A to kilka moich rysunków... oczywiście zboczonych a fe!
Blais & Hermione
http://i.imgur.com/L2QlSTZ.pngDraco & Hermione
http://i.imgur.com/WXkBkRa.pngRozwiązanie alternatywne :
http://i.imgur.com/l3BY0g6.pngRozdział siódmy
Bystry Harrycz 1.
Draco Malfoy.
We własnej osobie: ten Draco Malfoy, czarodziej czystej nieskazitelnej krwi, uczeń magicznej szkoły Hogwart, mieszkaniec Slytherinu, Casanova wśród kobiecych serc, blondyn - rzecz jasna naturalny, ambitny chłopak z czarnym znakiem na przedramieniu, syn samego Lucjusza Malfoya, dumny i pewny siebie młodzieniec - pocałował.
Zrobił to.
Chłopaka.
Przyjaciela.
Co gorsza, tym chłopakiem był, Blaise Zabini.
Ten Blaise Zabini.
Przerośnięty dryblas, o wilczym, przeszywającym duszę, spojrzeniu.
Pocałował go.
Nie z powodu eliksiru, nie przypadkiem.
Zrobił to, bo chciał to zbić.
Pocałował.
Czemu?
Draco Malfoy zadawał sobie to pytanie co sekundę, leżąc na łóżku i wpatrując się przerażonym spojrzeniem, w pustkę sufitu. Przecież nie mógł poczuć nagle coś do Zabiniego. Niby, z jakiego powodu miałby go całować?
Bo jest jego przyjacielem.
Przyjacielem?
A nawet, jeśli nim jest czy to normalne, jak przyjaciele się całują w taki sposób? Na dodatek, kiedy w grę wchodzi dwóch, sporych rozmiarów facetów? Z ledwością przełknął ślinę, kręcąc głową na boki. Czemu, czemu tak ni z tego postanowił zrobić z siebie kompletnego kretyna i rzucił się na Blaise, jak wariat pozbawiony wszelkich zmysłów? Alkohol, to na pewno przez alkohol. Gryfoni coś mu dosypali i....
- Oszalałem - podskoczył nerwowo na łóżku. Myśli coraz bardziej się nasilały, dręcząc go pytaniami, na które nie znał odpowiedzi. A nawet gdyby je znał, nie przyznałby się przed samym sobą do tego. Od zawsze łączyła go dość silna więź z Blaise, ale na cudownego Merlina, nigdy nie całował go w taki sposób. Owszem ostatnio czuł, że miedzy nimi jest inaczej. Rozmawiali, co było rzadkością, bo zazwyczaj łączyły ich libacje alkoholowe i podboje kobiet. Co jednak nie tłumaczy go z tego, co zrobił. Może to był tylko sen? Albo jakaś dziwna halucynacja? Przecież nie mógł tego zrobić, nie mógł pocałować Zabiniego, do jasnej cholery!
- Lubię chłopaków? - wyszeptał do siebie, z jeszcze większym przerażeniem. Nie, nie, szybko postanowił odrzucić tę myśl, przecież nie mógł od tak zmienić orientacji, to niedorzeczne.
Draco Malfoy lubił kobiety!
Lubił kobiety!
Lubił kobiety...
Ko.. bie.. ty...
Gdyby Blaise, mógł być kobietą, w tedy to by nabrało sensu.
- Niedorzeczność - prychnął na samą tę myśl.
A więc, co to jest za dziwne uczucie, które rozrywa mu klatkę piersiową? Zakrył twarz poduszką, wydając z siebie ciche, żałosne westchnienie. Nie chciał tego poranka. Nie chciał wczorajszych wspomnień. Draco Malfoy chciał po prostu stać się poprzednim Draconem, jakiego znał. Bo ten obecny Malfoy, zdecydowanie go przerażał.
*
Poranek dla Hermiony był czymś, co można nazwać koszmarem na jawie. Nie tylko z powodu kaca wielkości skały, w którą rąbną Titanic, ale także psychicznej udręki, która nie dawała jej spokoju od samego przebudzenia się. Poczucie wstrętnego smaku w ustach, zamazanego nieostrego obrazu i bólu głowy- wręcz nieludzkiego, zmusił ją do wstania z łóżka. A był to zabieg nie łatwy, zważając na wczorajszą ilość alkoholu, jaką zdołała w siebie wlać. Wspomnienia również męczyły ją zawadzając bardziej niż kac. Stojąc przy łazienkowym lustrze, z przymrużonymi oczami, zaczęła swoją od niedawna, codzienną udrękę bycia Zabinim Blaise.
- Może oni rzeczywiście byli kochankami? - powiedziała na głos spoglądając w odbicie swoich ciemnych oczu. Bo jak inaczej to wytłumaczyć? Dlaczego Draco Malfoy ją pocałował? Nie był pod wpływem eliksiru miłosnego, ani nie przypadkiem upadł prosto na jej usta, tak jak ona to zrobiła poprzedniego ranka. A więc co? Pokręciła czarną czupryną, oblewając twarz strumieniem zimnej wody. A może, za bardzo się wczoraj spiła i w cale tego nie było? Szybko odrzuciła tę myśl, przecież nie bez powodu serce waliło jej jak dzwony kościelne, na samo wspomnienie o blondynie.
Po długim prysznicu, podczas którego wymyśliła milion powodów, dlaczego to Malfoy raczył zaszczycić ją pocałunkiem, dosłyszała pukanie.
- Pst, Granger! - słysząc ten półszept dobrze wiedziała, kogo zastanie za drzwiami.
- Czego chcesz? - warknęła, wodząc wzrokiem po stojącym przed nią Blaise. Bezproblemowo przecisnął się przez jej ramię, wchodząc do środka pokoju.
" O jasne, nie krepuj się" - zakpiła w myślach.
- Znowu latasz w samej pidżamie po Hogwarcie? - zmierzyła go zimnym wzrokiem. - A może, w co wątpię, wymyśliłeś już, czemu muszę męczyć się w twoim cielsku?
- Prawdę mówiąc - zaczął posyłając w jej stronę przepraszający uśmiech, - przyszedłem, bo pamiętam, że miałem gdzieś tu eliksir na kaca. Sama rozumiesz.
Hermiona parsknęła mu w twarz, widząc jak wlewa do usta kilka kropli upragnionej cieczy. No tak, teraz Zabini nie posiadał tak masywnego ciała jak kiedyś i skutki wczorajszego picia, musiały nieźle dać mu się we znaki. Wodząc wzrokiem, po wielkim kołtunie, jaki miał na głowie zaczęła się zastanawiać jak to możliwe, że jej włosy wyglądają aż tak wstrętnie. Co też, ten badyl zrobił z jej niewinną osobą? Niestety, Hermiona Granger dożyła czasów, kiedy widzi siebie samą w stanie nędznym i gorzkim politowania. Na dodatek doprowadził ją do tego Zabini Blaise. Ślizgon westchnął z ulgą kończąc fiolkę, po czym rzucił ją na powrót do szafki, napotykając po drodze jej przeszywający wzrok.
- Znam to spojrzenie Granger - wykrzywił twarz, czując ulgę po wypiciu eliksiru. - Coś znowu wymyśliła?
- Słuchaj Zabini - zaczęła z myślą, że powinna się jednak upewnić w pewnej sprawie, skoro ma ku temu okazję. Co prawda, nie łatwo będzie bez podejrzeń zagadać Zabinego o Malfoya, ale wyboru dużego w tej kwestii nie miała.
- Czy ty i Malfoy, czy wy może.. - zaczęła wymownie gestykulować dłońmi, na co Zabini rzucił jej pytające spojrzenie.
- Co my?
- No wiesz, nie chce was osądzać, absolutnie, ale czy wy może kiedyś "ten teges" - przymrużyła oczy, posyłając mu znaczące spojrzenia, w których miała nadzieje, że domyśli się, o co chodzi i oszczędzi jej wstydu rozpoczyna tej rozmowy. Niekoniecznie tak się jednak stało, wnioskując po jego dalszych wywodach.
- "Ten teges"?
- Wiesz, o co mi chodzi -
"Albo udajesz, że nie wiesz". - Czy coś was łączyło?
- W jakim sensie? - kontynuował litanię pytań, przy których zadawaniu, najwyraźniej dobrze się bawił.
- W sensie - właściwie, jak ona ma go zapytać dyskretnie, czy nie miał romansu z Malfoyem? Beznadziejna sytuacja. - W sensie męsko- męskim.
- Pytasz się mnie właśnie czy bzykam się z Draconem? - wypowiedział to zdanie ze stoickim spokojem, co jeszcze bardziej wyprowadziło ją z równowagi.
Chwilę stała w bezruchu, mrugając tępo powiekami.
- Cóż, nie tak chciałam to określić, ale skoro już…
- No, no Mionka - mlasnął wyraźnie rozbawiony jej reakcją. - Widzisz, mnie i Draco rzeczywiście łączą "specjalne" relacje. Jeśli wiesz, o czym mówię…
Skąd ona ma wiedzieć, o czym on mówi? Specjalne relacje? Czyli jakie? Dobrze wiedziała, że ma dość opóźniony refleks, jeśli chodzi o "te" sprawy. Ale mógłby przestać się z nią drażnić i w końcu wytłumaczyć konkretnie, co go łączy z Draconem. Przecież nie ma szóstego zmysłu, ani daru czytania w myślach. A szkoda, w takich sytuacjach bardzo by się to przydało.
- Co to znaczy? Czyli, że wy razem…?- zaczęła chodzić po pokoju szukając w głowie odpowiednich słów. Co okazało się być trudniejsze niż myślała, nawet jak dla kogoś takiego, kim była Hermiona Granger. Jak delikatnie wypytać go o tą sytuację? Przecież, nie mogła od tak wywali z pytaniem czy stwierdzenie "specjalne relacje" oznacza to samo, co sypianie z Malfoyem? Mało tego, jej wyobraźnia zaczęła wychylać się poza barierkę przyzwoitości. A to znaczyło jedno : zniesmaczenie.
- Blaise, wiesz, o co mi chodzi.
- Granger, nie mam czasu na twoje pierdoły. Muszę się wykąpać, ogolić, uczesać to coś, co mam na głowie, wymalować, znaleźć coś sensownego w twojej szafie, co wygląda znośnie, na wypad do Hogsmeade - mówiąc to, zakrył usta, widząc swoje odbicie w lustrze.
No tak, dzisiaj był organizowany wypad do Hogsmeade, zupełnie wyleciało jej to z głowy.
- No proszę, teraz udajemy tutaj poszkodowanego? Nie za bardzo wczułeś się w rolę kobiety? - wymamrotała, rzucając w jego stronę wyzywające, wręcz mordujące spojrzenie. - Dla twojej świadomości, też mam dość życia, z tym dyndającym między nogami …
- Rozumiem, rozumiem, nie musisz kończyć - wykrzywił twarz, niemal dławiąc się śmiechem. - Teraz widzisz, że nie łatwo żyć z takim hojnym wyposażeniem. Za to ja nie narzekam, całkiem miło popatrzeć na twoje…
- ZABINI, OSTRZEGAM CIĘ!
Co za palant z tego Zabiniego! Ślizgoni, wstrętni, okropni erotomani. Sami nie wiedzą, czego chcą. I to wysokie mniemanie o sobie. Też coś! Że też jej ciało, wpadło w łapska, takiego pasożyta.
Nie, nie to nie jest jednak ważne. Znowu dała się łatwo sprowokować i zupełnie zapomniała, jaki był sens rozmowy. Mianowicie: Malfoy. Ale zanim zdołała cokolwiek powiedzieć, zobaczyła tył pleców Blaise, ulatniającego się z dormitorium.
- A ty gdzie! Czekaj, ty pozbawiony godności bubku! - wybiegła za nim. Owszem, Blaise zatrzymał się, ale zupełnie nie z jej powodu. Jak na ironie losu, naprzeciw niego stał Draco z miną człowieka, który zaraz ma przejąć władze nad całym światem, a jeśli ktokolwiek ma czelność mu się przeciwstawić, skończy marnie.
- Granger - dosłyszała twardy głos blondyna.
- Malfoy - warknął przez zęby Blaise, zakładając dłonie na piersi. Stali tak na przeciw siebie dobre kilka minut, ciskając piorunami, jakby właśnie sam Zeus zaszczycił ich swoją mocną. Aury wokół nich, niemal emanowały krwią i nienawiścią. Hermiona przełknęła głośno ślinę, czekając na najgorsze.
- Postanowiłaś tu zamieszkać? - rzucił na początek blondyn, podnosząc brwi jak pierwszy dyktator Hogwarcki . - Bo, coś mi się wydaje, że pod zły adres trafiłaś.
- Masz z tym problem, Malfoy? - odpowiedział pytaniem Blaise, odrzucając pasma włosów w tył. Ten nawyk zagościł w nim na dobre. - A może jesteśmy ZAZDROŚNI, co? Przyznaj po prostu, że ci tam w spodniach już twardnieje na mój widok.
Draco parsknął śmiechem, ilustrując Zabiniego od stóp po sam czubek głowy. Hermiona przejechała dłonią po twarzy, czując zażenowanie większe niż głowa samego Hagrida. Co też, ten Blaise sobie myśli, mówiąc coś takiego i wyglądając tak, a niestety nie inaczej.
- Twardnieje to mi mózg od samego patrzenia na ciebie - zakomunikował Draco unosząc brwi. - Powiedz no Granger, bo się ostatnio zastanawiałem, jaki gatunek sobą reprezentujesz? Jesteś mieszanką gumochłona z goblinem? Czy może bazyliszka z olbrzymem? Bo zważając na twój wzrost i urodę, to obstawiam to drugie.
Hermiona Granger właśnie poczuła wielką ochotę potraktować Malfoya kilkoma klątwami, za to jakże uwłaszczające jej godność, stwierdzenie.
- Oj Draco, Draco - zarechotał Blaise, zbliżając się kilka kroków w stronę blondyna. - Może teraz tego nie zrozumiesz, ale jakże będziesz żałować tych gorzkich słów. - Zabini szepnął mu do ucha, na co Draco parsknął gorzkim śmiechem. Hermiona poczuła tymczasem zawroty w głowie. Czy Blaise już zupełnie oszalał?
- Zdecydowanie w to wątpię. A nawet, jeśli to raczej nie wpłynie to znacząco na moją dalszą drogę egzystencjalną.
- Jak uważasz, oboje wiemy, że będziesz żałować.
- To żeś mnie nawet rozbawiła.
- Chyba rozpaliła?
- Skończycie?! - wtrąciła się, w końcu Hermiona, mordując wzrokiem Blaise. Po jaką cholerę on prowokuje ciągle tego Malfoya? A niby tacy z nich przyjaciele. - Hermiona przyszła po eliksir. Właśnie miała wychodzić.
- Jakby mnie to interesowało - zakomunikował przez zęby, mocno zaciskając mięśnie żuchwy. Dopiero po kilku sekundach ,Draco dostrzegł obecność Hermiony, odwrócił w jej stronę wzrok i zamarł, z wybałuszonymi oczami. Gryfonka momentalnie poczerwieniała, przypominając sobie wczorajszy wieczór. Sam Draco jakby się zmieszał, to coś chrząknął, to lekko zarumienił się, to znowu pokręcił nosem.
- A wy, co?! - Zabini zilustrował ich podejrzanym wzrokiem. - CZEMU SIĘ TAK NA SIEBIE GAPICIE? O co chodzi, z waszymi twarzami? - Kiwał głową, to na Hermione, to na blondyna, czekając na ich reakcję.
Draco, w końcu powoli dochodząc do siebie, uniósł podbródek i nadal mając zmieszany wzrok, zakomunikował.
- Wychodzę - zrobił kilka sztywnych kroków w przód. - Mnie tu nie ma, nie było i nie wiem, kiedy wrócę.
Blaise doszczętnie wyprowadzony z równowagi, odprowadził wzrokiem Malfoya, po czym spojrzał podejrzliwie w stronę Hermiony.
- Ja ten… też idę. Muszę coś… zrobić - wyjąkała zbyt zażenowana, aby nadal uczestniczyć w tym cyrku. Czując jak miękną jej kolana, szybkim krokiem zabarykadowała się w pokoju.
- Co, tu do cholery się dzieje? - zapiszczał pełen frustracji, Blaise. - Czemu jesteście czerwoni? Coś wydarzyło się miedzy wami?! - Krzyknął, ale niestety nie miał, kto mu na te pytania odpowiedzieć.
*
Draco Malfoy nie wiedział gdzie idzie, po prostu szedł przez korytarz ,uderzając niesfornie ludzi po drodze. Czuł , że serce zaraz wyskoczy mu z klatki piersiowej i zacznie wykonywać taniec godowy. Co się z nim właśnie dziej? Czemu się tak zachowuje? Przecież to do niego, nie podobne. Odpiął guzik kołnierza, starając się pohamować swoje rozpalenie. Jak duszno... Jak dziwnie gorąco. Dotknął spoconymi dłońmi, rozpalane policzka. Czy zachowuje się tak tylko, dlatego że spotkał Zabiniego? Czemu w ogóle uciekł? Mógł przecież wytłumaczyć spokojnie...że co? Sam przecież nie wiedział, co tak naprawdę to wszystko ma znaczyć. Na dodatek jeszcze ta wścibska Granger. Jak ona śmie od tak sobie paradować po ich terenie? Już on ją wychowa, w swoim czasie. Myśli, że jak nosi się z Zabinim, to wszystko jej wolno. Niedoczekanie jej.
Właśnie...
Blaise….
Krew się w nim zagotowała na samo wspomnienie, o wczorajszym pocałunku.
Pocałunku?
Zatrzymał się w bezruchu, miotając przerażonym spojrzeniem gdzieś przed siebie. Stał tak chwilę, nie słysząc odgłosów, ani rozmów innych ludzi. Do uszu dobiegało mu jedynie głośne bicie serca, jakby zaraz miało wybuchnąć i rozwalić cały Hogwart w drobny mak. Te reakcje go przerażały, były tak obce i nieprzyswojone, że absolutnie nie mógł ich w sobie zaakceptować.
Blaise to chłopak.
Blaise to chłopak.
Blaise to chłopak.
Ty nie możesz go lubić, w ten sposób.
Ani całować.
Najlepiej w ogóle z nim nie rozmawiać.
- Zwariowałem? - wyjąkał czując jak płonie. Jakby smok, ział prosto w niego przeraźliwie rozpalonym, płomieniem ognia, a on - Draco, mimo tego gorąca, za nic w świecie nie może zamienić się w czarny popiół. Czuł się jak wrząca stal, którą ktoś wrzucił do pieca, i zapomniał wyjąć, a on wbrew sobie, nie może się po prostu roztopić, tylko musi trwać w tych torturach.
W akcje desperacji, wyrwał jakiejś pierwszorocznej uczennicy, butelkę z wodą i jednym ruchem, wylał jej zawartość prosto na głowę, starając się opanować swój niespokojny oddech. Po krótkiej chwili, oddał pustą butelkę właścicielce, bez słowa wytłumaczenia, ruszył przed siebie.
Kilku widzów zaczęło szeptać między sobą, spoglądając na oddalającego się blondyna.
- Czy... Czy to nie był, Draco Malfoy? - pisnęła jakaś dziewczyna, stojąca obok.
- Chyba tak - odpowiedziała Krukonka, nadal trzymając pusta butelkę w dłoniach, zastanawiając się, co się właśnie stało. Draco Malfoy też chciałby to wiedzieć.
*
- Harry, myślisz, że to dobry pomysł, aby Hermiona zadawala się z kimś takim jak Zabini? - Ginny siedziała obok czterookiego i Rona, na betonowym murku, bawiąc się końcem swojego swetra. Wczorajsza impreza była naprawdę sporym wydarzeniem. Cały Hogwart huczał o zawarciu przymierza Ślizgonów z Gryfonami. Mało tego, sama Ginny, mimo potwornego kaca, miała dobre wspomnienia.
- Sami się wczoraj z nimi zadawaliśmy i jak widzisz było całkiem przyjemnie - Chłopiec, Który Przeżył, Aby Teraz Zostać Zbawcą Ślizgonów, uśmiechnął się w stronę Rudej.
- Chodzi mi o to...- Ginny sama nie wiedziała, o co jej chodzi. Dobra, może i trochę była zazdrosna, że taki Blaise ugania się za zwykłą Hermioną. Ale głównie, martwiło ją coś innego. Dlaczego Blaise, tak nagle zaczął interesować się jej przyjaciółką? Znała go trochę lepiej niż się innym zdawało i coś jej tu mocno nie pasowało. Owszem, Hermiona była ładna, zgrabna, mądra, no ale... Ale jakim cudem z nieśmiałej, prostej dziewczyny, zrobiła się z niej taka Femme Fatale?
- Oh no, martwię się, picie ze Ślizgonami, a umawianie się z nimi, to dwie rożne rzeczy. Nie chcę, żeby Hermiona cierpiała - bała się, że jej przyjaciółka zostanie zraniona. Tak jak ona kiedyś.
- Też tego nie chcę - Harry przełknął ostatnie cynamonowe ciastko. - Wydaje mi się, że Hermiona wie, co robi. Ufam jej i bez względu na to, z kim jest, zawsze będę po jej stronie.
- Chyba masz rację - potwierdziła ściszonym głosem, trochę zawstydzona. Przecież Hermiona to także i jej przyjaciółka i życzy jej jak najlepiej.
- Oszaleliście? - zaprotestował Ron. - Nie ma racji, oboje nie macie racji! Zabini to skończony frajer i palant, nie rozumiem, co Herm w nim widzi! - Ronald mimo tego, że owszem może i dobrze się wczoraj bawił, to nie miał zamiaru zmieniać swojego dotychczasowego stosunku do Ślizgonów. - Zbaini, Malfoy: oni wszyscy, nie są warci nawet złamanego galeona.
- Ron nie przesadzaj, nie są tacy źli. Ja ich nawet polubiłem - Harry przetarł swoje okulary, kopiąc murek podeszwami butów.
- Chciałeś chyba powiedzieć, Parkinson polubiłem - zachichotała Ginny, przywołując wczorajsze wspomnienia.
- Właśnie Harry, nie jesteś lepszy od Herm, latałeś wczoraj za tą Parkinson, jak Hagrid za Madame Maxime - wtrącił swoje cztery grosze, Ronald.
- Nie wiem, o czym do mnie mówcie - mruknął, zaczerwieniony czterooki, odwracając wzrok w przeciwną stronę i szukając w głowie jakiegoś innego tematu.
- Czy to nie Malfoy? - jak na zawołanie, dostrzegł w oddali postać blondyna, który wyglądał jak zombie, chodząca śmierć.
- Rzeczywiście - na słowo Malfoy, Ginny zareagowała natychmiastowo. Odszukała go wzrokiem, czując uścisk w brzuchu.
- Nie wydaje się wam, że wygląda jakoś dziwnie - wymamrotał Harry, przekręcając głowę w bok.
- To Malfoy, jak ma wyglądać?
- Ron daj spokój, wiem, że chciałbyś tak wyglądać.
- Prędzej pocałuje Krzywołapa w tyłek.
- Czego? - warknął Draco, widząc jak trójka Gryfonów zagradza mu drogę. Nadal będąc w stanie rozpalenia i dziwnego odurzenia, przeklął w myślach swoje szczęście. Akurat w tej chwili, najmniej miał ochotę na przekomarzanie się z Potterem i Weasleyami.
- Coś taki mokry? - zapiał donośnie Harry, przyglądając się jak z przemoczonych długich, pasm włosów, skapuje woda.
- Na twój widok cały się pocę, Potter. I nie tylko na głowie. Wystarczy? - posłał towarzystwu rozbrajający uśmiech, nawet jak an kogoś kto ma zaraz paść tu trupem. Ród Malfoyów był zobowiązany do tego, by choćby w najgorszej, najbardziej desperackiej sytuacji, zachować, choć odrobinę twarzy.
- Daruj sobie Mlafoy i mów, co ci się stało, bo wyglądasz, co najmniej niepokojąco - zarechotał brunet, mierząc Ślizgona od stóp, do samego czubka głowy.
- Gorąco mi.
- Gorąco? Jest przecież listopad - oburzyła się Ginny nie omieszkując zauważyć, że mokry Malfoy wygląda naprawdę smakowicie.
Draco wzruszył obojętnie ramionami. Listopad listopadem, on i tak wiedział, że byłby rozpalony nawet gdyby, znajdował się teraz w samym środku Antarktydy. Ruda mlasnęła zniecierpliwiona, kładąc mu dłoń na czole.
- Jesteś cały rozpalony.
- Widzisz Potter, co ze mną robisz - wymamrotał, czując że zaraz umrze śmiercią tragiczną, pośród Gryfonów. A zdaniem Dracona, taka wizja śmierci, była tą jedną z najgorszych. - Chyba, że może to i twoja zasługa, Weasley. Ta bluzeczka idealnie na tobie leży, tylko ten dekolt bym trochę powiększył, bo z doświadczenia wiem, że fajne tam masz wyposaże... - ale nie dane mu było dokończyć, gdyż Ginny niemal podskoczyła z nerwów, nastraszając włosy jakby właśnie doświadczyła, ciężkiego porażenia prądem.
- Możesz przestać się wydurniać? - poczerwieniała, czując jak serce podchodzi jej do samego gardła i bije z prędkością skrzydeł kolibra. - Widzę, że nawet będąc w takim stanie, musisz pokazać całemu światu, jak to Draco Malfoy potrafi być błyskotliwym.
- Cóż zrobić, to cecha, która dominuje nade mną.
- Co racja to racja, skąd ty to bierzesz Malfoy? - Harry od zawsze mimo wcześniejszych starć ze swoim rywalem, czuł do niego pewnego rodzaju respekt. W końcu Malfoy, był tego rodzaju chłopakiem, którego nazywa się przywódcą w stadzie. Najbardziej popularny (no dobra Harry, na swój fejm też nie narzekał), zbyt pewny siebie, rażący błyskotliwością i kryjący w sobie jakąś trudną traumę, o której zapewne, nie dowie się nikt w ich obecnych wcieleniach. Poza tym, Harry zawsze przyglądał się z boku, z jaką łatwością Ślizgon zagaduje do kobiet. Sam starał się szkolić poznaną taktykę "Błyskotliwego Malfoya" i przekształcić ją na własną technikę, Błyskotliwego Harrego. Niestety, nie wychodziło mu to na dobre. Zazwyczaj, jeśli chodzi o kobiety, Harry był zbyt wstydliwy, by wziąć porządny oddech, a co dopiero zabłysnąć intelektem.
- Szósty zmysł, z tym trzeba się urodzić, Potter. Ale co Ten, Który Przeżył, Aby Wprawiać Mnie, W Codzienny Kryzys Egzystencjalny, ma o ty wiedzieć?
- Nie przestaniesz? - to właśnie najbardziej ją denerwowało, a jednocześnie pociągało w Draconie. Nigdy nie wiedziała, czy Draco jest poważny, czy może sobie z niej głupio żartuje.
- Zazwyczaj jęczałaś żebym nie przestawał - opanowany i zbyt lekki głos Dracona był tak naturalny i onieśmielający, że Ginny poczuła jak po całym ciele przechodzą jej niekontrolowane dreszcze emocji, a zarazem gniewu.
- Ginny, co on gada? - w końcu wybadał sprawę Ronald, kiedy załapał stwierdzenie " jęczałaś żebym nie przestawał" i już zaciskał swoją zaczerwienioną dłoń, w pięść.
- Ma gorączkę i bredzi. Wiecie, jaki jest Malfoy. Nawet go nie słuchajcie - Ginny, to i zawstydzona, to i wyprowadzona zupełnie z równowagi, rzuciła jedno z najgroźniejszych spojrzeń w stronę blondyna. Co za palant! Czy on naprawdę, chcę ją zupełnie wykończyć psychicznie w tej chwili? Czy zawsze, musi zachowywać się w taki arogancki sposób? A najgorsze w tym wszystkim było to, że mu wolno. Bo kto zabroni Draco Malfoyowi mówić to, na co ma żywnie ochotę? Nikt, zupełnie nikt.
- Ostrzegam cię, Draco - wysyczała przez zęby.
- Ja ciebie też Weasley, zejdź mi z drogi albo ja zaraz tu .... - ale nie był w stanie dokończyć, bo po chwili Draco Malfoy padł jak kłoda prosto na ziemie.
- Pięknie - westchnęła Ruda. - Musimy go zataszczyć do Madame Pomfrey
- Czy może mnie ktoś oświecić, dlaczego przejmujecie się Malfoyem? - jej brat stał poirytowany, kręcąc na boki, swoją czerwoną jak rozpalone węgielki, czupryną.
Kilka minut później
- Wypij to Malfoy - warknęła Ginny, nadal czując na policzkach zażenowanie. Draco siedział przy stoliku Madame Pomfrey, która właśnie kilka minut temu skończyła się nim zajmować i poszła na ratunek kolejnym, śmiertelnie zagrożonym, nastolatką.
- Nie - blondyn przymknął powieki, dumnie się naprężając. - Nie i nie. Mówiłem już, że nie? Nie jestem chory.
- Jak to nie jesteś, jak jesteś - mruknął Harry, przybliżając rozbawioną twarz w stronę blondyna i spoglądał na jego włosy, które po wysuszeniu pokręciły się w puszyste fale. Zdaniem Harrego, wyglądał jak jeden z archaniołów widniejących na tych starodawnych, cennych obrazach, które wiedział jeszcze w tedy, gdy chodził do mugolskiej szkoły. Zafascynowany tym widokiem, przez dłużą chwilę zastanawiał się, nad zapuszczeniem włosów.
- Jest mi tylko gorąco - Ginny słysząc to stwierdzenie po raz dziesiąty dzisiejszego dnia, sama zaczęła się gotować z nerwów.
- Masz prawie 40 stopni Malfoy, uwierz mi jesteś chory - nalegała, będąc mimo wszystko, zmartwioną stanem Ślizgona. Cóż on wyczyniał, że teraz tak wygląda? Gdzieś w głębi duszy, nie chciała znać odpowiedzi, na to pytanie. - Słyszałeś, co mówiła Madame Pomfrey, masz to wypić.
- Czego nie zrozumiałaś w zdaniu " nie jestem chory"? - Draco nie dawał za wygraną. - Czy do was to nie dociera? Aa rozumiem, znowu się na mnie napaliliście i szykujecie kolejne unicestwienie. Nie mam zamiaru, nabierać się na to po raz kolejny.
- To, co? - pisnęła, pełna irytacji Ginny. - Co ci jest?! Od tak chodzisz z mokrą głową i mdlejesz sobie?!
- Po prostu jest mi gorąco. Nie widzę w tym zagrożenie śmiertelnego.
- Nikomu normalnemu nie jest od tak gorąco, przy takiej paskudnej pogodzie - potwierdził Ronald.
- Mama od dziecka powtarzała mi, że jestem wyjątkowy.
- A może się zakochałeś, co Malfoy? - zażartował Harry, na co Draco pierw zakrztusił się śliną tak, że przez chwilę zastanawiał się, czy to może właśnie nie nadchodzi jego koniec i skona tu, w męczarni, przy stoliku Madame Pomfrey, mając u bogu tych obrzydliwie miłych Gryfonów.
- Długo myślałeś nad tym niedorzecznym stwierdzeniem Potter?- wystękał, łapiąc oddech jakby właśnie wyszedł, po kilkuminutowym nurkowaniu w stawie. - Dajcie już tę butelkę, rzeczywiście, prawdopodobnie mogę być jednak chory.
- O Malfoy, zobacz, jaka nagła zmiana zdania?! Nie mów mi, żeś serio się zakochał?! - Harry wydawał się dobrze bawić z irytacji Dracona.
- Powiedziałem, przestań bredzić Potter, bo od tego jestem tutaj ja - warknął przez zęby, rzucając w jego stronę ostrzegawcze spojrzenie.
- On ma racje Harry, to niemożliwe - ton Ginny wyrażał więcej, niż można się było spodziewać.
- Śmiesz sugerować coś, Weasley? - Draco zatrzymał flakonik przy ustach, rzucając jej rozjuszane spojrzenie. Czymże on zawinił, by być od samego ranka skazanym na towarzystwo Gryfonów? Już wystarczająco, męczył go, kac moralny po wczorajszych wydarzeniach.
- Nic, zupełnie nic, po prostu ludzie bez serca nie są w stanie się zakochać, czyż to nie oczywiste? A nawet jak je masz, to jest to serce z kamienia - niby to wzruszyła obojętnie ramionami, jakby ją to wszystko wcale nie obchodziło, zaczęła podrygiwać tanecznie jedną nogą, nucąc pod nosem pieśń zwycięzcy. Draco jednym ruchem wypił eliksir, z trzaskiem odstawił go na stoliku obok i rozbawiony młodą rudowłosą, wyszczerzył w jej stronę swoje śnieżno białe zęby.
- Akurat, nie narzekam na to, kamień to dość twardy materiał - uśmiechnął się jak dzieciak, który jest dumny, bo właśnie dostał swoją pierwszą naganną ocenę do dziennika. - Jaka okrutna się zrobiłaś.
- Udzieliło mi się od Ciebie.
- Ginny, ja okrutny jestem tylko w łóżku, tak to spokojna ze mnie osóbka.
- Spokojny, to ty jesteś, kiedy śpisz i o jeść nie wołasz - Draco nie mógł powstrzymać się od myśli, że Ruda jest dzisiaj wyjątkowo seksowna, nawet jak na nią.
- Z wami serio dzisiaj coś mocno nie tak jest - przerwał wcześniejszą wymianę zdań Harry, spoglądając, to na zmieszaną rudowłosą, to na niby znudzonego Malfoya. - Ty idź już lepiej i pamiętaj, co powiedziała Madame Pomfrey, masz leżeć i się nie ruszać z dormitorium.
- I tak przekroczyłem dzisiejszy limit przebywania z Gryfcieciami - dumnie się napręży.
- Uratowaliśmy ci życie Malfoy, okazałbyś swoją wdzięczność - krzyknął za nim, urażony Ron.
- Nie dziękuję, Weasley. Tymczasem, Adieu Arrivederci.
- Cały Malfoy - skwitował krótko Harry.
*
Hermiona nałożyła wiosenną, brązową kurtkę z bawełnianego, przyjemnego materiału, chwilę zatapiając w niej policzka. Zapach Zabiniego, który znała już bardzo dobrze, zdawał się być bardziej intensywny na ubraniu. Przyjemny, łagodny i uspakajający. Wiedziała, że ten zapach to oczywiście złudne pozory, jeśli chodzi o prawdziwy charakter właściciela. Tego prawdziwego właściciela. Przed wyjściem, rzuciła ostatni raz spojrzenie do lustra, uśmiechając się radośnie.
- Za jakiś czas, naprawdę stanę się facetem…
Uświadomiła sobie jedno, od teraz już do końca, będzie ją coś łączyć, z tym Ślizgonem. Te wszystkie kłótnie i wyzwiska, były mało istotne. Zabini był pierwszą osobą, przed którą nie czuła już takiego wstydu. Znał ją dobrze i ona jego. Może nawet, za dobrze. Westchnęła żałośnie.
Wypad do Hogsmeade ma zamiar spędzić z Ronem i Harry, nie ma jeszcze planu jak ma im wytłumaczyć chęć przebywania z nimi, ale jak stwierdziła, jest to mało istotne. Skoro Blaise, może sobie paradować w jej ciele po Slytherinie to, czemu ona ma się ograniczać? W końcu będzie mogła zapomnieć o nim i Malfoyu. Loki, które jeszcze bardziej się uwidoczniły, pod napływem wilgotnego powietrza, sprawiły że Hermiona wyglądała jak niesforny aniołek, przerośnięty ale aniołek. Przymknęła okno w dormitorium i wyszła.
- Draco? - blondyn wchodził właśnie do Pokoju Wspólnego. Hermiona powstrzymała się z całych sił, by nie wybuchnąć śmiechem, na widok jego fryzury.
- Czego? - zatrzymał się na przeciwko niej. Draco Malfoy czuł, że nadchodzą czasy, kiedy w końcu przestanie się powstrzymywać i zacznie rzucać Avadami, we wszystkie napotkane osoby, na jego drodze egzystencjalnej udręki.
- Co ci jest?
- Nic.
"Cóż za złożona wypowiedź, Malfoy" - pomyślała, spoglądając na chłopaka, który wyglądał, jakby właśnie wstał z grobu i wracał powoli do świata żywych.
- Słuchaj- zaczęła, przez chwilę kontemplując, jak ma wydusić z siebie coś, w miarę na poziomie przeciętnego człowieka, ale jakoś nic, co mogłoby brzmieć normalnie, nie przychodzi jej do głowy. Postanowiła jednak zapytać, w końcu może Malfoy ma do powiedzenia więcej w pewnej sprawie. - Czy ty uważasz, że mamy "specjalne relacje"?
Draco mrugnął tępo powiekami ,otworzył usta, po chwili znów je zamknął, wydając z siebie ciche mrukniecie kota, który właśnie został złajany przez pana.
- Co mamy specjalne? - wymamrotał, wkładając dłonie do kieszeni spodni.
- Wiesz teraz może nie, ale kiedyś bardziej nas "to" coś specjalnego łączyło, czy o to chodzi?
Draco Malfoy poczuł, jakby właśnie ktoś, przywalił mu z liścia prosto w policzek i to nie jeden, a kilka razy pod rząd. Czy ten palant, właśnie się z niego nabija? Specjalne relacje? Kiedyś? Wywalił oczy jak pies, gdy widzi zbliżającego się listonosza do bramki, mimo osłabionego samopoczucie, postanowił postawić się do pionu.
- Specjalne, to powinno być pomieszczenie, dla wykolejeńców takich jak ty - skwitował zbulwersowany. - Poza tym, precz mi z przed twarzy, natychmiast.
- Ale Hogsmeade, myślałem że pójdziemy razem i...
- Razem to możemy pójść, wykopać ci dół w lesie.
" A tego, co znowu ugryzło?" pomyślała Hermiona. Wydymała usta, rzucając w jego stronę urażone spojrzenie.
- Nawet się na mnie nie patrz tymi ślepiami, bo jeszcze bardziej mnie rozłościsz.
- Dobrze już dobrze, kupić ci coś?
- Sznurek, młotek i gwoździe.
- A coś poza tym?
- Płyn do pukania ust, rano mi się skończył - Hermiona przewróciła oczami.
- Jak to mówią, jedni bronią się mieczem, inni językiem- warknęła.
- Mi wystarczy nazwisko i różdżka, a nawet dwie. Język pożytkuje w inny sposób.
Hermiona wykrzywiła twarz, czując się zniesmaczoną do najwyższego stopnia.
- Widzę, że bycie miłym dla ciebie, działa w odwrotną stronę.
- Widzę, że bycie niemiłym dla ciebie, działa w odwrotną stronę - powtórzył, bez dalszych konfrontacji, odwrócił się i zniknął, zostawiając za sobą podmuch chłodu.
Co ten Malfoy? Najpierw ją całuje, a później sprawia wrażenie wielce obrażonego. Jakby to była jej wina, niedoczekanie. O co mu w ogóle chodziło? Przecież zapytała tylko o… właśnie, o co tak naprawdę zapytała? Specjalne relacje. Co takiego było w tym terminie? Nadmuchała policzka ze złości. Jak to możliwe, że Malfoy w kilka sekund, potrafi popsuć jej humor?
*
Blaise w czerwonym płaszczyku, skórzanych traperach i ciepłym wełnianym szaliczku, stał przy bramie Hogwartu, wraz z tłumem uczniów. Policzka zarumieniły mu się od już, mroźnego chłodu. Od czasu, do czasu, brał głęboki wdech i nabierał powietrze, wypuszczając parę z ust. Trochę obawiał się, że jego, już i tak, zbyt wielka czupryna, zakręci się jeszcze bardziej, od tego wilgotnego powietrza, dlatego co chwile gładził dłonią włosy, dla upewnienia czy wszystko z nimi w porządku.
- Co się tak wychylasz, Potter? Parkinson ci po głowie chodzi? - zarechotał.
- Nie wiem, o czym do mnie mówisz - mruknął Harry. Po chwili szkiełka okularów zaparowały mu, na co Blaise parsknął śmiechem.
- Patrz Pansy idzie!
- Gdzie?! - Harry zaczął przecierać okulary końcem kurtki, rozglądając się energicznie na boki.
- Żałosne Harry - mruknęła pod nosem Ginny. Zabini znowu zawył ze śmiechu.
- Dajcie mu spokój, co - warknął Ron. - Sama nie jesteś lepsza, Hermiono.
- A cóż ja uczyniłam takiego złego, Ronaldzie? - Zabini uwielbiał towarzystwo Gryfonów, byli to ludzie, których najprościej dało się sprowokować byle zaczepką.
- Uganiasz się za tym gumochłonem Zabinim i już zupełnie straciłaś głowę - Ron postanowił wyłożyć kawę na ławę.
Gumochłonem? Ten Weasley, naprawdę za bardzo sobie ostatnio poczyna.
- Miłość to się nazywa. Jak dorośniesz to zrozumiesz.
- Dorosła się znalazła - Ginny posłała przyjaciółce wredny uśmieszek, wystawiając przy tym język.
- Wiesz Ginny, moja kochana przyjaciółko, Ślizgoni to tak jakby ziemscy bogowie mitologiczni. Jeśli troszkę się postarasz, potrafią zaspokoić cię w każdy, możliwy sposób.
- Ale zawsze musi być jakaś ofiara, aby na to zaspokojenie zasłużyć, czyż nie?
- W rzeczy samej, jak to mówią, nic nie jest za darmo.
Ginny spojrzała wymownie w stronę Blaise. Zanim cokolwiek skomentowała, na horyzoncie pojawiła się kolejna, jakże charyzmatyczna postać.
- Cześć wszystkim! - Hermiona podeszła do grupki Gryfonów, posyłając im rozbrajający uśmiech. Zabini z piorunował ją wzrokiem.
Spojrzenie Blaise, mówiące: Ślizgon, który mówi "cześć" Gryfoną, tego jeszcze nie było. Brawo Granger, żeś teraz zabłysnęła.
Spojrzenie Hermiony: Też mi coś, lepiej powiedz skąd bierzesz te wszystkie ciuchy, które masz na sobie? Bo na pewno nie należą do mnie.
Blaise: Proszę, proszę, stawiamy sie? Może od razu powiedzmy, że Ty to Ja, a Ja to Ty?
Hermiona: Proszę bardzo, mów.
Blaise: Myślisz, że nie powiem?
Hermiona: Mów, mów, nie rusza mnie to w ogóle.
Blaise: Oczywiście, że powiem. Tylko później mi nie rycz, jaki to ze mnie cham i drań.
Hermiona: Określenia " cham i drań" akurat adekwatnie do Ciebie pasują. Dodałabym jeszcze, zakochany w sobie erotoman…
Blais: Że... że, co? Erotoman?!
- Eee wszystko z wami w porządku? - dosłyszeli głos Harrego, na co oboje zaczęli głośno chrząkać.
- Co? Tak oczywiście - nałożyła na twarz wielki, zbyt sztuczny uśmiech. - Pomyślałem, że się przywitam, fajnie byłoby spędzić ten czas razem.
- Bez wzajemności - parsknął Zabini, szurając noga po ziemi.
- Blaise a ty, co? Postanowiłeś opuścić nasze zacne Ślizgońskie szeregi, na rzecz Wszechwidzącej Panny Granger? - Pojawiła się Pansy, radośnie klaskają w dłonie, na widok Hermiony.
- Parkinson, nie wybiegaj w przyszłość i lepiej powiedz, po co żeś i ty tu przylazła? - Blaise czuł coraz większą frustrację z niewiadomych mu przyczyn.
- Bo co, Granger? Kto bogatemu zabroni?
- Cześć Pansy - wydukał Harry, wychylając się z boku.
- Cześć Potter - powiedziała półszeptem, czując mrowienie w brzuchu.
Po tej błyskotliwie wymianie zdań, Blaise stwierdził, że właśnie znajduje się w samym środku cmentarza intelektualnego.
- Blaise, a gdzie zgubiłeś Draco Walecznego? - zagadała Pansy, żeby to zmienić temat i pozbyć się rumieńców, które z niewiadomych przyczyn, zawitały na jej twarzy. Hermiona wzruszyła ramionami, czując powracając złość z ich wcześniejszego spotkania. Malfoy, niech on jej się tylko na oczy pokaże. Przyjaciel? Pff szczerze w tym momencie współczuła Zabiniemu, za takiego przyjaciela, co w sekundzie potrafi zaburzyć całe dotychczasowe ego. Sami zboczeńcy i degeneraci. Pokręciła mętnie głową. Tak nie będzie.
- Jak to gdzie? - zdziwiła się Ginny. - Pewnie leży i zdycha.
- Że, co?
- Spotkaliśmy go wcześniej. Frajer ledwo, co oddychał, błagał żebyśmy mu pomogli - wymamrotał triumfalnym głosem, Ron.
- Cóż, znam trochę inną wersję tego zdarzenia.
Hermiona z przejęciem wysłuchała historii Ginny o tym, w jakim stanie znaleźli Malfoya. Winiła się z całego serca, że się nie domyśliła, widząc go przed wyjściem, do Hogsmeade. Głupi Malfoy, nie mógł powiedzieć, że jest chory? Tylko zgrywał jak zawsze fajnego?
- Dziękuję Ginny, że się nim zaopiekowałaś - Hermiona położyła dłoń na jej ramieniu, posyłając uśmiech pełen wdzięczności.
- Nie, daj spokój. Przecież to nic takiego, serio... Nie ma sprawy - speszyła się rudowłosa.
- Jak to nic takiego? Oczywiście, że to wiele, mogliście go zostawić i nie wiadomo jak by skończył, a dzięki wam odpoczywa teraz. Szkoda tylko, że o tym nie wiedziałem, to bym z nim został.
Ginny popatrzyła na Zabiniego, jak na przybysz z innej planety. Ten osobnik, który za każdym razem doprowadzał ją do stanu nerwicowego, teraz wydawał się być ciepłą i miłą osobą. Od kiedy taki jest? Czy zawsze taki był? Serce lekko jej drgnęło, czując ciężką, ale przyjemna dłoń na ramieniu.
- A tobie, co znowu? - Spojrzała spod przymrożonych powiek. W końcu rzadko miała okazję rozmawiać z Blaise sam na sam, a jak już to zazwyczaj te rozmowy kończyły się wyzwiskami.
- Nie rozumiem - Hermiona nadal miała ciepły i spokojny wzrok.
- Żartujesz sobie teraz ze mnie?
- Czemu miałbym? - Zapytała nie bardzo wiedząc, o co chodzi jej przyjaciółce.
- Bogowie, kto za wami wszystkimi nadąży - Ginny zdawała się mówić bardziej do siebie, niż do osoby idącej obok.
*
Blaise, jako że ostatnio mocno naruszył stan psychiczny Hermiony postanowił nie wchodzić jej dzisiaj zanadto w drogę. Dlatego też, wraz z Harrym i Ronem, ruszył do Trzech Mioteł, aby trochę pospiskować.
- Ojciec Malfoya i ten typ mają się jeszcze spotkać - Harry, dla potwierdzenia powagi sytuacji, upił łyk piwa karmelowego, po czym z impetem odłożył kufel na stoliku. - Dobrze by było wiedzieć, co oni kombinują.
- Ta sprawa śmierdzi mi na kilometr - Ron pokiwał głową, rzucają despotyczne spojrzenie.
- I co macie zamiar WY z tym zrobić, co? - Blaise nie potrafił powstrzymać się od ironii - Lepiej dajcie spokój, bo sami kopiecie pod sobą dołek.
- Chyba nie masz zamiaru, tak tego zostawić Hermi? - oburzył się Ron. - No tak, od kiedy jesteś z tym przerośniętym, owłosionym niedźwiedziem, zaczęłaś wszystko olewać.
- Mniemam się domyśleć, że ten przerośnięty, owłosiony niedźwiedź, to Zabini? - Blais zrobił dwuznaczną minę.
- Bo nim jest - stwierdził rzeczowo Rudy.
- Już ty Weasley jeszcze pożałujesz tych słów - szepnął do siebie, zaciskając palce na siedzeniu krzesła.
- Mówiłaś coś?
- Mówię, że błyskotliwie umiesz określać ludzi - posłał mu wymuszony uśmieszek.
- Ten szemrany typ, co był w tedy z Malfoyem coś dla niego przechowywał - przerwał tą wymianę zdań brunet. - Pytanie tylko, co to może być?
- I dlaczego wybrali sobie za miejsce spotkań Wrzeszczącą Chatę?
- Może lubią zabawiać się z nutką grozy? - zarechotał Zabini, ale widząc spojrzenia swoich towarzyszy szybko zrzedła mu mina.
- Teraz na pewno ich nie spotkamy, jest za dużo ludzi.
- Oszaleje z wami, na siłę szukacie kłopotów - mruknął Blaise, wpychając sobie do ust wielką garść czekoladek.
A więc, tak wygląda bycie jednym z trójki wspaniałych wybawców świata. Zabini stwierdził, że to całkiem fajne uczucie. Być tym dobrym. Spiskowanie z Potterem i Weasley to naprawdę ciekawe doświadczenie. Nie uśmiechało mu się jednak, mieszać w sprawy ojca Malfoya. W końcu, nie bez powodu nazwisko Lucjusz Malfoy, budziło w ludziach grozę i strach.
- Ten włochaty facet nie daje mi spokoju, już go kiedyś widziałem - Ron starał się skupić z całych sił, ale niestety skończyło się to skurczem brzucha. - Muszę do łazienki. - pośpiesznie wstał, mrucząc jeszcze coś pod nosem.
- Pott... Harry wydaje mi się, że nie powinniśmy się w to mieszać - Zabini chciał za wszelką cenę odsunąć Harrego od tej sprawy. Zanurzył dłoń w misce z czekoladkami i ponownie wypchał sobie nimi policzka.
- Kim jesteś? - Harry dokończył, ze stoickim spokojem, pić piwo. Zabini napotkał z pod okularów, przeszywającego go, zielone oczy. Zamarł w miejscu, czując jak w gardle, utkwił mu kawałek czekolady i szczypta strachu.