Help - Search - Member List - Calendar
Pelna wersja: Bieg Ku Przyszłości
Magiczne Forum > Harry Potter > Fan Fiction i Kwiat Lotosu > Kwiat Lotosu
Malfoyka
Lipcowe słońce przygrzewało przez uchylone okna dyżurki lekarskiej w szpitalu św. Munga, gdzie nad stosem badań i raportów, w nasadzonych na nosie okularach, nisko nachylona siedziała młoda pani doktor. Kobieta z westchnieniem przerzucała kolejne stosy kartek starając się zebrać wszystko w całość i skończyć pisanie raportu z dyżuru.
- Ejj ślicznotko, a czy ty przez przypadek nie skończyłaś już pracy?- zapytała starsza, przysadzista pielęgniarka wchodząc do dyżurki.
- Och to by Martho.- odciągnięta od swojej pracy dziewczyna nieprzytomnie zerknęła w kierunku drzwi.- Muszę to skończyć.- powiedziała wracając do swojego zajęcia. Pielęgniarka westchnęła ciężko, po czym podeszła do biurka zagradzając lekarce dostęp do papierów.
- Hermiono, nic nie musisz.- powiedziała z dobrodusznym uśmiechem, ukochanej cioci.- I tak robisz więcej niż trzeba, dawno powinnaś być już w domu.
- Trzeba jeszcze dodać pustym domu.- powiedziała z goryczą Hermiona.- Już chyba wolę zostać tutaj.
- Ojj no dzisiaj pan premier chyba będzie na ciebie czekał, w końcu to twój wielki dzień.- powiedziała z entuzjazmem- O której masz wizytę w tym mugolskim dziekanacie?
- Dziekanat!!!- krzyknęła, zrywając się z miejsca.- Na śmierć zapomniałam, Martho.- jęknęła, w pośpiechu ściągając swój biały kitel.
- Oj dziecko, dziecko..- westchnęła pielęgniarka.- Kiedy ty ostatnim razem tak naprawdę wypoczęłaś co?- zapytała z troską.
- Nie mam na to czasu, przecież wiesz. Praca, nauka, dom i jeszcze przygotowania do ślubu. A wszystko na mojej głowie bo Ron jest zbyt zajęty, żeby pamiętać o takich drobiazgach jak na przykład nasz ślub.- mówiła, miotając się i starając w pośpiechu zrobić makijaż.
- Zobaczysz, wszystko ułoży się kiedy będzie już po wszystkim, a wy będziecie małżeństwem.- pocieszyła ją kobieta.
- Mam nadzieję, bo jeśli nie to oznacza to, że dobrowolnie dam się zamknąć w złotej klatce.- mruknęła.
- Och dzieci, dzieci.- pielęgniarka pokręciła głową.- Tak mało jeszcze wiecie o życiu.. Musicie ze sobą porozmawiać. Tylko bez złości Hermiono, pamiętaj. Myślę, że najlepsza okazja pojawi się na waszym wyjeździe…- podpowiedziała, a Hermionie aż serce podskoczyło z radości. Już za niecałe dwa tygodnie wyjeżdżają na Hawaje. We dwoje, tylko Ron i ona. Cieszyła się na ten wyjazd jak dziecko. W końcu będzie mogła wyjechać i odpocząć od szkoły, od pracy, od posady kury domowej, od spraw ministerstwa, którymi tak bardzo przejmuje się Ron…
- Taaaak.- powiedziała rozmarzona.- To już za dziesięć dni.- po czym jakby wracając na ziemię dodała.- Ale na razie czeka na mnie dziekan. Trzymaj kciuki!- krzyknęła będąc już na korytarzu, Martha uśmiechnęła się pod nosem. Bardzo lubiła Hermionę, dziewczyna była jedyna w swoim rodzaju, ale życie jej nie rozpieszczało. Mimo, że była zdolna i niezwykle uparta, przez co w przeciągu ledwie kilku lat stała się najlepszym magomedykiem w kraju, miała wysoko ustawionego narzeczonego z którym planowała wielkie wesele, miała pieniądze i szacunek.. a jednak nie była do końca szczęśliwa. Starsza kobieta widziała to w jej oczach, mimo że dziewczyna nigdy nie wspominała o swoich kłopotach. W jej oczach tak często czaił się smutek, a młodzieńczy blask zgasł, teraz piękne czekoladowe oczy spoglądały na świat z nienaturalną wręcz dojrzałością… Marta pokręciła głową…
- Biegnąc ku przyszłości, zapomniałaś kim tak naprawdę jesteś..- szepnęła. Hermiona jednak już jej nie słyszała.
Pędziła właśnie wyludnionymi o tej porze ulicami Londynu w żółtej taksówce. To dziś dowie się czy obroniła mugolski dypolom medyczny i czy skończyła studia. Czekała na ten dzień, tak bardzo chciała ukończyć studia medyczne i w końcu poczuć się prawdziwym lekarzem. Uśmiechnęła się do siebie na wspomnienie swoich młodzieńczych marzeń o projektowaniu, taaak w Hogwarcie miała nadzieję, że właśnie to będzie robiła w życiu, jednak szybko okazało się, że młodociane marzenia zginęły przykryte dorosłością. Wybrała medycynę, ale nie byłaby Hermioną Granger, gdyby nie rzuciła się na głęboką wodę. Postanowiła, że poza studiami magicznymi rozpocznie też naukę na mugolskim uniwersytecie medycznym. Ron ucieszył się, kiedy powiedziała mu o swoich planach, nigdy bowiem nie popierał jej pomysłu o projektowaniu. Uważał, że to dziecinne i nie przyszłościowe, a przecież żona wysokiej rangi polityka musi być osobą poważną.. Dla niego porzuciła projektowanie, grube zeszyty z jej kreacjami leżały teraz gdzieś głęboko na dnie szafy, a ona postawiła na medycynę, którą lubiła to fakt, ale nigdy nie pokocha. A to wszystko dla niego.. Tak Ron, wszystko i wszystkich dopasowywał zawsze do siebie. Nawet ją i jej uczucie. Początki były cudowne, wspólne mieszkanie w centrum Londynu, długie spędzane razem na rozmowach wieczory, a po nich jeszcze dłuższe noce… Aż w końcu przyszedł awans, a jej ukochany coraz mnie czasu spędzał w domu. Coraz mniej ze sobą rozmawiali, aż w końcu zaczęła odnosić wrażenie, że stała się dla narzeczonego jedynie formą wystroju ich mieszkania.. Najgorsze było to, że na każdą próbę rozmowy Ron reagował tak gwałtownie, że zwykle kończyło się to kłótnią.. „Ehh nikt nie powiedział, że dorosłość będzie łatwa”- szepnęła w duchu, kiedy analizując swoje życie przyglądała się mijanym budynkom…
Taksówka zatrzymała się przed wielkim gmachem Uniersyty Of London Medical Academy. Zapłaciła należność za podróż i poprawiając sięgającą do kolan ciemnoszarą sukienkę ruszyła schodami w górę, znów biegła w kierunku przyszłości, jak na złość nie takiej o jakiej marzyła.
Stając przed dwuskrzydłowymi dębowymi drzwiami dziekana uniwersytetu pozwoliła sobie na zaczerpnięcie głębokiego oddechu. Już po chwili naciskała klamkę. Zaanonsowana wcześniej przez sekretarkę nie musiała już pukać, dziekan oraz promotor jej pracy już czekali.
- Witam.- Szepnęła cicho, nieśmiało przechodząc przez próg.
- Och, panna Granger. Czekaliśmy na panią.- powiedział jeden z mężczyzn z dobrodusznym uśmiechem
- Przepraszam za spóźnienie..- zaczęła
- Ależ skąd, jest pani jak zwykle na czas. Proszę usiąść.- gestem dłoni dziekan zaprosił ją do zajęcia miejsca na krześle ustawionym na przeciwko biurka. Hermiona skorzystała z zaproszenia.
- Taaaak.- zaczął promotor- Na początku, zacznijmy od tego, że jest nam strasznie przykro..- na te słowa kobiecie krew odpłynęła z twarzy, czyżby nie zdała?
- Że nasza uczelnia traci tak znakomitego ucznia.- dokończył z uśmiechem na twarzy dziekan, wchodząc w słowo jej promotora.
- Czyli zdałam?- siliła się na spokój.
- Ależ oczywiście, co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości. Ocena celująca i wyróżnienie Akademii za osiągnięcia w nauce.
- Za takim dyplomem- ponownie zaczął promotor- może sęe pani ubiegać o posadę w najlepszych szpitalach tego i nie tylko tego kraju.- uśmiech zawitał na jej twarzy, a więc Hermiona Granger przynajmniej względem nauki pozostała tą samą dziewczyną co w Hogwarcie.
- Chyba, że ma pani inne aspiracje- zaczął dziekan.- Bo w takim wypadku nasza uczelnia jest w stanie z miejsca, a właściwie od października, ale to w sumie to samo, powierzyć stanowisko profesorskie. – trudno było nie wychwycić nutki nadziei w jego głosie, kiedy składał propozycję.
- Kuszące.- zaczęła, zastanawiając się jak ubrać w słowa swoją odmowę- Jednak obawiam się, że nie spełniłabym się na takim stanowisku. Moim powołaniem jest leczyć a nie uczyć.- powiedziała delikatnie, starając się, żeby jej głos zabrzmiał jakby głęboko żałowała, że musi odmówić.
- Cóż, kłamstwem byłoby, gdybyśmy powiedzieli, że się tego nie spodziewaliśmy.- powiedział promotor, uśmiechając się do niej.
- Cóż, w takim razie pozostaje mi jedno.- zaczął dziekan, wstając ze swojego miejsca. Promotor i Hermiona poszli za jego przykładem, już w następnej chwili profesorzy wręczyli jej obity w drogą skórę dypolom lekarski. Była teraz panią doktor, z prawdziwego zdarzenia..
- Panno Granger, pragnę serdecznie powitać panią w zacnym lekarskim gronie. Proszę iść teraz uczcić swój sukces, bo od jutra zaczyna pani ratować ludzkie życie.- powiedział promotor żegnając swoją najlepszą uczennicę.
Wyszła na słoneczną ulicę w dłoni dzierżąc swój klucz do przyszłości. Uśmiechnięta rozejrzała się wokoło. Jeśli Marta miała rację, to i Ron pamiętał o jej wielkim dniu. Postanowiła, że w drodze do domu zrobi małe zakupy. Szampan, truskawki i wiele innych afrodyzjaków, w końcu musi uczcić dyplom..
Nie zdziwiła się, że po wejściu do mieszkania nikogo tam nie zastała. Ron nie byłby sobą, żeby czekać cały dzień. Na pewno wróci wcześniej.. Uradowana zabrała się za przyrządzanie kolacji. Lekkiej a zarazem wykwintnej. Kiedy dochodziła ósma wieczorem, na stole czekały już talerze z piersią z serem brie, purre marchewkowym i ruccolą z sosem vinegret. Schłodzony szampan czekał na otwarcie, a dyplom leżał na widocznym miejscu. Sama Hermiona przebrana w niezwykle sexowną małą czarną co chwila zerkała w stronę drzwi, za którymi zaraz spodziewała się zobaczyć narzeczonego.
Czas jednak minął, z ósmej zrobiła się dziewiąta, z dziewiątej w pół do dziesiątej.. Nagle do okna zastukała sowa. Dziewczyna zrezygnowana poszła otworzyć ptakowi, a ten podając jej kopertę natychmiast odleciał. Dziewczyna rozerwała kopertę i przeczyła kilka słów naskrobanych ręką Rona..

„Hermiono!
Nie czekaj na mnie dzisiaj! Mamy problem w ministerstwie. Beze mnie sobie nie poradzą. Pewnie wrócę nad ranem, więc spotkamy się dopiero jak wrócisz z dyżuru.
Ron”

Łzy zaczęły spływać z jej policzków rozmazując misterny makijaż. Zapomniał. Znowu postawił pracę ponad nią.. Rozszlochała się na dobre. Chwytając butelkę czerwonego wina, pociągnęła spory łyk, nie kłopocząc się nawet nalewaniem trunku do kieliszka. Skrzywiła się, wino było wytrawne, bo takie lubił Ron…
- Gratuluję Hermiono.- szepnęła cicho, odstawiając butelkę na stole, gdzie właśnie zniszczyła się jej uroczysta kolacja, z resztą nie pierwszy już raz… Ruszyła w kierunku sypialni, gdzie jeszcze długie godziny, poduszki tłumiły płacz żalu…
Malfoyka
Ranek przyszedł zbyt szybko. Kiedy o 5.30 zadzwonił jej budzik, jedyne na co miała ochotę to dalej spać. Wiedziała jednak, że czekają na nią obowiązki a przede wszystkim pacjenci. Z głośnym westchnieniem otworzyła oczy, łóżko obok niej ciągle było puste. Ron jeszcze nie wrócił… Dawno przestała go już pytać co takiego poważnego mogło dziać się w Departamencie Sportu, że musiał spędzać w Ministerstwie całe noce…
Nie pozwalając sobie na kolejne łzy, ruszyła pod prysznic po drodze zabierając ze sobą świeżą bieliznę i lekką kwiecistą sukienkę na cienkich ramiączkach. Ciepła woda nieco ją otrzeźwiła, a przede wszystkim zmyła smutek poprzedniego wieczoru. Kiedy po niecałych dwudziestu minutach opuszczała toaletę ubrana, pomalowana i gotowa do nowego dnia i kolejnych wyzwań, nie przypominała już tej słabej kobiety, która zasypiała w jej łóżku ledwie kilka godzin temu. Sięgnęła po różdżkę i jednym zwinnym ruchem zaścieliła łóżko. Teraz czas na pokój. Nietknięta kolacja wylądowała w koszu, a umyte naczynia same wskoczyły na swoje miejsca. Rozejrzała się dookoła. Mieszkanie lśniło czystością, mogła już więc spokojnie iść do pracy. Mimo, że mogła skorzystać z teleportacji, wolała się przejść. Do szpitala miała niecałe pół godziny spacerkiem… Zanim wyszła, schowała jeszcze do torby swój dyplom, aby móc pochwalić się nim w pracy…
Lubiła Londyn o tej porze. Większość ludzi ruszała się już do pracy. Na ulicach trwał zwykły wyścig szczurów, ludzi goniących za swoim szczęściem, szukających radości w zwykłym szarym dniu. Bezimienne masy ludzkie przetaczały się koło niej. A ona obserwowała. Ubranych w garnitury maklerów, ich sekretarki w eleganckich kostiumach, gazeciarzy przekrzykujących się na rogach, sklepikarzy, którzy wykładali towar, piekarzy umazanych mąką, rozwożących swoje wypieki do piekarń.. Każdy z tych mijanych, zwykłych ludzi miał zapewne swoje marzenia, pewnie wielu z nich musiało z nich zrezygnować, podobnie jak zrezygnowała z nich ona. Na rzecz czego? Związku w którym stała się niemalże przedmiotem…
Nie tak miało wyglądać jej życie. Miało być inne.. Jeszcze w Hogwarcie, kiedy walczyli wspólnie przeciwko Voldemortowi, wiedziała że kiedyś będzie szczęśliwa. A teraz, czy tak właśnie wygląda szczęście? Wieczna gonitwa za jutrem… Jeżeli tak, to ona już nie chciała być dorosłą. Chciała znów poczuć się dzieckiem. Wrócić do Hogwartu, znów powyzywać się z Malfoyem.. No właśnie Malfoy.. już nawet zapomniała jak bardzo go nienawidziła, chociaż czy to naprawdę była nienawiść? No właśnie. Nic co wtedy wydawało się takie prawdzie, dziś takim nie jest. Może i on byłby inny..
- Dość Hermiono!! Myślisz o Malfoyu! Źle z tobą!- zrugała sama siebie w myślach, uświadomiwszy sobie jaki tor obrały jej myśli. Prawda była jednak taka, że dość częsta myślała o tamtych latach, tych wszystkich ludziach.. Wiedziała coś praktycznie o każdym z nich..
Neville uczył Zielarstwa w Hogwarcie, Dean został podróżnikiem i pisze książki, Levander pracuje z Ronem, Parvati została kosmetyczką, Cho ma swoją kawiarnię na południu Anglii, Luna po śmierci ojca została redaktorką naczlną w Żonglerze, Zabini Blais pracował jako model, mijała bilbordy z jego twarzą każdego dnia, Pansy wyszła za mąż za jakiegoś mugolskiego maklera, a niedawno urodziła córkę. „Mały” Colin został aurorem, Goyle jest kucharzem i ma swoją własną restaurację, Ginny jest stylistką i to cholernie dobrą, mimo że rzuciła prace, kiedy dowiedziała się, że jest w ciąży, ciągle ustawiają się do niej kolejki sławnych i sławniejszych z prośbą o wystylizowanie wizerunku, Harry pracował w ministerstwie, daleko jednak było mu do postawy życiowej Rona.. niedawno odrzucił nawet propozycję zostania Ministrem Magii, a wszystko dlatego, że wtedy nie miałby wiele czasu dla rodziny. Wiedziała o nich wszystkich tyle rzeczy.. Jedynie Malfoy.. o nim nie wiedziała nic. Słyszała, że po śmierci rodziców podobno się zmienił, jakby ktoś ściągnął z niego czar. Wtedy jednak było to za wcześnie, żeby uwierzyła.. Czy uwierzyłaby dziś? Być może, czas bowiem zamienił ówczesną nienawiść w obojętność do tego człowieka..
- A ty co taka zamyślona z samego rana, co??- ktoś zagadnął ją wesoło. Nawet nie zauważyła kiedy dotarła na miejsce.
- Aaaa to ty Martho.- przywitała się ze swoją ulubioną pielęgniarką, kobieta była sporo starsza od niej, jednak już od pierwszego dnia bardzo ją polubiła. Martha niejednokrotnie dawała jej doskonałe, niemal matczyne rady. Hermiona wiedziała, że w razie jakiegokolwiek problemu zawsze mogła zgłosić sie do niej.- Kobieto, czy ty w ogóle kiedyś sypiasz?- zapytała z uśmiechem, kiedy wchodziły już do szpitala.
- No zdarza mi się, ale wiesz starym ludziom już tak wiele snu nie trzeba.- odparła pielęgniarka
- Daj spokój ile tym masz lat, żeby nazywać się starą?- fuknęła młoda kobieta.
- Na tyle dużo, że spokojnie mogłabym być twoją mamą.- powiedziała z uśmiechem, pieszczotliwie szczypiąc Hermionę w policzek.- A teraz nie zmieniaj mi tu tematu, tylko mów co narzeczony wymyślił na uczczenie dyplomu?- zapytała szczerze zainteresowana. Hermiona skrzywiła się ze smutkiem, jednak Martha była odwrócona do niej tyłem, ubierając swój fartuch więc niczego nie zauważyła.
- Hmmm… niech pomyślę.- powiedziała smętnie Hermiona, a Martha na dźwięk jej głosu spojrzała na nią badawczo.- Nadgodziny??- Hermiona dokończyła nieco ironicznie.
- Żartujesz!!- wysapała zszokowana pielęgniarka.
- Ani trochę. Zapomniał i tyle. Całą moją kolacją diabli wzięli, z resztą nie pierwszy raz.- powiedziała smutno.- Ale szkoda gadać. Chodź, bo spóźnimy się na obchód.- zakończyła, zmieniając wyraz twarzy na profesjonalny, po czym nie czekając na przyjaciółkę opuściała gabinet. Martha pokręciła tylko głową zasmucona, ale zaraz ruszyła za panią doktor.
Dyżur mijał spokojnie, dzięki Marcie wszyscy w szpitalu niemal błyskawicznie dowiedzieli się o dyplomie. Niemało się zdziwiła, kiedy wbiegając do gabinetu zabiegowego zamiast ciężkiego przypadku poparzenia ropą czyrakobulwy, zastała tam niemal połowę szpitala i wielki tort z napisem „GRATULACJE PANI MAGISTER!!!”. Łzy wzruszenia same napłynęły jej do oczu.. A kiedy wszyscy już ją wyściskali i wycałowali, a jej dyplom i wyróżnienie obiegły każde piętro w szpitalu, ona sama mogła zasiąść do raportu. Miała sporo papierkowej roboty do nadrobienia, toteż nawet nie zauważała upływającego czasu.
Letni wiatr przyjemnie łaskotał ją po twarzy, a jasne promienie rzucały wesołe błyski na porozrzucane na biurku papiery i oświetlając stojący na wyeksponowanej półce dyplom mugolskiej akademii medycznej, który był jej prawdziwą dumą… Zaabsorbowana pracą nie usłyszała kiedy do dyżurki weszła Martha.
- Yhym- chrząknęła cicho, jakby anonsując swoje przybycie- Nie chcę przeszkadzać Hermiono, ale masz gościa.- powiedziała delikatnie.
- Jeszcze komuś udało ci się powiedzieć o moim dyplomie??- zapytała ze śmiechem nie podnosząc wzroku znad kartek.
- NO WŁAŚNIE!!- usłyszała znajomy, wesoły głos- A nie uważasz, że komu jak komu, ale MNIE powinnaś powiedzieć sama! I to jako pierwszej!!??
- Ginny?- Hermiona na widok przyjaciółki uśmiechnęła się serdecznie odrzucając papiery.- Co tu robisz??- zapytała wskazując jej miejsce na przeciwko.
-To wy sobie pogadajcie, a ja wam skombinuję coś słodkiego.- powiedziała Martha, wycofując się do korytarza.
- Dzięki Martho!!- krzyknęła za nią Hermiona, w odpowiedzi usłyszała jedynie cichy śmiech pielęgniarki.
- Noo to co tu robisz?- ponowiła pytanie spoglądając na Ginny i jednocześnie poprawiając okulary.
- Och w moim stanie to nie powinno cię dziwić. Przyszliśmy na wizytę.- odpowiedziała Ginny głaszcząc się po mocno zaokrąglonym brzuchu.- A w ogóle od kiedy ty nosisz okulary?
- Jestem lekarzem. Wyglądam w nich poważniej!- żachnęła się Hermiona, po czym śmiejąc się dodała- Są tylko do czytania. Lepiej w nich widzę wszystkim wyniki.- Ginny pokiwała głową ze zrozumieniem- A propos wyników, to co tam u maluszka?
- W porządku. Rośnie, a razem z nim mój brzuch.- odpowiedziała rozpromieniona przyszła mama.- No i właśnie po to przyszłam. Herm, co robisz po dyżurze?
- Hmmm.. biorąc pod uwagę, że mam zamiar zabić twojego brata, ale jestem na to za wielkim tchórzem, to chyba nic.- powiedziała gorzko.
- Ojoj..- jęknęła Ginny- Co mój zdebilały bart znowu zawalił?- zapytała, z troską przyglądając się Hermionie.
- A wiesz nic takiego.. nie wrócił tylko na noc, akurat w dzień kiedy obroniłam dyplom.- powiedziała siląc się na obojętność.
- Tak mi przykro.- jęknęła ruda.
- Mnie też Ginny, mnie też.. Choć z drugiej strony powinnam być już przyzwyczajona, w końcu to nie pierwszy raz.- powiedziała, nie spoglądając przyszłej szwagierce w oczy.
- Zobaczysz, jeszcze się ułoży. Faceci już tak mają, że praca jest dla nich najważniejsza.- Ginny starała się ją jakoś pocieszyć.
- Harry jakoś nie.- mruknęła
- Wiesz.. od każdej reguły są wyjątki.- Powiedziała Ginny, czym w końcu udało jej się rozśmieszyć przyszłą bratową.- To co? Małe zakupy na poprawę humoru? Co pani magister?
- Wygrałaś kusicielu!!- warknęła Hermiona, pokazując Ginny język.
- Świetnie, w takim razie o 17 w tej naszej kafejce na rogu, ok?- zapytała wstając.
- Ty tu rządzisz.- mruknęła Hermiona, po czym uśmiechnęła się i dodała- Do zobaczenia grubasie!!
- Za tego grubasa to strzelę focha! Ja jestem puszysta.- fuknęła, jednak ze śmiechem, więc nie do końca wyszło tak jakby chciała.
Ginny wyszła, a Hermiona znów została sama. Po chwili wróciła Martha niosąc tacę z ciastkami, a widząc, że Ginny już wyszła, sama zabrała się za pałaszowanie ich wspólnie z Hermioną. Tak minęła reszta dnia i Hermiona nawet się nie obejrzała a już wybiła 15.30. Czas wracać do domu. Ściągnęła fartuch i znów wybierając sposób mugolski ruszyła do domu słoneczną ulicą. Kiedy podeszła do drzwi swojego mieszkania, okazało się, że nie są zamknięte, a więc Ron postanowił jednak zaszczycić ją swoją obecnością… Weszła do środka, z telewizora dochodziły dźwięki jakiegoś mugolskiego meczu, a jej ukochany siedział rozwalony na kanapie.
- Oooo cześć kochanie. Fajnie że jesteś.- powitał ją, nawet nie racząc wstać z kanapy.- Padnięty jestem!
- A ja wypoczęta!- zironizowała. Nie miała ochoty na rozmowy z nim.
- Ejjj wszystko w porządku?- zawołał za nią do sypialni.
- Jak najlepszym.- odwarknęła.
- Zrobisz coś na obiad?- zapytał, kiedy ponownie pojawiła się przed nim, zmierzając do kuchni, żeby napić się soku.
- Nie!
- Czyli zjemy na mieście?- zapytał nieco zdziwiony tonem jej odmowy.
- Nie!
- Ale..- zaczął
- Nie wiem jak ty, ale ja mam plany na popołudnie. Wychodzę z Ginny na zakupy.- poinformowała go służbowym tonem.
- A ja myślałem, że pędzimy ze sobą trochę czasu.- jęknął podchodząc do niej i próbując złapać w talii, jednak zwinnie go ominęła.
- Patrz co za rozczarowanie.- warknęła, nawet nie zaszczycając go spojrzeniem.
- Hermiono, co się stało? Czym się tak denerwujesz? Chyba nie studiami, co? Przecież będzie dobrze, musi!! A propos kiedy dostaniesz wyniki?- zapytał wesoło.
- Wczoraj!- warknęła.
- Och…- zająknął się- Ojej… nie..nie wie…
- NO WŁAŚNIE O TO CHODZI RON, ŻE NIE WIEDZIAŁEŚ!!! Z resztą nie pierwszy już raz!- krzyknęła, rzucając swoją torbą o ziemię.
- Herm, musisz zrozumieć ja pracuję..
- Tak, a ja w tym czasie chodzę sobie na solarium! Marne tłumaczenie!! Z resztą nie chcę teraz z tobą rozmawiać!- warknęła
- Ale chyba będziemy musieli porozmawiać..- zaczął
- Tak, na Hawajach, kiedy będziesz przede wszystkim ze mną, a nie z pracą.- powiedziała twardo.
- No właśnie Hermiono, Hawaje.. obawiam się, że..- zaczął, a ona wiedząc już co się stanie wybuchnęła..
- TYLKO MI NIE MÓW, ŻE NIE MOŻESZ POJECHAĆ!!!
- Obawiam się, że istotnie będziemy musieli to przełożyć. Zrozum, są mistrzostwa młodzików w Qudditchu i Minister wysłał mnie…
- WIESZ CO?? SPRAWDŹ SOBIE LEPIEJ, CZY 16 WRZEŚNIA NIE MA JAKICHŚ ZAWODÓW W TENISIE STOŁOWYM, ŻEBYŚMY WCZEŚNIEJ MOGLI POINFORMOWAĆ GOŚCI, ŻE ŚLUB SIĘ NIE ODBĘDZIE, BO PAN MŁODY JEST W PRACY!!!
- Ale Hermiono… spróbuj mnie zrozumieć..- zaczął
- NIE RON!! NIE MAM JUŻ SIŁY ROZUMIEĆ!!! PO PROSTU NIE MA JUŻ SIŁY WIECZNIE KONKUROWAĆ Z TWOJĄ PRACĄ! JESTEŚ BEZNADZIEJNY!! -krzyknęła cała we łzach, po czym łapiąc swoją torebkę wybiegła na zewnątrz, nie zważając na jego nawoływania.
Już po krótkiej chwili energicznego biegu odrobinę się uspokoiła, jednak zaczerwienione oczy i tak od razu zdradziły ją przed Ginny.
- Co się znowu stało?- zapytała, kiedy tylko Hermiona weszła do kawiarni.
- Nic, nie ważne.- jęknęła.
- Ważne Hermiono, przecież widzę, że płakałaś. Co jest? Co znowu zrobił?- dopytywała.
- Och, po prostu odwołał sobie nasz wyjazd, bo są mistrzostwa świata juniorów.- zachlipała.
- O Boże co za palant.- szepnęła Ginny, czule gładząc przyjaciółkę po ramieniu.
- A ja tak się cieszyłam na ten wyjazd.- szepnęła, wycierając łzy.
- Więc jedź!- powiedziała wesoło Ginny.- To, że Ron jest za dużym debilem, nie znaczy, że ty masz cierpieć. Jedź sama. Należy ci się!
- Ale..- zaczęła Hermiona, chciała negować pomysł rudej
- Nie ma żadnego „ale”. Jedziesz i koniec. A teraz rusz tyłek idziemy ci wybrać bikini!!- powiedziała łapiąc ją za rękę i ciągnąc za sobą.
- Nie jestem pewna, czy stać mnie na taką usługę pani stylistko.- powiedziała już z uśmiechem, kiedy mijały kolejne witryny, a w ich rękach co rusz pojawiała się jakaś torba.
- Powiedzmy, że dla ciebie usługa w ramach gratisu!- Ginny uśmiechnęła się do niej, szturchając w ramię, ale zaraz spoważniała- Ale pod jednym warunkiem!!- dodała grożąc Hermionie palcem.
- Aż się boję.- powiedziała, starając się opędzić od palca przyjaciółki. A kiedy widziała, że nie wygra westchnęła i dodała.- Okey, słucham co to za warunek?
- Masz się wyśmienicie bawić na tych Hawajach!!- krzyknęła z entuzjazmem
- Taaa jasne. Sama. Pełen fun!!- mruknęła.
- Ojj daj spokój, samotny wyjazd daje wiele możliwości. Poza tym kto ci broni poflirtować, przecież nie musisz wszystkich od razu informować, że za swa miesiące wychodzisz za mąż. Zabaw się!! To tylko trzy tygodnie. Twoje ostatnie panieńskie..- powiedziała, a widząc że Hermiona ciągle jest nie przekonana dodała.- To jak? Zgoda, czy mam zacząc wystawiać rachunek??
- Zgoda, zgoda!!- powiedziała z uśmiechem.- Wyjazd panieński i niech się dzieje wola nieba… a rudy niech tęskni!!
- Tak!!- pisnęła uradowana Ginny- Nareszcie myślisz jak normalny człowiek!!
- Hahaha, cieszę się! A teraz chodźmy się czegoś napić, bo padam z nóg.
Znalazły miłą kafejkę, gdzie na rozmowach i planowaniu wyjazdu Hermiony zleciała im reszta wieczoru. Wszystko co dobre szybko się jednak kończy i kiedy minęła 21 Ginny teleportowała się do domu, gdzie pewnie czekał na nią tęskniący Harry. Hermiona westchnęła głęboko, wcale nie miała ochoty wracać do domu.. Wiedziała jednak, że musi. Biorąc głęboki oddech teleportowała się do samego przedpokoju.
- Herm, to ty?- zawołał Ron
- Nie święty Mikołaj.- warknęła rozgniewana.
- Dalej się boczysz?- zapytał.- Obiecuję, że pojedziemy na Hawaje kiedy tylko..- urwał wchodząc do przedpokoju- A co to?- wskazał na jej torby.
- Moje ciuchy na wyjazd.- odpowiedziała zimno.
- Hermiono, przecież mówiłem ci, że nie możemy jechać.- mówił do jej pleców, bo właśnie wyminęła go w drodze do pokoju. Na dźwięk tych słów odwróciła się jednak gwałtowanie i niemal syknęła..
- Nieee Ronaldzie, to TY nie możesz jechać!! Ja z wyjazdu nie zrezygnuję! Jadę sama!!
- Ale..
- Nie ma ale, to już postanowione. Wylatuję, za dziesięć dni.- warknęła, po czym zniknęła w sypialni, żeby wypakować swoje torby.
Malfoyka
Kolejne dni mijały spokojnie. Ron obrażony na cały świat niemal nie pojawiał się w domu, a kiedy już to robił ostentacyjnie ignorował Hermionę. Młoda lekarka również rzadko bywała w mieszkaniu, starała się jak mogła, aby przed wyjazdem załatwić jak najwięcej spraw związanych ze ślubem. Suknia, którą projektowała jedna ze wschodzących gwiazdek brytyjskiej mody wymagała ostatnich przymiarek. Jak przystało na wielki ślub i opływające w luksusy wesele, i jej kreacja musiała być zjawiskowa. Zawsze ubierając ją czuła się lekko przytłoczona. Sama zawsze marzyła o skromnej ceremonii, dokładnie takiej jak ta, którą mieli Harry i Ginny. Tylko oni i ich najbliżsi. Ron jednak uparł się, że musi pokazać klasę, postawili więc na wielki szyk. Kreacja, w której miała wystąpić, była długa do samej ziemi. Tak szeroka, że nawet bajkowa księżniczka by się jej nie powstydziła. Ciasno dopasowany gorset, wykończony na kształt serca, z zagłębienia, którego wypuszczone zostały cienkie sznurki, oplatające się wokół jej szyi, dokładnie opinał jej idealne ciało. Długa spódnica lała się białym atłasem pokrytym ręcznie robioną misterną koronką, w którą wszyte zostały setki delikatnie połyskujących diamencików, które zdobiły również wykończenie gorsetu. Tył sukienki zdobiła wielka kokarda, której wstęgi opadały niemal do samej ziemi. Mocno odkryte plecy i ich delikatnie opalona skóra kontrastowały z nieskazitelną bielą,zakryte jedynie cienkim welonem, robionym z tej samej koronki, która pokrywała suknię. Welon sięgał do połowy pleców, aby nie zlewać się z kokardą. Wpięty we włosy delikatnym diademem. Wszystko w tej kreacji było dokładnie przemyślane i zaplanowane. Głównie przez Rona, który wyśmiewając przesądy uparł się, że chce być częścią tworzenia tej sukienki. W końcu to też jego ślub i wszystko ma być idealne, łącznie z panną młodą…

Ostatnia przymiarka przypadła na koniec tygodnia, kilka dni przed wyjazdem Hermiony. A kiedy kobieta zjawiła się w niewielkim salonie wszystko już na nią czekało. Gotowa suknia, buty, rękawiczki i welon. Nie miała dziś wielkiej ochoty na przebieranki, rano znów pokłóciła się z Ronem, który kiedy w końcu przypominał sobie o jej obecności w ich mieszkaniu, nie ustawał w namawianiu jej do zrezygnowania ze swoich planów, tłumacząc, że sama będzie się nudziła, a jeśli poczeka kilka tygodni, po ślubie pojadą na Hawaje razem i już nic ich nie powstrzyma. Była jednak nie ugięta, miała ochotę pojechać, baaa zasłużyła sobie na to, a jeżeli on akurat miał inne plany to już jego pech.Obiecali sobie, że wyjadą przed ślubem, ponieważ we wrześniu Hermiona chciała przede wszystkim skupić się na pracy. Myślała również, o podjęciu studiów doktoranckich na mugolskim uniwersytecie… A poza tym, po prostu potrzebowała już odpoczynku.

Kiedy jednak pierwszy raz założyła na siebie cały swój strój, wszystkie smutki i cała złość na narzeczonego nagle wyparowały. Po raz pierwszy naprawdę poczuła, że wychodzi za mąż… Stojąc spowita bielą przed ogromnym zwierciadłem nie mogła wyjść z podziwu. Zerkała na dojrzałą kobietę, która jeszcze nie tak dawno była nieopierzoną nastolatką z bujną szopą na głowie.Dziś jej włosy opadały lekko,delikatnymi falami do połowy pleców, nie były już nawet brązowe, Hermiona rozjaśniła je, żeby zrobić przyjemność Ronowi, kiedy w jednej z rozmów przyznał, że zawsze podobały mu się blondynki. Następnego dnia była u fryzjera.Do dziś pamięta reakcję ukochanego, kiedy wróciła do domu.. i to co działo się potem też pamiętała. Takiej nocy jak tamta nie dało się zapomnieć…

Kobieta odbijająca się w lustrze uśmiechnęła się delikatnie,a na jej lico wstąpił rozkoszny rumieniec.

- Podoba się?- zagadnęła Monice, która zaprojektowała suknię

- Jest boska.- szepnęła Hermiona obracając się wokół własnej osi. – Nie o tym co prawda zawsze marzyłam, ale w tej chwili nie zamieniłabym jej na nic innego.- westchnęła

- Cieszę się, że mi się udało.- powiedziała uradowana dziewczyna, delikatnie poprawiając kokardę z tyłu sukni.- Zabiera ją pani dziś?- zapytała przyglądając się Hermionie w odbiciu lustrzanym.

- Obawiam się, że dziś niestety nie dam rady. Muszę jeszcze jechać zatwierdzić tort, a potem mam dyżur.- odpowiedziała ostatni raz przyglądając się odbiciu przyszłej pani Weasley w lustrze.

- Oczywiście, wszystko zapakuję i odbierze pani, jak przyjdzie czas.- projektantka posłała jej służbowy uśmiech.

Wystarczyło jedno machnięcie różdżką, a Hermiona stała już przed nią w swoich zwykłych ciuchach. Dziękując za wywiązanie się z zadania opuściła małe pomieszczenie. Teraz czas na tort, musi ostatecznie zatwierdzić jego kształt i smak. Miał się tym zając Ron, ale oczywiście znów był zbyt zajęty. Z głośnym westchnienie weszła w jedną z bocznych uliczek skąd mogła już spokojnie teleportować się do oddalonego o kilka ładnych kilometrów cukiernika.Nie mogła pozwolić sobie jednak na zbyt długie marudzenie. Wybrała więc tort wiśniowo czekoladowy, okrągły i z kilkoma warstwami. Na wierzchu miały zostać ustawione magiczne figurki młodej pary, zaś całość przyozdobiona białymi i czerwonymi różami z marcepana. Kiedy już ostatnie rzeczy dotyczące wesela były zapięte na ostatni guzik, mogła spokojnie udać się już do pracy. Dziś postanowiła nie marnować czasu na mugolskie środki komunikacji i teleportowała się bezpośrednio do swojego gabinetu…

O mało nie krzyknęła, kiedy okazało się, że jej gabinet wcale nie był pusty, tak jak spodziewała się go zastać. Na samym środku pokoju stał, przyglądając się z uwagą wszystkim jej dyplomom i wyróżnieniom młody mężczyzna. Na oko w jej wieku, może rok lub dwa starszy, na pewno nie młodszy.Był dość przystojny, miał piękne kasztanowe włosy, które zaczesywał z obu stron do góry tak, że tworzyły coś na kształt delikatnego irokeza. Pociągłą twarz o męskiej kwadratowej szczęce, którą zdobił kilku dniowy zarost z uwagą śledziła całe jej medyczne doświadczenie, zapisane na wyróżnieniach. Duże brązowe oczy skryte za kaskadą czarnych jak smoła rzęs prześlizgiwały się od jednej ramki do drugiej, a wyrazistych malinowych ustach o silnie wykrojonej dolnej wardze błąkał się delikatny uśmiech podziwu. Mężczyzna był wysoki, dużo wyższy od niej, mocno zbudowany. Jego umięśnione ramiona eksponowała szara koszulka polo z krótkim rękawem. Najwyraźniej tak był pochłonięty zwiedzaniem jej gabinetu,że nawet nie zauważył jej przybycia. Hermiona zawahała się przez chwilę, nie miała pojęcia, kim jest ten mężczyzna, ani co robi w jej gabinecie, odniosła jednak wrażenie, że nie ma się, czego obawiać. Na pierwszy rzut oka nie wyglądał ani na przestępcę, ani na psychopatę, a poza tym, ktoś go tutaj przecież wpuścił.

- Yhym.- chrząknęła cicho, dając znak swojej obecności.Orzechowe oczy przybysza natychmiast zwróciły się w jej kierunku.

- Witam. Zapewne mam przyjemność z Hermioną Granger.-powiedział z uśmiechem, wyciągając rękę w moim kierunku.

- Czy przyjemność to się jeszcze okaże.- warknęła ignorując jego dłoń, zakładając swoje na piersi.- A tak w ogóle to ty, to…- spojrzała na niego wyczekująco

- A wybacz.- uśmiechnął się przepraszająco, a jego białe zęby błysnęły w promieniach słońca.- Z tego wszystkiego, wiesz… że tu jestem,że cię poznałem, że w ogóle udało mi się dostać do takiego renomowanego szpitala na praktykę, zapomniałem się przedstawić- dostał słowotoku, jakby słowami chciał zabić swoje zdenerwowanie. Wymachiwał przy tym w przekomiczny sposób rękami, a do tego ten dziwny akcent.. Tego było za wiele i dłużej niewytrzymała uśmiechając się do niego.

- Okey, okey.- powiedziała z uśmiechem.- To może w końcu zdradź mi swoje imię.

- Ach!!- westchnął.- Jestem Igor.- powiedział znów wyciągając do niej rękę.

- Igor, dziwne imię…- powiedziała również podając mu dłoń.-Więc… co tutaj robisz?- zapytała wskazując mu krzesło.

- Przyjechałem na praktykę. Właśnie skończyłem mugolski uniwerek medyczny w Polsce i chciałem się poduczyć. No i udało się, jestem tutaj- powiedział uradowany rozglądając się dookoła, jakby chcąc się upewnić,że to nie sen.

- Czekaj, czekaj, pomału.- powiedziała niewiele rozumiejąc.-Jesteś lekarzem tak?- przytaknął skinieniem głowy.- I pochodzisz z Polski.

- Dokładnie.- powiedział szczerząc się jeszcze bardziej.- I jestem niewiarygodnie dumny, że mogę praktykować z tobą., no wiesz Hermiona Granger… ta Hermiona.

- Tak innej tu nie ma.- powiedziała śmiejąc się, chłopak coraz bardziej ją bawił.- Ale powiedziałeś praktykować ze mną?- zapytała po chwili.

- A to ty jeszcze nie wiesz. Ja mam się uczyć od ciebie. Od dziś jestem twoim cieniem.- powiedział ciągle się uśmiechając.

- Uuuu no to chyba będziesz musiał dorobić sobie biust, bo z twoim raczej kiepsko.. a skoro masz być moim cieniem..- zażartowała, a on wybuchnął głośnym dźwięcznym śmiechem.- Dobra!! Poważnie. Wiem już, że mamy razem pracować.

- No tak, dyrektor szpitala przydzielił mnie do ciebie, boty też znasz się na czarach i na mugolskiej medycynie.- wytłumaczył już spokojnie, jednak jego radosne oczy nie straciły swojego blasku.

- Rozumiem. A jak długo tu zabawisz?- zapytała

- Dopóki mnie nie wykopiesz.- odpowiedział.

- No cóż… to myślę, że możemy się już pożegnać.- powiedziała poważnie, a on spojrzał na nią zszokowany.

- To był żart, prawda?- zapytał zaskoczony.

- Nie, mówię poważnie.- odpowiedziała sucho. Chłopak dał za wygraną, wstał ze swojego miejsca i ze spuszczoną głową ruszył w kierun kudrzwi.

- Ejjj a ty dokąd?- zawołała za nim.- Ależ ty jesteś łatwowierny.- powiedziała z uśmiechem, kiedy się odwrócił.- Siadaj, jeszcze nie pokazałeś mi co potrafisz.

- Ale mnie przestraszyłaś. A podobno Anglicy nie mająpoczucia humoru.- westchnął siadając ponownie.

- Patrz, co za niespodzianka.- odparła.- A teraz opowiedz mi gdzie studiowałeś.

- Cóż, jestem mugolakiem. Kiedy dowiedziałem się o magii myślałem, że ktoś mnie wkręca, jednak okazało się, że Akademia Magii im.Godryka Gryffindora w Krakowie istnieje naprawdę. Tam też nauczyłem się czarować, a w piątej klasie poczułem powołanie medyczne. Jednak jako dziecko mugoli zdawałem sobie sprawę, że magia to nie wszystko i wybrałem się na mugolską medycynę. Skończyłem Uniwerek w Gdańsku, z wyróżnieniem- powiedział,dumnie wypinając pierś, a w tej jednej sekundzie Hermiona poczuła tak jakby siedział przed nią jej męski odpowiednik…- A potem przysłałem tutaj swoje CV i przyszła odpowiedź, że proponujecie mi praktykę. I to jeszcze z kim… z samą Herminą Granger! Kobieto ja jestem twoim fanem. Gdybyś miała plakaty, to powiesiłbym sobie jeden nad łóżkiem.- westchnął

- Dobra, to już wiem, że mam nie pozować z tobą do zdjęć-powiedziała z uśmiechem.

- No wiesz, nie jestem jakimś zboczeńcem!- żachnął się- Alena kawę chętnie bym się z tobą umówił.- zaproponował podnosząc brew, a Hermiona przyjrzała się tej minie badawczo… taki gest kogoś jej przypominał.. „O nie!!!Tylko nie myśl znowu o… to nie dorzeczne, nie widziałaś go 8 lat i nagle zaczęłaś go sobie przypominać!” fuknęła na siebie w myślach, na głos jednak odpowiedziała

- Bardzo chętnie pod warunkiem, że mój narzeczony też może iść.- malfoyowa mina natychmiast zniknęła

- Och masz narzeczonego?- zapytał zawiedziony

- Jesteś takim moim fanem, a nie wiedziałeś?- zapytała drocząc się z nim.- Okey. Mam narzeczonego, tego samego od jakichś 9 lat. A we wrześniu mam zamiar zostać panią Weasley.

- Weasley? Żoną tego Weasleya??- zapytał.

- Tylko nie mów, że jego plakat też chciałbyś nad łóżkiem,bo zacznę się obawiać.- powiedziała śmiejąc się, a on zrobił urażoną minę…- No dobra, sorry. Ale moje życie prywatne zostawmy już na boku, albo nie…-powiedziała, udając że się nad czymś zastanawia.- powiem ci od razu, żeby potem oszczędzić ci zbędnych ekscytacji… Przyjaźnię się też z Potterami.- a widząc jego minę dodała natychmiast.- Tak TYMI. Tym Harrym i Tą Ginny.

- Super!- powiedział z podziwem- A więc przyjaźń, która pokonała zło, przetrwała dorosłość. Świetnie.

- No wiesz, zabrzmiało to tak jakby dorosłość była gorsza od Voldemorta.- powiedziała ze śmiechem.

- A nie jest?- zapytał.- Sama powiedz, nie chciałabyś czasem znów być dzieckiem?

Nie odpowiedziała, utrafił w sedno. Wypowiedział na głos toco ona myślała tak często.

- Okey, filozof. To powiedz mi ile masz lat?- zapytała,zręcznie zmieniając temat.

- 26.. no nie całe, skończę w listopadzie.- powiedział.

Nagle do pokoju wszedł dyrektor szpitala, a widząc pogrążonych w rozmowie Hremionę i Igora uśmiechnął się pod nosem. Wiedział, że ta dwójka się dogada. Byli jak jedna dusz zaklęta w dwa różne ciała. A on znał się na ludziach i wiedział, że zestawienie ich razem nie tylko zaowocuje tym, że Hermiona w końcu zaprzyjaźni się w szpitalu z kimś w jej wieku, a nie tylko z Marthą, ale również ich współpraca przyniesie wiele korzyści dla szpitala.

- Widzę Hermiono, że miałaś już przyjemność poznać pana Igora.- zapytał wchodząc do gabinetu, na co młody mężczyzna mruknął jedynie,tak żeby słyszała tylko Hermiona.

- Czy przyjemność to się okaże.- Kobieta parsknęła śmiechem.Coraz bardziej go lubiła

- Tak, tak. Ucięliśmy sobie pogawędkę.- odpowiedziała szefowi

- To dobrze, bo chciałbym żebyś, zanim wyjedziesz na urlop pokazała Igorowi jak wygląda praca tutaj. Zgadzasz się?- zapytał, nie mając wątpliwości co do jej odpowiedzi.

- Oczywiście. Kiedy mamy zacząć?

- Najlepiej od razu.- odpowiedział, kierując się do drzwi.-Zabierz go na obchód.- wyszedł zostawiając ich samych.

- Nooo panie doktorze, sprawdzimy teraz, na co pana stać.-zwróciła się do chłopaka zapinając swój biały fartuch i jednocześnie obserwując jak sam zapina swój.

- Już nie mogę się doczekać, pani doktor.- powiedział ze swoim szczerym, szerokim uśmiechem, kiedy razem opuszczali gabinet.

Igor okazał się świetnym specjalistą. Miał niesamowite podejście do pacjentów, a jego optymizm był zaraźliwy. Już po kilku dniach dość mocno się ze sobą zaprzyjaźnili. Hermiona twardo jednak ustawiła granicę.Przyjaźń i nic więcej. Zgodził się bez zmrużenia oczu…

A kiedy przyszedł ostatni dzień jej pracy przed urlopem,wiedziała, że zostawia swoich pacjentów w pewnych rękach. Niesamowitą niespodziankę sprawił jej też, kiedy przed samym wyjściem, życząc jej miłego wypoczynku, wcisnął jej do ręki niewielki pakunek. Podziękowała za prezent choć nie miała pojęcia co to jest i ruszyła do domu, żeby dopakować ostatnie rzeczy.

Dopiero, kiedy wszystko było już gotowe a ona sama niemal stała już w drzwiach, czekając na taksówkę na lotnisko (bo obrażony Ron oczywiście nie powiał się z nią pożegnać, ograniczając się jedynie do przypięcia na lodówce kartki z napisem „Baw się dobrze i pomyśl czasem o mnie.Buziaki!”, którą zostawiła tam gdzie ją zastała), przypomniała sobie o leżącym w torebce, którą zostawiała w domu, pakunku. Wróciła, żeby sprawdzić cóż takiego podarował jej kolega, a kiedy otwarła prezent wybuchła głośnym, wesołym śmiechem. W środku był krem do opalania z wysokim filtrem i krótka, naskrobana pochyłym i niedbałym pismem Igora wiadomość.

„Hermiono!

Raka pali się na twarzy (tak jak ja, przy naszym pierwszym spotkaniu!!:D), a ty masz się pięknie opalić na Hawajach!!! Używaj z głową.

PS. Nie przesadź z drinkami z palemką!!:)

Igor”


Rozbawiona schowała krem do torby, w momencie w którym żółta taksówka zajechała pod dom. Ciągle w dobrym humorze udała się na lotnisko. Przed nią malowała się wizja trzech tygodni pośród bajkowych okoliczności przyrody..
Malfoyka
Maui oczarowało ją od pierwszej chwili. Już kiedy wysiadła z samolotu i poczuła na twarzy delikatną bryzę nadlatującą znad Oceanu Spokojnego, a w powietrzu wyczuła ten niesamowity słodki zapach egzotycznej roślinności wiedziała, że to nie będzie jej jedyny pobyt na hawajskich wyspach…
Siedząc w taksówce do hotelu, z zachwytem obserwowała przemijające za oknem krajobrazy. Wielkie wulkaniczne wzgórza, pokryte soczystą zielenią ciągnącą się aż po horyzont, a wszystko to utopione w delikatnych falach oceanu, którego błękit niemalże raził oczy.. Słońce wisiało wysoko na niebie, kąpiąc całą wyspę w swym blasku, ludzie przechadzali się leniwie z uśmiechami na ustach, jakby smutki życia codziennego nie były w stanie dogonić ich w tej cudownej krainie. I chyba istotnie tak właśnie było.. bo kiedy wysiadła z samolotu, poczuła jakby wszystkie swoje problemy, złość na Rona, żal że go tu z nią niema i przyziemne codzienne, codzienne sprawy, zostały daleko stąd. Na lotnisku w Anglii. Czuła się jakby trafiła do innej galaktyki,mitycznego Eldorado do którego nie ma wstępu żaden problem…
Tak zaabsorbowana była pięknem wyspy, że nawet nie spostrzegła kiedy taksówka zatrzymała się przed wielkim hotelem. Fasady budynku stanowiło samo szkło. Wielkie ozdobne okna ciągnące się od samej ziemi, niemalże do samego nieba.. Niemal od razu, kiedy pojazd zatrzymał się przed ekskluzywnym wejściem, przy jej drzwiczkach pojawił się boy hotelowy.Podając jej swoją dłoń, aby mogła wysiąść, posłał jej służbowy uśmiech,ukazując rząd niezwykle białych zębów, kontrastujących z jego ciemną skórą. Kiedy stała już pewnie na prowadzącym do samych drzwi czerwonym dywanie, a boy zajął się jej bagażem, uniosła wzrok ku górze.. Hotel Ohana Waikiki West był imponujący, nie tylko ze względu na ilość szkła,które wdzięcznie odbijało słoneczne promienie, ale też przez wysokość.Był to ogromny drapacz chmur, liczący sobie 72 piętra. Kobieta westchnęła oczarowana, zapowiadają się cudowne trzy tygodnie. Nagle poczuła, że ktoś zakłada jej coś na szyję..
- ALOHA!!!- krzyknął opalony nastolatek, narzucając jej na szyję wieniec z różowych orchidei, po czym nie czekając na jej reakcję zniknął za rogiem śmiejąc się głośno i wręczając podobne wianki innym kobietom. Hermiona uśmiechnęła się wdychając słodki zapach kwiatów zawieszonych na jej szyi.
- Proszę się nie gniewać.- powiedział boy nienaganną angielszczyzną, podchodząc do niej z jej torbami ułożonymi na wózku.-to taki miejscowy zwyczaj, orchideami ozdabia się wyjątkowo piękne kobiety.
Hermiona spłonęła uroczym rumieńcem i odpowiedziała z uśmiechem.
- To miłe, dziękuję.
-Ależ nie ma za co. Gdybym nie był w pracy, sam obsypał bym panią takimi kwiatami.- powiedział, przyglądając się jej uważnie.- Pierwszy raz na Hawajach, prawda?
- Aż tak to widać?- zapytała, marszcząc nos.- Tak, pierwszy raz.- dodała
-Spodoba się pani.- zapewnił, a ona nie miała powodów, żeby nie wierzyć.- To jakiś specjalny wyjazd, czy po prostu urlop dla wypoczynku?- zagadnął, chcą nawiązać kontakt, śliczna turystka wpadła mu w oko, a na dodatek przyjechała sama.
- I to i to.- odpowiedziała szczerze, uśmiechając się do niego, wiedziała, że wpadła mu w oko, ale flirt w pierwszy dzień i to jeszcze z pracownikiem hotelu w którym mieszkała nie był szczytem jej marzeń..- Waśnie skończyłam studia i chciałabym odpocząć od stresów, a poza tym, tym wyjazdem żegnam stan panieński. We wrześniu wychodzę za mąż.- powiedziała z promiennym uśmiechem, właśnie teraz zdała sobie sprawę, że wrzesień już za dwa miesiące.. a ona czekała na niego od kilku lat.. I w tym samym momencie poczuła też smutek, Ron.. powinien być tu teraz z nią. Albo ona z nim,tam. Wtem w jej głowie odezwał się tak dobrze znany głos Ginny „Ani mi się waż, myśleć o moim bracie kretynie!!! MASZ SIĘ BAWIĆ!!!”,uśmiechnęła się. Słyszała głosy, chyba nie było z nią dobrze.. a może to przez to miejsce..
- Och, to cudownie! Gratuluję.- powiedział chłopak ze sztucznym entuzjazmem. Hermionie niemal zrobiło się go żal.-A teraz zapraszam panią do środka.- powiedział już służbowym tonem,dłonią wskazując jej drzwi.
- Dziękuję. A tak przy okazji jestem Hermiona.- powiedziała ruszając do wejścia.
-Matt- powiedział, znów się uśmiechając. A może jednak, ta kobieta chciała zaszaleć. W końcu jej narzeczonego tu nie ma, a co z oczu to z serca..- Miło mi cię poznać. A tak przy okazji, gdybyś potrzebowała przewodnika, to kończę pracę o 15.
- Dziękuję, ale raczej nie sądzę.Jednak propozycję zapamiętam.- odparła, dając mu znak, że nie jest zainteresowana. Miała tylko nadzieję, że nie zraniła zbytnio chłopaka.
- Oczywiście.- bąknął niepocieszony.- W takim razie zapraszam.- powiedział, otwierając jej drzwi do przestronnego patio.
W recepcji miła pani poinstruowała ją, że jej pokój, a raczej apartament znajduje się na ostatnim piętrze hotelu. Zdziwiła się słysząc to,ponieważ wiedziała, że zarezerwowany mieli pokój na 21 piętrze.
-Proszę sprawdzić, czy nie pomyliła pani rezerwacji. Miałam mieszkać na21 piętrze.- zaczęła, a kobieta przyjrzała się jej, a potem jej dokumentom.
- Pani Granger, tak?- zapytała, a Hermiona kiwnęła głową.- W takim razie nie zaszła pomyłka. Została pani przekwaterowana do apartamentu na życzenie pani narzeczonego.- odpowiedziała
- Co??- zapytała zszokowana Hermiona.
-Pan Weasley zadzwonił dziś rano, prosząc żeby zakwaterować panią właśnie tam i żeby zapewnić pani najwyższe luksusy.- powiedziała nieco rozmarzonym głosem. Taki facet to według niej skarb. Hermiona jednak,wiedziała że w ten sposób kaja się przed nią, ale nic nie odpowiedziała, wręcz przeciwnie zrobiło jej się miło..- Czy w takim razie, może być tam?- zapytała recepcjonistka, kiedy nieco oprzytomniała.
- Oczywiście.- odpowiedziała Hermiona z uśmiechem, ten wyjazd zapowiada się jeszcze lepiej niż na początku.
Po załatwieniu wszystkich formalności, boy zaprowadził ją do luksusowej windy. A kiedy wysiedli na ostatnim piętrze od razu zaprowadził ją do drzwi. Otwierając je kartą magnetyczną, przepuścił Hermionę pierwszą, a sam wniósł jej walizki. Stawiając je w obszernym holu, podszedł do oniemiałej kobiety i wytłumaczył jej najpotrzebniejsze rzeczy. Potem wyszedł, a Hermiona wciąż stała oniemiała. Jej pokój był niemal tak samo wielki jak ich mieszkanie w Londynie, wielki hol prowadził do obszernego salonu, urządzonego w nowoczesnym, stawiającym na biel i metal stylu. Ściany pomalowane w kolorach ecru i beżu dodawały ciepła zimnemu pomieszczeniu. Dziewczyna z zachwytem spojrzała na szybę stanowiącą jedną całą ścianę, za którą rozpościerał się cudowny widok na ocean i okalającą go plażę. Z zachwytem zajrzała do sypialni, równie wielkiej co salon i urządzonej w podobnym stylu. Wielkie łóżko z metalową ścianą aż zachęcało do spędzania w nim czasu, uchylone tarasowe okno wpuszczało do pokoju bryzę i ten cudowny hawajski zapach,powodując że lekka biała firanka falowała łagodnie. Kobieta wyszła na taras, gdzie stał mały ratanowy stolik i dwa foteliki. Oprała się okutą z litego żelaza barierkę i mocno zaciągnęła się najodowanym powietrzem… Kochała Hawaje, tego była pewna. I kochała Rona za to, że zrobił jej tą niespodziankę…
W spokoju minęły jej trzy dni pobytu na Maui. Korzystając z prezentu od Igora zdążyła złapać już pięknego koloru. Piegi na jej nosie uwydatniły się, dodając dziewczęcego uroku,a lekkie, przeważnie białe stroje ślicznie kontrastowały z czekoladowym odcieniem jej skóry..
Tego dnia zjeżdżała właśnie windą, aby oddać się swojemu ulubionemu zajęciu tutaj, czyli przechadzaniu się na plaży,kiedy na 56 piętrze do pomieszczenia wsiadły dwie młode dziewczyny, już na pierwszy rzut oka wyglądające na takie, które na Hawajach szukały jedynie Hawajczyków… albo ciekawych przypadków turystów.
- Widziałaś tego blondyna z apartamentu na 72?- zaszczebiotała patykowato chuda brunetka, z blond pasemkami.
- Tego, który przedwczoraj przyjechał?- zapytała jej koleżanka, nieco niższa, ale równie chuda blondynka
- Tego samego!- jęknęła tamta. Cudowny jest!!! Po prostu młody bóg!
- Jak myślisz ma kogoś?- zapytała druga, malując usta błyszczykiem i przeglądając się w wiszącym w windzie lustrze.
-Nie sądzę.- zamyśliła się jej koleżanka.- Przecież przyjechał sam, na palcu nie miał obrączki. A widziałaś jak czarował recepcjonistkę…Przecież ta laska niemal leżała mu u stóp i błagała, żeby nie przestawał do niej mówić..
- A te jego oczy..- rozmarzyła się brunetka.- W życiu nie widziałam takiego błękitu.
- Taaak, on chyba przyleciał z innej planety. Bo nie sądzę, żeby taki facet urodził się na ziemi..
Hermiona wzniosła oczy do nieba. Skupiając całą swoją uwagę na małym panelu wskazującym mijane piętra, starała się nie słuchać dalej ich konwersacji. Te dziewczyny były tak płytkie, że było to niemal aż bolesne doświadczenie. Z ulgą powitała parter, mijając rozszczebiotane dziewczyny z dumnie uniesioną dumnie głową. Ich postawa powinna wzbudzać tylko żal i szczerze mówiąc głęboko współczuła mężczyźnie o którym mówiły, nooo chyba, że on był jednym z tych, którzy lubili taki typ kobiet.. „Jak Malfoy” dodała w myślach, po czym znów zrugała się w myślach za myśli o nim.
Zakładając wielkie słoneczne okulary (których kupować nie chciała, ale Ginny uparła się, że one są ostatni krzykiem mody i jadąc na Hawaje po prostu musi je mieć) i ruszyła na plażę. Nie miała daleko, wystarczyło przejść przez niewielki ogród hotelowy, a potem zejść kilka schodów i piękna plaża stawała otworem. Kiedy kobieta poczuła gorący piasek pod swoimi stopami natychmiast na jej ustach pojawił się nieświadomy, cudowny uśmiech. Ściągnęła delikatną kremową sukienkę i chowając ją do specjalnie zaczarowanej torby ruszyła wzdłuż plaży, odziana jedynie w skąpie białe bikini, kontrastujące z jej opaloną skórą. Kiedy przechadzała się brzegiem oceanu, brodząc nogami w słonej wodzie, wiele męskich spojrzeń wędrowało za nią. Tak Hermiona Granger była ucieleśnieniem męskich marzeń. Miła odpowiedni wzrost, nie była zbyt niska, ale też nie na tyle wysoka, żeby nie móc założyć szpilek, miała smukłe ciało, płaski brzuch, idealnie wykrojoną talię, zgrabną pupę i śliczne kształtne piersi, jej jasne włosy powiewały na wietrze a malinowe usta wygięte były w półuśmiechu, kiedy ciepłe fale obmywały jej fantastyczne nogi. Wielkie przeciwsłoneczne okulary zasłaniały prawie pół jej pięknej twarzy, jednak nie szpeciły, wręcz przeciwnie dodawały jej postaci notki tajemniczości. Była niezaprzeczalnie piękna. I wydawała się zdawać sobie z tego sprawę, kiedy z wysoko uniesioną głową mijała kolejnych śliniących się na jej widok mężczyzn…
Odeszła już sporą odległość od hotelu, pozwalając się porwać sercu i kierować gdzie tylko nogi poniosą, nie musiała się nigdzie spieszyć. Czuła się wolna i beztroska czując jak wiatr tańczy z jej włosami. Czuła się doceniona, kiedy zza ciemnych szkieł obserwowała pożądliwe spojrzenia mężczyzn.. Idąc wolno wpatrywała się w horyzont, wypatrując jak na jego cienkiej linii, mewy co rusz nurkują w poszukiwaniu ryb.. pewnie płynęła tam jakaś ławica.. Nagle jednak coś na plaży przykuło jej uwagę. W jej kierunku zmierzał właśnie, równie zapatrzony w ocean co ona, piękny mężczyzna. Roztrzepane, średniej długości włosy powiewały wesoło na wietrze, oczy wyglądały jakby z uporem starały się przebić linię łączącą ocean z niebem. Na jego usta również wygięte były w uśmiechu. Pięknie wyrzeźbione ciało poruszało się z gracją. Był ucieleśnieniem kobiecych marzeń. Nisko opuszczone ciemnozielone bermudy, odsłaniały dokonały brzuch, na widok którego pewnie nie jedna dziewczyna straciła głowę. W pewnym momencie i on zauważył, że jeśli nie zboczy o jeden krok, zaraz dobije do zjawiskowej kobiety. „Pewnie jedna z typowych gruppies, jakich tu pełno” westchnął w myśli, mierząc nieznajomą wzrokiem znawcy. Coś mu jednak nie pasowało..”Cholera, przysiągł bym, że skądś ją znam”- pomyślał wymijając nieznajomą, która dokładnie w tym samym czasie, pomyślała „Kurcze, on mi wygląda jakoś znajomo”..
Zrobili jeszcze kilka kroków, każde w swoim kierunku, kiedy nagle w głowie blondyna uformowała się myśl „JASNA CHOLERA, PRZECIEŻ TO BYŁA..”
-Granger??- wykrzyknął zdumiony swoim odkryciem, odwracając się za dziewczyną.
Ten głos poznałaby wszędzie.. właściciel może i się zmienił, ale głos.. intonacja jej nazwiska..
- Malfoy?- wyszeptała zaskoczona, odwracając się pomału.
- A jednak to ty.- szepnął pochodząc kilka kroków bliżej.- Nie mogę uwierzyć, Granger to naprawdę ty.- powiedział, jakby ich spotkanie go ucieszyło.
- Ja. I co w związku z tym?- zapytała, ściągając swoje okulary i przyglądając mu się badawczo.
- Nic, jestem po prostu zaskoczony.- odparł też lustrując ją wzrokiem.
- Zaskoczony? Tym, że mnie spotkałeś, tym, że spotkałeś mnie tutaj, a może tym, że ja to ja?- zapytała.
- Tym, że widzę znajomą twarz. I, że ta twarz należy akurat do ciebie. Po prostu jestem zaskoczony.- mówił spokojnie, z uśmiechem na ustach, takim zwykłym sympatycznym, a w tonie jego głosu nie było już ani śladu dawnego morzu, ani kpiny. A jednak… to był Malfoy, ten sam Draco Malfoy, tylko dlaczego nie potrafiła sobie przypomnieć jak bardzo go nienawidziła?
- Że na cudownym urlopie spotykasz szlamę, tak?- zironizowała.
- Oj Granger, Granger- zacmokał cicho, po czym uśmiechnął się spoglądając jej prosto w oczy.- Już dawno wyrosłem z dziecinady jaką było przezywanie.- a widząc jej minę, dodał.- Ludzie się zmieniają wiesz?
- Ludzie tak, ale ty nie.- warknęła. Już chciała się odwrócić i odejść kiedy usłyszała jego serdeczny śmiech.
- Jak mnie ciebie brakowało.- krótkie zdanie podziałało jak magnez, zaskoczona odwróciła się do niego i ważąc każde słowo szepnęła, spoglądając na niego z troską szeroko otwartymi oczyma.
- Ty się dobrze czujesz, Malfoy? Wszystko okey? Bo chyba bredzisz, TOBIE brakowało MNIE?- zapytała, a on widząc jej minę roześmiał się jeszcze głośniej
- Hahaha, masz minę jakbym ci co najmniej oznajmił właśnie, że zostaję papieżem.- parsknął śmiechem, a w jego policzkach pojawiły się urocze dołeczki.
- Och, wydaje mi się że tego papieża zniosłabym lepiej.- westchnęła, a on znów się zaśmiał, dziwne było patrzeć, że śmieje się do niej, a nie z niej.
- Widzisz? Byłbym idiotą gdybym za tym nie tęsknił.- westchnął.- Ach te nasze kłótnie, niezapomniane. A pamiętasz jak w trzeciej klasie dostałem od ciebie w twarz?- zapytał, udało mu się w końcu się uśmiechnęła
- Należało ci się!!- powiedziała śmiejąc się.
- Taaa, a te wszystkie tępe bubki i zidiociali arystokraci?
- No wiesz technicznie rzecz biorąc..- zastanowiła się, ale zaraz, co ze szlamami?- dodała, spoglądając na niego.
- No wiesz… technicznie rzecz biorąc..- zacytował jej słowa, zerkając na swoje paznokcie.
- Ughh ty się jednak nic nie zmieniłeś!- warknęła- Ciągle ten sam tępy, arystokratyczny dupek!- rzuciła przez ramie, odchodząc. Stał tam, nie wiedząc co znowu zrobił źle, obserwując jak odchodzi, ponętnie kręcąc biodrami. Zaraz, przecież nie pozwoli jej tak po prostu odejść, zmienił się… naprawdę.
- Znowu to robisz, Granger.- zawołał za nią.
- Co robię?- odkrzyknęła, nawet się nie odwracając.
- Skreślasz mnie ze względu na moje pochodzenie i krew.- szepnął jej do ucha, łapiąc za dłoń.
- Niech pomyślę, ty robiłeś to przez siedem lat.- odparowała, okey przypomniała sobie, jak można go nienawidzić.
- Okey. Biję się w pierś.- powiedział, istotnie to robiąc.- Jeśli chcesz to uklęknę i przeproszę.- dodał widząc, że ciągle jest nie przekonana.
- Już to widzę, wielki pan Draco „Jego Idealna Mość” Malfoy miałby..- nie dokończyła, bo Dracon właśnie klęknął u jej stup i rozkładając ręce na całą szerokość, spojrzał na nią skruszonym wzrokiem i zaczął..
- Hermiono Granger, upadam przed tobą na kolana i uniżenie proszę o wybaczenie mi..
- Wstawaj idioto, ludzie się patrzą.- zakłopotana Hermiona starała się go podnieść za ramiona, jednak ani drgnął, kontynuując.
-.. tych wszystkich lat szkolnych upokorzeń i ciemiężenia. Byłem debilem bez moralności.- skończył, spoglądając na nią prosząco.
- Okey- powiedziała cicho, ciągle zażenowana- OKEY- krzyknęła, bo nie zareagował- masz to swoje przebaczenie tylko wstawaj, robisz wstyd sobie i mnie.- jęknęła, po czym głębiej odetchnęła, kiedy już stanął na nogach.
- To co? Zapomnisz?- zapytał
- Kto by pomyślał Draco „Przepraszam Byłem W Łazience Kiedy Rozdawali Moralność” Malfoy, właśnie przeprosił szlamę.- szepnęła zaskoczona.
- Ejjj nie mów tak o sobie.- szepnął.- Przecież przeprosiłem, co jeszcze mogę zrobić?
- Niech pomyślę? Utopić się?- zapytała złośliwie. Jak jej tego brakowało.
- Obawiam się, że nie mogę się na to zgodzić. Ale w zamian mogę zaprosić cię na obiad.- powiedział ciągle się śmiejąc.
- Ty sobie żartujesz?- zapytała, nie wiedząc kiedy powinna zacząć się śmiać.
- Nie. Jest pora obiadu, a ja jestem głody. Ty pewnie też. Obydwoje jesteśmy tutaj sami.. Dlaczego nie?- zapytał przyglądając jej się.
- Bo ty jesteś Malfoyem, a ja Granger?- zapytała
- Oj daj spokój. Powiedz, przyjechałaś tu z kimś, czy sama?- przez chwilę jego wzrok opadł na jej dłoń, ale nie zauważył tam obrączki, był jednak pierścionek, czyżby była zaręczona?
A ona w tym czasie zastanawiała się, czy nie powinna skłamać, w końcu jednak zdecydowała się powiedzieć prawdę.
- Jestem tu sama.- odpowiedziała, niemal bojowo. „Bo mój narzeczony jest za dużym kretynem, żeby być tu ze mną, a teraz muszę jeszcze użerać się z tobą.” Warknęła w myślach.
- Widzisz, ja też. A samemu trochę smutno się je, nieprawdaż?- zapytał, ciągle się uśmiechając. „On coś kombinuje, czy naprawdę się zmienił?” pytała siebie, przyglądając się jego oszałamiającemu uśmiechowi.- No dalej, Granger… Hermiono.- prosił.
- Powiedziałeś Hermiono?- spojrzała na niego zaskoczona.
- Tak masz na imię.- sprostował.- No chyba, że mam mówić Granger.
- Nie.- powiedziała trochę za szybko i zaraz dodała- Z resztą jak chcesz.
- Nic się nie zmieniłaś wiesz?- zapytał nagle.
- No wiesz, sądzisz to po 3 minutach rozmowy?- żachnęła się, „HA! Gryfonem zostaje się całe życie! Trafiłem w czuły punkt- ambicję” ucieszył się w duchu.
- Wiesz, chętnie porozmawiałbym z tobą dłużej, ale to ty wzbraniasz się przed obiadem. Tak jakbym miał zamiar cię otruć.- prychnął.
- Nigdy nie można mieć pewności.- odszczeknęła.
- Okey!! Zrobimy tak.- zaproponował nagle, widząc że ta rozmowa nie idzie w dobrym kierunku.- Zjemy dziś razem ten obiad… posłuchaj mnie do końca- wtrącił, widząc że już podnosiła rękę i otwierała usta, zapewne żeby się sprzeciwiać.- Więc jak mówiłem zjemy dziś ten obiad. Pogadamy trochę. Jak ludzie, dorośli ludzie, a nie dzieciaki nabuzowane hormonami. A potem..
- Nie będzie żadnego potem.- wtrąciła
- Na boga kobieto, czy ty dasz mi skończyć?- zapytał ze śmiechem. Taaak to zdecydowanie była ta sama Granger, z tą tylko różnicą, że teraz to była cholernie sexowna Granger. Hermiona zniecierpliwionym ruchem dłoni pokazała mu, żeby kontynuował.- A potem, wszystko będzie zależało od ciebie. Jeśli po wspólnym obiedzie zdecydujesz, że ciągle jestem tym samym idiotą, którym byłem w szkole, jeśli uznasz, że nie warto tracić na mnie swojego czasu, to po prostu mi to powiesz, a ja zniknę i już nie będę cię niepokoić.- zakończył, spoglądając jej w oczy.
- Sama nie wiem.- wahała się.- Propozycja niby kusząca.
- Nooo dalej.- dopingował ją.- Co masz do stracenia? Poza oczywiście jakimiś dwoma godzinami? Nic! Przecież przyleciałaś tu sama, nikt nie czeka w pokoju. A przez te dwie godziny plaża też nie ucieknie, piasek ciągle będzie piaskiem, a ocean oceanem. Nic nie stracisz zgadzając się. A możesz zyskać.- spojrzał na nią.- Albo zyskasz pewność, że nic się nie zmieniłem i po dwóch godzinach uwolnisz się ode mnie na zawsze, albo..
- Albo co?- zapytała buntowniczo
- Albo przekonasz się, że się zmieniłem i kto wie, może nawet uda ci się mnie znienawidzić trochę mniej.- odparł, a ona milczała, ważąc jego propozycję.- To jak?- zapytał, spoglądając na nią i świdrując tymi swoimi oczami.
- Dobra.- skapitulowała, ale zaraz podniosła palec i wymachując mu nim przed nosem dodała.- Ale to tylko jeden obiad.
- A to już będzie zależało od ciebie.- westchnął.
- Czyli, że ja jestem szefem?- zapytała z uśmiechem odwracając się i wolno ruszając z nim w drogę powrotną.
- Jak najbardziej!- potwierdził.- Ale pozwól, że restaurację wybiorę ja. Znam ta wyspę dość dobrze, wiem gdzie nas dobrze nakarmią.
- W takim razie prowadź.- powiedziała uśmiechając się. „Świat się kończy, uśmiecham się do Malfoya” pomyślała, po czym na głos się roześmiała.
- Co cię tak śmieszy?- zapytał zaskoczony.
- Ta cała sytuacja. Draco, przecież my się nienawidziliśmy odkąd się poznaliśmy, nie widzieliśmy się osiem lat, a teraz tak po prostu idziemy na obiad.- powiedziała
Nie roześmiał się. Zamyślony zerknął w kierunku oceanu, a po chwili odezwał się, pięknym głębokim oraz niezwykle męskim i poważnym głosem.
- Po pierwsze dziękuję.- zaczął
- Za co?- zdziwiła się
- Pierwszy raz użyłaś mojego imienia.- wyjaśnił, a ona uśmiechnęła się, co ku jej zdziwieniu mężczyzna powtórzył.- A po drugie, wiesz.. tak chyba zachowują się dorośli. Poza tym czas, zmienia ludzi, a dawne zatargi zaczynają blednąc z biegiem czasu. Jest wiele rzeczy, z tamtego czasu których się wstydzę, a dziś nadarza mi się być może jedyna okazja, żeby choć część z nich wyjaśnić.
- Nie musimy sobie nic wyjaśniać.- szepnęła Hermiona- Tak było i tyle.
- Jak zawsze wielkoduszna.- szepnął z uśmiechem.
- Jak zawsze.- potwierdziła.- Słuchaj, ale skoro idziemy już na ten obiad, to postarajmy się przynajmniej dobrze na nim bawić.- zaproponowała.
- Masz moje słowo.
I tak ruszyli ramię w ramię w drogę powrotną. Co chwila wymieniając pomiędzy sobą jakieś uwagi. Każde z nich było zafascynowane tym drugim i każde chciało dowiedzieć się jak najwięcej. I choć żadne z nich się nie przyznało, obydwoje cieszyli się, że spędzą wspólnie czas..
Malfoyka
Niewielka restauracja Kai Melemele, czyli w języku hawajskim Żółte Morze, usytuowana była na wznoszącej się ponad głównymi arteriami wyspy, niewielkiej górze wulkanicznej. Chowając swoje uroki przed niepowołanymi oczami w zwyczajnie wyglądające chatce ze strzechowym dachem, wewnątrz zapierała w piersiach dech. Całe wyposażenie związane było z ludowością tubylców. Na ścianach wisiały maski ludowe, oraz przyrządy pomocne w połowach. Wesoła kolorystyka żółci, zieleni i różu dodawała typowo hawajskiego nastroju. W powietrzu unosił się słodki zapach orchidei pomieszany z typową wonią świeżych ryb. Bez wątpienia było to niesamowite miejsce i tam właśnie kierował się Draco. Jadał tam już nie raz i nigdy jeszcze, choćby nie wiadomo w jak złym wszedł tam humorze, nigdy… przenigdy w takowym nie wyszedł… Hermiona szła obok niego, co jakiś czas niepewnie się rozglądając. Dawno wyszli już poza turystyczną część wyspy, a przebywanie na nieznanym sobie terenie i to z Malfoyem u boku, nie specjalnie napawało ją poczuciem bezpieczeństwa.
- Czym się denerwujesz?- usłyszała pytanie i spojrzała w jego piękną spokojną twarz, przyglądającą jej się z uwagą.
- Tym, że nie wiem gdzie jestem. I że na dodatek jestem tu z tobą.- odpowiedziała szczerze. „Aha, a żeby tego było mało, to moja przeklęta różdżka została w pokoju!” westchnęła w myśli.
- Nie martw się. Już prawie jesteśmy na miejscu. Pokażę ci coś.- powiedział tajemniczo.
- Czemu ja ci ufam?- zapytała retorycznie, na co Draco jedynie się roześmiał.
Szli jeszcze przez chwilę w milczeniu, kiedy nagle Draco stanął przed jednym ze zwyczajnych domków.
- Nooo panno Granger jesteśmy na miejscu.- powiedział, wskazując dłonią na wiszący nad drzwiami szyld, pokazujący zieloną wyspę otoczoną żółtymi falami i napis „Kai Melemele”.
- Tutaj?- zadziwiła się Hermiona.- Ciągnąłeś mnie taki szmat, żeby pokazać mi chatkę?- pytała, niczego nie rozumiejąc. Draco zaś stał nie wzruszony słuchając jej wywodów.- No i czemu się nie odzywasz?- warknęła w końcu, zirytowana jego zachowaniem
- Bo czekam aż skończysz.- odparł obojętnie.- A teraz z łaski swojej, zanim ocenisz coś po opakowaniu, zajrzyj do środka.- A mówiąc to popchnął drzwi, tak że te stanęły otworem. Hermionę owionął ciepły powiew niosący od środka ten cudowny hawajski zapach.. Zauroczona weszła do środka, a krok za nią to samo zrobił Draco. Hermiona rozejrzała się po pomieszczeniu… była oczarowana. Kolory współgrały ze sobą, tworząc tło do fantastycznych masek i licznych harpunów. Małe drewniane stoliki, niemal pachniały jeszcze żywicą. W jednym z rogów zauważyła nawet wiszący hamak.. Okręciła się do koła, właśnie trafiła do raju. Wiedziała, że jej towarzysz obserwuje ją dokładnie, z lekkim uśmiechem.. Odwróciła się, żeby spojrzeć na niego.
- Tu jest..- zaczęła, ale słowa więzły jej w gardle. Nie mogła znaleźć odpowiedniego określenia bajeczności tego miejsca.
- Wiem.- szepnął z uśmiechem.
- DRACO??- doszedł do nich głos kobiety stojącej za kontuarem. Starszej, nieco otyłej i już na pierwszy rzut oka sprawiającej wrażenie sympatycznej pani, zapewne właścicielce lokalu, szeroki uśmiech wykwitł na ciemnej, okrągłej twarzy. Draco również się uśmiechnął i nie zważając na zdziwioną minę Hermiony, ruszył do kontuaru.
- Aloha Hi’iaka.- zawołał, przechylając się i składając na jej policzku delikatny pocałunek. A potem stało się coś co zupełnie zbiło Hermionę z nóg, była tak zszokowana, że mogła tylko stać i obserwować jak Draco prowadzi zupełnie lekko, luźną konwersacje z właścicielką. I nie byłoby w tym pewnie nic dziwnego, gdyby nie to, że robił to w języku hawajskim. Nagle jednak, jakby przypominając sobie o swojej towarzyszce, zwrócił na nią swoje spojrzenie i uśmiechając się gestem dłoni przywołał ją do siebie. Podeszła uśmiechając się do mierzącej ją wesołym wzrokiem kobiety.
- Hi’iaka, poznaj proszę Hermionę.- przedstawił Draco.- Hermiona jest moją starą znajomą ze szkoły.- mówił już po angielsku
- Miło mi poznać.- uśmiechnęła się kobieta.- Witaj w Kai Melemele, czyli w Żółtym morzu. Ja jestem Hi’iaka. To moja restauracja.- powiedziała, obiegając dłonią pomieszczenie.
- Jest… niesamowita.- szepnęła Hermiona.
- Zawsze będziesz tu miłym gościem.- zapewniła Hi’iaka.- A teraz zajmijcie sobie gdzieś miejsce, zaraz przyjdę po zamówienie.- powiedziała, podając im żółte karty z daniami.
- Masz otwarty ogród?- zapytał Draco.
- Oczywiście.
- W takim razie siądziemy w ogrodzie.- oświadczył, po czym nie czekając na reakcję Hermiony ruszył do tylnego wyjścia. Chcąc nie chcąc poczłapała za nim, jednak perspektywa wyjścia z tego pomieszczenia niemalże napawała ją smutkiem. Który jednak minął, tak szybko jak się pojawił, kiedy zobaczyła ogród. A okazał się on być niewielkim pasmem zieleni, usytuowanym przy samym brzegu skarpy. Od przepaści dzielił ich tylko płotek z drewnianych pali. Pod nimi rozciągał się widok na całą wyspę Maui, otaczający ją ocean oraz widniejące w dali, na ledwo widocznej linii horyzontu pozostałe wyspy. Tutaj stoliki też były drewniane, a przy nich poukładane zamiast krzeseł, były ręczenie ciosane ławki. Przy fasadzie budynku stało opartych, kilka finezyjnie malowanych desek surfingowych, a nieopodal odwrócone do góry dnem, trzy kolorowe, malowane na sposób ludowy łódki. Przy skarpie rosło kilka drzew, pomiędzy którymi wyrastały orchidee, które lekko kołysane przez wiatr, rozsiewały swój wspaniały zapach. Hermiona zauważyła też, kilka wbitych w ziemię dookoła nich pochodni, które pewnie zostawały zapalone wieczorem.. Westchnęła..
- Coś nie tak?- zapytał blondyn, spoglądając na nią znad karty dań.
- Nie. Ja tylko, czuję się jakbym trafiła do bajki.- odpowiedziała cicho. Nie wiedziała, czemu szeptała..
- Ja czuję się tak za każdym razem, gdy tu jestem.- odpowiedział szczerze.
- A często bywasz na Hawajach?- zadała pytanie. W końcu chciała się coś dowiedzieć o nim, o jego życiu… tak, żeby jego obraz więcej jej już nie męczył.
- Przynajmniej raz, jak nie dwa w ciągu roku.- odparł, spoglądając w ocean.- Ładuję tu akumulatory.- dodał, a odwracając się do niej z uśmiechem kontynuował.- Wiesz, kiedy tu przyjeżdżam czuję, jakby żadne problemy nie mogły mnie tu znaleźć, jakbym urodził się zupełnie nowy, bez przeszłości, ani narysowanej przyszłość, dokładnie w momencie kiedy moja stopa staje na hawajskiej ziemi.
Zamilkła, kontemplując jego słowa. Pełne szczerości, wypowiedziane z uśmiechem i.. takie prawdziwe. Bo czy ona nie czuła tego samego przyjeżdżając tutaj.
- Chyba wiem co masz na myśli.- szepnęła.- Ja też, kiedy stanęłam tutaj kilka dni temu, poczułam że moje codzienne kłopoty i żale zostały w Anglii i czekają na lotnisku na mój powrót.- skrzywiła się mimowolnie, na wspomnienie tego wszystkiego.
- Jest aż tak źle?- zapytał widząc jej minę.
- Z czym?
- Skrzywiłaś się tak.. tak gorzko, jakby czekało na ciebie masę nieprzyjemnych spraw.- odpowiedział.
- Wiesz dorosłość z reguły nie jest przyjemna.- mówiła spoglądając w jego magnetyzujące niebieskie oczy, które wyrażały czyste zaciekawienie. Mimo, że szukała skrupulatnie, nie umiała odnaleźć w nich już ani cienia dawnej kpiny.
- A tak, coś mi się obiło o uszy.- westchnął, wzruszając ramionami, ale i on skrzywił się lekko.
- Aż tak źle?- zapytała cytując jego słowa, a on uśmiechając się do niej uroczo, zamyślił się na chwilę.
- Wiesz, kiedy ktoś stoi z boku to powie.. „Czego ten Malfoy chce jeszcze od życia”. Bo to prawda. Mam prawie wszytko.. pozycje, pieniądze, szacunek, opływam w luksusy, z moją urodą kobiety padają mi do stóp..- wymieniał.- A jednak..- skrzywił się.- To wszystko jest nie ważne. Co mi po pozycji, wystarczy jeden mały finansowy kryzys i już po niej, luksusy.. cóż, pojęcie względne. Nawet ktoś kto nie ma grosza przy duszy, może opływać w luksusy, bo dla jednego będzie to willa z 50 sypialniami, a dla innego własne małe mieszkanko, które sam sobie urządzi. Z resztą samo życie jest luksusem, a jeszcze szczęśliwe życie.. to już wielki luksus. Uroda, tak.. dziś, a jutro, za pięć, dziesięć za dwadzieścia lat? Będę stary i pomarszczony, uroda też przeminie. Szacunek ludzi… dobre sobie, w dzisiejszych czasach, w oczy cię szanują a za plecami szkalują. Nie ważne jest też bogactwo, pieniądze rzecz nabyta, dziś są jutro ich nie ma. A poza tym są rzeczy których za nie, nie kupisz.. Jak np. spokojny sen, czy miłość.- zakończył smutno. Hermiona słuchała w milczeniu jego wywodu. Nie wierzyła, że mówi to ten sam Draco, którego znała kilka lat temu.- Ale nie odpowiedziałem na twoje pytanie. Nie Hermiono, nie jest źle. Ale nie powiem ci też, że jest dobrze. Żyję, jestem zdrowy, mam pracę, którą lubię. To wszystko to są dobre rzeczy. Tylko, że widzisz, w moim życiu brakuje jakiegoś promienia słońca, kogoś kto swoją obecnością sprawiłby, że miałbym chęć żyć, a nie tylko wegetować.- wyjawił jej to co chował głęboko w sercu. Do tej pory mówił to tylko Blaisowi, ale ten stary wyga nigdy go nie rozumiał. Diabeł, został Diabłem, tym samym jakim był w szkole. Szalonym, porywczym, narwanym i wiecznie napalonym. Nie rozumiał pragnień o miłości. Nie potrzebował jej, Draco wiedział, że jedynie na razie. Ale teraz go nie rozumiał.
- Och.- szepnęła zszokowana tym wyznaniem.
- Już wybraliście kochani?- usłyszeli nagle Hi’iaki, odskoczyli od siebie jak oparzeni, nawet nie wiedzieli kiedy ich twarze zbliżyły się do siebie tak blisko. Obydwoje zarumienieni, jak nastolatkowie, których przyłapano na pocałunkach zwrócili swoje oczy na kobietę.
- Eeee?- Draco spojrzał na Hermionę.
- Ty wybierz.- szepnęła. Sama nawet nie otworzyła swojej karty.
- W takim razie to co zwykle.- powiedział, zwracając się do właścicielki.- Aha i dwa Mojito.
- Zaraz przyniosę.- powiedziała starsza kobieta, po czym odeszła, a ich spojrzenia znowu się spotkały.
- A więc jesteś samotny.- szepnęła Hermiona, Draco pokiwał głową.- I nie wierzę, że takiemu pleyboyowi jak ty, taki stan rzeczy przeszkadza.- dodała, a on się zaśmiał.
- Pleyboyem to ja byłem w szkole. A potem dorosłem.- powiedział, zaglądając jej w oczy. Jednak już po chwili, swój niewidzący wzrok przeniósł na ocean i niskim głosem, niemal szepcząc dodał- I tak, przeszkadza mi. Wiesz, pewnie cię to zdziwi, ale marzy mi się ślub, taki skromny, tylko ja, ona i ksiądz. Chciałbym móc co rano budzić się przy ukochanej kobiecie i wiedzieć, że będę to robił do końca życia, każdego kolejnego dnia zauważając, kolejną zmarszczkę na ukochanej twarzy, czy siwy włos w rozsypanej na poduszce kaskadzie. Chciałbym, żeby po moim domu poniósł się śmiech dziecka, mojego syna, bądź córki. Chciałbym poczuć małe ręce oplatające się wokół moich kolan, usłyszeć, jak mały człowiek przez sen mówi, że mnie kocha…- zamilkł, ciągle obserwując horyzont.- Takie przyziemne, a tak trudne do zrealizowania.- westchnął.
- Ja..ja nie wiem co powiedzieć.- szepnęła. Miała odruch, żeby złapać go za rękę, jednak opanowanie przyszło w momencie, kiedy znów podeszła do nich Hi’iaka z drinkami.
- Nie musisz nic mówić.- zapewnił upijając łyk, zielonego napoju.- Chciałaś wiedzieć, więc ci powiedziałem.
- No właśnie. Dziękuję, za szczerość. Zaskoczyłeś mnie.- powiedziała, bawiąc się słomką.
- Ja się naprawdę zmieniłem.- zapewnił.- Nie ma już tego ulizanego tępego bubka zapatrzonego w krew. Tego uczył mnie ojciec, to wpajała matka i tak chciał Sama-Wiesz-Kto, ale ich już nie ma. A ja.. cóż, czuję się tak jakby mi ktoś zwrócił wolność. Tyle, że za błędy młodości trzeba płacić. I ja za nie płace, do dziś.. Nie jednokrotnie słyszałem na początku swojej nowej drogi „dziecko śmierciożerców”, „poplecznik zła”. Z taką opinią trudno jest coś zbudować, ale udało mi się. Dziś łatka śmierciożercy zniknęła, a ja jestem oceniany za moje czyny, nie za postępowanie ojca. Ale są rzeczy, które się ciągną. Wspomnienia, które skradają sen w nocy. Jednym z nich jesteś ty.- westchnął spoglądając na nią poważnie.
- Ja?- zdziwiła się
- Ty. Ty i twoje zapłakane, wpatrzone we mnie oczy, kiedy po raz kolejny raniłem słowem. Wina wobec ciebie, jest jedną z blizn przeszłości.
- Ale…- zaczęła, nie wiedziała, co powiedzieć, była w szoku. Gdzie się podział ten zuchwały chłopaczek, z wiecznie ulizaną grzywką?- słuchaj, no!!! -zaczęła zbierając siłę.- Kurcze, jesteś fajny i w ogóle taki szczery. Chyba nawet ci wierzę, wiesz? No ale takie szeroko zakrojone przeprosiny, to już przesada. Zważ, że ja też nie byłam ci raczej dłużna. A łzy? Cóż, kobiety tak mają. Owszem, płakałam nie raz, ale gdyby każdy chciał mnie za to przepraszać i mieliby się ustawić w kolejce począwszy od nawarstwienia win, to zapewniam cię, że byłbyś na szarym końcu. A poza tym do cholery, gdzie jest Malfoy??- powiedziała śmiejąc się.
- Malfoy? Głęboko schowany.- powiedział ze śmiechem.
- Kurcze, a moglibyśmy go poszukać? Stęskniłam się za tym pajacem.- posłała mu czarujący uśmiech.
- Zobaczę, co da się zrobić.- zapewnił.- Ale myślę, że się zgodzi, też już dawno nie powyzywał nikogo od szlam.
Roześmiali się. Udało im się rozładować atmosferę. Przez chwilę gadali niezobowiązująco, o swoich dawnych zatargach, śmiejąc się do rozpuku, kiedy wspominali obelgi którymi się raczyli. W międzyczasie zajadali się przyniesionym z restauracji obiadem, na który składała się patera owoców morza, z purre ze słodkich ziemniaków. Rozmawiali ze sobą, jak starzy znajomi, nie zauważywszy upływu czasu. Obiecane dwie godziny minęły już dawno, a oni ciągle siedzieli razem śmiejąc się. Draco poinformował ją, że jest prezesem jednego z trzech magicznych banków, na które rozpadł się Grinngot, po odejściu goblinów. Dowiedziała się, że ciągle mieszka w pobliżu Londynu, jednak już nie w Malfoy Manor, które sprzedał tuż po śmierci ojca, pieniądze przekazując na rzecz sierot, po rodzicach, których zabił Voldemort. Mieszkał teraz w niewielkim dworku, niecałą godzinę drogi od Londynu, jednak sporo czasu spędzał w Ameryce, gdzie prowadził interesy. Tam też miał mieszkanie i nie wykluczał, że kiedyś przeprowadzi się tam na stałe. Poza tym stamtąd miał bliżej do Blaisa. Mimo, że Miami, gdzie mieszkał Diabeł, od Nowego Yorku oddzielał kawał drogi,zawsze było to bliżej niż z Anglii.
- Wiesz.. Diabeł w końcu znalazł swoje piekło.- zaśmiał się Draco, opowiadając jej o Florydzie
- Tak. Pewnie jest zadowolony, co?- zapytała
- A jak. Wiesz, tyle kobiet go pożąda, tylu facetów mu zazdrości. Zab, został ślizgonem, takim jakim był w szkole. To całe zamieszanie wokół jego osoby, to tylko woda na jego młyn.- tłumaczył
- Taaak i te blibordy. Codziennie mijam co najmniej trzy w drodze do i z pracy.- zaśmiała się Hermiona.
- Tak, no i jest jeszcze coś..- zaczął, a widząc jej ciekawą minę dodał- Kiedy długo się nie widzimy, Blaise dzwoni do mnie ze stałym teksem ” Nooo stary!!! Przecież wieki mnie już nie widziałeś!!- Draco świetnie udawał głos swojego przyjaciela- a ja mu wtedy na to odpowiadam „No co ty, Zab, przecież właśnie na ciebie patrze!!! Niezłe te gatki od Armaniego, ale te skarpetki w środku mogłeś sobie podarować”, a potem słyszę zwykle jakąś piękną wiązkę epitetów.- dokończył z uśmiechem, a ona wybuchnęła głośnym śmiechem, do którego on również zaraz się dołączył.
Humory dopisywały im przez całe popołudnie. Na stole co rusz pojawiała się nowa szklanka z mojito, a oni z każdą chwilą coraz więcej mieli sobie do opowiedzenia..
Po tym, jak Draco kończył swoje opowieści, Hermiona opowiadała mu o starych znajomych. Mówiła o talencie kucharskim Goyla. O szczęściu Pansy, o radości Harrego i Ginny w oczekiwaniu na dziecko… A on słuchał. Jego uwadze nie uszło to, że zagaduje go historiami innych, nic nie mówiąc o sobie. Postanowił przejąc inicjatywę..
- A ty?- zapytał w końcu.
- Co ja?
- No, co ty robisz, kim jesteś, czy jesteś szczęśliwa?- zapytał świdrując ją oczami.
- Hmm- zamyśliła się.- Na swój pokręcony sposób tak. Choć nie zawsze. Wiesz, wydawało mi się kiedyś, że dorosłość jest łatwiejsza, a tymczasem okazuje się, że jednak nie. Dorosłość to wieczna walka.- powiedziała gorzko.
- A o co walczysz?- zagadnął.- Jeśli mogę spytać.
- O co? Walczę o miłość.- powiedziała gorzko.- Nieustannie konkuruję z pracą Rona. I o ironio, póki co wiecznie przegrywam.- powiedziała kwaśno, smutno się krzywiąc.
- Rona? Weasleya? Ciągle jesteście razem?- zapytał
- Czy razem? Cóż, ja z nim na pewno. Ale on chyba bardziej jest ze swoją pracą. Nooo ale kocha mnie. Nie mógł tu ze mną przyjechać, ale załatwił mi, że mieszkam w wielkim apartamencie i opływam w luksusy. Co rano przysyła sowę…- szeptała.
- A jednak masz wątpliwości.- nie zapytał, stwierdził.
- Nie, to nie tak. Nie ma wątpliwości i chcę zostać jego żoną. Ale boję się. Boję się, że on w końcu zamieszka w ministerstwie. A ja? Ja zgorzknieję. Nie będę miała dzieci, bo na razie Ron nie chce, a potem nie wiadomo, czy znajdzie czas. Będę leczyła ludzi, nie dlatego, że to kocham, ale dlatego, że tak będzie lepiej. I do samej śmierci będę farbowała włosy na blond, bo Ronowi tak się podoba.- wymieniała. Wypity alkohol rozwiązał jej język. A na duszy poczuła ulgę, że się wygadała.
- Jezu, przecież on cię terroryzuje.- stwierdził.
- Wcale nie.- odparła.- Kocha mnie. A poza tym, jakoś nie specjalnie mi to przeszkadza.
- Aha- westchnął.- Właśnie widzę. No, ale to twoje życie. A tak na marginesie… bardziej podobałaś mi się w swoich naturalnych włosach i nie daj sobie wmówić, że nie.- posłał jej uśmiech. A ona zarumieniła się jak wisienka. Była tak śliczna, i taka nie dostępna. Cholerny Weasley, niech go piekło pochłonie!!! Gdyby nie on, to Draco z miejsca byłby gotowy na oświadczyny… Hermiona była kwintesencją właśnie takiej kobiety, jakiej szukał. A te jej wielkie śmiejące się oczy.. „Cholerny Weasley!!!” warknął w myśli.- Macie już termin?- zapytał chcąc ponownie nawiązać dialog.
- Tak.- odpowiedziała rozpromieniona- 16 września.- „Niech cię piekło pochłonie Weasley!!!! I to natychmiast!” pomyślał.
- Ślub pewnie będzie piękny, co?- zagadnął
- O tak! Choć nie o takim marzyłam. Ja też, podobnie jak ty chciałam skromnej ceremonii, no ale..- zacięła się.
- Ron chciał inaczej.- dokończył za nią. „NIECH CIĘ PIEKŁO POCHŁONIE!!!! WEASLEY!!!!” warczały jego myśli.
- Tak, właśnie.- szepnęła Hermiona.- Ale cieszę się, że tak się stało. I już nie mogę się doczekać.
- Zapewne.- odparł nieco chłodno. „A JAK CIĘ PIEKŁO NIE POCHŁONIE, TO JA CIĘ ZATŁUKĘ, JEŚLI BĘDZIESZ JĄ ŹLE TRAKTOWAŁ!!!!!!” pomstował w duchu, obserwując błogi uśmiech malujący się na twarzy Hermiony. „CHOLERA ONA GO NAPRAWDĘ KOCHA!!”
Rozmowa znowu zeszła na neutralne tematy, a upływający czas zauważyli dopiero, kiedy Hi’iaka, porozpalała wokół nich pochodnie… Dopiero teraz zdali sobie sprawę z tego, że całą wyspę pochłonęła już ciemność…
- O Boże, Draco!!- szepnęła zaskoczona Hermiona.- Ale się zasiedzieliśmy.
- Na to wygląda.- westchnął, rozglądając się dookoła. Nadchodziła chwila prawdy. Zaraz kobieta podejmie decyzję…
- Odprowadzisz mnie?- zaproponowała nagle, a jego serce, aż podskoczyło z radości.
- Oczywiście.- odparł z szelmowskim uśmiechem, po czym wspólnie ruszyli zapłacić rachunek. Już po chwili przemierzali ciemne uliczki, kierując się do hotelu.
- Gdzie mieszkasz?- zapytał po chwili milczenia, kiedy zbliżali się już do jasno oświetlonej, głównej promenady.
- Ohana Waikiki West.- odpowiedziała.- Wiesz gdzie to jest?
- Tak wiem.- odpowiedział z dziwnym uśmiechem, który Hermionie wydawał się dość podejrzany, jednak nic nie powiedziała.
Kiedy w końcu dotarli do hotelu dochodziła już północ. Każde z nich ogarnęło wzrokiem jego uśpioną fasadę i pogrążone w ciemności okna, po czym milcząc Draco wyprzedził Hermionę, otwierając jej drzwi do patio. Uśmiechnęła się uroczo, kiedy mijała go w wejściu. „Gentelmen jak się patrzy”- westchnęła w myśli. Podeszli do wind, gdzie mężczyzna nacisnął guzik.
- Dziękuję, za miłe popołudnie- zaczęła, po czym uśmiechnęła się szeroko i dodała- i wieczór.
- Cała przyjemność po mojej stronie.- odpowiedział, również z szerokim uśmiechem, w momencie kiedy otwarły się drzwi windy. Nie myśląc wiele wszedł do środka. Hermiona jednak ciągle stała w holu.
- Draco.- zaczęła.- To miłe, że chcesz mnie odprowadzić, ale naprawdę nie musisz aż do samych drzwi. Tu możemy się rozstać.- zapewniła
- Rozumiem.- powiedział szczerząc się.- Czyli chcesz poczekać na drugą windę, żeby nie jechać ze mną, tak?- zapytał, stając w drzwiach, żeby winda nie odjechała.
- Mieszkasz tutaj??- Hermiona nareszcie załapała, o co chodziło z tym tajemniczym uśmiechem.
- Brawo Szerlocku.- pochwalił z uśmiechem- Na 72 piętrze, tak samo, zdaje się co ty.- mówił ciągle się śmiejąc, po czym spojrzał na nią poważnie, lecz z wesołymi błyskami w oczach.- To jak? Jedziesz?
- Ugh!!- fuknęła wchodząc do windy z miną obrażonego dziecka.- Mogłeś mi powiedzieć.- jęknęła.
Draco, który opierał się o ścianę i przyglądał się jej uważnie, parsknął głośnym śmiechem.
- Nie śmiej się! Zrobiłam z siebie idiotkę.- mruknęła cała czerwona.
- Oj nie przesadzaj- pocieszył ją.- A nawet jeśli, to zrobiłaś to w ten swój uroczy, Grangerowski sposób. Więc nawet nie zauważyłem.- zapewnił
- Nie czaruj!- warknęła, nagle jednak coś jej się przypomniało.- Powiedziałeś, że mieszkasz na 72 piętrze, ta?- pokiwał głową.- I jesteś blondynem!!!
- Nooo…tak.- powiedział śmiejąc się i kompletnie nie rozumiejąc.- O co chodzi?- dopytywał.
- A więc to o tobie rozmawiały te dziewczyny.- szepnęła, a widząc, że się jej przygląda, dodała- Dziś rano w windzie, dwie panienki. Strasznie były tobą oczarowane.- powiedziała śmiejąc się, właśnie kiedy winda zatrzymała się na ich piętrze.
- Taaaak?- zapytał, wychodząc za nią i podchodząc do drzwi swojego pokoju, jednak po krótkiej chwili wahania, podszedł do niej.- Aaaa to pewnie te ślicznotki z 56.- stwierdził
- Skąd wiedziałeś??- była zaskoczona.
- Łaziły za mną na plaży. Typowe gruppies, puste i głupie.- zawyrokował.- Ehhh dlaczego ja przyciągam takie jak magnez?- zapytał, bardziej siebie niż ją.
- Pomyślmy? Jesteś bogaty i to widać, tak po pierwsze. A poza tym jesteś cholernie przystojny i masz ten swój malfoyowy urok osobisty… po prostu przyciągasz kobiety. Taki fluid. A że te nie odpowiednie..- powiedziała wzruszając ramionami, a on się roześmiał.- Co cię śmieszy?- zapytała, okey może i jej wypowiedź nie była specjalnie logiczna, ale żeby aż taki śmiech?
- Do czego to doszło..- zaśmiał się.- Doczekałem się chwili, kiedy Granger prawi mi komplementy!!- zakończył, a teraz parsknęła śmiechem również ona.
- Hahaha, faktycznie. Świat się kończy.- powiedziała wesoło.
- No dobra, złotko!!- Draco nagle jakby oprzytomniał, Hermiona zerknęła na niego ciekawie, a on kontynuował.- Fajnie się gada, ale ty musisz podjąć decyzję. Obiad trochę się przedłużył, ale umowa jest ciągle aktualna. Czas podjąć decyzję, czy mam zniknąć.- mówił poważnie, zerkając na nią ciekawie i z wyczekiwaniem.
- Nie podejmę tej decyzji.- powiedziała, a on niemal skoczył z radości.- Za dobrze mi się z tobą gadało, a poza tym nie znalazłam jeszcze starego Malfoya.- dokończyła z uśmiechem.
- Pomyślałby ktoś, że tak się stęskniłaś.- zaśmiał się.
- Nic nie mówię, ale przez cały dzień miałam dzisiaj niedosyt, że ani razu nie nazwano mnie szlamą.- zaśmiała się.
- Jezu… mojito ci zaszkodziło Granger.- powiedział, podchodząc do niej i sprawdzając temperaturę.- bo gorączki nie masz, więc to nie udar.
- Bardzo śmieszne.- odepchnęła jego dłoń z uśmiechem.- A teraz pozwolisz już, że pójdę spać?- zapytała.
- Oczywiście, ale pod jednym warunkiem.- odpowiedział, zbliżając się do niej z łobuzerskim uśmiechem. Spojrzała na niego zaciekawiona, ale również speszona.- Skoro, nie potrafiłaś podjąć dziś decyzji, przedłużymy sobie nasz mały układzik na jutro i zjesz ze mną śniadanie.- powiedział uśmiechając się jeszcze szerzej.
- No cóż..- udała, że się zastanawia, a robiła to na na tyle przekonująco, że zaczął podejrzewać już, że mu odmówi.- Wstaję o 8.30.- powiedziała z uśmiechem.
- Jezu… toż to świt!- zawył, ale widząc jej minę, szybko dodał- okey, ten jeden raz mogę nastawić budzik.- uśmiechnęła się, a on odszedł w kierunku swojego pokoju
- W takim razie do jutra.- powiedziała otwierając drzwi.
- Taaa do jutra.- szepnął, wchodząc już do siebie. Jednak, kiedy obydwoje znikali już w drzwiach, Draco cofnął się o krok i zawołał..
- Ejjj Granger!- w drzwiach obok pojawiła się głowa Hermiony.- Chciałem ci tylko życzyć miłych snów… szlamo.- powiedział, z uśmiechem, a po ostatnim słowie puścił do niej oczko.
- Jezuuuu jak mnie tego brakowało.- szepnęła rozbawiona.
- Właśnie przyznałaś się, że ci mnie brakowało.- zaśmiał się cicho.
- OCH ZAMKNIJ SIĘ MALFOY!!- warknęła zupełnie tak, jak w szkole, rozbawiona tą sytuacją.
- No dobra, właśnie cię zrozumiałem.- westchnął, udając że ociera łzę. Po czym uśmiechnął się do niej jeszcze raz i zniknął w swoim apartamencie.
Chwilę później zamknęły się również drugie drzwi. Mieszkańcy pokoi oddali się wieczornej toalecie, rozmyślając nad wszystkim co się tego dnia wydarzyło. Kilka minut później, niemal równocześnie, zgasły ostatnie dwa światła palące się w pokojach hotelowych. Ohana Waikiki West pogrążył się we śnie, a jego mieszkańcy zbierali siły do kolejnego pełnego wrażeń dnia…
Malfoyka
Delikatne promienie słońca oparły się na jej twarzy, na długo przed tym jak zadzwonił budzik. Otworzyła zaspane oczy rozglądając się dookoła. Czy to wszystko było jedynie wyjątkowo realistycznym snem, czy istotnie spotkała wczoraj Malfoya? Chwilę poświęciła na zastanawianie, starając się ułożyć sobie wszystkie wczorajsze wydarzenia. W końcu jednak sama przed sobą musiała przyznać, że Draco jej się nie śnił i, że istotnie spędziła z nim cały wczorajszy dzień, baaa mówiąc więcej umówiła się też na dziś. Spojrzała na zegarek, dokładnie ósma rano. Ziewając podnosiła się z łóżka. Nie podejrzewała Malfoya o specjalną punktualność, ale skoro 8.30, to ona będzie gotowa.. Raźnym krokiem ruszyła pod prysznic, zabierając po drodze brązowe bikini z białymi kwitowymi wzorkami, krótkie dżinsowe szorty i lekki czarny top na ramiączkach… Stojąc pod prysznicem zatraciła zupełnie poczucie czasu, chłodna woda przynosiła otrzeźwienie i sprawiała przyjemność.. Nagle usłyszała pukanie do drzwi. „Niech puka” pomyślała, jednak z każdą sekundą dźwięk nasilał się, aż w końcu zmienił się w natarczywe walenie. „Chryste…Draco!!” pomyślała spanikowana, po czym wyskoczyła z łazienki owijając się po drodze wielkim, puszystym ręcznikiem. Podchodząc do drzwi zerknęła na zegarek, była dokładnie 8.30. „Ależ skurczybyk jest punktualny” przemknęło jej przez myśl, kiedy otwierała..
- Nooo nareszcie!- usłyszała pełen pretensji głos- Już myślałem, że zmieni..- urwał widząc kobietę owiniętą w biały ręcznik- Granger… zawstydzasz mnie. Chcesz iść TAK na śniadanie?- machnął ręką w kierunku ręcznika, z charakterystyczną malfoyową miną. Sam ubrany był w sięgające do połowy łydki, obszarpane na dole dżinsy, czarną koszulkę polo rozpiętą pod samą szyją, oraz czarne męskie japonki. Jego roztrzepane włosy powiewały, lekko poruszane cyrkulującym powietrzem.
- Nie bądź śmieszny. Jestem w stanie uwierzyć we wszystko, ale nie twoje zawstydzenie.- odszczeknęła, na co on jedynie się uśmiechnął. Całe rano zastanawiał się, czy wczorajszy dzień nie był jakimś omamem, ale nie… ona była prawdziwa.
- I słusznie. Ale chyba lepiej będzie jeśli się ubierzesz.- odparł lustrując ją wzrokiem.- Jeśli pójdziesz tak, to obawiam się, że nie będę w stanie trafić jedzeniem do ust.- jego oczy wreszcie, po długim postoju w okolicach nóg, a potem klatki piersiowej, natrafiły na jej spojrzenie… Kobieta z rezygnacją pokręciła głową.
- Może i się zmieniłeś, ale ciągle jesteś zboczony.- westchnęła cicho, wpuszczając go do środka.
- Tylko na widok pięknych kobiet, Hermiono.- powiedział, mijając ją i udając się prosto do salonu. Hermiona podążyła za nim, pilnując, aby ręcznik nie zsunął się choćby o milimetr.
- Daj mi minutkę.- szepnęła, mijając go w drodze do sypialni.
- Tobie? Nawet dwie.- zapewnił, rozglądając się po pokoju.
- Punktualny jesteś wiesz?- usłyszał jej głos dobiegający z drugiego pomieszczenia. Uśmiechnął się pod nosem. Tak właśnie myślał, że zapewne nie będzie spodziewać się go punktualnie.
- Wiesz.. jestem poważnym człowiekiem. Prezesem banku, jeśli się z kimś umawiam na konkretną godzinę, to zwykle wtedy właśnie się pojawiam.- odkrzyknął
- A no tak, czyli rozumiem, że teraz to ja wyszłam na nieodpowiedzialną i spóźnialską- powiedziała wchodząc do pokoju w pełni ubrana, związując swoje włosy w koński ogon.
- Nie, no skąd.- powiedział z uśmiechem.- No dobra, może trochę. Ale wierz mi Granger.. dla takich widoków jakie zaserwowałaś mi z rana, warto żyć.- zażartował puszczając jej oczko, na co ona roześmiała się perliście.
- Widzę, że znalazł się stary Malfoy!!- westchnęła. Tym razem to on się zaśmiał.
- Po części- odpowiedział.- Ale to twoja wina. Ja nie paradowałem przed tobą w ręczniku.- wypomniał. W tym samym momencie do pokoju wleciała sowa..
- Poczta… nawet na wakacjach. Granger, czy ty na pewno nie masz jakiegoś skrzywienia emocjonalnego?- zapytał ze świetnie udawaną troską.
- Cóż, nie wiem… pewności mieć nie mogę, ale zadawanie się z tobą świadczy, że chyba jednak nie wszystko ze mną w porządku.- odgryzła się, podchodząc do ptaka. Mała sówka wdzięcznie wyciągnęła w jej kierunku nóżkę z kopertą.- To list od Rona.- szepnęła.
- Czyżby się narzeczony stęsknił?- zironizował,a w duchu znów warknął „NIECH CIĘ PIEKŁO POCHŁONIE WEASLEY!!!”
- A to cię dziwi? Ty byś nie tęsknił? – zapytała rozwiązując list.
- Oooo widzę, że skromności Granger to się można od ciebie uczyć.- zaśmiał się.- Ale masz rację… Nie dziwi mnie to. Ale muszę cię rozczarować, bo nie tęskniłbym.- powiedział pewnie, podchodząc do niej od tyłu i szepcząc wprost do ucha.- Nie tęskniłbym, bo jakbym miał taką kobietę jak ty, to w życiu nie puściłbym jej samej.- wypowiedziawszy te słowa odsunął się. Kobieta odwróciła się do niego, mierząc go wzrokiem i modląc się, żeby nie zauważył jak bardzo zadziałała na nią jego bliskość.
- Czego byś się bał?- zapytała buntowniczo, piorunując go wzrokiem
- Czy ja wiem…- udawał, że się zastanawia, okrążając ją dookoła.- Może tego, że jakiś niezwykle seksowny, blond-włosy przystojniak, może zwinąć mi ją sprzed nosa.- szeptał ciągle chodząc wkoło niej.
- To znaczy, że byś tej kobiecie nie ufał.- szepnęła, nie wiedząc dlaczego w jego obecności czuła się niemal naelektryzowana…
- Jej bym ufał.- zapewnił.- Ale jemu już nie..- dokończył, z dzikim blaskiem w oku.
- Wiesz może cię zmartwię, ale w tym cały jest ambaras, coby dwoje chciało na raz.- powiedziała już pewniej, odważnie zaglądając mu w oczy.
- Tak pewnie masz rację.- otrzeźwił się. – Masz zamiar odpisać- wskazał niedbale na list w jej dłoni.- Czy idziemy na śniadanie?
- Nie ma tu nic, na co musiałabym odpisywać.- odparła, czy mu się wydawało, czy usłyszał gorycz w jej głosie?- Chodźmy na śniadanie.
Zabierając ze sobą niezbędne do plażowania rzeczy ruszyli do hotelowej restauracji na posiłek. Bawili się ze sobą doskonale, sącząc kawę i przygryzając croissanty. Nie zważali nawet na fakt, że dwie dziewczyny z 56 piętra piorunują Hermionę wzrokiem, za to że siedzi w towarzystwie faceta ich marzeń..
- Twoje gruppies chcą mnie zasztyletować wzrokiem.- szepnęła Hermiona, kiedy zauważyła nienawistne spojrzenia.
- Co?- zapytał, dyskretnie rozglądając się po sali.- Aaaa one.. cóż, może powinienem im pomachać?- zapytał.
- Cóż, to może pomóc.- zamyśliła się.- One zemdleją z wrażenia, a my będziemy mieli czas na odwrót.- dodała po chwili, dołączając do słów swój najładniejszy uśmiech.
- Hahaha… mocno wierzysz w moje wdzięki.- zaśmiał się
- Eeee, raczej w ich głupotę.- zapewniła.
- No wiesz!!!- Draco udawał oburzenie.- Teraz to zraniłaś moje ego.- teatralnym gestem odwrócił od niej głowę, zarzucając grzywą.. co spowodowało głośne westchnienie jego wielbicielek i śmiech Hermiony.- Okey, chyba zaczynam rozumieć.- szepnął, kiedy usłyszał jęk zachwytu za plecami. Hermiona znów się roześmiała, a jemu przeszło przez myśl, że śmiech tej kobiety jest piękniejszy od najpiękniejszej melodii, taki szczery i dźwięczny. Kobiecy, a zarazem mający w sobie coś z dziecinnej radości. Po prostu cudowny..
- Dobra, ale zostawmy już mój fanklub w spokoju.- zaproponował- Skupmy się na tym, co dziś robimy.
- MY?- zdziwiła się, w głębi serca ciesząc się jednak z użytej przez niego liczby mnogiej..- Wieczorem była mowa tylko o śniadaniu.- powiedziała.
- Nooo tak.- zgodził się.- Ale nie określiłem dokładnie o którym śniadaniu.- wykręcił się zgrabnie.- Co zrobisz, jeśli chodziło mi o to drugie?- zapytał z chytrym błyskiem samozadowolenia w oku.
- Cóż..- udała, że głęboko się zastanawia.- Pozwolę ci dostąpić zaszczytu przebywania w mojej obecności.- odparła.- A jak będziesz grzeczny i sobie zasłużysz, to zgodzę się nawet na wspólny obiad.- dodała, a wykwitający po tych słowach, szeroki uśmiech na jego twarzy, sprawił jej niewyobrażalną przyjemność. Kto by pomyślał, że będzie w stanie tak dobrze się z nim bawić…
- W takim razie obiecuję solennie, że od teraz będę grzeczny.- zaśmiał się, podnosząc dwa palce w górę, niczym ślubujący skaut. Hermiona zaśmiała się wdzięcznie, zerkając ponad stołem na jego drugą dłoń, w której skrzyżował dwa palce… – UPS!!!- szepnął, widząc że go przejrzała, a ona po prostu roześmiała się głośniej, z wielką gracją odchylając głowę w tył. Nie wiedział czemu, ale nagle poczuł przemożną ochotę pocałowania jej w odsłoniętą szyję. Sam nie wiedział skąd to się w nim wzięło i dlaczego było takie silne, ale już prawie wstawał.. w tym samym momencie jednak, Hermiona wróciła do poprzedniej pozycji.
- Okey, w takim razie co pan proponuje, panie Malfoy?- zagadnęła
- Cóż.. może trochę poserfujemy?- zaproponował uśmiechając się chytrze… wiedział, że się zgodzi.. była gryfonką, czyli osobnikiem z natury odważnym. On zaś był ślizgonem, czyli przebiegłym strategiem. Mógł się zmienić, ale odmówić sobie podotykania takiego ciałka, o nieeee, nigdy!!!
- Ale ja się na tym zupełnie nie znam.- odparła, nieświadoma, że właśnie wpada w zastawione przez niego sidła.
- Nie martw się. Nauczę cię, to proste.- zapewnił. Tak!!! O to chodziło. Będzie mógł bez skrupułów poznać fakturę jej skóry, w razie czego zwalając na lekcje surfingu. „Draco jesteś genialny!!” pochwalił się w myśli.- To jak?- zapytał, wiedząc już, że jedynie proforma..
- Cóż.. okey.- odparła, a on niemal nie zaczął tańczyć z radości.
- W takim razie chodźmy.- powiedział wstając i ku jej wielkiemu zdziwieniu podając jej dłoń. Spojrzała na niego podejrzliwie.. „Czyżby coś knuł?” przeszło jej przez myśl, jednak widząc jego zabójczy uśmiech nie mogła powstrzymać się przed podaniem mu ręki.
Ruszyli na plażę, gdzie wzbudzili niemałe oburzenie reszty turystów, wybuchając niepohamowanym, głośnym śmiechem, kiedy okazało się, że na jego bokserkach i jej bikini są takie same wzory..
Kilka minut później mieli już wypożyczone deski, a Draco mógł zabrać się za naukę…
- Musisz chwycić równowagę.- tłumaczył jej, delikatnie podsadzając na desce.- O właśnie tak.- chwalił.- A teraz balansuj biodrami… nooo od czego je masz.- mówił, trzymając dłonie na jej talii.
- Hey, czy tobie przez przypadek nie chodzi tylko o darmową macankę?- powiedziała w końcu, nieco rozbawiona. Od samego początku wydawało jej się, że dotyka jej o wiele za często, niż wymagałaby tego potrzeba chwili.
- No wiesz?- oburzył się.- To są bezczelne insynuacje!- żachnął, zaraz jednak pokazał jej język, niczym obrażony pięciolatek.
- No patrzcie państwo!- zaśmiała się.- Stateczny prezes banku pokazuje język i to jeszcze kobiecie. Jak dziecko Draco, jak dziecko.- zacmokała, spoglądając na niego. Musiała przyznać, że wyglądał nieziemsko, kiedy siedział okrakiem na desce, jedynie w cienkich i na dodatek zupełnie mokrych bermudach.
- Problem w tym Granger, że przy tobie czuję się jak dziecko.- uśmiechnął się, a słońce oparło się na jego prostych, białych zębach.
- Taaaak?- zapytała przeciągle- Patrz, to zupełnie tak jak ja..-dodała, po czym jednym zwinnym ruchem dłoni, ochlapała go słoną wodą.
- Więc tak chcesz się bawić!!- zawołał, a już po chwili i ona była cała mokra..
Tak zaczęła się ich trwająca prawie godzinę wodna wojna. Nie liczyli już ile razy któreś z nich lądowało pod wodą, ani kto kogo, więcej razy ochlapał. Liczyło się tylko to, że tak dobrze się ze sobą czuli.. Morska bryza niosła ich wesoły śmiech daleko w głąb wyspy, a znudzeni turyści przyglądali się z plaży ich wesołej zabawie, biorąc ich za wyjątkowo szczęśliwą, zakochaną parę…
Kiedy w końcu wyszli z wody, obydwoje mieli na twarzach szerokie uśmiechy.
- Remis?- zaproponowała Hermiona, wyciągając rękę w kierunku chłopaka.
- Remis.- zgodził się, przybijając jej piątkę.- To jak?- zapytał nagle, kiedy obserwował jak osuszała włosy ręcznikiem. Spojrzała na niego zaciekawiona.- Byłem grzeczny? Zjesz ze mną obiad?- zapytał.
Na jej ustach wykwitł szeroki uśmiech.. czuła się z nim tak dobrze i swobodnie, że nie miała żadnych wątpliwości co do odpowiedzi.. Baaa nie wątpiła nawet, że obiad znów przeciągnie im się do kolacji..
- Oczywiście.- odpowiedziała wesoło.- Ale pod jednym warunkiem.- powiedziała.
- Zamieniam się w słuch.- odparł i istotnie wbił w nią zaciekawione spojrzenie.
- Zjemy w Kai Melemele.- powiedziała, na co on roześmiał się wesoło.
- Myślę, że da się załatwić.- powiedział.
Już po chwili, nie spiesząc się nigdzie, wspinali się na wzniesienie, gdzie mieściła się restauracja, wesoło po drodze gawędząc. I znów okazało się, że czas przeznaczony na obiad był zbyt krótki, żeby się nagadać. Zjedli więc razem jeszcze kolacje, a kiedy słońce dawno zaszło już za widnokrąg udali się na spacer brzegiem oceanu i tak zatracili się w rozmowie, że wschodzące słońce zastało ich, kiedy niemal okrążyli całą wyspę… O czym rozmawiali? O wszystkim i o niczym… O swojej przeszłości, przyszłości, o planach, marzeniach, niepokojach… Czuli się w swoim towarzystwie pewnie i spokojnie.. W pewnym momencie zaczęli rozmowę o szkole i o wojnie, którą przeżyli, baaa której bieg nadali… Draco chciał wiedzieć, jak udało im się pokonać Voldemorta, skąd wiedzieli o horkruksach.. Hermionę zaś ciekawiło, jak potomkowi śmieciożerskiego rodu, udało się uniknąć tego losu. Na przemian mówili i słuchali, a jedynymi świadkami ich powrotu do przeszłości był spokojny ocean, rytmicznie oblewający ich stopy i miliony rozmigotanych nad głowami gwiazd… Wracając do hotelu znów umówili się na spotkanie wieczorem… Potem znowu i znowu, tak, że kolejne dni mijały im na coraz lepszym poznawaniu tej drugiej osoby.. Byli zdumieni, że dawna nienawiść, przerodziła się w obojętność,a ta zaś, ledwie w ciągu kilku dni w sympatię i to tak wielką, że niemal nie umieli już funkcjonować bez swojego towarzystwa.. Do tego stopnia przywykli do siebie, że kiedy po kilku wspólnie spędzonych dniach, Hermiona wypłynęła na jedną z pobliskich wysp, na wycieczkę do parku krajobrazowego, Draco cały dzień spędził w pokoju, przerzucając od niechcenia kanały w telewizorze, a również i ona nie potrafiła dobrze bawić się, kiedy u jej boku nie było wiecznie uśmiechniętego i rozbawionego blondyna.
Dlatego też postanowili, że na każdą kolejną wycieczkę będą jechali już zawsze razem.. Tak, też się działo. Bawili się przednio, kiedy wspólnie wybrali się nurkować na pobliskie rafy, czy odwiedzali sanktuarium małp. Hermiona wróciła z tej wycieczki z zakwasami w mięśniach brzucha, tak bardzo śmiała się, kiedy jedna z Kapucynek zamieszkujących sanktuarium zapałała ognistym uczuciem do Dracona. Wspólnie odwiedzili też, małe zoo, gdzie Hermiona bawiła się z małymi lwami, Draco zaś skakał dookoła pstrykając jej zdjęcia, kiedy zatracona w zabawie uśmiechała się najsłodszym uśmiechem świata. Draco lubił pstrykać jej fotki, głównie dlatego, że Hermiona była idealną modelką, wdzięcznie pozując i uśmiechając się do obiektywu… Podczas tych kilku wspólnie spędzonych dni, w ogóle zrobili wiele zdjęć. Na większości z nich byli razem, uśmiechnięci, zaprzyjaźnieni i szczęśliwi.. tak bardzo, jak już dawno żadne z nich szczęśliwe nie było..
Malfoyka
Minęło 18 z 21 dni jakie Hermiona spędzić miała na Hawajach. Większość tego czasu spędzała w towarzystwie Dracona, poznając egzotyczne wyspy okalające Maui,lub po prostu wygrzewając się na słońcu, zajadając egzotycznymi deserami lub popijając drinki wprost ze skorupki kokosa.. Dzień za dniem zżywali się ze sobą coraz mocniej, coraz bardziej się poznając, doceniając swoje zalety, przyzwyczajając do wad. Każdego ranka spotykali się na śniadaniu, aby rozstać długo po kolacji. Kilka razy zdarzyło im się nawet spędzić wspólnie noc w jednym ze swoich apartamentów, siedzieli wtedy na łóżku i zjadając się zamówionymi do pokoju lodami, gadali jak zwykle mieszając sprawy poważne z żartami. Czuli się ze sobą tak dobrze jak jeszcze z nikim, żyli chwilą..
Każdego ranka, kiedy jej spojrzenie wychwytywało wchodzącego do hotelowej restauracji blondyna, jej serce wykonywało akrobatyczne niemal ewolucje, głośno obijając się o klatkę piersiową. Sama przed sobą nie chciała się jednak przyznać, że ich znajomość dawno przestała być już jedynie zwykłą sympatią.. Zaczynała się zakochiwać, a najgorsze było to, że nie potrafiła, baaa wcale nie chciała tego zatrzymać..
- Cześć murzynku.- przywitał się, podchodząc do ich stałego stolika. Od kilku dni mianował ją murzynkiem, ze względu na intensywny odcień brązu jaki od słońca przybrała jej skóra..
- Cześć.- uśmiechnęła się, nadstawiając policzek, żeby mógł złożyć na nim pocałunek.
- Co dzisiaj mamy w planach?- zapytał, nalewając sobie kawy i spoglądając na nią zza kurtyny opadniętej nonszalancko grzywki.
- Nie wiem jak ty, ale ja mam dziś lenia. Zamierzam przez cały dzień smażyć się na plaży popijając drinki.- odparła, odgryzając kawałek soczystego, żółtego melona.
- W swoim planie zapomniałaś o jednym ważnym punkcie..- dodał, wymachując jej przed nosem widelcem.
- Taaaak?- przeciągnęła.- A jakim?
- Że pomiędzy jednym a drugim drinkiem, będziesz zabawiała swoją obecnością pewnego seksownego blondyna.- uściślił, obdarowując ją, jej ulubionym łobuzerskim uśmiechem, od którego w jego policzkach tworzyły się urocze dołeczki.
- Ach no tak. Wybacz, moje przeoczenie.- odparła z uśmiechem, z przechyloną głową obserwując z jaką lubością upija łyk kawy ze swojej filiżanki.
- Cóż..- odstawiając kawę na stół i seksownie oblizując z jej resztek wargi, czym niemal doprowadził ją do szaleństwa, dodał.- wybaczę ci to przeoczenie. Będę na tyle wspaniałomyślny.- powiedział udawanie protekcjonalnym tonem. Hermiona zaśmiała się głośno..
- Dzięki ci o panie!!- powiedziała, w tym samym czasie teatralnie kłaniając się przed blondynem.
Po zjedzonym śniadaniu udali się na plażę. Szybko znaleźli odpowiednio nasłonecznione i nie zatłoczone miejsce, rozkładając tam swoje ręczniki. Draco uwielbiał spędzać z nią czas w ten właśnie sposób.. nie dość, że była prawie naga.. „Boże pozwól mi ozłocić pomysłodawcę bikini!!” szeptał w myślach, kiedy na nią spoglądał, to jeszcze od pewnego czasu prosiła go o pomoc w smarowaniu kremem. Czas na plaży, był zdecydowanie najbardziej ulubioną formą wypoczynku dla Draco, odkąd Hermiona spędzała ten czas z nim…
Oddawał się właśnie rozsmarowywaniu kremu na jej pięknych ramionach, kiedy do ich uszu doleciała melodyjka..
- Czy to gra w twojej torbie?- zapytał, przechylając głowe, aby zlokalizować dźwięk.
- A i owszem. To pewnie Ginny. Tylko ona zna się na telefonie.- odparła, szukając w torbie komórki. A kiedy już ją znalazła, uśmiechnęła się szeroko i pokazała blondynowi wyświetlacz na którym rytmicznie migało zdjęcie jej rudej przyjaciółki..
- No witam, Ginny.- powiedziała do słuchawki, akceptując połączenie.
- No wiesz, myślałam, że będziesz na tyle domyślna i sama zadzwonisz pochwalić się jak ci czas leci..- usłyszała śmiech..
- No wiesz, po co miałam dzwonić, skoro wiedziałam, że prędzej czy później sama to zrobisz.- zaśmiała się, spoglądając na przyglądającego jej się uważnie Dracona.
- I tak długo wytrzymałam!!- zawołał głos w słuchawce.- A teraz opowiadaj.. jak się bawisz?
- Cóż..- zaczęła Hermiona, cały czas nie spuszczając wzroku z blondyna.- Bawię się świetnie Ginny!!! Wręcz niesamowicie.- Draco uśmiechnął się, słysząc te słowa.
- A faceci…- Ginny dopytywała się dalej.- No i w ogóle… nie czujesz się samotna?- Hermiona uśmiechnęła się, a Draco przechylił ciekawie głowę..
- Samotna mówisz..- kobieta zadumała się, puszczając oczko do swojego towarzysza.- Nieee, raczej nie zauważam tu samotności.- odparła, z resztą zgodnie z prawdą.
- Ale jakaś znajoma twarz by się przydała co?- zagadnęła ruda.
- Znajoma twarz… sama nie wiem.- grała Hermiona.- Dobrze mi tu samej.- odparowała, a on posłał jej w odpowiedzi najsłodszy uśmiech na jaki było go stać.
- Ach, czyli rozumiem, że nie tęsknisz za moim braciszkiem.- usłyszała rozbawiony głos po drugiej stronie, Ginny właśnie przypomniała jej o tym, o czym ona zupełnie nieświadomie, ale jednak zapomniała, zatracając się w znajomości z Draconem.. o tym, że jest zaręczona..
- Ron..- zamyśliła się, a jego serce ścisnął ból, kiedy zobaczył ogromny żal w jej oczach „NIECH CIĘ WSZYSCY DIABLI, WEASLEY!” krzyknął w myślach, podczas kiedy Hermiona kontynuowała- oczywiście, że tęsknię. Chciałabym, żeby tu był.- zapewniła, choć od kilku dni wcale tak nie myślała..- Ale nie ma go. I jakoś sobie radzę.- zakończyła, rzucając Draconowi porozumiewawcze spojrzenie, na co na jego ustach wykwitł szeroki uśmiech..
- No właśnie, a powiedz mi… Ron dzwonił do ciebie?- zapytała, jakby po chwili wahania Ginny.
- On i telefon?- zdziwiła się Hermiona, a Draco po raz kolejny żałował, że nie może nic usłyszeć.- A po co w ogóle miałby dzwonić?- dopytywała, czyżby coś było nie tak?
- A nie, nie wiem.- plątała się ruda.- Po prostu mówił mi, że się z tobą skontaktuje, ale jak widać to nie było ważne… Pewnie chciał ci powiedzieć, że cię kocha.- zakończyła, jednak Hermionie coś nie pasowało w jej tonie.
- Ginny, coś się stało?- dopytywała.
- Nieee, no skąd. Myślałam, że dzwonił, tylko tyle, serio.- zapierała się.- Nooo ale zostawmy rudego, powiedz mi lepiej czy są na tych Hawajach jakieś fajne partie?
- Fajne partie, mówisz?- powtórzyła Hermiona, na co Draco dumnie wypiął pierś.- Nooo jest kilka takich na których można zawiesić oko.- powiedziała i siłą woli musiała powstrzymać parsknięcie śmiechu, kiedy Draco ze zdruzgotaną miną, bezgłośnie powtórzył „KILKA??” po czym zaczął gwałtownie obracać się, zapewne w poszukiwaniu tych pozostałych.
- Ale jacyś ten…, no wiesz??- dopytywała się Ginny.- Tacy, że gdyby nie okoliczności i w ogóle, to mogłabyś się zapomnieć..
- Hmmm- zamyśliła się Hermiona, przyglądając się zapatrzonemu w ocean Draconowi.- Jest jeden taki blondyn- zaczęła, a wzrok Dracona natychmiast utkwiony został w niej.- Zabójczo wręcz przystojny. Ma takie ciało, że jakbyś go zobaczyła, nie powstrzymałabyś westchnienia- zachwalała, wesoło spoglądając w oczy, rosnącego z dumy Malfoya.
- A młody jest?- dopytywała Ginny
- Tak mniej więcej w moim wieku, chyba.- powiedziała.
- A jest w nim coś, co nie byłoby boskie?- zapytała rozmarzona Ginny.
- Cóż…- Hermiona przygryzła delikatnie dolną wargę, a Draco zastanawiał się cóż usłyszy tym razem..- Strasznie się puszy.- zakończyła i o mało nie parsknęła śmiechem, kiedy chłopak wybałuszył oczy w zdziwieniu, wskazując na siebie palcem, po czym zakładając ręce na piersi odwrócił się do niej bokiem, jak obrażony dzieciak.. Z tego wszystkiego przestała nawet słuchać Ginny..
- Sorry, coś mówiłaś?- zapytała, kiedy udało jej się już opanować.
- Że zaleciało mi to Malfoyem.- dodała, co Hermiona skwitowała śmiechem. Gdyby tylko wiedziała, jak bardzo…
- Wiesz Ginny, ja muszę już kończyć.- powiedziała widząc, że Draco ciągle się boczy.- Muszę coś załatwić. Zobaczymy się za trzy dni.
- Jeśli cię poznam!!- zawołała ze śmiechem ruda.
- Och jestem tylko troche ciemniejsza. Paaaa- zakończyła rozmowę i natychmiast schowała telefon.
- Ja się puszę? JA??- zapytał z wyrzutem, kiedy skończyła rozmawiać.
- A kto napina mięśnie, za każdym razem, kiedy przechodzi obok niego jakaś kobieta?- zapytała ze śmiechem.- I kto mianuje siebie „seksownym przystojniakiem”??
- Stare nawyki.- odparł.
- No właśnie!- zaśmiała się, czochrając jego fryzurę.- Ale nie martw się, lubię cię nawet jak się puszysz.- zapewniła, a on po tych słowach miał ochotę złapać ją w ramiona i zatańczyć na samym środku plaży.
- Lubisz mnie??- dopytywał się z łobuzerskim smirkiem.
- Oczywiście. Choć nie przypuszczałam, że kiedyś to powiem.- odparła.- A teraz z łaski swojej dokończ smarowanie, zanim słońce mnie spiecze.- mówiąc to, podała mu butelkę z olejkiem, odwracając się do niego placami. Draco zaś ochoczo zabrał się za wykonywanie zadania…
Na plaży znowu spędzili cały dzień, śmiejąc się, przegadując i oblewając wodą przyniesioną z oceanu w dłoniach, kiedy tylko któremuś udało się przysnąć. Kolacje zjedli na mieście, w jednej z przybrzeżnych kafejek, podziwiając gwiazdy odbijające się w spokojnych falach oceanu.. Do hotelu wrócili niewiele przed północą jak zwykle w wyśmienitych humorach. Śmiejąc się głośno, wysiedli z winy.
- Może wpadniesz jeszcze do mnie, na szklaneczkę czegoś mocniejszego?- zapytał otwierając przed nią drzwi.
- Może…- droczyła się z nim. Jednak już w następnej chwili siedzieli rozwaleni na jego łóżku popijając słodkie czerwone wino. Noc była jak zwykle bezchmurna, przez otwarte okno dostawał się do pokoju zapach soli, wymieszany z lekkim aromatem orchidei. Hermiona leżała na plecach ślepo spoglądając na wiszący nad łóżkiem baldachim.. Draco siedział obok niej, starając się zapamiętać wszystko co się pomiędzy nimi wydarzyło. Popołudniowy telefon rudej uświadomił mu w pełni, że to co ich połączyło od samego początku skazane było na niepowodzenie, zakochał się w kobiecie, która już niemal należała do innego faceta.. Taaak zakochał się, był tego pewien. Ona stała się jego narkotykiem i niemal miał ochotę wyć, kiedy pomyślał sobie, że zostały mu już tylko trzy dni.. Trzy dni szczęścia, a potem ona wróci do swojego narzeczonego, a on znów zacznie wegetować…
- Co się z nami stanie potem?- zapytał zanim zdążył się ugryźć w język. Hermiona usłyszawszy ciche pytanie, podniosła się na łokciach, żeby na niego spojrzeć..
- Nie wiem.- odpowiedziała szczerze.- To chyba będzie koniec Draco.- szepnęła, siadając i spoglądając w piękne błękitne oczy. Tak to zdecydowanie będzie koniec.. koniec, którego ona nie chciała..
- Tak po prostu?- zapytał smutno, a błękit jego spojrzenia przesłoniła mgła smutku.- Po prostu każde z nas pójdzie w swoją stronę?
- Draco.- załapała go za policzek, zmuszając do spojrzenia sobie w oczy..- A jak ty to sobie wyobrażasz?- szepnęła, starając się ukryć drżenie głosu.
- Nie wiem.- odparł, również łapiąc ją za policzki.- Ale jedno wiem na pewno… nie chcę cię stracić Hermiono.- szepnął.
- Najgorsze jest to, że ja ciebie też…- zaszlochała, po czym wtuliła się w jego ramiona.- Ale tego nie da się pogodzić.- szeptała.- My… to od samego początku było złym pomysłem, żeby…
- Ciiii- szepnął, po czym zbliżając się do niej, złożył na jej ustach pocałunek. Delikatny i nieśmiały, dający jej czas na reakcję, jednak kiedy poczuł delikatną miękkość jej malinowych warg, ich cudowny smak, nie mógł się już powstrzymać. Z każdą sekundą jego wargi było coraz bardziej natarczywe, coraz brutalniej wpijały się w jej usta, w pewnym momencie poczuł, że i ona odwzajemnia pieszczotę, delikatnie muskając jego usta. Ich języki zawirowały w namiętnym tańcu, a oni sami zupełnie zatracili się w palącym ich pożądaniu. Draco czuł jak Hermiona zatapia swoje palce w jego włosach, muskając delikatnie jego kark. On rękoma błądził po jej ciele, badając delikatną fakturę jej pleców, ud, zakrytych cienkim materiałem sukienki pośladków… Prawie nie kontrolowali już swoich odruchów, ona wodziła dłońmi po jego torsie i plecach, a on starał się pozbawić jej sukienki nieustannie powalając, aby ich języki tańczyły ze sobą w sobie tylko znanym tańcu..
Oprzytomnienie przyszło, kiedy poczuła jego dłonie na piersiach. Delikatnie, acz stanowczo odepchnęła go od siebie i spoglądając na niego smutno, z niemal fizycznym bólem, przemówiła słabym głosem..
- Nie.. Ja… Wybacz, ale ja nie mogę. Draco, ja wychodzę za mąż.- mówiła smutno, nie patrząc w jego oczy.- To nie powinno było się stać.. Ja..ja.. przepraszam.- szepnęła, po czym nie patrząc na niego wybiegła z pokoju..
Został sam, opadł na poduszki, bezsilnie waląc pięścią w materac. Schrzanił to, tak pięknie, koncertowo schrzanił. „Czego ty się debilu spodziewałeś?? Że wskoczy na twojego białego rumaka i razem uciekniecie do krainy snów?” rugał się w myślach…
W tym samym czasie w pokoju obok, Hermiona stała pod zimnym strumieniem wody, starając się uporządkować myśli.. „Dlaczego pojawił się teraz? Dlaczego nie zostałam w domu, nie spotkałabym go i nie zakochała się!!!”- myślała rozpaczliwie. „Myśl logicznie!!! Jak to zakochała?? Na dwa miesiące przed ślubem!!! To nie jest normalne!!” krzyczały jej myśli, a słone łzy spływały z oczu mieszając się z zimną wodą.. „Muszę wrócić!!! Zapomnieć o tym, zapomnieć o nim!!” myślała gorączkowo, kiedy po wyjściu z łazienki, kilkoma szybkim ruchami różdżki spakowała swoje rzeczy.. Nie mogła jednak wyjechać bez pożegnania.. Wiedziała też, że nie będzie w stanie spojrzeć mu w oczy. Z głośnym westchnieniem wyciągnęła z torebki notes i pióro. Siadając na łóżku, zapisała znaczony szczerymi łzami, krótki list…
Dochodziła ósma rano, kiedy w recepcji zostawiła wiadomość dla Dracona, sama zaś nie odwracając się do tyłu, wyszła na skąpaną porannym słońcem ulicę. Rzucając ostatnie spojrzenia na wyspę, którą tak bardzo pokochała, skierowała się do jednej z zaciemnionych bocznych uliczek, gdzie skupiła się na celu swojej podróży. Rozległ się głośny trzask, a kobieta zniknęła, zastawiając za sobą najpiękniejsze chwile swojego życia…
Zapukał do jej drzwi dokładnie o 8.30, chcąc porozmawiać, wyjaśnić i przeprosić. Wiedział, że obydwoje potrzebowali tego w równym stopniu.. Nikt mu jednak nie otworzył.. „Pewnie zeszła już na śniadanie” pomyślał, a już po chwili przechodził próg restauracji, wzrokiem usiłując wyłapać z tłumu burzę jasnych loków. Na marne… Hermiony tu nie było.. Zrezygnowany podszedł do recepcjonistki.
- Czy byłaby pani tak uprzejma i zadzwoniła do apartamentu panny Granger, że czekam na nią na dole?- zapytał.
- Obawiam się, że to niemożliwe.- odpowiedziała, zerkając na niego smutno. „Biedny facet, pewnie nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, że ona kogoś ma” współczuła mu w myślach
- Jak to niemożliwe?- zapytał zbity z tropu.
- Ponieważ panna Granger wyjechała jakieś pół godziny temu.- odparła.- Ale zostawiła dla pana wiadomość, panie Malfoy.- dodała służbowym tonem.
- Wiadomość?- zdziwił się
- Tak, proszę.- powiedziała podając mu niewielką kopertę. Chwycił ją drżącymi dłońmi, po czym nie zaglądając nawet do środka wyszedł z hotelu, nie zaszczycając już ani jednym spojrzeniem recepcjonistki. Skierował się na plaże, gdzie siadając na falochronie, wyciągnął z kieszeni spodni wiadomość od Hermiony.. Z głośnym westchnieniem otworzył kopertę, wydobywając z niej kartkę papieru. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy, to znaczące pismo, mokre plamy.. Czyżby płakała pisząc ten list..
Zebrał w sobie odwagę i skierował swój wzrok na kartkę, pozwalając, żeby literki łącząc się z sobą tworzyły kolejne słowa.. Słowa zadające ból, gorszy niż najgorsze czarno-magiczne zaklęcia…

” Kochany Draco!
Nadszedł czas, żeby podjąć decyzję.. Pamiętasz? Ja pamiętam… nasz układ. I oto teraz jest czas na powiedzenie „DOŚĆ”. Nie powiem go jednak Tobie. Mówię dość sobie. I to ja zniknę z twojego życia. Życia w którym nigdy nie powinnam była się znaleźć! Wybacz, że odchodzę w taki sposób… Boję się, że gdybym jeszcze raz spojrzała w twoje oczy, mogłabym ujrzeć w nich odbicie zupełnie innej Hermiony, tej twojej, a nie jego.. Spróbuj mnie zrozumieć.. spróbuj zrozumieć kobietę, która straciła się w ciemnym labiryncie własnego życia.. Przez te cudowne dni Draco, byłeś dla mnie promieniem rozświetlającym drogę, jednak dalej muszę iść już sama.. Pozostaje mi liczyć tylko na to, że teraz moją drogę oświetli mi mąż..
Wybacz mi, że się pojawiłam. Wybacz mi, że zraniłam. Wybacz, że pokochałam. I nie zapomnij, bo i ja nie zapomnę.
Kochająca Hermiona.”

Nawet nie poczuł, kiedy łzy pojawiły się na jego twarzy. A więc to koniec.. przegrał swój los w loterii ze szczęściem. Nie wybrała jego..
- Niech cię piekło pochłonie, Weasley.- szepnął.
Wstając, wypuścił z reki zapisany drobnym, ukochanym pismem pergamin, który natychmiast został uniesiony przez wiatr nad otwarte morze.. Przez chwilę spoglądał, jak biała kartka tańczy nad powierzchnią wody, aby wkrótce potem w niej zatonąć..
Ocierając ostatnią łzę, ruszył plażą przed siebie, byle dalej od wspomnień, byle dalej od dźwięczącego w jego głowie radosnego śmiechu i jak najdalej od żalu, po jej utracie..
Ona tym czasem, siedziała już w taksówce, dojeżdżając do domu..
Malfoyka
Wysiadając z żółtej taksówki, zwróciła swój wzrok w kierunku okien na piątym piętrze. To tam śpi prawdziwa miłość jej życia. Tam, a nie na 72 piętrze hotelu Ohana Waikiki West. Uśmiechnęła się pod nosem na myśl o tym jaką niespodziankę sprawi Ronowi szybszym powrotem. Nie wiedziała co prawda, co mu powie, poza tym oczywiście, że nie prawdę. Jednak w tym momencie liczyła się dla niej tylko uśmiechnięta piegowata twarz. Raźnym krokiem ruszyła do windy, a kiedy wciskała guzik z numerem 5, jej serce tłukło się jak szalone.. W myślach zaś, starała się przekonać samą siebie, do tego, że dobrze zrobiła odchodząc bez pożegnania. „To Malfoy… ma grubą skórę, więc da sobie radę” wmawiała sobie… „A tak w ogóle, to przestań o nim myśleć. Było minęło.”, ale jej myśli uporczywie wracały na słoneczną wyspę, mimo iż serce z każdym kolejnym, mijanym piętrem coraz bardziej wyrywało się w kierunku Rona…
Stając na wycieraczce własnego mieszkania postanowiła, że wszystkie wspomnienia zostawia za progiem. Bo tak będzie lepiej!! Nie zapomni, o nie, ale nie będzie żyła też wspomnieniami… Z szerokim uśmiechem na twarzy weszła do domu. Zostawiając torby w przedpokoju, skierowała się od razu do sypialni z zamiarem wsunięcia się narzeczonemu do łóżka i uczczenia jej powrotu… Nie starając się nawet zachować ciszy, z wielkim rozmachem otworzyła dwuskrzydłowe drzwi sypialni. A widok, który tam zastała, sprawił, że jej serce zatrzymało się na ułamek sekundy, aby już po chwili implodować na miliony nieskładnych kawałków…
Ron, jej ukochany Ron.. Jej przyszły mąż, najlepszy przyjaciel, jej ostoja… spał sobie w najlepsze z wtuloną w jego ramie, nagą Levander Brown. Pod wpływem hałasu, wywołanego przez jej wtargnięcie, parka otworzyła nieśmiało oczy, a widząc stojącą w drzwiach Hermionę, obydwoje oniemieli..
- He-Hermiona?- zapytał Ron, odtrącając tulącą się do niego Levander.- Co ty tutaj robisz?- pytał, próbując wygrzebać się z pościeli.
- Mieszkam, ale nie martw się już nie długo!- powiedziała spokojnie, po czym jakby nigdy nic podeszła do szafy, otwierając ją na całą szerokość. Wystarczyło jedno zaklęcie niewerbalne, a wszystkie jej rzeczy nagle zniknęły, zostawiając po sobie puste półki..
- Hermiono, to nie tak jak ty my..- zaczął się bronić Ron.
- Och, oczywiście, że nie!! Levander na pewno przyszła tutaj w służbowej sprawie i jakoś tak niefortunnie się potknęła, że wyskakując z ciuchów, wskoczyła ci do łóżka. Przecież to się zdarza..- mówiła spokojnie, aż sama się sobie dziwiąc, że tak potrafi..
- Hermiono, zrozum ja…- starał się wtrącić coś od siebie, wstając i starając się owinąć prześcieradłem, jednak Hermiona jakby nie słysząc jego słów kontynuowała..
- Podobnie jak zdarza się, że pary rozstają się na dwa miesiące przed ślubem. Przecież to nic wielkiego.- mówiąc to nie patrzyła mu w oczy, bojąc się, że ich widok może wywołać atak agresji, bądź histerii, a tego nie chciała. Jedyne co teraz chciała, to zakończyć tą całą sytuację z klasą, a potem uciec na koniec świata, nikomu nie podając adresu.. Pozostało jeszcze tylko jedno… spojrzała na swoją dłoń, gdzie mienił się delikatny brylant w złotej oprawie, wzięła głęboki oddech, a potem ściągnęła swój zaręczynowy pierścionek, pieczętując tym samym, koniec miłości, która przetrwała potęgę zła, a nie poradziła sobie z dorosłością. Chwilę ważyła klejnocik w dłoni, jakby zastanawiając się, czy nie cisnąc mu nim w twarz, po chwili jednak zdecydowała się na coś innego. Podchodząc do leżącej na łóżku Levander, nachyliła się nad nią i włożyła jej pierścionek w dłoń, ze słowami.- Masz, mnie się już raczej nie przyda.
Po wszystkim odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku drzwi. Dopiero teraz poczuła zbierające się pod powiekami łzy..
- Hermiono zaczekaj!!!- słyszała jego nawoływania, jednak nie odwróciła się. Zbiegając po schodach pozwalała aby gorzkie łzy, znaczyły trasę jaką przebyła.. Jej świat się skończył.. skończył się, zanim tak naprawdę zaczął istnieć.
Chciała się wypłakać, chciała się wyżalić i chciała, żeby ktoś po prostu ją przytulił..”Draco, gdzie jesteś?” wołała w myślach, kiedy w biegu pokonywała kolejne przecznice.. Zdała sobie sprawę z tego gdzie biegła, dopiero kiedy stanęła przed domem Ginny i Harrego. Tak, Ginny na pewno jej doradzi… Biorąc głęboki oddech, nałożyła na nos te same wielkie okulary przeciw słoneczne, których przed wyjazdem nie chciała kupić, a które teraz okazały się takie pomocne i zadzwoniła do drzwi..
- Otworzę skarbie!- głos Harrego dobiegł z głębi domu, już za chwilę przyjaciel stanął przed nią, ubrany jak zwykle w elegancki garnitur, z poranną gazetą w dłoni.- Hermiona? Co ty tutaj robisz? Miałaś wrócić za dwa dni.- zawołał uradowany.
- Mogę wejść?- zapytała słabym głosem.
- Co ty płaczesz?- Harry podszedł do niej i jednym ruchem ściągnął jej okulary, ukazując zapuchnięte i czerwone od płaczu oczy.- Matko Boska!!! Wchodź i opowiedz co się stało.- złapał ją za ramię i obejmując wprowadził do domu..
- Harry, kto to by…- Ginny pojawiła się na szczycie schodów, trzymając się za pokaźny brzuch.- Hermiś wróciłaś!!- zawołała uradowana, czym prędzej schodząc na dół.- Jezu, Hermiona co się stało.- zapytała widząc w jakim stanie jest jej przyjaciółka.
- Ja..- zaczęła, ale słowa nie mogły przejść jej przez gardło, jedyne co była w stanie teraz zrobić, to wtulić się w ramię przyjaciółki i gorzko szlochać..
- Eeeee to ja zrobię herbaty.- zaproponował Harry, który czuł się bezradny wobec kobiecych łez..
- Chodź do kuchni, wszystko mi opowiesz.- szepnęła Ginny, prowadząc ją do pomieszczenia, gdzie krzątał się już Harry.
- Siadaj.- nakazała jej ruda.- A teraz mów, co się stało. Od początku..
Hermiona wzięła głęboki oddech i układając sobie to wszystko w głowie, zaczęła..
- Wróciłam wcześniej z wakacji.. bo..bo…bo..- „No właśnie, co.. bo??” pytała siebie w myślach.- bo musiałam, ja… nie mogłam tam już dłużej zostać. Ale nie o to chodzi..- szlochała.
- Spokojnie, mów dalej.- uspokajała ją Ginny.
- Wróciłam do domu, chciałam przytulić się do Rona, poczuć jego bliskość i…-znów łzy okazały się silniejsze, po chwili jednak mogła kontynuować.- I zastałam go w łóżku z inną kobietą. Nie.. nawet nie inną, a z Levander!! Rozumiesz? Tą samą zarozumiałą Levander Brown, z którą chodził w szkole, chcąc mi zrobić na złość..- zakończyła zachrypniętym głosem, spuszczając wzrok.
Kątem oka zauważyła jednak, jak Ginny i Harry wymieniają porozumiewawcze spojrzenia. Nie takiej reakcji się spodziewała..
- Wy..-zaczęła, wskazując na nich palcem.- Wy… wiedzieliście, prawda?- zapytała, w duchu modląc się, żeby kłamali, że nie..
- Hermiono zrozum.- zaczął Harry.- Uznaliśmy, że to jest sprawa pomiędzy wami i że to on powinien ci powiedzieć.
- Nie sądziliśmy, że sprawy zaszły aż tak daleko.- szepnęła Ginny.
- Wiedzieliście, że on mnie zdradza i nic nie zrobiliście. Co z was za przyjaciele?- zaszlochała.
- Hermiona, dowiedzieliśmy się kilka dni po twoim wyjeździe. Spotkaliśmy ich na ulicy, nie wiedzieliśmy, że to zaszło tak daleko i że już ze sobą sypiają… Gdybyśmy tylko wiedzieli.. Ale Ron, on nas tak bardzo prosił.. mówił, że sam ci powie, że nie będzie czekał, że zadzwoni, albo napisze. To dlatego do ciebie dzowniłam. Dałam mu dwa dni, a potem zadzwoniłam.. Chciałam ci powiedzieć, naprawdę chciałam.. ale ty… wydawałaś się taka szczęśliwa, że.. zabrakło mi odwagi…- Ginny starała się tłumaczyć.
- Pojechaliśmy potem do Rona. Tłumaczył nam, że się potracił, że nie wie już co ma robić, ale obiecał, że sam ci powie, jak tylko wrócisz.- zakończył za nią Harry.- A my nie mieliśmy prawa wtrącać się w wasze życie. Zrozum, Hermiono..- szeptał, głaszcząc ją po ramieniu.
Tego było jej za wiele, strzepnęła jego dłoń i spoglądając im prosto w oczy powiedziała..
- Właściwie to mogłam się spodziewać tego, że będziecie po jego stronie. Jesteście rodziną. I choćbym nie wiem co robiła, zawsze już będę dla was obca, bo to on jest bratem i szwagrem. To z nim spędzacie święta, to on będzie wujkiem waszego dziecka.. A ja jestem obca, zupełnie obca..- szeptała, połykając kolejne łzy- Przecież to takie logiczne..- szepnęła wstając.
- Hermiono, poczekaj to nie tak.- Ginny starała się złapać ją w drzwiach.. Lecz już nic nie mogła zrobić. Usłyszeli jedynie krótkie „Żegnajcie” i Hermiona zniknęła z wielkim trzaskiem. Potterowie jeszcze chwilę stali oniemieli, nie mogąc uwierzyć, że tak właśnie skończyła się przyjaźń wielkiej trójki…
Znajoma okolica, na spokojnym przedmieściu, zachwaszczony ogródek z nieskoszoną od lat trawą i porośnięty dzikim bluszczem mały domek. Nie była tutaj od dziesięciu lat. Tyle bowiem czasu minęło odkąd zredukowała swoim rodzicom pamięć. To wtedy było tu ostatni raz, potem po szkole, kiedy wojna dobiegła już końca, ona nie wróciła. Zamieszkała w Norze, a potem wspólnie z Ronem przeprowadzili się do Londynu. Nigdy jednak nie odważyła się sprzedać, lub choćby wynająć rodzinnego domu. Nie zgodziła się również zabrać tutaj Rona, który chciał go wyremontować. Ten dom miał zostać taki jakim był i miał być tylko jej.. Od dziesięciu lat stał więc pusty, sukcesywnie niszczejąc. Aż do dziś… Otwierając skrzypiącą furtkę czuła ucisk w sercu, w tym domu ciągle żywe są wspomnienia Grangerów, to dlatego nie chciała tu wracać.. teraz jednak musiała. Przedzierając się przez zarastającą schludną dróżkę trawę, w końcu dotarła do drzwi. Wystarczyło złamać jedno zaklęcie i przeszłość stała otworem.
Łzy kapały z jej oczu, kiedy przemierzała zakurzone korytarze. Dom został uśpiony, dokładnie 10 lat temu i od tej pory nic się tu nie zmieniło… Nawet poranna gazeta, ta sama, którą jej tata czytał tamtego ranka do śniadania, wciąż leżała na kuchennym stole.. Z wszechobecnych zdjęć, spoglądały na nią twarze szczęśliwej rodziny.. W głowie pojawiły się przebłyski swojego ostatniego dnia tutaj.. Zdziwienie rodziców, kiedy ze łzami w oczach mierzyła do nic różdżką, obiecując, że kiedyś ich odnajdzie. Nie odnalazła. Mimo iż przeszukała całą Australię.. ślad po nich zaginął, a w raz z nim zaginęła nadzieja.. A kilka lat później, dostała wiadomość, że niejacy państwo Newton, których swego czasu poszukiwała, zginęli w katastrofie lotniczej na południu Antypodów… Tak po prostu.. umarli.. i nigdy juz nie będzie jej dane się wytłumaczyć..
- Bądź silna Hermiono.- szeptała, kiedy wszystkie te niechciane obrazy przewijały się jej przed oczami.- Musisz dać sobie radę.
Pozwoliła sobie na jeszcze kilka łez, kiedy otwarła swój stary pokój. Przechadzała się po nim tam i z powrotem, przesuwając palcami po zakurzonych blatach, przyglądając się porzuconym w nieładzie książkom i zapiskom, w końcu na jednej z półek, odnajdując stare magiczne zdjęcia, na których trójka wesołych nastolatków z szerokimi uśmiechami manifestuje swoją przyjaźń i szczęście. W pierwszej, drugiej, trzeciej i każdej kolejnej klasie. Brakowało tylko pamiątki z ostatniego roku, tego kiedy wszystko się zaczęło, biorąc początek w końcu… końcu potęgi Voldemorta, końcu szkoły, dzieciństwa, końcu beztroski…
- Dasz sobie radę bez niego!- szepnęła, trzymając w dłoniach zdjęcie swoje i Rona na tle Hogwartu. Wtedy nie byli jeszcze nawet parą, każde z nich było zbyt nieśmiałe, żeby się przyznać…- Dasz sobie radę.- powtórzyła jak mantrę. Ostatnia łza spłynęła na zakurzoną ramkę, która z głośnym hukiem upadła na podłogę… Kobieta biorąc głęboki oddech, odwróciła wzrok od znajomej piegowatej twarzy, po czym kilkoma sprawnymi ruchami różdżki wysprzątała cały dom. W kilku kolejnych, cały jej, przeniesiony z domu Rona dobytek, wylądował w szafkach…
- Jeszcze tylko ogród.- westchnęła. Wiedziała jednak, że tam nie może pozwolić już sobie na czary.. Wchodząc do garażu, pomiędzy wieloma innymi pakunkami wyszukała starą i wysłużoną kosiarkę… Z głośnym westchnieniem wyciągnęła sprzęt na podwórko i spoglądając w słońce, nie tak ostre jak na Hawajach, ale również pięknie grzejące i zapuściła silnik. Całą swoją uwagę skupiając na tym, aby doprowadzić trawnik do stanu używalności. Była to ciężka i mozolna praca, o dziwo jednak, kosząc, a potem plewiąc ogród i odchwaszczając dróżkę prowadzącą do domu, zdała sobie sprawę, że wysiłek fizyczny, daje ukojenie jej psychice… A kiedy wieczorem zmęczona opadła do łóżka, nie miała już nawet sił, żeby myśleć o czymkolwiek… W ten sposób, zapracowując się niemal do nieprzytomności, przewegetowała kilka kolejnych dni… Dni które pomogły jej nie zwariować, dni podczas których samodzielnie wymieniła meble, pomalowała ściany, wywiozła wszystkie niepotrzebne rzeczy… Wystarczył niecały tydzień, aby dom nabrał swojego dawnego blasku.. Żółta fasada została odświeżona, w niewielkim ogródku zakwitły wesołe słoneczniki, a na drewnianej werandzie pojawiła się mała ratanowa ławeczka, na której co rano pijała kawę, obserwując spokojną okolicę i starając się odzyskać spokój ducha…
Malfoyka
Z reguły nikt nie cieszy się z perspektywy końca urlopu, bo oznacza ona powrót do codzienności i przymus stawiania czoła kolejnym problemom.. Jednak dla Hermiony koniec urlopu oznaczał również przymus zmierzenia się z oceanem współczucia, jaki zaleje ją zapewne, kiedy wszyscy zauważą już, że nie ma na palcu pierścionka.. Nie chciała żeby ludzie jej współczuli, nie chciała, żeby za jej plecami szeptano i spekulowano, nie czuła się na siłach tłumaczyć wszystkim, dlaczego idealna, kochając się para, rozstała się na dwa miesiące przed ślubem.. Chciała uciec i nie wrócić. Wiedziała jednak, że to nie możliwe… To, że straciła swoją szansę, zrozumiała kilka dni temu, kiedy po kilku nieprzespanych nocach, postanowiła, że da szanse sobie i Draconowi.. Tamtego ranka, z sercem pełnym nadziei teleportowała się na Maui, do tej samej zaciemnionej alejki, w której zniknęła kilka dni wcześniej i niewiele myśląc ruszyła w kierunku Ohana Waikiki West. Biorąc głęboki oddech podeszła do konsoli recepcjonistki, a kiedy poprosiła ją o poinformowanie Dracona o jej obecności, usłyszała że mężczyzna opuścił wyspę kilka godzin po tym, jak zrobiła to ona.. Nadzieja prysła, a Hermiona z krwawiącym sercem wróciła do domu, gdzie spędziła całą noc z butelką wina i zdjęciami.. Tylko one jej po nim zostały, tylko te zdjęcia i cudowne wspomnienia…
Dziś natomiast nadszedł czas powrotu do codzienności, musiała iść na dyżur i robić dobrą minę do złej gry.. Pogoda jakby w solidarności z załamaną kobietą, szczędziła dziś słońca. Niebo było zachmurzone, a wielkie kłębiące się chmury były zwiastunem rychłej, letniej burzy… Powietrze było ciężkie i niemal wyczuwało się w nim elektryczność. W taką pogodę nikomu nie chciało ruszać się z łóżka.. Jej nie chciało się podwójnie. Z głębokim westchnieniem, zwlekła się jednak z łóżka.. Za niecałą godzinę powinna być już na oddziale.. Po tym jak wmusiła w siebie dwa tosty i kubek kawy, złapała swoją torbę i z głośnym trzaskiem teleportowała się do swojego gabinetu. Igor, który siedział już przy biurku, przeglądając jakieś papiery podniósł swój wesoły wzrok..
- Aloha!- zawołał wesoło, wstając żeby móc ją uściskać.
- Witaj.- odpowiedziała, z całych sił starając się brzmieć w miarę wesoło.
- Eeeejjj, co to za ton?- zapytał, od razu wyczuwając, że coś nie gra i spoglądając jej głęboko w oczy. Hermiona jednak szybko odwróciła głowę..- Aaaaa rozumiem.- powiedział śmiejąc się.- Smutas, że trzeba było wrócić do pracy, co??- zagadnął.- W sumie to powinienem czuć się urażony.. liczyłem, że się choć trochę stęskniłaś..- rzucił przez ramię, puszczając jej oczko.
- Taaak- szepnęła siląc się na uśmiech- Wybacz.
- Tobie??- zapytał- Wszystko!!- Uśmiechnął się szeroko, podnosząc łobuzersko jedną brew.
- Nie rób takiej miny!!- warknęła- Przepraszam..- szepnęła, zdając sobie sprawę z tego, że warczy na niego tylko dlatego, że przypomina jej Malfoya.
- Hej, coś się stało?- podszedł do niej, obejmując ją po przyjacielsku.
- Wszystko się stało!!!- zaszlochała, odwracając się od niego.
- Siadaj.- poprowadził ją do krzesła.- I opowiadaj, co jest?
- Nic.- wyszeptała, chowając twarz w dłoniach.
- Nooo jak to? Wszystko, a nic?- zapytał, kucając przy niej i starając się odciągnąć jej dłonie od twarzy..
- Nie chcę o tym gadać, okey?- powiedziała wciąż zakrywając twarz..
- Jasne, jasne.- mówił, gładząc ją po dłoniach. Nagle zauważył biały nieopalony pasek skóry na jej palcu..- Hermiono, co się stało z twoim pierścio..- urwał, łącząc fakty.- O boże, tak mi przykro.- szepnął przytulając ją.- Chcesz o tym pogadać?
- Nie bardzo.- jęknęła.
- Okey, rozumiem. Ale pamiętaj, że jakby coś to zawsze służę pomocą..- zapewnił.- Jeśli chcesz, możesz też zatrzymać się u mnie na kilka dni.. Moje mieszkanie, to nie jakiś Sheraton, ale zawsze coś..
- Jesteś kochany.- powiedziała, uśmiechając się blado.- Ale mam gdzie mieszkać. Mam dom po rodzicach na przedmieściach.
- Rozumiem.- uciął, dając znak, że nie będzie wypytywać.
Hermiona ogarniając się z grubsza nałożyła fartuch, a kiedy w wielkim wiszącym obok szafki lustrze, poprawiała makijaż, do gabinetu weszła Martha..
- Hermiono!!- wykrzyknęła wesoło.- Jak dobrze cię widzieć!!- złapała młodą kobietę, radośnie ją ściskając.
- Ciebie też, Martho.- szepnęła.- Wybacz, nic ci nie przywiozłam, ale wróciłam trochę wcześniej i tak jakoś nie pomyślałam.- wytłumaczyła się, zdając sobie sprawę z tego, że zajęta Draconem zupełnie zapomniała o upominkach.
- Ależ co ty mówisz, skarbie!!- oburzyła się pielęgniarka.- Najważniejsze, że ty już do nas wróciłaś.- powiedziała, całując ją w policzek.- A jak tam narzeczony? Stęsknił się?- Hermiona skrzywiła się mimowolnie, właśnie tego się obawiała.. „Bądź silna!!” powtarzała w myślach, po czym spoglądając w twarz przyjaciółki odpowiedziała..
- Mówiąc szczerze to nie bardzo… Jego sekretarka dobrze się nim zajęła. Można powiedzieć na cały etat, plus spore nadgodziny.- powiedziała kwaśno.
- Och to dobrze, że ma takich dobrych pracowników.- powiedziała Martha, do której nie dotarł jeszcze sens tych słów i ich ironia, jednak już po chwili jej twarz stężała..- Jak to nadgodziny? Nie chcesz chyba powiedzieć, że..
- Obawiam się Martho, że nawet jeśli nie chcę, to muszę.. – skrzywiła się kwaśno.- Wróciłam dwa dni wcześniej i zastałam ich w łóżku.. Aż się dziwię, że wcześniej nie zauważyłam tych gigantycznych rogów.- zażartowała smutno, odwracając wzrok, aby ukryć jak bardzo jest to dla niej bolesne.
- Hermiono.. tak mi przykro.- szepnęła pielęgniarka, przytulając ją do piersi.- Będzie dobrze.. musi być. Zobaczysz, jeszcze się ułoży.- szeptała, głaszcząc ją czule po głowie.
- Och Martho.. dziękuję.- szepnęła.
- Nie ma za co, słonko.- pielęgniarka uśmiechnęła się do niej, ocierając łzę z jej policzka.- Nooo, a teraz proszę się pozbierać pani doktor, pacjenci czekają.- zarządziła z uśmiechem, po czym wyszła.
- Ja… ja nie wiem co powiedzieć..- szepnął Igor.
- Nie musisz nic mówić. Po prostu pomilcz ze mną.- odpowiedziała spoglądając na niego w lustrzanym odbiciu.
- Masz moje słowo.- zapewnił.
- Dzięki.- posłała mu blady uśmiech.- A teraz chodźmy już na obchód.- dodała rzeczowym tonem, a chwilę potem zawiesiwszy sobie na szyję stetoskop, rzuciła się w wir pracy..
Nim minęło południe, cały szpital wiedział już, że młoda pani doktor nie jest już z ministrem sportu. Za sprawą Marthy, nikt jednak nie wypytywał Hermiony o szczegóły i mimo, że wiedziała o tym, że ludzie gadają, spekulują i snują plotki, o dziwo nie obeszło jej to aż tak bardzo… Kiedy skończyła obchód i wykonała wszystkie zlecone na dziś badania, po prostu zamknęła się w swoim gabinecie, z kubkiem zielonej, aromatycznej herbaty, stosem kart chorobowych swoich pacjentów i mocnym postanowieniem nadrobienia prawie miesięcznej nieobecności. Za oknem rozpętała się burza, co pewien czas niebo rozjaśniała błyskawica, a przez uchylone okno do gabinetu wlatywał orzeźwiający zapach ozonu.. Hermiona siedząc w swoim wygodnym skórzanym fotelu, pośród znanych sobie mebli i ramek z wyróżnieniami, czuła irracjonalny spokój i odprężenie. Przynajmniej to jedno się nie zmieniło. Pod tym jednym względem, ciągle jest Hermioną Granger, tą samą którą była przed wyjazdem na Hawaje.. I mimo, że zdawała sobie sprawę, że nigdy nie pokocha tego miejsca całym swoim sercem, czuła się tu bezpiecznie i spokojnie.. Z głębokich rozmyślań wyrwało ją pukanie do drzwi.
- Proszę.- szepnęła, wracając do świata rzeczywistego. Drzwi uchyliły się, powodując lekki przeciąg.
- Wybacz, że przeszkadzam, ale masz gościa.- Martha stała w progu z niewyraźną miną, a Hermiona pomyślała, że wie już kto jest tym gościem..
- Jeśli to Ron, to powiedz mu, żeby szedł do diabła.- warknęła.- Nie chcę go znać.
- Ale to nie jest..- zaczęła Martha, jednak w tym czasie w progu stanęła jeszcze jedna osoba.
- Mam nadzieję, że mnie nie odeślesz do diabła, kochanie.- Molly Weasley uśmiechnęła się do niej dobrodusznie.. Serce Hermiony, znów skurczyło się boleśnie. Tak bardzo kochała tą kobietę.. tak mocno cieszyła się, że już niedługo będzie nazywać ją mamą.. A teraz?
- Pani Weasley!- szepnęła- Och… nie, oczywiście, że nie. Proszę, niech pani wejdzie.- wskazała kobiecie fotel naprzeciwko.- W porządku Martho.- powiedziała widząc, że pielęgniarka mierzy niedoszłą teściową dziewczyny nieprzychylnym wzrokiem.
- To ja panie zostawię.- powiedziała, ciągle przypatrując się starszej rudej kobiecie, po czym zniknęła za drzwiami.
Molly nie spoglądając niedoszłej synowej w oczy usiadła na wskazanym przez Herminę miejscu, nerwowo szarpiąc uchwyty swojej torebki..
- Może czegoś się pani napije.- szepnęła Hermiona, widząc stres ukochanej kobiety.
- Nie złociutka, dziękuję.- szepnęła tamta, podnosząc wzrok na młodą kobietę.- Przyszłam tutaj w nadziei, że może ty..- zająknęła się.- może ty.. powiesz mi co się stało.- dokończyła
- Domyślam się, że po to.- smutno odparła Hermiona.- Cóż, miłość się skończyła.
- Po dziewięciu latach? Na dwa miesiące przed ślubem?- dopytywała.
- Też jestem w szoku, proszę mi uwierzyć. To nie jest łatwa sytuacja, kiedy cały świat rozpada się na drobne kawałki, a budowę od nowa trzeba zacząć samemu.- szeptała Hermiona, siłą powstrzymując się przed łzami.- Ale dobre w tej całej sytuacji jest to, że dowiedziałam się teraz, a nie po ślubie.- tak naprawdę, to chciała tym bardziej przekonać siebie, niż panią Weasley.
- No właśnie. O czym się dowiedziałaś? Co wy ukrywacie, dziecko?- dopytywała Molly, bliska histerii.
- Jak to, co ukrywamy?- dziwiła się Hermiona.
- Ron zjawił się u nas kilka dni temu, dopytując czy się odzywałaś..- zaczęła.- przez kilka dni chodził dziwnie struty, a wczoraj oznajmił nam, że to koniec, że odeszłaś od niego i że nie będzie ślubu. Chciałabym wiedzieć, dlaczego go zostawiłaś..- zapytała smutno,a w Hermionie, aż się zagotowało. Więc chciał winę zwalić na nią.. O nie, co to, to nie. Pani Weasley miała prawo, żeby poznać prawdę, nawet jeśli ona miałaby ją załamać..
- Dlaczego ja go zostawiłam?- zapytała ostro. Może trochę zbyt cierpko, bo Molly zwróciła swoje zbolałe spojrzenie na nią.- I pewnie zapomniał wspomnieć o Levander, prawda?- wypytywała
- Levander? To ta dziewczyna, z którą Ron pracuje? A co ona ma do rzeczy?- Pani Weasley ewidentnie nic nie rozumiała
- Cóż.. całkiem sporo, biorąc pod uwagę, że to właśnie ją zastałam w łóżku z Ronem, kiedy wróciłam do domu z wakacji, na które on nie mógł pojechać ze mną, bo podobno musiał pracować.- mówiła spokojnie, patrząc kobiecie prosto w oczy.
- Co ty mówisz, Hermiono?- Molly była w szoku.- Przecież Ron nie mógłby..- zaczęła, a po chwili w jej oczach pojawiły się łzy.- Tak strasznie cię przepraszam..- wychlipała.- Tak, strasznie przepraszam, że tak cię skrzywdził. Jesteś taka dobra, tyle przeszłaś.. Och Hermiono, wybacz.- chlipała, a Hermionie, aż serce się krajało. Szybko obeszła biurko i kucając obok skulonej w sobie kobiety, mocno ją objęła.
- Kochana, cudowna pani Weasley… Molly.. to nie twoja wina.- szeptała, tuląc ją i lekko kołysząc.- To nie jest niczyja wina. Po prostu…stało się. Ale czasu nie da się już cofnąć, a pewnych rzeczy po prostu nie można wybaczyć.. – szeptała.
- Ależ ja rozumiem Hermiono. Boże, kochanie jak ty sobie poradzisz?- zapytała, łapiąc Herminę za policzki.
- Będę musiała.- szepnęła cicho.- Choć nie łatwo jest budować od samych podstaw, w momencie, kiedy straciło się wszystko.- Mimo, że bardzo chciała, nie udało jej się powstrzymać łzy, która pociekła po jej policzku.
- Boże, jak on tak mógł.. Kogo ja wychowałam?- szeptała pani Weasley, tuląc Hermionę.
- Wychowała pani świetnego faceta. Tylko, że okazało się, że jednak nie dla mnie..- szepnęła wstając.
- Boże, Hermiono… jak… po tym wszystkim, potrafisz mówić o nim dobrze?- zapytała, spoglądając na młodą kobietę
- Bo pomijając końcówkę, spędziłam z nim dziewięć cudownych lat.. Dał mi wiele chwil, których nigdy nie zapomnę.. – tłumaczyła, uśmiechając się blado, kiedy przed jej oczami przewijały się obrazy szczęśliwych chwil.
- Jesteś cudowna skarbie.- szepnęła słabo Molly, ocierając swoje łzy i zbierając się do wyjścia.
- Szkoda, że on tego nie widział.- westchnęła Hermiona, wstając aby pożegnać swojego gościa.
- Też żałuję..- westchnęła starsza kobieta.- Wybacz mi tą wizytę, gdybym wiedziała, co zrobił ci mój syn, nigdy bym tu nie przyszła..
- Dobrze pani zrobiła.- szepnęła Hermiona.- Przynajmniej miałam okazję, żeby się pożegnać.- powiedziała, po czym serdecznie uściskała pulchną kobietę, pozwalając sobie na łzy.- Będzie mi pani brakowało.- szepnęła
- Mnie ciebie też, Hermiono. Mnie ciebie też.- westchnęła, klepiąc Hermionę po plecach. Po czym ocierając kolejne łzy, teleportowała się, znikając z głośnym trzaskiem…
Hermiona opadła na swój fotel, chowając twarz w dłoniach. Tak bardzo kochała tą kobietę i tak bardzo cierpiała raniąc ją.. Z drugiej jednak strony, cieszyła się z tego spotkania. Wiedziała, że wraz ze zniknięciem Molly z jej gabinetu, zamknęła pewien rozdział w swoim życiu. Teraz nadszedł czas na tworzenie następnego, już bez Rona i jego rodziny u boku.. Ten rozdział musiała zacząć pisać sama… A dopiero czas pokaże, czy na którejś z jego kart, pojawi się nowy bohater…
Wchodząc po cichu do gabinetu, Martha zastała ją, ocierającą łzy. Było jej szkoda młodej kobiety, którą tak bardzo lubiła, a której mimo szczerych chęci nie mogła pomóc.
- Wszystko w porządku, Hermiono?- zapytała, łapiąc ją za ramię
- Tak.-szepnęła słabo.- W porządku Martho. Właśnie pożegnałam kobietę, za którą prawdopodobnie będę tęskniła bardziej niż za Ronem.- szepnęła.
- Przykro mi.- westchnęła, delikatnie ściskając ramię lekarki
- Wiem Martho, mnie też.- westchnęła, klepiąc dłoń pielęgniarki.
- Tak bardzo chciałabym ci jakoś ulżyć, złotko. Ale nie potrafię.- przyznała pielęgniarka.
- Obawiam się, że z tym muszę uporać się sama. A kiedy już to zrobię, zacznę budować swój świat na nowo..- powiedziała Hermiona, zerkając na blat biurka.- I wiesz, co?- zapytała nagle.
- Tak?
- Ja jeszcze będę szczęśliwa.- szepnęła, ciągle wbijając wzrok w biurko, jakby chciała wyczytać na jego blacie swoją przyszłość.
- Będziesz, oczywiście że będziesz!!- Martha poklepała ją po ramieniu, po czym zakładając swój płaszcz, wyszła zostawiając Hermionę samą..
Po kilku minutach jednak i ona ruszyła do domu. Teleportując się przed bramę swojego nowego, starego domu, czuła tak jakby po rozmowie z panią Weasley zostawiła przeszłość za sobą..
Z głośnym westchnieniem przekroczyła bramę.. małą furtkę, która prowadziła do jej nowej przyszłości…
Malfoyka
Lipiec w mgnieniu oka zamienił się w sierpień, lato zaczęło robić się coraz bardziej deszczowe, niemal każdego dnia kiedy otwierała oczy ciężkie szare krople obijały się o szyby. Lubiła deszcz, miała wrażenie jakby zmywał z niej wszystkie smutki.. A tych było coraz mniej…. Nawet dla niej samej zadziwiające było to, jak szybko pogodziła się z rozstaniem z Ronem. Najciężej było jej, kiedy w dwa tygodnie po ich rozstaniu w rubryce towarzyskiej Proroka Codziennego ukazał się artykuł o końcu ich związku. Dobrze pamiętała ten dzień…
Przychodząc do pracy w czwartkowe popołudnie zauważyła, że Igor bardzo starannie schował przed nią leżącą na biurku gazetę..
- Czemu chowasz przede mną prasę?- zagadnęła, kiedy zapinała ostatnie guziki w kitlu.
- Nie chowam, po prostu robię porządek na biurku.- powiedział swobodnie, wzruszając ramionami.. jednak zrobił to za swobodnie.
- Ejjj bujać to ja, a nie mnie! Czemu chowasz?- dopytywała
- Powtarzam ci, że nie chowam.- upierał się.
- W takim razie daj mi ją. Chcę przejrzeć.- uderzyła z drugiej strony.
- Ale nie ma tam nic ciekawego.- chłopak ciągle obstawał przy swoim..
- Jednak chciałabym rzucić okiem. Daj mi.
- Hermiono..- jęknął.- Okey, chowam ją przed tobą. Zadowolona?- westchnął.- A teraz daj już spokój i chodźmy do pacjentów.- zagadywał.
- Do rozpoczęcia dyżuru mamy jeszcze pół godziny, zdążę poczytać.- wiedziała, że coś jest nie tak..
- Naprawdę, słonko nie powinnaś..- zaczął, na co ona jedynie westchnęła po czym spoglądając mu w oczy z mściwą niemal satysfakcją, wyciągnęła różdżkę..
- To dziecinne- warknęła- Accio Prorok.- Gazeta wyleciała z jego szuflady, lekko lądując w jej dłoni. Kobieta zaczęła ją kartkować, uważnie przeglądając każdą stronę. Nie wiedziała czego szuka, wiedziała jednak, że na pewno się zorientuje, kiedy już znajdzie.. I znalazła. Jej wzrok padł na wytłuszczony nagłówek..

NAJBARDZIEJ WPŁYWOWA PARA W ANGLII JUŻ NIE RAZEM!!!

„Do naszej redakcji przedostały się niedawno zupełnie anonimowe pogłoski o tym, jakoby związek Premiera ds. Sportów Magicznych, Ronalda Weasleya i rozchwytywanej Magomedyk Hermiony Granger rozpadł się z nieznanych jak na razie przyczyn. Nieoficjalnie mówi się, że doktor Granger wyprowadziła się z ich wspólnego mieszkania do bliżej nieokreślonego miejsca. Z jej serdecznego palca zniknął również pierścionek zaręczynowy, jaki podarował jej narzeczony. W kuluarach mówi się także o wcześniejszym samotnym wyjeździe panny Granger na wakacje, podczas kiedy Premier Weasley został w kraju, aby piastować swoje stanowisko podczas niedawnych Mistrzostw Świata juniorów w Qudditchu. Czyżby ten właśnie wyjazd sprawił, że ich związek stanął na krawędzi? A może swoje ostre pazurki maczała w tym urocza asystentka Weasleya- Levander Brown, która jak dowiedział się nasz informator, była pierwszą szkolną miłością Premiera.. Pewne jest jedno, oczekiwane przez niemal cały kraj, huczny ślub i jeszcze głośniejsze wesele najprawdopodobniej nie dojdą do skutku. Mówi się, że Premier Weasley odwołał już zamówioną na ten dzień salę i podziękował pastorowi. Pytany o przyczynę tej kontrowersyjnej decyzji odpowiada niewzruszenie „Bez komentarza”, po czym znika w sobie tylko znanym kierunku.
Reporterom Proroka, mimo szczerych chęci nie udało się jeszcze skontaktować z doktor Granger, która zaszyła się w swojej tajemniczej ostoi, gdzie zapewne leczy rany. Prorok nie ustanie jednak w poszukiwaniu prawdy o rozpadzie Złotej Pary i kiedy tylko uda, doktor Granger powróci do świata towarzyskiego, nasz gazeta będzie pierwszą, która wyda oficjalne oświadczenie cenionej Magomedyk. Będziemy również, na bieżąco informowali Państwa o nowościach w związku z tą sprawą.
T. Cooler.”

Hermiona czytała gazetę z coraz większą furią. Bezczelność Tinny Cooler była porównywalna do tej, którą reprezentowała sobą jej poprzedniczka Rita Skeeter.
- Ja im dam oficjalne oświadczenie!!- krzyknęła z furią mnąc gazetę i ciskając nią o ścianę.
- Ostrzegałem..- powiedział Igor, teatralnie wywracając oczami.
- Och zamknij się!!- jęknęła, po czym opadając na fotel zakryła oczy dłońmi.. „Tylko się nie rozpłacz, nie płacz, rozumiesz!!!”- szeptała w myślach. Udało się, nie płakała. Jednak cały dzień musiała mocno zaciskać zęby, żeby nie zacząć rzucać się do gardeł ludziom, którzy przyglądali się jej z wyraźnym współczuciem…
Od tego dnia minęło jednak sporo czasu. Wszyscy przeszli nad końcem ich związku do porządku dziennego. Nawet zniechęceni brakiem jakiegokolwiek zainteresowania ze strony samych zainteresowanych, jak i reszty społeczeństwa, reporterzy Proroka dali w końcu za wygraną i zaprzestali czatowania na Hermionę. Ona zaś mogła zacząć żyć dalej. Smutek i rozgoryczenie mijały z każdym kolejnym tygodniem, aż w końcu pewnego dnia, kiedy sierpień chylił się już ku końcowi, wstała rano z poczuciem, że zamknęła ten rozdział na dobre. Pozostał jej tylko jeden smutek. Wspomnienie Dracona… Przez pewien czas nie ustawała w poszukiwaniu jakichkolwiek jego śladów. Niczym wprawny detektyw szła po nitce do kłębka, a kiedy w końcu wydawało jej się, że jest już blisko, kiedy odnalazła to czego szukała, czyli główną siedzibę jego banku, niemal skakała z radości.. I wtedy przyszedł kolejny cios.. Kiedy w końcu, pewnego wyjątkowo deszczowego dnia, zjawiła się w wielkim tonącym w marmurze budynku, z sercem rosnącym z nadziei usłyszała, że mężczyzna, którego wspomnienie spędzało jej sen z powiek, pojawiając się na kilka dni w Anglii poinformował cały zarząd o tym, że udaje się na bezterminowy urlop, po czym wyjeżdżając z kraju, wszelki jego ślad zaginął. Nikt nie wiedział, gdzie Draco przebywa, ani kiedy i czy w ogóle wróci..
Wychodząc wtedy z banku nie zadbała nawet o to, aby rozłożyć parasol. Pozwalała, aby zimne, szare krople uderzały o jej ciało, mieszając się z gorącymi łzami. Wiedziała już, że go straciła.. A ta świadomość była gorsza od wszystkich innych bolesnych rzeczy, których doświadczyła w ostatnim czasie. Utrata ukochanego, przyjaciół, stabilnego gruntu pod nogami, nie bolała jej tak bardzo jak to, że straciła jego… Ale dni mijały, a z jej oczu coraz rzadziej spadały już łzy. Pomału uczyła się żyć, ze świadomością, że palący ból w sercu będzie jej towarzyszył..
- Hermiono?- Igor spoglądał na nią znad wyników badań.
- Tak?- odpowiedziała nie podnosząc wzroku od swojej pracy
- A może wybralibyśmy się dziś na jakiegoś drinka, co?- zagadnął.
- Wiesz.. nie sądzę.- odpowiedziała, a on mimowolnie skrzywił się słysząc odmowę.- Nie zrozum mnie źle. Ja po prostu..
- Rozumiem.- przerwał jej w pół słowa.- Nie musisz robić nic na siłę. Ja.. ja po prostu myślałem, że uda mi się odciągnąć cię od twoich smutków.- wytłumaczył
- Ależ ja się nie smucę.- odpowiedziała.- Już nie..- szepnęła
- Ale przecież widzę.- nie dawał za wygraną.- Herm, minęły już prawie dwa miesiące.. a ty dalej przejmujesz się tym frajerem.
- Ronem??- zapytała, po czym zaśmiała się, tak po prostu i szczerze.- Igg, złotko Weasley nic mnie już nie obchodzi. Nic, a nic.- powiedziała z uśmiechem.
- Tak, to skąd ten smutek?- zapytał przyglądając jej się z lekko przechyloną głową.
- Ach gdybyś ty tylko wiedział..- westchnęła, spoglądając niewidzącym wzrokiem w okno.
- W takim razie mnie oświeć. Jeśli chcesz, oczywiście.- powiedział, przyglądając jej się ciekawie.
- Wiesz co?- zapytała nagle.- Chyba chcę. A ten drink to nie jest taki głupi pomysł.
- Ja nigdy nie mam głupich pomysłów, pani doktor.- powiedział, posyłając jej łobuzerski uśmiech. W odpowiedzi zaśmiała się uroczo. Ten chłopak naprawdę potrafił poprawić jej humor.
- W takim razie jesteśmy umówieni po dyżurze, tak?- zapytała
- Oczywiście!!- odparł, a jego oczy zalśniły radością.
Popołudnie minęło im szybko, dyżur był wyjątkowo ciężki. Na oddział trafili dwaj czarodzieje, którzy eksperymentując z eliksirami, spowodowali wybuch, w którym zostali poważnie ranni.. Hermiona i Igor mieli więc pełne ręce roboty do samego końca, a kiedy zegar wybił 15.30, obydwoje nie kryli zadowolenia.
- Poczekam na ciebie przed szpitalem, okey?- powiedziała kobieta, która jako pierwsza przebrała się już w swoje ciuchy.
- Okey, zaraz do ciebie przyjdę i porywam cię na pół.. nie, na całą noc.- zagroził jej ze śmiechem.
- Oooo, już się boję.- odpowiedziała wychodząc.
Kiedy wyszła na świeże powietrze od razu poczuła się lepiej. Orzeźwiająca mżawka zmyła z niej zmęczenie, a chłodne powietrze wypełniające jej płuca dodało nowych sił. Uśmiechnęła się na myśl o miłym wieczorze spędzonym wspólnie z przyjacielem. Wiedziała, że może mianować tak Igora, mimo że znali się tak krótko. Mężczyzna był bowiem przykładem osoby, która roztacza wokół siebie taki czar, że nie sposób było od razu się w nim nie zauroczyć…
- Hermiono..- usłyszała za swoimi plecami cichy szept. Głos jednak z pewnością nie należał do jej przyjaciela. Był jednak dziwnie znajomy.. Odwróciła się pełna najgorszych uczuć..
- Co tu robisz?- warknęła, spoglądając na mężczyznę z furią w oczach.
- Ja.. ja przyszedłem z tobą porozmawiać. Proszę to dla ciebie.- Ron wyglądał na zmieszanego i skruszonego, kiedy nie spoglądając jej w oczy, wyciągał w jej stronę bukiet czerwonych róż. Kobieta prychnęła lekceważąco.
- My nie mamy o czym rozmawiać Ronaldzie. A poza tym nie lubię róż, po dziewięciu latach powinieneś to już wiedzieć.
- Ale.. – zaczął, nieśmiało spoglądając jej w oczy.
- Tu nie ma żadnego „ale”. Wybrałeś, a ja twojego wyboru nie neguję, życzę szczęścia, a teraz żegnam. Nie mam zamiaru tracić na ciebie więcej swoich nerwów.- Chciała go wyminąć i wrócić do szpitala. Była wzburzona jego bezczelnością..
- Hermiono, poczekaj!- złapał ją za nadgarstek, uniemożliwiając odejście.- Ja chciałem cię przeprosić. To z Levander, to.. to nic nie znaczyło. Ja się zagubiłem. Byłem zły, że wyjechałaś, a ona była tak blisko.. no i.. i ja sam nie wiem jak to się stało. Ale Herm, to ty jesteś jedyną kobietą, którą kocham. Jedyną, na której mi zależy i.. i ja zrobię wszystko, żeby cię odzyskać. A na razie zacznę od przeproszenia cię za moją głupotę.. Proszę, Hermiono.. błagam wybacz mi.- mówił, ciągle trzymając ją za rękę. Dziewczyna spojrzała na niego z pożałowaniem w oczach..
- Och Ron.. Ron, ja nie wiem co mam powiedzieć..- szepnęła.
- Nic nie mów, po prostu wróć.- szepnął zbliżając się do niej.
- Może..- zaczęła.
- Naprawdę??- ucieszył się, jednak przedwcześnie. Nie wyczuł ironii.
- NIE!!! Czy ty się uderzyłeś w głowę Weasley?? Zdradzasz mnie, po czym zjawiasz się po kilku tygodniach z chabaziami, których nie lubię i co?? Mam ci się rzucić na szyję?? Zapomnij!! Zapomnij o mnie i o swoich głupich nadziejach!! A teraz mnie puść!- krzyczała, ale ciągle jej nie puszczał.
- Słuchaj, ja wiem, że źle zrobiłem, ale przez wzgląd na stare czasy, na to co już wspólnie dokonaliśmy i to co jeszcze wspólnie dokonać możemy.. Pomyśl tylko. My jesteśmy dla siebie stworzeni. My się kochamy!!! Pomyśl.. pomyśl jeśli nie o mnie, to o Ginny, o Harrym, o mojej mamie..- mówił, spoglądając jej w oczy.
- Ty podły tchórzu!!! Zasłaniasz się rodziną!!! Puszczaj mnie, rozumiesz? Puszczaj i znikaj z mojego życia!!- wrzeszczała, szarpiąc się z nim. Był jednak silniejszy, nie umiała wyrwać swojej ręki z jego uścisku, który robił się coraz silniejszy..
- Czy ty słyszałeś o co cię poprosiła?- głos Igora dobiegł zza jej pleców.
- Nie wtrącaj się koleś.- warknął zirytowany Ron, widząc że chłopak podchodzi jednak coraz bliżej.
- Obawiam się, panie premierze, że się nie podporządkuję temu rozkazowi.- powiedział dobitnie Igor, będąc już obok nich.- A teraz ją grzecznie puść.
- A kim ty jesteś, żeby mi mówić co mam robić??- zapytał złośliwie rudzielec.- A teraz odejdź, bo chcę porozmawiać ze swoją narzeczoną.
- Byłą narzeczoną, mówiąc ściślej.- powiedział Igor, mierząc Rona pogardliwym spojrzeniem- A poza tym, rozmowa możliwa jest kiedy chcą jej dwie strony!!- powiedział spokojnie, starając się rozluźnić jego uścisk, który zapewne sprawiał już Hermionie ból…
- Sam tego chciałeś- warknął rudy, po czym puszczając dłoń kobiety w ułamku sekundy rzucił się z pięściami na Igora. Z nosa chłopaka puściła się krew, a Ron już miał zadać kolejny cios, kiedy pomiędzy nich wkroczyła Hermiona. Wymierzając Ronowi siarczysty policzek, który jakby go otrzeźwił krzyknęła..
- Spadłeś na samo dno Ronaldzie!!! Jesteś żałosny.- po czym spoglądając na krwawiącego Igora zapytała- Wszystko okey? Wróć do środka, Martha cię opatrzy.
- Nic mi nie jest.- powiedział.
- Hermiono, my jeszcze nie skończyliśmy..- wtrącił Ron, widząc jak kobieta przyciska chusteczkę do nosa przyjaciela..
- Mylisz się Weasley, skończyliśmy!!! Skończyliśmy w chwili, kiedy Brown wskoczyła do twojego łóżka!! A teraz żegnaj i nie radzę ci pokazywać mi się więcej na oczy!- warknęła, po czym łapiąc Igora za rękę po prostu teleportowała się, zostawiając oniemiałego Rona na opustoszałym chodniku…
- Takiej cię nie znałem.- powiedział Igor, kiedy siedząc w jej salonie, pozwalał aby opatrzyła mu nos..
- Czyli jakiej?- zapytała, wyrzucając zakrwawioną chusteczkę.
- Walecznej. Jezuuu gdybyś się widziała.. Twoje oczy aż ciskały gromy.- mówił, wspominając jej zachowanie.
- Aaaa no wiesz, w każdej kobiecie tkwi uśpiony demon.- uśmiechnęła się do niego.- No gotowe, bohaterze.
- Bohaterze- mruknął..- Ale się spisałem, nie ma co.. okazało się, że zamiast ja ciebie, to ty ratowałaś mnie.
- Daj spokój, nawet nie wiesz jak mi zaimponowałeś, że go nie uderzyłeś. A w to, że potrafisz nie wątpię.- zapewniła go ciągle się uśmiechając..
- Nooo, ale z naszego drinka to chyba nici..- westchnął smutno.
- A to dlaczego?- zapytała.- Myślisz, że w moim domu nie znajdziesz alkoholu?- uśmiechnęła się zawadiacko.
- A znajdę?- zapytał.
- Do wyboru, do koloru!- odparła, ręką wskazując na dobrze zaopatrzony barek.
Po krótkim zastanowieniu wybrali butelkę czerwonego półwytrawnego wina, po czym nalewając trunek do kieliszków wygodnie usadowili się na miękkiej, stojącej w jej salonie sofie… Za oknami deszcz bębnił w szyby, a oni zaśmiewali się ze swoich żartów. A kiedy dawno zapadł już Zmierzch, Igorowi nagle coś się przypomniało..
- Ejjj, ale ty zdaje się miałaś mi o czymś opowiedzieć..- powiedział, dolewając wina do jej kieliszka. Kobieta przyjrzała mu się uważnie, zagryzając lekko dolną wargę.
- Ale to długa i naprawdę pokręcona historia.- wytłumaczyła
- Cóż..mamy zdaje się całą noc- powiedział z uśmiechem, głową wskazując na ciemne okno, po którym pływały strugi deszczu.- A poza tym jak wręcz uwielbiam pokręcone historie.- zakończył, zachęcając ją do mówienia jednym ze swoich łobuzerskich uśmiechów..
- Okey..- powiedziała śmiejąc się.- Przekonałeś mnie.
- No to zaczynaj.. zamieniam się w wielkie ucho!!
Zaśmiała się, a potem zaczęła swoją opowieść. Opowiedziała mu o latach spędzonych w szkole, o swojej przyjaźni z Harrym i Ronem, o tym jak ona się zrodziła, jak umocniła. Opowiedziała mu o Mlafoyu, o tym jak bardzo się nienawidzili. Wspomniała wszystkie szlamy, nie pomijając również swoich ripost na jego obrazy, które Igor kwitował głośnym śmiechem.. A potem opowiedziała mu o swoim związku z Ronem, o tym jak sukcesywnie rezygnowała dla niego ze swoich marzeń, a nawet z samej siebie. Aż w końcu przyszedł czas na opowieść o Hawajach. Powiedziała mu wszystko nie pomijając niczego.. Chłopak słuchał jej uważnie, nie przerywając. Wiedział, że tego potrzebuje. Widział radość w jej oczach, kiedy opowiadała mu o tym jak wspólnie z Draco jadali obiady w Kai Melemele, widział jak wraca wspomnieniami do nocy spędzonych razem z blondynem na plaży.. Widział też smutek, kiedy opowiadała o bezowocnym poszukiwaniu mężczyzny.. Aż w końcu, kiedy niemalże zbliżał się już świt jej opowieść dobiegła końca..
- Widzisz, mówiłam że to pokręcone.- westchnęła, widząc jego dziwną minę. Igor jednak tylko się uśmiechnął..
- Reasumując, podczas kiedy twój narzeczony zabawiał się ze swoją sekretarką, o czym wiedzieli twoi najlepsi przyjaciele, ty zakochałaś się w swoim odwiecznym wrogu..- podsumowywał, to co usłyszał, przyglądając się jej ciekawie
- Dokładnie.- powiedziała, czując się niesłychanie lekko na duchu, kiedy wszystko to komuś opowiedziała.
- Matko, twoje życie jest lepsze niż brazylijska telenowela!!- powiedział z uśmiechem.
- No dziękuję.- roześmiała się.
- Ale poważnie. Kochasz tego Dracona, co?- zapytał
- Myślę, że tak.- odparła
- A on?
- Nie wiem.. naprawdę nie wiem co myśli Malfoy..- westchnęła.- A najgorsze jest to, że tak dobrze pozacierał za sobą wszelkie ślady, że raczej nie będę miała okazji się tego dowiedzieć..- powiedziała smutno, zaglądając do kieliszka na którego dnie, czerwieniło się wino.
- Ehh faktycznie pokręcone to to.- westchnął- Bo gdyby wtedy ta twoja Ginny, powiedziała ci, co wyprawia jej brat..
- Ja mogłabym nie mieć skrupułów i spokojnie zapomnieć się z Draco. Wiem.- zakończyła.- Ale jak sam powiedziałeś, moje życie jest bardziej pokręcone, niż brazylijski serial..
- Wiesz… ale z tego co pamiętam, to w tych wszystkich serialach, takie historie zwykle kończyły się happyendem dla głównych bohaterów.- powiedział, a wznosząc do góry swój kieliszek, dodał- Za happyend!!
- Za happyend.- powiedziała wesoło, upijając łyk wina. Po czym oboje zaśmiali się głośno.
- Ooookeeeyyy.- westchnął przeciągle Igor, kiedy po kilku kolejnych minutach spojrzał na zegarek, gdzie wskazówki wskazywały piątą piętnaście.- Miło się z tobą gawędziło koleżanko, ale czas już na mnie.. Służba nie drużba, a przed dyżurem wypadałoby się trochę wyspać.- powiedział wstając z kanapy.
- Tak, tak!! I wytrzeźwieć.- dodała, kiedy zatoczyła się przy pierwszym kroku.
- Oj Granger, Granger… słabą główkę macie.- zaśmiał się.
- Ja w przeciwieństwie do ciebie, nie miałam przez większość życia dostępu do polskiej wódki, żeby się zahartować- odparła z uśmiechem, pokazując mu język
- Okey, czuj się usprawiedliwiona.- odpowiedział, czochrając ją po włosach.- Do popołudnia.- szepnął, całując ją w policzek. Po czym z głośnym trzaskiem towarzyszącym teleportacji, po prostu zniknął, nie czekając na odpowiedź.
Hermiona jednym ruchem różdżki posprzątała po ich spotkaniu, po czym, czując się lekko na duchu udała się do swojej sypialni, gdzie po raz pierwszy od wielu dni, zasnęła głębokim, spokojnym snem..
Malfoyka
Kolejne dni mijały leniwie. Ron biorąc sobie za pewne do serca ich ostatnią „rozmowę” nie pojawił się więcej w jej życiu. A ona w końcu zaczęła stawiać mocne fundamenty, dla swojej nowej rzeczywistości. Martha i Igor niezmiernie cieszyli się, z faktu, że oto z każdym kolejnym dniem, smutna i załamana kobieta, która pracowała z nimi przez ostatnie tygodnie, coraz bardziej zaczęła przypominać ich Hermionę. Uśmiechniętą, wesołą i skorą do żartów. Uśmiech nie schodził z jej twarzy nawet wtedy, kiedy wielkimi krokami zbliżał się 16 wrzesień.. Tylko raz jeszcze widzieli ją wzburzoną.. A było to na początku miesiąca, kiedy w jej gabinecie niespodziewanie pojawił się gość.. Najmniej spodziewany i bynajmniej nie mile widziany..
- Można?- usłyszała męski głos, dobiegający od drzwi. Podniosła wzrok znad pisanego właśnie raportu.
- Harry?- zdziwiła się.- Co tu robisz?
- Byłem u Ginny.- powiedział rozpromieniony.- Wczoraj urodziła mi córkę, wiesz?
- Och, to świetnie. Gratuluję.- powiedziała, bez większego jednak entuzjazmu.
- Nazwiemy ją Lilly. Po mojej matce.- mówił wchodząc do gabinetu.- To był pomysł Ginny. Czyż ona nie jest cudowna?- zagadnął siadając naprzeciwko niej.
- Taaak, zapewne.- odburknęła.
- Herm, dalej się boczysz..- westchnął.
- Boczę? Nie… no skąd, a uważasz, że mam powód?- zapytała ironicznie, ze złością odrzucając pióro.
- Hermiona, daj spokój. Było minęło. W każdym związku są problemy, ale przecież, wy to wy.. Hermiono MY to my.. Jesteśmy wielką trójką to coś chyba znaczy, nie??- mówił entuzjastycznie, patrząc jej prosto w oczy.
- Taaaak znaczy..- westchnęła- Tyle co nic.
- Ale..- zaczął.- Hermiś..
- Nie mów tak do mnie. Tak nazywają mnie tylko przyjaciele.- warknęła.
- Może zapomniałaś, ale ja jestem twoim przyjacielem.- uściślił.
- Czekaj..czekaj.- powiedziała, przyglądając mu się.- Harry Potter, taaak pamiętam, kiedyś miałam takiego przyjaciela. Ale okazał się strasznym dupkiem, wiesz? Nawet gorszym niż niewierny ukochany.- mówiła mściwie. Była już na tyle silna, aby wiedzieć, że da radę się nie rozpłakać, już nie…
- Herm, zrozum, my nie mogliśmy inaczej..- starał się tłumaczyć.
- Ależ rozumiem. Jak najbardziej rozumiem. Stanęliście po stronie Rona, to zrozumiałe, biorąc pod uwagę fakt, że jesteście rodziną. Rozumiem.- powiedziała.
- Wiesz, że to nie tak..
- Nie, nie wiem. I tak szczerze mówiąc, to nie chcę mi się tego słuchać. A teraz wybacz, mam dużo pracy.- powiedziała, po czym wróciła do pisania raportu.. Harry jednak nie ruszył się z miejsca, ciągle wpatrując się we wzburzoną kobietę.. W końcu nie wytrzymała- Och.. jeszcze tu jesteś? Rozumiem, zapomniałeś drogi do drzwi.- westchnęła wstając. A kiedy podeszła do drzwi otworzyła je na całą szerokość, spoglądając na mężczyznę wymownie.. Harry podniósł się ze swojego miejsca, a przechodząc obok niej szepnął tylko..
- Żebyś tylko nie żałowała, kiedy zostaniesz sama..
- Nie sądzę.- warknęła zatrzaskując za nim drzwi.
Tego dnia chodziła po szpitalu zła jak osa, jednak już po południu, kiedy sączyła gorącą kawę, siedząc w swoim ukochanym salonie, poczuła się znacznie lepiej. „To irracjonalne, żeby denerwować się z takiego powodu!” westchnęła. I istotnie był to ostatni raz, kiedy zdenerwowała się tamtą sprawą…
- Wiesz..- zagadnęła do Igora, kiedy któregoś dnia szykowali się do dyżuru..- Ja myślałam, że obejdzie mnie jakoś ten cały 16 wrzesień, a tu nic.. Jest już 23, a ja czuję się znakomicie.
- Wiem.. to widać.- uśmiechnął się do niej.- Ale dobrze, że zamknęłaś ten rozdział. A tak na marginesie.. to co z tym twoim Malfoyem, tak?- zapytał.
- Nic… ciągle nic. I to boli mnie najbardziej.- westchnęła.- Ale i z tym bólem nauczyłam się już jakoś żyć.
- Ale będziesz go szukać dalej?- zapytał, kiedy wychodzili już na obchód.
- Nie wiem.- powiedziała spuszczając wzrok.- Sama już nie wiem. Czasem mam wrażenie, że to co się stało, ten cały wyjazd był tylko jakimś snem..- zakończyła smutno.
- Eeeejjj, pamiętaj, liczę na happyend.- powiedział, szturchając ją w bok. Uśmiechnęła się.
- Tak, tak jak w każdej porządnej telenoweli.
- Dokładnie.- powiedział, posyłając jej jeden ze swoich łobuzerskich uśmiechów.
Dyżur mijał im spokojnie. Właściwie nie mieli wiele do roboty. Większość czasu spędzili w dyżurce, gadając o wszystkim i o niczym. Za oknem padał deszcz, pogoda nie zachęcała do żadnych wyjść, ani spotkań, jednak im zupełnie to nie przeszkadzało. Umówili się właśnie, że po dyżurze pójdą razem na drinka, żeby trochę się rozerwać. Czas mijał leniwie, a godziny pracy dłużyły się niemiłosiernie. Gdyby nie fakt, że tak doskonale bawili się w swoim towarzystwie, pewnie zanudziliby się na śmierć. W pewnym momencie jednak, kiedy zaśmiewali się głośno z opowiadanej przez Igora anegdoty, do gabinetu jak burza wpadła Martha..
- Wybaczcie, że przeszkadzam wam w leniuchowaniu..- zaśmiała się, widząc jak obydwoje leniwie wyciągnięci w swoich fotelach ocierają łzy rozbawienia..
- Daj spokój i dołącz do nas.- powiedział uśmiechnięty Igor.
- Kuszące czarusiu, ale obawiam się, że muszę odmówić. A i wy zbierzcie się do kupy. Zaraz przywiozą nam tutaj pacjenta z wypadku samochodowego.- powiedziała, a oni natychmiast poderwali się z miejsc.
- Ale jak to samochodowego?- zapytała Hermiona.
- Bo to czarodziej. Po wypadku miał na tyle siły, żeby wezwać sobie magomedyczną pomoc.- uściśliła.
- Coś poważnego?- zapytał Igor.
- Nie wiadomo. Podobno kupa krwi, a chłopak był już nieprzytomny jak go znaleźli. Auto podobno do kastracji..- powiedziała poważnie i zupełnie nie rozumiała, dlaczego młodzi lekarze nagle wybuchnęli gromkim śmiechem, wieszając się sobie na ramionach.- Co??- zapytała zdezorientowana..
- Hahaha, Martho.. auta się kasuje.. Kastruje się zwierzęta.- uściślił Igor.
- Taaak i niektórych mężczyzn też się powinno.- zaśmiała się Hermiona.
- Boże.. aż tak źle życzysz temu Weasleyowi?- zapytał Igor wciąż się śmiejąc.
- Życzyłabym, gdyby jeszcze było tam coś do kastrowania.- powiedziała złośliwie.. „Boże.. zabrzmiało mi to starym Malfoyem” pomyślała, po czym zaśmiała się jeszcze głośniej.
- Dobra, dobra.. to może poomawiacie sobie szczegóły anatomii premiera jak już uporacie się z tym biedakiem z wypadku, co?- zagadnęła Martha, a oni jakby oprzytomnieli. Zapinając kitle wybiegli z gabinetu do pokoju zabiegowego, gdzie ekipa wyjazdowa właśnie wnosiła na noszach nieprzytomnego mężczyznę. Jego twarz była cała zalana krwią, która intensywnie sączyła się z rozciętej brwi. Koszula była potargana i poplamiona krwią, a jego prawa ręka wyglądała na złamaną..
- Połóżcie go na kozetce.- zakomenderował Igor. W trakcie, kiedy Hermiona przeglądała szafki w poszukiwaniu potrzebnych eliksirów.
- Eeee..-usłyszała głos Igora.- Koleś wydaje się jakiś znajomy.. Przysiągłbym, że znam tą twarz.
- Tak, tak..- potwierdziła Martha, która właśnie pozbawiała mężczyznę zniszczonej koszuli.- Kurcze, a to nie jest ten model od bilbordu na rogu??
Hermiona zamarła. Jeżeli mieli rację.. Podbiegła do kozetki spoglądając na mężczyznę..
- Diabeł..- szepnęła.
- Eeee ale żeby aż tak?- zaśmiał się Igor.- No wiesz, może się nie znam, ale on jednak jest dość sexi.. diabłem bym go raczej nie nazwał.
- Och zamknij się, wiem co mówię.. A to jest Diabeł.. Blaise Diabeł Zabini.- uściśliła
- Ty go znasz?- zapytali równocześnie Igor i Martha.
- Miałam okazję..- westchnęła- A raczej nieprzyjemność. Ale teraz to mój pacjent… A tak poza tym, to on jest dobrym przyjacielem..- zaczęła, jednak ucięła w pół słowa.
- Czyim?- dopytywał Igor.
- Nie ważne. Teraz trzeba mu pomóc.- zarządziła, oglądając posiniaczone ciało Zabiniego.- Ehhh nic mu nie jest. Złamane żebro, rozcięty obojczyk i brew, kilka drobnych zadrapań, sporo siniaków i złamana ręka.. Nic poważnego.- odetchnęła z ulgą.
- Ale jest nieprzytomny. Może jakiś uraz głowy?- zaproponował Igor.
- Tak, tak.. z pewnością. Ale tego urazu już raczej nie uleczymy.- zaśmiała się..
- O nieeeee- usłyszeli pełen bólu głos Zabiniego- Umarłem i trafiłem do piekła. Słyszę Granger..- jęknął, a dziewczyna się zaśmiała.
- Obawiam się Diable, że zanim spotkasz znajomych z siódmego kręgu, jeszcze trochę cię pomęczę. A teraz otwórz oczy.- powiedziała stając obok niego. A on spoglądając na nią, natychmiast z powrotem zacisnął powieki.
- Boże… jednak jestem w piekle… Ona tu jest.- jęknął.
- Zapewniam cię Blaise, że do piekła to ja się nie wybieram- powiedziała rozbawiona Hermiona.- A teraz bądź grzecznym ślizogem i otwórz ślepka, żebym mogła zbadać, czy nie uszkodziłeś sobie resztek mózgu, jakie jeszcze ci zostały.- rozkazała. Igor i Martha wymienili zdziwione spojrzenia..
- Eeee Hermiono, czy ty powinnaś zwracać się tak do pacjenta?- zapytał nieśmiało Igor. A Zabini wyczuwając w pobliżu jakiegoś faceta, otwarł oczy i zapytał..
- No właśnie.. powinnaś?
- Do ciebie?- zapytała złośliwie.- Zawsze! A teraz powiedz co cię boli?
- Ja nie mogę.. co się stało z twoją inteligencją. Wszystko mnie qrwa boli. Ciebie też by bolało, gdybyś tak dopier…
- Dobra, starczy opisów!- przerwała mu.- Głowa?- zapytała oglądając jego ranę.
- Nie bardzo.. znaczy, gdyby nie kac.. pewnie byłoby znośnie.- odparł
- Kac?? Wsiadłeś pijany za kółko?- zapytała kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Trzeźwy byłem.- spierał się z nią, a ona pochyliła się nad nim i od razu wyczuła woń alkoholu..
- No właśnie czuję.- zaśmiała się.- Igor podaj mi eliksir na wytrzeźwienie i szkele-wzro.- zwróciła się do kolegi..
- Nie zmusisz mnie do wypicia tego paskudztwa.. Ale o ten na kaca poproszę.- powiedział.
- Wolałam kiedy byłeś nieprzytomny.- warknęła, na co on jedynie uśmiechnął się złośliwie.
- Ja wiem.. kiedy ludzie są nieprzytomni można z nimi wiele rzeczy zrobić co?- próbował podnieść brew, ale zaraz syknął z bólu, a nowa stróżka krwi pociekła po jego policzku.
- Ciebie? Nawet kijem bym nie tknęła.- powiedziała, nalewając eliksirów do szklanek..
- Nooo ja wiem.. ty raczej gustujesz w blondynach co?- zapytał, przyglądając jej się uważnie.
- Cooo? O czym ty mówisz?- zapytała, czując jak krew odpływa z jej twarzy. Czyżby wiedział?
- Ojj nie udawaj.. Sporo mi opowiadał, kiedy leczył rany w moim domu na Florydzie. Sam się zastanawiam jak to się stało, że Smok..
- Daruj sobie.- warknęła.
- Ojjj boli?- zapytał złośliwie.- Nie martw się, jego też. Ale o dziwo to nie on zwiał..
- Zamknij się..- niemal krzyknęła.
- Nie martw się, mężuś się nie dowie o waszej przygodzie.- zapewnił, wciąż wodząc za nią wzrokiem.- A tak a propos.. wszystkiego naj na nowej drodze życia, wybacz, że nie przysłałem kwiatów na ślub, pani doktor Weasley.
- Doktor Granger.- warknęła, po czym podała mu szklanki z eliksirami.- Pij!- niemal brutalnie wlała mu płyny do ust.. Skrzywił się..
- Fuj..- jęknął.- Ale czekaj.. jak to Granger? Przecież ślub miał być szesnastego..- mówił, spoglądając na nią.
- Miał być, ale nie było.- powiedziała, przyglądając się jego rozciętemu obojczykowi.
- Ale..- zaczął
- Nie mam zamiaru z tobą o tym gadać!!- warknęła ostrzegawczo.
- To znaczy, że ciągle jesteś panną? A Weasley? A..- pytał
- Czy ja się nie wyraziłam jasno?- powiedziała, badając jego rękę, przy czym ścisnęła ją za mocno.
- Ałaaaa- wrzasnął- Zrobiłaś to specjalnie, czy jak?? Ciągle taka sama wariatka!!- warknął wyrywając jej swoją dłoń.
- Ejj koleś hamuj!- warknął Igor. Hermiona i Zabini spojrzeli na niego zszokowani. Już zapomnieli, że nie są na sali sami..
- Okey, proszę wybaczyć pani doktor.- powiedział siadając.
- Oszalałeś?- wrzasnęła- Kładź się!!
- Chciałabyś, co?- zapytał zawadiacko, znów próbując unieść brew.- Co jest qrwa??- zapytał, starając się dosięgnąć do rany.
- Ani się waż.- złapała go za rękę.- Masz tam głęboką ranę. I nie próbuj strzelać tych swoich min, bo i tak nie robią na mnie wrażenia.
- Jak to ranę? Będzie blizna?- jęknął, świdrując oczami w górę.
- Nie martw się, zaraz podam ci eliksir i będziesz jak nowy. Bilbordowa buźka nie ucierpi..- powiedziała Hermiona sięgając po odpowiedni płyn.
- Nie wypiję tego.- powiedział, odsuwając jej dłoń, niczym dziecko, które nie chce wypić syropu.
- Znowu zaczynasz?- warknęła, znów próbując wepchnąć mu do ust eliksir.
- Wierz mi, że chętnie bym to wypił i zapomniał o sprawie, ale mam alergię na ten konkretny eliksir.- odpowiedział, znów odpychając jej rękę.
- Cóż, to zmienia postać rzeczy.. Igor podaj mi..- zaczęła, przy czym spoglądając na Zabiniego, który przypatrywał jej się ciekawie- ..wiesz co.- zakończyła
- Co ty zamierzasz zrobić?- zapytał Diabeł, niepewny co kobieta chce mu zrobić.
- Skoro nie możesz wypić tego eliksiru, muszę połatać cię bardziej tradycyjnie.- odparła.
- Tradycyjnie, to znaczy jak?- zapytał, z szeroko otwartymi oczami.
- Sposobem mugolskim.- odparła spokojnie, nakładając chirurgiczne rękawiczki.
- Chyba kpisz!!- zawołał, po czym jednym ruchem zszedł z kozetki..- Idę stąd. Dzięki!!!- zrobił jednak kilka kroków, a rany na jego skroni i barku znów się otwarły, obficie brocząc krwią..
- A idź, bardzo proszę. Z takimi głębokimi ranami nie zajdziesz daleko. Stracisz przytomność tuż za rogiem.- powiedziała opierając się o blat szafki.
- Okey, wygrałaś.- zrezygnowany wrócił na kozetkę.- Będzie bolało?- zapytał przestraszony.
- Nie bardziej niż twoja głupota.- odpowiedziała zirytowana.
- Bardzo śmieszne.- warknął.- Co mam robić?
- Siedź spokojnie, jeśli nie chcesz, żeby zostały blizny.- poinstruowała go, nalewając na wacik wody utlenionej.- Może zapiec.
- Co mo.. AŁAAAA!!!- wrzasnął, kiedy dotknęła nasączonym wacikiem jego rany.
- Och bądź mężczyzną!!- jęknęła Hermiona, a on spojrzał na nią jak wściekły bazyliszek..
- Gdyby nie to, że Smok cię..- zaczął, ale urwał w pół zdania..- Sorry, ale nie przejdzie mi to przez gardło.. Eeeejjj co ty robisz z tą igłą?- zapytał przerażony, widząc jak zbliża się do niego z zakrzywionym, ostrym przedmiotem.
- Mam zamiar cię zacerować bęcwale!- powiedziała.
- Ale ja się nie zgadzam!! Nie było mowy o żadnych igłach!! Mam na nie większą alergię niż na eliksir.- jęczał, uchylając się za każdym razem, kiedy starała się zatopić igłę w jego ciele..
- Jezuuu.. gorzej niż pięciolatek!!- warknęła.- Igor, podaj mi strzykawkę ze znieczuleniem, ten delikates gotowy jest zemdleć, jeśli zrobię to na żywo.- powiedziała, zwracając się do siedzącego przy biurku i wypisującego jakieś papiery Igora, który dawno zrezygnował już z prób zrozumienia tej dziwnej sytuacji.
- Już szykuję.- odpowiedział posyłając jej rozbawione spojrzenie. A już po chwili podawał jej małą, wypełnioną jasnym płynem strzykawkę.
- Dzięki, a teraz proszę cię, unieruchom go jakoś.- poprosiła, a Igor, podchodząc od tyłu, mocno złapał Diabła za ramiona.
- Eeeej, dwoje na jednego??- zapytał, czując mocny uścisk Igora, jednak mimo chęci nie był już w stanie nawet się poruszyć.- Naprawdę, iście gryfońskie zagranie, Granger.- warknął.
- Raczej ślizgońskie!! Gryfoni odznaczają się odwagą, zwykle stają sami, przeciw całej armii…- odparła, zatapiając w jego brwi cieniutką igłę, Diabeł syknął z bólu.
- Nie przypuszczałem, że to możliwe, ale nienawidzę cię jeszcze bardziej w tej chwili, niż kiedykolwiek indziej!!- jęknął, na co ona jedynie się zaśmiała.
- Okey puść go.- powiedziała z uśmiechem do Igora.- A teraz bądź grzecznym Diabełkiem i daj się połatać. A po wszystkim może dostaniesz lizaka i naklejkę w nagrodę.- zaśmiała się.
- Kiedyś się odwdzięczę..- warknął
- Ooo już się boję.- szepnęła- A teraz się nie ruszaj.- po tych słowach, przy głośnych protestach ze strony Diabła, zaczęła zszywać mu brew. Nie trwało to długo, nawet biorąc pod uwagę fakt, że mężczyzna wiercił się, twierdząc, że ciągle go to boli..
- Noooo, gotowe.- powiedziała, zaklejając szwy, białym szerokim plastrem.- Było aż tak źle?- zapytała, wiedząc jaką uzyska odpowiedź.
- Gorzej było Granger!!! Gorzej!!- warknął.
- Cieszę się, że jesteś wdzięczny za pomoc.- odpowiedziała posyłając mu rozbawione spojrzenie.- A teraz wyprostuj się, zaszyję ci jeszcze bark i będziesz mógł wreszcie stąd iść.
- O niczym tak nie marzę.- warknął, posłusznie jednak prostując plecy.- I mam nadzieję, że nie będzie blizny..- zagroził
- Jeśli będzie, to sam będziesz sobie winny. Wierciłeś się.- odparła spokojnie.- Nooo, a teraz powiedz mi, będziesz grzeczny przy znieczuleniu, czy Igor znowu ma mi pomóc.
- Nie ośmieszaj mnie już bardziej- jęknął, a widząc, że kobieta czeka na odpowiedź, zrezygnowany odparł, nie patrząc jej w oczy- Grzeczny będę, grzeczny.
- Brawo… będzie lizak.- zaśmiała się, po czym znieczuliła okolicę rany na jego obojczyku.
- Ała.. boli..- jęczał, kiedy raz po raz nakłuwała jego skórę igłą ze znieczuleniem..- Boli..boli..boli..
- Chcesz, żeby Igor znowu cię przytulił?- droczyła się z nim.
- A niech cię wszyscy diabli, Granger!!! Albo nie.. żaden diabeł nie zasługuje na taki los.- zaśmiała się na te słowa. A on przyjrzał się jej dokładnie. Cóż, zmieniła się. Była śliczna, a jej śmiech istotnie był uroczy.. A nie wierzył Draconowi, kiedy mu o niej opowiadał, przy kolejnej butelce Ognistej, a jednak, przyjaciel miał sporo racji.. Hermiona w tym czasie z wielkim skupieniem zajęła się zszywaniem jego głębokiej rany.
- Ała.. ała.. ała… za co ty mnie tak męczysz??- jęczał, za każdym ukłuciem.- ała.. ajjj..ała…
- Na Boga Diabeł.. czy to ty tak jęczysz?? Słychać cię na pół Londynu!!- rozbawiony męski głos poniósł się po sali, a na jego dźwięk Hermionie zadrżało serce.. i ręka, sprawiając, że igła zatopiła się za głęboko w ramieniu mężczyzny..
- Qrwa Granger, zaraz cię ugryzę!!! Robisz to specjalnie!!- wrzasnął. Ona jednak nie zwracała już uwagi na jego krzyki, wpatrywała się w stojącego w progu mężczyznę… Draco, z przewieszoną przez ramię kurtką z rozbawieniem przyglądał się przyjacielowi, ani trochę nie współczując mu w niedoli. Kiedy jednak usłyszał nazwisko, które wypowiedział jego przyjaciel drgnął, a swój wzrok przeniósł na kobietę. W jego oczach malowała się radość, smutek i nieodgadniony ból…- Smoku.. qrwa Malfoy!!- wrzasnął Zabini, a Draco przeniósł swoje spojrzenie znów na niego- twoja księżniczka mnie maltretuje. Zrób coś zanim zrobię jej coś złego!! … AŁA!!! Granger, do jasnej cholery, mam dość, daj mi się wykrwawić!!- wrzasnął, kiedy trzęsącą się dłonią, znów ukuła zbyt mocno.
- Diable, trochę kultury! Rozumiem, że możesz czuć się niekomfortowo, ale nie obrażaj pani doktor.- powiedział spokojnie Draco.- poza tym zdaje się, ona nazywa się Weasley.- dodał, ze smutkiem.
- Dupa, a nie Weasley!!!- wrzasnął.- Granger się nazywa!!! Nawet rudy nie wytrzymał z taką sadystką… AŁA!!!!- wrzasnął, kiedy znów dźgnęła za mocno.
- Tym razem to było specjalnie!!- syknęła
- Panie doktorze..- Zabini zwrócił się do Igora.- Pana koleżanka znęca się nad pacjentem!!!
- Naprawdę?- zapytał rozbawiony Igor- Nie zauważyłem.- odparł, uśmiechając się do Hermiony.
- Draco, zabierz mnie stąd proszę..- jęknął zrezygnowany, zwracając umęczony wzrok na przyjaciela, ten jednak znów wpatrywał się w Hermionę.
- To prawda?- zapytał cicho.- Nie wyszłaś za mąż?
- Nie.- szepnęła, czując jak jej serce tłucze się boleśnie w piersi. Igor ciekawie wyjrzał zza parawanu, który zasłaniał mu widok na drzwi. Przyjrzał się postawnemu blondynowi ciekawie, po czym znów chowając się za parawan, zapytał bezgłośnie..
- Malfoy??- Hermiona w odpowiedzi jedynie nieznacznie kiwnęła głową, po czym zabrała się do zaklejania szwów plastrem.- Okey, gotowe. Za tydzień zgłoś się na usunięcie szwów.- powiedziała, podając mu naprawioną i wyczyszczoną przez Marthę koszulę.
- Niedoczekanie twoje Granger.- warknął, po czym porywając koszulę czym prędzej odskoczył do Dracona..
- Zabini, poczekaj!!! Twoja nagroda!!- krzyknęła Hermiona, wyciągając w jego kierunku wielkiego czerwonego lizaka..
- Ja ci naprawdę zrobię krzywdę, Granger!- warknął, ignorując rozbawienie dziewczyny. Zapinając koszulę podszedł do przyjaciela. Ten jednak stał wpatrując się ciągle w Hermionę. Żadne z nich nie potrafiło się odezwać, mimo że tak wiele mieli sobie do powiedzenia..
- Draco, do cholery!! IDZIEMY??- Diabeł, z impetem klepnął go w plecy.
- Cooo?? Aaa taaa. Idziemy.- powiedział, po czym rzucając jej ostatnie spojrzenie razem z przyjacielem zniknął za drzwiami.
Hermiona opadła na kozetkę. Dlaczego nic nie zrobiła, dlaczego się nie odezwała?? Dlaczego on tego nie zrobił? Czy to, co zrodziło się między nimi, umarło przez ostatnie tygodnie..
- Hermiono?- głos Igora przedostał się do jej świadomości.
- Słu-słucham?- wyszeptała
- Wszystko okey?- zapytał, przyglądając się jej troskliwie
- Tak, tak.- odparła.- To.. to było dla mnie po prostu zaskoczeniem.- powiedziała szczerze, odwracając wzrok.
- Więc czemu nic nie powiedziałaś?
- Nie wiem..- szepnęła.
- Okey, zastanowimy się nad tym wieczorem, przy drinku.- powiedział z uśmiechem.
- Dzięki.- westchnęła, po czym wspólnie zabrali się za sprzątanie. A kiedy w końcu uporali się z porządkiem i napisali raport, nadszedł koniec dyżuru. Szybko zmienili kitle na swoje ciuchy i śmiejąc się, wspólnie wyszli ze szpitala. Tam jednak czekała na Hermionę niespodzianka.. Rozparty o zaparkowany przed szpitalem, czarny, sportowy wóz, stał tam Draco. A widząc wychodzącą z placówki kobietę, podszedł w jej kierunku z niepewnym uśmiecham błąkającym się na ustach. Dziewczyna stanęła jak wryta..
- Witaj.- przywitał się z nią.
- Hej.
- Tak sobie pomyślałem, że może dasz się porwać na kolację..- zaproponował.
- Noooo nie wiem..- zerknęła przelotnie na Igora, nie wiedziała, czy nie pogniewa się, jeśli odwoła ich spotkanie, jednak uśmiech na jego twarzy rozwiał jej wątpliwości. Zanim jednak odpowiedziała, usłyszała głos Draco..
- Nooo dalej Granger, co masz do stracenia, poza kilkoma godzinami?- zapytał
- W sumie..- zastanawiała się z uśmiechem.- Ale nie zaproponowałeś jeszcze żadnego układu..- dodała
- I przezornie nie zamierzam.- odparł z uśmiechem, wyciągając w jej kierunku dłoń.- To jak będzie?
- Z przyjemnością stracę z tobą kilka godzin!- odparła z szerokim uśmiechem i wesołym błyskiem w oku, łapiąc jego dłoń.. Już odchodzili, kiedy kobieta jeszcze odwróciła się przez ramię i wyszeptała do odprowadzającego ich wzrokiem Igora…
- Innym razem pójdziemy na drinka..
- Coś ty.. ja nie mam zamiaru rezygnować!! Wypiję toast za happyend.- powiedział z uśmiechem, po czym teleportował się z głośnym trzaskiem..
- O co mu chodziło?- zapytał Draco, kiedy otwierał przed nią drzwi swojego wozu..
- Potem ci opowiem, to dość długa historia.- odparła, topiąc się w błękicie jego oczu.
- Chyba mamy czas..- powiedział zerkając na nią z czułością.
- Baaaardzo dużo czasu!!!- zapewniła wsiadając do auta.
Chwilę potem ruszyli z piskiem opon, aby nadrobić stracone tygodnie..
Malfoyka
Siedząc w wygodnym, obitym ciemną skórą fotelu, czuła się jakby trafiła do swojego własnego raju na ziemi. Silnik auta cicho mruczał, spokojna muzyka dobiegała z radia. Hermiona zaczerpnęła głęboki oddech, w powietrzu wyczuła zapach tak dobrze znanych sobie korzennych perfum. Zapach Dracona.. tak bardzo jej go brakowało…
- Milczysz..- usłyszała cichy miękki głos.
- Milczę, bo nie wierzę, że to dzieje się naprawdę. Ze jesteś tutaj, że czuję twój zapach.. Boję się, że za chwilę znikniesz, tak jak znika piękny sen.- przyznała szczerze, obserwując mężczyznę.
- Wiesz.. chyba mogę cię zapewnić, że nigdzie się na razie nie wybieram. A już na pewno nie teraz, kiedy jesteś tutaj ty.- powiedział, na chwilę odrywając wzrok od szosy, żeby spojrzeć na nią i uśmiechnąć się. Tak jak uśmiechał się tylko on.
- Cieszę się.- powiedziała, uśmiechając się do niego.
- A ty?- zapytał, nie spoglądając na nią ponownie.
- Co ja?- zapytała
- Masz już jakiś plan ucieczki?
- Wiesz.. muszę cię zmartwić, ale nigdzie się nie wybieram. Nie teraz, kiedy nareszcie jesteś obok.- odpowiedziała, łapiąc jego spoczywającą na drążku zmiany biegów dłoń.
- Nareszcie?- zapytał, znów przenosząc na nią swój wzrok.
- Tak.. wiesz jak trudno było cię znaleźć?
- A próbowałaś?- zdziwił się
- Oczywiście. Ale na nic. Wyglądało to tak, jakbyś zapadł się pod ziemię. Dotarłam do banku, ale powiedzieli mi, że wyjechałeś, nikt nie wiedział na jak długo, ani dokąd.. ślad się urwał.- mówiła szeptem, wspomnienie tych ciężkich dni, ciągle było bolesne.
- Cóż, taki miałem zamiar. Spalić mosty, żadnych sów, żadnych wiadomości. Nic.- odpowiedział
- No i ci się udało.- westchnęła.
- Gdybym wiedział, że mnie szukałaś..- zaczął
- To co?
- To pozwoliłbym ci się znaleźć.- zapewnił, spoglądając na nią czule.
- A gdzie, jeśli mogę zapytać uciekłeś?- zapytała nie wiedząc, czy powinna zaczynać ten temat.
- W jedyne miejsce, gdzie wydawało mi się możliwe, zaleczyć złamane serce. Do Diabła. Spędziłem u niego prawie dwa miesiące, użalając się nad sobą. Boże, czego ja nie planowałem.. wiesz, że chciałem nawet wtargnąć do kościoła w dzień twojego ślubu i w odpowiednim momencie krzyknąć „NIE!!!”?- zapytał.
- Naprawdę?
- Tak. Miałem też plan porwania cię, a nawet.. cóż, zabicia Weasleya.- przyznał lekko zażenowany.- Nooo ale każdy z nich został obalony przez Diabła. Każdego dnia uświadamiał mi, że skoro odeszłaś, to znaczy, że Weasley to jest twoje przeznaczenie, a ja muszę zapomnieć, muszę żyć dalej… Tylko cholera.. nie umiałem. Czułem się tak jakby ktoś wyrwał mi duszę. Moje serce biło, płuca pracowały.. ale ja nic nie czułem. Boże, Blais miał ze mną piekło w tych dniach. Starał się jak mógł, próbował nawet umawiać mnie ze swoimi znajomymi.. nie protestowałem, jednak każda z nich odchodziła naburmuszona, kiedy już przy pierwszym spotkaniu zaczynałem mianować je Hermiona. W końcu Zab dał spokój ze swataniem mnie. A po kilku tygodniach, wszelkich prób wyciągnięcia mnie z depresji, ja byłem do tego stopnia obyty ze swoim cierpieniem, że potrafiłem przybrać tą swoją maskę.. Robiłem dobrą minę do złej gry. Byłem w tym na tyle dobry, że Diabeł uwierzył. Dyskretnie zaczął mi dawać do zrozumienia, że pora wracać, więc w końcu wróciłem. Przezornie zahaczyłem jeszcze o Nowy York, żeby do Londynu wrócić już po szesnastym. Minęło kilka dni, a Diabeł zapowiedział się z wizytą. Czekałem na niego w domu, kiedy dotarł do mnie jego patronus.. „Smoku, miałem wypadek, jeśli przeżyję, szukaj mnie w Mungu”.-idealnie udawał głos Zabiniego- Zamarłem.. najpierw ty, a teraz jeszcze Diabeł. Czym prędzej wybrałem się do szpitala, a tam.. tam, poza zupełnie zdrowym Diabłem.. byłaś ty. Na twój widok moje serce aż podskoczyło, jednak potem uświadomiłem sobie, że jesteś żoną Weasleya.. Zabolało, ojjj i to bardzo. Znów poczułem, że moja wielka rana, która kiedyś była duszą, piecze zwiastując nadejście rychłego bólu. A potem, kiedy Zab powiedział, że nie wyszłaś za mąż.. byłem w takim szoku, że jak jakaś ostatnia sierota, nie potrafiłem wydać z siebie dźwięku. Wróciłem z Blaisem do domu.. ale myślami byłem ciągle przy tobie. Aż w końcu Diablo nie wytrzymał, rzucając mi wściekłe spojrzenie, godne bazyliszka wywarczał, że mam jechać.. Nie trzeba było mówić mi dwa razy. Wsiadłem w samochód i oto jestem.- zakończył. Przez cały czas, kiedy mówił wpatrywała się w niego w milczeniu. Na jego twarzy malowało się tak wiele emocji. A ona, cóż w pełni je rozumiała. Wiedziała, co czuł… sama czuła dokładnie to samo.
- Nie wiedziałam, że tak bardzo cię to zrani.- szepnęła. Było jej wstyd.
- Wiem.- powiedział czule, gładząc ją po policzku.- Sam byłem zaskoczony, że boli aż tak bardzo. Cóż, teraz przynajmniej wiem, co czuły te wszystkie biedne, zapatrzone we mnie dziewczyny, którymi się zabawiłem.- westchnął
- Nie zabawiłam się tobą.- powiedziała.- Mnie też było ciężko. Nawet nie masz pojęcia. Ale musiałam podjąć tą decyzję.. Szkoda tylko, że ona była zła.. A może dobra, cóż przynajmniej dowiedziałam się prawdy o Ronie przed ślubem.- westchnęła.
- No właśnie, a co się właściwie stało?- zapytał, kiedy parkując przed miło wyglądającą restauracją, otworzył jej drzwi.
- Zdradził mnie.- odparła szczerze.
- Coooo?- zapytał zszokowany.- A to idiota!!- warknął.
- Taaa- mruknęła, podając mu dłoń, kiedy pomagał jej wyjść.- A właściwie, to gdzie jesteśmy?- zapytała, oglądając się dookoła. Zasłuchana w wywód Draco, przestała zwracać uwagę na drogę, dlatego też w tej chwili zupełnie nie wiedziała gdzie się znajdują.
- W restauracji. No a właściwie przed nią.- powiedział śmiejąc się.- Pomyślałem, że jesteś głodna po pracy.
- Jak wilk.- przyznała i niemal w tym samym czasie poczuła potężne ssanie w żołądku.
- To dobrze, bo podobno nieźle tu karmią.- powiedział wskazując głową w stronę dobrze wyglądającej restauracji. Budynek nie był specjalnie duży. Zbudowany na bazie czworokąta. Przez okna sączyło się przytłumione światło, a z środka dobiegała nastrojowa muzyka. Chyba jakiś jazz. Kobieta spojrzała na zielony napis, głoszący że restauracja nazywa się „Silver Snake Bistro”, pomiędzy literami wił się srebrny wąż. Przyglądała się szyldowi przez chwilę, rzuciło jej się w oczy, że kolory i „godło” tego miejsca są typowo ślizgońskie, aż nagle..
- Przecież to restauracja Goyla!- krzyknęła, zatrzymując się w pół kroku.
- Owszem. Przeszkadza ci to?- zapytał Draco, nie potrafiąc rozgryźć jej zachowania.- Przecież sama mówiłaś, że podobno jest świetnym kucharzem.
- Nooo tak. Choć osobiście nigdy tu nie byłam.- odparła.- Ale Draco.. przecież Goyle.. on nas może zobaczyć. Mnie i ciebie.. RAZEM.- powiedziała patrząc na mężczyznę.
- No i co z tego? Wstydzisz się mnie?- łobuzerski uśmiech zagościł na jego twarzy.
- No wiesz!!!- fuknęła- Oczywiście, że nie. Ale to raczej ty powinieneś się wstydzić. Twoja reputacja zostanie nadszarpnięta, kiedy stary przyjaciel zobaczy cię ze mną.-wytłumaczyła.
- Głuptasie, nigdy nie będę się ciebie wstydził. Jesteś na to za cudowna.- westchnął podchodząc do niej i całując ją w czubek głowy.- Mmmmrrr- zamruczał cicho.
- Co?- zapytała.
- Cudownie pachniesz.- westchnął.- Ale nie odbiegajmy… jeśli chcesz wrócić to tylko powiedz.
- Nie.- odparła, przysuwając się do niego.- Jeśli tobie nie przeszkadza utrata reputacji..
- Wiesz.. mam w nosie reputację i to co sobie ktoś pomyśli. Teraz zależy mi tylko na tym, żeby nie utracić ciebie.- westchnął, po czym objęci ruszyli w kierunku wejścia.
Pomieszczenie nie było zbyt duże. Utrzymane w kolorystyce zieleni i srebra. Ściany pokryte pastelową zieloną farbą, pomalowane metodą „gazetową”. Z sufitów zwisały srebrne, gustowne żyrandole, oświetlające wnętrze przyciemnionym, przytulnym blaskiem. Na ścianach wisiały srebrne kinkiety z zielonymi kloszami, a niewielkie okrągłe stoliki pokryte były długimi zielonymi obrusami. Na stołach stały długie zielone świeczki w świecznikach w kształcie wijących się węży. Z okien zwieszały się do samej ziemi srebrzyste zasłony, upięte klamrami w bardzo finezyjny sposób. Z porozmieszczanych w strategicznych punktach pomieszczenia głośników, dolatywały spokojne nuty jazzu. Większość stolików była zajęta. Siedziały tu głównie szukające spokoju i odpoczynku od miejskiego zgiełku zakochane pary. Ludzie siedzieli blisko siebie, przytulna atmosfera tego miejsca i przytłumione światło, aż zachęcały do bliskości..
- No, no.. nie podejrzewałem nigdy, że Goyle ma tak dobry gust.- pochwalił Draco, obrzucając restaurację spojrzeniem.- Podoba mi się.
- Tak, tak.. jest uroczo. Nawet pomijając, że czuje się jak w Slytherinie.- zaśmiała się uroczo, topiąc się w błękicie jego źrenic.
- Wybacz, nie znam żadnej gryfońskiej knajpki.- odpowiedział, również uśmiechając się do niej.
- Witam, w czym mogę państwu służyć?- zapytała ubrana w zieloną spódnicę i gustowną białą bluzkę kelnerka, która właśnie do nich podeszła.
- Poprosimy stolik dla dwojga.- powiedział Draco, nawet nie spoglądając na dziewczynę.
- W takim razie proszę za mną.- odpowiedziała z firmowym uśmiechem. Po czym ruszyła przed siebie, ponętnie ruszając biodrami. Chciała zwrócić na siebie uwagę niesamowitego blondyna. Jednak na próżno.. on cały czas spoglądał na swoją partnerkę.- Ja nazywam się Megan i będę dziś państwa obsługiwała.- powiedziała, kiedy usadziła ich przy ustronnym stoliku w końcu sali, tuż obok wychodzącego na ogród letni okna.- Proszę tutaj są karty dań, kiedy się państwo zastanowicie, po prostu proszę mnie przywołać. A tymczasem, może zaproponuję coś do picia?- zerknęła na Dracona, po czym niechętnie zwróciła swoje oczy na Hermionę.
- Poprosimy po lampce jakiegoś dobrego wina.- Draco złożył zamówienie.
- Oczywiście.- odpowiedziała Megan, zapisując zamówienie w niewielkim notesie, po czym odeszła wciąż kręcąc biodrami.. Hermiona na ten widok jedynie prychnęła lekceważąco.
- Coś nie tak?- zapytał, łapiąc ją za dłoń.
- Och nie widzisz jak ona cię kokietuje?- zapytała patrząc mu w oczy, głową wskazując w kierunku, gdzie oddaliła się kelnerka.
- Naprawdę?- zapytał.- Nie, nie zauważyłem… Wydaje mi się, że twoja obecność osłabia nieco mój kobiecy radar.- zaśmiał się. A ona się uśmiechnęła.- To co? Ja już opowiedziałem ci, co robiłem po tym jak..- zawahał się nie wiedząc jakiego użyć słowa.
- Uciekłam.- dokończyła za niego.- Co ja robiłam? Cóż, starałam się zbudować życie od nowa.- odparła. Wiesz, kiedy tamtego dnia zobaczyłam Rona z Levander moje życie legło w gruzach.. Bo ja.. ja uciekłam od prawdopodobnie największej miłości mojego życia, żeby być z nim.. a on..- westchnęła.
- Czekaj, czekaj!- przerwał jej.- Dwa pytania mam.
- Tak?- zachęciła go, uśmiechając się promiennie.
- Levander? Masz na myśli tą Levander… Brown? Tą pustą blondi?- dopytywał.
- Dokładnie ją.- potwierdziła, odwracając wzrok, a jego zapiekły wyrzuty sumienia. Zrozumiał, że popełnił błąd… ta sytuacja ciągle zapewne ją boli. Zamilkł, spuszczając wzrok.
- A drugie pytanie?- usłyszał jej głos. A kiedy podniósł swoje oczy, natychmiast napotkał ciepły brąz jej tęczówek.
- Powiedziałaś coś takiego..- zaczął, nie wiedząc czy powinien.
- To prawda.- odpowiedziała, wiedząc do czego zmierza.- I sama nie wiem, jak udało ci się tego dokonać w 15 dni. Ale zakochałam się w tobie jak wariatka..- powiedziała, po czym zawstydzona spuściła wzrok. Uśmiechnął się słysząc to zapewnienie, po czym przechylając się przez stolik złapał jej twarz w dłonie, zmuszając aby popatrzyła na niego.
- Nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę Hermiono, ale właśnie uczyniłaś ze mnie najszczęśliwszego człowieka na świecie.- Uśmiechnęła się, spoglądając na niego.
- Tak mi ciebie brakowało.- szepnęła, głaszcząc jego policzek
- I vice versa.- odparł, całując ją w dłoń. Co spowodowało, że na jej policzkach wykwitły urocze rumieńce. Czuła się z nim niemal tak jak nastolatka przeżywająca swoją pierwszą miłość. Wszystko wkoło było tak intensywne, a zarazem tak nieistotne..- Obiecaj mi coś..- zaczął nagle.
- Wszystko co zechcesz.- zapewniła w ciemno. Jemu mogła obiecać wszystko.
- Nie uciekaj mi więcej.- poprosił, mocniej ściskając jej dłoń.
- Ty też mi obiecaj, że już nigdy nie spalisz za sobą wszystkich mostów, uniemożliwiając mi dotarcie do siebie.- szepnęła. Nie wiedziała czemu, ale głos wiązł jej w gardle.
- Będę na każde twoje skinienie, zawsze dopóki będziesz tego chciała.- zapewnił, siadając z powrotem na swoje miejsce.
- Żebyś tego nie żałował.- zaśmiała się.- Słyszałeś co mówił Zabini, niezła ze mnie sadystka.- zaśmiała się.
- Och męcz mnie i dręcz mnie, ale nie opuszczaj.- zaśmiał się.- A co do Diabła, to on ma raczej niewyraźne pojęcie o twojej osobie.
- Hahaha, noo i wydaje mi się, że po naszym dzisiejszym spotkaniu, jakoś nie będzie miał ochoty na zmianę stanowiska.- zaśmiała się, a w jej oczach zalśniły tak bardzo uwielbiane przez niego wesołe blaski.
- Cóż, pewnie poboczy się trochę. Wiesz jego ego dość mocno ucierpiało.- odparł śmiejąc się.- Ale zmieni zdanie, już moja w tym głowa.- zapewnił.- A tak swoją drogą, to z tym lizakiem na koniec, to było genialne zagranie. Normalnie sam bym tego nie wymyślił.- pochwalił.
- A dziękuję, dziękuję.- odpowiedziała, kłaniając się teatralnie.- A teraz może wybierzmy już coś do zjedzenia, co?
- Och oczywiście, prawie zapomniałem.- odpowiedział, po czym zniknął za kartą dań.
Przez chwilę żadne z nich się nie odzywało studiując menu. I skupiając się na wyborze swojego dania.
- Czy już mogę zebrać państwa zamówienie?- Megan, która pojawiła się z zamówionym winem, zwróciła się znów bezpośrednio do Dracona.
- Hermiono?- zapytał mężczyzna, a kelnerka chcąc nie chcąc musiała spojrzeć na kobietę.
- Dla mnie łosoś w sosie śmietanowo-koperkowym i grillowanymi warzywami.- zamówiła, oddając kelnerce kartę.
- A dla pana?
- Dla mnie kaczka z jabłkami w szpinaku i pieczone ziemniaki.- odpowiedział, obdarzając ją wyniosłym spojrzeniem Malfoya, od którego kelnerce ugięły się kolana.
- O-oczywiście.- odparła, po czym odeszła, żeby w kuchni zamówić odpowiednie dania.
- Biedna dziewczyna.- Hermiona pokręciła głową, odprowadzając kelnerkę wzrokiem.
- Biedna?- zadziwił się.- Raczej głupia, albo ślepa.- zaszydził.- I na dodatek nawet nie specjalnie ładna.
Hermiona znów zwróciła swoje spojrzenie na kelnerkę. Megan była średniego wzrostu, długowłosą brunetką z pełnymi piersiami, wąską talią i długimi, zgrabnymi nogami. Miała duże, zielone oczy, idealnie prosty nos i wyraźnie wykrojone malinowe usta. I miała co najwyżej 22 lata.. Można było powiedzieć o niej wszystko, ale na pewno nie to, że nie była ładna. Draco widząc, że Hermiona taksuje dziewczynę wzrokiem, uśmiechnął się i łapiąc ją za rękę powiedział..
- Ślicznoko, nawet gdyby ta kelnerka była samą miss wszechświata, przy tobie i tych twoich uroczych piegach i tak nie miałaby żadnych szans. Nie u mnie.- zapewnił, a ona znów spłonęła rumieńcem.- No i tylko ty tak seksownie rumienisz się, kiedy się ciebie komplementuje.- powiedział ze śmiechem, puszczając do niej oczko.
- Och, jesteś okropny!- fuknęła.
- No wiesz złotko.. chyba muszę ci przypomnieć… jestem Malfoyem.- zaśmiał się.
- Nooo taaak.- westchnęła.- Kurdę, a mnie już prawie udało się o tym zapomnieć.- uśmiechnęła się do niego szeroko, ukazując rząd białych zębów.
Śmiali się przez cały wieczór, wspominając wakacje na Hawajach i wspólne przygody. Hermiona, niemal płakała, kiedy Draco przyznawał się jej do swojej obsesji wysłania Rona do piekła w swoich myślach, a on aż urósł z dumy, kiedy mówiła o tym, jak nie mogła oderwać wzroku od jego ciała, kiedy uczył ją surfować. Potem opowiedziała mu o zdradzie Rona, oraz kłótni z Harrym i Ginny. I o tym jak wróciła na Hawaje, żeby się z nim spotkać. Mówiła o swoich bezowocnych poszukiwaniach. I o tym jak w końcu krok po kroku zaczęła uczyć się żyć, ze złamanym sercem. On zrewanżował się opowieścią o tym, jak doprowadzał Zabiniego do szewskiej pasji, kiedy po całych nocach wspominał ich wakacje. Opowiadał o wszystkich wypitych z Diabłem butelkach Ognistej, którą leczył rany. Świetnie naśladował głos swojego przyjaciela, kiedy ten starał się mu wmówić, że przecież Malfoy nie mógł zakochać się w Granger… Śmiali się z dzisiejszej niedoli biednego Blaisa, a czas mijał niezauważany. Późne popołudnie zmieniło się we wczesną noc, a oni po zjedzonej, wyśmienitej kolacji, zamówili jeszcze deser. Hermiona wypiła jeszcze jeden kieliszek wina. Draco ograniczył się do wody, ze względu na fakt, że prowadził samochód, a jak sam twierdził, nie miał najmniejszej ochoty podzielać losu przyjaciela. A kiedy minęła północ, postanowili zapłacić rachunek i ruszyć w drogę powrotną. Draco przywołał gestem ręki Megan, której łącznie z zapłatą, wręczył spory napiwek..jak tłumaczył Hermionie, na pocieszenie. A kiedy już wychodzili, Megan odprowadziła ich do drzwi.
- Dziękujemy za przybycie i zapraszamy ponownie.- pożegnała ich firmowym uśmiechem, wodząc smutnymi oczami za blondynem.
- Na pewno.- zapewnił ją, a odwracając się w miejscu, dodał jeszcze.- Aaaa i proszę przekazać szefowi kuchni, panu Goylowi, serdeczne gratulacje i pozdrowienia od Draco Malfoya. On będzie wiedział.- zapewnił, widząc zdziwione spojrzenie dziewczyny. Po czym nie zaszczycając jej już ani jednym spojrzeniem, wyszli z Hermioną, mocno objęci na zimne wrześniowe powietrze. Czując jak kobieta zadrżała, szybko ściągnął swoją marynarkę, otulając nią jej ramiona.
- A ty? Przeziębisz się.- zaprotestowała, jednak wyczuwając na odzieży jego zapach, mocniej otuliła się czarnym materiałem
- Z dwojga złego lepiej, żebym to ja był chory. Przynajmniej będę miał fachową opiekę.- powiedział puszczając jej oczko, kiedy dochodzili już do samochodu.
- Och,a co to ja? Siostra miłosierdzia, czy jak?- zapytała siedząc już w ciepłym samochodzie.
- No tego by jeszcze brakowało, żebyś do zakonu wstąpiła.- westchnął ze śmiechem.- A tak poza tym to jesteś lekarzem i składałaś tą swoją przysięgę hipokryty.- odparł, a ona się roześmiała.
- Przysięgę hipokryty, to co najwyżej ty w młodości mogłeś złożyć, bo ja składałam przysięgę Hipokratesa.- wytłumaczyła.
Uśmiechnął się do niej.
- Cieszę się, że powiedziałaś, że hipokrytą byłem w młodości.- powiedział.
- Bo byłeś. Hipokrytą, kompletnym palantem i..- wyliczała
- Tak, tak skretyniałym arystokratą.- pamiętam dobrze, zaśmiał się. Po czym zapuszczając silnik jeszcze raz spojrzeli na zielony szyld restauracji..
- Cóż, może i Bistro Goyla, to nie Kai Melemele, ale też było miło.- powiedział, jakby sam do siebie.
- O tak, naprawdę dobrze się bawiłam.- odpowiedziała, kiedy wyjeżdżali już na autostradę.
- A to już raczej moja zasługa.- odpowiedział poważnie, spoglądając na nią.
- Hahaha, skromy jak zwykle.- zaśmiała się, a on spoglądając cały czas na drogę, odpowiedział jej uśmiechem, od którego aż zakręciło jej się w głowie.
- Noo to gdzie pani sobie życzy, aby ją zawieść?- zapytał, kiedy stali na światłach w samym centrum Londynu.
- Sunflower street.- odparła.
- Już się robi.- zaśmiał się, po czym z piskiem opon ruszył przed siebie. Po chwili zatrzymywali się już przed jej domem.
- Uroczo tu.- stwierdził, kiedy obrzucił spojrzeniem żółtą fasadę jej domu i otaczający go, wciąż w pełni kwitnący, niewielki ogródek.
- Dziękuję starałam się.- odpowiedziała.- Ale jeszcze dwa miesiące temu ten dom to była ruina, a ogród porastały chwasty.
- I sama doprowadziłaś go do TAKIEGO stanu?- zapytał zdziwiony, wskazując ręką w kierunku budynku.
- Odkryłam, że wysiłek fizyczny leczy rany psychiczne. Tak, wszystko zrobiłam sama. W domu wspomagałam się magią, ale ogród, to już zasługa tych dłoni.- powiedziała, pokazując mu swoje ręce.
- Bardzo ładnych dłoni.- zapewnił, składając na nich pocałunek.- Dziękuję, że dałaś się porwać.- szepnął nagle.
- Dziękuję, że chciałeś to zrobić.- odparła, całując go w policzek.
- Ciebie mogę porywać tak do końca świata.- szepnął, delikatnie muskając jej usta swoimi wargami.
- Trzymam cię za słowo.- powiedziała, po czym obdarzając do delikatnym pocałunkiem ruszyła w kierunku domu..
Stając już na ganku, ciągle czuła jak trzęsą jej się kolana. Dopiero, kiedy po długiej gorącej kąpieli, weszła do swojego łóżka, dotarło do niej, że to nie był sen. Że Draco wrócił i najwyraźniej nie ma na razie zamiaru nigdzie odchodzić.
Zasnęła z uśmiechem na ustach i z głębokim przekonaniem, że jej życie odnalazło nowy sens i znów poczuje co to szczęście.. Szczęście z najmniej spodziewaną osobą, a jednak tak bardzo upragnione..
Malfoyka
13

W życiu młodej pani doktor nastała sielanka. Co dzień rano budziła się z szerokim uśmiechem na twarzy, zupełnie z takim samym z jakim poprzedniego wieczora zapadała w sen.. Każdego dnia, tuż po wyjściu z domu, pierwszą rzeczą jaką widziała przed nim, był czarny, sportowy wóz, zaparkowany na jej podjeździe, a obok niego uśmiechnięty szeroko blondyn z nieodłącznym słonecznikiem w dłoni. Ten sam schemat powtarzał się również po wyjściu z pracy. Znów czarne Porche, znów słonecznik na przywitanie i ten ukochany uśmiech, tak idealnie współgrający z radosnymi iskrami, rozświetlającymi jego błękitne oczy. Życie stało się bajką, taką o jakiej marzy każda mała dziewczynka. Hermionie, aż trudno było uwierzyć, że od powrotu Dracona minął jedynie tydzień. Miała wrażenie, że czas ciągnie się nieznośnie długo. Zwłaszcza ten czas, kiedy jego nie było w pobliżu.. i jak na złość, kiedy w końcu mogli być razem, uparty czas, podwajał swoją prędkość.. A oni ciągle nie mieli dość. W swoim towarzystwie zapominali o istnieniu świata. Całymi nocami potrafili rozmawiać, o rzeczach pozornie nieistotnych, które jednak najbardziej ich do siebie zbliżały. Uwielbiali odkrywać w sobie nowe horyzonty. Każde z nich czuło się odkrywcą, kiedy przy kolejnej lampce czerwonego wina, na miękkiej kanapie w jej domu, odnajdywali w sobie nowe fascynujące prawdy. Odkrywali swoje dusze, niczym emocjonalni ekshibicjoniści. Nigdy jednak, żadne z nich nie czuło się skrępowanym, tym rodzajem nagości. Dzielili swoje myśli, swoje radości, smutki..i wspólnie pod osłoną nocy stawiali nowe fundamenty dla swoich żywotów. Chcieli dowiadywać się więcej i więcej.. A kiedy noc odchodziła, niczym tajemny kochanek, rozstawali się z poczuciem ogromnego niedosytu. Minuty spędzone w towarzystwie tego drugiego, były stanowczo za krótkie,a rozstania zdecydowanie za długie…
- O której mam się dziś stawić?- zapytał, kiedy płynnie zaparkował przed szpitalem.
- Jeszcze nie masz mnie dość?- zapytała ze śmiechem.
- Ciebie?-zapytał, spoglądając jej w oczy i nachylając się blisko niej, tak że prawie stykali się już nosami.- Nigdy nie będę miał cię dość.- szepnął, muskając jej wargi swoimi.
- Skoro tak stawiasz sprawę.- powiedziała lekko oszołomiona, ale z uśmiechem na ustach, kiedy ich języki zaprzestały już swojego, sobie tylko znanego tańca.- Kończę o 17.
- Będę czekał.- zapewnił, kiedy otwierał jej drzwi od strony pasażera.
- Uważaj, bo mnie tak przyzwyczaisz. A tobie pewnie się w końcu znudzi.- zagroziła, kiedy wysiadła z samochodu.
- Nie ma opcji znudzi się. Nie z tobą.- powiedział, podając jej torebkę. Hermiona zaśmiała się uroczo. Uwielbiała, kiedy tak mówił.
- W takim razie, do wieczora.- powiedziała z uśmiechem i ruszyła w kierunku wejścia do szpitala.
- Ej!!! Zaraz, zaraz waćpanno!- zawołał za nią.- Czyżbyś o czymś nie zapomniała?- zapytał, wskazując palcem na swój policzek. Hermiona pokręciła głową z rozbawieniem, jednak zawróciła i pocałowała go w policzek, a przynajmniej taki miała zamiar, bo kiedy jej usta zbliżyły się do jego gładkiej skóry, Draco odwrócił głowę..
- Noo teraz chyba dam sobie radę z tęsknotą, przez te dłuuugie i samotne godziny, kiedy będę się zmagał z rekinami bank-biznesu.- powiedział, całując ją w policzek. Po czym wsiadając do auta, ruszył z piskiem opon do banku, gdzie czekała go kolejna niezwykle ważna narada, na którą był już oczywiście spóźniony, bo bawił się w jej prywatnego szofera.
Z szerokim uśmiechem ruszyła w kierunku szpitala. Właściwie czuła się tak jakby frunęła w powietrzu. Zupełnie zapomniała już, jak szczęśliwym może być zakochany człowiek..
- Eeeehhh LOVE IS IN THE AIR!!- westchnął Igor, na widok jej rozmarzonej miny, kiedy dogonił ją w drzwiach.
- Żebyś wiedział, żebyś wiedział.- westchnęła, uśmiechając się promiennie.- A wiesz co jest w tym najśmieszniejsze?- zapytała, kiedy wspinali się po schodach na odpowiednie piętro..
- Nie, a co?- zapytał spoglądając na nią ciekawie.
- Że gdyby ktoś jeszcze kilka lat temu powiedział mi, że będę tak niesamowicie zakochana w Draconie i, że każdą minutę bez niego będę uważała za czas stracony, to pewnie wysłałabym go na specjalistyczne badania, mające na celu sprawdzenie zdrowia psychicznego tej osoby.- zaśmiała się.- I patrz jak to się, to życie plącze.
- Taaak- zaśmiał się. Uwielbiał ją kiedy była szczęśliwa, mimo że on sam, czuł się wtedy niezwykle zazdrosny o blondyna. Dawno już jednak stracił nadzieję, że kobieta dostrzeże w nim kogoś więcej niż tylko przyjaciela..- Zupełnie jak w telenoweli.- uśmiechnął się do niej łobuzersko, puszczając perskie oczko. Zaśmiała się, uroczo odrzucając do tyłu głowę.
- A wy jak zwykle w wyśmienitych humorach.- zaśmiała się Martha, witając ich na oddziale.
- Bo świat jest piękny Martho.- zaśmiała się Hermiona,całując pielęgniarkę w policzek, po czym tanecznym krokiem weszła do swojego gabinetu. Igor i Martha spojrzeli za nią rozbawieni..
- Cóż…- westchnął chłopak.- Nic dodać nic ująć.- zaśmiał się.- A tak w ogóle to witaj.- przywitał się z nią.- Ciężko dziś mamy?
- Nie, powinien być spokój.- powiedziała, zaglądając do kart chorych.
- To dobrze. Choć z drugiej strony, to oznacza dzień chronienia głowy, przed skowronkami, latającymi wokół Hermiony.- westchnął.
- Szczęśliwa jest.- Martha chciała ją tłumaczyć.
- Tak, tak.
- Ale ty nie, co?- zapytała, przyglądając się mu uważnie.
- Co? Nie bardzo rozumiem.- udawał niewiniątko.
- Och, na kilometr widać, że się w niej zadurzyłeś, panie doktorze.- Martha poczochrała go po włosach.
- Taaa, szkoda tylko, że widzą to wszyscy, tylko nie ona.- powiedział, odwracając wzrok.- Nooo ale cóż, przynajmniej ona jest szczęśliwa. A mnie cieszy jej szczęście.
- Nie męczysz się tak?- zapytała z troską.
- Męczę.- przyznał.- Ale co mam zrobić? Wiesz, zastanawiałem się nawet nad powrotem do Polski, ale co to da?
- Tego nie rób!!!- wystraszyła się.
- Spokojnie. Dam radę.- zapewnił.- Noo a teraz pozwól, że zatopię się w różową mgłę spowijającą nasz gabinet.- westchnął, spoglądając na drzwi gabinetu swojego i Hermiony, gdzie przesz zamgloną zieloną szybę, widać było jak młoda kobieta tańcząc, przemieszcza się po pomieszczeniu, nucąc wesoło. Martha również spojrzała w tamtym kierunku..
- Ehh jak zakochana nastolatka.- westchnęła rozbawiona.
- Jeszcze trochę i zacznie latać.- zaśmiał się. Po czym ruszył w stronę gabinetu.
- Co tak długo?- zapytała, kiedy przekroczył próg.
- Zagadałem się z naszą „pigularką”.- wytłumaczył się, naciągając na siebie fartuch.
- Aha.- westchnęła, po czym zajęła się poprawianiem słoneczników w wazonie.
Dyżur wbrew temu czego się spodziewali był dość niespokojny. Co chwilę przywożono kogoś nowego, a Hermiona i Igor mieli pełne ręce roboty. Do szpitala falami napływali ludzie z nowymi magicznymi urazami.
- Hermiona, Igor! Mamy następny wypadek. Na Magicznej Akademii Alchemicznej doszło do jakiegoś wypadku. Ekipa wyjazdowa właśnie transportuje nam tutaj jakąś poparzoną studentkę.- Martha wbiegła do ich gabinetu, kiedy ledwo opadli na fotele po wyjątkowo ciężkim wypadku pogryzienia przez Bahanki.
- Ty jesteś specjalistą od poparzeń.- jęknęła w jego kierunku zmęczona dziewczyna.
- Ooooo nie!!! Jestem tak samo wymęczony jak ty!- zawołał, szarpiąc ją za rękę.- Pomożesz mi.
- Będę wypisywała papierki!- zastrzegła.
- Uparciuch!- westchnął.- Noo ale okey. Niech ci będzie, w końcu naszym marudnym pięknisiem, też zajmowałaś się sama.- powiedział, kiedy w gabinecie przygotowywali się na przyjęcie pacjentki.
- Mówisz o Blaisie?- zaśmiała się.- Cóż.. chyba tylko ja wiedziałam jak sobie z nim poradzić.- odarła, a on się roześmiał.- Ale dobrze, że mi przypomniałeś. Muszę powiedzieć Draconowi, żeby nam go tu przywlekł, bo szwy wrosną.- zamyśliła się
- Oooo to szykuje się ciekawa wizyta.- zaśmiał się na wspomnienie mężczyzny.
- Taaa bohater za złamany grosz.- westchnęła.
- Już są.- do pokoju wbiegła Martha, a za nią, odziani w zielone uniformy ze skrzyżowanymi różdżkami weszli dwaj „sanitariusze” na noszach niosąc młodą kobietę. Była przytomna, a jej twarz wykrzywiona była w bólu. Całe ręce pokrywały grube bąble, wypełnione ropą.
- Poparzenie wywarem z jadu cobry i ropy czyrakobulwy.- zawyrokował Igor.
- Z dodatkiem jadu Akromantuliii…- zajęczała dziewczyna.
- Ajjj- zajęczał Igor.- Zaraz podamy ci coś przeciwbólowego.- powiedział pocieszająco.- Hermiono przygotuj proszę roztwór z czułek szczuroszczeta.
- Już, już.- zawołała krzątająca się kobieta.
- Jak to się stało?- zapytał Igor, kiedy cienką igłą przebijał każdy bąbel na rękach dziewczyny, powodując, że nieprzyjemna wydzielina wypływała na zewnątrz, gdzie natychmiast ścierał ją ligniną. Wiedział, że zabieg ten jest bolesny, dlatego chciał zagadać dziewczynę.
- Ja..ja nie wiem. Ktoś zdaje się strącił przypadkowo swój kociołek, coś wybuchło, a pod wypływem wstrząsu mój wywar się rozlał. A potem poczułam już tylko ból.- zajęczała.- Czy z moimi rękami wszystko będzie dobrze?- zapytała ze strachem
- Tak, ale teraz muszę pozbyć się tego paskudztwa. Wytrzymasz?- zapytał.
- Wychowywałam się na polskim blokowisku, mało jest rzeczy które mnie złamie.- powiedziała, zaciskając zęby, kiedy nakłuwał jej dłonie.
- Jesteś polką?- zapytał zaskoczony już w ojczystym języku. Hermiona zerknęła na niego zaskoczona, nagle przestała go rozumieć.
- Tak.- odpowiedziała uśmiechnięta dziewczyna.- Miło słyszeć swój język.- dodała.
- I vice versa.- Igor uśmiechnął się do niej szeroko.- Jak ci na imię?
- Anna, Igorze.- odparła, spoglądając na jego identyfikator.
- A więc Aniu, spróbuj teraz poruszyć palcami.- poprosił. Hermiona spoglądała na niego zszokowana. Nagle zaczął mówić w obcym języku, a ona nic nie rozumiała.
- Ałaaa- jęknęła Anna.- Nie potrafię.
- Najwyraźniej jad Akromantuli dostał się głębiej.- zastanawiał się głośno, a widząc przerażone spojrzenie dziewczyny dodał- Nie martw się, szybko znowu zagrasz na gitarze. Już moja w tym głowa.
- Skąd wiesz, że..- zaczęła.
- Twoje palce noszą ślady strun.- wytłumaczył z uśmiechem w tym samym momencie pokazując jej swoje dłonie.
- Aaaa a ja już myślałam, że ty taki jesteś przenikliwy.- zaśmiała się.
- Bo jestem.- odparł.
- Taaaak?- zapytała.- To ciekawe..
- Wiem na przykład, że pochodzisz zapewne ze śląska, mam rację?- zagadnął, kontynuując zabieg.
- T-tak.- jęknęła- Ale skąd..
- Masz śląski akcent. Babcia pewnie była typową ślązarą w kiecach, co?- zaśmiał się, widząc po jej minie, że znowu utrafił w sedno.- Jesteś też chłopczarą.- zaśmiał się.
- Jesteś jasnowidzem, czy co?- zapytała rozbawiona.
- Jestem lekarzem.. i widząc u dziewczyny ubranej w poszarpane, obcięte dżinsy i trampki, bliznę po rozciętej brwi i szramy po szwach na kolanach, wniosek nasuwa się sam.. Dzieciństwo w otoczeniu chłopaków.- zaśmiał się.
- Ależ ja jestem przewidywalna.- westchnęła teatralnie kręcąc oczami.- Coś jeszcze mi o mnie powiesz?- zapytała
- Jesteś wesołkiem. Masz świecące radością oczy, w których tli się chęć do psot, często się uśmiechasz, bo przy oczach pokazały się zmarszczki mimiczne, nadające ci charakteru. No i za wszelką cenę unikasz komercji, co?- zapytał.- Bluzkę pewnie zrobiłaś sama..- stwierdził, przyglądając się jej czarnej bluzce z wymalowanym na niej Banks’owym szczurkiem.- Aaaa i zapewne słuchasz Rocka. Widać w twoim ubiorze naleciałości tego stylu.- kontynuował, a ona słuchała z rozdziawioną buzią.
- Powinieneś brać za to pieniądze!- zaśmiała się- Trafiłeś z wszystkim.
- W takim razie miło mi cię poznać Aniu.- posłał jej najpiękniejszy z wszystkich swoich uśmiechów. Pierwszy raz jakaś pacjentka zrobiła na nim aż tak duże wrażenie. Nie wiedział co się z nim dzieje, ale nagle poczuł, że musi zrobić wszystko, żeby pomóc tej dziewczynie jak najlepiej. Jednocześnie pragnąc ją zatrzymać przy sobie jak najdłużej.. Anna, nie dość, że była ciekawą osobą, miał też niezwykła urodę. Była średniego wzrostu, krótko obciętą brunetką, jej włosy ułożone w nieładzie, sterczały, każdy w inną stronę. Ogromnymi, świecącymi radośnie, nawet mimo bólu, piwnymi oczami, ciekawie spoglądała na świat. Miała duże usta, których pozazdrościć mogłaby jej niejedna reklamująca pomadkę modelka. Dziewczyna miała również pełne kobiece kształty, zaokrąglone w odpowiednich momentach i ten jej niegrzeczny styl.. Podobała mu się i musiał przyznać to przed sobą..- Hermiono, co z eliksirem?- zapytał, kiedy przypomniał sobie o obecności koleżanki. Jakaż wydała mu się ona teraz pospolita i zwykła w porównaniu z Anną.
- Proszę.- Hermiona podała mu eliksir z uśmiechem. Kątem oka cały czas obserwowała przyjaciela. Znała go już na tyle długo, żeby wiedzieć, że ich pacjentka zrobiła na nim piorunujące wrażenie. Igor zabrał fiolkę, natychmiast wracając do Ani.- Poradzisz sobie sam?- zapytała, kierując się już do drzwi.
- Taaa, jasne. Idź odpocząć, znając ciebie, to znowu masz nocną randkę ze swoim księciem, co?- zapytał z uśmiechem.
- Nie zaprzeczę.- zawołała z korytarza, a Igor wrócił do opatrywania ran swojej pacjentki. Prowadzili przy tym niezobowiązującą rozmowę i każde z nich, z każdym słowem było coraz bardziej zainteresowane tym drugim…
- Już skończone?- zapytała Martha widząc Hermionę na korytarzu.
- Igor poradzi sobie sam.- zaśmiała się młoda lekarka- Zdaje się, że pani Anna wpadła mu w oko.- uśmiechnęła się.
- Ehhh dzieci, dzieci.- Martha zaśmiała się serdecznie.- Aaaa byłabym zapomniała, miałaś gości, kiedy zajmowałaś się pacjentem.- zawołała, kiedy Hermiona łapała już za klamkę.- Zdaje się zostawili dla ciebie jakąś wiadomość.
- Okey, dzięki.- szepnęła Hermiona, wchodząc do gabinetu. Tam od razu zauważyła białą kopertę leżącą na biurku. Wzięła wiadomość do ręki, ona była adresatem. Poznała też pismo, a krew aż się w niej zagotowała.. Jednym ruchem ręki otwarła kopertę. Na jej dłoń wypadło zaproszenie..

GINNEWRA I HARRY POTTER, MAJĄ ZASZCZYT ZAPROSIĆ PANIĄ HERMIONĘ GRANGER NA UROCZYSTOŚĆ CHRZTU ŚWIĘTEGO SWOJEJ CÓRKI LILLY MOLLY POTTER. CEREMONIA ODBĘDZIE SIĘ W KOŚCIELE ŚW. JACKA DNIA 3 PAŹDZIERNIKA BR. O GODZINIE 17.
RODZICAMI CHRZESTNYMI ZOSTANĄ RONALD WEASLEY ORAZ FLEUR DELACURE- WEASLEY.
PO CEREMONII RODZICE WRAZ ZE SWOJĄ POCIECHĄ, ORAZ RODZICE CHRZESTNI ZAPRASZAJĄ PRZYBYŁYCH GOŚCI NA MAŁY POCZĘSTUNEK W RODZINNYM GONIE, ODBYWAJĄCY SIĘ W „NORZE”, CZYLI RODZINNYM DOMU PANI POTTER.

- No to już szczyt szczytów!- warknęła rozzłoszczona Hermiona, odrzucając zaproszenie z wymalowanym na nim niemowlęciem, na stos papierów w koszu na śmieci.
- Co się stało?- uśmiechnięty Igor wszedł właśnie do gabinetu.
- Nie odzywaj się do mnie teraz!!!- ostrzegła, czuła że w każdym momencie może wybuchnąć, a nie chciała, żeby niewinną ofiarą stał się jej przyjaciel.
- Okey, okey. Milczę jak zaklęty.- zaśmiał się.- A w ogóle to zbieraj się do domu, jest już po piątej.- powiedział, wskazując na zegar wiszący na ścianie.
- Faktycznie.- westchnęła.- A ty nie idziesz?- zapytała
- Nie- odparł szybko, za szybko.
- A ma to związek z Anna?- zapytała z uśmiechem
- No wiesz?!- oburzył się.- To jest nasza pacjentka. Niesamowita, to fakt..- zamyślił się.
- Hahaha, a mówią, że miłość od pierwszego wejrzenia nie istnieje!- zaśmiała się. Wychodząc z gabinetu, nawet nie dając chłopakowi możliwości polemiki.
- Odebrałaś wiadomość?- zapytała uśmiechnięta Martha, kiedy spotkały się przy wyjściu
- Ugh..- warknęła- Przypomniałaś mi.- jęknęła
- Nie chciałam. Nie wiedziałam, że to coś złego.- tłumaczyła się kobieta
- Od tych ludzi.. od pewnego czasu zawsze są złe wiadomości.- warknęła Hermiona- Wyobraź sobie, że zaprosili mnie właśnie na chrzest córki, której ojcem chrzestnym zostanie Ron.- wyrzuciła z siebie
- Uuuuu, no to naprawdę, niezły tupet.- zacmokała Martha.
- No właśnie! Dlatego bardzo cię proszę Martho, jeśli ktoś z nich jeszcze raz pojawi się w szpitalu z jakąś informacją do mnie, to powiedz im, że nie chcę mieć z nimi nic wspólnego i tyle.- poprosiła
- Oczywiście. A ty już się tak nie złość.- zaśmiała się pielęgniarka.- Twój książę już czeka i gotowy jest się przestraszyć twojej wściekłości..- powiedziała z uśmiechem wskazując na czekającego przed szpitalem Dracona.
- Spróbowałby tylko!- zagroziła Hermiona, po czym raźnym krokiem ruszyła do Dracona. A obdarzając go jedynie przelotnym całusem w policzek natychmiast wsiadła do auta..
- Eeeej, powiało mi tu chłodem.- zaśmiał się, zajmując miejsce za kierownicą.
- Nie musisz błaznować. Jestem tak wściekła, że nic mi nie pomoże!- wyjęczała, wpatrując się w deskę rozdzielczą.
- Co się stało?- zapytał zatroskany.
- Wyobraź sobie, że właśnie dostałam zaproszenie na chrzest!- warknęła.
- I to cię tak rozzłościło?- zapytał zdziwiony, przyglądając jej się badawczo.
- Tak!- warknęła- Bo chodzi o córkę Harrego i Ginny.- wytłumaczyła już spokojniej.
- A to faktycznie.- westchnął.- Nooo, ale już..- pocieszał ją, trzymając za dłoń. Ale i to nie pomagało, kobieta aż kipiała ze wściekłości..- A mówiłem…zawsze mówiłem, że z Pottera to niezły kretyn.. Ale nieeee Malfoy się nie zna, Malfoy idiota.- westchnął, a ona parsknęła śmiechem.
- Jak ty to robisz?- zapytała śmiejąc się.
- Czar Malfoya, złotko.- powiedział z uśmiechem, puszczając jej oczko. Znów się zaśmiała. W jego obecności nic już nie było ważne, nawet złość na dawnych przyjaciół..
- Noo to gdzie mnie dziś zabierasz, czarusiu?- zapytała, kiedy w pełni udało jej się już uspokoić.
- Na kolację.- odpowiedział krótko.
- A gdzie? Znowu do Goyla, czy gdzieś w centrum?- dopytywała.
- Dziś na obrzeżach.- odparł z uśmiechem, skręcając w nieznaną jej drogę.- Zabieram cię do siebie…
Malfoyka
14

Wielkie budowle centrum Londynu dawno zniknęły jej z pola widzenia, za sobą zostawili też schludny podmiejskie osiedla, otoczone zielonymi parkami. Teraz za oknem pędzącego w szalonym tempie Posche pojawiały się jedynie pojedyncze gospodarstwa, otoczone polami i nieprzeniknione połacie lasu. Hermiona, mimo że od dziecka mieszkała w Londynie, tutaj była pierwszy raz. Ciekawie więc rozglądała się wokół, chcąc zapamiętać jak najwięcej z drogi.. tej samej o odnalezieniu której, jeszcze nie tak dawno, tak bardzo marzyła..
- Dalej się złościsz Potterami?- zagadnął blondyn, spoglądając na swoją milczącą towarzyszkę.
- Cooo?- zapytała, nie do końca świadoma jego pytania.- Aaaa..nie, nie. Już prawie zapomniałam.- przyznała zgodnie z prawdą. Przyglądając się blondynowi, w którego platynowych włosach, wesoło tańczyły różowe promienie zachodzącego słońca.
- To co się stało? Jesteś taka milcząca.- kontynuował, co chwila odrywając wzrok od szosy, aby na nią spojrzeć. – Jeśli nie chcesz jechać, to zawró..
- NIE!!- niemal krzyknęła, wyrwana z transu. O co to, to nie.. nie da mu teraz zawrócić.- To znaczy..-zmieszała się, swoim wybuchem.- nie chcę, żebyś zawracał. Obiecałeś mi kolację.
- Jeśli zechcesz, to nawet śniadanie.- zażartował, puszczając jej oczko. Kobieta zaśmiała się perliście, wyciągając przy tym dłoń w kierunku jego policzka, jakby dotykiem chciała sprawdzić czy to wszystko dzieje się naprawdę…
- Mam to uznać, za oficjalną propozycję?- zapytała śmiejąc się.
- To zależy jak brzmiałaby oficjalna odpowiedź.- odbił piłeczkę, również się uśmiechając.
- Cóż.. to zależy od tego, jakim okaże się pan kucharzem, panie Malfoy.- westchnęła teatralnie.
- Czyli już możesz przenosić do mnie swoje szmatki maleńka, bo kucharzem to ja jestem najlepszym w świecie.- powiedział mało skromnie, dumnie wypinając pierś.
- Się okaże, bo tak się składa, że ja jestem wybrednym smakoszem.- zaśmiała się.
- Okey, ale my tu sobie gadu, gadu i odbiegliśmy od tematu. Powiesz mi co cię trapi?- zapytał nagle, już o wiele poważniej. Zwalniając nieco, aby móc jej się przyjrzeć.
- Nic mnie nie gryzie. Po prostu uświadomiłam sobie, że pokonujemy właśnie razem tą drogę, którą tak bardzo chciałam odnaleźć kilka tygodni temu.- przyznała, zaglądając w okno, za którym mijali kolejne niewielkie gospodarstwo.- I jeszcze zastanawiałam się jak to się stało, że mój największy wróg, stał się najjaśniejszym punktem w moim życiu, moim powietrzem.. narkotykiem..- westchnęła. Draco złapał ją za rękę. Dokładnie rozumiał jej odczucia. Sam nie raz, ani nie dwa, zastanawiał się jak to możliwe, że zakochał się właśnie w niej..
- Nie wiem co prawda jak to się stało, ale wiem za to, że absolutnie mi to nie przeszkadza.- zapewnił, znów naciskając pedał gazu. Hermiona uśmiechnęła się do siebie, przyglądając się niknącemu za horyzontem, czerwonemu słońcu, w kierunku którego zmierzali. Jechali jeszcze chwilę w milczeniu, jednak nie tym krępującym, kiedy każdy zastanawia się co ma powiedzieć, na siłę starając się przerwać ciszę.. Ich milczenie było naturalne, nie musieli używać słów, żeby czuć się dobrze..
- Daleko jeszcze do twojej pieczary Smoku?- zagadnęła wesoło, kiedy lasy wokół zaczynały już gęstnieć. Już pół godziny temu wyjechali z miasta..
- Już nie długo.- zapewnił, a po chwili skręcił w ledwo widoczną pomiędzy drzewami i krzewami leśną drogę…
- No ładnie..- zaśmiała się, widząc jak połacie zieleni, przyprószonej już kolorami jesieni, zamknęły się ponad nimi- Wykorzystałeś moją naiwność i zaciągnąłeś mnie do ciemnego lasu..
- Kurcze!!! Przejrzałaś mnie.- westchnął teatralnie, po czym obydwoje wybuchnęli szczerym śmiechem. Tymczasem wijąca się pomiędzy drzewami droga zaczęła poszerzać się z chwili na chwilę, aż w końcu w samym sercu lasu wyrósł przed nimi wysoki żywopłot. Droga zaprowadziła ich do misternie rzeźbionej wielkiej bramy. Hermiona patrzyła na to wszystko lekko zdziwiona i wtedy brama otwarła się, a jej oczom ukazał się długi żwirowany podjazd, po bokach którego posadzone były ozdobne, przycięte w wyrafinowany sposób, karłowate krzaczki. Droga wiodła do stylowego białego dworku, a dalej lekkim łukiem zakręcała do utrzymanego w podobnej do domu stylistyce, garażu. Przed samym domem na nieskazitelnie przyciętej, soczyście zielonej, nawet o tej porze roku trawie, ustawiona została wesoło tryskająca fontanna. Obok niej zaś z wielkim smakiem porozmieszczano rabatki z kwiatami. Końców posiadłości Draco nie było widać. Za domem bowiem, pomiędzy wysokimi choinkami lśniło w ostatnich słonecznych promieniach niewielkie jeziorko. Czuła się jakby trafiła do samego środka raju na ziemskim padoku. Ogarniając wszystko oszołomionym spojrzeniem, nie umiała stłumić westchnienia zachwytu..
- Jak tu pięknie.- szepnęła oczarowana, na co Draco odpowiedział z uśmiechem..
- Pięknie? Chyba dawno nie przeglądałaś się w lustrze. Twoja uroda przyćmiewa tu wszystko.
- Ale z ciebie czaruś.- zaśmiała się, kiedy mężczyzna zatrzymał samochód dokładnie na przeciwko, zwężających się ku górze schodów, prowadzących do ogromnych dwuskrzydłowych drzwi do posiadłości.
- Pani pozwoli.- uśmiechnął się do niej, kiedy obszedłszy samochód, otworzył jej szarmancko drzwi, podając dłoń.
- Och, z przyjemnością.- uśmiechnęła się, podając mu swoją rękę, a już po chwili przytuleni do siebie, wspinali się po schodach.
- Zapraszam. Czuj się jak w domu.- powiedział Draco, otwierając przed nią drzwi. Weszli do obszernego holu, wszystko tonęło tu w drewnie, a w powietrzu unosił się delikatny żywiczny zapach. Draco odebrał od Hermiony lekki jesienny płaszczyk, po czym wieszając go razem ze swoją marynarką na stojącym w rogu, stylowym wieszaku, podszedł do ukochanej i obejmując ją z tyłu, pocałował w policzek..
- Nawet nie wiesz jak marzyłem o tym, żeby zobaczyć jak stoisz tutaj.- szepnął.
- Aaaa czyli mam rozumieć, że dalej mnie nie wpuścisz.- zaśmiała się, mocniej do niego przytulając.
- Ależ skąd… ja bym się raczej bał, że cię stąd nie WYPUSZCZĘ.- zaśmiał się. Już w następnej chwili zatopili się w pocałunku, który jednak został brutalnie przerwany, przez nadejście nieproszonego gościa..
- Czyżbym słyszał Smoczy rechot?- Zabini z uśmiechem pojawił się w holu..- Granger?- jego mina natychmiast zrzedła..- To ja już chyba pójdę.- jęknął, przypomniawszy sobie ich ostatnie spotkanie.
- Zaraz, zaraz!- zawołała za nim.- Ty zdaje się miałeś się do mnie zgłosić.- zawołała za nim.
- A mnie się zdaje, że ja ci powiedziałem wtedy, że możesz zapomnieć o tym, że do ciebie przyjdę.- odszczeknął się prawdopodobnie z salonu. Draco wzniósł oczy do nieba, hamując śmiech. Zaczął się zastanawiać, czy ta dwójka pod jednym dachem to aby dobry pomysł.. Hermiona w tym czasie wabiona głosem Diabła ruszyła w głąb domu, wołając do bruneta..
- No i właśnie, bohaterze za złamany grosz! Nie chciała góra do Mahometa, musiał Mahomet do góry, a teraz pofatyguj tu swój szanowny ślizgoński tyłek, bo chcę zobaczyć jak goją się rany.-
Draco szedł kilka kroków za nią, bacznie śledząc ruchy jej bioder, najseksowniejszych krągłości na świecie.. Starał się głównie na nich skupiać swoją uwagę, bo w przeciwnym razie musiałby słuchać dziecinnych przekomarzanek swojej dziewczyny i przyjaciela, a to skończyło by się atakiem śmiechu, za który najpewniej któreś z nich by się obraziło.. Wolał jednak nie wybierać, które miało by to być i zamiast słuchać ich rozmowy, podziwiał piękno swojej ukochanej..
- Musiałeś ją tu przywozić?- jęknął zrezygnowany Diabeł, kiedy nieugięta Hermiona, zapędziła go w końcu do kuchni, sadzając na wysokim krześle, tuż pod jasno świecącym żyrandolem.
- Musiałem.- oparł krótko, starając się nie wybuchnąć śmiechem na widok przerażenia w oczach przyjaciela, kiedy w dłoni Hermiony pojawiły się niewielkie nożyczki.
- To chociaż pozwól mi zrobić jej coś złego..- jęczał, kiedy Hermiona najdelikatniej jak umiała, odklejała plastry zakrywające rany.
- Obawiam się stary, że nie mogę się na to zgodzić.- powiedział Draco.
- Zrobiła z ciebie pantofla i tyle!- warknął Zabini, niczym naburmuszone dziecko.
- Na twoim miejscu byłabym grzeczna, bo mogę ci NIECHCĄCY zrobić jakąś krzywdę.- powiedziała Hermiona, wymachując mu nożyczkami przed nosem.
- Draco ona mi grozi.- zastrzegł Diabeł.
- Skoro zasłużyłeś to grozi. A teraz się nie wierć jak pięciolatek, przecież ona cię nie połknie.- zaśmiał się, widząc jak Diabeł usilnie próbuje uniknąć dłoni Hermiony, chcącej zbadać stopień zagojenia ran.
- Ugh.. i ty przeciwko mnie?- zapytał zbolały.- Nie widzisz, że tej sadystce sprawia to przyjemność?
- Diabeł do cholery, nie bądź rozkapryszonym dzieckiem.- warknął Draco, zirytowany podejściem przyjaciela do jego dziewczyny. Hermiona natomiast, po oględzinach urazów bruneta, stwierdziła, że istotnie może już pozbyć się szwów.
- Okey, sorry.- powiedział Diabeł, nie patrząc jej w oczy.- To co teraz… Hermiono.- zapytał, choć jej imię trudno przechodziło mu przez gardło.
- Wyciągnę ci szwy.- powiedziała spokojnie.
- I oczywiście będzie bolało, co?- zapytał zrezygnowany.
- Nie.- powiedziała z uśmiechem, po czym odwróciła się do swojej torebki, ułożonej na kuchennym blacie i chwilę w niej czegoś szukając, wróciła do niego z niewielką tubką jakiegoś żelu. Delikatnie wsmarowała przezroczystą maź w skroń i bark mężczyzny, a on poczuł jakby ktoś przyłożył mu do ciała lód. Chłód ten był jednak przyjemny..- A teraz siedź spokojnie.- poprosiła, po czym nachylając się nad nim, z wielką precyzją wyciągnęła szwy z jego rozciętej brwi. Chwilę potem to samo robiąc z obojczykiem.- No proszę, gotowe.- powiedziała spokojnie.
- Co? Już?- zapytał zaskoczony, przyglądając jej się uważnie, co oparty o kuchenny blat Draco, skwitował śmiechem.- A blizny… będzie coś widać?- zapytał Diabeł.
- Pomyślałam i o tym.- Hermiona uśmiechnęła się do niego, po czym wręczyła mu kolejną tubkę, jakiegoś żelu, tym razem o soczystym zielonym kolorze.
- Co to?- zapytał podejrzliwie.
- Smaruj tym miejsca ran, dwa razy dziennie, a po tygodniu ślady po bliznach znikną całkowicie.- powiedziała, odwracając się od niego, żeby odejść do Dracona. Nie chciała narażać Blaisa na zbyt długi kontakt ze swoją osobą… w pewnym momencie poczuła jednak jego uścisk na dłoni.. Odwróciła się, spoglądając na niego..
- Dzięki Gran..- zaczął, jednak po chwili zaczął od nowa- Dziękuję Hermiono. I przepraszam, że zachowywałem się jak dzieciak, ale naprawdę nie lubię bólu.- mówił lekko zmieszany, starając się jednak patrzeć jej w oczy, aby uwierzyła w szczerość jego intencji.
- Nie szkodzi, z gorszymi pacjentami miałam już do czynienia.- zaśmiała się- A i dziękować nie masz za co. Taka moja praca.
- Czyli, że rozejm?- zapytał Diabeł wyciągając do niej rękę.
- Hm…- zajrzała mu w oczy, po czym z szerokim uśmiechem uścisnęła jego dłoń.- Rozejm.
- Och jakie to wzruszające..- zaśmiał się Draco, obserwujący ich z drugiego końca pomieszczenia. W głębi duszy jednak, był teraz najszczęśliwszym człowiekiem świata. Jeszcze kilka godzin wcześniej, nawet nie marzył o tym, że ta dwójka może zawrzeć ze sobą rozejm, a jednak..
- A żebyś wiedział.- zaśmiał się Diabeł.- A teraz ja już państwa zostawię.- powiedział, naciągając koszulę na ramiona i zbierając się do wyjścia.
- Jak to? To nie zostaniesz na kolacji?- zapytała zdziwiona kobieta.
- Wybacz, nie tym razem. Nareszcie nie mam na twarzy tego paskudztwa, więc mogę iść w miasto.- powiedział uradowany. A zaraz dodał- Ale nie martw się, nie raz jeszcze zjemy ze sobą jakiś posiłek, bo Smoka wzięło tak, że szybko się nie opędzisz.- zaśmiał się, puszczając do nich oczko.
- Idź już.. bo zbyt długie zamknięcie w domu ci zaszkodziło.- zawołał Draco.
- Widzisz, wyrzuca mnie.- Diabeł zwrócił się do Hermiony.- I to się nazywa przyjaciel..- westchnął teatralnie, na co Draco i Hermiona parsknęli śmiechem.- Okey, okey.. dość błaznowania. Spadam, a wy bawcie się dobrze. I nie czekajcie na mnie z kolacją.- powiedział wesoło.
- Jakbyśmy mieli zamiar.- zaśmiał się Draco, na co Blaise pokazał mu język, niczym małe dziecko.
- Za co ty go kochasz?- zapytał- Albo nie, nie mów.. terapia po takiej traumie mogłaby mnie potem zrujnować.
- Ja go zaraz trzepnę.- warknął Draco.
- No wiesz… chętnie, ale nie jesteś w moim typie.- zaśmiał się Zabini.- Booo jakby ci to powiedzieć… ja.. wolę kobiety, Draco.- przy czym powiedział to z tak poważną miną, że Hermiona nie umiała opanować już wybuchu śmiechu. Draco natomiast cisnął w niego jednym z leżących na stole jabłek.
- Dzięki, skąd widziałeś, że mam ochotę?- zawołał Diabeł, łapiąc owoc w locie.
- Zaraz użyję noża.- ostrzegł Draco.
- Dobra, dobra… zwijam się.- zaśmiał się brunet.- Na razie, bawcie się dobrze.
- Dzięki. A ty nie wsiadaj więcej za kółko po alkoholu.- odparła Hermiona.
- O nieee, mam nauczkę i szybko nie dam ci się znowu łatać.- powiedział znikając już w progu. Kobieta roześmiała się serdecznie. Chwilę potem usłyszeli zatrzaskujące się drzwi i chrzęst wozu odjeżdżającego z podjazdu. Zostali sami..
- Głodna?- zapytał Draco.
- Nie bardzo.- szepnęła, zbliżając się do niego i namiętnie całując.
- To może.. pokażę… ci… górę..- zaproponował, pomiędzy pocałunkami.
- Świetny pomysł!!!- powiedziała, znów pozwalając by ich języki zatańczyły na namiętnym tańcu…
Malfoyka
15

Nie zaprzestając pieszczot, powoli ruszyli w kierunku salonu, a stamtąd prosto do drewnianego, pachnącego żywicą holu, kierując się stronę ciosanych schodów, prowadzących na piętro. Jej usta ciągle łapczywie poszukiwały ust blondyna, ręce błądziły po jego ciele, sukcesywnie pozbawiając go odzieży. Marynarka została w kuchni, niedbale rzucona na jednym z krzeseł, krawat zwisał smętnie z lampy w salonie, a nieskazitelnie biała koszula zaległa pod schodami w holu. Draco nie pozostawał dłużny. Szpilki, spódnica i szaro-błękitna koszula kobiety, również znaczyły szlak jaki pokonali, a oni sami, zanim jeszcze dotarli na piętro mieli na sobie jedynie bieliznę…
W połowie schodów przystanęli, aby rozkoszować się widokiem swoich niemalże nagich ciał. Kobieta pisnęła cicho, kiedy jej plecy oparły się o zimną boazerię. Draco w tym czasie składał pocałunki na jej ledwo osłoniętych piersiach, oraz na smukłej szyi, aby już za chwilę znów łapczywie wpić się w malinowe, pełne usta…
– Jesteś pewna?- szepnął, kiedy oderwali się od siebie, aby zaczerpnąć oddech.
– Jak nigdy i niczego.- odpowiedziała szybko, przyciągając go bliżej siebie.- I jeśli zaraz nie znajdziemy się w twojej sypialni, to rzucę się na ciebie tutaj.- wyszeptała do jego ucha, delikatnie przygryzając jego płatek. Po ciele mężczyzny przeszedł dreszcz. Na twarzy jednak na jego ustach wykwitł łobuzerski uśmiech..
– To może być nieco niewygodne.- zaśmiał się miękko.- Trzymaj się o pani.- szepnął, łapiąc ją za pośladki i gwałtownie unosząc. Już w następnej chwili, ruszył w górę, ciasno opasany w biodrach, jędrnymi udami Hermiony… Całą drogę, nie przestając obdarowywać jej gorącymi pocałunkami, majstrował dłońmi przy jej plecach szukając zapięcia stanika. Na daremno jednak.. tych cholernych małych haczyków tam nie było.. Hermiona wyczuwając jego zamiary zaśmiała się uroczo, lekko odsuwając od niego..
– Pudło playboy’u.- szepnęła, po czym zgrabnym ruchem rąk odpięła maleńki guziczek pomiędzy piersiami, pozwalając aby czarny stanik wylądował miękko na puszystym, kremowym dywanie w holu na piętrze. Draco przyglądał się jej z uśmiechem, mocno przytrzymując ją za pośladki. Był już podniecony do granic możliwości, jednak kiedy osłaniający jej wspaniały biust, kawałek cienkiej koronki opadł na podłogę, jego serce zabiło jeszcze mocniej. Ta kobieta miała najcudowniejsze piersi jakie w życiu oglądał, a kto jak kto, ale on akurat znał się na tym temacie…
– Jesteś piękna.- szepnął, kiedy po chwili, delikatnie ułożył ją na swojej zielonej, satynowej pościeli, w ogromnym łóżku. Chwilę przyglądał jej się ciekawie, podziwiając rozsypane kaskadami na błyszczącej satynie, długie brązowe włosy, które specjalnie dla niego zaczarowała tak, aby znów miały naturalny odcień, przyglądał się jej piesiom unoszącym się i opadającym w nierównym z podniecenia oddechu. Spoglądał w zamglone czekoladowe oczy, podziwiał pełne malinowe usta, płaski brzuch, jędrne uda i zakryte jedynie cienkimi, koronkowymi stringami łono. Czuł jak krew w jego żyłach pomału zaczyna się gotować.. Wtedy właśnie zauważył jak Hermiona delikatnym ruchem ręki przywołuje go do ciebie, uśmiechając się zalotnie. Odwzajemnił uśmiech, wchodząc do łóżka, gdzie natychmiast oplotły go jej ramiona, gładząc plecy i pośladki. Rewanżował się za pieszczoty, składając setki delikatnych, jak muśnięcie skrzydeł motyla, pocałunków na jej ciele. Zaczął od czoła, całując jej powieki, potem nos, potem brodę, szyję, zgięcia obojczyków, aż w końcu poczuła jego ciepły oddech na swoich piersiach, gdzie jego usta i język zaczęły wyczyniać cuda. Draco drażnił jej sutki językiem, delikatnie przygryzał, lizał i pieścił dłońmi, robił to tak wspaniale, że już po chwili nie umiała powstrzymać cichych westchnięć… Usta blondyna zaczęły tymczasem dalszą wędrówkę po jej rozgrzanym ciele, całując wyćwiczony brzuch, znacząc językiem mokry ślad od miejsca, w którym kończą się żebra, aż do samego pępka, gdzie kręcąc przez chwilę kółka, doprowadził ją niemal do obłędu.. Dłońmi zaś nieprzerwanie gładził wewnętrzną stronę jej ud, z każdym dotykiem zbliżając się coraz bliżej cienkiej bielizny, aby już po chwili jednym szybkim ruchem zerwać jej ostatnie okrycie.. zrobił to jednak nieco zbyt gwałtownie, usłyszeli bowiem odgłos targanej tkaniny.. subtelna koronka pękła, odsłaniając jej nagie ciało, a kobieta zachichotała uroczo..
– Brutalu..- zaśmiała się, zatapiając dłonie w jego jasnych włosach, czując jak jego usta coraz bardziej zbliżają się do jej łechtaczki. Jęknęła głośno, kiedy poczuła jak jego język drażni jej kobiecość.. Słysząc jej podniecenie, mężczyzna uśmiechnął się do siebie, po czym jeszcze łapczywiej wpił się ustami w jej najdelikatniejsze miejsce, sprawiając jej niebotyczną przyjemność… Jedną dłonią nieprzerwanie gładząc jej aksamitną skórę, drugą ulokował między jej nogami, powoli.. bardzo subtelnie zagłębiając w nią palce. Ustami wciąż drażniąc łechtaczkę… Czuł jak gorące ciało jego kochanki, wije się w rozkosznych spazmach, słyszał jak szepcze jego imię, które w połączeniu z jękami rozkoszy, tworzyło najcudowniejszą muzykę dla jego uszu… Nie wiedzą ile czasu dawał jej przyjemność w ten sposób, mogła minąć sekunda, minuta, albo nawet całe wieki, podczas których pogrążeni w swojej namiętności, obdarowywali się przyjemnością.. W pewnym momencie poczuł jak jej ciałem wstrząsają dreszcze, a już w następnej chwili, wyginając ciało w łuk, głośno wykrzyknęła jego imię… Osiągnął swój cel, obdarował ją największą przyjemnością, jaką kochanek może dać swojej kobiecie. Zadowolony z siebie opadł na poduszki. Nie obchodziło go, że sam nie został w pełni zaspokojony, ważne że szczęśliwa była w tym momencie kobieta jego marzeń…
Z zamkniętymi oczami rozkoszował się jej przyspieszonym oddechem, czując obok siebie jej gorące ciało. Nagle poczuł jej usta na swojej piersi, delikatnie przygryzała jego brodawki, sprawiając że na jego ciele, pojawiła się gęsi skórka. Jej dłonie, zaczęły wolną wędrówkę w kierunku jego brzucha, aby już za chwilę wślizgnąć się pod opięte bokserki. Jęknął cicho czując jej palce na swoim członku.. Westchnienie stłumione zostało jednak głębokim pocałunkiem..
– Wiesz, że nie musisz tego robić. Niczego nie oczekuję.- powiedział łapiąc jej twarz w swoje dłonie i zatapiając swoje spojrzenie w jej oczach..
– Wiem, ale chcę.- szepnęła, wciąż obdarowując go intymnymi pieszczotami.- A teraz bądź cicho, bo tak szybko nie dam ci dziś spokoju..- zaśmiała się z figlarnym uśmiechem, znów obdarowując go pocałunkiem. Szybko jednak zjechała ustami w dół, wprost do jego brzucha, gdzie pozbawiwszy go bielizny, zajęła się składaniem pocałunków na jego podbrzuszu, każdy bliżej jego męskości.. aż w końcu poczuł jak jej usta oplatają się wokół jego członka, a po ciele rozchodzi się ciepło, na skórze od jej dotyku pojawiła się gęsia skórka… Z przymkniętymi oczami, oddawał się ruchom jej ust i dłoni, obdarowującym go najcudowniejszym masażem, jaki kobieta zafundować może mężczyźnie.. Po jego ciele spływać zaczęły zimne krople potu, a z gardła raz za razem wydobywał się cichy pomruk zadowolenia.. W końcu jednak, kiedy czuł, że niebezpiecznie zbliża się do finału, delikatnie złapał Hermionę za ramiona powodując, że ich twarze znów się zrównały.. W następnej chwili zaś, jednym ruchem przesunął się tak, że znów to on górował. Jeszcze raz spojrzał jej w oczy, jakby sprawdzając, czy na pewno tego chce..
– Zrób to Draco..- szepnęła podniecona.- Zrób to, proszę..- jęczała, wbijając paznokcie w skórę na jego plecach. Nie musiała dłużej prosić. Lokując się wygodnie pomiędzy jej udami, jednym pewnym ruchem wszedł w nią powodując, że jej gardła wydarł się głośny jęk zadowolenia. Zaczął ruszać miednicą, powodując subtelne tarcie ich ciał, podczas, kiedy jego członek zagłębiał się i wysuwał z jej ciała, coraz szybciej i szybciej… Już po krótkiej chwili obydwoje stali na granicy najwyższego spełnienia, niemal nie mogąc złapać tchu.. Jękom nie było końca, aż w końcu kiedy tempo ich ciał i siła pchnięć blondyna zwiększyło się gwałtownie, Hermiona znów wygięła się w łuk i wbijając paznokcie w jego skórę, głośni krzyknęła jego imię.. Widząc szczyt przyjemności swojej kobiety, również Draco osiągnął finał, opadając zmęczony na poduszki z imieniem ukochanej błąkającym się na ustach…
Nie raz jeszcze tej nocy, cichy dom i świecące za oknem gwiazdy były niemymi świadkami rozkoszy dwójki kochanków.
Aż w końcu, kiedy nad koronami drzew w ogrodzie zaczęła pojawiać się szara łuna, zwiastująca bliskość świtu, opadli obok siebie po raz ostatni, zmęczeni, ale zadowoleni… Tak długo czekali na taką noc.. tak długo o niej marzyli, aż w końcu stała się ona słodką rzeczywistością.. Zasnęli uśmiechnięci, mocno wtuleni w swoje nagie ciała..
Malfoyka
16

„Czy życie może być jeszcze wspanialsze?” myślała, kiedy zupełnie naga, przytulona do ciepłego, również nagiego ciała Dracona, otworzyła zaspane oczy. Słońce wisiało już wysoko ponad szumiącymi w ogrodzie drzewami.. „Zapewne dochodzi już południe” przeszło jej przez myśl, kiedy nachylała się, aby delikatnym pocałunkiem wybudzić ze snu swojego mężczyznę.. Draco uśmiechnął się delikatnie, po czym przeciągając się jak małe dziecko, spojrzał na Hermionę..
– Dzień dobry.- uśmiechnęła się, całując go w policzek. Mężczyzna zagarnął ją mocno do siebie. Podobał mu się dotyk jej nagiego ciała na jego skórze.
– A już myślałem, że to był sen.- przyznał, odgarniając z jej twarzy niesforny kosmyk.- Piękny sen.- uściślił.
– No to witaj w klubie!- zaśmiała się, od czego na jej policzkach pojawiły się urocze dołeczki.
– Mmmmmrrrr, wyglądasz seksownie z samego rana, wiesz?- wymruczał, ocierając się ustami o jej policzek.- A już się bałem, że znowu mi uciekniesz, i nie będzie mi dane podziwiać twojego uroku…
– Ucieknę?- zapytała zaskoczona.
– No tak.. tak jak wtedy na Hawajach.- mówił, spoglądając jej głęboko w oczy, dłonią gładząc aksamitną skórę na jej plecach.
– Wtedy na Hawajach za wszelką cenę starałam się wmówić sobie, że nie zaczynam się zakochiwać. Poza tym był jeszcze Ron..- tłumaczyła.
– Wiem, wiem skarbie.. Zapomnijmy o tym.- zaproponował, namiętnie wpijając się w jej wargi. Kobieta zgodziła się na jego propozycję. Sama również nie chciała pamiętać ich rozstania, oraz tego co działo się później.. Nieprzyjemny dreszcz ciągle rozchodził się po jej ciele, kiedy myślała o tych wydarzeniach.. O mało nie straciła go wtedy na zawsze.. i to w imię czego? Toksycznej miłości, która od wielu już lat zatruwała jej życie. Ale to rozumiała dopiero teraz.. Leżeli jeszcze przez chwilę, wzajemnie obdarowując się pieszczotami. Ich nagie ciała ocierały się o siebie, a oni czuli się jak w niebie. Nagle jednak kobieta uświadomiła sobie, że ostatni raz jadła wczoraj przed południem, kiedy wspólnie z Igorem wybrali się na szybki lunch.. Pod wpływem tej myśli jej żołądek skręcił się mocno, a do uszu doszło ich głośne burczenie…
– Hmmm, chyba czas na śniadanie.- zaśmiał się Draco, widząc jak Hermiona pali raka. – Nooo, a poza tym obiecałem ci przecież, że zaprezentuję moje zdolności kulinarne.
– Skoro tak stawiasz sprawę…- zaśmiała się.- Tylko…Draco, gdzie są moje rzeczy?- zapytała, rozglądając się po pokoju.
– Hmmmm- zastanowił się.- Pewna ich część jest zapewne porozrzucana w nieładzie na dole, stanik leży chyba w holu,- wyliczał- a majtki.. cóż..
– Zginęły śmiercią tragiczną.- zaśmiała się na wspomnienie minionego wieczoru i cichego trzasku, z jakim cienka koronka została rozerwana na strzępy.
– No właśnie. Ale od czego są czary… Nooo chyba, że wolisz, żebym pożyczył ci moje bokserki?- zapytał z łobuzerskim uśmiechem.
– Nie, dziękuję.- odparła wstając z łóżka i rozglądając się za swoją okaleczoną bielizną. Draco przyglądał się jej nagiemu ciału, oświetlonemu jasnymi promieniami wpadającymi przez okno..
– Mówiłem ci już, że jesteś piękna?- zapytał, widząc jak wciąga na siebie naprawione już figi. W odpowiedzi posłała mu swój najpiękniejszy uśmiech.. W tym czasie on również wstał. Nago przeszedł obok łóżka, aby przytulić ukochaną…
– Draco..- zaczęła, przygryzając wargi.- Ale poza majtkami, w twojej sypialni nie ma już nic z moich rzeczy.
– Hmm, istotnie.- zgodził się, również rozglądając po pokoju. W końcu jednak podszedł do swojej szafy i wyciągnął z niej jedną ze swoich białych koszul.- Weź na razie to. Idąc do kuchni zapewne odnajdziemy resztę twojej garderoby.- Kobieta wzięła od niego ubranie i w trakcie, kiedy on zakładał na siebie świeżą bieliznę oraz jasne dżinsy, sama również odziała się. Koszula była na tyle długa, że z powodzeniem mogła udawać bardzo krótką sukienkę. Podwinęła rękawy i zapięła guziki. Wyglądała kusząco z wyeksponowanymi nogami, prześwitującymi przez biały materiał czarnymi majtkami, oraz roztrzepanymi włosami. „Ideał. MÓJ ideał” pomyślał z dumą Draco, mierząc ją wzrokiem.. Połowicznie ubrani wyszli w końcu z sypialni, kierując się do kuchni. Byli nieco zdziwieni, nie odnajdując w korytarzu jej stanika. Uznali jednak, że pewnie leży gdzieś indziej.. Głodne żołądki sprawiły, że przestali zwracać uwagę na poszukiwania. Ruszyli prosto do jasnego pomieszczenia tuż za salonem, gdzie Hermiona wskoczyła na blat, a Draco zabrał się za parzenie kawy. Gawędzili ze sobą wesoło w trakcie, kiedy kuszący zapach gorącego napoju zaczął rozchodzić się po kuchni, a kiedy aromatyczna kawa była już gotowa, Draco z pełną jej filiżanką podszedł do Hermiony. Kobieta przesunęła się na sam kant szafki tak, że nogami swobodnie objęła biodra ukochanego, dłońmi pieszcząc plecy.
– To na co masz ochotę, o pani?- zapytał Draco, pozwalając sobie utonąć na chwilę w brązie jej spojrzenia..
– Pomijając to, że na ciebie?- zapytała figlarnie, skradając mu całusa, potem długiego i kolejne, w końcu na dobre złączyli się w namiętnym pocałunku. Nie słyszeli nawet, kiedy w kuchni pojawił się ktoś jeszcze. Diabeł przez chwilę stał oparty o framugę drzwi, spoglądając na najbardziej niezwykłą parę, jaką w życiu widział. Uśmiechnął się pod nosem widząc jak Hermiona owinęła swoje nogi wokół bioder jego przyjaciela i jak dłońmi głaszcze jego lędźwie.. Nie specjalnie chciał im przeszkadzać, jednak wybór kuchni na poranne figlowanie, nie był specjalnie trafiony. W każdym razie na pewno nie, kiedy w domu był głodny niczym wilk Diabeł..
– Yhymmm- odchrząknął cicho.- Nie chciałbym przeszkadzać, ale to chyba należy do ciebie Granger..- powiedział, wyciągając zza pleców jej czarny stanik, który znalazł nad ranem na korytarzu..
– Diable!!!- wrzasnęła chowając się za plecami Dracona, który na dźwięk głosu przyjaciela odwrócił się gwałtownie, była zawstydzona, nie tylko znaleziskiem mężczyzny, ale również swoim wyglądem.
– Stary..- jęknął rozpalony Draco.- Kiedy wróciłeś?
– Sądząc po odgłosach dochodzących z twojej sypialni, śmiem twierdzić, że za wcześnie.- zaśmiał się brunet, jak gdyby nigdy nic, podchodząc do nich i sięgając po kubek z kawą.- Nie przeszkadzajcie sobie, ja tylko coś zjem i już mnie nie ma.- powiedział, z lekko złośliwym uśmieszkiem.
– Bardzo śmieszne!!!- zironizowała Hermiona.- Dawaj to.- wrzasnęła, widząc że Zabini wciąż trzyma jej stanik.
– Ależ proszę… i tak nie mój rozmiar.- zaśmiał się, podając jej bieliznę.- A tak swoją drogą, niezły gust Hermiono.- konspiracyjnie puścił do niej oczko.
– No naprawdę, ale zabawne.- jęknęła zażenowana.- A teraz zamknij oczy, chcę iść się ubrać.- rozkazała, a ku jej zdziwieniu już w następnej sekundzie oczy Diabła istotnie były zamknięte. Cicho zeskoczyła z kuchennej szafki i ruszyła w stronę salonu, gdzie jak widziała wcześniej porozrzucane były jej ciuchy. Nie zauważyła, że kiedy wychodziła już z pomieszczenia Blaise otwarł oczy, taksując jej sylwetkę…
– Jeśli chcesz żyć, radzę odwrócić wzrok.- warknął Draco, widząc jak spojrzenie jego przyjaciela zatrzymało się na biodrach Hermiony, zapewne podziwiając prześwitującą przez koszulę, czarną bieliznę.
– Okey, okey… ale stary, chyba właśnie dotarło do mnie, co miałeś na myśli mówiąc, że jest zjawiskowa.- westchnął.
– Jesteś zboczony Diable.- zawyrokował Draco, jednak już po chwili szeroko uśmiechnął się do przyjaciela.
– I pomyśleć, że zapomniałeś jak to było.- zadrwił brunet, za co dostał sójkę w bok.- A co do twojego pytania przyjacielu, to chyba miałbym ochotę na omleta.- dodał, widząc jak Draco otwiera lodówkę. Blondyn pokręcił głową, ale powstrzymał się od komentarza. W sumie uznał, że pomysł Zabiniego nie jest wcale taki zły.. Chwilę potem podsmażał już na patelni szynkę i suszone pomidory. Drugą ręką mieszając ciasto jajeczne.
Kiedy Hermiona odświeżona i ubrana w swoje ciuchy z powrotem pojawiła się w kuchni, po pomieszczeniu rozchodził się cudowny zapach włoskiego omleta, którego Draco kończył właśnie przygotowywać. Zabini zaś nakrywał stół dla trzech osób..
– Witamy z powrotem.- zaśmiał się, widząc ją w drzwiach.- Pani pozwoli?- gestem dłoni zaprosił ją do zajęcia miejsca przy stole. Sam poszedł za jej przykładem zaraz po tym, jak zapełnił trzy wysokie szklanki świeżym sokiem z pomarańczy… Chwilę potem, przed każdym z nich pojawił się talerz z parującym omletem. Kobieta łapczywie rzuciła się na jedzenie. Była naprawdę głodna.. a Draco istotnie, potrafił świetnie gotować. Zachwycała się miękkością i lekkością, dobrze doprawionego ciasta. Dokładnie wyczuwała w posiłku, lekką nutę suszonych pomidorów i świeżej bazylii. Roztopiony na górze żółty ser, dodawał omletowi nieco pikanterii, a ona z ręką na sercu mogła przyznać, że w życiu nie jadła jeszcze niczego równie dobrego…
Po śniadaniu, całą trójką siedzieli jeszcze przez chwilę przy stole, gawędząc wesoło i wspominając stare czasy, kiedy byli jeszcze wrogami. Hermiona i Draco opowiedzieli Diabłu o ich pierwszym spotkaniu na Hawajach, oraz pokrótce przybliżyli jak przebiegał ich pobyt na Maui. Zabini zaśmiewał się głośno z anegdoty o zakochanej w Malfoyu kapucynce, oraz pozorowanych lekcjach surfingu… Czas mijał im w miłej atmosferze, w końcu jednak Zabini musiał iść na jakieś dotyczące nowego kontraktu spotkanie, a oni zostali znów sami..
– To co dziś robimy?- zapytał blondyn, kiedy wszystkie naczynia same zmyły się i osuszyły.
– Pracujemy.- odparła, uświadamiając sobie, że ma dyżur popołudniowy.
– Niekoniecznie.- powiedział Draco.- Booo tak się akurat składa, że kiedy ty brałaś prysznic, ja wysłałem w twoim imieniu prośbę o urlop.. Nooo i jakby ci to powiedzieć… masz dziś wolne.- zaśmiał się.
– Ty przebiegła szujo.- zaśmiała się Hermiona, czochrając mu włosy. W duchu jednak cieszyła się z wolnego…
– Wolę raczej określenie, typowy ślizgonie.- odparł, puszczając do niej oczko.- To jak? Co chcesz dziś robić?
– No to może pokarz mi to miejsce.- zaproponowała.
Stało się tak jak chciała. Draco najpierw oprowadził ją po domu, pokazując każdy pokój z osobna. Później natomiast, zabrał ją na długi spacer, po otaczających posiadłość terenach. Chodzili pomiędzy drzewami trzymając się za ręce i rozmawiając. A kiedy poczuli się zmęczeni usiedli na skraju jeziora, wystawiając twarze do słońca. Pogoda bowiem była idealna. Mimo tego, że kończył się już październik, słońce ciągle grzało mocno.
A kiedy na dworze zaczęło się pomału ściemniać, postanowili wrócić do domu, aby przygotować kolację. Posiłek znów zjedli we troje, głośno się śmiejąc i jak to mieli w zwyczaju, przekomarzając się wesoło. Tą noc również spędzili razem.. Tak jak kilka kolejnych. Hermiona bowiem, nie ograniczyła się jedynie do jednego dnia urlopu…
Malfoyka
17

Kilka dni dodatkowego urlopu, który Hermiona wzięła w pracy, minęło jak z bicza strzelił, a oni ciągle nie mieli dość. Nie znudziło im się wspólne układnie do snu, ani wspólne poranki. Nie mieli dosyć przepełnionych namiętnością nocy, oraz zjadanych wspólnie z Diabłem śniadań. Nie nudziły im się spacery po terenach wokół posiadłości i pobliskich lasach, ciągle nie byli nasyceni tą drugą osobą. W każdej bowiem rozmowie, w każdym słowie wypowiedzianym przez to drugie, cały czas odkrywali coś nowego. Nieuchronnie jednak nadszedł poniedziałek.. Czas kiedy obydwoje musieli wrócić do codzienności, dzień wcześniej pożegnali Diabła, który wrócił do Stanów, na kolejną niezwykle ważną sesję zdjęciową, do kolejnego niezwykle poczytnego magazynu, w ciuchach od kolejnego niezwykle sławnego projektanta. Żegnali się jednak z uśmiechem. Diabeł wyjeżdżał z Anglii, ze świadomością, że zostawia swojego przyjaciela szczęśliwego i pod dobrą, żeby nie powiedzieć najlepszą opieką…
Ciężkie krople listopadowego deszczu, z hukiem obijały się o szyby, kiedy o 6.30, w ogromnej sypialni Dracona rozbrzmiał dźwięk budzika. Pogrążona w głębokim śnie para, niechętnie otworzyła zaspane oczy..
– A może by tak jeszcze jeden dzień wolnego?- jęknął Draco, spoglądają w naznaczone deszczem okno.
– Tak, a jutro będzie kolejny i kolejny..- westchnęła Hermiona, przeciągając się leniwie.- To może od razu zrezygnujmy z pracy?
– A wiesz, to nie byłby taki głupi pomysł.- Draco zwrócił na nią swoje błękitne oczy.- Mam taki majątek, że z powodzeniem możemy do końca życia oddać się słodkiemu nic nie robieniu, a kapitał sam będzie zarabiał na nas i nasze dzieci.- kalkulował.
– Tak, idealny plan.- przyznała ze śmiechem, całując go w policzek.- Jest tylko jedno „ale”, kochanie. Ja lubię pracować.- dodała, pomału wychodząc spod pościeli.
– Przecież mówiłaś, że nie kochasz medycyny.- przypomniał jej, kiedy rozwalony wygodnie w pościeli, wodził za nią wzrokiem, kiedy krzątała się po sypialni.
– Bo nie kocham.- przyznała, zapinając stanik.- Ale to nie znaczy, że nie lubię.
– Jak tam chcesz.- odpowiedział obojętnie, szeroko ziewając.- Ale ja robię sobie dzisiaj wolne.- westchnął, przekręcając się na drugi bok.
– Oooo nie, mój panie!- zaśmiała się, ściągając z niego kołdrę.- Ruszaj ten swój zgrabny tyłek! Idziesz dziś do pracy.- śmiała się, szarpiąc jego dłoń. W końcu chcąc, nie chcąc musiał skapitulować. Półprzytomny usiadł na łóżku i mierząc kobietę rozżalonym spojrzeniem jęknął:
– Jesteś potworem Hermiono Granger!
– Jestem.- przyznała.- A wiesz co jest najfajniejsze?- zapytała, zapinając szarą koszulę.
– Yyyyhhhyyyy??- wyraził zainteresowanie, znów potężnie ziewając i przecierając zaspane oczy.
– Toooo, że jestem twoim potworem.- zaśmiała się, siadając mu na kolanach i całując delikatnie.- A teraz bądź grzecznym chłopcem, paniczu Malfoy i idź umyć buźkę, poszukaj w szafie jakiegoś krawata, doprowadź swój wygląd, do odpowiadającego wyglądowi prezesa banku, a potem zejdź na dół na kawę.- wydała dyspozycje, po czym wstając z jego kolan założyła na nogi stojące w rogu wysokie, czarne kozaczki na szpilce. Bardzo gustowny i niezwykle kosztowny prezent od Dracona. Nie spoglądając już więcej w stronę nieszczęśliwego blondyna opuściła sypialnię, żeby zrobić kawę i coś na śniadanie. A kiedy po blisko dwóch kwadransach, Draco zjawił się w kuchni, ubrany w szykowny garnitur, odświeżony i pachnący niezwykle zmysłowymi perfumami, które Hermionę doprowadzały prawie do obłędu, śniadanie i kawa były już gotowe.
Jedli w ciszy, przyglądając się kroplą deszczu spływającym po szybie w kuchennym oknie. Patrząc na taką pogodę Draco z całego serca zazdrościł Zabiniemu, który teraz jest już w swoim zalanym słońcem mieszkaniu w samym centrum słonecznego Miami.
– O czym tak ciężko myślisz?- zagadnęła.
– O szczęściu Zaba.- przyznał, a widząc jej zdezorientowaną minę, szybko wyjaśnił.- Spójrz za okno… co widzisz? Połowę listopada, szarość, deszcz i pluchę. A Diabeł? Wygrzewa się teraz pewnie na swoim tarasie wychodzącym wprost na Atlantyk, w pełnym słońcu gorącej Florydy. Ehh nie ma sprawiedliwości na tym świecie.- westchnął. Hermiona zaśmiała się szczerze. A dla niego ten uśmiech był jak promień słońca rozświetlający szarówkę jesiennego dnia..
Nie mogli już jednak pozwolić sobie na dłuższe celebrowanie swojej obecności. Wybiła 7.45, mieli więc po 15 minut na to, żeby pojawić się na swoich stanowiskach w pracy. Stojąc na ganku pożegnali się krótkim całusem, po czym każde z nich z głośnym hukiem telepotowało się do pracy.
Kiedy przekroczyła próg swojego gabinetu nieco zdziwiła ją nieobecność Igora. Chłopak zjawiał się zwykle na długo przed nią. Czyży zachorował? To pytanie towarzyszyło jej, kiedy przebierała się w swój fartuch. Odpowiedź nadeszła jednak sama.. Na trzy minuty przed ósmą w drzwiach pojawił się zziajany Igor.
– Co się stało?- zapytała spoglądając na niego- Zastępy piekielne cię gonią?
– Bardzo śmieszne.- wysapał, łapiąc się za kolana, aby móc złapać oddech.- Już myślałem, że się spóźnię. Wiesz byliśmy wczoraj z Anią na kolacji i potem tak się jakoś zasiedzieliśmy..- próbował tłumaczyć.
– Zasiedzieliście?- zapytała Hermiona, unosząc sugestywnie brew. W końcu ona też się zasiedziała u Dracona. Tak się zasiedziała, że aż musiała wziąć tydzień dodatkowego urlopu..- Ale zaraz, zaraz… jak Ania?- zapytała.- Nie masz chyba na myśli tej..
– Tą samą.- wszedł jej w słowo z szerokim uśmiechem malującym się na twarzy.
– Skubany.- zaśmiała się Hermiona.- Gratuluję.- dodała widząc, że z jej przyjaciela szczęście wręcz promieniuje.
– Dzięki.- uśmiechnął się, klepiąc ją po ramieniu.- Mówiąc szczerze, to nie liczyłem, że coś takiego mnie spotka. Wiesz… myślałem, że będę już zawsze nieszczęśliwy, przyglądając się twojemu szczęściu, żyjąc ze świadomością, że twoje szczęście nigdy nie będzie naszym szczęściem.- mówił chaotycznie, jednak nie wątpił, że go zrozumie.
– Ja..ja nie wiedziałam, że ty..- zaczęła zaskoczona.
– Dajmy spokój temu.- zaproponował.- To już przeszłość. teraz ty masz tego swojego Dracona, z którym jesteś po przejściach niczym z brazylijskiej telenoweli, a ja mam Anię, która trafiła w do mojego życia, tak nieoczekiwanie, jak nieoczekiwanie uderza piorun i to w zupełnie jasny dzień.- zaśmiał się.
Po tej krótkiej wymianie zdań przyszedł jednak czas na rozpoczęcie obchodu, gdzie spotkali się z Marthą, która nie kryła radości na widok ich uśmiechniętych i szczęśliwych twarzy.. Dyżur mijał w miarę spokojnie. Nie działo się nic nadzwyczajnego, pomijając kilka przypadków poparzeń podczas eksperymentów z eliksirami, z którymi jednak szybko potrafili dać sobie radę. Siedzieli więc wspólnie z Igorem w swoim gabinecie, popijając zieloną herbatę. Deszcz za oknem coraz bardziej przybierał na sile, a atmosfera była coraz bardziej senna. Niemal do tego stopnia, że młodym lekarzom nawet nie chciało się ze sobą rozmawiać. Siedzieli więc w milczeniu, wsłuchując się w wygrywany przez deszcz rytm. Nawet szpital wydawał się popaść w jakieś odrętwienie… W pewnym momencie jednak, drzwi ich gabinetu cicho skrzypnęły i pojawiła się w nich Martha..
– O nieeee…- jęknął na jej widok Igor. Hermiona spojrzała na niego zdziwiona.
– Co jest?- zapytała.
– Jeszcze nie zauważyłaś?- zapytał z lekkim uśmieszkiem. Po czym odwrócił się do pielęgniarki- Jak cię uwielbiam Martho, to jeszcze nigdy nie zdarzyło ci się wejść tutaj w celach towarzyskich podczas dyżuru, więc jak przypuszczam i teraz masz jakieś zadanie, które odciągnie nas od błogiego lenistwa, co?- zagadnął.
– Zgadza się panie doktorze.- uśmiechnęła się serdecznie.- Pominę jednak milczeniem kwestię leniuchowania na dyżurze.- zaśmiała się, puszczając do niego oczko.
– Okey, co tam masz Martho?- zapytała Hermiona podchodząc do starszej kobiety.
– Och nic wielkiego.- odpowiedziała, Hermionie zaś podpadło, że zrobiła to tak szybko.- Izba Nagłych Przyjęć przesłała pacjentkę do Magomedycznego Zespołu Pomocy Medycznej, do zrobienia tego waszego mugolskiego USG.- odpowiedziała.- Myślę, że nie musicie iść razem, Igor świetnie da sobie radę.- dodała szybko. Chłopak zaś już otwierał usta, aby zaprotestować, jednak napotkał znaczące spojrzenie pielęgniarki. A więc było to coś, od czego chciała odciągnąć Hermionę…
– Jasne, nie ma sprawy! Uwinę się z tym raz, dwa.- zgodził się. Na ich nieszczęście Hermiona widziała jednak ich porozumiewawcze spojrzenia..
– Okey! Co jest grane?- zapytała dobitnie.- Dlaczego chcesz mnie odciągnąć od tej sprawy?- dopytywała widząc, że pielęgniarka nie kwapi się z odpowiedzią.
– Och, to nic takiego. Ja po prostu pomyślałam, że chciałabyś sobie odpocząć..- mówiła, ważąc każde słowo.
– Odpocząć? Po urlopie?-zadrwiła Hermiona, coraz bardziej zirytowana.- O co chodzi?
– No dobrze. Po prostu uważam, że nie powinnaś badać akurat TEJ pacjentki.- przyznała w końcu, pod naporem wzroku Hermiony.
– A to niby dlaczego?- zapytała. Znów jednak odpowiedziała jej głucha cisza.- Daj mi tą kartę.- poleciła, wyciągając dłoń w kierunku Marthy. Całej sytuacji z niemałym zaciekawieniem przyglądał się Igor… Pielęgniarka głośno westchnęła, po czym wolnym ruchem wyciągnęła w kierunku Hermiony rękę z kartą chorobową tajemniczej pacjentki. Młoda pani doktor nie wahając się ani sekundy, zamaszystym ruchem otworzyła szarą teczkę spoglądając na nazwisko. Napis na pierwszej stronie głosił:

PACJENT:
LEVANDER BROWN
CHOROBA:
NIEZIDENTYFIKOWANA
OBJAWY:
PROMIENIUJĄCY BÓL BRZUCHA, ZAWROTY GŁOWY,
OSŁABIENIE, ROZDRAŻNIENIE,
NADWRAŻLIWOŚĆ SMAKOWO-ZAPACHOWA,
NADWRAŻLIWOŚĆ NA DOTYK.
BRAK REAKCJI NA PODANE ELIKSIRY!!!
ZALECENIA:
MUGOLSKIE USG* W CELU ZIDENTYFIKOWANIA CHOROBY.
*PEŁNA DIAGNOSTYKA BRZUCHA
EWENTUALNA OBSERWACJA MAGOMEDYCZNA.
W RAZIE NIE ZIDENTYFIKOWANIA PRZYPADŁOŚCI
PRZEZ BADANIE USG.
DOKTOR:
GREGORY WILSON (INP)
HERMIONA GRANGER/ IGOR KOWALEWSKI (MZPM)
Teraz już wiedziała dlaczego Martha nie chciała, żeby zajęła się tym przypadkiem. Ale nie z nią, nie z Hermioną Granger takie numery. Ona się nie schowa, wręcz przeciwnie to właśnie ona weźmie ten przypadek!
– Brown jest moja.- zakomunikowała.- Może spokojnie oddać się leniuchowaniu.- dodała zwracając się do Igora.
– O nie! Idę z tobą, o ile dobrze widzę, na karcie jest też moje nazwisko!- zaprotestował wiedząc, że choć w tej chwili Hermiona robi dobrą minę do złej gry, cała ta sytuacja jest dla niej zapewne bardzo ciężka.. Zwłaszcza, że on miał już pewne przypuszczenia, a znając Hermionę, wpadła na to jeszcze wcześniej…
– Hermiono, nie sądzę żeby to był dobry pomysł…- Martha ciągle starała się odwieść ją od pomysłu padania Levander.
– Okey, a o co chodzi teraz? Wiem już kto to, więc czemu mam jej nie zbadać, jestem lekarzem.- upierała się, pielęgniarka w odpowiedzi zagryzła jedynie wargę. Nagle w głowie Hermiony pojawiła się lampka..- ON jest z nią, prawda?- zapytała. Martha i Igor wymienili spojrzenia, po czym pielęgniarka kiwnęła twierdząco głową. Ot i tajemnica została rozwiązana. Hermiona zapinając guziki swojego kitla, raźnym krokiem wyszła z gabinetu.
– Idź z nią.- szepnęła Martha.
Igorowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. W kilku krokach dogonił przyjaciółkę, jeszcze zanim ta zdążyła dojść do gabinetu USG.
– Wiesz, że nie musisz tego robić.- szepnął jej do ucha, łapiąc za łokieć, kiedy stali już przed drzwiami.
– Wiem, ale chcę.- powiedziała hardo, po czym odważnie nacisnęła na klamkę wchodząc do gabinetu.- Witam Państwa.- zawołała od progu.- Nazywam się doktor Granger, przeprowadzę badanie.- zakomunikowała sucho, podchodząc do aparatury, aby przygotować wszystko.- Panią poproszę o rozebranie się do bielizny, pani Brown. A pan musi przesiąść się tam, pod ścianę.- wydała odpowiednie rozporządzenia, zimno spoglądając w twarz Rona. Mężczyzna z kolei przyglądał jej się zszokowany. Wyglądała pięknie.. tak, tak jak kiedyś w szkole. Wyglądała jak to Hermiona, którą pokochał wiele lat temu, a którą gdzieś utracił podczas pogoni za ideałami…
– Hermiono..- zaczął
– Doktor Granger.-poprawiła go sucho, hardo spoglądając w jego oczy.- A teraz proszę pana o zajęcie miejsca pod ścianą.- zakomunikowała, a on chcąc, nie chcąc wykonał polecenie. Hermiona w tym czasie przygotowała monitory, a Levander spoglądając na nią niespokojnie, w końcu pozbyła się odzieży. Igor tymczasem widząc, że Hermiona dobrze sobie radzi zajął się wypisywaniem papierów.
Kiedy pacjentka była już gotowa, Hermiona zimno zakomunikowała:
– Proszę leżeć nieruchomo. Żel, który zaraz zaaplikuję jest zimny i może być to nieprzyjemne, jednak badanie jest bezbolesne. Czy zgadza się Pani na jego wykonanie?- zapytała służbowo. Levander spojrzała przerażona w kierunku Rona, jednak kiedy ten skinął twierdząco głową, wyraziła zgodę na badanie. Już po chwili Hermiona wodziła sondą USG po jej brzuchu, wyszukując nieprawidłowości. Nic jednak nie wyglądało na to, żeby kobieta miała być chora. Obszar badań schodził coraz niżej, aż nagle Hermionę oświeciło…
– Kiedy ostatni raz miała pani miesiączkę?- zapytała zimno, mimo że krew się w niej gotowała.
– Ja..ja.. nie pamiętam. Ale chyba jakieś 6 tygodni temu.- wystękała Levander. – Naprawdę nie wiem.. nie miałam czasu, żeby zwracać na to uwagę.- tłumaczyła.
– Dobrze, proszę nieco opuścić bieliznę.- poleciła.
Całej scenie przyglądał się Igor. A więc dopiero teraz to odkryła.. Chciał jej jakoś pomóc, tylko jak? Najlepszym rozwiązaniem byłoby nakierowanie jej myśli na Dracona..
– Herm?- zaczął, kiedy wpadł na pewien pomysł
– Yhym?- dała znak, że słucha, cały czas uważnie wpatrując się w migający monitor.
– Nie powiedziałaś mi jeszcze jak było na urlopie.- zagadnął.
– Och..o.. no wiesz, przyjemnie.- zaśmiała się, rozumiała co robił i była mu za to wdzięczna.- Można powiedzieć, że bardzo przyjemnie.- uściśliła.
– Ale nie spędziłaś tego tygodnia w domu, prawda?- zagadnął niby niewinnie. Chciał żeby zaczęła jak najwięcej myśleć o blondynie.
– Nie wiesz nie w swoim.. chociaż..- zastanowiła się.- Nie, byłam w domu. Tam też już jest mój dom.- uśmiechnęła się delikatnie.- Wiesz jak to mówią, tam dom twój, gdzie serce twoje.- Igor zaśmiał się szczerze. Wiedział, że na pewno mówi szczerze, ale celowo dobiera słowa tak, aby godziły w siedzącego przy ścianie Weasleya.- A skoro tak, to wiesz.. mój dom jest teraz bardziej tam, niż u mnie.- zaśmiała się. Ale nagle jej wzrok mocniej skupił się na monitorze. Podeszła bliżej, żeby lepiej się przyjrzeć.. Tak bez wątpienia..
– Co? Co jej jest?- zapytał Ron, który doskonale znał Hermionę, widział zatem, że coś wypatrzyła w tym telewizorku.
– Tak!! Co mi jest? Jestem chora?- dopytywała przestraszona Levander, spoglądając na Hermionę.
– Wręcz przeciwnie! Jest Pani zdrowa pani Brown. Jednak będzie pani musiała teraz na siebie uważać.- odparła sucho.
– Jak to dlaczego?- blondynka niczego nie rozumiała.
– Cóż, wygląda na to, że jest pani w 8 tygodniu ciąży. Gratuluję.- powiedziała służbowo, choć serce krajał jej żal.. 8 tygodni temu, czyli mniej więcej w okresie, kiedy Ron tak usilnie starał się ją przeprosić…- Mój kolega wypisze pani odpowiednie eliksiry. Z mojej strony to już wszystko. Jeszcze raz gratulacje.- zakomunikowała, po czym hamując zbierające się pod powiekami łzy, wyszła z gabinetu. Na słabość pozwoliła sobie dopiero na korytarzu, gdzie słony potok spłynął po jej policzku..
Malfoyka
18

Wychodząc na zimne, jesienne powietrze, czuła się już niemal spokojna. Minął pierwszy szok związany z wiadomością o rychłym ojcostwie jej niedoszłego męża, wciąż jednak pozostał żal.. Żal o to co jej zrobił, co chciał jej zrobić. Nie mogła nie rozpamiętywać tego, że jeszcze kilka tygodni temu, niemal na kolanach błagał ją o powrót, wciąż jednak będąc z Levander. Nie opanowała łzy, kiedy uświadomiła sobie, że gdyby wtedy zgodziła się mu wybaczyć, że gdyby wróciła, to teraz usłyszałaby od niego o ciąży jego kochanki i jej świat znów ległby w gruzach..
– Kochanie co się stało?- przez łzy, niemal dobiła do czekającego na nią Dracona.
– Zawieź mnie do domu, proszę.- szepnęła, wsiadając do samochodu. Mężczyzna pojawił się w środku, po trzech sekundach, przypatrując jej się z troską.
– Hermiona, ty płaczesz? Co się stało?- dopytywał, głaszcząc ją po policzku. Pod wpływem tego dotyku nowe łzy wypłynęły na jej policzki. Tym razem poczuła się winna swojemu irracjonalnemu zachowaniu. W końcu miała Dracona, była z nim szczęśliwa, a ona wpada w histerię, kiedy dowiaduje się, że kochanka jej byłego jest w ciąży.
– Nie chcę o tym rozmawiać.- wyszeptała, strącając jego dłoń.- Zawieź mnie do domu, dobrze?
– Oczywiście.- odparł, obserwując jak kobieta zwraca swoje zapłakane oczy na zamazaną deszczem boczną szybę.
Jechali w ciszy, zmąconej jedynie dźwiękiem deszczu odbijającego się od samochodu. Co pewien czas Draco z niepokojem spoglądał na załamaną Hermionę. Nie rozumiał co mogło doprowadzić ją do aż takiego stanu. Wiedział jednak jedno, jeżeli przyczyną tych łez był jakiś człowiek, a nie sytuacja, to on już mu współczuł, jeżeli ten ktoś stanąłby na jego drodze…
Z cichym chrzęstem opon na żwirowanym podjeździe, auto zatrzymało się pod niewielkim domkiem kobiety.
– Dziękuję- szepnęła wysiadając.- I przepraszam.
– Nie masz mnie za co przepraszać.- powiedział podchodząc do niej i składając delikatny pocałunek na jej czole.- Zostanę z tobą, chcesz?- zaproponował. Jej odpowiedzią był jedynie silniejszy uścisk i cichy szloch. Objęci ruszyli w kierunku wejścia…
– Przebierz się, a ja zrobię herbaty.- zaproponował, kiedy przekroczyli próg. Hermiona bez słowa zgodziła się z jego propozycją, ruszając do swojej sypialni, gdzie przebrała się w powyciągany dres, po czym wróciła do salonu, gdzie usiadła na swojej kanapie, tępo spoglądając w rozpalony przez blondyna ogień, płonący w kominku.
– Proszę.- usłyszała cichy szept, kiedy siadając obok niej podał jej kubek z parującą zieloną herbatą.- To może teraz powiedz mi co się stało.- zaproponował, obejmując ją. Znów poczuła się bezpiecznie, tak jakby w jego ramionach żadne smutki nie mogły jej dopaść. Położyła głowę na jego ramieniu, pozwalając sobie na chwilę utonąć w jego zapachu.
– Hermiono? Martwię się.- wyszeptał całując ją w skroń.
– Nie potrzebnie, nic mi nie jest.- powiedziała ciągle łamiącym się głosem.
– Jeżeli te łzy to jest nic, to wierz mi, ale nie chcę wiedzieć czym w twoim odczuciu jest „coś”.- powiedział delikatnie, ciągle mocno ją obejmując.
– Och po prostu miałam koszmarny dzień w pracy.- wyznała.- Miałeś rację, trzeba było wziąć dzisiaj wolne.- zaszlochała
– Ale co się stało?- dopytywał.
– Och Draco!!!- zaszlochała głośniej, mocniej wtulając się w jego ramię.- Oni będą mieli dziecko!!! I to ja to odkryłam, ja ją badałam, ja im o tym powiedziałam!!!- wyrzucała z siebie słowa, tak jakby to one zatruwały ją od środka.
– Poczekaj chwilę.- powiedział łagodnie.- Kto będzie miał dziecko, kogo badałaś?
– Le-le-vande-er- zaszlochała, a on w mig wszystko pojął.
– O Boże, słońce tak mi przykro.- szepnął, przytulając ją delikatnie.- Pieprzony skurczybyk z tego Weasleya.- warknął. Czuł, że gdyby teraz jakimś cudem Ron znalazłby się obok niego to, to spotkanie byłoby ostatnim w życiu tego parszywego rudzielca.. A on, Draco nawet nie użyłby różdżki, zatłukłby gada gołymi dłońmi!!!
– Ale wiesz co jest najgorsze?- zapytał, cała we łzach- Co spowodowało, ten mój stan?
– Nie kochanie, ale wyrzuć to z siebie.
– W czasie, kiedy ona zaszła.. kiedy, kiedy zrobił jej to dziecko, usilnie starał się mnie przekonać do powrotu…- wyszeptała.- Draco, gdybym ja wtedy…- płakała
– Ciiiii- głaskał ją po włosach.- Nie myśl o tym, nie warto. Weasley to palant, który nie potrafił docenić skarbu jaki miał u swojego boku. Nie warto wylewać na niego łez.- pocieszał ją. Jego pocieszenie jednak miało odwrotny skutek do tego zamierzonego, bo brunetka wpadła w jeszcze większą histerię.
– A do tego teraz czuję się podle!- wychlipała.- Booo mam ciebie, a ty jesteś przy mnie cały czas, nawet teraz kiedy ryczę, bo mój były będzie ojcem… Czuję się podle bo cię ranię…- szlochała.
– Hej, hej maleńka!- Draco podniósł jej głowę tak, że ich spojrzenia spotkały się.- Jestem Malfoyem, pamiętasz? Mnie nie tak łatwo jest zranić.- puścił do niej oczko, w odpowiedzi na które uśmiechnęła się delikatnie.- Noo widzisz, od razu lepiej!- pochwalił ją, całując delikatnie.- A teraz już nie płacz, bo czuję się podle..
– Widzisz…- wyjęczała, znów zanosząc się płaczem.
– Czuję się podle BO..- zaakcentował, nie pozwalając jej opuścić wzroku.- jestem bezradny na twoje łzy. Nie wiem jak mam ci pomóc, mimo że bardzo chcę. Niestety jedyne co teraz mi przychodzi na myśl, to pozbawienie Weaslaya, jego marnego życia i to w wyjątkowo okrutny sposób.. I przysięgam, że nawet nie dotknąłbym wtedy różdżki!!!- pomstował.
– Och Draco!!!- przytuliła się do niego mocniej.- Co ja bym bez ciebie zrobiła?
– Hmm… pomyślmy…- udawał, że się zastanawia.- Powódź w mieszkaniu?- zaśmiał się, tak jak tylko on potrafił. Również ona, nieco już się uspokoiła. Łzy przestały kapać z jej oczu, a na ustach pojawił się delikatny uśmiech.
– Dziękuję, że jesteś.- szepnęła całując go w policzek.
– Zawsze do usług.- zaśmiał się.- Nooo ale mam nadzieję, że awarię kurków mamy już za sobą, co?- zażartował, skradając jej całusa.
– Chyba tak.- westchnęła.- Ale teraz muszę wyglądać koszmarnie.
– Ty nigdy nie wyglądasz koszmarnie! Nawet z zapuchniętymi oczami, zaczerwienionym nosem i rozmazanym makijażem wyglądasz lepiej niż anioł.- zapewnił.
– O Boże, jest aż tak źle?- jęknęła, łapiąc się za twarz.- Potrzebuję chusteczek i lusterka!- szepnęła chcąc wstawać.
– Siedź, ja przyniosę. Powiedz mi tylko gdzie są.- zaproponował Draco.
– W mojej szafce nocnej koło łóżka.- poinstruowała go. Nie czekając na nic więcej ruszył w stronę jej sypialni, gdzie natychmiast odnalazł rzeczoną szafkę. Niewiele myśląc otworzył drzwiczki. Lusterko rzuciło mu się w oczy niemal natychmiast, tylko gdzie są te cholerne chusteczki. Schylił się mocniej, żeby zajrzeć głębiej. Są! Z samego tyłu, na stosie jakichś zeszytów. Uśmiechnął się w duchu.. „Nawet tyle lat po szkole, trzyma przy łóżku zeszyty.. już zawsze będzie kujonicą” pomyślał. Jednak sięgając dłonią po zwilżane chusteczki do demakijażu, zupełnie niechcący trącił w zeszyty, stosik zachwiał się i kilka skoroszytów wypadło z szafki, lądując na podłodze. Jeden z nich w locie odwrócił się tak, że kiedy upadł, odkrył przed blondynem swoją treść. A raczej zawartość, taką jakiej nigdy by się nie spodziewał.. Każda karta z zeszytu była bowiem, nie zapisana, a zamalowana.. Na każdej stronie widniał skrupulatny obrazek jakiegoś stroju.. A to sukni, a to kostiumu, albo zupełnie nieformalnego stroju. Zaskoczony swoim odkryciem podniósł zeszyt i razem z chusteczkami i lusterkiem zabrał go ze sobą do pokoju, gdzie czekała na niego Hermiona.
– Kochanie?- zaczął widząc, że kobieta nie zauważyła jego wejścia.
– Yhym?- dała sygnał, że słucha.- Nie znalazłeś?- zapytała
– Znalazłem.- odparł podając jej lusterko i chusteczki.- Ale nie tylko to o co prosiłaś. Co to jest?- zapytał, pokazując jej zeszyt z projektami.
– Oddaj to- krzyknęła, jednak już w następnej chwili poprawiła się.- To, to nic takiego. Stare dzieje…- tłumaczyła zawstydzona, zarówno swoim zachowaniem, jak i jego odkryciem.
– Czemu mi nie powiedziałaś, że projektujesz?- zapytał siadając obok niej.- I najważniejsze, czemu robisz to do szuflady?- mruknął przerzucając kartki w notesie.
– Bo to nie jest nic ciekawego, ot taka stara pasja.- tłumaczyła.
– Pasja w której jesteś cholernie dobra.- powiedział z uznaniem, przyglądając się projektowi szykownej, czarnej sukni wieczorowej.- A sądząc po ilości tych zeszytów w twojej szufladzie, to musisz ją kochać, co?
– Kochałam.- odparła, odbierając mu zeszyt.- A nawet kiedyś wiązałam z tym swoje marzenia o przyszłości.- powiedziała.
– To co się stało potem, że z tego zrezygnowałaś?- zapytał, wpatrując się w nią ciekawie. Nie rozumiał dlaczego tak bardzo zawstydziło ją to, że odkrył te rysunki…
– Zaręczyłam się z Ronem.- odparła szczerze, a on zrozumiał wszystko.- Ron uważał, że projektowanie to dziecinada, a żona znanego polityka nie może zajmować się czymś tak nie poważnym jak to..
– Boże, co za skurwiel.- warknął Draco.- A jest coś, czego ten palant w tobie nie zmienił, albo ci nie zabrał?- zapytał nieźle wyprowadzony z równowagi- Kolor włosów? Ron wolał blondynki, więc musiałaś się farbować. Pasja i marzenia? Dziecinada, musiałaś zrezygnować!! I założę się jeszcze, że to przez niego poszłaś na medycynę, co?- jej odpowiedzią była cisza. Cisza jednak, bardziej wymowna niż milion słów..- On cię tyranizował!!!- warknął poirytowany.
– Draco… ale on miał chyba rację..- szepnęła
– Gówno miał, a nie rację, Hermiono! Spójrz tylko na te rysunki… masz ogromny talent, odrobina wiary i twoja linia odzieżowa zrobi furorę!!- mówił z entuzjazmem.- A jak jeszcze zrobisz coś dla mężczyzn, to znam jednego modela, który chętnie podpisze z tobą kontrakt!!! Tylko uwierz w siebie i swój talent!!!- zachęcał ją.
– Nie Draco!- powiedziała twardo.- Projektowanie to przeszłość. Jestem lekarzem i niech tak zostanie.- dodała odsyłając zeszyt z powrotem do szafki, tam gdzie jego miejsce.
– Ale…- zaczął ponownie.
– Powiedziałam nie! Temat skończony.- wtrąciła mu się w słowo.
Chcąc nie chcąc musiał skapitulować. Nie byłby jednak Draco Malfoyem, gdyby w jego głowie nie zrodził się chytry plan, który zamierzał wcielić w życie przy najbliższej nadarzającej się okazji…
Resztę wieczoru spędzili jednak, nie wspominając już ani o jej projektach, ani o Ronie.. Rozmawiali zwyczajnie, popijając czerwone słodkie wino z pięknych kryształowych kieliszków. Pod wpływem spędzanego wspólnie czasu, Hermionie na dobre wrócił humor, do tego stopnia, że myśl o Ronie nie sprawiała jej już bólu..
Zasnęli późno, po raz pierwszy w jej sypialni, mocno wtuleni w sibie, a światło prześwitującego przez ciężkie chmury księżyca opierało się na ich uśpionych twarzach…
Malfoyka
19

olejne dni mijały spokojnie. Hermiona pogodziła się już z ciążą Levander, do czego niemało przyczynił się Draco. Za każdym bowiem razem, kiedy jej myśli schodziły na bolesny temat, a w oczach zaczynały szklic się łzy, blondyn z rozbrajającą szczerością i typowym kpiarskim uśmieszkiem na twarzy twierdził, że zawsze przecież mogą postarać się o swojego malucha. Co dopiero byłoby szokiem, przede wszystkim dla rudego… Kobieta nie potrafiła wtedy wstrzymywać śmiechu, kiedy przed jej oczami pojawiał się obraz miny Rona, kiedy informowałaby go, że sprawcą jej powiększającego się brzucha jest nie kto inny, jak sam Draco Malfoy…
Nie wracali już także do kwestii jej projektowania. Zeszyty, które odnalazł Draco tamtego feralnego wieczora znów leżały na swoim miejscu i jak myślała Hermiona nie naruszano ich zawartości. Nie wiedziała jednak, że owe myśli są tak samo błędne jak powiedzenie, że dwa i dwa to siedem… Draco bowiem, kiedy następnego dnia po tamtym pamiętnym wieczorze Hermiona wyszła do pracy, dogłębnie zapoznał się z ich treścią i jedynie upewnił się w przekonaniu, że jego ukochana ma nietuzinkowy talent, który za wszelką cenę chce zmarnować. On jednak nie byłby Malfoyem, gdyby nie postanowił się temu przeciwstawić. W tajemnicy przed ukochaną, kilkoma zręcznymi zaklęciami skopiował najciekawsze według niego projekty, które następnie schował głęboko w swoim osobistym gabinecie, gdzie czekały na odpowiedni moment.. Draco miał bowiem konkretny plan, jednak do jego wykonania potrzebna była mu pomoc Blaisa. A ten jak na złość od kilku tygodni milczał jak zaklęty…
– Draco.. Draco, wstawaj.. ktoś chyba dobija się do drzwi..- zaspany głos Hermiony doszedł do jego świadomości, pewnego mroźnego, grudniowego poranka..
– Śpij..- mruknął nie otwierając oczu.- Na pewno ci się wydaje.
– Nie!- powiedziała głośniej.- Nie wydaje mi się! Ktoś dobija się do drzwi, więc może zszedłbyś łaskawie na dół i zobaczył kto to jest, o wielki gospodarzu tego domostwa!- upierała się szarpiąc jego ramię.
– Kobieto jesteś nie możliwa!- jęknął otwierając w końcu oczy.- Jest…- sięgnął po leżący na stoliku nocnym zegarek, a kiedy spostrzegł, która jest godzina jęknął boleśnie.- ..jest SIÓDMA rano, w SOBOTĘ, w połowie GRUDNIA, świat jest zasypany ŚNIEGIEM!!!- wyliczał akcentując odpowiednie słowa.- Naprawdę myślisz, że ktoś dostałby się TUTAJ, do TEGO domu w ŚRODKU lasu? W zimowy ŚWIT?- dopytywał, próbując znów zamknąć oczy.- Aaaa i jeszcze jedno… PO CO miałby to robić?
– Nie wiem! Ale ewidentnie się dostał. I tak TUTAJ, w sam Środek lasu, poprzez ŚNIEG i tak.. w SOBOTĘ o SIÓDMEJ rano!!!- odpowiedziała przedrzeźniając jego słowa.- A teraz STOI pod drzwiami TEGO domu, od jakichś DZIESIĘCIU minut i próbuje się tutaj DOBIĆ!!!- dodała idealnie naśladując jego wypowiedź- Więc z łaski swojej IDŹ zobaczyć kto to i czego chce!!!- zakończyła tonem nie znającym sprzeciwu.
– Jesteś potworem!!- jęknął, dla świętego spokoju wstając jednak z łóżka i nakładając spodnie.
– Tak, tak tą śpiewkę już znam.- zaśmiała się.- A teraz idź zobacz kto soi pod drzwiami i marznie!
– Nikt tam nie stoi.- dodał pewnie.- To zapewne tylko wiatr. A ty jesteś przewrażliwiona..- jęczał znikając za drzwiami. Przez chwilę nie było słychać żadnego dźwięku, jednak już po chwili usłyszała dobiegające z dołu głosy..
– No nareszcie stary! Wiesz jaki tam jest mróz? Już myślałem, że zamarznę..- usłyszała głęboki, dobrze sobie znany, męski głos. Niemal pisnęła z radości pod wpływem tego dźwięku.. Niewiele myśląc wyskoczyła z łóżka i nakładając na siebie jedynie leżącą w pobliżu koszulę Dracona, biegiem ruszyła na dół..
– BLAISE!!!!- krzyknęła rzucając się zmarzniętemu brunetowi na szyję. Zapomniała nawet o tym, że jest pół naga..
– Ehemmm..- mruknął rozbawiony.- I ciebie też miło widzieć Granger.. Naprawdę.- zaśmiał się.- Ale nie musiałaś biec tak szybko, że aż potraciłaś ciuchy..
– O MÓJ BOŻE!!!- jęknęła, nagle przypominając sobie w co jest ubrana.- O MÓJ BOŻE..- powtórzyła, biegiem ruszając na górę, żeby skompletować swój strój do końca. Towarzyszył jej przy tym głośny śmiech obydwu mężczyzn.
– Ona się nigdy nie zmieni.- zaśmiał się Diabeł, spoglądając na schody, po których przed chwilą wbiegła.
– No ja mam nadzieję.- dodał Draco uśmiechając się szeroko.- Chodź do kuchni, zrobię kawę.- zaproponował.- Mam do ciebie sprawę.- dodał ciszej, kiedy byli już w kuchni.- Dość delikatną..- kontynuował, cały czas spoglądając w kierunku drzwi..
– Co jest?- zapytał zdezorientowany Diabeł, nie rozumiejąc zachowania przyjaciela.
– To dotyczy Hermiony.- wyjaśnił szeptem.- Ale wiesz co, lepiej poczekam z tym, aż pójdzie do pracy..- uciął temat, obawiając się, że Hermiona nakryje go na spiskowaniu..
– Chcesz się oświadczyć?- zapytał zaskoczony Diabeł.
– NIE!!- odpowiedział szybko.- To znaczy chcę, ale jeszcze nie teraz.. i nie martw się, nie poprosiłbym cię o kupno pierścionka. To będzie trochę bardziej skomplikowane.- zakończył.
– Czekaj! Chcesz się jej oświadczyć?- na twarzy Zabiniego malował się głęboki szok. Niby Draco marzył o rodzinie, ale żeby od razu się oświadczać.. przecież bez ślubu też można żyć, przynajmniej on tak uważał.
– Jezu, ale się przypiąłeś.- westchnął Draco, stawiając na stole kubki z gorącą kawą.- Chcę i nie wątpię, że ona to.. to ONA, wiesz ta jedyna i w ogóle, ale jeszcze jest chyba za wcześnie.. Z resztą Weasley tak miesza, że absolutnie nie udaje jej się o nim zapomnieć.- powiedział gorzko, a przez jego twarz przemknął cień nienawiści.
– Jak to miesza?- dopytywał Diabeł- Wie, że jesteście razem?
– Nieee, no skąd!- zaprzeczył Draco.- Ale to też jest rozmowa jak jej nie będzie. Wierz mi, najmniejsza wzmianka o tym rudym padalcu, a w jej oczach natychmiast szklą się łzy.- warknął ze złością.
– W sensie, że dalej go kocha?- zdziwił się brunet.- Stary i ty się chcesz z nią żenić?
– Nie kocha go pajacu!!! I daj już spokój temu małżeństwu, mówię.- wyjęczał, łapiąc się za głowę.- Opowiem ci wszystko jak pójdzie do pracy. A na razie mów ty.. na długo przyjechałeś?- zapytał, starając się zmienić temat jak najszybciej, bo jak mu się wydawało, słyszał już kroki Hermiony na schodach.
– Nooo, na kilka dni. Jeśli mnie przygarniesz.. OOO UPS.. przygarniecie.- dodał widząc wchodzącą do kuchni, nieco zażenowaną Hermionę.
– Co za pytanie Diable?!- zawołał Draco.- Prawda Hermiono?
– Taaa, oczywiście.- odpowiedziała, ciągle zawstydzona.
– Och już się tak nie czerwień jak piwonia na wiosnę, Granger. To powitanie było…hmmm.. całkiem miłe. Nie co dzień roznegliżowane kobiety rzucają mi się na szyję.- zaśmiał się, posyłając jej swój łobuzerski uśmiech.
– No bardzo śmieszne.- warknęła.
– A poza tym..- kontynuował, nie zwracając uwagi na jej zażenowanie.- Chyba jesteśmy kwita, ty też mnie widziałaś półnagiego… I na dodatek byłem nieprzytomny, więc kto wie co ty mi robiłaś..- żartował.
– Gwałciłam cię, pajacu.. Wiesz?- zaśmiała się.
– WIEDZIAŁEM!!! No nareszcie się przyznałaś!!! Tylko cholera, Malfoy teraz będzie zazdrosny..- udawał na zmianę ucieszonego i przerażonego. Hermiona i Draco wybuchnęli głośnym śmiechem.- Dobra, a teraz poważnie, skończyło się rumakowanie i w ogóle… Diabeł będzie poważny!!!
– Draco pisz do Proroka!!!- zawołała Hermiona.
– Jezuuu zapomniałem już, że z wami tak wesoło.- przyznał Zabini, spoglądając w ich twarze.- Czyli stoimy na tym, że mogę się u was zatrzymać, tak? To fajnie. Przyjechałem na sesję do Londynu, na kilka dni. A potem wracam do Stanów, bo…. UWAGA… UWAGA…- krzyknął uśmiechnięty.- Diabełek podpisał nowy kontrakt!!!
– I to jest powód do takiej ekscytacji?- zapytał Draco, sącząc swoją kawę.- Zabini, ty podpisujesz nowe kontrakty średnio dwa razy na miesiąc.
– Tak, ale…- zaczął.- Ten jest zupełnie inny!! Wyobraźcie sobie, że w połowie kwietnia zobaczycie Diabełka na dużym ekranie..- zawołał ucieszony.
– Żartujesz?- krzyknęła Hermiona.- Zagrasz w filmie?
– A jak!!! I to oczywiście główną rolę!- chwalił się, dumnie wypinając pierś.
– Ty się tak stary nie napinaj, bo ci gumka w gaciach strzeli!- zażartował Draco.- Mów lepiej co to za film… Horrorek? A może sensacja, pełno gorących laseczek i ty… Mów..
– No nieee stary, pudło.- odpowiedział.- To film o miłości. Dramat. Gram niegrzecznego chłopca, który pod wpływem umierającej dziewczyny zmienia się w ideał.. Tak wiesz, wyciskacz łez.. ale całkiem ciekawe story nie powiem.
– Ahaaaa..- powiedział Draco, starając się opanować wybuch śmiechu. Jakoś nie umiał sobie wyobrazić swojego kumpla w łzawym filmie.
– Nie śmiej się! Każdy jakoś zaczynał!- żachnął się Zabini.
– Okey, okey. Przyjedziemy na premierę.- powiedział blondyn.
– Zdecydowanie! To pewnie będzie piękna historia.- rozmarzyła się Hermiona.
– Taaaa, a ja znów będę zmuszony naprawiać cieknące kurki..- westchnął Draco, który znał Hermione na tyle, żeby znać jej skłonność do wzruszania się na filmach.
– Bardzo śmieszne!- klepnęła go w ramię.
Potem rozmowa potoczyła się już sama. Zabini dużo opowiadał im o tym co robił po powrocie, a oni rewanżowali się streszczeniem swoich ostatnich tygodni, zręcznie jednak omijając tematy związane z Ronem i pasją Hermiony. A kiedy zegar wybił godzinę w pół do dziesiątej, Hermiona z głośnym westchnienie wstała od stołu, żeby ruszyć na dyżur..
– Nie martw się maleńka, będę tu kiedy wrócisz.. A jak pozbędziemy się blondyna, to nawet pozwolę ci się znowu zgwałcić..- zażartował Zabini, kiedy Hermiona stwierdziła, że aż szkoda jej teraz wychodzić..
– Wiesz… to świetny pomysł.. Myśl już jak go wykurzyć..- zaśmiała się, trzepocząc rzęsami..
– Uuuuu zaleciało mi to Parkinson!- odparł się Zabini, krzywiąc się delikatnie. Hermiona głośno się roześmiała na wspomnienie szkolnych lat i umizgów Pansy w stronę Dracona.. Faktycznie, Pansy zawsze trzepotała rzęsami w podobny sposób. Nie było już jednak czasu na to, żeby wdawać się w dyskusje. Obdarowując mężczyzn całusami w policzki teleportowała się do pracy. Draco i Zabini w końcu zostali sami… Nadszedł czas na wprowadzenie w życie chytrego planu pana M. …
Malfoyka
20

Zostali sami, wpatrując się w siebie w milczeniu. Draco nie wiedział dokładnie, jak ma zarysować przyjacielowi sytuację, a bardzo liczył na jego pomoc. Ba, cały jego plan opierał się głównie na Zabinim. To on miał wszystko załatwić, korzystając ze swoich dojść i znajomości… Minuty mijały, a on wciąż nie wiedział, co ma powiedzieć Diabłu, żeby go przekonać..
– No dobra stary!- westchnął Zabini, poirytowany panującą ciszą.- Będziemy tak siedzieć i gapić się w ściany, czy powiesz mi w końcu, co to za tajemnice?
– Chodź do mojego gabinetu.- zaproponował.- Pogadamy przy czymś lepszym, niż kawa.- zaśmiał się, wstając od stołu. Zabini poszedł za jego przykładem, a już po chwili siedzili w wygodnych skórzanych fotelach w gabinecie blondyna, w dłoniach dzierżąc szklanki z Whiskey…- Od czego ja mam zacząć?- westchnął Draco, spoglądając do swojej szklanki.
– Najlepiej od początku.- zaproponował Blaise, który był coraz bardziej zaciekawiony sprawą.
– Wszystko zaczęło się od Weasleya.- zaczął Draco.- A w zasadzie od tego, że zrobił dziecko Brown, a Hermiona badając ją, odkryła ten jakże szczęśliwy fakt. Załamała się, bo jak się okazało, kiedy rudy zmajstrował sobie dzidziusia, był w trakcie usilnych próśb namówienia jej, żeby do niego wróciła.
– Sukinsyn!- podsumował Diabeł. Był wściekły, takich rzeczy, to nawet on nie robi, a święty przecież nie jest…
– Dokładnie!- zgodził się Draco.- Tym bardziej, że ona naprawdę mocno to przeżyła. Stary, gdybyś ty widział te łzy.. Ja nie wiedziałem, co mam robić. Ale w końcu udało mi się ją rozweselić. No i wtedy wysłała mnie, żebym przyniósł z jej sypialni lusterko i jakieś chusteczki.. Poszedłem poszukać i…
– I co? Potwór z szafy wyskoczył?- warknął Zabini.- Mówże człowieku, jakoś jaśniej, bo nie kumam. Okey, rozumiem…Weasley to tabu, ale o co chodzi z tą taje…
– Daj mi dokończyć.- Draco wszedł mu w słowo. A kiedy Zabini zamilkł, opowiedział mu jak znalazł zeszyty z jej projektami. Streścił mu również całą rozmowę, jaką odbył wtedy na ten temat z ukochaną i opowiedział o jej stanowisku..- Ale znasz mnie..- zakończył.- Nie byłbym sobą, gdybym czegoś nie wymyślił. Wiesz, ona naprawdę marnuje talent, robiąc coś, co owszem lubi, ale nie kocha… Wpadłem na pewien pomysł, nooo ale do wcielenia go w życie jesteś mi potrzebny ty!
– Ja?- zdziwił się brunet.- Dracze, ale co ja mogę pomóc?
– Jesteś modelem. Masz dojścia do tego światka, chodzi mi tylko o to, żebyś mi ją pomógł jakoś wylansować. Wiem, że pewnie nie będzie łatwo, ale chodzi tylko o jakiś rozgłos.. Potem sam już wszystko załatwię. Osobiście zapewnię jej, finansowy start do tego świata, ale ty musisz otworzyć jej do niego drzwi.- mówił jak najęty, z pasją w oczach.
– Wiesz…- zamyślił się Diabeł.- To by się nawet mogło udać, tylko jest podstawowy problem… Będę potrzebował tych projektów, a jak sam powiedziałeś, ona mi ich nie da.- podsumował, jednak widząc charakterystyczny uśmieszek na twarzy przyjaciela wiedział, że i o tym Draco pomyślał.. „Niesamowite, jak się wkręcił” zaśmiał się w duchu, widząc jak przyjaciel szuka czegoś w szufladach biurka. A już po chwili trzymał w dłoniach, kopie projektów Hermiony.- Orzesz ty w mordę jeża!- westchnął.- Stary, to jest genialne! Czemu ona to chowa do szuflady?- pytał, spoglądając na rysunki. W życiu nie widział, czegoś podobnego. Ta kobieta miała niesłychany talent..
– Pytaj Weasley’a, Diable.- westchnął Draco, dolewając im Ognistej.- To jak? Pomożesz mi?- zapytał, nie ukrywając nadziei.
– Z takim materiałem, stary… będą się o nią zabijać najlepsze marki!- zapewnił.- W życiu nie widziałem czegoś podobnego, w życiu! Robi coś męskiego? Bo dla jej ciuchów, z miejsca podpisuję długoletni kontrakt!
– Na razie wylansujmy linię żeńską.- zaśmiał się Draco. Poszło lepiej, niż się spodziewał. Myślał, że będzie musiał użyć nie lada próśb i perswazji, a może nawet odwołać się do honorowej, przysługi przyjacielskiej, a tu proszę… Diabeł, aż się rwie do pomocy!- Masz już jakiś plan?- zapytał, widząc jak Diabeł marszczy brwi, co było u niego oznaką, że używa mózgu, do jakichś większych przemyśleń.
– Mam.- odpowiedział z triumfalnym uśmieszkiem.- W marcu, w Nowym Yorku, organizowane są międzynarodowe Targi Mody. Wystawiają na nich zaróno najlepsi, jak i debiutanci. To dla tych drugich najlepsza droga do wysławienia swoich kolekcji i w ogóle marki. Nabór projektantów, co prawda już się skończył, ale tak się składa, że jedną z organizatorek imprezy jest moja wieloletnia znajoma. Pokażę jej te projekty. Nic nie obiecuję, ale… wydaje mi się, że są szanse i to spore.- wytłumaczył.- Ale wiesz, że Herm nas za to pozabija?- upewnił się.
– Ją biorę na siebie.- zaśmiał się Draco. Nie miał wątpliwości, że będzie wściekła, ale wierzył w to, że jeśli postawi ją przed faktem dokonanym, to nie zmarnuje szansy…
– Okey. W takim razie, będę próbował. Jak nie tą drogą, to jakąś inną, ale zapewniam cię, że o twojej…ehem…przyszłej żonie, będzie jeszcze głośno.
– I oto mi chodziło.- zaśmiał się blondyn.- A teraz pozostaje mi jeszcze jedno.- westchnął, krzywiąc się delikatnie.
– Co?- zapytał brunet. Myślał, że już wszystkiego się dowiedział, ale jak widać, to jeszcze nie koniec rewelacji.
– Pamiętasz, jak przed wyjazdem na Hawaje, mówiłem ci, że szykujemy się do zaatakowania rynku amerykańskiego?- zapytał, a kiedy Diabeł potwierdził, że pamięta, kontynuował.- No więc udało się. Nasz bank wchodzi do USA, jest tylko jeden problem.. Ja mam nim, tam zarządzać. A to oznacza, że po nowym roku przenoszę się do Nowego Yorku. Na stałe… A ona, nic jeszcze nie wie. I mówiąc szczerze, kompletnie nie wiem, jak mam jej to powiedzieć…kompletnie!- westchnął opróżniając swój kieliszek.
– No to, masz chłopie przerąbane.- zaśmiał się Zabini, klepiąc go po ramieniu.- Wymyślisz coś. A poza tym, wiesz… Byłoby nawet lepiej, gdyby ona mieszkała w Stanach, lepiej oczywiście dla jej kariery.
– Tak, ale przekonaj ją do tego.- Draco spojrzał w oczy przyjaciela.
– O nie stary… ja zajmuję się lansem, ty zajmujesz się Hermioną.- odpowiedział, posyłając mu pokrzepiający uśmiech.
Reszta popołudnia minęła im, na luźnych pogawędkach. Rozmawiali o filmie, w którym miał zagrać Diabeł, o jego roli, nowych projektach i kontraktach, oraz o planach Dracona, który już wkrótce, miał zająć niezwykle poważne stanowisko, z czego z jednej strony się cieszył, a z drugiej, tej związanej z Hermioną, niezwykle obawiał, nie wiedział, jak ukochana zareaguje na tą nowinę… Bał się, że nie będzie chciała wyjechać z nim… Czy jeśli powie nie, będzie potrafił zrezygnować z awansu? Nie znał na razie odpowiedzi na to pytanie i nie chciał zadręczać się, poszukiwaniem jej, we własnym sumieniu…
– Hej!!! Jest tu ktoś?- w domu rozległ się dźwięczny kobiecy głos.
– To już ta godzina?- zaskoczony Draco zerknął na zegarek. Tak się zagadali, że nawet nie zauważyli, kiedy minął czas.. Hermiona właśnie skończyła dyżur.- Cholera, chowaj projekty.- szepnął w kierunku Zabiniego, który ukrył rysunki, dokładnie w momencie, kiedy drzwi do pokoju otwarły się.- Tu jesteście!- zawołała Hermiona.- Cały dzień przegadaliście, przy Whiskey?- zaśmiała się, widząc dwie szklanki i niemal opróżnioną karafkę.
– No wiesz..takie męskie pogaduchy.- zaśmiał się Diabeł.
– Ehh, a to podobno kobiety są plotkarami.- zaśmiała się, siadając na kolanach Dracona.
– I jak ci minął dzień?- zapytał calując ją w policzek.- Jakieś rewelacje?
– Wyobraź sobie, że tak.- uśmiechnęła się.- Dostaliśmy zaproszenie na ślub.
– A kto się żeni?- zapytał wyszukując w głowie potencjalnych znajomych, którzy mogliby stanąć na ślubnym kobiercu.
– Pamiętasz, jak mówiłam ci, że Igor spotyka się z naszą pacjentką?- zapytała, a on potwierdził, że pamięta.- Właśnie się jej oświadczył. Pobierają się na święta.- powiedziała z uśmiechem. Naprawdę cieszyła się, że jej przyjaciel jest szczęśliwy, niemal skakał, kiedy jej o tym rano mówił.
– Tak szybko? Święta przecież, są za dwa tygodnie.- zdziwił się Draco.
– No tak, ale powiedzmy, że Ania chce jeszcze szczupło wyglądać w sukience.- odpowiedziała, zakreślając dłońmi łuk nad brzuchem.
– Aaaaa rozumiem.- zaśmiał się blondyn.- Czyli mają dodatkową motywację.
– Można tak powiedzieć. Ale nie pobierają się tylko dlatego.- zastrzegła.- Oni naprawdę się kochają…
– Eeeee, na pewno nie tak bardzo, jak my!!!- wymruczał, skradając jej pocałunek.
– Ehem…- chrząknął Diabeł.- To ja może pójdę, zrobić coś na kolację.- zaśmiał się, co otrzeźwiło zakochaną parkę.
– Myślę, że pójdziemy razem.- odpowiedziała Hermiona.- A w ogóle, to jestem na ciebie zła!- pogroziła mu palcem.
– Na mnie? A to, dlaczego?- zdziwił się niczego nie rozumiejąc.
– Miałeś go spławić!- szepnęła konspiracyjnie, wskazując głową na Dracona.
– Aaaa, no tak! Draco, sorry.. ale… cóż… WYPAD z domu!!!- zaśmiał się, zerkając groźnie na przyjaciela.
– Ja ci dam wypad!- odpowiedział równie roześmiany Draco.- Wiesz, że z tobą podzieliłbym się wszystkim, ale nią akurat nie!
– Próbowałem…- westchnął w kierunku Hermiony, co spowodowało jej głośny śmiech, który niósł się po całym domu, kiedy wspólnie ruszyli do kuchni, aby przygotować jakąś kolację.
Następne dni, minęły im równie wesoło. Rano wspólne śniadanie, a wieczorami butelka wina i długie godziny wesołych pogaduszek. Hermiona jeszcze nigdy nie czuła się równie szczęśliwa i zrelaksowana, co w obecności Diabła i Smoka… Śmiała się w duchu, przypominając sobie początki ich znajomości. Kto by pomyślał, że szalony bieg życia, doprowadzi do tego, że ci dwaj mężczyźni, staną się częścią jej życia, tak ważną, że miała wrażenie, jakby bez nich, jej świat miał się zawalić… Znów nie obyło się bez łez, kiedy nadszedł dzień pożegnania z Diabłem, zdziwiło ją jednak to, że przy odjeździe, szepnął jej do ucha, że zobaczą się szybciej, niż jej się wydaje.. Nie rozumiała tego, ale też nie zawracała sobie specjalnie głowy, dociekaniem o co mu chodziło. Przyjęła, że chodziło o premierę jego filmu, którą zaplanowano późną wiosną.. Bo o co innego, mogłoby mu chodzić.. Nie zastanawiała się nad tym, okaże się w swoim czasie. Teraz natomiast najważniejsze były, zbliżające się święta, które miała spędzić razem z Draconem, oraz ślub jej największego przyjaciela. Ten grudzień, będzie obfitował w wiele zdarzeń…
Malfoyka
21

Grudzień mijał im spokojnie, dzień za dniem przybliżając ich do świąt, oraz oczekiwanego przez Hermionę ślubu Igora i Ani. Z każą chwilą kobieta cieszyła się coraz bardziej, tak jakby to ona, a nie jej przyjaciel brała ślub. Po cichu również zazdrościła Igorowi, jednak nigdy nie powiedziała tego głośno. W jej mniemaniu Draco nie rwał się ani do oświadczyn, ani tym bardziej do ślubu. Nigdy też na ten temat nie rozmawiali, zręcznie unikając go w swoich konwersacjach… W końcu sama, przed sobą musiała przyznać, że ich znajomość trwa odrobinę za krótko, więc dała spokój rozmyślaniom na temat zostania panią Malfoy. Szybko jednak pojawiły się inne zmartwienia, Draco ewidentnie posmutniał. Chodził przybity, jakby ciągle z głową w chmurach. Często po powrocie z pracy, zastawała go w jego gabinecie, głęboko zamyślonego. Czyżby jej ukochany miał jakiś problem? Nie wiedziała, a najgorsze było to, że Draco uparcie twierdził, że wszystko jest okey.
– Powiesz mi w końcu, co cię gryzie?- zapytała dzień przed wigilią, kiedy budząc się rano, zastała blondyna stojącego przy oknie w sypialni i tępo wpatrującego się w dal.
– Zapewniam cię słonko, że to nic wielkiego.- odwrócił się do niej, siląc się na uśmiech.- Po prostu problemy w pracy. Zawsze tak jest na koniec roku.- zełgał na poczekaniu. Prawda była jednak taka, że martwił się o to, jak ma jej powiedzieć, że wyjeżdża i to już za dwa tygodnie, jak ma ją przekonać, żeby pojechała z nim, a ponad to martwił się o to, jak kobieta zareaguje, kiedy dowie się, że jej projekty zostały zaakceptowane przez organizatorów Targów Mody..
– Draco.- powiedziała poważnie, podchodząc do niego.- Jesteśmy ze sobą od przeszło pół roku, a ty nigdy nie martwiłeś się pracą. Powiedz mi co się dzieje?- prosiła tuląc się do niego.- Martwię się o ciebie…
– To się nie martw, bo wszystko jest okey.- szepnął tuląc ją do siebie.
– Czasem mi się wydaje, że chodzi o mnie…- szepnęła smutno.- Może ty już nie chcesz ze mną być, co?- zapytała.
– Hermiono! Słońce ty moje!- przytulił ją jeszcze mocniej, biorąc jej twarz w swoje dłonie, tak żeby mogła spoglądać mu w oczy.- Skąd ci to przyszło do głowy, skarbie? Nie ma na świecie nic ważniejszego dla mnie od ciebie! NIC. Kocham cię!
– Ale nie powiesz mi, co cię gryzie.- bardziej stwierdziła, niż zapytała.
– Wszystko w swoim czasie, a teraz zbieraj się, bo nie zdążysz do pracy.- zaśmiał się, wskazując głową na zegarek. Również Hermiona zerknęła w jego kierunku, a już po chwili z piskiem gnała do łazienki. Miała niecałe pół godziny…
– Zrobię ci kawy!- zaśmiał się, widząc jak znika za drzwiami do toalety.
Kilka minut później siedzieli już w kuchni sącząc gorący napój. Draco ciągle był czymś zmartwiony, lecz po porannej rozmowie, Hermiona dała za wygraną i więcej nie wypytywała go, o co chodzi.
– Dziś pewnie wrócę później.- westchnęła, na co on spojrzał na nią zainteresowany.- Muszę iść na zakupy, ślub Igora za dwa dni, a ja nie mam jeszcze sukienki.- wytłumaczyła.
– Może zaprojektuj sobie sama?- zaproponował.
– Draco, wydaje mi się, że ten temat już zamknęliśmy, prawda?- zapytała ostro. „Tobie się wydaje..” pomyślał w duchu.- Nie zaprojektuję sobie nic, bo nie jestem projektantką.- dodała. „Jeszcze” uzupełnił jej wypowiedź w myśli.
– Herm, a może jednak warto byłoby…
– Nie.- ucięła, wchodząc mu w słowo.- I nie wracajmy już do tego.
– Marnujesz talent.- westchnął.
– Chcesz się teraz kłócić?- warknęła. A kiedy rozbawiony pokręcił głową, że nie. Westchnęła- To dobrze. Ale teraz lecę, spotkamy się wieczorem.- całując go delikatnie, teleportowała się do gabinetu. To był jej ostatni dyżur przed świętami, potem do pracy wróci dopiero po nowym roku, miała więc nadzieję, że dziś nie będzie zbyt ciężko, bo czując zbliżające się wolne, nie miała specjalnej ochoty na nawał pracy. Była już przebrana, kiedy w gabinecie pojawił się Igor.
– Cześć panie młody.- powitała go wesoło.
– Witaj moja starościno.- zaśmiał się. Hermiona istotnie zgodziła się zostać ich świadkiem, po tym jak sama Ania, poprosiła ją o to.- Jestem padnięty.- jęknął.- Nie miałem pojęcia, że przygotowania do ślubu, pochłaniają aż tyle energii.- westchnął zakładając fartuch.
– Coś o tym wiem..- zaśmiała się.
– No fakt.-odpowiedział.- Mam nadzieję, że dziś nie będzie za dużego ruchu…
– No to jest nas już dwoje.- odparła z uśmiechem.- Jak sobie pomyślę, że wrócę tu dopiero po świętach, to aż nie mam ochoty dziś pracować.
W tym samym momencie do gabinetu weszła Martha, przyglądając im się z rozbawieniem. Jej pojawienie Igor skwitował jedynie westchnieniem „No i się zaczęło!”, co Hermiona uzupełniła swoim dźwięcznym śmiechem. Pielęgniarka istotnie trzymała w dłoni jakąś kartę, zapewne nowy pacjent.
– Co masz Martho?- zapytała ciekawie Hermiona.
– Obawiam się, że coś co zepsuje ci humor.- westchnęła.
– Aha.. czyli coś związane z Weasleyem, tak?- zapytała Hermiona, spoglądając na przyjaciółkę.- No dalej, mów. Zapewniam cię, że dziś nic nie zepsuje mi humoru..
– Skoro tak mówisz, to proszę.- powiedziała wręczając jej kartę.- Brown trzeba zrobić kontrolne USG.
– Tylko tyle?- zaśmiała się Hermiona.- Martho, dawno już mi przeszło.
– To dobrze, bo on jest z nią.- westchnęła pielęgniarka.
– I pomyślałby kto, że ma tyle czasu.- warknęła Hermiona.- Już są?
– Tak, czekają w zabiegowym.- powiedziała Martha, wychodząc z gabinetu, gdzie Hermiona i Igor znów zostali sami.
– Iść z tobą?- zapytał
– Do USG?- zdziwiła się. Wiedziała, że chce ją wspomóc psychicznie, ale tym razem, naprawdę już nie trzeba było. Ron to już przeszłość, teraz liczy się tylko Draco.- Dam sobie radę, ty idź na obchód.- odpowiedziała, po czym przewieszając przez szyję stetoskop wyszła z gabinetu. Usłyszała jeszcze tylko, jak Igor westchnął „Zuch dziewczyna! I za to właśnie cię lubię!”, po czym raźnym, pewnym siebie krokiem ruszyła w kierunku pokoju zabiegowego, gdzie znajdował się sprzęt do USG. Nie potrzebowała już głębszych oddechów przed wejściem, ani chwili na przygotowanie się. Po prostu z biegu nacisnęła klamkę, wchodząc do zabiegówki.
– Witam państwa.- przywitała się służbowo, widząc Levander z zaokrąglonym już nieco brzuszkiem, siedzącą na kozetce, a obok niej trzymającego ją za rękę Rona.- Już się kiedyś spotkaliśmy, moje nazwisko Granger, procedurę już państwo znacie… Pana zapraszam na krzesło obok drzwi, a panią proszę o odsłonięcie brzucha.- instruowała, przygotowując sprzęt USG i potrzebne żele. Widziała jak Ron spogląda na nią w niemym zachwycie. Jednak nic sobie z niego nie robiła. Przygotowawszy niezbędne przyrządy podeszła do Leander, która leżała już przygotowana na kozetce.- Jak się pani czuje, pani Brown?- zapytała, spoglądając na kobietę. Cóż, była jej pacjentką, a jak wiedziała, każda przyszła matka, lubi pogadać sobie na temat swojego cudownego stanu.
– Daj spokój Hermiono, ja wiem, że źle zrobiłam, ale ten wyniosły ton, to chyba przesada.- westchnęła Levander.- Znamy się od dawna, więc możesz mówić mi po imieniu. A czuję się dobrze.
– To znakomicie.- uśmiechnęła się do niej. Nic, kompletnie nic, nie robiła sobie już z tamtej sytuacji.- A dolegliwości ciążowe bardzo ci dolegają?
– Poza mdłościami wszystko jest w porządku. Czuję się kwitnąco.- zapewniła.
– I tak też wyglądasz. Do twarzy ci z ciążą.- znów się uśmiechnęła, sięgając po tubkę z żelem.
– Dziękuję.- szepnęła zaskoczona Brown.- Hermiono słuchaj…ja…ja cię chciałam prze…
– Nie masz mnie za co przepraszać Levander.- weszła jej w słowo Hermiona.- Stało się. A nawet to i lepiej.- westchnęła.- Cieszę się, że wam się ułożyło.
– A ty?- zapytał milczący do tej pory Ron.
– Co ja?- zapytała nawet nie odwracając głowy w jego stronę.
– Jak układa się tobie?- uściślił.
– Znakomicie. Jestem szczęśliwa, jeżeli o to pytasz.- odparła, włączając aparaturę.- Znów poczujesz nieprzyjemny chłód.- zwróciła się do kobiety, nakładając na jej brzuch, odrobinę przeźroczystej mazi.
– Masz kogoś?- Ron dalej drążył temat.
– Nie widzę potrzeby do opowiadania ci o tym.- warknęła.- Ale tak, mam. A teraz pozwól, że skupię się na badaniu.- chciała dać mu sygnał, że ma zakończyć swoje wypytywania. Przez chwilę nikt się nie odzywał. Hermiona sondą USG, jeździła po brzuchu Levander, spoglądając na monitory.
– I jak? Wszystko w porządku?- zapytała ciężarna, z niepokojem spoglądając na monitor, z którego jednak nic nie umiała wyczytać.
– Jak najlepszym.- Hermiona uśmiechnęła się do niej.
– Ale…ale, co to jest? O tam, widzisz..takie migające..- dopytywała Levander, wskazując dłonią na migający punkt na obrazie monitora. Od dłuższego czasu ją to niepokoiło.
– To?- Hermiona wskazała palcem na punkcik, a kiedy Levander potwierdziła, że tak, Hermiona wytłumaczyła- To jest serce waszego dziecka. Tak bije i jest to zupełnie normalne…
– Jak to serce?- zdziwił się Ron.- Możesz to tutaj zobaczyć?
– Mogę zobaczyć o wiele więcej, a ty jeśli chcesz, to podejdź.- odpowiedziała przez ramię. Nie trzeba mu było dwa razy powtarzać. W kilku krokach znalazł się przy monitorze, przypatrując mu się ciekawie.
– A co jeszcze widzisz?- zapytał
– O tutaj…- wskazała na ekran.- To jest rączka, tu są nóżki…o… a tu główka.- wskazywała po kolei.- Dziecko rozwija się prawidłowo i wygląda na to, że jest zdrowe. Jeśli chcecie, to jestem w stanie, choć nie na 100%, powiedzieć wam, czy to chłopiec, czy dziewczynka.- wytłumaczyła.
– To też widzisz?- zdziwiła się Levander.
– Jest jeszcze dość wcześnie, na zupełną pewność, ale wydaje mi się, że już wiem.- dopowiedziała, znów zmieniając ułożenie sondy.
– Powiedz!- przyszli rodzice szepnęli niemal w tym samym momencie.
– Cóż… wygląda na to, że wasza córeczka, urodzi się na początku wakacji.- odpowiedziała, odkładając sondę na miejsce i wypisując na karcie odpowiednie zalecenia.
– Dziewczynka?- szepnął Ron.
– Na to wygląda.- odpowiedziała.- A teraz już wam dziękuję. Na dziś to wszystko. Tutaj masz odpowiednie zalecenia- powiedziała wręczając kobiecie jakieś kartki.- Zgłoś się za jakieś 6 tygodni na następne badanie. Do widzenia.- pożegnała się. Była z siebie dumna. Zmierzyła się sama ze sobą i wyszła z tej walki zwycięsko. Odbiła się od własnych smutków i gniewu i z wielką radością mogła stwierdzić, że ani Ron, ani Levander, czy też cała ta sytuacja już jej nie rusza. Wyleczyła się z toksycznej miłości…
– Poczekaj.- usłyszała za sobą, kiedy wyszła z gabinetu. Odwróciła się, spoglądając na Rona, który zostawiając Levander wybiegł za nią.
– Czego chcesz?- warknęła.
– Porozmawiać.
– Już ci zdaje się powiedziałam, my nie mamy o czym rozmawiać.- odpowiedziała, chcąc ruszyć. Znów poczuła jego uścisk na dłoni. Odwracając się do niego szepnęła.- Radzę mnie puścić.- o dziwo posłuchał.
– Chciałem cię przeprosić.- wyszeptał.
– Przeprosić mówisz… A za co?- zapytała lekko poirytowana.- Za to, że zdradziłeś mnie na miesiąc przed ślubem? Za to, że mnie okłamywałeś? Że traktowałeś mnie, jak przedmiot? Że zabrałeś mi marzenia? Czy może za to, że zrobiłeś sobie dziecko, w czasie, kiedy usilnie błagałeś mnie o powrót? No, powiedz… za co chciałeś mnie przeprosić?- wyrzuciła z siebie wszystkie swoje żale. Widziała zdziwienie na jego twarzy. Pewnie nie spodziewał się, że usłyszy aż tyle żalu i jadu w jej głosie. Być może nie spodziewał się nawet, że cokolwiek powie…
– Za wszystko.- odpowiedział.- Przepraszam za wszystko i jeszcze za to, że przeze mnie straciłaś przyjaciół. Ja rozumiem Hermiono żal do mnie, ale błagam… błagam cię, nie odgrywaj się na Harrym i Ginny. Jeżeli ktoś jest winny, to ja. Do nich wróć, w końcu jesteście przyjaciółmi.- mówił smutno, cały czas jednak spoglądając jej w oczy.
– Byliśmy przyjaciółmi, mówiąc ściślej.- odpowiedziała twardo.
– Przecież ich potrzebujesz, wiem o tym.- szepnął.
– A skąd niby ten wniosek?- warknęła.- Nie, nie potrzebuję ich! Mam przyjaciół. I wyobraź sobie, że znalazłam ich w najmniej spodziewanych osobach… ale o tym, już nie muszę ci mówić! Wracając jednak do Potterów to, nie są już moimi przyjaciółmi, bo przyjaciele nie zachowaliby się tak, jak zachowali się oni! Aha i nie odgrywam się na nich, po prostu ułożyłam sobie życie od nowa, a dla nich i dla ciebie nie ma w nim miejsca!
– Zmieniłaś się.- szepnął spuszczając wzrok.
– Nie przeczę. Pewne sytuacje hartują.- odparła sucho.
– Ale w głębi serce wciąż jesteś tamtą Hermioną…
– Nie. Tamtą Hermionę stworzyłeś sobie ty, a ta teraz, jest sobą!- odpowiedziała chcąc ruszyć do gabinetu. Ta rozmowa pomału ją już męczyła.
– Ale..- zaczął, jednak urwał widząc zbliżającego się Igora.
– Wszystko w porządku?- zapytał mężczyzna podchodząc do nich.
– Jak najlepszym, pan Weasley miał kilka pytań, dotyczących zaleceń dla panny Brown.- odpowiedziała, sucho zerkając na Rona.
– Aha, to dobrze.- westchnął Igor.- A tak na marginesie Hermiono, to ktoś cię szuka. Jakaś kobieta, nie chciała powiedzieć w jakieś sprawie. Czeka w gabinecie.- powiedział odchodząc.
– Muszę już iść.- powiedziała w kierunku Rona.- Życzę szczęścia w życiu.
Odeszła zostawiając oniemiałego rudzielca na środku korytarza, tępo wpatrującego się w jej oddalającą się sylwetkę. Nie zwracała już jednak na niego uwagi, kolejny raz wygrała. Udowodniła sobie, że na dobre zamknęła już ten rozdział i może już spokojnie żyć od nowa. Teraz jej głowę zaprzątała tajemnicza kobieta, oczekująca na nią w gabinecie. Miała nadzieję, że to nie będzie znowu jakaś konfrontacja z przeszłością…
Przed drzwiami zatrzymała się na chwilę, poprawiając kitel i włosy, aby już po minucie, nacisnąć na klamkę. W gabinecie istotnie stała jakaś kobieta, zupełnie Hermionie nie znana. Na oko trzydziestoletnia szatynka, ubrana w gustowny kostium ze spodniami, oraz pasującą do wszystkiego szarą koszulą, w modną w tym sezonie kratkę. Wyglądała szykownie i elegancko. Nienaganny makijaż, zrobiony według najnowszych trendów, oraz modna fryzura, dodawały jej postaci jeszcze bardziej wyniosły ton…
– Witam, moje nazwisko Granger.- przywitała się kobieta.- Pani mnie szuka?
– Istotnie.- kobieta uśmiechnęła się do niej.- Miło mi panią poznać, pani Hermiono. Zapewne zastanawia się pani, kim jestem.- dodała, a kiedy Hermiona kiwnęła głową potwierdzając, że istotnie, dodała- Nazywam się Susan Wilson, przyjechałam się z panią zobaczyć, aż z Nowego Yorku.
– W takim razie słucham, pani Wilson, w czym mogę pani pomóc?- zapytała, gestem dłoni zapraszając kobietę do zajęcia miejsca na przeciwko niej.
– To raczej ja mogę pomóc pani, panno Granger.- odpowiedziała amerykanka.- Tak się składa, że nasz wspólny przyjaciel przekazał mi pewne…hmmm… interesujące materiały, które zrobiły na mnie ogromne wrażenie.
– Proszę wybaczyć, ale nie rozumiem.- odparła Hermiona, spoglądając na kobietę. Nie wiedziała kim ona jest i jakich mogą mieć wspólnych znajomych.
– Tak, tak.. Zabini powiedział mi, że tak się może stać.- odpowiedziała z uśmiechem. A więc chodziło o Diabła… Tylko co on wykombinował i jakie materiały mógł przekazać tej kobiecie.- Widzi pani, tak się składa, że jestem organizatorką Targów Mody, które za kilka miesięcy odbędą się w Nowym Yorku, a pani projekty… cóż… Hermiono pozwól, że tak się zwrócę… Masz niebywały talent, który marnujesz w tym szpitalu. Jesteś genialną projektantką, a ja jestem tutaj, żeby zaproponować ci udział w…
– Zaraz, zaraz..- Hermiona weszła jej w słowo.- A skąd pani wie, że ja projektuję?- zapytała zaskoczona.
– To jest pani, prawda?- zapytała wręczając jej, zrobione przed Malfoya kopie.
– T-tak, ale…- zaczęła. Nagle wszystko ułożyło się w całość. Draco zrobił kopie, a Diabeł je rozreklamował… A obaj, zakończą swoje żywoty i to bardzo szybko!!!
– Cieszę się.- odpowiedziała Susan, nie zrażona szokiem dziewczyny. W końcu Zabini powiedział jej, że cała akcja przeprowadzona została w zupełnej tajemnicy.- W takim razie oficjalnie proponuję ci udział w Targach. Kochana nie marnuj talentu!!!
– Zabiję ich!- warknęła Hermiona.- Zabiję!
– Rozumiem, że musisz się z tym przespać.- zaśmiała się Susan.- Proszę, masz tu moją wizytówkę. Odezwij się, kiedy przemyślisz sprawę. Będę w Londynie jeszcze trzy dni.- powiedziała wstając z krzesła.- To do usłyszenia.
– Tak, być może.- odpowiedziała Hermiona, kiedy amerykanka wyszła już z gabinetu. Była wściekła, jak oni mogli jej coś takiego zrobić!? Przecież to była jawna kradzież.. W tym samym czasie do gabinetu wszedł uśmiechnięty Igor..
– Kto to był? I czemu jesteś taka zła?- zapytał widząc minę przyjaciółki.
– Nie ważne.- warknęła.- Zastąpisz mnie dzisiaj?- zapytała po chwili.
– Jasne! A coś się stało?- zapytał z troską.
– Nie, po prostu muszę dokonać mordu!- warknęła wychodząc z pokoju…
Malfoyka
22

Sama nie wie, w jaki sposób w tak wielkim wzburzeniu udało jej się wrócić do posiadłości Dracona. Wiedziała, że zastanie go w domu, zapewne zamyślonego w swoim gabinecie… Jego urlop świąteczny zaczął się dwa dni temu.. A propos zamyślenia, to już zdaje się wiedziała już, co go tak bardzo frasowało ostatnimi czasy i z czystym sumieniem, musiała przyznać, że miał powody do zmartwień. Bo w tej właśnie chwili, całym swoim jestestwem miała ochotę go rozszarpać. Na drobne, a nawet bardzo drobne kawałki i to przy użyciu jedynie gołych rąk!
Wparowała do domu, o mało nie wyrywając drzwi z futryn, po czym zaraz w holu wykrzyknęła w próżnię:
– DRACONIE MALFOY!!! MASZ 10 SEKUND, ŻEBY ZJAWIĆ SIĘ NA DOLE!!!
Sama jednak w holu nie czekała, zarzucając swój płaszcz na wieszak, ruszyła w stronę kuchni, nie zważając na to, że ciuch spadł z haczyka i zaległ na podłodze… Musiała się napić, po prostu musiała… W salonie zatrzymała się więc, żeby nalać sobie potężną porcję Ognistej, po czym wznowiła wędrówkę do kuchni. Tam też zastał ją Draco, który zaintrygowany tonem jej głosu, czym prędzej chciał się z nią zobaczyć. Zdziwił się, widząc ją wściekłą jak osę, maszerującą w tę i z powrotem po pomieszczeniu, dzierżąc w dłoniach szklankę z Whiskey.
– Kochanie, coś się stało?- zapytał, stając w połowie drogi do niej.
– MOŻE TY MI POWIESZ, CO?- warknęła.
– Wybacz, ale cię nie rozumiem słońce…- szepnął zdezorientowany.- Coś nie tak w pracy?- zgadywał na ślepo.
– NIEEEE! WYOBRAŹ SOBIE, ŻE W PRACY WSZYSTKO GRA! GORZEJ W DOMU!!!
– Hej! Ale czemu po mnie krzyczysz?- zapytał, lekko już poirytowany.
– CIESZ SIĘ, ŻE TYLKO KRZYCZĘ!!! TY…TY… TY…- zasapała się, nie wiedząc jakiego epitetu użyć ma najpierw. Jej złość potęgował jedynie spokój i opanowanie blondyna.
– Ja, co?- zaśmiał się, widząc jej męki.
– Może inaczej…- powiedziała już nieco łagodniej. Postanowiła, że nieco zmieni taktykę.- Powiesz mi, co cię tak męczyło od wizyty Diabła?- zagadnęła.
– Przecież ci mówiłem, że chodzi o pra…- zaczął, lecz nie dane było mu skończyć.
– NIE KŁAM MI W ŻYWE OCZY, MALFOY!!!- krzyknęła, ciskając o ścianę leżącym na stole talerzem. Jego kłamstwo, przelało czarę goryczy.
– O CO CI CHODZI, KOBIETO?- krzyknął, jego nerwy też były już na wyczerpaniu. Nie rozumiał co się stało i za właściwie obrywa właśnie burę, bo jeśli za żywota i tak bez konkretnego powodu, to się nie da!
– DOBRE PYTANIE!!!- krzyknęła, szukając czegoś w swojej torebce.- POZNAJESZ TO MOŻE?- wrzeszczała, rzucając mu w twarz skopiowanymi stronami, ze swoimi projektami, które odbijając się od jego torsu, łagodnie opadły na podłogę. No i nagle spoglądając na rysunki, zrozumiał za co mu się obrywa… Niestety musiał też przyznać, że całkiem słusznie…
– Osz qrwa..- westchnął tylko, spoglądając na nią skruszony.- Hermiono, ja…
– A JA, NIE CHCĘ SŁUCHAĆ TWOICH WYJAŚNIEŃ, PAJACU!!!- krzyknęła, rozwalając następne talerze. Draco uznał, że nie będzie się wtrącał, najwyżej w ramach pokuty, osobiście je potem ponaprawia, jeśli oczywiście uda mu się przeżyć ten napad dzikiej furii…- CZY TY WIESZ, ZE TO BYŁA ZWYKŁA KRADZIEŻ? ZDAJESZ SOBIE SPRAWĘ, ŻE MNIE OKRADŁEŚ? BEZCZELNIE!!!- wrzeszczała, a wokół jej stóp zbierało się coraz więcej szklanych skorup. Pomału zaczynało brakować już szklanek i talerzy, więc przerzuciła się na wazy i wazony.
– Zapewniam cię, że nie miałem złych intencji..- starał się tłumaczyć, jednak bez skutecznie, bo oszalała z wściekłości kobieta, zdawała się w ogóle go nie słuchać…
– TAK WYGLĄDA SPOWIEDŹ ZŁODZIEJA?- warknęła.- ZASTANAWIAM SIĘ WŁAŚCIWIE, PO CO JA TU PRZYSZŁAM??
– Żeby rozwalić mi kuchnię?- próbował zażartować. Miał nadzieję, że może tak rozładuje nieco sytuację. Pomału zaczynały kończyć się wazy, potem zostaną już tylko noże, a wolałby, żeby nie zaczęła nimi rzucać, kiedy będzie w pobliżu.
– TO CIĘ ŚMIESZY?- warknęła.
– Nie, ale może usiądźmy i spokojnie zastanówmy się nad tym co się stało, dobrze?- zapytał, starając się zbliżyć do niej. Podobno namiętny pocałunek jest lekiem na całe zło, czemu by więc nie spróbować, bardziej chyba już sobie nie zaszkodzi… I tak tkwił w samym środku III wojny światowej..
– TU SIĘ NIE MA NAD CZYM ZASTANAWIAĆ!!! JA SIĘ NIE ZGADZAM!!!- krzyczała wściekle, świdrując go nienawistnym spojrzeniem. Nagle, z niewiadomych przyczyn zaczął jej znów przypominać tego starego, szkolnego Malfoya, który wiecznie robił jej na złość. Zabolało, dlatego widząc jak stara się do niej podejść warknęła ostrzegawczo- Nie zbliżaj się do mnie!!!- nie pomogło, nie słuchał jej, tylko dalej szedł ku niej, szepcząc jej imię. I nagle zrobiła coś, czego nigdy by się po sobie nie spodziewała… Zamachnęła się i cisnęła w niego, trzymaną ciągle w dłoni szklanką z Ognistą, bursztynowy płyn rozlał się na podłodze, a zaskoczony takim obrotem sytuacji Draco stanął jak spetryfikowany, jedyny co był w stanie zrobić, to osłonić twarz, przed nadlatującą kryształową szklanką. Udało się, jednak siła uderzenia była tak mocna, że kryształ rozbił się w drobny mak, poważnie kalecząc jego dłoń. Krzyknął z bólu, łapiąc się za rozcięty głęboko nadgarstek, a krew zaczęła cieknąć pomiędzy zaciśniętymi palcami, na zawaloną szkłem podłogę…
– Draco..- szepnęła, jakby budząc się z transu. Dopiero teraz zobaczyła, jakie spustoszenie posiała w kuchni.. Na podłodze walały się odłamki szkła, resztki zadeptanych kwiatów, owoce z po roztrzaskiwanych pater, szklane drzwiczki od mebli były popękane, a w samym środku krajobrazu po huraganie, stał jej Anioł, ciągle zszokowany, spoglądając na kapiącą na podłogę krew…- Draco..Draco..ja..- szeptała, rozglądając się wokoło.
– Miałaś rządzę krwi, co?- zakpił.- No to masz!
– Ja..
– Tak?- zapytał, nie był na nią zły. Ostatecznie mu się należało.- Chcesz mnie przeprosić?
– ZWARIOWAŁEŚ!? JA? Niby za co?- warknęła poirytowana.
– Okey, przegiąłem!- skapitulował.- Chcesz przeprosin, proszę! PRZEPRASZAM!!!- krzyknął- ZROBIŁEM TO, BO CHCĘ ŻEBYŚ BYŁA SZCZĘŚLIWA I DLATEGO, ŻE W CIEBIE WIERZĘ!
– PO PIERWSZE NIE KRZYCZ NA MNIE!- odpowiedziała, również podnosząc głos.
– O PROSZĘ! A NIBY CZEMU? MASZ NA TO MONOPOL?- warknął. Przecież przeprosił, co jeszcze ma zrobić.- Słuchaj, ja rozumiem… nawet się nie gniewam…
– Spróbowałbyś!- zastrzegła, podchodząc do niego.- Pokaż mi tą rękę.- warknęła, sięgając po jego zranioną dłoń.- Pięknie, rozcięte ścięgno!
– No, to akurat nie jest moja wina..- zastrzegł z miną obrażonego dziecka.
– Tak uważasz? A kto ukradł moje projekty?- zapytała ostro.
– Nie ukradłem ich!- bronił się.
– OCZYWIŚCIE, ŻE NIE!!! Tylko je sobie pożyczyłeś! Szkoda, że bez pozwolenia!- krzyczała zirytowana, przetrząsając kuchenne szafki- Gdzie masz eliksir na rany!?
– A co ja? Apteka?- warknął.- Nie mam!
– Pięknie, idealnie, cudownie!- warczała, przechadzając się po kuchni. Jednym ruchem porwała ze stołu białą szmatkę, po czym okręcając nią dłoń mężczyzny, prosto z kuchni teleportowała się do szpitala.
Ciągnąc go za koszulę, niemal siłą wepchnęła go do zabiegówki, gdzie Igor wypisywał akurat jakieś papiery. Zdziwiony podniósł wzrok na niezwykła parę. Hermiona z potarganymi włosami, cała czerwona na twarzy, wyglądała jakby zaraz miała wybuchnąć, a jej partner, potulny jak baranek z ręką zawiniętą w pokrwawioną ściereczkę, ubrany w poszarpaną koszulę, z resztkami szła w platynowych włosach, stanowili w zabiegówce dość niezwykły, nawet jak na ten szpital widok..
– Czy ja mogę wiedzieć, co tu się…- zaczął, jednak nikt nie zwracał na niego uwagi. Zamiast tego, Hermiona popchnęła blondyna na kozetkę, warcząc:
– SIADAJ I RADZĘ CI SIĘ NIE ODZYWAĆ!!!
– JAKBYŚ MIAŁA ZAMIAR DOPUŚCIĆ MNIE DO SŁOWA!- zripostował oburzony.
– CHCESZ POGORSZYĆ SWOJĄ I TAK KIEPSKĄ SYTUACJĘ?- warczała, nic nie robiąc sobie z obecności Igora.
– HALLO!!!- krzyknął, kiedy widział, jak Draco już otwiera usta, żeby coś powiedzieć. Parka od razu zwróciła na niego swój wzrok.- CO TU SIĘ DZIEJE? CO MU SIĘ STAŁO?- zapytał Hermiony, wskazując na Dracona.
– Mała trąba powietrzna w mojej kuchni.- zadrwił blondyn.
– Dobrze, że jesteś.- westchnęła Hermiona.- Opatrz go proszę, bo ja zrobię mu krzywdę.- wysyczała, zerkając na Dracona. Ten tylko wzniósł oczy do nieba i zapytał retorycznie:
– Jeszcze większą?!
– NIE WYTRZYMAM!!!- krzyknęła, rzucając się w kierunku Malfoya, w odpowiedniej chwili jednak zareagował Igor, łapiąc ją w pasie.
– No dobra, nie wiem co się stało pomiędzy wami, ale ty..- tu wskazał na Hermionę.- usiądź sobie tam przy biurku, w bezpiecznej odległości od kozetki. Nie chcemy mordu w szpitalu.- zaśmiał się, po czym zwracając się do Draco dodał- A ty pokaż mi tą rękę… Uuuu, paskudne rozcięcie. Coś ty zrobił?
– Uwierzyłem stary, nic więcej..- westchnął spoglądając na naburmuszoną Hermionę, która nawet nie patrzała w jego kierunku, uparcie przeglądając papiery, które jeszcze przed chwilą wypisywał jej przyjaciel.
– Cóż, nie rozumiem..- westchnął, przygotowując eliksiry potrzebne do przemycia ran.- Ale w końcu ja nie wszystko muszę rozumieć…
– Wiedziałeś, że ona projektuje?- zapytał nagle Draco, spoglądając na Igora ciekawie. Był ciekaw, czy Hermiona mu się pochwaliła.
– JESZCZE JEDNO SŁOWO MALFOY, A DO WIECZORA NIE DOŻYJESZ!!!- krzyknęła ostrzegawczo zza biurka. Mężczyźni jednak nic sobie z niej nie robili.
– Nie, a co? Projektuje?- zapytał Igor, tak jakby kobiety w ogóle nie było w pomieszczeniu, przemywając ranę Dracona.
– Ano! I to cholernie dobrze, problem polega na tym, że robi to do szuflady, więc postanowiłem…
– DOSYĆ TEGO!!!- krzyknęła zrywając się z miejsca.- TY SIĘ ZAMKNIJ!- warknęła do Dracona, po czym spoglądając na Igora dodała.- A TY GO W KOŃCU OPATRZ!!!
– Jezu chłopie, wina twoja musi być straszna..- zaśmiał się Igor.- Ale stary, obawiam się, że… Boże… czym one cię potraktowała? Jakieś zaklęcie?
– Szklanka z Whiskey.- wyjaśnił Draco.
– Cóż, przynajmniej zdezinfekowała.- zaśmiał się, szczerze ubawiony tą sytuacją Igor. Pierwszy raz widział Hermionę w takim stanie, co już było dziwne, a tym dziwniejszy był fakt, że w ogóle się pokłócili… taka idealna para.
– Dasz mi w końcu ten eliksir? To trochę boli.- Draco przypomniał o swojej obecności.
– Igg, wiesz tak sobie myślę, on ma rozcięte ścięgno.- wtrąciła się do rozmowy Hermiona, podchodząc do kozetki.- Może lepiej będzie to zszyć, co?- zaproponowała, przyglądając się głębokiemu rozcięciu.
– Mówisz teraz jako lekarz, czy jako złośliwa ukochana?- zapytał, spoglądając na nią rozbawiony, chyba już się uspokoiła, więc może pozwolić jej na podejście do blondyna.
– I to i to.- przyznała szczerze, przysiadając na kozetce, obok Dracona.
– ZARAZ! CHWILA! JA SIĘ NIE ZGADZAM!- wrzasnął blondyn, przerzucając swoje spojrzenie z Igora na Hermionę i z powrotem, a im mimowolnie przypomniał się Zabini i cyrki, które urządzał, bojąc się igły, kiedy trafił do nich po wypadku, jaki spowodował, wsiadając po pijaku za kierownicę…
– Kolejny bohaterski ślizgon, nie ma co..- zaśmiała się Hermiona.
– Bohaterski, czy nie, nie zgadzam się na szycie mugolską metodą! Igły naruszą moją strefę osobistą..- tłumaczył.
– NO CO TY NIE POWIESZ?- warknęła Hermiona, irytując się jego słowami.
– Okey, wygrałaś! Zwędziłem ci te rysunki i naruszyłem twoją prywatność!- przyznał w końcu.- Ale zobacz co się stało? Już nie ja, nie Diabeł, ani nikt postronny… tylko profesjonaliści mówią ci, że jesteś dobra! I wierz mi, że warto było, nawet jeśli całego mnie teraz zacerujesz, nawet jeśli po powrocie nie rzucisz już szklanką, a nożem, albo od razu Avadą… I tak było warto, bo otwarłem ci drzwi i wierzę, że przez nie przejdziesz!- tłumaczył cały czas patrząc jej w oczy.- A wiesz czemu to zrobiłem?- zapytał.
– Słucham?- odpowiedziała, ciągle jednak urażona.
– Bo cię kocham! I chcę, żebyś była szczęśliwa!- odpowiedział.- Przecież o tym marzyłaś, to kochałaś… pomyślałem, że dlaczego nie spróbować, że może akurat uda mi się, choć odrobinę przybliżyć ci spełnienie marzeń.. Może się uda sprawić, że znowu uwierzysz w siebie, może…- tłumaczył już na spokojnie.
– Och zamknij się..- szepnęła, czule go całując. On zrobił to z miłości, chcąc żeby była szczęśliwa. Zrobiłby dla niej wszystko, nie bacząc na konsekwencje, a ona… Ona zachowała się jak, jakaś nastolatka z poważnymi zaburzeniami psychicznymi…- Przepraszam.- szepnęła, pomiędzy pocałunkami.
– Ja przepraszam…- szeptał, przyciągając ją do siebie jedną ręką.- I nie musisz się zastanawiać… Zrobisz jak zechcesz..A..ja… i… tak… będę… cię… kochał…- szeptał pomiędzy kolejnymi pocałunkami. Wyglądało na to, że burza minęła, a topór wojenny został zakopany.
Tak bardzo zatracili się w swoich przeprosinach, że aż zapomnieli o obecnym w sali Igorze, który obecnie przyglądał im się w rozbawieniu, siłą hamując się przed wybuchnięciem śmiechem. Tylko tej dwójce mogła zdarzyć się taka burza w szklance wody i tylko oni mogli, tak szybko przejść z jednej skrajności w kolejną..
– Yhym..- chrząknął, akcentując swoją obecność w pomieszczeniu.- Ja nie chcę wam przeszkadzać, ale… mam tu otwartą ranę, z którą trzeba jednak coś zrobić…
– Och, podaj mu eliksir i wracamy do domu!- wyszeptała Hermiona, ledwo odrywając usta od warg Draco. Igor jedynie pokręcił głową rozbawiony, jednak posłusznie poszedł przygotować odpowiedni eliksir, a kiedy po chwili wrócił, ku jego wielkiemu zdziwieniu, wybuchowa parka nadal się całowała.
– Yyyy Herm… będzie musiała na chwilę przerwać czułości.. on jakoś musi to połknąć.- zaśmiał się podchodząc do nich, a kiedy Hermiona niechętnie odsunęła się od ukochanego, Igor podał mu fiolkę z płynem.
– Znaczy możemy już iść, tak?- zapytał blondyn.
– Czekaj, muszę to zabandażować. Od razu nie zniknie.- zaśmiał się lekarz, biorąc się za zawijanie zranionej dłoni blondyna.
Już po chwili z szerokimi uśmiechami żegnali się z Igorem, teleportując się z powrotem do domu. Wchodząc do kuchni, zastali tam obraz nędzy i rozpaczy, na widok którego Hermiona spłonęła jedynie soczystym rumieńcem…
– No to poszalałam..- westchnęła.
– A i owszem, ale i tak w sumie spodziewałem się czegoś gorszego.- zaśmiał się Draco, całując ją w czubek nosa.- Ale tak w gwoli ścisłości… już ci przeszło, co?- zapytał zerkając na nią z niepokojem.
– Och w stosunku do ciebie tak, ale ciągle mam jeszcze rachunki z Diabłem.- warknęła, jednak już po chwili uśmiechnęła się do niego promiennie..- Posprzątam tutaj..- westchnęła ruszając do kuchni, nie odeszła jednak ani trzech kroków, kiedy poczuła uścisk blondyna, który wyszeptał jej do ucha:
– Jutro posprzątamy!- po czym porywając ją na ręce, ruszył w kierunku sypialni.
Nie doszli jeszcze na miejsce, a obydwoje byli już zupełnie nadzy, zatracając się w palącej ich ciała namiętności. Opadli na łóżko, splatając się w gorącym uścisku spragnionych siebie ciał. Chwilę potem, powietrze zaczęły przeszywać jęki i westchnienia kochanków, dążących do osiągnięcia najwyższej cielesnej przyjemności, jaką mężczyzna może dać kobiecie i odwrotnie. A kiedy powietrze zawirowało, przynosząc ze sobą tą największą rozkosz, zmęczeni opadli w miękką pościel, dysząc ciężko…
– Co za dzień..- westchnęła Hermiona, odgarniając z czoła ukochanego spocone kosmyki.
– Taaaa, szalony.- zaśmiał się, całując ją w czoło.
Chwilę leżeli w ciszy, wsłuchując się w swoje ciągle przyspieszone oddechy i starając uspokoić bijące szalonym tempem tętna, kiedy nagle odezwał się Draco..
– Hermiono?
– Tak?- zapytała z przymrużonymi powiekami.
– Jest coś jeszcze, o czym muszę ci powiedzieć…- westchnął. Chyba właśnie nadszedł właściwy moment na wyjawienie jej prawdy. I tak dłużej już czekać nie mógł, a miał nadzieję, że po dzisiejszym popołudniu, nie grozi mu już żaden kolejny uraz…
– O nieee..- jęknęła.- Nie jestem pewna, czy zniosę kolejne rewelacje.
– Będziesz musiała, bo…- zawahał się..
– Bo, co?- zapytała, unosząc się na łokciach.
– Hermiono, ja poprosiłem Diabła o tą przysługę z projektami z jeszcze jednego powodu…- szepnął, a ona przyjrzała mu się jeszcze dokładniej.- Widzisz, po nowym roku, mój bank wchodzi na rynek amerykański i ja… ja… dostałem propozycję objęcia stanowiska dyrektora generalnego, na tamtym teranie. Ale to się wiąże z wyjazdem i zamieszkaniem w Nowym Yorku.- szeptał.- Długo zastanawiałem się jak mam ci to powiedzieć… a potem…potem te projekty, myślałem, że może jeśli spróbuję, to będziesz chciała pojechać ze mną..Wiesz, zacząć życie od nowa, tam w Ameryce! Ale teraz widzę, jakim byłem głupcem i egoistą..
– Draco..- szepnęła. Nie wiedziała co powiedzieć, w końcu właśnie oznajmił jej, że za kilka dni wyjeżdża na drugi koniec świata..
– Nie mów nic..- poprosił- Pozwól mi zadać ci jeszcze tylko jedno pytanie… po prostu chcę mieć pewność, że decyzja, którą podjąłem jest słuszna..- poprosił.
– Słucham?- szepnęła, starając się powstrzymać łzy. Zdziwiła się widząc, jak Draco sięga po coś ze swojej szuflady, po czym klęka przed nią, głęboko zaglądając je w oczy i szepcze:
– Hermiono Jane Granger, czy zgodzisz się być panią Malfoy i znosić mnie do końca swoich dni?- zapytał, otwierając dłoń, na której spoczywał pierścionek z białego złota, w którym pośród ślicznie grawerowanych, małych winnych listków, zatopiony był niewielki brylant.- Zostaniesz moją żoną, Hermiono?- ponowił pytanie, a ona nie wytrzymała, łzy wypłynęły z jej oczu… Kto by pomyślał, że ten nieszczęsny dzień, skończy się w taki właśnie sposób. Zerknęła w twarz ukochanego, na której malował się głęboki niepokój… Nie mogła powiedzieć nic innego, jak tylko…
– Tak…- po czym rzuciła mu się na szyję.- Po trzykroć tak!- szeptała- Tak, zostanę twoją żoną. Tak, wyjadę z tobą i tak, zostanę projektantką!- wytłumaczyła, kiedy nałożyła na jej palec pierścionek. Po czym znów kładąc się obok niej wyszeptał:
– Nie musisz ani wyjeżdżać, ani zostawać projektantką. Dla mnie liczy się tylko to pierwsze tak!- zapewnił.- Zrezygnuję z posady w Ameryce, tu też nie jest mi źle…
– Ani mi się waż!- warknęła.- Jedziemy i tyle!- zaśmiała się, a on znów ją pocałował, a potem znowu i znowu, aż ich ciała znów zatańczyły w znanym sobie tańcu zmysłów, gnając ku spełnieniu…
Malfoyka
23

Wigilię spędzili wspólnie w typowo mugolski sposób, który Hermiona koniecznie chciała pokazać swojemu przyszłemu mężowi. Umówili się więc, że kiedy tylko posprzątają w kuchni po ich niedawnym huraganie, a przede wszystkim kiedy ponaprawiają wszystkie rozbite naczynia, odkładają różdżki i wszystko robią samodzielnie. Mimo, że Draco początkowo marudził, że jest to niepotrzebne marnowanie energii i czasu, które mogliby przecież wykorzystać zupełnie inaczej, a już na pewno o wiele przyjemniej, to już po krótkiej chwili okazało się, że i on bawił się doskonale przyrządzając potrawy na wieczór. A kiedy na niebie zabłysła pierwsza gwiazdka, zasiedli wspólnie za stołem. Wcześniej oczywiście złożyli sobie szczere życzenia szczęścia i jeszcze większej miłości. Draco właściwie pierwszy raz w życiu obchodził prawdziwe święta, takie z choinką, odświętną wigilią, kolędami i oczywiście prezentami, którymi obdarowali się po kolacji, siedząc z lampką wina, przed trzaskającym wesoło kominkiem. Zasnęli późno, mocno wtuleni w siebie, dziękując losowi, za możliwość przeżycia takich cudownych chwil.
Następnego dnia natomiast, miało odbyć się wesele Igora i Ani, więc trzeba było wstać dość wcześnie. Hermiona nie umiała się doczekać, kiedy pochwali się swojemu przyjacielowi, że wkrótce i ona stanie na ślubnym kobiercu i tym razem nikt, ani nic tego nie zmieni…
– Draco na Merlina, pośpiesz się! Zaraz się przez ciebie spóźnimy!- jęczała krążąc po sypialni i co rusz rzucając zirytowane spojrzenia, w kierunku zamkniętych drzwi do łazienki.
– Ale co się tak pieklisz?- odkrzyknął.- Mamy jeszcze masę czasu!
– Tak uważasz?- zakpiła.- Pół godziny, to dla ciebie masa czasu?
– Co ty powiedziałaś?- zapytał wyskakując z łazienki niczym oparzony- Czemu mi nie powiedziałaś?
– A co ja robię od dobrych dwudziestu minut?- warknęła zakładając płaszcz.- Już?- dopytywała.
– Już, już.- Również i on wyszedł już ze swojej garderoby, odziany w czarny garnitur i białą koszulę. Wyglądał seksownie, a Hermionie przez chwilę przeszło przez myśl, że może jednak nie iść na ten ślub…- Hej, ziemia do Granger!- Draco pomachał jej dłonią przed nosem, czym zwrócił na siebie jej uwagę.- Nad czym się tak zamyśliłaś?
– Hmmm…- mruknęła przytulając się do niego.- Nad tym, jakiego będę miała seksownego męża.- szepnęła całując go w policzek.
– A ja będę miał seksowną żonę.- zaśmiał się, rzucając spojrzenie na jej sukienkę. Była prezentem od niego, a kiedy teraz spoglądał jak pięknie przylega do jej zgrabnego ciała, lejąc się turkusowym aksamitem, aż do samej ziemi, był po prostu oczarowany. Znów odezwała się jego stara Malfoyowska duma, bo w końcu, kto jak kto, ale on znał się na rzczy i potrafił roić doskonałe prezenty..- Ale chyba nie pora teraz na takie wyznania, mamy iść na ślub, prawda?- zaśmiał się, wystawiając w jej kierunku ramię.
Kilka minut później byli już w hotelu, w którym miał odbyć się ślub i wesele. Hermiona od razu poszła do pokoju, w którym Ania przygotowywała się do wielkiej chwili. Wyglądała ślicznie w szerokiej białej sukni bez ramion i długim welonie. Po prostu kwitła. Nie kryła też swojej radości, kiedy Hermiona pochwaliła jej się, że za niedługo i ona ubierze się w coś podobnego, aby zostać panią Malfoy. Nie miała jednak zbyt wiele czasu na plotkowanie, bo trzeba już było wychodzić. Pierwsza po długim czerwonym dywanie przeszła Hermiona, jako druhna panny młodej. Delikatnie uśmiechnęła się do zestresowanego Igora, stojącego przy ozdobionym białymi liliami i różami, ołtarza. A kiedy w pomieszczeniu rozbrzmiały pierwsza dźwięki marsza weselnego, na dywanie pojawiła się Anna.
Zaczął się ślub, podczas którego nie obyło się bez łez wzruszenia. Igor i Ania przyrzekli sobie dozgonną miłość i wierność, przypieczętowując złożenie obietnicy, nałożeniem na swoje palce obrączek. Potem nadszedł czas na wesele i toasty. Pierwszy taniec państw młodych, gratulacje i śmiechy…
– Mogę panią prosić?- Igor zjawił się obok Hermiony, wyciągając w jej kierunku dłoń i uśmiechając się zapraszająco.
– Z przyjemnością.- odpowiedziała w chwili, kiedy Draco właśnie porywał w tany Anię. Z głośników poleciała jakaś nastrojowa piosenka, a oni zawirowali w jej takt.
– Herm, czy coś się stało?- zapytała Igor, spoglądając na nią badawczo.
– A co miało się stać?
– No nie wiem, ale kurcze, jakoś tak…promieniejesz..- wytłumaczył.
– Bo jestem szczęśliwa.- odpowiedziała.
– Czyli burza już zażegnana, co?- zaśmiał się, obracając ją wokół własnej osi.
– Definitywnie.- zaśmiała się.- I wiesz… ja, ja się jednak zdecydowałam. Zostanę projektantką, spełnię marzenia.- wyznała.- Ale to nie wszystko…
– Nie?- zdziwił się.
– Jest jeszcze kilka wiadomości, ale jedna z nich jest trochę smutna.- ostrzegła spoglądając przyjacielowi w oczy.
– No to od niej zacznij.
– To, że zostanę projektantką wiąże się z wyjazdem.- powiedziała cicho.- Po świętach nie wracam już do szpitala, wyjeżdżamy z Draco do Nowego Yorku.
– No to, faktycznie smutna wiadomość.- powiedział posępnie.- I z kim ja będę się nudził?- puścił do niej oczko.- No, ale nic… jaka jest ta druga wiadomość?- zapytał, na co ona podniosła dłoń, ukazując pierścionek zaręczynowy..- Żartujesz!!!- krzyknął uradowany.
– Nie, to najprawdziwsza prawda.- odpowiedziała rozpromieniona.
– Gratuluję!!!- serdecznie ją uścisnął, po czym wypuszczając ze swoich objęć, podszedł do stojącego obok zespołu mikrofonu.- PROSZĘ PAŃSTWA O UWAGĘ!!!- krzyknął, a kiedy wszystkie oczy zwróciły się już na niego, kontynuował.- Kochani, dzisiejszy dzień jest niezwykły. Jak wiecie, ja ożeniłem się dziś z najwspanialszą kobietą na świcie, ale też, właśnie dowiedziałem się, że już za niedługo na ślubnym kobiercu stanie również kobieta, która jest bardzo ważna w moim życiu. Moja przyjaciółka, idolka, nauczycielka i mentorka. Z tego miejsca, bardzo, ale to bardzo chciałbym ci Hermiono pogratulować… no i tobie Draco również..- zaśmiał się, kłaniając się delikatnie blondynowi.- Tak więc kochani proponuję, żeby wznieść toast, za nich i ich historię, na podstawie której można by nakręcić nieźle wciągającą telenowelę.- zaśmiał się, puszczając oczko Hermionie, która stała już mocno wtulona w ramionach swojego narzeczonego.- Wasze zdrowie!- dodał Igor, unosząc w górę szklankę z alkoholem, a cała sala poszła za jego przykładem.
– To ja teraz proponuję GORZKO i na parkiet gołąbeczki!!!- Ania pojawiła się przy Igorze, przejmując mikrofon. Cóż było robić, zaprezentowali zgromadzonym swoją miłość, obdarzając się namiętnym pocałunkiem, a potem istotnie, ponownie ruszyli w tany.
Po ogłoszeniu ich zaręczyn, zabawa na weselu wróciła do normy. Ludzie śmiali się, pili i tańczyli, ciesząc się szczęściem młodej pary. O północy, według polskiej tradycji nastąpiły oczepiny. Biały welon, rzucony przez Igora, przepłynął przez salę, miękko lądując w ramionach Hermiony. Podobnie było z muszką, którą Ania ściągnęła mężowi, pośród wielu starających się ją złapać kawalerów, wpadła ona w dłonie Dracona. Państwo młodzi uśmiechnęli się do kolejnej pary, na której weselu, wedle starego zwyczaju będą bawić się następnym razem, po czym udostępnili im parkiet, na którym Draco i Hermiona złączyli się w zmysłowym tańcu, zapominając o całym świecie…
Do domu wrócili o świcie, niesamowicie zmęczeni. Nie mając już siły na nic, opadali do łóżka, zalegając w nim w samej bieliźnie. Spali do późnego popołudnia.
– Wesela to strasznie męcząca sprawa.- zaśmiał się Draco, kiedy wspólnie brali prysznic.
– Zdecydowanie, do teraz nie czuję nóg.- zgodziła się.- Słuchaj, ja musiałabym zadzwonić do tej Susan, że się zgadzam.- wypaliła nagle.
– Nie musisz.- zaśmiał się.- Zrobiłem to za ciebie. Przygotuje ci kontrakt, który będziesz mogła podpisać, kiedy w sylwestra pojedziemy do NY.- wytłumaczył.
– Jedziemy na sylwestra do Ameryki?- zdziwiła się.
– Osz Qrwa!- jęknął.- No i wygadałem, a miała być niespodzianka.- warknął niezadowolony ze swojego gadulstwa.
– Ależ jest!- uradowana przytuliła się do niego.
– Wiesz, w końcu musisz zobaczyć nasze mieszkanie i w ogóle miasto w którym będziesz żyła i pracowała… No i pomyślałem, że spędzimy tego sylwestra w naszym nowym domu…
– Tylko we dwoje…- uzupełniła jego wypowiedź, delikatnie się rozmarzając.
– Nie zupełnie..- powiedział cicho..- Zaprosiłem Diabła- przyznał.- Ale jeśli nie chcesz, to odwołam…
– Nieeeee..- powiedziała przebiegle.- To się nawet dobrze składa, mam jeszcze z Diabłem niewyrównane rachunki!!!
– No to mu współczuję..- zaśmiał się, całując ją czule.
Resztę świąt spędzili właściwie nie wychodząc z sypialni, gdzie jedli, rozmawiali, spijali kolejne butelki czerwonego wina, oglądali filmy, a przede wszystkim kochali się, czego nigdy nie mieli dość…
Dopiero trzydziestego grudnia postanowili, że czas zabrać się za pakowanie do wyjazdu…
Malfoyka
24

W sylwestrowy poranek wszystko było gotowe do wyjazdu, a Hermiona z emocji nie spała już od świtu. Starała się wyobrazić sobie, jak teraz będzie wyglądało jej życie… Będzie projektantką, o czym zawsze marzyła i kto wie, może uda jej się odnieść nawet jakiś sukces… Właściwie dzięki Draconowi, coraz bardziej w niego wierzyła. No, a poza tym wychodzi za mąż. I to za osobę, z którą nigdy, ale to przenigdy nie wiązała takich planów… Cóż, okazało się, że droga, którą zmierzała, biegnąc ku przyszłości była ślepą uliczką. Nie było też wątpliwości, że towarzyszący jej w niej ludzie, okazali się być zupełnie obojętnymi piechurami… Na szczęście odnalazła właściwy szlak, a na nim towarzysza, który czego była w 100% pewna, będzie szedł z nią, bez względu na to, czy doga ta będzie usłana różami, ostrymi kamieniami, czy też rozżarzonymi węglami. Nie zlęknie się przed żadną górą, czy też mniejszymi lub większymi dołkami. Po prostu będzie. I razem z nią dogoni w końcu swoją przyszłość…
– O czym myślisz?- zapytał zaspany Draco, całując ją w nagie ramie.
– O wszystkim..- odpowiedziała poddając się pieszczocie.
– Nooo, to sporo masz na głowie.- zaśmiał się, puszczając do niej oczko.
– Wiesz, co mam na myśli!- żachnęła.- Zastanawiam się nad tym, jakie teraz będzie moje…nasze życie… Wiesz, trochę przeraża mnie to, że totalnie je..hmm…- zastanowiła się, szukając odpowiedniego określenia.- … przemebluję? No wiesz, zmiana otoczenia, pracy, przeszeregowanie hierarchii wartości i temu podobne sprawy…- tłumaczyła, widząc jak blondyn usilnie stara się nadążyć za jej tokiem myślowym.
– Że też w sylwestrowy świt, zebrało ci się na filozofowanie.- zaśmiał się całując ją w czubek nosa.- Po co się zastanawiać? Przecież trzeba było zapytać mnie…- westchnął przeciągając się leniwie, przez co wszystkie jego mięśnie były jeszcze lepiej widoczne, Hermiona uwielbiała jego ciało, czasem wydawał jej się wręcz nierealny z powodu tej jego urody.
– A co, ty taki wszechwiedzący jesteś?- zaśmiała się, tuląc się do jego torsu.
– Wszechwiedzący to może nie, ale w kwestii naszego nowego życia, możesz akurat zdać się na mnie!- zapewnił wodząc dłonią po jej plecach.
– Tak?- zapytała sugestywnie.- No to oświeć mnie, jakie będzie nasze życie?
– Szczęśliwe!!!- odpowiedział tak szybo i z taką pewnością, że trudno było w to nie uwierzyć.- Ja będę szefem banku, ty stworzysz znaną markę odzieży, będziemy sypiać na kasie, pławić się w luksusach i podziwie społeczeństwa… A kiedy już znudzą nam się szaleństwa, to sprawimy sobie małą gromadkę Malfoyątek, z wybuchowymi charakterkami po mamie i oszałamiającą urodą po tacie… I jeszcze kupimy sobie labradora, żeby dopełnić efekt. Będziemy stereotypową, szczęśliwą rodzinką z reklamy płatków śniadaniowych!- roztaczał przed nią swoją wizję ich przyszłości, a ona z lubością odkryła, że taki scenariusz jak najbardziej jej odpowiada.
– Ty to sobie wszystko dokładnie zaplanowałeś, co?- zaśmiała się spoglądając w jego błękitne oczy.- I ja nie mam nic do powiedzenia?- zapytała rozbawiona, unosząc jedną brew.
– A chcesz coś zmienić?- zapytał zaskoczony. Przecież przedstawił jej idealny scenariusz przyszłości, który choćby miał na rzęsach stanąć, wprowadzi w życie. Co więc mogło jej się nie podobać?
– Nie chcę labradora.- powiedziała rozbawiona.
– Okey, w takim razie bez psa!- przystał.- W takim razie może kot? Rybki? Papugi? Skrzat domowy?
– No z tym ostatnim to przesadziłeś!- fuknęła rozjuszona.
– Hahaha… uwielbiam się z tobą droczyć, ty moja Weszko!!!- zaśmiał się uroczo, łaskocząc ją.
– Za tą weszkę, to strzelam focha! Tu i teraz, z tego miejsca!- powiedziała poważnie, jednak wesołe iskierki w oczach od razu ją zdradziły.- A poza tym, to chcę psa, ale nie labradora!
– Okey, nie labrador.- zgodził się.- A co?
– Bokser!- rzuciła
– O nieeee… te paskudy się ślinią! Nie będę za bydlakiem glutów wycierał!- postawił stanowcze weto. Pamiętał co działo się, kiedy Diabeł w przypływie uczuć koleżeńskich, a może i jeszcze czegoś innego, zgodził się przez kilka dni zająć bokserką swojej koleżanki. Masakra! I to bardzo mokra i obrzydliwa masakra!
– Chichułachuła?
– Taaaaaa, żebym go rozdeptał.- zironizował.- Lepiej od razu kupmy szczura, za wiele się nie różnią!
– Okey, nie Chichułachuła…- westchnęła.- To może…
– York Shire też odpada. Nie będę mieszkał w domu, gdzie będzie pies z kucykiem z różową kokardą.- zastrzegł.
– Hmmm… owczarek?
– Żeby nam dzieci pozagryzał?- zapytał zupełnie poważnie.
– Jamnik?
– Będę stał w drzwiach przez wieki, zanim całe metry jego ciała wczłapią do domu!- odpowiedział marudnie.- A czemu nie labrador?
– Bo są oklepane!- odpowiedziała.- I nie podobają mi się.
– A Chichułachuła ci się podobają?- zaśmiał się.- To może Chusky?
– A będziesz go chłodził w lecie i codziennie biegał z nim po 15 kilometrów?- zapytała, teraz jej kolej na zrzędzenie.
– Faktycznie, nie najlepszy pomysł…- przyznał, jakoś wizja biegania takiej odległości zdecydowanie go przerażała.- A może… Collie?
– Moda na Lessy już dawno minęła.- żachnęła.- Poza tym, paskudnie się lenią.
– Dalmatyńczyk?- zaproponował zrezygnowany. Kto by pomyślał, że największą trudność sprawi im wybór psa…
– Są wredne i wybredne.- odrzuciła jego propozycję. W duchu zaśmiewała się z zaistniałej sytuacji. Jeszcze się nie przeprowadzili, nawet nie są jeszcze małżeństwem, a już prowadzą dyskusję na temat tego, jakiego sprawią sobie psa…
– Czy ja wiem…- zamyślił się. Pomału zaczynało mu już brakować pomysłów.- Może jakiś chart?
– A będziesz miał czas, żeby zapewnić mu ruch?- zapytała powątpiewająco.- Są ładne, ale też muszą dużo biegać…- marudziła.- Wiesz co? Może zostawmy sobie tą rozmowę na później, co?- zaproponowała, ale nagle wpadł jej do głowy pewien pomysł. Od dziecka marzyła o takim psie, ale nigdy nie miała warunków do jego utrzymania.. Warto spróbować..- Chyba, że…- zaczęła.
– Dog niemiecki!- rzucił zanim skończyła.
– Skąd wiedziałeś?- zdziwiła się. Właśnie o tą rasę jej chodziło.
– Na prawdę?- zaśmiał się. Strasznie podobały mu się te psy, ale bał się, że Hermiona się nie zgodzi.- Myślałem, że zbyjesz mnie wymówką, że są za duże…
– Są wielkie, ale jakie śliczne! No i łagodne! A poza tym, zawsze chciałam takie bydle.- zaśmiała się.- Koniecznie arlekina!
– Ja myślałem o błękitnym, ale arlekiny też są śliczne.- zgodził się. W takim razie ich wizja idealnej przyszłości była już pełna.
– No to ustalone!- zawołała uszczęśliwiona.
– Tak, w samą porę, bo czas już się zbierać.- zaśmiał się spoglądając na zegarek. Dochodziło południe, więc na swoich rozmowach zeszło im sporo czasu…- Ale jeszcze tylko jedno pytanie, ile dzieci?
– Ja wiem..- zamyśliła się.- Dwoje, może troje, ale w pewnych odstępach. Chcę nacieszyć się macierzyństwem, zanim na świecie pojawi się kolejny wybuchowy maluch.- zaśmiała się.
– Zgadzam się bez żadnych zastrzeżeń.- odpowiedział.- No to, już wszystko wiemy… Widzisz, będzie fajnie.- dodał uradowany.- A teraz już chodź, bo okaże się, że Diabeł będzie w NY przed nami…
– Taaa… Diabeł!- westchnęła złośliwie, a Draco jedynie skrzywił się nieznacznie, na wspomnienie tego, co spotkało jego, po wyjściu na jaw ich małej intrygi. Wcale nie był pewny, czy przez przypadek nie spotka swojego przyjaciela ostatni raz w życiu…
– Emmm… Hermiono?- zagadnął obserwując jak krząta się po pokoju, ubrana w jego koszulę na nagie ciało. W odpowiedzi na jego pytanie, mruknęła jedynie, oznajmiając, że słucha i mężczyzna może kontynuować.- Może nie zrób mu dużej krzywdy, co?- szepnął błagalnie.
– Zobaczę, co da się zrobić.- zaśmiała się znikając w łazience. Po chwili usłyszał szum prysznica. Wiedząc, że nic więcej nie wskóra w obronie przyjaciela i on zwlekł się z końcu z łóżka, wyszukując w szafie odpowiednie ciuchy, po czym zabierając je do łazienki wskoczył pod prysznic do Hermiony. Przez kilka minut wygłupiali się w kabinie, pozwalając żeby ciepła woda obmywała ich nagie ciała, jednak kiedy ich zabawa zaczęła robić się coraz bardziej namiętna, co jednoznacznie wskazywało kierunek, w którym zmierzała, Hermiona zwinnie wyślizgnęła się z ramion narzeczonego twierdząc, że nie mają czasu na takie zabawy, bo za dużo go starcili wybierając psa, a teraz muszą się już zbierać do wyjazdu, jeśli chcą dotrzeć do Nowego Yorku przed nastaniem Nowego Roku. Niepocieszony z obrotu sytuacji blondyn, szybko dokończył swoją poranną toaletę w samotności, starając się uspokoić swoje nerwy i rozbudzone ciało. A kiedy w końcu odświeżony i zupełnie uspokojony zszedł na dół, w kuchni Hermiona zdążyła przygotować już śniadanie i zaparzyć kawę. Zjedli w pośpiechu, po czym kilkoma sprawnymi ruchami swoich różdżek odesłali swoje bagaże do Ameryki, tak aby nic nie ciążyło im podczas teleportacji. Rzucili jeszcze kilka krótkich spojrzeń na dom, tak jakby już się z nim żegnali mimo, że planowali jeszcze wrócić na kilka dni, tuż po Nowym Roku…
– Gotowa?- zapytał wyciągając w jej kierunku dłoń.
– Jak najbardziej.- odpowiedziała z uśmiechem, łapiąc go za rękę.
Rozległ się głośny trzask towarzyszący teleportacji, a oni sami już po chwili stali po środku wielkiego salonu, umeblowanego w bardzo nowoczesnym stylu. Hermionę zachwyciło to, że jedną ze ścian mieszkanie tworzyło wielkie okno z widokiem na cały Manhattan. Wyglądało na to, że ich dwupiętrowy apartament znajduje się na szczycie jakiegoś wielkiego drapacz chmur. Rozglądając się po pomieszczeniu jęknęła zachwycona. Salon urządzony był skromnie. Wielki telewizor podwieszony był na jednej ze ścian, obok którego ustawiony został sprzęt stereo, kolejną ścianę zajmowały same półki na których już poukładane były ich zdjęcia, nowoczesne rzeźby, oraz zielone bambusy zasadzone w kolorowym, ozdobnym żelu dla roślin. Na samym śroku pokoju na kremowym, puszystym dywanie ustawione na kształt rogówki, były dwie kanapy z czarnej skóry, a przed nimi stylowy stolik. Obok kanap stało kilka puf z tego samego kompletu. Z salonu wchodziło się do urządzonej na biało kuchni, a właściwie jedynie aneksu, ponieważ od salonu oddzielał ją jedynie wysoki barek. Przy oknie ustawiony tam był stół dla 6 osób. Sama kuchnia również była bardzo nowoczesna, wyposażona w wiele pomocnych sprzętów. Z pokoju wychodziło się do obszernego holu, w którym znajdowała się łazienka dla gości, wielka szafa z lustrami, oraz schody na piętro. U góry zaś, znajdował się pokój dla gości z przylegającą do niego łazienką, ich sypialnia z wielgachnym łożem, również z osobną łazienką, oraz ogromną garderobą. A ponad to dwa gabinety, dla Dracona urządzony podobnie jak ten w Londynie, w drewnie. Ze sporą biblioteczką, dębowym biurkiem i wygodnym fotelem, oraz niewielkim barkiem. Był tej gabinet do niej. Hermiona aż pisnęła z radości widząc, że większą część ścian pokrywały półki, na jej ukochane książki. Ona też miała tu biurko, dobrą lampę obok niego, oraz wyglądającą zachęcająco leżanką. Było idealnie, lepiej nie mogła sobie zamarzyć…
– Żadnych ekstrawagancji, ale jak na początek chyba okey..- tłumaczył Draco, błędnie interpretując jej milczenie.- Oczywiście jeśli ci się nie podoba, to…
– Draco, tu jest cudownie!- westchnęła.- Kocham to mieszkanie!
– Kamień z serca.- zaśmiał się.- W takim razie witaj w domu. Na razie, bo docelowo, ale to już pewnie po ślubie, kupimy sobie coś większego i bardziej luksusowego.- zapewnił.
– Dla mnie tu jest idealnie.- westchnęła obchodząc gabinet. Już widziała wszystkie swoje książki i zeszyty z projektami na tych półkach. Nagle podeszła do wielkiego okna, wyglądając przez nie..- A w ogóle, to które to piętro?
– 72…- odpowiedział, a ona uniosła brew w akcie zdziwienia.- Mam sentyment do tego numeru.- zaśmiał się, odpowiednio interpretując jej minę.
– Ostatnim razem, kiedy mieszkaliśmy na takim pietrze, uciekłam ci..- przypomniała.
– To fakt, ale tym razem już ci nie pozwolę.- odpowiedział przytulając ją.
– Jakbym się gdzieś wybierała!- prychnęła.
Chwilę potem leżeli już w łóżku, testując jego jakość. Trudno było je bowiem ignorować, tak pięknie i wygodnie wyglądało, zaścielone szkarłatną, satynową pościelą. Wydawało się, że niemal przyciągało ich do siebie, jakąś niesamowitą, magiczną mocą, wywołując w nich fale namiętności i pożądania, a oni do przyjazdu Diabła i jego przyjaciółki mieli jeszcze trochę czasu, więc czemu nie skorzystać… Właściwie, to Draco pomału zaczynał żałować, że zaprosił przyjaciela na tego Sylwestra, ale teraz było już za późno, żeby wszystko odwołać, a poza tym Zabini chciał im przedstawić swoją nową dziewczynę, która podobno zdobyła jego serce, w co było dla nich raczej wątpliwe, biorąc pod uwagę naturę Diabła. No chyba, że dziewczyna jest naprawdę, aż tak wyjątkowa, że obudziła do życia serce wiecznego playboya… Zajmując się sobą, nie mieli jednak zbyt wiele czasu na zastanawianie się nad fenomenem partnerki Blaise’a. W końcu i tak mieli ją poznać już za niedługo… Na kilka minut przed planowanym przybyciem gości, Hermiona niechętnie zakończyła ich „zabawy” i ruszyła pod prysznic, zostawiając wymęczonego Dracona w łóżku. Chcąc nie chcąc musiał się jednak ubrać, a kiedy już tego dokonał, śmiejąc się w duchu z ich popędu, ponieważ ciuchy zbierał niemal po całym pietrze, zszedł na dół, żeby sprawdzić, czy wszystko jest gotowe. Jedzenie dostarczono po południu z jednej w najlepszych restauracji, a szampan chłodził się już w lodówce. Wszystko było na swoim miejscu, gotowe i idealne. Dochodziła już 22, na górze nie słychać już było szumu prysznica, więc Hermiona zapewne skończyła już kąpiel, przygotowując się na wieczór. Brakowało tylko Diabła i jego dziewczyny. W tym samym momencie jednak, kiedy przeszło mu to przez myśl, rozległ się dzwonek do drzwi. Z szerokim uśmiechem ruszył do holu, żeby otworzyć. Goście przyszli, zabawę czas zacząć…
Malfoyka
25

Z uśmiechem na ustach ruszył w kierunku drzwi, za którymi czekał zapewne Diabeł i jego nowa przyjaciółka. Uprzejme zainteresowanie znów dało o sobie znać, kiedy pomyślał o tajemniczej dziewczynie, która bez reszty zawładnęła sercem jego starego przyjaciela, o czym najlepiej świadczył fakt, że byli ze sobą już przeszło trzy tygodnie, co jak na Diabła, jest stażem niemal ekstremalnym… „No to zaraz się kotku przekonamy, co w sobie masz!” zaśmiał się w duchu, podchodząc do drzwi. Już prawie dotknął klamkę, kiedy dzwonek zabrzmiał kolejny już raz…
– Draco! Masz zamiar otworzyć te drzwi?- dobiegł go z góry głos Hermiony.
– No właśnie to robię!- odkrzyknął w próżnię, otwierając drzwi.- Witajcie!!!- uśmiechnął się do przyjaciela i jego dziewczyny, a przepuszczając ich w drzwiach dokładnie zlustrował zakochanych. Diabeł wyglądał na człowieka kwitnącego, który byłby w stanie żyć samą miłością. Tak długo, jak go znał, w takim stanie widział go po raz pierwszy…- Gdzie to zapisać…- westchnął ściskając przyjaciela.
– Co masz na myśli?- zapytał Zabini, odwzajemniając uścisk.
– Ty się zakochałeś..- szepnął mu do ucha, mijając go, żeby przywitać się ze stojącą nieopodal kobietą.- Cześć, jestem…
– Draco Malfoy.- zaśmiała się uroczo.- Sporo o tobie słyszałam.
– Pewnie same głupoty!- westchnął rozbawiony, zerkając na przyjaciela z ukosa.
– Nie do końca…- dziewczyna broniła ukochanego.- Ja w każdym razie jestem Mandy.- uśmiechnęła się, ukazując rząd bieluśkich zębów i ściskając jego dłoń.
Była urocza i mówiąc szczerze, Draco był porządnie zdziwiony, ponieważ ani trochę nie była w guście jego przyjaciela. Z tego, co wiedział Blaise gustował raczej w wysokich blondynkach, koniecznie z nieskazitelnie prostymi, długimi włosami, nogami do samej ziemi i biustem powyżej podwójnego „C”. A tymczasem stała przed nim średniego wzrostu brunetka, której rudawe, wpadające w brąz włosy były ścięte tak krótko, że nie dotykały nawet ramion, dziewczyna ułożyła je w typowy misz-masz, co nadawało jej uroku chochlika. Była szczupła i zgrabna, ale nie posiadała figury typowej modelki. Jej piersi również były sporo mniejsze od upodobań Diabła, a do tego jej naturalność…. Oliwkowa cera lśniła naturalnym blaskiem, na twarzy nie zauważył śladu pudru, jedynie wesołe, orzechowe oczy podkreśliła delikatnie czarną kredką… Tego się nie spodziewał, ale faktycznie… w tej dziewczynie było coś takiego, co sprawiało, że człowiek lubił ją już od pierwszej chwili.
– Draco, czy to nasi goście?- tym razem głos Hermiony dało się słyszeć niec bliżej. Pewnie schodziła już ze schodów…
– Jest bardzo wściekła?- zapytał Diabeł, niespokojnie zerkając na przyjaciela.
– Na twoim miejscu stary, już zacząłbym się bać.- powiedział jak najbardziej poważnie Draco, zerkając na wejście do holu, gdzie właśnie pojawiła się, ubrana w „małą czarną” Hermiona.
– Hermiona!!!- zawołał entuzjastycznie Diabeł, uśmiechając się do kobiety.- Jak miło cię widzieć…
– Z tobą pogadam sobie zaraz!!!- warknęła mijając o obojętnie, na co Diabeł głośno przełknął ślinę. Hermiona natomiast właśnie witała się z Mandy.
– Ach, więc to ty jesteś tą tajemniczą dziewczyną..- zaśmiała się.- Jestem Hermiona Granger…
– Wiem, wiem…- zaśmiała się dziewczyna Blaise’a.- Widziałam twoje projekty i powiem ci, że masz już klientkę..- zaśmiała się, zupełnie ignorując grymas jaki pojawił się na twarzy jej ukochanego na wzmiankę o projektach.- Mandy Moore, tak przy okazji..- uśmiechnęła się ponownie.
– Aaaa, więc widziałaś moje projekty..- westchnęła Hermiona, nie spoglądała przy tym jednak na Mandy, a prosto w oczy Zabiniego, który nagle jakby zmalał…- Pozwolisz, że przywitam się z Zabinim..
– Bo ja, ten…- jąkał, kiedy ruszyła w jego kierunku.
– Taaaak?- przeciągnęła samogłoskę, dla lepszego efektu.
– Ślicznie wyglądasz!- zawołał wesoło, starając się zmienić temat.
– A dziękuję, sama zaprojektowałam..- odpowiedziała będąc coraz bliżej, podczas kiedy na twarzy bruneta malował się coraz większy popłoch. Wyglądał teraz jak człowiek, który poważnie zastanawia się nad ucieczką…
– Hermiona, pamiętaj co mi ob…- jęknął Draco, obawiając się powtórki z rozrywki. Nie dokończył jednak wypowiedzi, zszokowany obrotem sytuacji. Hermiona bowiem, zamiast zrobić Diabłowi piekielną awanturę, jak gdyby nigdy nic, po prostu rzuciła mu się na szyję z szerokim uśmiechem…
– Dziękuję!!!- pisnęła, wisząc na jego szyi.
– Do usług!- zaśmiał się, ewidentnie już rozluźniony.
– ŻE JAK?- zawołał zszokowany Draco, obserwując tą niecodzienną scenę.- JA TRAFIŁEM DO SZPITALA, A JEMU DZIĘKUJESZ?!- wydarł się oburzony.- Gdzie jest do cholery sprawiedliwość na tym świecie…- westchnął, ruszając do salonu.
Hermiona i Blaise parsknęli zgodnym śmiechem, obserwując zachowanie blondyna.
– Znaczy się… nie gniewasz się na mnie?- zapytał, kiedy obejmując Mandy, ruszyli za Hermioną do salonu, gdzie czekał już na nich Malfoy.
– JUŻ nie..- sprostowała.- Ale ciesz się, że nie było cię w pobliżu, kiedy sprawa wyszła na jaw.- zaśmiała się, podchodząc do Draco, aby udobruchać go buziakiem w policzek.
– Wielkie miałeś piekło?- zaśmiał się Diabeł, siadając na jednej z kanap.
– Nieeee, no skąd…- zironizował, spoglądając na Hermionę ze złośliwym błyskiem w oku.- Tylko o mało nie zginąłem…
– Ej!- szturchnęła go w ramię.- To było tylko draśnięcie!!!- broniła się z uśmiechem, spoglądając jak Draco podaje gościom drinki, po czym siada obok niej.
– Aha..-westchnął Zabini, jednak po chwili, jakby dotarł do niego sens wypowiedzi Smoka.- ZARAZ!!! Rzuciła w ciebie jakimś urokiem?- zapytał zszokowany, łącząc ich wypowiedzi w całość.
– Nie. Szklanką z Whiskey.- sprostował blondyn, na co Diabeł wybuchnął niepohamowanym śmiechem, próbując sobie wyobrazić tą scenę.- I chwalić Merlina, że miała jeszcze tą szklankę, bo inaczej dostałbym jakimś nożem, bo reszta szkła walała się już w szczątkach po podłodze…- wyjaśnił spokojnie, tak jakby właśnie opowiadał im o pogodzie.
– Że jak?- zaśmiał się Zabini, przenosząc swój wzrok z Malfoya na Hermionę i z powrotem, starając się zrozumieć coś z tej wypowiedzi. Czyżby Granger aż tak bardzo się wkurzyła..- A możecie jakoś jaśniej?- zapytał, uświadamiając sobie, że jego wyobraźnia jest zbyt mała, żeby mogła sama poradzić sobie z tym zagadnieniem…
– Powiedzmy, że na chwilę znowu przypominała tą zarozumiałą zołzę Granger!- zaśmiał się blondyn, obdarzając swoją ukochaną czułym spojrzeniem.
– A on był, jak ten arystokratyczny debil, Malfoy.- uzupełniła Hermiona.
– Aha, czyli hogwardzka awantura bez Hogwartu, co?- szepnął konspiracyjnie Diabeł, pomału zaczynał rozumieć co mogło się wtedy wydarzyć. Okazało się, że nie było to nawet takie trudne, kiedy przypomniał sobie, jak ta dwójka „uwielbiała” się w szkole…
– I bez profesorów, którzy mogliby zapobiec tragedii.- zaśmiał się Draco.- Ale Mandy zdaje się niewiele rozumie…- dodał widząc zagubioną minę, milczącej do tej pory dziewczyny.
– Cóż, nie przeczę.- odpowiedziała.- Wiem co to jest Hogwart, ale nie rozumiem czemu…- zaczęła.
– Aaaa, kochanie! Bo ja ci nie mówiłem, że zanim te gołąbeczki tak strasznie się pokochały, to w szkole darli ze sobą koty na całego!- zaśmiał się Zabini.
– Darli koty, to mało powiedziane.- uzupełniła Hermiona.- Myśmy się śmiertelnie nienawidzili i wzajemnie zwalczali!!!
– Jak widać coś mało skutecznie wam to szło…- zaśmiała się dziewczyna.
– No raczej, ale za to jaki był ubaw!- Draco mrugnął do niej łobuzersko.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Potem rozmowa potoczyła się już gładko. Draco i Hermiona w końcu opowiedzieli swoim gościom, co stało się tego pamiętnego dnia. Na co Diabeł i Mandy reagowali głośnym śmiechem, bądź wielkim zdziwieniem. A kiedy parka w swojej opowieści doszła do momentu, w którym Malfoy trafił do szpitala, Diabeł głośno zaczął wychwalać Merlina, za to, że nie był wtedy w pobliżu, bo on już wie, do czego Hermiona jest zdolna. Chwilę potem zaś, nie krył swojego oburzenia słysząc, że Draco uniknął jednak szwów. W jego mniemaniu, powinien poczuć co to znaczy, żeby lepiej móc sobie wyobrazić sytuację, w jakiej kilka miesięcy wcześniej znalazł się on…
Wieczór mijał im sympatycznie. Dużo się śmiali, opowiadając Mandy o swoich szkolnych przygodach, awanturach i złośliwościach, które zwykle dla jednej ze stron kończyły się szlabanem. Niesamowicie dobrze czuli się w obecności tej dziewczyny, która jak się okazało, szybko podbiła ich serca i to w takim stopniu, że przestali się dziwić zmianie Diabła. Ta niewielka kobietka miała wielkiego ducha w sobie i była po prostu niesamowita. Mężczyzn cieszył też fakt, że szybko znalazły wspólny język z Hermioną. Mandy bowiem, również była mugolaczką. Ukończyła Amerykańską Akademię Magiczną im. Merlina, z bardzo dobrymi wynikami, jednak w żadnym z magicznych zawodów nie znalazła swojego powołania. A jako, że zawsze miała duszę artystki, postanowiła porwać się na karierę muzyczną. Udało jej się mimo,że repertuar jaki grała nie specjalnie trafiał w jej gust, sama była bardziej rockowa, a jej muzyka była typowym popem, dla nastolatek. Dzięki temu jednak, stała się rozpoznawalna, a przecież muzyka, zawsze będzie muzyką, ważne jest to, że kocha się to, co się robi. Tuż przed wydaniem pierwszej płyty, dostała propozycję zagrania w filmie, a ponieważ scenariusz wydał jej się ciekawy, bez większego zastanowienia podpisała kontrakt. I tak też poznała Zabieniego, który z miejsca ją oczarował i to nie tylko swoim wyglądem, ale również charakterem. Sama mimo, że jej wygląd zupełnie temu przeczył, nigdy nie była grzeczną dziewczynką, więc zawsze ciągnęło ją w stronę tych „niegrzecznych” chłopców, a Diabeł z całą pewnością zaliczał się do tej kategorii. Obydwoje mieli za sobą dość burzliwą przeszłość, a Hermiona i Draco, jeszcze zanim minęła północ stwierdzili, że ta dwójka pasuje do siebie idealnie…
O północy całą czwórką wyszli na taras, skąd mogli podziwiać niesamowite iluminacje, zarówno znad nadbrzeża, Central Parku, jak i z Madison Square Grarden. Właściwie całe niebo nad „Wielkim Jabłkiem” było w zasięgu ich wzroku. Popijając wybornego szampana złożyli sobie szczere życzenia. Wszyscy jednogłośnie życzyli Hermionie wielkiego sukcesu w roli projektantki. Draconowi życzono sukcesów w pracy, aby bank dalej rozwijał się tak, jak się rozwija. A im razem, dużo szczęścia w nowej- wspólnej drodze, no i oczywiście całego stadka Malfoyątek w najbliższej przyszłości. Oni zaś Mandy i Blaise’owi życzyli dalszego rozwoju uczucia i wielkiego powodzenia dla ich filmu. Wspólnie życzyli sobie, żeby ich niezwykła przyjaźń dalej kwitła i żeby ten nowy rok, był o 10 razy lepszy od starego, ale o 100 razy gorszy od następnego. A kiedy na niebie pomału zaczęły niknąć kolorowe łuny fajerwerków, a w butelce zabrakło szampana, wrócili do domu, gdzie przy głośnej muzyce przetańczyli całą noc, opróżniając kolejne butelki piwa i win. Z szerokimi uśmiechami na ustach, pożegnali się dopiero, kiedy o szóstej nad ranem cała czwórka opadła z sił, a zmęczenie dało o sobie znać. I choć Draco i Hermiona nalegali, żeby ich goście zostali u nich, to ci uparli się, żeby wrócić do nowego mieszkania Blaise’a i porządnie się wyspać…
– Padam z nóg…- westchnął Draco, zamykając drzwi za Blaisem i Mandy, zaś umęczonym wzrokiem spoglądając na opierającą się o ścianę nieopodal, równie zmęczoną Hermionę.
– Ja też, ale było warto.- uśmiechnęła się.- To był chyba mój najlepszy Sylwester w życiu.- westchnęła, przeciągając się leniwie.
– Taaaaa..- zgodził się ziewając szeroko i podchodząc do niej, żeby skraść jej całusa.- Idziemy spać?
– Bezwzględnie..- potwierdziła.- Jestem tak zmęczona, że nie wiem nawet, czy uda mi się wejść po schodach.- poskarżyła się rozbawiona.
– Mógłbym cię wnieść, jeśli nie boisz się, że po drodze zasnę i obydwoje spadniemy, nabijając sobie guzy..- zaśmiał się, przytulając ją czule.
– To może jednak pójdę sama.- odpowiedziała ciągnąc go za rękę w stronę schodów.
W sypialni wspólnie wskoczyli pod szybki prysznic, żeby zmyć z siebie trudy minionej nocy. Ciepła woda jednak ich nie rozbudziła, a jedynie wzmogła zmęczenie. Ziewając szeroko, niemal na ślepo wskoczyli do łóżka, tonąc w miękkiej pościeli. Hermiona wygodnie ułożyła się na piersi swojego mężczyzny, gotowa z miejsca zapaść w głęboki sen, ukołysana spokojnym, miarowym oddechem Dracona…
– Śpisz?- szepnął gładząc ją po włosach.
– Jeszcze nie…- mruknęła.
– Powiedz mi, co myślisz o tej Mandy?- zagadnął. Był ciekaw, czy i na niej ta kobieta zrobiła tak wielkie wrażenie, jak na nim.
– Jest cudowna!- odpowiedziała pełna entuzjazmu.- Od razu ją polubiłam. Ma w sobie tyle pozytywnej energii i szaleństwa, a przy tym wszystkim jest taka ciepła… Mam nadzieję, że Diabeł potraktuje ją poważnie, bo uważam, że do siebie pasują. A poza tym…cóż, chciałabym jakoś bliżej ją jeszcze poznać…
– A mnie się wydaje, że on już ją traktuje poważnie.- odpowiedział.- W życiu jeszcze, nie widziałem go w takim stanie. Coś mi się wydaje, że Kupidyn i na naszego playboya znalazł w końcu sposób.- zaśmiał się.- Zobaczysz, że to się tym razem, tak szybko nie skończy.- zapewnił. Wiedział, że ma rację. W końcu znał Zabiniego od dziecka i nie było w jego przyjacielu rzeczy, która mogłaby go zaskoczyć. Wiedział, że to co łączy go z Mandy, to coś poważnego… Kto wie, może tak samo wielkiego, jak jego uczucie z Hermioną.
– Ty mi tu sugerujesz, że mogą być z tego jakieś dzieci?- zaśmiała się uroczo, spoglądając w jego twarz.
– Kto wie..- westchnął.- Kto wie… W każdym razie, ja nie miałbym nic przeciwko, bo i na mnie ta dziewczyna zrobiła niesamowite wrażenie. Pasowałaby do naszej paczki…- przyznał
– No, to pozostaje nam liczyć, że i Diabeł ma podobne do nas odczucia.- westchnęła, z powrotem układając głowę na piersi Dracona.
– Ma, zapewniam cię, że ma.- szepnął.- A teraz chodźmy już spać…- dodał mocniej tuląc ją do siebie.
Już po chwili obydwoje spali kamiennym snem, regenerując utraconą w nocy energię. A było co regenerować, bo mimo, że Hermiona o tym jeszcze nie wiedziała, Draco miał dla niej jeszcze jedną niespodziankę w zanadrzu…
Malfoyka
26

Przespali cały Nowy Rok, mocno wtuleni w swoich ramionach, tylko po to, aby wieczorem wstać na kolację i z powrotem zatopić się w pościeli. Sami się sobie dziwili, że są aż tak zmęczeni… Ciekawe czy Diabeł i Mandy, też czują się podobnie po ich balandze… Bo jeżeli nie, to… jak zażartował Draco oznacza, że on i Hermiona niechybnie się starzeją.
Jasna łuna świtu, dopiero przecierała się ponad szczytami wieżowców w Nowym Yorku, kiedy rozemocjonowana Hermiona otworzyła oczy. To dziś był ten dzień! Dziś miała podpisać kontrakt na swoją pierwszą kolekcję… Marzenia miały stać się rzeczywistością. A kiedy te myśli w pełni przedarły się do jej umysłu, była już pewna, że nie zaśnie, nawet na dziesięć minut. Cicho, uważając aby nie zbudzić, ciągle śpiącego w najlepsze Dracona, wyswobodziła się z jego objęć, aby już po chwili, odziana jedynie w bieliznę i zarzuconą na nią, białą koszulę Dracona, zasiąść na jednym w wysokich kuchennych krzeseł, z kubkiem gorącej kawy w dłoniach… W tej chwili, nic ani nikt, nie był w stanie zepsuć jej humoru. Upajała się swoim szczęściem, zaciągając się zapachem, aromatycznego czarnego płynu…
– Mmmmm… czy ja też dostanę?- Draco pojawił się jakby znikąd, obejmując ją od tyłu i delikatnie całując w szyję…
– Jeśli sobie zrobisz..- zażartowała, czochrając go po włosach. Jednak już w następnej chwili, zwinnie zeskoczyła z zajmowanego stołka, na którym natychmiast zasiadł jej mężczyzna, aby przygotować mu śniadanie… Coś mu się w końcu od życia należało… No, a poza tym, czuła się zobowiązana, do odwdzięczenia mu się, że szczęście, którym jest sama jego obecność w jej najbliższym otoczeniu… „I kto by pomyślał…” zaśmiała się w duchu, krojąc pomidora do sałatki i cicho podśpiewując, jakąś wesołą piosenkę.
Draco z zainteresowaniem i niemym zachwytem, przyglądał się jej ruchom. Była piękna. I była tylko jego! Aż nie mógł uwierzyć w swoje szczęście… „I kto by pomyślał, że coroczne wakacje na Hawajach, zakończą się tym, że będę wściekle szczęśliwy, mając u swojego boku Hermionę Granger!” westchnął w myślach, nie odrywając wzroku, od jej zgrabnych nóg i podrygujących do taktu, nuconej piosenki bioder, zakrytych jedynie jego koszulą…
– Mówiłem ci już, że wyglądasz niezwykle kusząco w moich koszulach?- zapytał, kiedy stawiała przed nim kawę, oraz talerz ze śniadaniem.
– Nieee..- zaśmiała się.- A co? Wyglądam?- uwielbiała się z nim droczyć.
– Wyglądasz!- potwierdził.- Ale jeszcze lepiej wyglądasz, kiedy nie masz na sobie nic!- powiedział poważnie, okrążając barek, tylko po to, żeby zachłannie wpić się w jej usta…
No i diabli wzięli ich śniadanie i gorącą kawę, które przygotowała kobieta! Oni za to, odkryli jeszcze jedną funkcję, jaka może spełniać ich kuchenny blat… A trzeba wspomnieć, że była to baaaaaaaardzo przyjemna funkcja, służąca baaaaaaardzo przyjemnym rzeczom, którym oddawali się do późnego poranka.
– Draco…Dra…co…Dr…- starała się, przerwać jego pocałunki, kiedy kolejny już raz z rzędu, zalegli na kuchennym stole.
– Co?- zapytał średnio przytomny z podniecenia. Uwielbiała, kiedy jego błękitne oczy, zachodziły tą mgiełką pożądania… Wyglądał wtedy, o ile w ogóle jest to możliwe, jeszcze lepiej niż zwykle…
– A do diabła! Zapomniałam!- zaśmiała się, przyciągając go bliżej siebie, aby znów ich ciała, mogły stać się jednością… Przez kilka chwil, w mieszkaniu słychać było jedynie ich przyspieszone oddechy i ciche, bo stłumione pocałunkami jęki. A kiedy w końcu, obydwoje osiągnęli spełnieni, Hermiona znowu podjęła, rozpoczęty temat…- Przypomniałam sobie!- zaśmiała się, odgarniając jasne kosmyki, które pozlepiane potem, opadły mu na czoło.
– Tak? O czym?- zapytał, przyglądając jej się z zainteresowaniem. Jej twarz ciągle była zarumieniona, przez co wyglądała jeszcze bardziej uroczo, oczy lśniły się wesołym blaskiem, a na ustach błąkał się uśmiech, świadczący o jednym… Pełnej satysfakcji, jaką jej sprawił.
– O tym, że ja zdaje się mam dziś podpisać kontrakt!- odpowiedziała niby od niechcenia.- Za jakieś..- tu rzuciła szybkie spojrzenie na zegarek, a kiedy tylko uświadomiła sobie, która jest godzina, zesztywniała na chwilę, aby już po sekundzie krzyknąć..- PIĘTNAŚCIE MINUT!!!
– ŻE JAK?-tym razem, również zaskoczony mężczyzna spojrzał na czasomierz!- O qrwa!- jęknął.
– SPÓŹNIĘ SIĘ!!!- panikowała Hermiona, pośpiesznie zeskakując ze stołu.- Super, na podpisanie kontraktu…
– Spokojnie!- jak zwykle opanowany Draco, przejął sprawy w swoje ręce. Łapiąc ją mocno w ramiona, spojrzał głęboko w oczy, żeby już po chwili, stonowanym, uspokajającym głosem przemówić do ukochanej.- Nie spóźnisz się, bo teraz, każde z nas pójdzie się wykąpać. Ja w łazience dla gości, a ty u nas. A potem kilkoma machnięciami różdżki sprawisz, że na twojej buźce pojawi się makijaż, delikatny, bo najładniejsza jesteś naturalna. A kiedy już to zrobisz, to założysz tą niesamowicie seksowną, czerwoną sukienkę, która ma z tyłu, ten długaśny rozporek, do tego czarne korale, bransoletka, kolczyki. Na wszystko zarzucisz, to lekkie czarne bolerko, z tego połyskującego materiału. Całość uzupełnisz wysokimi kozakami na szpilce.- instruował, niczym rasowy stylista.- A włosy zepnij w wysokiego kucyka, zwiniętego na pół. Niby zwykła fryzura, ale będzie elegancko..- zapewnił, a ona spojrzała na niego zaskoczona…
– Czy ty się aby, nie minąłeś z powołaniem?- zażartowała, uświadamiając sobie, że Draco dokonał tego, nad czym ona głowiła się przez dwa dni. I w dodatku, udało mu się to zrobić, w przeciągu trzydziestu sekund… Była pod wrażeniem.
– Być może, ale zdaje się, teraz nie mamy zbytnio czasu, na roztrząsanie tej kwestii, prawda?- przypomniał jej o tym, że powinna zacząć się spieszyć. Znów zadrżała.- Tylko bez paniki. Zdążymy..- zapewnił.- A teraz leć się myć i ubierać, a za jakieś 7, no dobra… osiem minut, widzę cię tutaj. Gotową na spełnienie marzeń i uśmiechniętą!- zastrzegł, lekko popychając ją w kierunku prowadzących na piętro schodów.
Kiedy tylko widziała, że zniknęła z pola widzenia blondyna, rzuciła się biegiem, żeby czym prędzej skompletować w szafie, wybrany przez niego strój. A kiedy już udało jej się tego dokonać, pędem ruszyła pod prysznic, gdzie nie pozwalając sobie, na zbytni relaks, zmyła z siebie cały strach i stres, związany z czekającym ją wyzwaniem. Pozwoliła, żeby woda oblewała jej ciało, nie więcej niż dwie minuty, a szybko wyskakując spod prysznica, wedle zaleceń Draco, zrobiła delikatny makijaż i upięła włosy, w zagiętego w pół kucyka. Istotnie, wyglądała jak rasowa bizneswoman. Po prostu kobieta z klasą. Wychodząc z łazienki, w pełnej już gotowości, rzuciła ostatnie spojrzenie na zegarek. Do spotkania z zarządem Targów mody, zostało jeszcze jakieś sześć minut… „I tak się spóźnimy!!!” krzyczały jej myśli, kiedy czym prędzej, choć na szpilkach był to, nie lada wyczyn, zbiegała schodami na dół, gdzie w salonie, czekał już na nią gotowy do drogi Draco, ubrany w jeden ze swoich drogich garniturów i białą koszulę w prążki. W dłoniach trzymał ich płaszcze i jej torebkę.
– Spóźnimy się.- rzucała smutno, kiedy pomagał jej ubrać płaszcz.
– Zapewniam cię, że nie ma takiej opcji!- uspokajał ją, zakładając na siebie czarny, sięgający do kolan półpłaszcz, z wysokim kołnierzem.- Daj rączkę, ślicznotko!- poprosił, wyciągając w jej kierunku dłoń. Bez wahania podała mu rękę, a już po chwili, w mieszkaniu rozległ się głośny trzask. Sami zaś, zainteresowani, niemal w tej samej chwili, pojawili się w jednej ze ślepych alejek, jakich w NY było od groma, czując jak zimna powietrze, brutalnie chłoszcze ich twarze…
– No i gdzie my jesteśmy?- zapytała zdezorientowana Hermiona. Do spotkania zostały tylko trzy minuty…
– Popatrz tam.- Draco wyciągnął dłoń, wskazując na wielkie biurowiec, po drugiej stronie ulicy, gdzie pośród niezliczonej ilości tabliczek, informujących jakie firmy, bądź instytucje znajdują się w środku, Hermiona dostrzegła, mieniące się złotem litery, układające w szyld „Biuro Susan Wilson”. A więc byli na miejscu!!! Nie spóźnili się… Ba, mieli jeszcze, całe dwie minuty…
Ruszając w kierunku budynku, gdzie w recepcji Draco zaanonsował ich przybycie, a już po chwili, jedna z hostess prowadziła ich do biura rzeczonej kobiety.
– Panna Granger!- przywitała się Susan.- Miło panią znowu spotkać!
– Mnie również.- odpowiedziała szczerze, ciągle jednak nie mogąc uwierzyć, że zdążyli. W chwili bowiem, kiedy przekraczali próg oszklonego gabinetu, z wystrojem składającym się głównie z antyków, wybiła dokładnie 11, czyli godzina, w której mieli pojawić się na spotkaniu. Jednym słowem, byli wręcz nienagannie punktualni. Hermiona jednak wolała nie myśleć, co by było, gdyby Dracona nie było w pobliżu… Cóż, zapewne nie musiałaby się martwić spóźnieniem, bo i nikt nie absorbowałby ją, w taki sposób, jak robił to blondyn, przez cały dzisiejszy poranek… Tę kwestię wolała już jednak pominąć. Draco był i koniec!
– Ci panowie tutaj, to Vincente Bergiollo, mój włoski przyjaciel, będący jednym z pomysłodawców naszych targów, oraz Michael Morris, nasz główny sponsor.- przedstawiła Hermionie dwóch mężczyzn w średnim wieku. Włoch, jak na typowego italiano przystało, był postawny i wyniosły. Jego karnacja była ciemniejsza, a włosy, mimo wieku, ciągle zachowały głęboki czarny odcień, bez cienia siwizny. Morris natomiast, był typowym podstarzałym jankesem, ze szpakowatymi włosami i małą łysinką nad czołem. Obydwoje jednak wyglądali dość sympatycznie, a już na pewno profesjonalnie. Byli bowiem ubrani, z cichy ze zdecydowanie wyższych półek, niż te, do których dosięgali, przeciętni społeczni szaraczkowie…- Panowie, a oto Hermiona Granger. Autorka projektów, które tak się wam spodobały.- tym razem to Hermiona została przedstawiona mężczyznom.- A ten pan tutaj, to jak sądzę Dracon Malfoy..- dopowiedziała Wilson, przyglądając się Draconowi. Dokładnie tak sobie go wyobrażała, kiedy dawno już temu, Zabini jej o nim opowiadał.
– Zgadza się.- potaknął.-Witam.
– Nooo, to skoro mamy już za sobą formalności, to może przejdźmy do konkretów.- zaproponował Morris.- Proszę usiąść.- dłonią wskazał im dwa krzesła, a kiedy tylko wykonali jego prośbę, rozpoczęła się długa rozmowa, o warunkach kontaktu i regulaminie Targów, w których miała wziąć udział Hermiona. Był to konkurs zarówno dla znanych marek, jak i zupełnych projektantów. Wszyscy mieli pokazać na nim, swoje autorskie kolekcję, na sezon wiosenno-letni. Oceniać miało ich, kompetentne jury, składające się z krytyków mody i projektantów, którzy byli już klasą, samą w sobie… Hermiona słuchała tego wszystkiego, jak zaczarowana, nie mogąc uwierzyć, że to przed nią otwierają się drzwi do takiej kariery, o jakiej zawsze marzyła. W głowie już widziała swoją kolekcję…
A kiedy po niespełna dwóch godzinach, razem z Draconem, opuszczali biurowiec, kobieta była już pełnoprawną uczestniczką Targów Mody. Jej serce aż skakało z radości…
– To co?- zapytała, czując jak zimny wiatr szczypie jej policzki.- Wracamy do domu, żeby to uczcić?- zaproponowała, tuląc się do narzeczonego.
– Jeszcze nie.- odpowiedział.- Mam dla ciebie niespodziankę!- szepnął jej do ucha, powodując przyjemne dreszcze…
– Niespodziankę?- zdziwiła się. Czy to, nie jest już, aby nadmiar szczęścia…- A jaką?- dopytywała
– Zobaczysz!- zaśmiał się tajemniczo, ciągnąc ją w stronę centrum…
Malfoyka
27

Mocno objęci ruszyli w stronę centrum, pokonując zaśnieżone ulice Nowego Yorku, które przed mroźnym wiatrem osłaniały, ogromne bryły, piętrzących się, aż pod samo niebo wieżowców. Dookoła nich ludzie gonili za swoim szczęściem, biegnąc ku wymarzonej przyszłości, ku spełnieniu marzeń i zaspokojeniu potrzeb… jakże wielu z nich, niestety biegło, by zaspokoić nie swoje potrzeby, spełnić nie swoje marzenia i dogonić przyszłość, o którą tak na prawdę im nie chodzi… Tylko oni jedni wyróżniali się z bezimiennego tłumu, kiedy mocno wtuleni w siebie, niespiesznie kierowali się do centrum. Dwoje zakochanych w sobie ludzi sukcesu, którzy dobiegli już do wyznaczonych sobie celów, a teraz mogą spokojnie przemierzać życie, tempem spacerowym, obserwując panujący wokoło ludzki pośpiech, szarych mas…
– Wyścig szczurów!- westchnęła Hermiona, kiedy nie spiesząc się nigdzie, lawirowali pomiędzy zabieganym szarym tłumem, zalegającym ulice.
– My też tak kiedyś biegliśmy, pamiętasz?- szepnął Draco.
Pamiętała. Nawet za bardzo pamiętała, jak ona sama biegła ku przyszłości, którą wymyślił dla niej Ron, spełniała jego marzenia i zaspokajała jedynie jego potrzeby, sama była jednostką z takiego szarego tłumu, biegnąc z domu do szpitala, ze szpitala na uczelnie, w międzyczasie na zakupy, a potem znów do domu…
– Chyba masz rację..- westchnęła smutno.- Ale teraz już się nigdzie nie spieszymy, prawda?- zapytała ufniej wtulając się w jego ramię.
– Nie, nie spieszymy się.- zgodził się z uśmiechem.- Bo teraz idziemy razem, mamy wszystko czego nam potrzeba, czyli siebie…
– I swoje marzenia, prawda?- zagadnęła.
– Taaak.- zaśmiał się.- Marzenia! A co do nich, to… jesteśmy na miejscu.- powiedział nagle, zatrzymując się gwałtownie. Hermiona zdziwiona rozejrzała się wokół siebie. Z drogowskazów, oraz panującego na ulicy ruchu, można było wywnioskować, że znajdują się na najsławniejszej ulicy w tym mieście…
– Piąta Aleja?- zapytała nie rozumiejąc, o co właściwie mu chodzi. Dlaczego zatrzymał się na środku ulicy, gdzie poza galeriami i drogimi sklepami nic nie było… Ba, na dodatek, nie zatrzymał się nawet przy żadnej z witryn Tiffany’ego, czy Dolce & Gabana…. Wręcz przeciwnie, stanął przy witrynie ogromnego, dwupiętrowego pustostanu…- Po co mnie tu przyprowadziłeś?- zapytała, odwracając się do niego i ciągle nie rozumiejąc jego zachowania. W odpowiedzi uśmiechnął się jedynie, po czym łapiąc ją za ramiona, odwrócił twarzą w kierunku ziejącej pustką przestrzeni za pancerną szybą, a już w następnej chwili machał jej przed nosem pękiem starych, antycznych kluczy… I nagle zrozumiała.
– Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że…- zająknęła się, spoglądając to na niego, to na wejście do galerii. Przecież to nie może być prawda…
– Niespodzianka!- uśmiechnął się uroczo.- Przecież musisz mieć swoje atelier.- odpowiedział, przyglądając się jej reakcji. Zdawał sobie sprawę z tego, że Hermiona nie lubiła, kiedy obdarowywał ją drogimi, bądź ekstrawaganckimi podarunkami. No, ale w końcu chyba, jako przyszła pani Malfoy, musi przyzwyczaić się do luksusu i życia na wysokim poziomie… Poza tym, stać go na to i tyle!
– Ale na Piątej Alei?- szepnęła.- W samym jej sercu?
– A ty wolałaś zaczynać w jakichś slumsach?- zaśmiał się.- Należy ci się dobra reklama i dobra miejscówka, bo już za kilka miesięcy będziesz królową!- zapewnił.- I to nie tylko mojego serca, ale całego tego miasta!
– Jesteś szalony!- uśmiechnęła się, po czym bez chwili zastanowienia rzuciła mu się na szyję, dziękując raz za razem. Piąta Aleja, nie była nawet tym, o czym w najśmielszych marzeniach, ośmieliłaby się pomyśleć… A jednak. Miała tu swój lokal, może tu projektować, może mieć swój sklep… a sądząc po powierzchni, to nawet obydwa!- Możemy tam wejść?- zapytała niepewnie, jakby nie do końca dowierzając, że Draco sobie z niej nie kpi.
– Oczywiście, po to właśnie tu przyszliśmy.- odpowiedział, otwierając drzwi do jej przyszłego królestwa.
Dopiero po wejściu do pomieszczenia, okazało się, jak wielką zajmuje ona powierzchnię. Parter był ogromną salą, w której Hermiona oczami swojej wyobraźni widziała już swój sklep, z rzędami eleganckich wieszaków, ubranymi w jej ciuchy manekinami, małymi skórzanymi sofami i pufami, gdzie klientki będą mogły usiąść i napić się kawy, zaparzonej przez eleganckie ekspedientki, ubrane w sięgające do kolan, obcisłe, czarne spódnice z wysokim stanem, oraz stylowe koszule. Na tylnej ścianie będą, tonące w lustrach przymierzalnie, w których będzie można przymierzyć to, co ona zaprojektuje na górnym pietrze, na które prowadziły stylowe, wykute w litym żelazie schody… Piętro było nieco mniejsze, zakończone przeszkloną galerią, z której można było oglądać to, co dzieje się na dole. Tam właśnie będzie jej gabinet, jej pracownia… Wielkie szyby, z których będzie mogła obserwować sklep, będą przykryte pionowymi żaluzjami, które będzie mogła zasunąć podczas pracy, lub na czas jakichś ważnych spotkań. Jak zauważyła w pomieszczeniu była niewielka toaleta, oraz spore zagłębienie, które z powodzeniem, będzie mogła zaaranżować jako przymierzalnie, w której klientki, dla których będzie robiła specjalne projekty, będą mogły bez skrępowania przebierać się do przymiarek… W centralnym zaś punkcie stanie wielkie biurko do szkicowania, koło przeszklonej galerii manekiny, do pomocy przy pracy, a pod oknem wychodzącym z drugiej strony, na miasto, stanie szklany stolik i czarna skórzana sofa.. Podłogę tutaj będzie pokrywała miękka, jasna wykładzina, a ściany będą zupełnie białe, zapełnione obrazami, oraz jej szkicami…To pomieszczenie będzie idealne! A przed wejściem do niego, zostaną poustawiane sofy, oraz małe stoliczki, gdzie jej specjalni klienci będą mogli zaczekać na spotkanie z nią. Ściany tutaj też, będą pokrywały, oprawione w szkło jej projekty. Cała zaś przestrzeń będzie jasna i pełna życia, utrzymana w bieli i pastelach. Wieszaki będą podświetlane, a z sufitu będą zwisały kryształowe żyrandole… Będzie luksusowo i dokładnie tak, jak Hermiona zamarzyła sobie kiedyś, dawno już temu…
– I jak?- zagadnął Draco, kiedy krok za nią, przechadzał się po pomieszczeniu. Nie wiedział, jak ma interpretować jej milczenie, jednak rozmarzony, niemal niewidzący wzrok kobiety, podpowiadał mu, że chyba jej się podoba..
– Draco, tu jest…- zacięła się, nie wiedząc jakiego użyć określenia.- tu jest…tu jest po prostu jak w bajce!- zapewniła okręcając się wokoło w galerii, która już za niedługo będzie jej osobistym gabinetem.- Ja już to wszystko widzę w swojej wyobraźni! Wszystko!- zapewniła pełna entuzjazmu. Dracon poczuł niewymowne szczęście, obserwując jej uradowaną twarz. Mówiąc szczerze, spodziewał się wielkiej awantury, za to, że kupił jej ten lokal, oraz trwających dobre kilka dni, wielkich fochów swojej ukochanej, mających na celu oprotestowanie prezentu. Niespodzianką dla niego była więc, tak wielka jej radość…
– A opowiedz mi o tym?- zapytał z uśmiechem, tuląc ją do siebie i delikatnie całując w szyję… Opowiedziała. Wszystko, z każdym najdrobniejszym szczegółem, a on musiał przyznać, że miała niesamowity plan, na to jak uświetnić tą przestrzeń. Jeżeli tylko jej się to uda, a już jego w tym głowa, żeby tak było, to do jej sklepu będą ściągały tłumy Nowojorczyków i nie tylko…- Jestem pod wrażeniem.- zapewnił, kiedy zeszli już na dół.- W twojej opowieści zabrakło mi jeszcze tylko jednego, znaczącego szczegółu.- westchnął teatralnie, a ona spojrzała na niego jak na wariata. Przecież opowiedziała mu, o najdrobniejszych szczegółach, nawet o tym, jakie chciała na ścianach obrazy i o tym, jaka muzyka będzie leciała z głośników, czego więc mogło mu jeszcze brakować…- Nie powiedziałaś mi, jak będzie się nazywała twoja marka..- wytłumaczył, uśmiechając się szelmowsko.. No i fakt! O tym mu nie powiedziała, ale zaskoczy go, bo i to wie już doskonale…
– Dramione!- odpowiedziała pewnie, spoglądając mu w oczy.
– Ciekawe, chwytliwe i ładnie brzmi.- odpowiedział, z przekonaniem kiwając głową.- A oznacza coś konkretnego?
– Poza tym, że cię kocham, to chyba nie..- zaśmiała się, a widząc jego zdezorientowaną minę, dodała wtulając się w niego.- Naprawdę nie zauważyłeś, że to połączenie naszych imion?- zapytała, a on zrozumiał.
– Naprawdę chcesz, żeby twoje kolekcje nosiły taką nazwę?- zapytał. Było mu miło, że podjęła taką decyzję, jednak nie chciał, żeby robiła coś ze względu na niego. Nie był w końcu Weasleyem.
– Oczywiście! Gdyby nie ty i to co nas połączyło, nigdy bym tu nie stała, ciesząc się, że spełnią się moje marzenia… Chcę, żeby marka nazywała się Dramione…- zapewniła.- A nad sklepem zawiśnie wielki, czerwony szyld z napisem H.G.M Dramione.- powiedziała pewnie. Draco uśmiechnął się pod nosem, to też pewnie już widziała w wyobraźni. Osobiście jednak ucieszył go inny fakt, do swoich inicjałów dodała literkę M, czyli otwierając galerię, co stanie się zapewne około maja, bądź czerwca, Hermiona zamierza być już jego żoną.
– Myślę, że to będzie najlepszy sklep na całej Alei!- zapewnił całując ją.- To co, teraz chyba możemy już wrócić do domu, żeby odpowiednio to uczcić..- szepnął jej do ucha, tak zmysłowo, że przez jej ciało przebiegły ciarki.
– Myślę, że tak.- zgodziła się, wychodząc z nim na mroźne powietrze, w samym sercu Wielkiego Jabłka.- A po drodze może coś jeszcze omówimy, co?- zagadnęła, kiedy ruszyli w drogę powrotną do domu.
– A coś konkretnego?- spojrzał na nią zaciekawiony.
– Nooo… wiesz Malfoy, ja nie chcę być nachalna, ale jakiś czas temu mi się oświadczyłeś… i…. cóż, od tamtej pory jakby zamilkłeś.- zaśmiała się, spoglądając w jego świecące radośnie oczy. Tak czekał, aż ona poruszy ten temat. Osobiście, byłby w stanie ożenić się z nią nawet dziś, ale nie wiedział jak ona zapatruje się na te kwestie… Cóż, jak widać jej również było spieszno do zostania jego żoną…- Jakieś propozycje?- zagadnęła.
Oczywiście, że miał propozycje i to takie, które jej jak najbardziej przypadły do gustu. Całą drogę do domu, rozmawiali o tym, że chcieli by się pobrać jak najszybciej, najlepiej jeszcze w lutym, a już najdalej w marcu. Koniecznie na Hawajach, bo przecież to tam zaczęła się ich przygoda. Tak jak marzyli, wesele miało być skromne, a oni chcieli, żeby obecni na ceremonii byli jedynie Diabeł z Mandy i Igor z Anią…. Tylko oni, młoda para, ksiądz i plaża. A potem… kameralne wesele w Kai Melemele.
– Aha… i sama zaprojektujesz sobie sukienkę.- zastrzegł Draco, uszczęśliwiony tym, że w końcu udało im się podjąć jakieś konkretne decyzje.
– To chyba jasne, a ty nie zobaczysz jej, aż do dnia ślubu.- odpowiedziała kradnąc mu całusa. Byli już w domu, więc zaraz po tym, biegiem ruszyła do sypialni, gdzie mieli zamiar odpowiednio przypieczętować dzisiejszy dzień i wiążące się z nim decyzje… No i na tydzień pożegnać Nowy York. Nazajutrz bowiem, musieli wracać do Londynu, aby do końca pozamykać tam swoje sprawy i móc zacząć życie od nowa…
Malfoyka
28

Budząc się kolejnego dnia, niemal równo ze świtem, ze zdziwieniem odkryła, że miejsce obok, tam gdzie o tej porze Draco zwykle, smacznie przewracał się z jednego boku, na drugi, jest zupełnie puste. Co więcej, gładko zaścielone, tak jakby mężczyzna w ogóle nie spał dziś przy jej boku. Zastanawiając się, nad powodem tak wczesnej pobudki ukochanego, Hermiona nałożyła na ramiona szlafrok i szeroko ziewając, ruszyła w kierunku kuchni, gdzie miała nadzieję zastać ukochanego z kubkiem parującej i aromatycznej kawy w dłoniach. Niestety, kiedy doszła na miejsce, okazało się, że i tam nie ma blondyna… Obchodząc całe mieszkanie, w końcu musiała pogodzić się w faktem, że jest w nim sama. Dracona nie było. Nie zostawił jej żadnej kartki, żadnej informacji, nic. Zmartwiło ją to, ponieważ poprzedniego wieczoru, nie zdradzał żadnych planów, dotyczący wczesnego wyjścia z domu…
– Dziwne..- szepnęła parząc sobie kawę. Martwiła się, że coś się stało. Dlaczego wyszedł tak wcześnie, ścieląc za sobą łóżko. Dlaczego jej nie obudził, albo choćby nie napisał krótkiego liściku? Czyżby już się znudził? Nie chciał z nią być? Czy to w ogóle możliwe, że po tym wszystkim, co przeszli, po tym co dla niej zrobił, tak po prostu przestał chcieć z nią być? I co takiego mu zrobiła, że odszedł bez słowa wyjaśnienia….- To śmieszne, Draco by tego nie zrobił!- pocieszała samą siebie, czując jak pod powiekami nieuchronnie zbierają jej się łzy. Zaś z tyłu głowy odzywa się ten przeklęty, wredny głosik „a czego, ty się spodziewałaś po Malfoyu, głupia?!” Usilnie starała się ignorować ten głos, oraz pieczenie powiek i tępy ból gardła z którego chciał się wydobyć szloch. Przecież „jej” Draco nie mógłby jej tak potraktować, przecież gdyby chodziło o nią, to by jej powiedział….
Niczym cień snuła się po mieszkaniu, co chwila wychodząc na mroźne powietrze, na taras, aby za wszelką cenę powstrzymać łzy, które coraz bardziej natarczywie chciały płynąc z jej oczu. Minęły już przeszło dwie godziny, odkąd się obudziła, a jego ciągle nie było… Coraz bardziej podupadała w sobie, z każdą minutą zaczynając coraz bardziej wierzyć, że odszedł, zostawiając ją bez słowa wyjaśnienia… Wiedziała, że zachowuje się irracjonalnie, wiedziała, jednak żadną siłą nie mogła powstrzymać ogarniających ją wątpliwości… Co zrobi, jeżeli on naprawdę….
Dopiero, kiedy wskazówki zegara wskazywały, że za klika minut wybije ósma, kobieta usłyszała szczerk zamka. Szybko otarła z policzków łzy, którym od paru minut pozwoliła swobodnie spływać i ruszyła w kierunku holu, gdzie zmarznięty Draco, właśnie odwieszał swój płaszcz do szafy…
– O, już wstałaś?- zagadnął z uśmiechem.- Myślałem, że zdążę zanim się obudzisz.- wytłumaczył się, nie spoglądając na nią, ciągle zajęty wieszaniem płaszcza. Hermionę zdziwiło, że pod nim miał jedynie cienkie polo, z krótkim rękawkiem. Przecież na dworze był mróz…- Co ty? Płakałaś?- dopiero teraz odwrócił się, żeby spojrzeć na ukochaną.
– Nie, wydaje ci się.- skłamała szybko, na wszelki wypadek przecierając jednak policzki. W duchu zaś śmiała się ze swoich leków. Jak widać, zupełnie irracjonalnych.
– Ej, przecież widzę..- szepnął podchodząc do niej i zimnymi dłońmi łapiąc ją za policzki tak, że spoglądał prosto w jej noszące ślady łez, oczy.- Co się stało?- dopytywał.
– Będziesz się śmiał…- szepnęła, paląc raka i za wszelką cenę unikając jego wzroku, pod wpływem którego wiedziała, że pęknie.
– Z ciebie nigdy nie będę się śmiał.- zapewnił.- Co najwyżej, mogę śmiać się z tobą! A teraz chodź, napijemy się kawy i opowiesz mi, co się stało.
Pociągnął ją w stronę kuchni, gdzie już za chwilę oboje trzymali w dłoniach kubki z aromatycznym napojem, sącząc kawę leniwie, a przy okazji obrzucając się badawczymi spojrzeniami. Ona była ciekawa, gdzie był Draco i co załatwiał, a jego zaś skręcało, żeby dowiedzieć się, co takie doprowadziło Hermionę do łez. Po chwili milczenia, zaczął Draco:
– To jak? Powiesz mi w końcu, co się stało?- zagadnął, posyłając jej pełne uczucia spojrzenie.
– Bo ja…ja…- zaczęła się jąkać.- Jak wstałam i zobaczyłam to zaścielone łóżko, a potem…jak…jak odkryłam, że nie ma cię w całym domu i, że nie zostawiłeś dla mnie żadnej wiadomości, to…- mówiła cicho, ze wzrokiem uparcie wbitym w kuchenny blat.-…to…Draco, ja sobie pomyślałam, że już ci się znudziłam. Że mnie zostawiłeś i…i…nawet się nie pożegnałeś…- zakończyła tak cichym szeptem, że Draco musiał bardzo wytężać słuch, żeby w ogóle ją zrozumieć. Nie podniosła wzroku mimo, że jej wypowiedź już się zakończyła. Nie chciała sprawdzać, jaką reakcję na jego twarzy wywołały jej słowa. Bała się, że go zraniła, że pomyśli, że nie ma do niego zaufania… On zaś, jedynie odstawił na stół swoją kawę i w kilku krokach pojawił się przy niej, mocno ją do siebie tuląc.
– Ja już ci kiedyś powiedziałem, że w twoim wypadku, nie ma opcji „znudzić się”- szepnął jej do ucha, całując delikatnie.- I chyba faktycznie mogłem zostawić ci jakąś kartkę, przepraszam.- szepnął.- Myślałem, że uda mi się to załatwić szybciej.
– A co takiego załatwiałeś?- zapytała.- A poza tym, to ja przepraszam. Zabrzmiałam, jakbym ci nie ufała.- szepnęła zawstydzona.
– No trochę.- zgodził się z łobuzerskim uśmiechem.- Ale biorąc pod uwagę to, że faktycznie zachowałem się trochę, jak tajemny kochanek, który znika o świcie nie pozostawiając za sobą żadnego śladu, to jestem w stanie ci wybaczyć.- zaśmiał się szczerze, całując ją w policzek.- Ale pytałaś co ja załatwiałem… Otóż, bardzo ważną rzecz i to baaaaardzo daleko stąd.- odpowiedział, ponownie siadając na krześle z którego wstał kilka chwil wcześniej.- Byłem na Hawajach.- wytłumaczył widząc jej zaciekawione spojrzenie. Wtedy zrozumiała polo pod płaszczem, na Hawajach przecież nie ma zimy.- Załatwiałem formalności związane z naszym ślubem. Byłem w Kai Melemele, Hi’Iaka była wniebowzięta, kiedy zapytałem, czy zgodzi się, żebyśmy wynajęli jej taras widokowy na zorganizowanie naszego wesela.- zaśmiał się, a ona słuchała go jak zauroczona. Pojechał aż na Hawaje, żeby załatwiać ich ślub, a ona myślała, że ją porzucił. Jakże śmieszne wydawało jej się teraz, tamto myślenie..- Byłem też u tamtejszego księdza i wszystko ustaliłem. Pobieramy się 21 lutego, w kościółku na skarpie.- powiedział dumny z siebie.- Pamiętasz, to ten sam, który obserwowałaś z jachtu, kiedy płynęliśmy do Sanktuarium Małp…
– Pamiętam.- odpowiedziała zszokowana. Ten kościółek, wznoszący się na ogromnej skarpie, przykuł jej uwagę. Był jakby przemalowany wprost z jakiejś bajki o księżniczce. Mały, drewniany i uroczy. Idealny na jej wymarzony ślub. Pamiętała, że Draco obiecał jej, że pójdą do niego razem. Mieli to zrobić tamtego dnia, kiedy wyjechała…- Naprawdę to dla mnie zrobiłeś?- zapytała wdrapując mu się na kolana i spoglądając głęboko w oczy.
– Dla ciebie wszystko. Pamiętaj.- zapewnił, skradając jej pocałunek.- Mam nadzieję, że lokalizacja ci odpowiada, no i termin też?- zagadnął po chwili.
– 21 luty mówisz…- szepnęła.- Czekaj, sprawdzę w terminarzu, czy jestem wolna tego dnia!- zażartowała znów wpijając się w jego wargi. Po chwili zaś, dodała- Jest idealnie! Ale to powinno przestać mnie już dziwić, bo odkąd jesteśmy razem, jest tak cały czas.
– Przyjmuję to, jako komplement.- zaśmiał się.- A teraz chodź, musimy się zbierać, jeśli chcemy być w Londynie jeszcze z rana!- pociągnął ją za rękę w stronę sypialni, gdzie obydwoje szybko się przebrali. Musieli pozałatwiać w Londynie resztę swoich spraw. Draco musiał sfinalizować swoje przeniesienie, podpisując odpowiednie umowy i kontrakty, oraz odbierając od zarządu odpowiednie dyspozycje. Hermiona natomiast musiała odebrać swoje wypowiedzenie, które miał załatwić w jej Imieniu Igor, oraz oczywiście pożegnać się z przyjaciółmi, na czas bliżej nie określony… A potem, trzeba im będzie do końca spakować swoje rzeczy i przesłać je, do nowego domu, oraz odpowiednio zabezpieczyć ten stary… Jednym słowem, czekało na nich jeszcze wiele ważnych spraw…
– Lecimy?- zagadnął Draco, kiedy po paru minutach zjawiła się w salonie zupełnie ubrana, gotowa do powrotu do Londynu.
– Jasne.- uśmiechnęła się do niego, podając mu dłoń.
– Nooo, to pożegnaj się z Wielkim Jabłkiem na kilka dni.- zaśmiał się, mocniej ją ściskając. Przez chwilę czuli, jak lecą obok siebie w ciasnym i mało komfortowym tunelu, jednak kiedy zaczynało im już pomału brakować powietrza, gładko wylądowali na zaśnieżonym ganku, przed domem Dracona. W Londynie świt dopiero wstawał, powodując, że nad okalającymi posiadłość drzwiami, dopiero pojawiała się szara poświata dnia…
– Witaj znowu.- zaśmiał się Draco, otwierając przed nią drzwi do domu.- Chyba się pospieszyliśmy, jest jeszcze dość wcześnie.- zagadnął, kiedy ściągali swoje płaszcze.- Masz jakiś pomysł, jak możemy spożytkować ten czas?- szepnął zmysłowo, wprost do jej ucha. Ona jedynie uśmiechnęła się pod nosem, wiedząc co oznacza ton jego głosu, po czym odwracając się twarzą do blondyna, szepnęła równie zmysłowo…
– Oczywiście, że mam…- po czym bez słowa ostrzeżenia wyrwała się z jego objęć i wskakując na schody dodała wesoło- Będziemy się pakować!!!- i już jej nie było.
Draco uśmiechnął się pod nosem, że dał się tak wkręcić. Po czym z rozbawieniem kręcąc głową, ruszył w kierunku skąd przywoływał go głos Hermiony, żeby pomóc jej pakować wszystkie ich rzeczy osobiste, do wielkich kartonów, które od razu wysyłali za pomocą czarów, do ich nowego mieszkania w Nowym Yorku. Uczciwie pracowali przez cały poranek tak, że kiedy wybiła 9 rano, wszystko co chcieli zabrać z tego domu, było już w Ameryce…
– Poszło szybciej, niż myślałem.- westchnął zmęczony Draco, opadając na łóżko w sypialni. Nie dane mu było jednak, leżeć zbyt długo, ponieważ już po chwili pojawiła się przy nim Hermiona, ciągnąc go za dłoń.
– O nie, miły panie!- śmiała się, kiedy nie chciał się podnieść.- To nie czas na leniuchowanie, a na załatwianie interesów.- zarządzała.- Ty idziesz do banku, a ja do szpitala. A jutro pojedziemy do mnie, spakować resztę moich drobiazgów…
– W takim tempie, to pojutrze będziemy mogli wrócić do Yorku..- jęknął, przerażony perspektywą takiego nawału pracy.
– A ty myślisz, że o co mi chodzi?- zaśmiała się.- No już, wstawaj!
– Jezzzuuu… kobieto, ty jeszcze nie jesteś moją żoną, a ja już chodzę tak, jakbyś miała nade mną władzę totalną!- biadolił, kiedy z wielką niechęcią w końcu podniósł się z łóżka.- Idę pod prysznic, w końcu nie pójdę do banku spocony.- oznajmił widząc, jak dokładnie obserwuje każdy jego ruch.
– Okey, to ja pójdę zrobić nam coś do zjedzenia.- zgodziła się opuszczając sypialnię. W kuchni przygotowała kilka kanapek, żeby na szybko mieli się czym posilić i czekała, aż Draco odświeżony, wypachniony, a przede wszystkim rozbudzony zjawi się w kuchni. Kiedy jednak minęło prawie pół godziny bezczynnego oczekiwania, postanowiła sprawdzić co dzieje się z blondynem. Jakież było jej zdziwienie, kiedy wchodząc do sypialni, zastała Malfoya w samych bokserkach, śpiącego w najlepsze na łóżku. Nie zadbał nawet o to, żeby się przykryć… Stając w progu, spojrzała na widok jaki przedstawiał jej narzeczony i uśmiechnęła się szeroko. Wyglądał tak spokojnie i uroczo, że po prostu nie miała serca go budzić… Z resztą, za te wszystkie zarwane ostatnio nocki, w końcu należy mu się jakiś porządny wypoczynek… Na palcach podeszła do łóżka, delikatnie nakrywając jego prawie nagie i ciągle mokre po kąpieli ciało, miękką kołdrą, pod którą zaraz zwinął się jak małe dziecko. Hermina zaśmiała się, widząc jak Draco, przez sen mamrocze coś cicho i niezrozumiale, a potem najciszej jak mogła zamknęła za sobą drzwi do sypialni… Niech śpi. Tyle od siebie, mogła mu przecież dać, za to wszystko, co on robił dla niej.
Sama jednak nie miała zamiaru rezygnować ze swoich planów. Pamiętając jednak swoją poranną przygodę, nie wyszła z domu bez pozostawienia Draconowi wiadomości. Na niewielkiej kartce napisała:

Mam nadzieję, że się wyspałeś królewiczu?
Pojechałam do szpitala, a potem do siebie. Wrócę wieczorem! Kocham cię, bardzo!!!
P.S. Te kanapki miały być na śniadanie, ale na dobrą sprawę mogą posłużyć ci, za jakikolwiek posiłek, na jaki wstaniesz!
Buziaki- Hermiona!

Pod notatką dodała od siebie jeszcze tylko odcisk swoich ust i ustawiając liścik obok talerza z kanapkami, ruszyła do holu. Tam też szybko przebrała się w płaszcz i kozaki, aby już po chwili, stojąc na mroźnym podwórku, teleportować się do szpitala. Prawdopodobnie ostatni już raz…
Malfoyka
29

Stojąc przed szpitalem, raz jeszcze rzuciła okiem na jego fasadę. Zostawiła w tym budynku najlepsze lata swojego życia. Tutaj w blat jej biurka wsiąknął cały ocean jej łez, kiedy było jej źle. Te ściany słyszały jej głośny śmiech, kiedy wspólnie z Igorem nudzili się na dyżurach. Aż wreszcie, tutaj poznała najwspanialszych ludzi, z jakimi miała do czynienia. Czy była tu szczęśliwa? Na pewno. Na swój sposób kochała to miejsce i lubiła swoją pracę. Równie szczęśliwa była jednak ze świadomością, że oto dziś, jest tutaj już ostatni raz. Kiedy za kilka godzin wyjdzie z tego budynku, nie będzie już doktor Granger. Będzie Hermiona Granger, kobieta szczęśliwa, która w dłoniach już niemal trzyma spełnienie swoich marzeń. Głęboko wzdychając ruszyła w kierunku wejścia. Po krótkim przywitaniu z recepcjonistą, starym poczciwym Tomem, który swoim uśmiechem zawsze rozjaśniał ponurą atmosferę, jaka panowała w poczekalni do przychodni, ruszyła prosto do gabinetu dyrektora, żeby odebrać stamtąd swoje papiery.
Cicho zapukała do drzwi, a kiedy usłyszała zaproszenie, bez wahania weszła do środka.
– Witam, Hermiono.- usłyszała miłe powitanie.
– Dzień dobry, ja przyszłam…- zaczęła, jednak dyrektor wszedł jej w słowo.
– Domyślam się, co cię tutaj sprowadza, moja droga.- odpowiedział.- Niestety się domyślam.- westchnął, a w jego głosie wyczuć można było głęboki żal.- Siadaj, porozmawiajmy.- zaproponował, wskazując jej dłonią krzesło obok biurka.
– Ja właściwie tylko na chwilę.- uśmiechnęła się delikatnie. Nie lubiła łzawych pożegnań, wolała zrobić to szybko, tak jak zrywa się plaster. Jednym zgrabnym ruchem. Wtedy mniej boli.
– Rozumiem.- uśmiechnął się.- Jednak nalegam.- usiadła. Tyle jeszcze mogła zrobić dla tego człowieka.- Powiedz mi słonko, czy ty jesteś absolutnie pewna, że chcesz odejść? Może wystarczyłby ci urlop?- zapytał.- Powiedzmy rok. Oczywiście pełnopłatny.- była w szoku. Aż tak bardzo zależało mu na niej? Przecież nie była, aż tak dobra, a już na pewno nie była niezastąpiona.
– To mi pochlebia, jednak moja decyzja jest nieodwołana.- odpowiedziała uprzejmie.- Zaczynam nowe życie, nie chcę i nie będę już lekarzem.- tłumaczyła, a on słuchał, wpatrując się w nią w skupieniu i kręcąc palcami młynka. Ten gest zawsze ją rozczulał. Tak robił Dumbledore…- Wyjeżdżam z Anglii, na stałe, więc urlop nie wchodzi tu w grę.- dodała po chwili.
– A więc to prawda, co mówił Igor.- westchnął.- Miałem jeszcze nadzieję, że coś mu się pomyliło…
– Nie, Igor przekazał panu dobre informacje. Wyjeżdżam do Nowego Yorku, mam zamiar spełnić swoje marzenia, o których w pogoni za życiem, zupełnie zapomniałam, a które dzięki komuś, znów w sobie odkryłam. A poza tym… cóż… za niecałe dwa miesiące wychodzę za mąż.- mówiła, a z jej twarzy nie znikał uśmiech, kiedy wypowiadała na głos to, w co tak ciężko samej było jej uwierzyć.
– Widzę, że jesteś szczęśliwa, moje dziecko.- zaśmiał się mężczyzna.- Gratuluję. No i oczywiście, nie zatrzymuję cię.- westchnął.- Choć twoje odejście ze szpitala, będzie bolesnym ciosem.
– Bez przesady.- zarumieniła się. Naprawdę nie zasługiwała na, aż takie pochlebstwa. Przynajmniej w swoim odczuciu.- Nie ma ludzi niezastąpionych.
– Może i masz rację, ale ty odkąd po raz pierwszy zjawiłaś się u nas, stałaś się promyczkiem tego szpitala. Wiedziałaś, że twoi pacjenci nazywali cię Doktor Sunshine?- zaśmiał się. Ileż to razy wysłuchiwał pochwał na jej temat…
– Naprawdę?- zdziwiła się. Owszem, zawsze wkładała w swoją pracę, całą siebie, ale żeby aż tak?
– Nie żartuję.- zapewnił.- Dlatego, z wielkim bólem serca, wręczam ci to.- po tych słowach, z szuflady swojego biurka wyjął jakiś papier, po czym po złożeniu na nim podpisu, wręczył go Hermionie. Kobieta spojrzała na dokument. Trzymała w dłoni swoje wypowiedzenie. Od tej chwili, nie była już pracownikiem tego szpitala. I w tej też chwili, jej życie zaczęło się na nowo.
– Dziękuję.- szepnęła. Nie była w stanie mówić głośniej, była za bardzo wzruszona tym, że to już naprawdę koniec. Zamknęła ten rozdział.
– Nie. To ja dziękuję.- odpowiedział mężczyzna. A już po chwili, kiedy w drzwiach całował ją w dłoń, dodał- Dziękuję, za te wszystkie lata, panno Granger. I proszę pamiętać, że drzwi naszego szpitala, zawsze stoją dla pani otworem.
– Zapamiętam.- uśmiechnęła się, po czym jeszcze raz ściskając dłoń, swojego byłego już szefa, wyszła z gabinetu.
Przemierzając szpitalne korytarze w kierunku swojego oddziału, gdzie czekało ją najtrudniejsze dzisiaj zadanie, czyli pożegnanie z Marthą i Igorem, czuła jak wzrasta w niej jakieś dziwne uczucie, którego nie umiała nazwać. Z jednej strony cieszyła się nową perspektywą, z drugiej zaś, kiedy spoglądała na te wszystkie znajome miejsca tutaj, czuła żal, że od teraz to już nie jest jej świat, a ona stała się jedynie obserwatorem. Dziwne…
Równie irracjonalnie poczuła się, kiedy wielka szpitalna winda, zatrzymała się na jej piętrze. To już nie jest jej oddział, jej królestwo. Już nigdy nie usiądzie w tym znajomym, ciepłym gabinecie z kubkiem parującej, zielonej herbaty. Nigdy nie uratuje już czyjegoś zdrowia, z Igorem u boku… Jakie to śmieszne, że niby nigdy nie kochała tego miejsca całą sobą, a teraz, kiedy już wie, że to koniec, to jednak odczuwa taki ból i żal.
– Hermiona!- usłyszała za plecami, znajomy głos.
– Martho!- ucieszyła się na widok, jak zawsze uśmiechniętej pielęgniarki.- Jak miło cię widzieć.
– I ciebie też.- zaśmiała się tamta.- Kiedy przyjechałaś?
– Dziś rano, ale najdalej pojutrze, chcemy wracać, więc wszystko muszę załatwić dziś.- wytłumaczyła, znów czując bolesne ukłucie w sercu, na myśl, że pożegnanie stało się faktem. Za kilka chwili uściśnie tą kobietę po raz ostatni i będzie miała świadomość tego, że być może, nie zobaczy jej już nigdy więcej…
– Och, spieszno wam widzę, do tego nowego życia.- zaśmiała się pielęgniarka.- I z kim ja będę plotkowała, co?- westchnęła.
– No, jak to z kim?- usłyszały męski głos obok siebie.- Ze mną!
– Igor!- ucieszyła się Hermiona.
– Witaj, nasza naczelna designerko.- zaśmiał się, ściskając ją serdecznie.- Mów, jaki jest ten Nowy York?- zagadnął.
– Och…- westchnęła.- Ogromny!!! I totalnie niesamowity.- odpowiedziała.- Ale tego nie da się opisać słowami, to trzeba zobaczyć. Ten ruch, te tłumy, drapacze chmur, usłyszeć ten miejski hałas, poczuć zapach sprzedawanych na każdym rogu hot-dogów.- wyliczała.- Tam jest… po prostu… idealnie!- zakończyła z uśmiechem.
– Wiesz, co to oznacza?- Igor zwrócił się do Marthy.
– Obawiam się, że tak.- westchnęła tamta.
– Taaak?- Hermiona zwracała swoje spojrzenie z jednego na drugie i nie rozumiała.- A co? Bo ja, jakoś nie w temacie jestem.
– Twój zachwyt oznacza, że naprawdę cię straciliśmy.- westchnęła smutno Martha, głaszcząc ją po ramieniu.
– Och, Martho!- Hermiona rzuciła jej się na szyję.- Nic z tych rzeczy. Przecież ciągle będziemy przyjaciółmi, prawda? No, a poza tym, tak często, jak będzie to możliwe, będę was odwiedzała.- zapewniła. Już wiedziała, dlaczego tak cierpi. Może i nie kochała pracy, ale na pewno kochała ludzi, z którymi ją wykonywała. I to właśnie rozstanie z nimi, zadawało jej taki ból.
– Spróbowałabyś nie.- zaśmiał się Igor.- No, ale co, Martho? Czas nam wracać do pracy, nie? KTOŚ w tym szpitalu musi w końcu leczyć.- dodał rozbawiony, sugestywnie spoglądając na Hermionę.Ta jedynie uśmiechnęła się do niego pobłażliwie i twierdząc, że idzie się spakować i znajdzie ich potem, żeby się jeszcze pożegnać.
Już po chwili była w swoim gabinecie, gdzie jednym machnięciem różdżki wyczarowała sobie duże kartonowe pudło, w którym za chwilę znalazły się wszystkie jej kitle, stetoskop, dyplomy i wyróżnienia, oraz wszelkie drobiazgi, które w czasie tych kilku spędzonych tutaj lat, naznosiła z domu. Jej szczęśliwy kubek na herbatę, książki, kosmetyki, oraz wiele innych, o których niemal już zapomniała.
Podczas przetrząsania biurka, natknęła się też na plik starych fotografii, na których czwórka uśmiechniętych nastolatków, cieszyła się życiem. Była wtedy taka beztroska i wesoła mimo, iż były to jeszcze czasy, w których Voldemort poczynał sobie coraz odważniej. Następne fotografie przedstawiały „złotą trójcę”, już po wojnie, kiedy szczęśliwi pozowali do zdjęć przed Hogwartem. Następne to wizerunki zakochanej pary. Rudy chłopak wpatrujący się z uwielbieniem w swoją dziewczynę. Wtedy było tak dobrze. Na kolejnym zdjęciu, ukazana była kolacja zaręczynowa. Harry pstryknął je, kiedy Ron klęcząc wręczał jej pierścionek. Później ona i Ginny, gdzieś na zakupach. Uśmiechnięte i promienne. Pamiętała ten dzień, to wtedy ruda zakomunikowała jej, że zostanie mamą.
Przeglądała ruchome obrazki z delikatnym uśmiechem. Kto by pomyślał, że tak się to wszystko potoczy? Że ich przyjaźń się skończy, a ona zacznie nową wędrówkę z osobą, którą do tej pory uważała za wroga? Wiedziała jedno, uśmiechnięta brunetka z tych fotografii, zapewne tego nie przewidziała.
Kiedy obejrzała już wszystkie obrazki, przez chwilę zastanawiała się, co ma z nimi zrobić. Ważąc je w dłoniach spoglądała na karton, w którym były już wszystkie jej rzeczy… W końcu jednak, głęboko wzdychając umieściła zdjęcia w koszu na śmieci. Nie są jej już potrzebne. Ani te fotografie, ani ci ludzie. To już zamknięty rozdział… Z poczuciem ulgi, po pozbyciu się ostatnich wspomnień po Ronie i nielojalnych przyjaciołach, podeszła do kartonu, który już w następnej sekundzie z cichym trzaskiem zniknął z gabinetu, wysłany za pomocą odpowiedniego zaklęcia, na samo dno jej garderoby w Nowym Yorku. Czyli dokładnie tam, gdzie jest teraz jego miejsce. Z głębokim wzruszeniem, raz jeszcze okręciła się w gabinecie. Teraz, kiedy nie było tu jej rzeczy, czuła się w nim, niemal obco. I chyba dopiero teraz też, doszło do jej świadomości, że to wszystko naprawdę się dzieje. Nie jest już lekarzem. Ze zdziwieniem odkryła, że ta wiadomość zamiast ją zmartwić, jakby uwolniła jej serce od jakiegoś ciężaru. Od teraz, nikt nie będzie jej nic narzucał, a ona sama będzie robiła dokładnie to, na co ma ochotę, nie patrząc na życie poprzez pryzmat otaczających ją ludzi…
Już miała wychodzić z gabinetu, żeby odszukać swoich przyjaciół i pożegnać się z nimi na dłuższy czas, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Przybysz nie czekając na zaproszenie wszedł do środka, a Hermiona stanęła jak wryta. Nie spodziewała się go tutaj…
– O Hermiona. Cześć.- przywitał się.
– Witaj Ronaldzie.- odpowiedziała grzecznie.
– Nie ma doktora?- zapytał rozglądając się po pomieszczeniu.
– Nie sprawdzałam pod biurkiem, ale chyba nie.- zironizowała, a on delikatnie się zarumienił. Nienawidziła, kiedy tak robił. Wydawał jej się wtedy taki nie męski. No, ale cóż, nie każdy w końcu może być Draco Malfoyem, jej księciem z bajki.- Mam mu coś przekazać?- zapytała już milszym tonem.
– Och, chciałem mu tylko podziękować.- westchnął rudy, wchodząc do gabinetu.- Gdyby nie on…
– Coś się stało?- zapytała, zaintrygowana tonem jego głosu. Przez serce przeszedł jej niepokój o Molly Weasley. Kobieta nie była już przecież młoda, a i zdrowie dawno nie te.
– Och wiesz, zajął się Levander.- wytłumaczył Ron. A więc chodziło o nią. Znowu.- Dzień przed sylwestrem poślizgnęła się na lodzie i tak niefortunnie upadła, że niemal poroniła, wyobrażasz sobie?- pożalił się, jakby zupełnie zapominając z kim rozmawia
– Cóż, faktycznie nie ciekawie.- potaknęła, choć na dobrą sprawę niewiele obchodziło ją, co stało się z tą kobietą.
– No, ale na szczęście doktor Igor, zajął się nią fachowo.- pochwalił rudzielec.- To naprawdę dobry specjalista.
– Cieszę się, o od tej pory, to on będzie prowadził jej ciążę.- odpowiedziała machinalnie. Chciała, żeby już sobie poszedł. W końcu się spieszyła, jeszcze tyle spraw do załatwienia przed nią…
– Jak to?- zdziwił się, robiąc wielkie oczy.- A ty?
– Ja odchodzę ze szpitala.- odpowiedziała.- Rezygnuję z medycyny. I tak nigdy jej nie kochałam.- powiedziała z przekąsem, na co Ron spuścił zakłopotane spojrzenie. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to niejako on przymusił ją do wybrania tej drogi.
– Cóż, a masz jakieś plany?- zapytał, chcąc zmienić temat.
– Wyjeżdżam z kraju.- tyle powinno mu wystarczyć. Nie zamierzała się mu tłumaczyć, ani spowiadać ze swoich planów na najbliższe miesiące. Z drugiej zaś strony, jej złośliwa natura, aż rwała się to tego, żeby powiedzieć mu, kto zainspirował jej zmiany. Och, jak bardzo chciała zobaczyć ten szok na jego twarzy.
– Jak to?- znów zdziwienie.- Gdzie?
– Daleko.- odpowiedziała sucho, dając mu znak, że nie ma ochoty na wdawanie się w dyskusje.- Czas zacząć żyć dla siebie, a nie dla innych.- dodała nieco złośliwie.
– Cóż, życzę szczę…- zaczął, jednak nie skończył wypowiedzi. Jego wzrok zatrzymał się na koszu na śmieci, gdzie na samym wierzchu znajdowały się ich fotografie.- A co to?- zapytał robiąc krok w kierunku śmietnika.- Przecież to nasze zdjęcia! Dlaczego są w śmietniku?- zapytał spoglądając to na nią, to na kosz.
– Bo je tam umieściłam.- odpowiedziała zimno.- Nie są mi już potrzebne.
– Tak bardzo chcesz zapomnieć?- szepnął z wyrzutem sięgając po fotografie.
– Nigdy nie zapomnę, ale nie widzę potrzeby pielęgnowania w sobie tej pamięci.- mówiła obserwując, jak przegląda obrazki.
– Spójrz, jacy byliśmy wtedy szczęśliwi.- westchnął.- Co się z nami stało?
– To nie czas, ani miejsce na takie rozmowy.- warknęła.- Nie ma już nas. Jesteście wy i ja. I tak jest dobrze.- zakomunikowała.
– Wiesz, że ciągle może jeszcze być tak, jak kiedyś?- zapytał, spoglądając na nią niepewnie.- Przynajmniej pod niektórymi względami.
– Może być, ale nie będzie.- odpowiedziała.- Nie chcę tego.
– Bez przyjaciół daleko nie pociągniesz.- poinformował ją.- Wiesz, że jeszcze nawet nie widziałaś Lilly…
– Po pierwsze, zdaje sobie z tego sprawę, że jej nie widziałam. Nie jestem dla niej nikim ważnym, więc nie czuję wyrzutów sumienia.- odgryzła zirytowana.- A po drugie, skąd przypuszczenie, że nie mam przyjaciół? Wiesz, może cię zdziwię, ale poza Weasleyami i Potterami na świecie żyją jeszcze inni ludzie.- zakomunikowała zimno. Tego chłodu, to chyba nauczyła się od Dracona, ale w tej chwili, absolutnie jej to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, było jej na rękę.
– Ale z nikim nie będzie tak samo…- uzupełnił.
– Masz rację, bo teraz bardziej dojrzale wybieram ludzi wokół siebie.- warknęła.
– Ja rozumiem złość na mnie, ale na Boga, Harry i Ginny to niewinne ofiary.- mówił błagalnym głosem.
– Każda wojna niesie za sobą niewinne ofiary.- dopowiedziała machinalnie.
– Naprawdę nie rusza cię to, co widzisz na tych fotkach?- zapytał pokazując jej fotografię, na której całą czwórką stali przed Hogwartem, tuląc się do siebie i szczerze uśmiechając.
– A sądzisz, że gdyby ruszało, to znalazłbyś je w koszu?- zadrwiła.- Te zdjęcia przedstawiają przeszłość. A ja mam przed sobą przyszłość. A w niej, no sorry, ale nie ma miejsca dla was. Zostaliście w poprzednim rozdziale.- odpowiedziała zirytowana. Ta cała rozmowa coraz bardziej jej ciążyła. Za chwilę na prawdę mu powie, że za dwa miesiące będzie Malfoyem i ma w dupie zarówno jego, jak i swoich dawnych pseudo przyjaciół…
– Cóż, skoro tak stawiasz sprawę…- westchnął, odwracając się w kierunku drzwi. W progu stanął jednak jeszcze na chwilę i powiedział- Życzę ci szczęścia na tej nowej drodze. I obyś nie żałowała swoich wyborów.
– I vice versa.- odpowiedziała, obserwując jak znika za drzwiami. Pomyślałby ktoś, że to właśnie ON ma czelność udzielać jej wykładów moralnych. To już nawet nie było śmieszne, to było po prostu żałosne.
Nagle w drzwiach gabinetu pojawiła się Martha.
– Och Hermiono, jak dobrze, że jesteś…- wysapała.- Igor gdzieś mi zniknął, a ja mam nagły przypadek.- wytłumaczyła.- Mogłabyś?- poprosiła.- Ten ostatni raz.
– Oczywiście.- odpowiedziała.- Ale nie mam już żadnego kitla.- wyjaśniła. Martha uśmiechnęła się jedynie twierdząc, że to nic nie szkodzi i łapiąc ją za rękę, pociągnęła w kierunku gabinetu zabiegowego. A tam…
Malfoyka
30

Stała na środku pokoju zabiegowego i wprost nie mogła uwierzyć w to, co widzi. A co widziała? Wszystkich pracowników swojego oddziału, zgromadzonych na stosunkowo niewielkiej przestrzeni i wpatrujących się w nią. Widziała wielki transparent „Powodzenia Doktor Sunshine”, oraz uginający się od nadmiaru słodkości stolik. Była w głębokim szoku. Przyjaciele zorganizowali dla niej pożegnalne przyjęcie…
– NIESPODZIANKA!!!- krzyknął zgodnych chór ludzkich głosów, a już po chwili, utonęła w uściskach ludzi, z którymi przeżyła swoje pierwsze lata dorosłości. Każdy chciał ją ucałować, wyściskać i osobiście życzyć jej szczęścia, na tej nowej drodze, którą w końcu odnalazła w plątaninie dorosłości. Była w szoku widząc, jak niektórzy z jej dotychczasowych współpracowników, ukradkiem ocierają łzy. Nigdy nie przypuszczałaby, że ci ludzie, aż tak mocno się do niej przywiązali.
– Ja…ja nie wiem, co powiedzieć.- szepnęła, kiedy u jej boku, pozostali już tylko przyjaciele.
– To nie dobrze, bo wypadałoby, żebyś strzeliła jakąś mówką.- zaśmiał się Igor, nieznacznie wypychając ją przez tłumek.- Przemowa!!!- krzyknął, kiedy stała już przodem do wszystkich. Tego się właśnie obawiała. Wszyscy zgromadzeni, za przykładem, jaki dał im Igor, zaczęli domagać się jej przemówienia.
Zdezorientowana, potoczyła wzrokiem po znajomych twarzach, po czym biorąc głęboki oddech, przemówiła:
– Po pierwsze, chciałam wam wszystkim serdecznie podziękować, za to, że tu jesteście. Nawet nie macie pojęcia, jak wiele znaczy dla mnie ten gest.- podziękowała, uśmiechając się subtelnie do swoich najbliższych.- Ale skoro tu jesteście, to znacie też powód naszego spotkania, a mianowicie moje odejście. Cieszę się niezmiernie, że wszyscy chcieliście się ze mną pożegnać. I choć nie przypuszczałam, że tak się stanie to, ta chwila, chwila kiedy wszystkim wam, mam powiedzieć „żegnajcie”, jest niesamowicie ciężka.- wyznała, zdając sobie sprawę z tego, że pod jej powiekami istotnie zaczęły zbierać się łzy. Nie lubiła pożegnań. Dlatego też, postanowiła, że zacznie inaczej. Uśmiechając się, przywołała w pamięci obraz swojego pierwszego dnia.- Pamiętam moment, kiedy po raz pierwszy przekroczyłam próg tego szpitala, mając niespełna 20 lat. Byłam wtedy nieopierzoną i przemądrzałą nastolatką, której wydawało się, że zwojuje świat. Za kogo ja się właściwie nie miałam..- zaśmiała się.- I wtedy na mojej drodze, pojawiła się Martha, która przez wszystkie te lata, cierpliwie znosiła moje humorki i wybuchy egoizmu, kiedy coś nie szło po mojej myśli. Pamiętam dobrze, że początki były trudne. Niejednokrotnie, wielu z was, niosło mi pomoc w ciężkich sytuacjach, za co bardzo wam dziękuję.- ukłoniła się nieznacznie, uśmiechając się do zgromadzonych.- Dzięki tym wszystkim chwilą, które tutaj spędziłam, nigdy nie zapomnę tego uczucia, kiedy ratując ludzkie życie, adrenalina rozgrzewa krew. Spędziłam w tym szpitalu, tutaj z wami, najlepsze lata mojego życia, ucząc się tak naprawdę, nie tyle tajników medycyny, co w ogóle życia. Wam wszystkim zawdzięczam to, że nauczyłam się w tych latach siebie. Dzięki wam, za każdym razem, kiedy rano otwierałam oczy wiedziałam, że idę do pracy, którą lubiłam i która dawała mi satysfakcję, a nie jedynie do roboty i tylko po to, żeby odbębnić swoje 8 godzin i zapomnieć. I choć sama, chyba nie do końca zdawałam sobie z tego sprawę, wszyscy staliście dla mnie bliscy, niemal jak rodzina.- szepnęła, lekko łamiącym się głosem.- Dlatego tak trudno powiedzieć mi „żegnajcie”.- westchnęła.- Bo ja nie chcę was żegnać, nie chcę bezpowrotnie zamknąć tego rozdziału w moimi życiu mimo, że wiem, że już za kilka godzin rozpocznie się ten nowy. Nie chcę was zapominać, głęboko wierząc w to, że i wy nie zapomnicie mnie. I właśnie dlatego, nie powiem wam teraz „Żegnajcie”, powiem „Do zobaczenia!”, choć sama nie wiem, za jak długo…- zakończyła, a po pomieszczeniu rozeszła się fala oklasków.
I znów utonęła w morzu ludzkich rąk. Teraz każdy chciał uściskać ją, ten ostatni raz, przed długim rozstaniem, po to, żeby móc wrócić do swoich obowiązków. Tym razem, nie wstrzymywała już łez, kiedy żegnała się z poszczególnymi pielęgniarkami, bądź lekarzami. Płakała, niczym małe dziecko. Ale przecież nie każde łzy są złe. Te w każdym razie nie były…
Jednak nim cała „impreza”, definitywnie dobiegła końca, a zgromadzeni wrócili do swoich codziennych zajęć, stało się coś jeszcze. W pewnym momencie, w pokoju zgasły wszystkie światła, pozostawiając zapaloną jedynie jedną lampę, nad miejscem z którego jeszcze chwilę temu przemawiała Hermiona. Wszyscy spoglądali na siebie w niemym szoku, kiedy nagle nie wiadomo skąd, popłynęły łagodne takty muzyki, a na oświetlonej przestrzeni pojawił się, ubrany w czarny smoking i kapelusz Igor. A posyłając Hermionie, jeden ze swoich łobuzerskich uśmiechów, niesamowicie czystym głosem, o którego posiadanie, Hermiona nawet by go nie posądzała, zaczął śpiewać, znaną piosenkę…
http://w429.wrzuta.pl/audio/4k53YSCVbeL/fr...w_york_new_york


Start spreading the news, I’m leaving today
I want to be a part of it – New York, New York
These vagabond shoes, are longing to stray
Right through the very heart of it – New York, New York
I want to wake up in a city, that doesn’t sleep
And find I’m king of the hill – top of the heap

These little town blues, are melting away
I’m gonna make a brand new start of it – in old New York
If I can make it there, I’ll make it anywhere
It’s up to you – New York, New York

New York, New York
I want to wake up in a city, that never sleeps
To find I’m a number one, head of the list,
Cream of the crop at the top of the heap.

These little town blues, are melting away
I’m gonna make a brand new start of it – in old New York
If I can make it there, I’m gonna make it anywhere

It’s up to you – New York, New York
Po niesamowitym show, a la wczesny Sinatra, znów wybuchły oklaski. A Igor kłaniając się w pas, rzucił w kierunku Hermiony czerwoną różę. To było jego pożegnanie… Jak zawsze oryginalny.
Po tym widowisku, zabiegowy zaczął się wyludniać, aż w końcu zostali już tylko Hermiona, Igor i Martha. Dziewczyna jeszcze raz podziękowała przyjaciołom, za zorganizowanie takiej pięknej niespodzianki, oraz Igorowi za jego niesamowity pokaz, po czym kolejny raz zalewając się tego dnia łzami, uściskała ich ostatni raz. Potem przyjaciele odprowadzili ją przed budynek szpitala, gdzie więcej nie oglądając się już za siebie, z głośnym trzaskiem teleportowała się do domu swoich rodziców, gdzie mieszkała po rozstaniu z Ronem, przed kolejnym spotkaniem Draco. Tam na pakowaniu swoich drobiazgów, oraz wysyłaniu ich do Nowego Yorku, zeszła jej reszta popołudnia. A kiedy miała już pewność, że wszystko, co powinna mieć, jest już w Ameryce, z niemałą ulgą teleportowała się do domu Malfoya.
To był dzień pełen wrażeń, a jedyne o czym marzyła w tej chwili, było ciepłe łóżko, a w nim ukochany mężczyzna, któremu będzie mogła opowiedzieć o tym, jak wspaniale pożegnali ją w szpitalu.
W domu jednak czekało ją rozczarowanie. Zdziwiła się bo, kiedy zmęczona wróciła do domu, niemal od progu nawołując ukochanego, odpowiedziała jej jedynie cisza. Czyżby jeszcze spał? Niemożliwe.
Ściągając swój płaszcz, ruszyła schodami w górę, mając nadzieję, że zastanie go ciągle pogrążonego w błogim śnie. Łóżko jednak było puste, a nawet nienagannie pościelone. Wszystko wskazywało na to, że Draco znów gdzieś wybył. Pamiętając jednak, jak irracjonalnie zachowała się kilkanaście godzin wcześniej, nie popadła w panikę. Uznając, że blondy poszedł pozałatwiać swoje sprawy, przebrała się w wygodniejsze ciuchy, a nie chcąc kłaść się bez niego, postanowiła iść do kuchni i napić się herbaty.
Tam też, obok pustego talerza, na którym zostawiła zrobione dla niego kanapki, znalazła pokrytą drobnym pismem mężczyzny karteczkę”

„Kochanie!
Kanapki były wyśmienite, bardzo dziękuję za troskę. I za to, że wyrozumiale pozwoliłaś mi wypocząć.
Zapewne zastanawiasz się, gdzie jestem teraz. A ja nie chcąc, żeby powtórzyła się sytuacja z NY, już spieszę z wyjaśnieniami…
Pojechałem do banku, żeby podpisać wszelkie dokumenty dotyczące fuzji, oraz objęcia przeze mnie stanowiska.
A potem muszę załatwić coś jeszcze, za miastem.
Wrócę pod wieczór, nie martw się o mnie i pamiętaj…
Z NIKIM NIE BYŁOBY MI NA ŚWIECIE, TAK DOBRZE, JAK Z TOBĄ!!!
Kocham Cię mocno i całuję:*
DRACO
P.S. Nie pogniewam się, jeśli położysz się, zanim wrócę. Pewnie padasz z nóg!

Uśmiechnęła się, odczytując wiadomość. W końcu nie co dzień, Draco Malfoy wyznaje ci, że na świecie nie ma osoby, z którą byłby szczęśliwszy.
Postanawiając, że jednak nie pójdzie spać, do czasu, kiedy blondyn nie zjawi się w domu, zrobiła sobie herbaty, po czym siadając przy kuchennym stole, raz po raz odczytywała jego wiadomość.
Zastanawiała się, jaką też sprawę, Draco mógł mieć do załatwienia za miastem. Myślała, że wszystko, co mieli zamknąć, zostało już zamknięte… A tu jakaś tajemnicza sprawa. Zachodziła o głowę, starając się coś wymyślić, nie zdając sobie sprawy z tego, że rozwiązanie tajemnicy stoi już na progu…
Malfoyka
31

Siedząc w kuchni, doskonale słyszała dźwięk, jaki wydają klucze otwierające wejściowe drzwi. Był to dla niej niezawodny dowód na to, że ukochany właśnie wrócił do domu i zapewne wyjaśni jej, cóż to za tajemnicza sprawa, którą musiał jechać załatwiać, aż za miasto. Niespiesznie odłożyła opróżniony do połowy kubek, z zimną już herbatą na stół i dokładnie w momencie, kiedy miała wstać i ruszyć w kierunku holu, żeby tam przywitać narzeczonego, usłyszała jego ciche wołanie. Domyśliła się, że nie zawołał głośniej, obawiając się, że już śpi i mógłby ją obudzić. Kochany, troskliwy Draco. Tylko on mógł się przejmować takimi szczegółami. Dokładnie bowiem pamiętała, że kiedy Ron wracał do domu w środku nocy, o jego powrocie wiedziała nie tylko ona, ale również i cała okolica. Na szczęście jednak, Draco był zupełnym przeciwieństwem rudego. I to od zawsze, tylko od niedawna ona jest w stanie to zauważyć…
– Hermiona?- kolejny cichy szept sprowadził ją na ziemię.
– Jestem w kuchni.- zawołała, chcąc ruszyć w jego kierunku.
– To super!- odkrzyknął głośniej, z głosem przepełnionym entuzjazmem.- Zostań tam!- polecił, a ona się zdziwiła. Co jest grane, co on chce ukryć?- Aha i proszę cię, zamknij oczy, bo mam niespodziankę!- wyjaśnił po chwili.
– Ale, jaką..- zaczęła, jednak przerwał jej w pół zdania.
– Zaufaj mi i zamknij oczy.- poprosił łagodnie.- Spodoba ci się, obiecuję.- słyszała jego głos już w salonie. Przez chwilę wydawało jej się też, że słyszy jeszcze jeden, dość dziwny dźwięk, jednak nie zastanawiając się nad tym dłużej, pełna mieszanych uczuć, spełniła prośbę blondyna. Na oślep ponownie siadając na kuchennym krześle, zniecierpliwiona oczekiwała jego pojawienia się w pomieszczeniu. Wszystko wskazywało na to, że Draco jest coraz bliżej, jednak nie ośmieliła się otworzyć powiek, nie chcąc zepsuć sobie obiecanej niespodzianki, a jemu radości ze zrobienia jej.- Zamknęłaś?- jego głos dochodził już z bardzo bliska, mogłaby przysiąc, że zapewne stał już w progu kuchni i dokładnie wiedział, że jej oczy są szczelnie zamknięte.
– Tak.- potwierdziła.- Draco, co jest grane?- zapytała słysząc jego kroki w kuchni. I znów ten dźwięk, tym razem słyszała to wyraźnie, coś jakby ciche piszczenie…
– Hermiono pozwól, że przedstawię ci, nowego na razie bezimiennego członka naszej rodziny.- szepnął jej przy uchu.- A teraz otwórz oczy.- poprosił, a kiedy wykonała prośbę i spojrzała na narzeczonego, niemal pisnęła z radości. Okazało się, że Draco stał kilka kroków przed nią, trzymając w ramionach małą, łaciatą kulkę, ufnie tulącą się do jego piersi.
– Szczeniak?- zawołała rozpromieniona, podchodząc do blondyna i wyciągając dłonie w kierunku, liczącego sobie góra 3 miesiące pieska. Teraz rozumiała dziwny dźwięk, to ten maluch piszczał, kiedy Draco szedł tutaj.- Boże, jakie cudo.- zachwycała się, gładząc mięciutkie futerko. Psiak zwrócił na nią swoje brązowe ślepka, przyglądając jej się ciekawie i próbując złapać ząbkami jej palce.
– Fajnie, że ci się podoba.- zaśmiał się.- Ale, żeby od razu mianować mnie Bogiem? Wystarczy Draco.- zaśmiał się, czochrając psa za uchem, w efekcie czego, szczeniak zrobił tak pocieszną minę, że Hermiona, która już miała rugać Malfoya za głupi żart, nie mogła opanować westchnienia.
– Naprawdę jest nasz?- zapytała, zabierając od Dracona psa i przyglądając mu się z czułością. Był śliczny. Troszkę niezgraby, jak to maluch, ale spoglądając na jego jeszcze malutkie łapki, wiedziała, że wyrośnie z niego ogromne psisko.
– Nasz.- potwierdził, całując ją w czoło i głaszcząc psa. A Hermiona nagle zaśmiała się dźwięcznie.
– Co cię tak bawi?- zapytał zdziwiony, spoglądając na nią spod przymkniętych powiek.
– Bo zachowujemy się teraz, jak świeżo upieczeni rodzice, rozpływający się nad urodą swojego dziecka.- wytłumaczyła mu, a kiedy i on zdał sobie z tego sprawę, na jego twarzy też zagościł szeroki uśmiech.- Ale cóż, chyba możemy przyjąć, że ten…ta…- zaczęła przyglądając się psu.
– Ten.- uściślił Draco, wiedząc do czego zmierza.
– No właśnie, że ten maluch, jest po części naszym synusiem.- zakończyła, znów obdarzając psa czułym spojrzeniem, z zachwytem obserwując jak zasnął w jej ramionach.
– Jezu, Granger ja rozumiem, że pies ci się podoba, ale żeby go od razu synem mianować?- zaśmiał się, zupełnie jak stary, zapomniany już dawno Malfoy.
– Hahaha, wiesz jak zabrzmiałeś?- zapytała rozbawiona, spoglądając mu w oczy.
– Wiem.- odpowiedział.- I dokładnie tak to miało zabrzmieć.- wytłumaczył rozbawiony, całując ją w nos.- Bo ty też, zaleciałaś mi „starą” Granger.- dopowiedział.- A poza tym… Kochanie, jak chcesz synusia, to my sobie go możemy sprawić.- zaśmiał się, wsadzając rękę pod koszulkę na jej plecach.- Nawet zaraz.- wymruczał jej do ucha, lekko przygryzając jego płatek.
– Oszalałeś?- fuknęła na niego, odsuwając się.- Musimy się zająć….yyyy… no właśnie… Jak on ma właściwie na imię?- zapytała spoglądając to na narzeczonego, to śpiącego w jej ramionach pieska.
– No pięknie.- westchnął Malfoy, siadając przy stole.- Gdybym wiedział, że ten pies TAK BARDZO utrudni mi życie, to chyba bym się jeszcze raz zastanowił przed kupieniem go.- sarknął, upijając łyk pozostawionej przez kobietę herbaty.- FUJ! Co to?- skrzywił się, wypluwając płyn na podłogę.
– Zielona herbata, kochanie.- odpowiedziała niewinnie.- A teraz radzę ci uprzątnąć podłogę, bo ujedziesz i zrobisz sobie krzywdę.-poradziła, wskazując dłonią na plamę na płytkach. Draco obdarzając ją morderczym spojrzeniem, wyciągnął różdżkę i jednym machnięciem usunął herbatę z podłogi.- Grzeczny chłopiec.- zaśmiała się.- A teraz powiedz mi, jak ten amigo, ma na imię?- dodała, siadając Draconowi na kolanach, ostrożnie żeby nie obudzić śpiącego psa.
– Nie ma jeszcze imienia.- odpowiedział, drapiąc malucha za uchem.- Ej, ale to co powiedziałaś jest fajne.- dodał po chwili.- Ja myślałem o Remixie, bo jest taki łaciaty, ale Amigo bije to na głowę.
– Chcesz go nazwać „kumpel”?- zapytała.
– A co? Ty chcesz do niego wołać „synu”?- zironizował- Amigo bardzo ładnie brzmi i będzie pasowało.- zapewnił.- Sama popatrz, jaki z niego kumpel.- zaśmiał się, obserwując jak szczeniak we śnie przebiera łapkami.
– Amigo.- szepnęła Hermiona.- Nasz mały Amigo.- zaśmiała się.- Draco, a kupiłeś mu jakiś kojec, albo coś?- zapytała nagle.
– Oczywiście, za kogo ty mnie masz!- fuknął.- Wszystko jest w holu, wystarczy tylko wnieść do sypialni, bo jak sądzę będziesz chciała, żeby spał właśnie tam, prawda?- zaśmiał się, a jej jedyną odpowiedzią był namiętny pocałunek, którym go obdarowała. Jak dobrze ją znał…
Chwilę potem, całą trójką byli już na górze, gdzie Hermiona ostrożnie włożyła Amigo, do wiklinowego koszyka, wyłożonego poduszkami, który kupił Draco. Przez chwilę, w czasie kiedy blondyn brał prysznic przyglądała się małej kulce zwiniętej w kojcu. I pomyśleć, że za kilka miesięcy z tego malucha wyrośnie naprawdę wielki pies. Było to wręcz nie do uwierzenia, że z takiej kruszynki będzie kiedyś rasowy dog niemiecki…
– Co mu się tak przyglądasz?- zapytał Draco, który odziany jedynie w czarne bokserki, pojawił się właśnie w sypialni. Hermiona nie wiedziała już, gdzie ma skierować swój wzrok. Z jednej strony urok ich psa wręcz przyciągał jej spojrzenie, z drugiej zaś, ociekające wodą ciało Dracona, było wręcz niemożliwie piękne i aż grzechem byłoby nie podziwianie go.
– Bo jest rozkoszny.- odpowiedziała, kiedy blondyn usiadł obok niej.- Dziękuję.- szepnęła, ufnie tuląc się do ukochanego ciała i pozwalając sobie na chwilę zapomnienia, podczas której bez reszty zatopiła się w upajającym zmysły zapachu Malfoya.
– Cała przyjemność po mojej stronie, księżniczko.- Draco ucałował ją w czubek głowy.- Wiedziałem, że ci się spodoba.
– A ja myślałam, że to gadanie o psie, to tylko takie żarty.- westchnęła, przytulając się jeszcze bardziej.
– Ja nigdy nie rzucam słów na wiatr, Hermiono.- powiedział poważnie.
– Czyli mam rozumieć, że skoro mamy już psa, to rozpoczął się w naszym życiu okres spełniania twojego planu idealnego, tak?- zaśmiała się, bawiąc się jego mokrymi włosami.
– Jak najbardziej.- zapewnił.- Teraz tylko ślub, a następny będzie mały Malfoy.
– Po co czekać do ślubu?- zamruczała, całując go w bark.- Możemy to przyspieszyć…
– Mrrrr…- zamruczał, kiedy jej usta lekko musnęły skórę za uchem. Uwielbiał to. Z resztą, on uwielbiał każdy jej dotyk, już od tamtych dni na Hawajach, kiedy na plaży smarowali się wzajemnie olejkami. Myśl o Hawajach przypomniała mu jednak o czyś jeszcze..- Poczekaj.- złapał ją w ramiona, a ona zrobiła zdziwioną minę. Od kiedy to Malfoy nie chce pofiglować?- Zanim skończysz to, co tak miło zaczęłaś, mam dla ciebie coś jeszcze.- dodał po chwili, wstając z łóżka. Hermiona przyglądała mu się ciekawie, jak zawzięcie szuka czegoś w kieszeniach swojej marynarki, a on zaś, kiedy znalazł już to, czego szukał wrócił z powrotem do niej, wkładając jej w dłoń niewielką kopertę.
– Co to?- zapytała, czując w środku spory plik jakichś dość twardych papierów.
– Sama zobacz.- zachęcił z tajemniczym uśmiechem.- Znalazłem to, kiedy się pakowaliśmy i pomyślałem, że miło będzie powspominać.- zaśmiał się.- Już nawet zapomniałem, że to mam…- zaintrygowana Hermiona, rozerwała kopertę, a na jej dłonie wypadły zdjęcia, które robili sobie na Hawajach. Ich wspólne wycieczki do Sanktuarium Małp, małego ZOO w którym bawiła się z lwiątkami, ich obiady w Kai Melemele i zabawy na plaży. Wtedy jeszcze nie wiedzieli, że kiedyś obejrzą te zdjęcia jako narzeczeństwo, mogąc powspominać ten zakazany początek ich historii. Oglądając kolejne fotografie z ich twarzy nie znikały uśmiechy. Byli wtedy tacy szczęśliwi, choć zdawali sobie sprawę z tego, że za kilka dni, ich drogi miały się rozejść. Już wtedy na tych zdjęciach wyglądali na głęboko w sobie zakochanych, a im później fotka była robiona, tym bardziej było to widać. Tak, jakby już wtedy byli sobie przeznaczeni, tylko jeszcze o tym nie wiedzieli.
– Boże, Draco kiedy ty mi narobiłeś tyle zdjęć?- zaśmiała się, kiedy na co drugim zdjęciu widziała swoją uśmiechniętą i rozpromienioną twarz.
– Wiesz, robiłem je, bo myślałem, że będą moją pamiątką, kiedy ty już moja nie będziesz.- westchnął.- Bo choć pewnie o tym nie wiedziałaś, to myślałem wtedy o tobie w kategoriach „moja”, a Weasleya wysyłałem do piekła, za to, że mi cię odbiera.- przyznał się, spoglądając głęboko w jej oczy- A jednak widzisz, kiedy cię straciłem na te kilka miesięcy, schowałem te klisze głęboko do szafy, żeby mi nie przypominały o tym, jak bardzo byłem przy tobie szczęśliwy i co straciłem, na rzecz tego rudego padalca.- dodał, a ona po prostu rzuciła mu się na szyję.
– Kocham cię, wiesz?- szepnęła wzruszona.
– Ja ciebie też kocham.- odpowiedział, całując ją delikatnie.- I myślę, że kochałem cię już wtedy, kiedy pierwszy raz jedliśmy w Kai Melemele, pamiętasz?- zapytał.
– Jak mogłabym zapomnieć?- westchnęła, wyszukując w pamięci wspomnienia z ich pierwszego spotkania.- Byłeś wtedy taki szczery..- szepnęła- Ujęło mnie to.
– Taaaak, do tego stopnia, że chciałaś szukać starego Malfoya, bo podobno się za nim stęskniłaś.- wytknął jej.- Marudziłaś tak długo, że wieczorem po prostu musiałem nazwać cię szlamą, bo bez tego chyba byś nie zasnęła.- zaśmiał się, czochrając ją pieszczotliwie po włosach.
– Taaak, pamiętam.- westchnęła rozbawiona.- A potem te twoje lekcje surfingu, które zapewne były przykrywką do darmowej macanki.- wspomniała.
– Ej, skąd wiesz?- żachnął.
– Bo cię znam.- zaśmiała się.- I wiedziałam to już wtedy, ale postanowiłam, że dam ci tą satysfakcję bycia górą.- odpowiedziała ze złośliwym uśmiechem.
– Ja ciągle lubię być górą.- powiedział, po czym bez najmniejszego ostrzeżenia, rzucił się na kobietę, przygwożdżając ją do pościeli swoim ciałem. Trzymane przez nią zajęcia rozsypały się na łóżku i podłodze, jednak ich już to nie interesowało. Właśnie kończyli to, co Hermiona rozpoczęła kilka minut wcześniej. A już po chwili w sypialni, poza miarowym pochrapywaniem Amigo, słychać było przyspieszone oddechy, ciche westchnienia i coraz częstsze, zwiastujące najwyższe spełnienie jęki, połączonych w jedno ciało kochanków…
Malfoyka
32

Nowy York w lutym, niewiele odróżniał się smętnością od Londynu. Jak tam, tak tutaj na ulicach zalegały brudne zaspy, topniejącego pomału śniegu. Jak zwykle spieszący się ludzie, chowali twarze głęboko w kołnierzach swoich płaszczy, żeby maksymalnie ochronić je od wiatru. Mimo tego, że zima raczej chyliła się już ku końcowi, ciągle było strasznie zimno. Jednak w przeciwieństwie do Londynu, tutaj przed zimnym wiatrem w jakiś minimalny sposób, jednak zawsze to coś, ochraniały wielkie bryły drapaczy chmur, które podczas wyjątkowo paskudnej aury, zatapiały swoje czubki głęboko w szarej, ciężkiej masie chmur.
Jednak mimo, że mieszkali tutaj dopiero od kilku tygodni, Hermiona już całym sercem zdążyła pokochać to miasto. Czuła, jakby to właśnie Nowy York był tym jej miejscem na ziemi. Uwielbiała tracić się w mnogości ulic tego miasta i przechadzając się niespiesznie, obserwować ludzi…
– Idziesz dzisiaj do galerii?- zagadnął Draco, kiedy 14 lutego razem usiedli do śniadania.
– Tak, idę.- odpowiedziała upijając łyk zrobionej przez blondyna kawy. Jako, że były walentynki, Draco za punkt honoru wziął sobie usługiwanie w tym dniu narzeczonej, żeby czuła się jak księżniczka. Do tej pory nieźle mu to wychodziło. Rano, kiedy zabrał sporego już Amigo na spacer, udało mu się w piekarni na rogu kupić jeszcze ciepłe bułki i francuskie rogaliki, a w jednej z przydrożnych kwiaciarenek, mimo wczesnej pory dostał bukiet wspaniałych słoneczników. Wiedział, że jego ukochana, największy sentyment ma właśnie do tych kwiatów. Potem postanowił zrobić śniadanie, przybierając stół tymi właśnie kwiatami, a na samym końcu, zapachem świeżej kawy i delikatnymi pocałunkami, wybudził swoją wybrankę ze snu. Jak on uwielbiał ten jej zaspany uśmiech, kiedy sen umykał spod jej powiek, a do jej świadomości docierało, że on Draco Malfoy jest blisko niej.- Dziś montują oświetlenie w głównej sali, więc chciałabym wszystkiego tam dopilnować.- wytłumaczyła po chwili.
– Ale wrócisz do domu przed wieczorem, co?- zaśmiał się. Hermiona cały swój wolny czas poświęcała ostatnio na dopieszczanie i remontowanie swojej galerii na Piątej Alei, w czym często zatracała się tak bardzo, że do domu wracała taksówką, kiedy wskazówki zegarów zbliżał się do godziny dziesiątej wieczorem.- Dziś walentynki, moglibyśmy wyjść na randkę.- uśmiechnął się uroczo, a jej serce mocnej zabiło na ten widok. Czasem zastanawiała się, czy to możliwe, żeby z każdym dniem kochała go coraz bardziej. Wszystko jednak wyglądało na to, że tak właśnie jest…
– Od kiedy to Malfoy celebruje walentynki?- zaśmiała się siadając mu na kolanach i spoglądając głęboko w niesamowity błękit jego oczu.
– Odkąd związał się z panną Granger.- odpowiedział uśmiechając się łobuzersko, po czym skradł jej całusa.- To jak? Pójdziesz ze mną na randkę, panno Granger?- zapytał, kładąc dłonie na jej kolanie.
– Z czystą przyjemnością, panie Malfoy.- odpowiedziała.- Ale teraz już się zbierajmy, bo ty zaraz spóźnisz się do banku, a i w galerii za niedługo zjawią się elektrycy.- zawyrokowała, zgrabnie zeskakując z jego kolan i ruszając w kierunku schodów, prowadzących do ich sypialni, żeby się przebrać. Już po chwili, do uszu Draco dobiegł miarowy szum prysznica, miał nieodpartą chęć pójścia na górę, w celu pomocy Hermionie w prysznicu, wiedział jednak, że brunetka ma rację i zaraz musi być w banku, więc powstrzymał się przed rozpoczynaniem igraszek. Odbije to sobie wieczorem. A jako, że dziś piątek, to również przez cały weekend…
– Możemy iść?- zapytał, kiedy kilka minut później obserwował, jak Hermiona zapina ostatnie guziki swojego długiego płaszcza.
– Tak, tak. Jestem gotowa.- odparła, drapiąc za uchem Amigo, który jak co dzień pojawił się w holu, żeby pożegnać swoich właścicieli. Wiedział, że jego pan i tak zjawi się w domu w porze lunchu, żeby zabrać go na spacer do Central Parku, więc z merdającym wesoło ogonem, mógł ich teraz pożegnać.- Trzymaj się Kumplu i bądź grzeczny.- Hermiona raz jeszcze pogłaskała psa po grzbiecie i łapiąc za swoją torebkę ruszyła w kierunku drzwi, które Draco już dla niej otwarł.- Jakiż dżentelmen się z ciebie dzisiaj zrobił.- zaśmiała się, kiedy taka sama sytuacja powtórzyła się na dole.
– No wiesz, powinienem się obrazić.- fuknął urażony.- Ja ZAWSZE jestem dżentelmenem.- odgryzł.- Podwieźć cie księżniczko?- zapytał, kiedy doszedł do swojego czarnego Porche, które ktoś z obsługi budynku, wyprowadził już przed wejście. Draco w takich momentach, zwykł myśleć jedynie „Ehhh, uroki bycia bogaczem”.
– Nie dzięki, przejdę się.- odpowiedziała odprowadzając go do samochodu.- Wiesz przecież jak lubię chodzić po Nowym Yorku.- wyjaśniła widząc jego sceptyczną minę. On wolał się wozić samochodami i to koniecznie tymi najdroższymi, ale ona ceniła sobie ruch na wolnym powietrzu, nawet jeżeli temperatura tego powietrza spadała poniżej zera.- A ty zapnij pasy, Draco.- pouczyła, widząc jak ma zamiar zapuścić silnik, nawet nie dotknąwszy pasa bezpieczeństwa.- One nie wiszą koło siedzenia dla ozdoby.- dodała.
– Duszę się w pasach.- jęknął.
– Ale jesteś w nich bezpieczny, a to chyba ważniejsze.- odpowiedziała.
– Herm, złego licho nie bierze. Do zobaczenia po piątej!- zaśmiał się, po czym i tak robiąc po swojemu, ruszył z chodnika z piskiem markowych opon. Hermiona chwilę jeszcze stała na chodniku śledząc znikające w motłochu innych aut Porche i kręcąc z dezaprobatą głową. Gdyby ciągle byli w Anglii, pewnie nie naciskałaby tak na te pasy, bo tam ludzie raczej nie szarżowali za kierownicą, tutaj w Ameryce jednak, to coś zupełnie innego. Ileż razy już widziała na tych ulicach jakieś kolizje…
Uznając jednak, że Draco wie co robi, pomału ruszyła w kierunku Piątej Alei, gdzie za niecałą godzinę mieli się zjawić elektrycy. Remont galerii prawie dobiegł już końca, zamontowane były już lustra, wieszaki i zmontowane przymierzalnie. Teraz tylko zamontować oświetlenie, pomalować ściany, powiesić na nich, oczekujące w jej wyremontowanym już gabinecie obrazy i oczywiście poustawiać zamówione już meble. A potem mogła ruszać pełną parą. Miała już co prawda naszkicowany początek kolekcji, który miała zamiar zaprezentować na targach mody, jednak ciągle uważała, że to za mało. Draco śmiał się z niej, że popada w skrajności, bo najpierw nie chciała nawet słyszeć o zostaniu projektantką na poważnie, a teraz prawie warczy i gryzie, kiedy ktoś przerywa jej w pracy. W jego mniemaniu, kolekcję na targi mogła skomponować równie dobrze z tych projektów, które ma, a dzięki którym to wszystko w ogóle się wydarzyło. Ona jednak uważała, że żaden z tamtych nie jest wystarczająco dobry, aby zaprezentować go przez szerszą i było, nie było tak profesjonalną publiką, dlatego każdą wolną chwilę spędzała na projektowaniu. Dziś, po rozmowie z elektrykami i wskazaniu im odpowiednich rzeczy, też miała zamiar zając się tworzeniem nowych projektów. Prawdę mówiąc, to już nawet nie mogła się doczekać chwili, kiedy w swoim przytulnym gabinecie usiądzie za biurkiem z jednym ołówkiem w dłoni, a drugim zatkniętym za ucho i puści wodzę swojej fantazji. Miała dziś wenę i zamierzała mądrze z niej skorzystać..
Kiedy doszła na miejsce, okazało się, że ekipa elektryków już na nią czeka. Nie rozdrabniając się na większe kurtuazje, wpuściła czterech zmarzniętych mężczyzn do środka, gdzie wydając im odpowiednie rozporządzenia, zaniknęła za drzwiami swojej pracowni. Przez kilka ładnych godzin, nawet nie wyściubiała nosa ze swojego gabinetu. Pracę przerwało jej jednak pukanie…
– Szefowo, to myśmy już skończyli.- szef elektryków pojawił się w jej gabinecie.- Chce pani zobaczyć efekt?
– Oczywiście, proszę niech pan prowadzi.- uśmiechnęła się do niego serdecznie i odkładając czarny flamaster, którym zaznaczała coś na projekcie jednej z wieczorowych sukni, ruszyła za starszym mężczyzną w roboczych ciuchach. Kiedy szklanymi schodami zeszli z podestu na parter, mężczyzna dał znak jednemu ze swoich pracowników, a ten naciskając kilka włączników, ukrytych w miejscu, gdzie docelowo miała zostać ustawiona konsola doradcy, spowodował, że w dolnej galerii rozbłysły światła. Wszystko było dokładnie tak, jak sobie Hermiona wymarzyła. Eleganckie, kryształowe żyrandole zaświeciły się na suficie, nadając rozchybotanych blasków ścianom. Kilka punktowych lampek umieszczonym na ścianach i w zagłębieniach, gdzie kiedyś zawisną jej kreacje, dodało tylko blasku. Było jasno i elegancko. Dokładnie tak, jak chciała, żeby było. Już niemal widziała pełny efekt, kiedy ściany galerii zostaną pomalowane tak, jak sobie wymyśliła, a wszystko uzupełnią odpowiednie meble. Całość remontu, nie powinna potrwać już dłużej niż tydzień. Na samym zaś końcu, nad drzwiami zaświśnie wielki szyld z napisem DRAMIONE Fahion Colection…
– I jak?- szef elektryków wdarł się do jej wizji idealnej galerii, sprowadzając ją z powrotem na ziemię. Nieco zawstydzona, że dała się ponieść fantazji w obecności tych mężczyzn, spłonęła skromnym rumieńcem.
– Idealnie!- odpowiedziała, okręcając się dookoła własnej osi.- Wykonaliście kawał dobrej roboty panowie.- pochwaliła.- Ile?- rzeczowe pytanie. A kiedy padła odpowiednia kwota, bez namysłu wyciągnęła swoją książeczkę czekową i wpisując odpowiednią liczbę, powiększoną o całkiem niezłą premię, wręczyła czek szefowi.- Za dobrą i szybką robotę, zasłużyliście na premię.- wyjaśniła z uśmiechem, widząc zdziwienie malujące się na twarzy mężczyzny.
– Robienie z panią interesów, panno Granger, to czysta przyjemność.- mężczyzna ukłonił się kurtuazyjnie, po czym zwracając się do pracowników, zawołał- Dobra chłopaki, nic tu po nas. Szefowa pewnie chce jeszcze popracować.
Nie minęło dwadzieścia minut, a po mężczyznach nie było ani śladu. Hermiona zaś, jednym ruchem swojej różdżki uprzątnęła pomieszczenie. Postanowiła, że nie będzie już dziś projektować. W końcu umówiła się z Draco na randkę wieczorem, a to wymagało odpowiedniego przygotowania…
Zamykając galerię, ruszyła w stronę domu. Jak na złość jednak, zaczął padać deszcz, zastanawiając się, czy nie złapać taksówki, rozglądała się po ulicy. Miała jakieś dziwne przeczucia, tak jakby coś się działo, albo miało stać. Śmiejąc się z siebie, że to zapewne z powodu pogody, ruszyła dalej pieszo. Deszcz zmyje z niej irracjonalne zaniepokojenie. Nie uszła jednak nawet przecznicy, kiedy usłyszała obok siebie trąbienie. Gotowa robić awanturę niedzielnemu kierowcy, który trąbi na nią, kiedy idzie po chodniku, odwróciła się w stronę jezdni. Wyrzuty jednak utknęły w jej gardle nie wypowiedziane, a zamiast tego, na twarzy pojawił się uśmiech. Obok chodnika stał zaparkowany, jednak z ciągle włączonym silnikiem czerwony samochód, marki Kamaro, a jego wnętrza serdecznie uśmiechał się do niej znajomy brunet…
– Diabeł!- zawołała.- A co ty tu robisz?
– Przejeżdżam sobie.- odparł lakonicznie.- Chodź podwiozę cię do domu.- zaproponował, a ona bez oporów wsiadła do auta. Ten deszcz był jednak trochę męczący.
– Jeszcze nigdy nie widziałam, żebyś przejeżdżał przez centrum.- zauważyła. Zwykle przejeżdżał przez aleję bankową, mając nadzieję, że natknie się tam na Draco.
– Bo zwykle nie jeżdżę.- odpowiedział.- Ale dziś na Business Avenue, był okropny wypadek. Cała ulica jest zakorkowana, a sama Business zamknięta. Zdaje się, że wypadek był śmiertelny.- opowiedział.- Stąd chcąc, czy nie musiałem przejechać z sesji przez centrum, ale jak widzisz dobrze się złożyło, o wpadłem na ciebie.- zaśmiał się.- Mów co słychać.- zagadnął, a Hermiona opowiedziała mu o postępach w remoncie galerii, jej sielankowym życiu z Draco i o Amigo, którego zapracowany Diabeł jeszcze nie miał okazji poznać.
– No, nie powiem!- zaśmiał się.- Malfoy kupujący szczeniaka, to jak dla mnie dość abstrakcyjny widok, no ale czego się nie robi z miłości.- zarechotał, a ona pacnęła go w ramię.
– A ty i Mandy?- zagadnęła nieśmiało, nie wiedząc czy przez przypadek, panna Moore nie jest już przeszłością.
– No jak to, co? Miłość kwitnie- zaśmiał się szczerze. Hermiona widząc jego maślane oczy na wspomnienie Mandy, doszła do wniosku, że w Blaise’a naprawdę strzeliła strzała amora..- Ale póki co szczeniaka nie mam zamiaru jej kupować.- dodał nieco złośliwie, a Hermiona w odpowiedzi pokazała mu język.- No, jesteśmy panno Granger.- podjął po chwili, kiedy zatrzymał się pod odpowiednim budynkiem.- Życzę udanych walentynek i pozdrów mojego drogiego przyjaciela, Draco Pantofla Malfoya.- zaśmiał się.
PO krótkim pożegnaniu ruszyła w stronę budynku. Nie dane jej jednak było przejść spokojnie obok stróżówki, gdyż w chwili, kiedy to robiła, stróż zawołał za nią:
– Pani Granger, ci państwo na panią czekają.- wyjaśnił, wskazując dłonią na mężczyznę i kobietę, ubranych w dżinsy i skórzane kurtki. Hermionie serce podskoczyło do gardła. Kim byli ci ludzie?
– Witam.- przywitała się kobieta.- Pani Hermiona Granger, tak?- zapytała dla potwierdzenia, przyglądając jej się badawczo, tak jakby starała się rozpoznać to po samej jej twarzy.
– Tak, a państwo, to kto?- zagadnęła, czując jak miękną jej kolana. Miała coraz gorsze przeczucia.
– Komisarz Morris i podkomisarz Muddock, komenda policji Nowy York.- parka błysnęła jej legitymacjami przed nosem, a Hermionie przeszło przez myśl, czego chce od niej policja.- Panno Granger, czy niejaki Dracon Malfoy, to ktoś z pani rodziny?- po tym pytaniu, nogi Hermiony ugięły się już całkowicie, więc policjantka poradziła jej, żeby usiadła.
– Draco to mój narzeczony, a o co chodzi?- dopytywała zdenerwowana. – Czy coś się stało?
– Obawiam się, że…- Hermionie włosy zjeżyły się na karku, kiedy komisarze wymienili znaczące spojrzenia…
– Co się stało?!- szepnęła, powstrzymując łzy. Miała naprawdę złe przeczucia co do tego, co zaraz usłyszy…
Malfoyka
33

Sama nie wie, w jaki sposób udało jej się dostać do domu, po odbywającej się na parterze budynku, rozmowie z funkcjonariuszami Nowojorskiej policji. Nie pamiętała tego, jak udało jej się trafić kluczem do zamka i czy w ogółe użyła właśnie klucza, czy też nie bacząc na konsekwencje, otwarła drzwi zaklęciem. Właściwie z ostatnich kilku minut, nie pamiętała nic, poza łzami wypływającymi spod jej powiek gorącymi, gorzkimi strumieniami, oaz myślą, która kołatała się w jej głowie, „tylko nie Draco, błagam, tylko nie on..”. Powtarzała tą sekwencję niczym mantrę, powodując pogłębienie rozpaczy.
Wchodząc do domu, nie martwiła się nawet tym, żeby dobrze zamknąć za sobą drzwi. Zignorowała też, witającego ją radośnie Amigo, z którym zawsze się witała zaraz od drzwi. Teraz jednak nie myślała racjonalnie. Ledwo przeszła próg, a pod jej powiekami znów pojawiły się łzy. To miejsce, ich mieszkanie, było takie pełne jego. Wszystko tutaj nosiło jego ślady, nawet powietrze zdawało się być przepełnione zapachem jego perfum.
– Co robić? Co ja mam robić?- szlochała, bezradnie rozglądając się po mieszkaniu. Czuła się taka słaba. Taka bezradna, kiedy jego nie było w pobliżu. Taka nieporadna wobec jego nieszczęścia.- Draco..- zapłakała, widząc jego pozostawioną na oparciu kanapy, marynarkę. Niewiele myśląc, sięgnęła po kawałek materiału przesiąknięty jego zapachem i wtulając w niego twarz, bezsilnie opadła na kanapę.
Przez kilka minut trwała w totalnym zawieszeniu, wylewając kolejne łzy. Nawet Amigo, zdawał się wyczuwać nieszczęście, ponieważ zamiast wesoło zachęcać Hermionę do zabawy, jak to zwykle miał w swoim zwyczaju, usiadł jedynie obok niej, kładąc mordkę na jej kolanach i smutnym wzrokiem, wpatrując się w ukochaną panią. Ona w tym czasie ciągle nie potrafiła powstrzymać łez, niemal histerycznie tuląc do siebie marynarkę Dracona.
– Nie rób mi tego, nie możesz zostawić mnie samej…- szeptała, jakby zamiast do kawałka materiału, tuliła się do ukochanego ciała swojego narzeczonego.
Nie rozumiała, dlaczego on. Dlaczego teraz? Przecież miało być tak pięknie…
Za równy tydzień, mieli stanąć przed ołtarzem w hawajskim kościółku i na wieczność poprzysiąc sobie miłość. Wszystko było już gotowe. Jej sukienka, którą sprytnie chowała przed nim w swojej galerii, jego garnitur. Kai Melemele i goście… Wszystko. A teraz, on…
– Co robić?- szeptała histerycznie, bezradnie rozglądając się po mieszkaniu tak, jakby oczekiwała odpowiedzi od kuchennego krzesła, lub pomocy od ulubionej książki, ustawionej na jednej z półek.
Pomału zaczynało jej już brakować nawet łez, kiedy jej wzrok padł na stojący na małym stoliczku telefon. Pod jej powiekami kaskadą kolorów wybuchło wspomnienie…
Siedzieli we trójkę nad jeziorem w Londyńskiej posiadłości Malfoya. Pomału zbliżał się wieczór, ostatni z tych ciepłych, którymi raczyło ich lato. Zachodzące słońce, różowymi refleksami rozświetlało ich twarze, a wypite wino, rozgrzewało wnętrza. Byli uśmiechnięci i zrelaksowani. Szczęśliwi w swojej obecności, kiedy nagle panującą od dłuższego momentu ciszę, przerwał jej rozleniwiony głos.
– Boże, jak ja się z wami dobrze i bezpiecznie czuję.- westchnęła, obdarzając towarzyszących jej mężczyzn ciepłymi spojrzeniami.
– I tak ma być, Granger.- wesoło odezwał się Zabini.- Jesteś teraz naszą księżniczką… no nie patrz tak, Smoku.- zaśmiał się, widząc świdrujący wzrok zazdrosnego Malfoya, wbity w jego oblicze.- Jest NASZĄ księżniczką, a my jej rycerzami, którzy zawsze i wszędzie obronią jej od wszelkiego zła.- zadeklarował dumny z siebie.
– Chyba ja ją obronię, chciałeś powiedzieć.- poprawił go blondyn.
– Och, no głównie ty.- Diabeł skapitulował, nie widząc sensu we wdawaniu się w dyskusje z blondynem.- Ale bracie, pamiętaj, że gdybyś kiedyś ty nie mógł, to ja jestem następnym w kolejce Aniołem Stróżem, tej zacnej białogłowy.- zaśmiał się brunet, kłaniając jej się kurtuazyjnie…
Obraz zniknął zza jej powiek, jednak ona wiedziała już, co powinna pomóc. Wierzyła w szczerość tamtego zapewnienia, które niejednokrotnie zostało już poparte przez przyjaciela czynem, więc ufała w to, że nie zawiedzie jej również teraz, kiedy tak bardzo potrzebowała czyjegoś wsparcia i pomocy. Drżącą dłonią sięgnęła po telefon, zaś wystukując z pamięci numer komórki Zabiniego, za wszelką cenę starała się powstrzymać nową falę łez, która chciała wydostać się na jej policzki.
– No, co jest Dracze?- wesoły głos ich przyjaciela zabrzmiał w słuchawce już po drugim sygnale. Kobieta nie zdziwiła się, że myślał, iż dzwoni do niego Draco, ponieważ zwykle było właśnie tak, że to blondyn wykonywał telefony do niego.
– Diable…- zaszlochała cicho.- Ja… ja potrzebuję twojej pomocy, proszę.- zapłakała, nie będąc już w stanie dłużej wstrzymywać łez.
– Hermiona?- głos mężczyzny natychmiast stał się poważny. Wyczuł, że coś się stało.- Ty płaczesz? Matko Boska, co jest grane?- dopytywał zaniepokojony.
– Draco…- szepnęła
– Co się stało? Co z nim? Czemu płaczesz?- za wszelką cenę chciał wydobyć od niej jakieś informacje.
– Ten… ten wypadek, o którym mówiłeś…- zaczęła.- On… Diable, tam był Draco.- wyrzuciła to z siebie.
– Chryste!- Głos Zabinego zamarł po drugiej stronie słuchawki. Mężczyzna również wydawał się przerażony, w końcu doskonale pamiętał, że odnośnie tego wypadku, mówiono o ofiarach śmiertelnych. Czyżby Draco…- Hermiona, nie ruszaj się z domu. Zaraz u ciebie będę!- zarządził, po czym nie czekając na jej reakcję, zakończył połączenie.
Kobieta odłożyła cicho słuchawkę, po czym słaniając się na nogach, wróciła na kanapę, gdzie znów wtuliła twarz w marynarkę Malfoya, pozwalając płynąć łzom.
Nie minęły jednak, nawet dwie minuty, kiedy w mieszkaniu rozległ się dźwięk teleportacji, a już za chwilę blady z przerażenia Blaise tulił ją do swojej piersi, delikatnym dotykiem starając się ją uspokoić. Chwilę trwało zanim była w stanie się opanować, jednak świadomość obecności obok niej, drugiego człowieka, w pewien sposób jej pomogła.
- Możesz mówić?- zapytał łagodnie, na co ona jedynie pokiwała twierdząco głową. Przecież musi mu powiedzieć, musi wyjaśnić, że chce, żeby pojechał z nią do kostnicy, ktoś musi zidentyfikować ciało, a lepiej, żeby nie była sama, jeśli okaże się, że ten zmarły mężczyzna, to naprawdę jej Draco…
– Ten wypadek… tam… tam był Draco.- wyjaśniła.- Podobno, według świadków, jeden jakiś samochód z zastraszającą szybkością najechał na czarne Porche Dracona. Siła była ponoć tak duża, że samochody trzeba było rozcinać, żeby je od siebie oddzielić. W wypadku uczestniczyły dwie osoby, z czego jedna jest w stanie krytycznym, a druga…. druga zginęła na miejscu. Problem polega jednak na tym, że ten facet, który spowodował wypadek, to też podobno blondyn i nie można zidentyfikować ciała. Policjanci podejrzewają jednak, że to Draco tam…- nie mogła wypowiedzieć tego do końca.
– Nie kończ, rozumiem.- szepnął załamany Blaise, mocniej tuląc ją do siebie. Był tak zszokowany, że nie czuł nawet jej paznokci, które kurczowo wbijały się w jego ramie.
– Blaise…- szepnęła cicho.
– Tak?
– Pojedziesz tam ze mną?- zaszlochała.- Nie chcę być tam sama.- płakała.- A już na pewno nie, jeśli to faktycznie będzie on….
– Ciiiiii- uspokajał ją.- Tego nie wiemy.- musiał być silny, choćby i dla niej.- I oczywiście, że pojadę z tobą. Pamiętaj, że kiedyś obiecałem ci, że zawsze cię obronię.- przypomniał jej te same słowa, które ona jeszcze nie tak dawno rozpamiętywała.- Herm, a może lepiej byłoby, gdybym załatwił to sam, co?- wiedział, że jeśli to faktycznie Draco będzie leżał w tej kostnicy, choć takiej możliwości starał się w ogóle nie dopuszczać do swojej świadomości, to jego ciało po takiej kraksie, może nie przedstawiać sobą miłego widoku, a już na pewno nie dla Hermiony. Ba, on sam nie był pewny, czy chce to oglądać, jednak przecież ktoś musiał.
– Nie Blaise, ja muszę…- zapłakała.- Chcę tylko, żebyś był tam ze mną.
– Dobrze, dobrze…- zgodził się, choć cały czas uważał, że to nie jest z jej strony najlepsza decyzja.
– W takim razie chodźmy, nie ma na co czekać, bo chcę to już mieć za sobą.- zapłakała, wierzchem dłoni starając się zetrzeć łzy, które cały czas strumieniami wypływały z jej oczu. Nie chciała sobie nawet wyobrażać, co z nią będzie, jeśli w zmarłym mężczyźnie rozpozna Dracona.
Do szpitala, w którym mieściła się miejska kostnica, dotarli taksówką w przeciągu 10 minut, ponieważ stan Hermiony wskazywał na to, że nie poradzi sobie z teleportacją. Ona oczywiście upierała się, że da radę, jednak Zabini, który zachował jeszcze resztki zdrowego rozsądku, absolutnie nie zgodził się na ten typ podróży. Sam nie był pewny, czy w tak wielkim roztrzęsieniu w jakim się znajdował, dałby radę odpowiednio się skupić.
– Jesteś gotowa?- zapytał słabo, kiedy stanęli przed zielonymi drzwiami do kostnicy, mieszczącej się w mdło oświetlonym jarzeniówkami, podziemiu szpitala.
– Tak.. Nie…Nie wiem…- kurczowo ściskała go za dłoń.- Boże, co będzie, jeśli to naprawdę on?- zaszlochała bezsilnie.
– Nie wiem Hermiono, naprawdę nie wiem.- szepnął słabo.- Jednak dopóki nie upewnię się, że to on, to nie mam zamiaru o tym myśleć.
– Ale…
– Hermiona, ja nie wiem, jak ty, ale ja czuję, po prostu czuję, że to nie jest on.- nie czuł, jednak za wszelką cenę, chciał ją pocieszyć. Sam jednak, był niemal pewny tego, że zobaczą tam zmasakrowane ciało Malfoya. Nie chciał jednak myśleć o tym, co będzie potem..
– W takim razie…- zaczęła, jednak nie dane było jej skończyć, bo w tym momencie za ich plecami rozległ się męski głos.
– A państwo, czego tutaj szukają?- starszy mężczyzna w białym kitlu przyglądał się im badawczo.
– My…- zaczęła Hermiona.
– Mamy zidentyfikować, czy ofiara wypadku na Buisness Avenue to nasz przyjaciel.- Diabeł wyręczył ją w wyjaśnieniach. Mężczyzna kiwnął jedynie głową na znak zrozumienia i odpowiedział.
– W takim razie przepraszam za moje grubiaństwo, ale pod kostnicą często kręcą się ludzie, którzy chcą tylko zobaczyć zwłoki, choć wiem, że to chore i żałosne.- wytłumaczył.- Jeżeli jesteście państwo gotowi, to zapraszam za mną.- otworzył przed nimi drzwi do dużego, zimnego pomieszczenia, gdzie jak widzieli jedną ścianę pokrywały prosektoryjne lodówki, zaś pod drugą ustawione zostały sprzęty do sekcji. Diabeł przełknął ślinę, mają nadzieję, że uda mu się wykrzesać w sobie na tyle odwagi, żeby ruszyć za lekarzem, a potem mieć na tyle energii, żeby pomóc Hermionie przejść przez to wszystko…
– Chodźmy.- usłyszał jej słaby szept, kiedy pierwsza ruszyła z miejsca.
Chwilę potem, blednąc coraz bardziej, stali przed jedną z lodówek, zaś jeden z pracowników, pomału otwierał jej drzwiczki, wysuwając nosze z ciałem, na razie przykrytym białym materiałem. Diabeł pobieżnie rzucił okiem na gabaryty ciała i z coraz większym przerażeniem odkrył, że wzrost mniej więcej by się zgadzał… Teraz był niemal pewny…
– Czy są państwo gotowi?- starszy mężczyzna zapytał łagodnie, łapiąc za poły materiału, aby w każdej chwili odkryć twarz zmarłego mężczyzny.
– Tak, proszę.- szepnęła Hermiona. Dłużej nie mogła znieść już tej niepewności. Czuła, że za chwilę nogi odmówią jej posłuszeństwa, a ona sama zapadnie się w czarną otchłań.
Prośby nie trzeba było powtarzać dwa razy. Biały materiał został zsunięty z martwej twarzy, a wzrok Hermiony i Blaise’a zwrócił się na zmarłego.
– O Bożeeee- jęknęła Hermiona, osuwając się w ramiona Zabiniego…
Malfoyka
34

W całym pomieszczeniu zapadła wypełniona emocjami i niemal elektrycznie naładowanym oczekiwaniem. Nawet wielki, wiszący na ścianie zegar, zdawał się na te kilka chwili zatrzymać swój bieg. Pracownicy prosektorium spoglądali po sobie znacząco. „Zawsze to samo” mówiły ich oczy, kiedy obserwowali, jak blada z przerażenia Hermiona z totalną trwogą malującą się na zapłakanej twarzy, bezwiednie osuwa się w ramiona przyjaciela. Ileż to razy widywali już takie sceny…
– Yhym..- znaczące chrząknięcie lekarza, który chciał zwrócić na siebie uwagę, kiedy Blaise klęcząc z głową Hermiony ułożoną na swoich kolanach, delikatnie poklepywał ją po policzku, starając się przywrócić jej świadomość.- Yyyy…- starał się być delikatny, zawsze współczuł ludziom w takiej sytuacji, w jakiej właśnie znalazła się ta dwójka.- Jak rozumiem, to jest…- zaczął, będąc niemal pewnym, jaką uzyska odpowiedź.
– To nie jest Draco.- odpowiedział Blaise. Jego głos drżał, jednak nie pobrzmiewała w nim żadna fałszywa nuta wątpliwości.
– Jest pan w zupełności pewien?- zapytał krępy mężczyzna, zdaje się pomocnik lekarza.- Wypadek, no i śmierć zmieniły twarz tego mężczyzny, a w efekcie szoku, mogli państwo się….- tłumaczył, jednak jego tyrada została przerwana przez słaby kobiecy głos.
– To nie jest mój narzeczony.- szepnęła Hermiona, starając się równocześnie podnieść do pozycji siedzącej.- I jestem tego pewna na więcej niż 100%, bez względu na stopień zniekształcenia, czy zmasakrowania twarzy teo kogoś.- twardo upierała się przy swoim, starając się, aby jej głos brzmiał tak pewnie, jakby sobie tego życzyła, wbijając przy tym wzrok w zdziwione oblicze starszego mężczyzny.- To NIE jest Draco Malfoy!- dodała jeszcze pewniej, chcąc raz jeszcze podkreślić swoją opinię. W końcu kto, jak kto, ale ona chyba wiedziałaby najlepiej!
Jej serce coraz bardziej wypełniało ciepłe uczucie ulgi i mała fala radości. W końcu, jeżeli to nie on leży na tym stole, to wszystko będzie dobrze. I nie liczyło się to, że policjanci powiedzieli jej, że drugi mężczyzna jest w stanie krytycznym. Ważne, że żył. I to przede wszystkim było dla niej ważne. Z całą resztą sobie poradzi. Poradzi sobie z widokiem jego pokiereszowanej twarzy, da radę zmierzyć się z jego długą rekonwalescencją, nie ugnie się pod wpływem jego humorów i fochów, kiedy leczenie okaże się długie i mozolne.
Będzie przy nim, jeżeli okaże się, że wypadek spowodował jakieś trwałe szkody w jego organizmie i zdrowiu. Nie cofnie się przed niczym, nic nie zachwieje jej miłości i wiary w lepsze jutro. Nic, bo Draco żyje. Nie zostawił jej samej, więc ona nie zostawi jego. Już zawsze będą razem, ona jako jego Hermiona, a on jako jej tylko Draco. Będą razem i będą szczęśliwi, choćby i całe życie, cały świat i wszyscy cholerni święci byli temu przeciwni.
– Ale…ale to niemożliwe…- sprzeciwił się jeden z pracowników pomocniczych.- Ja wiem, że to dla państwa trudne, ale proszę przyjrzeć się jeszcze raz, bo z tego co wiem, druga ofiara już została zidenty…
– TO NIE JEST DRACO!!!- wrzasnęła Hermiona.
Tego, że to nie on leży na tym pieprzonym stole, była pewna tak, jak niczego innego w całym życiu. Z resztą Diabeł też to potwierdzał, więc czemu ci ludzie cholernie małej wiary, nie chcieli uwierzyć im, że to nie Draco.
– Oczywiście, że nie.- opanowany, choć lekko drżący głos, dobiegł ich od strony wejścia do kostnicy. Zadziwiająco znajomy głos…
– A pan, to?- zapytał zaskoczony lekarz. Jeszcze chyba nigdy nie uczestniczył w tak dziwnej identyfikacji, a patologiem był już przecież od ponad 15 lat.
Draco Malfoy.- przedstawił się, po czym w kilku krokach znalazł się przy Hermionie, mocno tuląc łkającą kobietę do swojej piersi. Sytuacja i wynikające z niej roztrzęsienie jego ukochanej, były na tyle poważne, że nie rozbawił go nawet Zabini, który z szeroko otwartymi ustami, raz za razem dotykał jego ramienia, jakby chcąc się upewnić, że nie ma przed sobą ducha, ani wytworzonej przez umęczony umysł zjawy, a prawdziwego Dracona z krwi i kości, któremu ewidentnie nic nie było. Nie licząc oczywiście zatroskania stanem Hermiony.
– A-ale jak?- zapytała, kiedy w końcu łzy przestały już moczyć znajomą koszulę, a ukochany zapach zaczął pieścić zmysły i niespiesznie uspokajać skołatane nerwy.
– Ja przepraszam bardzo, ale jeżeli to pan nazywa się Draco Malfoy, to kto u licha, leży na tym stole?- zapytał totalnie już zszokowany patolog, mierząc badawczym spojrzeniem to Malfoya, to ciało leżące na stole obok. Podobieństwo, nawet biroąc pod uwagę to, że twarz zmarłego była oszpecona, już na pierwszy rzut oka było niemal niewidoczne. Właściwie, gdyby nie to, że obydwaj mieli niemal tak samo platynowe włosy, nic by ich do siebie nie upodobniało. A i w tej materii można było znaleźć różnice bowiem, włosy prawdziwego Malfoya były nieco krótsze i o wiele bardziej poszarpane. Teraz się nie dziwił stanowczości kobiety. Ci dwaj mężczyźni w ogóle nie byli podobni…
– Zapewne drań, który odważył się ukraść moje auto.- prychnął Draco.- Cała ta sytuacja, to jedno wielkie nieporozumienie i koszmarny zbieg okoliczności.- wyjaśnił, a wszyscy obecni natychmiast wbili w niego zaciekawione spojrzenia.- Blaise, przestaniesz mnie w końcu dźgać? Bo zaraz ci oddam!- zaśmiał się, wciąż czując systematyczny dotyk palca przyjaciela na swoim ramieniu.
– Draco Malfoy! ZDECYDOWANIE!!!- uradowany Diabeł rzucił mu się na szyję.- Smoku, nigdy więcej nas tak nie strasz.- szepnął do jego ucha, starając się zatrzymać bardzo niemęskie łzy, które zaczęły się zbierać pod jego powiekami.- A teraz mów, co się stało!- zażądał, kiedy jako tako, udało mu się już opanować.
– Drwina losu.- odpowiedział blondyn, ocierając czule policzki Hermiony, na których ciągle lśniły łzy.- Ktoś ukradł mi wóz, kiedy rano byłem na naradzie. Dowiedziałem się o tym, około południa, kiedy zszedłem do podziemnego parkingu, po dokumenty ze schowka.- wyjaśniał spokojnie, przenosząc swoje spojrzenie z Zabiniego na Hermionę i z powrotem, zupełnie nie przejmując się otoczeniem, ani tym bardziej nie zwracając uwagi na ciekawskich pracowników prosektorium, rządnych sensacji.- Niewiele myśląc od razu udałem się na pierwszy, lepszy komisariat i nawet do głowy mi nie przyszło, żeby dzwonić z tą informacją do ciebie, Hermino.- zwrócił się do ukochanej.- Myślałem, że jesteś zajęta w Galerii, no i, że zgłoszenie kradzieży potrwa tylko chwilkę.- wyjaśnił tuląc ją do siebie.- No, ale okazało się, że siła biurokracji jest większa niż moje nadzieje, więc utkwiłem w komisariacie, skąd już zadzwonić nie mogłem, na długie godziny. Pominę, że traktowano mnie jak jakiegoś przestępcę, a nie poszkodowanego.- warknął- Już niemal kończyłem składać swoje zeznania, kiedy w Komendzie pojawiło się dwoje komisarzy, który raczyli mnie poinformować, że mój samochód właśnie uczestniczył w kraksie i prawdopodobnie w tej chwili moja narzeczona identyfikuje moje domniemane zwłoki. Więcej nie było mi trzeba.- westchnął zbolały.- Zerwałem się, jak jakiś wariat, mając nadzieję, że jeszcze uda mi się was dogonić, zanim przeżyjecie traumę. Jak widać się spóźniłem.- warknął.- Przepraszam kochanie.- pocałował ją delikatnie w czoło.- I ciebie też Diable.- dodał klepiąc przyjaciela.
– Co za cholerna złośliwość losu!- warknął Blaise, do którego pomału zaczynała docierać irracjonalność tej sytuacji.- Że też, ten cholerny drań też był blondynem!- pomstował.
– Jak 95% populacji Jankesów.- zaśmiał się patolog.- W USA platynowi blondyni występują, aż w nadmiarze. Osobiście winę zrzuciłbym na opieszałość policji.-dodał.- Gdyby ich przepływ informacji był lepszy, a biurokracja bardziej okrojona, państwo uniknęlibyście tych wszystkich nerwów.- zawyrokował poważnie.
– W sumie się z panem zgodzę.- poparł go Draco.- Spędziłem 6 godzin na komendzie, a w tym czasie najbliżsi mi ludzie przeżywali koszmar!- skrzywił się kwaśno, spoglądając na blade oblicza Hermiony i Blaise’a.
– To już nie ważne.- pierwszy raz od dłuższej chwili odezwała się Hermiona.- Ważne, że jesteś cały.- uśmiechnęła się słabo, głaszcząc jego policzek.- Chodźmy już do domu, dobrze?- zapytała z nadzieją.
– Zdecydowanie!- poparł ją Diabeł.- To był ciężki dzień.
– Pamiętne walentynki.- prychnął Draco. Nie tak to sobie zaplanował. Miała być kolacja przy świecach, zakończona namiętna nocą, a nie wizyta w prosektorium.- My już faktycznie pójdziemy.- zwrócił się do lekarza.- Pan zdaje się, musi jeszcze ustalić, kim jest ten facet.- wskazał głową w stronę martwego ciała.- Dzięki za pomoc.- dodał, pomagając Hermionie się podnieść.
– Nie ma za co dziękować, właściwie to ja cieszę się, że nie musiałem państwo pomagać.- odpowiedział lekarz, kiedy ich trójka znikała w drzwiach.
Hermiona była bardzo słaba, więc Draco niemal przez całą drogę do taksówki, która już czekała na nich przed szpitalem musiał ją podtrzymywać. Czuł się podle, że nie zadzwonił do niej, kiedy w południe odkrył zniknięcie samochodu. Ileż nerwów zaoszczędziłby jej taką krótką rozmową.
– Hermiono?- zapytał cicho, kiedy siedzieli już w samochodzie.
– Tak?- zapytała tuląc się do niego. Tak dobrze było znów usłyszeć, jak bije jego serce. To był najcudowniejszy dźwięk na całym świecie, zwłaszcza po tym, jak przez kilka strasznych chwil, była przekonana, że już nigdy więcej go nie usłyszy.
– Ja wiem, że to marne pocieszenie, ale…- zaczął, jednak urwał w połowie zdania, nie wiedząc, czy powinien kończyć.
– Ale, co?- zapytała, spoglądając w jego oczy, a on z radością odkrył, że z chwili na chwilę wygląda coraz lepiej.
– Zapiąłem rano te pasy.- szepnął, a ona po prostu się zaśmiała.
Malfoyka
35

Nie pamięta kiedy wrócili do domu, ani nawet momentu, kiedy Draco troskliwie ułożył ją do łóżka. Wszystko zlewało się ze sobą w niesamowitym zmęczeniu i odrętwieniu, potęgowane jedynie dziwnym, nie znanym jej do tej pory bólem brzucha. Nie były to zwykłe skurcze, jakie przecież raz w miesiącu odczuwa każda kobieta, ani ucisk, który powodował stres, a który tak dobrze pamiętała ze szkolnych czasów, nie przypominało też głodu, choć niewiele dziś zjadła. To uczucie było dziwne, nawet nie mogła nazwać tego w pełni bólem. To był raczej jakiś nieokreślony ciężar w dole brzucha, coś na kształt parcia, na tyle wyczuwalnego, że pomału zaczynało być już nieprzyjemne.Nie wiedziała, co ma o tym sądzić, ani jak to tłumaczyć. Wiedziała, że powodem były zapewne wszystkie dzisiejsze emocje, jednak jaka była przyczyna, niezwykłości tego bólu, nie potrafiła już sobie wytłumaczyć…
– Kochanie, wszystko w porządku?- zatroskany Draco usiadł na skraju łóżka, przypatrując jej się dokładnie. Była blada, zmizerowana, a jej zaciśnięte wargi i skulona postać wskazywały na to, że coś jej dolega. A on, cóż… koniecznie musiał wiedzieć, co takiego. Wystarczało już to, że ciągle czuł poczucie winy palące jego jestestwo, za każdym razem, kiedy pomyślał, że jeden głupi telefon mógł uchronić ją od takich stresów.
– Tak, nie martw się.- odpowiedziała słabo.- To tylko mój brzuch reaguje na nerwy. Jakoś tak dziwnie mnie boli.- wyjaśniła, przeciągając dłonią po jego policzku. Jak dobrze było poczuć gładkość jego skóry pod palcami.
– Odpocznij sobie.- szepnął czule zamierzając wstać. Nagle poczuł jednak silny uścisk na swoim nadgarstku i usłyszał jej przepełniony paniką głos.
– Nie zostawiaj mnie samej, proszę!- w jej oczach znów zaszkliły się łzy. Teraz, kiedy odzyskała go, po tak dramatycznych chwilach zwątpienia, nie chciała ani na sekundę wypuszczać go ze swoich objęć. Chciała, żeby był z nią. Cały czas. Tak, żeby mogła czuć jego ciepło i zapach, w każdej nawet najmniej znaczącej sekundzie.
– Hermiono, nie zostawię cię.- zapewnił całując jej dłoń.- Chciałem zrobić ci coś do jedzenia, pewnie mając nadzieję na kolację, nic nie jadłaś od południa i dlatego boli cię brzuch.- zapewił, uśmiechając się do niej.- Wiesz, że nigdy cię nie zostawię.
– Nie jestem głodna.- zapewniła gorliwie. Zgodnie z resztą z prawdą. Nie odczuwała głodu, a ból brzucha na pewno nie był z tym właśnie związany.- Zostań.- szepnęła.
Nie mógł się nie zgodzić. Skoro jedynie jego bliska obecność była w stanie wynagrozić jej przeżyte stresy i ukoić skołatane nerwy, on nie miał prawa jej teraz odmawiać. Cicho ułożył się obok niej pozwalając jej, wygodnie ułożyć się na jego piersi. Podczas kiedy zmęczona wydarzeniami dnia Hermiona, pomału zapadała w sen, on delikatnie gładził ją po włosach, wyszeptując żarliwe zapewnienia, że zawsze już będzie przy niej. W przypływie infantylności, obiecał jej również, że kiedy już będą starzy i pomarszczeni, to pozwoli jej umrzeć pierwszej, żeby nigdy już nie musiała czuć się tak, jak dziś. Po tym zapewnieniu, Hermiona uspokojona z uśmiechem na ustach, zapadła w głęboki sen, ignorując ciągle dokuczliwe ciążenie w dole brzucha. Również i Draco, ukołysany miarowym snem swojej narzeczonej zapadł w sen.
Obudzili się dopiero wczesnym popołudniem następnego dnia, kiedy zniecierpliwiony Amigo, kategorycznie domagał się już spaceru. Obydwoje mieli o niebo lepsze humory, kiedy przy porannej kawie obiecali sobie, traktować poprzedni dzień, jedynie jako zły sen, który nijak miał się do rzeczywistości. Draco był niezmiernie zadowolony, że po dłuższym odpoczynku Hermiona znów wyglądała normalnie i wesoło, ona zaś cieszyła się, bo nieprzyjemne uczucie w brzuchu przez noc zniknęło zupełnie. Zadowoleni z życia, postanowili razem udać się do Central Parku na spacer ze swoim pupilem, podczas którego mieli zamiar omówić ostateczne szczegóły ich zbliżającego się ślubu.
– Myślisz, że Hi’aika nie będzie miała nic przeciwko temu, żebyśmy zajęli jej taras widokowy?- zapytała Hermiona, kiedy brnąc w wysokim śniegu, przemierzali wyludnione uliczki Central Parku.
– Żartujesz?- zaśmiał się.- Będzie zachwycona. Choć ja myślałem, że będziesz wolała spędzić ten czas w środku, przecież to wnętrze cię urzekło.- przypomniał jej, spoglądając wesoło w bursztyn jej spojrzenia.
– Może i tak, ale to na tym tarasie to wszystko się zaczęło.- uśmiechnęła się błogo, niewidzącymi oczyma spoglądając w dal. Nie miał wątpliwości, że cofnęła się właśnie do ich pierwszego wspólnego obiadu na Hawajach.- Pamiętasz, jak rozmawialiśmy wtedy o naszych marzeniach, planach, o wymarzonym ślubie?- zapytała z uśmiechem.
– Tak.- odpowiedział.- I w życiu nie pomyślałbym wtedy, że nie minie nawet rok, a my zrealizujemy te marzenia wspólnie.- odpowiedział.- Choć z tego obiadu i tak najwyraźniej pamiętam to, jak na każdą wzmiankę o Weasley’u, wysyłałem go wtedy do piekła.- zaśmiał się, przypominając sobie swoje „Niech cię piekło pochłonie, Weasley!”
– Naprawdę nie żałujesz?- zapytała poważnie przystając na chwilę, żeby spojrzeć mu w oczy.
– Czego?- zdziwił się.- Hermiona, związek z tobą, był najlepszą decyzją w moim życiu, nie żałuję ani sekundy spędzonej w twoim towarzystwie.- zapewnił tuląc ją do siebie.
– Och, kilku zapewne żałujesz…- zaśmiała się, przeciągając palcem po błyszczącej, ledwo widocznej bliźnie, na jego nadgarstku. Pamiątce ich awantury.
– Zdziwię cię, bo tego też nie żałuję.- odpowiedział podejmując aluzję.- Jedyne, czego żałuję to to, że tak późno przejrzałem na oczy.- westchnął.- Przecież mogłaś być moja już w szkole.
– Nie wydaje mi się, że wtedy dostrzegłabym w tobie to, co widzę teraz.- odpowiedziała poważnie, wzrokiem śledząc zabawę Amigo, który wesoło hasał po śniegu.- Chyba wszystko ma swój odpowiedni czas, a my po prostu musieliśmy dojrzeć.- wyjaśniła.- Wtedy, nawet gdybym w jakiś sposób się do ciebie przekonała, to obawiam się, że moi przyjaciele mieliby na mnie zbyt silny wpływ i nic by z tego nie wszyło.- teoretyzowała.
– Może i masz rację.- zgodził się, wracając wspomnieniem do czasów, kiedy jeszcze z całego swojego młodzieńczego serca, po prostu jej nienawidził.- Ale teraz ty odpowiedz mi szczerze, czy nie żałujesz, że weźmiemy, aż TAK kameralny ślub, co?- zagadnął. Niby mówiła mu, że marzy o skromnej ceremonii, jednak przecież każda kobieta marzy, że ten dzień będzie taki wyjątkowy i oprawiony w miliony atrakcji.
– Kochanie, to ma być nasz dzień i mają się z nami cieszyć tylko ci najbliżsi, a skoro żadne z nas nie ma rodziny, to wydaje mi się, że czwórka naszych najbliższych przyjaciół, stanowi wystarczające grono weselników.- wyjaśniła.- Przynajmniej będziemy mieli pewność, że cieszą się szczerze a nie dlatego, że dostali zaproszenie i wypada.- uśmiechnęła się.
– Czemu czwórka?- zdziwił się, dokonując szybkiej kalkulacji. Zaproszeni zostali Diabeł z Mandy, Igor z żoną, oraz Martha, pielęgniarka z którą Hermiona bardzo się przyjaźniła w Mungu.
– Och, no tak nie powiedziałam ci.- westchnęła.- Martha niestety nie może przyjechać. Ma w tym czasie jakiś egzamin na podwyższenie kwalifikacji, czy coś… – wyjaśniła.- W każdym razie, napisała mi ostatnio list, że nie będzie mogła przyjechać.
– Przykro ci, co?- zapytał spoglądając na nią i chcąc wyczytać z jej twarzy jakąś odpowiedź.
– Wiesz, w jakimś sensie Martha zastępowała mi matkę, zawsze kiedy miałam jakiś problem, ale cieszę się, że i ona nie stanęła w miejscu, tylko się rozwija, więc smutek nie jest jakiś przytłaczający. W końcu będzie Igor i Ania… No i Diabełek z Mandy, a to znaczy, że wszyscy, których tam chcę.- uśmiechnęła się.
– Aha, czyli ja jestem zbędny, co?- zażartował, skradając jej całusa.
– TY Malfoy, jesteś elementem tego wydarzenia, który nie podlega dyskusji.- odpowiedziała z uśmiechem.
Przez chwilę jeszcze przechadzali się po zaśnieżonym parku, a kiedy mróz poważnie zaczął im już doskwierać, postanowili wracać do domu, aby przy lampce grzanego wina, rozplanować nadchodzący tydzień. Musieli jeszcze pozamykać wiele spraw, dokupić kilka drobiazgów, a Hermiona musiała jeszcze zakończyć remont galerii. Wszystko jednak dokładnie sobie zaplanowali i ustalili w niedzielę. Nie zdziwił ich więc fakt, że prawie do samego piątku po prostu się mijali, lub kompletnie wykończeni spotykali dopiero wieczorem w łóżku. W tych dniach, Draco dotkliwie odczuł bark samochodu, jednak w ferworze najpilniejszych spraw, zapomniał nawet o użalaniu się nad swoją niedolą. W końcu jednak w piątek po południu wszystko było pozapinane na ostatni guzik. Ich ubrania zostały już wysłane do hotelu, gdzie pieczę nad wszystkim przejęli Diabeł i Mandy, który wyjechali na Hawaje w środę wieczorem. Przyszli państwo młodzi, mieli jeszcze jedną sprawę do załatwienia…
– Spóźniłaś się.- zaśmiał się Draco, kiedy zdyszana Hermiona dołączyła do niego piętnaście minut po umówionym czasie.- Gdzie byłaś?- zapytał.
– Och, musiałam coś jeszcze załatwić.- odpowiedziała tajemniczo.- Ale czemu ty chciałeś się ze mną spotkać tutaj?- zapytała spoglądając na niego. Przecież remont galerii już się zakończył, a on widział efekt końcowy w środę wieczorem.
– Bo mam dla ciebie niespodziankę.- odpowiedział, po czym wskazał jej podbródkiem na fasadę budynku, gdzie wielką biała płachta zakrywała, jak domyślała się Hermiona napis nad sklepem. Och, no tak, Draco jak zwykle pomyślał o wszystkim.- Pociągnij.- poprosił, wręczając jej sznurek, który miał sprawić, że płachta opadnie. Z uśmiechem odebrała od niego linkę, po czym nie czekając na nic szarpnęła z całej siły. Przez chwilę opadający materiał przesłonił jej widok, jednak już za chwilę pisnęła oniemiała na widok, błyszczącego złotem szyldu”
H.G.M.
DRAMIONE
FASHION COLECTION

– O mój…- szepnęła.- Draco, jesteś niesamowity, wiesz?- zaśmiała się. Jest piękny, po prostu idealny!- zachwycała się, spoglądając na mieniące się litery.
– Tak, a najlepsze jest to, że według tego napisu, już jesteś moją żoną.- uśmiechnął się, zagarniając ją w swoje ramiona.
– Aż taki jesteś niecierpliwy?- zaśmiała się, całując go w policzek, kiedy ruszyli w drogę do domu. Za kilka godzin powinni zjawić się na Hawajach.
– Jak Diabli.- odpowiedział uśmiechając się do niej.- Ale na szczęście to już jutro.- westchnął, kiedy stali na czerwonym świetle, przy jednym z ruchliwszych przejść w mieście.
Reszta przygotowań nie zabrała im już wiele czasu. Wszystko było już w Ohana Waikiki West, więc jedyne, co im pozostało, to oddanie Amigo, którego niestety nie mogli zabrać ze sobą, pod troskliwą opiekę jednego ze stróży budynku, po czym udać się do najbliższej zaciemnionej alejki, skąd mogli swobodnie teleportować się przed sam hotel, uprzednio oczywiście pozbywając się ciepłych płaszczy, które narzucili na cienkie, letnie ciuchy, które zdecydowanie bardziej pasowały do hawajskiego klimatu.
– I znowu tutaj.- uśmiechnęła się, kiedy tuż po aportacji bacznie rozejrzała się po otoczeniu, gdzie niespełna rok temu zaczęła się jej bajka.
– I tym razem już mi nie uciekniesz.- dodał, mocniej ją do siebie przyciągając.
Tak objęci ruszyli do hotelu, gdzie już w recepcji dopadli do nich przyjaciele. Okazało się bowiem, że Igor z Anią już zdążyli dojechać i teraz zarówno oni, jak i Diabeł z Mandy nie chcieli wypuścić ich nawet na górę, od razu żądając kawalerko-panieńskiej imprezy.
Przyszli małżonkowie z szerokimi uśmiechami zgodzili się na nalegania swoich przyjaciół i zaraz po zameldowaniu się w pokoju, ruszyli do jednego z wielu okolicznych klubów, gdzie zamierzali z hukiem pożegnać wolność Hermiony i Dracona. Muzyka dźwięczała w ich uszach, a panowie nie szczędzili sobie alkoholu. Zabini sypał żartami, jak z rękawa, a Igor opowiadał Hermionie wszystkie nowości, jakie zaszły w szpitalu po jej odejściu i co rusz, zapominając, że robił to już z 15 razy, przekazywał jej buziaki i pozdrowienia od Marthy.
Zabawa była przednia i wszyscy doskonale bawili się w swoim towarzystwie, kiedy nagle Blaise krzyknął przerażony..
– O nieeeeee… ja naprawdę zaczynam wariować!!!
– O stary, to późno się zorientowałeś.- zaśmiał się Draco, co wywołało ogólną wesołość w zgromadzonych. Diabeł jednak nie zwrócił na niego większej uwagi, wciąż wpatrując się w okno i dokładnie lustrując ulicę.
– Znowu kogoś zobaczyłeś?- westchnęła zrezygnowana Mandy.
– Znowu?- zdziwiła się Hermiona.- Czyli to nie pierwszy raz?
– Diabeł, co jest?- teraz również i Draco zainteresował się zachowaniem przyjaciela na poważnie.- Kogo widujesz?
– Koszmary Smoku, koszmary!- wystękał.
– Wczoraj wydawało mu się, że widział Harry’ego Pottera.- wyjaśniła Mandy.- Był o tym święcie przekonany, że niby wchodził on do windy w naszym hotelu.
– To był on, mówię wam! Potter, jakiego zapamiętałem!- bronił się Diabeł, ciągle jednak wpatrując się w okno.
– Okeeeeyyy.- powątpiewająco zgodził się Draco.- I jak rozumiem teraz też go widziałeś, tak?
– Nie, gorzej.- jęknął brunet, w końcu odrywając wzrok od okna i mierząc spojrzeniem Draco, a potem Hermionę.- Teraz widziałem Weasleya.- wyznał, a Hermiona się po prostu roześmiała.
– Wiesz, o ile Harry mógłby tutaj być, razem ze swoją rodziną, o tyle rudy zapewne jest teraz w Londynie i z Brown oczekuje narodzin córki.- wyjaśniła- Masz przywidzenia.
– Nie zgodzę się z tobą Herm.- wtrącił się Igor.- Mnie też się dzisiaj wydawało, że widziałem go na ulicy, kiedy jechaliśmy taksówką do hotelu.- dodał.- Więc coś w tym jest. Poza tym, no wiesz…. a właściwie nie wiesz.- poprawił się.- Ron Weasley nie oczekuje już narodzin córki, bo panna Brown całekiem niedawno oznajmiła mu, że to wcale nie jest jego dziecko, tylko jakiegoś jej innego przyjaciela.- tłumaczył.- Był z tego niezły skandal w Anglii. No i wcale nie zdziwiłbym się, gdyby Weasley chciał od tego uciec.- zawyrokował.
– Och, pięknie.- westchnęła.- Ale zaraz, chcesz mi powiedzieć, że to nie on jest ojcem dziecka Levander?- zapytała po chwili.
– No, wygląda na to, że trafił swój na swego.- zaśmiał się Igor.- Brown też nie była z nim do końca szczera. Miała facetów na prawo i lewo i twierdzi, że to dziecko na 100% nie jest jego, co jeśli będzie chciał, udowodni mu odpowiednimi badaniami.
– O ja nie mogę.- westchnął Diabeł, czym znowu rozbawił całą ekipę. Sytuacja się rozluźniła i nikt już nie wspominał ani o Potterze, ani jego rudym przyjacielu. Sama zaś Hermiona uznała, że nawet jeśli, jakimś niesamowitym zbiege okoliczności są na tej wyspie, to i tak nic nie będzie w stanie zepsuć jej humoru, ani radości z tego, co ma się zdarzyć jutro. Była też niesamowicie pewna tego, że w razie konfrontacji z przeszłością, u swojego boku będzie miała Dracona, a za plecami gotowego do pomocy Diabła, a ta świadomość była lepsza, niż wszystko inne na całym świecie.
Do swoich pokoi trafili grubo po północy, kiedy panowie nieźle się już wstawili, tłumacząc się tym, że to ostatni kawalerki wybryk Dracona i, że w końca coś jeszcze mu się od tego kawalerskiego stanu należało, zanim żona zrobi z niego pantoflarza. Nie trudno też domyślić się, iż owe argumenty wysuwał przede wszystkim Diabeł, od jutra ostatni stanu wolnego w ich gronie.
Hermiona z niemałym rozrzewnieniem rozejrzała się po dobrze jej znanym apartamencie na 72 piętrze, z którego pod koniec sierpnia uciekała w takim popłochu. Tym razem nic nie zmusiłoby jej do pozostawienia Draco samego w tym pięknym łóżku.
– Herm?- zapytał, kiedy wtuleni w siebie pomału zaczynali już zasypiać.
– Yhym?- dała znak, że słucha, będąc już zbyt zmęczoną, na udzielenie pełnej odpowiedzi.
– A może zrobilibyśmy sobie taką małą noc przedślubną, co?- zapytał, całując ją w szyję i sukcesywnie zjeżdżając pocałunkami coraz niżej, dłońmi zaś metodycznie przesuwając się pod jej koszulką w stronę piersi. Na to pytanie jedynie roześmiała się dźwięcznie, po czym pomagając mu pozbyć się swojego odzienia, szepnęła:
– Jesteś zepsuty do szpiku kości.
Po chwili jednak, nie była w stanie powiedzieć już nic więcej. Stali się jedynie jednym wielkim jękiem i pragnieniem. I tak przez większą część nocy…
Obudzili się, kiedy słońce było już wysoko na niebie. Zmęczeni po nocnych igraszkach, czuli niesamowite rozleniwienie, witając się czułym pocałunkiem. Najchętniej przez najbliższe kilka godzin nie wychodzili by z ciepłej pościeli, po prostu celebrując wspólny czas. Na szczęście jednak dla nich obojga, podczas czułego pocałunku wzrok Malfoya zahaczył o zegarek…
– Yyyy.. Herm?
– Tak?- szepnęła znów szukając jego ust.
– Jeżeli mamy zamiar dziś się jednak pobrać, to chyba najwyższy czas wstać.- powiedział poważnie.- Za pół godziny odbędzie się nasz ślub i lepiej, żeby nas na nim nie zabrakło..
– COOO?!- wrzasnęła.- Jak to za pół godziny?
– Jest 12.30, a ślub ma być o 13.- odpowiedział spokojnie.
– O matko!- jęknęła.- Tego jeszcze chyba nie było, żeby młoda para spóźniła się na swój własny ślub.- biadoliła, kiedy w pośpiechu szukała swoich ubrań. Dobrze, że wszystko było już w kościele i nad wyraz dobrze, że była czarownicą, bo inaczej w pół godziny nic by już nie wskórała.
– Spokojnie.- zaśmiał się Draco, wciągając spodnie.- Raczej nie zaczną bez nas.- dodał z szelmowskim uśmiechem.
– Bardzo śmieszne!- warknęła.- Rusz się!
– No już, już.
Pięć minut później aportowali się przed kościół, gdzie ich zniecierpliwieni i wystrojeni już przyjaciele przechadzali się w tę i z powrotem, wyglądając ich przybycia.
– No, nareszcie!- wrzasnął Diabeł, kiedy tylko zmaterializowali się przed nimi.- Już myśleliśmy, że zdezerterowaliście!
– To już zaspać nie można?- żachnął się Draco.
– No można, ale żeby na własny ślub?- zaśmiała się Ania.- Chodź, idziemy cię wyszykować.- dodała, łapiąc Hermionę za rękę i ciągnąc w kierunku wejścia do budynków przylegających do kościoła. Za nimi ruszyła też Mandy, dokładnie w momencie, kiedy Diabeł i Igor porwali Draco w zupełnie inną stronę.
Już po chwili Hermiona była wystrojona w sukienkę swojego projektu. Białą, ściśle przylegającą do jej ciała, do wysokości kolan, dołem zaś poszerzaną. Suknia była ozdobiona ręcznie robioną koronką, wyszywaną kryształkami, zdobienia skupiały się głównie na kloszowanym dole, górę pozostawiając nieskazitelnie białą. Kreacja miała głębokie, sięgające niemal do linii pośladków wycięcie n plecach, utrzymujące się na plecach, dzięki subtelnemu krzyżakowi, powstałemu z jej grubych ramiączek. Wyglądała w niej cudownie. Całość uzupełniał subtelny brylantowy naszyjnik i takież same kolczyki. Rezygnując z welonu postanowiła, że w misterny kok, za który już zabrała się Anna, wplecie gałązkę białej orhidei. Z minuty na minutę, dzięki wielkim staraniom swoich przyjaciółek, jej wygląd stawał się coraz idealniejszy, a kiedy Mandy ostatni raz spryskała jej ciało, delikatnymi kwiatowymi perfumami i wręczyła do ręki trzy długie, związane srebrzystą wstążką słoneczniki, była gotowa na tą najważniejszą chwilę w życiu.
– Uff, dałyśmy radę.- ucieszyła się Mandy, spoglądając na zegarek. Była 12.55.
W tym samym momencie usłyszały pukanie do drzwi, a już po chwili głos Igora.
– Pan młody na miejscu, możemy zaczynać.
– No!- pisnęła Mandy.- To idziemy!- i z tymi słowami pociągnęła Hermionę za sobą. Przed samym wejściem jednak odłączyły się od młodej pani, aby dołączyć obok ołtarza do swoich partnerów. Tą ostatnią drogę, Hermiona miała pokonać sama.
I nagle usłyszała pierwsze takty marsza weselnego, a nogi same poniosły ją przed siebie, gdzie przy wspaniałym, ozdobionym hawajskimi kwiatami ołtarzu, stał ubrany w lekkie białe spodnie i białą koszulę, uśmiechnięty Draco Malfoy. Widząc go była już pewna, że jej bieg ku przyszłości zakończy się właśnie przy tym ołtarzu u boku, tego właśnie uśmiechniętego mężczyzny…
I nagle jakby czas przyspieszył swojego biegu. Jeszcze minutę temu kroczyła dumnie w kierunku swojego narzeczonego, a właśnie w tej chwili, nakłada obrączkę na palec swojego męża.
– Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela. Małżeństwo przez was zawarte, ja powagą Kościoła Świętego, potwierdzam i błogosławię.- ksiądz przypieczętował ich wieczną przysięgę.- Możesz już pocałować żonę.- zwrócił się z uśmiechem do rozpromienionego Malfoya, który skrzętnie skorzystał z okazji, po czym wspólnie ruszyli do wyjścia, już jako państwo Malfoy. Jak się okazało, ich przyjaciele zadbali o wszystko i nim teleportowali się do Kai Melemele, obrzucili młodą parę ryżem i złotymi monetami, na sukces i powodzenie.
Po chwili całą szóstką zniknęli w kłębach wznoszącego się piasku, aby w miejscu największego sentymentu młodej pary uczcić ich wielki dzień.
Nikt jednak nie spodziewał się tego, co tam zastaną. A co zastali?
Cóż, jako pierwszy niespodziankę odkrył Diabeł, który z rozmachem otworzył drzwi restauracji najpierw dla gości, który mieli przywitać państwa Malfoy już w środku. Nie spodziewał się jednak tego, że pierwsze co rzuci mu się w oczy, to będą dwie ruda i jedna czarna czupryna, należące do najmniej spodziewanych osób pod słońcem, siedzących sobie właśnie przy jednym ze stolików.
– O cholera!- jęknął, a gdy Mandy spojrzała na niego wytłumaczył- Potterowie i Weasley…- niemal warczał. Rzeczone towarzystwo również zwróciło uwagę na jego przybycie, a tym bardziej zdziwił ich fakt, że do Diabła już po chwili dołączył znany Ronowi doktor, razem ze swoją żoną.
– Nie wiedziałem, że oni się zna..- zaczął, kierując swoje słowa do Harry’ego, jednak urwał w połowie zdania, widząc ostatnią wchodzącą przez drzwi parę. Sława zamarły mu w gardle, kiedy rozpoznał, w spowitej w biel, kroczącej przy boku swojego odwiecznego wroga kobiecie Hermionę. Teraz również Harry i Ginny, trzymająca na kolanach ich maleńką córkę, spojrzeli w tamtym kierunku, a ich twarze wyrażały ten sam szok.
– Nie wierzę.- jęknął Potter.
– To nie może być prawda.- szepnęła Ginny.
Szybko jednak okazało się, że jej nadzieje są płonne, bo do szczęśliwej młodej pary z szerokim uśmiechem podeszła właścicielka lokalu z dwoma wieńcami kolorowych orhidei i dwoma kieliszkami wypełnionymi pitnym miodem.
– Moi kochani.- zawołała uśmiechnięta.- Na tej nowej drodze życia, przyjmijcie upominek w postaci kwiatów i szklanicy miodu, aby wasza wspólna droga usłana była kwieciem, a życie słodkie było, niczym miód!- z tymi słowami narzuciła na ich szyje kolorowe wieńce, a do rąk wręczyła kieliszki. Draco i Hermiona spoglądając na siebie czule, wznieśli w swoim kierunku toast, po czym jednym ruchem opróżnili kieliszki. W trakcie picia swojej porcji, wzrok Hermiony padł na twarze trójki kiedyś bliskich jej ludzi, którzy wpatrywali się w nią w niemym szoku. Zauważyła, że Ron pod stołem kurczowo zacisnął dłonie, a jego usta co rusz otwierają się i zamykają, niczym u ryby wyjętej z wody… „A niech cię piekło pochłonie, Weasley” zaśmiała się w myślach, po czym oderwała kieliszek od ust, dokładnie w momencie, kiedy po pomieszczeniu poniósł się głos Zabiniego:
– A teraz ja, jako główny drużba tego wesela proponuję, aby państwo Malfoy zaprezentowali swoim weselnikom, jak wygląda porządny małżeński pocałunek!!!
Za jego przykładem Igor, Ania oraz Mandy zaczęli skandować „Gorzko, gorzko, gorzko..”, a młodzi małżonkowie z lubością oddali się pocałunkowi, podczas którego wzrok Hermiony ciągle delikatnie zwrócony był w kierunku starych znajomych. Odczuła więc niemałą satysfakcję, kiedy zauważyła, jak Ginny zakrywa usta w szoku, Harry wytrzeszcza oczy, nie będąc w stanie uwierzyć w to, co widzi, a Ron sukcesywnie robi się coraz czerwieńszy…
– Mam nadzieję, że ich obecność nie odbiera ci radości, co?- jakiś czas później zapytał Draco, kiedy wspólnie wirowali na parkiecie. Jak się bowiem okazało, Potterowie i Ron, jak na złość nie chcieli opuścić lokalu, wciąż wodząc zszokowanymi spojrzeniami za kwitnącą wręcz ze szczęścia Hermioną.
– Oni?- zapytała z uśmiechem.- A niech ich piekło pochłonie!- szepnęła całując swojego męża. Taka odpowiedź ewidentnie mu wystarczyła…
Jakiś czas później, kiedy na Hawajami zapadał już zmierzch weseli i nieźle już zmęczeni weselnicy oddali się rozmową. W pewnym momencie panowie zeszli na temat nowego wozu Dracona, do którego kupna jak im się przyznał, właśnie się przymierzał. Teraz, kiedy wszystkie emocje już opadły, do woli mógł się użalać nad swoją niedolą.
– Myślałem znowu o Porche.- westchnął znad kieliszka wina.- Jakoś mam sentyment.- dodał.
– Ferrari jest fajne.- wtrącił Igor.
– Ja tam kocham swoje stare Kamaro.- zaśmiał się Diabeł.
– A ja myślę…- nagle do rozmowy wtrąciła się Hermiona, czym zwróciła na siebie uwagę całego towarzystwa.- Że tym razem, zamiast o sportowym szpanie, będziesz musiał pomyśleć raczej o rodzinnej wersji Chryslera.- szepnęła, czule gładząc się po brzuchu.
I ta wiadomość była dla Dracona najlepszym ślubnym prezentem, jaki mógł sobie zamarzyć.
Malfoyka
EPILOG

Mimo późnej już jesieni, słońce ciągle wisiało wysoko na niebie, rozświetlając swoimi promieniami wesoły taniec kolorowych liści, ścigających się na pachnącym kasztanami i zbliżającą się zimą, wietrze. Drzewa na których wciąż pyszniły się kolorowe jesienne pióropusze, zabarwione złotem, czerwienią i brązem, szumiały delikatnie, kojąc i uspokajając nadwyrężone nerwy.
Stary, lekko przygarbiony mężczyzna, którego siwe włosy tańczyły na wietrze razem z liśćmi, siedział na niewielkiej drewnianej ławeczce, błyszczącymi od łez, stalowymi oczami wpatrując się w piękny nagrobek z białego marmuru. Jeszcze chwilę temu, tuż obok niego stał tłumek bardziej, lub mniej znanych mu ludzi. Ceremonia pogrzebowa dobiegła jednak końca, a oni wszyscy czym prędzej ruszyli do swoich codziennych spraw. Wiedział, że większość z nich, za chwilę będzie się bawić, uśmiechać i śmiać. Będą się cieszyć życiem. Tym samym, które dla niego skończyło się wraz z jej odejściem…
– Tato, nic tu po nas.- na oko wyglądający na pięćdziesiąt lat mężczyzna, położył dłoń na ramieniu starca.- Chodź do domu, bo robi się naprawdę zimno.- poprosił łagodnie.
– Chciałbym jeszcze chwilę z nią zostać, Alexandrze.- odpowiedział starzec, zmęczonym, smutnym głosem, nie podnosząc wzroku z nagrobka. Już od niemal dwóch godzin siedział tutaj sam, spoglądając na grób swojej żony. Złote litery układające się w napis- HERMIONA GRANGER-MALFOY, NIEODŻAŁOWANEJ PAMIĘĆ ŻONA, MATKA ORAZ BABCIA. NA ZAWSZE W NASZYCH SERCACH, lśniły w słońcu, przywodząc mu na myśl radosne błyski w jej pięknych kasztanowych oczach.
– Tato, jestem pewien, że mama nie byłaby zadowolona, gdybyś nabawił się zapalenia płuc, siedząc tutaj.- powiedział młodszy, mocnej ściskając ojcowskie ramię.- Pomyśl sobie, że przeżyliście razem 50 wspaniałych lat. Żyj tym, a nie bólem po jej stracie.- poprosił, przysiadając na ławce obok ojca. Dracon przeniósł na niego swoje spojrzenie, bacznie przyglądając się dojrzałej twarzy swego pierworodnego, na której geny Malfoyów odcisnęły widoczne piętno.
– Ona tak pewnie by powiedziała.- uśmiechnął się blado, odpowiadając synowi, po czym znów skierował wzrok na grób swojej żony.
Wiedział, że Alexander ma rację. Był z Hermioną 50 lat, podczas których nie raz się kłócili, raz nawet będąc już o krok od rozwodu, kiedy zapomniał, że praca w żadnym wypadku, nie jest ważniejsza od rodziny. Każdą burzę jednak pokonywali, pewnie dlatego, że ich miłość była ogromna i niewzruszona. Wspólnie wychowali dwoje wspaniałych dzieci, doczekali się pięciorga wnucząt, a nawet jednej prawnuczki. I tak, jak kiedyś sobie obiecali, stworzyli dom, w którym pełno było miłości, zaufania i wsparcia.
Wspólnie przeżywali chwile radości i smutków swoich przyjaciół. Byli świadkami na ślubie Blaise’a i Mandy, a później wspierali ich, kiedy miłość już się wypaliła, a oni postanawiając ratować przyjaźń, zdecydowali się na rozwód. Byli przy Diable, kiedy świętował narodziny swoich bliźniąt Maxa i Danielle. Oni, jako jedni z pierwszych gratulowali mu zdobycia Oskara. Byli przy nim zawsze, aż do chwili, kiedy męcząc się z paskudnym rakiem, odchodził z tego świata, kilka lat temu.
Byli chrzestnymi dla córki Igora i Anny. Zawsze razem. On wspierał ją, kiedy godziła się z Potterami, gdy w piątą rocznicę swojego ślubu, znów spotkali się na Hawajach. Ona była z nim, kiedy niemal cały świat dopadł kryzys i jego bank stanął na skraju upadłości. Wspólnie cieszyli się tym, że Dramione stało się światową, sławną marką. Razem płakali, kiedy ze starości umarł ich druh, Amigo.
Mieli cudowne życie, wiedział to, tak samo jak wiedział, że wielu mogłoby im tego zazdrościć. A jednak, życie straciło dla niego sens, kiedy kilka dni temu Hermiona twierdząc, że nienajlepiej się czuje, poszła odpocząć zaraz po obiedzie, a kiedy dwie godziny później poszedł sprawdzić co u niej, jego świat się zawalił. Hermiona już nie żyła. Jedynym pocieszeniem było to, że miała naprawdę lekką śmierć. We śnie, dokładnie tak, jak obiecał jej pół wieku temu, podczas nocy, kiedy ciągle przeżywała jego domniemany wypadek.
– Tato?- łagodny głos Alexa wyrwał go z własnych wspomnień.- Wszystko dobrze?
– Wiesz, że kiedyś obiecałem jej, że pozwolę, aby odeszła pierwsza?- zapytał słabo, wciąż wpatrując się w złoty napis, jakby zamiast niego, widział tam uśmiechniętą Hermionę. Pod jego powiekami błyszczały łzy, których nawet nie starał się powstrzymywać.
– Dotrzymałeś słowa, jak przystało na Malfoya.- syn poklepał go, po ułożonej na kolanie, pomarszczonej dłoni.- A teraz chodź, bo Julia zaraz zacznie się martwić.- dodał wstając z ławki.
– Twoja siostra jest bardziej podobna do twojej matki, niż ci się wydaje, Alex.- westchnął, kiedy za przykładem syna podnosił się z ławki.- Nie tak łatwojest ją zmartwić, ale faktycznie chodźmy już.- dodał. Na odchodnym, ułożył na białym marmurze jeden piękny słonecznik, ostatni, który wręczy swojej żonie. Potem korzystając z pomocnego ramienia swojego dziedzica, niespiesznie ruszyli w kierunku parkingu, gdzie młodszy Mafoy zaparkował swój wóz. Wiedział, że w domu czeka na niego rodzina i pewnie zaczynają się już martwić…
– DZIAAAADEEEEK!!!- ledwo przekroczyli próg domu, a jego najmłodsi wnukowie, 5-cio letni Jonathan i 7-mio letni Colin, już byli u jego boku, obskakując go wesoło.- Zagrasz z nami w durnia, opowiesz bajkę, porysujesz, zaśpiewasz…- dzieciaki przekrzykiwały się w propozycjach zabawa z ukochanym dziadkiem. Byli jeszcze zbyt mali, żeby zrozumieć, że stało się coś ważnego, a zarazem bardzo smutnego. Nie rozumieli, dlaczego ich zawsze wesoły dziadek nagle stał się taki smutny, dlaczego mama płacze, a wujek ciągle ją pociesza, ani tego gdzie podziała się ich babcia. Byli za mali, a Draco po prostu im tego zazdrościł. Jakby to było cudownie nie czuć tej pustki, jaką zostawiła po sobie jego kochana żona.
– Dajcie się dziadkowi rozebrać i idźcie umyć ręce przed obiadem!- niemal czterdziestoletnia, smukła kobieta z burzą kasztanowych loków okalających jej śliczną twarz, wyłoniła się z korytarza prowadzącego do salonu i rozgoniła rozszczebiotane dzieci, po czym podchodząc do Dracona, delikatnie uścisnęła jego dłoń.- Wszystko w porządku, tato?- zapytała czule, obdarzając go całusem w policzek.
– Och tak.- westchnął, gładząc ją po policzku.- Oczywiście na tyle, na ile teraz może być w porządku.- westchnął smutno, a ona rozumiała. Widziała w jego oczach, jak bardzo cierpi.
– Dobrze, to w takim razie chodź na obiad, dobrze?- zapytała, prowadząc go w kierunku salonu.- Wszyscy już czekają.
Przy stole istotnie siedziała cała jego rodzina. Dzieci z małżonkami, młodsze wnuki, oraz te starsze, mające już swoje rodziny. Syn Alexandra, mały Anthony trzymał na kolanach ich małą córkę, podczas kiedy jego żona starała się ją nakarmić. Byli z nim wszyscy, jednak brakowało tej najważniejszej. Jej puste miejsce przy stole tylko raniło jego serce, za każdym razem, kiedy spojrzał w jego kierunku. Nie chcąc jednak sprawiać zawodu i przykrości swojej rodzinie, zmusił się do zjedzenia z nimi obiadu. Chwilę nawet pobawił się półroczną Maggie, jego pierwszą prawnuczką, jednak kiedy na stole pojawił się deser, przepraszając towarzystwo udał się do swojej sypialni, gdzie roniąc morze łez, przeglądał stare fotografie. Uśmiechnięta twarz Hermiony spoglądała na niego z każdego ze zdjęć, a on znów mógł podziwiać, jak jego żona z pięknej młodej kobiety, którą dawno temu spotkał na Hawajach, zmienia się w serdeczną staruszkę z nieodłącznym pogodnym uśmiechem, przyklejonym do twarzy. Zawsze wypełniała ją taka miłość i ciepło, że choćby przebywając w jej towarzystwie, można było ogrzać swoją duszę, a teraz nagle ktoś mu to ciepło zabrał, a on pierwszy raz w życiu, nie wiedział jak ma sobie z tym poradzić…
– Wszystkim nam będzie jej brakowało.- szepnęła Julia, która niepostrzeżenia przysiadła na łóżku ojca, biorąc do reki zdjęcie z ich młodości.
– Wiem córciu, wiem.- szepnął, a kolejne łzy popłynęły po jej policzkach.
– To takie dziwne obserwować, jak płaczesz.- szepnęła, ocierając jego łzę.
– Tak naprawdę płakałem tylko kilka razy w życiu.- odpowiedział, głaszcząc jej dłoń. Przypominała mu Hermionę i to nie dla tego, że była jakby zdjętą z niej skórą. Ona po prostu była w ich córce..- Wtedy, kiedy myślałem, że straciłem waszą mamę, kiedy wy pojawiliście się na świecie, płakałem na twoim ślubie i gdy na świecie pojawiały się moje wnuki. Potem, kiedy umarł Blaise. No i teraz… tylko, że ten płacz i ta rana zostaną już ze mną na zawsze.- westchnął.
– Nie mów tak, mama nie chciałaby, żebyś się smucił.- próbowała go pocieszać.
– Tak strasznie mi jej brakuje.- szepnął, podnosząc jej zdjęcie.- Tak bardzo chciałbym być przy niej…
– Tato…- Julia złapała jego twarz, zmuszając aby spojrzał w jej oczy.- Nie mów tak, twoje miejsce jest tutaj. My cię potrzebujemy.- zapłakała wtulając się w ojcowskie ramiona.
– Nie, Jull już mnie nie potrzebujecie.- zanegował.- Macie swoje rodziny, a ja będę tylko przeszkodą. Świat bez twojej matki, nie jest już miejscem dla mnie.
– Gadasz bzdury, wiesz.- szepnęła.- Ale i tak cię kocham.
– Wiem, ja was wszystkich też.- westchnął.- A teraz wybacz, chciałbym się położyć, to był naprawdę długi dzień.- poprosił, a ona natychmiast zrozumiała.
– Oczywiście, odpocznij.- rzuciła ruszając do drzwi.- Aha, tato..- szepnęła, a kiedy spojrzał na nią, powiedziała- Kocham cię.
– Ja ciebie też córeczko.- odpowiedział.
Po chwili zapadał już w sen. Spodziewał się, że będzie on kolejną czarną dziurą, w jaką wpadał od kilku dni, jednak tym razem coś było inaczej.
Stał na znajomej uliczce w małym miasteczku na wzgórzach Maui, słońce przygrzewało przyjemnie, rozgrzewając jego pomarszczone ciało i rozświetlając ocean, który obserwował ze skarpy. Było cudownie, choć wiedział, że mogłoby być jeszcze lepiej, gdyby tylko…
– Jesteś wreszcie, Draco.- usłyszał znajomy głos, naznaczony Hawajskim akcentem. Niewiele myśląc odwrócił się do przybyłej osoby.
– Hi’aika?- zapytał rozpoznając starą znajomą. No tak, był na Hawajach. Wspominał dobre czasy, kiedy sędziwa hawajka, prowadziła swoje Kai Melemele.
– Miło, że mnie ciągle pamiętasz.- zaśmiała się.- A teraz chodź, już na ciebie czekają.- powiedziała łapiąc go za rękę i ciągnąc w stronę knajpki, takiej jaką zapamiętał za czasów jej świetności.
– Hi’aika, ale przecież Kai Melemele już nie ma.- zawahał się, kiedy chciała przepchnąć go przez drzwi. Kobieta w odpowiedzi jedynie się roześmiała.
– Nie tutaj.- odpowiedziała tajemniczo, po czym otworzyła dla niego drzwi.- Idź na taras.- poleciła, kiedy znaleźli się już w środku lokalu, który wyglądał i pachniał dokładnie tak samo, jak to zapamiętał. Nie wiedział czemu wysyła go na taras, jednak ufnie ruszył w jego kierunku.
Zobaczył ich. Siedzieli przy ich ulubionym stoliku, popijając Mohito i śmiejąc się wesoło. Znów byli piękni i młodzi, tacy, jak pięćdziesiąt lat temu. Poczuł się nie na miejscu ze swoją starością, twarzą pooraną zmarszczkami i zgrabiałymi dłońmi. Już miał się wycofać, aby nie zakłócać im spokoju, swoim widokiem, kiedy jego wzrok padł na własną dłoń. Nie była już pomarszczona, a wręcz przeciwnie, była zadbana i młoda. Z niedowierzaniem przejechał nią po twarzy, jednak i tam nie wyczuł już zmarszczek, jego włosy, kiedy wiatr zwiał mu ja na twarz znów miały zdrowy platynowy odcień, a on sam czuł się młodo…Co się dzieje..pomyślał, jednak w tym momencie odezwał się głos, który przyspieszył rytm jego serca…
– Nareszcie jesteś, kochanie.- kobieta rzuciła się na jego szyję, całując namiętnie. Jej jędrne ciało oparło się na nim, a w nozdrzach znów poczuł jej zapach. To była ona, jego Hermiona.
– No, stary druhu!- zaśmiał się towarzyszący jej mężczyzna.- Długo kazałeś na siebie czekać, a mnie samemu się nudziło.
– Blaise.- szepnął, ściskając przyjaciela. Nie mógł uwierzyć w to, że oni tutaj są, że są z nim. A może… może, to on jest z nimi..
– Gdzie ja jestem?- zapytał, rozglądając się wokoło.
– Tu, gdzie twoje miejsce Draco.- szepnęła Hermiona.- Tu gdzie twoje miejsce..
Nieświadomie uśmiechnął się przez sen, a uśmiech ten pozostał na jego twarzy do samego rana, kiedy Julia zaniepokojona nieobecnością ojca na śniadaniu, przyszła sprawdzić, co się dzieje.
On już jednak nie słyszał jej płaczu. Nie wiedział też o tym, że kilka dni później na jego i Hermiony nagrobku wyryto napis SZCZĘŚLIWI, KTÓRZY UMIERAJĄC Z MIŁOŚCI. On był już tam, gdzie jego miejsce. U boku swojej ukochanej i starego przyjaciela. I znów był szczęśliwy…

KONIEC!!!
dede
hmm.. Przeczytałam i mam troche mieszane uczucia. Troche takie słodkie romansidło, przypominające właśnie tą telenowele brazylijską, o której była mowa. Wole jednak mniej "słodkiego" Draco i troche rozsądniejszą Hermione. Pare literówek dojżałam, na błędy jakoś za bardzo nie patrzałam. Końcówka była najlepsza, popłakałam się jak małe dziecko. smile.gif Motyw domniemanego wypadku Malfoya też mi się podobał.
Czekam na kolejne dzieło.
Hagrid
Wciągam sięsmile.gif
Kaśś
Niesamowity lukier, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Miło jest czasem przeczytać historię, która, wbrew szalejącej ostatnio modzie na dramaty, ma szczęśliwe zakończenie.

Czytałam jeden part za drugim, nie zatrzymując się na dłużej niż kilka minut. Chyba ludziom mojego pokroju potrzeba takiego romantyzmu wink2.gif
katbest
Yhm... podobało mi się. Inny pomysł, ale fajny. Brakowało mi większego punktu kulminacyjnego. Czegoś potężnego. Wypadek był po prostu zbyt "słaby" (mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi) smile.gif W pewnych momentach zaczynałam się już nudzić. Zamieszkali razem i żyli długo, i szczęśliwie - a ty ciągniesz to dalej i dalej, i BUM wypadek - Koniec.
Podsumowując - boski pomysł wink2.gif Podobało mi się. Coś innego, ale ... Nie przedłużaj. Trzeba szybciej robić wypadki, śmierci i kłótnie.
Pozdrawiam i życzę szczęścia.
Katbest tongue.gif
P.S. Masz świetne pióro i sporo pomysłów, ale brakuje ci edytora.
P.S. Zakończenie - mistrzostwo - popłakałam się smile.gif
To jest "lekka wersja" zawartosci forum. By zobaczyc pelna wersje, z dodatkowymi informacjami i obrazami kliknij tutaj.

  kulturystyka  trening na masę
Invision Power Board © 2001-2024 Invision Power Services, Inc.