pochwycimy wnet dziewicę,
z podstawówki, czemu nie?
z chloroformem rękawice.
Zapłodnimy ją zuchwale,
umazamy jej twarz w kale,
łańcuchami w mej piwnicy,
przykujemy ją na stałe.
Co dzień będzie ssać nam pałę,
to jedyny jej posiłek,
masz dożyć do porodu,
to jedyny twój wysiłek.
Jęki, zgrzyty, ból straszliwy,
uwierz mi, ja jestem miły,
gdybym złym człowiekiem był,
to bym kablem twe plecy bił.
Zaginione dziewczę w Faktach,
pokazują w dzień i w nocy,
szukają w rzekach, stogu siana,
nie znajdą jej do Wielkanocy.
Mija wnet kilka miesięcy,
nagie dziecko w ciąży klęczy,
środki poronne aplikujemy,
owoc tego wkrótce zbierzemy,
Wnet rozwarły się jej bramy hadesu,
u swych sił już była kresu,
różowe ciałko wystaje z otchłani,
ależ ja mam najebane w tej bani

Strumień juchy, mamy płoda,
matka martwa, leży jak kłoda,
wyborny obiad dzisiaj czuję,
płoda w spermie ugotuję.
Już mi pęka pod przykrywką,
zapach śmierci jest cudowny,
zmiksowany móżdżek płodu,
to po prostu smak wyborny.
Tak się kończy ta historia,
mój brzuch jest już napełniony,
czas zapłodnić nowe dziecko,
abym poczuł się spełniony.
Taki dość schizowy wierszyk, wymyślony wraz z kumplem na informatyce.