzebnie narazisz ją na niebezpieczeństwo. Ona nie jest przyzwyczajona do życia jakie prowadzisz, jeśli w ogóle jest w stanie je znieść. Widziałeś wyraz jej twarzy podczas rzezi jaką urządziłem w jej wiosce? Widziałeś te przerażone oczy?
- Ta rzeź nie była potrzebna.
- Daj spokój - zirytował się Wasuki - Kilku wrogów mniej... Ale chcę porozmawiać o Cailith.
- Dlaczego się tak o nią troszczysz?
- Bo jest dla ciebie kimś ważnym. Wiem... Czuję, że jeśli coś jej się stanie... cóż, możesz zrobić jakieś głupstwo.
- Wasuki, robisz się podejrzany martwiąc się o mnie.
- Lez, wiem, że tego nie okazuję, że jestem narwany, a moja odwaga graniczy z głupotą, ale szanuję cię braciszku. Nie zgadzam się z tobą w wielu rzeczach, czasem mam ochotę wyrwać ci wątrobę i wtłoczyć ci ja spowrotem przez gardło, ale naprawdę cię szanuję.
- Cóż za wyznanie. Jestem pod wrażeniem - zaśmiał się szczerze Lezard - Mogę jeszcze rzec, że tez cię szanuję przyjacielu, ale jak jeszcze raz zignorujesz moje rozkazy to cię powieszę.
- Zapamiętam to - Wasuki tez się roześmiał i po chwili dodał - Powiedz szczerze. Ile tak naprawdę znaczy dla ciebie Cailith?
- Dużo i z każdą chwilą wciąż więcej.
- Ona cię zgubi. Wiesz o tym - stwierdził, nie zapytał.
- Może, ale nie musi.
- Lezardzie, jeśli oni będą chcieli wykorzystać Cailith jako przynętę, zakładniczkę lub cos w tym stylu nie zawaham się pozbawić jej życia, mimo, że ją cenisz.
- Nie zrobisz tego. Nie pozwolę na to.
- Pozwolisz. Jeśli zrozumiesz powagę sytuacji pozwolisz.
- Łudź się... - mruknął Lez wrogo.
- Nie zawaham się - powtórzył Wasuki twardo - Ona jest mniej warta od ciebie. Zapamiętaj to.
Lezard nie odpowiedział. Poczułam jak opiera swoją głowę o moją. Mimo słów Wasukiego poczułam się bezpiecznie w towarzystwie tych dwóch osobliwych wilków. Po chwili przyszedł sen.
Rano obudziłam się słaba i skostniała. Cud, że nie zamarzłam. Po lekkim posiłku składającym się z resztek wczorajszego królika, ruszyliśmy w drogę. Gdzie? Nie miałam pojęcia, ale chciałam się dowiedzieć.
- Dokąd jedziemy? - spytałam Lezarda, który siedział za mną.
- Do przyjaciela - odparł krótko.
- Do Reydena - poprawił Wasuki
- Czyli gdzie jedziemy? - dopytywałam się.
Bracia milczeli tak, jakby się zmówili. Wszystko przede mną ukrywają. To staje się irytujące.
Wieczorem dotarliśmy do chaty Reydena. Byłam bardzo zmęczona. Lezard nie pozwolił na ani jeden postój, powtarzając wciąż, że nie mamy czasu. Wnętrze budynku było bardzo przytulne. Na środku stał duży drewniany stół. W kominku płonął ogień, co sprawiło, że poczułam się jak w domu. Pod ściana były ułożone skóry zwierząt. Przy stole siedział przedstawiciel wilczej rasy. Jego sierść nie była ciemna, tak jak Lezarda i Wasukiego. Miała kolor brązowo-rudy. Jego włosy były krótkie.
- Witam - gospodarz wstał i rozłożył ręce w zapraszającym geście - Siadajcie. Pewnie jesteście zmęczeni.
- My nie, aż tak, ale Cailith przydałby się odpoczynek - wtrącił Wasuki.
Reyden dopiero wtedy zwrócił na mnie uwagę. Przyjrzał mi się uważnie. Poczułam się niezręcznie pod jego spojrzeniem. Wydawało mi się, że bada moją duszę, moje myśli...
- Przestań - szepnęłam mimowolnie.
- Wybacz - uśmiechnął się przyjaźnie - Nie mogę się powstrzymać od ocenienia nowo poznanych osób.
- Reyden jest magiem - powiedział Lez i usiadł przy stole - Właśnie ocenił twoja lojalność w stosunku do przyjaciół, prawdomówność i odwagę.
- Za pomocą magii? - spytałam i usiadłam obok Lezarda. Przytaknął mi.
Nagle usłyszałam kroki. Mała osóbka z blond włosami zbiegła ze schodów. Stanęła na ich końcu. To była wilcza dziewczyna. Jej sierść była bardzo jasna, prawie biała. Oczy miała szare. Była bardzo ładna, nawet ja to mogę powiedzieć. Wodziła po pokoju wzrokiem, jakby kogoś szukała. Znalazła. Ruszyła szybko w stronę Wasukiego i rzuciła mu się na szyje z radosnym uśmiechem. Wszystko to trwało zaledwie kilka chwil.
- Już myślałam, że nie przyjedziesz - zaśmiała się dziewczyna.
- No co ty, Stu? Wątpiłaś we mnie? - Wasuki obdarzył ją namiętnym pocałunkiem - Dla ciebie wszystko.
Patrzyłam na to jak zahipnotyzowana. Ta śliczna dziewczyna jest zauroczona tym wulgarnym kobieciarzem? Czy oni są parą? Jeśli tak, to współczuje jej.
Abaska
Uff... Wczoraj w nocy siedzialam i

czytalam
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/happy.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='happy.gif'>

Swietne!! S-W-I-E-T-N-E!! Ale jakos nie wyobrazam sobie

wilka jako kasanowy
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'> Moze za wilkowato sobie go wyobrazam? O_o

nie wiem, w kazdym razie wiem jedno: czekam na next parta
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'>

Wiesz, zrobilas sobie u mnie niezla

reklame
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'> Ide czytac Gryfa z tego wszystkiego chyba


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'>
iskra
kociaczki, tas taś, padlina! nowa dostawa tongue.gif wink.gif

- Lezardzie, może przedstawiłbyś nas swojej nowej przyjaciółce? - rzekł Reyden, psując tym samym romantyczne powitanie Wasukiego.
- Oczywiście. Cailith to jest Reyden, bardzo przydatny mag, choć niezbyt umiejętny - Reyden uderzył lekko Lezarda w głowę, po przyjacielski, na co wszyscy, prócz mnie, się zaśmiali - A to jest Stu, jego córka, ulubienica Wasukiego.
- Widzę - mruknęłam.
- Cailith, chyba mi nie powiesz, że jesteś o mnie zazdrosna - Wasuki uśmiechnął się szelmowsko. Nadal obejmował Stu w pasie - Miałaś swoją szansę, której, ku mojemu rozczarowaniu, nie wykorzystałaś.
Popatrzyłam na niego ze złością. Nic nie mówiłam z obawy, że kogoś mogę urazić lub skrzywdzić. Przecież nie chodziło mi to żeby pokazać zazdrość, tylko oburzenie. A ta Stu nawet się nie skrzywiła na słowa Wasukiego. Nadal się uśmiechała. Co to w ogóle są za zwyczaje?!
- Miło cię poznać, Cailith - powiedziała do mnie przyjaźnie.
- Dobrze, szkoda czasu. Wasuki, Lezardzie miło by było gdybyście zdali mi raport - Reyden przeszedł do rzeczy.
- Wolałbym żeby Cai opuściła najpierw ten pokój -rzekł zimno Lez.
- Słucham? - popatrzyłam na niego ze zdziwieniem, a on nawet nie raczył mi odpowiedzieć.
- Choć, Cailith - Stu pociągnęła mnie za rękaw sukienki - To męskie sprawy. Nic tu po nas.
Wstałam i podążyłam za Stu. Mogłam się oczywiście kłócić z Lezardem, oskarżyć go o nieufność i zaprotestować, ale po co? I tak nic bym nie osiągnęła. Stu zaprowadziła mnie do swojego pokoju. Usiadłyśmy na łóżku.
- Nie jesteś chyba zadowolona z mojego związku z Wasukim - rzekła od razu.
- Nie, to nie tak - zaczęłam się tłumaczyć.
- Więc jak?
Jej pytania nie były wrogie. Co mnie zresztą zdziwiło.
- Po prostu spędziłam z nim dwa dni i nie wydaje mi się żeby był odpowiedni do jakiegokolwiek związku.
- Mam nadzieję, że nie zaciągnął cię siłą do łóżka - przestraszyła się.
- Chcesz powiedzieć, że jeśli spałabym z nim z własnej woli nie miałabyś nic przeciwko? - otworzyłam szerzej oczy ze zdumienia.
- Cailith, ja wiem jaki jest Wasuki. Ma słabość do ślicznotek - powiedziała poważnie, bez żalu - Wiem też, że to ja jestem dla niego jedyną. Wiem, że będzie do mnie wracał za każdym razem. Wiem, że zawsze będzie mnie kochał tak samo. A że chodzi z innymi do łóżka... cóż, jest mężczyzną. Nie mogę mu tego zabronić.
Przyjrzałam jej się uważnie.
- Stu, ile ty masz lat?
- Liczę sobie 17 wiosen. Dlaczego pytasz?
- Jesteś ode mnie rok starsza, a mówisz jak dojrzała kobieta.
- "Uznam to za komplement" - rozbrzmiało nagle w mojej głowie. To był tamten głos.
Złapałam się za głowę i zacisnęłam mocno powieki. Wynoś się, myślałam gorączkowo.
- Cailith - uśmiechnęła się Stu, jej głos brzmiał zupełnie jak... - To Ja jestem tym głosem - Wystawiła mi czubek języka. Ciekawe co oznacza ten gest w wilczej mowie?
- Jak to "to ty"?
- To ja byłam tym głosem. Chciałam po prostu, byś została z Lezardem.
- Ale dlaczego?
- Jesteś jego jedyną przyjaciółką, a przyjaźń jest mu teraz bardzo potrzebna.
- A ta gadka o końcu, o początku, o jakimś planie, groźba o spaleniu?
- Musiałam coś wymyślić żeby zmusiło cię do pozostania - przechyliła figlarnie głowę - Przepraszam jeśli cię tym uraziłam.
- Nie - zaprzeczyłam - Ach, było minęło. I tak nie miałabym dokąd pójść... - wzruszyłam ramionami. Tak naprawdę gniewałam się na Stu, ale nie chciałam tego okazywać. I tak niczego by to nie zmieniło.
- Podejrzewam, że Lez niewiele ci powiedział o swojej... hm, pracy - zmieniła temat Stu.
- Tak właściwie to nic mi nie powiedział - wyznałam.
- Można się było tego spodziewać - mruknęła Stu, ale zaraz potem uśmiechnęła się i dodała - Ale zaraz to naprawię.
- Zamieniam się w słuch.
Usiadłam wygodniej na łóżku. Czułam, że ja i Stu już jesteśmy przyjaciółkami. Ta mała osóbka ma wiele optymizmu w sobie i jest naprawdę sympatyczna.
- Lez jest generałem w Wilczej Armii - zaczęła opowiadać - To znaczy teoretycznie jest generałem. W praktyce wygląda to nieco inaczej, gdyż Lez pełni raczej funkcję szpiega i, co tu kryć, najemnika. Jest bardzo lojalny w stosunku do królowej, ale swoje zadania wykonuje zawsze tak, by nikomu postronnemu nie stała się krzywda. Lez kręcił się przy twoim mieście, gdyż miał zdobyć informacje o planach waszej armii.
- Podczas tych trzech miesięcy znajomości z Lezardem nawet by mi na myśl nie przyszło, że może być kimś... takim.
- Bo ty poznałaś prawdziwego Lezarda - uśmiechnęła się Stu, a ja popatrzyłam na nią ze zdziwieniem.
- Lez jest osobą, która nie lubi odsłaniać swej rzeczywistej natury. Ma dwa oblicza. Jedno to Lez, a drugie to generał Lezard. Ty poznałaś Leza... ale od wczoraj zaczęłaś poznawać generała Lezarda.
- Ale nawet po ostatnich wydarzeniach nie powiedziałabym, że Lez jest generałem. Wydawało mi się raczej, że stał się bardziej chłodny i, że się tak wyrażę, drętwy - rzekłam zamyślona.
- To dlatego, że Lez nie potrafi grać generała w twojej obecności. Zbyt wiele swej duszy odkrył przed tobą.
Nie skomentowałam tego. Skrzyżowałam ręce nad głową i położyłam się na łóżku. Czułam się odprężona, spokojna, bezpieczna... Dlaczego? Przecież nie miałam ku temu powodów. Nigdy się tego nie dowiem.
- Stu, jeśli istniałaby taka możliwość chciałabym się wykapać.
- Oczywiście. Poczekaj tutaj, a ja wszystko przygotuję.
- Dziękuję - powiedziałam zanim wilcza dziewczyna wyszła z pokoju.
Przeciągnęłam się. Tak, kąpiel bardzo mi się przyda. Zamknęłam oczy. Cóż za przewrotny los, pomyślałam. W ciągu ostatnich dni moje życie zmieniło się tak bardzo... Przyjęłam to stwierdzenie spokojnie, bez żalu, tak jakbym tej zmiany oczekiwała... Poczułam jak burczy mi w brzuchu. Postanowiłam zejść na dół i poszukać kuchni. Dlaczego nikt nie pomyślał, że mogę być głodna?, uśmiechnęłam się do siebie, bo bynajmniej nie byłam z tego powodu zła. Wyszłam z pokoju i zanim zeszłam ze schodów do moich uszów dotarły słowa:
- ... zabrać ze sobą! - krzyknął Lezard.
- Zastanów się chwilę co ta dziewczyna będzie czuła - cichy głos Reydena był wzburzony.
- Nie obchodzą mnie jej uczucia, tylko bezpieczeństwo!
- Posłuchaj siebie. O czym ty w ogóle mówisz? Jesteście podobno przyjaciółmi.
- Jesteśmy i dlatego pojadę bez niej!
- Nie możesz tak po prostu odjechać. Musisz najpierw poinformować ją o tym, wytłumaczyć dlaczego postępujesz tak, a nie inaczej i zapewnić ją, że wrócisz.
- Nie wiem czy wrócę - rzekł łagodnie Lez - Jeśli zginę powrót będzie raczej niemożliwy.
- Tym bardziej powinieneś z nią porozmawiać.
Usłyszałam ostrzegawcze warknięcie Lezarda, a zaraz potem dźwięk zatrzaskiwanych drzwi. Odechciało mi się czegokolwiek. Poszukałam Stu, podziękowałam jej za przygotowanie dla mnie kąpieli i zanurzyłam się w ciepłej wodzie. Nie myśleć, nie osądzać, nie przewidywać... Po prostu czekać. Po kąpieli Stu pokazała mi mój pokój i dała białą koszulę do spania. Przebrałam się i od razu położyłam, ale zdążyłam zauważyć, że koszula jest z miękkiego materiału. Chciałam tylko zasnąć, choć wiedziałam, że obudzę się ze świadomością, że Lezarda nie będzie. Zacisnęłam powieki, by powstrzymać łzy. Pierwszy raz udało mi się to.

Abaska
Iskierko!! Czemu taka mala ta

dostawa?? Aaach, chyba sie juz uzaleznilam
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'> ... Pani autor... Nakarm pajacyka =P
iskra
Co Wy w tym widzicie? Toż to ostatni chłam jest... Jush! Sio mi stąd, Gryfa komentować tongue.gif

_______________________________________________

3


Rano obudził mnie hałas zamykanych drzwi. Stał w nich Lez!
- Przepraszam, nie chciałem cię obudzić - rzekł łagodnie.
Podszedł do stolika i położył na nim coś co było zawinięte w czarne skóry. Popatrzyłam na to, a potem na Lezarda. Uśmiechnął się delikatnie i ruszył ku drzwiom. Poderwałam się do pozycji siedzącej.
- Nie odjeżdżaj - poprosiłam cicho.
- Porozmawiamy na dole - powiedział i spojrzał na czarne zawiniątko - Mam nadzieję, że będzie pasować.
Ostatnie słowa wypowiedział tak, jakby wiedział, że na pewno będzie pasować. Tylko, że ja jeszcze nie wiedziałam co ma niby na mnie pasować. Lezard otworzył drzwi i obrócił się w moja stronę. Na jego twarzy zagościł uśmieszek, tak dla niego charakterystyczny.
- Ładny dekolt - powiedział i szybko wyszedł.
Spojrzała w dół i poczułam jak oblewa mnie fala wstydu. Dekolt, nie dość, że głęboki, to jeszcze ułożył się tak, że ukazywał moje nagie ramię i niewielką część piersi. Odruchowo się zakryłam, choć nikogo nie było już w pokoju. Trwałam tak przez chwilę, a potem moja uwagę przykuł podarunek Lezarda. Rozpakowałam go. To była czarna sukienka. Założyłam ją i przeglądnęłam się w lustrze, które stało w pokoju. Miała prosty krój, ale była bardzo ładna. Leżała idealnie. Zupełnie jak szyta na miarę. Zaplotłam swoje rude włosy w warkocz sięgający mi za pośladki i zeszłam na dół. Wszyscy na mnie spojrzeli. Reyden obdarzył mnie ciepłym uśmiechem, tak jak jego córka. Lezard patrzył na mnie... bardzo dziwnie. Natomiast Wasuki nie powstrzymał się od komentarza.
- O bogowie! Cailith wyglądasz prześlicznie. Może skusisz się dziś wieczorem na kielich wina w moim pokoju? - błysnął zębami.
- O nie, mój drogi - Stu szturchnęła go żartobliwie w ramię - Dziś w nocy jesteś mój.
- Ach, tak - udał zmartwionego - Niestety, Cailith, nici z naszego wspólnego wieczoru.
- Jakoś to przeboleje - odparłam z uśmiechem i usiadłam przy stole obok Lezarda.
Zaczęliśmy posiłek, przy którym co chwilę wszyscy się śmiali z opowieści Waukiego i żartów Leza. Reyden zresztą też ma duszę żartownisia. A wydawał się taki poważny... Po posiłku, ja i Stu, posprzątałyśmy ze stołu.
Właśnie zmywałyśmy naczynia, gdy poczułam, że ktoś łapie mnie za ramię. To był Lezard. Poprosił mnie o rozmowę. Wyszliśmy przed dom.
- Muszę wyjechać. Kolejne zadanie - wyjaśnił krótko i tak, jakby wiedział, że Stu mówiła mi o jego zajęciu i że słyszałam część wczorajszej rozmowy. A może wiedział?
- Kiedy wrócisz? - spytałam, choć czułam, że on nie chciał tego pytania słyszeć.
- Nie wiem - odparł.
- Jak bardzo to zadanie jest niebezpieczne? - zadałam kolejne pytanie pochylając głowę. Poczułam jak mnie przygarnia do siebie i opiera brodę na mojej głowie.
- Wrócę, Cai. Wrócę - powiedział i nie dodając nic więcej ruszył do stajni po konia. Zaraz potem ujrzałam galopującą postać w czarnym płaszczu na koniu.
- Wróć - szepnęłam do siebie.
Patrzyłam w kierunku odjazdu Lezarda. Miałam cichą, bardzo cichą nadzieję, że zaraz wróci, że nie ma go tylko przez chwilę... Poszłam do kuchni, aby pomóc Stu. Chciałam się czymś zająć. Wiedziałam, że jeśli będę siedzieć bezczynne, zacznę myśleć o zadaniu Lezarda, a to tylko zwiększy moje obawy.
- Nie musisz mi pomagać - rzekła miękko Stu.
- Wiem - przytaknęłam.
- Wiem, że może teraz nie jesteś w nastroju, a to co teraz robimy nie sprzyja zbytnio rozmowie - rzekła Stu po chwili milczenia - ale może jednak...
- Tak - przerwałam jej - Tak, rozmowa bardzo mi się przyda - uśmiechnęłam się lekko.
- Chciałabym cię zapewnić, że wróci cały i zdrowy, ale niestety nie mogę.
No pięknie! Skoro tak się zaczyna potrzebna mi rozmowa, to jak się skończy?!
- To co ma zrobić graniczy niemal z cudem - ciągnęła bezlitośnie Stu.
- Dlaczego mi to mówisz? - spytałam z wrogością w głosie.
- Nie rozumiesz? - spojrzała na mnie jak matka karcąca swoje dziecko - Nie chcę żebyś czekała na niego w nieskończoność, żebyś się umartwiała...
- Jesteś okrutna - rzuciłam.
- Nie, Cailith - usłyszałam za sobą głos Reydena - To życie jest okrutne.
- Jeśli chcesz opowiemy ci o naturze, zwyczajach i prawie Wilczej Rasy - powiedziała Stu - To pomoże ci zrozumieć.
Przytaknęłam po dłuższej chwili. Usiedliśmy we trojkę na skórach leżących przy kominku. Stu siadła ze skrzyżowanymi nogami - tak jak mężczyzna. Wydaje mi się, że kobiety z Wilczej Rasy są bardziej śmiałe i nie wstydzą się swego ciała. Ja nigdy bym się nie dowarzyła zachowywać jak Stu, ale nie twierdze też, że takie zachowanie jest złe. W pewnym stopniu to mi nawet imponuje.
- O czym chcesz najpierw usłyszeć? - spytał Reyden i dorzucił drewna do ognia.
- Nie wiem - odparłam - Może o zwyczajach?
- Dobrze - zgodził się - Zacznę więc od naszych wierzeń.
- Bóstwa ludzkie i wilcze pochodzą z tego samego kultu czterech żywiołów - dołączyła się do rozmowy Stu.
- Tak, z tą różnicą, że nasze bóstwa są przedstawiane zupełnie inaczej. Każde z nich posiada oddzielną i odmienną historie powstania. Feniks jest uosabiany z ogniem. Symbolizuje odrodzenie oraz oswojenie z bólem, jak i również wojnę. Żywioł ten szczególnie czcimy w lecie, a ofiary w postaci...
- Nie, nie ludzi - wtrąciła się Stu lecz widząc karcący wzrok ojca dodała - Przepraszam.
- ...a ofiary w postaci kwiatów i rożnego rodzaju plecionek składamy mu w pierwszy ranek lata - kontynuował Reyden - Powietrze uosabia orzeł imieniem Wind. Symbolizuje on wolność i mądrość. Kult tego bóstwa przypada na jesień. Legenda głosi, że Wind pomaga roślinom i zwierzętom przygotować się do zimy. Wodę symbolizuje bóbr Snow. Snow jest uosobieniem lenistwa, porywczości, siły i wytrwałości oraz bezpieczeństwa. Jego święto jest obchodzone w najdłuższą zimową noc, gdy księżyc jest w nowiu. Czwarty z żywiołów - ziemię - uosabia wilk, a właściwie wilczyca, imieniem Ert. Wilczyca jest symbolem narodzin i płodności, siły i łagodności, wytrwałości duchowej...
- Kiedy się urodziłaś? - spytała mnie Stu, znów przerywając ojcu.
- W ostatnią wiosenną noc podczas pełni - odpowiedziałam, a Stu i Reyden uśmiechnęli się do siebie.
- Urodziłaś się w noc, podczas której Wilcza Rasa obchodzi święto płodności. No i oczywiście jesteś spod znaku wilka - wyjaśniła mi Stu.
- Ludzie posiadają dwanaście znaków zodiaku, a my tylko cztery. Jest to dla nas liczba mająca wielkie znaczenie. Jeśli będziesz miała ochotę opowiem ci kiedyś o numerologi. Wiesz co to jest numerologia?
- Tak - przytaknęłam - Chodzę... Chodziłam do bardzo dobrej szkoły.
- Więc dobrze. Jeszcze kiedyś o tym porozmawiamy. Wróćmy jednak do wilczych zwyczajów. Jesteśmy stworzeniem w dużej mierze związanymi z naturą. Kochamy ją, szanujemy i jesteśmy od niej, w pewnym sensie, zależni. Oczywiście nie znaczy to, że jesteśmy bandą dzikusów żyjących w leśnych szałasach. Nasze osiedla są budowane w głębi lasów, w górach z dala od ludzi. Bez fałszywej skromności musze przyznać, że budynki wilczych architektów są niezwykle piękne i harmoniczne, a przy tym trwałe i przytulne.
- Tak jak ten domek? - spytałam rozglądając się.
- Nie - zaprzeczyła Stu - To jest dom zbudowany przez naszego ludzkiego przyjaciela...
Stu nie dokończyła, gdyż do domu wszedł, a raczej wpadł, uśmiechnięty Wasuki. Zapewne chciała mi powiedzieć coś więcej o tym przyjacielu, ale nie zdążyła. Zresztą nie bardzo mnie to interesowało.
Abaska
Iskierko, sama nie wiem, co w tym widze =) Ale jush sie nowego parta nie moge doczekac!! Juz nawet nie zwracam uwagi na styl i bledy ( O_o )... Tylko C-Z-Y-T-A-M. Swietny part, jak zwykle =D

(Abaska czyta ostatnie slowa Iskry...) Dobra, ide komentowac Gryfa =P
Rok
Jak zacząłem to czytać to od razu mi się skojarzył jakiś romans średniowieczny, ale w miarę czytania nawet mi się spodobało. Ciekawe to to! wink.gif Wytrwałości życzę w dalszym pisaniu.
Abaska
Iskra, gdzie next part?? Buuu...



Jak wroce 4 sierpnia to ma byc kilka partoff, bo bedem nad Toba z

batem stala!!
src='http://invisionfree.com:54/109/0/emo/sprytny.gif' border='0'

alt='user posted image'>

Pozdrawiam!! I weny zycze

^^

iskra
Może by to ktoś zbluzgał, co?

=)

Mam napisane 7 rozdziałow tego. Jush teraz uprzedzam, że

kontunuowac nie zamierzam =) Ale mila wiadomosc dla tych ktorym sie podoba:

jestescie dopiero w trzecim rozdziale
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'>

_______________________________
<

br>Wasuki wyjął złożone dłonie spod płaszcza i otworzył je. Stu pisnęła. Na

dłoni Wasukiego siedziała mała biała myszka. Wasuki uśmiechnął się do mnie

złośliwie, złapał myszkę za ogon i przystawił mi ja do twarzy. Niestety

musiałam go rozczarować. Wzięłam stworzonko w dłonie.
- Wasuki, zostaw

tą biedna istotkę. Wystarczy, ze przestraszyłeś Stu - uśmiechnęłam się, nie

mniej złośliwie niż on.
Wilcza dziewczyna spojrzała na mnie ze

zdziwieniem. Najwyraźniej nie mogła uwierzyć, że nie boje się myszy. Ja z

kolei nie mogłam zrozumieć dlaczego miałabym się jej bać.
- Cailith,

zepsułaś mi całą zabawę - rzekł z wyrzutem Wasuki, a Stu podeszła do niego i

z udawana złością uderzyła go w ramię.
- Wiesz, ze nienawidzę tych małych

obrzydliwych stworzeń! - krzyknęła z uśmiechem i uderzyła go

mocniej.
- Wiem - wyszczerzył zęby.
Stu zarzuciła mu ręce na szyję i

pocałowała czule w policzek.
- Nie rób tego więcej - powiedziała

słodko.
- Zastanowię się - odpowiedział tuląc ja do

siebie.
Popatrzyłam myszce w czarne oczka i zamknęłam ją w dłoni.
-

Pójdę na górę do siebie - rzekłam i nim wyszłam dodałam do Reydena -

Porozmawiamy później.
Skinął twierdząco głową, a ja wyszłam po schodach i

ruszyłam do swego pokoju. Usiadłam na łóżku i otworzyłam dłonie. Myszka

patrzyła na mnie z trwogą. Na pewno bardzo się przestraszyła. Pogłaskałam ja

palcem po główce, a ona tak jakby się uspokoiła. Wiedziałam jednak, ze to

niemożliwe. Gryzonie działają instynktownie. Po prostu myszka tak bardzo się

boi, że dlatego nie ucieka.
- I co my z tobą zrobimy, mała? -

uśmiechnęłam się do stworzonka i pozwoliłam by zeszła z mojej dłoni na

łóżko. Przyglądnęłam się jej uwarzeni - Dlaczego nie uciekasz?
Myszka

oczywiście mi nie odpowiedziała. Nadal siedziała w tym samym miejscu i

patrzyła na mnie przenikliwymi małymi perełkami. Uśmiechnęłam się. Ona jest

naprawdę śliczna.
- Jak chcesz - rzekłam i położyłam się obok gryzonia.

Zamknęłam oczy.
To pierwszy dzień, od trzech miesięcy, bez Lezarda,

pomyślałam. Czuję się dziwnie. Sama świadomość, że go przy mnie nie ma, że

nie mogę z nim porozmawiać, że nie wiem czy wróci... Świadomość była w tym

przypadku przekleństwem. Pomyślałam o mojej rodzinie. Ciekawe co teraz

robią? Jest przedpołudnie, więc mama pewnie wypieka chleb., tata jest w

pracowni, a Tesu... Ciekawe co znowu wymyślił? On ma zawsze takie

zwariowane, a czasem nawet niebezpieczne, pomysły. Wasuki i on byliby

dobrymi przyjaciółmi... Tęskniłam za nimi wszystkimi, ale nigdy nie

żałowałam. Nie żałowałam ani jednej swojej decyzji. Ani jednej...
Do

pokoju weszła Stu.
- Cailith, może masz ochotę poznać okolicę? - spytała

już od progu.
Podniosłam się i rozglądnęłam za myszą. Nie chciałam by

Stu znów się przestraszyła. Gryzoń leżał w tym samym miejscu co wcześniej.

Spał. Wzięłam myszkę w dłonie.
- Jak najbardziej - dopiero wtedy

odpowiedziałam na pytanie.
- Świetnie - ucieszyła się - Ale najpierw

wypijemy coś ciepłego i... wypuścimy tego obrzydliwego szczura.
Złapała

mnie za rękę i pociągnęła na dół, po czym otworzyła drzwi frontowe.

Zrozumiałam jej niemy rozkaz i wypuściłam myszkę. Następnie Stu przygotowała

dwa kubki ciepłego kompotu. Wypiłam go ze smakiem.
- To co, Cailith?

Idziemy?
Przytaknęłam i zaczęłam wkładać swoje buciki.
- Zaczekaj -

powstrzymała mnie - Zaraz przyniosę ci porządne buty na zimę.
Nie

wiedziałam o co jej chodzi. Moje buty były na zimę i tym bardziej były

porządne. Stu podała mi buty na płaskiej podeszwie, wysokie aż po kolana.

Były idealnie wyprofilowane do stopy. Od wewnątrz miały futerko. Nigdy nie

widziałam takich butów.
- No, co się tak patrzysz? Zakładaj. - ponaglała

mnie Stu.
Więc założyłam. Były niezwykle wygodne i niemal idealnie

dopasowane, a przy tym moja stopa i łydka wyglądały bardzo zgrabnie.
-

Tak myślałam, że mamy taki sam rozmiar stopy - uśmiechnęła się - Poczekaj

chwilkę. Założę buty i pójdę po płaszcze.
Skinęłam twierdząco. Po kilku

minutach byłyśmy gotowe do wyjścia.
Na zewnątrz nie było zimno, wręcz

przyjemnie. Wspaniała pogoda na spacer. Szłam obok Stu, podziwiając piękno

krajobrazu.
- Ładnie tu, prawda? - zagadnęła wilcza dziewczyna.
-

Tak, bardzo - przytaknęłam.
- Wiosną jest jeszcze ładniej. Zresztą

niedługo zima się skończy i sama będziesz mogła zobaczyć.
- Nie jestem

pewna czy zostanę tu do tego czasu - rzekłam.
- Nie martw się. Nawet

jeśli wyjedziesz stąd z Lezardem to zawsze możesz go poprosić by cię tu

przywiózł.
- Skąd pewność, że go jeszcze zobaczymy? - spytałam z

pochylona głową, prawie gniewnie.
- Cailith, Lezard wróci.
- Jeszcze

niedawno mówiłaś coś innego - przypomniałam jej, teraz już nie kryjąc

gniewu.
- Skąd w tobie tyle agresji? - spytała, niemal upominająco -

Agresji i gniewu.
- Może dlatego, że nie rozumiem wielu rzeczy -

warknęłam - Może dlatego, że boje się o Lezarda. A może dlatego, że ta cała

sytuacja mnie przerasta, przerastają mnie problemy i życie.
Przy

ostatnich słowach prawie płakałam. Nie wiem co się ze mną działo. Nigdy

wcześniej się tak nie zachowywałam. A teraz... Jeśli tylko nie miałam

pewności, że Lez jest bezpieczny czułam złość. Złość na samą siebie. Bałam

się. Przyjaciela szuka się całymi latami, a można go stracić w jednej

chwili.
Poczułam jak Stu mnie przytula.
- Czasem musimy sobie

pozwolić na chwile optymizmu - rzekła łagodnie - Nie mogę powiedzieć, że Lez

wróci cały i zdrowy, ale wróci. Mam nadzieję...
- Ja też i... przepraszam

za swoje zachowanie.
- Nie ma sprawy - Stu uśmiechnęła się przyjaźnie -

Chodź pokażę ci cos naprawdę ładnego.
Pobiegłam za nią. To wręcz

nieprawdopodobne, że dotyk Lezarda i Stu działały na mnie tak uspokajająco.

Jestem ciekawa czy ma to jakieś podłoże magiczne.
- To już niedaleko -

zawołała moja wilcza przyjaciółka.
Nie wiem jak długo biegłyśmy, ale po

ostatnich słowach Stu nie mogłam już ujrzeć jej domu, ani świerków, które go

otaczały. Zupełnie niespodziewanie zaczął padać śnieg. Widoczność niemal

cały czas spadała. Nie podobało mi się to. Dobrze, że miałyśmy czarne

płaszcze. Stu złapała mnie za rękę i wprowadziła do jakiejś jaskini.

Najpierw otrzepałam się ze śniegu, a dopiero potem rozglądnęłam... i niemal

otworzyłam z zachwytu usta.
- Wiedziałam, że ci się spodoba - powiedziała

radośnie i ruszyła na przód.
Nie mogłam się otrząsnąć. Widok zapierał

dech w piersiach. Jaskinia nie była duża. Na środku mieściła się fontanna z

zamarzniętą wodą, a wokoło... wokoło były piękne kolorowe kwiaty zamknięte w

kryształowym lodzie. Po sklepieniu jaskini piął się bluszcz. On tez był

oblodzony. Nie potrafię opisać tego widoku, bo przecież prawdziwego piękna

nie da się opisać. Trzeba je zobaczyć.
Tajemnicza
To jest ZAJEBISTE! Dosłownie aż staje

to się dla mnie nałogiem!!! Stwarzasz cudowny klimat do którego

my mozemy sie zaklimatyzować. W pewnych momentach chce mi się śmiać do bólu

brzucha
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'> a czasami jestem tak wzruszona ze az mi

wcześniej łezka poleciała
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'> Hehe... a czasami myślę ze ten fick jest

troche, bez obrazy, ee...
style='font-size:8pt;line-height:100%'>zboczony

src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'>
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'>
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'> Ale jest cudownie, wiesz pewnie ze są błędy

nawet sporo
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'> ale ujdzie w tłumie, ale czasami zjadasz

albo przemienasz litery i to troche denerwuje. To jest jeden z moich

ulubonych ficków!!! Czekam na następnego parta, bo nie wytrzymam

zaraz. Koffam Cię Iskro
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'> i wszystkich innych tesh
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'>:
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'>
iskra
Ja wiem czemu Wy "toto" czytacie!!! Młodocianym się rzekomy erotyzm podoba!!! tongue.gif

Nie no, ale bez przesadyzmoof... =) dzieciaczki, gdzie tu jest cos zboczonego? happy.gif Wskażcie mi choć jeden moment...

Błędy? A są, nawet nie chce mi się ich poprawiać tongue.gif Jakbym miała jeszcze raz przebrnac przez to całe opowiadanie to bym chyba... nie wiem... kipnela przy 10 stronie biggrin.gif Tak wiec bledy bedą i ja na to nic nie mogę poradzić (inna sprawa ze jestem leniwa) =)
Tajemnicza
Iskruś, dawaj parta! Nie mogę się doczekać, To nałó. Dalej. Ostatnio cos cie nigdzie nie ma. Na gg ani na forum!! Dalej dawaj dawaj parta następnego. Bo coś ci zrobie, jush nie mówie co tongue.gif tongue.gif
QUOTE
Młodocianym się rzekomy erotyzm podoba!!!
Hehehe...nio bo to takie, hehehe, śmieszne tongue.gif
QUOTE
dzieciaczki, gdzie tu jest cos zboczonego
EEEEE, możę źle to ujęłam ale nie wiedziałam jak to nazwać biggrin.gif tongue.gif Pa!
Sol z Ludzi Lodu
No zemsto! Nie dociera:P Bo Ci zrobie nalot na gadaczu:P, że aż Ci sięwszystko pozacina tongue.gif no dobra joke, ale nie każ czekać^^ A co sądzę, to chyba już mówiłam^^
iskra
- Jak to możliwe? - spytałam i z zachwytem rozglądnęłam się po jaskini.
- Nie wiadomo - Stu usiadła na fontannie - Zapewne działa tu jakaś magia, ale nie mam pojęcia kto rzucił zaklęcie i po co.
- Może po to byśmy mogły cieszyć oczy tym widokiem - uśmiechnęłam się.
Po krótkiej chwili zaczęło mi się robić zimno. Otuliłam się szczelniej płaszczem. Stu zrobiła to samo.
- To miejsce ma jedną wadę. Przez cały rok jest tu niesłychanie zimno - ruszyła w stronę wyjścia - Lepiej stąd chodźmy. Nie chce się zamienić w kryształową ozdobę.
- Popieram cię całym swym sercem - odparłam.
Wyszłyśmy z jaskini. Padający śnieg nadal był gęsty.
- Mam nadzieję, ze wiesz którędy do domu - powiedziałam.
- Ja też - zażartowała Stu.
Ruszyłyśmy w stronę domu. Po dość meczącej wycieczce, przerywanej czasem wojną na śnieżki, dotarłyśmy w końcu co celu. Zobaczyłam czarnego konia przed budynkiem. Serce zabiło mi mocniej. Czyżby wrócił? Biegiem ruszyłam do drzwi. Stu próbowała mnie zatrzymać. Z trzaskiem otworzyłam drzwi.
- Lezard? - rzuciłam od progu nie rozglądając się.
Postać w czarnym płaszczu stojąca przede mną tyłem odwróciła się błyskawicznie. Przez chwilę patrzył na mnie uważnie. Nagle w mgnieniu oka znalazł się przy mnie. Poczułam na gardle nóż, a w oczy spoglądała mi para czarnych wilczych oczu.
- Życie ci niemiłe, dziewko? - warknął - Czego tu szukasz?
- O to samo mogłabym zapytać ciebie - odrzekłam odważnie i poczułam jak ostrze mocniej przylega mi do gardła.
- Bezczelność ludzi - mruknął, a ja czułam, że zaraz przejedzie nożem po mojej szyi.
- Sel, na bogów, przestań! - krzyknęła Stu stając na progu.
- To człowiek - przypomniał jej wilk zwany Selem.
- To towarzyszka Lezarda - poprawiła go Stu.
Poczułam jak ostrze oddala się od mojej szyi. Sel stanął przede mną i bezczelnie mierzył mnie wzrokiem.
- W pewnym sensie mogę go zrozumieć - uśmiechnął się lekko, a potem całą swą uwagę skupił na Stu - Jak się masz, Stu?
Podczas gdy Sel witał się z moją wybawczynią, ja przyglądnęłam się mu. Gdybym powiedziała, że był cały czarny oddawałoby to urok jego wyglądu, a być może też charakteru. Jego sierść była czarna, tak jak dość krótko przystrzyżone włosy i przenikliwe oczy. Ubranie też miał ciemne.
- Sel, to jest Cailith - Stu przedstawiła mnie przybyszowi - Radzę być dla niej miłym. Ona jest podopieczna Lezarda.
- Witam serdecznie - uśmiechnął się fałszywie i wziął moją rękę, którą zresztą wyrwałam z jego uścisku - Jestem Sel, brat Stu i syn Reydena, doświadczony i utalentowany mag.
Nie odezwałam się. Nie miałam ochoty rozmawiać z kimś kto przed chwila próbował poderżnąć mi gardło. Wilcza rasa chyba lubuje się w zadawaniu śmierci w ten sposób. Wasuki przecież tez chciał użyć noża.
Sel popatrzył na mnie jeszcze raz. Potem uśmiechnął się i złapał mnie dłonią za brodę, zbyt mocno był mogła się wyrwać.
- Milcząca jesteś. Czyżby odwaga cię opuściła? - spytał z kpiącym uśmiechem i popatrzył mi głęboko w oczy - Ty też bądź dla mnie miła, mała, bo nie ręczę za siebie.
- Sel, przestań ja straszyć! - wściekła się Stu - Dopiero co przyjechałeś, a już siejesz zamęt.
- Taka już moja natura - odrzekł nie przestając wpatrywać się we mnie. Po chwili mnie puścił.
On jest gorszy niż Wasuki, pomyślałam ze zgrozą. Z Wasukim da się przynajmniej jakoś żyć. A ten Sel... Nie wytrzymam z nim psychicznie. Jest okropny. Te jego zimne, niemal złe oczy przyprawiają mnie o gęsia skórkę. Jak to możliwe, że on jest synem Reydena? Reyden i Stu maja w sobie tyle ciepła, poczucia humoru, współczucia i dobroci. A Sel wydaje się być złośliwym narcyzem z kompleksem wyższości.
- Chodź, Cailith - zwróciła się do mnie Stu i ruszyła ku drzwiom kuchennym - Zrobimy coś do jedzenia tej czarnej owcy.
Stu nacisnęła na klamkę drzwi, ale te ani drgnęły. Pchnęła jeszcze raz, po czym popatrzyła z wyrzutem na Sela.
- Tylko nie owca - upomniał siostrę ze złośliwym uśmiechem.
- Sel, zachowujesz się jak szczeniak! - krzyknęła Stu - Wiem, że twoja magia jest niezwykle silna i nie musisz mi tego pokazywać! A poza tym zamknąć drzwi magia potrafi każdy podrzędny mag.
- Nasypie mu arszeniku do napoju - mruknęłam do siebie.
- Zapewniam cię, mała, że zostaniesz uprzedzona - warknął na mnie Sel.
- Nie jestem żadna "mała"! - podniosłam głos - Przynajmniej dla ciebie.
- A dla Lezarda?
Nie odpowiedziałam. To pytanie zbiło mnie z tropu. Co miał na myśli zadając właśnie takie pytanie?
- Czyżby to pytanie było dla ciebie kłopotliwe, mała? - Sel nie spuszczał z drwiącego tonu.
- Zamknij się, Sel - warknęła Stu - I otwórz te cholerne drzwi, jeśli chcesz cokolwiek zjeść.
Drzwi otworzyły się na oścież, choć Stu nawet ich nie dotknęła. Weszła do kuchni.
- Przygotuj coś dobrego, mała - rzucił kpiąco w moją stronę - I nie przypal niczego.
- Kim jesteś? - spytałam beznamiętnie i popatrzyłam mu bez lęku w oczy. Później już nigdy tego nie powtórzyłam. Za bardzo się bałam.
- To zależy - odpowiedział zimno. Bez uśmiechu.
- Od czego?
- Od ciebie - odparł.
Jeszcze przez chwilę patrzyły na mnie czarne ślepia bestii, którą w istocie był Sel. Potem odwrócił się i ruszył w stronę kominka. Ja natomiast dołączyłam do Stu. Coś się kończy, coś się zaczyna, pomyślałam. Skończyło się moje spokojne życie w Arnii, a już wkrótce Sel miał mi pokazać gdzie zaczyna się śmierć.

***

4

Wieczorem wrócili Reyden i Wasuki. Okazało się, że byli na polowaniu. Przywitali się z Selem. Przez cały czas starałam się trzymać z dala od brata Stu. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. Odkąd przyjechał starałam się cały czas spędzać w swoim pokoju. Ale i tam nie czułam się ani szczęśliwa, ani spokojna, ani nawet bezpieczna... Leżałam na łóżku, gdy usłyszałam pukanie. Nie odezwałam się. Po chwili do pokoju wszedł Wasuki.
- Chodzi o Sela, prawda? - spytał i usiadł na brzegu łóżka. Nie odpowiedziałam. Przeklęta wilcza rasa! Zawsze wiedzą o co chodzi zanim cokolwiek zdąży się odpowiedzieć.
- Tak, to o niego chodzi - stwierdził, gdy moje milczenie zaczęło się przeciągać.
- Skoro to wiesz to dlaczego pytasz? - mruknęłam obojętnie.
- Bo się o ciebie martwię.
- Nie wierze - odparłam - I nigdy nie będę potrafiła ci zaufać.
- Wy, ludzie, jesteście tacy przewrażliwieni i pamiętliwi - warknął.
- Tak, jestem człowiekiem - ja również nie kryłam irytacji - I to cię właśnie boli, Wasuki! Jesteś wściekły, że Lezard ma za przyjaciela człowieka. Jesteś wściekły, że coraz bardziej przywiązuje się do Stu. Jesteś wściekły, że musisz mieszkać z człowiekiem pod jednym dachem!
- To nie jest prawdą! Zastanów się w ogóle to ty mówisz! Przecież ci już mówiłem, że cię nie skrzywdzę, bo...
- Bo mnie szanujesz i cenisz jak Lez? - dokończyłam za niego i prychnęłam jak wściekła kotka - Przypomnij sobie co powiedziałeś później!
- Ty mi przypomnij. Jestem tego niezwykle ciekaw.
- "Nie zawaham się pozbawić jej życia, Lezardzie. Mimo, że tak ją cenisz." - zacytowałam, a Wasuki popatrzył na m nie dziwnie.
- To prawda - odparł zimno - Życie brata jest dla nie ważniejsze niż twoje. To nie powinno cię dziwić.
Milczałam. Wasuki w pewnym sensie miał rację.
- A ja się dziwiłem dlaczego Sel jest tak wrogo do ciebie nastawiony - mruknął i wstał. Ruszył ku drzwiom.
- Co przez to rozumiesz? - podniosłam się.
- Nikomu nie ufasz, prócz Lezardowi. Nikogo tak naprawdę nie kochasz. Z góry zakładasz, że inni pragną cię skrzywdzić, a ponadto... jesteś pyskata - dokończył z lekki uśmiechem.
Wyszedł, a ja pustym wzrokiem patrzyłam na zamknięte drzwi. Wiedziałam, że nie jest na mnie zły za brak zaufania z mojej strony. Ale co jeśli Wasuki ma rację?, pomyślałam. Czy tak widzą mnie inni? Jako pyskatą ludzką dziewczynkę, która nikomu nie ufa, nikogo tak na prawdę nie kocha i nie szanuje...
- Lezardzie, wróć jak najszybciej - powiedziałam szeptem do siebie - Potrzebuje cię, przyjacielu.
Położyłam się na plecach i wpatrzyłam w sufit. Pomyślałam o Tariminie. Przypomniałam sobie jego ciemne oczy i miły uśmiech. Przypomniałam sobie wszystkie dni, które z nim spędziłam. Wszystkie... Zamknęłam oczy. Nie warto wspominać przeszłość, to już nie wróci, pomyślałam bez żalu. Przestraszyłam się. Skąd u mnie takie bezwzględne myśli? Otworzyłam oczy i dopiero wtedy zauważyłam czarną postać stojącą przy mnie. Sel wskoczył na łóżko i usiadł na mnie okrakiem. Chciałam krzyknąć, ale zacisnął dłonie na mojej szyi i tym samum zdławił mój głos.
- Jak się masz, mała? - spytał z uśmiechem na twarzy, a ja pierwszy raz w życiu poczułam namacalny strach - Nie cieszysz się, że mnie widzisz?
Milczałam.

_______________________

Gryfa komentować, kanalie!!! GRYFA!!! I galerie tongue.gif

Tajemnicza, wierz mi - ja zawsze jestem (a przynajmniej czesto smile.gif )
skejtmenka
Fajne. Kiedy następna część?
Tajemnicza
Skejtmenko, ale sie napisałaś =D Iskro

!! SAuper!! Ciekawe co on chce jej zrobić
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'>
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'>
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'> Suprowsko opisujesz i wogóle masz super

testy. Nie moge sie doczekać następnego pata!!!


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'> Ciekawe co w ni bedzie
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'>
iskra
- Chyba zraniłaś Wasukiego, mała - powiedział. Poczułam, jak ręce na mojej szyi zaciskają się. Jednak nie na tyle mocno, bym nie mogła oddychać - On się tak martwi tym, że mu nie ufasz.
- Zostaw mnie, Sel - wydusiłam błagalnie, a z oczu popłynęły mi łzy. Tak bardzo się bałam śmierci. - Proszę cię.
Jego wyraz twarzy zmienił się natychmiastowo. Oczy zrobiły się... łagodne? Poczułam jak dłonie Sela rozluźniają się. Zszedł ze mnie i usiadł na brzegu łóżka. Pochylił głowę.
- Nie przepadam za ludźmi - zaczął mówić cichym głosem - Tak właściwie to ich nienawidzę. Przyznaję, że zastraszanie cię dostarczało mi sadystycznej przyjemność, ale... Na bogów, Cailith, nie wiedziałem, że boisz się aż tak bardzo.
- Skąd ten nagły napływ uczuć? - szepnęłam z wyrzutem prawie niedosłyszalnie.
- Co takiego masz w sobie, że od razu zjednujesz sobie tylu przyjaciół? - zignorował moje pytanie zadając inne. Spojrzał mi w oczy. Przez chwilę wyglądał jak mały chłopiec, który rozpaczliwie potrzebuje przyjaźni, zaraz jednak jego oczy stały się zimne i nieprzenikliwe - Nie myśl przypadkiem, że to na mnie w jakikolwiek sposób działa. I nie spodziewaj się z mojej strony nawet skrawka życzliwości.
Wstał pośpiesznie.
- A więc jednak masz jakieś uczucia - szepnęłam bardziej do siebie niż do niego.
Zatrzymał się.
- Każdy jakieś ma - odpowiedział bezbarwnym głosem i wyszedł.
Opadłam na plecy. To były najgorsze chwile w moim życiu. Tak bardzo bałam się, że Sel zaciśnie ręce mocniej, wydusi ze mnie życie. Rozpaczliwie bałam się śmierci. W odległej przyszłości zrozumiałam, że śmierć jest wybawieniem, a strach przed nią stał się moim przekleństwem.
Mój pierwszy dzień bez Lezarda dobiegał końca. Zastanawiałam się ile jeszcze wytrzymam takich dni. Otoczona żywymi istotami, a jednak bardzo samotna. Bezpieczna, a jednak prześladowana strachem. Bezradna jak dziecko... Zamknęłam oczy i niemal natychmiast zasnęłam.
Obudziłam się. Przez okno wpadały promienie wschodzącego słońca. Wdusiłam twarz w poduszkę. Chcę wrócić do domu, pomyślałam. Chcę wrócić do domu...
- Zaczekaj! - usłyszałam krzyk Stu dochodzący zza drzwi. Zaraz po tym do pokoju wpadł mały wilczy chłopak. Mógł mieć 10, może 12 lat.
- Nigdy jeszcze nie widziałem ludzkiej dziewczyny - rzekł zafascynowany. Podszedł do mnie i uniósł do góry moją spódnicę - Czy wszystkie ludzkie dziewki są poubierane w wilcze suknie? - spytał kpiąco.
Nie wytrzymałam. Byłam zaskoczona tym wtargnięciem. Nic nie mówiłam, ale to już była przesada! Nie wiem dlaczego tak się zdenerwowałam. Być może dlatego, że obrażał mnie taki smarkacz. Choć z drugiej strony czy można to nazwać obrazą? Zamachnęłam się by uderzyć chłopca. Na szczęście w porę się powstrzymałam. Zaraz potem weszła Stu. Chłopak popatrzył na mnie z niedowierzaniem .
- Stu, ona chciała mnie uderzyć - powiedział obojętnym tonem nie spuszczając ze mnie wzroku.
Zachowywał się niemal tak samo jak Sel. Kpiący, bezczelny, z kompleksem wyższości.
- Pewnych rzeczy nie można mówić, książę - odparła.
- Książe? - zdziwiłam się.
- Cailith, poznaj syna królowej, księcia Sevotharte.
- Możesz mi mówić Sevi, człowieku - pozwolił łaskawie.
- Mam imię - przypomniałam.
- Będę się do ciebie odzywać jak chcę, człowieku! - krzyknął rozkazująco.
- Dla mnie nie jesteś księciem, Sevotharte - powiedziałam zimno, patrząc w jego ciemne oczy - I radziłabym ci odnosić się do nie z szacunkiem.
- W przeciwnym razie? - zapytał i uniósł władczo podbródek.
- W przeciwnym razie będę zmuszona wymierzyć kilka klapsów na twój królewski tyłek!
- Stu, ona jest bezczelna! Mogę kazać ją powiesić?
- Nie, książę. Cailith ma rację - Stu uśmiechnęła się łagodnie do chłopaka - Powinieneś okazać jej szacunek.
- Ale... ale - mały wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać. Widocznie nie był przyzwyczajony do takiego traktowania.
- Jeśli ty będziesz szanować mnie, ja będę się odnosić z szacunkiem do ciebie - obdarzyłam go promiennym uśmiechem i chciałam go poczochrać po włosach.
- Nie dotykaj mnie, człowieku! - krzyknął ze złością i chciał mnie uderzyć, ale złapałam w porę jego dłoń.
Nie odezwałam się. W pierwszej chwili miałam ochotę przyłożyć mu porządnego klapsa, ale zaraz potem stwierdziłam, że coś może zranić go dotkliwiej. Słowa.
- Nie będziesz dobrym królem - powiedziałam - Lud będzie cię nienawidził. Nigdy nie zdobędziesz ich zaufania. Wciąż będziesz żył w strachu przed zamachem na twe życie. Wszyscy będą podporządkowani twoim rozkazom, ale nigdy nie zaznasz miłości, przyjaźni... Tylko smutek, złość, samotność, gniew...
- Cailith, przestań! - krzyknęła Stu przerywając mi - Wybacz, ale nie pozwolę na obrazę księcia.
- Przepraszam, Cailith - usłyszałam cichy głos Sevotharte - Twoje słowa potrafi zrozumieć nawet takie rozpuszczone dziecko jak ja - do oczu napłynęły mu łzy.
Popatrzyłam na niego zdziwiona. Nie potrafiłam sobie wytłumaczyć zachowanie małego księcia. Obiecałam sobie, że kiedyś go o to zapytam... Objęłam chłopca. Czułam jak jego mięśnie napięły się pod moim dotykiem. On naprawdę potrzebuje miłości...
- Przepraszam, Sevotharte - rzekłam. Użyłam zbyt mocnych słów. Zwłaszcza, że ten dzieciak pewnie od zawsze słyszał, że jest najlepszy, będzie wspaniałym władcą i zapewne nikt nie odzywał się do niego tak jak ja.
Odsunęłam chłopaka na odległość rąk i uśmiechnęłam się.
- I jak Savotharte? Dogadamy się?
- Jestem księciem Savotharte! - podniósł głos.
- O nie, młodzieńcze - odparłam zimno - Jesteś jeszcze małym chłopcem, który nie ma pojęcia co oznacza bycie władcą.
- Nie jestem mały! Mam 11 lat! I nie odzywaj się tak bezczelnie, wiejska dziewko!!!
- Stu, zabierz tego dzieciaka - powiedziałam spokojnie i wstałam.
Stu nie interweniowała w moje wypowiedzi. Widocznie zauważyła, że staram się pokazać Sevotharte, że nie jest nikim wyjątkowym. Jest taką samą istotą jak wszyscy dookoła.
- Choć, książę - powiedziała ponaglająco.
- Oczywiście, że pójdę! Nie będę siedział w jednym pomieszczeniu z wiejską, głupią dziewuchą - rzucił pogardliwie.
- Dla twojej wiadomości, Sevotharte, miarą wartości człowieka nie jest przynależność do grupy społecznej lecz serce.
- My nie jesteśmy ludźmi - zauważyła bezbarwnie Stu i wyszła wraz z chłopakiem.
Tajemnicza
Iskierko, dzięki tongue.gif Nie moglam się doczekać, gorąco się robi gorąco. Zaskoczył mnie ten książe, i to ze tak wpadł. Myślałam ze jak ona go przytuli zostną przyjaciółmi huh.gif a on taki uparty. Czekam na jeszcze!! Pa, Taj, pogromca małych chłopców tongue.gif (papuga jestem)
iskra
Usiadłam na łóżku. Co tu robi wilczy

książę?, pomyślałam. Zaraz potem uświadomiłam sobie, że ja też mam zejść na

śniadanie. Cóż Sevotharte będzie musiał to jakoś ścierpieć. Uśmiechnęłam

się złośliwie pod nosem. Jednak mój uśmiech po zejściu na dół zbladł

znacznie. Nie zostałam przyjęta zbyt przyjacielsko. Kiedy weszłam do

głównego pokoju wilcza kobieta ubrana w bardzo bogate stroje zaczęła

wrzeszczeć, że to hańba być pod jednym dachem z człowiekiem. Sevotharte

wykrzykiwał rozkazy, że mam stąd jak najszybciej się wynieść. Sel uśmiechał

się do mnie kpiąco. Reyden i Stu nic nie mówili. Chyba chcieli przeczekać

burzę. Na szczęście te wszystkie wrzaski zdołał przerwać Wasuki.
-

Cisza! - wrzasnął. Kobieta natychmiast się uciszyła lecz książę nadal

wykrzykiwał różne rozkazy - Ty też, Wasza Wysokość! Jak na razie to nie

masz tu samowolki!
- Licz się ze słowami - warknęła kobieta. Wasuki

zignorował ją.
- Cailith jest naszym gościem i nigdzie się stąd nie

ruszy! - zaczął - To raz. Dwa: Wasza Wysokość zostaje tu pod opieką

Reydena, więc radzę się zacząć przyzwyczajać do towarzystwa człowieka. I

wreszcie trzy: Iria, nie rób takiej miny. Złość piękności szkodzi.
Wilcza

kobieta nie zareagowała na komplement.
- Oczywiście zdajecie sobie

sprawę jak zareaguje królowa na wieść, że zmuszacie księcia do ludzkiego

towarzystwa? - spytała i spojrzała na mnie z pogardą.
- Króla będzie

zapewne szczęśliwa, że książę obraca się w towarzystwie towarzyszki Lezarda

- odezwał się niespodziewanie Sel.
- To jest towarzyszka generała

Lezarda? Towarzyszka życia?!
- Nie - zaprzeczyłam. Miałam dosyć

swojej bierności - Jestem jego przyjaciółką, a poza tym... Jeśli dacie mi

konia, pani, odjadę stąd jak najszybciej.
- Mądra decyzja - uśmiechnęła

się tryumfalnie Iria - Wasuki osiodłaj konia dla tej dziewki.
- Nie -

sprzeciwił się.
- Ja to zrobię - zaoferował się Sel i mrugnął

porozumiewawczo do Reydena.
- Oczywiście - zgodził się Reyden - Iria

powinna już jechać do domu.
- Ja? - zdenerwowała się kobieta - Co ty

knujesz, przeklęty magu?
- Pojedziesz do domu - powtórzył twardo -

Cailith zostanie tutaj i pomoże mi w edukacji księcia. Jej wiedza bardzo się

Jej Wysokości przyda. Poza tym Cailith czeka na powrót Lezarda.
- Strata

czasu - warknęła do mnie wilcza kobieta imieniem Iria - On nigdy nie wróci.

Wszyscy wiedzą, że jego misja to samobójstwo.
- Wróci - powiedziałam,

choć z każdą chwilą zaczynałam w to wątpić - Wiem to.
- Nic nie wiesz -

zaśmiała się tryumfalnie kobieta - Żałuję, że nie zobaczę twojej miny kiedy

wszystkiego się do wiesz. Jak myślisz, co się z tobą stanie, gdy generał

Lezard nie wróci? - spojrzała na mnie - Och, chyba się domyślasz. Nie sądzę

byś była aż tak głupia.
Popatrzyłam na Reydena szukając w jego oczach

odpowiedzi, ale nie ujrzałam jej. Zobaczyłam tylko nieprzeniknione wilcze

oczy. Mądre, dobre, łagodne... i świadome. Świadome tego co mnie czeka.


- No dalej, Reydenie - kpiła ironicznie Iria - Powiedz jej prawdę!


Reyden nie odpowiedział. Czyżby prawda była aż tak okrutna?, pomyślałam.


- Zginiesz - powiedział obojętnym głosem Sel z pochyloną ze znudzenia

głową. Popatrzył mi w oczy. W jego ciemnych oczach nie widziałam litości czy

współczucia. Nie widziałam w nich złości, nienawiści, gniewu. Czarne oczy

były obojętne. I to mnie najbardziej przeraziło. Apatia w jego oczach,

strasznych a jednak urzekająco pięknych.
- Cóż mogę zrobić? - odparłam

zwyczajnie, bez lęku, smutku - Pozostaje mi tylko śmiać się z przewrotności

losu.
Złapałam płaszcz i ubrałam szybko buty. Wyszłam nie patrząc na

nikogo. Ruszyła w stronę wielkiego drzewa, które rosło niedaleko. Zauważyłam

je podczas wczorajszego spaceru ze Stu. Śnieg był głęboki, a ja byłam

naprawdę wdzięczna Stu, że podarowała mi swoje wysokie buty. Było ciepło.

Niedługo chyba przyjdzie wiosna. Wiosna... Kocham wschody i zachody słońca,

kocham księżyc w pełni, kocham ptaki, kwiaty, motyle-wszystko co mnie

otacza. Kocham życie, które prawdopodobnie niedługo zgaśnie. Raz matka

rodziła i raz się umiera-przypomniałam sobie słowa Lezarda. Tak, to prawda.

Czasami nic nie można zrobić... Dotarłam do drzewa. Było większe niż zdawało

mi się na początku. To był dąb. Dotknęłam otwarta dłonią pnia. Mądrość.

Siła. Bezpieczeństwo. Oparłam się o drzewo plecami. Pozwoliłam ciału zsunął

się po pniu do pozycji siedzącej. Podciągnęłam nogi pod brodę i otuliłam je

rękoma. Pochyliłam głowę i uwolniłam łzy. Płyńcie, myślałam, płyńcie

strumieniami. Może to przyniesie mi ulgę... Nie wiem jak długo siedziałam

pod drzewem, ale było mi bardzo zimno. Tak zimno, że niemal nie mogłam się

ruszyć.
- Nie pragniesz śmierci - usłyszałam głos Sela. On to stwierdził,

nie zapytał. Nie wiedziałam jak się tu znalazł i szczerze mówiąc nie

obchodziło mnie to za bardzo. Tymczasem czarny wilk ciągnął dalej -

Dlaczego? Przecież tak właściwie jesteś sama. Nikogo tak naprawdę już nie

masz. Lezard nie wróci. Dlaczego nie pragniesz śmierci?
- Bo się jej boję

- odparłam nie patrząc na niego - Poza tym póki wciąż mam nadzieję, chce

żyć.
- Nadzieję na powrót Lezarda?
- Nadzieję na powrót Lezarda -

potwierdziłam i dodałam - Nadzieję na lepsze jutro, nadzieje na miłość i

przyjaźń, nadzieję na wciąż nowe poranki i wieczory, nadzieję na

życie.
Milczał. Nie rozumiałam go. Nie wiedziałam czy przyszedł tu po to

by się napawać moją bezradnością i szybkim końcem, czy też pragnął mi pomóc.

Podejrzewałam, że jest tutaj raczej z tego pierwszego powodu. Nawet wolałam

ten pierwszy, bo gdyby było inaczej wiedziałabym, że Sel jest nieobliczalny.

Chociaż czy już nie udowodnił swej nieobliczalności?
- Dlaczego byłeś po

mojej stronie w tej całej kłótni? - spytałam.
- Wiedziałem, że nie chcesz

odjechać.
- Ale dlaczego wstawiłeś się za mną? - pytałam spokojnym

głosem. Już i tak nie mogłam nic zrobić - Przecież mnie nienawidzisz.
-

Gdybyś wyjechała postąpiłabyś wbrew sobie. Potem wciąż zastanawiałabyś się

czy zrobiłaś dobrze, wciąż miałabyś wątpliwości, wciąż byś tęskniła i nigdy

nie wiedziałabyś czy Lezard żyje - urwał na chwilę - Nie jestem aż tak

okrutny by pozwolić komukolwiek na taka powolną śmierć duszy.
- Ha,

cudowne stwierdzenie "Nie jestem AŻ tak okrutny" - zaśmiałam się

cicho, ironicznie.
- Nie znasz mnie, mała - powiedział z tak

charakterystycznym dla siebie kpiącym uśmiechem - Nie wiesz jaki jestem,

jaki byłem, co przeszedłem. Nie masz prawa mnie osądzać.
- Nie, nie mam -

przyznałam - Ale... ty oceniasz mnie, ja ciebie. To chyba uczciwa

wymiana?
- Nie, mała. To nigdy nie było uczciwe. Jestem magiem.

Bezczelnie wtargnąłem w twoje uczucia, wspomnienia, duszę, we wszystko, choć

wilcze prawo tego zabrania. Znam cię lepiej niż twoja własna matka. Ty

natomiast nie znasz mnie w ogóle.
Popatrzyłam na niego dość obojętnie.

Nic już dla mnie nie miało znaczenia, a tym bardziej słowa Sela.
- Masz

rację. I nigdy cię już nie poznam. Nie pozwolisz by człowiek poznał cię choć

odrobinę, nie pozwolisz komukolwiek się poznać.
- A więc jednak trochę

mnie znasz - uśmiechnął się lekko.
- Sel... Czy to cię nie męczy? Nie

męczy cię brak miłości, przyjaźni? Nie męczy cię samotność?
- Męczy -

odparł obojętnie i usiadł koło mnie, ale nie na tyle blisko bym dotknęła

choć jego płaszcza - Ale sam wybrałem sobie taki los.
Poczułam jakby Sel

był moi przyjacielem, choć wiedziałam, że taki stan NIGDY nie nastąpi.

Milczeliśmy. Zebrałam wszystkie myśli i... przeraziłam się. Nie tęskniłam za

rodziną, choć wciąż ich kochałam. Nie miało dla mnie znaczenia co się ze mną

stanie, jaka będzie moja przyszłość. Wszystko stało prostsze, choć tak

bardzo skomplikowane. Popatrzyłam w niebo. Było czyste i błękitne. Idzie

wiosna, pomyślałam.
- Dlaczego ludzie was krzywdzą? Dlaczego wy

krzywdzicie ludzi? Dlaczego na świecie jest tyle gniewu, nienawiści, zła? -

spytałam cicho.
- Bo musi istnieć równowaga - odparł - Obok szczęścia

musi być ból. Obok przyjaźni nienawiść. Obok dobra zło.
- Po co to

wszystko?
- Byśmy mogli doceniać pozytywne aspekty życia, być wrażliwymi.

Byśmy odkładali w sobie pokłady miłości, współczucia. By kochać i być

kochanymi. By nie być samotnym - odparł i spojrzał tam gdzie ja.
- Nie

rozumiem cię.
- I nigdy nie zrozumiesz - szepnął i wstał.
- Dlaczego?

Dlaczego mi to wszystko mówiłeś? Przecież mnie nienawidzisz.
- Myślisz,

że cię nienawidzę - rzekł poważnie nie odwracając się - Bo ci tak

powiedziałem. Naucz się słuchać sercem, nie uszami.
Odszedł. Nie

zrozumiałam jego słów. Wtedy. Teraz je rozumiem dokładnie...
Tajemnicza
Zarąbiste! Kocham ten fick. Jest superowski! Śiwtne tematy rozmów bohaterów, opisy i jej rozmyślania. Jaaaa...suuuper. Zajebiscie się czyta, tak lekko i przyjemnie tongue.gif Kocham takie ficki. Przygodówki i troche fantastyki. Mmmmniam mniam ze tak powiem tongue.gif Czekam na następne party =D i bede cie o to wołać cały czas =D Pa! =)
nienor_malna
[COLOR=green]a widzisz Iskierko mówiłam Ci

że to świetne opowiadanie
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'>

musisz pisać je dalej... ja chcę znać dalszy ciąg i podejrzewam że nie tylko

ja
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'>

pozdrawiem
Tajemnicza
Ehkem...czy ktoś ten fick proadzi? Puk puk,

jest tam kto?? Jakośnic nie widać i nie słychać. Na posta czekam i czzekam a

tu bum. Nie ma nic. A dlaczego? Pewnie dlatego ze pani Iskierka gdzies

pojechała. Skąd ja moge wiedziec, ale tak przypuzczam bo dawno jej nie

widziałam =(
iskra
Gdy wróciłam do domu, Irii już nie było, a domownicy jedli obiad. Przypomniałam sobie, że przecież nic dziś nie jadłam. Wzięłam więc jedzenie i poszłam do swojego pokoju. Nikt się nie odezwał. Miałam wrażenie, że podczas mojej nieobecności wiele się wydarzyło. Ale co? Nie miałam pojęcia. I nigdy tego nie dociekałam. Czasami rzeczy trzeba zostawić takimi jakimi są.
- Wybacz, że bez pukania, mała - powiedział Sel wchodząc do pokoju - Chciałbym ci jeszcze coś powiedzieć zanim odjadę.
- Odjeżdżasz? Przyjechałeś tylko na dwa dni?
- Oh, wiem, że będziesz tęsknić za moimi docinkami, mała - odparł z kpiącym uśmiechem - Nie martw się, jak wrócę być może jeszcze tu będziesz... Ale nie o tym chciałem porozmawiać.
Popatrzyłam na niego. Już się go nie bałam, a przynajmniej nie aż tak bardzo. Jest nieobliczalny, pomyślałam, by nie poczuć do niego żadnych pozytywnych myśli. Wiedziałam jednak, że jest już za późno. Nasze rzadkie rozmowy sprawiły, że już czułam do niego coś na kształt ostrożnej, nieśmiałej specyficznej przyjaźni. Nic na to nie mogłam poradzić. Zresztą nie wiem, czy bym chciała. Jednak zawsze wiedziałam, że to nigdy nie będzie prawdziwa przyjaźń. Nigdy.
- A o czym?
- O Lezardzie i jego zadaniu.
- Nie chcę - mruknęłam wrogo. Nie miałam ochoty wysłuchiwać, że Lez nie wróci.
- Słuchaj! - warknął - Chcę ci powiedzieć na czym polega jego misja byś sama oceniła czy wróci, czy też nie. Więc proszę mi tu nie prychać jak wściekła kotka, że niby nie chcesz, bo mówię to dla twojego dobra, mała.
- Ach, tak? Nie dość, że zniżasz się do poziomu rozmowy z człowiekiem, to jeszcze pragniesz mojego dobra. Cóż za postęp - uśmiechnęłam się zjadliwie.
- Uprzejmie informuję, że kpiące, złośliwe i zjadliwe uśmiechy należą do mojego wizerunku. U ciebie wygląda to jakoś komicznie, mała - odparł zimno.
- Przestań. Przecież wiesz, że już się ciebie nie boję - rzekłam lekko. Nie wiem co mnie podkusiło do użycia takich słów. Przecież to było kłamstwo, a poza tym wiedziałam, że Sel lubi wzbudzać strach. To były ryzykowne słowa. Sel złapał mnie jedną ręką za szyję. Poczułam na skórze zimno skórzanych rękawiczek.
- Czy naprawdę chcesz bym dopilnował tego byś się zaczęła bać? - szepnął złowrogo i zacisnął dłoń.
- Nie - wyszeptałam z trudem.
- Mógłbym cię teraz puścić i żylibyśmy w zgodzie, ale na twoje nieszczęście pomyślałaś, że możesz mnie zlekceważyć. Proszę, mała, nie myśl tak więcej. Nie jestem taki jak Lezard - poczułam jak uścisk rozluźnia się nieco.
- Co zamierzasz w związku z tym? - spytałam ze strachem. Wiedziałam, że nie czeka mnie nic dobrego.
- O zadaniu Lezarda będziesz musiała porozmawiać z Reydenem - odparł a potem złapał mnie za rękę. Poczułam ostry ból. Pisnęłam przerażona, a zarazem wściekła.
- Złamałeś! Złamałeś mi rękę!!! - wrzasnęłam przez pryzmat bólu - Odbiło ci.
- Do zobaczenia, mała - odparł obojętnie. W jego oczach było widać coś na kształt... przeprosin? Nie wierzę. Już nigdy nie uwierzę, że ta bestia ma jakiekolwiek uczucia!!!
Do pokoju wbiegli Stu i książę. Stu zbladła, gdy zobaczyła, że moja ręka jest nienaturalnie przekrzywiona.
- Złamałeś jej rękę? - szepnęła, a potem powtórzyła krzycząc - Sel, złamałeś jej rękę!?! Dlaczego!?!
- Tak to już bywa - odparł obojętnie.
- Jesteś wcieleniem zła! Wynoś się z tego domu!!! - Stu po tych słowach podeszła do mnie.
- Z przyjemnością - rzekł lodowato Sel i wyszedł.
Mały książę patrzył na to wszystko z rozszerzonymi ze zdziwienia oczami. Chyba nie rozumiał wszystkiego. Ja zresztą też. Ręka bolała mnie do tego stopnia, że po twarzy spływały mi łzy bólu. Stu na miejscu nastawiła mi kość. Krzyknęłam. Potem sprowadziła mnie na dół.
- Już wiem dlaczego tak krzyczałaś - rzekł do mnie Rejden, gdy zakładał mi szynę i bandażował rękę od dłoni do łokcia.
- To nie jest śmieszne - warknęłam przez zaciśnięte usta.
- Wiem - odparł poważnie, a potem zwrócił się do Stu - Wyrzuciłaś Sela z domu?
- Tak - przyznała wilcza dziewczyna.
- Porozmawiamy o tym później - rzekł niemal złowrogo i uśmiechnął się do mnie - Sel wiedział gdzie złamać, tak by ręka była potem sprawna. Nie martw się. Do zaślubin się zagoi.
- To znaczy, że Cailith będzie musiała zostać - wtrącił się Sevotharte.
- Co? - zdziwiłam się.
- Miałem cię wyprawić do domu - odparł Reyden.
- Ale dlaczego? Przecież miałam zostać!
- Porozmawiamy o tym później - powiedział i kazał mi się położyć.
Nie rozumiem wilczej rasy, pomyślałam po raz kolejny. Naprawdę nie wiem dlaczego nic mi nie mówią... Bo jestem człowiekiem, odpowiedziałam sama sobie po namyśle.
- Porozmawiajmy teraz - rzekłam z naciskiem.
- Dobrze, skoro chcesz. Chciałem cię odprawić do domu, bo pomyślałem, że męczysz się tu tylko. Czekasz na powrót Lezarda, który może nie nastąpić, Sel wciąż cię gnębi, a książę pewnie też dał ci się we znaki. Zresztą twoje miejsce jest w Arnii, wśród rodziny i przyjaciół.
- Odprawiłbyś mnie nawet, gdybym chciała zostać?
- Nie zastanawiałem się nad tym - odparł beztrosko - Ale teraz to już nie ma znaczenia. Zostajesz póki ręka się nie zagoi.
- Dlaczego Sel to zrobił? - spytałam.
- Nie wiem - odparł tak szybko, że miałam wrażenie, że jednak wie.
- Czy on wróci?
- To... to już zależy od niego - wtrąciła się Stu.
Milczałam. Inni też. Nawet Sevotharte.
- Na czym polega misja Lezarda - spytałam, nie tylko dlatego by przerwać milczenie.
- W zasadzie plan jest bardzo prosty - odpowiedzi udzielił mi Reyden - i dlatego taki niebezpieczny. Lez musi wkraść się do zamku i dać się złapać.
- Jak to?
- Nawet nie wiesz jakie rzeczy mówi się swoim umierającym ofiarom. Lez musi wytrzymać tortury i dokładnie zapamiętać każde słowo, a potem mieć jeszcze siły by się wydostać i tu dotrzeć.
- Ten plan jest absurdalny! - krzyknęłam - Przecież oni mogą go po prostu zabić, nic nie mówiąc.
- Wiem.
- To niesprawiedliwe - po policzkach zaczęły ściekać mi łzy - Lez musi zginąć tylko dlatego...
- Nie "tylko dlatego" - przerwała mi Stu zanim jeszcze zdążyłam dokończyć - Te informacje są nam bardzo potrzebne. Nie ma co ukrywać. Szykuje się wojna, a my mamy za mało wojska by wygrać. Bez istotnych informacji nie możemy mieć nawet nadziei. Rzeź sprzed kilkuset lat powtórzy się.
- Rzeź?
- Tak, to nie była wojna. Nasza armia była niewielka, ale walczyliśmy zażarcie o nasze domy, rodziny, życie, wolność. Fakt, że to my wywołaliśmy Wielką Wojnę...
- Nie, to nie my - przerwał jej ojciec - To buntownicze grupy, które za wszelką cenę chciały rozlewu ludzkiej krwi. Potem mogliśmy się tylko bronić.
- W szkole uczyli mnie, że to wilki były wszystkiemu winni i że wszyscy pragnęli naszej krwi. Chcieliście nas zniszczyć, bo uważaliście, że świat jest za mały dla dwóch ras i (o ile mi wiadomo) to wilczy król wypowiedział nam wojnę.
- Jest kilka tak zwanych prawd, ale jak to się mówi punkt widzenia zależy stołka, na którym się siedzi.
- Nieważne - wzruszyłam ramionami - To już przeszłość.
- Przeszłość jest częścią nas. Nie możemy o niej zapomnieć. Nawet jeśli byśmy chcieli...
- Przeszłości nie można zmienić. Pozostaje tylko o niej zapomnieć - rzekłam obojętnie patrząc Reydenowi w oczy.
- A czy potrafiłabyś zapomnieć wyrzekając się części siebie, tracąc wspomnienia?
- Znasz mnie niedługo, ale chyba wystarczająco by samemu sobie na to odpowiedzieć - uśmiechnęłam się lekko, szczerze.

_____________________

Prosze bardzo... oto kolejna czesc.

Tajemnicza, ja jestem tylko Ciebie wtedy nie ma =)
Tajemnicza
Mmmmmm...wreszcie part! Jak długo czekałam! Nio bardzo ładnie =D Tylko nie rozumiem dlaczego Sel złamał jej rękę. Dziffne...Ale superowskie =D Emocje po przeczytaniu ficka są świetne. I klimacik mi się bardzo podoba. Czekam na następne party! Pozdraffiam i całuję tongue.gif
Dirbaa
Chyba złamał jej rękę żeby została bo Sel

doeiedział się że chcą zeby wyjechała. KIEDY NASTEPNA CZĘŚĆ??
Rapsodia
Wasuki rządzi!!
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/> A zaraz po nim Lezard!!
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'

/> Hiehie.
Co do ficka. Niom jest jaki jest. Mi siem podoba

^^ Tylko ta Cailith... No jakoś nie potrafie jej zrozumieć...

Dobra.

No to gdzie następne ochłapy??
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/>
Tajemnicza
Yaiho, pisiu pisiu dalej. Pisiaj następnego

parcika, bo czekam i czkema. Mówiłaś, żę dodasz do Ras i Gryfa...A ja nic

nie widze i nie mam się czym upajać
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/>
I przepraszam rapsodio

border='0' align='center' width='95%' cellpadding='3'

cellspacing='1'>
QUOTE

id='QUOTE'>Dobra. No to gdzie następne

ochłapy??

class='postcolor'>
Ty party uważasz za ochałpy ???


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/dry.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='dry.gif' />


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/sleep.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='sleep.gif'

/>
iskra
5

Przez kilka dni prawie nie

wychodziłam z domu. Czas spędzałam głównie na pomaganiu Stu w

przygotowywaniu posiłków, czytania książek i próbie wpajania księciu, że

mimo bycia królem i władcą, to jest on również istotą i opiekunem. Nie wiem

czy to mi się udało nawet w małym stopniu. Z każdym zamienionym słowem z

Sevotharte dostrzegałam podobieństwo między nim a Selem. Sevotharte to

wyniosły, pewny siebie, bezczelny i złośliwy smarkacz. Natomiast moje

zdanie na temat Wasukiego zmieniło się. I to bardzo. Jest on jednak

odpowiedzialny, wbrew pozorom, i naprawdę kocha Stu. Teraz wątpię, że Wasuki

mógłby spać z jakąkolwiek inną kobietą. Dla niego istniała tylko Stu, a te

jego przechwałki i podteksty to tylko wynik jego charakterku.
Rano,

ósmego dnia od wyjazdu Lezarda, nie wstałam z łóżka. Patrzyłam beznamiętnie

w sufit.
- Lezard nie wróci - powiedziałam cicho do siebie i pozwoliłam

by łzy zwątpienia pociekły mi po policzkach - Są obietnice, których nie

sposób dotrzymać.
Nie schodziłam z łóżka póki Stu nie przyszła sprawdzić

czy dobrze się czuję. Odpowiedziałam, że tak. Popatrzyła na mnie

podejrzliwie i wyszła. Ja natomiast ubrałam się w czarna suknie od Lezarda.

Włosy jak zwykle splotłam. O, bogowie dlaczego z tymi kudłami nic innego nie

da się zrobić? Zeszłam na dół.
- Wyjeżdżam - powiedziałam zanim wszyscy

zdążyli zasiąść do stołu.
- To znaczy, że już mnie nie będziesz męczyć

tymi morałami? - ucieszył się Sevotharte i zaraz dostał od Wasukiego w

głowę.
- Ale dlaczego? - spytała Stu.
- Lezard nie wróci -

odpowiedziałam ze spuszczoną głową.
- I to mówi ta, która wierzyła w jego

powrót najbardziej z nas wszystkich? - zakpił Wasuki, ale zaraz zrozumiał,

że nie powinien. Widziałam to w jego oczach.
- Kiedy? - spytał Reyden.

Przypomniałam sobie moment odjazdu Lezarda sprzed czterech miesięcy. To ja

zadałam wtedy takie pytanie.
- Niedługo. Może nawet jutro. A teraz jeśli

pozwolicie pójdę na spacer.
Skinęli tylko głowami. Cieszyłam się, że mnie

nie zatrzymywali. To mi ułatwi odejście.
Podążyłam w stronę starego dębu.


- Cześć staruszku - powiedziałam, gdy już tam dotarłam.
Dotknęłam

pnia. Mądrość. Siła. Bezpieczeństwo. Uśmiechnęłam się do siebie.
- To

nasze ostatnie spotkanie - powiedziałam, tak jakbym rozmawiała ze starym

przyjacielem - Już niedługo się stąd wyniosę i... spróbuje o wszystkim

zapomnieć. Zacząć żyć od nowa.
- Kogo chcesz oszukać? - usłyszałam

znajomy głos dochodzący zza drzewa.
Nie czekałam aż Sel się pokaże.

Zaczęłam uciekać. Przestraszona nie patrzyłam pod nogi. Myślałam tylko o

tym, że musze biec. Biec jak najszybciej. Potknęłam się o wystający spod

śniegu pień. Upadłam na twarz i poczułam ostry ból w ręce, ale zaraz

odwróciłam się na plecy. Sel szedł ku mnie. Zdrową ręką złapałam się za

złamana łudząc się, że to w jakiś sposób uśmierzy ból. Nogami bezradnie

kopałam w śnieg, by oddalić się od niego choć o kawałek. Sel kucnął przy

mnie i położył dłonie na mojej złamanej ręce. Popatrzyłam mu w oczy i

przeraziłam się, bo nie mogłam odgadnąć co w nich zobaczyłam. Odruchowo

uderzyłam go w twarz zdrową ręką. Moje przerażenie zwiększyło się. Mógł

zatrzymać uderzenie. Mógł, a jednak nie zrobił tego. Dlaczego?!

Popatrzył na mnie.
- Nic nie rozumiesz - rzekł łagodnie. Nagle poczułam

ciepło rozlewające się po złamanej ręce. Ból minął. Milczałam. Sel podniósł

mnie delikatnie na proste nogi. Milczałam. Popatrzył mi w oczy.
- Czego

chcesz? - warknęłam z lękiem i nienawiścią zarazem. Jego oczy były

nieprzeniknione.
- Nie odjeżdżaj - powiedział.
- Dlaczego o to

prosisz? Żeby mnie jeszcze dręczyć? Jaką jeszcze krzywdę chcesz mi

wyrządzić? Dlaczego mam zostać?
- By poczekać na Lezarda - odparł.
-

Lez nie wróci.
- Cailith, obroniłem cię przed Irią byś została, złamałem

ci rękę by Reyden nie mógł cię odesłać do domu. A ty chcesz to wszystko

zaprzepaścić tylko dlatego, że w chwilach słabości strąciłaś nadzieję?
-

Po co to wszystko? Dlaczego tak bardzo chcesz bym czekała na Lezarda?
-

Bo wiem, że jesteś z nim szczęśliwa, wiem, że jest dla ciebie przyjacielem,

którego potrzebujesz, wiem, że chcesz tu zastać - nabrał w płuca powietrza -

Bo cię kocham, mała głupia ludzka dziewczyno.
- Co?!

Zwariowałeś?! - krzyknęłam przerażona tym wyznaniem. A jeszcze bardziej

przerażono było to, że wydawało się ono szczere i prawdziwe - Jestem

człowiekiem! Ślepy jesteś czy co?!
- Nie wrzeszcz tak, mała -

odparł z kpiącym uśmiechem - To nie moja wina, że serce mnie nie słucha. A

poza tym nie rozumiem dlaczego jesteś taka zbulwersowana.
- Ja jestem

CZŁO-WIE-KIEM! A ty WIL-KIEM! Czy jest coś jeszcze do

tłumaczenia?!
- O bogowie, mało było takich związków? - przewrócił

oczami - Ja tylko mówię to co czuję.
- Nie, nie, nie - powtarzałam jak w

transie chodząc w kółko - Nie, nie, nie, nie, nie.
- O co chodzi? -

spytał z tym swoim kpiącym wyrazem twarzy.
- NIE ROZUMIEM

TEGO!!! - wrzasnęłam, a tak właściwie to był to pisk. Bardzo

głośny i przenikliwy pisk. Nie wiedziałam jak inaczej mogłam wyrazić to co

czułam. Opuściłam ręce wzdłuż ciała. Odwróciłam się na pięcie z zamiarem

odejścia. Sel złapał mnie za ramię.
- Zrobiłem wszystko byś mnie

znienawidziła...
- I znakomicie ci się to udało - odparłam nie odwracając

się.
- Wiem, ale... - umilknął. Pewne rzeczy chciał chyba przemilczeć.

Zaraz potem dodał - Lez żyje. Nie pytaj jak, po prostu mi uwierz. Jeden

jedyny raz.
- Nie. Raz to uczyniłam i naraziłam się na niepotrzebny ból i

cierpienie.
Wyrwałam ramię z jego uścisku. Ruszyłam do domu...

Prychnęłam w duchu. Do domu, którego tak naprawdę nie miałam. Już nic nie

czułam i wiedziałam, że jeśli Lezard nie wróci i tego nie opanuje to

pozostanie we mnie już na zawsze. Wieczna apatia. Stan, który niegdyś

nienawidziłam, a który był teraz mym ukojeniem. Cóż za ironia. Nie wiem ile

czasu szłam. Po prostu usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi. Otworzyłam oczy i

ujrzałam, że jestem w chacie.

______________

ps. To są

ochłapy
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'

/>
Tajemnicza
Dla mnie nie są to ochlapy tylko coś czym

moge zaspokoić pragnienie!! Matko. Było tak ładie i musiała się

zdenerwować =D Hhehe... Tylko nie pasuje mi swrot 'bo cię kocham, mała

głupia ludzka dziewczyno' Niby ja kocha a bezczelnie nazywa


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/dry.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='dry.gif' />

Mófilam ze czepne się
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/> Czekam na nastepnego

parta!!!!!!!!!!!!

A

teraz cos dziffnego "Był sobie zamek, a w tym zamku saaame dziwy. Czy

to na pewno byl zamek?" Hhehehe...
Rapsodia

cellpadding='3' cellspacing='1'>
QUOTE (Tajemnicza @

07-08-2003 19:49)
Dla mnie

nie są to ochlapy tylko coś czym moge zaspokoić pragnienie!! Matko.

Było tak ładie i musiała się zdenerwować =D


Nio prosze.

Ale wywołałam burze u ciebie. Ale sama Iskra je tak nazywała. A my przeciez

rzucamy sie na nie niczym te hieny (za przeproszeniem
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/> ). Uważam, że ten fick jest świetny, a ty źle zrozumiałaś

moją aluzję...
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/dry.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='dry.gif' />



Co do Cailith. nadal jej nie rozumiem...
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/huh.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='huh.gif' />

No ale chyba jest coś ze mną nie w porządku...
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/>
Tajemnicza
Dzisiaj ja z trudem rozumiem rózne rzeczy


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/> Przepraszam. I witaj w kubie :hien: ehehehe.

Iskra...koffanie moje. Rzuć nam jeszczecos na pozarcie... Głodna jestem...Na

prawde =D Hhehe. Iskra koffam cię koffam ficka koffam syskich na sffiecie

oprócz siebie
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/huh.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='huh.gif' />

Abaska

src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/ohmy.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='ohmy.gif'

/> ... Tylko na tyle na razie mnie stac... Iskro, jestes

geniusz...

Pees (I): A ja nie wiem, czemu, mi sie bardziej Wilcza

rasa od Gryfa podoba... Chyba dlatego, ze w tym drugim jush sie troche

pogubilam i stracilam orientacje w terenie =) Nie wiem, gdze skonczylam

^^"

Pees (II): Mi sie tez troche to nie naturalne wydalo to

wyznanie Sela...

Pees (III): To nie smakuje jak ochlapy, tylko jak

nuttelka
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/>

Weny zycze!!

Abaska - zemsta Iskierki

jezeli nie bedzie tu lada chwila next parta
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'

/>

(druga kopiara tu rosnie XD)
iskra
- Jesteś bardzo blada, Cailith -

powiedziała Stu - Czy cos się stało?
- Sel właśnie mi powiedział, że mnie

kocha - odparłam obojętnie.
Reyden zakrył dłonią twarz i pokręcił z

rezygnacja głową. Cisza jaka zapanowała była niemal namacalna. Sevotharte

popatrzył mi w oczy i... nagle wyskoczył na stół. Uniósł tryumfalnie rękę z

okrzykiem na ustach.
- O, tak! Nareszcie to powiedział!
- Co

cię tak cieszy smarkaczu? - warknęłam, a potem zwróciłam się do Reydena -

Wiedziałeś.
- Tak, wiedziałem - potwierdził to co stwierdziłam -

Wiedziałem od samego początku.
Milczałam. W mojej głowie kłębiło się

tysiące myśli, pytań, na które nigdy nie poznałam odpowiedzi.
- Wyjeżdżam

- oznajmiłam po dość długiej chwili - Jutro rano. Żałuję, że jestem na tyle

tchórzliwa, że nie wyjadę natychmiast, bo boje się jechać nocą.
Nie

oglądając się na innych poszłam do swojego pokoju. Moje słowa były pełne

gniewu. Wiedziałam o tym. Położyłam się na łóżku. Gdzie się podziała dawna

ja?, zastanawiałam się. Gdzie dawna Cai, dziewczyna, która kochała każdą

chwilę, swą złość wolała przemilczeć, była pełna dobroci, życzliwości, chęci

pomagania? Tak bardzo się zmieniłam przez te kilka, chyba 12, dni. Tak

bardzo... Wtuliłam głowę w poduszkę. Nic innego nie mogłam zrobić. Nic...

Zapadłam w głęboki sen.
Pukanie do drzwi obudziło mnie. W pokoju panował

mrok, mimo świecącej się świeczki.
- Nie... - nie dokończyłam. Do pokoju

wszedł Sevotharte. O, bogowie jak to imię nie pasowało do tego

malca!
- Naucz się, że nie należy wchodzić do pokoju bez zaproszenia

- mruknęłam.
- Cailith, ja też nie chcę żebyś odjeżdżała - powiedział

nieśmiale i usiadł na brzegu łóżka.
Pierwszy raz zwrócił się do mnie po

imieniu, a nie pogardliwie "człowieku" czy "dziewucho".

Nie zwróciłam na to jednak większej uwagi. A powinnam... Być może przyszłość

potoczyłaby się inaczej.
- Co to znaczy "ja też"? - spytałam

beznamiętnie.
- No... - zawahał się - Tak jak Sel.
- Jak Sel? -

fuknęłam wściekle - Nigdy nie staraj się być do niego podobnym.
- Ty

nawet nie starasz się zrozumieć - szepnął książę. Te słowa... - Sel cię tak

bardzo polubił.
- Miałam wątpliwą przyjemność się już o tym

dowiedzieć.
- Ty nie wiesz co on czuje - Sevotharte pochylił głowę, tak

by czarne włosy opadały mu na twarz - Nie wiesz, że...
- Co jest,

Sevotharte? Przyszedłeś go usprawiedliwiać?
- Tak - pochylił jeszcze

bardziej głowę - Sel nigdy by ci tego nie powiedział.
- Więc i ty nie

powinieneś tego mówić - zauważyłam.
- Posłuchaj - nadal miał pochyloną

głowę - Sel robił to wszystko, bo... hm, nie chciał niszczyć ci życia.

Wiedząc, że generał Lezard jest dla ciebie przyjacielem chciał byś była przy

nim kiedy wróci.
- Nie chciał niszczyć mi życia? - rzuciłam ironicznie -

Mógł po prostu przemilczeć swoje uczucia, a nie sprawić by strach trawił

mnie od środka.
- Generał Lezard... - urwał - Jest jeszcze coś o czym nie

mogę powiedzieć.
- Czy tylko tyle masz mi do powiedzenia? - spytałam ze

znudzona miną.
- Wiedz, że Sel cierpi nie mniej od ciebie - powiedział i

wstał.
- A to dobre - zaśmiałam się sztucznie, ale zaraz przybrałam

poważny, wręcz wrogi wyraz twarzy - Co ty nie powiesz.
Sevotharte

odwrócił się i napotkałam parę błękitnych oczu. Już wtedy wiedziałam.

Wiedziałam, że będzie wspaniałym władcą.
- Postaw się w jego sytuacji,

proszę. Jak ty byś się czuła raniąc ukochaną osobę tylko dlatego, że to

jedyny sposób.
- Jedyny sposób na co?
- I ja nie powinienem mówić tego

czego nie powiedziałby Sel - uśmiechnął się smutno i otworzył drzwi - Wiele

się od ciebie nauczyłem. Nie myśl, proszę, że marnowałaś tylko czas.
-

Myślałam tak. Wiele razy - odparłam, a on pochylił głowę - Ale wiem, że się

myliłam... Wasza Wysokość.
Pochyliłam lekko głowę z szacunkiem, a on

obdarzył mnie promiennym uśmiechem.
- Sevi - poprawił mnie - Proszę, mów

mi Sevi.
Trzaśnięcie drzwi.
- Wszystkie słowa wypalają na duszy

piętno - powiedziałam jakby jeszcze tu był - Zapamiętaj to,

Sevi.
Dlaczego nie jestem kowalem swego losu?, myślałam. Zawsze poddaje

się temu co przynosi mi życie. Jeśli przyjmuję z góry przesądzony los, to...

życie tak właściwie nie ma sensu.
- Nie - powiedziałam na głos - Lez,

zawsze powtarzał, że należy się doszukiwać sensu w bezsensie.
Westchnęłam

i podeszłam do okna. Miałam widok na tyły domu, las, a dzisiejszej nocy

także na księżyc. Świecił pełnią swego uroku. Taki jasny wśród mroku.
-

Lezard - wyszeptałam.
Nagle poczułam skurcze w żołądku. Przypomniałam

sobie, że nic jeszcze nie jadłam.
- Cóż, wygląda na to, że za dużo myślę

- uśmiechnęłam się do siebie, pogodnie, tak jak kiedyś.
Wyszłam z pokoju

i ruszyłam ku schodom. Cisza. Pomyślałam, że to trochę dziwne, ale nie byłam

tym faktem specjalnie zaniepokojona. Nim zeszłam ze schodów zauważyłam, że w

dużym pokoju na dole jest więcej osób niż zwykle. Dużo więcej. Ostatnie

kroki pokonałam biegiem. Nim zdążyłam ogarnąć całe pomieszczenie moje oczy

spoczęły na jednej osobie.
- Tarimin? Ty tutaj?
Byłam całkowicie

zdezorientowana. Wiem, że spałam. Wiem, że po wyjściu Sevotharte byłam

zajęta własnymi myślami. Ale dlaczego nie usłyszałam odgłosów walki

dochodzących z dołu? Czyżby magia?
- Wygląda na to, że uprzedziłem

twojego wilczego przyjaciela - powiedział przyjaźnie, ale ostatnie słowo

niemal wypluł.
Nie rozumiałam jego słów. Rozglądnęłam się po sali. Było

tam 6 żołnierzy królewskich. Znałam wszystkich. Reyden siedział związany na

krześle. Z ramienia sączyła mu się krew. Sevotharte robił mu prowizoryczny

opatrunek. Wasuki siedział na podłodze. Związany i pobity. Obok leżała Stu w

czerwonej plamie... krwi? Wasuki płakał. Moje oczy też zaszły łzami.

Poczułam rękę Tarimina na ramieniu. Odwróciłam do niego rozżaloną twarz i

spojrzałam w jego ciemne oczy.
- Jak mogłeś? - szepnęłam - Dlaczego?
-

Nie miałem wyjścia - powiedział przepraszająco - Uwierz mi.
Reyden

skierował na niego bystre oczy.
- Stu broniła Sevotharte - powiedział

beznamiętnie.
W jednej chwili podszedł do niego krepy osiłek zwany Turbi

i uderzył go z zamachem w twarz. Chciałam podbiec do przyjaciela, ale Tari

zatrzymał mnie.
- Przestań. To wilk.
Nie skomentowałam tego. Wyrwałam

się i podeszłam do Reydena. Opatrzyłam jego rozcięty policzek. Rana była

długa, ale niezbyt głęboka. Jedyne co mogłam zrobić to rozedrzeć brzeg

swojej sukienki i przyłożyć materiał do rany. Podeszłam do Wasukiego.
-

To twoja wina - warknął przez łzy nim zdarzyłam go dotknąć, a potem spojrzał

na mnie szalonymi ze wściekłości oczyma - Przysięgam, że poderżnę ci gardło

przy pierwszej okazji, suko!
Patrzyłam na niego przerażona.
- Ale

ja nic... - spojrzałam na Tariego.
Pomachał mi przed oczami... moim

wisiorkiem!
- Niby taki niepozorny, a z odrobiną magii zawsze

znajdzie swojego twórcę - rzekł z satysfakcją.
Uderzyłam go w twarz i

wyrwałam wisiorek.
- Po co przyjechałeś? - spytałam z żalem -

Odjedź.
- Przyjechałem po ciebie. Ty mnie tu sprowadzasz.
Milczałam.

Tak, to byłą moja wina. Usiadłam obok Reydena wyraźnie pokazując, po której

jestem stronie. Chociaż nie wiem czy to miało jakikolwiek sens. Wszystko i

tak było przesądzone. To moja wina, myślałam wciąż w duchu. Moja wina.



_________

Heh =) Miło, że się Wam podoba. Ale ja nie jestem

tego zdania
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/happy.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='happy.gif'

/>
To jest "lekka wersja" zawartosci forum. By zobaczyc pelna wersje, z dodatkowymi informacjami i obrazami kliknij tutaj.

  kulturystyka  trening na masę
Invision Power Board © 2001-2024 Invision Power Services, Inc.