Coś na reszcie udało mi się napisać

Nie jest najwspanialsze ale od czegoś trzeba zacząć
Życzę miłej lektury
Rozdział II Tygodnie szybko mijały. Hermiona była szczęśliwa, w końcu spędzała cały czas ze swoimi najlepszymi przyjaciółmi. Czasami musiała kryć Ginny, która wykradała się do dormitorium pewnego ślizgona we wiadomym celu. Malfoy w ogóle jej nie dokuczał, wręcz przeciwnie, przyglądał się jej młodemu ciału głodnym wzrokiem.
Zachowuje się tak pewnie tylko dlatego że Ginn jest z jego najlepszym kumplem – uparcie wpajała to sobie do głowy. Ale sama musiała przed sobą przyznać, że bardzo lubiła spoglądać na blondyna, co niestety (lub ‘stety’) zauważyła rudowłosa koleżanka.
- Tylko się na niego nie żuć Herm. Jak chcesz, mogę was ze sobą umówić, ale się troszkę opanuj – pewnego razu przy kolacji wyszeptała jej Ginny z szerokim uśmiechem na ustach.
- Hmm? Nie wiem o czym mówisz. – Zawstydzona spuściła wzrok
- Taaaa, mhmm. Właśnie widzę jak nie wiesz o czym, lub o kim mówię.
- Ginny proszę cię, przestań. Przecież bardzo dobrze wiesz że on mi się nie podoba, może i go trochę polubiłam ale robię to głównie pod twoim kątem. Nadal pamiętam Jak nazywał mnie szlamą – wzdrygnęła się wypowiadając ostatnie słowo.
- Dobra, już dobra. Nic więcej nie mówię – Uśmiech nie spełzał z jej ust.
Po chwili Ginny szybko wstała i wybiegła z wielkiej Sali. Zdezorientowana Hermiona przez chwilę nie wiedziała co się stało ale zaraz potem dostrzegła, że i Blaise powoli kieruje się ku wyjściu.
Po cichu do niej podszedł i objął delikatnie w pasie.
- Gdzie się panienka wybiera. To niebezpieczne chodzić samej po tym zamczysku – rozkosznie zamruczał jej do ucha.
- Naprawdę? A co może mi się tutaj stać?
- Podobno grasuje tutaj dzika bestia która porywa małe, rude dziewczynki do swojego dormitorium – to powiedziawszy przerzucił gryfonkę przez ramię i ruszył w stronę lochów.
- Blaise jest środek tygodnia. Nie możesz…
- Ja wszystko mogę. Nic się przecież nie stanie, wszyscy są teraz na kolacji.
Ułożył ja delikatnie na łóżku i zamknął na klucz drzwi od dormitorium.
- Teraz już nie uciekniesz
- Zacznę krzyczeć – uśmiechnęła się wyzywająco
- Zaklęcie wyciszające robi swoje, ale możesz krzyczeć do woli, mnie to podnieca – posłał jej drapieżne spojrzenie i po chwili już na niej leżał i delikatnie całował jej szyję zsuwając z niej szatę.
- Ahh, Blaise to na pewno dobry pomysł? – było jej przyjemnie ale bała się, że wszyscy będą się zastanawiać gdzie jest. W weekendy każdy jest zajęty różnego rodzaju rozrywkami ale w tygodniu nikt nie ma na to czasu.
- Nie daj się prosić, kochanie – zjeżdżał ustami coraz niżej. Zdążył już uporać się z jej bluzką i stanikiem oraz rurkami. Zerwał z niej czarne stringi. Ona natomiast szybko zdjęła z niego szatę a potem koszulę i spodnie.
Zataczał językiem kółka wkoło jej sutków. Schodził w dół niemiłosiernie wolno, a biedna Ginny ledwo co wytrzymywała te tortury. Pchała jego głowę w dół ale ten był silniejszy i miał wielką ochotę się nad nią poznęcać.
- Blaise zlituj się, na miłość boską – krzyczała rozpalona dziewczyna. Zabini nie słuchał jej błagań. O milimetry mijał jej kobiecość. Spojrzał się na dziewczynę i widząc ten przymglony wzrok zatopił w niej swój język. Jęczała i błagała o więcej unosząc biodra do góry aby mógł wejść w nią głębiej. Blaise energicznie wsuwał i na nowo wyjmował z niej język aż wreszcie dziewczyna przeciągle krzyknęła osiągnąwszy spełnienie. Otarł łzę z jej oka i ucałował w usta. Bez namysłu oddała mu pocałunek i szepnęła mu do ucha:
- Chcę się kochać – Blaise był tak podniecony jej wcześniejszymi reakcjami, że nie dał się dwa razy prosić. Wszedł w nią ostrożnie i delikatnie zaczął się poruszać. Potem jego ruchy stały się szybsze i mocniejsze aż wreszcie gryfonka poczuła rozlewające się w niej nasienie ukochanego. Oboje zmęczeni przytulili się do siebie. Ginny wtuliła swoją małą główkę w tors Zabiniego, jego oddech ukołysał ją do snu. Blaise zasnął zaraz po niej.
Blaisea Zabiniego wyrwało ze snu donośne uderzanie w jego drzwi. Niechętnie wstał, przykrył szczelnie Ginny i w pośpiechy założył bokserki na wypadek gdyby to któryś z nauczycieli chciał go ‘odwiedzić’. Otworzył drzwi i jego oczom ukazał się Draco. Nie pytając przyjaciela o pozwolenie wszedł do jego dormitorium.
- Gryfoni jej szukają – głową wskazał łóżko
- O k***a. Mała miała rację mówiąc, że będą się zastanawiać gdzie jest.
- Hermiona ma prze***ane. Podbiegła do mnie na korytarzu i powiedziała, że szukają wiewióry bo ona nie chciała nikogo wpuścić do ich dormitorium. Nabrali podejrzeń i pewnie niedługo tu będą. Stary, ja nie chcę być posądzony o gwałt.
- No tak, ty jak zawsze myślisz tylko o sobie. Poczekaj w pokoju wspólnym a ja ją obudzę.
- Hej maleńka, wstawaj – szepnął jej do ucha a następnie pocałował w lekko rozchylone usta.
- Hmm… Co jest, czemu mnie budzisz?
- Szukają cię
- …Kto mnie szuka? – spytała rozchylając zaspane powieki
- Gryfoni
- COOO?!? –poderwała się z łóżka i w pośpiechu zaczęła się ubierać.
- Już tu są? Co z Hermioną? … O BOŻE, oni mnie zabiją… Znaczy się, Ron mnie zabije.
- Hermiona nie chciała nikogo wpuścić do waszego dormitorium kiedy ktoś coś od ciebie chciał i nabrali podejrzeń co do tego czy ty tam w ogóle jesteś.
- Biedna Herm
- Hermiona sobie poradzi. Lepiej się zbierajmy bo ty będziesz ‘biedna’.
- Masz racje, chodźmy
Wziął ją na ręce i po cichu wyszli z dormitorium. Dracona nigdzie nie było.
Tchórzliwa fretka – pomyślał z uśmiechem Zabini. Postawił Ginny na ziemi i ruszył przodem. Droga była zupełnie pusta, ani śladu rozbieganych gryfonów. Zbliżali się już do wieży.
- Dziwne. Nikogo nie widać, ani nie słychać… - Myślała na głos dziewczyna
- Leć szybko do wyrka żeby Miona nie miała przypału.
Podeszła do niego i leciutko musnęła jego usta swoimi. On przyciągnął ją do siebie i ucałował bardziej odważnie.
Ginny ostrożnie przekroczyła próg. Widok, który ją tam zastał był zaskakujący. Draco Malfoy siedział na krześle ze związanymi nogami i rękoma. Ron trzymał w dłoni jego różdżkę.
- Hej, co tu się dzieje – zapytała głośno rudowłosa.
- Chcemy się dowiedzieć co zrobił z moją sios… GINNY!
- Tak to ja. – powiedziała obojętnym tonem – Wypuśćcie go, jak widać jestem tutaj a nie w jego dormitorium.
- Hermiono! Mówiłaś że, Ginny śpi
- Nie krzycz na Herm. To ja ją prosiłam żeby mówiła, że śpię a tak naprawdę byłam w łazience. Chyba mam prawo wziąć gorącą kąpiel.
- Owszem masz, ale po co Hermiona miała nam mówić, że śpisz jeżeli po prostu byłaś w łazience?
- Chciałam mieć przez chwilę święty spokój i tyle – Ginny robiła się coraz bardziej rozdrażniona
- Dziwne, ale jakoś w to nie wieżę
- Nie obchodzi mnie w co wierzysz, a w co nie. Idę SPAĆ a Dra… Malfoya wypuśćcie, nie jest niczemu winny.
- Dobra, tym razem go wypuścimy, ale jeżeli ta sytuacja się powtórzy inaczej będziemy rozmawiać – stanowczo powiedział Ronald.
- No ok., już się tak nie bulwersuj- fuknęła rozzłoszczona dziewczyna. Następnie odwróciła się i poszła do swojego dormitorium.
Hermiona nieśmiało uchyliła drzwi.
- Ginny… Ja chciałam cie przeprosić. – cichutko powiedziała
- Hermiono, przecież wiemy, że to nie jest twoja wina. To ja nie powinnam spotykać się z Blaisem w tygodniu. Jest mi cholernie przykro, że narażam cię na tego typu sytuacje. Dziękuję że powiedziałaś Draconowi co się dzieje, bo pewnie inaczej by się to skończyło – skrzywiła się leciutko
Przyjaciółki usiadły obok siebie na łóżku i się do siebie przytuliły. Ginny zmęczona całym zajściem zasnęła w objęciach koleżanki, natomiast ta biła się ze swoimi myślami. Ohh, jak dawno nie była z jakimś facetem. Odczuwała w sercu coraz większą pustkę z braku tej drugiej osoby, która by ją broniła i kochała.
Co ja mam zrobić, jestem tylko zwykłą kujonką. Nikt mnie nie zechce. Przynajmniej tam mała wiewióreczka ma szczęście– uśmiechnęła się pod nosem i również zasnęła miękko opadając na poduszkę.
Ginny leniwie się przeciągnęła.
- Ayyh – ziewnęła – która godzina?
- O K***A!
- mmm… co się dzieje, nie drzyj się tak – Hermiona otworzyła zaspane oczy
- Jest <głośnoprzełykaślinę> 17.49
- No i co z… COO? O nie, jako prefekt naczelny nie mogę sobie pozwolić na opuszczanie zajęć, a tym bardziej przesypiać cały dzień – Była załamana.
- Spokojnie, każdemu może się przecież zda…
- Owszem każdemu tylko nie MI!
- Przestań! Stało się i się nie odstanie. Nie panikuj bo to najgorsza możliwa postawa. Zejdziesz zaraz ze mną na kolację i bez wymigiwania się. Głowa go góry Miona.
- Okeej , i tak mnie to w końcu nie minie.
Szły powoli do wielkiej Sali. Hermiona była bardzo zdenerwowana i zaczęło się jej lekko kręcić w głowie. Po cichutku weszły do środka i usiadły na swoich miejscach. Nauczyciele jakby ich nie zauważyli, ale za to uczniowie zaczęli między sobą szeptać.
- Już myślałem że się nigdy nie obudzicie – powiedział Harry przysiadając się do dziewczyn.
- Zmęczyłyśmy się tym wczorajszym zajściem. Każdemu się w końcu może zdarzyć. Prawda Hermiono? – powiedziała z lekkim naciskiem na ‘prawda’.
- tak, tak…- mruknęła pod nosem Herm.
- Ej, nie łam się. To, że jesteś prefektem nie znaczy, że może ci się coś takiego przytrafić. – pocieszał koleżankę, Harry .
- mhmm – pogrążona w swoich przemyśleniach nie zwracała uwagi na to co mówi do niej przyjaciel. Szybko skończyła jeść i wstała, a następnie zaczęła kierować się ku wyjściu. Miała ochotę jak najszybciej stamtąd zniknąć. Kiedy przekroczyła próg wielkiej Sali odetchnęła z ulgą. Nagle zrobiło jej się słabo i zaczęły się przed jej oczami ukazywać srebrzyste plamki. Zemdlała.
- Uhh, co się stało? – obudziła się w skrzydle szpitalnym. Kompletnie nie pamiętała co się dzieje. Wychodziła z wielkiej Sali i… nagle znalazła się tutaj.
- Zemdlałaś. Miałaś szczęście, że nie uderzyłaś głową o twardą posadzkę. Draco w ostatniej chwili cię złapał i przyniósł do mnie. Zostaniesz tu na noc. Rano będziesz już mogła iść do swojej wieży.
- Dobrze. Dziękuję – odpowiedziała jeszcze oszołomiona dziewczyna.
- Nie podziękujesz mi? – usłyszała po swojej lewej stronie czyjś głos. Odwróciła się i ujrzała Dracona.
- eemm. Dzięki – bąknęła.
-Liczyłem na coś innego, w końcu uchroniłem się przed upadkiem na twardą posadzkę – uśmiechnął się zalotnie.
- Zwykłe dziękuję ci nie wystarczy? Może mam bić przed tobą pokłony? – odpowiedziała zdenerwowana.
- Hmm… kusząca propozycja ale, nie. Mam ochotę na zupełnie co innego.
- Nie obchodzi mnie na co masz ochotę. Dzięki za pomoc, ale możesz już iść.
- Owszem mogę, ale nie zamierzam dopóki nie dostanę tego czego, na razie, chcę – zmrużył powieki
- Na razie? – Hermiona była trochę zaniepokojona, ale przybrała postawę poirytowanej.
- Tak. Na razie. To jak, pocałujesz mnie na dobranoc i już stąd uciekam – uśmiechnął się łobuzersko
- Chyba śnisz – oburzyła się gryfonka
- Rozumiem, że chcesz abym czuwał przy tobie całą noc – podniósł jedną brew.
- Nie pocałuję cię.
- No to zostaję tu na noc.
- NIE, nie zostajesz tu na noc.
- Zdecyduj się, dziewczyno. Chyba, że chcesz żebym cię pocałował i został na noc, Hmm?- wiedział, że gryfonka zaraz nie wytrzyma i go wreszcie pocałuje, dla świętego spokoju.
- Wynoś się st…
- Mam nadzieję że wam nie przeszkadzam. Hermiono wypij to przed snem.
- Nie przeszkadza pani. Malfoy właśnie sobie wychodzi
- Dobrze. Życzę udanej nocy. – uśmiechnęła się do dziewczyny i wyszła.
- Okej, w takim razie idę. Życzę miłej nocy panno Granger. - Wstał i już miał się odwrócić gdy w ostatniej chwili chwycił jej twarz w swoje dłonie i soczyście ucałował jej usta. Oburzona odepchnęła go od siebie, nakryła się szczelnie kołdrą i przekręciła na drugi bok.
-
Nie będzie z nią łatwo, ale ja mam zawsze to czego chcę – uśmiechnął się pod nosem.