Przed wieloma laty, o odległym kraju żyło
sobie plemię ludzi. Plemię było bardzo szczęśliwe. Mieli swój własny, mały
teren a na nim domku zbudowane z drewna i słomy. Mężczyźni pracowali jako
myśliwi, a kobiety opiekowały się dziećmi i gotowały obiady. Przed jedna
chatka, która była koloru ciemno brązowego stała młoda dziewczyna.
Dziewczyna była ubrana w długie skórzane spodnie koloru brązowego, białą
koszulę, brązową kamizelkę i wysokie czarne buty. Była bardzo ładna. Miała
duże niebieskie oczy i jasne włosy, mogło to wskazywać na fakt że jest w
pewnym procencie elfką. Ale tego nikt nie był pewien. Kiedy tak stała i
przyglądała się pięknu lazurowego nieba( a było to jej ulubioną czynnością)
podszedł do niej młody chłopak.
- Heej Marion, czeeeść! –
zawołał aż nader wesoło.
Odskoczyła , wyrwana z zamyślenia i zamierzyła
się na żartownisia, ale na szczęście w pote zauważyła że to jej
przyjaciel
- O.. cześć Rob, dawno Cie nie widziałam.
Zatopili się w
rozmowie podczas której często się smiali, widac opowiadali sobie bardzo
wesoło historie. Wreszcie się pożegnali i rozeszli do swych domów.
Dziewczyna nie miała pojęcia że po raz ostatni widzi swego przyjaciela. Dnia
tego samego, późnym wieczorem nad wioską zawisło nieszczęście. Wrodzy
jeźdzcy zaatakowali wioskę i wybili wszystkich mieszkancow. Ocalala tylko
Marion, bo w pore zdazyla uciec, poza tym była bardzo sprawna i swietnie
strzelała z łuku, o walce na miecze nie wspominajac. Zabiła wielu wrogów,
miecz jej spłyną czerwoną krwią. Kiedy była bardzo daleko od płonącego
miasteczka zsiadła z konia i rozpłakała się. Płakała tak dośc długo, choć z
natury nie była skłonna do łez. W tym momencie dostrzegł ją młody mężczyzna,
przechodzcy akurat tym lasem.
- Chej , czemu płaczesz- pod wpływem jego
głosu Marion dumnie wyprostowała głowę, mężczyzna zauważył jaka była piekna
i od razu stał sie milszy.
- Witaj... nazywam się Maurerinuss –
rzekł dostojnie. – Chcesz to możemy razem ruszyc w droge, podążam do
miasta opodal, słynącego z tajemniczych zjawisk, się tam
dziejących.
Marion stwierdziła, że nie ma nic lepszego do roboty więc
zgodziła się iść z nowym znajomym. Poza tym był bardzo przystojny. Wysoki i
szczupły, miał brązowe włosy i zielone oczy i bardzo łądne zęby. Opowiedział
jej że w mieście do którego idą ma dostac pracę, bo jak się okazało był
wiedźminem
Marion troche se zlakła tego wyznania, bow iedzmini byli
niebezpiczni z natury, rodzice jej opowiadali, na samo wspomnienei poczuła
znów smutek. Jednak Maurerinus chyba zauważył jej zdołowaniei domyślił się
co jest tego powodem. Dlatego nie wypytywał jechali więc w milczeniu przez
dzikie ostępy, mrocznego lasu, aż wyjechali na piaszczystą drogę prowadząca
do małego miasteczka. Kiedy w końcu zaneleźli się w osadzie, jasnowłosa
marzyła tylko o tym by coś zjeść. Nowy znajomy zaprowadził ją więc do
pobliskiej karczmy. Gospodyni okazała się bardzo miłą i nawet dała jej
lukrowe ciasteczka na deser, natomiast płatny zabójca bestii zatopił się w
rozmowie z podejrzanie wyglądającym człowiekiem, człowiek ten raz po raz
zerkał na Marion. Nie wiedziała co jest tego powodem... co prawda mężczyźni
często jej się przyglądali bo była oszałamiająco piękna. Ale ten obdartus
wydał jej się podejrzany, odwrócił więc głowę z pogardą. Po chwili
siedzenie w karczmie znudziło jej się, wiec wyszła przejśc się po okolicy.
Chodziła tak i rozmyślała o swych własnych sprawach, wspominała rodzinny dom
i przyjaciół i marzyła o zemście. Nie wiedziała kiedy na dworze zrobiło się
ciemno. Co gorsza, nie potrafiła w żaden sposób stwierdzić jaką drogą ma
wrócić do karczmy. Jej wzrok przykuło za to coś innego. Stała przed
niewielką kaplicą. Marion była z natury odważna więc śmiało weszła w jej
progi. Poczuła jak emanuje wkoło niej energia. W końcu bya potomkiem elfów i
odziedziczyła magiczną moc. Przystanęła przed marmurową tablicą na której
wyryte były znaki. Marion była nie tylko piękna, ale i bardzo mądra, jej
pasją było czytanie ąg, więc szybko rozpoznała że to starożytne runy elfów.
Już miała zamiar odszyfrować napis kiedy krew w jej żyłach zmroził cyniczny
głos.
- Oj chyba nie uda ci się odszyfrować runów!
Marion
odwróciła się błyskawicznie, za nią stał mężczyzna który przyglądał się jej
w karczmie, był ubrany na czarno i miał wściekle płonące, jasne oczy. Mógłby
być przystojny gdyby nie złośliwy grymas.
- Co tobie do tego?!
– warknęła niegrzecznie. Nie mogła użyć swego miecza bo złamała go w
walce z najeźdźcami jej wioski, najprawdopodobniej o czyjś chełm. Cofnęła
się więc tylko. Mężczyzna w czerni uśmiechnął się jadowicie i zaczął do niej
podchodzić. Marion chciała uskoczyć, ale był sprawniejszy. Przywrócił ja na
ziemię i zdarł jej białą bluzkę, chcąc zapewne uczynić na niej czyn
nierządny. Marion jedyne co mogła zrobić to przeraźliwie krzyknąć. Wydało
jej się, że w tym okrzyku zebrała się cała jej elfia moc, że przodkowie
pomagają jej zza światów. Krzyczała więc tak i w ostatniej chwili
spostrzegła że może krzykiem modulować w naprawdę bardzo silny sposób.
Zwiększyła więc częstotliwość dźwięków co sprawiło że napastnik odskoczył,
ściskając skronie z bólu. Zatrzęsły się mury kaplicy. Marion w ostatniej
chwili zdołała wybiec. Kamienna kaplica zawaliła się, grzebiąc pod sobą
złego napastnika. W tym momencie pojawił się jej przyjaciel, wiedźmin
-
Nic ci się nie stało? – zapytał.
- Nie – odpowiedziała lekko
roztrzęsiona.
- tamten człowiek już nie żyje – dodała.
- To...
to nie jest człowiek – powiedział spokojnie mężczyzna rozglądając się
wkoło.
Nie mylił się. Za to Marion myliła się mówić, że jej napastnik
zginął. Zatrzęsły się ruiny i nagle wyłonił się z nich potworny kształt. Był
wielki i oślizgły, posiadał niezliczoną ilość czerwonych ślepiów i długie
na kilka cali kły. Sunął prosto na dziewczynę. Marion poczuła znów moc, nie
była już człowiekiem, była teraz elfką, Była królowa elfek! Córka Emmyre
–her- królowej elfów.
- Ja odciągnę jego uwagę a ty atakuj -
zawołała do przyjaciela. Jak zawołała tak zrobiła. Długie macki potwora
kilka razy smagnęły jej gibkie ciało, ale niemal natychmiast zostały
odrąbane przez Maurerinussa.
Potwór zajęczał wściekle
- Co to kurwa
ma być, nędzne ludziki???– zabulgotał w demoniczny sposób.
Ku
przerażeniu przyjaciół demon był bardzo potężny i rósł coraz bardziej, w
pewnej chwili wyrwał więc z dłoni mężczyzny i zaśmiał się okrutnie
-
Hahahahahahahaha, śmierdzący ludziki, teraz Cię kurwa zdepcze a potem
przechendożę twoją dziwkę hahahahahah!
Słowa te rozwścieczyły Marion.
Na jej pieknej twarzy ukazał się grymas złości. Zebrałą swą ebergie i
wyówiła magiczne słowa - elllisa awer!!! W tym momencie wielka
wiązka mocy elektrycznej ugodziła potwora w samo serce. Zabulgotał wsciekle
i w tym samym momencie rozerwał się na tysiąc małych kawałeczków, opryskując
wszystko czarną krwią. Dziewczyna osunęła się na ziemię bez sił. Młody
mężczyzna podbiegł i złapał ja w ramiona
- Och Marion... ocaliłaś nas,
ocaliłaś!!!
- Uśmiechnęła się leciutko, przytulając do jego
piersi. Poczuła, że zaistniało dla niej nowe
przeznaczenie, nowa
droga... u boku tego przystojnego wiedźmina.
- Marion... chciałem Ci to
powiedzieć od razu... kocham Cię.
- Ja ciebie tez kocham - rzekła, po
czym ich gorące usta zjednoczyły się w namiętnym pocałunku
miłości
Finito